Zdobył bajeczną fortunę, żeby odbudować Polskę!
Historia życia Erazma
Jerzmanowskiego to prawdziwy amerykański sen. W ciągu kilkunastu lat, od
przysłowiowego „zera”, stał się trzecim najbogatszym człowiekiem w
Ameryce! Zdobył pozycję potentata w amerykańskim przemyśle gazowym. Po
drodze przeprowadził rewolucję technologiczną i rozświetlił Amerykę!
Zgromadził ogromny majątek, ale go nie roztrwonił. Nie szczędził grosza
na działania charytatywne, a zawrotną sumę przeznaczył na działalność
niepodległościową. Pozostawił po sobie nagrodę swojego imienia, którą
nazwano „Polskim Noblem” o wartości w przeliczeniu odpowiadającej
dzisiejszym ok. 60 milionom złotych!
Młody, 27-letni Erazm Józef Jerzmanowski
w 1871 r. stał na rozdrożu życia. Był już weteranem dwóch wojen w
stopniu oficerskim. Na klapie jego marynarki błyszczała w słońcu Legia
Honorowa. Skończył renomowane studia na politechnice w Paryżu. Rozpoczął
pracę w firmie Tessie du Motay, zajmującej się produkcją gazu do
oświetlenia. Miał szlacheckie pochodzenie i wspaniałe rodzinne tradycje.
Do pełni szczęścia brakowało mu już chyba tylko żony i rodzinnego
ciepła. Jednak młodemu paniczowi spędzał sen z powiek, powracający widok
rodzinnych stron, do których nie mógł wrócić. Jako uczestnik powstania
styczniowego był emigrantem, tułaczem na francuskiej ziemi, bez prawa
wstępu do ojczyzny. Jak wielu innych szalonych wizjonerów, chciał
zmienić otaczającą go rzeczywistość – dopasować ją do swoich marzeń.
Pragnął zmienić świat. Szczególnie bliskie mu były losy kraju, z którego
pochodził. Znalazł receptę, jak odmienić jego ciężkie położenie i
wydźwignąć go spod jarzma niewoli. „Zdobyć fortunę […] Pragnąłem
fortuny, bo czułem, że to jest ta potęga, której nam potrzeba, jeżeli
istotnie przewodniczy nam zamiar odbudowania Polski” – mówił wiele
lat później, podczas obchodów 24. rocznicy powstania styczniowego w
Nowym Jorku. Jeszcze w tym samym roku jego pracodawca polecił mu pakować
walizki! Miał jechać w delegację za „wielką wodę”. Erazm pożegnał
Europę i wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie miało się spełnić jego
marzenie o bajecznej fortunie!
„Polski baron”
1 marca 1889 r. na pierwszych stronach
amerykańskich gazet opublikowano news informujący o wielkiej transakcji
finansowej w Indianapolis. Nic dziwnego, bo w grę wchodziła okrągła
sumka, która rozbudzała wyobraźnię. Jeden z dziennikarzy informował, że „nowojorscy
kapitaliści, właściciele <<Equitable Gas Light Co>>
zakupili największe fabryki tutejszych stowarzyszeń gazu naturalnego i
zakładając największe stowarzyszenie gazu naturalnego – zapłacili $
2 000 000. Głównym akcjonariuszem jest baron Jerzmanowski”. Ta
niebotyczna kwota to dzisiaj w przeliczeniu ok. 55 milionów dolarów! A
wypadałoby dodać, że to tylko jedna z wielu inwestycji naszego rodaka.
Nazwisko Jerzmanowskiego było już wtedy znane w świecie wielkiej,
amerykańskiej finansjery. Co rusz pojawiały się o nim informacje w
prasie. Wieści zza oceanu o wielkim Polaku docierały również do jego
rodzinnego kraju. Tę nietuzinkową postać nazywano „polskim baronem”. W
tym przydomku tkwiło ziarnko prawdy, gdyż w żyłach Jerzmanowskiego
płynęła błękitna krew, ale pomimo tego sam nigdy się tak nie tytułował i
nie chełpił wysokim pochodzeniem. Swoje finansowe eldorado zbudował
ciężką pracą. „Zaliczany był do najbogatszych ludzi amerykańskiej
finansjery końca lat osiemdziesiątych XIX wieku. Do niego należała
znaczna część akcji wielu kompanii i wytwórni gazu; a prasa ówczesna
całego świata wciąż donosiła o największych transakcjach finansowych w
przemyśle gazowniczym, w których głównym akcjonariuszem był Erazm Józef
Jerzmanowski” – pisał Roman Rozlachowski. Swoją wielką przygodę w
Ameryce rozpoczął od Buffalo. Jako przedstawiciel francuskiej firmy miał
wprowadzić na rodzimy rynek oświetlenie gazowe. Wkrótce przeniósł się
do Nowego Jorku. Amerykanie doszli do wniosku, że technologia Francuzów
jest zbyt skomplikowana i nieopłacalna. Nasz bohater ją uprościł. W
latach 1876-1886 opatentował 17 wynalazków z dziedziny gazownictwa.
Jako obywatel amerykański (od 1879 r.) w
Nowym Jorku założył miejską kompanię gazową i pełnił funkcję
wiceprezesa Towarzystwa Gazowego „Equitable”. W 1882 r. został
współwłaścicielem „Equitable Gas Light Company”, którą przez trzynaście
lat kierował jako prezes oraz wiceprezes. Założył kompanie gazowe w
Chicago i Baltimore, Nowym Jorku, Indianapolis. Wybudował największe
wytwórnie gazu w Indianapolis, Brooklynie, Troy, Albany, Yonders, Utica,
Memphis, Lafayette, Longansport. Współzakładał „Carbite Calcium and
Acetylen Company”. Został również wybrany na prezesa przez akcjonariuszy
wielkiej kompanii „Chicago Gas Light &Coke Co”. Jako pionier
amerykańskiego gazownictwa i właściciel firm, które dostarczały
oświetlenie gazowe dla wielu miast Ameryki, zyskał miano „Człowieka,
który oświetlił Amerykę”. Wszystkie te sukcesy sprawiły, że dorobił się
wielomilionowego majątku i miał trzecią co do wielkości fortunę w USA,
natomiast pierwszą wśród amerykańskiej Polonii. Mieszkał w pięknym domu w
Nowym Jorku przy Madison Ave 818 razem z żoną – Anną z Koesterów
(Amerykanka niemieckiego pochodzenia). Pod koniec lat 80. XIX w. był
jednym z najbogatszych Amerykanów, piastował wysokie stanowiska, miał w
garści portfel dobrze prosperujących firm, wspaniały dom, pełne konto w
banku, piękną i mądrą żonę, wpływy, kontakty. Osiągnął niemal wszystko,
co sobie wymarzył. Spełnił swój amerykański sen. Jednak nadal czegoś mu
brakowało.
Etap przejściowy
„Nie wierzę w przyszłość naszą w
Ameryce. Jest nas obecnie coś około miliona. Ci, co przebywają, ostać
mogą, bo Polakowi angielszczyć się nie tak łatwo, zresztą bronią go od
tego stowarzyszenia, pisma, szkoły, kościoły polskie. Ale następne
pokolenie zginie, bo je wir życia praktycznego zmaterializować i
zamerykanizować musi” – mówił w 1888 r. w wywiadzie dla polonijnej
gazety w Paryżu. Osiągnął wielki sukces za oceanem, ale innych Polaków
nie zachęcał do emigracji. Arogancki milioner, który sam pławił się w
luksusach, natomiast własnym rodakom, którzy marzyli o swoim
amerykańskim śnie, odbierał nadzieję na lepszą przyszłość. Szczyt
arogancji i hipokryzji. Nic z tych rzeczy. Jerzmanowskiemu zależało na
tym, żeby Polacy żyli i mieszkali u siebie, najlepiej rzecz jasna w
niepodległej Polsce. Podkreślał, że to tylko mit łatwych, szybkich i
wielkich pieniędzy w USA. W rzeczywistości każdy musiał zmierzyć się z
dużymi trudnościami w znalezieniu pracy. Brak wiedzy o panującej tam
sytuacji i nieznajomość języka narażały Polaków szukających lepszego
życia na ogromne niekiedy przykrości, niedostatek i ciężką, słabo
opłacaną pracę. Zamiast amerykańskiego snu – nędza, bieda i
wykorzystywanie w robocie. Jego apele jednak na nic się zdały. Do USA
waliły tłumy Polaków. Nie zostawił ich jednak na pastwę losu i na żer
amerykańskich kapitalistów, nomen omen swoich kolegów. „Pobyt na ojczyźnie traktował zawsze jako etap przejściowy – nadmienia wspominany wcześniej Rozlachowski. Za
naczelne zadanie dla każdego Polaka uznawał działanie na rzecz
ukochanej ziemi ojczystej […] Jerzmanowski robił bardzo wiele, aby ulżyć
doli przybyłych Polaków na obcej im, amerykańskiej ziemi”. „Polski
baron” wydawał krocie na działalność dobroczynną i sam osobiście
angażował się, tak jakby miał wiele wolnego czasu, w inicjatywy
społeczne. Nie mógł patrzeć na biedę Polonii i na to jak się ze sobą…
żre. Zasiadał we władzach organizacji społecznych i politycznych,
zrzeszających Polaków w USA. Jego celem było zjednoczenie podzielonej i
skłóconej polskiej emigracji. Wielu uważało go za swojego duchowego i
materialnego opiekuna. Prowadził biura pomocy i pośrednictwa pracy dla
nowo napływających imigrantów. Zakładał czytelnie polskie i ochronki,
wspierał budowę szkół parafialnych. Fundował polskie wystawy w muzeach
na całym świecie. Ofiarował ogromne kwoty pieniędzy na polskie muzea,
towarzystwa, wystawy krajowe i szereg różnych inicjatyw. Liczono się z
nim bardzo, nie tylko w polskich kręgach. Dobrym tego przykładem jest
sprawa udziału Polaków podczas wystawy światowej w 1893 r. w Chicago.
Pomimo protestów państw zaborczych „załatwił” polskim artystom –
obywatelom państw zaborczych, udział w wystawie jako osobna grupa
narodowa, a nie jako przedstawiciele obcych państw. Organizatorzy,
wiedząc, że Jerzmanowski to wpływowa figura, wzięli pod uwagę jego
prośbę i ją spełnili. Oprócz działalności charytatywnej, wspierał
również inicjatywy kościelne. Był gorliwym katolikiem. Zdawał sobie
sprawę, że jednym z najważniejszych fundamentów życia na emigracji jest
Kościół Katolicki. Ufundował Kościół św. Antoniego z Padwy w Jersey
City, który działa do dziś i jest centrum życia polonijnego oraz Kościół
św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Nowym Jorku. Działalność
charytatywna, jak i na polu kościelnym sprawiła, że otrzymał odznaczenie
od papieża Leona XIII – Order św. Sylwestra za zasługi dla Kościoła
Katolickiego. Był to pierwszy przypadek, żeby osoba świecka z USA
otrzymała to wyróżnienie. O wydarzeniu pisała w czerwcu 1889 r. cała
amerykańska prasa i polonijna. Odznaczenie miało również ogromny
wydźwięk polityczny – świat mówił o wielkim Polaku, którego ojczyzny nie
było na mapie Europy.
„Polski Nobel”
„Stanie się więc w ten sposób dzieło
piękne: nie tak wielkich rozmiarów jak nagrody Nobla, nierozciągające
się na cały świat, ale podobne duchem i celem, a dla narodu polskiego
ważne, dla swego założyciela chlubne” – mówił w 1913 r. prezes
Akademii Umiejętności Stanisław Tarnowski podczas inauguracji
działalności fundacji im. Erazma Jerzmanowskiego. Było to największe
dzieło życia Jerzmanowskiego. Spełniony zawodowo, syty dni, w 1896 r.
zdecydował się wrócić do kraju. Mógł ze względów politycznych osiedlić
się jedynie w Galicji. W Prokocimiu pod Krakowem nabył za 150 tys. koron
majątek ziemski z zabudowaniami dworskimi i pałacem oraz 10-hektarowym
parkiem. Pałac przebudował, wzbogacając go o nowoczesne instalacje –
elektryczność, centralne ogrzewanie, wodociągi, kanalizację. Dobudował
zespół murowanych budynków folwarcznych. We wsi ufundował budynek szkoły
ludowej. Żył tutaj razem z żoną. Dalej wspierał hojnie stowarzyszenia,
kasy zapomogowe, szkoły ochronki, przytuliska m.in. dla weteranów
powstań narodowych, biblioteki, organizacje kulturalne, muzea, teatry i
wystawy. Wspomagał wielodzietne rodziny chłopskie, działaczy polskich
m.in. Zygmunta Miłkowskiego – działacza i pisarza „Teodora Tomasza
Jeża”, organizatora Skarbu Narodowego, czy też Karola Lewakowskiego,
który zasłynął w parlamencie austriackim protestem przeciw uczczeniu
pamięci cara Aleksandra III w 1894 r. Zmarł 7 lutego 1909 r. w
Prokocimiu. W pogrzebie uczestniczyły tłumy krakowian. Nie doczekał
niepodległości, ale jego praca wydała owoc.
Na mocy spisanego przed jego śmiercią
testamentu, Akademia Umiejętności (od 1918 r. Polska Akademia
Umiejętności) otrzymała od Jerzmanowskiego 1, 2 miliona koron na
utworzenie fundacji imienia Erazma i Anny Jerzmanowskich. Treść
testamentu brzmiała następująco: „Co roku ma być wypłacana jedna
nagroda pieniężna w wysokości 9/10 części całego dochodu z majątku
fundacyjnego Polakowi względnie Polce, urodzonemu względnie urodzonej w
granicach Polski 1772 roku, religii rzymskokatolickiej, który względnie,
która przez swe prace literackie, naukowe lub humanitarne, dokonywane z
pożytkiem dla ojczystego kraju, potrafił lub potrafiła zająć wybitne
stanowisko w społeczeństwie polskim”. Kwota 1,2 miliona koron to
równowartość 365 kg złota, czyli dzisiejsze 62 mln złotych! Fundatora
szybko okrzyknięto „Polskim Noblem”. Po raz pierwszy nagrodę przyznano w
1915 r. Laureatem został ks. metropolita krakowski – Adam Stefan
Sapieha, którego wyróżniono za pracę na rzecz polskich uchodźców podczas
I wojny światowej. Nagroda wyniosła 44 tys. koron (dzisiaj ok. 2
milionów złotych!) Przyznawano ją najpierw co roku, a później co 3 lata.
Ostatniego laureata wyróżniono w 1938 r. Wybuch wojny, a następnie
komunistyczne rządy zaniechały tę działalność. Postać fundatora nijak
pasowała do wzorca nowego człowieka PRL.
Niewygodny dla komunistów
„Erazm Jerzmanowski został skazany w
PRL na zapomnienie. Nie przystawał bowiem do upowszechnianego wówczas
wzorca człowieka i obywatela ani jako gorliwy katolik, który dokonał
licznych fundacji nie tylko humanitarnych, ale także kościelnych, ani
jako <<jednostka>>, która dzięki własnej wiedzy i
przedsiębiorczości doszła do wielkiej fortuny” – te słowa skreślił
wybitny historyk, profesor Jerzy Wyrozumski. Jerzmanowski był
zdeklarowanym przeciwnikiem myśli socjalistycznej, o czym wielokrotnie
mówił podczas swoich przemówień. Na wiele lat jego postać została
zapomniana. Dopiero po 1989 r. pamięć o nim przywracają Towarzystwo
Przyjaciół Prokocimia oraz reaktywowana Polska Akademia Umiejętności.
PAU postanowiła odnowić Nagrodę im. Erazma i Anny Jerzmanowskich. Dzięki
wsparciu władz samorządowych została po raz pierwszy przyznana w 2009
r. Jest corocznie uroczyście wręczana na Zamku Królewskim na Wawelu
przez Marszałka województwa małopolskiego i prezesa PAU. Jej wysokość
to 100 000 zł. Pierwszą laureatka nagrody została w 2009 r. Janina
Ochojska.
Wpis powstał na podstawie:
Erazm Józef Jerzmanowski 1844-1909. Życie i dzieło, red. T. Skrzyński, Kraków 2012.
Polski Słownik Biograficzny, t. XI, 1964-1965.
Między nauką a oświatą. Na styku szkolnictwa wyższego i średniego w Galicji na przełomie XIX wieku i XX w. Materiały konferencyjne, pod red. L. Faca, Przemyśl 2003.
A. S. Więch, Erazm Jerzmanowski – „polski Nobel”, który oświetlił Amerykę, http://nowahistoria.interia.pl. Dostęp 10.IV.2017 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz