Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 11 listopada 2014

Jesteśmy tu od zawsze




Wyniki badań DNA wskazują ciągłość genetyczną mieszkańców Polski od czasów starożytnego Rzymu

Ale nie tylko badania DNA...


Archeowiesci.pl | dodane 2014-10-31 (13:53) | 449 opinii



Analizy DNA mitochondrialnego 43 osób żyjących na ziemiach polskich w okresie wpływów rzymskich i we wczesnym średniowieczu wskazują na ciągłość genetyczną w przypadku niektórych linii. "Nasze dane pokazują, że współcześni Zachodni Słowianie, wśród analizowanych Europejczyków, mają profil mtDNA, który jest najbardziej podobny do występującego u dawnych mieszkańców Europy Środkowej. Ta obserwacja wydaje się być w zgodzie z hipotezą autochtoniczną" - piszą autorzy badań.
Najnowsze badania genetyczne poświęcone kwestii pochodzenia współczesnej ludności Polski są dziełem naukowców z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: dr Anny Juras, prof. Janusza Piontka, dr. Jakuba Z. Kosickiego i dr Mirosławy Dabert. Wspomagali ich badacze z Danii, Szwecji i Estonii.

Naukowcy pobrali próbki z zębów 38 osób żyjących w okresie wpływów rzymskich (200 r. p.n.e. - 500 r. n.e.).Pochodziły one ze szczątków znalezionych na dwóch stanowiskach identyfikowanych z kulturą wielbarską (Kowalewko i Rogowo) i na dwóch identyfikowanych z kulturą przeworską (Karczyn, Gąski). Znaczna część archeologów wiąże te kultury z germańskimi ludami Gotów i Wandalów. [czyli błędnie - MS] Próbki średniowieczne z lat 1000-1400 pochodziły z Cedyni i Ostrowa Lednickiego.

Genetykom udało się pozyskać DNA mitochondrialne (przekazywane przez matkę) od 23 osób z okresu wpływów rzymskich i 20 średniowiecznych mieszkańców naszych ziem. Uzyskane dane porównywali z genami czterech tysięcy przedstawicieli 18 narodów ze środkowej, wschodniej i północnej Europy, a także z kilkudziesięcioma mtDNA pochodzącymi od dawnych mieszkańców ziem Danii i Niemiec.

Porównania ujawniły, że DNA mitochondrialne ludzi żyjących na naszych ziemiach w okresie wpływów rzymskich ma najwięcej wspólnych informatywnych haplotypów z materiałem pochodzącym od współczesnych Polaków. Szczególnie istotna zdaniem badaczy jest widoczna w wynikach kontynuacja linii H5a1. Miały ją trzy osoby z okresu wpływów rzymskich, jeden średniowieczny mieszkaniec Ostrowa Lednickiego i występuje ona również wśród współczesnych Polaków.

Ciągłość genetyczną badacze odnotowali też w przypadku jednej osoby z okresu wpływów rzymskich, która miała haplogrupę N1a1a2. Nie powtórzyła się ona co prawda u innych dawnych mieszkańców naszych ziem, ale naukowcy natrafili na nią u jednego ze współczesnych Polaków.

"Nasze dane pokazują, że współcześni Zachodni Słowianie, wśród analizowanych Europejczyków, mają profil mtDNA, który jest najbardziej podobny do występującego u dawnych mieszkańców Europy Środkowej. Ta obserwacja wydaje się być w zgodzie z hipotezą autochtoniczną" - piszą autorzy badań.
Hipoteza ta zakłada pochodzenie Słowian z terenów Polskiw odróżnieniu od hipotezy allochtonistycznej, wedle której przybyli oni na nasze ziemie w połowie I tysiąclecia n.e. po odejściu części dotychczasowej ludności na zachód.

Badania wykazały jednak pewne różnice między obiema dawnymi populacjami z naszych ziem. Ludność okresu wpływów rzymskich ma najwięcej wspólnych haplotypów ze współczesnymi Polakami, Czechami, Słowakami, a także Litwinami i Łotyszami. Ludność średniowieczna ma natomiast zdecydowanie najwięcej wspólnych haplotypów ze współczesnymi Polakami, Białorusinami i Bułgarami.

Badacze podkreślają, że są to wyniki oparte na danych pochodzących tylko z mtDNA i to ze stosunkowo niewielkiej próbki. Jak piszą, konieczne są dalsze badania, w tym obejmujące DNA jądrowe oraz inne populacje, aby lepiej poznać powiązania między dawnymi i współczesnymi społecznościami, w tym kwestie wspólnego pochodzenia i zakresu potencjalnych domieszek.

Wyniki badań ukazały się w PLoS ONE.

Wojciech Pastuszka, Archeowiesci.pl


Teoria autochtoniczna pochodzenia Słowian – tłumaczy pochodzenie Słowian od hipotetycznego ludu nazwanego Prasłowianie, utożsamionego przez Józefa Kostrzewskiego z twórcami kultury łużyckiej[1]. Prasłowianie mieli zamieszkiwać już w epoce brązu tereny dzisiejszej Polski(teoria autochtoniczna lub uwzględniająca wielokrotny, falowy napływ ludności słowiańskiej w różnych epokach).
Teza ta była popierana przez K. Jażdżewskiego, W. Hensla i L. Leciejewicza, wśród językoznawców poparli ją Tadeusz Lehr-Spławiński i Mikołaj Rudnicki oraz antropolog Jan Czekanowski[2], teza ta z kolei była zwalczana przeznacjonalistycznych naukowcówniemieckich[3].
Istnieją też koncepcje łączące kulturę trzciniecką z kolebką Prasłowian (na ziemiach polskich cztery grupy zachodnie tej kultury)[4].
Przesłanek dla potwierdzenia teorii autochtonicznego pochodzenia Słowian dostarczają niektóre współczesne badania genetyczne np. haplogrup mtDNA[5].


Epoka brązuepoka prehistorii, następująca po epoce kamienia, a poprzedzająca epokę żelaza. Epoka ta ma zróżnicowane ramy czasowe, zależne od terenu występowania. Najwcześniej, na południowym Kaukazie i w obszarze Morza Egejskiego, w III tysiącleciu p.n.e., wykształciły się ośrodki, w których opanowano umiejętność obróbki metali. W Egipcie i na Bliskim Wschodzie (Dżemdet Nasr),

za początek epoki brązu przyjmuje się umownie rok 3400 p.n.e., w Europie Południowej  2800 p.n.e.,

na terenach dzisiejszych wschodnich Niemieci zachodniej Polski   2200 p.n.e.

Koniec epoki brązu przypada na lata1000700 p.n.e.



Juras A, Dabert M, Kushniarevich A, Malmström H, Raghavan M, et al. (2014) Ancient DNA Reveals Matrilineal Continuity in Present-Day Poland over the Last Two Millennia. PLoS ONE 9(10): e110839. doi:10.1371/journal.pone.0110839

http://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_autochtoniczna_pochodzenia_S%C5%82owian


http://pl.wikipedia.org/wiki/Epoka_br%C4%85zu







KOMENTARZE

  • Polecam....
    Kiedy My Słowianie pojawiliśmy się w Polsce - Rozmowa z prof.T.Grzybowskim (Jedynka)
    o tym samym.
    U nas przyjmuje się powstanie państwa razem z chrztem Polski bo odtąd zaczyna się archiwistyka katolicka, co było wcześniej (runa, świątynie) spalono.
    Niemcy historie Polski nauczają o 300 lat wcześniej.
    Największą szkodę przyniósł nam Bruckner i Lelewel podważając autorytatywnie dokonania polskich badaczy, okazuje sie w co nigdy nie wątpiłem, że mieli racje.
  • @Gumowe ucho 17:52:06
    Mając na uwadze to, że Brucknera ożeniono ze służbą, spekuluję, że był on w podobnej sytuacji co Jasienica - owa służba została namówiona do ślubu przez tajne służby.

    Mezalians i wstyd Brucknera, że związał się z osobą niskiego stanu, podobno zaważył na tym, że nigdy nie wrócił do Polski.

    Moim zdaniem, jako wyróżniający się slavista był pod baczną obserwacją służb niemieckich, w efekcie zrobiono z niego slavistę "wybitnego", a to co pisał - pisał pod dyktando interesów niemieckich.
  • @Maciej Piotr Synak 19:37:31
    Po pierwsze chciałem podziękować za dobry artykuł, mało tego typu artykułów jest w sieci, jedynie Białczyński publikuje dosyć dobre i treściwe artykuły.

    Po drugie coś z opublikowaną mapa jest nie tak, pomijając niebieski kolor , w tym okresie na mapach pisano "Slavic" bądź różne warianty tego słowa ale rys mapy jest w porządku.
    Piszę dlatego że mam ok. 60 map z wczesnych okresów słowiańszczyzny i 3Gb tekstu ale nie mam takiej mapy.

    Kolejna sprawa, dr. Jaśkowski pisze:
    (...)Podobnie między bajki włożono sprawę, że „myszy zjadły Popiela”, a Karol Szajnocha dokładnie 100 lat wcześniej wyjaśnił, że pojęciem „mysses” nazywano w tamtym okresie najazdy wikingów. Było ich koło 11, między innymi 3 w Polsce, ale i Norymbergię „myszy” zjadły.
    http://goo.gl/HVVYmy

    Chciałem zapytać, czy wiadomo Panu coś na ten temat?
    Np, tytuł książki bądź podobne twierdzenia innych autorów?
    Był bym wdzięczny za info.
    Jaśkowski często wspomina o tym okresie ale nigdy nie podaje źródeł tych rewelacji poza tym jednym skąpym przypadkiem.
    Pozdrawiam.
  • @Gumowe ucho 23:46:05
    Mapa jest nieoryginalna, powstała na potrzeby pewnego artykułu, który nie powstał - jeszcze i nie wiem, czy powstanie.

    Powstała też z potrzeby serca, aby je sycić....

    Co do myszy - mam pewne skojarzenia, nic konkretnego.
    O myszach Popiela będzie w drugiej części ...cyklu, jaki mam w głowie.

    Z tym, że tej drugiej części, ze względu na szwabskie rządy w Polsce, być może nigdy nie opublikuję.
  • @Maciej Piotr Synak 13:02:11
    Co do Szajnochy...
    Ściągnąłem z biblioteki książkę Szajnochy pod tytułem:
    "Lechicki początek Polski"
    W rozdziale o Popielu faktycznie pisze o najazdach "myszaków".
    Pisze to bez wyjaśnień tak jak by to było powszechnie znane zjawisko.
    Ponieważ jestem starym człowiekiem że złym wzrokiem czytam na raty po kilka zdań.
    Czekam na kolejny Pański artykuł na ten temat.
    Pozdrawiam.
  • @Gumowe ucho 13:43:29
    Myszy, to coś drobnego, małego, co niepostrzeżenie przemyka w zakamarkach domu.

    Myszy to szkodnik - wyżera ziarno, niszczy zapasy - niszczy pracę ludzką.

    Więc może myszy, TO PO PROSTU 5 KOLUMNA.


    Chmara pasożytów oblazła niepostrzeżenie nasze starożytne państwo i doprowadziła do upadku - tak jak teraz to się dzieje.


    Wylałem morze atramentu na ten temat.
  • @Maciej Piotr Synak 14:04:29
    Wiem, czytałem Pańskie artykuły od dawna nie zwracając uwagę na autora, wczoraj odświeżyłem pamięć i mam w zbiorach Paśki artykuł o werwolfie czytałem o malarstwie i kilka innych.
    PS> proszę sprawdzić pocztę, pozdrawiam.

Skrótem


Wschód kontra zachód

Narada na Kremlu na temat wyborów w ukraińskim Donbasie

Wcześniej, podczas spotkania z kadrą dowódczą Sił Zbrojnych Putin oświadczył, że FR "nie da się wciągnąć w wytrwale narzucaną jej konfrontację". Powiedział też, że Rosja nie zmieni obronnego charakteru swojej doktryny wojskowej.
 
- Zamiast zespołowego, cywilizowanego rozwiązywania problemów międzynarodowych w ruch coraz częściej idą siłowe, gospodarcze i informacyjne dźwignie nacisku - oznajmił rosyjski prezydent. Dodał, że "mimo takiego postępowania Zachodu Moskwa jest otwarta na równoprawny, nacechowany szacunkiem dialog na wszystkie tematy globalnego i regionalnego porządku dziennego".
 
 
Zapewne chodzi o aluzyjne groźenie Putinowi śmiercią  -
  
 
a nawet wprost....
 
 

Kierownictwo sklepu w Szkocji zakazuje mówienia po polsku

Po raz ko­lej­ny po­pu­lar­na sieć su­per­mar­ke­tów oka­zu­je się Po­la­kom nie­przy­ja­zna. Kilka mie­się­cy temu in­for­mo­wa­li­śmy, że duża część skle­pów w Wiel­kiej Bry­ta­nii pro­wa­dzi po­li­ty­kę nie­uzna­wa­nia pol­skich do­wo­dów oso­bi­stych. Oka­zu­je się, że po­dob­ne ob­ostrze­nia do­ty­czą po­słu­gi­wa­nia się ję­zy­kiem pol­skim przez pra­cow­ni­ków.

Informację o tym, że język polski jest w sklepach sieci na cenzurowanym przekazał redakcji polishexpress.co.uk czytelnik ze Szkocji. Z jego opisu wynika, że menadżerowie sklepu, w którym od pracuje od dwóch lat, bardzo dbają o to, aby wszelkie rozmowy pomiędzy załogą a klientami były prowadzone po angielsku. Nawet pomimo faktu, że obsługi przez polskojęzycznego sprzedawcę domagają się... sami klienci.
"W zeszłym tygodniu, kiedy stałem w kuchni z innym pracownikiem – również Polakiem, podszedł do nas menadżer i poinformował, że nie wolno nam rozmawiać z klientami po polsku. Tłumaczył, że takie są wymogi nowej polityki sieci" – pisze czytelnik polishexpress.co.uk.


- Wielu klientów nie mówi dobrze po angielsku, a do naszego sklepu przychodzą właśnie dlatego, że można tu spotkać polskich pracowników – usiłował tłumaczyć mężczyzna. Podane argumenty nie przemówiły jednak do przełożonego. - Usłyszałem, że albo dostosuję się do reguł, albo mogę iść do domu. Jestem jedynym żywicielem rodziny – nie mogę pozwolić sobie na utratę pracy, więc zdecydowałem się zostać – relacjonuje.
Od tego momentu, kiedy klienci nawiązywali rozmowę po polsku, nasz czytelnik był zmuszony poinformować ich o zakazie. Zdziwieni Polacy nie kryli oburzenia. Kilku z nich zażądało rozmowy z kierownikiem.


- Kiedy na miejscu pojawił się zastępca menadżera zapytałem, czy rzeczywiście nie mogę obsłużyć naszych klientów i rozmawiać z nimi przy tym po polsku. Zastępca potwierdził, że takie właśnie wytyczne zostały odgórnie narzucone. Następnie, bez dalszych wyjaśnień odwrócił się plecami do klientów i pospiesznie oddalił – relacjonuje czytelnik polishexpress.co.uk i dodaje, że urażeni klienci zdecydowali się złożyć formalną skargę do centrali.


Nasz czytelnik zapewnia, że to pierwszy przejaw dyskryminacji, z jakim spotkał się na przestrzeni dziesięciu lat spędzonych na Wyspach. Podkreślił, że zakaz używania języka polskiego przez pracowników dyskryminuje zarówno załogę, jak i polskich klientów.
Interwencja redakcji "Polish Express"
Nie wiemy, czy zakaz mówienia w ojczystym języku obowiązuje w równym stopniu Polaków co inne nacje. W całej sytuacji najbardziej niepokoi fakt, że dyskryminacja nie wynika z polityki pojedynczego sklepu, ale z założeń odgórnie przyjętego regulaminu firmy.
Czym kierował się sklep wprowadzając takie restrykcje? Jak przekładają się one na atmosferę w miejscu pracy oraz relacje członków załogi z klientami, którzy wyraźnie domagają się pomocy polskojęzycznych pracowników? Na te i inne pytania postaramy się uzyskać odpowiedź od przedstawicieli zarządu sieci.



Kolejna angielska świnia podżega Polaków do samobójstwa w interesie brytyjczyków - czyli do wojny z Rosją.


John Schindler: Polska przygotowuje się na rosyjską inwazję

Dzisiaj, 31 października (15:51)
Polska przygotowuje się na wypadek rosyjskiej inwazji – czytamy na stronach "Business Insider". Autor artykułu, profesor i ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego John Schindler, utrzymuje, że Polska – w odróżnieniu od Ukrainy - chce być przygotowana w razie agresji ze strony Władimira Putina.


Na wstępie autor przypomina, że po aneksji Krymu i przejęciu kontroli na wschodzie Ukrainy, w Europie rosną obawy o dalsze militarne kroki Moskwy. Jego zdaniem o skuteczną ochronę krajów NATO znajdujących się w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji może zadbać wyłącznie Polska.



"Tylko Polska ma potencjał militarny, który może poważnie przeciwstawić się ruchom Rosji na zachód. Tak jak w 1920 roku, kiedy Armia Czerwona nie potrafiła przełamać Warszawy, tak teraz Polska jest murem, który chroni Europę Środkową przed działaniami zbrojnymi Moskwy" - przekonuje John Schindler.


Autor podkreśla doświadczenie Polski w trudnych relacjach z Rosją, przypomina również wojny z udziałem obydwu państw. Wspomina również o niedawnym zatrzymaniu osób podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Rosji. Jego zdaniem Polska robi wszystko, żeby w razie konieczności mogła odpowiedzieć na agresję Moskwy.


"(...) Warszawa  podejmuje kroki, które mają obronić kraj przed ewentualną rosyjską okupacją, którą Polacy bardzo dobrze znają. W odróżnieniu od Ukrainy, Polska planuje przygotować się na wypadek wypowiedzenia wojny przez Putina" - pisze John Schindler.
Autor artykułu zwraca również uwagę na obawy, powszechne zwłaszcza w kręgach obronnych, dotyczące ewentualnego wsparcia sił NATO w razie ataku na Polskę ze strony Rosji. Podkreśla, że Polacy wciąż pamiętają, jak podczas II wojny światowej Wielka Brytania i Francja nie udzieliły im obiecanej pomocy.


Przed paroma dniami kwestię ewentualnego ataku rosyjskich wojsk na Polskę skomentował w rozmowie z Interią prof. nadzw. dr hab. Marcin Lasoń z Wydziału Nauk o Bezpieczeństwie Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
- Sądzę, że w najbliższej przyszłości Rosja nie zaatakuje Polski, ani innego członka NATO. Nie jest w tej chwili na to przygotowana, ani nie leżałoby to w jej interesie. Gra toczy się o pozostanie Ukrainy w jej strefie wpływów, ma w znacznej mierze charakter prestiżowy. Ponadto jest także częścią szerszej polityki dotyczącej utworzenia konkurenta dla Unii Europejskiej, w którym to Rosja odgrywałaby główną rolę.


- Nade wszystko uważam, że Rosja chce przede wszystkim wrócić na pozycję zajmowaną wcześniej przez ZSRR, nie tyle już w kwestii terytorialnej czy potencjału sił zbrojnych, ale na pozycję mocarstwa globalnego, która nie tylko była rolą deklarowaną, ale odgrywaną. Upraszczając te terminy teoretyczne - byłaby państwem, którego pozycja mocarstwowa jest uznawana i które w związku z tym może więcej np. uciekać się do użycia siły i nie ponosić w związku z tym konsekwencji - powiedział nasz rozmówca.

DJ


Polska nie posiada sił zdolnych zatrzymać ewentualny atak Rosji.
Może co najwyżej wykrwawić się w walce z potężniejszym przeciwnikiem.
Tak Francja jak i G. Brytania mają w swoim arsenale pociski jądrowe, które skutecznie odstraszają każdego agresora, tak więc za bardzo nie muszą przejmować się "murem" z Polski w celu ochrony Europy Środkowej...

 
Tymczasem...

Wojsko Polskie się modernizuje: Najpierw kupi limuzyny Audi A6 dla urzędników i oficerów. To nie żart!

opublikowano: 30 października 2014 roku, 11:43 | autor: Zespół wGospodarce.pl | kategorie: Lifestyle | tagi: armia, gospodarka, limuzyna, przetarg, samochód, wojsko, Wojsko Polskie
 
Jak modernizować polską armię? Pomysłów jest wiele, jednak MON zabiera się za nie od innej strony - na początek kupi dla swoich urzędników i oficerów strategicznych limuzyny.
O sprawie informuje portal poboczem.pl.
Powodowani głębokim przeświadczeniem o konieczności udzielania wszechstronnego wsparcia dla naszej armii bronić będziemy decyzji o zakupie nowych samochodów służbowych dla dwóch generałów, piastujących stanowiska, których same już nazwy muszą wzbudzać popłoch w szeregach wroga. Chodzi mianowicie o Dowódcę Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Dowódcę Operacyjnego. Jak poinformował jeden z tygodników, pełniący te strategiczne funkcje oficerowie mają jeździć nowiutkimi Audi A6, nabytymi w ramach "Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP w latach 2014-15".
Oficerowie otrzymają za pieniądze podatników limuzyny Audi A6.
Jak wiadomo, jednym z podstawowych elementów świadczących o dobrym wyszkoleniu żołnierza jest umiejętność kamuflażu. Trzeba przyznać, że w przypadku przetargu na "A-szóstki" nasza armia zdała egzamin z maskowania na piątkę. Realizację zamówienia powierzono dla niepoznaki 12 Wojskowemu Oddziałowi Gospodarczemu w Toruniu.
Ile będą kosztować podatników limuzyny? Niemal dwa miliony złotych


Zadziwiają niektóre wręcz pod pewnymi względami paniczne reakcje polityków Zachodu na przeloty rosyjskich samolotów. Nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż odmawianiem Rosji prawa do komunikowania się z jej suwerennym terytorium nad Bałtykiem. Samoloty rosyjskie zawsze latają klasycznym szlakiem z rejonu Petersburga do Kaliningradu, bo inaczej nie są w stanie się tam dostać jak tylko nad wodami międzynarodowymi. Loty nad terytorium Litwy trzeba odpowiednio wcześniej zgłosić, a państwo ma prawo odmówić prawa do wykorzystania jego przestrzeni powietrznej dla lotów wojskowych – nawet nieuzbrojonych.


Rosja ma bardzo długie tradycje w zakresie lotniczych patroli morskich, posiada w tym zakresie dokładne rozpoznanie terenu, sprawdzone samoloty, wyszkolone załogi i może przeprowadzać patrole praktycznie nad wszystkimi akwenami morskimi, które są w pobliżu jej terytorium. Zasięg jej samolotów dalekiego zasięgu z rodziny Tu-95, Tu 22M lub Tu-160 jest w istocie regionalny a w przypadku ostatniego typu wspaniałego bombowca strategicznego globalny. Poza tym Rosjanie często wykorzystują samolot Ił-20 do dalekich patroli morskich oraz niezliczoną ilość samolotów transportowych wyposażonych w odpowiednią aparaturę ad hoc. W istocie te ostatnie są najgroźniejsze, ponieważ nigdy nie wiadomo, co mają w ładowniach, co rejestrują. Normalnie jak lecą samoloty szpiegowskie – to się wyłącza nadajniki i radary, albo wprowadza je w tryb pracy nierejestrowanej mającej dostarczyć błędnych danych zwiadowcy.


Te samoloty z zasady nie latają same nad tak gęsto najeżonym obroną powietrzną i przeciwlotniczą akwenie jak Bałtyk. Osłona myśliwców przewagi powietrznej dalekiego zasięgu jest oczywistością. Nad Arktyką mogą latać same, ponieważ zanim cokolwiek się do nich zbliży, są w stanie przemieścić się w rejon własnej osłony przeciwlotniczej.


Bombowce są nosicielami pocisków manewrujących średniego i dalekiego zasięgu, ich głowice potencjalnie mogą być niekonwencjonalne, w tym oczywiście jądrowe. W tym kontekście stałe patrole oznaczają stałą obecność w rejonie – potencjalnego odpalenia pocisków manewrujących, którymi można zaatakować nieprzyjaciela. Właśnie, dlatego z taką pasją samoloty NATO zawsze starają się przechwycić bombowce rosyjskie, żeby załogi wiedziały, że nie unikną śmierci. Klasycznych „bomb jądrowych” zrzucanych grawitacyjnie dzisiaj raczej się nie używa, takie działanie byłoby zbyt prymitywne, a możliwe środki przenoszenia w postaci rakiet bazowania lądowego, morskiego lub właśnie odpalanych z latających bombowców – dają efekt podwójnego spustu oraz zwiększają zasięg. Duży bombowiec miałby problemy nawet nad naszym krajem, ale kilka pocisków manewrujących – ma o wiele większe prawdopodobieństwo przedarcia się i ataku.


O tym wszystkim wiadomo mniej więcej od połowy lat 60 tych, zresztą patrole powietrzne tak naprawdę wymyślili Amerykanie (i Brytyjczycy), których samoloty ze Strategic Air Command B-47, potem głównie B-52, B1B, – dzięki tankowaniu w trakcie lotu stale dyżurowały w powietrzu w wybranych rejonach w pobliżu granic ZSRR, żeby na rozkaz skierować się nagle do ataku z wielu stron w głąb tego państwa. To funkcjonowało do 1992 roku i było bardzo, ale naprawdę bardzo drogie.


Mając powyższe na uwadze oraz oczywistość geografii – po prostu nie można zrozumieć, dlaczego państwa NATO nie porozumieją się z Federacją Rosyjską, co do przelotów nad terytorium państw bałtyckich w taki sposób, żeby wszyscy mieli z tego korzyść. Przecież krótszy lot, to tańszy lot i bardziej bezpieczny. Z drugiej strony wszystko można kontrolować w korytarzach powietrznych i godzinach przelotów. Cała sytuacja jest trudna i ma na celu – jak można ocenić – utrudnienie Rosji komunikacji lotniczej z jej wydzieloną częścią terytorium. W ostateczności, jeżeli Litwini się nie zgodzą niech latają nad Białorusią i Polską, przecież to nie jest żaden problem, ani dla nas, ani dla pilotów. Ma to jeszcze tą zaletę, że można taki ruch monitorować, odpowiednio „czytając” takie transport podobnie jak Amerykanie czytali informacje o stanie japońskiej obrony na wyspach Pacyfiku podczas II-giej Wojny Światowej m.in. z częstotliwości ruchu lotniczego, jaki rejestrowali. Zmianę zachowania partnera od razu można traktować, jako sygnał. Naprawdę można się porozumieć i dogadać.


Jeżeli to nie nastąpi, to kiedyś jest możliwe, że sytuacja przekształci się w incydent, jakiemuś pilotowi zagrają nerwy i np. dojdzie do zderzenia w powietrzy lub walki powietrznej. Co wówczas? Kto poniesie konsekwencje emocji dwóch pilotów kilka tysięcy metrów nad Bałtykiem?
Reasumując – samoloty po to mają skrzydła, żeby latać. Nie ma w tym niczego dziwnego, natomiast, jeżeli do tych przelotów dorabia się politykę i kreuje się konflikt, to trzeba mieć mocne dowody, żeby wybronić się z ewentualnych zarzutów o agresję.


Za tydzień będzie, że pan Władimir Putin zjada małe dzieci w całości

30 października 2014 04:20 komentarzy: 11 Autor:  A • A • A
rgbstock.com autor: Vorfay 

Szkalowaniu, kłamstwom i prowokacjom medialnym wobec osoby pana Władimira Putina – Prezydenta Federacji Rosyjskiej nigdy dość. Już wiadomo, że to szatan, damski bokser, jego tygrys uciekł do Chin (oczywiście z głodu), a Rosjanie się go boją. Właśnie nieudolnie próbowano przemycić do światowego mainstreamu, że ma raka. Za tydzień prawdopodobnie przeczytamy, że zjada małe dzieci na śniadanie w całości. Brakuje tylko dywagacji na temat skrywanego homoseksualizmu, (ponieważ na zachodzie nie można z tego żartować) oraz lewitacji.
Nie ma takiego kłamstwa, którego zachodnie czynniki wpływu nie byłyby w stanie przylepić do osoby pana Putina. Co ciekawe nic się nie mówi na temat pana Miedwiediewa lub pana Ławrowa, chyba że pierwszego próbuje się na siłę skonfrontować z Prezydentem Putinem, a drugiemu doczepić łatkę np. „Pana Nieeet”.


To wszystko jest tym bardziej żałosne, ponieważ w wielu przypadkach za tymi kłamstwami stoją tzw. rosyjscy dysydenci, którzy uciekli na zachód – oczywiście, żeby się chronić przed prześladowaniami ze strony aparatu przemocy państwa rosyjskiego.
Jest jeszcze ulubiony temat – kobiet pana Putina, oj tutaj nie raz dostało się, czy to rosyjskim gwiazdom estrady, czy też gwiazdom sportu – jedno trzeba przyznać, jeżeli chociaż procent z tych rzekomych podbojów seksualnych Prezydenta jest prawdą, to można tylko zazdrościć, jednakże jest mały problem – chodzi o wiarygodność domniemań i przecieków. Nie ma żadnych potwierdzeń, a interpretowanie spojrzenia Prezydenta na dekorowaną przez niego złotą medalistkę igrzysk lub mistrzynię świata to po prostu podłość. Nie da się tego inaczej nazwać, jak brakiem szacunku do innych ludzi.
Naprawdę nie ma takiego kłamstwa, nie ma takiej podłości, do którego nie posunęłyby się ośrodki wpływu z zachodu, żeby tylko nie przepuścić próby uderzenia w autorytet pana Władimira Putina.


To zastanawia, to zmusza do refleksji, ponieważ wściekłość tych ataków, jak również ich skala – zwłaszcza w proliferowanie przez adresata, czyli opinię publiczną to jest coś, co można porównać tylko z działaniami czarnego PR-u wobec Adolfa Hitlera. Można się, bowiem zapytać – czy jeżeli pan W. Putin miałby rzeczywiście nowotwór czy nie należałoby mu współczuć? Przecież te kłamstwa obwieszczone światu przez jeden z amerykańskich portali to właśnie nic innego jak życzenie śmierci! Kim muszą być ludzie, żeby komuś tak źle życzyć, kogo dodajmy NA PEWNO nie znają, nie przeczytali nawet jednej strony jego oficjalnych wypowiedzi, już nie mówiąc o możliwości obserwowania i słuchania jego swobodnych dialogów z publicznością! To się nie nadaje nawet do komentowania, po prostu trzeba ubolewać nad poziomem niektórych zachodnich publikatorów oraz skalą zakłamania znacznej części opinii publicznej, ponieważ to jest po prostu żałosne.


Jedyne, co jak do tej pory w osobie pana Putina odpuszczono, to złośliwości wobec jego rodziny, ale jak się okazało „dysydentki” rosyjskiego pióra napisały już nie jedną książkę, w której z Ojca Prezydenta robi się donosiciela i inne żałosne historie adresowane wobec ludzi, którzy przeżyli trzy okrutne lata głodowej blokady Leningradu! Jakby tego było mało – ukraińska diaspora w Holandii swego czasu urządziła polowanie na jedną z córek Prezydenta, która rzekomo mieszka w tym kraju. Czy to jest normalne? Czy w taki sposób buduje się dialog i porozumienie, – jeżeli obraża się czyichś rodziców i chce zlinczować dzieci? Co trzeba mieć w głowie, żeby być tak podłym człowiekiem?
Więc po tych wszystkich kłamstwach naprawdę nie dziwmy się, jak za tydzień przeczytamy w jakimś poczytnym Amerykańskim dzienniku lub portalu, że Władimir Putin zjada małe dzieci w całości, oczywiście pojawi się przepis, zdjęcia, oraz reklama małego sosu, którego używa Prezydent. Niestety potwierdza się stara prawda – kłamstwo wielokrotnie powtarzane zaczyna żyć własnym życiem, będzie się odbijać, wracać echem, wzmacniać, osłabiać, kojarzyć z innymi kłamstwami, w ostateczności zawsze zaboli adresata a nawet, jeżeli nie, to spowoduje, że chociaż jedna z osób go popierających się zastanowi, bo podobno w każdym kłamstwie jest odrobina prawdy.


No to, na co stawiamy? Warto obserwować te kłamstwa, ponieważ im są podlejsze – tym większy to dowód na wściekłość siepaczy, którzy nie mogą nawet napluć na swoją ofiarę. To klasyczne spuszczanie pary z maszyny propagandowej, taka rozgrzewka mająca na celu spowodowanie, żeby wszystkie mechanizmy przemysłu pogardy i kłamstwa były należycie naoliwione i podskakiwały w wyczekiwaniu na kolejne kłamstwa, które będą zwielokrotniać, wyostrzać i pieczołowicie rozpowszechniać.
Niech żyje kłamstwo i hipokryzja, tylko one zostały w retoryce Zachodu.



http://fakty.interia.pl/tylko-u-nas/news-john-schindler-polska-przygotowuje-sie-na-rosyjska-inwazje,nId,1545431#iwa_item=7&iwa_img=0&iwa_hash=41363&iwa_block=facts_news_small

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/narada-na-kremlu-na-temat-wyborow-w-ukrainskim-donbasie/hd0cl

http://wiadomosci.onet.pl/wielka-brytania-i-irlandia/kierownictwo-sklepu-w-szkocji-zakazuje-mowienia-po-polsku/hg0z9

 http://wgospodarce.pl/informacje/17115-wojsko-polskie-sie-modernizuje-najpierw-kupi-limuzyny-audi-a6-dla-urzednikow-i-oficerow-to-nie-zart
 http://obserwatorpolityczny.pl/?p=26992
http://obserwatorpolityczny.pl/?p=26957


4 lata temu w reklamie wyborczej...


...Adamowicz wystąpił na tle inwestycji drogowych, z którymi miasto ma niewiele wspólnego.

Drogowa wpadka Pawła Adamowicza?

Paweł Adamowicz promuje swoją kandydaturę na prezydenta na tle inwestycji drogowych, w których realizacji miasto Gdańsk miało i ma niewiele do powiedzenia.


W swojej reklamówce wyborczej Paweł Adamowicz występuje na tle inwestycji drogowych, z którymi miasto ma niewiele wspólnego.


Jak oceniasz spot wyborczy Pawła Adamowicza?
jest świetny, pokazuje jak wiele przemian w ostatnich latach nastąpiło w Gdańsku
15%
 
jest słaby, ale to nie wina kandydata, a osób, które przygotowywały spot
20%
 
jest fatalny, jest bardziej antyreklamą niż spotem wyborczym
65%
 
  • zakończona
  • łącznie głosów: 1827
Portal Trojmiasto.pl trafił na spot wyborczy Pawła Adamowicza - kandydata na kolejną kadencję na stanowisko prezydenta Gdańska w zaplanowanych na listopad wyborach. Świetny montaż, doskonały lektor i gość, który podsumowuje kandydaturę, sprawiają, że reklamę, zatytułowaną "Jakość życia cz. I", ogląda się przyjemnie. Jednak w tym przedwyborczym optymizmie Paweł Adamowicz się nieco zagalopował, bowiem pojawia się on w reklamie wyborczej na tle inwestycji, które finansowane są z budżetu centralnego, a nie z miejskiej kasy.

Już w drugiej sekundzie spotu Paweł Adamowicz pojawia się na tle Węzła Karczemki zobacz na mapie Gdańska, na którym prowadzona jest przebudowa. Bez problemu można dostrzec tam pracujące maszyny budowlane. Jednak inwestorem tego przedsięwzięcia jest gdański oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - urząd administracji rządowej. Co robi zatem na Węźle Karczemki kandydat na Prezydenta Gdańska, skoro gdański samorząd nie finansuje realizacji prac i nie zlecał przygotowania dokumentacji projektowej?

Na tym nie koniec. Po dziewiątej sekundzie wyborczego spotu Paweł Adamowicz stoi tuż przy drodze wojewódzkiej w Borkowie zobacz na mapie Gdańska (już poza granicami Gdańska). To jedno z najpopularniejszych miejsc, w którym można przez chwilę, jadąc autem, podpatrzeć pracę drogowców przy budowie Południowej Obwodnicy Gdańska. Podobnie jak w przypadku Węzła Karczemki, 17-kilometrowa droga ekspresowa, wiodąca przez gdańskie dzielnice Olszynka i Maćkowy, realizowana jest za pieniądze z budżetu państwa i Unii Europejskiej.

W Gdańsku prowadzone są inwestycje drogowe, na których tle z powodzeniem można prezentować swoją kandydaturę - choćby przebudowa ul. Nowe Ogrody zobacz na mapie Gdańska, budowa brakującego odcinka Trasy W-Z zobacz na mapie Gdańska lub niedawno rozpoczęta rozbudowa ul. Łostowickiej zobacz na mapie Gdańska. Dlaczego zatem Paweł Adamowicz zdecydował się wystąpić przed kamerą na Węźle Karczemki i Południowej Obwodnicy Gdańska?

- Spot ma na celu pokazanie zmian, które w Gdańsku postępują i przybliżenie tych inwestycji. Stoję dokładnie przy Armii Krajowej, bo pokazuję, co zawsze zresztą podkreślam, budowaną przez rząd obwodnicę południową Gdańska. Miasto też się do niej dołożyło, choćby poprzez mieszkania dla wykwaterowanych mieszkańców, a w ostatnim etapie miasto bardzo się zaangażowało w ratowanie tej inwestycji, bo były problemy natury formalnej. Zresztą wszystko, co się dzieje w Gdańsku, dzieje się przy współpracy z samorządem. Chodziło o pokazanie wielkości tych inwestycji i tego, że w najbliższych czterech latach zbudujemy w Gdańsku podstawowy kręgosłup komunikacji drogowej. Dlatego warto je pokazać w formie spektakularnej, przemawiającej do wyobraźni - wyjaśnia Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.

Smaczku reklamie dodaje wypowiedź utytułowanego rajdowca - Krzysztofa Hołowczyca. Wskazuje on ul. 3 Maja zobacz na mapie Gdańska w Gdańsku jako tę, o której marzą i śnią nie tylko gdańscy kierowcy. Jednak czy naprawdę pragną tonącej po nieco większym deszczu ulicy? Na co dzień tworzą się tam korki i prawie zawsze nie ma miejsc parkingowych. Jak jeżdżą auta na ul.3 Maja?


Czytaj więcej na:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Drogowa-wpadka-Pawla-Adamowicza-n42899.html#tri



A co będzie w tym roku?






3 listopada 2010, godz. 06:00 (442 opinie) autor: Maciej Naskręt, Katarzyna Moritz
Paweł Adamowicz promuje swoją kandydaturę na prezydenta na tle inwestycji drogowych, w których realizacji miasto Gdańsk miało i ma niewiele do powiedzenia.

W swojej reklamówce wyborczej Paweł Adamowicz występuje na tle inwestycji drogowych, z którymi miasto ma niewiele wspólnego.


Portal Trojmiasto.pl trafił na spot wyborczy Pawła Adamowicza - kandydata na kolejną kadencję na stanowisko prezydenta Gdańska w zaplanowanych na listopad wyborach. Świetny montaż, doskonały lektor i gość, który podsumowuje kandydaturę, sprawiają, że reklamę, zatytułowaną "Jakość życia cz. I", ogląda się przyjemnie. Jednak w tym przedwyborczym optymizmie Paweł Adamowicz się nieco zagalopował, bowiem pojawia się on w reklamie wyborczej na tle inwestycji, które finansowane są z budżetu centralnego, a nie z miejskiej kasy.

Już w drugiej sekundzie spotu Paweł Adamowicz pojawia się na tle Węzła Karczemki, na którym prowadzona jest przebudowa. Bez problemu można dostrzec tam pracujące maszyny budowlane. Jednak inwestorem tego przedsięwzięcia jest gdański oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad - urząd administracji rządowej. Co robi zatem na Węźle Karczemki kandydat na Prezydenta Gdańska, skoro gdański samorząd nie finansuje realizacji prac i nie zlecał przygotowania dokumentacji projektowej?

Na tym nie koniec. Po dziewiątej sekundzie wyborczego spotu Paweł Adamowicz stoi tuż przy drodze wojewódzkiej w Borkowie (już poza granicami Gdańska). To jedno z najpopularniejszych miejsc, w którym można przez chwilę, jadąc autem, podpatrzeć pracę drogowców przy budowie Południowej Obwodnicy Gdańska. Podobnie jak w przypadku Węzła Karczemki, 17-kilometrowa droga ekspresowa, wiodąca przez gdańskie dzielnice Olszynka i Maćkowy, realizowana jest za pieniądze z budżetu państwa i Unii Europejskiej.

W Gdańsku prowadzone są inwestycje drogowe, na których tle z powodzeniem można prezentować swoją kandydaturę - choćby przebudowa ul. Nowe Ogrody, budowa brakującego odcinka Trasy W-Z lub niedawno rozpoczęta rozbudowa ul. Łostowickiej. Dlaczego zatem Paweł Adamowicz zdecydował się wystąpić przed kamerą na Węźle Karczemki i Południowej Obwodnicy Gdańska?

- Spot ma na celu pokazanie zmian, które w Gdańsku postępują i przybliżenie tych inwestycji. Stoję dokładnie przy Armii Krajowej, bo pokazuję, co zawsze zresztą podkreślam, budowaną przez rząd obwodnicę południową Gdańska. Miasto też się do niej dołożyło, choćby poprzez mieszkania dla wykwaterowanych mieszkańców, a w ostatnim etapie miasto bardzo się zaangażowało w ratowanie tej inwestycji, bo były problemy natury formalnej. Zresztą wszystko, co się dzieje w Gdańsku, dzieje się przy współpracy z samorządem. Chodziło o pokazanie wielkości tych inwestycji i tego, że w najbliższych czterech latach zbudujemy w Gdańsku podstawowy kręgosłup komunikacji drogowej. Dlatego warto je pokazać w formie spektakularnej, przemawiającej do wyobraźni -wyjaśnia Paweł Adamowicz, prezydent Gdańska.

Smaczku reklamie dodaje wypowiedź utytułowanego rajdowca - Krzysztofa Hołowczyca. Wskazuje on ul. 3 Maja w Gdańsku jako tę, o której marzą i śnią nie tylko gdańscy kierowcy. Jednak czy naprawdę pragną tonącej po nieco większym deszczu ulicy? Na co dzień tworzą się tam korki i prawie zawsze nie ma miejsc parkingowych. Jak jeżdżą auta na ul.3 Maja?

Aktualny [2014] spot wyborczy obecnego prezydenta Gdańska można zobaczyć tutaj, polecam uważnym i zatroskanym Czytelnikom...






http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Drogowa-wpadka-Pawla-Adamowicza-n42899.html




seil on the seas of chees....
 
 
 
 
 

Przegląd prasy


Z krótkim komentarzem

Rosyjskie media o 17 września: Polacy flirtowali z Hitlerem

POLACY, CZY WERWOLF?

"Nożem wbi­tym w plecy Pol­ski" na­zwa­ła "Nie­za­wi­si­ma­ja Ga­zie­ta" agre­sję ZSRR na Pol­skę. W ten spo­sób ro­syj­ski dzien­nik od­no­to­wał 75. rocz­ni­cę na­pa­ści Armii Czer­wo­nej na nasz kraj. Inne media, znane ze swo­ich pro­krem­low­skich sym­pa­tii, "uświa­da­mia­ją" nam, że Armia Czer­wo­na wkro­czy­ła z "misją wy­zwo­leń­czą na te­re­ny oku­po­wa­ne przez Pol­skę", a jeden z ro­syj­skich hi­sto­ry­ków prze­ko­nu­je, że obok Adol­fa Hi­tle­ra współ­win­ny­mi roz­pę­ta­nia II wojny świa­to­wej byli Po­la­cy, któ­rzy rzą­dzi­li na­szym kra­jem w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym.

RIA Novosti: Polacy współwinni rozpętania II wojny światowej
Hi­sto­ryk Oleg Na­za­row prze­ko­nu­je na ła­mach agen­cji in­for­ma­cyj­nej RIA No­vo­sti, że pięć lat temu, a do­kład­nie 23 wrze­śnia 2009 roku Sejm Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej przy­jął re­zo­lu­cję, zgod­nie z tre­ścią któ­rej uznał "wy­zwo­leń­czy marsz Armii Czer­wo­nej za agre­sję wobec Pol­ski i ofi­cjal­nie oskar­żył ZSRR o roz­pę­ta­nie wspól­nie z na­zi­stow­ski­mi Niem­ca­mi" II wojny świa­to­wej.

"Ale w rze­czy­wi­sto­ści obok Adol­fa Hi­tle­ra współ­win­ni w roz­po­czę­ciu II wojny świa­to­wej byli lu­dzie, któ­rzy pro­wa­dzi­li Pol­skę w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym" - pisze hi­sto­ryk.

LUDZIE, CZY POLACY?

Wspominałem o tym, niedawn w artykule http://maciejsynak.blogspot.com/2014/09/tuskeni-rzadza-polska.html
oraz
http://maciejsynak.blogspot.com/2014/04/znowu-straszenie-wojna-pro-unijna.html
http://maciejsynak.blogspot.com/2014/05/w-wywiadzie-niemieckim-moze-pracowac.html


- piłsudczycy na czele z ministrem MSZ Beckiem, byli zakamuflowaną agenturą niemiecką na najwyższych stanowiskach administracji państwowej.

"Zarówno MSW jak i (głównie) MSZ i sam Beck i Piłsudski w sprawach związanych z mniejszością niemiecką na Pomorzu stawali po stronie niemieckich organizacji.
Szokująca lektura, która potwierdza wszystkie moje domysły dotyczące werwolfu - niemieckiej piątej kolumny w Polsce, która dzierży stery władzy. To samo dotyczy Piłsudskiego.
Wszystko to jest udokumentowane, na każdej stronie znajdują się odnośniki do źródeł w archiwach, z których korzystał Autor.

Jak to czytam, to jakbym widział współczesną Polskę - te same chwyty.
Dokładnie te same."
 
 
I dalej: "II Rzecz­po­spo­li­ta ode­gra­ła klu­czo­wą rolę w roz­pę­ta­niu II wojny świa­to­wej. I fakt, że w jej trak­cie Niem­cy za­ata­ko­wa­ły Pol­skę za­bi­ja­jąc sześć mi­lio­nów ludzi, tego nie zmie­ni".
"Polacy flirtowali z Hitlerem"
W po­dob­nym tonie o 75. rocz­ni­cy wkro­cze­nia wojsk ra­dziec­kich do Pol­ski pisze por­tal dzien­ni­ka "Ar­gu­men­ty i Fakty" w ar­ty­ku­le pt. "Ro­syj­ska wio­sna na je­sie­ni 1939 roku. Jak Sta­lin prze­pro­wa­dził ope­ra­cję »Brześć Nasz«".
An­driej Si­dor­czyk przy­po­mi­na różne in­ter­pre­ta­cje roz­po­czę­cia II wojny świa­to­wej. "W Związ­ku Ra­dziec­kim w cza­sach sta­li­now­skich, ope­ra­cja ta zo­sta­ła uzna­na jako »marsz wy­zwo­le­nia Armii Czer­wo­nej«. W Pol­sce i na Za­cho­dzie - jako »so­wiec­ką in­wa­zję«, a nawet »czwar­ty roz­biór Pol­ski«"
"Fakt, że w Eu­ro­pie przed II wojną świa­to­wą roz­wi­nę­ła się ko­ali­cja an­ty­hi­tle­row­ska jest w dużej mie­rze za­słu­gą Pol­ski, która blo­ko­wa­ła pra­wie wszyst­kie ini­cja­ty­wy ZSRR ma­ją­ce na celu stwo­rze­nie so­ju­szu woj­sko­we­go prze­ciw­ko za­gra­ża­ją­cym Niem­com"- czy­ta­my dalej.
"Naj­cie­kaw­sze jest to, że Po­la­cy w tym samym cza­sie flir­to­wa­li z Hi­tle­rem bio­rąc udział we wspól­nym roz­bio­rze Cze­cho­sło­wa­cji przez oku­po­wa­nie re­gio­nu cie­szyń­skie­go" - pisze Si­dor­czyk.


Znowu w Gdańsku...
Naśladowca "Froga" szaleje w Trójmieście?
Znowu akcja służb? Że też im to się nie nudzi...
No, cóż, pierwsza zasada służb - nie odpuszczać ani na krok...

 

Syn kata Polaków wszedł do ukraińskiego parlamentu

Z ramienia Partii Radykalnej Ołeha Laszki wszedł do Werchownej Rady Jurij Szuchewycz – syn zbrodniarza Romana Szuchewycza.

 
"Główny Komendant" UNA-UNSO, 81-letni Jurij Szuchewycz będzie najprawdopodobniej najstarszym deputowanym w nowym ukraińskim parlamencie.
Jurij Szuchewycz znany jest z wielu antypolskich wypowiedzi. W 2011 r. wzywał do odebrania Polsce "etnicznie ukraińskich ziem".

  • To prawda: jeszcze nie wszystkie etniczne ziemie (ukraińskie) zostały zebrane w całość. Do prawdziwej jedności dojdziemy, kiedy zbierzemy te ziemie, które znajdują się jeszcze poza granicami Ukrainy – mówił Jurij Szuchewycz.
Jurij Szuchewycz to syn dowódcy UPA. W latach 1948-1968 oraz 1972-1989 był więziony w Związku Sowieckim jako "wróg ludu". W więzieniu stracił wzrok. W niepodległej Ukrainie aktywny politycznie, długie lata był formalnym liderem partii Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe oraz Komendantem Głównym Ukraińskiej Samoobrony Narodowej (UNA-UNSO). Jest znany ze swojej wrogości wobec Polski, w roku 2002 domagał się przeniesienia Cmentarza Obrońców Lwowa do Polski. W 2006 roku został nagrodzony tytułem Bohatera Ukrainy przez prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę.
Jego ojciec Roman Szuchewycz, jako dowódca UPA, jest odpowiedzialny za zamordowanie przez tę formację ok. 120 tys. Polaków, a także wielu Żydów, Ormian, Czechów, Niemców oraz Ukraińców sprzeciwiających się polityce nacjonalistów.

podrobnosti.ua/Onet.pl/KRESY.PL

 

12% poparcia dla neobanderowskich partii na Ukrainie


 
Neobanderowcy w parlamencie Ukrainy - tak mozna najkrócej skomentować wyniki wyborów palramentarnych jakie odbyły się w niedzielę na Ukrainie.
Jeszcze przy okazji wydarzeń 14 października, kiedy to prezydent tego kraju Petro Poroszenko wydał dekret o nowym święcie państwowym "Dniu Obrońcy Ukrainy" - ustanowionym właśnie na ten dzień, dzień 14 października uznawany m.in. jako dzień powstania zbrodniczej formacji UPA – i kiedy ulicami Kijowa tego też dnia przeszło tysiące zwolenników Swobody domagających się uznania UPA za bojowników o wolność ojczyzny -wszelkiej maści "znawcy" tematów ukraińskich zapewniali nas, że nie ma żadnego zagrożenia ze strony odradzającego się na Ukrainie banderyzmu, że poparcie dla partii takich jak Swoboda i Prawy Sektor, które wprost odwołują się do tradycji zbrodniczej OUN-UPA, nie przekracza 2%. Że jest to margines, że ci którzy krzyczą o banderowskim zagrożeniu to jakieś oszołomy lub „ruscy agenci”.
W wyborach sama Swoboda uzyskała około 6% głosów, Prawy Sektor, który nie przekroczył progu wyborczego, otrzymał ponad 2%. Podobny do Swobody wynik uzyskało inne skrajne ugrupowanie Radykalna Partia Olega Laszko. To na razie nie są wyniki oficjalne tylko badanie metodą exit-poll. Ale już to razem pokazuje14% poparcia dla skrajnych ugrupowań.

 
Jeśli chodzi zaś o Radykalną Partię to lider tego ugrupowaniaOleg Laszko jest jednym z założycieli batalionu „Azow”, który to batalion miał dopuszczać się w toczącej się na Ukrainie wojnie, zbrodni. W skład batalionu Azow wchodzą członkowie Samoobrony Majdanu i Automajdanu, czyli najbardziej ofensywni uczestnicy zajść na kijowskim majdanie podczas obalania prezydenta Janukowycza.Azow w swojej symbolice wprost odwołuje się do nazizmu poprzez wykorzystanie symboluWolfsangel.
Tymczasem już rozpoczęła się w naszym kraju propaganda, że w zasadzie nic groźnego na Ukrainie się nie stało. Ba, wręcz odwrotnie zapewnia się nas, że właśnie skrajne ugrupowania poniosły klęskę!

- Populiści Ołeha Laszki oraz nacjonalistyczna Swoboda dostały raptem po sześć procent, Prawy Sektor demonizowany przez propagandę rosyjską - zaledwie dwa procent. To pokazuje jak niewielkie jest na Ukrainie poparcie dla radykalnych poglądów– powiedział Interii wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich dr Adam Eberhardt.Ośrodek Studiów Wschodnich to taka instytucja niegdyś założona przez Bartłomieja Sienkiewicza, tego co to stwierdził, że państwo polskie istnieje tylko w teorii.

W podobnym tonie wyniki wyborów natychmiast skomentowała Fronda.pl, która już w tytule informującym o wynikach sondażowych zapewnia, że „Ukraińcy wybrali normalność czyli Europę. Klęska nacjonalistów!”


Komentarz zaś w tekście ociera się już wręcz o jakąś paranoję: „
Co ciekawe, Ukraina pokazała, że nie chce mieć nic wspólnego z nacjonalistami z UPA czy OUN. Radykalna Partia Ołeha Laszki dostała tylo 6,4 proc., a nacjonalistyczna Swoboda 6,3 proc.. Jedynym zmartwieniem jest czwarta lokata dla ugrupowania politycznych sojuszników zbiegłego w lutym z kraju b. prezydenta Wiktora Janukowycza. Blok Opozycyjny zdobył 7,6 proc. poparcia.”

Fronda.pl martwi się więc wynikiem 7,6 proc. dla Bloku Opozycyjnego, ale za klęskę uważa 12,7% zdobyte przez dwie partie odwołujące się do tradycji OUN-UPA czy SS Galizien.
Ale warte podkreślenia jest jeszcze coś innego, że neobanderowcy nie mają swoich reprezentantów tylko i wyłącznie w partiach takich jak Swoboda, Radykalna Partia czy Prawy Sektor. Oni już są w ośrodkach decyzyjnych.Ciekawy komentarz w tym temacie zamieścił Adam Pietrasiewicz, niegdyś pracownik PAP-u, który w sposób nieco ironiczny skomentował wyniki ukraińskich wyborów, a dokładnie wynik partii premiera tego kraju Jaceniuka:

(…)
No i mamy to, czego można było się spodziewać - drugą partią na Ukrainie są najbardziej niebezpieczni ludzie, jakich można sobie tam wyobrazić. Front Narodowy jak na demokratyczną, cywilizowaną partię ma swoje Biuro Polityczne, w którego skład wchodzi poza Jaceniukiem na przykład Andrij Parubij, założyciel nazistowskiej partii Swoboda, którego przybocznym był niejaki Jarosz, szef Prawego Sektora. Ale nie zapominajmy, że Front Narodowy, który będzie teraz drugą siłą polityczną na Ukrainie, jak przystało na partię demokratyczną i cywilizowaną, ma również swoje Biuro Wojskowe! A jakże! I jednym z jego członków, poza innymi nazistami-banderowcami, jest sam dowódca batalionu Azov - tych miłych misiów, którzy otwarcie i bez żenady na hełmach i mundurach mają swastyki i znaki SS.

I na koniec dodaje sarkastycznie:
Znawcy Ukrainy, tacy jak pan red. Wildstein czy Piotr Kościński wciąż usilnie zapewniali, że banderowcy nie mają żadnego poparcia na Ukrainie. No, faktycznie - teraz zmienili po prostu nazwę.
I tak kończy się ta lansowana nam bajeczka o 2%...

 
Karty do głosowania ładnie ułożone w urnie:



Siemoniak: Słabość NATO prowokuje wrogów
 
- Nikt w Polsce nie chce powrotu do zimnej wojny, do konfrontacji z Rosją, ale nic bardziej nie prowokuje jak uległość - powiedział Siemoniak, zarzucając Rosji agresywne działania. Zwracając się do gospodarzy spotkania zaznaczył, że najważniejsze są "konkrety, a nie gadanie".
Niemiecka minister podziękowała Siemoniakowi za - jak podkreśliła - "mocne przemówienie" i zapewniła Polaków, że mogą liczyć na Niemcy.

Jak wskazywał Siemoniak, Polska chce, aby NATO było bardziej obecne w Europie Wschodniej. Podkreślił, że przyjęty na szczycie NATO w Walii program utworzenia "szpicy" musi zostać zrealizowany.
 Oświadczył, że Polska pragnie "silnej aktywnej Bundeswehry nieunikającej odpowiedzialności za obronę sojuszników". Polacy nie uwierzyli w słabość niemieckiej armii - zapewnił, odnosząc się do wcześniejszych ocen mediów, wskazujących na brak sprzętu wojskowego i niezadowalający stan istniejącej broni, przede wszystkim lotnictwa. - Liczymy na niemieckiego sojusznika - zaznaczył Siemoniak.

A słabość Polski nie prowokuje wrogów z NATO?


Dr Kostrzewa-Zorbas: Polska może żądać bilionów złotych od Niemiec

Zrze­cze­nie się przez Pol­skę nie­miec­kich od­szko­do­wań wo­jen­nych nie zo­sta­ło za­re­je­stro­wa­ne w Se­kre­ta­ria­cie Ge­ne­ral­nym ONZ. Otwie­ra to drogę do uzy­ska­nia przez nasz kraj ogrom­nych re­pa­ra­cji za II wojnę świa­to­wą. Cho­dzi o kwoty rzędu pra­wie trzech bi­lio­nów zło­tych - pisze dr Grze­gorz Ko­strze­wa-Zor­bas na ła­mach ty­go­dni­ka "W Sieci".

Do tej pory uznawano, że Polska zrzekła się reparacji wojennych od Niemiec jeszcze w latach 50. Polskie MSZ twierdzi, że w 1969 roku wydano oficjalny dokument potwierdzający wcześniejsze ustne deklaracje władz PRL. Co ciekawe, MSZ nie zna nawet daty dziennej, a jedynie rok powstania dokumentu, przez który Polska straciła miliardy dolarów.
Dr Kostrzewa-Zorbas zainteresował się dokumentem, na który powołuje się MSZ. Naukowiec postanowił sprawdzić, czy ONZ jest w jego posiadaniu. Odpowiedź z Nowego Jorku była jednoznaczna: w zbiorze oficjalnych dokumentów ONZ nie istnieje traktat, w którym Polska zrzeka się reparacji za II wojnę światową. Co więcej, dokumentu takiego nie ma również w archiwach ani bibliotece ONZ.

Naukowiec w swoim artykule "Biliony dolarów za II wojnę światową" tłumaczy, że zrzeczenie się reparacji wojennych przez Polskę było umową międzynarodową. Aby taki traktat doszedł do skutku, musi być on wyszczególniony w Rejestrze Sekretarza Generalnego ONZ.
"Dokumentu, o który Pan prosi, nie ma w Biurze Spraw Prawnych" - brzmi oficjalne stanowisko prawników z Nowego Jorku. Tym samym zrzeczenie się odszkodowań wojennych nie zostało zarejestrowane. "Nieistnienie dokumentu w archiwum oryginałów w głównej siedzibie ONZ na Manhattanie rozstrzyga o skutku prawnym. Skutek nie powstał" - podkreśla naukowiec.

Dr Kostrzewa-Zorbas wskazuje też na inne błędy, które Polska może wykorzystać, starając się uzyskać odszkodowania od naszego zachodniego sąsiada. O jakie kwoty chodzi? Komisja pracująca tuż po wojnie oszacowała straty na 49 miliardów ówczesnych dolarów amerykańskich. Dzisiaj po uwzględnieniu inflacji kwota nominalna osiągnęłaby 845 miliardów dolarów. To w przybliżeniu 2,738 biliona złotych - wylicza naukowiec.

II wojna światowa rozpoczęła się agresją Niemiec na Polskę 1 września 1939 roku. W wyniku działań wojennych zniszczeniu uległa infrastruktura drogowa i kolejowa, fabryki, wiele miast zostało zburzonych. Niemcy i Sowieci dokonywali również rabunku dóbr kultury i eksterminacji ludności. Łącznie podczas wojny zginęło niemal sześć milionów Polaków.


 
Tymczasem amerykańska prasa uprawia voo-doo.

"New York Post": Władimir Putin ma raka

Władimir Putin może mieć nowotwór trzustki lub rdzenia kręgowego - pisze "New York Post". Richard Johnson, który jest autorem artykułu twierdzi, że prezydentowi Rosji zostały zaledwie 3 lata życia. Czy choroba mogła być powodem pośpiechu, w jakim Rosja zaatakowała Ukrainę - zastanawia
Najprawdopodobniej jednak Putin cierpi z powodu raka trzustki - ocenia, na podstawie swoich źródeł, Richard Johnson.
Kłamstwo ma uwiarygodnić manipulacja słowami:
Ponadto, niemiecki lekarz dotychczas zajmujący się prezydentem Rosji, miał zrezygnować z jego dalszego leczenia. "Z lekarzem poznali się jeszcze w Dreźnie, w trakcie służby Putina w KGB" - dodaje autor artykułu

 
Dowcipnie skomentował te „rewelacje” rzecznik prasowy Kremla:
  • Niedoczekanie ich. Bodajby pypcia na języku dostali. Wszystko jest w porządku - powiedział Dmitrij Pieskow
Jak widać 1000 lat antypolskiej propagandy to nie to samo, co kilka wrzutek Rosjanom, amerykanie są chyba tego świadomi, bo...

Były współpracownik Reagana: Obama zlecił amerykańskim agentom polowanie na Putina

Już nie islamscy terroryści, a Władimir Putin zaczyna dziś amerykańską listę wrogów do jak najszybszej eliminacji? Tak twierdzi Paul Craig Roberts, który administracji Ronalda Reagana pełnił funkcję zastępcy sekretarza skarbu Stanów Zjednoczonych i był jednym z najważniejszych doradców Białego Domu.

Rewelacje emerytowanego amerykańskiego polityka wydają się równie nierealne, co korzystne dla geopolitycznych interesów Stanów Zjednoczonych. W ocenie Paula Craiga Robertsa, prezydent Barack Obama nie zawahał się przed wpisaniem przywódcy Rosji na listę osób, których eliminacji powinny podjąć się służby specjalne USA.

Co więcej, współpracownik Ronalda Reagana przekonuje, że zabicie Władimira Putina jest łatwiejsze niż skuteczne wzięcie na celownik wielu innych wrogów Waszyngtonu.

"CIA może wykorzystać jednego z muzułmańskich terrorystów, których wspiera wewnątrz Rosji. W przeciwieństwie do amerykańskiego prezydenta, który nie porusza się wśród ludzi swobodnie, Putin nie unika ludzi, miesza się z tłumem - stwierdza były polityk w felietonie zatytułowanym... "Władimir Putin jest liderem moralnego świata".

Zdaniem Paula Craiga Robertsa, otwartość Władimira Putina do kontaktów z tłumem czyni prezydenta Rosji "łatwym celem cel dla terrorysty z Czeczenii, zamachowca samobójcy lub klasycznego zabójcy.

Źródło: PaulCraigRoberts.org


1 845 071 zł na… trolii internetowych


Unia Europejska, podobnie jak m. in. Rosja, posiada własnych trolli internetowych, które na portalach internetowych piszą pozytywne komentarze o obecnej władzy. W przyszłym roku podatnicy przeznaczą na ten cel 1 845 071 zł.
Jak czytamy w zatwierdzonym projekcie budżetu Unii Europejskiej na 2015 rok, 436 187 euro, czyli 1 845 071 zł zostanie w przyszłym roku wydane na „interakcję z obywatelami”. W tym roku na ten cel zostało przeznaczone z kolei 500 000 euro, czyli 2 115 000 zł.
Zarządzający społecznością” działają jako pośrednicy między firmą, a jej klientami,„rozpowszechniają pozytywne opinie o firmie w języku właściwym sieciom społecznościowym, zarządzają społecznościami internetowymi i rozumieją ich potrzeby oraz reagują na nie”. W ramach tego działania przygotowawczego unijni „zarządzający społecznością” powołani na potrzeby projektu pilotażowego „Dzielmy się Europą w sieci” mogliby nadal zwiększać dostępność informacji na temat Unii oraz reprezentować poszczególne instytucje Unii lub niezależne informacje o Unii i jej działalności.” –czytamy w projekcie budżetu.
Źródło: Polskie Piekiełko

 
Werwolf coraz bardziej pyskaty.

Działacz Ruchu Autonomii Śląska propaguje nazizm

 
Wtorek, 28 października (08:32)
Aktualizacja: Wtorek, 28 października (20:56)
Bulwersujący wpis na Facebooku autorstwa Michała Buchty z Ruchu Autonomii Śląska.

Na facebookowym profilu Moniki Kassner, kandydatki do sejmiku województwa śląskiego z ramienia Ruchu Autonomii Śląska, pojawił się post Michała Buchty, jej kolegi ze stowarzyszenia. Sekretarz zarządu Ruchu Autonomii Śląska zamieścił w sieci zdjęcie trójki dzieci na tle flagi ze swastyką. Dzieci mają wzniesione w górę dłonie w nazistowskim pozdrowieniu.


"Marudzicie. Niektóre dzieci od małego wiedzą w co należy wierzyć"- napisał pod zdjęciem Buchta.

Na Facebooku Ruchu Autonomii Śląska szybko pojawił się komentarz, w którym stowarzyszenie próbuje tłumaczyć skandaliczny wpis."Michał Buchta na Facebooku ośmieszył skierowany wobec dzieci szowinizm jednego ze śląskich radykalnych polityków" - czytamy.
Ruchu Autonomii Śląska dodaje, że słowa członka stowarzyszenia zostały "wyrwane z kontekstu" i stały się "dla naszych przeciwników okazją do poważnych, ale kompletnie nieprawdziwych oskarżeń wobec nas". Ma to mieć związek z przedwyborczą kampanią, "przeciwnikami" Ruchu Autonomii Śląska jest organizacja Polski Śląsk.Dodajmy, że facebookowe profile Kassner i Buchty są obecnie niedostępne."To był komentarz w dyskusji a nie post"
Po naszej publikacji otrzymaliśmy list elektroniczny od Michała Buchty i Moniki Kassner. Autorzy maila poinformowali nas, że "wypowiedź Michała Buchty była komentarzem w dyskusji a nie postem", który "miał zwrócić uwagę na antypolski szowinizm Andrzeja Rocznioka, skierowany wobec kilkuletniego dziecka ze zdjęcia w poście". Jak argumentują, "pomówieni o propagowanie nazizmu" członkowie Ruchu Autonomii Śląska "bronili prawa do pomalowania dzieci w biało-czerwone barwy".
Wreszcie czytamy, że "Michał Buchta nie zamieścił w sieci zdjęcia trójki dzieci [wznoszące dłonie w faszystowskim pozdrowieniu na tle flagi ze swastyką - przy. AW], tylko je z tej sieci wziął. Znalazł takie zdjęcie w wyszukiwarce".
Na koniec dowiedzieliśmy się, że facebookowy profil zarówno Moniki Kassner, jak i Michała Buchty są dostępne i nigdy nie były niedostępne [we wtorek rano podczas prób wejścia na profil Moniki Kassner i Michała Buchty pojawiał się komunikat o niedostępności strony - przyp. AW] Za powyższe wyjaśnienie sprawy dziękujemy, przypominając jednocześnie, że osoby aspirujące do roli polityków czy działaczy politycznych - Kassner i Buchta są członkami zarządu Ruchu Autonomii Śląska - powinny rozważniej i z większą odpowiedzialnością obywatelską publikować treści w internecie. Nawet "wzięte z sieci", "znalezione w wyszukiwarce" i będące "komentarzem w dyskusji".

AW



http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz%2Fsyn-kata-polakow-wszedl-do-ukrainskiego-parlamentu#




sobota, 1 listopada 2014

Wielkie kręgi na Bliskim Wschodzie na zdjęciach lotniczych


Od ponad 90 lat wiadomo o istnieniu na Bliskim Wschodzie (Jordania, Syria, Arabia Saudyjska) wielkich kamiennych kręgów o nieustalonym pochodzeniu i przeznaczeniu. Mają one formę kamiennych murków wysokości kilkudziesięciu cm, ułożonych na planie mniej lub bardziej foremnych okręgów o średnicy ok. 400 m.
 
Tajemnicze budowle po raz pierwszy zauważono z samolotu w roku 1920, jednak od tamtego czasu nie prowadzono poważniejszych badań tych struktur. Ostatnio naukowcy  związani z projektem naukowym Archiwum Archeologicznej Fotografii Lotniczej Bliskiego Wschodu (APAAME), wykonali serię zdjęć 11 "wielkich kręgów" na terenie Jordanii.

Przeznaczenie kręgów jest nieznane, archeolodzy nie są też pewni, kiedy powstały. Analiza fotografii i artefaktów znalezionych na ziemi wskazuje, że mają co najmniej 2000 lat, ale mogą być znacznie starsze. Być może zbudowano je w czasach prehistorycznych, jeszcze przed wynalezieniem pisma.

Jak mówi David Kennedy z Uniwersytetu Zachodniej Australii, wydaje się mało prawdopodobne, że były one pierwotnie używane jako zagrody - ściany były zbyt niskie, a wewnątrz nie ma śladów żadnych ogrodzeń mogących powstrzymać stada. Poza tym nie ma powodu, żeby zagroda dla zwierząt miała tak regularny kształt.

Jeden z kręgów ma w swoim obrębie trzy kamienne kopce, które mogły służyć celom pogrzebowym. Kennedy twierdzi jednak, że powstały znacznie później i raczej nie pomogą wyjaśnić tajemnicy kręgów.
Dodaje, że aby zbliżyć się do rozwiązania zagadki, archeolodzy będą musieli przeprowadzić dokładne badania terenowe - zdjęcia lotnicze, jakkolwiek bardzo pomocne, nie zastąpią wykopalisk.