Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 24 września 2021

Jak działa Phersu? 2

 

Pamiętacie, jak mówiłem, że oni jak gdyby chcą uzyskać ode mnie jakąś zgodę - nie wiem na co, ale mam wrażenie, że pod dziwnymi pytaniami o jakieś banały, gdzie wyraźnie czuć, że bardzo im zależy na mojej odpowiedzi - nie wiem, czy sama zgoda ich interesuje, bo może niezgoda również -  kryje się jakieś inne pytanie - i bardzo im zależy na odpowiedzi.

I tu patrz, coś takiego:



Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.




Bardzo to wszystko dziwne - a tu całość tekstu - przedruk i tłumaczenie automatyczne.




Mroczny sekret sali audiencyjnej papieża Pawła VI. Wąż, symbol biblijnego diabła konstrukcją auli.

Posted By globalne-archiwum.pl on 22 czerwca, 2019






Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.


,,Kiedy po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z prawdziwej wielkości tego, co ukazuje projekt Papieskiej Sali Audiencyjnej, byłem zszokowany. Pomimo dziesięciu lat badań nad elitą, okultyzmem, iluminatami, świadomością i nie tylko, to utkwiło w mojej głowie jako coś, o czym musiałem napisać więcej.’’

Joe Martino.



Czy słyszeliście o sali audiencyjnej papieża? Znana również jako Sala Audiencyjna Pawła VI lub Sala Papieskich Audiencji, częściowo znajduje się w Watykanie, a częściowo w Rzymie, we Włoszech. Zbudowana w 1971 roku przez włoskiego architekta Pier Luigiego Nervi. To wszystko brzmi całkiem prosto, ale zagrajmy w to, co czyni ten budynek tak dziwnym. Zaczniemy od mniej dziwnych rzeczy i będziemy coraz bardziej dziwaczni, gdy pójdziemy dalej.


Budynek został zaprojektowany z betonu zbrojonego. Nervi jest znany z prostych, ale praktycznych wzorów, które są mocne i trwałe. Prosta krzywizna budynku może wydawać się skromna z zewnątrz, ale jest to część tego, co zaczniemy analizować o tym budynku. Spójrz na obrazek poniżej i porównaj jego kształt z wizerunkiem węża obok. Zwróć uwagę na ogólny kształt – szerokie plecy, wąski, zaokrąglony przód, oczy pośrodku, nozdrza z przodu i zakrzywiona góra.


Jak widać już na powyższym obrazku, po obu stronach budynku znajdują się dwa okna przypominające oczy. Wykonane są z witraży i siedzą w połowie długości budynku po obu stronach. W centrum kształtu oka dostrzegamy szczelinę, która może przypominać oko gada.


Dostrzegacie to, co my? Jeżeli nadal nie, to może samo spojrzenie na jedno okno nie jest najbardziej jasne, więc spójrzmy teraz na oba z nich razem.



Nagle zaczynamy dostrzegać, jak tu się kształtują gadzie oczy, wpatrujące się w ciebie, gdy obserwujesz scenę papieskiej hali audiencyjnej. Mamy tutaj dwoje gadzich oczu, coś w rodzaju warg i oczywiście kły. Drodzy Czytelnicy, spójrzcie jeszcze raz na powyższy obrazek, co zauważacie w centrum? Otóż w samym środku stoi coś, co wygląda jak posąg, a następnie po obu stronach dwa ostre, spiczaste kły. Z kolei sam dach i boki budynku przypominają również łuski.



Pośrodku sceny umiejscowiono posąg Jezusa Chrystusa powstającego z atomowej apokalipsy. Posąg został zaprojektowany przez Pericle Fazziniego i wprowadzony do Sali audiencyjnej w 1977 roku. Zobacz go poniżej. Czy zauważasz coś nietypowego w głowie Jezusa?

Trudno jest to dostrzec z przodu, ale kiedy patrzysz na posąg z boku to z obu stron uderzająco wyraźnie widać, że głowa Jezusa ma wyglądać jak wąż. Pomyślcie o tym przez chwilę: gdyby tylko jedna strona posągu sprawiała wrażenie głowy węża, moglibyśmy odrzucić to jako przypadek, ale kiedy wygląda to tak ze wszystkich stron, a cały budynek przypomina również węża, dużo trudniej jest zignorować taki fakt.

Trzeba zacząć zdawać sobie sprawę, że celowo zaprojektowano to w taki sposób. Myśl i planowanie, które weszły w ten projekt, musiały być ogromne. Zatem jakie jest wyjaśnienie tej niesamowitej zależności, zwłaszcza, że wąż symbolizuje diabła a nawet samego Lucyfera z Biblii. Czy połączenie Lucyfera z salą audiencyjną papieża nie jest sprzeczne, gorszące i napawa podejrzliwością?

Niemniej jednak najbardziej rozpowszechnionym wytłumaczeniem takiego stanu rzeczy jest hipoteza zakładająca istnienie tak zwanego głębokiego państwa, które w dużej mierze rządzi naszym światem. Ten twór tworzy grupa ludzi, którzy nie są Amerykanami, Europejczykami, Rosjanami, Kanadyjczykami itp., Ale wykraczają oni poza tożsamość narodową. Od dawna mówi się, że istnieje tam również wpływ pozaziemski, duchowy czy wręcz ingerencja demoniczna.

Nieoficjalnie mówi się, że w momencie gdy Papież Jan Paweł II po raz pierwszy wszedł do tego budynku, miał bardzo szybko zauważyć tę diabelską zależność słowami: ,,Dym zła wdarł się i tutaj.’’ Nawet najwyżsi urzędnicy państwowi stwierdzili, że dobrze wiedzą o istnieniu tak zwanych obcych cywilizacji, ale utrzymują to w tajemnicy przed opinią publiczną. Jak ujawnił były minister obrony Kanady Paul Hellyer: „Postanowili więc przeprowadzić dochodzenie i przez trzy lata prowadzili dochodzenie, i postanowili, że z absolutną pewnością, istnieją cztery gatunki, cztery różne gatunki odwiedzające tą planetę od tysięcy lat.’’

Gadzi wpływ, czy też po przez symbolikę węża, wpływ demoniczny, na teorię głębokiego państwa nie jest nowy i można go znaleźć w wielu tradycjach i kulturach. Jednak został on spopularyzowany przez twórczość Davida Icke, która, co zrozumiałe, otrzymała za to wiele śmieszności. Niezależnie od tego miliony podążają za jego pracą i wierzą w nią.

Podczas konferencji w Kalifornii, zatytułowanej Contact In The Desert, David Wilcock, wieloletni badacz okultystyczny podczas wywiadu wspomniał, że tak zwana Oświecona Elita wierzy, że musi w pewnym sensie przekazać swoje zamiary całej ludzkości, aby w istocie uzyskać od nas pozwolenie na ich realizację. Przejawia się to w rytuałach realizowanych podczas masowych imprez sportowych i symboliki występującej w społeczeństwie oraz w różnych popularnych branżach, takich jak film i muzyka.





http://globalne-archiwum.pl/mroczny-sekret-sali-audiencyjnej-papieza-pawla-vi-waz-symbol-biblijnego-diabla-konstrukcja-auli/


ostatnie zdjęcie  - internet



czwartek, 23 września 2021

Jak działa Phersu?

 


Chciałem tutaj przedstawić sposób fałszowania historii dokonywany przez Phersu – będzie to przykład oparty o współczesne wydarzenia.


Zaznaczam, że nikogo nie podejrzewam o złe intencje – nie jest moim celem kogoś obrażać, szkalować, czy szkodzić komuś - tekst ma wyłącznie charakter, że tak powiem – dydaktyczny i jest wyłącznie hipotetyczny.


Mój blog, jak mi pokazują statystyki bloggera – ma ograniczoną poczytność – ale być może statystyki te są zafałszowane przez służby, a poczytność jest o wiele większa, dlatego zbieżność podana niżej może teoretycznie mieć miejsce.


Chodzi mi o to, że ktoś czyta moje teksty, a następnie przyjmuje moją argumentację za właściwą, potem zaś dzieli się nią z innymi i sam stosuje we własnym życiu.

Po części jest to też celem moich publikacji.


Kilka lat temu miałem taką sytuację – czytałem jakiś tekst nt. polityczne znaleziony w internecie i w pewnym momencie odniosłem wrażenie, że autor wzoruje się na mnie, stosuje jakby moją argumentację.


Uniosłem się wtedy, że ktoś się pode mnie podszywa i nawet chyba na blogu lub fb o tym napisałem.


Dopiero później przyszła refleksja, że ktoś po prostu – jw. napisałem – zainspirował się moimi tekstami i sam zaczął pisać o tych sprawach na „mój sposób”.


W sumie to takie zjawisko już zaobserwowałem wcześniej – otóż wielu blogerów stosuje w swojej retoryce pewne wtrącenia charakterystyczne dla Stanisława Michalkiewicza – widać tu wpływ tego autora na innych.



Prawdopodobnie w tamtym momencie źle oceniłem autora, trzeba jednak pamiętać, że ja nie funkcjonuję w normalnej sytuacji, bo jestem cały czas osaczony przez służby i ludzi przez nich nasłanych.




Phersu kopiuje cudze dokonania – najczęściej dokonania Stwórcy i wkłada je w usta innych osób – czasami wymyślonych.




Przykładem może być Archimedes i to jego „nie niszcz moich kół” (nawiązujące do działa Stwórcy i jego walki z Phersu), a także jego słynne odkrycie – zdajemy sobie sprawę, że ta dykteryjka o wannie jest zmyślona, ale ja potrafię to udowodnić.


To, że jest zmyślona.


Podobnie postać Piasta Kołodzieja.


KOŁOdziej – czyli ktoś, kto czyni KOŁA - to prawie na pewno zmyślone miano, postać ta – prawie na pewno prawdziwy żywy człowiek - miała przejąć na siebie dokonania Stwórcy, jako budowniczego labiryntu w Kole i tym samym wymazać jego istnienie.

W dodatku miano Piast nawiązujące do piasty, czyli do środka KOŁA....


Piastowie to była ówczesna zachodnia 5 kolumna, gdzie w zamian za współpracę i przejęcie kraju obiecano im połączenie i wspólne rządy nad całą Europą – Piastowie mieli stać się cesarzami Europy (dziś to fałszywe Królestwo Niebieskie odtwarza UE), co ostatecznie i faktycznie osiągnął Bolesław Chrobry, któremu na zjeździe w Gnieźnie Otton III przekazał cesarską koronę.


Fakt ten jednak został później „odwołany” i zamazany, Piastom wytłumaczono, że byli naiwni i takie tam.... opiszę to kiedyś przy odpowiedniej okazji.


Innym przykładem jest Popiel zjedzony przez myszy.


To prawie na pewno legenda nawiązująca do Stwórcy i jego śmierci na wyspie w Kole – legenda została przeniesiona na jezioro Gopło, podobnie jak to było w przypadku jeziora Kałębie czy znanej wszystkim legendzie o diable i diabelskim kamieniu – ta legenda dotyczy jednego zdarzenia i jednego miejsca, a występuje chyba w każdym rejonie kraju.




Opublikowałem ostatnio kilka tekstów nt. Koła.


W przykładzie dam odniesienie do dwóch:

  • Bachus oraz

  • Arkaim - Göbekli Tepe - Koło...


Ukazały się ostatnio w mediach 3 artykuły i na ich podstawie pokażę wam schemat działania.

Chodzi o to, że domniemany akt fałszerstwa nie został jeszcze dokonany, ponieważ odbywa się on w kilku etapach, gdzie chodzi o to, by poszczególne etapy nawarstwiały się i tworzyły pewna ciągłość sugerującą naśladującą rzeczywistość.


No więc fragment pierwszego artykułu - jest to wywiad z architektem, a nosi tytuł:


Wymyślajmy, nie kopiujmy. Rozmowa z arch. Robertem Koniecznym”



Zaznaczam, że cała wypowiedź w artykule jest mi bardzo bliska - stąd zapewne skojarzenie „skopiowania mnie”.



08-09-2021 10:01

Architekt wizjoner, autor wielokrotnie nagradzanych projektów, założyciel cenionej w Polsce i na świecie pracowni KWK Promes – Robert Konieczny, od wielu lat zasiada także w gronie jurorów konkursu KOŁO „Projekt Łazienki”. W krótkiej rozmowie opowiada o wymiarze edukacyjnym tej inicjatywy oraz o tym, dlaczego lubi sędziowanie. Ma także kilka rad dla młodych architektów, stawiających pierwsze kroki w branży i startujących w konkursie.


Spotykamy się przy okazji kolejnej, już 23., edycji konkursu KOŁO „Projekt Łazienki”, organizowanego przez Geberit. Co roku, jako jeden z jurorów, wybiera Pan najlepsze projekty spośród setek nadesłanych. Czy poziom prac jest zróżnicowany, a wybór tej najlepszej – trudny?


Robert Konieczny: Mam przyjemność zasiadać w jury konkursu już od wielu lat i bardzo to sędziowanie lubię, choć wiąże się ono z ogromną odpowiedzialnością. Z jednej strony łatwiej jest oceniać, niż startować w konkursie, z drugiej – to, co jako jurorzy uznamy za najlepsze, idzie w świat. To jest również pewnego rodzaju informacja o nas, dlatego musimy być pewni zaproponowanych rozwiązań i przekonani, że właśnie ta koncepcja jest lepsza od pozostałych.

Prace nadsyłane na konkurs są bardzo zróżnicowane pod względem poziomu, ale jestem przekonany, że każdy z uczestników projektuje najlepiej, jak potrafi. I to jest super, nawet jeśli nie wygra. Uczymy się na własnych błędach, na przegranych, dlatego udział w konkursach jest szalenie rozwijający. Trudno porównać prace na przestrzeni lat, ponieważ każda edycja konkursu dotyczy innego miejsca. Co roku oceniamy projekty, których twórcy starają się w jak najlepszy sposób odpowiedzieć na dany temat. Na początku, spośród kilkuset zgłoszeń, każdy z jurorów indywidualnie wybiera najlepsze według siebie projekty. Wytypowane przez nas prace na ogół w dużej mierze się pokrywają i wtedy dopiero zaczyna się prawdziwa dyskusja, aby wybrać z nich te, które zostaną nagrodzone. Często są to emocjonujące, długie rozmowy w gorącej atmosferze. Musimy wspólnie podjąć decyzję i ustanowić werdykt, pod którym wszyscy będziemy mogli się podpisać. Bardzo lubię sędziowanie, pochylanie się nad pomysłami młodych architektów, analizę ich prac i sposobu myślenia. To także rozwijające i poszerzające perspektywę zadanie. Z ciekawością czekam na tegoroczne zgłoszenia i obrady jury.


Ma Pan w swoim dorobku projekty budynków użyteczności publicznej - jak w tych projektach wyglądają toalety?


Robert Konieczny: Nie da się ukryć, że toaleta to miejsce, które każdy musi odwiedzić. Wbrew pozorom, na podstawie projektu toalety można wyciągnąć wiele wniosków na temat całego budynku i jego architektury. Toaleta to element wielkiej układanki, nie mniej ważny niż pozostałe. Zawsze przykładam wagę do tego, aby była to przestrzeń ergonomiczna i funkcjonalna, a także przyjemna w odbiorze, estetyczna. Wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, gdy ze względu na konieczność wprowadzenia oszczędności w budżecie inwestor prosił o wskazanie mniej ważnych miejsc w danym projekcie, aby np. zrezygnować z wykorzystania w nim drogich materiałów itp. Nigdy nie wskazałem toalety, to jest bardzo ważne pomieszczenie.


A gdyby miał Pan zaprojektować toaletę dla Tatrzańskiego Parku Narodowego, który jest partnerem tegorocznej edycji konkursu, jak by wyglądała? Czego będzie Pan szukał w projektach nadesłanych przez uczestników?


Robert Konieczny: Żeby stworzyć dobry projekt, trzeba zrobić research, analizę miejsca, otoczenia. Byłem w Tatrach, ale nie przyglądałem się im w tym kontekście, dlatego „z miejsca” nie zaproponuję rozwiązania i po prostu nie mogę udzielić odpowiedzi na to pytanie.


Tak jak w poprzednich edycjach, tak i w tej będę szukał dobrych, mądrych pomysłów i umiejętnie poprowadzonych koncepcji – zauważalnych, ale ze względu na specyficzne, naturalne otoczenie, niewychodzących na pierwszy plan. Cała sztuka polega na tym, aby zrobić coś dyskretnie, ale ponadczasowo – żeby pasowało, działało i wpisywało się w przepiękny pejzaż. Dlatego, tak jak inni jurorzy, powtarzam – warto wziąć plecak, założyć dobre buty i spędzić w górach trochę czasu - i dopiero wtedy zacząć pracę nad projektem. Trzeba zrozumieć kontekst, aby opracować rozwiązanie dopasowane do surowych górskich warunków, jednocześnie bezproblemowe
w utrzymaniu i eksploatacji – to musi działać przez lata. Według mnie jest to bardzo ciekawe wyzwanie, bo kocham góry.


Czy uważa Pan, że takie inicjatywy, jak konkurs KOŁO, mają realny wpływ na wzrost świadomości zarówno młodych architektów, jak i całego społeczeństwa, na temat architektury zaangażowanej społecznie? Czy – mówiąc w dużym uproszczeniu – zmieniają świat na lepsze?


Robert Konieczny: Oczywiście. Co roku w tym konkursie startuje mnóstwo ludzi – niemal każdy młody architekt, który aplikuje do mojej pracowni, ma to wpisane w CV. Jedna z laureatek, Aleksandra Kozłowska, pracuje w moim biurze – to dowód na to, że ta inicjatywa ma realny wpływ na kształtowanie „młodzieży architektonicznej”. A dzięki doborowi ciekawych partnerów i lokalizacji projektów, o konkursie jest głośno nie tylko w mediach branżowych, ale też lokalnych. To sprawia, że ludzie – przyszli potencjalni użytkownicy projektowanych toalet – angażują się w dialog i edukują. W ubiegłym roku zadanie polegało na stworzeniu koncepcji toalety dla Łazienek Królewskich w Warszawie – dyskusja internautów była gorąca, interesowali się, mieli swoje typy. A później mogli je skonfrontować z werdyktem jurorów. Moim marzeniem jest, żeby werdykty profesjonalistów i publiczności były identyczne. To by świadczyło o tym, że robota została zrobiona, że mamy kapitalne, wyedukowane społeczeństwo. Dzięki takim inicjatywom, jak konkurs „Projekt Łazienki” możemy docierać do ludzi z naszą wiedzą i uświadamiać, jak bardzo ważna jest architektura w naszym życiu codziennym. Mówiąc w skrócie – ubikacja też jest architekturą i też może, a nawet powinna, być świetnie zaprojektowana, aby spełniać oczekiwania wszystkich uczestników życia publicznego.

Czy ma Pan rady dla uczestników konkursu?


Robert Konieczny: Tak jak wspomniałem wcześniej – radzę skupić się na miejscu, które jest tematem, zobaczyć lokalny kontekst, prześledzić historię, ale też „patrzeć tu i teraz”, zostawić globalne mody. Bez wątpienia dobrze mieć świadomość tego, co się dzieje w architekturze, ale też nie zapominać, że najlepsze projekty biorą się z tego, co nas otacza. Wielu młodych architektów jest „nabitych” wiedzą, często im powtarzam, żeby zapomnieli o tym, co znają, co widzieli, co im się podoba. Zachęcam ich do skupienia się na rozwiązaniu doskonale dopasowanym do danego miejsca. Tylko w ten sposób będą mieli szansę stworzyć coś zupełnie niepowtarzalnego, co będzie inspirować innych. Konkurs powinien uczyć, że musimy sami wymyślać – zostawmy powielanie, kalki, zapożyczenia intelektualne – gorąco do tego namawiam.



I drugi artykuł, też z ww. architektem – tylko mały fragment – wypowiedź Pana Roberta.


Teraz Architektura: Robert Konieczny z tytułem Promotora Polski


Dziękuję kapitule za wyróżnienie, które tak naprawdę jest dla całego zespołu fantastycznych ludzi z KWK Promes. Chciałbym także podziękować moim rodzicom, którzy mieli ze mną krzyż, aby przetrwać moje młodzieńcze lata i wyprowadzić mnie na prostą. Tym bardziej jestem im wdzięczny. Żyjemy w nowych i ciekawych czasach, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej przeraża. Jedno jest pewne – architektura wkrótce się zmieni. Wszystko co powstanie jutro, będzie inne od tego, co znaliśmy dziś. A  to po to, aby nasze dzieci i wnuki mogły normalnie żyć i funkcjonować na ziemi, jaką my znamy. Nawiązując z kolei do idei promocji Polski chciałbym zapowiedzieć przedpremierowo, że 9 lub 11 listopada KWK Promes jako pierwsza polska pracownia będzie miała wystawę w wyjątkowej galerii w Paryżu, która gości same sławy. Jeżeli ktoś z Państwa będzie akurat w tym czasie w Paryżu – serdecznie zapraszam, bo zamierzamy zaskoczyć i zaintrygować widzów – mówił Konieczny w trakcie odbierania wyróżnienia.



I tu analiza porównawcza:


W tekście Bachus zwróciłem uwagę, że:



Ludzie udają wiele rzeczy.

Może gdyby mniej udawali lub wcale zaprzestali udawać coś przed sobą, to życie na ziemi byłoby łatwiejsze...

Myślą, że wiedzą, co udają, a tymczasem, symulują jeszcze co innego...


W ogóle o tym nie wiedzą - to konsekwencje opierania się na zdaniu innych.



Metoda polega na podsuwaniu gotowych  - i fałszywych - rozwiązań lub definicji.

Nikt się nie zastanawia.


Gotowość "rozwiązania" (szczególnie, jeśli staje się popularne w społeczeństwie - poprzez kłamców oszustów rozpowszechniane np. w telewizji)  jest na tyle atrakcyjna, że "rozwiązanie" jest bez zastrzeżeń przyjmowane i w konsekwencji traktowane jak własne zdanie.


I popatrzcie teraz na tekst powyżej.


Wymyślajmy, nie kopiujmy.



To wygląda jak cytat ze mnie.



Np.:

możemy docierać do ludzi z naszą wiedzą i uświadamiać, jak bardzo ważna jest architektura w naszym życiu codziennym.” - o tym też pisałem wielokrotnie, a także kopiowałem teksty innych autorów nt. neurologicznych aspektów doświadczania architektury.


Zauważcie jednak kontekst – jakie słowa pojawiają się w artykule i jak to się ma do mojej działalności.


Koło – Architekt wizjoner - Wymyślajmy, nie kopiujmy - przekonani, że właśnie ta koncepcja jest lepsza od pozostałych - emocjonujące, długie rozmowy w gorącej atmosferze - pochylanie się nad pomysłami [...], analizę ich prac i sposobu myślenia. To także rozwijające i poszerzające perspektywę - na podstawie projektu t można wyciągnąć wiele wniosków na temat całego budynku i jego architektury - to element wielkiej układanki, nie mniej ważny niż pozostałe - Żeby stworzyć dobry projekt, trzeba zrobić research, analizę miejsca, otoczenia - będę szukał dobrych, mądrych pomysłów i umiejętnie poprowadzonych koncepcji - ponadczasowo - radzę skupić się na miejscu, które jest tematem, zobaczyć lokalny kontekst, prześledzić historię, ale też „patrzeć tu i teraz” - dobrze mieć świadomość - często im powtarzam, żeby zapomnieli o tym, co znają, co widzieli - Tylko w ten sposób będą mieli szansę stworzyć coś zupełnie niepowtarzalnego, co będzie inspirować innych. Konkurs powinien uczyć, że musimy sami wymyślać – zostawmy powielanie, kalki, zapożyczenia intelektualne – gorąco do tego namawiam.


I druga wypowiedź:


którzy mieli ze mną krzyż i ja mam przecież krzyż z ubekami!



najciekawsze jest jednak to:


Żyjemy w nowych i ciekawych czasach, co z jednej strony mnie cieszy, a z drugiej przeraża. Jedno jest pewne – architektura wkrótce się zmieni. Wszystko co powstanie jutro, będzie inne od tego, co znaliśmy dziś. A  to po to, aby nasze dzieci i wnuki mogły normalnie żyć i funkcjonować na ziemi, jaką my znamy.



Niby banał, ale w kontekście wypowiedzi polityków o czasach, które nastąpią za chwilę po covidzie – nic nie będzie już takie samo – jest to zauważalne i może być znaczące...



na ziemi, jaką my znamy




I jeszcze ta wypowiedź z niedziela.pl:


Na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskie archeolodzy odkryli mającą nawet 10 tys. lat kopalnię krzemienia czekoladowego.


Z badań zespołu, choć jeszcze niekompletnych, wynika, że sama kopalnia funkcjonowała między 10 a 6 tys. lat temu. „To również zaskakujące odkrycie, ponieważ zdecydowana większość znanych nam kopalni (w tym innych surowców krzemionkowych) z Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej i z Gór Świętokrzyskich pochodzi z okresu neolitu, czyli są młodsze niż ta” – powiedziała dr Sudoł-Procyk.

Dodała, że póki co nie wiadomo, czy była to kopalnia z bardzo głębokimi szybami i podziemnymi chodnikami. „Wydaje się, że pierwotnie wędrujący doliną prehistoryczni łowcy wkopywali się w stok, widząc pokłady krzemienia odsłonięte w wyniku podmycia zbocza przez rzekę. Ale kolejne doły kopane były coraz wyżej po stoku osiągając coraz większe rozmiary. Odkryte przez nas obiekty mają głębokość 3 metrów, a badania jeszcze się nie skończyły. Wprawdzie nie znaleźliśmy dotąd narzędzi, którymi je kopano, aby pozyskać ten surowiec, ale z dużym prawdopodobieństwem, możemy stwierdzić, że to był jakiś surowiec organiczny, np. poroże, które jest bardzo twarde i znane archeologom jako narzędzie z innych kopalń pradziejowych” – opowiadała badaczka.

Archeolodzy mają także dowody, że surowiec po wydobyciu był wstępnie obrabiany w bezpośrednim sąsiedztwie kopalni i dopiero później wynoszony poza jej teren m.in. na wymianę.

Niedawno zespół badaczy zakończył prace terenowe, w czasie których pobrano wiele próbek do analiz w laboratoriach, na czym będą pracować przez najbliższe miesiące. W kolejnym sezonie archeolodzy znów planują powrót na stanowisko i kolejne badania w terenie.



Tu nawiązanie do mojej tezy – a jeszcze nie podałem ani argumentów, ani dowodów – że Koło ma ok. 12 tysięcy lat, tj. powstało ok. 10 000 lat p.n.e.


Ciekawe więc, czy moje posty zmieniają sposób myślenia zawodowych badaczy, naukowców. Mam nadzieję.

Zwracam uwagę na takie sformułowania jak:



odkryli mającą nawet 10 tys. lat

Z badań zespołu, choć jeszcze niekompletnych

zaskakujące odkrycie, ponieważ zdecydowana większość [...] pochodzi z okresu neolitu, czyli są młodsze niż ta

póki co nie wiadomo

Wydaje się, że

a badania jeszcze się nie skończyły

Wprawdzie nie znaleźliśmy dotąd narzędzi, którymi je kopano, [...] ale z dużym prawdopodobieństwem, możemy stwierdzić, że to był jakiś surowiec organiczny, np. poroże, [...] znane archeologom jako narzędzie z innych kopalń

Archeolodzy mają także dowody, że [...] był [...] i dopiero później wynoszony poza jej teren

Niedawno zespół [...] zakończył prace terenowe, [...] pobrano wiele próbek [...], na czym będą pracować przez najbliższe miesiące.




Mamy więc tu zbitkę ogólników wg których możemy odnieść wrażenie, że oni mają dowody na coś  - choć tak naprawdę nie mają...


Porównajcie to z moją analizą o gadzinówce albo jeszcze lepiej - o zamachu pod Starogardem.

Bardzo polecam.



- Słyszałeś o tym budowlańcu, że co on odkrył?

- To nie budowlaniec, tylko architekt i on nic nie odkrył, tylko promuje pewne idee z koła, a odkrycia dokonali naukowcy – już od dawna zapowiadali, że coś odkryli co ma 10 tysięcy lat, ale ciągle prowadzili badania nad tym i to długo trwało, ale w końcu ujawnili, a mówiąc dokładniej to ludzie z ABW ujawnili, wczoraj była konferencja prasowa i jeden się tak chwalił:

A zobaczcie, co my tutaj mamy! Co myśmy znaleźli! Tacy jesteśmy mądrzy!

- Ale to podobno wcześniej jakiś budowlaniec to odkrył, on ponoć pisał o tym w internecie?

- A nie, to ten wariat, co wymyślił, że ABW to werwolf. Już policja posłała list z podziękowaniem do Człuchowa do tego pana, co go „znalazł” w jakimś jeziorze – Kałębie czy coś??

Przecież gdyby ABW go inwigilowało, to by na pewno wiedzieli, że się poszedł utopić, a nie szukali go poprzez jasnowidza, no nie?




Tak więc macie tu przykład, jak się robi takie rzeczy.

Dokonania czyjeś wkłada w inne usta, a następnie zamazuje istnienie tego, co pierwszy dał tę myśl.












https://www.bryla.pl/wymyslajmy-nie-kopiujmy-rozmowa-z-arch-robertem-koniecznym?fbclid=IwAR3c2JEtpodroahWraXIyQFz8KR1teruAsDTnAKuSHBjZcH2vX0hFYqEcTM

https://architektura.muratorplus.pl/konkursy/teraz-architektura-robert-konieczny-z-tytulem-promotora-polski_11437.html?fbclid=IwAR2gcwBqVsuG8WWvXx8EbR8dbZpsFNjU0ru8d1Ac_CukA2eQ9Uks8t4-upo

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/08/hyperborea-czyli-polska.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/09/arkaim-gobekli-tepe-koo.html

https://maciejsynak.blogspot.com/2021/04/bachus.html

https://www.niedziela.pl/artykul/72322/Odkryto-pradziejowa-kopalnie-krzemienia?fbclid=IwAR0OKw68RvQBMEwRaoRJQFWLnjqk6rin9xoULu-dZbt1m-Tc22smg2QSDhk


Polska pod lodem 3

 


Państwowy Instytut Geologiczny - Państwowy Instytut Badawczy


❄️

Chociaż poziom mórz się podnosi, to Skandynawii nie grozi zalanie. Już w 1491 roku mieszkańcy leżącej nad Bałtykiem osady Östhammar narzekali, że wybrzeże odsunęło się od miasteczka i dotychczasowy port stał się bezużyteczny.

Wtedy jeszcze nie wiedziano, że obszar dzisiejszej Skandynawii był obciążony lądolodem o grubości dochodzącej do 3 km. Jego ogromna masa przygniatała skorupę ziemską, która zanurzyła się na blisko 500 metrów w znajdującą się pod nią plastyczną astenosferę (drugą z kolei warstwę naszego globu, należącą do płaszcza górnego Ziemi). Gdy około 10 000 lat temu lądolód ostatecznie się wycofał, odciążony ląd zaczął się podnosić. Proces ten nazywamy ruchem izostatycznym.

 Zjawisko podnoszenia się obszaru Skandynawii trwa do dziś. Centrum ruchu znajduje się w Skuleberget, położonym na zachodnim obrzeżu Zatoki Botnickiej, gdzie prędkość podnoszenia litosfery przekracza obecnie do 9 milimetrów na rok.

Szczególnie intensywne ruchy zachodziły bezpośrednio po ustąpieniu lądolodu. Prędkość podnoszenia terenu dochodziła wtedy do 40–50 cm rocznie, tj. 1,4 mm/dzień.

Łącznie po ustąpieniu lądolodu Skandynawia podniosła się już o 200 - 300 metrów i nadal rośnie!

Izostazja to równowaga. Gdy Skandynawia się podnosi, inne lądy osiadają. Dotyczy to m.in. południowej części Niziny Środkowoeuropejskiej, ciągnącej się od centralnej Polski przez Niemcy po Holandię. Osiada też Anglia, choć w górę pnie się Szkocja. Taki sam efekt obserwujemy za Atlantykiem, gdzie ląd wokół Zatoki Hudsona podnosi się w tempie 1,2 cm na rok.





Współcześnie tempo podnoszenia Fennoskandii.

Cięcie warstwicowe co 1 mm/rok (oprac. wg W. Fjeldskaar i in., 2000).



Źródło:

fb








wtorek, 21 września 2021

Polski alfabet


 przedruk


Język polski i jego ewolucja


Prajęzyk z pewnością istniał i nie ma co do tego wątpliwości. Nie bez powodu polski wyraz noc może utożsamiać się z angielskim night, niemieckim Nacht, francuskim nuit, szwedzkim natt, łacińskim nox czy litewskim naktis. Wszystkie pochodzą najprawdopodobniej od praindoeuropejskiego wyrazu *nókwts.

Weźmy teraz pod lupę polskie słowo matka. Tak jak niemieckie Mutter, rosyjskie mat, perskie madar czy łacińskie mater ma wspólne źródło w języku praindoeuropejskim – *mehter.

Zaskakujące, prawda?


W czwartym tysiącleciu p.n.e. wskutek wędrówek plemion język praindoeuropejski uległ zróżnicowaniu.

Powstały dialekty, z których rozwinęły się osobne języki, m.in. pragrecki, praitalski, pragermański czy prabałtosłowiański, który później rozpadł się na prabałtycki i prasłowiański. Ludy zasiedlające tereny od Bałtyku po Karpaty i od Odry po Bug, mówiące po prasłowiańsku, rozpoczęły wędrówki na wschód i południe. Zaczęły mówić „po swojemu”, dlatego też wyodrębniły się języki zachodniosłowiańskie, wschodniosłowiańskie i południowosłowiańskie. Uporządkujmy je:

  • zachodniosłowiańskie: polski, czeski, słowacki, łużycki (dolnołużycki i górnołużycki), kaszubski oraz wymarłe: połabski, pomorski, słowiński;

  • wschodniosłowiańskie: ukraiński, białoruski i rosyjski;

  • południowosłowiańskie: serbski, chorwacki, słoweński, bułgarski, macedoński.

Zanim jednak powstały języki zachodniosłowiańskie, zespół zachodniosłowiański rozbił się na trzy dialekty – czesko-słowacki, łużycki i lechicki. Do tej ostatniej grupy należało wiele plemion zamieszkujących tereny Wielkopolski, Śląska, Małopolski, Mazowsza: Bobrzanie, Dziadoszanie, Lędzianie, Opolanie, Polanie, Ślężanie, Wiślanie. Plemiona te zjednoczyli Piastowie. Kluczową rolę w rozwoju polszczyzny odegrało zatem kształtowanie się polskiej państwowości.


Podsumowując, język polski wywodzi się z języka praindoeuropejskiego i powstał z zachodniego wariantu języka prasłowiańskiego, z dialektu lechickiego.

Jak to dumnie brzmi! Ale to nie wszystko! Język polski przez ostatnie 1000 lat wciąż ewoluował. Niejeden współczesny uczeń głowił się nad tekstami średniowiecznymi, próbując cokolwiek z nich zrozumieć. Im tekst starszy, tym więcej trudności nam nastręcza. A to słownictwo się zmieniło, a to formy gramatyczne. Historycy języka polskiego wyróżniają cztery okresy rozwoju polszczyzny:

  • staropolski – między czasami najdawniejszymi a początkiem wieku XVI,

  • średniopolski – od wieku XVI do drugiej połowy XVIII,

  • nowopolski – do 1939 r.,

  • współczesny – po 1939 r.




Przed XII wiekiem, kiedy to język polski na dobre zagościł na kartach historii w formie pisanej, wiele polskich słów pojawiało się wśród dokumentów kościelnych pisanych w języku łacińskim. Jak pewnie wiecie, pierwszym zapisanym w języku polskim tekstem było słynne zdanie pochodzące ze spisanej w roku 1268 Księgi założenia klasztoru świętej Marii Dziewicy w Henrykowie (znanej jako Księga henrykowska): Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai. Jest to przy okazji zdanie będące najpopularniejszą egzemplifikacją języka staropolskiego. Jeśli już o tym mowa, musicie wiedzieć, że powodem, dla którego początkowa ortografia języka polskiego była tak zbliżona do ortografii łaciny, były trudności ze skodyfikowaniem polskiej fonetyki. Alfabet łaciński nie odpowiadał wielu dźwiękom języka staropolskiego, dlatego jego ortografia jest tak niestandardowa.


Z perspektywy współczesnego alfabetu między zapisem a wymową najpopularniejszego polskiego zdania występuje szereg niezgodności. Współcześnie moglibyśmy przetłumaczyć je tak: Daj, niech ja pomielę, a ty odpoczywaj. Wśród językoznawców zdarzają się głosy, że znaczenie słowa poziwai jest zgoła odmienne, bo odpowiada wyrazowi podziwiaj, i odgrywa tu zasadniczą rolę, bowiem sugeruje adresatce zdania brak zaradności. Ciekawostkę niewątpliwie stanowi także szerszy kontekst.

Brzmiał on: Bogwali uxor stabat, ad molam molendo. Cui vir suus idem Bogwalus, compassus dixit: Sine, ut ego etiam molam. Hoc est in polonico: Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai, co współcześnie oznaczałoby: Żona Boguchwała stała i przy żarnach mełła zboże. Gdy jej mąż Boguchwał zobaczył to, wzruszył się miłosierdziem i rzekł: „Daj, niech ja pomielę, a ty odpoczywaj”.

Więcej o początkach języka polskiego przeczytacie w tym tekście: Język polski – skąd się wziął? Polszczyzna od narodzin do dorosłości!

Polska ortografia XIV wieku była nieco bardziej skonkretyzowana. Pojawiło się w niej wiele dwuznaków oraz grecka litera phi. Pomimo chaosu w oznaczaniu spółgłosek twardych i miękkich dużo lepiej zaczęto odróżniać te dźwięczne i bezdźwięczne. Kolejne dziesięciolecia obfitowały w przykłady niekonsekwencji autorów. Powstawały teksty, których ortografia była na tyle chaotyczna, że ta sama fraza wychodząca spod ręki różnych kopistów wyglądała zupełnie inaczej.


W ówczesnej sytuacji ujednolicenie polskiej ortografii wydawało się niezbędne. W XV wieku z taką propozycją wyszedł Jakub Parkosz z Żórawicy, profesor i rektor Akademii Krakowskiej. Głównym celem reformy, którą pragnął wprowadzić, było przystosowanie alfabetu łacińskiego do zapisu głosek języka polskiego. W tym celu napisał traktat o ortografii polskiej (niemający tytułu), w którym przede wszystkim określił odpowiednią liczbę poszczególnych liter alfabetu odpowiadających głoskom języka polskiego. Propozycje Parkosza z Żórawicy nie spotkały się jednak z powszechną aprobatą i zostały odrzucone.

Istnieją przypuszczenia, że jedną z przyczyn klęski profesora Akademii Krakowskiej było ukrywanie wpływu słynnego Jana Husa, który zrewolucjonizował czeską ortografię, na własne przemyślenia. Dlaczego Jakub Parkosz obawiał się ujawnienia swojej inspiracji? Zapewne dlatego, że Jan Hus został uznany za heretyka, czego ostateczną konsekwencją było spalenie go na stosie w 1415 roku.

W XVI wieku podobnych traktatów mających za zadanie usystematyzować polską ortografię powstawało bardzo wiele. Ważny wpływ wywarło wynalezienie (w XV wieku) i popularyzacja druku, który wymagał ujednolicenia zapisu. Prawdopodobnie pierwszą polską wydrukowaną pozycją był modlitewnik Hortulus animae. Wśród najistotniejszych zmian, które zaszły wówczas w polskiej ortografii, niewątpliwie było odróżnienie a od ál od ł, a także zastąpienie v przez w. Odseparowano również s od ś. Podejmowano próby odróżnienia spółgłosek wargowych oraz wargowo-zębowych twardych od zmiękczonych odpowiedników, dodając w różnych konfiguracjach litery y oraz i.

Pod koniec wieku XVI ukazał się Nowy karakter polski Jana Januszewskiego, będący obszerną publikacją, na którą składały się trzy „obiecadła” (dawny synonim abecadła): Łukasza Górnickiego, Jana Januszewskiego oraz Jana Kochanowskiego. Wspomniane propozycje alfabetu opatrzone były jednak tylko wskazówkami określającymi poprawną pisownię trudnych słów i form ich użycia.

Kolejny przełom w polskim alfabecie datuje się na 1816 rok, kiedy to Alojzy Feliński, teoretyk literatury, w swojej pracy zatytułowanej Przyczyny używanej przeze mnie pisowni zanegował zasadność używania á, zachowując jednak é oraz ó. Co równie istotne, na miejsce i i y wprowadził j, dzięki czemu m.in. dawniej zapisywany wyraz kray zyskał aktualną do dziś formę kraj.


Obecnie polski alfabet składa się z 32 liter. Dziewięć z nich ma znaki diakrytyczne, czyli graficzne znaki występujące w wielu systemach pisma, umiejscowione nad lub pod literą albo obok lub wewnątrz niej. Znaki diakrytyczne zmieniają artykulację danej litery, podobnie jak „ogonek” zamienia a w ą.
Każda litera polskiego alfabetu występuje zarówno w formie majuskuły (wielkiej litery), jak i minuskuły (małej).
Co ciekawe, do polskiego alfabetu nie zaliczamy liter: q, v oraz x. Występują one bowiem jedynie w wyrazach zapożyczonych z języków obcych.


A co z ch, h, rz, ż?

Chrzest Polski w obrządku łacińskim zaowocował przyjęciem alfabetu łacińskiego. Trzeba go jednak było przystosować do polskiej fonetyki, gdyż w łacinie próżno szukać wszelkich zmiękczeń i innych typowo słowiańskich dźwięków. Zresztą alfabet łaciński liczył 24 litery, a staropolski – kilka więcej. Na początku pisano więc, jak umiano, bez określonych zasad (imię Mieszko w rękopisach bywało zapisywane jako Mesco). Pisano tak do końca XIV w. Ten okres nazywamy fazą grafii niezłożonej. Jedna litera mogła dawniej oznaczać kilka różnych głosek – np. d odczytać można było jako d, dz, dż, dź. Jedno było pewne – należało coś zrobić z tym chaosem.


Jak sobie z tym poradzono?

Postanowiono wprowadzić dwuznaki i trójznaki – ten okres rozwoju pisowni polskiej nazywamy fazą grafii złożonej. Miękkość spółgłoski oznaczano początkowo użyciem y obok spółgłoski (koyn to koń, a kony to koni). Z kolei dwuznak sz najpierw zapisywany był jako ss lub ssz, a rz jako rs lub rsz (na wzór czeski).

W 1440 r. pojawił się pierwszy traktat ortograficzny ks. Jakuba Parkoszowica, profesora Akademii Krakowskiej. Uczony chciał, aby w języku polskim każda głoska miała osobny znak. Prawdopodobnie inspirował się myślą Jana Husa, który w języku czeskim wprowadził znaki diakrytyczne. Propozycje Parkoszowica dotyczące różnicowania głosek twardych i miękkich były dość skomplikowane i nie przyjęły się w naszym języku (np. b twarde miało mieć kwadratowy brzuszek). Za to dzięki profesorowi zaczęto zapisywać samogłoski długie jako podwojone, np. deeszcz.

Rewolucję ortograficzną w tej fazie rozwoju języka polskiego (w latach 30. XVI w.) zawdzięczamy  Stanisławowi Zaborowskiemu. Jego napisany po łacinie traktat zdobył wówczas wielką popularność. Zaborowski dążył do oznaczania jednej głoski jedną literą – na wzór czeski proponował wprowadzenie znaków diakrytycznych. Ostatecznie Zaborowskiemu zawdzięczamy ż oraz ł, a także kreskowanie spółgłosek miękkich. Ustaliły się również dwuznaki rz, cz i sz. Co ciekawe, w czasach Kochanowskiego nie zapisywano litery j. Jej funkcje pełniły i lub y. Kreskowano samogłoski pochylone e oraz o, a także jasne a. Literę u na początku wyrazu zapisywano jako v, a połączenie ks zapisywano jako x. Ustalenia te przetrwały aż do końca XVIII w.

Co ciekawe, nowinki ortograficzne najpierw przyjęły się w druku, a w rękopisach jeszcze długo widoczne były dawne przyzwyczajenia.


W XVIII w. upowszechniły się znaki diakrytyczne. Zarzucono kreskowanie samogłosek. (Sprzeciwiał się temu tradycjonalista Onufry Kopczyński). O pochylone brzmiało już jako u (stąd nasze ó oraz u!). Alojzemu Felińskiemu zawdzięczamy użycie litery j zamiast i czy y. W 1814 r. Towarzystwo Przyjaciół Nauk powołało Deputację Ortograficzną, dzięki której zamiast śrzoda czy źrzódło piszemy środa, źródło.

W 1906 r. na zjeździe historyczno-literackim komisja pod przewodnictwem Jana Baudouina de Courtenaya (polskiego językoznawcy) wprowadziła pisownię ja na końcu wyrazy zamiast ya czy ia oraz zapis końcówek –im, –ym i –imi, –ymi obok -emi.

W 1918 r. wprowadzono kolejne zmiany (np. uznano, że w wyrazach obcych pisze się j po spółgłosce w sylabach niepoczątkowych; zachowuje się rozróżnienie końcówek –em, –emi, –ym, –ymi wedle końcówki odpowiedniego mianownika).

Ważne ustalenia z 1936 r.

W 1934 r. powołano Komitet Ortograficzny, by 2 lata później wprowadzić znaczącą reformę ortografii, która uporządkowała wiele dyskusyjnych kwestii. Ustalono wówczas, że:

  • wyrazy typu Maria pisze się przez i, z wyjątkiem pozycji po c, s, z,

  • należy pisać –ym, –ymi,

  • obce ke pisze się przez kie,

  • w pisaniu łącznym lub rozłącznym zasadniczo przeważa pisanie rozłączne.

Ponadto uregulowano pisownię małych i wielkich liter, nazw własnych oraz zasady interpunkcyjne.



A co z ch, h, rz, ż?

Jak widać, kształtowanie się polskiej ortografii to proces złożony i wielowiekowy. Choćbyśmy zarzekali się, że współczesna ortografia pełna jest pułapek, nasi przodkowie mieli o wiele większe problemy i dylematy (jak zapisać głoski miękkie, szumiące, długie, pochylone i jasne?). Dziś mamy liczne słowniki i poradnie, które rozwiewają nasze wątpliwości.

A czy wiecie, skąd ch i h, rz i ż? Ch wymawiane niegdyś było bezdźwięcznie, a h – dźwięcznie. Zaś rz pochodzi od zmiękczonego r, czyli r’ (dawniej mówiono rieka i morie zamiast rzeka, morze). Rz to spółgłoska stwardniała. Istnienie ó już wyjaśniliśmy – pochodzi ono od pochylonego o. Krótko mówiąc – ortografia polska świadczy o tym, jak kiedyś wymawialiśmy konkretne głoski.




https://polszczyzna.pl/historia-polskiej-ortografii/

https://polszczyzna.pl/polski-alfabet/?fbclid=IwAR2dg5vrDKY0-lBWfGiRFIPmccelxn9dCPFHExiQVGpbEz9UG6p4zC8OASo

https://polszczyzna.pl/skad-wzial-sie-jezyk-polski/



niedziela, 19 września 2021

Znać znaczenie słowa

 

Oto, co tak naprawdę wiemy o rzeczach, które widzimy na co dzień. 


Parafia
Niezwykle interesujące pod tym względem wydaje się słowo „parafia”, dawniej „parochia”, o pochodzeniu identycznym, co włoskie „parrocchia”. Jest to słowo wywodzące się z języka greckiego, które do języka włoskiego i polskiego weszło poprzez łacińskie „parochia” albo „paroecia”. Greckie słowo „παροικία” pochodzi od czasownika „παροικέω”, który składa się w zasadzie z dwóch części: prefiksu „παρα” oznaczającego „przy” i czasownika „οἰκέω”, oznaczającego po prostu „mieszkam”. Słowo „παροικία” dosłownie oznaczało więc „mieszkanie, które było obok” (przymiotnik „πάροικος” – „sąsiadujący”), jednak w rzeczywistości termin ten używany był w znaczeniu „tymczasowego domu na obcym terenie”. Miało to sens, gdyż dla chrześcijan prawdziwym domem było Królestwo Niebieskie, ziemia zaś była tylko etapem dla nieśmiertelnej duszy.


Ależ sens jest zupełnie inny.

Jest to dosłownie "tymczasowy dom na obcym terenie" - potwierdza to moją - i nie tylko moją -  tezę, o tym, że religia była używana jako pretekst do napaści - podobnie jak dzisiaj robią to nadal Amerykanie - "bo nie macie demokracji" czy niemcy - "bo u was rządzi dyktator" itd.


To tylko zasłona.


Tymczasowe schronienie na obcym terenie do czego służy? 

Do obrony.

Do przetrwania nocy - do przetrwania w przerwie pomiędzy walkami.


Stąd kamienne czy ceglane wieże, które potem - po 200 latach od podboju - zamieniano na prezbiteria, dobudowując nawy, czyli robiąc z wieży obronnej - kościół.


Kościół zresztą to dosłownie zamek - z łacińskiego castellum - miejsce warowne.

Kościół, od czes. kostel, „kościół”, z łac. castellum, „miejsce warowne”, „zamek” zdr. od łac. castra „obóz”. Właściwym terminem w chrześcijańskiej łacinie jest ecclesia, od gr. ἐκκλησία (ekklesia), „zgromadzenie”.


Cmentarze często występują wokół kościoła - może dlatego, że chowano pobitych towarzyszy w najbliższym sąsiedztwie, by - mając na uwadze tubylców - dla bezpieczeństwa się zanadto nie oddalać od murów kasztelu-castelu-kościoła.

To samo szpitale...

etymologia:
niem. Spital[2] < swn. < łac. hospitale < łac. hospes < praindoeur. *gʰóstis (por. gość, gospoda, gospodarz, gospodarka, hotel i hostel) + praindoeur. *pótis (por. potęga, potężny)



Etymologicznie szpital to... hostel albo jeszcze lepiej - gospoda. Miejsce, w którym się biesiaduje, odpoczywa w podróży itd. - coś jak parafia.... 


Łacińskie hospes - ale jeśli wymienimy "h" na "g" - tak jak na przykład - "hory - góry" to mamy niemal wprost - gospes, skąd - gospoda.



Ja bym jeszcze dodał - mordownia. Tam, gdzie leją się po mordach w alkoholowym uniesieniu.

A może też - tam, gdzie leżą ranni w walce i - umierają?


Szpital.

Miejsce, gdzie się kurowano, biesiadowano i przesiadywano - gdzie leczono lub pozwalano umrzeć kamratom z zakonu.


Po podboju w ramach kontynuacji funkcji zamienione w szpital dla biedoty.

Żeby pamięć - o miejscu, w którym leczono zbójcerzy podmienić na pamięć, o specjalnym miejscu, w którym leczono ubogich...

Pamięć została, ale o co dokładnie chodzi, to nikt nie pamięta...


Dzisiaj nazywamy to pijarem - a ja - fałszerstwem.


Czy wiemy, co mówimy?


NAZWA ZOSTAŁA  -  ALE MA JUŻ PRZYPISANE INNE ZNACZENIE !


Oto straszliwa potęga paranoi indukowanej...



O tym, jaką to zbójecką politykę prowadzili joannici na Pomorzu pisze Marek Kordowski w Kociewskim Magazynie Regionalnym nr 69. 

O krzyżakach przeciętny Polak wie chyba dosyć...














Encyklopedia Serwisu Ekumenicznego Kosciol.pl - Hasło: Kościół

Etymologia polskiego słowa Kościół, podobnie jak niemieckiego Kirche i angielskiego Church, posiada rodowód gocki. Bierze on swój początek z oryginału greckiego - τό κυριακόν. W językach romańskich, jak na przykład we francuskim église lub włoskim chésia, nazwa kościół wywodzi się od łacińskiego ecclesia, a ono z oryginału greckiego - έκκλησία.

Pierwsze określenie - τό κυριακόν - w języku greckim oznacza rzecz lub miejsce ofiarowane Panu lub dom Pana. Drugie - έκκλησία - było używane w celu zdefiniowania zgromadzenia ludu, jako siły politycznej.

Właściwe są oba terminy greckie używane na określenie Kościoła. W pierwszym przypadku chodziło o wyrażenie koliście otoczonej przestrzeni. Jednak to drugi termin wydaje się być bliższy pierwotnemu znaczeniu Kościoła, oddając charakter istoty Kościoła, jako wspólnoty, zgromadzenia, zboru lub - bardziej potocznie - zejścia się. Takie tłumaczenie wydaje się też bliższe współczesnej teologii. Kościół – έκκλησία – to zgromadzenie ludowe, zbierające się na wołanie posłańca, na głos jego sygnału. Chrześcijańska wspólnota – Kościół – jest więc zejściem się tych, którzy przez Ducha Świętego należą do Jezusa Chrystusa.

Dział teologii, który w sposób szczególny zajmuje się Kościołem nazywa się eklezjologią, natomiast jego dzieje bada inny dział teologii - historia Kościoła.

Kościół jest rzeczywistością Nowego Testamentu. Wszystkie wyznania chrześcijańskie łączy przekonanie, że Jezus Chrystus, Syn Boży i Zbawiciel człowieka, jest jedynym Panem i Głową Kościoła. Chociaż Kościół jest dobrem Nowego Testamentu, jego archetyp można już odnaleźć w księgach Starego Testamentu.

W Nowym Testamencie grecki termin - έκκλησία - został użyty po raz pierwszy w Dziejach Apostolskich 19, 32.39.41. Jednak dopiero w 1 Liście do Koryntian (11,18) określenie to użyto w bardziej religijnym kontekście.



Prezbiterium, dawniej: chór kapłański – przestrzeń kościoła przeznaczona dla duchowieństwa oraz służby liturgicznej (m.in. ministrantów). Zwykle jest wydzielone od reszty świątyni podwyższeniem, balaskami lub łukiem tęczowym i wyodrębnia się wizualnie z bryły kościoła. Nazwa pochodzi od słowa prezbiter (ksiądz).


Prezbiter (gr. πρεσβύτερος, „starszy”; łac. presbyter) – urząd we wspólnotach chrześcijańskich.


Termin „starsi” (gr. πρεσβυτεροι) używany w Kościele apostolskim, nie został przyjęty bez związku z tradycyjną organizacją społeczności Izraela. Za czasów Chrystusa „starsi” stanowili grono przywódców religijnych narodu wybranego. 

Mówią o nich Ewangelie, np. wtedy, gdy chcąc ukarać kobietę cudzołożną odstąpili ze wstydem od swego zamiaru pod wpływem Jezusa (J 8,9). Ich tradycja, „tradycja starszych” była wzorem dla faryzeuszy i uczonych w Piśmie odnośnie do obmyć rytualnych (Mk 7,3.5). „Starsi” – według zapowiedzi Jezusa – mieli Go odrzucić (Mk 8,31) i, rzeczywiście, stali za Jego aresztowaniem (Mt 26,47; Mk 14,43; Łk 22,52). Następnie prześladowali Kościół w Jerozolimie (Dz 4,5; 6,12).

Już za czasów Mojżesza istnieli „starsi Izraela” (Wj 17,5-6; 19,7), byli przywódcami poszczególnych rodów (Pwt 31,9; Joz 7,6). O „starszych” jest mowa w czasach sędziów (1 Sm 4,3), a także w czasach królów, kiedy przekazali swą władzę Salomonowi (2 Sm 5,3); ich rola widoczna jest przy przenosinach Arki Przymierza (1 Krl 8,1)[2].

Czasy apostolskie

Prezbiterzy – starsi w Nowym Testamencie byli ustanawiani przez nakładanie rąk (Sakrament święceń). Nie występuje nazwa „kapłan”. W liście Jakuba mowa jest o starszych (gr. πρεσβυτεροι), którzy mieli być wzywani do chorych, by ich namaszczać (Jk 5,14). Szczególnym źródłem poznania prezbiteratu w okresie apostolskim są Listy św. Pawła. Zadaniem prezbiterów było głoszenie słowa i nauczanie oraz przewodzenie poszczególnym wspólnotom (1 Tm 5,17). Działali jako kolegium





https://pl.wikipedia.org/wiki/Prezbiter

https://pl.wikipedia.org/wiki/Prezbiterium

http://www.kosciol.pl/kosciol

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82

https://skarbnica.tczew.pl/9024/kociewski-magazyn-regionalny-nr-69/

https://www.gazzettaitalia.pl/pl/parafia-diabel-aniol/?fbclid=IwAR2us_eQJxue7444a9ofuOK143jRvTBdnkpPVIOJAcL4meZWZOOan0Ren0c

https://pl.wiktionary.org/wiki/szpital





piątek, 17 września 2021

Oczywista oczywistość


Oprócz pewnej koncepcji warto przyjrzeć się sposobowi myślenia autora, które tak naprawdę odzwierciedla sposób myślenia znacznej liczby ludzi na ziemi.

Otóż uważa on, że wojna, kłótnie i takie tam rzeczy - są czymś naturalnym dla człowieka.

Jest to dla niego tak oczywista oczywistość, że nawet nie spróbuje tego podważyć.

Ja zresztą podobnie miałem z dietą..


Takie podejście zamyka drogę na inne rozwiązania i koncepcje.


Dzisiaj wielu młodych ludzi usiłuje grać muzykę rockową - niewielu z nich osiąga sukces.  nawet ci, którzy coś osiągnęli w tej dziedzinie, nie mogą się równać do klasyków, jak Deep Purple czy Black Sabbath - dlaczego?

Może dlatego, że grać rocka usiłują?

Usiłują grać rocka i tłuką mydliny, a żaden z nich nie tworzy nic wyrazistego czy odrębnego - ich utwory niczym się nie różnią nie zależnie od tego jak się nazywają i skąd pochodzą. 

Zamiast grać swoje starają się dorównać do czegoś - zrobić coś podobnego? Będą powtarzać po kimś?

Tak jak ostatnie 3 części (7, 8, 9) Star Wars - te filmy udają cykl SW zamiast nim być.

Twórcy hard rocka nie słuchali hard rocka - bo go nie było w "ich czasach" - to oni stworzyli hard rocka, a wcześniej słuchali muzyki klasycznej - poważnej, swinga, bluesa czy jazzu.

Może więc ci, co słuchają rocka powinni grać inną muzykę? Może tam staną się ikonami?


 

Przykład cywilizacji Harappy pokazuje nam, że ludzie mogli żyć bezkonfliktowo - konflikt jest czymś co jest nieustannie podsycane celem skłócania ludzi - by sterując konfliktem móc min. sterować procesami w społeczeństwach na Ziemi.

Głównym powodem niezgody pomiędzy ludzi jest koncentracja na "ego".



przedruk

tłumaczenie automatyczne



Iwan Petričević

27 lutego 2019 r



Naukowcy sugerują, że Ziemia mogła zostać skolonizowana dawno temu przez zaawansowaną cywilizację pozaziemską.



Kompleksowe badanie przygląda się paradoksowi Fermiego z innego podejścia.

Korzystając z połączenia teorii i symulacji, naukowcy sugerują, że zaawansowane cywilizacje obcych mogły od dawna skolonizować Galaktykę.

W rzeczywistości Ziemia mogła również zostać skolonizowana głęboko w swojej geologicznej przeszłości, ale gdyby tak się stało, nie pozostałyby po niej żadne ślady takiego obcego osadnictwa.

„Wyniki wskazują na sposoby, w jakie Ziemia może pozostać nieodwiedzana w środku zamieszkanej galaktyki. Na koniec zastanawiamy się, jak nasze wyniki można połączyć ze skończonym horyzontem w celu uzyskania dowodów na wcześniejsze osadnictwo w zapisie geologicznym Ziemi. Korzystając z naszego modelu stanu stacjonarnego, ograniczamy prawdopodobieństwo wizyty na Ziemi cywilizacji osiedlającej się przed określonym horyzontem czasowym” – napisali naukowcy .



Badanie naukowe prowadzone przez astrofizyka Adama Franka z University of Rochester wyjaśnia, dlaczego wciąż nie znaleźliśmy innych inteligentnych cywilizacji (obcy).

Nowy artykuł twierdzi, że może to wynikać z tego, że nie mieli wystarczająco dużo czasu, aby rozprzestrzenić się w Galaktyce, lub zrobili to. W rezultacie ich międzygwiezdne osady (być może nawet tutaj na Ziemi i w jej sąsiedztwie) już dawno zniknęły.

Nowe badanie, niedawno udostępnione na serwerze preprintów arXiv , które jeszcze nie zostało zrecenzowane, proponuje model teoretyczny, który uwzględnia takie zmienne, jak liczba potencjalnie nadających się do zamieszkania galaktyk.

Uwzględnia czas, jaki zajęłoby cywilizacji „skolonizowanie” układu słonecznego, idealne planety, które nie są zajmowane przez żywe istoty, oraz „czas ładowania”, ponieważ cywilizacja najpierw wysłałaby statek kosmiczny do zbadania, a następnie skolonizowała.

W ten sposób Frank i jego koledzy badali środek między sterylną galaktyką życia a pełną inteligentnych cywilizacji.

Nowy model, będący połączeniem teorii i symulacji, bada możliwość jałowej i przepełnionej galaktyką, w której zaawansowane, superinteligentne cywilizacje obcych sięgają do gwiazd, które stają się międzygwiezdne, ale bez ustanawiania monopolu galaktycznego na całą Drogę Mleczną.

Dysponując ogromną ilością danych, naukowcy przeprowadzili symulacje, które doprowadziły do ​​trzech głównych scenariuszy.

Obce cywilizacje mogły skolonizować Ziemię dawno temu

Dwie pierwsze pasują do słynnego paradoksu Fermiego:

jeśli planety przyjazne dla życia są liczne, a przetrwanie jest łatwe, Galaktyka powinna być pełna życia.

W przeciwnym razie osiedlenie się w coraz bardziej odległych i niegościnnych miejscach byłoby trudne, więc szanse na znalezienie życia byłyby zmniejszone.


Ale znaleźli trzeci scenariusz: cywilizacje mogą mieć możliwość podróżowania do najodleglejszych galaktyk, a podczas swojej podróży mogą nawet zakładać osady w kosmosie.


Jednak naukowcy ostrzegają, że pojawiają się problemy.

Kiedy musisz zarządzać tak dużym terytorium, które obejmuje miliardy kilometrów, masz problemy, których nie możesz kontrolować.

„Możesz skończyć z tą luźną siecią osiedli” , wyjaśnia Jason Wright , współautor i astronom z Penn State University, „gdzie osiedlona jest cała galaktyka, ale żadna dana gwiazda w danym momencie może nie być”.

Jeśli wszystkie kraje świata wydają się nie być w stanie dojść do porozumienia w poszczególnych kwestiach, wydaje się rozsądne myślenie, że zadanie to byłoby jeszcze bardziej skomplikowane w cywilizacji, która pokonuje prawie nie do pomyślenia odległości w całym układzie słonecznym, a nawet w galaktykach.

Dlatego takie potencjalne kosmiczne osiedla mogą skończyć z mnóstwem problemów, katastrof, konfliktów, które kończą się własnym upadkiem i apokalipsą.

Potem osady te mogą pozostać niezamieszkane przez miliony lat i być może jakaś inna cywilizacja może osadzić się w tym samym miejscu, tylko w znacznie innym czasie.






https://curiosmos.com/new-study-suggests-earth-may-have-been-colonized-long-ago-by-alien-civilizations/






czwartek, 16 września 2021

Poezja łużycka

 

Wywiad z czeskim prezesem Towarzystwa Przyjaciół Łużyc - sorabistą, poetą i wydawcą Lukášem Novosadem.




przedruk

tłumaczenie przeglądarki - nie poprawiałem tekstu, więc może być trochę słabe



15.09.2021 

Alžběta Stančáková

Z małej literatury możemy się wiele nauczyć

W połowie sierpnia w Budisławiu we wschodnich Czechach odbyła się druga klasa letniej szkoły domowej Serbów Łużyckich. Z tej okazji przeprowadzono wywiad z Lukášem Novosadem, sorabistą, bohemią i prezesem Towarzystwa Przyjaciół Łużyc. Co kultura łużycko-serbska może dać Czechom, dlaczego wątki ekologiczne są tak istotne w literaturze łużycko-serbskiej i jak nawiązać kontakt z tym małym słowiańskim narodem?



Jesteś prezesem Towarzystwa Przyjaciół Łużyc, organizujesz wiele wydarzeń, w tym właśnie ukończoną szkołę letnią. Jak właściwie dotarłeś na Łużyce?

Kiedy opiekowałam się babcią, która miała ciężki przebieg raka, więc nie mogła robić nic poza położeniem się, wieczorami oglądaliśmy razem dużo telewizji. Oglądaliśmy kiedyś odcinek DO-RE-MI, w którym rywalizowali krewni z sąsiednich krajów. Dla Austrii i Niemiec, które wówczas nie rozróżniały inscenizacji, brała udział siostra i brat, podczas gdy ona śpiewała po niemiecku, a on śpiewał w jakimś dziwnym, w przybliżeniu zrozumiałym języku słowiańskim, którego nie znałem. Przedstawili się jako Serbowie Łużyccy, byli to Fabian i Juliana Kaulfürst. Kiedy byłam w Lipsku na Erasmusie, natknęłam się na kursy serbsko-łużyckie i powiedziałam sobie, że muszę tam pojechać, żeby zobaczyć, że będzie tam chłopak z telewizji. I naprawdę tam był, zaprzyjaźniliśmy się - i wtedy Fabi ciągnął mnie po wszystkich możliwych pubach w Lipsku, żebym nie uczyła się niemieckiego w tym cudownym mieście,

Później, a Radek Čermák przetłumaczył krótki raport historia Niebieski Crow  (1991, 2009) Czech  przez  Jurij Koch z górnołużyckich serbskim  . Jakie są pułapki tłumaczenia z języka tak bliskiego czeskiemu?

Tak samo jak w przypadku słowackiego – wygląda na łatwe, ale nie jest łatwe. Oczywiście problemem są idiomy, tłumaczenie sytuacji, znajdowanie różnych kodów i warstw języka, dialektów itp. Przede wszystkim należy zwracać uwagę na rytm. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to ważne nawet w prozie. A zdania łużyckie i słowackie mają inny rytm niż zdanie czeskie, dlatego bliskość językowa może być dla nas myląca podczas tłumaczenia.

W 2011 roku wydałeś dwujęzycznie zbiór wierszy Tomasza  Nawki Nicolet z njeliči  /  bets , następnie założyłeś kolekcje Yuri Chěžky ( Koniec poezji mała sala , 2019) i Yuri Łušćanského ( blush brzoskwinia , 2020), który jest tłumaczeniem i branże wydawnicze szanowanej działalności…

Dziękuję. Książka Nawki jest dziełem kolegów Milana Hrabala i Radka Čermáka, dopóki nie zaczęła się od Chěžki jako wydania, które chcę zachować w jednolitym formacie i dostać gdzieś do piętnastu czy dwudziestu tytułów. Problem z tłumaczeniami sorabistycznymi po 1989 r. polega na tym, że ogromna ich liczba pojawiła się w czasopismach lub niektórych antologiach „samizdatu”, ale brakuje, powiedzmy, wydań komercyjnych, wydań, które można łatwo kupić w sieci lub w sklepie. Celem naszego wydania jest zatem profesjonalne lub przynajmniej bardziej profesjonalne podejście do własnej pracy – nawet za cenę wydania jednej książki w ciągu kilku lat. I chcemy też pokazać, że literatura łużycko-serbska, aw tym przypadku poezja, zasługuje na wystarczająco dużo miejsca, choć jest to mała literatura i tytuły, które warto publikować po czesku, to logicznie mniej niż w przypadku przekładów z większego języka.





Tomasz Nawka ukazał się dwujęzycznie, inne tłumaczenia z wydania tylko w języku czeskim. Czemu?

Początkowo myślałem, że wszystkie tomy wydania zostaną wydane dwujęzycznie. Jednak z powodu tego przekonania odłożyłem książkę z Yuri Chěžką o rok, bo dowiedziałem się, że istnieje wiele wariantów pisania oryginałów i że po stronie łużycko-serbskiej jest burdel. Dzieje się tak pomimo faktu, że Chěžka jest ważnym autorem, który otrzymał kilka ważnych wydań w języku łużyckim i niemieckim. Tak więc nad jego tekstami zrozumiałem, że redakcyjna obróbka oryginałów to nie nasza praca, ale praca kolegów z serbskich Łużyc. Naszym celem jest przekazanie Czechom poezji łużycko-serbskiej w języku czeskim. Jeśli okażą zainteresowanie książką w jej oryginalnej wersji, mogą ją sami zdobyć. Ale, aby nie zrobić tak łatwo z tych języków i edycje, teraz mamy zamiar opublikować poetycką libretto do opery  Vodnik  ( Wodźan, 1896), która jest inspirowana balladą Erbena "Vodník", a która nie została jeszcze właściwie opublikowana w języku serbskim łużyckim. W tym przypadku ponownie wydamy wersję dwujęzyczną, a tym razem był problem z tym, że pisownia serbskiego łużyckiego znacznie się zmieniła od XIX wieku, więc musieliśmy unowocześnić pierwotną notację.

Co jeszcze zamierzasz zrobić?

Jednocześnie przygotowuję zbiór Milana Hrabala, zbiór jego wierszy inspirowanych Łużycami - te teksty nigdy nie były razem, a stanowią ważną część twórczości Mediolanu. Następnie zbiór klasyków nowożytnych Bena Budara, Benedykta Dyrlicha i Marji Krawcec, komisja z trzydziestoletniego przekładu Zuzanny Bláhovej-Sklenářovej czy wiersz Michała Bjedricha-Wjeleměřa, zapomnianego łużycko-serbskiego poety XIX wieku , odkryte na nowo przez Radka Čermáka. Sam chciałbym dostać zestaw tłumaczeń tekstów Yuri Kocha, który jest na Łużycach gatunkiem zupełnie zaniedbanym. Mamy bogate plany.

A poza poezją robisz coś jeszcze?

Właśnie opublikowaliśmy książkę wspomnianych już Zuzanny Bláhová-Sklenářovej i Vojtěcha Kesslera pt.  …a teraz muszę walczyć z tymi słowiańskimi braćmi… , która jest wydaniem przekładów listów Serbów Łużyckich, którzy walczyli w wojnie prusko-austriackiej z 1866 r. pikantny: ponieważ Saksonia była wówczas po stronie Austrii, przeciwstawiali się Serbowie Górno- i Dolnołużyccy, niekiedy nawet członkowie jednej rodziny. Fantastyczny motyw, dobrze zrobiony i do odkrycia, bo w samych Łużycach znów zupełnie nieznany. Dlatego też robimy takie książki.

Ekotematyka, nowa koncepcja poezji przyrodniczej czy refleksje na temat zmian klimatycznych stopniowo przenikają literaturę czeską, zwłaszcza poezję. Dla autorów łużycko-serbskich natura i szacunek dla niej wydają się być długofalową i organiczną częścią pracy, niezależnie od współczesnych wyzwań czy trendów. To skupienie można znaleźć na przykład we wspomnianym  Vodníku z końca XIX wieku. Czy możesz mi wytłumaczyć dlaczego?

Jeśli mi pozwolisz, zacznę od całości: my, Czesi, często mówimy, że jesteśmy małym narodem, bo mamy do czynienia z Niemcami, Francuzami czy Amerykanami. Ale nie jesteśmy małym narodem, to tylko jeden punkt widzenia. Serbowie Łużyccy natomiast postrzegają nas jako wielką kulturę, do której się odnoszą. Wystarczy, że pastor zostanie zastąpiony, a kardynał zakaszle, o czym mówią media łużycko-serbskie. Więc chociaż, choć logicznie rzecz biorąc, porównujemy się z większymi kulturami i pozwalamy, by na nas wpływały, zaniedbujemy to, że możemy również znaleźć źródło inspiracji gdzie indziej. Na przykład literatura lapońska czy serbołużycka otwiera tematy, których nie znajdziemy nigdzie indziej, bo ludzie tam i tam naprawdę żyją problemami, których nie znamy.

Dlatego możemy być zaskoczeni charakterem kultury serbołużyckiej. Związek z naturą jest intensywnie poruszany w miejscowej literaturze, zwłaszcza od drugiej połowy XX wieku. Tym samym Serbowie Łużyccy wyprzedzili swoje czasy o prawie pół wieku, bo w realnym życiu doświadczali problemów ekologicznych – byli bezpośrednimi świadkami wydobycia węgla brunatnego, widzieli, co powoduje odkrywkowe wydobycie węgla, doświadczyli też zaniku przestrzeni życiowej pod ich stopy z powodu górnictwa to Jurij Koch w prozie i eseizmie czy Jurij Łušćanski w jego wierszach. Ale nie tylko oni. Krótko mówiąc, literatura łużycko-serbska ma w tym kierunku przewagę, a my wielcy możemy się z niej czegoś nauczyć.

Jakie inne ciekawe tematy można znaleźć w literaturze łużycko-serbskiej?

W latach 80. i 90. XX wieku słowo przebiło się również przez silną grupę autorów, musi Jewa-Marja Čornakec, Dorothea Solcina, urodzona w Pradze Angela Stachowa czy miernik Mětowa, z Czech mają swój pierwszy zbiór opowiadań  Wyjazd do raj. Te i inne panie zaczęły pisać na przykład o gejach czy mieszanych małżeństwach, które miażdżą kulturę łużycko-serbską. Ewangelicka część Serbów Łużyckich była w przeszłości silnie zgermanizowana, a katolicy pobierali się i nie pozwalali nikomu zbyt wiele. Zmieniło się to dopiero po NRD, kiedy firma nieco się rozluźniła. W tych mieszanych małżeństwach większość niemieckich mężczyzn nie chciała, aby Serb łużycki trzymał się rodziny, ponieważ nie czuli się dobrze wśród osób mówiących po serbsku łużyckim. Na przykład sugerowano im, że jak Serbowie Łużyccy śmiali się z czegoś razem, to tak naprawdę śmiali się z nich, z Niemców, którzy byli małżeństwem. Ponadto twierdzili, że ich dzieci nie potrzebowały Serbów Łużyckich, aby wejść na rynek pracy, co jest prawdą, ale pod wpływem tych wpływów pierwotna kultura uległa erozji.

Po zjednoczeniu Niemiec do ekonomicznej migracji Serbów łużyckich i w ogóle Niemców Wschodnich do dawnych Niemiec Zachodnich dołączyły na przykład trudności ekonomiczne, choć literatura łużycko-serbska nie odzwierciedlała tak wiele. I niestety nie kolejny wielki historyczny kamień milowy: kiedy Niemcy ze Śląska zostali przesiedleni po wojnie do Łużyc i pierwotnie dominujących wsi łużycko-serbskich, a wsi nagle stały się w większości niemieckie. Poradziliśmy sobie z historią wypędzenia pod każdym względem, ale to połowa historii - o wyjeździe. Tę ostatnią o przyjeździe mogłyby zaproponować Łużyce, ale niestety jeszcze się na to nie odważyły.

Dlaczego kultura łużycko-serbska jest ważna dla Czechów?

W rzeczywistości częściowo odpowiedziałem na to w poprzednim pytaniu - może on może nam opowiedzieć nasze historie. Ale jest o wiele więcej. Niestety, niefortunny wpływ rewolucji 1989 r. i nasze późniejsze skupienie się na Zachodzie, które postrzegam pozytywnie politycznie, to odejście od kultur słowiańskich. Jednocześnie jest to zróżnicowany świat setek milionów użytkowników, których języków uczymy się nieproporcjonalnie szybciej niż innych języków. Ale dziś z Pragi, Brna, Hradca czy Pilzna bliżej jest do Nowego Jorku czy Madrytu niż do Sofii, Belgradu czy nawet Bratysławy.

Uważam, że dla naszych ludzi ważne jest zapoznanie się z kulturą łużycko-serbską. Osobiście uważam, że mentalność łużycko-serbska jest nam najbliższa, bliższa niż słowacka, właśnie ze względu na wielowiekowe współistnienie z Niemcami i mieszanie się wpływów słowiańskich i germańskich. Jeśli przyjrzymy się kulturze łużycko-serbskiej, zauważymy, że nadal żyje ona naszym ulubionym mitem, odrodzeniem narodowym – w nowoczesnej oprawie samochodów i smartfonów. Serbowie Łużyccy rozpieszczają swoje języki, co jest niesamowite. Kontakt z Łużycami to dla Czechów sposób, by spojrzeć na siebie innymi oczami, zobaczyć siebie z pozycji sąsiada za płotem. A to często ważny i użyteczny pogląd.

Jak więc dostać się na Łużyce?

To bardzo muzyczna kultura, więc polecam słuchać muzyki - w serbsko-łużyckim możemy znaleźć wszystko, od opery po rap, a nawet metal, nawet jeśli muzyka ludowa jest na pierwszym miejscu. Z literatury jest to najbardziej naturalny wyraz poezji dla Serbów Łużyckich - przynajmniej w dzisiejszych czasach, kiedy proza ​​niestety cierpi na brak autorów i czytelników. Jest też oczywiście możliwość zainteresowania się programem Towarzystwa Przyjaciół Łużyc, które ma swoją siedzibę w Pradze przy ulicy U Lužického semináře, ale jeździmy też poza Pragę. Organizujemy odczyty literackie, wykłady, koncerty, kursy językowe, a także wycieczki bezpośrednio na Łużyce. Wydajemy również magazyn o nazwie Czasopismo  Czesko-Łużyckie . Wystarczy śledzić naszą stronę na Facebooku lub naszą stronę internetową - a zainteresowani wiele się dowiedzą.





http://www.h7o.cz/od-malych-literatur-se-muzeme-leccos-naucit/?fbclid=IwAR1DhzTZXSNZJzz8yM8KjDBcRp4KJPBml9hJVazjoCmMn1MpC_DoBV6cvDs



http://podawki.blogspot.com/?fbclid=IwAR3KIPFJiZN3iIc1b4z6UDzyip7xaze8sTZ1fEBVihwihF9Lk1tfutWyfGs




veni vidi vici

 


https://wbiblii.pl/szukaj/%C5%81k+6%2C43-49


https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaparcie_si%C4%99_Piotra



https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2013/Przewodnik-Katolicki-12-2013/Przewodnik-liturgiczny/Ty-jestes-Piotr