Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 5 kwietnia 2025

Dzieci z Czarnobyla na Kubie









przedruk




Dzieci Czarnobyla na Kubie


3 sierpnia 2021



Kuba była jedynym krajem, który zorganizował kompleksową i bezpłatną opiekę medyczną dla dzieci z terenów dotkniętych awarią elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Według kubańskiego ministerstwa zdrowia w latach 1990-2011 z programu pt. „Dzieci Czarnobyla” skorzystało około 26 tysięcy osób.


„Wszystkie wyjazdy pozostawiły wspaniałe wspomnienia”

– Nie było poczucia, że jesteśmy w szpitalu. Nawet dzieciom w ciężkim stanie to się podobało – mówił w rozmowie z serwisem ukraińskim BBC Roman Gerus, jeden z uczestników kubańskiego programu. Chłopak był na Kubie trzykrotnie. Gdy miał 12 lat, spędził tam pół roku. W wieku 14 lat wyjechał na trzy miesiące, a rok później na 45 dni.

– Miałem 10 czy 11 lat, kiedy lekarze odkryli białe plamy na mojej skórze. To było bielactwo. Próbowano to leczyć na Ukrainie, ale lekarze powiedzieli, że potrzebuję bardzo drogich leków i nie mogą zagwarantować, że są w stanie mi pomóc – wspominał.

Wtedy rodzina chłopca dowiedziała się o kubańskim programie medycznym. Po półrocznym oczekiwaniu przyjęto go na leczenie. Chłopak trafił do Tarary – małej miejscowości wypoczynkowej w odległości 30 kilometrów od Hawany. Niegdyś odpoczywali tam bogaci Kubańczycy, ale po rewolucji 1959 r. Tarara stała się ośrodkiem kilku obozów dla dzieci i młodzieży.

– Po mojej drugiej wyprawie wszystkie białe plamy zniknęły. Brałem leki, ale najlepszą kuracją było słońce. Dużo pływaliśmy. Wycieczki na plażę były częścią leczenia – mówił Gerus.


„Będziemy pomagać tak długo, jak to będzie potrzebne”

Serwis internetowy mk.ru przypomina, że kiedy w 1990 r. sztab kryzysowy ukraińskiego Komsomołu zaapelował do światowych przywódców o pomoc dzieciom z okolic Czarnobyla, odpowiedziała tylko Kuba. Co więcej kubański przywódca Fidel Castro zdecydował, że program leczenia dzieci z Białorusi, Rosji i Ukrainy będzie dla nich bezpłatny. Gdy dziennikarze pytali go o to, jak długo ta misja humanitarna będzie funkcjonować, odpowiadał: „Będziemy pomagać tak długo, jak to będzie potrzebne”.

Wedle szacunków przywoływanych przez rosyjski serwis, podczas ponad 20 lat trwania programu „Dzieci Czarnobyla” na leczenie dzieci z krajów byłego ZSRR kubańskie władze wydały 350 milionów dolarów.

Pierwsi pacjenci przybyli na wyspę 29 marca 1990 r. Wśród nich była Olena Mochnyk z Prypeci. Jej wspomnienia można przeczytać tutaj.

Z pierwszą grupą dzieci osobiście spotkał się z nimi Fidel Castro. Po latach mówił:

„Kuba samodzielnie pomogła większej liczbie „Dzieci Czarnobyla” niż jakikolwiek inny kraj na świecie. Media z północy o tym nie mówią. Zdobyliśmy przy tej okazji pewne doświadczenie”

 – słowa te pochodzą z przemówienia Castro, wygłoszonego 28 listopada 1997 r. na zakończenie VI Międzynarodowego Seminarium Podstawowej Opieki Zdrowotnej.



Leczenie

Według kubańskiego rządu blisko 26 tysięcy osób otrzymało pomoc, z czego 84 proc. stanowiły dzieci. W kompleksie Tarara, gdzie przyjmowano pacjentów, działały domy mieszkalne dla dzieci i towarzyszących im osób dorosłych, dwa szpitale, przychodnia, a także szkoły, parki i teatr.

Jak wylicza BBC diagnozy były różne – od raka i porażenia mózgowego, po choroby układu pokarmowego i zaburzenia psychiczne.

Pacjenci byli podzieleni na cztery grupy:

osoby z poważnymi chorobami, które wymagały hospitalizacji (pozostawały na wyspie tak długo, jak to było konieczne, aż do wyzdrowienia)
osoby z patologiami, które wymagały opieki szpitalnej, a nie został uznane za poważne (leczenie trwało 60 dni lub więcej)
osoby, które mogły być leczone w warunkach ambulatoryjnych (leczenie trwało od 45 do 60 dni)
osoby stosunkowo zdrowe (leczenie również trwało od 45 do 60 dni)

Na łamach „Kijowskiego Politechnika” (nr 35/2010), czasopisma Narodowego Uniwersytetu Technicznego Ukrainy – Politechniki Kijowskiej, możemy przeczytać, że na Kubie wykonano siedem przeszczepów szpiku kostnego u pacjentów, 14 skomplikowanych operacji serca, 26 operacji ortopedycznych, 38 operacji okulistycznych, 5 operacji plastycznych, 2 przeszczepów nerki i 2 operacji neurochirurgicznych.



Kontrowersje

Artykuł BBC wspomina o kontrowersjach związanych z wyjazdami na Kubę. W pierwszych latach po rozpadzie ZSRR wielu osób nie było stać na kupno biletu lotniczego. Nie było też jasne, jak przebiegała selekcja pacjentów, a wiele dzieci nie pochodziło z rodzin o niskich dochodach. 

„Mimo to na Ukrainie i w innych byłych republikach radzieckich program do dziś postrzegany jest pozytywnie i nie ma twardych dowodów na korupcję” – czytamy.

W maju 2019 r. Ukraina i Kuba ogłosiły zamiar ponownego nawiązania partnerstwa, choć na mniejszą skalę.



„Dzieci Czarnobyla” na Kubie – Licznik Geigera


O koronacji








przedruk


Czym naprawdę jest koronacja? 


Odpowiada prof. Marek Kornat




Koronacja jest związana z Kościołem Rzymskim, a nie ze zgromadzeniami stworzonymi przez Marcina Lutra, Jana Kalwina czy innych im podobnych. W protestantyzmie koronacja została zachowana jako namiastka po to tylko, żeby zaspokoić ludzką wrażliwość. Ludzie chcieli bowiem to mieć, a władca też tego pragnął – mówi prof. Marek Kornat w rozmowie z Tomaszem Kolankiem.



Szanowny Panie profesorze, kilkukrotnie spotkałem się ze stwierdzeniem, że koronacja jest sakramentem. Czy to przenośnia, czy faktycznie koronacja to sakramentem?

Gdyby koronacja była sakramentem, musiałby być na to jakiś formalny akt Kościoła i to akt o randze doktrynalnej, a nie np. swobodna wypowiedź papieża w jakimś liście czy nawet kazaniu. Wtedy mielibyśmy osiem sakramentów świętych. Zapewne w opiniach ludzi średniowiecza (mówię tu o elitach państw chrześcijańskich) koronacja pretendowała do takiej roli. Wielu podchodziło do niej tak, jakby faktycznie był to dodatkowy sakrament, ale nie ma to nic wspólnego z formalnie zdefiniowaną nauką Kościoła o sakramentach. Mamy tu sytuację bez wątpienia podobną do nauki średniowiecznej o obowiązkach rycerza w obronie wiary. Uroczyste pasowanie na rycerza i pełnienie tej roli w wyobraźni średniowiecznej było pojmowane tak, jakby to był quasi-sakrament. Mamy jednak tylko siedem sakramentów. Koronacja i pasowanie na rycerza takimi nie są. Nigdy Kościół tego tak nie zdefiniował.


Jak w związku z tym definiowano koronację? Właśnie jako quasi-sakrament?


Nie, nie była tak definiowana. Koronację tłumaczyło się w najprostszy sposób, mianowicie chodziło o namaszczenie olejami świętymi osoby królewskiej, bo to jest istotą tej ceremonii. Wiąże się z tym odebranie przysięgi od monarchy-elekta, który w ten sposób uzyskiwał religijną sankcję swojej władzy. Religijna sankcja władzy królewskiej to jest nic innego tylko instytucja, która włącza monarchę-elekta w służbę Kościołowi i ludziom na wzór Chrystusa. Król to ma być alter Christus, drugi Chrystus. Jest to górnolotne określenie i oczywiście niezwykle mało monarchów dało po sobie poznać, że tak pełniło swój urząd. Tu jednak chodziło o ideę. Nie o praktykę, ale o ideę, bo każdy człowiek przecież grzeszy, a polityka jest wyjątkową zachętą do grzechu. Nie na darmo powiedział Max Weber, niemiecki socjolog, że kto chce się ćwiczyć w cnocie, nie powinien uprawiać polityki. Oczywiście mówił to jako liberał, więc jemu było łatwo rzucić takie słowa, ale chyba zgodzi się Pan Redaktor, że coś jest rzeczy. Polityka niestety sprzyja grzeszeniu. Niemniej jednak ideał chrześcijańskiego władcy jest ideą wpisującą jego służbę w naukę Chrystusa, służbę ludziom i Kościołowi na wzór Chrystusa.

Szczególnie daleko szła średniowieczna teologia władzy. Głosiła ona teorię „dwóch ciał króla”. Opisał ten fenomen z niezrównaną erudycją historyk liberalny Ernst Kantorowicz (wywodzący się z Poznania, ale był Niemcem, a ściślej Żydem niemieckim z asymilowanej rodziny). Mamy dwa ciała monarchy. Jedno fizyczne, drugie zaś duchowe a jest nim państwo. Państwo jest więc mistycznym ciałem króla, co imituje stosunek Chrystusa do Kościoła. Kościół jest przecież jego mistycznym ciałem, czego uczono ludzi, aż do obecnych czasów, kiedy w wyniku liberalnego przewrotu w Kościele zaczęto głosić teorię tzw. Ludu Bożego, ale to tak na marginesie. Teoria dwóch ciał króla ma oczywiście kolosalnie wielkie konsekwencje dla legitymizacji władzy jako opartej o siłę nadprzyrodzoną, tj. sankcję Boską.

Święte oleje są ważniejsze od korony?

Tak. Są ważniejsze, ponieważ dopełniają ceremonię namaszczenia ciała monarchy. To jest to, co sprawia, że przez święte oleje działa łaska Ducha Świętego. Oleje święte są narzędziem Ducha Świętego. W sprawowaniu obrzędów koronacji występuje jedna fundamentalna różnica, mianowicie: olej katechumenów i olej, który służy do święceń, do sprawowania wszystkich stopni święceń – te dwa oleje były używane we Francji. W takim kraju jak Polska używano tylko jednego oleju, który służy do święceń. Trzeci olej oczywiście nie może być użyty, bo jest to olej chorych do sakramentu ostatniego namaszczenia.

Użycie oleju katechumenów w obrzędzie koronacji monarchów francuskich (od czasów karolińskich w Reims) wywodzi się z opowieści, że Duch Święty przyniósł tzw. św. ampułkę i namaścił głowę Chlodwiga w 496 r., kiedy dokonywał się jego chrzest.

Dodam jeszcze, że przy koronacji karolińskiej olbrzymie znaczenie ma litania do wszystkich świętych z wezwaniami zmienionymi. Zamiast „ora pro nobis” mamy „tu illum adiuva”. Wyraża ona dobrze intencje Kościoła walczącego na ziemi w historycznej chwili namaszczenia nowego monarchy. Ale jeszcze dobitniej wyrażają idę władzy królewskiej. Nazywamy je „laudes regiae”.



Kto dokonuje koronacji? Mam tutaj na myśli koronację katolicką, a nie koronację protestancką czy świecką. Swego czasu profesor Jakub Polit powiedział dobitnie: „Jak doskonale wiadomo nie istnieje ktoś taki jak król świecki, bo jeżeli ktoś tytułuje się królem świeckim, jak ma to miejsce chociażby w Skandynawii, to nie jest to król tylko pajac, który najprawdopodobniej sam nie wierzy w to, że jest królem”.

Mocne słowa, ale prawdziwe. Koronacja jest związana z Kościołem Rzymskim, a nie ze zgromadzeniami stworzonymi przez Marcina Lutra, Jana Kalwina czy innych im podobnych. W protestantyzmie koronacja została zachowana jako namiastka po to tylko, żeby zaspokoić ludzką wrażliwość. Ludzie chcieli bowiem to mieć, a władca też tego pragnął. To jest ta sama bajka, jak w przypadku Lutra, który sprzeciwiał się odarciu kościołów na przykład z obrazów świętych i wyrzucaniu ich na śmietnik. Jako heretyk uważał, że wówczas ludzie się odbiją od religii, nie będą wierzyć już w nic. Należy zmienić naukę (teologię), ale zostawić ile się da ze starych upiększeń, po to, żeby ludzie się przekonywali, iż nic wielkiego się nie zmieniło.

Odpowiedź na Pańskie pytanie nie musi być dwuczęściowa. Jeżeli chodzi o koronację cesarską, która po translacji idei imperium na Karolingów, a potem na królów niemieckich, to takiej koronacji dopełnić mógł jedynie papież jako Głowa Kościoła i Patriarcha Zachodu. Natomiast jeśli chodzi o koronację królewską, dopełnić może jej jedynie arcybiskup, który musi być metropolitą na terytorium kraju tego władcy. Nie może tego dopełnić zwykły biskup.

Wymaga to w przypadku tych koronacji, których dokonuje arcybiskup metropolita i tym samym ordynariusz głównej stolicy kościelnej na terenie kraju, z którego wywodzi się władca, zgody Biskupa Rzymskiego, czyli mandatu apostolskiego. Bez zgody Stolicy Apostolskiej koronacja nie jest nieważna sama w sobie, ale podpada pod ekskomunikę ten, który udzielił sakry królewskiej, jak i ten, który przyjął sakralne namaszczenie podczas tych ceremonii. Jeden i drugi zaciąga ekskomunikę bez konieczności orzeczenia Stolicy Apostolskiej. A więc potrzebny jest mandat apostolski jako warunek sine qua non.

W przypadku Polski kolosalne znaczenie ma oczywiście ustanowienie metropolii gnieźnieńskiej, bo gdyby metropolia gnieźnieńska ustanowiona nie była w 1000 roku z woli Ottona III i gdyby nie udało się w ten sposób wywalczyć tego wywyższenia Kościoła Polskiego, jakim jest własna metropolia, koronacje byłyby niemożliwe. Kościół niemiecki chciał uzależnić polską prowincję kościelną i po to właśnie Otto I ustanowił misyjne biskupstwo w Magdeburgu (nawet wbrew swoim hierarchom), żeby ono czuwało nad polską prowincją kościelną w roli zwierzchniej. Zakładało to ideę nie dopuszczenia do tworzenia nowych metropolii na wschód od Królestwa Niemieckiego.

Tutaj pozwolę sobie dopytać: czy Otto I chciał, żeby Polska tak jak Czechy stała się lennikiem Niemiec?

Tak jest! Otto I chciał podporządkować sobie Polskę jako lenno i rządzić nią według swojego uznania, a poza tym obsadzić stanowiska wyższe klerem niemieckim, który by świadczył posługę i sakramentalną, jak i nauczycielską miejscowej ludności. To się jednak Niemcom nie powiodło. Moim zdaniem, był to jeden z największych sukcesów Polski w naszych ponad 1000-letnich dziejach. Oczywiście zawsze możemy sobie wyobrazić, że gdyby nie doszło do męczeństwa św. Wojciecha i Zjazdu Gnieźnieńskiego oraz wielkodusznych gestów Ottona III, to być może sto lat później uzyskanie metropolii by się powiodło. Ale równie dobrze może by i tak długo jeszcze nie było… Otto III nam sprzyjał. Jako cesarz miał uniwersalną wizję chrześcijańskiej Europy. W wizji tej Galia, to znaczy Francuzi, Italia oczywiście, jego własny naród, czyli Niemcy a ponadto Słowianie, czyli Polacy i Czesi – tworzyliby tę Europę. Papież Sylwester II gorąco wspierał te plany. Był Francuzem, jak wiemy.

Uzyskanie prawa do ustanowienia własnej metropolii w Polsce było zrealizowane dwoma aktami. Najpierw cesarz się zgodził, przybywszy do Gniezna, a fenomenalne zdarzenie, jakim było męczeństwo Świętego Wojciecha to ułatwiło. Cesarz by nie przyjechał do Gniezna, bo i nie byłoby okazji. Nawet gdyby go Bolesław Chrobry zaprosił, to myślę, że nie znalazłby czasu, ale pokłonić się męczennikowi Wojciechowi i jego relikwiom Otton III uważał za obowiązek władcy chrześcijańskiego. I to był pierwszy akt. Drugi akt to synod w Rzymie. (Oczywiście synod był normalny, a nie coś takiego, jak maskarada w dzisiejszym Kościele). Wówczas papież konfirmował decyzję cesarską. Musimy oczywiście pamiętać, że w XI wieku występowało uzależnienie papiestwa od królów niemieckich, aż do fenomenalnego zrywu w obronie wolności Kościoła, który dojdzie do skutku za sprawą Grzegorza VII. Wszystkich papieży zatwierdzał cesarz.

Wywołał Pan Czechy, więc pozwolę sobie powiedzieć, że Czesi szli inną drogą, ponieważ są trzy ówczesne drogi zdobycia korony w naszej części Europy. Stefan Węgierski wyjednał sobie koronę bezpośrednio od papieża. Bolesław Chrobry zdobywał ją w skutek dosyć przypadkowych powikłań, jakimi były śmierć cesarza i śmierć papieża niemal równocześnie. Wówczas to książę Polski podejmuje samowolną decyzję o koronacji. Żąda koronacji i osiąga cel. Koronacja się dopełniła, a następnie została jakoś milcząco zatwierdzona. Zresztą król rychło zmarł.

Czeski książę Wratysław dostał koronę w trzeci sposób, nie wskutek powikłań przypadkowych tak jak Bolesław w 1025 roku i nie wskutek bezpośredniej akcji Stolicy Apostolskiej jak król Stefan, tylko w wyniku opowiedzenia się w walce z papieżem Grzegorzem VII po stronie cesarza Henryka IV. Cesarz ten, niejako w nagrodę, jako najwierniejszemu swojemu wasalowi, dał mu koronę królewską. I tak Czechy stały się królestwem. Czesi szli tu po najmniejszej linii oporu, ale skutecznie.

Wyjątkowe – jak widzimy – okoliczności towarzyszyły pierwszej koronacji monarchy polskiego. Później już polscy królowie nie zdobywali korony w takich powikłaniach. Mieszko II i Bolesław Śmiały, jak wszystko na to wskazuje, na pewno dostali mandat apostolski, żeby być ukoronowanymi. Do momentu tragicznej akcji zgładzenia biskupa krakowskiego Stanisława był najwierniejszym w Europie Środkowej aliantem wielkiego papieża Grzegorza VII i papież ten, jak wszystko na to wskazuje, bardzo sobie to cenił. Z nielicznych informacji jakie zachowały się dla nas, wiemy, że wysłał dwóch legatów do Polski, aby odbyli wizytację lokalnej prowincji Kościoła. Król się zgodził na to i kiedy ci legaci odkryli jakieś nieuczciwe postępki miejscowych biskupów i dwóch z nich złożyli z urzędu, po czym wyjechali do Rzymu, król absolutnie nie sprzeciwił się temu, chociaż ich mianował.

Panie profesorze, czy był jeden ceremoniał koronacyjny, czy może każdy kraj miał swój ceremoniał?

Ceremoniał koronacyjny był inny w Bizancjum, a inny był na Zachodzie. Na Wschodzie był on podporządkowany doktrynie teokracji bizantyjskiej, a na Zachodzie nie było teokracji, bo żaden z królów ani żaden z cesarzy nie ogłosił się kapłanem najwyższym. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, żeby to zrobić. Natomiast teologia definiowała władzę królewską jako udział w kapłańskiej władzy Chrystusa Pana. Udział, a tożsamość – to nie jest jednak to samo.

Ceremoniał karoliński musiał być bardzo skromny i jeszcze nie tak rozwinięty jak później. Koronacja w Boże Narodzenie Karola Wielkiego w roku 800 w Rzymie w starej Bazylice Konstantyna na Watykanie przez papieża Leona III musiała się odbyć w sposób prosty. Tam nie mogło być większych, bardziej rozwiniętych ceremonii, dlatego że źródła wspominają o zaskoczeniu króla Franków, który wkroczył do tego kościoła, aby wysłuchać pasterki. I tam włożył mu papież na głowę koronę. Natomiast w czasach Ottonów, po przelaniu władzy cesarskiej na królów niemieckich uległo to rozwinięciu jako ceremonia religijna. Notabene koronacje królów niemieckich nie odbywały się poprzez „automat”. Każdy z nich musiał odbyć specjalną wyprawę do Rzymu, gdzie trzeba było odprawić synod, który zwoływał papież. Na tym synodzie postanawiano o koronacji i odprawiano Mszę Świętą koronacyjną, koniecznie w święto.

Podczas koronacji Ottona I, potem Ottona II, Ottona III itd. tworzono już ceremoniał i ten ceremoniał polegał na takich elementach jak procesja wprowadzająca elekta, następnie czytanie mandatu apostolskiego w obecności papieża. Jeden z biskupów czytał ten tekst stwierdzający, że Najwyższy Kapłan zgadza się ustanowić cesarzem króla niemieckiego. Potem odbywał się tzw. egzamin z wiary. Polegał on na tym, że koronator, czyli papież, zadawał trzy pytania, a tak naprawdę cztery, bo trzecie było podwójne. Pytał, czy cesarz che służyć wierze katolickiej, czy chce umacniać Kościół Święty, wreszcie, czy chce rządzić sprawiedliwie i czy chce troszczyć się o pokój i bezpieczeństwo państwa. Na te pytania koronowany po łacinie odpowiadał trzykrotnie „Volo, volo, volo”, czyli „Chcę, chcę, chcę”. Następowało namaszczenie olejem świętym (głowy, piersi i rąk), a po namaszczeniu dalej toczyła się Msza Święta.

Kiedy wraz z królem koronowana była królowa, nie egzaminował jej konsekrator z wiary, ale odbywało się namaszczenie i włożenie na jej głowę korony. Osobna koronacja królowej była podobna, a odprawiano ją wówczas, gdy np. król ożenił się jakiś czas po wstąpieniu na tron jako kawaler czy wdowiec.

Należy z naciskiem podkreślić, że ubiór koronowanego monarchy w wybitny sposób imituje ubiór biskupa do mszy. Królowi zakładano albę. Płaszcz koronacyjny był po prostu kapą – identyczną jak taka, którą zakłada biskup do uroczystych czynności liturgicznych. Kapa była biała. Kolor złoty należy rozumieć jako wariant bieli. Król nie miał oczywiście na sobie ornatu, bo nie szedł do ołtarza składać ofiary. Nie miał infuły na głowie, bo nie był kapłanem. To w zasadzie jedyne różnice.

Ceremonia koronacyjna wyróżniała się przywilejem królewskiego spożywania komunii świętej. Monarcha nie podchodził do ołtarza. Tronował i do tronu zanoszono mu Ciało Pańskie. Król oczywiście przyjmował komunię na klęcząco. Trzymano się tu form karolińskich. Obrzęd ten zachowano i w papieskiej mszy koronacyjnej. Papieżowi komunię do tronu zanosili kardynałowie, chociaż sam konsekrował.

Koronacja wymagała mszy. W czasie Mszy główny akt był usytuowany między lekcją, a Ewangelią. Przed Ewangelią król-elekt był namaszczany. Po odprawieniu wszystkich części stałych Mszy, dopiero na sam koniec następowało włożenie korony. Potem śpiewano Te Deum laudamus, które kończy całą ceremonię. Konsekrator intonuje ten ambrozjański hymn.

Ten ceremoniał został potem przeniesiony na koronacje narodowe, takie jak u nas w Polsce, z tym, że u nas, to jest tak, że mamy b. skąpe wiadomości o formie koronacji piastowskich (chodzi mi o tzw. ordo coronationis). Wiadomo, że kiedy doszedł do władzy i tak mocno zaznaczył swoją obecność w naszej historii, jeden z największych mężów stanów Polski, czyli kardynał Zbigniew Oleśnicki – to przyczynił się do opracowania nowego polskiego ordo. Po śmierci Władysława Jagiełły (1432), przy koronacji Władysława, którego potem nazwano Warneńczykiem, zaznaczyły się jego wysiłki na rzecz swoistego skodyfikowania tych obrzędów, których potem już nie zmieniano głębiej aż do tragedii rozbiorów. Polskie ordo coronationis, czyli porządek koronacji, Zbigniew Oleśnicki poprawił, ale nie naruszył jego fundamentalnej struktury, czyli nie przeniósł, na przykład koronacji przed Mszę, nie wyprowadził jej poza Mszę. Na pewno korzystał ze znanego mu ordo coronationis królów czeskich. (Naonczas monarchia Karola Luksemburskiego na pewno była dla Europy Środkowej wzorem świetności). Wiedział bowiem, że koniecznie musi być Msza i koniecznie musi być święto przynajmniej drugiej klasy jak niedziela, ale może to być jak najbardziej święto pierwszej klasy, Boże Narodzenie na przykład. Notabene Boże Narodzenie ze względu na liturgię i królewską godność Chrystusa było szczególnie uczęszczane w przypadku takiej ceremonii jako moment bardzo dobry.



Koronacja Mieszka II odbyła w Boże Narodzenie, prawda?

Tak przynajmniej należy przypuszczać, bo to nie jest do końca jasne. Jeżeli przyjmiemy, że Bolesław Chrobry zmarł w czerwcu, to za nim nastąpił niezbędny obieg informacji, czyli wiadomość o śmierci króla musiała dotrzeć do Lateranu, a następnie stamtąd musieli posłańcy przywieźli list z mandatem apostolskim – nie jest możliwe, żeby to nie wymagało około pół roku przy ówczesnych warunkach. Więc tak by należało sądzić. Ale na przykład Władysław Łokietek był koronowany 20 stycznia (1320). To była wielka koronacja, wspaniała, bo Polska się odradzała przez nią jako zjednoczone państwo po tej tragedii rozbicia dzielnicowego. Ale to nie była w Kościele uroczystość większa niż „zwykła” niedziela (jedna z niedziel po Objawieniu Pańskim według mszału).

W wielkim Poście nie koronowano co do zasady, bo trzeba by założyć kolor fioletowy. To nie bardzo pasuje. To samo dotyczy adwentu. Poza tym wszystkie niedziele nadają się dobrze.

Podczas koronacji król miał chwytać za miecz i dokonać cięć na cztery strony świata, co oznaczało, że będzie bronił poddanych…

Poddanych i świętej wiary katolickiej.

A co jeśli nie bronili wiary? Czy mogły spaść na niego jakieś sankcje z ekskomuniką włącznie?

Historia średniowiecza zna – jak najbardziej – przypadki sankcji karnych Stolicy Apostolskiej (aż do ekskomunikacji włącznie) wobec władców chrześcijańskich ociągających się przed wyruszeniem na wyprawę krzyżową (Dotyczy to np. Fryderyka II jako cesarza w XIII w.). To zresztą nie jest nic odkrywczego.

Napoleon Bonaparte sam nałożył sobie na głowę koronę. Jak interpretowano ten gest? Czy łamiąc obowiązujący ceremoniał słusznie nazywa się go cesarzem?

Podkreślił w ten sposób, że nie bierze korony z rąk papieża (Piusa VII), ale ją sam sobie wkłada na głowę. Papież jedynie asystował tej koronacji w katedrze paryskiej Notre Dame 2 grudnia 1804 r. To był gest – jak myślę – mający pogodzić zasadę monarchizmu z rewolucją. Całe pierwsze i drugie cesarstwo Francuzów były takim usiłowaniem kompromisu między tymi koncepcjami. Proszę zwrócić uwagę, że Napoleon I proklamował się cesarzem Francuzów a nie Francji. Chciał podkreślić, że jest z woli narodu, a nie z łaski Bożej. Był człowiekiem wybitnym, ale człowiekiem rewolucji. Podobnie postępował Napoleon III.

Czy we współczesnym świecie istnieje jeszcze jakaś monarchia katolicka? Do niedawna uważałem, że taką jest Watykan, ale teraz mam co do tego poważne wątpliwości…

Po zafundowaniu sobie rewolucji – w skutek reform Soboru Watykańskiego II – Stolica Apostolska, ustami papieży i najwyższych hierarchów odżegnuje się od teorii monarchicznej władzy Biskupa Rzymskiego. Porzucenie tiary, sprzedanej przez Pawła VI – wyraża to najdobitniej. Co gorsza, o posłudze Biskupa Rzymskiego mówi się tak, jakby to była służba jedynie nauczycielska i mediacyjna w Kościele, a nie wyrażająca się w sprawowaniu najwyższej władzy, oczywiście in persona Christi.

Jak Pan myśli – dlaczego świat tak bardzo zachwyca się monarchią brytyjską i tylko brytyjską, a nie na przykład belgijską, hiszpańską, czy norweską?

Monarchia brytyjska zachowała obrzęd koronacji. W tym obrzędzie jest sporo tradycji. To bardzo cenne. Hiszpania czy Belgia nie odprawiają jej celowo, z rozmysłem. Zamiast koronacji urządza się przysięgę króla przed połączonymi izbami parlamentu. Chodzi o to, aby odciąć się od Kościoła i podkreślić laicki charakter państwa. To bardzo zła idea. Obydwa te państwa były katolickie. Belgia w ogóle powstała po to tylko, aby oderwać się od Holandii, w której przeważał protestantyzm. Taki był sens rewolucji wywołanej w r. 1830, która przyniosła nowe państwo na mapie Europy, a jego zaistnienie konfirmowało pięć ówczesnych mocarstw (tzw. pentarchia) siedem lat później.

Kto był ostatnim królem Polski? Tutaj głosy są mocno podzielone. Jedni powiedzą, że Stanisław August Poniatowski, inni że Franciszek Józef, kolejni że Aleksander I, a znam również takich, którzy wskażą Ferdynanda Augusta Wettina.


Cóż, ten ostatni był jedynie księciem warszawskim. Oczywiście, gdyby w roku 1812 Rosja została pokonana i powstało duże państwo polskie, mógł być kandydatem do tronu polskiego, chociaż jak wskazują poszlakowo źródła, Napoleon I raczej planował wstawić na ten tron swego brata Hieronima.

Aleksander I istotnie ogłosił się królem Polski. Było to istotne dopełnienie uchwał Kongresu Wiedeńskiego o utworzeniu państewka polskiego (tzw. Królestwa Polskiego), które miało być związane wieczystą, personalną, unią dynastyczną z Rosją. Tak naprawdę było to przypieczętowanie rozbiorów, bo ów gest przekonywał Europę, że w sumie to jakaś Polska powstaje, że odstępuje się od usiłowania wymazania jej imieniu z historii. Ale dla Polaków był to „ogryzek” dawnej Rzeczypospolitej, jak mówiono o Królestwie Kongresowym. Oczywiście sytuacja realnie by się zmieniła, gdyby Aleksander I przyłączył terytoria wschodnie, czyli Ziemie Zabrane (jak mówili Polacy) do Królestwa, czego jednoznacznie nie wyjawił. Występuje jednak przekaz źródeł, że rozważał to zrobić i na tę okazję rezerwował sobie odprawienie w Warszawie ceremonii koronacyjnej. Ostry sprzeciw rosyjskich elit państwowych podziałał na cara odstręczająco. Wyrażał go manifest historyka Nikołaja Karamzina. Do koronacji Aleksandra – człowieka osobiście życzliwego Polakom – nie doszło nigdy.

Koronacja Mikołaja I była koronacją napoleońską. Car wyjął koronę z rąk abp Jana Pawła Woronicza i włożył ją sobie sam na głowę. Zapewne nie chciał jej na głowie włożonej rękami katolickiego hierarchy. Woronicz odśpiewał modlitwę za panujących – według Pontyfikału rzymskiego. Nastąpiło zaintonowane przez arcybiskupa Te Deum. O żadnym namaszczeniu prawosławnego cara-króla mowy być nie mogło. To wszystko.

Franciszek Józef albo jego następca Karol I (notabene beatyfikowany przez papieża Jana Pawła II) mogli dopełnić koronacji na króla Polski, ale musiałoby nastąpić połączenie jakiegoś państwa czy państewka polskiego (wydartego Rosji) z Austro-Węgrami w czasie I wojny światowej. Tę ideę wyrażał program tzw. trializmu, czy przekształcenia monarchii habsburskiej w trójczłonową. Projekt nie był od początku realistyczny, chociaż popierali go polscy konserwatyści. Nie był realistyczny z trzech powodów. Przeciwne były mu Niemcy. Niechętnie odnosili się Węgrzy, bo chcieli zachować uprzywilejowaną pozycję w państwie dualistycznym. Last but not least, nadeszło osłabienie i rozkład wewnętrzny Austro-Węgier, któremu Karol I nie zdołał zaradzić.

Teza, iż carowie (Aleksander i Mikołaj) byli królami polskimi, jest dlatego nie dobra, bo sugeruje, że godzimy się z rozbiorami. W każdym razie afirmujemy porządek jaki one wytworzyły. To nie może być popierane. Jestem przeciwko tej koncepcji.

Widzimy wyraźnie, że system demokratyczny się wypala. Ludzie poszukują silnego lidera na trudne czasy, a te niewątpliwie nadchodzą. Może w związku z tym czas pomyśleć o przywróceniu monarchii katolickiej? Czy taki pomysł jest w ogóle możliwy do zrealizowania i urzeczywistnienia?

Władza bez sankcji nadprzyrodzonej sprowadza się do rządów na podstawie umowy społecznej w rozumieniu Rousseau (nie Hobbesa). To bardzo krucha władza. Jej uzasadnieniem jest liberalizm. W naszych czasach liberalizm stworzył jednak tzw. społeczeństwo wielokulturowe. Kościół zaś zafundował sobie rewolucję wewnętrzną i nie głosi już nauki i państwie katolickim. Tak powstała sytuacja bez wyjścia. Władza biorąca tytuł do rządzenia z teorii suwerenności ludu, a w praktyce czerpiąca swe uzasadnienie z głosowania – musi prowadzić politykę „koncertu życzeń”, czyli spełniania wszystkich możliwych postulatów, jakie wychodzą od ludu, czy też jego przedstawicieli dysponujących mediami, czy pieniędzmi, bo oni krzyczą najgłośniej. Często realizuje się nawet bardzo wątpliwe, czy też perwersyjne żądania. Nierzadko odsuwa się od rządzenia tych, którzy akurat mają jakiś pomysł na to rządzenie. W Polsce na przykład, jesienią 2023 r. ludność w głosowaniu powszechnym odrzuciła umiarkowanie konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości, fundując sobie to, co mamy, czyli panowanie szalejącego liberalizmu, pod znakami wściekłości i odwetu, walki z Kościołem, a przede wszystkim rezygnacji z niemal wszystkich ambitniejszych projektów państwowych.












Program konferencji
9.30 – 10.30
Rejestracja uczestników

10:30
Otwarcie konferencji przez p. Krzysztofa Bosaka, Wicemarszałka Sejmu RP

11.00 – 11.45
Wykład: prof. Grzegorza Kucharczyka
Świętość i suwerenność.
Jak i dlaczego powstało tysiąc lat temu Królestwo Polskie?

11:45 – 12:30
Wykład: prof. Jacek Bartyzel
Teologia polityczna Królestwa Polskiego.

12:30 – 13:00
Przerwa kawowa

13:00 – 13:45
Wykład red. Piotra Doerre
Monarcha – zwieńczenie państwa i narodu.

13:45 – 15:00
Przerwa obiadowa

15:00 – 16:30
Panel dyskusyjny pt.
Król nie umiera nigdy – dlaczego koronacja sprzed 1000 lat ma znaczenie dla Polaków żyjących w XXI wieku?

Udział biorą:
prof. Anna Łabno; red. Sławomir Skiba; prof. G. Kucharczyk;
prof. Jacek Janowski.
Moderator: red. Arkadiusz Stelmach

Prowadzenie konferencji: red. Paweł Chmielewski

Szczegóły i REJESTRACJA – kliknij TUTAJ

***

A już 12 kwietnia 2025 roku w Krakowie odbędą się wyjątkowe obchody Jubileuszu 1000-Lecia Koronacji Bolesława Chrobrego.

Gościem specjalnym konferencji będzie ks. prof. Tadeusz Guz. Oprócz kapłana swoje prelekcje wygłoszą: Sławomir Skiba; Piotr Doerre; Marcin Śrama; Sergiusz Muszyński; Tomasz Goździk; Aleksander Kowaliński; Krzysztof Kaniewski oraz Mateusz Kofin.

Mszę Świętą odprawi ks. Grzegorz Śniadoch.

Kliknij TUTAJ i pomóż nam w organizacji krakowskiego wydarzenia

12 kwietnia 2025 – Kraków
PROGRAM:

10:00 – Msza Święta
Kościół Niepokalanego Poczęcia NMP, ul. Kopernika 19

12:00 – Marsz Tysiąclecia
Rozpoczęcie na placu Matejki, zakończenie: plac Wielkiej Armii Napoleona

13:00 – Piknik rodzinny
plac Wielkiej Armii Napoleona

16:00 – Konferencja historyczna
Hotel Golden Tulip, ul. Krakowska 28

Kliknij TUTAJ i pomóż nam w organizacji krakowskiego wydarzenia










Czym naprawdę jest koronacja? Odpowiada prof. Marek Kornat - PCH24.pl




Obudźmy dzisiaj cały naród!







przedruki



W Gubinie ruszyła demonstracja przeciwko masowej migracji


05.04.2025 12:55


Dzisiaj w Gubinie o godz. 12.00 przy moście granicznym Bolesława Chrobrego rozpoczął się protest przeciwko nielegalnym imigrantom przerzucanym przez Niemców do Polski. Na zgromadzeniu pojawiły się tysiące mieszkańców Gubina i okolicznych miejscowości.




Demonstracja w Gubinie / fot. X R. Bąkiewicz


31 marca Robert Bąkiewicz, inicjator marszy w obronie zachodnich granic Polski przed nielegalnymi imigrantami przerzucanymi, często poza oficjalnym systemem, przez Niemców do naszego kraju, ogłosił kolejne zgromadzenie, tym razem 5 kwietnia w przygranicznym Gubinie.


Protest przeciw masowej migracji do Polski! Spotykamy się na granicy w Gubinie! Bądź z nami! To Twój obowiązek!


- apelował Bąkiewicz w mediach społecznościowych.



W Gubinie ruszyła demonstracja przeciwko masowej migracji

Niech nasi sąsiedzi Niemcy wiedzą, że jeśli sami wywołują tę wojnę, której przedmiotem i działaniem są ludzie, to tę wojnę my przyjmiemy i zwyciężymy. Donald Tusk i Rafał Trzaskowski, którzy są winni tej migracji, którzy tak naprawdę na nią przyzwalają, którzy wprowadzali pakt migracyjny, są również wewnętrznym zagrożeniem dla państwa polskiego. 

Niech słyszą, że naród się budzi! Nie tylko na granicy, budzi się w Radomiu, Siedlcach, Suwałkach, w Płocku, w wielu, wielu innych miejscach. Obudźmy dzisiaj cały naród! Tu dzisiaj w Gubinie idzie hasło "Narodzie! powstań do walki!"

– powiedział dzisiaj do zgromadzonych manifestantów Robert Bąkiewicz.



„Musimy zatrzymać nielegalną imigrację i podrzucanie do Polski z Niemiec przy akceptacji partii Tuska i Trzaskowskiego "inżynierów z Afryki”

– oznajmił uczestniczący w proteście poseł PiS Janusz Kowalski.


Demonstrujący wyrażają swój sprzeciw wobec unijnego Paktu Migracyjnego zobowiązującego państwa członkowskie UE do przyjmowania migrantów.

„Niemcy wpychają migrantów na siłę na terytorium Polski”

– powiedział Robert Bąkiewicz.


„Granica otwarta jak brama w stodole. Każdy może wjechać, jak chce... Czujecie się bezpiecznie?”

- czytamy na profilu Bąkiewicza na platformie X.




------------





Majdzik: Trzeba zamykać ludzi podrzucających migrantów z Niemiec.

Tłum skandował: Wojsko Polskie na granicę!



Straż graniczna powinna zamykać ludzi, którzy wrzucają do Polski nielegalnych migrantów" - mówił w Gubinie Ryszard Majdzik z Ruchu Obrony Granic. W tym przygranicznym mieście trwa protest "STOP zalewaniu Polski migrantami przez Niemcy", na który licznie przybyli patrioci, by wyrazić swój sprzeciw.

"Wojsko Polskie na granice" - skandowali uczestnicy protestu po słowach Majdzika.


Mateusz Tomaszewski 




Ryszard Majdzik - Ewa Bondaruk - niezalezna.pl



Od kilku miesięcy do Polski zwożeni są przez Niemcy nielegalni migranci. Choć rząd Donalda Tuska temu zaprzecza, to otwarcie o takim procederze mówią władze Berlina. W sobotę w Gubinie patrioci zebrali się powiedzieć stanowcze "nie" tym praktykom. Działacz "Solidarności" z czasów PRL Ryszard Majdzik podkreślał, że "razem, ale tylko razem zjednoczeni możemy wygrać".

Przypominał, że Polska to nie macocha, ale matka, która "chroni, broni, karmi i pokazuje jak walczyć z wrogiem, Rosją i Niemcami". 

Podkreślał, że straż graniczna w polskim mundurze powinna interweniować i zamykać ludzi, którzy wrzucają do Polski migrantów. 

"Wojsko Polskie na granice" - odpowiedzieli skandując protestujący. "Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz" - odparł Majdzik, do czego dołączył się tłum. 

Skandowano też nietypowe hasło dotyczące reparacji wojennych:

 "Helmut! Helmut! Nie udawaj. Ukradł dziadek - ty oddawaj!".

Jak słyszeliście w Telewizji Republika o rezolucjach, m.in. w Małopolsce. Złożyłem rezolucję w moim mieście, która przeszła tylko dwoma głosami, ale przeszła. Przeciwko przesyłaniu migrantów nielegalnych do ojczyzny. Jakie dostajemy teraz pisma? Burmistrzowie dostają je, żeby je odwołać, by nie miały podstawy prawnej, bo jak nie to nie dostaniemy pieniędzy z KPO na modernizację, czy na inwestycje w miastach. To jest dopiero wstyd!

– mówił Ryszard Majdzik.

"My nie padniemy na kolana. Nie są najważniejsze pieniądze, tylko ojczyzna" - dodał.



W Gubinie ruszyła demonstracja przeciwko masowej migracji

Majdzik: Trzeba zamykać ludzi podrzucających migrantów z Niemiec. Tłum skandował: Wojsko Polskie na granicę! | Niezalezna.pl




Przesmyk suwalski

 


Wiela się mówi w Polszcze o tak zwanym przesmyku suwalski.






Ja to tam sie nie znam, mondrzejsze ode mnie w tym telewizorze się wypowiadajo.

One ciągle gadajo i gadajo...

Nawet książki jakowe napisali o tym i owym.







A ja tak sobie myśla, nie, że jakbym ja miał z Rosji do Rosji się udać, to bym se narysował najpierw trase na mapie, zamiast mędrkować tyle o tym przesmyku.



I tak se myśle, nie, że ta Litwa przy Rosji to taka nie za duża jest, nie.
I że zamiast zdobywać jakiś tam przesmyk i bjować kłócić sie z Polsko, to ja bym se zdobył całą... całą... całą.... calusieńkom Litwe, nie.






I jakby ta Litwa, nie, caluśko moja była, to wtedy ja bym se tam tory położył jakie nowe, albo asfalt, albo trase w powietrzu narysował i se po niej lotoł, nie?


I tak se myśle - o! 

taka trasa bym se wymyślieł, nie: tak samiuśkim środkiem, nie







Albo taka - bardziej północno rubieżo, nie.




Albo tak fikuśno, nie, na cztery pentelki, nie.





Albo taka inna - też fikuśno, nie.
Tak swobodno, nie.




A wy co o tym myślita, nie??

Dobry pomysł?


Nie?










piątek, 4 kwietnia 2025

Obawy o scenariusz rumuński

 



Lider francuskiej partii "Patrioci" Florian Philippot na "X"









Przetłumaczone z francuskiego przez google


Kolejne wybory odwołane przez UE: bardzo ważne!  UE najwyraźniej przygotowuje się do odwołania wyborów prezydenckich w Polsce 18 maja lub do wykluczenia kandydata! "W razie potrzeby..." jak powiedziałby Thierry #Breton Na podstawie rumuńskiego orzecznictwa: "Rosyjska ingerencja w kampanię wyborczą" uniemożliwia normalne przeprowadzenie wyborów... Rzeczywiście, wczoraj ultraeuropejski polski premier Donald Tusk ogłosił z powagą, że "zagraniczna ingerencja w te wybory się rozpoczęła"! A propos zidentyfikowanego już kraju winnego: «na Wschodzie»... 


Jest jednak kandydat uznany za bardzo "problematycznego" przez UE w tych polskich wyborach: Sławomir Mentzen, nazywany "polskim" #Trump ", antyunijny, antycovidowy, przeciwny zbrojeniu Ukrainy, propokojowy, właśnie oficjalnie dołączył do listy "wrogów Ukrainy" według euroukraińskiej organizacji pozarządowej! Krótko mówiąc, ma wszystko, by nie podobać się Systemowi! I to gwałtownie pnie się w górę w sondażach!  

UE przygotowuje więc grunt: jeśli ten kandydat będzie groził wygraną, zrobią mu "Georgescu", a Tusk właśnie zaczął podawać pierwsze argumenty, by móc to zrobić. To jest "Europejska Tarcza Demokratyczna"!  Proszę, rozpowszechnijcie tę informację, ponieważ jest to obecnie reguła w UE: zakazać wyborów i kandydatów! Czysta tyrania. Do pilnego zniszczenia dzięki #Frexit !


----------



"Cyberatak był wymierzony w system komputerowy" tej partii politycznej Platforma Obywatelska - powiedział Tusk na antenie X.

"Zagraniczna ingerencja w wybory już się rozpoczęła" – kontynuował, dodając, że "służby bezpieczeństwa wskazują na szlak na wschód".







x.com/f_philippot/status/1907744671754829942






czwartek, 3 kwietnia 2025

Partenogeneza

 

pogaduchy z trolami i nie tylko



to było 24-25 marca br. na stronie "Dziewuchy dziewuchom"

brak pierwszego prscrina na którym był tekst do jakiego odnosiłem się w postach, wygląda na to, że ktoś usunął mi go z dysku, 

tak samo nie mogę znaleźć posta na grupie czy fnpage fb, bo pewnie dostałem bana, sprawdziłem również Dziennik aktywności fb - nic nie ma ... więc wszystko usunięte...






najpierw zrobiłem prscrin posta obrazkowego i pierwotnie tylko do tego chciałem się ograniczyć - na obrazku był tekst o aborcji i min. było tam zdanie:

"Twoje ciało należy do ciebie zawsze, również gdy jesteś w ciąży"

co oczywiście jest prawdą i co oczywiście z aborcją nie ma nic wspólnego (stąd moje zdanie o zegarze),


potem jednak skomentowałem tekst jak widać na foto poniżej, no i dwa dni zasypywany byłem spamem jak widać dalej na obrazkach..

w końcu odechciało im się

brakuje również scrina, gdzie piszę, po co zaglądam na tę stronę - żeby się przekonać, że stosują tu metody werwolfowe, tj. brak logicznych odpowiedzi, brak argumentów, tylko ciągłe powtarzanie


cała ta strona polega na nieustannym lawinowym powtarzaniu określonych tez - znamy to z innych przykładów, co już wyraźnie świadczy kto i w jakim celu prowadzi tę stronę oraz całą propagandę w innych mediach


aborcjoniści usiłują zawęzić temat do fałszywej tezy: "mój brzuch moja sprawa" albo "dziecko jest jak nerka, więc mogę co chcę.." 

co oczywiście nie jest prawdą, bo nie chodzi o brzuch, tylko o dziecko w brzuchu, i -

bo dziecko nie bierze się z nikąd, tylko dziecko ma ojca - 


ale skoro aborcjoniści SUGERUJĄ inaczej, starają się zepchnąć temat ojca na dalszy plan i "zasypać" bełkotem, by nie musieć odpowiadać na argument o ojcostwie, 

to ja POMIJAM ich ataki i prowadzę rozmowę do pytania, czy w takim razie u człowieka dochodzi do partenogenezy - skoro dziecko jest jakoby jak nerka...

niech więc udowodnią, że u ludzi zachodzi dzieworództwo i dziecko samo z siebie pojawia się w organiźmie kobiety

to ma zmusić ich do potwierdzenia i ZGODZENIA SIĘ ze mną, że dziecko ma ojca

wobec czego dyskusji nie można ograniczać do kwesti: to jest decyzja kobiety, 

bo dziecko przecież nie należy wyłącznie do kobiety...


i tu ma zastosowanie inna fraza użyta przez "dziewuchy", czyli:

"To ty ponosisz konsekwencje swoich wyborów" 

- masz dziecko z KIMŚ, kto może chcieć, żebyś to dziecko urodziła - wiesz przecież, że na skutek seksu możesz zajść w ciążę, jesteś dorosła, dokonujesz wyboru, a potem ponosisz konsekwencje



Aborcja a prawa ojca. 
Tę grupę pomijamy? Jak ojciec może wpłynąć na decyzję?
dr Monika Brzozowska-Pasieka
15 września 2022, 2:32


W jednym z ciekawszych orzeczeń Sąd Apelacyjny w Warszawie stwierdził, że na gruncie art. 18 Konstytucji prawo do więzi rodzinnej, posiadania żony, matki, dziecka jest prawem osobistym każdego człowieka, a rodzina pozostaje pod konstytucyjną ochroną Państw. Należy więc zauważyć, że relacja matka - dziecko winna być połączona również z relacją dziecko - ojciec.

Dokładnie!


Co jednak zrobić z przypadkiem, gdy kobieta dokonała aborcji, nie mając ku temu żadnych prawnych podstaw, zaś ojciec na to nie wyraził zgody, a wręcz był temu przeciwny? Powstanie również inne pytanie, czy ojciec może w jakikolwiek sposób skutecznie się takim planom przeciwstawić i czy może je skutecznie „zablokować”, np. sądownie?


Wydaje się, że odpowiedzią na to może być ochrona przewidziana w ramach tzw. dóbr osobistych - prawa do nawiązania więzi z dzieckiem. 

Po pierwsze oczywistym jest, że zarówno matka, jak i ojciec dziecka w jednakowy sposób przyczyniają się do powstania płodu/nienarodzonego dziecka. Dziecko otrzymuje materiał genetyczny od obojga rodziców i zakładając, że nie doszło do czynu zabronionego, obie strony w sposób dobrowolny co najmniej godzą się (dopuszczają myśl), że w wyniku współżycia może dojść do zapłodnienia.


Po drugie: w ostatnim czasie ugruntowało się już w polskim systemie pojęcie dobra osobistego w postaci prawa do więzi rodzinnych pomiędzy najbliższymi członkami rodziny. Jest to dobro osobiste, które podlega ochronie wskazanej w artykułach 23 i 24 kodeksu cywilnego. W wyrokach sądowych pojawia się więc teza, że otwarty katalog dóbr osobistych obejmuje również dobro w postaci szczególnej więzi uczuciowej i emocjonalnej między rodzicami, dziećmi i rodzeństwem, prawo do życia w pełnej rodzinie i do kultywowania więzi rodzinnych.


Po trzecie: dobro osobiste może się wyrażać w związku rodzica z nasciturusem (dzieckiem nienarodzonym). Odnosząc się do sytuacji śmierci dziecka poczętego szczególnie mocno akcentuje to wyrok Sądu Najwyższego z dnia 9 marca 2012 r. w uzasadnieniu którego Sąd wskazał, że nie ulega wątpliwości, iż od chwili poczęcia dziecko nienarodzone może być traktowane przez rodziców za ich dziecko, które już mają, co z kolei powoduje wywiązanie się określonych więzi emocjonalnych i uczuć do nienarodzonego dziecka. Na dokonanie takiej oceny wpływa nie tylko okres życia dziecka w organizmie matki, lecz również subiektywne zapatrywanie rodziców na oczekiwanie potomka oraz sposób przygotowywania się do narodzin dziecka. Istotny jest zatem stosunek każdego z rodziców do nienarodzonego dziecka, czy było ono oczekiwane, chciane oraz jakie wiązali z nim nadzieje.

Ustalenie tych okoliczności pozwala na ocenę, jak głęboka była więź między rodzicami a dzieckiem. Podobnie przedstawił to zagadnienie Sąd Najwyższy w uzasadnieniu innego wyroku z dnia 13 maja 2015 r. stwierdzając, że już samo poczęcie dziecka (…) powoduje wytworzenie więzi emocjonalnych z dzieckiem, nasilających się w miarę jego dojrzewania. Nieuzasadnione jest twierdzenie, że więzi takie mogą się wytworzyć tylko z dzieckiem żywo urodzonym.


Po czwarte: w orzecznictwie przyznaje się często zadośćuczynienie dla rodziców - na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego - w przypadku naruszenia lub zerwania owej więzi rodzinnej i emocjonalnej.

Po piąte: artykuł 24 kodeksu cywilnego wskazuje, że ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne. Co to oznacza w praktyce? Jeśli matka dziecka w sposób bezprawny zamierza godzić w dobro osobiste ojca (czyli w prawo do więzi rodzinnej z nienarodzonym dzieckiem) ojciec może żądać sądowego zakazu takiego działania. Dlaczego? Dlatego, że spowodowanie śmierci nasciturusa powoduje naruszenie dóbr osobistych ojca.



Należy jednak jeszcze raz podkreślić, że mówimy tu o sytuacji, gdy działania kobiety są bezprawne. W przypadku bowiem, gdy aborcja jest dokonywana w oparciu przesłanki określonej w art. 4a ust. 1 ustawy o planowaniu rodziny (ciąża jest wynikiem gwałtu lub zagraża życiu matki), trudno jest mówić o bezprawności działania matki. Jeśli jednak matka dziecka narusza prawo, to przeprowadzenie takiego zabiegu stanowiłoby również naruszenie dóbr osobistych ojca. Gdyby więc kobieta dokonała nielegalnej aborcji, to poza sprawą karną ojciec dziecka mógłby, co do zasady - dochodzić roszczeń majątkowych w postaci np. zadośćuczynienia.

Decyzja o aborcji nie jest tylko decyzją kobiety, nie jest to kwestia czyjegoś "brzucha" czy "nerki".















i znowu ponowienie o odchodzeniu z ciała




"nigdzie się nie wybieram":


Prawym Okiem: Notatka październik 2024

Prawym Okiem: Impas

Prawym Okiem: Listy do M.










 









to był 2012 rok

rok, w którym mieli przystąpić do zniszczenia nas, dwa lata po Smoleńsku

tak?


ta maszyna, ten młyn, cały czas pracuje, bardzo powoli, subtelnie, niemal niezauważenie, ale nieustannie pracuje - obraca się przez całą dobę siedem dni w tygodniu - już ponad 80 lat - i miażdży wasz opór - milimetr za milimetrem.... wywiera wpływ na nowe pokolenia i zmienia to, co wydawało się niezmienne



dopóki się z nimi ostatecznie nie rozprawimy, codziennie będziemy musieli z nimi walczyć



wygrajmy tę wojnę

wygrajmy wojnę z Niemcami
















p.s.


krótko po publikacji posta dostałem od fb ostrzeżenie za jakiś zabawny post o zamknięciu USAID jaki kliknąłem parę dni wcześniej...


















Rolnictwo Ukrainy




przedruk z listopada 2024 r.



"żadne europejskie rolnictwo, obojętnie, jak dotowane, nie jest w stanie wytrzymać konkurencji z rolnictwem ukraińskim

Grunty rolne na Ukrainie stanowią tyle ile połączone grunty rolne Polski, Hiszpanii i Niemiec"







Potencjał Ukrainy i największe agroholdingi - czy europejskie rolnictwo wytrzyma konkurencję?





08.11.2024.



Podczas posiedzenia podkomisji stałej do spraw monitoringu Wspólnej Polityki Rolnej Unii Europejskiej i akcesji nowych państw do Unii Europejskiej ze szczególnym uwzględnieniem Ukrainy posłowie wysłuchali informacji nt. „rolnictwa Ukrainy ze szczególnym uwzględnieniem struktury agrarnej, własnościowej oraz potencjału produkcyjnego i przetwórczego”.


Zbożowa potęga Ukrainy

Rolnictwo odgrywa bardzo ważną rolę dla ukraińskiej gospodarki. Jest to trzeci co do wielkości sektor gospodarki kraju wytwarzający 

10,9 % PKB, a zatrudnienie w nim znajduje 2,5 mln osób. 

Dla porównania w UE to tylko 1,4 % PKB i 4,2 % zatrudnienia ogółem.


Z informacji przekazanych posłom przez MRiRW wynika, że położenie, gleby i klimat czynią Ukrainę krajem o wyjątkowym potencjale rolniczym. 
Areał gruntów ornych Ukrainy to ok. 28 mln ha, z czego prawie połowę stanowią czarnoziemy. Dla porównania, w Polsce jest 14,5 mln ha gruntów ornych, w większości na glebach klas czwartych i trzecich.

Charakterystyczną cechą ukraińskiego rolnictwa jest jego relatywnie niska dywersyfikacja. Dominująca w Ukrainie jest produkcja zbóż (ponad 50% areałów), dalsze ok. 30% zajmują uprawy roślin przemysłowych czyli oleistych i buraka cukrowego. Wśród zbóż dominują kukurydza, pszenica i jęczmień, wśród oleistych słonecznik, rzepak i soja.

W przeciwieństwie do uprawy roślin hodowla zwierząt w ostatnich latach w zasadzie się nie rozwijała. Wyjątkiem jest produkcja drobiu i nabiału (głównie jaj kurzych).


- Wynika to z faktu, że hodowla wiąże się z dużo większymi nakładami inwestycyjnymi, czym miejscowi biznesmeni — nastawieni na maksymalizację dochodów przy minimalnym zaangażowaniu kapitałowym — są mało zainteresowani – czytamy w informacji przedstawionej przez resort rolnictwa.

Agroholdingi posiadają 52% użytków rolnych

Z przedstawionych posłom informacji wynika, że sektor korporacyjny, czyli przedsiębiorstwa i holdingi mają 52% użytków rolnych Ukrainy. 

Odpowiadają za 54% produkcji rolnej. I to z tego sektora pochodzi generalnie nadwyżka eksportowa Ukrainy (produkcja z gospodarstw indywidualnych i farmerskich — w tym warzywa, owoce — są głównie konsumowane wewnątrz kraju). 

Szacuje się, że obecnie 93 agroholdingi pracują na 6,25 mln ha (22% gruntów ornych). Spółki te mają także udział kapitału z USA, Arabii Saudyjskiej i UE.




Koncentracja gruntów rolnych w 20 największych agroholdingach Ukrainy
FOTO: tabela


- Dwadzieścia największych agro-holdingów w 2023 r. posiadało 3,2 mln ha. czyli mniej więcej 1/5 użytków rolnych w Polsce – mówił dr inż. Krzysztof Pawłowski z UP w Poznaniu.

Zdaniem naukowców z UP w Poznaniu analiza ukraińskiego rolnictwa pozwala na następujące wnioski:

- Ukraina posiada znaczące zasoby użytków rolnych o bardzo wysokiej jakości,
- zużycie nawozów i środków ochrony roślin jest znacznie niższe niż w UE, w efekcie 
- potencjał produkcyjny tych użytków rolnych nie jest w pełni wykorzystany, pomimo relatywnie niskiego poziomu wykorzystania tego potencjału, 
- udział produkcji zwierzęcej w produkcji całkowitej jest niewielki, co także stwarza znaczące rezerwy,

- W obliczy rosnącej liczby ludności na świecie, wynika, że niewątpliwie ten potencjał zostanie wykorzystany. Ale chcielibyśmy postawić pytanie: przez kogo - podsumował K. Pawłowski z UP w Poznaniu.


Ogromny, niewykorzystany potencjał rolny

- Analiza pokazuje, że potencjał rolny jest ogromny i w znacznej mierze do tej pory niewykorzystany. Jakość gruntów zdecydowanie lepsza niż w Polsce. 90% gruntów dobrych i bardzo dobrych u nas są zdecydowanie słabsze. Niska produktywność wynikająca ze słabych nakładów, która może być w każdej chwili poprzez odpowiednie inwestowanie może być drastycznie zwiększona – komentował na gorąco były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.

- Jestem realistą. Pracowałem przez kilka lat na Ukrainie w branży rolniczej i będę powtarzał z uporem maniaka, że żadne europejskie rolnictwo, obojętnie, jak dotowane, nie jest w stanie wytrzymać konkurencji z rolnictwem ukraińskim. Grunty rolne na Ukrainie stanowią tyle i ile połączone grunty rolne Polski, Hiszpanii i Niemiec. To obrazuje jakie to jest potencjał – mówił Jacek Zarzecki z Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny.



Ogromne straty spowodowane wojną

Pomimo naturalnego potencjału rolnego Ukrainy i otwierania się zachodnich rynków (a w końcu też perspektywy akcesji do Unii Europejskiej), zasadniczym problemem pozostaje dla ukraińskiego rolnictwa wojna. Rok 2022 przyniósł rekordowe straty dla ukraińskiego rolnictwa.

Łączna kwota bezpośrednich strat w sektorze rolnym Ukrainy w wyniku rosyjskiej agresji na dzień 1 stycznia 2023 r. wyniosła ponad 7,83 mld dolarów. 

Największe szkody odnotowano w przypadku maszyn rolniczych, gotowej produkcji (zniszczenia i kradzieże) i magazynów zbożowych. 

W wyniku działań wojennych utracono co najmniej 15-20% bydła, świń i drobiu. Pomimo zademonstrowanej przez ukraińskich rolników wysokiej odporności i adaptacji do wyzwań doby wojny problemy tej branży nadal będą się pogłębiać ze względu na znaczące zmiany w strukturze upraw, spadające plony, brak kapitału obrotowego, przerwy w dostawach energii elektrycznej, problemy logistyczne i zaminowanie dużych obszarów kraju. W sumie przez działania wojenne z uprawy wyłączone zostało ok. ¼ % gruntów ornych.






Potencjał Ukrainy i największe agroholdingi - czy europejskie rolnictwo wytrzyma konkurencję?



Niemiecka policja w Polsce






przedruk



Działania niemieckiej policji w Polsce. Szokujące informacje polskiego MSW


03.04.2025 16:05


Temat wielokrotnej obecności niemieckich służb policyjnych na terenie Polski wywołał kontrowersje i liczne pytania od dziennikarzy i mieszkańców terenów przygranicznych. Są najnowsze informacje w tej sprawie od polskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych; mogą one wywołać niemało zamieszania.



Niemiecki radiowóz, zdjęcie poglądowe / Wikipedia CC BY-SA 3.0 / Matti Blume

Niemiecka policja w Polsce

Temat obecności niemieckiej policji w Polsce nabrał rozgłosu po tym, jak Aleksandra Fedorska – publicystka m.in. Tysol.pl i redaktor naczelna Radia Debata – skierowała zapytanie w tej sprawie do niemieckiego komisariatu policji w Ludwigsdorf. Dotyczyło ono obecności niemieckiego radiowozu, który patrolował okolice polskiej strony mostu w Zgorzelcu.

W odpowiedzi niemieckie służby powołały się na umowę między rządem Polski i Niemiec z maja 2014 roku dotyczącą współpracy między policją, strażą graniczną oraz służbami celnymi. Według informacji podanych przez niemieckie organy zasady tej współpracy zostały określone w niemieckim Dzienniku Ustaw.


Uprawnienia niemieckich służb w Polsce

Okazuje się, że faktycznie umowa polsko-niemiecka z 2014 roku daje niemieckim służbom szerokie uprawnienia na terytorium Polski. 

W ramach wspólnych patroli mogą oni m.in.:

- legitymować osoby,
- kontrolować dokumenty tożsamości oraz pojazdy,
- zatrzymywać obywateli Polski,
- patrolować tereny przygraniczne,
- prowadzić kontrole celne,

dodatkowo niemieckie służby – za zgodą strony polskiej 
mogą prowadzić operacje pod przykryciem oraz 
- ustawiać punkty kontroli granicznej na terytorium Polski



Sęk jednak w tym, że aby niemiecka policja mogła przeprowadzać powyższe czynności – zgodnie z art. 5 umowy z 2014 roku – polskie służby muszą najpierw skierować do niemieckich służb specjalny, pisemny wniosek. 

Prośba ze strony polskiej jest to warunek fundamentalny do tego, aby niemiecka policja mogła podjąć jakiekolwiek działania na terenie Polski.

 
Szokujące informacje MSW

Tymczasem w czwartek red. Aleksandra Fedorska opublikowała informacje, z których wynika, że niemiecka policja prawdopodobnie wykonuje w Polsce czynności bez wiedzy i zgody polskich władz. W związku z powyższym zaapelowała, aby dokumentować każdy niemiecki radiowóz na terenie Polski.


Ze struktur wojewódzkich zachodniopomorskich ani dolnosląskich nie skierowano do strony niemieckiej ani jednego wniosku o pomoc w sense Art. 5 umowy z maja 2015 roku


– informuje red. Fedorska, która dodaje, że do informacji dotarła Monika Rutke – także dziennikarka Tysol.pl. 

Czytamy, że jedynie Komenda Wojewódzka Policji w Gorzowie Wielkopolskim poprzez Polsko-Niemieckie Centrum Współpracy Służb Granicznych, Policyjnych i Celnych w Świecku oraz Zespół ds. Międzynarodowej Współpracy Policji Wydziału Wywiadu Kryminalnego KWP w Gorzowie Wlkp. kieruje do strony niemieckiej zapytania o pomoc, lecz głównie w kontekście informacyjnym – w pierwszym kwartale 2025 roku było ich ponad 400.


Dokumentujcie każdy niemiecki radiowóz na terenie PL - nie możemy wykluczyć, że są tu w naszym kraju bez wiedzy naszych polskich władz !!! (...) 

Prosze uważajcie szczególnie na Zgorzelec, Kołbaskowo i Tuplice! Prosze dokumentować każdy wjazd policji niemieckiej na teren Polski i przesyłać nam lub publikować na X! Zapisujcie sobie też numery rejestracyjne tych pojazdów

– apeluje Aleksandra Fedorska.






Działania niemieckiej policji w Polsce. Szokujące informacje polskiego MSW








Kolej do Koronowa





przedruk


20 03 2025


Linia wąskotorowa łącząca Bydgoszcz z Koronowem powstała pod sam koniec XIX wieku, a zlikwidowana została w latach 70. XX wieku. Nigdy nie udało się jednak połączyć tych miast normatywną linią kolejową, chociaż gdy planowano przebieg Magistrali Węglowej były brane pod uwagę warianty przez Koronowo. Dzisiaj społecznicy mówią o brakujących zaledwie 8 km, a rację przyznał im wiceminister Piotr Malepszak.


W środę 19 marca w godzinach już wieczornych w Sejmie obradowała kolejna tego dnia Komisja Infrastruktury w temacie jak budować konkurencyjność kolei wobec transportu drogowego. 

Głos na tym posiedzeniu zabrał koronowski aktywista Rafał Wąsowicz, który mówił o tym, że przez tak długi czas nie udało się rozpocząć budowy zaledwie 8 km torów

 – Nie znalazły się na to środki przez ponad 20 lat obecności w Unii Europejskiej – wskazywał


Wspomniane 8 km to szacowana odległość do zbudowania od linii nr 201 między Stronnem i Wudzynem do Koronowa. Dalej z Koronowa biegnie linia 241 dość malowniczą trasą, z widowiskowym wiaduktem w Buszkowie do Tucholi, skąd można dalej dojechać do Chojnic. Ta linia, żeby wróciły na nie pociągi pasażerskie wymaga też remontu, ale przy dzisiejszej ekonomii kluczowe jest skomunikowanie z Bydgoszczą, bo bez tego ciężko byłoby zbudować popyt.


Do słów Wąsowicza odniósł się obecny na tym posiedzeniu wiceminister infrastruktury Piotr Malepszak – Pełna zgoda, że to jest takie 8 km niedasizmu.


10 marca, również w Sejmie, obradował w temacie tej konkretnej linii kolejowej Parlamentarny Zespół na Rzecz Przeciwdziałania Wykluczeniu Komunikacyjnego. Jeden z dyrektorów w Ministerstwie Infrastruktury wskazał, że dopóki Urząd Marszałkowski w Toruniu nie wskaże tego ciągu kolejowego jako priorytetu, to dla PKP PLK tego tematu nie ma. 

Przedstawiciel PKP PLK na tym posiedzeniu zasugerował, że myślenie o przywróceniu pociągów do Koronowa należy zacząć od opracowania przez samorządy studium przedinwestycyjnego. Gmin i powiatów bez wsparcia Województwa Kujawsko-Pomorskiego może nie być jednak na to stać.





Wiceminister Infrastruktury o kolei do Koronowa: To jest takie 8 km niedasizmu - Portal Kujawski - najważniejsze wydarzenia z regionu







Koniec OKO.press




Polska. OKO.press zamieścił następującą informacje na swojej stronie internetowej: "Żarty się skończyły. Dziś zamknięte.

Zamykamy się na jeden dzień. Nie publikujemy nowych artykułów, nie sprawdzamy faktów. Nie nagłaśniamy afer, nie obalamy fake newsów. Przez 24 godziny OKO.press nie istnieje. Ale jeśli zabraknie nam środków, ten dzień stanie się rzeczywistością – na zawsze." 


Cezary Michał Biernacki napisał: 

"W lutym agencje informacyjne opublikowały listę beneficjentów, polskich i zagranicznych, które były finansowane przez USAID. Według niej portal poświęcony mediom Oko.press w latach 2018-2023, otrzymał z USAID 1.500.000 dolarów."







Cieszymy się.





przedruk




Chcą pieniędzy od USA, a jednocześnie łamać amerykańskie zasady? Bezwstydne skargi organizacji pozarządowych

Na łamach Onetu niektóre NGO-sy i anonimowi rozmówcy ubolewają nad odcięciem finansowania z USA w ramach walki Donalda Trumpa ze zjawiskami ideologicznymi. Twierdzą, że Waszyngton rozważa ich ponowne finansowanie, po tym, jak przyjmą panujące w Waszyngtonie nowe zasady. Deklaracje określają mianem "lojalki". Przez ostatnie lata środki z USA wspierały m.in. organizacje zaangażowane w zwalczanie poprzedniego rządu w Polsce albo szkodzące wręcz interesom Ameryki.


Michał Dzierżak Niezalezna.PL



Jedną z pierwszych decyzji administracji Donalda Trumpa było wstrzymanie środków płynących z USAID - Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego. Pod koniec lutego Waszyngton informował, że wyeliminuje ponad 90 proc. kontraktów na pomoc zagraniczną USAID.


"Amerykański przemysł pomocy zagranicznej nie jest zgodny z amerykańskimi interesami, a w wielu przypadkach są sprzeczne z amerykańskimi wartościami. Służą destabilizacji pokoju na świecie poprzez promowanie idei w krajach zagranicznych, które są bezpośrednio odwrotne do harmonijnych i stabilnych relacji wewnątrz i między krajami"
- napisano w rozporządzeniu wykonawczym Białego Domu.

Kilka tygodni temu, na łamach "Gazety Polskiej" Grzegorz Wierzchołowski i Maciej Kożuszek dokonali analizy, w której wskazali, że wśród beneficjentów poprzedniej administracji amerykańskiej było wiele organizacji w Polsce, w tym takich, które aktywnie angażowały się politycznie.

"Agencja rządowa USAID, Departament Stanu i fundacja National Endowment for Democracy (NED) finansowały podmioty, które utrudniały obronę Polski przed rosyjsko-białoruską operacją graniczną i które walczyły z rządem PiS jako "niedemokratycznym" oraz "prześladującym" kobiety i homoseksualistów. 

Wspierano ludzi, którzy na łamach prasy amerykańskiej żądali ukarania "przestępcy" Kaczyńskiego, dotowano organizacje wybielające Hamas, a także projekty polskich organizacji prawniczych"

- czytamy w tekście Wierzchołowskiego i Kożuszka.


DEI: Ideologia, z której uciekają firmy

Teraz sprawą organizacji, którym administracja Trumpa zakręciła kurek z pieniędzmi, zajął się portal onet.pl. Podjął jeszcze temat walki republikańskiej administracji USA z ideologicznymi zasadami streszczonymi w akronimie DEI (Diversity, Equity and Inclusion) - różnorodność, równość, inkluzywność.


Czysto definicyjnie - portal dictioniary.com - wyjaśnia DEI jako "ramy koncepcyjne promując sprawiedliwe traktowanie i pełne uczestnictwo wszystkich ludzi, zwłaszcza w miejscu pracy, w tym grup, które historycznie były niedoreprezentowane lub narażone na dyskryminację ze względu na pochodzenie, tożsamość, niepełnosprawność itp."


W rozporządzeniu administracji Trumpa z 20 stycznia o "zakończeniu radykalnych i marnotrawiących rządowych programów DEI" czytamy:
 
"Administracja Bidena wprowadziła nielegalne i niemoralne programy dyskryminacyjne, znane pod nazwą „różnorodność, równość i integracja” (DEI), praktycznie we wszystkich aspektach rządu federalnego, w obszarach od bezpieczeństwa linii lotniczych po wojsko (…) Publiczne ujawnienie tych planów wykazało ogromne marnotrawstwo publiczne i haniebną dyskryminację. To się kończy dzisiaj. Amerykanie zasługują na rząd zobowiązany do służenia każdej osobie z równą godnością i szacunkiem oraz do wydawania cennych środków podatników wyłącznie na uczynienie Ameryki wspaniałą"

W ostatnich miesiącach przybywa firm, które wycofują się z ideologicznej formuły DEI. 
Na długiej i rosnącej liście znajdują się m.in. Caterpillar, John Deere, Ford, Molson Coors, Tractor Supply, Toyota, Nissan, Harley Davidson.



Kto płaci, ten wymaga?

Onet cytuje Różę Rzeplińską, szefową serwisu MamPrawoWiedzieć.pl, która stwierdzi, że polskie NGOsy na decyzji Trumpa mogły "stracić" nawet 200 mln złotych.

Portal twierdzi, że organizacje otrzymały ofertę od administracji USA, że finansowanie zostanie wznowione, "za cenę wyrzeczenia się przez nich zasad DEI w swojej działalności" oraz "złożenia oświadczenia", że nie będzie realizować programów, które "naruszałyby federalne prawo antydyskryminacyjne".

Anonimowo rozmówcy Onetu twierdzą, że interpretacja pisma z Waszyngtonu "jest otwarta".

"Ostatecznie to próba wpłynięcia na suwerenność naszej organizacji. Chcą, żebyśmy podpisali coś w rodzaju lojalki"
- ubolewają źródła Onetu, które narzekają także, że "mają zgodzić się, żeby amerykański sponsor decydował, co możemy, a czego nie możemy robić w Europie".



Organizacje w Polsce wskazują, że poza bezpośrednim finansowaniem z USA, wstrzymane zostały finansowania pośrednie m.in. poprzez instytucje międzynarodowe korzystające z amerykańskich pieniędzy.

W całym środowisku zrobiła się ogromna dziura finansowa. A wsparcia ze strony polskiego rządu nie ma. Jesteśmy bezradni - mówi Joanna Talewicz z Fundacji W Stronę Dialogu i Centrum Społeczności Romskiej.

Fundacja w swojej misji pisze m.in. o "edukacji w obszarze wielokulturowości i działań antydyskryminacyjnych".



Jedni zyskują, drudzy tracą

Przez poprzednie lata wspieranie jednych oznaczało rugowanie drugich. 

Jak wyglądało prawdziwe oblicze działań podejmowanych jeszcze przez administrację Bidena? Oddajmy raz jeszcze raz głos Grzegorzowi Wierzchołowskiemu i Maciejowi Kożuszkowi.

"Wraz ze wspieraniem wybranych fundacji, organizacji i mediów zalecano zwalczanie tych, które dla lewicowo-liberalnego status quo stanowią zagrożenie. W 2021 r. miesiąc po inauguracji Joe Bidena, USAID stworzyło 97-stronicowy wewnętrzny dokument o nazwie “Disinformation Primer”
(elementarz dezinformacji). 

Elementarz “tylko do użytku wewnętrznego” ujrzał światło dzienne po kilku latach, dzięki organizacji America First Legal, która wywalczyła w sądach prawo dostępu do informacji publicznej. 

Dokument zaleca współpracę rządów, organizacji pozarządowych i mediów w walce z “informacyjnym nieporządkiem”. 

Proponuje też szereg strategii, takich jak 
- promowanie i wyciszanie treści poprzez silniki wyszukiwarek czy 
- odcinanie negatywnie ocenianych mediów od wpływów z reklam

Celem jest:

- zapobieganie “tworzenia narracji odbiegających od mainstreamowych źródeł”

Chodzi o niedopuszczenie do sytuacji, w której “jednostki same dzielą się swoimi dociekaniami w ramach szerszej dyskusji”, tworząc “populistyczną ekspertyzę, która kształtuje i wspiera ich alternatywny światopogląd”.

W ukrywanym przed opinią publiczną dokumencie wskazuje się, że niektórzy reklamodawcy "nieumyślnie finansują i wzmacniają platformy, które dezinformują". 

A przecież pozbawienie niewygodnych mediów wpływów z reklam uniemożliwiłoby im "rozpowszechnianie wiadomości". 

Dlatego też - czytamy w opracowaniu USAID - "podjęto wysiłki w celu poinformowania reklamodawców o ich ryzyku, takim jak zagrożenie dla bezpieczeństwa marki poprzez umieszczanie ich obok treści budzących zastrzeżenia". Taka operacja - odcięcie "dezinformujących" rzekomo mediów od reklamodawców - ma też według USAID inną zaletę: pozwala na "przekierowanie finansowania do domen informacyjnych o wyższej jakośc".