Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

niedziela, 22 września 2019

Nie był sobą... nielegalne przeszczepy na Bałkanach



„Rozcięliśmy naczynia, a kiedy wyjąłem serce, nadal biło. Nie wiem jak to zrobiłem. "


„Zacząłem tak, jak mnie nauczono: kładziesz lewą rękę na klatce piersiowej, aby ją trzymać, a prawą ręką bierzesz skalpel i prowadzisz go. Położyłem lewą rękę na jego klatce piersiowej i zacząłem ciąć. Kiedy dotarłem do samego dołu, krew zaczęła chlustać. Kiedy go przecinałem, gdzieś w połowie zaczął krzyczeć, żebyśmy go nie zabijali, a potem stracił przytomność. Nie wiem, czy stracił przytomność, czy zmarł. Nie wiem, bo nie byłem sobą”.

Nie był sobą....


-----


Na podstawie zeznań dostarczonych przez amerykańskiego dziennikarza Michaela Montgomery'ego i przetworzonych przez UNMIK misja ONZ w Kosowie rozpoczęła 4 i 5 lutego 2004 roku ekspertyzę medyczno-kryminalistyczną w domu na południe od Burrelli w północnej Albanii, przeprowadzoną przez specjalistów Toma Grange'a i Hroara Frydenlunda.
Niekompletna, ale jedyna dostępna kopia - jej zdjęcia można zobaczyć tutaj.

Krwawe ślady w Żółtym Domu

Raport, skierowany do Jose Pablo Baraybara, ówczesnego szefa Biura UNMIK ds. Zaginionych i Medycyny Sądowej, zawiera listę przedmiotów znalezionych w pobliżu Żółtego Domu. Należą do nich strzykawki i opakowania leku Tranxene (lek przeciwlękowy, zwiotczający i uspokajający mięśnie - red.), Chloraphenical 250 mg (w rzeczywistości preparat nazywa się Chloramphenicol, popełniono dwa błędy w raporcie w jego nazwie, to antybiotyk - red.), Cimarizine 25 mg (bloker kanału wapniowego, stosowany do aktywacji krążenia krwi - red.), Buscopean 10 mg (przeciwskurczowy, stosowany przy kolkach nerek i innych organów - red.), fragmenty odzieży chirurgicznej, pusta kabura pistoletu.
Przedstawiciele ICTY z pewnością wiedzieli o badaniu UNMIK w Żółtym Domu, ponieważ Matti Raatikainen, szef zespołu śledczego Trybunału w Hadze, został wspomniany w raporcie z jego wyników.

Jednak pomimo faktu, że badanie zostało przeprowadzone przez poważną organizację międzynarodową, za wiedzą Trybunału w Hadze, wygląda to raczej dziwnie: z dwóch ekspertów tylko Grange podpisał dokument, Frydenlund nie pozostawił na nim podpisu; znalezione przedmioty są niedbale opisane - ani ich ilość, ani stan nie są wskazane, nie pobrano próbek ewentualnie zachowanego na nich materiału biologicznego. Nie jest również jasne, dlaczego przestępcy, skoro „Żółty Dom” był miejscem pobierania organów w latach 1999–2000, nie usunęli dowodów rozrzuconych wokół domu w ciągu czterech lat przed przybyciem ekspertów.
Przeprowadzono testy luminolu (reakcja chemiluminescencyjna luminolu, substancji powodującej świecenie krwi niebiesko-fioletowym światłem), która wykazała obecność licznych śladów krwi na podłodze w kuchni. Jednak z nieznanych przyczyn, po ustaleniu faktu ich obecności, nie przeprowadzono dalszych badań: nikt nie starał się dowiedzieć, czy była to krew ludzka, czy krew zwierzęca. Nie wykonano testów na ludzką hemoglobinę.

Biały Dom: rodzili dzieci i zabijali zwierzęta

W 2008 roku serbski kanał telewizyjny B92 nagrał dwuczęściowe śledztwo wideo „Tajemnice Żółtego Domu”, w którym odbyła się rozmowa z właścicielami tego domu (do tego czasu zresztą przemalowanego na biało) - starszym mężczyzną i jego młodą krewną, którzy najpierw powiedzieli, że w kuchni rodziła jedna z kobiet z ich rodziny - w 1990 i 1991 roku, a następnie dodali, że w domu może być też krew zwierząt zarżniętych na podwórzu.
Albański prokurator okręgowy Arben Dulјa, który zgodził się porozmawiać z zespołem B92, również zaprzecza odkryciu strzykawek w pobliżu domu, o czym wyraźnie wspomniano w raporcie z badań kryminalistycznych z 2004 roku. Jednocześnie wnuczka właściciela domu twierdzi, że cała rodzina używa strzykawek - dziadek jest stary i chory, matka też, i po prostu wyrzuca się je wraz z resztą śmieci. Zeznania albańskiego prokuratora i właścicieli dotyczące znalezionych butelek leków też nie są zbieżne. Dulja twierdzi, że w pobliżu domu znaleziono tylko dwie ampułki penicyliny (w rzeczywistości w raporcie UNMIK opisano tylko Chloramphenicol), podczas gdy młoda gospodyni powiedziała, że preparatów na zwiotczenie mięśni używał jej brat, który miał reumatyzm, dlatego spędził dwa miesiące w szpitalu. Jednak Tranxene, który działa również jako środek rozluźniający mięśnie, nie jest stosowany w leczeniu bólu reumatoidalnego, jak można sądzić na podstawie źródeł medycznych.

Transplantolog amator. Otwieranie żeber za pomocą kałasznikowa

Serbska prokuratura ds. zbrodni wojennych przeprowadziła również dochodzenie w sprawie zaginionych Serbów w Kosowie. W 2012 roku stacja telewizyjna RTS opublikowała wywiad wideo z jednym z chronionych świadków serbskiej prokuratury - niższym rangą członkiem AWK, który twierdził, że był bezpośrednio zamieszany w przestępstwo. Rzecznik prokuratury ds. zbrodni wojennych Bruno Vekaric powiedział w tym czasie, że opublikował te zeznania, aby historia czarnej transplantologii nie została ponownie zamieciona pod dywan.
Podczas szkolenia pokazano nam, jak w razie potrzeby przeszczepić jedną lub drugą część ciała - nerki, serce, płuca z jednego ciała do drugiego - wspomina świadek, zauważając, że uczono ich tego na plastikowych i gumowych manekinach.


Stwierdzenie, że osoby bez wykształcenia medycznego nauczono podstaw transplantologii, wydaje się mało wiarygodne, jednak serbski prokurator ds. zbrodni wojennych Vladimir Vukcevic, komentując zeznania swojego informatora, zauważył, że jego wydział dokładnie sprawdzał świadka i jego zeznania przez ponad rok i doszedł do wniosku, że bez względu na szokujące szczegóły jego historii można mu wierzyć.
Świadek opowiedział o tym, jak przywieziono mu na „operację” młodego mężczyznę niealbańskiej narodowości w wieku 19–20 lat. Bojownicy AWK trzymali jego kończyny, aby nie mógł się ruszyć. Sama operacja została przeprowadzona pod kierownictwem pewnego lekarza:
„On (lekarz) powiedział mi, co mam robić: (...) wykonać nacięcie w linii prostej od początku krtani do końca żeber”. „Zacząłem tak, jak mnie nauczono: kładziesz lewą rękę na klatce piersiowej, aby ją trzymać, a prawą ręką bierzesz skalpel i prowadzisz go. Położyłem lewą rękę na jego klatce piersiowej i zacząłem ciąć. Kiedy dotarłem do samego dołu, krew zaczęła chlustać. Kiedy go przecinałem, gdzieś w połowie zaczął krzyczeć, żebyśmy go nie zabijali, a potem stracił przytomność. Nie wiem, czy stracił przytomność, czy zmarł. Nie wiem, bo nie byłem sobą”. Następnie nakazano świadkowi wykonanie kolejnego nacięcia. Wspomina, że jeden z asystentów lekarza zapomniał wziąć nożyczki do przecinania żeber, więc świadek musiał użyć bagnetu z karabinu Kałasznikowa, który można zamienić w nożyczki.

Wyjąć serce „na kolanie” - fikcja czy rzeczywistość?

On (lekarz) włożył obie ręce w ciało. Potem przyszedł inny lekarz i powiedział: Musimy szybko skończyć. Mamy bardzo mało czasu. W tym czasie znajomy doktora przyniósł jakiś pojemnik, otworzył go i postawił obok mnie - wspomina świadek serbskiej prokuratury.

Szczegółowo opisuje podwiązanie naczyń krwionośnych nićmi chirurgicznymi, co należało zrobić, ponieważ jeden z lekarzy zapomniał o zaciskach. A zakończenie operacji wyjęcia serca w jego opisie wyglądało tak: „Rozcięliśmy naczynia, a kiedy wyjąłem serce, nadal biło. Nie wiem jak to zrobiłem. Włożyłem je do pojemnika, który przyniósł asystent lekarza. Przyniósł także trzy fiolki. Jeden ze starszych dowódców powiedział do mnie: Dobra robota! Potrzebujemy takich bojowników w Kosowie!”.
Zeznania świadka serbskiej prokuratury wywołały kontrowersyjne reakcje w serbskiej społeczności medycznej. Niektórzy chirurdzy i transplantolodzy uważają, że bardzo specyficzne warunki i duży zespół wykwalifikowanego personelu medycznego są niezbędne do pobrania i terminowego transportu narządów. Zoran Stankovic, doktor medycyny, patolog i były minister zdrowia Serbii, w swoim komentarzu dla Sputnika mówi, że sytuacja jest dwuznaczna: tak, pobieranie organów wymaga specjalnych warunków, ale nie możemy być pewni, że nie było ich w Albanii, ponieważ „Żółty Dom” nie był jedyną lokalizacją wykorzystywaną w tym przestępczym biznesie. Ponadto brak konieczności dbania o przeżycie i jakość dalszego życia dawcy niweluje niektóre wymagania dotyczące operacji.

W przypadku przeszczepu narządów należy przestrzegać bardzo surowych warunków. Nie jestem pewien, czy „Żółty Dom” spełniał te warunki. Może gdzieś indziej one były spełnione. Takie operacje wymagają obecności dobrze wyszkolonego zespołu lekarzy, a ten, dla kogo przeznaczone są narządy, powinien być blisko, ponieważ trzeba zmieścić się w przedziale kilku godzin od momentu pobrania narządu do przeszczepienia go biorcy - powiedział Stankovic.
Według serbskiej prokuratury ds. zbrodni wojennych nie ma sprzeczności pomiędzy brakiem warunków do operacji chirurgicznych w Żółtym Domu a ich rzekomym przeprowadzaniem w Albanii, ponieważ według posiadanych informacji w sprawę zaangażowane były instytucje medyczne, podczas wojny wykorzystywane do leczenia bojowników AWK, w tym szpital przy koszarach Bajram Curri (miasto na północy Albanii, centrum administracyjne okręgu Tropoja), klinika przy fabryce Coca-Coli w Tiranie oraz szpital neuropsychiatryczny w więzieniu nr 320 Burreli. Jednak prokuratura nie opublikowała do tej pory dowodów dotyczących tych placówek medycznych.
W końcowej części materiału opowiemy, dokąd trafiły dowody, dlaczego zeznania świadków zostały uciszone do 2008 roku i gdzie trzymane są dowody rzeczowe z „Żółtego Domu”.



Wyginięcie rasy neandertalskiej



Jak byłem w Rzymie w maju tego roku, zaczepił mnie jakiś sprzedawca, jakich tam pełno - Murzyn - i zaczął się dopytywać, skąd jestem.

Szybko porzucił to pytanie i głośno zapytał: "RASA??!" Kilka razy powtórzył to słowo, bardzo wyraźnie i głośno.


Nie powiedział po angielsku rejs (race), ale dokładnie tak jak się mówi po polsku - RASA - co też bez sensu trochę, bo co ma skąd pochodzę - do rasy??

Widać przecież, że jestem biały, a są tylko 3 rasy.

Może nie znał słowa angielskiego na określenie narodowości, ale w końcu też mógł zapytać: z jakiego kraju przyjechałem. Skoro handlował na ulicy na pewno znał wiedział jak to powiedzieć.

Zastanowiło mnie to wtedy, ale ...to tyle.

Kilka dni temu ktoś zarzucił mi na czacie, że piszę po polsku, zamiast po angielsku, nazywając język polski - klingońskim, potem zaczął mnie obrażać i pouczać - cały czas po angielsku, aż w końcu napisał, że ja jestem inna rasa niż on.

Zacząłem więc się dopytywać, cały czas odpowiadając mu po polsku - bo co będę do ubeka po angielsku pisał - jakiej on jest rasy, bo ja się za bardzo nie znam. 

Może z rasy szympansiej, albo z rasy orangutanów??
Zapytałem też, czy może z rasy neandertalskiej - niestety nie odpowiedział już...


No i dzisiaj taki artykuł... już pisałem kiedyś, że zachowanie ubeków przypomina mi zachowanie kilkuletnich dzieci, które znęcają się nad jakimś swoim kolegą, albo jakimś owadem... zupełnie beznamiętnie, jak roboty, jakby zupełnie nie czuli, że czynią źle.

Do tego rasizm niemiecki i w końcu w zeszłym roku - odkrycie, że opętanie naprawdę istnieje - czy w ludziach przemieszkują ...właśnie oni - nieudany odpad genetyczny, element pośredni na drodze do człowieka, porzucony przez stwórcę na wyginięcie...?




Naukowcy z Uniwersytetu Nowego Jorku w Stanach Zjednoczonych doszli do wniosku, że neandertalczycy mogli wymrzeć z powodu przewlekłych infekcji ucha - poinformowano na Phys.org.
Antropolodzy zrekonstruowali trąbki Eustachiusza wymarłego gatunku ludzkiego, czyli kanały łączące jamę ucha środkowego z gardłem. Okazało się, że u dorosłych neandertalczyków te anatomiczne struktury przypominały trąbki Eustachiusza współczesnych ludzkich niemowląt, które są podatne na infekcje i stany zapalne ucha środkowego. W wieku pięciu lat kąt kanałów zmienia się u ludzi, co nie pozwala dłużej bakteriom pozostawać w uchu.
Struktura ucha środkowego u neandertalczyków nie zmieniała się z wiekiem, co czyniło ich podatnymi na infekcje i związane z nimi powikłania, w tym infekcje dróg oddechowych, utratę słuchu i zapalenie płuc.
Zakażenia mogły również stawać się chroniczne, co zagroziłoby przetrwaniu całej grupy i zmniejszyłoby konkurencyjność w zakresie zdobywania pożywienia i innych zasobów w porównaniu z homo sapiens.



czwartek, 19 września 2019

Rosyjskie MSZ, a powrót Kresów Wschodnich do Polski





Z gazeta.pl:


"ZSRR nie okupował Polski w 1939 r. To nadużycie"


Ambasada Rosji w RPA sprzeciwiła się nazywaniu "agresją" wkroczenia na polskie tereny i opublikowała tweet, z którego wynika, że to Polska była agresorem: miała "okupować Białoruś i Ukrainę od 1920".


W podobnym tonie [nieprawda! - MS] wypowiedział się Siergiej Iwanow, były szef administracji prezydenta Rosji, a obecnie szef rady opiekuńczej Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego. Stwierdził, że w momencie, gdy wojska Armii Czerwonej wkraczały na Kresy Wschodnie, Polska nie istniała jako państwo, bo sama była już pod okupacją nazistów.

"Bardzo dużo się teraz mówi, że okupowaliśmy Polskę, podzieliliśmy ją, i tak dalej. To nie okupacja, dlatego, że ludność zarówno krajów bałtyckich, jak i Polski stawała się obywatelami Związku Radzieckiego ze wszystkimi będącymi tego konsekwencją prawami i obowiązkami. Wielu obywateli tych terytoriów zaczęło wchodzić do elity radzieckiej, politycznej i twórczej. Czy bywa taka okupacja?" - napisał w stanowisku przekazanym agencji RIA Novosti, którą cytuje RMF24.pl.


Agencja dodała w komentarzu, że Armia Czerwona miała na celu wręcz "ochronę życia i majątku Ukraińców i Białorusinów mieszkających we wschodnich obwodach państwa polskiego, które się rozpadło".




Podoba mi się wypowiedź Pana Iwanowa, który zaprzecza twierdzeniom ambasady Rosji w RPA, że jakoby Polska okupowała Białoruś i Ukrainę (od roku 1920).

Jak analogicznie czytamy powyżej, twierdzi on, że jeśli w tamtym czasie obywatele na terenach współczesnej Ukrainy i Białorusi wchodzili do polskiej elity politycznej i twórczej – to znaczy, że ci ludzie nie byli pod okupacją.

W II RP działało 9 legalnych ukraińskich partii politycznych.


oraz kilka białoruskich



Więc wg Pana Iwanowa - Polska nie okupowała Białorusinów ani Ukraińców.


31.08. 2009 Warszawa (PAP/Media) - Pakt Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 r. można potępić "z pełnym uzasadnieniem", ale ZSRR zdecydował się na jego zawarcie, bo pozostał "sam na sam" z Niemcami, ewentualni sojusznicy już wcześniej podpisali podobne porozumienie z III Rzeszą - przekonuje premier Rosji Władimir Putin w artykule opublikowanym w "Gazecie Wyborczej", w przeddzień 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Tymczasem minister Ławrow...

Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow skomentował słowa szefa Pentagonu Marka Espera o Rosji. Wczoraj Esper oświadczył, że „byłoby piękne, gdyby Rosja mogła zachowywać się jak bardziej normalny kraj, podzielający zachodnie wartości razem z USA, Francją i innymi sojusznikami NATO”.


Wezwał nas do postępowania jak normalny kraj, a nie jak Stany Zjednoczone. W przeciwnym razie musielibyśmy bombardować tenże Irak, Libię – dopuszczać się jaskrawych naruszeń prawa międzynarodowego
- zareagował Ławrow na konferencji prasowej po rozmowach szefów MSZ i resortów obrony Rosji i Francji w formacie „2+2”.
Ławrow dodał, że chcąc spełniać życzenia Waszyngtonu, Moskwa musiałaby przeznaczyć „miliony na ingerencję w sprawy innych państw, tak jak zrobił to Kongres”.


Bardzo cieszy mnie ta wypowiedź, chciałbym się dowiedzieć od Pana Ławrowa, na podstawie jakiego prawa międzynarodowego ZSRR odebrała Polsce tereny na wschód od rzeki Bug - bo wszędzie można się tylko doczytać, że „tak to zostało ustalone”.

Stało się to bez udziału i zgody przedstawicieli Państwa Polskiego, z jaskrawym naruszeniem prawa międzynarodowego - zasad Karty Atlantyckiej podpisanej przez ZSRR w 1941 roku - narzucono Polsce krzywdzące warunki w sytuacji, gdy na terenie Polski stacjonowały wojska radzieckie.

Poniemieckie ziemie przyznane Polsce traktuję jako rekompensatę za napaść niemiecką w 1939 roku, ale może słowo „rekompensata” użyte w ich kontekście dotyczy utraty Kresów Wschodnich?


>>Od początku II wojny światowej wskazywano na konieczność zmiany granic i wytyczenia granicy lepszej do obrony, tj. krótszej. Pierwszym ugrupowaniem, które podniosło postulat objęcia ziem po Odrę i Nysę Łużycką była założona w październiku 1939 r. konspiracyjna Ojczyzna. Pierwsze oficjalne roszczenia terytorialne władze polskie zgłosiły w listopadzie 1940 r., a obejmowały one niemiecki Górny Śląsk, Gdańsk oraz Prusy Wschodnie. Postulat ten potwierdziła uchwała rządu z grudnia 1942 r. Również Delegatura Rządu na Kraj wskazywała w tym czasie również na konieczność przyłączenia Pomorza po Kołobrzeg. W marcu 1944 r. Rada Jedności Narodowej postulowała włączenie do Polski Prus Wschodnich, Pomorza po ujście Odry i niemieckiej części Górnego Śląska[4].

Pierwszym przywódcą, który zaproponował przesunięcie granicy polsko-niemieckiej na zachód był Józef Stalin, a propozycja taka padła w grudniu 1941 r.
Polski rząd słusznie obawiał się jednak, że zmiany terytorialne na zachodzie mają mieć charakter rekompensaty za stratę Kresów Wschodnich, dlatego propozycję przyjęto wstrzemięźliwie i zadeklarowano tylko konieczność włączenia do Polski Prus Wschodnich i Gdańska. Faktycznie kilka dni później taką propozycję przywódcy ZSRR złożyli Wielkiej Brytanii.
<<


Jeśli tak, to znaczy, że mocarstwa podejmując decyzję o zaborze przez ZSRR terenów wschodnich Polski traktowały tą decyzję jednoznacznie – jako strata dla Polski, a nie jako dziejową sprawiedliwość w związku z – jak to twierdzi dziś ambasada Rosji w RPA – domniemaną okupacją tych terenów przez Polskę w czasie międzywojnia.

Gdyby to była „dziejowa sprawiedliwość” to ziem zachodnich nie nazywano by rekompensatą za utratę Kresów.

Ziemie Odzyskane należą się Polsce jako rekompensata za napaść Niemiec – to także forma kary dla niemców – która też - przypomnijmy – miała zlikwidować pruskie militarne tendencje w niemczech – jak widać po Werwolfie i kradzieży Kosowa przez NATO – bezowocnie.

Zaś przejęcie przez ZSRR polskich Kresów Wschodnich – to był zabór naszej własności - „ingerencja w sprawy innego państwa” i „jaskrawe naruszenie prawa międzynarodowego” - jak to się wyraził minister Ławrow.


W związku z powyższym oczekuję od rosyjskiego MSZ nowego i wyraźnego stanowiska w tej sprawie – ZSRR niezgodnie z prawem międzynarodowym bezprawnie zajęły polskie tereny, zaś Rosja jako prawny następca ZSRR stwierdza, że chcąc być w porządku wobec prawa, nadal posiadać moralne prawo do pouczania innych jak należy postępować lecz przede wszystkim - by SZANOWAĆ PRAWO I STOSOWAĆ SIĘ DO NIEGO - powinna optować za zwrotem tych ziem Polsce i zaprosić do stołu zainteresowane kraje – w tym USA i Wlk. Brytanię i jeszcze raz omówić sytuację powojenną – dokonać bilansu ostatnich 74 powojennych lat.

Polska powinna odzyskać swoją własność tj. utracone Kresy Wschodnie.

W związku z tym, że obecnie terenami tymi administrują Ukraina i Białoruś, być może winniśmy tak naprawdę porozmawiać o stworzeniu federacji opartej o wspólnotę języka i historii: Polski, Białorusi, Ukrainy – oraz Słowacji i Mołdawii. W kolejnych krokach rozszerzoną o inne kraje słowiańskie.


Bez wątpienia ZSRR ocaliła Polaków przed fizyczną zagładą ze strony Niemiec.

Nie wolno o tym zapominać, nie zaproszenie Prezydenta Rosji na obchody 80 rocznicy napaści Niemiec na Polskę jest niedopuszczalne i jest przejawem niemieckiej polityki w Polsce.

Niemiecka agentura w polskojęzycznych mediach nieustannie wmawia Polakom, że wszystko co złe to Rosja, ponieważ w ten sposób podsuwają Polakom gotową definicję wroga - odsuwając podejrzenia od siebie.


To drugi problem do omówienia w gronie jw. - powstanie Werwolfu w Polsce jest zaniedbaniem ze strony trzech mocarstw – głównie ZSRR, które organizowało na terenie Polski służby specjalne.

Demontaż pomników poświęconych żołnierzom radzieckim – jest to niedopuszczalne.
Pomniki są również fizycznym i historycznym dowodem na wydarzenia wojenne. Nie powinniśmy ich demontować, choć na pewno należy ustalić wspólnie ich treść – tak by była akceptowalna, głównie dla Polaków.

Tu szczególnie zwracam uwagę na treść, która unika określania narodowości niemieckiej, stosuje zaś określenia jak hitlerowcy, naziści lub faszyści - co jak pokazuje praktyka służy niemcom do fałszowania historii i wybielania Niemiec od odpowiedzialności za wojnę, przenosząc ją w pierwszej kolejności na nieokreślonych faszystów/nazistów, by w kolejnych krokach przykleić te określenia do Polaków – co już obserwujemy.

Inna sprawa to zabawy grafiką - wkomponowanie w liczbę „80” samolotu i bomb – ZABAWY W LOGO 80 ROCZNICY to niedopuszczalne trywializowanie wydarzeń wojennych, BRAK SZACUNKU DLA OFIARY WSZYSTKICH LUDZI BIORĄCYCH UDZIAŁ W WALCE Z NIEMIECKIM NAJEŹDŹCĄ.....

Czy winniśmy oczekiwać od Rosji odszkodowania za te ponad 70 lat nieobecności Kresów Wschodnich w naszych granicach, a także za zaniedbanie ws. Werwolfu – formalnie tak, jest to do dyskusji.

Najpierw należy się z Werwolfem rozprawić i pomyśleć nad kolejną karą dla Niemiec za utajone obalanie państw – chociażby poprzez przymusową reslawizację terenów byłej NRD i utworzenie tam Kraju Połabskiego pod kontrolą Rady Regencyjnej Federacji Słowiańskiej.





















środa, 18 września 2019

Nienawiść



Zapewne poznaniacy pamiętają sprawę "mam 20 zł w mojej kieszeni" - a więc pewnie znają też sprawę linii 125.

Co stało się tamtej nocy? Sądzę, że usiłowali odblokować Elyzjum - dlaczego W TAKI SPOSÓB?

MYŚLĘ, że już znam odpowiedź...



Pan-dawa Pandu zabija cudownego jelenia - Mahabharata

Ścinanie kani

mord rytualny

męka Jezusa

Kain zabija .....Abla

syn marnotrawny zabija ojca - minister Wróbel

Kylo zabija Hana Solo

zabójstwo Cezara

legendy egipskie

stworzenie świata wg legend japońskich

syn marnotrawny zabija swego Stwórcę...







król wilków niszczy raj Mateusza - Akademia Pana Kleksa

zwyrodniała lalka Adolf\Alojzy  - twór Filipa - niszczy... raj

kleks to żyd - u Fredry

Pan Bóg - w Bibli - zwyrodniały psychopata podszywający się pod Boga (rządzą nim uczucia - czyli coś ponad "Bogiem")

Piotruś Pan

Czarny Piotruś - Joker...

faun Pan

Pan Kleks - Alef.... obala raj księcia i więzi Mateusza w klatce - pod inną postacią ...


i wiele innych tych samych historii..


A jak było naprawdę?
Co było pierwowzorem?

Stwórca odmawia Elysjum swym wadliwym zwyrodniałym tworom.
Wygania Adama.

Rudy Adaś  wraca.
Burzą raj.

Alef - pierwsza litera, pierwszy....


MARS - bóg wojny

"Gott mit uns"


Apokaliptyka - Pasja - sprawianie ofiary - pijcie krew - jedzcie ciało... pantomima



 Ścinanie kani


Należy drobiazgowo przeanalizować każde zagadnienie.


P.S.: https://pl.wikipedia.org/wiki/Miasteczko_Halloween


i znowu Jacek i ta sama historia...

poniedziałek, 16 września 2019

"Posterunek Graniczny Polska-Niemcy"



Dzisiejszy zrzut ekranu z google map


Wisła pod Gniewem i nieczynna przeprawa promowa opisana jako:

 "Dawna przeprawa promem"








Zdjęcie poniżej zaś, to miejsce niedaleko Gniewa, gdzie jeszcze w latach 20-tych stał most na Wiśle - łączył Opalenie i Korzeniewo po niemieckiej stronie.

Jak widać istnieje tam posterunek graniczny Polska - Niemcy opisany jako:

"Posterunek Graniczny Polska - Niemcy"

Nie ma, że "Dawny Posterunek Graniczny Polska - Niemcy"


I co wy na to?
Kolejny przypadek?






sobota, 14 września 2019

Notatka maj-wrzesień 2019 - Rasowy ubek


Jeszcze w maju ubecy wrócili do zachowań o charakterze homoseksualnym, stopniowo je wygaszając - czyżby sprawa już jest na tyle głośna, że zaczęli się z tym ukrywać?

Teraz stosują "tylko" cytaty ze swoich poprzednich zachowań - zachowania te są bardzo zawoalowane, niemal niezauważalne, nawet dla mnie - czasami nie mam pewności, czy ten co przechodził to nie był ubek.


Dzisiaj na przykład - zaraz jak wyszedłem z domu i kiedy wchodzę na główny chodnik - widzę na końcu z przeciwka idzie młody człowiek, spodziewając się, że to nie przypadek - ponieważ permanentnie jest tak, że kiedy dochodzę do skrzyżowań chodników lub ulicy - kiedy już jestem na miejscu to z boku już podchodzi jakiś najczęściej młody mężczyzna, często z telefonem w ręku.

To jest właściwie standard, z tym, że już się do mnie nie śmieją, nie robią jakiś gestów itd.

No i teraz często ograniczają się do pustych miejsc, gdzie nie ma świadków.


Omijam chodnik tak, że on przechodzi bokiem i wracam na główny trakt - no i z dołu zza rogu budynku wychodzi  następny - idealnie zgrane.

Ten idzie przede mną, aż do ulicy i dalej, prawa ręka w kieszeni, lewą zawzięcie macha...
Wy też tak macie, że jedną rękę trzymacie w kieszeni, a drugą machacie - z powodu szybkiego marszu?

To jest nienormalne, bo lewa ręka przy szybkim marszu wymusza skręt ciała, co koliduje z prawą unieruchomioną w kieszeni spodni.

To jest po prostu zawoalowane zaznaczenie, że oni tu są - już nie atakują mnie tak otwarcie jak kiedyś, bardziej się kryją, więc jak mówię, musiało się już dobrze roznieść po mieście, co się tu wyprawia. Już w maju w drodze do pracy kiedy ich widziałem - już nie było szyderczych uśmiechów.



Idę dalej do miasta - po drodze jeszcze dwóch - zachowania ubeków są dosyć charakterystyczne, teraz idą dość szybko - znowu prawa ręka w kieszeni spodni lewą machają intensywnie, wzrok utkwiony w dal - przed majem starali się iść moim tempem, "towarzysząc" mi na ulicy - pomimo tego, że z reguły każdy z nich był ode mnie wyższy - a więc mając dłuższe nogi powinni dawać większe kroki w konsekwencji - powinni iść szybciej ode mnie, ale nie, oni szli równo moim tempem, co powodowało odczucie, że ja idę z kimś obok mnie - tj. że ja idę razem z jakimś mężczyzną, co prawda w oddaleniu, ale jednak.

To wymuszało na mnie, że zatrzymywałem się, czekałem, aż się oddalą, skręcałem w inną drogę, zawracałem.

W Poznaniu na Półwiejskiej była taka sytuacja,  jeden z nich szpakowaty w czerwonej kurtce wyprzedził mnie  z i tym swoim szyderczym uśmiechem odegrał moje zachowanie - zatrzymał się nagle i odwrócił popatrzył na mnie z kąta śmiejąc się, chwilę odczekał i poszedł znowu, wtopił się w tłum.

Jednak z nich wyprzedził mnie na rowerze z prawej strony i zrobił wokół mnie kółko, zawrócił i zniknął z lewej strony za mną.

Było ich wtedy 4 albo 5 szli na przeciwko mnie, albo stali na ulicy  i robili jakieś gesty.

Kilkadziesiąt metrów dalej odwróciłem się i zauważyłem tego w czerwonej kurtce, jak szedł z 50 metrów za mną - tym razem jednak miał inną kurtkę i już się szyderczo nie uśmiechał. Poznałem go po szpakowatych włosach i po tym, że przez moment zwątpił, że go może zauważę, szedł za mną ulicą, i kiedy się odwróciłem to on odwrócił twarz, żebym go nie rozpoznał - i ten gest generalnie zwrócił moją uwagę, wtedy go rozpoznałem.

A więc przebierają się - większa ilość ubeków na ulicy, więcej nękania. 



Wcześniej.

W lipcu przeszedłem się do sklepu za torami, idę odcinkiem ok. 700 m, gdzie w zasadzie nie ma żadnej zabudowy, tylko sznur samochodów na drodze, w połowie jest ławka - ktoś tam siedzi - kiedy już jestem dość blisko wstaje i idzie przede mną - wyższy, ale zachowuje moje tempo. A więc znowu  mamy sytuację, kiedy idę za kimś, tj. ktoś mnie prowadzi, albo idę za kimś w sensie - idę z kimś, bo idziemy tym samym tempem.

Skręcam na stację benzynową, rozglądam się po gazetach wychodzę - nie ma go, ale wcale daleko nie odszedł kawałek dalej jest przystanek - rozmawia z kimś tam, kiedy się zbliżam żegna się i znowu - idzie przede mną jakieś 60-80 metrów...

Wczoraj idę znowu na tę trasę - już na krzyżówce z Parkową widzę z daleka, że ktoś idzie znajomym tempem jakieś 100 metrów przede mną. Zawracam i przez park idę do miasta, wychodzę z parku przy jazie - oczywiście znowu idealna synchronizacja - bo z prawej strony wychodzi na mnie młody człowiek z telefonem, gapi się na mnie.

Skręcam w lewo idę 20 metrów.... jest - z przeciwka idzie facet, którego widziałem na tamtej trasie - śmieje się do mnie. Kiedy mnie mija oglądam się i upewniam, że to jego wtedy widziałem.


W domu sprawdzam w internecie swoją trasę i jego hipotetyczną -  moja trasa to 950 metrów w 11 minut na piechotę,  jego to 1,5 km - 19 minut - prawie dwa razy tyle czasu.

Musiał ktoś go podwieźć w to miejsce, gdzie spodziewali się, że wyjdę z parku - były tylko 2 możliwość w odległości 100 m od siebie. Prościzna.




Z poważnych spraw.

W zeszłym roku gdzieś na jesieni dokonano podmiany osoby w moim otoczeniu - ta druga osoba została wymieniona w tym roku na jeszcze kogoś innego.

Ta nowa jest bardziej rozgarnięta, ale robi chyba jeszcze więcej błędów niż tamta guła.


Okazało się coś jeszcze  - podmiana została dokonana świadomie, tj. za zgodą właściciela.

A więc zdrada...

Wymieniają się co jakiś czas - prawdopodobnie jest to podyktowane tym, żeby ukryć fakt podmiany, by zmylić otoczenie,  przyzwyczaić otoczenie do nawyków nowej osoby.

Nawyk jest to coś co nabywa się latami i nie można z dnia na dzień nabyć nowych nawyków - to po prostu świadczy o wypchnięciu właściciela i podmianie.

Jest to łatwe do wychwycenia, ponieważ robią masę błędów - jest to głównie brak wiedzy o przeszłości właściciela, ale  i epatowanie swoimi fascynacjami - np. właściciel nie znał się kompletnie i nie interesował sportem - nowy lokator zaś bardzo się emocjonuje i zna na sporcie.



Na początku roku często na trasie do pracy wychodziły na mnie osoby z psem toffi na smyczy, często z głupim uśmieszkiem na twarzy. Długo nie rozumiałem o co chodzi.

W końcu gdzieś na wiosnę to do mnie dotarło - chodzi o podmianę jeszcze jednej osoby.

To musiało się stać jeszcze wcześniej, ze dwa lata temu,  bowiem teraz kojarzę, że na jednym z pogrzebów ta osoba stanęła w tłumie ludzie naprzeciwko mnie  - raz, że była z lekka ucieszona, dwa - przyglądała mi się z wielkim zaciekawieniem. Zaintrygowało mnie to wtedy, teraz przychodzi odpowiedź, czemu tak było...


Ta również robi błędy.




Pozwoliło mi to w końcu wyjaśnić zachowanie trzeciej osoby - tu podmiana zaszła bardzo dawno.

 Tak zresztą właśnie funkcjonuje Cywilizacja Śmierci - podmienia nie tylko ważnych, ale i  zwyczajnych ludzi - to oni min. wywożą ludzi do lasu i strzelają im w głowę. A potem znowu - są zwyczajnymi niewyróżniającymi się ludźmi...



I najgorsze.


Teraz to sobie uświadamiam - film Omen z Gregory Peck-iem - w tym filmie pokazano dziecko, w którym zamieszkuje osoba dorosła.
To jest rasowy ubek, bardzo niebezpieczny.







niedziela, 8 września 2019

Spontaniczna synchronizacja

u ludzi podobnie, jak większość robi coś - nawet głupiego - inni zaczynają to powtarzać...

tylko nazywa się inaczej: indukowana paranoja...



sobota, 24 sierpnia 2019

Misa chrzcielna



Zdaje się kilka lat temu oglądałem jakiś program z okazji rocznicy chrztu Polski i tam jakowyś profesor pokazywał - chyba w Gnieźnie - w poziomie fundamentów zastygłe pomyje ze średniowiecznej budowy. Żeby nie było - widziałem takie zastygłe pomyje wielokrotnie.

Nazywał to misa chrzcielną i wywodził historię, jak to Mieszko się w  niej zanurzał.


Na budowie jest tak, że pod betoniarką do robienia zaprawy, kopie się dołek, a po skończonej pracy betoniarkę się myje i pomyje z zaprawą wylewa do tego dołu.

Z czasem w dole tworzy się taka kolista skorupa z tych pomyj.

Potem, na koniec budowy, przyjeżdża koparka i wybiera te zastygłe pomyje na samochód i brudy te wywozi się do utylizacji. A niektórzy, zamiast wywozić, po prostu zasypują te pomyje i zostawiają pod terenem budowy. Zupełnie jak w średniowieczu.


No i ten profesor pokazuje to w telewizji i mówi, że to misa chrzcielna.

Myślałem, że spadnę z krzesła - na szczęście to był fotel...

Okazuje się, że nie ja pierwszy to zauważyłem...


Oto wpis jaki znalazłem w sieci:




Jeszcze o średniowiecznych „betoniarkach”


Pamiętacie wpis o średniowiecznych betoniarkach, z których jedną, odnalezioną w Poznaniu, uznano za misę chrzcielną? Wpis wywołał całkiem rozbudowaną dyskusję, jak na realia tego bloga, w której pojawiły się wpisy broniące interpretacji zaproponowanych przez poznańskich badaczy. Nie rozstrzygając tego sporu wspomnę jedynie, iż jednym z zarzutów, które stawia się utylitarnej interpretacji podobnych obiektów, bywały w literaturze przedmiotu wątpliwości dotyczące tego, czy taka „betoniarka” mogła w ogóle działać. Chodziło o to, czy zastygająca zaprawa nie uniemożliwi przypadkiem obrotu ramion kieratu.
Jako osoba, która nie całe życie była archeologiem, ale ma za sobą epizod pracy na budowach (jeszcze w liceum, później na studiach), wiem, że zaprawa zazwyczaj nie zastyga dopóki jest mieszana. Pewnym argumentem mogą być doświadczenia, które wykonywane są na Wyspach, a które można obejrzeć na filmiku:







Abstrahując od metody "wytwarzania" pomyj, czy to średniowieczna betoniarka była kuwetą, w której mieszano zaprawę drewnianymi łopatami, czy urządzeniem jak na filmie - ewidentnie są to pomyje po zaprawie.



I jeszcze przedruk:


Rzecz o tzw. misie chrzcielnej z Poznania.

To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony i to nie jest nasze ostatnie słowo. (Miś, reż. S. Bareja)
Do napisania kilku słów na temat poznańskiej misy skłonił mnie artykuł Sophie Hugelinz Archaeologische Bodenforschung Basel-Stadt, w którym autorka przedstawia znalezioną w 2004 roku w Bazylei, w pobliżu Wzgórza Katedralnego wapienną misę z X lub początków XI wieku na szerokim, ogólnoeuropejskim tle porównawczym. Artykuł opublikowany w Zeitschrift für Archäologie des Mittelalters z 2011 roku dostępny jest na portalu academia.edu, gdzie każdy może się z nim zapoznać. Nie jest to jakieś sensacyjne odkrycie – raczej kolejne w długim szeregu ponad trzydziestu analogicznych, znanych z obszaru całej Europy, głównie jednak Cesarstwa, Włoch (a więc też cesarstwa, przynajmniej formalnie) i Wysp Brytyjskich. Lektura jednak skłania do pewnej refleksji, dotyczącej długotrwałości i żywotności naukowych mitów, które podtrzymywane są uparcie przez niektórych badaczy i znajdują recepcję w społeczeństwie. Można by rzec – odpowiadają żywotnym tegoż społeczeństwa potrzebom.
Tzw. misa chrzcielna z poznańskiej katedry, odnaleziona podczas badań wykopaliskowych przeprowadzonych tutaj w latach 50. i 60. XX wieku i opublikowana przez K. Józefowiczównę. Wcześniej, już w latach 30. XX wieku podobną, nieco mniejszą misę odsłonił obok katedry Witold Hensel. W sumie w rejonie katedry znaleziono cztery takie misy. Największa, pomieszczona centralnie wewnątrz przedromańskiej katedry, miała być niemym, acz monumentalnym świadectwem masowych chrztów dokonywanych na poznańskim grodzie w latach 60. wieku X. Zidentyfikowane wokół wapiennej misy ślady po pionowych słupach stanowić miały relikt drewnianego budynku – zadaszenia pierwszego polskiego baptysterium. Sama misa zachowała się częściowo w postaci płytkiej, wapiennej niecki z wyraźnym śladem po centralnie umocowanym słupie oraz koncentrycznymi, płytkimi i dość słabo czytelnymi rowkami.
Misa poznańska – zdjęcie Rodomil, Wikipedia (na licencji CC).
Teza o baptysterialnej funkcji misy dość szybko zyskała naukowych przeciwników. Jednak wbrew powszechnej opinii pierwszym jej krytykiem nie był Andrzej Tomaszewski, a Zygmunt Świechowski, który już w 1962 r. przedstawił odkrycia z Mönchengladbach oraz Zuricha, gdzie analogiczne konstrukcje uznano za pozostałości mieszadeł do zaprawy – rodzaju średniowiecznych betoniarek.
doc0029
Misa z Mönchengladbach publikowana w pracy Z. Świechowskiego (1962, s. 263).
W 1970 roku Andrzej Tomaszewski zaprzeczył wyraźnie interpretacji misy jako basenu chrzcielnego opowiadając się za przyziemną, „betoniarkową” koncepcją, którą dodatkowo umocniła praca Daniela B. Gutschera opublikowana w 1981 r., w której przedstawiono problem na tle praktyki karolińskiego i ottońskiego warsztatu budowlanego. Dalszą krytykę pomysłów baptysterialnych przedstawił Przemysław Urbańczyk w 1995 i 1996 r. Równolegle ostatecznie pozbyto się z katalogu szacownych pomników chrystianizacji Polski innej misy, znanej z Wiślicy, która okazała się być przede wszystkim tworem eksploratorów (o misie wiślickiej napisał jakiś czas temu lucivo; samo zagadnienie wiślickiej misy jest dość złożone, ale bez wątpienia jest kolejnym przykładem misy na miarę naszych potrzeb).
Pomimo licznych publikacji powątpiewających w baptysterialny charakter misy poznańskiej teza ta nadal podtrzymywana jest przez poznańskich archeologów. Zofia Kurnatowska i Michał Kara opublikowali kilka pozycji, w których podtrzymują ową interpretację, argumentując m.in., że:
1. misa znajduje się w centrum późniejszej katedry, co ma być nonsensem z punktu widzenia organizacji pracy (Kurnatowska, Kara 2004, 56), nie bardzo rozumiem czemu, bo przecież posadowienie betoniarki na placu budowy, nawet w centrum wznoszonej budowli jest zdecydowanie korzystne, co może potwierdzić każdy, kto choćby raz w życiu pracował na budowie;
2. położenie w centrum budowli ma charakter symboliczny – to prawda, z tym, że ta budowla wówczas jeszcze nie istniała. Z. Kurnatowska i M. Kara piszą, iż „przytaczane przez Urbańczyka (…) miejsca lokalizacji domniemanych mieszadeł znajdują się, z wyjątkiem misy poznańskiej, na zewnątrz budowli (Kurnatowska, Kara 2004, 56). W ten sposób całkowicie pominęli dostępną nawet w języku polskim literaturę, w której można znaleźć przykłady mis pomieszczonych wewnątrz budowli: Schuttern, Aesch czy wspominane Mönchengladbach (zob.: Rodzińska-Chorąży 1997);
3. w budownictwie wczesnośredniowiecznym nie potrzeba było tak dużej ilości zaprawy, jaką można było przygotować w misie o średnicy ok. 3,5 m – na takie twierdzenie należałoby chyba przedstawić odpowiednie wyliczenia (stosując znany każdemu dziecku wzór na objętość walca, zakładając, że betoniarka miał 0,5 m głębokości otrzymujemy wartość pełnego, jednorazowego wsadu misy: 19,23 m3 – jakie było zużycie zaprawy w trakcie wznoszenia murów o szerokości przekraczającej 1 m, w technice opus emplectum, możemy sobie oszacować);
4. wokół misy z zadokumentowanych przez K. Józefowiczównę reliktów wykoncypowano istnienie niewielkiej, prostokątnej budowli, wewnątrz której miałaby znajdować się misa. Budowla miała być stacją misyjną i od wschodu przylegać miał do niej niewielki kościół/kaplica.
Jeśli chodzi o ową budowlę, to pięknie prezentuje się na rekonstrukcjach:
Rekonstrukcja P. Walichnowskiego zamieszczona na stronach serwisu poznan.pl
Rekonstrukcja ze strony poznan.pl (autor nie podany, ale zapewne jest to Jarosław Gryguć).
Problem polega na tym, że na publikowanych rzutach zazwyczaj nie są zaznaczone mury owej kaplicy, a jedynie prostokątna budowla wpisująca się w mury katedry tzw. przedromańskiej. Jej ścisłe oparcie się na tych murach każe przypuszczać, że wyrysowano ją na podstawie przebiegu ław fundamentowych bazyliki katedralnej. Ław, które tworzyły zapewne rodzaj typowej „kratownicy”, z poprzecznymi murami, prostopadłymi do ciągów murów międzynawowych bazyliki. Taki sposób konstrukcji ław fundamentowych był typowy dla budownictwa średniowiecznego.
Co ciekawe – w Poznaniu oprócz tej misy odnaleziono relikty jeszcze trzech podobnych. Kontrowersje nie dotyczą tamtych mis, nawet Z. Kurnatowska i M. Kara nie uważają ich za baptysteria.
Jak wyglądała wczesnośredniowieczna „betoniarka” poznańska? Opierając się na rekonstrukcjach D. Gutschera naszkicowałem taką konstrukcję:
Sketch71113024
W tej wersji słupy wspierają nie tyle materiały mające osłaniać katechumenów (jak na obrazkach powyżej), a po prostu kierat, w centrum misy znajduje się nie krzyż, a oś kieratu.
Warto dodać, że obok czterech mis poznańskich i problematycznej misy wiślickiej (która zapewne miała odmienną genezę) Teresa Rodzińska-Chorąży zauważała istnienie analogicznych konstrukcji w Krakowie na Wawelu (dwie misy), Kaliszu oraz innej misy w Wiślicy (odkrytej na Regii, w rejonie zespołu palatialnego).
Przywiązanie poznańskich badaczy do baptyzmalnej koncepcji interpretacji misy jest trudne do przyjęcia w świetle analogii. Większość polskich badaczy wypowiadających się na ten temat oraz nieomal cała nauka zachodnioeuropejska widzi w tych konstrukcjach ślady po działalności karolińskich i ottońskich warsztatów budowlanych. Ważny tutaj jest nieco inny aspekt całej dyskusji: to co dla Z. Kurnatowskiej i M. Kary jest głosem w dyskusji i próbą argumentacji (moim zdaniem chybioną) dla licznych autorów turystyczny i popularnonaukowych artykułów prasowych i internetowych jest prawdą objawioną. Najbardziej wątpliwa interpretacja stała się kanonem wiedzy, bogato ilustrowanym, a więc sugestywnym. Może więc warto by poznańskie portale uwzględniły w końcu odmienne opinie, zwłaszcza, że są znacznie lepiej podbudowane i szerzej przyjmowane w środowisku naukowym? Chyba, że nadal pragną poznańską misą „otwierać oczy niedowiarkom”.
Zdecydowanym krytykiem poznańskiej misy chrzcielnej na wielkopolskim podwórku jest historyk  Dariusz Sikorski.
DSC03484
Chrzest – XIII wieczny witraż katedry w Amiens.
SONY DSC
Chrzest – polichromia kościoła katedralnego w Akwilei (XI wiek)
Bibliografia (wybrana):
Z. Kurnatowska, M. Kara, Początki architektury sakralnej na grodzie poznańskim w świetle nowych ustaleń archeologicznych, [w:] Początki architektury monumentalnej w Polsce, Gniezno 2004, s. 47-70
T. Rodzińska-Chorąży, Koliste struktury w Poznaniu i Wiślicy – misy chrzcielne czy urządzenia do mieszania zaprawy?, [w:] Wiślica. Nowe badania i interpretacje, red. A. Grzybkowski, Warszawa 1997, s. 61-81.
D. Sikorski, Kościół w Polsce za Mieszka I oraz Bolesława Chrobrego. Rozważania nad granicami poznania historycznego, Poznań 2011.
Z. Świechowski, Wczesna architektura piastowska około roku 1000, [w:] Początki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, t. II, Poznań 1962, s. 245-268.
A. Tomaszewski, Misy, ale czy chrzcielne?, [w:]I Międzynarodowy Kongres Archeologii Słowiańskiej, t. 3, Wrocław 1970, s. 345-347.
P. Urbańczyk, Jeszcze o funkcji wczesnośredniowiecznych „mis” wapiennych, „Kwartalnik Historyczny” 103:1, 1996, s. 65-68.




https://gunthera.wordpress.com/tag/urzadzenia-do-mieszania-zaprawy/


poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Chiny i ich mapa










Bardzo słuszna mapa - z punktu widzenia Chińczyków - która sytuuje Chiny w centrum uwagi - w centrum świata.

Kilka lat temu ktoś zwrócił uwagę w swoim artykule, że należy odwrócić mapę dla Polaków - w Polsce mapy powinny być tak wydawane, by sytuowan
ie Polski wypadało w centrum mapy oraz kierunki świata odwrócone, tak, by południe było "u góry mapy".

Kierowca (ale i pieszy podróżnik) jedzie tam, gdzie kieruje i sięga jego wzrok - to przekłada się na postrzeganie siebie i rzeczywistości. Idziemy do przodu i idziemy gdzie?

Gdy patrzymy na mapę – wzrokiem także idziemy jakby do przodu - sięgamy wzrokiem jej kresów (Polski) w wodzie Bałtyku... Polska "kończy się" we wodzie... a winniśmy patrzeć na ląd - sąsiedni kraj, za którym jest następny itd.

Kierunek mapy nadaje kierunek podróży – i celów.

Naszym celem nie powinna być nicość wody, lecz góry (Tatry) do zdobycia...

Kilka lat temu na min. kanwie tego spostrzeżenia – ale głównie dlatego, że w tv usłyszałem na temat Niemiec, że to Europa Środkowa... - pisałem też o terminie Europa Środkowo-Wschodnia, nagminnie używanym w mediach – co przeszło na społeczeństwo...

Polska to Europa Środkowa.

Termin Europa Środkowo-Wschodnia ktoś wymyślił i wdrukował Polakom, żeby usunąć z ich świadomości fakt, że są Centrum.

Centrum zaś przesunął na Niemcy.

Jak głosi stare rzymskie powiedzenie.. winnym zbrodni jest ten, kto na zbrodni skorzystał.