Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą architektura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą architektura. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 27 czerwca 2021

Jak budynki nas kształtują

 

polecam generalnie stronę w linku - do przemyśleń


przedruk

trochę słabe tłumaczenie przeglądarki


21.09.2020


W niedawno opublikowanym eseju Common Edge „ My kształtujemy budynki, ale czy budynki naprawdę nas kształtują? ”, architekt i autor Richard Buday odpowiedział nieco niechętnie: „Sama architektura może wpływać na nasze decyzje, ale nie może prowadzić do długoterminowej zmiany zachowania, przynajmniej nie bez uprzedniej zmiany przekonań, intencji i postaw”.

Nie zgadzam się. A ja oferując inny sposób ujmowania jak budynki czy nas kształtują, głęboko i jak robią w rzeczywistości, zmienić nasze zachowania, zarówno w perspektywie krótkoterminowej i przez wiele pokoleń później. 

Piszę, ponieważ Richard jest tak bardzo szanowany i wniósł tak wiele wkładu w nasze rozumienie architektury. Ale mam nadzieję, że jego wpływ nie zniechęci młodych architektów do myślenia, że ​​mogą pomóc w dokonywaniu zmian w życiu ludzi, przekonania, które od tysięcy lat inspiruje i motywuje projektantów.

Treść eseju Richarda wydaje się mieć sens. Wskazuje, że przekonania architektów o „mocy projektowania” do kształtowania zachowań „wypiekają się w głowach projektantów w szkole architektonicznej”, a następnie przeradzają się w nieefektywny „determinizm środowiskowy” w praktyce. Chociaż architekci mogą chcieć, aby ich budynki pomagały rozwiązywać problemy społeczne, argumentuje, że po prostu nie mają odpowiednich kwalifikacji, ponieważ „większość problemów społecznych, które architekci chcieliby, aby kształtowały ich budynki, ma charakter behawioralny, a nie architektoniczny”. Włączył do zespołu projektowego psychologów lub, jak we własnym przypadku, wyszkolonego psychologicznie myślenia. (Dobry pomysł.)

Twierdzę jednak, że architektura nigdy nie jest postrzegana jako „architektura sama w sobie”, nawet przez architektów. Jest nierozerwalnie związany z naturalnym lub miejskim otoczeniem oraz z działalnością człowieka w nim i wokół niego. Ale co ważniejsze, zajmujemy się architekturą, tak jak robimy każde inne środowisko społeczne, intelektualne czy naturalne , w kontekście osoby, którą jesteśmy w tym czasie. Obejmuje to „przekonania, intencje i postawy”, o których tutaj wspomniano, ale także nasze uczenie się, umiejętności, wspomnienia, oczekiwania i wyjątkową osobowość lub „ja” nagromadzone przez całe życie – wszystkie utajone w świadomości lub więcej często na nieświadomych poziomach, dopóki nie zostaną zmobilizowane przez wydarzenia, emocje lub chemię naszego ciała w danej chwili. 

Innymi słowy, doświadczamy architektury przez „soczewkę” nas samych, „nas”, których budynki mogą dalej „kształtować”. A fizjologiczne procesy kształtowania, które mają miejsce, są zasadniczo we wzorcach sieci neuronowych w mózgu i ciele. Struktura tych sieci nieustannie się zmienia przez całe życie, ponieważ na tym polega uczenie się. Neuronaukowcy nazywają to „ plastycznością ” mózgu , ponieważ nasze pierwotne dziedzictwo biologiczne dostosowuje się z dnia na dzień do presji naszego rzeczywistego środowiska życia.

 Klasycznym tego przykładem są eksperymenty neuronaukowe przeprowadzone na mózgach londyńskich taksówkarzy (2011), które wykazały znacznie powiększony hipokamp ze względu na stałą nawigację przestrzenną. Po rygorystycznym szkoleniu i rozległym doświadczeniu w przekształcaniu się w niezawodne systemy „pozycjonowania geograficznego”, sposób, w jaki taksówkarze doświadczali budynków i tras, zmienił się i rozszerzył, aby uwzględnić zintegrowane wzorce obu. Kiedy zdobyli to, co nazwali „ Wiedzą ”, całe miasto budynków ukształtowało ich, sieci w ich mózgach, na całe życie.

Widzimy to wokół nas. Dorastając, stajemy się częścią kultury i zwykle jednej lub więcej subkultur opartych na geograficznych, etnicznych, zamożnych lub klasowych. Poznajemy jego języki i tradycje, a także nieuchronnie kształtują nas charakterystyczne sposoby budowania domów i osiedli. . Szacunek architektów i pasja społeczności lokalnych do zachowania lub wkomponowania nowych budynków w architekturę regionalną i jej tradycje sugerują powszechne przekonanie, że doświadczanie budynków w rzeczywistości ukształtowało sieci neuronowe w ludziach tam mieszkających i że ma to znaczenie .


Ponadto, może on być wbudowany środowisko, sam , który z kolei kształtuje nasze „przekonania, intencje i postawy.” Dopiero po tym , jak entuzjastycznie budowaliśmy, a następnie żyliśmy z rzeczywistością nieudanych projektów mieszkaniowych i mil nadbrzeżnych autostrad i ramp, zmieniliśmy zdanie i radośnie wysadziliśmy je dynamitem. Albo mówimy, że stajemy się „inną osobą”, gdy na przykład jesteśmy w naszych miejscach kultu zanurzeni w ich „boskim świetle” lub w prywatnym odosobnieniu, jak „miejsce na wsi”. I przez całe życie robimy bardzo duże inwestycje naszego czasu i pieniędzy, aby zostać przekształconym przez architekturę tego miejsca.

Dziesięciolecia perswazyjnych eksperymentów wykazały, że środowiska zbudowane mogą być czynnikiem kształtującym nas w sposób, który ma znaczące długoterminowe implikacje, w zakresie wyników edukacyjnych lub w miejscu pracy, a także naszego zdrowia fizycznego i psychicznego oraz dobrego samopoczucia. Chodzi o to, że architektura, integralna część zasadniczo wszystkich kultur, jest jednym z wielu wzajemnie oddziałujących czynników kulturowych — takich jak rozrywka i marketing, polityka, systemy wierzeń lub charyzmatyczne jednostki — które razem, na duże i małe sposoby, są zaangażowane w kształtowaniu zachowań i kim jesteśmy przez całe życie.

Ale czy architektura naprawdę „prowadzi do długoterminowej zmiany zachowań?” Ponownie, krótka odpowiedź na skomplikowane pytanie brzmi: tak. Wielu uważa, że ​​ich długość życia jest długa. Ale zmiany mogą też trwać przez pokolenia. W tym miejscu zaczerpnę ze słów dwóch wybitnych kreatywnych ludzi, którzy łączą architekturę z dzisiejszą szybko rozwijającą się nauką: czołowego neurobiologa Michaela Arbiba , który podsumował lata swojej pracy w nadchodzącej książce When Brains Meet Buildings (wydany jeszcze w tym roku); i wybitny profesor architektury Harry Mallgrave, którego książka Mózg architekta: neuronauka, kreatywność i architektura (2010) opisuje istotę jego wieloletnich badań.

Oboje mówią tak: Żyjemy w świecie, który został masowo zmieniony przez poprzednie pokolenia. I tak jak nasze projekty zmieniły nasze środowiska zbudowane, tak życie, dzień po dniu i rok po roku, w tych środowiskach zmieniało konfigurację każdego z nas. To, co jest rekonfigurowane, to działanie lub „ekspresja” genów, powodująca z kolei zmiany na poziomie komórkowym, neurologicznym, emocjonalnym, percepcyjnym i poznawczym, które kształtują zarówno nasze przekonania, jak i zachowanie. Innymi słowy, ewolucja człowieka jest zarówno kulturowa, jak i biologiczna. Wraz z kształtowaniem się i zmianą środowiska zbudowanego w naszej kulturze, my również ewoluujemy. 

Pozostałą kwestią we wniosku Richardsa jest to, że architektura może zmienić długoterminowe zachowanie, ale tylko po „pierwszej zmianie przekonań, intencji i postaw”. Wydaje mi się jednak, że są nierozłączne, jednoczesne i nieustannie oddziałują na siebie. Architektura, fizyczne środowisko budowlane, jest kluczową częścią „zamiaru” i decyzji o budowie, w której koszty i korzyści są zrównoważone, a podejmowane są śmiałe decyzje. To arena bitew o aprobatę rządu. I to jest jego rola, ponieważ wraz z ludzkimi powiązaniami architektura dostarcza namacalnych dowodów, znaczenia w czasie rzeczywistym „przekonań, intencji i postaw” oraz innych abstrakcji.

Wreszcie, nieodłącznym elementem eseju jest kolejna ważna kwestia, którą warto powtórzyć: architekci, podobnie jak przedstawiciele każdego innego zawodu, mają przesadzoną wizję swojej roli w kulturze. W ten sposób kształci się profesjonalistów i promuje siebie, indywidualnie i poprzez stowarzyszenia, jako przedsiębiorstwa, ekspertów lub artystów. A to nawykowe przesadzanie jest jednym z czynników podważających wiarygodność architektów. Spójrzmy prawdzie w oczy: mężczyźni i kobiety, którzy są oddani opuszczeniu świata lepiej, niż go odkryli, często wybierają karierę projektanta. Jednak ludzkie ograniczenia nieuchronnie wprowadzają do gry filozoficzne „prawo instrumentu”, zwykle wyrażane jako: „Kiedy masz tylko młotek, każdy problem wygląda jak gwóźdź”. 

Wynik? Architekci nie są wykwalifikowani, aby rozwiązać wiele problemów, które chcą rozwiązać lub których rozwiązania oczekuje od nich nasze społeczeństwo. . Porównując tradycyjny „młotek” architektów z ogromem problemów społecznych, ekonomicznych, środowiskowych lub behawioralnych, będziemy nadal nie radzić sobie, dopóki nie będziemy mieli zespołów projektowych, które wiedzą i wiedzą, jak zastosować, znacznie więcej na temat problemów społecznych, które możemy chcieć rozwiązać (tyle, ile wiemy o technicznych). I dopóki nie dowiemy się więcej o sobie i o tym, jak faktycznie doświadczamy środowiska zbudowanego.


Robert Lamb Hart jest architektem, obecnie emerytowanym prezesem Hart Howerton, multidyscyplinarnej firmy z biurami w Nowym Jorku i San Francisco. Jego niedawno opublikowana książka nosi tytuł A New Look at Humanism – in Architecture, Landscapes and Urban Design.


https://commonedge.org/how-buildings-shape-us/






Rola rysunku w projektowaniu

 

przedruk

trochę słabe tłumaczenie przeglądarki


01.06.2021


W 2012 roku Yale School of Architecture zorganizowała konferencję na temat rysunku. I t postawione kilka prowokacyjnych pytań: Czy badania i praktyka architektury już poza nim? Czy trzeba było rysować, żeby być architektem? Nowa książka Marka Alana Hewitta Draw in Order to See (wyd. ORO) jest głośnym stwierdzeniem, że architekci nie tylko muszą rysować, ale nie mogą się powstrzymać przed robieniem tego – to jak oddychanie. Połączenie między ręką a okiem, między miękkim ołówkiem a ząbkowanym plikiem papieru, tak naprawdę „widzą” architekci. 

Jak się okazuje, ludzie są w ten sposób podłączeni, jak pokazuje Hewitt w tej szerokiej, dobrze zbadanej i absorbującej poznawczej historii projektowania architektonicznego. Pisze o tym, jak badania w neuronauce odkryły akt twórczy jako rozmowę między naszymi wewnętrznymi jaźniami a światem zewnętrznym. Nasze mózgi ewoluowały, aby porównywać nasz zasób ucieleśnionych doświadczeń na świecie, obrazy, które nosimy ze sobą i nasze osobiste wspomnienia jako surowce do wynalezienia nowych form, wizji, połączeń i sfer poza nami. Hewitt cytuje włoskiego architekta Carlo Scarpę, aby otworzyć i zamknąć swoją książkę spostrzeżeniami, które sięgają sedna tego, co robią architekci, gdy rysują ręcznie: „Chcę zobaczyć, dlatego rysuję”. „Widzę obraz tylko wtedy, gdy go narysuję”. 

Pomiędzy tymi cytatami Hewitt zabiera nas w historyczną podróż po tym, jak architekci, budowniczowie i niewykształceni (budowa jest podstawą bycia człowiekiem) stworzyli środowisko zbudowane. Przed włoskim renesansem ci, którzy wymyślali i budowali, byli zasadniczo tymi samymi ludźmi, opierającymi się na tradycjach budowlanych i doświadczeniach mimetycznych w tej dziedzinie. Uczeń obserwujący mistrza kultywował neurony lustrzane w mózgu poprzez imitację, ponieważ wiedza praktyczna była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Rysunek nie był krytyczną częścią tego procesu. Na Zachodzie (szczególnie we Włoszech) około 600 lat temu poczęto i wytwarzano. Gildie straciły na znaczeniu w przekazywaniu wiedzy budowlanej, a architekci stali się twórczymi jednostkami w dziedzinie malarstwa i rzeźby, sztuki i nauk humanistycznych. Artyści oddzielili się od rzemieślników i opracowali nowe sposoby przedstawiania architektury i przestrzeni poprzez rozwój perspektywy i szczegółowego modelowania, nie tylko po to, aby poinstruować twórców, ale także wejść w dialog z projektowaniem poprzez pętle sprzężenia zwrotnego w procesie wyobrażania sobie nowych pomysłów jeszcze do zbudowania. Rysunek wyewoluował jako sposób myślenia poza sobą, zapis rozmowy między światem wewnętrznym architekta a światem zewnętrznym oraz utrwalenie tych idei w pamięci do wykorzystania w przyszłości. 

Oświecenie i rozwój nauki (a wraz z nim rewolucja przemysłowa) zwiększyły złożoność architektury i budownictwa. Materiały i konstrukcje stały się bardziej wyrafinowane, zauważa Hewitt, a inżynierowie nabrali większego znaczenia w projektowaniu i konstruowaniu środowiska zbudowanego w bardziej świeckim świecie. Ta koncepcja została osiągnięta głównie za pomocą abstrakcyjnej notacji matematycznej, mniej z wizualizacją całości (rysunek do zobaczenia), a bardziej na montażu uprzemysłowionych elementów. Tworzenie dużych, złożonych struktur było bardziej ćwiczeniem „rozwiązywania problemów”, a mniej koncepcji miejsc piękna jako wyrazu ludzkiego ducha. Jesteśmy spadkobiercami tej abstrakcji środowiska zbudowanego, a Hewitt postrzega narzędzia, których obecnie używamy do „wizualizacji” architektury, jako sprzyjające tej abstrakcji. 

Hewitt ostrzega, że ​​„cyfrowa pustka” współczesnej reprezentacji architektonicznej jest niezwiązana z naszymi doświadczeniami naszych własnych ciał poruszających się w przestrzeni, w jaki sposób fizyczny świat na zewnątrz nas odciska się w naszych mózgach i jak jesteśmy podłączeni przez setki lat do wyobrażenia sobie architektury spacje w procesie rysowania rękoma, a nie myszą. Może to być mały punkt, ale kiedy używamy naszych ciał do rysowania (poruszających się palców, dłoni, ramion, tułowia, oczu), to działanie zostaje w nas ucieleśnione. Rozwijamy pamięć mięśniową (podobnie jak tancerz, skrzypek czy sportowiec we własnych przedsięwzięciach), która jest unikalna w akcie projektowania architektonicznego i budowania sieci neuronowych. Dziś poruszanie się i klikanie myszą jako fizyczny akt „rysowania” w projektowaniu architektonicznym jest nie do odróżnienia od kupowania trampek na Amazon. 




Hewitt jest architektem, historykiem i konserwatorem zabytków, który wykładał w kilku szkołach architektonicznych (m.in. w Rice i Columbia). Wartość jego książki polega na tym, że dotyczy zarówno edukacji, jak i praktyki. Narzędzia edukacji projektowej zmieniły się radykalnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat (nie zawsze na lepsze), ponieważ proces edukacji projektowej w wielu szkołach jest w mniejszym stopniu procesem mimesis, pamięci i ucieleśnienia. Rosnące koszty edukacji w college'u zwiększyły nacisk (zarówno wśród studentów, jak i ich rodziców) na nabywanie umiejętności, które sprawiają, że można natychmiast znaleźć zatrudnienie na rynku praktyki. . Moje własne doświadczenie jako nauczyciela architektury potwierdza, że ​​studenci skupiają się na biegłości w posługiwaniu się oprogramowaniem cyfrowym, aby stać się wartościowymi pracownikami, kosztem ręcznego rysunku jako drogi do wizualnego myślenia i projektowania. 

Tak więc, biorąc pod uwagę setki lat historii oraz ostatnie odkrycia i weryfikacje w neuronauce dotyczące ludzkiej kreatywności, co powinniśmy zrobić? Hewitt zamyka swoją książkę tuzinem kroków, które nauczyciele architektury i studenci powinni rozważyć: (1) Wróć do rysunku odręcznego jako podstawowego medium projektowania. (2) Odwiedzaj budynki i miasta i szkicuj je na miejscu. (3) zbadać szerokość historii architektury. (4) Nawiąż kontakt z użytkownikami budynków i sposobem, w jaki postrzegają środowisko zbudowane. (5) Nawiąż bezpośredni kontakt z budowniczymi, rzemieślnikami i producentami materiałów. (6) Zrównoważyć lingwistykę teoretyczną z wizualnymi i dotykowymi środkami prezentacji projektu. (7) Zintegruj narzędzia analogowe i cyfrowe w studio. (8) Wstrzymaj się z obrazami wirtualnymi do późnego etapu projektowania. (9) Unikaj oprogramowania BIM w celu zbadania projektu koncepcyjnego; zachowaj go do dokumentowania metod budowy. (10) Promowanie badań akademickich mających zastosowanie do zadania budowlanego. (11) Naucz rysowania w odniesieniu do współczesnych badań kognitywistyki i percepcji wzrokowej. (12) Podkreśl w studio wspólny charakter projektowania architektonicznego.


To trudne zadanie. Ale książka Hewitta jest doskonałą mapą drogową tego, gdzie byliśmy i jak możemy wrócić do architektury z ludzką twarzą.



Michael J. Crosbie jest architektem i pisarzem z Connecticut, wykłada na Uniwersytecie Hartford i jest redaktorem magazynu Faith & Form. Studiował architekturę na The Catholic University of America w Waszyngtonie



https://commonedge.org/reaffirming-the-essential-role-of-drawing-in-design/






środa, 22 lutego 2017

Wycinka drzew




"Nie chce wchodzić w politykę, tylko drzew szkoda, by po setkach czy dziesiątkach lat kończyły w piecach ścięte nie przez ludzi, którzy je sadzili." - no tak to już jest z drzewami, że sadzi się je nie dla siebie, tylko dla przyszłych pokoleń.


Wolność wolnością, ale nie żyjemy sami - tam, gdzie drzewa (szczególnie stare drzewa) stanowią o walorach krajobrazowych, mam na myśli przede wszystkim centra miast, ale też tereny przy obiektach szczególnego rodzaju, jak np. zabytki, ze względów społecznych, ze względu na dobro społeczności korzystającej z takich miejsc, powinny podlegać innym przepisom, powinny być chronione przed wycinką. Również ze względu na walory ekologiczne w miastach. Są też przypadki, kiedy dorodne drzewa zasłaniają historyczny budynek o pięknych walorach architektonicznych, jak np. przy kościele Św Trójcy w Gdańsku - te należałoby wyciąć, by odsłonić piękne elewacje.





poniedziałek, 6 lutego 2017

Tatuaż, a architektura




"Do komputera też używam dłoni.

- Ale nie w ten sam sposób, co kiedy rysujesz. Rysując albo malując, odzwierciedlam dokładnie to, na co patrzę, albo to, co widzę wyobraźnią. Nieświadomie tego dotykam. A to właśnie dotyk tworzy najsilniejsze zrozumienie. Rysując ręką, zaczynamy rozumieć przedmiot całkowicie."



- Kiedy rysuję, nigdy nie myślę o piórze, które trzymam w dłoniach. Ono staje się częścią mojej dłoni, a w praktyce przedłużeniem mojego umysłu. Rysuję tak naprawdę umysłem, a nie samym piórem. To jest coś, co przychodzi z praktyką.




Tak jest z tatuażem. 

Tatuaż to nic innego jak czyjaś ekspresja poprowadzona po skórze drugiego człowieka. 

Tatuowany jest tylko płótnem - tłem - dla popisu tatuażysty.

Wybór tatuażu to nie to samo co wybór krawata, albo koloru tapicerki w samochodzie.
Tatuażysta pozostawia na skórze swój ślad, swój rysunek - jedyny niepowtarzalny, tak jak  niepowtarzalny jest charakter pisma, albo linie papilarne.

Idzie ulicą samotna piękna dziewczyna. Kiedy mnie mija, oglądam się i widzę wysoko na jej plecach wytatuowany krótki napis. Zrobiony elegancką fantazyjną czcionką. 

Ktoś ją zaznaczył. Popisał. Odcisnął na jej skórze swój ślad.

Tatuaż nie świadczy o osobowości osoby tatuowanej.
On świadczy o osobowości tatuażysty.



A tatuowany jest tylko tłem, które podszywa się pod tatuażystę...




Ręka, w której trzymamy pióro lub ołówek, to przedłużenie umysłu. Kiedy młodzi architekci zaczynają studia od komputera, nie potrafią wykształcić wyobraźni empatycznej. Rozmowa z Juhanim Pallasmaą, fińskim architektem i eseistą.



Aleksander Gurgul: Byłem w zeszłym roku na pana wykładzie w Krakowie. Rzadko można oglądać takie tłumy na spotkaniu z architektem. Najbardziej zaintrygowała mnie pana opinia o studiach architektonicznych: że przynajmniej przez pierwsze dwa lata studenci w ogóle nie powinni korzystać z komputera.

Juhani Pallasmaa: Uczyłem architektury przez prawie 50 lat. To obszar, w którym musisz uruchomić swoją wyobraźnię. Zwłaszcza tę empatyczną, czyli taką, w której wyobrażasz sobie przestrzeń z pozycji drugiej osoby. Widziałem, że kiedy młodzi ludzie zaczynają studia od komputera, nie potrafią wykształcić tej wyobraźni. Pozwalają, by to komputer kreował za nich. Potem, kiedy już wyrobią w sobie ową wyobraźnię, komputer jej nie zniszczy.

Mój profesor w Helsinkach mawiał, że ważniejsze od wymyślania przestrzeni jest to, by wyobrazić sobie ludzkie sytuacje. Bo z tego wywodzi się architektura - z wyobrażenia warunków i ludzkich sytuacji. Architektura komputerowa to tylko zabawa formą bez kontentu.

Jak dłonie pomagają wykształcić wyobraźnię empatyczną?

- Myśląc o edukacji, powinniśmy kształcić człowieka całego, w całej jego złożoności. Nie tylko wzrok czy intelekt.

Do komputera też używam dłoni.

- Ale nie w ten sam sposób, co kiedy rysujesz. Rysując albo malując, odzwierciedlam dokładnie to, na co patrzę, albo to, co widzę wyobraźnią. Nieświadomie tego dotykam. A to właśnie dotyk tworzy najsilniejsze zrozumienie. Rysując ręką, zaczynamy rozumieć przedmiot całkowicie. Podczas kiedy np. fotografia - choć nie deprecjonuję fotografii jako sztuki - nie wywiera tak silnego wpływu na naszą pamięć.

W swoim życiu zrobiłem setki, jeśli nie tysiące szkiców, podróżując po świecie. Doskonale pamiętam każde miejsce, które narysowałem. Podczas gdy nie do końca pamiętam miejsca, które tylko sfotografowałem. W tym zawiera się różnica.

Zwłaszcza kiedy używa się aparatu cyfrowego.

- Przyznaję, że straciłem zainteresowanie fotografią, kiedy tylko pojawiły się aparaty cyfrowe. Wcześniej brałem ze sobą aparat z sześcioma obiektywami.

Pana zdaniem komputer nigdy nie będzie w stanie zastąpić architekta?

- Absolutnie. Architektura zawiera się w ludzkich potrzebach. Jakim sposobem komputer miałby je odkryć? Architektura polega na komunikowaniu się dwóch osób.

W dalszym ciągu, rysując popełniamy błędy. Potem trzeba je wymazywać, nanosić poprawki. Dłoń nie jest tak doskonałym narzędziem jak komputer.

- Kiedy to właśnie doskonałość komputera jest tym, czego nie lubię w nim najbardziej.

Jak to?

- Kreatywna praca potrzebuje przestrzeni do poruszania się. Zbyt wiele precyzji nie jest korzystne dla kreatywności. Poza tym linia narysowana przez komputer to tylko połączenie dwóch punktów. To już nie jest kreska narysowana przez człowieka.

W dzisiejszym świecie jesteśmy pchani do perfekcji, bo tylko wtedy będziemy uznani za profesjonalistów.

- To interesujące, że perfekcjonizm w ostatecznym kształcie stanowi o jakości dzieła, ale podczas samego procesu jego powstawania jest już przeszkodą. Jeśli dojdziesz do perfekcji na zbyt wczesnym etapie pracy, niczego nie osiągniesz.

Patrzy pan na 30-latków. W naszym pokoleniu, w świecie korporacyjnym, precyzja to wartość, którą można zamienić na pieniądze.

- To nie jest dokładna obserwacja, kiedy mowa o procesie kreatywnym. Takie działania muszą mieć pozostawioną otwartość ich zakończenia i wielość interpretacji. Jeszcze raz powtórzę: precyzja wieńcząca dzieło to wartość, ale osiągnięcie jej zbyt wcześnie w procesie tworzenia to przeszkoda. Znam przykłady perfekcjonistów, którym nigdy nie udało się stworzyć niczego rangi światowej.


Architektura jest jednym z tych procesów?

- Tak. Każda działalność artystyczna: malarstwo, rzeźba. W świecie artystycznym perfekcjonizm doprowadza do uwięzienia samego siebie. Intelektualizujesz rzeczy i przez to osądzasz je zbyt mocno.

Pana zdaniem bycie niedoskonałym sprzyja artystycznej duszy.

- Raczej bycie otwartym umysłowo.

Są zawody, w których precyzja dłoni jest przecież potrzebna. Chirurg jest pierwszym, jaki przychodzi mi do głowy...

- Bez wątpienia, musi być precyzyjny. Ale architekt nie jest chirurgiem.

Niektórzy architekci mówią o sobie: "chirurdzy przestrzeni".

- Zdarza się. Ale to nie jest dobre porównanie.

Na wykładzie powiedział pan też, że dłoń, w której znajdzie się młotek, przestaje być dłonią, a zaczyna być młotkiem.

- To pojęcie dłoni-narzędzia. Cytowałem Michela Serresa, francuskiego filozofa.

Na czym to polega?

- Kiedy rysuję, nigdy nie myślę o piórze, które trzymam w dłoniach. Ono staje się częścią mojej dłoni, a w praktyce przedłużeniem mojego umysłu. Rysuję tak naprawdę umysłem, a nie samym piórem. To jest coś, co przychodzi z praktyką. Dzieje się w szkołach, gdzie młodych ludzi uczymy tego procesu.

Na czym polega waga wrażliwości dłoni architekta? Przecież rysując, nigdy nie dotyka się przedmiotu, który powstanie.

- Inny francuski filozof, Maurice Merleau-Ponty, powiedział kiedyś, że dzięki obrazom Paula Cézanne'a czujemy, jak świat dotyka nas.

Potrafi pan sobie wyobrazić niepełnosprawnego architekta bez dłoni?

- Przyjaźnię się z portugalskim architektem , który jest niewidomy. Zajmuje się głównie projektowaniem zewnętrznych basenów. W takich projektach ważne jest odczuwanie warunków skórą.

Byciem architektem mimo braku rąk nie jest niemożliwe. Mamy w sobie zdolność wyobrażania sobie dotyku. Nasz umysł jest nieprawdopodobnie elastyczny. Potrafi nam skompensować inne zdolności, których nam brakuje. Dotyk jest częścią wzroku. Kiedy na coś patrzymy, nieświadomie tego dotykamy.

Czy architekt bez dłoni nie będzie już tak dobry jak ten, który je ma?

- Trudno mi spekulować. Umysł nadal może symulować dotyk przez wyobraźnię.


Czyli umysł i wyobraźnia nadal są ważniejsze od samych dłoni.

- W pracy twórczej stanowią jedność. Ale tak, dotyk jest po części produktem naszej wyobraźni. Innymi słowy, dotykam czegoś dłońmi, ale odczuwam w umyśle.

Są jeszcze artyści, którzy zamiast dłońmi tworzą np. stopami.

- To pokazuje, że fizyczność nie jest ważna. Tworzenie to akt symulowania obiektu w naszej głowie. Nawet niewidomi potrafią przecież odczuwać przestrzeń.

Czy używanie komputera albo smartfonów powoduje, że stajemy się coraz mniej kreatywni w dziedzinach artystycznych?

- Jest takie zagrożenie. Potrzebujemy narzędzi, używaliśmy ich od wieków. Ale powinniśmy częściej zadawać sobie pytanie, po co i kiedy ich używamy. Albo dlaczego tego akurat konkretnego narzędzia. Byłbym głupcem, gdybym twierdził, że komputery nie są nam w ogóle potrzebne. Chodzi o to, by artysta stał się jednością ze swoim dziełem. Poeta z napisaną frazą, a muzyk z instrumentem, z którego wydobywa dźwięki.

Pisarze używają starych maszyn do pisania.

- Znam wielkich pisarzy, którzy tworzą odręcznie, i takich, którzy robią to na maszynie albo komputerze. Sam najpierw piszę ręcznie, potem przepisuję na komputerze, drukuję i nanoszę poprawki ręcznie. I znów przepisuję.

Popatrzmy na rzemiosło. Przechodzi do historii. Kiedyś szewc robił buty rękami. Teraz produkuje się je w fabrykach w Chinach. Rola człowieka sprowadza się do naciskania guzika. Resztę robi maszyna.

- Jest jednak jakość, którą rzemiosłu nadaje tylko ręczne wykonanie.

Wtedy buty nie będą już tak perfekcyjnie wykonane jak te z szablonu, z maszyny.

- Ale będą indywidualnie dopasowane. Tę dodatkową wartość lepiej widać, kiedy przyjrzymy się rzemiosłu o bardziej rzeźbiarskiej formie, wykonanemu np. w drewnie. Miska zrobiona przez rzemieślnika będzie inna niż wykonana automatycznie. Zdolny rzemieślnik natrafi dłonią na nieregularności w drewnie. Komputer już tego nie zrobi. Brałem udział w projekcie, w którym metodą druku 3D wykonano reprodukcje drewnianych rzeźb Tapio Wirkkali, słynnego fińskiego designera. Wyglądały naprawdę źle, w ogóle nie było w nich życia. Na koniec każdą z osobna i tak obrobić musieli ręcznie rzemieślnicy, by tchnąć w nie życie.

Czy to znaczy, że w przyszłości cena produktów z metką "handmade" będzie jeszcze rosła?

- Bez wątpienia. Już to obserwujemy.

Ale w telewizji i internecie nie spotykam firm reklamujących się "u nas tylko ręcznie wykonane".

- Ależ oczywiście, że są reklamy takich firm.

W Polsce nauka rzemiosła zamiera. Coraz mniej młodych ludzi chce się go uczyć.

- W Finlandii było podobnie. Wiele zawodów zaczęło zanikać i teraz się je przywraca. Do tego potrzebowaliśmy 20 lat temu otworzyć specjalne szkoły, w których ci ludzie się uczą. Powinniśmy szanować tradycję.

Tradycja kojarzy się z konserwatyzmem.

- Tymczasem tradycja ma wartości, które są nie do zastąpienia. Konserwuje np. umiejętności. W latach 70. razem z Tapio Wirkkalą zaproponowaliśmy fińskiemu ministrowi kultury, by zasugerował UNESCO, ażeby opisać wszystkie tradycyjne umiejętności, jakie ludzie mają na świecie. Tysiące tych umiejętności są bezpiecznikiem na wypadek katastrofy ludzkości.

Nie mówimy o światowej katastrofie, ale zwykła lokalna powódź jest katastrofą w ludzkiej, niewielkiej skali.

- Jak ludzie przetrwają, jeśli stracą tradycyjne umiejętności? Rolnictwo, polowanie, rybołówstwo... W latach 50. dorastałem na farmie moich dziadków. Brakowało wszystkiego, nawet chleba, ale wdzięczny jestem za tamte lata biedy. Na farmie powstawało wszystko to, co było potrzebne do życia: jedzenie, leki, ubrania, narzędzia. Mimo że przecież ukończyłem studia, uważam, że mój ledwie czytający dziadek jest prawdopodobnie najważniejszym profesorem, jakiego miałem w swoim życiu. A dziś? Farmer jedzie do supermarketu i w nim ma wszystko to, co wymieniłem. Katastrofą będzie, kiedy pojedzie do supermarketu, a jego już tam nie będzie.

Jak z perspektywy Fina wygląda sztuka w Polsce?

- W latach 60. bardzo popularna u nas była polska sztuka plakatu, która była rodzajem artystycznego wyzwolenia dla architektów, projektantów, filmowców.

A czy polska kreatywność nie wynika przypadkiem z tego, że nadal nie jesteśmy bardzo zamożnym krajem?

- Istnieje pewna korespondencja między poziomem bogactwa społeczeństwa a jego kreatywnością. Bogactwo bez wątpienia potrzebne jest w nauce, tam potrzebne są duże organizacje, badania, laboratoria i maszyny.

A biedni artyści częściej tworzą dłońmi.

- Tak jest (śmiech ), choć nie chcę brzmieć jak fatalista.

JUHANI PALLASMAA

Jeden z najbardziej znanych fińskich architektów i myślicieli. Pełnił funkcje m.in. rektora Instytutu Sztuk Przemysłowych w Helsinkach, dyrektora Muzeum Fińskiej Architektury oraz profesora i dziekana Wydziału Architektury na Uniwersytecie Technologicznym w Helsinkach. Jest autorem ponad 30 książek, m.in. opublikowanych w 1996 r. "Oczu skóry" (wydane w Polsce w 2012 r. przez Instytut Architektury). Zajmuje się tematem zmysłów w architekturze, pokazuje, jak podporządkowanie sferze wizualnej pozostałych zmysłów doprowadziło do zubożenia naszego otoczenia.




http://krakow.wyborcza.pl/krakow/1,42699,21328335,juhani-pallasmaa-architekt-nie-musi-byc-perfekcjonista.html





piątek, 6 września 2013

Weles Templariuszy. . . i Weles polskiej masonerii. . .









Niedawno odwiedziłem dom, który należał do lokalnego masona.



Kilka zdjęć.



Nad wejściem do budynku.
Znany powszechnie symbol masonski - cyrkiel i kątownik.
Pod spodem gałęzie, przypominające rogi jelenia.
Pod nimi - niepozorna lilijka. Clou tej wizualizacji...



Drugie wejście.



Na zdjęciu widzimy wyobrażenie Welesa - to jest to coś dziwnego umieszczone pod głową ...aniołka?





Widać wyraźny krowi/byczy pysk.
Czerwone strzałki pokazują chrapy, nozdrza.
Zielone - tam, gdzie oczy.


Nad oknem.



Przez całe lata zastanawiała mnie dziwna geometryczna forma na środku.
Jakby roślina stojąca w rozkroku...
Niczym orzeł z godła...



A oto rozwiązanie...



Budynek pochodzi z XVIII - XIX wieku, nie pamiętam dokładnie...



Kilka lat temu pewien człowiek, z tamtej strony, opowiedział mi dziwną historię.
Była to opowieść o wojnie pomiędzy Rosją, a USA.

Mianowicie Rosjanie wymyślili broń, która niszczyła wszystkie przedmioty, ale nie zabijała ludzi.
Zaś amerykanie wymyślili broń, która zabijała ludzi, ale niczego nie niszczyła.

Wybuchła wojna między nimi i wszyscy uscy zginęli.
A amerykanie zostali na golasa na pustej swej ziemi...

Rad nie rad, wybrali się w podróż do Rosji - bo tam były i domy i samochody i ubrania...
Przybyli do Rosji, a ponieważ wszystko było po rosyjsku, więc musieli się nauczyć rosyjskiego.

No i tak, po latach, amerykanie stali się rosjanami.

Historyjka oczywiście była zmyślona,  nie rozumiałem co chciał mi przez to powiedzieć.
Nie wiedziałem, co oznacza, ale na pewno coś oznaczała...

Po latach chyba pojąłem jej sens.
Wszystko układa się w jedną spójną całość.

Oni chcą się pod nas podszyć.
Chcą ukraść naszą kulturę i naszą ziemię.

Masakrują Słowian od wieków, by zająć nasze miejsce.


Jakkolwiek by to absurdalnie nie zabrzmiało,


ONI NAPRAWDĘ CHCĄ SIĘ POD NAS PODSZYĆ.




Dlaczego?

http://argo.neon24.pl/post/84128,pieprzyc-tajemnice










http://argo.neon24.pl/post/97244,roz-poznaj-siebie