Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 11 czerwca 2021

Odpowiedzialność za kraj

 

Na Białorusi myślą o zabezpieczeniu państwa na wypadek sabotażu politycznego. 

Pięknie, tak trzymać - w Polsce nam tego brakuje, stąd można publicznie kłamać, wprowadzać w błąd społeczeństwo, szkalować i nie ma za to obligatoryjnych kar, jak np. wykluczenie z życia politycznego czy zakaz publikacji, zakaz prezentacji w mediach.

W polskiej konstytucji z 1952 roku był np. zapis o dywersji: 


PODSTAWOWE PRAWA I OBOWIĄZKI OBYWATELI

Artykuł 77


2. Osoby, które dopuszczą się sabotażu, dywersji, szkodnictwa lub innych zamachów na własność społeczną, karane są z całą surowością prawa.



zniesiony po 1976 roku.



Abstrahując od obcych agentur, moim zdaniem zło w polskiej polityce obficie rozlewa się w skutek dyktatu mediów i dopuszczeniu do głosu awanturników politycznych, którzy politykę traktują jako sposób na reklamę siebie i miejsce dorabiania się, a nie dbałości o dobro społeczeństwa. 

Dyktat mediów ma tu wielki wpływ.

Degradacja środowiska politycznego - umedialnienie - sprawia, że ludzie niczym szkolna młodzież biją się i licytują przed kamerami, by zdobyć popularność i tym sposobem dostać się do Sejmu czy na stanowiska - powstaje stan bliski pajdokracji.

To sprawia, że osoby biorące udział w polityce można podzielić z grubsza na dwie grupy - na tych, co rozrabiają by utrzymać swą medialność i resztę, która stara się coś zrobić, ale staje się zakładnikiem  przekazu medialnego w ten sposób czasami upodobniając się do pierwszej grupy...

To samo dotyczy samych mediów.

Często dziennikarze zajmują stanowisko polityczne  z rozmowie przed kamerami, stając się jedną ze stron.

Istnieje umowny podział, że TVN są za liberałami z platformy, TVP Info za rządem, a pozostali to różnie, ale nie za rządem.


Sam widziałem, jak redaktor Cholewiński (niegdyś pracownik TVN) w TVP Info,  czytał stanowisko swojej nowej stacji nt. stronniczości TVN-u. 

Jako ilustracja pokazywany był fragment audycji TVNu z redaktorem Cholewińskim uprawiającym tę wspomnianą stronniczość...





Ja jednak chciałem wtrącić słowo o tatarze.

Wszyscy redaktorzy lubią tatara. 

Wszyscy się nad nim rozpływają - jaki to smakołyk. Kawał zmielonego surowego mięsa ze świeżą siekaną cebulką ociapany surowym jajkiem. Po prostu delicje.

Przysmak każdego redaktora jak cała Polska długa i szeroka.

Jak to jest możliwe, żeby każdy miał taki sam gust?

A jak to jest możliwe, że każdy uważa rządy Łukaszenki na Białorusi za sfałszowane?

Dlaczego każdy jest przeciw? Nie ma nikogo, kto nie ma zdania, albo ma zdanie przeciwne?





Otóż redaktorzy nie mają zdania - zdanie ma prowadzący ich, albo właściciele stacji.

I to oni swoim podwładnym każą mówić to, co oni mówią.


Mamy tu sytuację, gdy zarówno strefy rządowe jak i medialne - nawet te przeciwne polskiemu rządowi - nie są tak naprawdę za opozycją białoruską, albo przeciw Łukaszence - oni są za rozwaleniem państwowości białoruskiej. 





Czy to tylko efekt  30 lat prania mózgu przez polskojęzyczne media?





Jaki będzie efekt wiadomo - jak na Ukrainie, Rumunii albo w Polsce w latach 90tych - rządy niemieckich ubeków i zagranicznych podmiotów, które się obłowią na majątku Białorusinów.

Teraz TVN idzie ręka w rękę z rządem, który na co dzień krytykuje i atakuje.

A może to rząd idzie ręka w rękę z TVNem??





Dziennikarze, publicyści w swoich relacjach, albo w rozmowie przed kamerami zajmują stanowisko społeczne - czyli polityczne, bo do spraw społecznych sprowadza się polityka - i stają się jedną ze stron.

Pan obywatel, jak chce się wypowiedzieć politycznie do społeczeństwa, to z reguły ma dostęp do kamer, gdy zostanie posłem. A pan dziennikarz zawsze ma ten dostęp.


Sytuacja jest taka, że dziennikarze "bezkarnie" całymi latami uprawiają politykę, tylko dlatego, że pracują w mediach, a pan poseł, jak się będzie słabo starał, to może następnym razem już nie będzie posłem i nie będzie go w telewizji. Poseł to taki przechodzień - jest, a za chwilę go nie ma. A dziennikarz jest zawsze.

I nie jeden dziennikarz traktuje posła, albo ministra z góry - podnosi na niego głos, jest napastliwy, przerywa mu niegrzecznie, macha tymi łapami - zupełnie jakby wszystko było na odwrót, jakby to poseł, który ma mandat od społeczeństwa, przyszedł do pana dziennikarza przeprosić za swe istnienie.

To pan dziennikarz jest personą,  a pan poseł - nikim?


Jak to jest możliwe, że istnieje coś takiego jak "dziennikarskie śledztwo"?

No, ja wiem, przecież sam coś takiego jakby uprawiam...

Tylko, że gdyby były polskie służby, a nie niemieckie, to nigdy by tego "śledztwa" nie było - bo nie byłoby potrzeby.



Jak to jest, że dziennikarze coś tam wykrywają - taki na przykład redaktor Latkowski - a policja, czy służby bezpieczeństwa - nie?

Wygląda na to, że pewnymi tematami nikt się nie zajmuje - bo to nie jest określone w prawie.

Tak jak ten w SKW, co mi powiedział, że to co opowiadam, to nie są sprawy wojskowe, więc to nie jest sprawa dla nich. Tak sobie myślę, że nawet ja sam tak na dobrą sprawę nie wiem, czy to jest niemiecki wywiad wojskowy czy cywilny, a pan z SKW od razu wiedział.

Nic nie sprawdził, żadnego śledztwa nie podjął, od razu powiedział, że to "nie jego brocha". 

Jasnowidz, czy co?



Otóż potworzyli sobie prawa i teraz tak:

ta służba odpowiada za przestępstwa zaczynające się na literę G i Ó, tamta za W, tamta za N, a jeszcze insza, za O.

A za inne sprawy, jak to leci w alfabecie - nikt nie odpowiada.

I każdy jest czysty.

Bo każdy jest kryty przepisami i to mu wystarcza.



Tylko kto te przepisy wymyślił?

I gdzie są dziennikarze ze swoimi śledztwami?

Oni też mają swoje paragrafy....



Wszystko jest starannie ustawione.



KODEKS KARNY
ROZDZIAŁ XVII

Przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej

Art. 127.

§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1,
podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.


" w porozumieniu z innymi osobami " - słowa klucze - bo jak ktoś samodzielnie do tego dąży, to karze nie podlega.


Prawda?


Można bezkarnie podważać istnienie państwa polskiego i żadne służby ani nawet nie mrugną, że coś tu nie tak. 


Ale niech tylko jakiś Synak usiądzie do komputera.... od razu wiedzą co robić.



Moim zdaniem, zarówno w polityce, administracji jak i w mediach potrzebne jest odgórne rozgraniczenie - oparte o wiek.

Osoby do 40 roku życia nie powinny mieć prawa ubiegania się o piastowanie stanowisk politycznych.

Jeśli chcą się spełniać w polityce winy mieć taką możliwość - ja wiem, jako doradcy, personel biura poselskiego czy coś takiego? 

Oczywiście ludzi niedojrzałych spotyka się i po 40tce, ale zawsze to jakiś hamulec.

Czy ktoś się z tym zgadza, czy nie, częściej błędne decyzje podejmuje się w młodszym wieku, choć jak wiadomo, to nie zasada... 

To taki pomysł na czasy poubeckie...



przedruk 

tłumaczenie automatyczne


W każdym państwie polityk wzywający do sankcji wobec własnego kraju kładzie kres swojej politycznej karierze, ponieważ życzy swojemu krajowi polityczny i gospodarczy upadek. Tę opinię politologa Wadima Borowika publikuje gazeta SB Białoruś Siegodnia, informuje BiełTA.

„Te prace są w toku. Odbyło się już pierwsze spotkanie w ramach Okrągłego Stołu Sił Demokratycznych, wzięli w nim udział parlamentarzyści, przedstawiciele różnych komitetów organizacyjnych, prawnicy i politycy.


Pracujemy nad decyzją (o odpowiedzialności - ok. BelTA) w dwóch formach.
Albo jest to ustawa o zmianie Kodeksu karnego i Kodeksu administracyjnego, albo dekret prezydencki.
Badamy obie opcje, zostaną przedłożone do rozpatrzenia przez głowę państwa.


Oprócz odpowiedzialności karnej i administracyjnej istnieje inna sugestia: ograniczenie w prawach politycznych.

Oznacza to, że osoby domagające się sankcji powinny być pozbawione prawa do kandydowania przez określony czas, uczestniczenia w działalności politycznej i wypowiadania się w kwestiach społeczno-politycznych.

Zależy nam na wypracowaniu jak najbardziej sprawiedliwego mechanizmu pobierania takich kosztów.
Na przykład, żeby członkowie rodziny nie ucierpieli: równie dobrze może się okazać, że matka i ojciec osoby destrukcyjnej wzywającej do takich działań w ogóle nie podzielają jego poglądów – zauważył ekspert.

Uważa również, że konieczne jest rozróżniać surowość przestępstwa.

"To jedno - trochę ograniczony obywatel dał lajka.

A to zupełnie inna sprawa, gdy polityk biega po europejskich przyjęciach i błaga o sankcje wobec swojego kraju. Taka osoba musi ponosić najcięższą odpowiedzialność i na zawsze zapomnieć o działalności politycznej jako zdrajcy interesów narodowych.

Należy rozumieć, że nawet sam pomysł omówienia sankcji, nie mówiąc już o ich wprowadzeniu, pogarsza klimat inwestycyjny w kraju, podważa zaufanie inwestorów i podważa wizerunek kraju na arenie międzynarodowej. Oznacza to, że krzywda została już wyrządzona nawet przez mówienie o sankcjach - podkreślił Vadim Borovik. - Dlatego nie chodzi tylko i nie tyle o chęć ukarania kogoś. Chodzi o potrzebę edukowania społeczeństwa do odpowiedzialności przed własnym krajem i własnymi ludźmi.


Tak więc, mimo wszelkich politycznych batalii, nieporozumień z takim czy innym punktem widzenia, nie ma nawet myśli o wezwaniu do sankcji w stosunku do własnego kraju!

Analityk uważa, że ​​na arenie międzynarodowej sankcje i inne naciski zewnętrzne są po prostu manipulowane przez zainteresowane osoby.

„Celem jest zdobywanie rynków i budowanie wpływów geopolitycznych.

Wiele stanów używa zbiegłych polityków - marionetek, które są całkowicie zależne od swoich zachodnich sponsorów - jako rzeczników opinii ludu. W międzyczasie przejmują rynki i lobbują swoje interesy na arenie międzynarodowej.

Nie bądź naiwny: świat to niezwykle ostra konkurencja, a wszystkie kroki są dokładnie przemyślane. Gdy tylko ktoś opuści rynek lub zmniejszy na nim swoją obecność, konkurenci natychmiast przejmują tę niszę. Dlatego różowe okulary o „walce o prawa człowieka” poprzez sankcje powinny zostać usunięte. Wszyscy walczą o własne, przede wszystkim ekonomiczne, interesy – podsumował Vadim Borovik.



https://www.belta.by/society/view/ekspert-rasskazal-o-vozmozhnyh-variantah-otvetstvennosti-za-prizyvy-k-sanktsijam-445500-2021/


http://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/kpol/1952a.html




wtorek, 8 czerwca 2021

Czym jest "ekonomia dla Polaków"?


przedruk z komentarzem


– Jak patrzę na niektóre dane, to mnie wbija w fotel. (…) Praktycznie cokolwiek weźmiesz, to jest lepiej, niż się można było spodziewać. Nasz eksport zasuwa jak nigdy – powiedział Morawski w wywiadzie dla Gazeta.pl Next.

Jak tłumaczył, spodziewał się, że "odbicie po lockdownie będzie mocne ze względu na skalę wsparcia publicznego w krajach rozwiniętych", natomiast "siła tego odbicia w zimie w warunkach ogromnej fali epidemii była zaskakująca". Dodał, że "skala odbicia w przemyśle jest nieprawdopodobna, za chwilę to się zacznie też dziać w usługach".

Morawski zaznaczył, że przez pandemię wiele firm upadło, lecz dla wielu "trwa eldorado". Wymienił w tym kontekście firmy produkujące sprzęt AGD, komponenty do różnych urządzeń, meble i elektronikę.

Czy możemy dogonić Niemcy?

– Jesteśmy hubem przemysłowym dla całej Europy, tak samo jak Chiny są hubem przemysłowym dla świata. I jeśli na całym Zachodzie dzięki rządowym tarczom ludzie czują się w miarę bezpiecznie i nie ograniczają wydatków, jeśli w dodatku przesuwają popyt z usług na sprzęt AGD czy meble, no to tak się składa, że my te rzeczy produkujmy – powiedział.

Ekonomista oświadczył, że nie zgadza się ze stereotypowym stwierdzeniem, jakoby Polska była jedynie "montownią pralek" i tkwiła w "pułapce średniego rozwoju".

Przyznał jednocześnie, że bez własnych kompetencji i kapitału "nie dojedziemy na gospodarczy szczyt, czyli nigdy nie osiągniemy poziomu Niemiec". 

– Tylko pytanie, czy czasem nie jest tak, że obecny model rozwoju pozwala to wszystko stopniowo zdobyć – dodał.

Według niego Polska jest na dobrej drodze, żeby w przyszłości mieć swoje duże firmy, które będą sprzedawać końcowe produkty pod rodzimą marką. – Chociaż to zajmie bardzo dużo czasu – podkreślił Morawski.




"czy czasem nie jest tak..."

Czyli pan ekonomista nie wie, czy "obecny model rozwoju" pozwoli nam to stopniowo zdobywać, czy nie.

On tego nie wie i pewnie nikt wytresowany tego nie wie, bo ekonomia w krajach podbitych oparta jest na wróżeniu z fusów co ma zastępować prawdziwą wiedzę.

Nie, to wcale nie jest tak.


Tylko pytanie, czy czasami nie jest tak, że my wiemy, jak się powinno prowadzić gospodarkę i budować dobrobyt obywateli, ale tego programowo nie robimy, bo niemiecki Werwolf nam na to nie pozwala, bo przecież wtedy nie tylko byśmy niemców dogonili, ale i przegonili - i co wtedy?

Upadł by mit polniszewirszaft i inne głupotki, nie wspominając o micie mądrych niemców, którzy wszystko robią najlepiej.

Ponadto, upadł by mit, że to wszystko z ciężkiej pracy niemieckich rąk, a nie dajmy na to - z łupów drugowojennych wywiezionych z Polski.

I co wtedy?

Posypią się w końcu pozwy o odszkodowania?

Przede wszystkim chodzi o to, byśmy resztę Europy przegonili w bogactwie, a więc i możliwościach oraz wpływach tego się boją najbardziej.

Choć czasami mnie to zastanawia - czy to jest prawdziwy powód... Czy wystarczającym powodem nie jest po prostu satysfakcja ukrytego władcy tego świata..?


My udajemy tylko kapitalizm, a tymczasem jesteśmy eksploatowani przez zachód i ekonomia w Polsce dostosowana jest do potrzeb zachodu, a nie polskich obywateli.


Czym jest program Polski Ład?

Niemcy od dawna szkalują nas powiedzeniem polnisze wirszaft - czy to przypadek? 


Fundusz odbudowy?

Polski Ład? 

NIC DOBREGO! 

Sytuacja jest naprawdę poważna! 


Andrzej Sadowski

"Nie ma już czasu na projekt ustaw, trzeba działać w ciągu najbliższych tygodni, bo taka jest powaga sytuacji".










https://dorzeczy.pl/ekonomia/187477/morawski-jak-patrze-na-dane-z-polski-to-mnie-wbija-w-fotel.html?utm_source=dorzeczy.pl&utm_medium=feed&utm_campaign=rss_feed






poniedziałek, 7 czerwca 2021

Prezydent Kazachstanu uwolnił Polki?

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne


Sekretarz prasowy białoruskiej głowy państwa Natalia Eismont, odpowiadając na pytanie BiełTA, skomentowała niedawne wypowiedzi Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej o jego własnych „wysiłkach dyplomatycznych” o uwolnienie trzech przedstawicieli niezarejestrowanego Związku Polaków.


„W tej historii rzeczywiście są znaczące niespójności i dlatego należy zdjąć zasłonę tajemnicy, aby niektórzy ludzie nie przypisywali sobie zasług innych.

Pamiętacie rozmowę prezydenta Białorusi z pierwszym prezydentem Kazachstanu Nursułtanem Abiszewiczem Nazarbajewem?

Miało to miejsce w połowie kwietnia. Rozmawiano więc w tym czasie o uwolnieniu części członków Białoruskiego Związku Polaków. 

I to Nursułtan Abiszewicz poprosił o nie, po czym podjęto tę decyzję. 


Ale prezydent Białorusi nigdy z nikim nie dyskutował na ten temat w polskim (języku - notatka BelTA) ”- powiedziała Natalia Eismont.




Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew.


oryginalny tekst:



Пресс-секретарь главы белорусского государства Наталья Эйсмонт, отвечая на вопрос корреспондента БЕЛТА, прокомментировала недавние заявления Президента Польши про собственные "дипломатические усилия" для освобождения трех представителей незарегистрированного Союза поляков.

"В этой истории, действительно, остаются существенные недоговоренности, и поэтому завесу тайны нужно приоткрыть. В том числе и для того, чтобы одни люди не приписывали себе заслуги других. 

Помните разговор Президента Беларуси с первым Президентом Казахстана Нурсултаном Абишевичем Назарбаевым? 

Он состоялся в середине апреля. Так вот вопрос освобождения некоторых деятелей белорусского Союза поляков обсуждался именно тогда. 

И именно Нурсултан Абишевич за них просил, после чего было принято данное решение. 

А вот на польском (языке. - Прим. БЕЛТА) этот вопрос Президент Беларуси не обсуждал ни с кем и никогда", - заявила Наталья Эйсмонт.


https://www.belta.by/society/view/ejsmont-rasskazala-podrobnosti-osvobozhdenija-predstavitelej-sojuza-poljakov-444897-2021/




Zatrzymanie Protasewicza - panika polskich służb specjalnych.



przedruk

tłumaczenie automatyczne



Zatrzymanie Protasewicza wywołało pewną panikę wśród polskich służb specjalnych. Taką opinię wyraził polski politolog, publicysta Mateusz Piskorski w programie Panorama na białoruskim kanale telewizyjnym, informuje BelTA.

Mateusz Piskorski zauważył dość dziwny zbieg okoliczności - wieczorem w dniu aresztowania Romana Protasewicza zorganizowano pilne spotkanie kierownictwa polskich służb specjalnych.


„To rodzi bardzo logiczne pytanie, dlaczego polskie służby specjalne, w tym polski kontrwywiad, zwołują takie spotkania, dlaczego zaraz po aresztowaniu Protasewicza wpadły w pewną panikę, histerię.
Jedyną możliwą odpowiedzią jest to, że się czegoś boją, tego co może powiedzieć Protasevich w niedalekiej przyszłości. Oczywiście my w Polsce nie dowiemy się niczego na ten temat od przedstawicieli służb specjalnych, to są zamknięte, tajne operacje, nie ma szczegółów.
Uważam jednak, że obywatele polscy mają prawo wiedzieć, co robią służby specjalne tego kraju i dlaczego tak aktywnie interesują się losem obywatela Białorusi – podkreślił.

Komentując wywiad z Romanem Protasewiczem, w którym powiedziano, że polski rząd przeznaczył około 50 mln zł na Dom Białoruski w Warszawie, politolog powiedział:

„Myślę, że wielu polskich obywateli jest oburzonych, że środki budżetowe przeznaczane są na wsparcie tego rodzaju działalności.

Po wypowiedziach Romana Protasewicza należałoby przeprowadzić śledztwo, bo mówi on także o pewnych schematach korupcyjnych, jakie istnieją wśród twórców „Domu Białoruskiego”, a także daje do zrozumienia, że ​​z tych schematów mogą korzystać niektórzy polscy politycy i urzędnicy. Dlatego takie oświadczenie powinno prowadzić do wszelkiego rodzaju czynności dochodzeniowych ”.

Zdaniem eksperta, w tej sytuacji Polska jest tylko wykonawcą, a think tank znajduje się w Waszyngtonie.

„Ze względu na pewien model relacji między Warszawą, a Waszyngtonem, Polska jest zmuszona do wydawania własnych środków na te projekty, które de facto stoją w sprzeczności z jej interesami.

Warszawa nie otrzymuje nic w zamian, być może niektórzy przedstawiciele polskiej elity politycznej mają pewne przemyślenia, nadzieje co do perspektyw prywatyzacji białoruskiej gospodarki na dużą skalę, zniszczenia instytucji państwowych, wewnętrznej destabilizacji sytuacji na Białorusi” – wyjaśnił Mateusz Piskorski.



https://www.belta.by/society/view/piskorskij-zaderzhanie-protasevicha-vyzvalo-opredelennuju-paniku-u-polskih-spetssluzhb-444753-2021/



niedziela, 6 czerwca 2021

Opór wobec zombifikacji

 

przedruk, 

tłumaczenie automatyczne poprawione we własnym zakresie nadal nie oddaje niuansów wypowiedzi, dlatego poniżej tekst oryginalny 



28 maja, Mińsk

To pierwszy raz, kiedy Białoruś ma do czynienia z tak jawną, masową agresją. Stawką jest samo istnienie naszego państwa. Taką opinię w gazecie „ Republika ” wypowiedział badacz z Instytutu Filozofii Narodowej Akademii Nauk Białorusi, politolog Aleksiej Dziermant, informuje BiełTA.


„Wojna hybrydowa to kompleks operacji: informacyjno-psychologicznych, polityczno-dyplomatycznych, służb specjalnych, przygotowawczo-wojskowych mających na celu obalenie naszego rządu, zmianę ustroju państwowego i orientacji geopolitycznej kraju.

Po raz pierwszy od istnienia niepodległej Białorusi mamy do czynienia z tak otwartą, masową agresją, stawką jest samo istnienie naszego państwa.


Jeśli uda im się zrealizować swoje plany, terytorium stanie się okupowanym, a na nim będzie żyć podlegająca stałej zombifikacji pozbawiona praw ludność, bez perspektyw
na prawdziwy rozwój i przyszłość” – powiedział analityk.

Według niego Białoruś to smaczny kąsek, położony w bardzo ważnym miejscu ze strategicznego punktu widzenia.


„To skrzyżowanie dróg, pogranicze cywilizacji i narodów, dominująca wysokość.
Białoruś jest dziś jednym z głównych ograniczeń dalszej ekspansji Zachodu na Wschód. W rzeczywistości na zachodniej flance Rosji jest tylko jeden sojusznik wojskowo-polityczny - nasz kraj, jego znaczenie dla ochrony i zaopatrzenia enklawy kaliningradzkiej, kierunek na Smoleńsk i Moskwę jest niezwykle duży.

Hipotetyczna utrata Białorusi, wzorem Ukrainy, która padła ofiarą podobnej hybrydowej agresji, będzie oznaczać ogromne wydatki na obronność i bezpieczeństwo Rosji, całkowitą utratę inicjatywy strategicznej na jej zachodnich granicach” – powiedział Aleksiej Dzermant.

Jest przekonany, że Białoruś chroni dziś nie tylko siebie, ale i sojuszniczą Rosję. „Od naszej siły i odporności zależy, czy będzie realizowana zachodnia strategia okrążenia Rosji wrogimi krajami przygranicznymi, wstrzymująca jej rozwój i stosunki zewnętrzne.

Przekonują nas, że zamiast bronić własnego państwa, umacniać sojusz z Rosją, współpracować z Chinami, trzeba wybrać zachodnią drogę, która rzekomo nie ma alternatywy.

Zawsze jest alternatywa, ale trzeba o nią walczyć, coś poświęcić. Sankcje, blokady, zniesławienie przez media można przetrwać.

Nie możemy się poddać, potrzeba, aby w ostrym momencie świadomości i początku tej walki mieć wewnętrzny duchowy rdzeń i „wytrwałą wolę” .

To cechy, które wyróżniają zwycięzców, szczególnie wtedy, gdy wydaje się, że siły nie są równe, a przewaga jest po stronie wroga” – podsumował politolog.




tekst oryginalny:


"Гибридная война - это комплекс информационно-психологических, политико-дипломатических, спецслужбистских и подготовительно-военных операций, направленных на свержение нашей власти, изменение государственного строя и геополитической ориентации страны. За все время существования независимой Беларуси мы впервые сталкиваемся с такой неприкрытой, массированной агрессией. На кону стоит само существование нашего государства. Если им удастся осуществить задуманное, останется захваченная территория, на которой будет жить подвергаемое постоянному зомбированию бесправное население без каких-либо перспектив на настоящее развитие и будущее", - считает аналитик.

По его словам, Беларусь - лакомый кусок, находящийся в очень важном со стратегической точки зрения месте. "Это перекрестие путей, пограничье цивилизаций и народов, господствующая высота. Беларусь сегодня - это один из основных сдерживающих факторов дальнейшей экспансии Запада на Восток. По сути, на западном фланге у России остается только один военно-политический союзник - наша страна, ее значение для защиты и снабжения Калининградского анклава, направления на Смоленск и Москву крайне велико. Гипотетическая потеря Беларуси по примеру Украины, павшей жертвой аналогичной гибридной агрессии, будет означать для России огромные расходы на оборону и безопасность, полную утрату стратегической инициативы на своих западных рубежах", - отметил Алексей Дзермант.

Он уверен, что Беларусь сегодня защищает не только себя, но и союзную Россию. "От нашей прочности и стойкости зависит и то, реализуется ли западная стратегия окружения России враждебными лимитрофами, сдерживающими ее развитие и внешние связи. Нас пытаются убедить в том, что вместо защиты собственного государства, укрепления союза с Россией, сотрудничества с Китаем нам нужно выбрать западный путь, которому якобы нет альтернативы. Альтернатива всегда есть, но за нее нужно бороться, чем-то жертвовать. Санкции, блокаду, медийное шельмование можно пережить. Нельзя сдаваться, нужно, чтобы в острый момент осознания и начала этой борьбы у нас были внутренний духовный стержень и "длинная воля". Эти качества отличают победителей, причем тогда, когда кажется, что силы не равны и перевес на стороне противника", - подытожил политолог. 



https://www.belta.by/society/view/dzermant-belarus-vpervye-stalkivaetsja-s-takoj-agressiej-na-konu-samo-suschestvovanie-gosudarstva-443387-2021/



środa, 2 czerwca 2021

Medialny kontrwywiad

 


Orlen wykupił prasę - po 20 czy 30 latach prania mózgów i przerabiania Polaków na pulpę - gazety już niemcom nie są potrzebne?


---

Struktury, które określają siebie jako wrogie Polakom - są zorganizowane – a my nie.


Każda rzecz w państwie wymaga szczególnej uwagi i troski.


Bardzo ważne są środki masowego przekazu, jak internet, radio i telewizja.

Tam szczególnie widać starania obcych służb zgodne ze złotymi zasadami Sun Tzu.


I tam trzeba przeciwdziałać – tj. mieć zorganizowane struktury uwrażliwione za działania agenturalne i działające celowo w sferze informacyjnej.


W zasadzie – to się nazywa agentura.

Więc w zasadzie to o czym piszę nadaje się na:   po aresztowaniu sabotażystów.


Nie wystarczy po prostu oddać sferę pasjonatom, z czym mamy do czynienia w Polsce.


Każda sfera musi być zorganizowana,



To co nie jest zorganizowane, staje się polem działania obcych służb i ich sposobem oddziaływania na społeczeństwo.

Agentura zapełnia internet własnymi treściami.

Choć nie tylko – wrażliwe są ważne, a w sumie mało płatne zajęcia, jak muzealnictwo, przewodnicy wycieczkowi i wszystko co wokół tych spraw. Potrzebna jest na to odtrutka.


Jakkolwiek by to źle zabrzmiało – potrzebni są etatowi pracownicy – których zadaniem będzie uważne monitorowanie treści w mediach - pilnowanie by racja stanu nie była wykoślawiana - odkłamywanie, a przede wszystkim – zapełnianie internetu pożądanymi zgodnymi z polską racją stanu treściami.

Wydaje się, że taką robotę powinni wypełniać dziennikarze – abstrahując, że dziennikarze i publicyści często żyją w fikcji i tę fikcję jeszcze nakręcają ludziom.

Gazety w dobie wolnego rynku – a w zasadzie - w dobie ubecji - nie spełniają tych założeń.


Fora i blogi w polskim internecie powinny być zakładane przez agenturę państwa polskiego – i tam zamieszczane odpowiednie treści.

Treści nie oczywiście ze sztancy, choć i to nie byłoby złe – mając na uwadze moje obserwacje dotyczące powielania języka z różnych proniemieckich stron.



Tak, chodzi o pewną fikcję - powinni być pracownicy państwowi, którzy będą zapełniać internet właściwymi treściami – ponieważ przeciętni ludzie nie mają na to czasu lub mają na to zbyt mało czasu.

Inna rzecz – czy to normalne, że mamy taki system (nibykapitalizm), który powoduje, że ludzie tak dużo pracują, że nie mają czasu dla siebie.


Te blogi pasjonatów, które są – powstają często w ramach pracy naukowej, jako dodatkowa forma publikacji materiałów, nad którymi ktoś pracuje zawodowo.

To jest za mało w stosunku do tego, co robią u nas obcy.

Trzeba zamknąć wikipedię i stworzyć coś w zastępstwie, a co stanie się szerokim źródłem wiarygodnej informacji.

Antypolskie treści na istniejących forach, kłamliwe artykuły w wikipedii – zarchiwizować i udostępniać na zasadzie dowodów ze szczegółowym opisem fałszerstwa.

Należy popatrzeć na to co robi obca agentura i robić to w podobny sposób jak ich trolle, lecz stosując odpowiednie treści.


Poniżej przedruki z prasy białoruskiej - jak widać zaczęto tam czynić pewne zabiegi w kierunku jak wskazuję wyżej.


---


Odsłanianie podróbek to już odrębny gatunek dziennikarstwa. O tym stwierdził prezes Białoruskiego Związku Dziennikarzy Andriej Kriwoszejew na marginesie I Forum społeczności medialnej Białorusi „Mass media w dobie cyfryzacji” - dowiedział się BelTA.

„Odsłanianie podróbek to już odrębny gatunek dziennikarski, bardzo cytowany, błyskotliwy, który przyciąga publiczność.
Z drugiej strony tworzenie podróbek to też niestety gatunek, choć nie dziennikarski, a informacyjna, hybrydowa konfrontacja.

Oba gatunki istnieją, rozwijają się na Białorusi i nie możemy nie reagować na to - powiedział Andrei Krivosheev.

Według niego białoruscy dziennikarze potrzebują narzędzi, jak radzić sobie z podróbkami, jak je prawidłowo zdemaskować.

„Na przykład tak całkiem nowy kierunek, jak dziennikarstwo danych. Jest to bardzo ważne, ponieważ w tej dziedzinie człowiek wierzy w liczby. I to nie tylko w liczby w sensie nowej rzeczywistości mediów cyfrowych lub krajobrazu medialnego, ale także w liczbach, które są mu wyraźnie pokazane. To są wykresy, diagramy.

Widzieliśmy to nawet podczas incydentu z samolotem, kiedy potwierdzono całkowicie fałszywe tezy, w tym za pomocą liczb. Szczegóły potwierdziły tylko fałszywe dane "- powiedział przewodniczący Białoruskiego Związku Dziennikarzy.


----



Uczestnicy I Forum społeczności medialnej Białorusi „ Masmedia w dobie cyfryzacji” przyjęli uchwałę, informuje BiełTA.

„My, uczestnicy I Forum Społeczności Medialnej Białorusi„ Środki masowego przekazu w erze cyfryzacji ”, zauważamy, że dziś wraz z pozytywnymi zmianami, transformacja przestrzeni medialnej ma pewne negatywne konsekwencje, negatywnie wpływające na wiarygodność i obiektywizm przepływów informacji fałszywymi i otwarcie nieprawdziwymi informacjami, które dosłownie ogarnęły nasze społeczeństwo

Zawodowe dziennikarstwo traci twarz i dewaluuje się w obliczu faktu, że ekstremiści, terroryści, prowokatorzy wszelkiej maści często ubierają się na podobieństwo dziennikarza, ”mówi rezolucja.

Wydarzenia ostatnich dni wyraźnie pokazały, jak różne platformy medialne stały się integralną częścią bezprecedensowej presji na nasz kraj, zniesławienia i narastającego napięcia w naszym społeczeństwie. 

"W rzeczywistości wybuchła wielka wojna hybrydowa przeciwko Białorusi, a my, dziennikarze, jesteśmy dziś na czele. Dostrzegamy potrzebę konsolidacji profesjonalnej społeczności dziennikarskiej, aby skutecznie przeciwdziałać nowym wyzwaniom i zagrożeniom, zapewnić bezpieczeństwo informacji suwerennej Białorusi i sprawiedliwego ładu światowego, poprawa jakości życia naszego. I tutaj naszym zadaniem jest niesienie ludziom prawdy, odpieranie zmasowanych ataków przeciwników, nie pozwalanie im na spekulacje świadomością narodu i tworzą błędne postrzeganie bieżących wydarzeń, aby zapobiec rozłamowi w społeczeństwie białoruskim” – zauważają uczestnicy forum.

Ważnym czynnikiem w osiąganiu tych celów jest kształtowanie przestrzeni informacyjnej opartej na systemowej wspólnocie światopoglądowych wytycznych, lojalności wobec duchowych tradycji i wartości. 

"W kontekście współczesnej globalizacji jesteśmy zobowiązani do zachowania naszej podmiotowości, integracji ze społecznością światową w oparciu o interesy narodowe, wartości historyczne i kulturowe. Biorąc pod uwagę zmianę paradygmatu publicznego i medialnego spowodowaną szybkim rozwojem informacji i technologii komunikacyjnych, media muszą wziąć na siebie szczególną odpowiedzialność, stać się czynnikiem konsolidacji i tworzenia, wzajemnego zrozumienia i współpracy, umacniania wzajemnego szacunku i przyjaźni między krajami i narodami” – podkreśla dokument.




https://www.belta.by/society/view/krivosheev-razoblachenie-fejkov-eto-uzhe-otdelnyj-zhanr-zhurnalistiki-443257-2021/

https://www.belta.by/society/view/smi-dolzhny-vzjat-na-sebja-osobuju-otvetstvennost-uchastniki-foruma-mediasoobschestva-prinjali-443305-2021/



wtorek, 1 czerwca 2021

Wszędzie wyłażą...

 


















A kuku! 







A kuku!!














O ważności języka

 

Chwyt babiloński posłużył do zniekształcenia i zakłamania nie tylko historii ludzkości, ale przede wszystkim sposobu postrzegania RZECZYWISTOŚCI.


Polecam poniższe uwagi wzięte z opracowania, a opatrzone także moim komentarzem (w nawiasach).



Językowe podłoże podziału Europy.

Jerzy Krasuski

PRZEGLĄD ZACHODNI 1995, nr 1  



Języki słowiańskie są archaiczne i w rezultacie wybitnie syntetyczne

wszystkie języki świata rozwijają się od typu syntetycznego ku typowi analitycznemu.

w miarę przekształcania się typu syntetycznego na analityczny - co dotyczy wszystkich języków świata - końcówki zanikają.

Zanik końcówek grozi wieloznacznością.

Indoeuropejczyk odróżnia wyrazy w zdaniu po ich akcencie, a ponadto akcent ten oraz długość lub krótkość samogłoski (jeśli jest on - inaczej niż w polskim - zróżnicowany) może powodować różnicę znaczenia wyrazu, np. po rosyjsku: muka = mąka, muka — męka.





W rezultacie języki analityczne muszą być równocześnie pozycyjnymi, tzn. że na znaczenie wyrazu ma wpływ jego pozycja w zdaniu (czego nie było w łacinie i nie ma w polskim). 

Podmiot w zdaniu twierdzącym musi stać przed czasownikiem, rzeczownik jako przedmiot (dopełnienie bliższe) po czasowniku, przymiotnik przed rzeczownikiem.

Również w rosyjskim, we francuskim przymiotnik może wprawdzie stać zarówno przed, jak i po rzeczowniku, ale pozycja ta często wpływa na znaczenie tego przymiotnika, np. un homme brave — dzielny człowiek, un brave homme = porządny człowiek.

Natomiast w niemieckim, który nie jest jeszcze językiem analityczno-pozycyjnym, obowiązek stawiania czasownika na miejscu drugim w zdaniu głównym, a na miejscu ostatnim w zdaniu podrzędnym jest tylko stylistyczną manierą, której pogwałcenie nie zmienia znaczenia zdania.







Innym niebezpieczeństwem wynikającym z zaniku końcówek i skracania wyrazów w angielskim i francuskim jest mnożenie się homonimów, czyli wyrazów o identycznym brzmieniu, ale różnej pisowni i znaczeniu

(np. we francuskim mer= morze, mere— matka). 

Utrudnia to słuchowe rozumienie tych języków. 

Mnożenie się wyrazów jednosylabowych i homonimów upodabnia angielski do chińskiego, który radzi sobie z wieloznacznością wyrazów przy pomocy tonów - zresztą mało skutecznie, gdyż z niewytłumaczalnych powodów nie wykorzystuje wszystkich możliwości tkwiących w jego tonalnym charakterze. Inne strukturalne podobieństwo angielskiego do chińskiego polega na izolacyjności obu tych języków.






Oprócz homonimów występują w angielskim (ale nie we francuskim) homogramy, czyli wyrazy pisane jednakowo, ale mające różne znaczenia i różnie wymawiane, 

np. lead, który to wyraz wymówiony „led” znaczy „ołów”, a wymówiony „liid” znaczy „prowadź” lub „prowadźcie”. 


Plaga homonimów i homogramów niweluje walory języka angielskiego, wynikające z jego wysokiej analityczności.


Język angielski [...] cierpi na przerost słownictwa. Utrudnia to jego uczenie się. 

Z drugiej strony dodatnią stroną tej obfitości słownictwa jest bogactwo synonimów i wyrazów bliskoznacznych, pod którym to względem żaden język nie może iść z angielskim w zawody

 [zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - pole do nadużyć i zagmatwanie komunikacji - MS]

 (np. deep - profound, frank - sincere).



Nie mniej istotna wydaje się struktura gramatyczno-logiczna:  porównując języki germańskie i romańskie ze słowiańskimi uderza wielka różnica w słownictwie oraz strukturze gramatycznej, dowodząca, że Słowianie sformowali się w wielkim oddaleniu od reszty ludów indoeuropejskich.


[czyli, że język Słowian był najkrócej narażony na celowe zniekształcenia - wynika to z celowej - założonej przez Stwórcę? - izolacji Lachów, czyli Hyperborejczyków, czyli Polaków (PoLachów)  i ich pochodnych, które jednak zatraciły tę izolacyjność rozchodząc się po Europie i stanowią dzisiaj osobne tzw. nacje -  Słowacy, Łużyczanie,  prawdopodobnie Grecy, itd. łącznie z odseparowanymi w ostatnim stuleciu Ukraińcami, ale także Germanie ponoć mówiący j. słowiańskim - jak twierdzą internety wg zapisów cesarza Porfirogenety - MS]    


Dominacja kategorii aspektu dokonania lub niedokonania czynności jest w językach słowiańskich tak wielka, że uniemożliwiła wytworzenie się bogatszego systemu stopniowania czasów gramatycznych.

[chodzi o przywiązanie do jednoznaczności, czyli do prawdy? - MS]


Niewątpliwą wadą języków germańskich w porównaniu z romańskimi i słowiańskimi jest brak kategorii aspektu dokonania lub niedokonania. Dotyczy to całkowicie języka niemieckiego...

[zamiana jednoznaczności na wieloznaczność - gmatwanie komunikacji - MS]


Czy to na skutek niezrozumienia struktury logiczno-gramatycznej języków słowiańskich, czy to w poczuciu wadliwości języków germańskich, językoznawcy niemieccy często mieszają problem aspektu dokonania lub niedokonania z problemem tzw. rodzajów czynności (Aktionsarteń). 

Rzeczywiście rozróżnianie tzw. rodzajów czynności jest w językach słowiańskich wyjątkowo częste, np. rozbijać - porozbijać - narozbijać.





Przyjmuje się, że w języku praindoeuropejskim musiała istnieć głoska, która następnie przekształciła się z jednej strony w k (u Germanów przeszła w h wskutek omówionej niżej przesuwki germańskiej), z drugiej strony zaś w s. 

W rezultacie wspólny Słowianom wyraz „sto” znaczył po łacinie kentum, podczas gdy w języku indoirańskim satem', podobnie dziesięć znaczyło po łacinie dekem, po grecku deka, podczas gdy w języku indoirańskim dasa, po czesku deset, po rosyjsku djesiat'. Ta sama prawidłowość doprowadziła do tego, że pierwotne łacińskie k przeszło w c (centum), następnie zaś w c (po włosku centó) i wreszcie w s (po francusku cent).

Szczególnym problemem jest wyraz „ojciec”, który różni Słowian od wszystkich pozostałych Indoeuropejczyków włączając w to najbliżej z nimi skądinąd spokrewnionych Bałtów; po litewsku bowiem ojciec znaczy tevas, a więc również inaczej niż we wszystkich pozostałych językach indoeuropejskich. 

Natomiast określenia matki, brata, siostry, syna i córki są u Słowian praindoeuropejskie, co wskazuje na ich - i Bałtów - przynależność do tej wspólnoty w okresie matriarchatu, przed ustanowieniem patriarchatu. Później związek Bałtów i Słowian z pozostałymi Indoeuropeczykami musiał się na dłuższy czas zerwać.

[albo świadczy to o tym, że Stwórca najdłużej przebywał wśród Słowian, słowo "ojciec" wiązałbym z nim personalnie, w innych językach istnienie jego osoby zostało szczególnie zamazane poprzez zbabilozowanie pojęcia ojciec  - otwiera się pole do domysłów - MS]


----

Dodatkowe ciekawostki.


Pod względem fonetycznym języki słowiańskie odznaczają się przewagą spółgłosek nad samogłoskami. Niestety piękno brzmienia danego języka zależy od proporcji samogłosek, zwłaszcza samogłosek jasnych. Niezrównane piękno języka włoskiego wynika właśnie z bardziej wysokiej proporcji samogłosek, w tym z samogłoskowego wygłosu (głoski ostatniej) wyrazów.



Między językami germańskimi, a greką i łaciną istnieje bliższe pokrewieństwo fonetyczne, utajone wskutek tzw. germańskiej przesuwki spółgłoskowej. Nazwa „przesuwka” wzięła się stąd, że słownictwo greckie i łacińskie przyjęto za bardziej zbliżone do stanu praindoeuropejskiego i uznano, że w języku starogermańskim nastąpiła przesuwka w stosunku do tego stanu pierwotnego. 

Przesuwka germańska polegała na tym, że: 

1) istniejące w grece i łacinie spółgłoski b, d, g pojawiły się u Germanów w postaci ich bezdźwięcznych odpowiedników p, t, k; 

2) natomiast greckie i łacińskie p, t, k (nigdy sp, st, sk) pojawiły się u Germanów I jako f, bezdźwięczne th (jak w angielskim wyrazie thing), h; 

3) jeśli jednak sylaba poprzedzająca f, th, h, nie była akcentowana, to f stało się dźwięczne przechodząc w v, najczęściej zaś w b; th zaczęło brzmieć tak jak w angielskim wyrazie the, a najczęściej przeszło w d; h przeszło w g. 

W taki właśnie sposób łaciński pater pojawił się w niemieckim jako Vater (v czytane jak f), ponieważ p przeszło w f zgodnie z zasadą wyrażoną w punkcie 2. 

Dźwięczne brzmienie th w angielskim wyrazie father nie jest sprzeczne z punktem 3, ponieważ, jak o tym świadczy grecki pateer, w języku praindoeuropejskim spółgłoski t nie poprzedzała tu sylaba akcentowana. Father jest formą pierwotniejszą od niemieckiego Vater, który powstał w wyniku drugiej, tzw. wysokoniemieckiej przesuwki w latach 500 -1500. 


JĘZYKI GERMAŃSKIE I SŁOWIAŃSKIE

Istnieje wielka liczba wyrazów bardzo dawnych, wspólnych Germanom i Słowianom, i to mających znaczenie elementarne jak chleb (niemiecki Laib), mleko (Milch), ludzie (gocki liut, niemieccy Leute, polski Jud”, czeski lid). 

Dowodzi to, że albo oba te ludy pochodzą ze wspólnego pnia w ramach wielkiej rodziny indoeuropejskiej [patrz: Porfirogeneta jw. - MS] , albo że Słowianie ekspandując na zachód znad średniego Dniepru przejęli od Germanów znaczną część podstawowego słownictwa - co jest bardziej prawdopodobne zważywszy na fakt, że Słowianie nie znali drzewa buk, rosnącego na zachód od linii Królewiec - Krym, i w rezultacie jego nazwę przejęli od Germanów (po niemiecku Buche).

[mogli słowo buk wziąć od Germanów, ale to wcale nie zaprzecza tezie o Porfirogenecie - MS]

Podobieństwa wyrazów germańskich i słowiańskich są nieraz utajone wskutek charakterystycznej dla Słowian metatezy czyli przestawki głosek w pierwszej sylabie wyrazów pochodzenia germańskiego, w którym występuje samogłoska i jedna z pokrewnych sobie (jak to wiedzą dzieci!) spółgłosek zwartoszczelinowych l lub r .


W rezultacie na przykład:

niemiecka Arbeit - to po rosyjsku rabota, po polsku robota;   [A i r zamieniły się miejscami - rabeit - MS]

Berg (góra) - to czeski bfeh, 

po polsku brzeg, po rosyjsku zaś bjerieg 

zgodnie ze wschodniosłowiańskim prawem pełnogłosu (po niemiecku Voll-Lautung), czyli wokalizacji w nagłosie (w pierwszej sylabie) za pomocą samogłosek e lub o zbitek spółgłoskowych zawierających 1 lub r;

Birke - czeska bfiza (brzoza), po rosyjsku na mocy prawa pełnogłosu bjerioza, drzewo tak rzucające się w oczy, że również po litewsku nazywa się podobnie: berźas; 

duński gaard, po angielsku yard czyli miejsce ogrodzone - to gród (i ogród),  wschodniosłowiański gorod (miasto) na Północy i horod na Południu;

Milch to mleko, po rosyjsku pełnogłosowe moloko 

szwedzkie valde i niemieckie Walten (władanie) - to władza, po czesku vlada (rząd) itd. 

Pomijam późniejszy ogromny wpływ języka niemieckiego na języki słowiańskie. 

Natomiast Niemcy przejęli od Słowian tylko cztery ważniejsze wyrazy: Stieglitz (szczygieł), Zeisig (czyżyk), Quark (twaróg) oraz Grenze (granica); 

ten ostatni wyraz pisano do połowy XIX w. Granze, przez co jego pochodzenie od „granicy” było jeszcze bardziej widoczne.



O Niemcach.


Naród niemiecki jako jednostka językowa ukształtował się późno: dopiero w wiekach XV (nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego została użyta po raz pierwszy w 1486 r.) - XVII, w czym ogromną rolę odegrał Marcin Luter. 

Pierwotnie obszar Niemiec zamieszkiwały plemiona germańskie będące jednostkami etniczno-językowymi, po niemiecku Gross-Stamme. Resztki tego podziału zachowały się po dzień dzisiejszy, zwłaszcza w postaci plemion Bawarów, Sasów i Szwabów. 

Jeszcze konstytucja weimarska Rzeszy Niemieckiej z 11 sierpnia 1919 r. mówiła o „narodzie niemieckim jednolitym w swoich plemionach” (das deutsche Volk einig in seinen Stammeń).

Podstawowy podział językowy przebiegał w Niemczech między Południem, gdzie dokonała się tzw. druga, wysokoniemiecka, przesuwka spółgłoskowa, a Północą czyli Niemcami Dolnymi.

[dwie fale zmian wchodzące od południa? - trzeba jeszcze uwzględnić zmiany związane z rozchodzeniem się Słowian (stopniową izolacją) i charakterystyką danej grupy - wpływ poszczególnych jednostek na sposób mówienia itd. - MS]

Dopiero w XVII w. język dolnoniemiecki przestał być w Niemczech odrębnym językiem literackim: ostatnie tłumaczenie Biblii Lutra na ten język ukazało się w 1621 r. w Goslarze. 

Należy podkreślić, że nazywanie obu języków: dolnoniemieckiego i wysokoniemieckiego niemieckimi wynika wyłącznie z powodów politycznych, a nie językoznawczych, gdyż są to do dziś dwa różne języki, które mogą zajmować równorzędne stanowisko w rodzinie języków germańskich. 



Dialekty języka dolnoniemieckiego

Język dolnoniemiecki, język dolnosaksoński - grupa dialektów germańskich obecnie coraz częściej i powszechniej traktowana jako język odrębny od języka niemieckiego. Od dialektów wysokoniemieckich odróżnia go przede wszystkim brak wystąpienia drugiej przesuwki spółgłoskowej.


Język dolnoniemiecki, zepchnięty z pozycji języka literackiego w samych Niemczech przez luteranizm, zachował się w Niderlandach: w kalwińskiej Holandii oraz we Flandrii, których przynależność do Niemiec zakończyła się faktycznie w 1556 r. z chwilą ich przekazania hiszpańskiej linii Habsburgów, prawnie zaś dopiero na mocy Pokoju Westfalskiego 1648 r. 


I tu spora dygresja - z wikipedii kłamliwej:

Mimo fundamentalnych odrębności od standardowej niemiecczyzny, od czasów powstania niemieckiej dialektologii, język dolnoniemiecki traktowany bywa jako grupa dialektów w ramach jednego wspólnego języka niemieckiego, który obecnie w dobie ... utożsamiany jest raczej z językiem wysokoniemieckim. Łączenie obu tych języków w jedną całość ma częściej wymiar polityczny i kulturowy niż językoznawczy.

Język dolnoniemiecki często bywa nazywany językiem dolnosaksońskim, tak jak jego zachodnie dialekty. Jest to spowodowane tym, że wschodnie dialekty dolnoniemieckie i tak wywodzą się z dolnosaksońskich. 

Język dolnosaksoński w wyniku ekspansji drastycznie zwiększył swój obszar najpierw do całych północnych Niemiec, a później także i północnej Polski. 

To wszystko spowodowało wymarcie najpierw dialektów połabskich, a potem wszystkich słowiańskich gwar pomorskich (z wyjątkiem kaszubszczyzny i gwary słowińskiej) oraz języka pruskiego. W ten sposób powstały dialekty: meklembursko-przedniopomorski, północnomarchijski i dolnopruski.

Nazwę język dolnosaksoński preferują językoznawcy holenderscy, często włączający ten język (a przynajmniej jego holenderską część) do języka niderlandzkiego. 

Wynika to z faktu, że przez sąsiedztwo z językiem Holandii język dolnoniemiecki używany w tym kraju nabrał wiele cech typowych dla języków dolnofrankońskich. Może to również wynikać z chęci podkreślenia odrębności od języka niemieckiego i pokazania, iż język dolnoniemiecki jest bliższy dialektom dolnofrankońskim niż wysokoniemieckim. W Holandii unika się również stosowania umlautów, a cała ortografia dolnoniemiecka oparta na ortografii języka niemieckiego została zastąpiona ortografią języka niderlandzkiego.

W szerszym znaczeniu do dolnoniemieckiego mogą być zaliczone dialekty dolnofrankońskie[2][3], a nawet języki anglo-fryzyjskie, co znaczy, że wszystkie dialekty zachodniogermańskie dzieli się na dolnoniemieckie i wysokoniemieckie[4]. Często jednak przeciwstawia się dolnofrankoński dolnoniemieckiemu utożsamionemu z szeroko rozumianym dolnosaksońskim. Większość językoznawców nie zalicza jednak np. języka angielskiego do dolnoniemieckich.

Ethnologue wyróżnia podgrupę dolnosaksońsko-dolnofrankońską i nie wspomina o dolnoniemieckim.

Język dolnoniemiecki różni się od (wysoko)niemieckiego między innymi tym, że nie zaszedł w nim proces zwany drugą przesuwką spółgłoskową. Łączy go to z językami skandynawskimi (duński, szwedzki, norweski, islandzki, farerski), a także z fryzyjskim i angielskim. Granicę zasięgu tej przemiany, oddzielającą dolnoniemiecki od wysokoniemieckiego, stanowi linia benracka.

Również słownictwo i gramatyka odróżnia dolnoniemiecki od niemieckiego, np. w dolnoniemieckim istnieją tylko trzy przypadki (Nominativ, Genetiv, Objektiv).

Typowy dla dolnoniemieckiego jest także brak przedrostka ge- w tworzeniu Partizipu


Mnogość nazw zaciemnia obraz - tak samo w przypadku nazewnictwa kultur odkrywanych przez archeologów. 

Gdybyśmy zamiast nazwy dolnoniemiecki stosowali nazwę dolnosaksoński, albo - jeszcze lepiej - niderlandzki, a potem pogrzebali trochę przy wysokoniemieckim, to okazałoby się, że żadnych Niemców nigdy nie było - to wymyślona nacja przerobiona ze Słowian zachodnich dawno temu wyszłych z Hyperborei w dzisiejszej Polsce.

Przeróbka motywowana politycznie - stwarzanie odrębności językowej i kulturowej by mieć paliwo do napędzania konfliktów i pretekstu do napaści na sąsiadujących obok Słowian - MS



Oprócz tego podstawowego podziału językowego Niemców na dolnych i górnych („wysokich”) istnieją w obrębie tych dwóch grup mniejsze jednostki dialektalno-plemienne, z tym, że dialektami dolnoniemieckimi (z których najważniejszy jest dolnosaski zwany plattdeutsch) mówią dziś już tylko ludzie prości, natomiast dialektami wysokoniemieckimi (z których najważniejszymi są austriacki, bawarski, saski i szwabski) mówią również ludzie wykształceni. Niemcy mówiący dialektami w czystej postaci tylko z trudem mogą się dokładnie porozumieć.



I dalej Krasuski o Polakach:


Trudno zrozumieć, dlaczego ambicją historyków i językoznawców polskich jest znalezienie podobnego podziału dialektalno-plemiennego wśród Polaków.

[próba zakrycia faktu, że wszyscy pochodzimy z izolowanej Hyperborei - MS]


Źródła nie przekazały żadnych informacji o istnieniu podziału Polaków na plemiona w Średniowieczu w znaczeniu Gross-Stamme. 

Tylko ruski Nestor z początku XII w., rozpisując się obficie o podziale plemiennym Słowian wschodnich, podaje, że „Lachy” dzielą się na Polan, Mazowszan, Pomorzan i Lutyków. Z tej listy ani Lutyków ani Pomorzan do Polaków zaliczyć nie można. 

O plemiennym podłożu zagadkowego podziału na Wielkopolskę (wspomnianą po raz pierwszy w 1242 r.) i Małopolskę (zaświadczoną po raz pierwszy dla 1412 r., ale nazywaną systematycznie dopiero od 1493 r.!) nie wspomina żadne źródło. 

Drobne „plemiona”, zwłaszcza na Śląsku, które wspomina Geograf Bawarski około 845 r. i dokument cesarza Henryka IV z 1086 r. o granicach diecezji praskiej, były oczywiście organizacjami polityczno-terytorialnymi. 

Znaczenie tych „plemion” oraz ich pomnożenie było następnie skutkiem rozbicia feudalnego po 1138 r. Taka była geneza „plemion” typu Kujawianie, Łęczyczanie, Sieradzanie itd. 

Zresztą i obecnie mieszkaniec Sieradza nazywa się słusznie Sieradzaninem. O książętach plemiennych nie ma w źródłach ani słowa; od chwili wymarcia Piastów tytułu książęcego w rdzennej Polsce nie było.


Jeśli wybitny kronikarz niemiecki Otto biskup Freisingu (zm. 1158 r.) nie wahał się stwierdzić, że Sasi mówią innym językiem niż Bawarowie, to

żadne źródło o różnicach językowych między Polakami nie wspomina

(a na pewno wspomniałby Długosz, który lubował się w krytykowaniu Polaków).

Przypuszczalnie w Średniowieczu Polacy mówili nieco różnie w różnych okolicach, ale te różnice nie tworzyły dialektów obejmujących większe zwarte obszary. 

Sytuacja była podobna do tej, jaka panowała na przykład w Słowacji jeszcze w XIX w., a na Białorusi jeszcze około 1920 r., zanim tam i tu zdecydowano się podnieść jeden dialekt do rangi języka ogólnonarodowego. 


W Polsce, w wyniku ekspansji wschodniej, wytworzył się i przetrwał mniej lub bardziej aż do II wojny światowej dialekt wschodni, ale nie różnił się on zbytnio od reszty (głównie wymową spółgłosek h, 1, ł), a co więcej, prawie cała literatura polska jest dziełem ludzi Wschodu: od Mikołaja Reja z Nagłowic, który urodził się nad Dniestrem w Żurawnie koło Halicza, przez Mickiewicza i Słowackiego aż po Jarosława Iwaszkiewicza. Jak więc w tej sytuacji mogło się zachować w języku literackim obce zupełnie Wschodowi mazurzenie!


Polacy byli więc w istocie jednym plemieniem, które by można określić niemieckim terminem Grofi-Stamm. 

Różnice między takimi „etnicznymi” plemionami niemieckimi są raczej porównywalne z różnicami między Czechami, Morawianami, Polakami i Słowakami, a i tu można wątpić, czy w Średniowieczu różnice językowe między nimi były aż tak wielkie jak te, jakie dzieliły plemiona dolno- i wysokoniemieckie. [punkt dla mnie - MS]


Nic nie wiadomo o tym, jakoby czescy kaznodzieje husyccy w XV w. byli w Polsce nierozumiani.

Różnice pogłębiły się głównie wskutek tego, że po wojnach husyckich i ostatecznej klęsce w Wojnie Trzydziestoletniej język czeski zatrzymał się w rozwoju, stał się archaiczny, gdyż odtąd mówili nim aż do połowy XIX w. już tylko konserwatywni językowo chłopi. 

Niestety oddzielenie górami spowodowało, że nie powstało państwo obejmujące blisko spokrewnionych Czechów, Morawian, Polaków i Słowaków.

[znowu punkt dla mnie - sięgając do genezy skąd oni się tam wzięli za górami - te nacje powstały po wyjściu z Polski i zasiedleniu tych terenów, a różnice między nami zdeterminowały min.: charakterystyka danej grupy, czas izolacji, a więc odległość i trudy podróży od-do źródła tj. Hyperborei oraz wpływy zewnętrzne, w tym celowe działania sitwy (lub SkyNetu...), która obecnie rządzi światem - MS]




http://www.archiwumpz.iz.poznan.pl/Content/7608/C_II_472-C_II_473BP-1995_1-05.pdf



https://en.wikipedia.org/wiki/Low_German

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://en.wikipedia.org/wiki/High_German_languages

https://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_niemiecki

https://jezyki.fandom.com/wiki/J%C4%99zyk_dolnoniemiecki

https://www.techpedia.pl/index.php?str=tp&no=16439




Słowianie

 

Znalezione w internetach


Germańskie pochodzenie „słowiańskich” języków


dobrowoj 22.08.07, 16:14


O północno-germańskim pochodzeniu języka Słoweńców, którzy dopiero w 20 wieku
swoje pismo (Schriftsprache) opracowali, pisał w 1967 roku F. Jeza.
Prawdopodobnie pokrewieństwo między Słoweńskim a starym językiem
północno-germańskim, podczas rozwoju tego pierwszego, systematycznie zaciarano
zmieniajęc nie do poznania.

„W pracy -Skandinavski izvor Slovencev- (Skandynawskie pochodzenie Słoweńców)
F. Jeza, na podstawie własnych etymologicznych i ludoznawczych badań, oraz
krytycznych porównań historycznych źródeł, które często (specjalnie)
przedstawiane są tendencyjnie, próbując ukryć ten podstawowy fakt, że
Słoweński naród jest resztką Wandalów których praojczyzną była Skandynawia
(Środkowa Szwecja i Południowo-Zachodnia Norwegia). Dowodzą tego, między
innymi, tysiące staro nordyckich słów i wyrażeń w Słoweńskim języku, w których
końcowe zgłoski na ogół są zniekształcone, względnie zostały dopasowane do
językowych właściwości wschodnio-europejskiego obszaru językowego. Kilka
przykładów: apa - opica (małpa), bunke - bunketi (wymłócić), butt - burniti
(potrącić), dromme - dramati (marzyć), gnata - gnati (treiben), skada - skoda
( szkoda), grabba - grabiti - (grabić, albo chciwie zagarniać ), hira -
hirati (dahinsiechen), kopa - kupiti (kupić), torg - trg (targ), tacka -
tahtati (bruten); udda - udGlied, vingaard - vinograd (Weingarten) i t.d.

Korzenie wielu słoweńskich słów nordyckiego pochodzenia zostały zmienione też
przez Cyryla i Metodego. I tak przykładowo z soerr - powstało res ( prawda),
melk - mleko, berg - breg (góra), Valdari - vladar (władca, mylnar - mlinar
(Młynarz) i t.d. Sporo słów to interesujące nowe twory językowe, względnie
zestawione krótkie nordyckie wyrazy, jak słoweńskie słowo mesto (miasto),
które z całą pewnością jest zestawieniem (szwedzkiego) słowa mass ( Messe,
Markt) i taag (dzień), czy też to słowo leto (rok), które prawdopodobnie
pochodzi ze szwedzkiego wyrażenia leett aar ( leichtes Jahr - lekki rok). W
słoweńskim języku mówi się jeszcze ciągle „lehka noc!” zamiast „dobrej nocy!”

Autor tej relacji wyprowadza tą ludową nazwę „Slovenci” (Słoweniec) ze staro
nordyckiej nazwy solvende, Solvendsk, co oznacza, „zwrócony ku słońcu”. Opiera
się on prawdopodobnie na tej starej drodze handlowej, albo grabieżczych
ekspedycji, które na przestrzeni stuleci prowadziły przez Bałtyk, albo
czcicieli słońca w okresie brązu. Nazwa Słoweniec sprawiała jego językoznawcom
sporo kłopotu. W rzeczywistości jego znaczenie jest bardzo proste: ze Solvend
otrzymamy, po zastosowaniu zwykłej metody oraz częstym zanikaniu ostatniej
głoski, wyraz SLOWEN. To wyrażenie SLAV nie ma z tym co wyżej nic wspólnego.
Powstało ze staro nordyckiego słowa sör-av (sör - Süd, av - aus). Tak zwali
prawdopodobnie starzy Skandynawowie wszystkich mieszkańców na południe od
Bałtyku, też niemieckie plemiona (sör-av, söl-av, söy-av, svev i z tego po
łacinie suavi albo suevi i niemieckie Schwabe), podczas kiedy powstanie
imienia Slov według wszelkiego prawdopodobieństwa przebiegał tak: sör-av,
söl-av, slav.

Przymiotniki svensk (szwedzki) i slovenski (słoweński) są jednakowego
pochodzenia i w tych słowiańskich dialektach które używane są w Kärnten gdzie
mówi się dzisiaj jeszcze sovenji albo sovenski zamiast slovenski. Obszernie
pisze też autor tego szkicu o skandynawsko- słoweńskiej prareligii, z której
sporo ku powszechnemu zdziwieniu się ostało.

I tak, dla przykładu, dużo wyrażeń jak „Rindskopfmaske” („korant” - aus
Kor-aan) i liczne kościoły stawiane na wzgórzach na których już wcześniej
stały miejsca kultowe, poświęcone Bogu KOR. Ze słowa „koranti” pochodzi też
prawdopodobnie nazwa KARENTANIEN. Korenti nazywają się byli słoweńscy
bojownicy w czasie kiedy dzisiejszy słoweński obszar włącznie z Kärnten
znajdował się pod zaborem. Te tak kontrowersyjne nazwy kosezi (Edlinger) i
zupani (starszy wioski) pochodzą ze staro nordyckiego (czasownik) kostr (
wybierać) i sopa (sameln, versameln). Kosez ( z „kosing” był wyborcą a knaz
( król, książę) tym wybieranym.

W Słowenii zachowały się też w prawie niezmienionym stanie setki albo tysiące
przydomków z wczesno-nordyckiego okresu, które pojawiają się też w
skaldowskich poematach, jak dla przykładu: Bumer ( Homerr), Auda, Šorli,
Škerlag, Kvader (Kvaeda) i t.d. Duża liczba przydomków kończy się na zgłosce
šek (schek), która jest niczym innym jak staro nordyckim słowem skagg (
mężczyzna, gospodarz, wolny), kilka przykładów: Skrbinštek, Turnštek, Kolšek,
Videnšek,Gubenšek, Ugovšek i t.d. Tej końcówki zgłoski „šek” (schek) nie można
za pomocą Słoweńskiej gramatyki wyjaśnić. W tej pracy znajduje się sporo
innych dowodów potwierdzających skandynawskie, względnie wandalskie
pochodzenie Słoweńców, wymieniając najważniejsze: mitologia, ludowa poezja,
chłopska twórczość, ludoznawstwo i t. p. Należ się liczyć z tym, że mniej
więcej 20,000 do 30,000 tyś. słów, które nie brzmiały wystarczająco wyraźnie
po „słowiańsku” przez językoznawców poprzednich generacji, zwolenników
panslawizmu, nie zostało do słoweńskiego języka zaliczone. Zastąpiono je
zapożyczonymi wyrazami w większości rosyjskimi i kroackimi. Jest wielce
prawdopodobne, iż większość tych wyeliminowanych przez panslawistów wyrazów
pochodziło ze staro nordyckiego słownika.”

Północno germańskie pochodzenie „Słowian” = Wschodnich Wandalów, uwidacznia
się też w ich Sagach (H. Jänichen 1938). Przez pierwszych „Polskich” i
„Czeskich” kronikarzy wspominana jest jednakowo zwana postać, Krak, z której
wywodzą się książęce rody Piastów i Przemyślidów. (Te dwa nazwiska (rzekome
„słowiańskie”rody) pojawiły się dopiero pod koniec 16 wieku i są klasycznym
dowodem skręconej i skręcanej do dzisiaj historii. Synowie Kraka utrzymywali
ścisłe związki z tymi Haddingjar, którzy pochodzą z Ringerika w Norwegii
niedaleko Oslo. W tych zachodnio-wandalskich domach królewskich, owych
Hasdingen, którzy wywodzy się też z Ringerika z południowo-zachodniej Norwegii
i występują w Sagach, spotykamy dwóch braci, synów Kraka, w charakterze
podwójnych królów, historycznie udowodnionych. Ta nazwa (imię) Krak występuje
również u zachodnich Wandalów, oraz pod nazwą Cruco u książąt Obodryckich
oraz w historii Przemyślidów. To, że praktycznie wszystkie przekazane przez
kronikarzy „słowiańskie” nazwy osób i dużo nazw miejscowości można
etymologicznie - bez względu na czas - w staro wysokoniemieckim „wyjaśnić”,
wskazuje również na bliskie pokrewieństwo tej Lingua Sclavinia, tego
„słowiańskiego” języka Wschodnich Wandalów, z tymi północno i zachodnio
germańskimi (H. Schlifkowitz 1988,1089, 1990.)

To bliskie pokrewieństwo, na przykład, dzisiejszych Czechów i Niemców, oraz
między Staro wysokoniemieckim i Szwedzkim, uwidacznia się w całym szeregu
wspólnych tematów wyrazów („Wortstämme“, języka (języków?) które muszą być
bardzo stare i w żadnym wypadku przejęte dopiero po „przybyciu” (Germanów) do
Böhmen, na przykład przez przejęte nazwy zwierzęce i roślinne, przez
rzeczowniki o kulturowym znaczeniu, aż do podobnej i wyższej formy rozwoju.

Także w imionach osób u Wschodnich Wandalów występuje bliskie pokrewieństwo z
północnymi i zachodnimi Germanami, których w żadnym wypadku nie należy łączyć
z wcześniejszym podziałem grupy Satem - przed językami Centum - owych
Indogermanów .

Należy też zwrócić uwagę na dużą ilość przekazanych przez kronikarzy
książęcych imion, które przemawiają za bliskim pokrewieństwem z książęcymi
germańskimi rodami, ale i bez tego pokrewieństwa duża ilość imion jest
identyczna z tymi wywodzącymi się z północnej i zachodniej Germanii. W liście
fundacyjnym Tassilo III, z roku 777 dla Kremsmünster czytamy:

Przekazuję wam tych Dekania (wolni początkowo osiedleńcy ,- ‘Wehrbauern’ ), ponad tymi ‘Sclavis’.... którzy nazywaję się Tulip i Sparunga...”, w  „Placitum von Puchenau 827” ( to znaczy, chodziło o ustalenie stałej granicy w drodze obustronnej umowy w Buchenau koło Linc’u): „A więc zapytał się Graf Wilhelm.... starych ludzi z Baiern (Bawarii) oraz tych Sclauanii’s, gdzie faktycznie ta granica przebiega.... Wymienieni Sclauanii byli obecni: Altmar, Otperht, Azzo, Otuni, Cozperht, Adaluuert, Uro, Aliuuih, Cozalt, Alprih, Corafried, Eraicho, Tutti, Fritilo, Oaio, Sigiuolc, Laraheri, Adelker, Salacrim, Toto, Hradpehrt, Drudolt, Aaron”. W fundacji króla Arnulf’a 888 dla Kremsmünster stoi: „....to są te trzy „Königshuben”, w hrabstwie Arbos, gdzie wcześniej dwóch Sclavi’s  o nazwisku Watman i Saxo innehaten”. (wszystkie miejsca: O. Kronsteiner 1978 str. 214). W dokumentach zostali imiennie wymienieni ci którzy conajmniej należeli do wolnych. Natomiast Wartman i Saxo,  byli szlachcicami co wynika z wielkości majątku.

 Należy w tym miejscu zwrócić uwagę na te „Laubuser” dokumenty z przed roku 1173, to znaczy przed  rozpoczęciem tak zwanego „wschodniego osadnictwa”,  w którym zaszeregowanie Germanów do Burgundów, Wschodnich Wandalów albo Zachodnic, nie jest jeszcze całkowicie wyjaśnone. (W. Steller I,1973,str. 208f).

Krytyczne przeprowadzenie badań powstawania języków metodą porównawczą na obszarze północno-germańskim,zachodnio i południowo germańskim oraz „słowiańskim”, powinno wyjaśnić (tym razem definitywnie, i skończyć z tym cyrkiem,- T.v.R.) kiedy w końcu  te „słowiańskie” języki i Czeski język powstały i w specjalnym działaniu się z różnicowały.

 

Podsumowanie.

 

1. Ten reprezentowany  przez Wolff’a, Steller’a i innych pogląd jest fałszywy,

ponieważ „Słowianie”, na podstawie źródeł, byli Wschodnimi Germanami. Po tym przymusowam przejęciu kościelnego języka (Glagolica), który był (język) tworem sztucznym,- wymyślonym dla potrzeb stricte religijnych i „wyczarowanym” z kapelusza przez tego cwaniak Metodego, wypłynęli na powierzchnię „Słowianie”. W żadnych żródłach, z wyjątkiem tego narzuconego kościelnego języka, nie istnieją wystarczające dowody potwierdzające przymusowe „nawrócenie” tych starych Wschodnich Germanówn na Rosjan, Polaków, Czechów, a  wcześniej na Waregów (Kijów) i innych „Słowian”. Szereg  źródeł pisze jednak o wymyślonym przez Metodego cyrylickim alfabecie. Na podstawie licznych żródeł można udowodnić, że ten hochsztapler Metody wygłaszał kazania i odprawiał msze w Lingua Sclavinia. Poza tym jest na podstawie źródeł udowodniona identyczność tego Lingua Sclavinia z Wschodnio -Wandalskim,  Staropolskim i Wendowskim.

2. Zaliczanie tych „słowiańskich” języków do indogermańskiej grupy (Satem), prowadzi do sprzecznośći. Ten rzekomy rozdźwięk  (obcość) tych „słowiańskich” i germańskich  języków, według Trautmann’a,  nastąpił między „Słowianami” i Germanami w 1000-nym roku starej ery. Brakuje jednak obcych wyrazów z okresu przesówki spółgłosek w pragermańskim przed rokiem 500-nym star. Ery. Te obce wyrazy są ale według Steinber-Petersen owiele młodsze i są dopiero po odłączeniu się Gotów i zaczęciu ich własnej karioery przejęte, a więc po wylądowaniu Gotąw w ujściu Wisły około 200 roku starej ery. Wszystkie obce wyrazy z tej pierwszej, najstarszej grupy Stander-Petersen obejmują ważny kulturowy rozwój, który we wszystkich językach Satem, już bardzo wcześnie, w okresie bezpośrednio po, albo już przed wyodrębnieniem tego Satem i języków Centum z tego Praindogermańskiego się dokonał. (porównaj, 5.69.

3. Z tą tożsamością Sclavi = Slavi = Vandali = Wenden = Slawen i po odłączeniem  się Wschodnich Vandali od Zachodnich po wylądowaniu Gotów w ujściu Wisły, dokonał się u Wschodnich Vandalów ( nosicieli tej Zarubints - Kultury) w tych niezamieszkałych obszarach na  północny wschód od Gotów rozwój języka, z którym jeszcze dokonali powrotną wędrówkę, co jest przez różne źródła potwierdzone,- tym Lingua Sclavinia. Podobny rozwój nastąpił się z językiem u Zachodnich Gotów po opuszczeniu Skandynawi i Anglów w Anglii.

4. Z tego wynika, iż te germańskie wyrazy obce tej starszej grupy Stander-Petersen w tych  „słowiańskich” językach nie są żadnymi obcymi słowami, lecz to germańskie pochodzenie tego wschodnio-wandalskigo języka, owego Lingua Sclvinia potwierdzają.

                                         ******************

Na podstawie „GERMANEN  SLAWEN” (Prof. Dr. Helmut Schröcke)

Tezlav von Roya


--------------------


Zdecydowanie zaden jezyk słowiański nie jest pochodzenia germańskiego.

PO prostu jezyki slowiańskie mają własna strukture i wlasna gramatyke.

Jezyk słowiański jest jezykiem jednolitym i bardzo zblizonym we wszystkich
odmianach narodowych, tak,że do dzisiaj Słowianie moga ze soba sie porozumiewac
gdy kazdy mówi we wlsnym jezyku.

Natomiast jest oczywiscie wiele zapozyczeń, np w polskim czy czeskim z łaciny,
itp...

Czeste sa tez słowa miedzynarodowe pochodzenia greckiego, łacińskiego,
staroaryjskiego czy tez ze wspólczeasnych jezyków jak np angielski francuski czy
nawet japonski lub suahili.

Natomiast jezyki germańskie na ogol nie sa jezykami jednolitymi, ale najczesciej
mischsprachami, czyli wyrosly z rozamitych wolapukow i sa skladankami kilku jezyków.

Takim mischsprachem jest jezyk francuski, bedacy mieszanina
celtycko-romańsko-germańska czy jezyki angielski i niemiecki bedace podbnymi
skladankami.

Stad w tych jezykach sprymityzowana gramatyka ograniczona do 4 przypadków w
niemieckim czy nawet praktycznie tylko 2 jak w angielskim...


Wreszcie jezyki klasyfikuje sie na podstawie najbardziej konserwatywnej czesci
jaka sa liczebniki, tu słowiański jest zaliczany do grupy satem jak irańskie a
germańskie do grupy kentum jak łaciński.

Jezykoznawcy dopatruja sie sladów 4 zaginionych grup niearyjskich z jezykach
germańskich, gdy słowiański ma jednolita strukture zblizona do sanskrytu.


Najbliższego pokrewieństwa do słowiańskiego dopatruje sie w bałtyckim.


Czesc jezykoznawców utrzymuje ze kiedyś istaniała wspólnota
germańsko-słowiańska, wtedy to raczej germanskie pochodziłyby od slowiańskich,
inni i to kwestionuja







https://forum.gazeta.pl/forum/f,12217,Forum_Slowianskie.html


https://forum.gazeta.pl/forum/w,12217,67859930,67859930,Germanskie_pochodzenie_8222_slowianskich_8221_.html

https://forum.gazeta.pl/forum/w,12217,67859930,67859930,Germanskie_pochodzenie_8222_slowianskich_8221_.html


http://tezlav-von-roya.com/germanskie_pochodzenie.htm