Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Decyzję o stanie wojennym podjęto na Zachodzie






Niemcy wybrali doskonały moment do podjęcia ryzykownej gry, wiedząc, że w najważniejszych politycznych salonach Zachodu dojrzała idea urzeczywistnienia Stanów Zjednoczonych Europy.



          Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku przyniosły intensyfikację najważniejszego kierunku bońskiej dyplomacji: przygotowań do połączenia obydwu państw niemieckich. Polityczne otoczenie kanclerza Willy'ego Brandta zaczęło wówczas wysyłać sygnały o rozważaniu – tylko z pozoru karkołomnej – koncepcji zjednoczenia przeprowadzonej pod patronatem ZSRS, a więc w zamian za przystąpienie do tzw. sowieckiej strefy wpływów. Niemcy wybrali doskonały moment do podjęcia ryzykownej gry, wiedząc, że w najważniejszych politycznych salonach Zachodu dojrzała idea urzeczywistnienia Stanów Zjednoczonych Europy. Postanowili to wykorzystać.

           Widmo niemieckiej wolty uprawdopodobniło się po tym, jak wywiad amerykański wpadł na trop Güntera Guillaume, który pośredniczył w rozmowach Bonn z Moskwą. Ewentualny alians obu tych stolic nie tylko zniweczyłby cały wysiłek budowy SZE, ale i drastycznie, na długie lata zmieniłby układ sił na kontynencie. Do tego Wielcy Tego Świata nie mogli dopuścić i przebili sowiecką ofertę. Na tajnym spotkaniu zorganizowanym w jednym z bawarskich zamków Niemcy zgarnęli całą pulę: uzyskali zgodę na zjednoczenie swoich państw oraz obietnicę politycznego i ekonomicznego przodownictwa w przyszłej ogólnoeuropejskiej strukturze. W Bonn strzeliły korki szampana: misterną rozgrywkę doprowadzono do szczęśliwego zakończenia.

            Gdy coś się kończy, coś zaczyna. Jedyną i na pozór niemożliwą do pokonania przeszkodę na drodze do utworzenia Stanów Zjednoczonych Europy stanowiły państwa tworzące Układ Warszawski. Na pozór, bo już wówczas ich agenturalna penetracja była mocno zaawansowana. Rej wodziły służby niemieckie i to one w myśl przywołanego bawarskiego porozumienia miały wziąć na siebie główny ciężar demontażu tych państw. Bonn było zadowolone z takiego obrotu rzeczy. Nie dość, że Niemcy stawały się zarówno listonoszem, jak i cenzorem informacji krążących między Wielkimi Tego Świata a funkcjonariuszami Stanów Zjednoczonych Europy zlokalizowanymi w tzw. krajach demokracji ludowej, to równolegle rozbudowywały własną sieć agenturalno-lobbystyczną, gotową do wykorzystania w niedalekiej przyszłości. Naturalnym terenem penetracji stała się Niemiecka Republika Demokratyczna, ale gros sił skupiono na ZSRS oraz Polsce, którą to nieprzypadkowo wytypowano do odegrania roli zapalnika tej części Europy.

           Niemcy mieli już spore doświadczenie w rozgrywaniu spraw polskich. Czynili to zresztą wzorcowo od XVI wieku i tylko splot niekorzystnych dla nich okoliczności sprawił, że Polska znalazła się chwilowo – tak uważano według pruskich standardów w Bonn i Berlinie – poza strefą ich bezpośrednich wpływów. Zostawili tu po II wojnie światowej sporo zaufanych ludzi, a prowadzona wojna informacyjna wraz z siłą przekonywania Deutsche Mark pozwalała im patrzeć z optymizmem na rozwój wypadków. Tym bardziej, że Federalna Służba Wywiadowcza (BND) mogła liczyć na wsparcie izraelskiego Mossadu (który w Polsce i ZSRS opierał się na elicie politycznej świadomej swojego żydowskiego pochodzenia) oraz Grupy Operacyjnej Warszawa Stasi (Operativgruppe Warschau), legalnie działającej w Polsce wschodnio-niemieckiej struktury wywiadowczej (odpowiedzialnej m.in. za porwanie i śmierć ks. Jerzego Popiełuszki).

           Kiedy szefem BND został Klaus Kinkel, nastąpił gwałtowny przyrost wydatków komórki 12F, która operowała w Polsce. Jego nominacja zbiegła się w czasie z kolejnymi wybuchami niezadowolenia społecznego w polskich zakładach pracy i narodzinami NSZZ Solidarność. Rozlewająca się fala strajków była zbyt łakomym kąskiem dla Wielkich Tego Świata, by nie podjęli oni próby rozegrania jej dla własnych celów. Gdańsk i inne ośrodki robotniczego buntu zostały dokładnie zaznaczone na mapach przez służby wszystkich zainteresowanych: BND, Mossad, CIA, SIS, Stasi, SB i KGB. Nastąpiła błyskawiczna mobilizacja kadr agenturalnych, które pod szyldem grup eksperckich bezpardonowo wyparły naturalnych przywódców robotniczych. Ten zaskakujący wszystkich sukces „pierwszej Solidarności” nie mógł jednak zostać w pełni skonsumowany, gdyż równolegle z nim nie doszło do żadnych zmian w pozostałych państwach „demo-ludu”, ze Związkiem Sowieckim na czele. Przyszłość pokazała, że polskie fiołki zakwitły zbyt wcześnie, a sąsiednie agentury potrzebowały kilku lat, by „gdański wirus” zainfekował sowiecką część Europy.

           Przed BND i współpracującymi z nią służbami stanął problem przechowania Solidarności na lepsze czasy. Zadanie postawiono sobie niełatwe: utrzymać społeczne poparcie dla tego związku, spotęgować autorytet i zachować substancję jego agenturalnej elity oraz wyeliminować konkurencję ze strony środowisk uznanych z punktu widzenia służb za niebezpieczne. W połowie 1981 r. doszło do cyklu spotkań na szczeblu niedostępnym dla polskich uczestników sceny politycznej, zarówno tych rządowo-partyjnych, jaki i Solidarnościowych. Słabnąca Moskwa zmuszona była do zaakceptowania szatańskiego pomysłu, który zrodził się podczas burzy mózgów w siedzibie BND: wprowadzenie stanu wyjątkowego przez rządzącą w Polsce PZPR. Było to rozwiązanie satysfakcjonujące na tę chwilę obie strony. ZSRS zachowywał status quo i w miarę pokojowy sposób zyskiwał czas na okrzepnięcie, a wraz z nim iluzoryczną szansę na zmianę kierunku wiatru historii: śmiertelnie chory Leonid Breżniew mógł już tylko obserwować rosnące rozprężenie w partyjnych szeregach i rozpoczynającą się walkę o schedę po nim.

           Na przełomie listopada i grudnia 1981 r. pod Warszawą miało miejsce kuluarowe, do dziś tajne, pierwsze posiedzenie „Okrągłego Stołu”, na którym spotkało się kilkanaście osób z obu stron barykady: rządu i Solidarności. Wspólnie omówiono zapodany z obu central scenariusz na najbliższe tygodnie, który zaczął obowiązywać od 13 grudnia. Odtąd kierownictwo Solidarności mogło cieszyć się gwarancją osobistego bezpieczeństwa, ginęli natomiast jej szeregowi działacze i sympatycy, a wielu patriotów brutalnie przepędzono z Polski. Działania Służby Bezpieczeństwa skierowane były głównie przeciw środowiskom spoza głównego nurtu Solidarności, wzmacniając monopol tej ostatniej.

           Marazm i stan zawieszenia trwał do wiosny 1985 r., kiedy to przywódcą ZSRS został człowiek Mossadu – Michaił Gorbaczow. Odtąd wszystko potoczyło się już niezwykle szybko. Dla podretuszowania martyrologicznej biografii zatrzymano, skazano a potem amnestionowano kilku prominentnych działaczy Solidarności, Prymas Glemp odbył wielogodzinną rozmowę z gen. Wojciechem Jaruzelskim, zapowiedziano normalizację stosunków z Izraelem, a Polska znów została członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Gorbaczowowska „pierestrojka” już nie zwolniła tempa. Solidarność wznowiła jawną działalność a cenzura przestała zauważać krytykę systemu. Do Polski przybył najpierw Jan Paweł II, a potem wiceprezydent USA – George Bush, który spotkał się z gen. Wojciechem Jaruzelskim, Prymasem Glempem i Lechem Wałęsą. Ostatni etap dekompozycji PRL rozpoczął się w 1988 r. wraz z falą strajków, o których już wówczas mówiono, że były współorganizowane przez władzę! Do Warszawy przyjechał szef Klubu Rzymskiego z obietnicą kredytów, a w Krakowie zorganizowany został pierwszy Festiwal Kultury Żydowskiej. Niejako w rytm klezmerskiej muzyki na premiera powołano Mieczysława Rakowskiego i rozpoczęto biesiadowanie w Magdalence.

           3 października 1990 roku doszło do połączenia obydwu państw niemieckich. Upadek muru berlińskiego jest dziś powszechnie uznawany przez politologów za największe osiągnięcie... rewolucji „Solidarności”. Bolesna to prawda, aczkolwiek tylko połowiczna. Na swoje zjednoczenie Niemcy wytrwale pracowali przez całe dziesięciolecia. A że część tej karkołomnej roboty wykonali naszymi rękoma? „Kto nie maszeruje, ten ginie” - mawiali francuscy legioniści. My, Polacy, zatrzymaliśmy się w myśleniu już dawno.


KOMENTARZE

  • PAŃSTWO POWAŻNE ...
    No cóż ... Niemcy to państwo poważne ...
  • oddalanie odpowiedzialności za stan rzeczy
    Za dużo w tym temacie działań "obcej" polityki, za mało bezstronnej oceny zachowania Narodu czyli Polaków. Żadna obca łajza bez użycia siły do domu nie wejdzie jeżeli jego mieszkańcy nie otworzą mu drzwi.
    Za wszelką cenę staramy się zwalić naszą własną odpowiedzialność
    na obce służby. Prawda jednak jest brutalna. "Gołodupcy" nieznający odpowiedzialności za własność i czyny przystąpili do zmiany otaczającego świata a tzw. polska elita intelektualna okazała się zwykłymi głąbami od kapusty niepotrafiącymi przetłumaczyć prostemu robotnikowi co robi i dokąd idzie. Skompromitowali się swoją własną indolencją działania i tchórzostwem.
    Co tu się w końcu dziwić. Mimo ze praca nie hańbi, jednak zbieranie ogórków koło Płocka przez kwiat polskich profesorów zamiast intelektualne zaangażowanie się w sprawy państwa mówi nam o tamtych czasach wszystko.
  • Decyzję o stanie wojennym podjęto na Zachodzie
    Z tego tekstu wynika że ruskie i niemcy już w latach 70-tych opracowali plan - czyli powstanie Solidarności i wprowadzenie Stanu Wojennego.Gratuluję.Mam proste pytanie - kiedy napisano wniosek o internowanie.Proszę o potwierdzony dokument.
  • @Stara Baba 22:04:42
    Takie było założenie, by pokazać tę "kostkę do gry", jaką coraz częściej bywa Polska. O naszych słabościach i zaniedbaniach można sporo poczytać w innych miejscach.
  • @Alfred Rosłoń 22:15:20
    Nie wiem, kto i kiedy podpisał wniosek o Pańskie internowanie.
  • @autor
    Bardzo dobry tekst, ciekawe informacje.

    Generalnie coraz więcej autorów potwierdza tezy zawarte w tekście WERWOLF, o tym, że główna rolę w Polsce odgrywają służby niemieckie - kierowane ideą, a dopiero potem, pieniędzmi...

    Jeśli Pan może proszę rozpowszechniać ten tekst.



    Tablica zawieszona w 2012 r. przy wejściu głównym, na elewacji, odrestaurowanego dworca kolejowego Gdynia Główna.

    http://werwolfcompl.blogspot.com/
  • @Alfred Rosłoń 22:15:20
  • @Krzysztof Zagozda 22:17:16
    Panie @Zagozda, ja jestem z "tamtych czasów". Nie neguje Pana wpisu
    o obcych służbach gdyż zasadniczo ma pan racje. Staram się jednak
    odróżniać nasz prawdziwy problem od wpływów z zewnątrz. Bardzo dużo różnych notatek włączając pańską ukazuje iż jako Naród na nic nie mamy wpływu i wszystko poza naszymi plecami jest zawczasu ustalone.
    Stosunek do tematu jak najbardziej błędny jak i szkodliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz