Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 29 stycznia 2025

5 -10 -15 oj, przejęzyczyłam się..

 

poszło w świat















Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim?





przedruk






Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim?



Krzysztof Stanowski bardzo chce pozostać teflonowym kandydatem w wyborach prezydenckich. Mam nadzieję, że media, politycy i internauci nie zapewnią mu takiego komfortu.

Krzysztof Stanowski musiał wystartować w tych wyborach. Nie, nie dlatego, by stać się sumieniem demokracji i wyrzutem polityków, którzy mają nas wszystkich za – by trzymać się poetyki założyciela Kanału Zero – kompletnych idiotów. To po prostu kolejny event performera, wszak to za sprawą tego typu akcji Stanowski zbudował swoją markę.

Czym karmi się Stanowski?


Bodaj pierwszym jego „szokującym” występem była „zmiażdżenie” książki Małgorzaty Domagalik o Jerzym Brzęczku, ówczesnym selekcjonerze polskiej reprezentacji piłkarskiej. Siedział przed kamerą i dewastował tę publikację – polemicznie i fizycznie. Choć książka jego zdaniem była beznadziejna, poświęcił jej kilka odcinków, wypełnionych drwinami, obśmiewaniem autorów oraz wyrywaniem z niej kartek. Robiło to, owszem, wrażenie, a widzowie – wówczas jeszcze Kanału Sportowego, bo to tam Stanowski urządził sobie ów roast – zasiadali przed ekranami komputerów czy smartfonów, żeby zaśmiewać się z kolejnych złośliwostek i kalumnii jakie znowu zaserwuje Stano.

Kolejne niezwykle „ważne” społecznie tematy, jakimi zajmował się Stanowski uzasadniając to etycznym imperatywem, dotyczyły obłudy w telewizjach śniadaniowych (sprawa Natalii Janoszek) czy „demaskowania” intelektualnych talentów boksera Marcina Najmana.

Z obydwu tych spraw – podobnie jak z książki Domagalik i Brzęczka – Stano zrobił kolejne miniseriale. Janoszek – niespecjalnie popularna w Polsce celebrytka – w opinii Stanowskiego była nawet warta wyjazdu do Indii, gdzie demaskował kłamstwa na temat jej kariery w Bollywood, czy wykreowania przez właściciela Kanału Zero alter ego w postaci hinduskiego gwiazdora, Khrisa Stan Khana.

Było to, przyznam, miejscami nawet zabawne. Kłopot w tym, że gdyby się głębiej zastanowić to trudno uzasadnić to ambitnym dziennikarstwem. To po prostu kabaretowa rozrywka, w dodatku w kiepskim wydaniu, wszak jednak żerująca na ludzkich słabościach i niedoskonałościach. Oczywiście te w przestrzeni publicznej warto wskazywać i piętnować, ale poświęcanie im nadmiernej ilości czasu zakrawa raczej na niezdrową rozrywkę.

Po co zatem to wszystko? Czy Stanowskiego cieszy wykpiwanie ludzkich słabości? Tego nie wiem i – prawdę mówiąc – nie interesuje mnie to. Istotny jest bowiem ten cel, który ma wpływ na odbiorców: czyli budowanie przez Stanowskiego marki osobistej a – tym samym – robienie gruntu pod zasięgi dla jego kolejnych projektów medialnych. Jest to metoda prosta do rozczytania: zamiast kupować reklamy w sieci czy mozolnie budować wiarygodność, można to zrobić szybko i stosunkowo tanio dzięki nakręceniu kolejnego wielkiego skandalu, gdzie demaskator okazuje się alarmistą i showmanem w jednym. Nie jest przypadkiem, że po rozkręceniu kilku internetowych awantur, Stanowski uznał, że jest za duży na Kanał Sportowy i postanowił pójść na swoje, zakładając wspomniany już Kanał Zero.

Nie inaczej jest z kandydowaniem na prezydenta. Uzasadnienie, że aby wypunktować słabości polityków należy dla hecy kandydować w wyborach, jest po prostu kulawe i niewiarygodne. O tym, że polska klasa polityczna prezentuje coraz niższy poziom wiemy od dawna i konia z rzędem temu kto powie, co pomysł Stanowskiego miałby tutaj zmienić. Poza jednym: da założycielowi Kanału Zero paliwo niezbędne do prowadzenia dalszej, skutecznej biznesowo działalności.

Koniec zabawy

Zastanawiam się jedynie, co takiego Stanowski będzie musiał zrobić za rok lub dwa, by kolejny raz podekscytować tłumy, wydrwić ludzkie słabości, zmieszać z błotem taką czy inną postać życia publicznego, by pozostać tym, który potrafi „zaorać każdego”.

Przyznam, że należałem do obozu ludzi, którzy brali na serio zapowiedzi Stanowskiego o kandydowaniu w wyborach prezydenckich, wszak wpisuje się to w logikę jego obecności w sferze publicznej.

Kandydatura Stanowskiego w wyborach prezydenckich została też przez niego samego przedstawiona jako kandydatura niepoważna, którą nie powinniśmy się zajmować na serio, chodzi bowiem o rozrywkę i przygrzanie na odlew całej klasie politycznej.

To ciekawe postawienie sprawy, które kupuje jak się zdaje wielu obserwatorów życia publicznego, traktując udział Stanowskiego w wyborach jako swoisty performance, który nie będzie miał wielkiego wpływu na polską politykę.

Uważam inaczej: Stanowski ogłaszając swoją kandydaturę, stał się po prostu politykiem. Zyskuje przecież realny wpływ na procesy polityczne w Polsce. Nie, to nie jest już kabaret ani cykl wesołych filmów na You Tube. Nie jest to też błotna kąpiel urządzona temu czy innemu celebrycie lub autorowi książki.

Kandydatura Stanowskiego – nawet jeśli, jak twierdzą niektórzy, wycofa ja tuż przed pierwszą turą wyborów – oddziałuje na wyborców, skłania ich do określonych zachowań. Jednych do przerzucenia głosów na niego, innych do głosowania przeciwko niemu, jeszcze innych do tego, by w ogóle poszli do wyborów. Jeśli nawet zrezygnuje, wyborcy znów będą podejmowali decyzje w oparciu o tę rezygnację, a na pewno wielu zmieni swoje preferencje wyborcze obserwując kilkumiesięczny festiwal kpin z innych kandydatów.

Wraz z ogłoszeniem swojej kandydatury, Stanowski kończy etap jazdy na gapę. Już nie pracuje wyłącznie na swoją osobistą popularność, ale wchodzi w przestrzeń, która oddziałuje realnie na życie ludzi i będzie miała na nie wpływ przez kolejne lata. Dla niego i części jego zwolenników, sympatyzujących z jego internetowymi wybrykami zabawa się zaczyna, ale prawda jest inna: zabawa właśnie się skończyła. I raczej nie pomogą tutaj zaklęcia o potrzebie obnażenia intelektualnej miernoty polskiej klasy politycznej. Stanowski staje się punktem odniesienia dla konkretnych decyzji wyborczych, które mogą zaważyć na naszym życiu. Co w czasach wielkiego zamętu i niepewności, w jakich przychodzi nam żyć, brzmi po prostu złowrogo.

Dlatego kandydatura Stanowskiego powinna być traktowana jak każda inna. Jego motywacje nie muszą być bowiem napędzane wyłącznie potrzebą budowania własnej marki. Nie zapominajmy, że Stanowski jest człowiekiem biznesu, ze wszystkimi tego dobrymi i złymi stronami. Nie ma niczego złego w zarabianiu pieniędzy i sukcesie biznesowym. Życzę tutaj Stanowskiemu jak najlepiej. Ale przecież wiemy doskonale, że duży biznes – a takim otacza się właściciel Kanału Zero – ma swoje konkretne cele, również polityczne. Lobbuje, szuka możliwości uzyskania wpływu na prawodawców i kształt przepisów prawnych. Warto zatem postawić pytanie, kto stoi za Stanowskim i czy faktycznie jego kandydatura jest niezależna? Być może jednak jest ktoś lub ktosie, którzy widzą w niej szansę na osłabienie innych kandydatów a wzmocnienie tych (lub tego), który jest bardziej przystępny i podatny na działania lobbingowe.

Zdrapać teflon

Żeby była jasność: nie sugeruję tutaj żadnych nielegalnych działań. Lobbing i inne próby wywierania wpływu przez biznes na politykę jest czymś całkowicie normalnym, co nie oznacza, że nie powinniśmy o nim mówić czy pisać. Stanowski tymczasem usiłuje ustawić się w wygodnej pozycji Stańczyka, który ma wyłącznie szczytne intencje, wchodząc do bardzo ważnej politycznej rozgrywki. Takie postawienie sprawy ma go pokryć teflonem. A to byłoby bardzo szkodliwe dla całego procesu wyborczego. Za Stanowskim mogą bowiem stać ludzie, którzy z jego pomocą planuje wywrzeć jakiś wpływ na politykę, czyniąc ze „swojego” kandydata kartę przetargową.

Życzę zatem Stanowskiemu, żeby ta kampania wyborcza była dla niego wyczerpująca i trudna. Tylko wtedy bowiem przyniesie ona jakieś dobre owoce. Dowiemy się wówczas, że z polskim życiem publicznym nie jest tak źle, jak nam się wydawało. Pora zatem promienie rentgena skierować i na tę kandydaturę.

Tomasz Figura







Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim? - PCH24.pl








Zakaz pornografii







"Trzeba całkowicie zakazać pornografii". Van Maren o truciźnie społeczeństwa


Dodano: dzisiaj 12:21


Ograniczenia wieku w przypadku pornografii są tylko rozwiązaniem pośrednim – wskazuje Jonathon Van Maren.




Na łamach "LifeSiteNews" Jonathon Van Maren wskazuje na zagrożenie płynące z pornografii. Uważa, że trzeba jej całkowicie zakazać, bez względu na wiek. "Wolność słowa nie może obejmować trucizny, która niszczy społeczeństwo" – ocenia publicysta.
Głęboki kryzys kulturowy wywołany pornografią

"Przez całe dekady przemysł pornograficzny korzystał z praw chroniących wolność słowa. Rozpowszechniał zdeprawowane i silnie uzależniające materiały. Wraz z wynalezieniem internetu i stworzeniem smartfona uzależnienie od pornografii wśród młodzieży stałą się normą, a rządy wreszcie przyznają, że mierzymy się z głębokim kryzysem kulturowym" – zauważa Jonathon Van Maren.

Wiele państw mierzy się dziś z problemem uzależenienia społeczeństwa od pornografii. Wielka Brytania już od kilku lat próbuje działać w tej sprawie, jednak – jak ocenia to Van Maren – to tylko "falstart". W tym roku wprowadzono na stronach pornograficznych obowiązkową weryfikację wieku za pomocą dowodu osobistego lub karty kredytowej.
Czy dojdzie do całkowitego zakazu pornografii?

Van Maren dementuje też komentarze o "niebezpieczeństwie" i "zagrożeniu prywatności", które miałyby wiązać się z wprowadzeniem takiej weryfikacji wieku. "Użytkownicy pornografii powinni pamiętać, że strony, które odwiedzają, filmy, które oglądają… są gdzieś przechowywane. Ta informacja może zostać użyta przeciwko nim. Obawy o prywatność osób dorosłych odnośnie pornografii to żart. Jedynym sposobem na zachowanie prywatności w sprawach seksualnych jest nieoglądanie pornografii w ogóle" – zwraca uwagę publicysta.

Jedni martwią się o zagrożenie dla swojej prywatności, drudzy są zdania, że młodzi użytkownicy internetu będą w stanie obejść nowe prawo. Dlatego zdaniem Van Marena, jedynym rozwiązaniem jest całkowity zakaz pornografii. "(...) najlepszą drogą naprzód jest korekta wolności słowa, tak, by nie chroniła pornografii. Pornografię należy uznać za niebezpieczną substancję, która niszczy umysły zarówno młodych jak i starych, niszczy seksualność ludzi, tworzy niebezpieczną kulturę gwałtu (…) Pornografii trzeba całkowicie zakazać" – tłumaczy.








Van Maren: Trzeba całkowicie zakazać pornografii






poniedziałek, 27 stycznia 2025

Biały krzyż - czarny krzyż

 



przedruk


Operacja "biały trójkąt" - w taki sposób część ukraińskich mediów określa ofensywę Sił Zbrojnych Ukrainy w obwodzie kurskim. Co oznacza tajemniczy symbol, który pojawił się na pojazdach wojskowych wjeżdżających w głąb Federacji Rosyjskiej? Jego obecność nie jest przypadkowa. Jak podkreślają analitycy, operacja w obszarze przygranicznym to "wiele ważnych lekcji" na przyszłość.



Ukraiński pojazd wojskowy w rejonie granicy rosyjsko-ukraińskiej
Ukraiński pojazd wojskowy w rejonie granicy rosyjsko-ukraińskiej /ROMAN PILIPEY/AFP



Już na pierwszych materiałach wideo i zdjęciach, które pojawiły się w mediach społecznościowych po ataku ukraińskiej armii na obwód kurski, na pojazdach widoczny był symbol trójkąta.


Tego typu element umieszczany na sprzęcie wojskowym to oznaczenie służące do szybkiej identyfikacji "swój-obcy". W związku z tym, że ukraińska i rosyjska armia używają bardzo podobnego, a czasem nawet identycznego sprzętu, minimalizuje się w ten sposób ryzyko ostrzału własnych oddziałów. 


Atak Ukrainy na Rosję. "Tajemnicze" symbole na pojazdach

Jak podkreślają analitycy wojny w Ukrainie biały trójką to znak używany przez ukraińskie oddziały od czerwca 2024 roku. Malowany był na maszynach należących do jednostek stacjonujących w pobliżu granicy z Białorusią. To właśnie tamtejsze oddziały były użyte do działań ofensywnych w obwodzie kurskim.

Innym symbolem, który zobaczyć można było na sprzęcie należącym do Sił Zbrojnych Ukrainy były np. białe krzyże równoboczne. 


Symbol malowany był na pojazdach, które brały udział w ofensywie charkowskiej we wrześniu 2022 roku. Wówczas, jak wyjaśniali ukraińscy wojskowi, było to związane z elementami, które pojawiały się na sztandarach bojowych Kozaków m.in. na fladze hetmana Bohdana Chmielnickiego, a także na pieczęciach kozackich.




-------------

przedruk


Przez Łukasz Męczykowski
6 lutego 2023




Pojawiające się w mediach społecznościowych fotografie ukraińskich pojazdów oznaczonych „krzyżami belkowymi” wywołały falę oskarżeń o kultywowanie ideologii neonazistowskiej w szeregach ZSU. Mało kto jednak zadał sobie trud, by zbadać historię tego symbolu. A jest w czym grzebać.


Komentujący rzucili się w wir dyskusji, nie tracąc czasu na zadanie jednego zasadniczego pytania: dlaczego Ukraińcy zaczęli malować krzyże na swych pojazdach?

Mam nadzieję, że poniższy materiał rzuci trochę światła na tę – wcale nie taką prostą – sprawę.



Małe wprowadzenie do tematu

Jednym z określeń najczęściej wykorzystywanych przez rosyjską propagandę są „ukronaziści”, skupieni rzekomo w jednostce „Azow”, ale występujący także w innych miejscach i instytucjach państwa ukraińskiego. Dzięki temu Kreml nawiązuje do tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, czyniąc z putinowskiej Rosji „tych dobrych”, a z Ukraińców „tych złych”. Kiedy w sieci pojawiły się pierwsze zdjęcia ukraińskich pojazdów oznaczonych tzw. krzyżami belkowymi, rosyjska propaganda natychmiast powiązała ten fakt z malowaniem podobnych symboli na niemieckich pojazdach podczas II wojny światowej.

Narrację tę rozpowszechniła po sieci masa botów, trolli i pożytecznych idiotów. Dzięki przeciwdziałaniu internautów i internautek sympatyzujących z Ukrainą udało się zepchnąć ich do defensywy, niemniej sam problem pozostał, a zdjęcia nadal pojawiają się w różnych częściach Internetu.

[...]


Krzyże i Kozacy – związek dłuższy, niż się wydaje

Krzyż – w różnej formie i postaci – związany jest immanentnie z historią Ukrainy. Początki wykorzystania tego symbolu mają sięgać czasów Dymitra Wiśniowieckiego, XVI-wiecznego kniazia o dosyć barwnym życiorysie, postrzeganego jako twórca Siczy Zaporoskiej. Wiśniowiecki używał herbu Korybut, na którym widnieją trzy krzyże, skąd miały one przeniknąć do kozackiej symboliki.


T-84U z 3. „Żelaznej” Brygady Pancernej ZSU (fot. Mil.gov.ua, CC BY 4.0)


Jakkolwiek podchodzić do tej opowieści, różnobarwne krzyże równoramienne możemy bezsprzecznie zauważyć na oryginalnych sztandarach kozackich zachowanych w zbiorach szwedzkiego Muzeum Armii. Pierwotnie zdobyte w 1651 roku przez Janusza Radziwiłła, trafiły następnie do Szwecji, co zapewne uchroniło je przed zniszczeniem. Jest to więc bezsprzeczny dowód na wykorzystywanie tego symbolu na terenie dzisiejszej Ukrainy już w XVII wieku. Dla utrzymania właściwej perspektywy warto zauważyć, że polskie biało-czerwone barwy zostały oficjalnie przyjęte jako narodowe dopiero w 1831 roku.


Późniejsze losy ziem ukraińskich nie sprzyjały wykształceniu własnej państwowości i związanej z nią otoczki różnorakich symboli. Trzeba jednak odnotować pojawienie się w 1917 roku Ukraińskiej Republiki Ludowej i jej jedynego odznaczenia bojowego – Żelaznego Krzyża przyznawanego uczestnikom tak zwanego pierwszego pochodu zimowego. Jego nazwa jest jasnym nawiązaniem do ustanowionego w 1813 roku pruskiego „Eisernes Kreuz”, jednak ukraińskie odznaczenie miało nieco inną formę. Prusacy wykorzystali wzór krzyża kawalerskiego, Ukraińcy zaś sięgnęli po znany im bardzo dobrze krzyż grecki, decydując się jednak na jego modyfikację poprzez dodanie czterech złotych obwódek. W ten sposób na krzyżu greckim znalazła się dodatkowo gammadia.


Czy Ukraińcy, projektując swój medal, nawiązywali do „balkenkreuz”, krzyża belkowego? Niemieckie siły powietrzne, Luftstreitkräfte, przyjęły do użytku podobny symbol na przełomie marca i kwietnia 1918 roku jako standardowy sposób oznaczania swych samolotów. Czy mamy tu do czynienia z zapożyczeniem, czy też ze zbieżnością formy? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Niezależnie jednak od tego, taka forma weszła na stałe do grona symboli wykorzystywanych przez ukraińskie siły zbrojne, obecnie zaś jest symbolem 28 Brygady Zmechanizowanej.


Ukraiński żołnierz nanoszący krzyże na zdobyczny czołg (fot. Kostiantyn Pestushko, Mil.gov.ua, CC BY 4.0)




Przejdźmy więc do 2022/2023 roku

I tak, wyczerpawszy już prawie cały limit znaków hojnie przydzielany autorom przez Hrabiego Tytusa, możemy w końcu poruszyć zasadniczy problem będący powodem powstania niniejszego artykułu.

Białe krzyże, w różnej formie, zaobserwowano po raz pierwszy na ukraińskich pojazdach mniej więcej w momencie rozpoczęcia udanej kontrofensywy na kierunku charkowskim. Jeśli symbol ten jest tak związany z ukraińską kulturą, to czemu wcześniej nie oznaczano nim masowo pojazdów należących do Sił Zbrojnych Ukrainy?

Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta, jeśli tylko ma się cierpliwość i chęć uświadomienia sobie, czym posługują się obie walczące strony. Na początku tej fazy wojny (trwającej od 2014), ukraińskie i rosyjskie pojazdy można było dosyć łatwo rozróżniać, patrząc choćby na ich kamuflaż czy pewne ich cechy charakterystyczne. Kiedy jednak armia rosyjska poniosła pierwsze poważne klęski, w ręce Ukraińców trafiły poważne ilości sprzętu. Posiłkując się tu słynną stroną Oryxa, można powiedzieć, że do chwili obecnej Ukraińcy zdobyli przynajmniej 546 czołgów, nie licząc innych pojazdów opancerzonych i nieopancerzonych.

W rezultacie wprowadzenia do służby dużej ilości zdobycznego sprzętu Ukraińcy stanęli przed poważnym problemem. Skoro i my i oni używamy takich samych pojazdów, to jak rozpoznać, kto jest kim? Prawidłowe rozpoznanie przeciwnika to kwestia życia i śmierci na polu bitwy. Potrzebny był więc jasny i czytelny symbol, łatwy do naniesienia w warunkach polowych.





"Dosyć egzotycznie oznaczony T-84:" chodzi o krzyże na wieży - podobne stosowali Niemcy w czasie II Wojny Światowej


Sięgnięto po krzyże greckie, zarówno w ich klasycznej formie, jak i tej znanej ze wspomnianego orderu. Prosty „+” jest nie do pomylenia z literą „Z”, obecnie najczęściej wykorzystywaną przez Rosjan do oznaczania swoich pojazdów biorących udział w „specjalnej operacji wojskowej”, czyli rosyjskiej inwazji. Używając krzyża, rozwiązano bardzo istotny problem wojskowy, jednocześnie sięgając do ukraińskich tradycji narodowych.



Dlaczego jednak czasem stosuje się formę „klasyczną”, a w innym wypadku gammadię? Na to pytanie nie znajduję odpowiedzi, tak samo, jak nie potrafię wyjaśnić jedynego (na razie) udokumentowanego wypadku oznaczenia ukraińskiego czołgu aż 3 wariantami krzyży. Tylko twórcy tych oznaczeń potrafią wyjaśnić motywy stojące za dokonaniem takiego czy innego wyboru. Warto jednak przy tym zauważyć, że w znaczącej większości wypadków na pojazdach ukraińskich widzimy „pełny” krzyż grecki. Zdjęcia dostępne w mediach społecznościowych wskazują także na to, że symbol ten stał się standardowym sposobem oznaczania pojazdów wykorzystywanych przez armię ukraińską, i jest nanoszony m.in. na pojazdy dostarczone z zachodu.



Podsumowanie

Patrząc na całą sprawę z pewnego dystansu, łatwo dostrzec perfidię rosyjskiej propagandy. Symbol występujący w historii świata od stuleci usiłowali nazwać „nazistowskim”, odmawiając równocześnie Ukraińcom prawa do czerpania z własnej bogatej kultury. Obecnie Rosjanie walczą nie z jakimiś „ukronazistami”, tylko z obywatelami i obywatelkami Ukrainy, bijącymi się o wolność swojego państwa bestialsko napadniętego przez silniejszego sąsiada. Wystarczy zresztą przypomnieć, w jaki sposób działają Rosjanie, by bez pudła wskazać, która z walczących stron zasłużyła na zestawienie jej razem z nazistami.




-------------












Cmentarz wojskowy w Gdańsku,
przy ul. Generała Henryka Dąbrowskiego 2:


groby polskiego ruchu oporu









to naprawdę fatalnie, że krzyże zastosowane na grobach wojskowych w Gdańsku przypominają herb niemieckiego zakonu krzyżackiego

to wygląda jak takie oznaczenie:

"tego to my załatwiliśmy.."
"tego też my załatwiliśmy"
"tego też my..."
"tego też..."



foto z mojego posta: Strach (Malbork)






Różne cmentarze wojskowe i groby żołnierskie:


Stary Cmentarz w Wejherowie:





Powstańcy Warszawscy:





Mełno:





Powązki i inne:











































Wszędzie jest tarcza na krzyżu, tylko w Gdańsku jest krzyż na tarczy.


Logo, a może logo?


Specyficzne opracowanie graficzne danego tematu.

Specyficzne graficzne opracowanie danego tematu.






Białe krzyże w herbie wielkim Gdańska:




Logo gdańskiego ZDiZ w 2012 roku z niedomówionymi, "pustymi" w środku krzyżami





- logo obecnie jest zmienione, podobnie jak nazwa: z ZDiZ na GZDiZ

wydaje mi się, że tu krzyże niezachowują proporcji względem tarczy, wyglądają jak znaki plus... są bardzo małe podobnie jak i korona 






















a co to??
Wolne Forum Gdańsk nie działa????
ostatni raz zaglądałem tam w lipcu 2024...








herb Oliwy







"W latach 1999-2017 Gdański Zarząd Dróg i Zieleni funkcjonował pod nazwą Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku"





ZKM gdański teraz nazywa się ZTM i logo na stronie jest bliźniacze do loga GZDiZ

nie działa również strona ZKM:    http://www.zkm.pl/patroni 

teraz patroni tramwajów są tu:            www.gdansk.pl/patroni


honorowi obywatele Gdańska razem z Hitlerem i Forsterem - tu: 

gdansk.pl/rada-miasta-gdanska/honorowi-obywatele-gdanska,a,538

trzeba kliknąć odpowiedni odnośnik...





Mój tekst z 2012 roku:







Historyczny tramwaj gdański w barwach Wolnego Miasta Gdańska z niemieckimi napisami w 2013 roku:




za: gdańsk.pl

DWF Tw245 „Bergmann” z 1927 roku

Tramwaj wyprodukowany został przez Gdańską Fabrykę Wagonów (obecnie teren Stoczni Remontowej) w 1927 roku. Łącznie zamówione zostały wówczas 24 takie tramwaje, o numerach 245-268.

Ta seria tramwajów zgodnie z ówczesnymi gdańskimi standardami posiadała oznaczenie Tw245, jako połączenie słowa „Triebwagen (Tw)” (wagon silnikowy) oraz numeru pierwszego wagonu z serii.Tramwaje Bergmann pracowały do 1973 roku


Tramwaje Bergmann, jako seria dość liczna, przetrwały II wojnę światową i służyły w ruchu liniowym do 1973 roku, przechodząc w międzyczasie wiele modernizacji z użyciem elementów z nowszych wagonów generacji N.

Jedyny zachowany egzemplarz typu Tw245, o numerze 266, kilkanaście lat po wycofaniu z ruchu doczekał się odświeżenia pod koniec lat 80. XX w. kiedy to przywrócono mu wygląd zbliżony do historycznego. Od tego czasu zasila historyczną flotę pojazdów Gdańskich Autobusów i Tramwajów.

- Nasz Bergmann nigdy wcześniej nie przeszedł gruntownego remontu. Wszelkie prowadzone dotąd naprawy miały charakter bieżący i charakteryzowały się niewielkim zakresem prac. Wiele elementów wyposażenia pochodziło z tramwajów generacji N, jako efekt unowocześnień jeszcze z czasów jego eksploatacji liniowej - mówi prezes GAiT, Maciej Lisicki. - Remont kapitalny był niezbędny, by ten blisko stuletni unikatowy pojazd mógł cieszyć gdańszczan swoją obecnością przez kolejne dekady.

Niezmiernie pracochłonnym i skomplikowanym procesem było opracowanie wytycznych i dokumentacji niezbędnej do podjęcia remontu. 

Głównymi osobami odpowiedzialnymi za opracowanie dokumentacji historycznej byli śp. Mariusz Uziębło - niekwestionowany znawca historii gdańskiej komunikacji tramwajowej oraz Cezary Kamiński motorniczy GAiT i prezes, zaangażowanego w projekt, Stowarzyszenia Grupa Tramwajowo-Autobusowa WPK GG.

- Informacji źródłowych szukaliśmy w wydawnictwach tematycznych sprzed lat, w zbiorach fotografii, w rozmaitych fotogaleriach internetowych, czy porównując tramwaje z podobnej epoki w innych miastach. Niezbędne było przygotowanie nowych rysunków technicznych, spisanie wszystkiego w punktach, a potem nadzór nad realizowanymi pracami. Ten skomplikowany i wyjątkowy w swojej skali projekt wymagał nieustannych konsultacji także na etapie realizacji - mówi Cezary Kamiński.




2020 rok - kolejne gdańskie tramwaje w barwach WMG:









2025 r.





Lwy z herbu WMG na tym tramwaju z daleka wyglądają jak dwa rogate diabły, które właśnie wynoszą (kradną) gdański herb...... czyż nie?

Już zupełnie tak na marginesie warto zauważyć, że obecnie miasta przechodzą z historycznych herbów na proste, nijakie i często nieładne "loga" - jak np. w Poznaniu (udało się zablokować) i w Gdańsku, ale nie tylko,

tutaj jednak widzimy, że historyczne herby i historyczność w ogóle są "w cenie"... 

ale logo GZDiZ też nie jest "historyczne".... bo to logo dla WSPÓŁCZESNEGO Gdańska??



Bardzo duża uwaga poświęcona została także detalom, które mają ogromne znaczenie dla wartości historycznej zabytku. Odtworzone od zera zostały takie elementy wyposażenia, jak m.in. kinkiety lamp, kierunkowskazy, wycieraczki, tabliczki znamionowe i opisowe, oświetlenie ekspozytorów liniowych, gniazda prądu do wagonu doczepnego, czy odbierak prądu, na podobieństwo tych oryginalnych.

- Zakres prac był bardzo szeroki. Ponadto musimy zdawać sobie sprawę, że tramwaj ten to blisko stuletni pojazd historyczny. Nie ma już na rynku części zamiennych do takich tramwajów – zaznacza Maciej Lisicki. - Prace przy nim, w tym tworzenie poszczególnych części wyposażenia miały charakter rękodzieła i rzemiosła. Wszystkie detale dorabiane były ręcznie.







O taką Polskę walczyliśmy?
































-----------

wydarzenia.interia.pl/ukraina-rosja/news-tajemniczy-znak-na-ukrainskich-pojazdach-to-nie-przypadek,nId,7756602#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome

hrabiatytus.pl/2023/02/06/krzyz-propaganda-i-ukrainskie-czolgi/

credo.pro/pl/2022/09/329315

grób inki i zagończyka - Szukaj w Google

groby wojskowe na cmentarzu - Szukaj w Google



Argo ✅ Przełożyłem kartę w kalendarzu... ⭐ NEon24

Prawym Okiem: Przykrywka dla WMG

Prawym Okiem: von Winter tramwaje gdańskie

Prawym Okiem: Antypolak patronem szkoły?

Prawym Okiem: Czy Wolne Miasto Gdańsk istnieje?

Prawym Okiem: To było do przewidzenia... niemcy porównują Gdańsk do Krymu

gdansk.pl/wiadomosci/Historyczne-piekno-na-torach-Tramwaj-Bergmann-po-remoncie,a,279205

phototrans.pl/14,630940,0,Bergmann_266.html

trojmiasto.pl/wiadomosci/Poznaj-historyczne-tramwaje-w-Gdansku-n129360.html

commons.wikimedia.org/wiki/File:Insignia_Germany_Order_Teutonic.svg





polecam otagowanie: Gdańsk


Prawym Okiem: Strach (Malbork)

Prawym Okiem: Niemcy w 2019 r

Prawym Okiem: Logo Poznania - małe kroki

Prawym Okiem: Plaga cmentarna

Prawym Okiem: Gdańsk - to separatyzm?

Prawym Okiem: Zamiast Wolnego Miasta Gdańska żądamy używania rozumu

Prawym Okiem

Prawym Okiem: Czy Gdańsk oderwie się od Polski? „To projekt antypaństwowy”

Prawym Okiem: Oktoberfest w Polsce? Od kiedy?

Prawym Okiem: Czym są Prusy Zachodnie?

Prawym Okiem: Germanizacja tylnymi drzwiami - atak na Pałac Młodzieży w Gdańsku

Prawym Okiem: Nasz "Danzing"ich Gdańsk?

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Zygzaki - czerwone z białym

Prawym Okiem: Kto i po co odtwarza stare słupki graniczne?

Prawym Okiem: Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Prawym Okiem: Logo, a może logo?

Prawym Okiem: Wyniki wyszukiwania: gdańsk





- ktoś usunął zdjęcia z postów

Prawym Okiem: A więc wojna. Zdublowanie administracji. 

Prawym Okiem: Burmistrz Działdowa uhonorował niemieckich zbrodniarzy

Prawym Okiem: Czy ktoś mi może wyjaśnić...





niedziela, 26 stycznia 2025

Więc też "zaginieni"...









przedruk




UE: wzrosła liczba ofiar handlu ludźmi, głównie w celach seksualnych


26 stycznia 2025 10:43
Radio Maryja


Unijne rejestry pokazały, że w ostatnich latach liczba ofiar handlu ludźmi w UE wzrosła co najmniej o 41 proc., chociaż dane te mogą być znacznie zaniżone, ponieważ wiele ofiar prawdopodobnie nie zostało zidentyfikowanych – poinformowała Komisja Europejska.



Z raportu KE o postępach w zwalczaniu handlu ludźmi w UE wynika, że w 2021 r. całkowita liczba zarejestrowanych ofiar tego procederu w Unii wyniosła 7155 osób, a rok później już 10 093, co oznacza wzrost o 41 proc. 

A mowa tu tylko o sprawach wykrytych – podkreśliła Komisja.

Najwięcej, bo aż 3838 przypadków odnotowano we Francji, potem we Włoszech, Niemczech, Holandii i Rumunii. Polska znalazła się w tym niechlubnym rankingu na siódmym miejscu w UE, z liczbą około 700 odnotowanych spraw.

Jak poinformowała KE, najbardziej rozpowszechnionym formą takiej przestępczości nadal pozostaje handel prowadzący do wykorzystywania seksualnego. 

Proceder ten dotyczy co drugiej ofiary handlu ludźmi, najczęściej kobiet, które stanowią w tej grupie 92 proc. uprowadzonych (68 proc. wykrytych przypadków dotyczyło dorosłych kobiet, 24 proc. – nieletnich). Ogólnie liczba ofiar handlu kobietami zmuszanymi następnie do prostytucji wzrosła od 3811 przypadków zarejestrowanych w 2021 roku do 4014 przypadków w 2022 roku; najwięcej z nich odnotowano we Francji i w Niemczech.

Drugą najbardziej rozpowszechnioną formą jest handel w celu zmuszania do pracy, który stanowił 37 proc. wszystkich wykrytych przypadków w UE i którego ofiarami najczęściej padali mężczyźni (70 proc.). Ta forma handlu ludźmi stanowiła zresztą większość przypadków wykrytych w Polsce, rzadziej odnotowano u nas przypadki handlu ludźmi w celach seksualnych lub w tzw. celach innych, jak zmuszanie do żebrania lub przestępczości.

W ostatnich latach o 3 proc. spadła liczba dzieci, które padły ofiarą handlu ludźmi; dzisiaj 19 proc. wykrytych przypadków handlu ludźmi w UE dotyczy osób nieletnich. Najwięcej dziecięcych ofiar wykryto kolejno: we Francji, Rumunii, Niemczech i we Włoszech.

Jeśli chodzi o narodowość, to ponad połowę wszystkich ofiar stanowiły osoby spoza UE, w tym z Nigerii, Ukrainy, Maroka, Chin, Bangladeszu czy Brazylii.

Jak szacuje KE, handel ludźmi jest jednym z najbardziej dochodowych przestępstw na świecie, zaraz po handlu bronią i narkotykami. W ostatnich latach Unia Europejska zintensyfikowała walkę z taką formą przestępczości, przyjmując ogólną unijną strategię i aktualizując przepisy. Zmieniona dyrektywa o zapobieganiu handlu ludźmi, która weszła w życie latem ubiegłego roku, kładzie m.in. nacisk na lepszą ochronę dzieci i włącza do listy przestępstw wykorzystywanie seksualne w internecie.











UE: wzrosła liczba ofiar handlu ludźmi, głównie w celach seksualnych – RadioMaryja.pl


sobota, 25 stycznia 2025

Był uzgodniony rozbiór.

 


A na pewno ze strony niemiec były takie plany.

Jakubiak ma tu rację.

I sytuacja nadal jest niebezpieczna.




1 października 2023


 






www.facebook.com/watch/?ref=saved&v=708797487979194




środa, 22 stycznia 2025

Być miliarderem





Dobrze mówi.





przedruk
tłumaczenie automatyczne


Co naprawdę trzeba zrobić, aby zostać miliarderem:

szczere rady Justine Musk





Markus Kreth·




Kiedy Justine Musk, pierwsza żona Elona Muska, mówi o ambicji i sukcesie, ludzie słuchają. W końcu jest blisko związana z jedną z najbardziej innowacyjnych i najbogatszych osób na świecie, Elonem Muskiem – założycielem PayPal, dyrektorem generalnym Tesli i SpaceX oraz posiadaczem majątku szacowanego na 248,7 miliarda dolarów.

W odpowiedzi na pytanie Quory: "Czy zostanę miliarderem, jeśli będę zdeterminowany, aby nim być i włożę w to całą niezbędną pracę?" Odpowiedź Justine może cię zaskoczyć: Nie.

Ale jej rozumowanie jest głębokie i skłania do refleksji. Twierdzi, że samo pytanie jest błędne, a zamiast tego oferuje plan dla każdego, kto goni za monumentalnym sukcesem.

Dlaczego sama determinacja nie wystarczy

"Jesteś zdeterminowany. I co z tego? Justine pisze bez ogródek.

Podróż do zostania miliarderem porównuje do ścigania się nago w wodach pełnych rekinów. Prawdziwe pytanie nie polega na determinacji; Chodzi o to, czy utrzymasz ten zapał, gdy jesteś na najniższym poziomie – pobity, zdezorientowany i wpatrujący się w horyzont bez ratunku.

O co jej chodzi? Sukces na poziomie miliardera wymaga odporności znacznie wykraczającej poza zwykłą determinację. Nie chodzi tylko o to, że tego chcesz; Chodzi o przetrwanie chaosu, który towarzyszy pościgowi.

Zmień swoją uwagę: czego potrzebuje świat?

Dla tych, którzy gonią za bogactwem, Justine oferuje kluczową radę:

"Odwróć swoją uwagę od tego, czego chcesz (miliarda dolarów) i stań się głęboko, intensywnie ciekawy tego, czego chce i potrzebuje świat".

Zamiast mieć obsesję na punkcie pieniędzy, należy skupić się na określeniu, co możesz wyjątkowo zaoferować światu. Chodzi o to, aby stać się niezastąpionym – tworzyć wartość, której nikt inny nie może powielić, zlecić na zewnątrz ani ukraść.

Opanuj wiele światów

Justine podkreśla, jak ważne jest opanowanie dwóch różnych umiejętności lub obszarów wiedzy. Dlaczego? Ponieważ kiedy jesteś mistrzem w dwóch dziedzinach – takich jak inżynieria i biznes – możesz połączyć je w innowacyjny sposób, który zapoczątkuje przełomowe pomysły.

Nazywa to "seksem idei": zderzeniem pojęć z różnych dziedzin, które rodzi świeże, transformacyjne rozwiązania. Te "dzieci pomysłów" są tym, co tworzy przewagę konkurencyjną i zmiany kulturowe. Są tym, za co świat jest gotów zapłacić – czasami w miliardach.

Plan miliardera

Według Justine, zostanie miliarderem nie polega na ciężkiej pracy czy roszczeniowości – chodzi o zaoferowanie czegoś o ogromnej wartości. Wyjaśnia:

"Świat daje ci pieniądze w zamian za coś, co postrzega jako mające równą lub większą wartość: coś, co przekształca aspekt kultury, przerabia znaną historię lub wprowadza nową, zmienia sposób, w jaki ludzie myślą o kategorii i wykorzystuje ją w codziennym życiu".

Nie ma planu ani planu dla tej podróży. Będziesz musiał poruszać się po niezbadanym terytorium, przesiewać porady (zarówno dobre, jak i złe) i dowiedzieć się, jak wykorzystać swój unikalny punkt widzenia.

Ostatnia rada: odwaga i charyzma

Sukces miliardera nie jest wieczną samotną misją, choć tak się zaczyna. Justine podkreśla, jak ważne jest rozwijanie charyzmy i wiarygodności, aby przyciągnąć talenty, które dołączą do Twojej wizji.

Swoją radę kończy prostym, ale mocnym stwierdzeniem:

"Miejcie odwagę. I powodzenia.

Na wynos: czego potrzebuje świat, a nie to, czego Ty chcesz

Rada Justine Musk nie jest listą kontrolną dla statusu miliarderki – to zmiana sposobu myślenia. To przypomnienie, że prawdziwy sukces nie bierze się z pogoni za bogactwem dla niego samego, ale poprzez zaoferowanie światu czegoś, co może go przemienić.

Czy jesteś gotowy, aby zanurzyć się w wodach pełnych rekinów i znaleźć swoją wyjątkową ścieżkę?






tekst oryginalny


When Justine Musk, the first wife of Elon Musk, speaks about ambition and success, people listen. After all, she’s been closely connected to one of the world’s most innovative and wealthiest individuals, Elon Musk — founder of PayPal, CEO of Tesla and SpaceX, and holder of an estimated net worth of $248.7 billion.

In response to a Quora question, “Will I become a billionaire if I am determined to be one and put in all the necessary work required?” Justine’s answer might surprise you: No.

But her reasoning is profound and thought-provoking. She argues that the question itself is flawed, and instead, she offers a blueprint for anyone chasing monumental success.

Why Determination Alone Isn’t Enough

“You’re determined. So what?” Justine writes bluntly.

She likens the journey to becoming a billionaire to racing naked through shark-infested waters. The real question isn’t about determination; it’s about whether you’ll maintain that drive when you’re at your lowest — beaten, disoriented, and staring at a horizon with no rescue in sight.

Her point? Billionaire-level success requires resilience far beyond ordinary determination. It’s not just about wanting it; it’s about weathering the chaos that comes with the pursuit.

Shift Your Focus: What Does the World Need?

For those chasing wealth, Justine offers a key piece of advice:

“Shift your focus away from what you want (a billion dollars) and get deeply, intensely curious about what the world wants and needs.”

Rather than obsessing over money, the focus should be on identifying what you can uniquely offer to the world. It’s about becoming irreplaceable — creating value that no one else can replicate, outsource, or steal.

Master Multiple Worlds

Justine emphasizes the importance of mastering two distinct skills or areas of expertise. Why? Because when you’re a master in two fields — such as engineering and business — you can merge them in innovative ways that spark groundbreaking ideas.

She calls this “idea sex”: the collision of concepts from different domains that give birth to fresh, transformative solutions. These “idea babies” are what create competitive advantages and cultural shifts. They are what the world is willing to pay for — sometimes in the billions.

The Billionaire Blueprint

According to Justine, becoming a billionaire isn’t about hard work or entitlement — it’s about offering something of immense value. She explains:

“The world gives you money in exchange for something it perceives to be of equal or greater value: something that transforms an aspect of the culture, reworks a familiar story or introduces a new one, alters the way people think about the category, and makes use of it in daily life.”

There’s no roadmap or blueprint for this journey. You’ll have to navigate uncharted territory, sift through advice (both good and bad), and figure out how to leverage your unique angle.

Final Advice: Courage and Charisma

Billionaire success is not a solo mission forever, though it starts that way. Justine highlights the importance of developing the charisma and credibility to attract talent who will join your vision.

She ends her advice with a simple yet powerful statement:

“Have courage. And good luck.”

Takeaway: What the World Needs, Not What You Want

Justine Musk’s advice isn’t a checklist for billionaire status — it’s a mindset shift. It’s a reminder that true success comes not from chasing wealth for its own sake but by offering something transformative to the world.

Are you ready to embrace the shark-infested waters and find your unique path?








medium.com/@mk_26304/what-it-really-takes-to-become-a-billionaire-justine-musks-straight-talk-advice-76bd6fcd4c28



wtorek, 21 stycznia 2025

Władza niewybrana i niewybieralna



Jak widać, państwo MUSI w obronie obywatela trzymać kontrolę nad wielkimi korporacjami, które, aby więcej zarabiać - szkodzą ludzkości.


Na przykład banki zarabiają na tym, że drobni ciułacze przynoszą do banku swoje pieniądze i bank posiadając miliony miliardy monet - obraca nimi czerpiąc zyski także z tytułu skali - ilości posiadanych środków.

Ale teraz już nie, teraz oni chcą zarabiać także na tym, że masz konto w ich banku. Że dali ci  plastikową kartę, byś łatwiej wydawał więcej pieniędzy. 

Masz wnosić za to osobne opłaty.



Co jeszcze wymyślą?

Może jak ktoś nie ma konta w banku powinien płacić im odszkodowanie, za to, że nie mogą zarabiać na jego pieniądzach??

Wcale bym się nie zdziwił.




I tak można wymieniać - media, finansjera, fejsbuki, bilegejtsy i td...







przedruk


20 stycznia 2025

Zamach na gotówkę! Ekspert wyjaśnia, dlaczego wielkie korporacje chcą likwidacji „pieniędzy papierowych”

(Oprac. GS/PCh24.pl)


– To prawda, że nie ma żadnej siły politycznej, która stawiałaby na likwidację gotówki. Ale jest zagrożenie ze strony dużych korporacji, które są w stanie przesuwać warunki gry – mówi w rozmowie opublikowanej na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Jan Oleszczuk-Zygmuntowsk, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii.

Ekspert przytacza dane Fundacji „Polska Bezgotówkowa”, z których wynika, że „już 2/3 płatności w sklepach jest dokonywanych bezgotówkowo, przy wzroście o 45 punktów procentowych w ciągu dekady”. Jeśli trend ten się utrzyma niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości czeka nas likwidacja gotówki.

Rozmówca „DGP” przypomina, że w krajach anglosaskich ma miejsce zjawisko „debankowania” 

– Chodzi o blokowanie dostępu do konta, zamrażania środków w sytuacji, gdy ktoś miał np. sprawę w sądzie w związku z mową nienawiści czy organizowaniem protestów. Takie przypadki miały miejsce w Wielkiej Brytanii i Kanadzie i to na kanwie semi-politycznej – wyjaśnia.


Współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii dodaje, że w Polsce póki co nie miały miejsca takie sytuacje, ale już teraz zdarza się, że „duże firmy z branży technologiczno-finansowej spowalniały podjęcie decyzji o możliwości korzystania z platformy w celu wykonywania przelewów na rzecz związków zawodowych”. 


– Widać, że wątek władzy technologicznej może być różnie wykorzystany – alarmuje.

W wywiadzie przedstawiono pięć postulatów zgłoszonych przez „Koalicję dla gotówki” w skład której wchodzą m. in. Polska Sieć Ekonomii, Solidarność, Stop Bankowemu Bezprawiu czy Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. 

Są to:

 „kontrola urzędów publicznych pod kątem przestrzegania prawa zobowiązującego do przyjmowania gotówki; wprowadzenie zasad, że klienci powinni wiedzieć, jakie są koszty płatności bezgotówkowych; analiza NBP na temat dostępności gotówki o niskich nominałach; prawo do zaokrąglania rachunków i zwiększenie przez NBP finansowania kampanii informacyjno-edukacyjnych mających na celu zachęcanie obywateli i przedsiębiorców do codziennego korzystania z gotówki”.

Zapytany który z wyżej wymienionych postulatów jest najważniejszy, Jan Oleszczuk-Zygmuntowsk odpowiada:


„Z punktu widzenia naukowca punkt drugi, czyli dostęp do wiedzy na temat kosztów płatności bezgotówkowych i tego, kto na nich korzysta”.



Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”









Zamach na gotówkę! Ekspert wyjaśnia, dlaczego wielkie korporacje chcą likwidacji "pieniędzy papierowych" - PCH24.pl

Trump przywraca TikToka w USA. Ale nie za darmo... - PCH24.pl




Litzmannstadt - dzieci więźniami






przedruk


18 stycznia 2025

Łódź: obchody 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci




(Pomnik Pękniętego Serca w Łodzi, fot. Marian Zubrzycki / Forum)


Byli więźniowie, przedstawiciele władz oraz młodzież uczestniczyli w sobotę w uroczystości z okazji 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi. W latach 1942-45 okupanci więzili w nim w bardzo ciężkich warunkach od 2 do 3 tys. polskich dzieci. Życie straciło w nim ok. 200 najmłodszych, niewinnych Polaków.

Sobotnia uroczystość odbyła się pod Pomnikiem Martyrologii Dzieci, nazywanym też Pomnikiem Pękniętego Serca, który przypomina o działającym w Łodzi w latach 1942-45 hitlerowskim obozie przy ul. Przemysłowej. Oprócz jednego niewielkiego budynku nie ma tam żadnego śladu dawnego miejsca kaźni, którego działalność zakończyła się 18 stycznia 1945 roku. Wówczas niemieccy oprawcy pozostawili swojemu losowi ok. 800-900 małych więźniów.

„Pamięć o dzieciach wojny, ofiarach bezprecedensowego okrucieństwa, jakiego doświadczyły w nazistowskim obozie dla dzieci polskich przy ul. Przemysłowej, a także w innych miejscach kaźni jest naszym wspólnym obowiązkiem. W 80. rocznicę zakończenia funkcjonowania obozu przy ulicy Przemysłowej stajemy tutaj, by przypomnieć o tamtych małych bohaterach, o ich determinacji i woli przetrwania. Przypominamy o tych, którzy przeżyli oraz tych, którym nie dane było doczekać upragnionej wolności” 

– napisała minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska w liście, który podczas obchodów odczytał p.o. dyrektora Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu dr Andrzej Janicki.



W liście przywołano wspomnienia Jana Maciejewskiego, który trafił na Przemysłową wraz z rodzeństwem jako jedno z 58 dzieci z Mosiny aresztowanych przez Niemców w ramach akcji odwetowej w 1943 r. Maciejewski wspominał po latach, że w styczniu 1945 r. Niemcy zaczęli opuszczać obóz; zaczęły się bombardowania Łodzi i dzieci zagoniono do pracy przy wykopach.

Gdy nadzorcy obozu uciekli, pozostawiając w nim kilkaset dzieci, pod bramę obozu podchodzili łodzianie i wycieńczone grupki malców zabierali do swoich domów.

Janek, jego brat i dwie dziewczyny z Mosiny trafili do kobiety zamieszkującej przy ul. Przemysłowej w Łodzi, gdzie nie wytrzymali długo – pieszo wyruszyli z Łodzi do Poznania. Po drodze zatrzymano ich w sierocińcu, ale i stamtąd uciekli, by w końcu dotrzeć do domu.

Podobne przeżycia były udziałem wielu innych dzieci, które na przekór głodowi, zmęczeniu i zimnu podjęły wysiłek dotarcia do rodzinnych domów – często zniszczonych albo pustych.



Wśród uczestników uroczystości przy Pomniku Pękniętego Serca był Jerzy Jeżewicz, który do obozu w Litzmannstadt (tak hitlerowcy przemianowali Łódź w czasie okupacji) trafił 10 września 1943 roku w wieku 2,5 lat razem z 3,5-letnim bratem.

„Na Przemysłowej byliśmy prawie rok, do 30 lipca 1944 roku i w momencie, kiedy likwidowano getto żydowskie załadowano nas na pociąg i przewieziono nas do obozu w Potulicach, gdzie byliśmy już do wyzwolenia, czyli do 22 stycznia 1945 roku. Ile razy staję przed tym pomnikiem, to zawsze czuję za sobą, że ktoś tam jeszcze jest; ktoś, kto został tam na wieki” – mówił Jeżewicz.

Dawny więzień obozu dla dzieci przypomniał, jak przez lata pamięć o martyrologii małych Polaków była zacierana i wręcz lekceważona, co doprowadziło do tego, że dokumenty dotyczące niemieckiej działalności przy Przemysłowej ujawniano dopiero po wielu dekadach od zakończenia II wojny światowej.


„Z przykrością trzeba stwierdzić, że obóz na Przemysłowej został fizycznie zlikwidowany – zepchnięty spychaczami, a na jego miejscu zostało postawione piękne osiedle mieszkaniowe. To jedyny taki obóz w Europie, który tak został potraktowany. My wszyscy (dawni więźniowie – przyp. red.), którzy jeszcze jesteśmy przy życiu, pytamy jak to się stało – Niemcy uciekli, bramy zostały otwarte, w obozie została pełna dokumentacja wszystkich więźniów; także tych, którzy ginęli”
– zaznaczył Jeżewicz.



Niemiecki obóz koncentracyjny dla polskich dzieci utworzono 1 grudnia 1942 roku na terenach wyodrębnionych z Litzmannstadt Ghetto. Okupanci więzili tam dzieci i młodzież polską od 2. do 16. roku życia, ale z relacji więźniów wynika, że Niemcy przetrzymywali tu nawet kilkumiesięczne niemowlęta.


Obóz znajdował się pod zarządem niemieckiej policji kryminalnej w Łodzi. Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, niewolniczo pracowały, były torturowane. Według nowszych ustaleń obóz pochłonął niemal 200 ofiar śmiertelnych, a w sumie przetrzymywano w nim od 2 do ponad 3 tys. dzieci. Gdy 18 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.