Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 9 lutego 2016

Witajcie w kraju złej pracy


przedruk z Jagielloński24.pl
02-06-2015

Piotr Wójcik


Można znieść niestabilną pracę, jeśli jest dobrze płatna. Można zadowolić się niewysokimi zarobkami w zamian za pewność zatrudnienia albo posiadanie czasu wolnego potrzebnego do spełniania pozazawodowych celów. Można też pójść na układ, w którym niestabilne i niskopłatne zatrudnienie zrekompensujemy sobie partnerskimi relacjami w pracy oraz jej potencjałem rozwojowym. Ale pracy, która jest niestabilna, niskopłatna, a relacje w niej są toksyczne, nikt nie ma prawa zdzierżyć. Niestety wielu Polaków zmaga się na co dzień z takim zatrudnieniem.


Rynek pracy jest największa porażką ostatniego 25-lecia. Wielką sztuką jest stworzyć coś, co składa się niemal z samych patologii – niestety trzeba przyznać, że polski rynek pracy niebezpiecznie zbliża się do tego. Można wymienić cztery główne jego cechy i z punktu widzenia pracownika wszystkie są złe. Charakteryzuje się on niskimi płacami, niską stabilnością zatrudnienia połączoną z omijaniem kodeksowych uprawnień pracowniczych (patrz: masowe nadużywanie umów cywilnoprawnych), bardzo słabą siecią zabezpieczeń społecznych oraz autokratycznym modelem zarządzania, królującym w wielu polskich firmach. Pojedyncze występowanie tych cech zdarza się wszędzie, również w krajach zachodniej Europy, jednak gdy jeden z krajów występuje niemal na szarym końcu wszystkich statystyk ukazujących jakość rynku pracy (ewentualnie jest w samym czubie statystyk pokazujących zjawiska negatywne), to jego mieszkańcom naprawdę nie ma czego zazdrościć.
Studium choroby należy zacząć od niskich płac, które są chyba najboleśniejszą dolegliwością.

Najbardziej oczywistym, jednak też niewiele mówiącym wskaźnikiem jest proste zestawienie godzinowych kosztów pracy w poszczególnych krajach UE – to popularny sposób porównywania płac, gdyż zawsze stanowią one zdecydowaną większość kosztów pracy. Wskaźnik ten pokaże, w których krajach są wysokie oraz niskie koszty pracy w skali Europy, jednak nie pokaże odniesienia do siły nabywczej (za 10 euro w Polsce można kupić więcej niż w Danii), poziomu rozwoju gospodarczego oraz wydajności pracy. Pod żadnym pozorem nie można więc kończyć analizy płac na tym wskaźniku, jednak niewątpliwie należy od niego rozpocząć.

 
Godzinowe koszty pracy w 2014 r. w euro

źródło: Eurostat

Jak widać, po 11 latach od wstąpienia do UE wciąż polskie koszty pracy (8,4 euro) bardzo wyraźnie odstają od europejskiej średniej (24,6 euro) – są od niej trzykrotnie niższe.
A trzeba pamiętać, że ta średnia mocno spadła po wstąpieniu do UE krajów byłego bloku wschodniego, w tym biedniejszych od Polski (Rumunia i Bułgaria). Jednak pod względem godzinowych kosztów pracy wyprzedza nas nie tylko zachodnia Europa, ale też wiele krajów naszego regionu, m. in. Słowacja (9,7 euro), świeżo upieczony członek UE Chorwacja (też 9,7) czy należąca nie tak znowu dawno do ZSRR Estonia (9,8 euro). Bardzo niskie na tle Europy płace są w naszym kraju częściowo rekompensowane przez relatywnie niski poziom przeciętnych cen (stanowią one w Polsce ok. 60 proc. średnich cen w UE), nie zmienia to jednak faktu, że wciąż jesteśmy europejskim zagłębiem taniej siły roboczej, a nasza gospodarka konkuruje głównie niskimi kosztami, co ma nie tylko takie konsekwencje, że generalnie zarabiamy mało.

Po pierwsze, nasza siła nabywcza drastycznie spada, gdy wyjedziemy do krajów zachodniej Europy. Po drugie, dużo droższe są towary importowane, co odcina nas od najnowszych technologii (niska innowacyjność oraz utrudniony dostęp do najlepszych procedur medycznych) oraz powoduje, że towary szczególnego rodzaju, takie jak energia czy paliwo, są często droższe niż na Zachodzie – co skutkuje m.in. tym, że pod względem wysokości przeciętnych kosztów utrzymania mieszkania jesteśmy na 3. miejscu w UE (wynoszą niemal 20 proc. ogółu wydatków konsumpcyjnych). Jak widać relatywnie niski poziom cen, na który powołują się często obrońcy niskich kosztów pracy w Polsce, tylko w bardzo ograniczonym zakresie rekompensuje fakt, że jesteśmy tanią siłą roboczą Europy. Porównanie godzinowych kosztów pracy w UE jasno wskazuje, że model niskokosztowej gospodarki trzyma się w naszym kraju bardzo mocno.


Dużo ciekawsze i więcej mówiące jest porównanie udziałów płac w PKB w krajach UE. To bardziej użyteczny wskaźnik, gdyż pokazuje wysokość płac w odniesieniu do poziomu rozwoju gospodarczego. Im niższy udział płac, tym większa przewaga dysponentów kapitału w uzyskiwanych dochodach nad pracownikami. I w Polsce odsetek ten wygląda dramatycznie źle – o ile pod względem godzinowych kosztów pracy Polska była jeszcze na 6. miejscu od końca w UE, to w tym wypadku już na 4. od końca – wyprzedzamy jedynie Słowację, Rumunię i Litwę.


Udział płac w PKB w 2014 r.

źródło: Komisja Europejska, AMECO Database
Udział płac w PKB Polski to ledwie 46 proc., czyli aż 10 punktów procentowych mniej niż wynosi średnia UE. W większości krajów odsetek ten wynosi powyżej 50 proc. i to nie tylko w państwach zachodniej Europy, ale też naszego regionu, także tych biedniejszych – np. w Bułgarii to 55 proc., co zbliża państwo do unijnej przeciętnej.
Zresztą w Chorwacji wskaźnik ten średnią wyraźnie przewyższa. Nawet w kryzysowej Grecji po ciężkiej kuracji odchudzającej wynosi wciąż niemal 50 proc., a do tej bariery zbliżają się Łotwa (48,4%) i Węgry (48,5%). Nie mówiąc już o takiej Słowenii, w której wystrzelił on ponad 60 proc. – i nic dziwnego, w końcu godzinowe koszty pracy w tym kraju są niemal dwa razy wyższe niż w Polsce. Reasumując, analiza udziału płac w PKB wskazuje wyraźnie, że w Polsce zarobki osiągane z pracy w stosunku do dochodów z kapitału i poziomu rozwoju gospodarczego są niemal najniższe w UE. Innymi słowy, jesteśmy krajem, w którym posiadacze kapitału dominują nad pracownikami w prawie największym stopniu w UE. Do czego to prowadzi? Wystarczy tylko zerknąć na strukturę oszczędności w Polsce. Na koniec 2013 r. wg raportu NBP ogólna pula polskich oszczędności wyniosła 17,3 proc. PKB, z czego aż 16 proc. należała do przedsiębiorstw, a ta niewielka reszta do gospodarstw domowych. Czyli aż ponad 90 proc. wszystkich oszczędności  w Polsce należy do przedsiębiorstw. Jednak najbardziej druzgocący jest trend – jeszcze w 2012 relacja ta wynosiła 13,2 proc. PKB do 5,11 proc.

W ostatnim czasie nastąpił głęboki drenaż oszczędności polskich gospodarstw domowych, któremu towarzyszyło „puchnięcie” kapitału rachunków przedsiębiorstw.
W debacie ekonomicznej można się spotkać z obiegową opinią, według której wzrost płac jest pochodną wzrostu wydajności. Jeśli jakaś grupa pracowników chce więcej zarabiać, zamiast załamywać ręce lub wysuwać roszczeniowe żądania, powinna raczej sama popracować nad wzrostem wydajności. Być może w którejś części świata ta reguła się sprawdza, ale na pewno nie w Polsce. By się przekonać o tym, jak bardzo ta „reguła” nie działa nad Wisłą, wystarczy rzucić okiem na relację wzrostu produktywności do wzrostu płac w latach 2001-2012 wśród krajów UE (dane OECD).


Średnioroczny procentowy wzrost kosztów pracy na tle wzrostu wydajności w latach 2001-2012

źródło: OECD Factbook 2014



Jak doskonale widać, w latach 2001-2012 Polska była krajem, w którym wzrost wydajności był niemal najwyższy w UE, za to wzrost płac był prawie... najniższy. Najlepiej porównać pod tym względem Polskę, Czechy i Węgry. W latach 2001-2012 średnioroczny procentowy wzrost wydajności wyniósł w Polsce 3,3 proc., w Czechach 2,8 proc., natomiast na Węgrzech 2,2 proc. W Polsce był on więc zdecydowanie najwyższy. Tymczasem wzrost płac był w tych krajach zupełnie odwrotny – w Polsce 0,9 proc., w Czechach 1,8 proc. i na Węgrzech 3,7 proc. Podobnie wyszłoby porównanie Polski z krajem, do którego nasi rodacy masowo wyjeżdżają za pracą, czyli z Wielką Brytanią – tam wzrost wydajności w tym okresie wyniósł 1,1 proc., a wzrost kosztów pracy 2,3 proc. Porównania z innymi krajami już sobie daruję, gdyż byłyby one dla Polski jeszcze bardziej druzgocące; zresztą widać to wyraźnie na powyższym wykresie.
Można z tego wyciągnąć tylko jeden wniosek: w latach 2001-2012 wzrost płac zupełnie nie nadążał za nieustannie wzrastającą wydajnością pracowników, przez co obecne płace w stosunku produktywności w Polsce mają się nijak do tego, co jest na zachodzie Europy, czego dowodem niech będzie to porównanie – obecna wydajność polskiego pracownika to ok. 60 proc. średniej UE, tymczasem godzinowy koszt jego pracy to… ok. 33 proc. średniej UE.
Te niskie płace odbijają się negatywnie nie tylko na standardzie życia przeważającej części obywateli, ale tez na gospodarce, gdyż prowadzą do bariery popytowej. Według raportu NBP z 2013 r. dotyczącego rynku pracy, główną obawą, która wstrzymuje polskich przedsiębiorców przed zwiększaniem zatrudnienia oraz inwestycjami, nie są wcale rzekomo horrendalne daniny publiczne, lecz właśnie ryzyko braku popytu na ich towary i usługi. Nic dziwnego – strategia niskich kosztów pracy musi prowadzić do wykluczenia całych grup społecznych z pełnego uczestnictwa w życiu gospodarczym oraz obniżenia krajowego popytu. Czyli wytworzenia bariery popytowej, która zagraża nam dużo bardziej niż „pułapka średniego dochodu”, chociażby z tego powodu, że tę już Polska ma… za sobą – w końcu od niedawna jesteśmy klasyfikowani jako kraj o wysokim poziomie dochodu. Reasumując, to nie poziom dochodu krajowego jest w Polsce problemem, ale jego niesprawiedliwy podział, krzywdzący polskich pracowników.


Teraz dochodzimy do dyscypliny, w której Polska jest bezkonkurencyjna nie tylko w skali Europy, ale i globu. Mowa o elastycznym zatrudnieniu – pod względem odsetka pracowników zatrudnionych na umowach czasowych (zarówno umowy cywilnoprawne, jak i o pracę na czas określony) Polska jest pierwsza w UE i druga wśród państw OECD.


Odsetek pracowników zatrudnionych na umowach czasowych w roku 2013

źródło: OECD Employment Outlook 2014



Jak widać, pod względem elastycznego zatrudnienia bijemy na głowę resztę Europy.


Odsetek zatrudnionych na umowach okresowych wynosi w Polsce 26,4 proc. i oprócz nas tylko trzy państwa w UE osiągają więcej niż 20 proc. – to zmagające się z dramatyczną sytuacją na rynku pracy Portugalia i Hiszpania. W pozostałych krajach jest on znacznie niższy, często spadający nawet poniżej 10 proc.
Nie mówię tu tylko o krajach skandynawskich (Dania 8,8 proc.), ale nawet o wielu państwach naszego regionu, takich jak Węgry, Czechy czy rewelacyjna pod tym względem Słowacja (tylko 7 proc. zatrudnionych na umowach czasowych). W całym OECD wyprzedza nas jedynie bastion wolnego rynku Chile. Trzeba pamiętać, że wśród tych 26,4 proc. aż ok. 1,6 miliona osób jest zatrudnionych na najbardziej elastycznych umowach cywilnoprawnych (według GUS). Do czego to prowadzi? Przede wszystkim do niskiej stabilności zatrudnienia, na którą narażonych jest wielu Polaków, co skutkuje mniejszą ochotą do podejmowania ryzyka w życiu zawodowym, co zaś przekłada się na niższą innowacyjność i tak już mało innowacyjnej polskiej gospodarki. Nadużywanie umów cywilnoprawnych to zaś powszechny sposób omijania przez pracodawców kodeksu pracy, przepisów o płacy minimalnej oraz składek ZUS. To oczywiście skutkuje przemęczeniem pracowników (brak 8-godzinnego czasu pracy i płatnego urlopu), czyli ich niższą wydajnością, pogłębieniem bariery popytowej oraz drastycznym spadkiem wpływów budżetowych i środków w ZUS.


Kolejną cechą charakterystyczną dla polskiego rynku pracy jest żałośnie niski poziom zabezpieczenia społecznego. Można by go nazwać anglosaskim, gdyby nie to, że nawet kraje anglosaskie nas pod tym względem wyprzedzają. Najlepszym wskaźnikiem do zbadania poziomu zabezpieczenia bezrobotnych jest wysokość przeciętnego zasiłku jako odsetek ostatniej pensji. Dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że pod tym względem znów jesteśmy na szarym końcu UE – dokładnie na trzecim od końca, wyprzedzając zaledwie Słowację i kryzysową Grecję.


Przeciętny zasiłek dla bezrobotnych jako odsetek ostatniej pensji

źródło: OECD Employment Outlook 2014


Zabezpieczenie bezrobotnych w Polsce jest nie tylko żałośnie niskie, ale też niezwykle trudne do otrzymania – uprawnionych do zasiłku jest ledwie… 15% bezrobotnych.
Jest on wypłacany tylko przez 6 miesięcy, choć np. w Danii przez dwa lata. Co więcej, przez pierwsze trzy miesiące obowiązuje jego normalna stawka (830 zł), która i tak jest już niepoważna, a przez drugie 3 miesiące tylko 650 zł, co już nie wystarczy zupełnie do niczego. Dopełnieniem tej atrapy są wyjątkowo nieudolne urzędy pracy, do których zaufania nie mają zarówno pracodawcy, jak i pracownicy – dość powiedzieć, że zależnie od powiatu do urzędów pracy trafia ledwie między 10 a 20% wszystkich ofert zatrudnienia. Ten, eufemistycznie mówiąc, niski poziom zabezpieczenia przynosi dwojaki rodzaj negatywnych efektów. Po pierwsze, skutkuje wśród osób na rynku pracy oraz dopiero na niego wchodzących bardzo asekuracyjnym kształtowaniem drogi zawodowej, przez co niewielkim zainteresowaniem cieszą się nowe zawody, w których nie tylko potencjał jest wysoki, ale i ryzyko; za to nieproporcjonalnie wysokim stopniem zainteresowania cieszą się kierunki i zawody oklepane – najlepszym tego dowodem jest obecna nadprodukcja prawników w Polsce.

A to oczywiście znów musi przełożyć się na obniżenie innowacyjności gospodarki. Drugim negatywnym efektem jest obniżenie pozycji przetargowej pracownika w negocjacjach z pracodawcą, która jest w Polsce prawdopodobnie najgorsza w Europie. To odbija się tym, że wielu szukających pracy nazbyt łatwo godzi się na urągającą godności płacę oraz nietypowe formy zatrudnienia – co skutkuje pogłębieniem bariery popytowej i pogorszeniem sytuacji finansów publicznych.


Na koniec tego rajdu przez patologie polskiego rynku pracy przyjrzyjmy się bliżej relacjom panującym w polskich zakładach. Nie jest tajemnicą, że statystyczny pracownik w Polsce ma do powiedzenia zgoła nic i jest traktowany po macoszemu, co potwierdzają nie tylko kolejne artykuły i relacje z miejsc pracy, ale też statystyki. Warunki te idealnie obrazuje odsetek pracowników odczuwających stres w pracy – pod tym względem w UE pewnie stoimy na „pudle”.


Odsetek pracowników odczuwających stres w pracy

źródło: OECD Employment Outlook 2014

Stres w pracy towarzyszy grubo powyżej połowie polskich zatrudnionych i o pierwsze miejsce w tej dyscyplinie walecznie konkurujemy z Grecją, w której bezrobocie jest tak wysokie, że niemal każdy pracownik drży na myśl o zwolnieniu. A mimo wszystko stan psychiczny pracowników z Peloponezu nie jest wiele gorszy niż tych znad Wisły. Co więcej, wśród krajów OECD oprócz Grecji wyprzedza nas jedynie Turcja, a więc kraj o dosyć bogatej tradycji despotycznej. Jak zaznaczyłem wyżej, polscy pracownicy nie tylko są znerwicowani, ale też niemal nie mają w ogóle wpływu na sytuację w przedsiębiorstwie.
Awersję do dialogu pracodawców w Polsce najlepiej obrazuje fakt, że rady pracownicze, które według unijnej dyrektywy powinny działać w ok. 30 tysiącach polskich firm, działają w… 528.
Zjawiska patologiczne są spotykane na każdym rynku pracy, jednak zwykle występują one pojedynczo i są neutralizowane przez mocne strony krajowej specyfiki. Przykładowo w Bułgarii są bardzo niskie koszty pracy, ale za to wysoki udział płac w PKB, a na Słowacji bardzo niski udział płac w PKB, za to wyjątkowo niski udział umów okresowych. Tymczasem Polska jest prawdziwym ewenementem – mamy niskie płace pod każdym względem, bardzo wysoką niepewność zatrudnienia, żałośnie niski poziom zabezpieczenia społecznego oraz panujące w wielu zakładach toksyczne relacje. Inaczej mówiąc, na polskim rynku pracy zaszła daleko posunięta degrengolada. Jak najszybszej naprawy tego stanu rzeczy wymaga już nie tyle zwykła empatia, o którą nawet nie podejrzewam polskich ekonomistów i decydentów, ale po prostu troska o stan gospodarki – opisane wyżej zjawiska prowadzą przecież do spadku popytu wewnętrznego, wpływów budżetowych, wydajności oraz innowacyjności. Jeśli ktoś myśli, że na patologiach da się zbudować stabilny rozwój, to jest w dużym błędzie.
 
http://jagiellonski24.pl/2015/06/02/witajcie-w-kraju-zlej-pracy/




poniedziałek, 18 stycznia 2016

Niemcy chcą zniszczyć PiS – chodzi o 1 bln USD

przedruk



dolary 



Lament w Niemczech ma podłoże finansowe, które staram się, chociaż w wielkim skrócie, przybliżyć. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o pieniądze, gigantyczne pieniądze.


Niemcy płacą Polsce reparacje wojenne


Zapowiedź Kaczyńskiego, że Polska wystąpi do Niemiec o zapłatę odszkodowania za II wojnę światową przeraziła Niemców, bo mają czego. Tak się składa, że po wojnie komuniści zdołali zalegalizować marionetkowe rządy w świetle prawa międzynarodowego we wszystkich krajach demoludów, poza Polską. Stało się tak z powodu udanej ucieczki Mikołajczyka na Zachód (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/ucieczka-ze-stalinowskiej-polski-w-kapeluszu-ambasadora-usa-ujawniono-dokumenty,328062.html ). Dlatego Rząd Polski w Londynie był jedynym legalnym, a ten nigdy nie zrzekł się roszczenia reparacji wojennych wobec Niemiec. Zrzeczenie się takich roszczeń przez nielegalną komunistyczną marionetkę w PRL jest bezprzedmiotowe. Inna sprawa, że nawet te zrzeczenie nie było prawnie wiążące, co jest skutkiem niedopełnienia przez nich formalności.


W sprawie skutecznego wyegzekwowania odszkodowania od Niemiec przydałaby się Polsce efektywna pomoc, a takiej mogą np. udzielić organizacje żydowskie, które żądają od Polski 50-60 mld. USD. Jeśli uzyskalibyśmy 1 bln. USD od Niemiec, to taką kwotę można by im zapłacić, np. 50 mld. USD, a przy okazji pozbyć się żądań Żydów. Osobiście uważam, że Żydom od Polaków nic się nie należy, ale to osobny temat.


Po 1989r. Niemcy i bankierzy zadbali o zalegalizowanie długów PRL, a o roszczeniach z tytułu wojny zapomnieli, a przynajmniej tego tematu nie podnieśli, bo (może) obawiali się, że Polacy każą płacić. Oprócz tych aspektów reparacji wojennych ze strony Niemiec, odsyłam do opracowania Pana doktora Kostrzewy-Zorbasa ( http://wpolityce.pl/polityka/216640-niemcy-i-polska-nie-zaprzeczyly-pismu-onz-sprawa-odszkodowan-otwarta ). Samego zalegalizowania długów PRL raczej nie da się wzruszyć, ale czemu nie lichwiarski procent? Ostatnie umorzenie części długów Grecji było średnio oprocentowane na 23,1%. Polskie zadłużenie do stanu sprzed umorzenia 50% zadłużenia wróciło w niecałe 2 lata, a więc średnio musiało być na poziomie 40 kilku procent. Ktoś, kto podpisał się pod takimi warunkami, musi być traktowany, jako będący w zmowie z wierzycielami Polski i jako działający na jej szkodę, a więc klasyczny zdrajca/cy.


Niemcy spłacą prawie 1 bln. PLN polskich długów?
Od czasu do czasu pojawiają się medialne informacje, że Bundestag (niemiecki parlament) sfinansował powstanie partii Tuska. Co innego słowa Piskorskiego, czy Olechowskiego popełnione w mediach, a co innego informacja w sensie jurydycznym (por.: http://niezalezna.pl/55092-olechowski-potwierdza-finansowanie-partii-tuska-przez-cdu-i-mowi-o-paczkach-z-niemiec ). Do tego należałoby prześwietlić polskie media w rękach niemieckich (publikacje), czy one również udzielały pomocy niepieniężnej Tuskowi i jego partii. Osobiście nie mam takiej możliwości, nawet teoretycznej, aby dokonać weryfikacji jurydycznej, ale jeśli można by tego dokonać w rozumieniu procesowym, to droga do żądania od Niemiec spłaty długów zrobionych przez wszystkie mutacje partii Tuska stałaby otworem. Doniesienia medialne nie są podstawą, by kogokolwiek oceniać, osądzać, więc jedynie wiarygodne śledztwo może te doniesienia potwierdzić lub obalić.


Niemcy musiałyby zlikwidować swoje stocznie, głębiej zakopać „rurę”
Jeśli byłaby możliwość jurydycznego dowiedzenia (patrz wyżej), że za pieniądze z Bundestagu Tusk na korzyść Niemiec zlikwidował polskie stocznie, aktualne stałoby się żądanie wypłaty Polsce odszkodowania na odbudowę polskich stoczni oraz żądania, aby Niemcy zlikwidowały swoje. W niemieckich sądach toczy się sprawa przeciw Nord Stream z powództwa polskich przedsiębiorstw, bo zbyt płytkie położenie tej rury uniemożliwia skorzystanie w pełni z polskich praw do swobodnej eksploatacji portu i gazoportu w Świnoujściu.


Ta sprawa ma drugie dno, a chodzi mi konkretnie na rzekomą dywersyfikację dostaw gazu dla Polski. Obecnie gaz ten płynie bezpośrednio poprzez Jamał do Polski. W zamyśle gaz z Rosji miał płynąć do Polski za pośrednictwem Niemiec. Niemcy mieli kupować taniej gaz w Rosji i drożej, z zyskiem, odsprzedawać Polakom. W ten sposób „bogata” Polska finansowałaby „biedne” Niemcy. Przy tej konstrukcji Polacy sfinansowaliby budowę niemieckiej rury.


PiS przeciw wprowadzeniu EUR-o – 1 bln. PLN nie dla banksterów i Niemców
Wprowadzenie EUR-o, to jak fotografia, na której jest „zaszyty” stan z chwili robienia zdjęcia, a więc także „bieda” płace. Nigdy, a przynajmniej w perspektywie kilku pokoleń nie ma szans na wzrost wynagrodzeń, bo to oznaczałoby znaczny wzrost kosztów. Casus Słowacji jest bardzo pouczający, bo przez 2 lata pobytu w mechanizmie ERM2 słowacka Korona była 3 razy poddana aprecjacji (wzrost wartości), wskutek tego gospodarka straciła konkurencyjność, a Słowacy na zakupy zaczęli przyjeżdżać do Polski. Wbrew oficjalnym kłamstwom, ceny po wprowadzeniu EUR znacznie wzrosły, ale porównania należy dokonać do stanu sprzed wprowadzenia mechanizmu ERM2.


Polska ma, według Belki, Prezesa NBP, rynek kapitałowy większy od olbrzymiej Brazylii. Z tego powodu w Polsce nie byłoby 3 aprecjacji, ale co najmniej 6, a prawdopodobnie jeszcze więcej. Polskie rezerwy walutowe ok. 100 mld. EUR-o znikłyby błyskawicznie. Następnie, aby utrzymać stabilność PLN, rząd musiałby mocno zadłużyć Polskę. Można więc spokojnie szacować koszt wprowadzenia EUR-o w Polsce na co najmniej 1 bln. PLN. To i tak ostrożne szacunki. A całkowita utrata konkurencyjności polskiej gospodarki, masowe bezrobocie i bankructwo rolnictwa? Może to być cel ważniejszy, niż ten 1 bln. PLN. Z powodu biedy Polacy musieliby uciekać z Polski, a ziemia w Polsce byłaby do nabycia za bezcen. Atak na Polskę skuteczniejszy, niż ten Hitlera i Stalina.


Polski pracownik za przysłowiową miskę ryżu
Polska jest rynkiem zbytu oraz poddostawcą dla gospodarki Niemiec ( http://www.biztok.pl/gospodarka/polska-poddostawca-europy-miazdzacy-raport-o-dzialalnosci-korporacji-w-polsce_a22545 ). Rolnictwo, niby solidny eksport i … No tak, płody wyprodukowane przez niemieckiego rolnika przywozi się do przerobu w Polsce, gdzie pracownicy zarabiają poniżej 500 EUR-o/mies. Polski rolnik produkuje taniej i lepszej jakości płody, ale zakłady przetwórce w Polsce są w rękach zagranicznych właścicieli. Co więcej, dotychczasowe rządy dbały, aby polski rolnik nie miał prawa nic samodzielnie sprzedawać, co opisałem w artykule: http://interia360.pl/moim-zdaniem/artykul/tylko-w-polsce-polski-rolnik-jest-przestepca,63053 


Niskie płace, a ceny zachodnie
To żadne poglądy tylko matematyka z zakresu szkoły podstawowej. Jeśli mamy ceny zachodnie a płace polskie, to ile za nie kupimy? Zarabiamy dużo mniej to i kupimy dużo mniej, ale co stanie się z pracownikami produkującymi te niekupione towary? Stają się zbędni (bezrobocie) i albo śmierć głodowa w Polsce, albo emigracja. Mamy więc wytłumaczenie wysokiej emigracji z Polski. Niskie płace wyjaśniają także szybkie zadłużanie się Polski. Skoro rzeczy materialne kosztują tak samo, jak na Zachodzie, to i materialne koszty funkcjonowania państwa są na poziomie zachodnim. Problem w tym, że te państwo jest finansowane z podatków od polskich, zaniżonych wynagrodzeń. Powstaje różnica, która jest finansowana długiem.


Piotr Solis


polskobudzsie.wordpress.com

http://wiadomosci.robertbrzoza.pl/polska-kolonia/niemcy-chca-zniszczyc-pis-chodzi-o-1-bln-usd/



Niemieccy zbrodniarze w SB



" jednym z argumentów za odtajnieniem dokumentów było niedawne odkrycie w archiwach teczki zbrodniarza hitlerowskiego, który przez lata pozostawał na usługach komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, lecz był "dla interesów państwa" tak cenny, że jego dane chroniono jeszcze w XXI wieku."





Koszmar byłych agentów komunistycznej bezpieki, działających także w środowisku polonijnym, wkrótce stanie się faktem. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wydała zgodę na odtajnienie tysięcy teczek, które do tej pory znajdowały się w tzw. zbiorze zastrzeżonym Instytutu Pamięci Narodowej.
 
 
Decyzję o ujawnieniu zawartości najtajniejszych archiwów podjął Marek Biernacki, ustępujący podsekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i koordynator ds. służb specjalnych. Twierdzi, że nie ma to nic wspólnego z przegranymi przez jego partię (Platformę Obywatelską) wyborami i prace nad udostępnieniem teczek podjął już pół roku temu. Jednak dr Sławomir Cenckiewicz, historyk badający m.in. sprawy Polonii w USA, przekazał "Nowemu Dziennikowi", że jest to wynik wielomiesięcznych nacisków ze strony naukowców i części polityków na obecną administrację.


Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w IPN, jednym z argumentów za odtajnieniem dokumentów było niedawne odkrycie w archiwach teczki zbrodniarza hitlerowskiego, który przez lata pozostawał na usługach komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, lecz był "dla interesów państwa" tak cenny, że jego dane chroniono jeszcze w XXI wieku.


Zbiór zastrzeżony to właśnie informacje o osobach, których dawna działalność – mimo dowodów na współpracę ze zbrodniczym systemem – jest ukrywana ze względu na "interes kraju". Jak to rozumieć? Mogą być w dalszym ciągu źródłem informacji dla obecnych służb specjalnych, rodzajem karty przetargowej w relacjach z obcymi wywiadami lub zwyczajnie grozi im (lub ich rodzinom) fizyczne niebezpieczeństwo. Dlaczego jednak dawni kapusie i pracownicy SB mają pobierać wysokie emerytury i dożywać swoich dni jak pączki w maśle?

"Ujawnienie teczek to wyłącznie moja odpowiedzialność" – stwierdza Biernacki. Chodzi o setki metrów bieżących akt. Pytanie, co zawierają...


Według informacji Rafała Leśkiewicza, dyrektora Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN, chodzi m.in. o dokumenty operacyjne tajnych służb, które powstały do 31 grudnia 1990 r. Instytut dopiero rozpoczyna procedurę odtajniania akt i każda z tysięcy teczek jest przeglądana przez jego specjalistów. Dyrektor zastrzega, że najnowsze wnioski o odtajnienie dotyczą nie tylko akt współpracowników komunistycznych służb, ale też innych rodzajów dokumentów: akt administracyjnych, osobowych, spraw operacyjnych, kontrolno-śledczych, wreszcie np. spraw obiektowych – obserwacji opozycjonistów. Jest tego cała masa! Materiały dostępne będą dla wszystkich zainteresowanych w ciągu najbliższych tygodni (http://ipn.gov.pl/buiad/udostepnianie/wnioski).


Nie czekając na oficjalną publikację, kilkaset zdjęć dokumentów zamieścił na swoim facebookowym profilu niezależny poseł Zbigniew Girzyński. To fragment tzw. listy Milczanowskiego (dokumenty przygotowane w 1991 r. w dawnym Urzędzie Ochrony Państwa, dotyczące ówczesnych kandydatów do Sejmu i Senatu RP; na ich podstawie powstała słynna lista Macierewicza).


Także na portalu społecznościowym odniósł się do tych sfotografowanych akt dr Sławomir Cenckiewicz "Poseł Girzyński zagonił tych wystraszonych leniuszków z IPN, by zaczęli naciskać na ABW w sprawie wyjmowania akt ze zbioru zastrzeżonego, ale też korzystania z możliwości, jakie daje im ustawa o IPN, by akta wytworzone przez tajne służby III RP, a powiązane w treści z zakresem tematycznym IPN, trafiły do nas choćby w formie kopii".
Przypomnijmy, że jedno z ostatnio ujawnionych nazwisk ważnych działaczy polonijnych, którzy – zdaniem badaczy archiwów IPN – byli świadomymi współpracownikami SB, to Wojciech Wierzewski, "prawa ręka" trzech kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej. Fakty na jego temat upublicznił Marek Ciesielczyk, doktor politologii uniwersytetu w Monachium i wykładowca sowietologii w University of Illinois w Chicago, autor pierwszej książki w języku polskim na temat sowieckiej agentury KGB.


"Należy ujawniać wszystkie dokumenty obrazujące działalność kapusiów, nawet gdyby było to dla niektórych bardzo bolesne, bo powołując się na słowa św. Grzegorza Wielkiego, papieża i doktora Kościoła: nawet jeśli prawda może powodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy" – powtarzał dr Ciesielczyk na niedawnych spotkaniach z Polonią, m.in. w Nowym Jorku i New Jersey.



http://www.dziennik.com/wiadomosci/artykul/teczki-wstrzasna-polonia


 

środa, 13 stycznia 2016

Poseł Kukiza, a niemiecki Rzym



"Niemcom wcale nie chodzi o szczytne idee, a jedynie o interesy gospodarcze na terenie Polski i gigantyczne zyski transferowane z naszego kraju"

Marek Jakubiak - poseł Kukiz15


"Charakterystyczne, że okładając batem Metodego na synodzie biskupów w 870 roku, Hermanrich, biskup Passau, nie oskarżał go za wprowadzenie języka słowiańskiego do liturgii, ale pozbawienie hierarchii niemieckiej dochodów, jakie dawały obszary słowiańskie."

Frank Kmietowicz - “Kiedy Kraków był Trzecim Rzymem ”



---------------------------------------------------------------------

Nie życzymy sobie wtrącania się w sprawy polskie bez względu na intencje. O stan naszej demokracji zadbamy sami i nie potrzebujemy żadnej bratniej pomocy. Już raz takiej bratniej pomocy nam udzielono!
— powiedział w Sejmie Marek Jakubiak, odcinając się od pomysłu debatowania na forum Parlamentu Europejskiego o wewnętrznych sprawach Polski.
Na początku swojego wystąpienia odniósł się do wczorajszego premier Beaty Szydło z szefami klubów.
W imieniu klubu Kukiz’15 pragniemy podziękować za wczorajsze spotkanie, które udowodniło, że Można rozmawiać konstruktywnie nawet na tematy drażliwe
— powiedział Jakubiak, po czym odniósł się do poprzedzającego go wystąpienia Rafała Trzaskowskiego.
Wystąpienie mojego poprzednika unieważniło całe to zdanie. Jak bańska mydlana. Nie poznaję człowieka. Musi pan, panie pośle, uważać na to, co pan je. Wczoraj był pan potulny jak baranek. Mówił pan merytorycznie i tak naprawdę byłem dumny z tego, że siedzę wśród ludzi, dla których Rzeczpospolita jest najwyższym dobrem
— skwitował Jakubiak.
Jesteśmy zdania, że każdy polityk, niezależnie od opcji politycznej, wzywający kraje ościenne do jakiejkolwiek reakcji w wewnętrzne sprawy Polski, działa przeciwko polskiej racji stanu. Klub Kukiz’15 z całą mocą podkreśla, że w stosunkach międzynarodowych rząd Rzeczypospolitej Polskiej powinien prowadzić politykę podniesionej głowy
— podkreślił.
Nie mamy absolutnie żadnego powodu, aby pozwalać na traktowanie nas jako Europejczyków gorszego sortu
— dodał.
Naród polski niejednokrotnie swoją dumną historią udowodnił, że określenia typu wolność, suwerenność, niezależność czy też inne określenia tego typu są synonimem polskości. To Polacy uczyli Europę demokracji, wprowadzając Konstytucję 3 maja. Musimy o tym głośno mówić, bo dziś wiemy na pewno, że nikt za na  tego nie powie.
— podkreślił.
Pierwszy tydzień stycznia daje nam pełne prawo twierdzić, że to Niemcy mają problem z wolnością słowa i z szacunkiem do swoich obywateli. Dlatego stanowczo się sprzeciwiamy jakiejkolwiek ingerencji w nasze sprawy ze strony państw ościennych. W szczególności mówię do tego państwa, które historycznie ma sobie tak wiele do zarzucenia
— powiedział Jakubiak, dodając że państwa zachodnie ukrywają prawdziwe problemy Europy, z którymi sami nie mogą sobie poradzić.
Tym problemem jest imigracja. Partykularne interesy Niemiec spowodowały największy kryzys imigracyjny Europy. I to jest główna przyczyna problemów zjednoczonej Europy
— podkreślił.
Oświadczenie pana Schulza, sprowadzające polskie procesy demokratyczne do określenia putinizacji, jest w naszym przekonaniu dowodem na to, że pan Schulz nie ma pojęcia o tym czym jest Polska dla Europy. Nie ma pojęcia jak powinna wyglądać demokracja i – co najważniejsze - nie ma pojęcia o tym czym naprawdę jest putinizacja
— dodał Jakubiak.
W Rosji dziennikarze giną na ulicach Moskwy
— przypomniał.
W relacjach z Polską Niemcom wcale nie chodzi o szczytne idee, a jedynie o interesy gospodarcze na terenie Polski i gigantyczne zyski transferowane z naszego kraju. Wreszcie to trzeba powiedzieć. Niemieckie interesy istnieją praktycznie w każdej przestrzeni życia gospodarczego w Polsce. I tu mamy przesłanie dla Niemców: Nie lękajcie się! Jeśli będziecie płacić podatki w Polsce to tylko takie, jakie płaca Polacy!
— skwitował Jakubiak.
Jesteśmy narodem, który szanuje naszych sąsiadów i ich historię. Tego samego oczekujemy od nich. Nie życzymy sobie wtrącania się w sprawy polskie bez względu na intencje. O stan naszej demokracji zadbamy sami i nie potrzebujemy żadnej bratniej pomocy. Już raz takiej bratniej pomocy nam udzielono!
— mówił.
Na koniec zaapelował do rządzących.
Odwagi! Jesteśmy zdania, że powinniście wycofać się ze zobowiązań rządu Ewy kopacz na temat przyjmowania imigrantów. Nie lękajcie się również! Nie przyjmujcie żadnych imigrantów. To są interesy Niemieckie. Niech sobie teraz sami z tym dadzą radę!
— zakończył Jakubiak.



http://maciejsynak.blogspot.com/p/krakow-iii-rzymem.html


http://wpolityce.pl/polityka/278016-miazdzace-wystapienie-jakubiaka-niemcom-wcale-nie-chodzi-o-szczytne-idee-a-jedynie-o-interesy-gospodarcze-na-terenie-polski-i-gigantyczne-zyski-transferowane-z-naszego-kraju-wideo


wtorek, 12 stycznia 2016

Symulakra





Każde państwo można obalić w przeciągu 100 lat


poprzez zakulisowe działania wrogiej 5 kolumny, zorganizowanej na wzór podziemnej armii, polegające na:

- zmasowanych zgodnych z prawem czynnościach mających na celu paraliż państwa
- zmasowanych zgodnych z prawem nieetycznych czynnościach o bandyckim charakterze, mających na celu wpłynięcie na postępowanie konkretnych osób
- ukrywanych działaniach nielegalnych




symulakra  [łac.], obiekt materialny, płaski (np. wydruk z drukarki komputerowej) lub trójwymiarowy (np. hologram), umieszczony w celu wypełnienia pustego miejsca po oryginale, który zaginął, uległ zniszczeniu lub znajduje się w innym miejscu.
 
 

Symulakra nie jest kopią, której sporządzenie wymaga współistnienia oryginału; nie jest także jego wiernym odtworzeniem, gdyż do wykonania s. stosuje się inny od pierwotnego materiał; np. w konserwatorstwie dzieł sztuki zastosowanie techniki elektronicznej ogranicza twórczą ingerencję autora s. w porównaniu z tradycyjną pracą konserwatora-restauratora.
 
 
Przykładem zastosowania s. w Polsce jest realizowany (2005) od kilku lat projekt wystroju wnętrza zabytkowego Dworu Artusa w Gdańsku: w miejscach dawniej zajmowanych przez malowidła olejne, zaginione lub zniszczone podczas II wojny światowej, umieszcza się ich s. wytworzone przy użyciu drukarki (plotera), nanoszącej na specjalnie dobrane podłoże warstwy pigmentu tworzące obraz; obraz ten jest generowany przy użyciu fotografii cyfrowej i specjalistycznego oprogramowania komputerowego, z wykorzystaniem elektronicznej obróbki zachowanego wizerunku; wizerunkiem tym jest fotografia lub reprodukcja autentycznego artefaktu, pokazujące go na ogół w innej skali i kolorystyce.
 
Symulakra umożliwia nowe sposoby badania (np. analizę porównawczą powiększonych szczegółów lub uzupełnionej całości) oraz eksponowania dzieł sztuki i zabytkowych wnętrz nie zachowanych w oryginale; s., jako ich prawdopodobna podobizna, służy celom edukacyjnym, umożliwiając prezentację hist. przestrzeni kulturowej i zapewniając jednocześnie odróżnienie zabytkowych elementów autentycznych od nowo wytworzonych.
 
 
symulakrum «obraz, zwłaszcza stworzony przez kino lub telewizję, który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość»
 
 
Symulakr, symulakrum (łac. simulacrum „podobieństwo, pozór”; l.mn. simulacra) –˜ obraz, który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość. Również obiekt materialny wyobrażający istotę żywą, nadprzyrodzoną i fantastyczną w ich trójwymiarowym kształcie. Wykorzystywane w celach religijnych, magicznych, naukowych, praktycznych i zabawowych (np. lalki). Często są wyposażone w pewne atrybuty, potwierdzające ich pozorne życie, na przykład możliwość działań motorycznych.




 "Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś nikt nie chce korzystać z tej…"


- Bartłomiej Sienkiewicz, Minister Spraw Wewnętrznych












http://werwolfcompl.blogspot.com/





http://encyklopedia.pwn.pl/haslo/symulakra;3982027.html
https://pl.wikipedia.org/wiki/Symulakr
http://sjp.pwn.pl/sjp/;2576805


http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/panstwo-polskie-praktycznie-nie-istnieje-polityczny-deal-sienkiewicza-z-belka-najwazniejsze-cytaty,439819.html











Pomiędzy wierszami


przedruk




Czy to zawoalowana groźba ze strony niemiec?

Niemiecka gazeta szydzi: prawica niech sobie jedzie do nowej, atomowo-parówkowej Polski!

Data publikacji: 2016-01-12 08:00
Data aktualizacji: 2016-01-12 11:14:00
 
 
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” sugeruje ironicznie, że wyborcy prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) powinni… wyjechać do Polski. Kilka milionów Niemców popierających tę partię znalazłoby nad Wisłą kraj, który – twierdzi niemiecka gazeta - ochroni ich przed zagrożeniami lewicowego świata.

Taką propozycję przedstawił na łamach „FAZ” Niklas Maak, nawiązując do głośnego wywiadu polskiego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego udzielonego dziennikowi „Bild”. „Polski minister Waszczykowski wymienił, co jego zdaniem zagraża zachodnim społeczeństwom: wegetarianie, rowerzyści i rasowe przemieszanie. Dzięki temu [minister] może stać się nową maskotką AfD” – twierdzi Maak.

Choć Waszczykowski w ten sposób podsumował po prostu utopię zachodniej demokracji liberalnej, według Maaka – naraził się na śmieszność. „Waszczykowski, który sam, jak da się zauważyć, rzadko jeździ na rowerze i ewidentnie nie zrezygnował z mięsa, stał się w Niemczech dzięki tym uwagom bohaterem wszystkich białych mięsożerców, którzy uważają Zachód za zagrożony przede wszystkim przez śledzie, wiatraki i parytety” – czytamy.

Autor pyta następnie, czy „idealna Polska Waszczykowskiego, wolne od uchodźców, całkowicie katolickie atomowo-parówkowe państwo” nie mogłoby przypadkiem stać się nową ojczyzną niemieckiej prawicy? „Czy AfD, której członkowie jak dotąd nie słynęli ze szczególnej przyjaźni do Polski, ale raczej z ze zdecydowanej wrogości do kulturowego przemieszania, wiatraków i parytetów, dołączą teraz zgodnie do nowej Polski Waszczykowskiego? A może Polska [dołączy] do AfD?” – pyta Maak.

„Jeżeli wszyscy wyborcy AfD […] przenieśliby się do Polski – a więc wszyscy niemieccy wrogowie wegetarian, nienawidzący rowerów, krytycy parytetów – to wówczas miałoby się do czynienia z prawdziwą falą uchodźców na granicy, lawiną ludzi, niemieckim strumieniem; a wówczas Witold Waszczykowski byłby, być może, całkiem zadowolony z powodu kilku wegetarian rozmaitych ras, którzy uszczelniają granicę swoimi panelami słonecznymi” – kończy autor.


Źródło: „Frankfurter Allgemeine Zeitung”
pach



http://www.pch24.pl/niemiecka-gazeta-szydzi--prawica-niech-sobie-jedzie-do-nowej--atomowo-parowkowej-polski-,40529,i.html#ixzz3wxB0OLMk


piątek, 8 stycznia 2016

Werwolf – jak to się odbywa







Po przybyciu do obcego kraju początkowo zabiegają o względy mieszkańców, zawierają małżeństwa, potem utwierdzają swoją pozycję, nabywają dobra, urzędy, aż w końcu pozbawiają miejscowych znaczenia i wpływów.



Tak więc 5 kolumna w Polsce żeni się z naszymi kobietami i w ten sposób niszczy, obniża ilość żywiołu polskiego w Polsce.



Na obecnym etapie chodzi także o o bniżenie żywiołu polskiego w danej konkretnej rodzinie lub wprowadzenie dywersji w określony krąg osób. 




Znamy takie przypadki, niektóre są udokumentowane. Najczęściej dotyczy to osób, które znacznie oddziałowują na całe społeczeństwo.

Żona Pawła Jasienicy, historyka, która była funkcjonariuszem SB i regularnie donosiła na męża oraz nieudokumentowane jak np. żona Aleksandra Brucknera, znanego przedwojennego slawisty.

Czasami młoda żona jest nagrodą za współpracę.

Inne przykłady: Marcinkiewicz, Jackowski, Sakaszwili, Juszczenko – ostatnie dwa nazwiska na podstawie artykułu z portalu 3 obieg.pl

I wiele wiele innych.

(Ale raz! = Alle raus!)




Wprowadzanie z premedytacją swoich ludzi do polskich rodzin jest normalną praktyką służb.



Żyją w Polsce, to z kim mają się się żenić, jak nie z Polkami?

Jednak ludzie ci, potrafią całe życie udawać przykładnego męża (lub nim być mimo np. własnego niezadowolenia) tylko po to, aby na rozkaz w ramach 5 kolumny obniżyć ilość żywiołu polskiego – a niekoniecznie z miłości. A czasami wcale nie są przykładem do naśladowania, takim są tylko na początku.


Aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, lub więcej, w myśl zasady o maksymalizacji zysków, służby dobierają swoim ziomkom określoną osobę jako materiał na żonę.


Na rozkaz, zależnie od potrzeb służb, młode wilczki interesują się osobą wytypowaną przez służby.

Służby aktywnie wspierają ich działania i udzielają im pomocy prowadząc rozeznanie personalne, społeczne, psychologiczne i finansowe ofiary oraz zapewniając zaplecze personalne i finansowe.



Wilk musi więc być perfekcyjnym kandydatem pod każdym lub prawie każdym względem.

Przede wszystkim musi udowodnić, ze jest idealnym kandydatem na męża i ojca. Jest grzeczny, ułożony, bezkonfliktowy, a jednocześnie męski i stanowczy, do tego najlepiej majętny, co też podnosi prestiż kobiety, a co nie jest trudne, jeśli ma dodatkowe fundusze w ramach nieformalnej pomocy służb niemieckich lub legalnych innych form finansowania otrzymanych na zasadzie znajomości i wzajemności (atrakcyjne zlecenia, fundusze, stypendia, nagrody, atrakcyjne kredyty spłacane nieformalnie i wiele innych) 


patrz też: 


„5 kolumna na Pomorzu Gdańskim” Seweryn Osiński [nieformalne finansowanie]

„Zagraniczne kredyty dla niemców w Polsce 1919 - 1939” Tadeusz Kowalak



Nie muszę chyba dodawać, że to finansowanie odbywa się z pieniędzy bezpośrednio zagrabionych i wyciągniętych z budżetu Polski. Tak też odbywa się szeroka forma pomocy finansowej dla niemców, tak jak to opisano ww. książkach.

Wszystkie działania wykonuje w ramach pomocy tzw. skrzydłowych, dokładnie tak, jak odbywa się to w przypadku zawodowych uwodzicieli (wpisz: uwodzenie skrzydłowy)


Okulary uwodziciela są najczęściej lustrzane, duże i zasłaniają sporą część twarzy - w ten sposób uwodziciel utrudnia rozpoznanie i zapamiętanie swojej twarzy przez niepowołane osoby. Powyżej zdjęcie przykładowych okularów.


Proces odbywa się na zasadzie zaspokojenia największej potrzeby jaka występuje u ofiary. Jeśli w domu brakowało miłości – jest bardzo opiekuńczy i zrównoważony itd. Jeśli w domu było skromnie - ostatecznym atutem mogą stać się pieniądze i wizja niezmąconego spokoju w życiu.

Ofiarą na początku manipuluje się ZAWSZE poprzez osoby trzecie, do pierwszego spotkania nigdy nie dochodzi wprost, zawsze poprzez znajomych na zasadzie: poznaliśmy się na imprezie u koleżanki.

Ofiarę stopniowo nagania się w kierunku odpowiedniej osoby poprzez pomocników tzw. skrzydłowych. Skrzydłowi również subtelnie manipulują otoczeniem ofiary, aby wpłynęło na jej decyzje. Powstaje wrażenie przypadkowości.

Jednocześnie subtelnie odsuwa się kontrkandydatów, np. podsyłając mu inną kobietę, w inny sposób dyskredytując w oczach ofiary w zaplanowany sposób wyglądający na przypadkowy.

Najskuteczniejszą formą manipulacji jest zawsze manipulacja poprzez osoby trzecie. Zawsze wtedy powstaje wrażenie przypadkowości.


Jednocześnie stopniowo, nienachalnie i subtelnie pogłębia się u ofiary jej lęki - punktuje najsłabsze strony osobowości. 


Wtedy ofiara w pewnym odcinku czasu zaczyna dokonywać pogłębionej refleksji nad swoim życiem i przyszłością i myśląc o nowym znajomym zaczyna dostrzegać możliwość zaspokojenia swoich głębokich potrzeb właśnie przez tę osobę.

Powstaje fałszywe wyobrażenie o przypadkowym spotkaniu i spontanicznie rozwijającej się miłości.

Podręczniki o uwodzeniu powinny stać się obowiązkową lekturą dla każdej dziewczyny.

Po trzech miesiącach znajomości - na rozkaz - oświadczają się swojej wy/brance, a potem - na rozkaz - w ramach wypracowanych procedur odpolacza swoje dzieci.

Tak więc wilk jest syty i ...wilk jest cały. 


 Przykład okularów.



Przykład właściwych okularów.  W tym przypadku modelem jest kobieta, co akurat nie jest dobre, bo po prostu kobiety mają bardziej wyraziste buzie, łatwe do rozróżnienia, a mężczyźni w takich okularach są podobni jeden do drugiego. Zamiennie stosują inne okulary, krzykliwe, niepasujące do poważnej osoby, za którą pragną uchodzić.



Wykonują w swoim życiu niewielkie manewry o charakterze antypolskim skoordynowane z potrzebami niemieckich służb specjalnych.

Oznacza to, że nie łamią prawa, zaś każdą swą wypowiedź i działanie o charakterze antypolskim potrafią wytłumaczyć „własną”: indolencją, głupotą, polniszewirszaft, przypadkiem, „takie jest życie” itd. itd., w myśl wypracowanych przez ostatnie kilkaset lat metod.


Zależnie od potrzeb służb specjalnych, swoich osobistych predyspozycji i możliwości oraz wszystkich zewnętrznych okoliczności, w swych dzieciach prowadzą procesy o różnym stopniu i natężeniu, by ostatecznie doszło w tych dzieciach do:

  • o bniżenia poczucia polskości
  • wykształcenia uczuć niechęci do polskości (patrz wypowiedź Tuska poniżej)
  • wykształcenia uczuć zawiści i nienawiści do polskości
  • wykształcenie zachowań typu „polskie piekiełko”
  • wykształcenie pogardy dla Polaków
  • wykształcenie nienawiści do Polaków
  • wykształcenie osobowości skłonnej do współpracy w ramach 5 kolumny
  • wykształcenie osobowości skłonnej do związania swojego życia z ideologią 5 kolumny
  • wykształcenie osobowości skłonnej do aktywnej pracy na rzecz 5 kolumny
  • wykształcenie osobowości skłonnej do aktywnej pracy na rzecz niemiec (wprost)
  • wykształcenie osobowości skłonnej do pracy dla niemieckich służb specjalnych
  • wykształcenie osobowości skłonnej do popełniania morderstw w imię zaakceptowanej ideologii 5 kolumny
  • wykształcenie osobowości skłonnej do masowych morderstw (bandy Selbstschutz) w ramach ideologii niemieckiej

Procesy zatrzymują się na różnych etapach, jak napisałem powyżej, w zależności o oszeregu czynników. 

Np. nikt nie planuje zrobić ze swoich dzieci zawodowych morderców, bo im to zwyczajnie nie odpowiada, nie mieści się to w ich systemie wartości i przekonań.

Jednemu wystarczy, że jego dzieci nie będą stanowić wspólnoty z innymi Polakami (obniżenie żywiołu polskiego, fizyczny brak jednego obywatela działającego w interesie Polski) a inny będzie próbował wciągać swoje dzieci do aktywnych działań werwolfu, bo taka mu odpowiada ideologia.


Tym sposobem mają możliwość prowadzić spokojne, czasem sielankowe, zabezpieczone pod względem finansowym życie, w zamian za niewielkie usługi o charakterze antypolskim, które w konsekwencji tworzą szeroki antypolski front.




Donald Tusk w czasopiśmie ZNAK 1987, nr 11/12 (listopad/grudzień) = nr 390/391 :





Czy w twoim domu też czai się wróg?







Oczywiście usunięto mi z bloga ilustrację z wypowiedzią Tuska....



Spróbujcie wpisać w gogla słowo selbszulc, selbsszuc nic nie pokaże....żadnych skojarzeń, nawet: czy chodziło ci o

Selbstschutz ?










czwartek, 7 stycznia 2016

Nadajnik




Mój ulubiony kawałek.







Swoją drogą to nobilitujące, żeby tylu fryców zatrudnić do przytrzymania w miejscu jednego człowieka....

A nie, to po prostu Nadajnik jest taki cenny.

No mówię.




środa, 30 grudnia 2015

Polska wśród 20 najbardziej „okradanych” państw świata

przedruk



W analizie Global Financial Integrity – międzynarodowej organizacji, prowadzącej badania na temat nielegalnych przepływów finansowych znajduje się odpowiedź skąd taka wściekłość niemieckich mediów i pogróżki pod adresem nowych władz. Wstrząsająca lektura!


Global Financial Integrity obliczył, że przez ostatnie lata koncerny naszego zachodniego sąsiada „wyssały” z naszego kraju 30 miliardów dolarów.

Za granicę trafia aż 5 proc. polskiego PKB, czyli ok. 90 mld zł rocznie. Najwięcej kradną zagraniczne korporacje i niemieckie firmy
— czytamy na portalu „gf24.pl”, który powołuje się na szacunki Global Financial Integrity.

Jeśli przyjmiemy, że ok. 65 proc. eksportu-importu Polski jest wytwarzane przez firmy z kapitałem zagranicznym, z czego ok. 50 proc. to firmy niemieckie, można oszacować, że Niemcy nielegalnie wyprowadzają z Polski ok. 30 mld zł rocznie
— przytacza szacunki portal „gf24.pl”.


Generalnie Polska znajduje się na 20 miejscu krajów z listy najbardziej nielegalnie wyzyskiwanych na świecie przez zagraniczne koncerny. I jesteśmy jedynym takim krajem z Unii Europejskiej.

Z tabeli opublikowanej na stronie Global Financial Integrity wynika, że poziom wyciągania nielegalnych pieniędzy, wysoki w 2004 r., wyhamowany został w latach 2005-2007, siłą inercji jeszcze spadał, po czym gwałtownie wzrósł, aby ponownie osiągnąć apogeum w 2012 r.



gfintegrity.org gfintegrity.org



Teraz kilka ważnych - choć przyznajmy szczerze - retorycznych pytań:

Czy dzięki tym suchym liczbom, datom i szacunkom wiemy więcej o przyczynach furii niemieckich mediów po ostatnich wyborach prezydenckich i parlamentarnych?
 
Czy rozumiemy teraz dlaczego niemieckie media i niemieccy politycy milczeli, gdy władza Platformy Obywatelskiej i PSL zakładała Polakom rekordowe liczby podsłuchów, niszczyła dziennikarzy i rozbijała redakcje? 
 
Czy już wiemy dlaczego państwu niemieckiemu tak bardzo zależy na utrzymaniu nad Wisłą status quo?
Czy już pojmujemy dlaczego Berlinowi tak bardzo zależy na tym, aby utrzymać obecny stan atrofii państwa polskiego?

Czy zdajemy sobie sprawę, dlaczego Niemcy tak obawiają się repolonizacji mediów?
Gdy już odpowiemy sobie na te pytanie musimy zdać sobie sprawę z bardzo ważnej sprawy. Nasz zachodni sąsiad zrobił sobie z nas swoją półkolonię medialną, tanią montażownię i Bóg wie co jeszcze. Jego połajanki pod naszym adresem są więc z jego punktu widzenia dość zrozumiałe - dlaczego ma mieć szacunek do swoich XXI-wiecznych „Irokezów”, wobec których odczuwa (tradycyjną) wyższość cywilizacyjną? To od nas zależy, czy pozwolimy mu tak traktować nasz kraj. Nikt nas w tym nie wyręczy.
 



Według najnowszego raportu Global Financial Integrity (międzynarodowej organizacji zajmującej się nielegalnymi przepływami finansowymi) Polska należy do pierwszej 20 (jest w tej grupie jedynym krajem należącym do UE) najbardziej wyzyskiwanych krajów przez zagraniczne korporacje.

Raport GFI stwierdza, że z Polski zagraniczne firmy nielegalnie wyprowadzają corocznie około 90 mld zł, czyli około 5% naszego PKB, i dotyczy to głównie oszustw związanych z podatkami VAT i CIT oraz cłami. Dane GFI potwierdzają wcześniejsze ustalenia dotyczące naszego systemu podatkowego opracowane przez MFW oraz Komisję Europejską, w tych dokumentach także pisano o blisko 100 mld zł rocznie, które traci polski budżet na skutek oszustw podatkowych.

Przypomnijmy tylko, że rozrastanie się zjawiska niepłacenia CIT przez firmy z udziałem kapitału zagranicznego potwierdza raport przygotowany przez Komisję Europejską, w którym autorzy, powołując się na ekspertyzy przygotowane na zlecenie Komisji Europejskiej, stwierdzają, że wielkie korporacje unikają płacenia podatku dochodowego w całej Unii Europejskiej.

W skali całej UE uszczuplenia z tego tytułu to kwota ponad 120 mld euro, w przypadku Polski oszacowano je na ponad 11 mld euro rocznie, co daje astronomiczną kwotę blisko 46 mld zł utraconych dochodów podatkowych (w ostatnich latach wpływy z tego podatku wynoszą około 28-31 mld zł). Oznaczałoby to, że utracone każdego roku wpływy z podatku CIT od firm z udziałem kapitału zagranicznego znacznie przekraczają dochody budżetowe z tytułu tego podatku i że w ciągu ostatnich lat kolejni ministrowie finansów poprzedniego rządu Platformy i PSL co najmniej tolerowali to zjawisko.

W imieniu nowego ministra finansów Pawła Szałamachy rzecznik prasowy Mirosława Dróżdż zwróciła się do podatników podatku dochodowego od osób prawnych (CIT), którzy stosowali tzw. ceny transferowe w latach 2011-2015 do złożenia stosownych korekt w zeznaniach podatkowych za ten okres. Stwierdziła także, że spółki, które zdecydują się na dobrowolna korektę deklaracji podatkowych za lata 2011-2015, będą mogły skorzystać z 50% obniżki stawki ustawowych odsetek za zaległe zobowiązania podatkowe.

Przypomniała, że każda transakcja powinna odpowiadać naturalnym warunkom rynkowym, a jej cena powinna być zbliżona do ceny rynkowej, podczas gdy w przypadku podmiotów powiązanych bardzo często zdarza się, że spółka-córka płaci spółce-matce w grupie znacznie wyższą kwotę, niż wynosi wartość rynkowa określonego dobra lub usługi (najczęściej jest to korzystanie z logo, doradztwo, dostarczanie know-how).

Ostrzegła, że stosowanie cen transakcyjnych przez podmioty powiązane będzie przedmiotem badań urzędów skarbowych w II kwartale 2016 roku, ponieważ jest to jeden z priorytetów nowego ministra finansów Pawła Szałamachy. Z kolei wyłudzenia w podatku VAT, które według raportu MFW są jednymi z najwyższych w UE, wynoszą ponad 3% PKB, a więc w warunkach roku 2014 wyniosły ponad 52 mld zł. Tutaj nowy minister finansów rozważa wprowadzenie centralnego rejestru faktur VAT, za pośrednictwem którego trafiałyby do nabywców towarów i podlegałyby na bieżąco kontroli urzędów skarbowych.

Innym pomysłem jest rozdzielenie płatności VAT (nabywca płaci dostawcy tylko płatność netto, a kwota podatku trafia na konto podatnika będące w dyspozycji urzędu skarbowego), w takiej sytuacji zwrotów podatku VAT (różnicy pomiędzy podatkiem naliczonym a należnym) dokonywałby urząd skarbowy. Jak z tego wynika, nowy rząd nie zamierza tolerować tego stanu rzeczy i już na początku swej działalności rozpoczął walkę cenami transferowymi, co ma ograniczyć wyłudzenia w podatku CIT, jak i z przestępstwami karuzelowymi, co ma ograniczyć wyłudzenia w podatku VAT. Trudno bowiem dłużej tolerować sytuację, w której blisko 1/3 potencjalnych dochodów podatkowych (około 100 mld zł rocznie) zamiast wpływać do budżetu państwa, wypływa poza granice naszego kraju tylko dlatego, że zagraniczne korporacje traktują Polskę jak swoją kolonię.



 http://www.naszdziennik.pl/ekonomia-finanse/149735,polska-wsrod-20-najbardziej-okradanych-panstw-swiata.html#.VoJOOLyweV0.facebook


środa, 23 grudnia 2015

Niemcy chcą zniszczyć PiS – chodzi o 1 bln USD


przedruk


Lament w Niemczech ma podłoże finansowe, które staram się, chociaż w wielkim skrócie, przybliżyć. Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o pieniądze, gigantyczne pieniądze.


Niemcy zapłacą Polsce reparacje wojenne





Obrazek użytkownika piastolsztyn


Zapowiedź Kaczyńskiego, że Polska wystąpi do Niemiec o zapłatę odszkodowania za II wojnę światową przeraziła Niemców, bo mają czego. Tak się składa, że po wojnie komuniści zdołali zalegalizować marionetkowe rządy w świetle prawa międzynarodowego we wszystkich krajach demoludów, poza Polską. Stało się tak z powodu udanej ucieczki Mikołajczyka na Zachód (http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/ucieczka-ze-stalinowskiej-polski-w-kapeluszu-ambasadora-usa-ujawniono-dokumenty,328062.html ). Dlatego Rząd Polski w Londynie był jedynym legalnym, a ten nigdy nie zrzekł się roszczenia reparacji wojennych wobec Niemiec. Zrzeczenie się takich roszczeń przez nielegalną komunistyczną marionetkę w PRL jest bezprzedmiotowe. Inna sprawa, że nawet te zrzeczenie nie było prawnie wiążące, co jest skutkiem niedopełnienia przez nich formalności.

W sprawie skutecznego wyegzekwowania odszkodowania od Niemiec przydałaby się Polsce efektywna pomoc, a takiej mogą np. udzielić organizacje żydowskie, które żądają od Polski 50-60 mld. USD. Jeśli uzyskalibyśmy 1 bln. USD od Niemiec, to taką kwotę można by im zapłacić, np. 50 mld. USD, a przy okazji pozbyć się żądań Żydów. Osobiście uważam, że Żydom od Polaków nic się nie należy, ale to osobny temat.

Po 1989r. Niemcy i bankierzy zadbali o zalegalizowanie długów PRL, a o roszczeniach z tytułu wojny zapomnieli, a przynajmniej tego tematu nie podnieśli, bo (może) obawiali się, że Polacy każą płacić. Oprócz tych aspektów reparacji wojennych ze strony Niemiec, odsyłam do opracowania Pana doktora Kostrzewy-Zorbasa (http://wpolityce.pl/polityka/216640-niemcy-i-polska-nie-zaprzeczyly-pismu-onz-sprawa-odszkodowan-otwarta ). Samego zalegalizowania długów PRL raczej nie da się wzruszyć, ale czemu nie lichwiarski procent? Ostatnie umorzenie części długów Grecji było średnio oprocentowane na 23,1%. Polskie zadłużenie do stanu sprzed umorzenia 50% zadłużenia wróciło w niecałe 2 lata, a więc średnio musiało być na poziomie 40 kilku procent. Ktoś, kto podpisał się pod takimi warunkami, musi być traktowany, jako będący w zmowie z wierzycielami Polski i jako działający na jej szkodę, a więc klasyczny zdrajca/cy.


Niemcy spłacą prawie 1 bln. PLN polskich długów?

Od czasu do czasu pojawiają się medialne informacje, że Bundestag (niemiecki parlament) sfinansował powstanie partii Tuska. Co innego słowa Piskorskiego, czy Olechowskiego popełnione w mediach, a co innego informacja w sensie jurydycznym (por.: http://niezalezna.pl/55092-olechowski-potwierdza-finansowanie-partii-tuska-przez-cdu-i-mowi-o-paczkach-z-niemiec ). Do tego należałoby prześwietlić polskie media w rękach niemieckich (publikacje), czy one również udzielały pomocy niepieniężnej Tuskowi i jego partii. Osobiście nie mam takiej możliwości, nawet teoretycznej, aby dokonać weryfikacji jurydycznej, ale jeśli można by tego dokonać w rozumieniu procesowym, to droga do żądania od Niemiec spłaty długów zrobionych przez wszystkie mutacje partii Tuska stałaby otworem. Doniesienia medialne nie są podstawą, by kogokolwiek oceniać, osądzać, więc jedynie wiarygodne śledztwo może te doniesienia potwierdzić lub obalić.


Niemcy musiałyby zlikwidować swoje stocznie, głębiej zakopać „rurę”

Jeśli byłaby możliwość jurydycznego dowiedzenia (patrz wyżej), że za pieniądze z Bundestagu Tusk na korzyść Niemiec zlikwidował polskie stocznie, aktualne stałoby się żądanie wypłaty Polsce odszkodowania na odbudowę polskich stoczni oraz żądania, aby Niemcy zlikwidowały swoje. W niemieckich sądach toczy się sprawa przeciw Nord Stream z powództwa polskich przedsiębiorstw, bo zbyt płytkie położenie tej rury uniemożliwia skorzystanie w pełni z polskich praw do swobodnej eksploatacji portu i gazoportu w Świnoujściu.
Ta sprawa ma drugie dno, a chodzi mi konkretnie na rzekomą dywersyfikację dostaw gazu dla Polski. Obecnie gaz ten płynie bezpośrednio poprzez Jamał do Polski. W zamyśle gaz z Rosji miał płynąć do Polski za pośrednictwem Niemiec. Niemcy mieli kupować taniej gaz w Rosji i drożej, z zyskiem, odsprzedawać Polakom. W ten sposób „bogata” Polska finansowałaby „biedne” Niemcy. Przy tej konstrukcji Polacy sfinansowaliby budowę niemieckiej rury.


PiS przeciw wprowadzeniu EUR-o – 1 bln. PLN nie dla banksterów i Niemców

Wprowadzenie EUR-o, to jak fotografia, na której jest „zaszyty” stan z chwili robienia zdjęcia, a więc także „bieda” płace. Nigdy, a przynajmniej w perspektywie kilku pokoleń nie ma szans na wzrost wynagrodzeń, bo to oznaczałoby znaczny wzrost kosztów. Casus Słowacji jest bardzo pouczający, bo przez 2 lata pobytu w mechanizmie ERM2 słowacka Korona była 3 razy poddana aprecjacji (wzrost wartości), wskutek tego gospodarka straciła konkurencyjność, a Słowacy na zakupy zaczęli przyjeżdżać do Polski. Wbrew oficjalnym kłamstwom, ceny po wprowadzeniu EUR znacznie wzrosły, ale porównania należy dokonać do stanu sprzed wprowadzenia mechanizmu ERM2.


Polska ma, według Belki, Prezesa NBP, rynek kapitałowy większy od olbrzymiej Brazylii. Z tego powodu w Polsce nie byłoby 3 aprecjacji, ale co najmniej 6, a prawdopodobnie jeszcze więcej. Polskie rezerwy walutowe ok. 100 mld. EUR-o znikłyby błyskawicznie. Następnie, aby utrzymać stabilność PLN, rząd musiałby mocno zadłużyć Polskę. Można więc spokojnie szacować koszt wprowadzenia EUR-o w Polsce na co najmniej 1 bln. PLN. To i tak ostrożne szacunki. A całkowita utrata konkurencyjności polskiej gospodarki, masowe bezrobocie i bankructwo rolnictwa? Może to być cel ważniejszy, niż ten 1 bln. PLN. Z powodu biedy Polacy musieliby uciekać z Polski, a ziemia w Polsce byłaby do nabycia za bezcen. Atak na Polskę skuteczniejszy, niż ten Hitlera i Stalina.


Polski pracownik za przysłowiową miskę ryżu
Polska jest rynkiem zbytu oraz poddostawcą dla gospodarki Niemiec (http://www.biztok.pl/gospodarka/polska-poddostawca-europy-miazdzacy-raport-o-dzialalnosci-korporacji-w-polsce_a22545 ). Rolnictwo, niby solidny eksport i … No tak, płody wyprodukowane przez niemieckiego rolnika przywozi się do przerobu w Polsce, gdzie pracownicy zarabiają poniżej 500 EUR-o/mies. Polski rolnik produkuje taniej i lepszej jakości płody, ale zakłady przetwórce w Polsce są w rękach zagranicznych właścicieli. Co więcej, dotychczasowe rządy dbały, aby polski rolnik nie miał prawa nic samodzielnie sprzedawać, co opisałem w artykule: http://interia360.pl/moim-zdaniem/artykul/tylko-w-polsce-polski-rolnik-jest-przestepca,63053 .


Niskie płace, a ceny zachodnie
To żadne poglądy tylko matematyka z zakresu szkoły podstawowej. Jeśli mamy ceny zachodnie a płace polskie, to ile za nie kupimy? Zarabiamy dużo mniej to i kupimy dużo mniej, ale co stanie się z pracownikami produkującymi te niekupione towary? Stają się zbędni (bezrobocie) i albo śmierć głodowa w Polsce, albo emigracja. Mamy więc wytłumaczenie wysokiej emigracji z Polski. Niskie płace wyjaśniają także szybkie zadłużanie się Polski. Skoro rzeczy materialne kosztują tak samo, jak na Zachodzie, to i materialne koszty funkcjonowania państwa są na poziomie zachodnim. Problem w tym, że te państwo jest finansowane z podatków od polskich, zaniżonych wynagrodzeń. Powstaje różnica, która jest finansowana długiem.



Piotr Solis






4 thoughts on “Niemcy chcą zniszczyć PiS – chodzi o 1 bln USD”

  1. Pingback: Niemcy chcą zniszczyć PiS – chodzi o 1 bln USD « Wirtualna Polonia
  2. Pingback: Niemcy chcą zniszczyć PiS – chodzi o 1 bln USD | f6862



https://polskobudzsie.wordpress.com/2015/12/19/niemcy-chca-zniszczyc-pis-chodzi-o-1-bln-usd/



sobota, 14 listopada 2015

Odrażający haniebny atak - albo Kadafii zza grobu...


Refleksja na temat wczorajszej tragedii we Francji oraz


kilka uwag na temat cynizmu  zachodnich polityków.



Angela Merkel jest największym szkodnikiem Europy - tak o kanclerz Niemiec powiedział szef SLD Leszek Miller. Jego zdaniem, poprzez swoją nieprzemyślaną politykę kanclerz Niemiec ściągnęła zagrożenie na całą Europę. Polityk SLD przypomniał, że nikt nie pytał rządów i społeczeństw krajów UE, czy życzą sobie masowego napływu imigrantów



13:10 Syryjski prezydent powiedział, że polityka Francji przyczyniła się do rozprzestrzeniania się terroryzmu, a to doprowadziło do ataków w stolicy Francji. Bashar al-Assad skrytykował politykę Francji podczas spotkania z delegacją francuskich prawników w Damaszku. Dodał, że ataki terrorystyczne wymierzone w stolicę Francji nie mogą być oddzielone od tego, co stało się ostatnio w Bejrucie oraz tego, co dzieje się w Syrii w ciągu ostatnich 5 lat.


13:08 Francuska policja potwierdza, że przy zwłokach jednego z terrorystów znaleziono syryjski paszport.


 10:45 To akt wojny. Francja została haniebnie i tchórzliwie zaatakowana. Zatriumfujemy nad barbarzyństwem, jesteśmy silni i waleczni. Odpowiedź Francji będzie bezlitosna - mówi na konferencji prezydent Francji Francois Hollande. 




Bardzo dziwne te słowa, bo przecież Kadafii ostrzegał...



piątek, 1 lipca 2011

Kadafi grozi Europie wojną.

25 marca pisałem:

"Północna Afryka zostaje przejęta przez wojujących wyznawców Allaha co skutkuje regularną wojną ze światem zachodu – po „odparowaniu” ruchawka budzi się we Francji, w Niemczech...."


A dzisiaj w mediach:

"- Radzimy wam wycofać się, zanim spotka was katastrofa. Radzę wam uziemić wasze samoloty (...) i rozmawiać z narodem libijskim - powiedział Kadafi.

Dyktator zagroził atakami w Europie, jeśli NATO nie przerwie swej operacji libijskiej. - Możemy zdecydować, że potraktujemy was w podobny sposób - powiedział. - Jeśli podejmiemy taką decyzję, możemy również przenieść to (walkę) do Europy - dodał. "



Widać, III wojna światowa już niedługo.

To naprawdę zastanawiające, jak te przepowiednie się spełniają...
Ktoś im pomaga się spełniać chyba....

Przypadków nie ma - tego już się nauczyliśmy.

Kilka lat temu popełniłem pewien tekst w tym temacie (spełniających się "przepowiedni")- nigdy go nie opublikowałem, bo wydawał mi się nieco... odjechany - ale chyba go jednak opublikuję....

Poszukam jutro.






O co chodzi z tą hańbą, o której politycy ciągle mówią?


Przypominam swój tekst z 2011 roku ws. ataku terrorystycznego w Norwegii i moje porównanie komentarzy w zachodnich mediach do sytuacji w Libii.

Czyż bombardowanie niewinnych cywili w Libii nie było aktem ODRAŻAJĄCYM haniebnym i tchórzliwym??





sobota, 23 lipca 2011

Co komu wygodne. . .


Cytuję:

"Podczas konferencji prasowej w Trypolisie Moussa Ibrahim, rzecznik reżimu Muammara Kaddafiego, potępił masowe morderstwo w Norwegii.
Po chwili jednak wykorzystał tę tragedię jako powód do werbalnego ataku na NATO, które od trzech miesięcy prowadzi zbrojną powietrzną kampanię przeciwko Libii. – Nigdy nie popieraliśmy jakiegokolwiek aktu terroryzmu – oświadczył Ibrahim. Jak jednak dodał, to „NATO zasiało terroryzm w sercach wielu ludzi”. – To nieszczęśliwe i bardzo smutne – dodał."



Tekst ten został okraszony tytułem:

"Cyniczne "kondolencje" po zamachu w Norwegii"



Gdyby wyciąć komentarz redaktora, zostałoby....


"Podczas konferencji prasowej w Trypolisie Moussa Ibrahim, rzecznik reżimu Muammara Kaddafiego, potępił masowe morderstwo w Norwegii.

Nigdy nie popieraliśmy jakiegokolwiek aktu terroryzmu – oświadczył Ibrahim. , to „NATO zasiało terroryzm w sercach wielu ludzi”. – To nieszczęśliwe i bardzo smutne – dodał."




Do czego więc odnosi się tytuł o cynicznych kondolencjach?



Trzeba czytać dalej....




"rzeczniczka Departamentu Stanu USA Heide Bronke Fulton wyraziła "potępienie tych haniebnych aktów przemocy"." 

/bombardowanie słabszego z samolotów ?/





"prezydent Francji Nicolas Sarkozy określił zamach jako "czyn ohydny i nie do zaakceptowania".

-/a ciekawe co by zaakceptował.../



"Napolitano /prezydent Włoch/napisał: "Włochy w tych tragicznych chwilach obejmują zaprzyjaźniony naród norweski, który stał się celem krwawego i haniebnego ataku terrorystycznego i łączą się z tym krajem w odrzuceniu wszelkiej formy przemocy i zaangażowaniu na rzecz racji dialogu i pokoju"."

 /czyżby chodziło o bombardowania Libii??/



"W najostrzejszych słowach potępiam ten akt tchórzostwa, dla którego nie ma żadnego usprawiedliwienia" - podkreślił Van Rompuy Przewodniczący Rady Europejskiej"

/ciekawe co miał na myśli mówiąc tchórzostwo...bombardowanie z powietrza czy nawozami z poziomu ziemi?/



"Sekretarz generalny Sojuszu Anders Fogh Rasmussen potępił wydarzenia w Norwegii i przekazał wyrazy współczucia rodzinom ofiar. Podkreślił też, że "kraje NATO jednoczą się w walce przeciwko aktom przemocy"."



Czy natowskie bombardowanie z powietrza i zabijanie cywili w Libii (bo na pewno cywile ginęli w tych bombardowaniach, a przypominam, że wg zachodnich mediów w bombardowaniach dokonywanych przez rosyjskie samoloty w Syrii także giną cywile) zalicza się do aktów przemocy, czy też nie??




na podst.:
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/zamachy-w-norwegii/cyniczne-kondolencje-po-zamachu-w-norwegii,1,4801310,wiadomosc.html



Także na czasie:




Kloak-olicja

Wyskok premiera Francji jak zwykle obnaża śmierdzącą prawdę...

Dość jasno określa związki i sposób patrzenia państw zachodnich na świat.

Oto widzimy tak naprawdę klikę kilku państw, które razem do spółki nie jednego już okradły.

Kompletnie nie liczą się z opinią innych.
Oni uprawiają swoją politykę bez oglądania się na humanizm, albo demokrację.

Widać jak na dłoni, że Kloakolicja realizuje wyłącznie własne interesy w wąskim, zaprzyjaźnionym gronie: anglia, niemcy, usa, francja.

Najpierw „Polacy stracili okazję, żeby siedzieć cicho”, a teraz w biały dzień żabojadowi wymsknęło się: idziemy zapolować na dzikusów!
Za bardzo się ekscytuje swoimi atomami?

Jeśli ktoś wierzy w nato – to się głęboko myli.
Inne państwa to tylko przystawka, która może się przydać, na wypadek W.
Ot, zbiorą pierwsze lanie i osłabią uderzenie w Kloakolicję – po to zostały przyjęte.

Liczą się tylko interesy tych 4 państw, reszta, jak chce poświęcać się w imię tych interesów – to proszę bardzo...


 

„Interwencja w Syrii tylko w koalicji”

aktualizacja: 23:01


– Francja nie będzie podejmować działań w Syrii w pojedynkę, chce stworzyć koalicję państw, które poprą akcję wojskową przeciw syryjskiemu reżimowi za to, że dokonał ataku chemicznego w Damaszku – oświadczył francuski premier Jean-Marc Ayrault.

Takiego postępowania nie można pozostawić bez reakcji – podkreślił szef rządu w Paryżu, po przedstawieniu w parlamencie raportu wywiadu dotyczącego Syrii. – Francja nie powinna działać sama. Prezydent wciąż pracuje nad tym, aby w jak najkrótszym czasie powołać koalicję – dodał.

Francja jest zdeterminowana, by ukarać użycie broni chemicznej przez reżim prezydenta Syrii Baszara al-Asada – zaznaczył Ayrault. – Celem jest bądź obalenie rządu, bądź wyzwolenie kraju – powiedział.

Według odtajnionego dokumentu francuskiego wywiadu to siły lojalne wobec prezydenta Syrii Baszara al-Asada przeprowadziły atak chemiczny na przedmieściu Damaszku 21 sierpnia. Dziewięciostronicowy dokument sporządzony przez służby wywiadowcze został w poniedziałek przedstawiony parlamentarzystom. Wymieniono w nim pięć czynników wskazujących na odpowiedzialność Asada za ten atak, w którym - według informacji Waszyngtonu - zginęło ponad 1,4 tys. ludzi.

Rząd francuski rozpowszechnił też w internecie podsumowanie raportu wywiadu. Jak zaznaczył, „atak z 21 sierpnia mógł zostać zorganizowany i dokonany tylko przez reżim”, wspomina o „masowym wykorzystaniu i skierowaniu środków chemicznych przeciw ludności cywilnej”.

Francuska opozycja domaga się głosowania w parlamencie w sprawie ewentualnej akcji militarnej przeciwko Syrii. Socjaliści odrzucają to, wskazując na konstytucyjne prawo prezydenta do podjęcia decyzji w tej kwestii.









http://maciejsynak.blogspot.com/2011/07/blog-post.html
http://argo.neon24.pl/post/98412,kloak-olicja
http://maciejsynak.blogspot.com/2011/07/kadafi-grozi-europie-wojna.html

http://www.wprost.pl/ar/242126/Francja-bombarduje-Libie-betonem/