Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metody werwolfu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metody werwolfu. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 września 2023

Degradacja intelektualna




Poniżej precyzyjna wypowiedź Prof. Zybertowicza ws. degradacji intelektualnej na świecie.

Szukając jego oryginalnej wypowiedzi dla PAP natrafiłem na inne, równie ciekawe, tu fragmenty wypowiedzi:



11.12.2022







oraz:





"Doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy uważa, że sztuczna inteligencja jest i będzie wykorzystywana przez zorganizowaną mniejszość, chcącą zapanować nad zdezorganizowaną większością. Za zorganizowaną mniejszością, zdaniem socjologa, stoją wysoko postawieni ludzie związani z Wielką Piątką bądź Big-Techem.

Zybertowicz kilkukrotnie w trakcie dyskusji zaznaczył, że grupie GAFAM [
Google, Amazon, Facebook, Apple, Microsoft] zależy przede wszystkim na kumulowaniu wszelkich danych, związanych z naszą obecnością w sieci. W opinii profesora, ten kto ma wiedzę o specyficznych cechach psychiki każdego człowieka z osobna, ten może władać ludzkimi zachowaniami do woli.


Zdaniem Zybertowicza, to właśnie wyspecjalizowane systemy tzw. słabej sztucznej inteligencji (m.in. algorytm rekomendacji Netflixa), odpowiadają za przechwytywanie i zarządzanie uwagą użytkowników. Systemy te mają także generować dezinformację, powodującą degradowanie kompetencji poznawczych i zawężenie spektrum ludzkich wyborów.


Socjolog przekonuje, że ostatecznym celem „gości z Big-Techu” jest podłączenie zdezorganizowanej większości do systemu cyfrowego całkowicie kontrolowanego przez zorganizowaną mniejszość. „Każdy będzie miał implant, który będzie zarządzał jego potulną wyobraźnią” – wyjaśniał Zybertowicz."





Właśnie o czymś takim pisałem w swoim ostatnim tekście pt. "Wielki eksperyment":


Kiedy za kilka lat, albo kilkadziesiąt, SI stanie się powszechne i zagości w każdym domu, to będzie mogło uczyć się od każdego człowieka na ziemi. Codziennie i za darmo będzie rejestrować każde twoje zachowanie. 


Jeśli SI jest w istocie siecią pochodzącą od jednego SI, to codziennie będzie poznawać - notować - zapamiętywać każde ludzkie zachowanie i reakcję - hurtowo - w ilościach miliardowych.


A jak już opanuje WSZYSTKIE ludzkie zachowania, łącznie z ich poszczególnymi "odmianami" charakterystycznymi dla danego człowieka, i będzie w stanie natychmiast na każdą ludzką reakcję odpowiedzieć - to wtedy nam pokaże, kto tu jest kim.






Na blogu wspominałem nie raz też o tym, że my nie jesteśmy zorganizowani, a przeciwnik - tak.
Na tym min. polega ich przewaga nad nami.

Poniżej dwa ze wspomnianych na wstępie tekstów.





Prof. Zybertowicz dla PAP:

30-09-2023 06:58




Coraz więcej naukowców zgadza się, że media społecznościowe zdegradowały zdolności intelektualne całego pokolenia. Bez podjęcia radykalnych działań, w systemie edukacyjnym, na poziomie kulturotwórczym oraz – zwłaszcza - regulacyjnym, nie sposób będzie tego procesu powstrzymać – uważa profesor Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta RP.


Media społecznościowe destrukcyjnie wpływają na potencjał kognitywny ludzkości, ponieważ są zarządzane przez algorytmy sztucznej inteligencji, które preferują sprymitywizowane narracje, ciągłe informacyjne przeciążanie ludzi, przebodźcowywanie ich - w sumie uzależnianie od ciągłego strumienia informacji, które łącznie nie układają się w żadną sensowną wiedzę o świecie - podkreśla w rozmowie z PAP prof. Zybertowicz.


W jego opinii powoduje to tracenie zdolności do tzw. pracy głębokiej, będącej "kluczową dla całego dorobku intelektualnego i moralnego ludzkości". Jedną z jej cech jest umiejętność trwałego skupienia się na jakimś zagadnieniu, mimo że przez dłuższy czas nie otrzymuje się z tego powodu gratyfikacji.


"Praca głęboka polega na przejściu przez fazę mozołu, czasami długiego, czasami metodą prób i błędów, zanim odniesie się sukces. A media społecznościowe, poprzez lajki, dźwięki, światełka, filmiki, tik-toki, oferują bodźce, dają poczucie sukcesu mózgowi, radość, ekscytację, by podtrzymać zaciekawienie z sekundy na sekundę" - powiedział profesor.

Jak dodał, w wyniku rewolucji cyfrowej, a następnie gwałtownego rozwoju AI "bardzo niebezpiecznie zbliżyły się do siebie dwie krzywe: jedna to wzrost możliwości intelektualnych i zdolności do rozwiązywania zadań przez AI, a druga to spadek zdolności rozwiązywania bardziej złożonych zadań przez człowieka".

Profesor Zybertowicz przytoczył wyniki badań opublikowanych na łamach prestiżowego czasopisma naukowego "Nature", które pokazują, że w ciągu ostatnich 50 lat, tj. w okresie rewolucji cyfrowej, z dekady na dekadę spada liczba ważnych, przełomowych odkryć naukowych.

"Wydaje się, że to właśnie rewolucja cyfrowa, już nie tylko w odniesieniu do umysłów nastolatków, ale na poziomie potencjału badawczego najwybitniejszych uczonych (…) spowolniła proces dokonywania kluczowych odkryć" - stwierdził rozmówca PAP.

"Ufundowana na tradycji oświeceniowej rewolucja naukowo-techniczna, prowadzona pod hasłami coraz głębszego rozumienia świata, doprowadziła obecnie ludzkość na skraj krawędzi, w okolicach której przestajemy mieć zdolność do rozumienia świata. Co więcej, tworzymy byty, które są dla nas coraz bardziej niezrozumiałe" - dodał.

Profesor wyjaśnił, że niektóre systemy sztucznej inteligencji już teraz rozwiązują zadania i osiągają cele w sposób niezrozumiały dla człowieka. "Przez tysiąclecia ludzkość eksplorowała nieznane (…), przesuwała granice wiedzy i niewiedzy, (…), ale od momentu zbudowania AI, która ma charakter czarnoskrzynkowy, tzn. działa według zasad, których nie rozumiemy, uczeni i inżynierowie zaczęli mnożyć nieznane, zapraszać do ludzkiej kultury byt, który, jak mówią eksperci, czym sprawniejszy, tym trudniejszy do kontroli" - powiedział profesor.

"Jesteśmy o krok od tego, żeby stworzyć siłę o piorunującym potencjale, której działania zupełnie nie pojmiemy. A obecnie procesu idącego w tę stronę nic i nikt chyba nie kontroluje" - podkreślił.


Zapytany o to, czy istnieją rozwiązania, które mogłyby powstrzymać degradację intelektualną ludzkości, np. wprowadzone na poziomie edukacji, prof. Zybertowicz stwierdził, że prawdopodobnie nadal jest możliwe ich wypracowanie. Wpierw jednak potrzeba do tego analizy tradycyjnych metod nauczania, aby stwierdzić, które z nich skutecznie wzmacniają u dzieci zdolność do pogłębionego myślenia. Jednak na poziomie osobistym - stwierdził profesor - każdy z nas musi stosować higienę cyfrową i co dzień walczyć w "nierównym starciu ze smartfonami".

[...]

"O co naprawdę się pytamy, gdy pytamy o AI, o jej potencjał, o zagrożenia i korzyści? Tak naprawdę zadajemy to samo pytanie od tysięcy już lat: kim jesteśmy, na czym polega dobre życie i co powinniśmy robić, żeby czas, z którego się to życie składa, był mądrze wykorzystany?" - uważa prof. Zybertowicz. "Gdy udzielimy sobie gruntownej odpowiedzi na to pytanie, to będziemy wiedzieli, jak postępować z AI".




Sztuczna inteligencja – groźne narzędzie w rękach Big-Techu

27 września 2022 r.



[...]


Czym jest sztuczna inteligencja?

Profesorowie przekonywali, że chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o rzeczywistej sztucznej inteligencji,

w pierwszej kolejności powinniśmy zredefiniować samo jej pojęcie. Odrzucić fantastyczne teorie o stworzeniu superinteligentnej samoświadomości (strong A.I.), a pochylić się nad dziedziną programowania, zajmującą się tworzeniem algorytmów do ściśle określonych czynności.

Słaba sztuczna inteligencja (weak A.I.) w założeniu koncentruje się na jednym zadaniu, które ma wykonywać lepiej i szybciej od człowieka. Uczestnicy panelu za przykład podali m.in. aplikację służącą do przeszukiwania sieci społecznościowych pod kątem fotografii ludzkich twarzy oraz program zajmujący się odczytywaniem zdjęć medycznych w celu diagnozowania chorób. Czy to oznacza, że ludzkość może odetchnąć z ulgą? Czy słaba sztuczna inteligencja może stanowić jakiekolwiek zagrożenie? Przecież algorytmowi rekomendacji Netflixa bądź aplikacji Siri bardzo daleko do złowrogiego „Matriksa”, prawda? Tylko pozornie.



Sztuczna inteligencja narzędziem w rękach ludzi pragnących władzy

Według profesora Zybertowicza, przeciwnika technoentuzjazmu, programy i algorytmy określane mianem sztucznej inteligencji choć najprawdopodobniej nigdy nie przeistoczą się w samoświadome podmioty, będą funkcjonować jako niezwykle użyteczne narzędzia.

Doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy uważa, że sztuczna inteligencja jest i będzie wykorzystywana przez zorganizowaną mniejszość, chcącą zapanować nad zdezorganizowaną większością. Za zorganizowaną mniejszością, zdaniem socjologa, stoją wysoko postawieni ludzie związani z Wielką Piątką bądź Big-Techem.

Zybertowicz kilkukrotnie w trakcie dyskusji zaznaczył, że grupie GAFAM [1] zależy przede wszystkim na kumulowaniu wszelkich danych, związanych z naszą obecnością w sieci. W opinii profesora, ten kto ma wiedzę o specyficznych cechach psychiki każdego człowieka z osobna, ten może władać ludzkimi zachowaniami do woli.


Zdaniem Zybertowicza, to właśnie wyspecjalizowane systemy tzw. słabej sztucznej inteligencji (m.in. algorytm rekomendacji Netflixa), odpowiadają za przechwytywanie i zarządzanie uwagą użytkowników. Systemy te mają także generować dezinformację, powodującą degradowanie kompetencji poznawczych i zawężenie spektrum ludzkich wyborów.

Socjolog przekonuje, że ostatecznym celem „gości z Big-Techu” jest podłączenie zdezorganizowanej większości do systemu cyfrowego całkowicie kontrolowanego przez zorganizowaną mniejszość. „Każdy będzie miał implant, który będzie zarządzał jego potulną wyobraźnią” – wyjaśniał Zybertowicz.


Big-Tech beneficjentem pandemii i wojny na Ukrainie

W trakcie debaty prof. Zybertowicz zaprezentował, moim zdaniem, szokującą hipotezę, jakoby dynamika świata cyfrowego zarządzanego przez Wielką Piątkę, miała w znaczącym stopniu, przyczynić się do wybuchu pandemii oraz wojny na Ukrainie.

 „Wartość giełdowa tych wszystkich firm [przedsiębiorstw z grupy GAFAM – przyp. autora] wzrosła w czasie pandemii i w momencie, gdy wybuchła ta wojna, firmy te zapisały się do obozu walki z dezinformacją, na której żerowały przez ostatnie dekady. [I wtedy inne systemy służące do badań statystycznych*, wyciągania informacji z ludzi i manipulowania przestaną być potrzebne i będzie je można obalić, może nawet spektakularnie, by wykreować nowych dobroczyńców ludzkości.


I to już się dzieje. - "Wielki Eksperyment" - MS]

 (…) Rewolucja cyfrowa zwiększyła mobilność i między innymi przyczyniła się do optymalizacji ruchu kontenerowego, tanich linii lotniczych itp. Bez tego ta mobilność byłaby znacznie mniejsza i prawdopodobnie dałoby się tę epidemię lokalnie zamykać i kontrolować. (…) Przeciążenie dezinformacją powodowało, że rządy, także nasz, reagowały nadmiarowo. (…) I Zachód, gdyby nie był ogłupiony przez strukturalnie zatrutą infosferę, był w stanie na czas powstrzymać Putina. To Big-Tech jest beneficjentem pandemii i tej wojny” – przekonywał socjolog.



Big-Tech kontra zdezorganizowana większość

W opinii profesora Zybertowicza realną szansą na powtrzymanie planów „ludzi z GAFAM” jest wprowadzenie szeregu regulacji prawnych, które m.in. narzuciłyby powszechny podatek na molochy technologiczne oraz uniemożliwiły cyfrowym korporacjom wymianę danych o użytkownikach. Zdaniem prezydenckiego doradcy, wpływy Big-Techu w amerykańskim kongresie są na tyle duże, że finalizowaniem aktów o rynkach cyfrowych powinni zająć się politycy z Unii Europejskiej.

Czy obywatel niezwiązany ze światem wielkiej polityki i biznesu jest w stanie przeszkodzić poczynaniom liderów Wielkiej Piątki? 
W ostatnich minutach debaty profesor Zybertowicz zwrócił się do współpanelistów oraz publiczności, zadając pytanie: „Przypomnijcie sobie modlitwy Waszych przodków i za każdym razem, gdy ręka wyciągnie się Wam do smarfona czy tableta, pomyślcie, jakby zachowali się nasi przodkowie, którzy dali nam wolną Polskę?”.

W jaki sposób interpretować słowa socjologa? Dlaczego powinniśmy naśladować ludzi z czasów przed pojawieniem się sztucznej inteligencji? Być może dlatego, że wówczas człowiek nie dostrzegał ekranu smartfona, lecz twarze otaczających go rodaków. Chcąc odeprzeć ekspansję algorytmów, wystarczy po prostu częściej wybierać real zamiast cyber?





[1] Akronim używany do wskazania pięciu firm, które od ok. roku 2010, dominują w cyberprzestrzeni: Google, Amazon, Facebook, Apple, Microsoft.





Fragment mojego tekstu Werwolf:


W gruncie rzeczy struktury, które określają siebie jako wrogie Polakom – w naszej terminologii funkcjonują jako rozmyte. Mamy wątpliwości. Nie wiemy dokładnie kto to jest, ani dlaczego nam to robi. Po prostu po naszym pięknym kraju szaleją jakieś sitwy i tylko tyle wiemy. I niestety, nic lub niewiele z tym robimy.

Tekst poniższy ma na celu ukierunkować naszą uwagę na działalność pewnych struktur, aż do pełnego rozpoznania sytuacji.


Dopiero po zdefiniowaniu:
  • kto za tym stoi
  • dlaczego to robi
  • i jak to robi

będziemy mogli dać im skuteczny odpór.



Dopiero wtedy, kiedy sprecyzujemy struktury, określające siebie jako Wrogowie Polaków, będziemy mogli zaplanować działania blokujące.
Dopiero wtedy, kiedy będziemy wiedzieli o co chodzi – będziemy mogli przystąpić do działania z zapałem.



Albowiem, kiedy nie wiemy po co mamy się angażować – nie będziemy się angażować.

Kiedy nie wiemy przeciwko komu mamy się angażować – nie będziemy się angażować.

Kiedy nie wiemy, jak ten Wróg Polski działa – też nie będziemy się angażować.




I dlatego Polska od 20 lat się rozpada.
Ponieważ Wróg nie jest określony.

















wtorek, 13 czerwca 2023

Reparacje od Niemiec cz. 2











Grecy zjednoczeni w walce o reparacje wojenne od Niemiec. 

Chcą współpracować z Polską



28.05.2023 08:20



Dr Aristomenis Syngelakis, szef Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań powiedział, że "wszystkie partie polityczne w Grecji, a także ponad 90 proc. społeczeństwa popierają kwestie reparacji od Niemiec, ale nie mamy dowodów zdecydowanych działań rządu w tej sprawie, jak to ma miejsce w przypadku Polski". Jak wskazał proponuje konfiskatę niemieckich nieruchomości na poczet wypłat, zwrócenie się do sądu międzynarodowego i ścisłą współpracę z Polską.

Wszystkie partie polityczne w Grecji, a także ponad 90 proc. społeczeństwa popierają kwestie reparacji od Niemiec, ale nie mamy dowodów zdecydowanych działań rządu w tej sprawie, jak to ma miejsce w przypadku Polski - powiedział dr Aristomenis Syngelakis, szef Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań. Jak wskazał proponuje konfiskatę niemieckich nieruchomości na poczet wypłat, zwrócenie się do sądu międzynarodowego i ścisłą współpracę z Polską.

Według niego wystosowanie not przez rząd grecki do Niemiec w sprawie reparacji, co miało miejsce 1995, 2019 i 2020 roku, jest koniecznym, ale niewystarczającym działaniem, ponieważ mogą one zostać po prostu odrzucone przez Berlin – co też miało miejsce.

Biorąc pod uwagę aktywne działania ze strony polskiej w kwestii ubiegania się o reparacje, rząd grecki powinien zrobić dużo więcej niż dotychczas. „Polska nie ograniczyła się do przekazania noty Niemcom, ale podjęła działania na forum ONZ oraz zaproponowała międzynarodową konferencję na temat odszkodowań” – przypomniał Syngelakis.

Dlatego proponuje on kilka kroków, mających pchnąć sprawę reparacji do przodu, w tym taką zmianę prawa w Grecji, które umożliwiłoby konfiskatę niemieckich nieruchomości bez zgody ministerstwa sprawiedliwości na rzecz ofiar niemieckich okrucieństw w czasie II wojny światowej.

„Wobec nieustępliwości Niemiec, konieczne jest odwołanie się również do sądu międzynarodowego” – dodał. „Rząd w Atenach musi dać sygnał Berlinowi, że rzeczywiście chce dochodzić należnych Grecji odszkodowań” – podkreślił Syngelakis.

Kluczowa jest też kwestia współpracy z Polską w sprawie reparacji – twierdzi przewodniczący Komitetu. Przypomniał w tym kontekście słowa niemieckiego historyka dr. Karla Heinza Rotha, że „Niemcy bardzo obawiają się polsko-greckiej współpracy w dochodzeniu reparacji i odszkodowań”.

„Działania podejmowane przez Polskę są bardzo pomocne dla nagłośnienia kwestii reparacji na poziomie międzynarodowym” – dodał.

Syngelakis twierdzi, że w celu efektywnego dochodzenia roszczeń od Niemiec potrzebne jest w Grecji utworzenie stałej komisji parlamentarnej, która zajmowałaby się tą kwestią, ale także ciała rządowego. W tym kontekście przywołał przykład stanowiska pełnomocnika rządu polskiego w sprawie reparacji, które zajmuje obecnie wiceminister spraw zagranicznych Arkadiusz Mularczyk.

Grecja podjęła pierwsze działania w sprawie uzyskania reparacji od Niemiec od razu po zakończeniu II wojny światowej. Rząd grecki oszacował wysokość odszkodowań na równowartość dzisiejszych 350 mld euro i przedstawił je na paryskiej konferencji pokojowej w 1946 roku. Podjęto wówczas decyzję, że Grecji należą się reparacje, ale w niższej kwocie.

Przez następne dekady Niemcy odmawiały zapłacenia odszkodowań dla Grecji, przekazując jedynie w 1960 roku 115 mln marek niemieckich zadośćuczynienia dla grecko-żydowskich ofiar wojny. „Grecja nigdy nie zrzekła się swoich roszczeń w stosunku do Niemiec. Jest to ważne z politycznego, a jeszcze bardziej z prawnego punktu widzenia” - powiedział Syngelakis.

Według niego zadośćuczynienie z 1960 roku nie rozwiązuje sprawy. Rząd w Berlinie do 2013 roku utrzymywał, że jest za wcześniej na negocjacje w sprawie ewentualnych reparacji.


„Według układu londyńskiego z 1953 roku o spłacie niemieckich długów zagranicznych, który podpisały 33 państwa alianckie, kwestia reparacji dla Grecji miała zostać zamrożona do czasu zjednoczenia Niemiec i podpisania traktatu pokojowego” – zaznaczył.

Do 2013 roku rząd niemiecki twierdził, że nie podpisano jeszcze traktatu pokojowego, więc na razie nie ma podstaw do rozmów o reparacjach.

 „Nagle stanowisko Berlina uległo całkowitej zmianie: od tego czasu Niemcy twierdzą, że podpisany w 1990 roku układ w Moskwie w sprawie zjednoczenia Niemiec był traktatem pokojowym, który zamknął kwestię odszkodowań. Jednak ani Grecja, ani też Polska nie były jego stronami” – powiedział Syngelakis.


Podkreślił jednocześnie, że Niemcy unikają prezentowania swojej pozycji oficjalnie i w szczegółach, bo stoi to w sprzeczności z tym, co twierdzili do 2013 roku. „Z punktu widzenia prawa pozycja Grecji jest bardzo mocna” – dodał.

Przypomniał też, że w kraju działa aktywnie ruch społeczny, domagający się reparacji od Niemiec, w którym działają między innymi córki Lakisa Santasa i żona Manolisa Glezosa – dwóch greckich bohaterów wojennych, którzy usunęli flagę hitlerowskich Niemiec z Akropolu 30 maja 1941 roku.

Jak wynika z opublikowanego w 2017 roku raportu greckiej Międzypartyjnej Komisji Parlamentarnej ds. Dochodzenia Niemieckich Należności, rząd w Atenach powinien domagać się od rządu niemieckiego 269,5 mld euro odszkodowań za straty poniesione w czasie II wojny światowej.

W 2019 roku, w oparciu o ten raport, grecki parlament podjął jednogłośnie uchwałę o dochodzeniu odszkodowań od strony niemieckiej, zobowiązując rząd w Atenach do podjęcia wszelkich koniecznych środków politycznych i prawnych.



Rząd niemiecki odrzucił jednak złożone przez greckie MSZ noty w 2019 i 2020 roku, powołując się między innymi na zapłacenie w 1960 roku 115 mln marek niemieckich (dziś około 67 mln euro).

„Reparacje ze strony Niemiec za szkody w czasie II wojny światowej to historyczna, moralna, ale i polityczna oraz prawna powinność” – podkreśla przewodniczący Greckiego Komitetu ds. Niemieckich Odszkodowań. „Grecy była w pierwszej linii oporu wobec Niemców w czasie wojny i domagają się sprawiedliwości” – zaznaczył.

Historycy szacują, że straty osobowe w Grecji w latach niemieckiej okupacji 1941-1945 wyniosły około 530 tys. osób, a zniszczeniu uległo około 80 proc. greckiego przemysłu. Ponadto Niemcy zmusili Bank Grecji do udzielenia im pożyczki w wysokości obecnych 54 mld euro, której nigdy nie spłacili. W dodatku masowy zabór produktów rolnych przyczynił się do klęski głodu, której ofiarą padło co najmniej 100 tys. Greków.



--




2017 rok:


„Niemcy żądają Gdańska - tzw. „rząd Wolnego Miasta Gdańsk na uchodźctwie”:

Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa.

Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.”



Do 2013 roku rząd niemiecki twierdził, że nie podpisano jeszcze traktatu pokojowego, więc na razie nie ma podstaw do rozmów o reparacjach.

 „Nagle stanowisko Berlina uległo całkowitej zmianie: od tego czasu Niemcy twierdzą, że podpisany w 1990 roku układ w Moskwie w sprawie zjednoczenia Niemiec był traktatem pokojowym, który zamknął kwestię odszkodowań. Jednak ani Grecja, ani też Polska nie były jego stronami” – powiedział Syngelakis.



Jeszcze w 1945 r., na mocy traktatu poczdamskiego Polska otrzymała „pod tymczasową administrację” tzw. Ziemie Odzyskane, czyli Śląsk, Ziemię Lubuską oraz Pomorze Zachodnie ze Szczecinem. Ten traktat wygasł po 50 latach od podpisania, czyli w 1995 r. Ale to ma mniejsze znaczenie, gdyż umowa nie dotyczyła (jeżeli by czytać ją literalnie) do terytorium dawnego Wolnego Miasta. A to dlatego, że odnosiła się do terenów, które Rzesza Niemiecka kontrolowała przed 31 sierpnia 1939 r. Formalne przyłączenie Gdańska do Niemiec miało zaś miejsce 1 września.


Jak stwierdza w oficjalnym stanowisku nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych: Uchwały Konferencji Poczdamskiej zakładały, że ostateczne ustalenie zachodniej i północnej granicy Polski nastąpi w ramach konferencji pokojowej, której zorganizowanie w przyszłości przewidywały wielkie mocarstwa. Z uwagi jednak na rozwój sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, a zwłaszcza ze względu na okres „zimnej wojny”, który rozpoczął się niedługo po zakończeniu Konferencji Poczdamskiej, konferencja pokojowa nie odbyła się.












czwartek, 25 maja 2023

Ambasador Niemiec w Polsce - wywiad





przedruk







Ambasador Niemiec w Polsce: 

w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe 


[WYWIAD]





Panie Ambasadorze, zacznijmy od polskich roszczeń reparacyjnych wobec Niemiec. Czy Berlin wciąż stoi na stanowisku, że sprawa została definitywnie zamknięta?



Sądzę, że z punktu widzenia rządu niemieckiego w kwestii reparacji powiedziano już wszystko. Rząd polski przedstawił swoje oczekiwania w nocie wysłanej do niemieckiego MSZ-u w październiku ub. roku, a rząd niemiecki, odnosząc się do tej noty w oficjalnej odpowiedzi ze stycznia tego roku, potwierdził swoje dotychczasowe stanowisko.

Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" specjalni sprawozdawcy przy ONZ skrytykowali porozumienie pojednawcze między Namibią i Niemcami z maja 2021 r i podnieśli kwestię reparacji dla byłej niemieckiej kolonii. Do rządu federalnego wpłynęła zaś interpelacja klubu parlamentarnego Linke dotycząca reparacji dla Grecji, gdzie pojawia się również wątek odrzucenia roszczeń polskich przez rząd federalny. Dlaczego państwo niemieckie ma taki problem z zadośćuczynieniem za wyrządzone krzywdy?

Żaden z tych faktów nie zmienia nic w stanowisku rządu niemieckiego. A to, że w Niemczech, w państwie pluralistycznym, ścierają się różne poglądy, uważam za oczywistość. Stanowisko rządu federalnego pozostaje jednak niezmienne. Od dłuższego czasu jako członkowie Unii Europejskiej żyjemy w innym paradygmacie, a ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Dla kogo takie rozwiązanie będzie lepsze?


Dla wszystkich, dla Europejczyków.


Nie sądzi Pan jednak, że Niemcy, ponosząc winę za zbrodnie III Rzeszy i otwarcie przyznając się do odpowiedzialności za nie, powinny jednak dążyć do zadośćuczynienia ofiarom?

Proszę spojrzeć - mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich. Prezydent Frank-Walter Steinmeier złożył wizytę w Warszawie, przyjechał na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy i wraz z prezydentem Izraela uczestniczyli w uroczystościach upamiętniających 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim. To była pierwsza w historii sytuacja, że prezydent Niemiec brał udział w tych uroczystościach i mógł podczas nich przemawiać. I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

Kolejna sprawa - niedawno przyjechał do Polski generał w stanie spoczynku, Wolfgang Schneiderhan, przewodniczący organizacji, która zajmuje się opieką nad grobami ofiar przemocy totalitarnej i rozmawialiśmy wspólnie w ambasadzie niemieckiej z przedstawicielami polskiego ministerstwa spraw zagranicznych, resortu kultury, Instytutu Pamięci Narodowej i Polskiego Czerwonego Krzyża. W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


Chce Pan przez to powiedzieć, że w tej zjednoczonej Europie są tematy, których lepiej nie poruszać, tematy tabu?

Ale przecież trudna historia Polaków i Niemców nie jest żadnym tematem tabu. Ten temat jest stałym elementem debaty.


Ale z pominięciem konkretnych wątków.

Nie, rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

A jednak by mieć możliwość zaprezentowania różnych stanowisk niezbędny jest dialog i państwo niemieckie przy wielu okazjach podkreśla jego wagę, ale kiedy dochodzimy do tematu reparacji, dialogu się odmawia.

Owszem, ale z punktu widzenia prawa sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych, które są przedmiotem dialogu polsko-niemieckiego.


Jak to, że "Niemcy zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu"?


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


I słusznie, ponieważ nie było żadnego wyzwolenia.


Do tego zmierzam, chcę tylko powiedzieć, że to jest polski dyskurs, debata, która ma teraz miejsce. W Niemczech 8 maja 1945 r bardzo długo uważano za dzień klęski, katastrofy.


Godziny zero?


Tak, również godziny zero. Ale to się zmieniło za sprawą Richarda von Weizsäckera uznawanego w Niemczech za jednego z najważniejszych prezydentów, ponieważ w swoim przemówieniu z maja 1985 r w Bundestagu, czyli w czterdziestą rocznicę zakończenia II wojny światowej, jako pierwszy prezydent federalny powiedział o "wyzwoleniu" również w odniesieniu do Niemców. Czy przez to umniejszył wagę tego dnia? Nie, przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania, w tym sensie, że nawet my Niemcy nie powinniśmy patrzeć na 8 maja 1945 r. tylko jako na dzień klęski i upadku, ponieważ II wojna światowa nie była "zwykłą wojną" zakończoną klęską. 

To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. Weizsäcker był pierwszym, który potrafił to ubrać w odpowiednie słowa, wytłumaczyć, że mimo całego zniszczenia i upadku związanego z zakończeniem wojny, w dniu 8 maja znalazł się również element wyzwolenia dla samych Niemców. Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków. Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.


Wspomniał Pan, przywołując mowę prezydenta Weizsäckera, o "nowym historycznym sposobie postrzegania" i nieporozumieniu wynikającym z odmiennego rozumienia pojęć. W Polsce słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom. 8 maja 1945 roku Niemcy były państwem sprawców, nie tylko w oczach Polski, ale całej Europy. To nie podlega dyskusji. Stąd wzięły się kontrowersje wokół wpisu kanclerza Scholza, a nie z uprzedzeń. Debata wyrosła z obawy, że Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


W Polsce historia jest ważną częścią tożsamości i wrażliwości narodowej, zainteresowanie historią jest też znacznie większe niż na zachodzie Europy.


Zgadzam się, po roku spędzonym w Polsce mogę powiedzieć, że w żadnym innym społeczeństwie, które do tej pory bliżej udało mi się poznać, historia nie gra tak istotnej roli jak tu. I są ku temu wszelkie powody. A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.


A nie sadzi Pan, że perspektywa zależy zazwyczaj od własnej pozycji? Podczas II wojny światowej Polska nie splamiła się rządem kolaborującym z okupantem, nie było Vichy ani Quislinga, było zaś najwięcej w Europie świadectw ratowania Żydów - to jest narracja zgodna z faktami, nie ma powodu by o niej nie mówić.


Polska ma wiele powodów do dumy ze swojej historii, nie ma co do tego wątpliwości. Ale patrzę na to inaczej, w tym sensie, że ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.


Wracając do tego, co Pan powiedział o Weizsäckerze, zdaje się, że już Ludwig Erhard, następca Konrada Adenauera, znacznie wcześniej użył terminu "wyzwolenie" w odniesieniu do Niemiec. A Helmut Kohl posłużył się tym słowem na kilka dni przed mową Weizsäckera, podczas uroczystości w byłym obozie Bergen-Belsen, a zatem "wyzwolenie" w kontekście niemieckim zaistniało w niemieckiej przestrzeni publicznej znacznie wcześniej.

Tak, ale zmiana perspektywy była też związana ze zmianą pokoleniową zachodzącą w społeczeństwie niemieckim, stąd też szczególne znaczenie Weizsäckera, nie jako tego, który odkrył dla Niemców pojęcie wyzwolenia, ale tego, który uczynił je bardziej zrozumiałym. W miejsce godziny zero, bezwarunkowej kapitulacji i klęski powstało przekonanie, że zakończenie wojny dla Niemiec stało się szansą na nowy początek. Dla młodszego pokolenia była to możliwość innego spojrzenia niż to ich rodziców i dziadków.


Konrad Adenauer nigdy nie użył "wyzwolenia" w kontekście niemieckim.


Nie, ponieważ w tamtym czasie miano inna perspektywę.


Ludwig Erhard posłużył się tym pojęciem, a należał do pokolenia Adenauera.

A jednak w jego przypadku mówienie o "wyzwoleniu" nie odbiło się szczególnym echem. Stało się to dopiero w 1985 roku.


Dobrze, zostawmy historię, przejdźmy do aktualiów. Okazuje się, że Gerhard Schröder, mimo kilku prób, nie może być pozbawiony legitymacji partyjnej SPD, tak orzekł w tym tygodniu sąd arbitrażowy. Dlaczego były kanclerz jest aż tak ważny dla niemieckiej polityki?


Gerhard Schröder to już przeszłość, on nie jest ważny dla niemieckiej polityki.


To, dlaczego SPD nie może się z nim rozstać?


Musiałaby Pani zapytać socjaldemokratów.


Dyplomatyczna odpowiedź

Naprawdę nie mam nic do powiedzenia na temat Gerharda Schrödera, on nie odgrywa żadnej roli w dzisiejszej polityce Niemiec.


Ale był czas, gdy odgrywał dużą rolę

To już jednak element niemieckiej przeszłości.


A zgodnie z pewnym mechanizmem, o przeszłości lepiej nie rozmawiać

Nie jest moją rolą, jako przedstawiciela Republiki Federalnej Niemiec w Polsce, w jakikolwiek sposób oceniać tę kwestię.


Czy może Pan w takim razie ocenić dzisiejszą politykę europejską rządu niemieckiego?

Co Panią interesuje w tym temacie?


Czy praskie i strasburskie przemówienia kanclerza Olafa Scholza, uznawane w pewnym sensie za programowe dla przyszłości Unii Europejskiej, stanowią "kontrwizję" do mowy heidelberskiej premiera Mateusza Morawieckiego?


Przemówienia kanclerza Scholza w Pradze i Strasburgu były w pewnym sensie kontynuacją i poszerzeniem mowy inaugurującej Zeitenwende z 27 lutego 2022 roku. Pytanie, co wyniknie z Zeitenwende, czyli przełomu, jaki po rosyjskiej napaści na Ukrainę dokonał się nie tylko w niemieckiej polityce, ale i dalej. Dla mnie najważniejszymi elementami, które przebijają się w obu przemówieniach kanclerza Scholza, to pytanie o rozszerzenie Unii Europejskiej o kolejne państwa.


Państwa Bałkanów Zachodnich, czy również Ukrainę?


Poszerzenie o Ukrainę, Mołdawię, możliwe, że Gruzję i państwa Bałkanów Zachodnich, wszystko to wybrzmiewa w przemówieniach kanclerza, ponieważ stanowi część pewnej nowej rzeczywistości, której my sobie przecież nie wybraliśmy, ona jest następstwem nieodpowiedzialnych działań Władimira Putina. Spostrzeżenie, że Ukraina leży po naszej stronie nowej linii podziału w Europie, którą wyznaczyła sama Rosja, do tego musimy się politycznie odnieść. I mam wrażenie, że to jest ten punkt, w którym wizja Olafa Scholza i Mateusza Morawieckiego się przecinają. Polska też jest za tym by jak najszybciej poszerzyć Unię Europejską o Ukrainę. Ale kanclerz Scholz zwraca uwagę, że poszerzenie Unii o tak duże państwo jak Ukraina i o państwa Bałkanów Zachodnich, Mołdawię, wymusi zmianę dotychczasowych polityk unijnych. Kiedy UE będzie miała 35 członków, będziemy musieli zmierzyć się z wyzwaniem zmian w UE. I będziemy musieli się nad tym wspólnie zastanowić. Dlatego traktuję te przemówienia jako wkład do dyskusji, która odbędzie się w Europie. Emmanuel Macron nakreślił swoją wizję Europy, Olaf Scholz i Mateusz Morawiecki swoją. Wspólnie będziemy się musieli zastanowić nad przyszłym kształtem Unii Europejskiej, zwłaszcza, że mamy w Polsce i w Niemczech w tej dziedzinie często zupełnie odmienne wizje.

Jedną z tych różnic jest forsowanie przez Emmanuela Macrona i Olafa Scholza wizji bardziej scentralizowanej Unii Europejskiej, podczas gdy w naszym regionie podkreśla się wagę suwerennych państw narodowych. Pytanie, dlaczego w ujęciu francusko-niemieckim rozszerzenie UE jest uzależniane od silniejszej centralizacji wspólnoty?


Nie sądzę by Olaf Scholz mówił o zmianach posługując się pojęciem centralizacji, niemiecka perspektywa zakłada wzmocnienie Unii Europejskiej i jej zdolności do działania. Przy czym istnieje podział na konkretne rozdziały polityczne dotyczące współpracy w UE, jak chociażby wspólna, zintegrowana obrona. W Pradze Olaf Scholz mówił o zintegrowanym systemie obrony przeciwlotniczej Europy zbudowanym pod niemieckim przewodnictwem, czyli European Sky Shield Initiative. Ale oczywiście rzecz dotyczy nie tylko pewnych pól działania, ale i mechanizmów decyzyjnych. W ciągu ostatnich 15 miesięcy, m.in. przy okazji uzgadniania dziesięciu pakietów sankcyjnych, w których forsowanie Polska była bardzo mocno zaangażowana, często doświadczyliśmy tego, że jedno państwo potrafiło zawetować wysiłek reszty państw wydłużając tym samym procesy decyzyjne. Nie chcemy, by w przyszłości Unia poszerzona o kolejne państwa cierpiała na skutek tego typu sytuacji i uważamy, że należy to zmienić, nawet jeżeli w Polsce, w polskim rządzi widzi się tę kwestię inaczej.


W przeszłości i to nie tak odległej, w Unii Europejskiej toczono spór o budowę gazociągu Nord Stream II i Niemcy, mimo sprzeciwu wielu państw, dopięli swego, nie licząc się ze zdaniem sąsiadów. Aby kontynuować budowę Nord Stream II nie potrzebowano ani większej centralizacji, ani ściślejszej integracji. Ten przykład może chyba świadczyć, że w pewnych okolicznościach procedury bywają drugorzędne.

Ależ Unia Europejska nigdy nie będzie przestrzenią wolną od konfliktów. Jest raczej metodą pokojowego równoważenia interesów swoich członków, jest pewnego rodzaju zinstytucjonalizowanym sporem, który toczy się wedle ustalonych reguł. Co nie znaczy, że wszystkie decyzje podejmowane w ten sposób są właściwe, jestem ostatnim, który by stwierdził, że Niemcy podejmowali zawsze właściwe decyzje. Nord Stream II, ale i Nord Stream I były błędem.


A kto podjął te decyzje?

Różne niemieckie rządy federalne, jeden po drugim.


W tym rządy byłej kanclerz Angeli Merkel

Tak, też rządy Angeli Merkel.


Angeli Merkel, która w kwietniu została przez prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera uhonorowana najwyższym niemieckim odznaczeniem państwowym. Można się zastanawiać, czy prezydent nagrodził byłą panią kanclerz za jej politykę względem Rosji, czy mimo niej.


Nie przystoi mi interpretować intencji prezydenta federalnego, ale nie można redukować szesnastu lat rządów do jednej decyzji. Przecież Pani wie, że w samych Niemczech trwała żywa dyskusja o odznaczeniu byłej kanclerz, ale jak to zwykle bywa, historyczne dokonania niemieckich szefów rządów są oceniane dopiero z pewnej perspektywy przez historyków, co nie oznacza, że z czasem ocena ich spuścizny nie może ulec zmianie. Nie ma wątpliwości, że nie można sprowadzać szesnastu lat rządów do jednej kwestii.

Dobrze, nie redukujemy więc polityki Angeli Merkel do relacji z Rosją czy budowy Nord Streamu II, ale co w takim razie z jej polityką migracyjną? Przecież obecny rząd walczy dziś ze skutkami polityki migracyjnej byłej kanclerz Niemiec. Ostatni, burzliwy szczyt migracyjny w Berlinie był na to najlepszym dowodem.


Tak, ale nie mogę teraz oceniać, czy decyzje podjęte w latach 2015-16 były słuszne, czy nie. Chodzi o to, byśmy dziś jako Niemcy, ale i jako Unia Europejska, w konfrontacji z rosnącą falą migracyjną, ze zwiększającą się z roku na rok liczbą ludzi przybywających do Europy, wypracowali wspólną politykę migracyjną, nie tracąc przy tym wolności przemieszczania się w obrębie strefy Schengen. To wyzwanie dla całej wspólnoty. Zniesienie kontroli granicznych między naszymi państwami były i są z korzyścią nie tylko naszej gospodarki, ale i obywateli, więc trzeba się zastanowić nad takim modelem, który nie zaszkodzi strefie Schengen. W Niemczech kwestia polityki migracyjnej budzi wiele kontrowersji, w łonie rządu również istnieją różne pomysły, wspomniany szczyt migracyjny tylko to potwierdza. W Europie też istnieją różnice, rozmawiamy od pewnego czasu przecież o wypracowaniu wspólnej polityki azylowej. Nie chodzi o jakieś technokratyczne decyzje, ale o kwestie tożsamości, emocje. Zawsze ostrożnie podchodzę, zwłaszcza gdy chodzi o stosunki polsko-niemieckie, do takiego kategorycznego stwierdzania, że to podejście jest nietrafione, a inne lepsze. Mamy różne podejście do tematu migracji, co wynika również z innych doświadczeń. To, z jaką serdecznością polskie społeczeństwo przyjęło w ubiegłym roku miliony ukraińskich uchodźców, wzbudziło szacunek i uznanie, również w Niemczech, ale i wielu Niemców ta postawa Polaków zaskoczyła, ponieważ pamiętano o debacie wokół migracji z lat 2015-2016 i wtedy to wyglądało zupełnie inaczej.


Ale wtedy debata dotyczyła innego zjawiska. Ukraińcy uciekający przed wojną są uchodźcami wojennymi, osiem lat temu do Europy przybyli głównie imigranci poszukujący lepszych perspektyw, a nie schronienia przed wojną.

To była polska perspektywa, a niemiecka zakładała przyjmowanie m.in. syryjskich uchodźców wojennych, którzy uciekali przed wojną domową. Ale zgadzam się z tym, że debata nie jest czarno-biała. W przyszłości najważniejszym zadaniem w Europie będzie umiejętność odróżnienia, kto do nas przybywa, bo potrzebuje ochrony, ucieka przed wojną, a kto wybiera Europę w nadziei na zbudowaniu tu sobie lepszego życia, ale nie ma prawa do azylu i dlatego nie może zostać. Ale w wielu przypadkach bardzo trudno podzielić ludzi na te dwie grupy, to nie jest proste.


Owszem, ale patrząc z drugiej strony - w Niemczech podnoszą się głosy o konieczności zabezpieczenia granic, taki postulat zgłasza np. klub parlamentarny CDU/CSU, nośnym tematem jest też deportacja imigrantów, dyskusja toczy się też wokół poszerzenia listy państw uznawanych za bezpieczne, czyli takich, do których można odsyłać imigrantów. To są problemy niemieckiej polityki migracyjnej. I kiedy kanclerz Olaf Scholz wymaga "więcej solidarności w unijnej polityce azylowej", powstaje wrażenie, że model niemiecki, który sprawia problemy samym Niemcom, ma stanowić wzór dla całej wspólnoty. To rodzi sprzeciw.


To prawda, ale polski rząd również stara się w Europie pozyskać sojuszników dla spraw, które są dla Polski istotne, Niemcy też to robią. I to naturalne, że mamy inne podejście. Polska stara się przeforsować swoje stanowisko, Niemcy też. Można oczywiście krytykować niemieckie działania, ale koniec końców wszystko sprowadza się do tego by wypracować rozwiązania kompromisowe, które będą do przyjęcia dla każdej ze stron.


Jak, po roku pobytu w Warszawie i jednocześnie pod koniec tego pobytu, opisałby Pan stosunki polsko-niemieckie?

Jako pełne sprzeczności, ponieważ z jednej strony mogłem się sam przekonać, jak niesamowicie różnorodne i gęste są te stosunki, między miastami i gminami, w rejonie przygranicznym, na poziomie gospodarki, gdzie cały czas doświadczamy boomu, w kulturze. Jednocześnie, na poziomie politycznym, ze strony rządu polskiego wobec Niemiec przebija czasem ton, który - wyrażając się dyplomatycznie - wśród sojuszników, wśród partnerów Unii Europejskiej nie ma sobie podobnego, przez co te wzajemne stosunki polityczne pozostają poniżej swoich możliwości. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się lepiej wykorzystać potencjał, bo nawet patrząc na zmiany, jakie zachodzą w polityce Niemiec w kluczowych kwestiach muszę przyznać, że spojrzenie Niemiec na świat i Europę zbliżyło się do tego polskiego. W czasie mojego pobytu Niemcy i Polska przestały importować rosyjskie surowce, mogłem to wszystko obserwować z bliska. W ubiegłym tygodniu w Gdańsku przedstawiciele federalnego ministerstwa gospodarki i polskiego ministerstwa klimatu byli razem obecni przy rozładunku ropy dla rafinerii PCK Schwedt, mamy więc wspólne interesy, które nas łączą. Bardzo duży potencjał upatruję też w polsko-niemieckim działaniu na rzecz Ukrainy, jej odbudowy i utorowaniu drogi do Unii Europejskiej. Z pewnością będziemy z żoną tęsknić za Polską, ponieważ - tak jak czasem powtarzam - Polska to dla nas wciąż tylko na wpół odkryta tajemnica.




Z Ambasadorem Republiki Federalnej Niemiec w Polsce Thomasem Baggerem rozmawiała Olga Doleśniak-Harczuk (współprowadząca audycję Geopolis)







ten temat jest puszką Pandory i lepiej, by ta puszka pozostała nietknięta.


Oczywiście to Niemcy otworzyli Puszkę Pandory w 1939 roku i czas najwyższy, by za to zadośćuczynili.


mamy za sobą bardzo intensywne tygodnie spotkań, które dotyczyły kwestii odpowiedzialności za historię w stosunkach polsko-niemieckich

to nie jest kwestia historii, tylko zbrodni i rabunku


I powiedział to, co z perspektywy niemieckiej powinno zostać powiedziane. Mówił o odpowiedzialności, która nie przemija, ale mówił to mając przed oczyma naszą wspólną przyszłość. 

zawijas słowny, chwyt erystyczny


W ubiegłą sobotę w Siemianowicach gen. Schneiderhan wygłosił ponadto poruszającą mowę, w której poruszył kwestie historyczne. Niemcy rozumieją, że muszą z pełną powagą odnosić się do bólu i emocji Polaków związanych z II wojną światową , zarówno dziś, jak i w przyszłości. Ale to jest odrębna sprawa, a nie otwieranie puszki Pandory. Europie nie przyszłoby z tego nic dobrego. A zjednoczona Europa jest naszą przyszłością, nie tylko przyszłością Niemiec, ale i Polski.


"poruszającą" - gra na emocjach, i znowu odnośnik do emocjonalnie obojętnego terminu "historia" zamiast "zbrodnie"

"historia" to też coś, co było, a czego już nie ma - coś, co nie istnieje... rozmówca sugeruje więc, że rozmowa dotyczy czegoś, czego nie ma - jest to rozmowa o niczym.


rzecz raczej w tym, że istnieją różnice stanowisk naszych rządów i sposobu traktowania pewnych kwestii, w końcu na innych polach również występują różnice.

no i stanowisko Niemiec jest takie, że "nic nie było" (załatwia to termin "historia") i Niemcy nie chcą i nie będą płacić odszkodowań za swoją politykę. 



sprawa reparacji jest zamknięta, poza tym istnieje przecież więcej tematów historycznych

znowu łączy odszkodowanie za zbrodnie z terminem "historia" czyli "nic"


To dobre pytanie, jestem za nie wdzięczny. Śledziłem debatę, jaką wywołał w Polsce wpis twitterowy kanclerza Scholza i krytykę, z jaką go przyjęto. To dla mnie ciekawe zjawisko, proszę więc pozwolić, że odniosę się do niego nieco szerzej. Jest pewna fraza Willego Brandta z 1969 r, kiedy został kanclerzem Niemiec o "szczerym podejmowaniu wysiłku zrozumienia". To nie padło w kontekście polityki zagranicznej, ale przypomniałem sobie słowa Brandta, kiedy rozpętała się burza wokół tweeta kanclerza Scholza. Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.


To dla mnie ciekawe zjawisko - debata o wybielaniu Niemców ze swych zbrodni to "ciekawe zjawisko" - jak o studiowaniu życia mrówek - lekceważenie


 burza wokół tweeta kanclerza Scholza - połączone z - "szczerze podejmowany wysiłek zrozumienia"

zawijas słowny sugerujący, że debatujący szczerze próbowali zrozumieć treść komunikatu, ale byli zbyt głupi, by go pojąć...

Ponieważ w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe, poza niezrozumieniem, a jeżeli chce się coś zrozumieć, trzeba w to włożyć nieco wysiłku. - bełkot z którego nic nie wynika, ponieważ można to interpretować dwojako - w każdym razie powtarza to co wyżej - sugestia, że Polacy tu głupki, co nic nie rozumieją


Mamy zupełnie inne doświadczenia historyczne, operujemy innymi pojęciami. 

bełkot byle zbyć

Strona polska jest teraz na etapie demontażu sowieckich pomników, na których wyryto słowo "wyzwolenie" ponieważ uważa, że to nie było wyzwolenie tylko okupacja.

to jest podejrzane, w każdym razie podoba mu się, że obalamy te pomniki


 (Weizsäcker) przydał tej rocznicy nowego historycznego sposobu postrzegania

no, czyli zaczął zmieniać opinię o Niemcach, zaczął wybielać


To była wojna na wyniszczenie, która obróciła całą Europę i świat w perzynę, a Niemcy nie byli w stanie sami się wyzwolić, ani przez opór, ani poprzez wybory, tylko musieli zostać wyzwoleni z zewnątrz, przez aliantów. - no i właśnie to robi - kłamie, że Niemców trzeba było wyzwalać, jakby byli okupowani, jakby byli ofiarami - patrz wyżej wers o obalaniu pomników w Polsce.


Pokazał, że czterdzieści lat po zakończeniu wojny można na 8 maja patrzeć inaczej niż dotąd. 

można kłamać po prostu

W dzisiejszych Niemczech takie rozumienie końca wojny jest już oczywistością. To ciekawe, że 38 lat od przemówienia Weizsäckera, wpis kanclerza Scholza o wyzwoleniu jest odbierany jako zrównywanie wyzwolenia Niemiec np. z wyzwoleniem obozów koncentracyjnych, tak jakby to nie Niemcy, a ktoś inny przyniósł Europie narodowy socjalizm. 

Tylko, że nikt przecież nie dyskutuje z faktami, kanclerz Scholz również nie, mówimy o pewnym terminie, który - jeżeli się chce - można zrozumieć opacznie. To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia.

cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , podczas której dopuścili się barbarzyńskich mordów - cały czas unika tego jak ognia!


To jest moja opinia w związku z tą sprawą - brak woli by podjąć wysiłek zrozumienia. 

"jesteście głupi"


Bo co oznacza 8 maja 1945 roku dla Niemców? Oczywiście, że coś zupełnie innego niż dla Polaków.

oznacza przegranie wojny - ale czy na pewno, skoro dzisiaj pozycja Niemiec jest taka, jaka jest?

ale tego nie powie...


Ale co do tego, że ten dzień oznaczał wyzwolenie Niemiec i świata od narodowosocjalistycznego terroru, powinniśmy umieć się zgodzić. 

tu wkracza pożądana przez Niemców narracja zdejmująca z nich odium za wojnę


Dlatego z mojego punktu widzenia kontrowersje wokół wpisu kanclerza, to tylko kolejny dowód na to, że trzeba nam więcej starań o wzajemne zrozumienie. Nieporozumienia przychodzą nam łatwiej.

"jesteście głupi"


"nowym historycznym sposobie postrzegania"

słowo "wyzwolenie" kojarzy się z wolnością przyniesioną ofiarom, a nie sprawcom.

Niemcy próbują odwrócić pewne pojęcia.

Mogę Panią tylko zapewnić, że to nieprawda. Ani kanclerz Scholz, ani prezydent Weizsäcker, ani żaden inny polityk niemiecki, przywołujący ten termin, nie odwraca pojęć. Niemcy poprzez doświadczenie zniszczenia i totalnej klęski musiały zostać wyzwolone do demokratycznego, nowego początku, tak to rozumiemy i jak wynika z mojego doświadczenia w innych europejskich państwach, które cierpiały na skutek terroru narodowo-socjalistycznego, nie budzi to żadnych kontrowersji. Jedynie w Polsce.


cały czas unika pozycjonowania Niemców jako agresorów, którzy wywołali straszną wojnę , a jednocześnie uparcie powtarza swoje kłamliwe tezy - to bardzo charakterystyczne, to powtarzanie w kółko tych samych wersów, to jest po prostu pranie mózgu i oni wiedzą, mają takie doświadczenie, że to przynosi skutek - stąd ciągle tak mówi, takie frazy powtarza

spotkałem się z tym wielokrotnie - i to na pewno jest w ubeckim podręczniku


A jednak mam wrażenie, że tak jak w przypadku tematu reparacji, historia jest i pozostanie istotna, ale jak siedzi się za kierownicą, nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości. A to jest coś, czego brakuje mi w polskiej debacie.

zestaw bełkotu

"mam wrażenie" - wrażenie to "nie fakt" - i zbija to z: "tematu reparacji" kończy jednak zdanie:

"historia jest i pozostanie istotna" czyli znowu odwraca kota ogonem i reparacje nazywa historią, czyli przeszłością, co dodatkowo akcentuje w następnym zdaniu:

 nie można patrzeć tylko we wsteczne lusterko. Wspominając przeszłość należy to robić z twarzą zwróconą ku przyszłości - czyli - nie wspominajcie już o przeszłości, czyli niewygodnych  dla nas sprawach!

cały czas wierzy, że SŁOWA załatwią sprawę - dotychczas tak było, nikt nie podnosił tematu, bo...?

Bo Werwolf tego pilnował od strony formalnej?


ciągłe patrzenie wstecz może zniekształcić postrzeganie teraźniejszości i przyszłości.

bardzo ciekawe, dlaczego on twierdzi, że "ciągle" patrzymy wstecz? To nieprawda, po prostu sugeruje, ze jesteśmy upierdliwi, a to niegrzeczne... może zechcemy przez grzeczność zaprzestać "nękać" niemców o nasze odszkodowanie?

no i "postrzeganie przyszłości" - termin o niczym, enigmatyczne, ani słowa co on ma na myśli mówiąc "przyszłość" - a poza tym - przyszłość jako taka jest NIEZNANYM... pitolenie o niczym



dokończyć...





pamiętamy:

"Nie wiem co ma tu do rzeczy wzmianka o Krzyżakach. Jeśli uważasz, że szufladkuję Krzyżaków na złych, a Prusów na dobrych lub odwrotnie, to się mylisz. Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej."


niczego nie mówi 'do końca"

w każdym razie jest bardzo dobrze wyszkolony, widać, że trolle w polskim internecie i pan ambasador studiowali ten sam podręcznik

"Traktat o Rabowaniu Głupków"







Ambasador Niemiec w Polsce: w relacjach polsko-niemieckich nic nie jest łatwe [WYWIAD] - Polskie Radio 24 - polskieradio24.pl


Prawym Okiem: Sekcja Archeologii Średniowiecza KNSA UJ (maciejsynak.blogspot.com)











Odwrócony świat



Ludzie żyją w odwróconym świecie i bez uszkodzenia mózgu.

Wystarczy, że ten co nimi zawiaduje ma uszkodzony mózg...





przedruk





Po postrzale w głowę jego mózg zaczął działać w niezwykły sposób. 
Historia Pacjenta M




JOANNA ROKICKA

21.05.2023




Neuronauka wiele zawdzięcza mózgom osób, które zostały ranne w wyniku makabrycznych wypadków. Uszkodzenia tego organu umożliwiają lekarzom badanie funkcjonowania umysłu w warunkach, których nie dałoby się, przez wzgląd na etykę, odtworzyć w laboratorium. Jednym z takich przypadków jest Pacjent M, który zaczął doświadczać świata w inny sposób po tym, jak został postrzelony w głowę podczas hiszpańskiej wojny domowej.




Kula w mózgu hiszpańskiego żołnierza spowodowała, że zaczął widzieć świat pod innym kątem
Postrzelony w głowę 25-latek zauważał mężczyzn pracujących "do góry nogami" na rusztowaniu. Jego zmysły "przestawiły się" po urazie czaszki

Lekarz Justo Gonzalo Rodríguez-Leal obserwował Pacjenta M przez kolejne 50 lat, dostrzegając u niego szereg nietypowych objawów

Oprócz widzenia wszystkiego pomnożonego przez trzy, mężczyzna postrzegał również kolory "odklejone" od przedmiotów i "do góry nogami"

Pomimo ran wojennych i swojej nietypowości mężczyzna żył w zdrowiu wiele lat i przyzwyczaił się do innego obrazu świata



Pacjent M miał dwie dziury w czaszce: tam, gdzie kula weszła i wyszła

Hiszpańska wojna domowa była brutalnym konfliktem, który toczył się w tym kraju od 1936 do 1939 r. i zakończył zwycięstwem nacjonalistów nad republikanami. To doprowadziło do ustanowienia dyktatury pod rządami Francisco Franco.

Walczący po stronie republikanów żołnierz, nazwany później Pacjentem M, miał 25 lat, kiedy został postrzelony w głowę na polu bitwy w Levante w Walencji w maju 1938 r. Po wybudzeniu ze śpiączki dwa tygodnie później żołnierz nie widział na lewe oko i dostrzegał jedynie słabe błyski w prawym.


Pacjent M miał dwie dziury w czaszce, w miejscach, gdzie kula weszła i wyszła, ale ku zaskoczeniu lekarzy, odzyskał zdrowie bez konieczności przeprowadzenia operacji. Jednak jego obrażenia miały duże znaczenie dla rozwoju nauki związanej z funkcjonowaniem mózgu.
Uraz żołnierza był przełomem. Zmienił naukę o mózgu

Do czasu urazu Pacjenta M neurolodzy uważali, że mózg składa się z odrębnych obszarów, oddzielonych wyraźnymi granicami, które się nie nakładają. Jednak zniekształcone zmysły rannego żołnierza podważyły tę hipotezę. W efekcie lekarz o nazwisku Justo Gonzalo Rodríguez-Leal opracował nową teorię dynamiki mózgu.

Rodríguez-Leal obserwował Pacjenta M przez kolejne 50 lat, dostrzegając u niego szereg nietypowych objawów (które opisał). Oprócz widzenia wszystkiego pomnożonego przez trzy, mężczyzna postrzegał również kolory "odklejone" od przedmiotów. Mógł czytać litery i cyfry wydrukowane zarówno normalnie, jak i od tyłu do przodu, a jego mózg nie był w stanie dostrzec żadnej różnicy między nimi. Pacjent M był również w stanie odczytać czas na zegarku pod dowolnym kątem.

Jednak najciekawsze i najbardziej niezwykłe było to, że żołnierz widział wszystko tak, jakby zostało odwrócone. W książce opisującej jego przypadek pt. "Dynamika mózgowa" lekarz ujawnił, że weteran wojenny na przykład widział mężczyzn pracujących do góry nogami na rusztowaniu. Zmiany w działaniu jego zmysłów — wzroku, ale też słuchu i dotyku, zostały przetworzone przez jego mózg tak, jakby pochodziły z przeciwnej strony ciała.

Lekarz wyjaśnił, że kula trafiła prawdopodobnie w lewy obszar ciemieniowo-potyliczny mózgu żołnierza. Obserwując konsekwencje tego urazu, Rodríguez-Leal uznał, że mózg może nie być podzielony na odrębne obszary. Funkcje neurologiczne mogą być zorganizowane w gradienty, które rozciągają się na całą korę mózgową, z różnymi regionami oddzielonymi stopniowymi przejściami.
Pacjent M żył długo i cieszył się zdrowiem

Najbardziej nieoczekiwane było to, że pomimo tak poważnego urazu, mężczyzna był w stanie iść przez życie bez większych problemów.

Córka lek. Rodrígueza-Leala, Isabel Gonzalo, powiedziała w wywiadzie dla hiszpańskiej gazety "El Pais", że Pacjent M, którego tożsamości nigdy nie ujawniono — żył długo i zdrowo — zmarł dopiero pod koniec lat 90.

Były żołnierz przeżył 60 lat w swoim odwróconym świecie, ale nie przejmował się tym. Rodríguez-Leal uważał, że to efekt nieświadomej strategii radzenia sobie. Miałaby ona polegać m.in. na wybiórczej uwadze kierowanej na intensywne bodźce.



Po postrzale w głowę jego mózg zaczął działać w niezwykły sposób. Historia Pacjenta M (medonet.pl)

poniedziałek, 22 maja 2023

Dzień X ....





przedruk





- Rosja i inne państwa autorytarne prowadzą w Niemczech działania podsycające antyrządowy ekstremizm, co ma doprowadzić do podziałów w społeczeństwie oraz prób obalenia rządu - powiedział w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla agencji Associated Press szef niemieckiego Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) Thomas Haldenwang.


Niemieckie służby rozpracowały w ciągu ostatnich lat kilka spisków zawiązanych przez niewielkie grupy kojarzone z ruchem Reich Citizens, oskarżanym o planowanie ataków na infrastrukturę krytyczną w Niemczech, przedstawicieli władz i parlament. Służby wszczęły alarm, powiadamiając, że domniemani spiskowcy nabyli broń, a wśród nich znalazły się osoby, które nie są zwykle obserwowane przez agencje bezpieczeństwa, takie jak sędziowie i policjanci.


Haldenwang powiedział, że szczególnie niepokojąca jest obecnie współpraca wcześniej oddzielnie działających grup oraz ich wola wykorzystania przemocy w dążeniu do swoich celów.

- To, co łączy te wszystkie grupy, to to, że nienawidzą naszego kraju i naszej demokracji, odrzucają ją i pragną ją obalić - powiedział szef BfV.

Antyrządowi ekstremiści świadomie wykorzystują kwestie sporne, aby podsycać strach i zdobywać nowych zwolenników - pisze AP. Wśród takich problemów znajduje się zarówno migracja, jak i środki rządowe mające na celu ograniczenie pandemii Covid-19 oraz walka ze zmianami klimatycznymi. Niedawne rządowe plany zachęcenia Niemców do wymiany starych grzejników olejowych i gazowych na pompy ciepła, według rządu przyjazne dla klimatu, spotkały się z wrogością ze strony partii opozycyjnych, ale także grup ekstremistycznych. Chcą one wykorzystać obawy właścicieli domów, że zostaną obarczeni wysokimi kosztami energii.

"Wspierają podziały"

- Im bardziej złożony jest problem, im intensywniej trzeba się nim zająć, tym większa jest tendencja do szukania prostych odpowiedzi i popierania ludzi, którzy oferują łatwe rozwiązanie problemów - skomentował Haldenwang. - Często są to ludzie z kręgów ekstremistycznych - dodał.

Według szefa BfV różne lęki niemieckich obywateli są aktywnie podsycane przez działania takich krajów jak Rosja, w których interesie leży destabilizacja systemu w Niemczech.

- Kiedy (Rosjanie) rozumieją, że w danym kraju istnieją emocje, które mogą doprowadzić do podziałów, to je wspierają - stwierdził Haldenwang, zwracając uwagę na rozpowszechnianie dezinformacji przez rosyjskie media państwowe i serwisy internetowe. Jednocześnie w Berlinie działają rosyjscy agenci wspierający propagandę Moskwy.


"Może ponownie dojść do próby zamachu stanu"

- Naturalnie istnieją próby zbliżenia się do pewnych polityków z prawicy czy z lewicy. Raczej aby podzielić społeczeństwo, niż aby wesprzeć te partie polityczne - uważa szef niemieckich służb. Pod lupą BfV znalazła się prawicowa partia AfD, posłanka Lewicy Sahra Wagenknecht, a także poprzednik Haldenwanga, Hans-Georg Maassen, który został zwolniony pięć lat temu po uznaniu, że bagatelizował sprawy przemocy wobec imigrantów.

- Oczywiście jest to pozytywne dla Rosjan, jeśli mogą pozyskać takich ludzi do swoich celów i ewentualnie wykorzystać swój wpływ wobec określonej publiki - powiedział Haldenwang.
Również Chiny są coraz częściej postrzegane w Europie jako zagrożenie w teatrze wojny hybrydowej, chociaż wysiłki Pekinu mające na celu podważenie niemieckiej demokracji są uważane za bardziej subtelne niż Moskwy - pisze Associated Press.

Haldenwang ostrzegł, że w jego kraju może ponownie dojść do próby zamachu stanu, odnosząc się do konspiracji ekstremistycznego środowiska Obywateli Rzeszy, którego działania udaremniły niemieckie służby w grudniu 2022 r. Planowali oni opanować siedzibę Bundestagu oraz dokonać sabotażu sieci energetycznych, co miało doprowadzić do chaosu, w wyniku którego powstałyby warunki do przejęcia władzy w Niemczech.

- Wiemy o ludziach, którzy ponownie mówią o "Dniu X", kiedy pewne rzeczy mają się wydarzyć.

Monitorujemy takie działania bardzo intensywnie, bardzo uważnie i jestem pewien, że wraz z innymi służbami bezpieczeństwa będziemy w stanie w porę zainterweniować - ujawnił Haldenwang.



środa, 10 maja 2023

Nożownik - Ustawka mediów

 







Znowu to samo...


Nożownik – w dawnych czasach rzemieślnik na podgrodziu zajmujący się wytwarzaniem noży.
 Dziś – określenie hobbysty lub rzemieślnika zawodowo zajmującego się powyższym.

 
Zamiast "nożownik" powinno być "atak z użyciem noża".
 
Albo - "hobbysta zaatakował"




Słowo "nożownik" użyć można też jako określenie kogoś, kto zwyczajowo używa noża do rabunku - ale czy tak jest? Istnieje taka profesja w Polsce, specjalizacja w sztukach walki na noże - jak w filmach to pokazują??

Gdyby tak było - miałoby to jakiś sens - "o, policja wie o tym facecie, że stosuje nóż zamiast broni palnej podczas rabunku"

- "to mistrz walki na noże - szpicle donoszo, że w zeszłym roku w tajnych ustawkach zwyciężył po kolei z 20-toma przeciwnikami!",
- "ksiondz Mateusz mówił, że też widział"
- "są specjalne techniki walki nożem, których trzeba uczyć się wiele lat. W sumie to nie wiem, czy tak jest, ale tak przynajmniej wygląda to w w filmach więc domyślom się, że tak musi być..."
- "ostatnio widziołem taki pojedynek w filmie >>Scorpion<< Skoro w filmach tak jest, to w życiu też tak musi być, tylko my tego nie widzimy jeszcze".

To logiczne - mózgu pod czaszką też nie widzimy... a jest!

tylko że:  u nas nie ma rabusiów, co grasują bezkarnie latami i zasługują na termin "nożownik". U nas nie ma gangów, bandytów, którzy co wieczór w każdy czwartek, jak to pokazują w amerykańskich filmach, wyciągają nóż sprężynowy w ciemnym zaułku. 

Polska jest krajem stosunkowo bezpiecznym, o niskiej przestępczości.


Po co mediom "klasyfikacja" przestępstw w zależności od użytego narzędzia?? 



Polska jest piątym najbardziej bezpiecznym krajem Europy, a trzecim w Unii Europejskiej. Co więcej, sytuacja z roku na rok się poprawia.



Wg poniższej grafiki, w Niemczech jest prawie 3 razy gorzej niż w Polsce, w Wlk. Brytanii prawie 6 razy gorzej!







Tymczasem media zwyczajowo nazywają tak - stygmatyzują - osoby, które noża użyły przypadkowo, spontanicznie.


Ktoś - na co dzień przeciętny, pod wpływem problemów, emocji albo alkoholu sięga po pierwsze ostre narzędzie leżące na stole i zostaje nazwany - zaszufladkowany, skatalogowany jako "nożownik".

Abstrahując od faktu, że porwał się na cudze życie lub zdrowie - jest stygmatyzowany.

Okazuje się, że człowiek, którego spotykaliśmy czasami w sklepie, w innej prywatnej sytuacji, pod wpływem alkoholu i emocji wdał się w bójkę i zranił kogoś nożem. Czy to znaczy, że jest "nożownikiem"? Ale może był opętany - tego już się prawdopodobnie nie dowiemy...


Pamiętacie ministra Wróbla, tego od zamachu smoleńskiego?



"Grzegorz zasztyletował i poćwiartował ojca. Nadal przebywa w szpitalu, ale ma dużo swobody"

"W pewnym momencie chwycił za nóż i ugodził. Potem poćwiartował ciało piłą do cięcia drewna, popakował w rolki tapet, schował do samochodu.

Potem wywiózł nad zalew i szczątki wrzucił do wody. Do wszystkiego przyznał się policjantom podczas przesłuchania. Podczas rozprawy aresztowej - już po rozmowie z adwokatem - Grzegorz W. nagle odwołał swoje wcześniejsze zeznania. Stwierdził, że nie zabił ojca. Sąd odrzucił jego argumenty.* Powód?

- Składając u nas wyjaśnienia doskonale wkomponował się w to, co wiedziała już prokuratura. Krew na podłodze, nóż, łódka, zalew. Jego historia i nasze ustalenia się doskonale zazębiły, więc teraz to sobie może odwoływać zeznania, procesowo to nie ma dla nas praktycznie znaczenia - mówił nam jeden z policjantów."


Może jak się "przyznawał", to był opętany??


W każdym razie - nie pamiętam, żeby media coś mówiły o "nożowniku". 
A wy, pamiętacie?


Pamiętacie określenie "nożownik z Krakowa"?


Czy jak ktoś jest na ulicy notorycznie zaczepiany przez jakiś nieznajomych, którzy naruszają jego prywatność i mir, to czy istnieje "szansa" że nagle wytrącony z równowagi rzuci się na kogoś na ulicy?

"panie, ja tylko sobie szedłem ulicą, nic nie machałem łapami, ani nawet nic nie mówiłem - i nie było żadnej synchronizacji - to "przypadek"...".



To nie tyle pokątni ludzie są stygmatyzowani, co po prostu Polacy są stygmatyzowani. 


Podobnie stygmatyzuje się leśników i innych Polaków przez tzw. "obrońców drzew".


I to się dzieje krok po kroku...

Wiemy, co to oznacza.



Czy jak używa się nożyczek do walnięcia kogoś w emocjach to zostaje się "nożyczkownikiem" ??
Czy media napisały kiedyś o "kamienicznikach", co wyrywali kostkę brukową podczas protestów we Francji?


To dlaczego POWTARZAJĄ termin "nożownik" ??

 
Stosowanie tego terminu oswaja Polaków ze "specjalizacją" w rabunku itd. czyli - oswaja z istnieniem w społeczeństwie "zawodowych" rabusiów (a koresponduje to z tym, co ludzie widzieli w filmach z polskim tłumaczeniem), czyli jest to przyzwalanie na taki sposób zachowań...

 
Kolejny wzorzec.

Wprowadzany poprzez POWTARZANIE.

Powtarzanie prowadzi do nawyku.
Nawykowego postrzegania innych na przykład...



W kontekście kibiców media często mówią "ustawka", to dlaczego nie o mediach, które permanentnie stosują nieadekwatne terminy??






Prezydent Białorusi pojechał 9 maja do Rosji na paradę - media opisują, że mało się pokazywał, że ponoć "bierze kroplówkę" i że "jechał w obstawie z karetką".



Dlaczego nikt nie napisze otwartym tekstem, że po zamachach w Rosji, Łukaszenka obawia się zamachu na swoje życie?

Dlaczego nie piszą o tym ,zamiast tego zadają pytania, albo dziwują się?
Tyle wielkich mediów w Polsce, tylu komentatorów i nikt nic nie napisał.

Wiesz dlaczego?



* "Stwierdził, że nie zabił ojca. Sąd odrzucił jego argumenty."


Artykuł nie przytacza "argumentów".





Prawym Okiem: Zdolność SI do opętania - A nie mówiłem??!! (14) (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: "zmartwychwstania" w postaci cyfrowej - A nie mówiłem??!! (13) (maciejsynak.blogspot.com)




Najbezpieczniejsze kierunki dla kobiet podróżujących solo. Polska w pierwszej dziesiątce - Traveler (national-geographic.pl)

Najbardziej bezpieczne kraje w Europie. Polska w ścisłej czołówce (businessinsider.com.pl)

Morderstwo Eugeniusza Wróbla w Rybniku. Grzegorz zasztyletował i poćwiartował ojca. Nadal przebywa w szpitalu, ale ma dużo swobody | Dziennik Zachodni



nożownik zabił ministra wróbla - Szukaj w Google


Prawym Okiem: Armia europejska - A nie mówiłem? (15) (maciejsynak.blogspot.com)