2013
Miłośnicy historii Skarszew wraz z parafią pw. św. Maksymiliana Kolbego
chcą w ten weekend odtworzyć historyczne wydarzenie z 1741 r., jakim
było zbudowanie świątyni w 24 godziny. Uda się kościół w Skarszewach
zbudować w dobę i tym samym pobić rekord Guinnessa?
czyli o tym, jak niemcy Polaków ..ten... tego... bez mydła.
Najpierw obszerne fragmenty tekstu z kociewiaków..
Z pokolenia na pokolenie przekazywano w
grodzie nad Wietcisą piękną legendę o tym, jak w Skarszewach w
ciągu 24 godzin zbudowano ewangelicki zbór. Po przebadaniu
materiałów historycznych z poprzednich stuleci udało się
udokumentować, że stara legenda jest w znacznym zakresie relacją z
prawdziwego wydarzenia. Okazało się, że w ciągu jednej nocy z 14
na 15 września 1741 roku, z elementów budowlanych przywiezionych z
Gdańska na 131 wozach, wybudowano w Skarszewach ewangelicki kościół.
Od początku siedemnastego wieku trzy
kolejne ewangelickie zbory w Skarszewach wbudowane były w
trójstronną basztę średniowiecznego muru miejskiego, usytuowaną
ongiś u wylotu ulicy Kościelnej. Pierwszy basztowy zbór spłonął
najprawdopodobniej w 1629 roku, podczas pierwszej wojny
polsko-szwedzkiej. Niektórzy historycy podają , że kościół ten
uległ zniszczeniu nieco później - w 1630 lub 1631 roku.
Następny zbór ewangelicki
wybudowano na tym samym miejscu w 1635 roku. Służył on wiernym
przeszło sto lat. Ostatnie chwile użytkowania tego kościoła były
niezwykle dramatyczne. Ich opis znamy ze sprawozdania rządcy
skarszewskiego zboru - kaznodziei Johanna Christopha Weise, który w
1741 roku doprowadził do zbudowania nowego kościoła
ewangelickiego.
Ze sprawozdania wynika, że w święto
wielkanocne 1741 roku, zaraz po rozpoczęciu mszy, świątynię
wypełnił krzyk przerażenia.
Z jednej strony wołano, że pękają
belki, z drugiej – iż wybuchł pożar. Mimo, że
obydwa
alarmy były nieprawdziwe, ludzie tłocząc się do wyjścia i
zeskakując z empor (wewnętrznych „balkonów” wspartych na
kolumnach), wzajemnie się przygniatali. Kilka osób wskutek obrażeń
wkrótce zmarło.
Choć całe zdarzenie spowodowane było
nieuzasadnioną paniką, kaznodzieja Weise przyznaje, że ze
względu na zły stan zboru, pęknięcie belek i załamanie empor
stanowiło realne zagrożenie.
Orzeczenie rzeczoznawców było
jednoznaczne: zbór nie nadaje się do remontu, należy go rozebrać.
Te tragiczne wydarzenia i nakaz natychmiastowego zamknięcia świątyni
spowodowały, że kaznodzieja Johann Weise zwrócił się do
gdańskich ewangelików o pomoc przy budowie nowej świątyni.
Ojcowie tego miasta wysłuchali jego prośby.
Darowizny w
wysokości 900 florenów, które po trzykroć przez dostojną Radę
otrzymał, pozwoliły na wynajęcie gdańskiego mistrza ciesielskiego
Johanna Christopha Rohra. Drewniane elementy do budowy kościoła
zostały potajemnie zamówione poza Skarszewami z obawy, że
polski król na wieść o czynionych przygotowaniach mógłby zakazać
budowy zboru. Kaznodzieja Weise podaje, że materiały budowlane
nadeszły z Gdańska na 131 wozach, pod opieką 94 żołnierzy (
jako robotników), 24 cieśli, 12 murarzy i 20 pomocników.
Wyobraźmy sobie,
jaką sensację
musiał wzbudzać już sam wyjazd z Gdańska mierzącej ponad
kilometr kolumny wozów z materiałami budowlanymi, w eskorcie prawie
setki potężnych gdańskich żołnierzy i licznych
rzemieślników, głównie cieśli okrętowych i murarzy. Zapewne
nawet w takiej metropolii jak Gdańsk nie był to widok powszedni,
a co dopiero w położonych przy drodze przejazdu małych
miejscowościach.
Po dotarciu na plac budowy, mimo protestów
katolików, w ciągu zaledwie 24 godzin rozebrano starą świątynię
i na jej miejscu wybudowano nowy ewangelicki zbór w konstrukcji
„pruskiego muru”. Miał on 8,80m długości, 8,15m szerokości i
okazałą wieżę, zakończoną chorągiewką z rokiem budowy, o
wysokości ponad 27 metrów. Wieści o pomyślnym finale tego
doskonale zaplanowanego i precyzyjnie wykonanego przedsięwzięcia
rozeszły się szerokim echem w całych Prusach Królewskich.
Dotarły
nawet do polskiego króla wraz z skargą na
zbrojny najazd grodu nad Wietcisą. Jednakże po
fakcie gdańska Rada potrafiła skutecznie odeprzeć wszelkie
zarzuty.
Słynny skarszewski zbór istniał 140 lat, do roku
1881. Wtedy to konsekrowano nowy, istniejący do dziś, kościół
ewangelicki zbudowany za niebagatelną kwotę 180 tysięcy marek.
Zasłaniający boczne wejście do nowej świątyni basztowy zbór
został rozebrany, a zdatne do użytku drewno sprzedano gospodarzowi
z Olszanki , który wybudował z niego
wiatrak.
LEGENDARNE WĄTKIWspaniałe
dzieło gdańskich budowniczych w następnym stuleciu przeszło do
legendy. Według niej polski król (albo wojewoda – w innej wersji
legendy), będąc w nastroju do żartów, uległ prośbie
skarszewskich ewangelików i wyraził zgodę na budowę nowego zboru,
pod warunkiem ukończenia budowli w ciągu 24 godzin. Mimo to
ewangelicy podjęli próbę budowy kościoła w tym nierealnym na
pozór czasie. Dalszy przebieg akcji niemal dokładnie pokrywa się z
faktami historycznymi. Legendarne jest tylko zakończenie, które
podaję za nieżyjącymi już skarszewskimi gawędziarzami i
niemieckimi publikacjami z dziewiętnastego wieku.
Gdy
nadszedł świt, budowa ewangelickiego zboru w Skarszewach była na
ukończeniu. Za kwadrans upływał czas wyznaczony na wykonywanie
robót.. Wtedy na budowie zapanowało wielkie zamieszanie.
Zginął
gdzieś drewniany bolec potrzebny do połączenia ostatniej belki
konstrukcyjnej. Bez tego nie uznano by dzieła za skończone.
Robotnicy przeszukali wszystkie kąty. Bezskutecznie.
Bolca
nigdzie nie było. Budowniczym zostało tylko kilka minut. Ktoś
chwycił za siekierę próbując wyciosać brakujący element, choć
wiadomo było, że już nie zdąży.
Kiedy klęska
ewangelików była przesądzona, z tłumu gapiów przecisnął się
katolicki chłopiec. Podbiegł do głównego cieśli i wskazał
oddalającego się mnicha jako sprawcę kradzieży poszukiwanego
bolca.
Bez słowa, z szybkością błyskawicy dopadli go potężni
rzemieślnicy i odebrali mu brakujący element budowlany.
Najzręczniejszy gdański cieśla okrętowy chwycił bolec i po
rzuconej mu z góry linie wdrapał się na szczyt budowli. Przyłożył
drewniany koł do otworu w belce i wielkim młotem wbił go do środka
, łącząc ostatnie belki konstrukcyjne.
W tym momencie
rozległo się donośne bicie zegara na wieży skarszewskiej fary,
oznaczające całkowite wstrzymanie robót. Koniec wieńczy dzieło.
W takich okolicznościach, według legendy, zakończono budowę
zboru. Chłopiec, który udaremnił niecne zamiary mnicha, został
hojnie nagrodzony, a skarszewscy ewangelicy zaprosili zebranych
katolików do wspólnej uczty. Przed zbór zajechały wozy pełne
beczek dubeltowego gdańskiego piwa, mocnej tabaki i przeróżnego
jadła. Wszyscy mieszkańcy Skarszew i okolicznych wiosek przez wiele
godzin w dobrej komitywie świętowali pojednanie. Tak oto katolickie
dziecko przyczyniło się do pogodzenia zwaśnionej na tle
wyznaniowym społeczności grodu nad Wietcisą.
CENNE
ZABYTKIPo basztowych zborach zachowało się niewiele
pamiątek. Szczęśliwie, na dachu zakrystii poewangelickiego
kościoła, przetrwał do naszych czasów niezmiernie ciekawy zespół
zabytków z dawnych ewangelickich świątyń. Są to zamocowane na
jednym maszcie dwie historyczne chorągiewki wieżowe oraz stanowiący
ich zwieńczenie promienny krzyż. Starsza chorągiewka, częściowo
zniszczona, pochodzi z luterańskiego kościoła zbudowanego w 1635
roku. Natomiast młodsza zdobiła ongiś legendarny zbór z 1741
roku.
W Muzeum Skarszew, z okien którego roztacza się
najwspanialszy widok na kościół poewangelicki i dziedziniec, gdzie
kiedyś stały kolejno trzy basztowe zbory, przygotowywana jest
ekspozycja pamiątek związanych z tymi obiektami. Wśród zabytków
są takie rarytasy, jak blaszany półksiężyc z chorągiewki
wieżowej kościoła ewangelickiego z 1741 roku oraz pieczęć
Parafii Ewangelickiej w Skarszewach, na której najprawdopodobniej
znajduje się wizerunek pierwszego basztowego zboru, spalonego przez
Szwedów w 1629 roku . Ze względu na atrakcyjność zgromadzonych
eksponatów, związanych z burzliwymi dziejami grodu nad Wietcisą,
warto będzie odwiedzić utworzone z inicjatywy burmistrza Dariusza
Skalskiego Muzeum Skarszew. Otwarcie tej placówki zaplanowane jest
na 9 października bieżącego roku.
Edward Zimmermann
Za magazynem Kociewiak - dodatek do
piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego.
Tyle legenda, a może raczej –
zafałszowana historia....
Jak było naprawdę?
A więc, było to tak....
Prawdopodobnie odpadł tynk i w ścianie
zauważono nietypowy element budowlany – (Zginął gdzieś
drewniany bolec potrzebny do połączenia ostatniej belki
konstrukcyjnej. Robotnicy przeszukali wszystkie kąty.
Bezskutecznie. Bolca nigdzie nie było ) domyślam się co to
było, ale nie będę o tym pisał. Żeby go wydobyć trzeba było
rozebrać ścianę nośną budynku, stąd cała afera...
świątynię wypełnił krzyk
przerażenia. Z jednej strony wołano, że pękają belki, z
drugiej – iż wybuchł pożar. Mimo, że obydwa alarmy były
nieprawdziwe,
Kiedy zauważono ten element, podjęto
szybką decyzję – niewygodnych świadków zabito zrzucając ich z
empor, skacząc im po głowie, bądź kopiąc i bijąc pięściami.
Jeszcze do końca nie ustalili wersji,
jaka katastrofa, ale też krzykami starali się zagłuszyć krzyki
ofiar....
PO morderstwie rozgłoszono fałszywe
wieści i kościół zamknięto na 4 spusty.
Potajemnie doskonale zaplanowali i
precyzyjnie wykonali przedsięwzięcie wywiezienia
tego elementu do Gdańska.
Pod obstawą zbrojnie przyjechali
wydobyć i wywieźć ten element.
na 131 wozach, pod opieką 94
żołnierzy ( jako robotników) jaką sensację musiał wzbudzać już
sam wyjazd z Gdańska mierzącej ponad kilometr kolumny wozów z
materiałami budowlanymi, w eskorcie prawie setki potężnych
gdańskich żołnierzy i licznych rzemieślników, głównie cieśli
okrętowych i murarzy. Zapewne nawet w takiej metropolii jak Gdańsk
nie był to widok powszedni, a co dopiero w położonych przy drodze
przejazdu małych miejscowościach.
zbrojny najazd
- mimo protestów katolików, w ciągu zaledwie ...
godzin rozebrano starą świątynię wydobyto co trzeba i na jej
miejscu wybudowano nowy ewangelicki zbór w konstrukcji „pruskiego
muru” - dokonano
podmiany budynku – był budynek, potem go nie było i znowu był....
a tajemnica pozostała tajemnicą.
Skąd
my to znamy?
Ktoś
coś jednak wiedział - "mimo protestów katolików", oraz: "rozeszły
się szerokim echem w całych Prusach Królewskich. Dotarły
nawet do polskiego króla wraz z skargą" (ale na co?)
Jednakże
po fakcie gdańska Rada potrafiła skutecznie odeprzeć wszelkie
zarzuty. Jakie
zarzuty?
Potem
wyczyszczono archiwa, zlikwidowano stopniowo świadków, zabór,
wojny..... zrobiły swoje.
Osobnym wątkiem jest to, skąd się wziął luteranizm.
Ano udawanie przed Słowianami chrześcijan było tak uporczywie trudne, że trzeba było coś z tym zrobić - wyciągnęli z jakiejś dziury jakiegoś Lutra i kazali mu rozgłaszać to co napisali mu na kartce - świetnie pokazali to twórcy serialu Ranczo w jednym z odcinków, kiedy ksiądz proboszcz przybija kartkę do drzwi kościoła, jest nawet stosowny komentarz, który wskazuje na inspirację...
Czy ktoś słyszał w Polsce Europie na świecie o tym, jak w Wilkowyjach proboszcz przybił kartkę na drzwi?? No, nie. Nie, bo nie miał odpowiednio zorganizowanego pijaru - jak Hitler przy podpalaniu Reistagu, Amerykanie przy obalaniu pomnika Saddama Husaina w Bagdadzie, albo Ukraińcy ze swoim fortepianem na ulicach Kijowa podczas tzw. spontanicznej rewolucji.
Bez pijaru nie ma niczego. Widzicie, niejaki Braun, który zrobił o luteraniźmie dwu godzinny film, pracował nad nim wiele miesięcy, a może lat, a ja wam to wyjaśniłem lepiej i szybciej w kilku zdaniach...
Establiszment
zachodni przetrzymuje ludzkość w ciemnocie, bo z tego wynika jego
przewaga nad nami.
Niemcy
nieustannie zabawiają nas historyjkami i mrzonkami o swojej
wymyślonej niby wyższości intelektualnej, zakłamują nieustannie
zafałszowują naszą historię, wprowadzając chaos do naszego
życia, stosują chore zagrywki psychologiczne, skłócają nas ze
sobą, wodzą za nos wpędzając w obłęd taką specjalnie w tym
celu spreparowaną grą, która sprawia, że zamiast zajmować się
na serio swoim życiem, ludzie zajmują się wirtualnymi
problemami....
Ta gra niszczy związki między ludźmi, niszczy
współpracę i zaufanie, znieważa i upadla ludzi, wprowadza złość
i nienawiść do społeczeństwa, ta gra staje się ważniejsza niż
realne problemy i powoduje stratę czasu i energii na coś, co jest
tylko sztuczką umysłu, a nie rzeczywistością.... grają na tej
nucie, zajmują nas nią nieustannie, a my nie widzimy prawdy,
rzeczywistość umyka, prawda umyka, choć patrzymy na nią cały
czas, prawie nikt nie zadaje pytań o nią....
Paradoksalnie ta gra
ośmiesza nas i sprawia, że niemcy pogardzają nami, bo wpuszczają
nas w kanał jak małe naiwne dzieci....
Ta
gra nazywa się: KTO MA DŁUŻSZY SAMOCHÓD..
Znacie
taką grę?
Wydarzeniem w Skarszewach zainteresowało się wiele ogólnopolskich
mediów. Do Skarszew przyjeżdżają także mieszkańcy z całego Pomorza i
Polski. W miasteczku pojawiło się również wielu znanych gości; m.in.
senator Andrzej Grzyb, wiceprezydent Tczewa ds. gospodarczych Adam
Burczyk, radni powiatowi, przedstawiciele różnych organizacji.
- Budowa kościoła w 24 godziny jest świetną promocją Skarszew, Kociewia i Pomorza - powiedział nam senator.
Wiceprezydent dodał: - Jako rodowity mieszkaniec Skarszew jestem
dumny z ks. Dariusza Lemana i ludzi, którzy podjęli się tego wyjątkowego
przedsięwzięcia. Gratuluję im. Myślę, że ten obiekt będzie świetnie
służył promocji miasteczka - dodał Adam Burczyk.
http://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-malborskiego-relikwiarza.html
P.S.
uderz w stół....
https://www.tvn24.pl/wlochy-runal-dach-kosciola-w-centrum-rzymu,864995,s.html