Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą system wyzysku. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą system wyzysku. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 16 maja 2024

Złoto Rumunii

 


No wiecie co!!!


"Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. 


W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele rozwoju jak w latach dyktatury, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic."



przedruk

nieco słabe tłumaczenie automatyczne




Prof. dr Corvin Lupu:
Co dziś symbolizuje skarb Rumunii w Moskwie?



W marcu 2024 r. sześć odrębnych grup w Parlamencie Europejskim złożyło rezolucje w sprawie konieczności zwrotu przez Federację Rosyjską rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie w grudniu 1916 r. i czerwcu 1917 r. 

W efekcie 14 marca 2024 r. wydano ostateczną rezolucję potwierdzającą prawo Rumunii do tego ważnego skarbu wartości oraz konieczność wprowadzenia tej kwestii do agendy rumuńsko-rosyjskich rozmów dwustronnych, gdy tylko kontekst międzynarodowy będzie sprzyjał takim dialogom dyplomatycznym. Rezolucja nie odnosi się do części skarbu zwróconego Rumunii przez Związek Radziecki w 1936 i 1956 roku.

Z drugiej strony, rezolucja Parlamentu Europejskiego jest również doceniana jako włączenie Rumunii do stołu powierniczego, na wypadek, gdyby sumy pieniędzy Federacji Rosyjskiej zablokowane w różnych bankach świata zachodniego zostały wykorzystane do wypłaty odszkodowań różnym stronom, które zgłaszają roszczenia w wyniku naruszenia ich interesów przez Federację Rosyjską. Trudno przewidzieć, że państwa zachodnie podejmą taką decyzję, co w dłuższej perspektywie oznaczałoby całkowite zerwanie z Rosją, co wiąże się również z poważnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa i blokadami dyplomatycznymi, które z czasem dotkną je w znacznie większym stopniu niż wartość kwot, które mogłyby przywłaszczyć sobie od Rosji. A za co mają brać pieniądze Rosjan? Dać ją nam, Ukraińcom, Polakom, innym sługom Zachodu?

W 2022 r., po wybuchu konfliktu między Rosją a Zachodem, Rumunia zwróciła się do Federacji Rosyjskiej o wypłacenie jej czterech mld euro, na rachunek równowartości Skarbu Państwa. W marcu 2024 r. w Rumunii wartość Skarbu Państwa wyceniono na trzy mld euro. Czy liderzy w Bukareszcie nie wzięli udziału w cenie?

W styczniu 1918 r., po zerwaniu przez Rosję Sowiecką stosunków dyplomatycznych z Rumunią i kiedy Włodzimierz Lenin ogłosił, że przejmuje skarb Rumunii, aby w przyszłości zwrócić go tylko w rękach narodu rumuńskiego, jego wartość była wówczas dla Rumunii ogromna.

Rumunia była krajem zacofanym, w którym ponad 85% ludności pracowało w rolnictwie przy użyciu narzędzi i metod sięgających średniowiecza, czyli 400-500 lat. Kraj walczył o wyjście ze średniowiecza i powstanie na nowo. Wtedy rzeczywiście rumuńska klasa polityczna miałaby powody do wyrzutów sumienia, że odrzuciła ofertę złożoną w listopadzie 1917 r. przez Lenina, że w zamian za uznanie przez Rumunię nowego reżimu sowieckiego w Rosji i zawarcie traktatu o nieagresji uzyska uznanie członkostwa Besarabii w Rumunii i Skarbu Państwa. 

Rumuńska klasa polityczna i historycy unikają pisania o tych sprawach. Po poważnym pogorszeniu stosunków Rumunii z ZSRR Sowieci nie chcieli wspominać o ofercie Lenina, zmieniając strategię i twierdząc, że Besarabia należy się im słusznie. W takim razie tak, skarb Rumunii reprezentował wiele.

Zastanówmy się jednak, jaka jest wartość rumuńskiego skarbu zdeponowanego w Moskwie podczas I wojny światowej? Przede wszystkim jego wartość sentymentalna jest bardzo wysoka, której nie można zaprzeczyć, co wpływa na wrażliwość narodową Rumunów, którzy jeszcze się nie wynarodowili.

Ale pod względem finansowym, czym innym jest Skarb Państwa Moskwy?

W marcu 2024 r. dług Rumunii wobec żydowskiego międzynarodowego systemu bankowego wynosił ponad 170 mld euro, plus gwarancje państwa rumuńskiego na duże sumy pieniędzy pożyczone przez niektóre duże firmy zagraniczne na terytorium Rumunii, za które to pożyczki odpowiada państwo rumuńskie, które je poręczyło. W styczniu 2024 roku Rumunia zapłaciła odsetki o wartości 10 mld euro! Narodowy Instytut Statystyczny poinformował, że w styczniu 2024 r. zadłużenie zagraniczne Rumunii wzrosło o kolejne 4,1 mld euro.

Pod koniec ubiegłego roku Rumunię odwiedzili i kontrolowali jej szefowie finansowi, czyli MFW. Delegacja Międzynarodowego Funduszu Walutowego zaleciła rządowi rumuńskiemu ostrożniejsze opodatkowanie podstaw systemu, czyli małych i średnich przedsiębiorstw, oraz złagodzenie opodatkowania dużych przedsiębiorstw, oczywiście w większości (prawie wszystkie), zagranicznych. 

Argumentem delegatów MFW było to, że duże zagraniczne firmy zatrudniają wielu pracowników i jeśli zostaną opodatkowane, istnieje niebezpieczeństwo likwidacji wielu miejsc pracy. Żydzi z MFW nie mogli już dłużej litować się nad Rumunami i obawiali się, że Rumuni zostaną bez pracy. Niech więc ANAF uderzy w małe rumuńskie firmy, wyciśnie je z rynku, a wielkich właścicieli zagranicznych firm zostawi w spokoju! To tylko firmy naszych mistrzów! Mam na myśli ich! Firmy te, wraz z zagranicznymi bankami i towarzystwami ubezpieczeniowymi (98% wszystkich firm ubezpieczeniowych to firmy zagraniczne) nielegalnie eksportują szacowany zysk na poziomie ok. 150 mld EUR rocznie. 

Cóż, jak mogą nie dać nam 10-15 miliardów euro z funduszy europejskich, pieniędzy, które sprawiają, że nieuważni Rumuni myślą, że Unia Europejska nas przetrzymuje! Że bez Unii Europejskiej Rumunia zginie na miejscu. Ale Unia Europejska przyszła do Rumunii po to, żeby brać, a nie dawać!

W ten sposób opodatkowania ANAF pobiera mniej niż 30% całkowitych wpływów należnych państwu rumuńskiemu. No właśnie, gdzie w kraju powinny być pieniądze? To dlatego państwo rumuńskie pożycza w jednym, ku radości żydowskich bankierów, którzy starannie pobierają odsetki, że stali się lichwiarzami! Nie zapominamy, że Rumunia zaciągała pożyczki na najwyższe stopy procentowe stosowane w zachodnim systemie bankowym.

Na początku 2000 roku rumuński bank centralny, kierowany przez 34 lata przez oficera bezpieczeństwa Mugura Isarescu, niewłaściwie nazwał Narodowym Bankiem Rumunii, ponieważ nie należy on do Rumunii, ale do żydowskich bankierów z MFW, Banku Światowego, systemu Rezerwy Federalnej, ogłosił, że nie kupuje już złota. 

Rumunia nie potrzebuje już złota! 

Wszystkie kopalnie złota wysyłały rudę do fabryki w Copsa Mică, gdzie złoto doprowadzano do czystości ok. 65%, a stamtąd został wysłany do fabryki w Baia Mare, która podniosła go do bardzo wysokiej czystości, a stamtąd trafił do Banku Narodowego, pomnażając bogactwo kraju.

Ale nasi żydowscy panowie nie chcą już bogatej Rumunii, ale taką, która została przez nich splądrowana, a Mugur Isarescu, prawdziwy Iser (!), gra na rękę szabrownikom.


W rezultacie, jedna po drugiej, wszystkie kopalnie i obie razem wzięte zostały zamknięte.

Beneficjent zniknął, fundusze zniknęły i po 2000 lat świetności nadeszła katastrofa w wydobyciu złota. Ile złota zebrano by w ciągu ostatnich 23 lat, gdyby nadal je wydobywano. Ale zdrajcy stojący na czele Rumunii chcieli oddać wydobycie złota zagranicznym i chciwym Żydom, za symboliczne tantiemy i te wypłacane państwu rumuńskiemu, zgodnie z własnymi deklaracjami zagranicznych firm żydowskich co do ilości wydobytej rudy.

Następnie, tylnymi drzwiami, Isarescu wysłał za granicę, głównie do Londynu, ok. 65 ton rumuńskiego złota (są też wypowiedzi, które mówią, że jest to około 80 ton!), odziedziczonego po byłym państwowym reżimie socjalistycznym, tym, który zarządzał pracą Rumunów. 

W 2019 r. ówczesny szef partii rządzącej, Liviu Dragnea, uciekinier z nikczemnego systemu i przechodzący do obozu suwerenistów, zażądał zwrotu rumuńskiego złota, ale BNR się temu sprzeciwiła! Dragnea zażądał również, aby opłaty licencyjne płacone przez obcokrajowców za eksploatację złota i wszystkich innych zasobów naturalnych zostały uchwalone na poziomie 50%. Nic więcej nie zrobiono, gdyż Liviu Dragnea został uwięziony i przetrzymywany w więzieniu przez trzy lata. Na Zachodzie nikt nie mówi o tym rumuńskim skarbie. Czy ktokolwiek jeszcze myśli, że kiedykolwiek wróci do Rumunii?

Więc nie potrzebujemy już złota! Dlaczego więc wciąż prosimy Moskwę o złoto?

W 2004 r. rumuński premier Calin Popescu Tariceanu i minister spraw zagranicznych Mihai Razvan Ungureanu przekazali Węgrom całe dziedzictwo Fundacji "Emanoil Gojdu", na które składają się sumy pieniędzy, złoża złota, imponujące budynki, obrazy o wysokiej wartości zdeponowane w bankach itp. 

W 2008 r., kiedy powołano komisję śledczą do zbadania legalności tej alienacji, śledztwo, które nigdy nie zostało zakończone, ustalono, że wartość majątku Fundacji "Emanoil Gojdu" wynosi 3 mld euro. Nikt już nie rości sobie pretensji do tego wielkiego dziedzictwa, ci, którzy je sobie wyalienowali, są wolni i zamożni, ale mamy do czynienia tylko z niezwróconą częścią moskiewskiego skarbca.

W tych okolicznościach wracam do tematu tych słów i ponownie zadaję pytanie: co dziś oznacza skarb Rumunii w Moskwie?

23 grudnia 1991 roku były Związek Radziecki rozpadł się, a telewizja na całym świecie nadawała na żywo moment, w którym Michaił Gorbaczow podpisał akt rozwiązania ZSRR. Powstało 15 nowych państw, z których wyzwolona spod sowieckiej dominacji Federacja Rosyjska była i jest najważniejsza, największa i najpotężniejsza. 

W styczniu 1992 roku, zgodnie ze zwyczajem, prezydent Rumunii Ion Ilici Iliescu udał się na Kreml, aby powitać nowego cara Borysa Jelcyna, a Federacja Rosyjska stała się spadkobiercą prawa międzynarodowego byłego ZSRR. Ion Iliescu wciąż liczył na dobre relacje z Rosją. Spotkanie rozpoczęło się jednak chłodno, a w trakcie rozmów stało się jeszcze bardziej napięte. Borys Jelcyn miał pretensje do Iona Iliescu, który podczas puczu moskiewskiego w sierpniu 1991 r. stanął po stronie bolszewickich konserwatystów stalinowsko-breżniowskich, przeciwników Borysa Jelcyna. Borys Jelcyn powiedział Ionowi Iliescu, że dla niego drzwi Kremla będą w przyszłości zamknięte. Ion Iliescu próbował przeciwdziałać i dyskutować o problemach rumuńskich terytoriów okupowanych przez były ZSRR oraz o problemie rumuńskiego skarbu w Moskwie. Borys Jelcyn się zdenerwował. Dziś wiemy, że Borys Jelcyn był alkoholikiem, który zaczynał dzień pracy od alkoholu. Mógł też być pijany. Ion Iliescu nie powiedział o tym swoim bliskim współpracownikom po powrocie. Ale in vino veritas, aber in Votka ist auch etwas: po powrocie do Bukaresztu Ion Iliescu relacjonował, że Borys Jelcyn zapytał go, jaki skarb chce, bo nie chciał mu żadnego skarbu. Jelcyn powiedział mu, że skarb jest zapłatą Rumunii za ochronę, jaką Rosja zapewniła Rumunii przez dziesięciolecia swobodnego rozwoju, chroniona przed chciwością Zachodu, bez niczyjej deklaracji. 

Jelcyn powiedział: "Zachód przyjdzie i zabierze wam wszystko!"

[w Polsce ostrzegał Rakowski - MS]

Jakże dobrze wiedział o tym Borys Jelcyn! Cóż za wielka prawda, którą powiedział Iliescu! A Ion Ilici Iliescu, ostrzeżony przez Borysa Jelcyna, nie podjął żadnych działań ochronnych, a służby bezpieczeństwa, które powinny być bezpieczeństwem narodowym Rumunii, czyli służby specjalne, w tym wojskowe, nie zrobiły nic, aby chronić Rumunię przed grabieżą Zachodu! Wręcz przeciwnie, oni również należeli do szabrowników, razem z cudzoziemcami!


Od czasu zamachu stanu w grudniu 1989 roku Rumunia straciła znacznie więcej niż straciła w dwóch wojnach światowych, katastrofalnych powodziach w 1970 i 1975 roku oraz trzęsieniu ziemi w 1977 roku razem wziętych. W tym czasie nie zbudowano i nie osiągnięto tak wiele, jak w latach dyktatury rozwoju, tych, które zostaną splądrowane po 1989 roku. A potem pytam retorycznie: co jeszcze reprezentuje wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie? Prawie nic.


Rumuński skarb w Moskwie może natomiast stanowić czynnik pogarszający i tak już napięte stosunki rumuńsko-rosyjskie. Mam na myśli fakt, że przed przystąpieniem Rumunii do NATO Federacja Rosyjska złożyła Rumunii szereg ofert. Rosja poprosiła Rumunię, by nie wstępowała do NATO, bo Moskwie nie podoba się bliskość wrogich armii do czoła Rosji. 

Rosja zaoferowała Rumunii gwarancje bezpieczeństwa i bardzo nowoczesne uzbrojenie (systemy SS 400 i inne), które postawiłyby sąsiadów Rumunii, naszych historycznych przeciwników, w całkowitej niższości militarnej. Oprócz gwarancji bezpieczeństwa Rosja obiecała pełny zwrot rumuńskiego skarbu z Moskwy! 

Następnie, pomimo wstąpienia Rumunii do NATO, ambasador Rumunii w Moskwie, generał kosmonauta Dumitru Prunariu, przebywający na misji w latach 2004-2005, został wezwany do rosyjskiego MSZ i polecono mu wysłać do Bukaresztu komisję do współpracy w identyfikacji niezwróconych jeszcze skarbów. Kiedy ambasador Dumitru Prunariu przekazał to prezydentowi Traianowi Băsescu, odwołał go ze stanowiska! Nie wysłano żadnej prowizji po Skarb Państwa. Powód był tylko jeden: aby nie wzrosła popularność Federacji Rosyjskiej i prezydenta Władimira Putina wśród Rumunów. Ambasador wie więcej o ofertach Federacji Rosyjskiej, ale rozporządzenie nie pozwala mu mówić, a z drugiej strony jego syn jest dyrektorem Instytutu Lotnictwa.

Kolejny ważny moment nastąpił w 2008 roku, kiedy to z okazji szczytu NATO na szczeblu głów państw w Bukareszcie przyjechał prezydent Władimir Putin, wówczas jeszcze funkcjonujące porozumienie NATO-Rosja. Przy zorganizowanym z tej okazji stole protokolarnym prezydent Władimir Putin zaproponował Traianowi Băsescu, że Rosja sprzeda Rumunii po najlepszej cenie cały gaz, który eksportuje na Ukrainę, a Rumunia odsprzeda go Ukrainie z marżą handlową, której chce. 

Ukraina była dużym krajem, jeszcze nie wyludnionym, z 40 milionami mieszkańców w tym czasie i dużą i energochłonną gospodarką, zbudowaną w czasach Związku Radzieckiego, kiedy nie było oszczędności energii, zwłaszcza gazu, kraj miał ogromne zasoby. Rosja, która stała się prawosławnym krajem nacjonalistycznym, wyciągnęła rękę do Rumunii, próbując ustanowić inny sposób promowania stosunków z Rumunią niż sowiecki okres proletariackiego internacjonalizmu. Tylko dzięki tej transakcji Rumunia mogła odzyskać wartość wielu skarbów. Pod naciskiem Amerykanów Rumunia odrzuciła ofertę.

Tak więc, po tym, jak zaoferowano nam Skarb Państwa i inne możliwości o wartości historycznej, a my odrzuciliśmy je wszystkie, przywódcy judeo-euroatlantyckiej Rumunii przybyli teraz i z wielką pompą proszą o Skarb Państwa za pośrednictwem Parlamentu Europejskiego. Czym to jest w oczach wielkich Kremla? Czy nie jest to jakaś bezczelność kraju, który stał się bardzo mały, zubożały, okupowany militarnie przez cudzoziemców i zawdzięczany supermocarstwu światowemu? Czy bezczelność nie opłaca się w historii? A kiedy tej bezczelności towarzyszą liczne prowokacyjne działania nieodpowiedzialnych przywódców w Bukareszcie przeciwko Federacji Rosyjskiej, to czy nie są to czynniki ryzyka dla bezpieczeństwa narodowego Rumunii?

Jako historyk wiem jedno: Rosja jest światowym mocarstwem, które w ciągu ostatnich dwóch stuleci wywarło największy wpływ na losy Rumunii. Wiem też, że Kreml operuje licznikami, które z wielką precyzją rejestrują wszystkie relacje Rosji z sąsiadami. Z sąsiadami trzeba mieć lepiej niż z braćmi, mówi stare i mądre rumuńskie przysłowie. 

Władcy Rumunii po 1989 r., będący owocem zdrady, która doprowadziła do zamachu stanu i utraty suwerenności narodowej, nie respektowali wspomnianej siły aksjomatu. Wiem też, że Rosja zawsze płaciła rachunki, które rejestrowały te liczniki. Rosja nie zostaje oczywiście pozostawiona z niesankcjonowanymi przestępstwami, we właściwym czasie. Wiem też dokładnie, że w ramach przyszłych umów międzynarodowych, które będą dotyczyły również Rumunii, Rosja zasiądzie przy stole decydentów, a Rumunia będzie na zewnątrz, na korytarzu, stojąc, drżąc w oczekiwaniu na decyzje.

Mój wniosek jest taki, że w tym historycznym momencie i w tym kontekście politycznym, w którym Rumunia doprowadziła do zerwania stosunków z Federacją Rosyjską, skarb Rumunii w Moskwie nie zostanie odzyskany. Z drugiej strony, w porównaniu z ogromnymi stratami zadanymi Rumunii przez "nikczemny" (Traian Basescu) judeo-euroatlantycki reżim polityczny promowany przez "upadłe" państwo (Klaus Johannis), wartość rumuńskiego skarbu w Moskwie jest prawie zerowa.

Skarb Rumunii w Moskwie pozostaje tylko chwilą, sekwencją w burzliwej historii współczesnej Rumunii.







Źródło:


środa, 8 maja 2024

Skrócenie czasu pracy



11 lat temu, w 2013 roku w tekście pt. 
"8x4" pisałem:



"Pracujemy i płacimy podatki, a dziura budżetowa się powiększa. Pracujemy coraz więcej, pracujemy chyba najwięcej na świecie, a tzw. dziura budżetowa jest jeszcze większa - na oko widać, że coś tu jest nie tak.


Ponadto – praca jest opodatkowana dwa razy. Składka emerytalna pochodzi z naszej pensji, z tej składki w przyszłości wypłacana jest emerytura – po potrąceniu podatku... a więc dwa razy.


Jeśli traktować ten system jako poprawny i normalny, to oznacza, że wkrótce, co da się wyliczyć kiedy, będziemy pracować za darmo, aby zaspokoić roszczenia finansowe państwa – a właściwie złodziei stojących za państwem, co pokazuje nam np. ostatnie śledztwo CBA.


Żyjemy, jak widać, w systemie kolonialnym, powinniśmy zarabiać 3-4 razy tyle ile obecnie.


Wydaje się, że ludzie tego nie rozpoznają. Nie widzą tego - bo żyją w ściśle kontrolowanym świecie wirtualnym, specjalnie spreparowanym systemie, w którym główną rolę odgrywają media i szkoła.

Czyli system informacji.





Widzimy więc, że podatki to sprawa ustalana ad hoc - nie chodzi o zaspokojenie, zapewnienie niezbędnych działań państwa - chodzi o zarabianie kasy na pracy niewolników.


A więc może tak samo jest z systemem 8x5?? "






Dzisiaj ten temat dość często powtarza się w mediach, na pewno w najbliższych latach dojdzie do skrócenia czasu pracy o 1 dzień.








przedruk





Remigiusz Okraska
Pracuj mniej. Żyj więcej

07.05.2024 21:13




Ośmiogodzinny dzień pracy to w kilku krajach decyzje sprzed I wojny światowej. W Polsce – z 23 listopada 1918 roku. W innych – sprzed II wojny, a gdzie indziej zaraz po niej uznano, że należy się 8 godzin snu i 8 odpoczynku.

Od tamtej pory pojawiły się wolne soboty. We Francji do 35 godzin skrócono tygodniowy czas pracy. W Niemczech zrobiono tak w branży stalowej. W Portugalii to rozwiązanie dotyczy administracji publicznej. Ale regułą jest wciąż ośmiogodzinny dzień pracy oraz czterdziestogodzinny jej tydzień.

Mimo że ogromnie wzrosły wydajność i produktywność. Przeciętny pracownik wytwarza znacznie więcej niż sto lat temu.
 

Ostatnie dekady to wręcz presja, abyśmy pracowali więcej i dłużej. Nadgodziny, „elastyczność” i „dyspozycyjność”. Bycie wciąż pod telefonem i online. Albo zatrudnienie na śmieciówkach czy kontraktach, gdzie nie obowiązują ustawowe limity.

Polak pracuje średnio ponad 1800 godzin rocznie. W Europie więcej od nas tylko Maltańczycy, Grecy, Rumuni i Chorwaci. Przeciętny Niemiec spędza w pracy o 600 godzin rocznie mniej niż Polak. Hiszpan o 250 godzin. Wedle Eurostatu jesteśmy na czwartym miejscu w UE, ze średnim wynikiem 41,3 godzin pracy tygodniowo.


Barometr Polskiego Rynku Pracy wykazał, że 23 proc. chciałoby skrócenia dniówki o godzinę. Co trzeci pracownik chciałby czterodniowego tygodnia pracy. Analiza ManpowerGroup mówi, że aż 73 proc. pracowników chciałoby pracować 4 dni w tygodniu bez obniżki płacy.


Argumenty

Coraz częściej mówi się o skróceniu czasu pracy. Co ważne: bez obniżania płacy. Stronnicy biznesu pytają: A co z kosztami?

Japoński oddział Microsoft dał pracownikom pięć wolnych piątków z rzędu. Efektem był 40-procentowy wzrost produktywności. W szwedzkim oddziale Toyoty wprowadzono sześciogodzinny dzień pracy. Produktywność wzrosła o 14 proc., a przychody zwiększyły się aż o 25 proc.

W 2022 roku 33 firmy z sześciu państw wprowadziły czterodniowy tydzień pracy na pół roku – bez obniżki płacy. Każda zwiększyła przychody. Całościowa produktywność nie zmalała. Poprawie uległo zdrowie i samopoczucie zatrudnionych.

Podobny eksperyment w Wielkiej Brytanii objął 61 firm i 3000 osób. Nieco wzrosła całościowa efektywność, a przychody były takie same. 92 proc. przedsiębiorstw uczestniczących w projekcie zadeklarowało utrzymanie rozwiązania. 71 proc. ich pracowników stwierdziło, że odczuwa mniejsze wypalenie zawodowe, a 39 proc. mniejszy stres. Aż o 65 proc. zmalała absencji z powodu chorób.

Eksperymenty wykazują, że kto pracuje krócej – ten pracuje lepiej i bardziej wydajnie. Zyskiem zatrudnionych są: lepsze zdrowie, mniejsze wypalenie zawodowe i mniej stresu. 

Więcej czasu na życie rodzinne, odpoczynek, samorealizację. I na zaangażowanie społeczne, bo aby być aktywnym, angażować się – a mamy w Polsce niskie wskaźniki takich postaw – potrzeba czasu i siły. 


To wszystko można mieć dzięki krótszej pracy. I nawet biznes na tym raczej nie straci. A może nawet zyska.
 

My zyskamy na pewno.




--

"zaangażowanie społeczne, bo aby być aktywnym, angażować się – a mamy w Polsce niskie wskaźniki takich postaw – potrzeba czasu i siły"




Pewnie.

Po 1990 roku wielu wyjechało do pracy za granicę, inni w robocie do późna, a dzieciaki wych... tresowała telewizja.

Potem one poszły do pracy, a ich dzieci....  i tak dalej.



To są wszystko elementy jednej strategii.



P.S. 

12 maja 2024


Jest decyzja, będzie zmiana w kodeksie pracy: 

każda dniówka krótsza o godzinę lub czterodniowy tydzień i weekend zaczynający się już w czwartek




Wszystko teraz zależy od tempa analiz i prac nad nowymi zapisami w kodeksie pracy dotyczącymi czasu pracy. Resort potwierdził, że rewolucyjne zmiany dotyczące czasu pracy nastąpią jeszcze w trakcie trwania tej kadencji rządu, zaś rozważane są dwie opcje, z których jedna stanie się prawem - dni pracy od poniedziałku do piątku krótsze o godzinę w porównaniu z obecnymi lub po prostu czterodniowy tydzień pracy.



Z najnowszego badania ClicMeeting wynika, że aż 70 proc. pracowników w Polsce woli skrócenie tygodnia pracy o jeden dzień niż krótsze dniówki.



W przypadku drugiej opcji - czterodniowego tygodnia pracy - możliwe jest zastosowanie wariantu 35-godzinnego czyli tego, który jest treścią dniówek skróconych o godzinę. Takie rozwiązania zastosowano np. w Belgii czy we Francji gdzie podejmując decyzję o czterodniowym tygodniu pracy zdecydowano się wydłużyć czas pracy w cztery dni robocze tygodnia.


Trend jest oczywisty, dla seniorów, którzy już zbliżają się do finału aktywności zawodowej, klarowny. Z pewnością mogą przeżywać deja vu - podobnie było pół wieku temu gdy trwał bój o weekendy dwudniowe: najpierw wolną jedną sobotę w miesiącu, a potem wszystkie wolne soboty. 

Dziś wolne soboty to przecież oczywista oczywistość.

To samo będzie z wolnymi piątkami - to nieuchronne.

Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nie trzeba będzie na to czekać pół wieku.


Zapewne na zmiany w kodeksie pracy poczekamy. Jedyne co wiadomo prawie na pewno, to że nastąpią one za tej kadencji rządu, a więc w najpóźniej od 2027 roku. Taka jest ostrożna deklaracja ze strony ministerstwa pracy, które rozpoczęło analizy mające zweryfikować opinię czy skrócenie czasu pracy poprawi wydajność – w szczególności sprowadzenie tygodnia pracy do czterech dni.

Alternatywą jest 35-godzinny tydzień pracy z założeniem skrócenie każdej z pięciu dniówek o jedną godzinę.


Przed wolnymi wszystkimi sobotami opór pracodawców był równie wielki. A przecież to był inny poziom rozwiązań technologicznych. O autonomicznych sklepach i autobusach pisał tylko Lem w kategoriach czystej science fiction.


A dziś?

Nie trzeba pracować tyle stacjonarnie, a jeśli komuś brakuje wyobraźni, niech sobie przypomni ewolucję jaką przeszły banki. Kiedyś trzeba było oddział odwiedzać kilka-kilkanaście razy w miesiącu, teraz wystarczy raz na kilkanaście, ale lat.

To samo dzieje się z urzędami publicznymi, nawet z sądami.
Do fabryk wkroczą roboty.

Wystarczy odrobina dobrej woli i wyobraźnia.

Oczywiście nie wszędzie da się zastąpić człowieka, ale większa „dostępność” ludzi w branżach, w których ich obecność w firmie można zminimalizować pozwoli na zwiększenie zatrudnienia z zachowaniem prawa do skróconego czasu pracy dla wszystkich.
Dziś takie rozwiązania są w zasięgu ręki i szefostwa firm muszą rozważyć czy nie warto przyspieszyć tego rodzaju inwestycje.



Krótszy czas pracy stał się światowm trendem:

jakie są tego powody

Za koniecznością skracania czasu pracy przemawiają wszelkie argumenty ekonomiczne i socjologiczne, a możliwości zrealizowania tego postulatu dają nowe technologie – ze Sztuczną Inteligencją włącznie.

Reszta to kwestia dobrej woli, wyobraźni i woli legislatora.

Polska i Polacy są dobrym przykładem na pokazanie w całej rozciągłości problemu. Z jednej strony jedna z najbardziej zapracowanych społeczności, a z drugiej mocno oporna na zmiany – nawet te wymuszane przez okoliczności jak pandemia i jej skutki.

Nic dziwnego, że i czterodniowy tydzień pracy zarówno pracodawcy, pracownicy jak i eksperci rynku pracy lokują w tej chwili co najwyżej w kategoriach benefitu.


Choć odważnych też nie brakuje – Herbapol, jedna z ikon polskiej gospodarki już zakomunikował, że od 1 stycznia 2025 r. wprowadzi czterodniowy tydzień pracy, widząc w tym rozwiązaniu swoją konkurencyjność na rynku pracy mającą na celu przyciągnięcie najlepszych fachowców.
Ta sama płaca za krótszy czas pracy: czy to realne

Tak wynika z komentarza Paulina Król, Chief People and Operations Officer z No Fluff Jobs, opartego na wynikach badań przeprowadzonych przez tę firmę.

Wstępem do nich były wcześniejsze badania dotyczące czasu pracy w Polsce.


Według różnych badań Polacy i Polki średnio spędzają w pracy od blisko 40 do ponad 43 godzin w tygodniu, co czyni nas jednym z najbardziej zapracowanych narodów Europy.

Jak wskazuje ekspertka, przed wybuchem pandemii zarówno powszechna praca zdalna, jak i skrócenie tygodnia pracy, wydawały się nowatorskimi pomysłami, na które mogły sobie pozwolić nieliczne przedsiębiorstwa.

Tymczasem nowe warunki wymusiły na firmach oraz pracownikach i pracowniczkach konieczność poszukiwania nowych dróg organizacji pracy, a zmiany, których tak się obawiano, przyniosły wiele korzyści.

Nie dziwi więc fakt, że, szczególnie gdy troska o zdrowie psychiczne pracowników i pracowniczek w wielu organizacjach stała się ważnym tematem, w ramach kolejnego kroku wiele osób chciałoby skrócenia czasu pracy przy zachowaniu obecnego wynagrodzenia. 

Na przykład w badaniu na potrzeby ostatniej edycji raportu No Fluff Jobs „Kobiety w IT” 38,9 proc. ankietowanych wskazało, że 4-dniowy tydzień pracy to dla nich ważny benefit, ważniejszy niż m.in. służbowy sprzęt do pracy, karta sportowa, możliwość wyjazdu na workation czy branie udziału w międzynarodowych projektach.


Praca cztery dni w tygodniu, ale możliwe, że dłuższa niż teraz w dni robocze

Kilka krajów i firm wprowadziło pilotażowe programy polegające na skróceniu tygodnia pracy – np. Wielka Brytania czy Islandia oraz japoński oddział Microsoftu.

Jak podkreśla Paulina Król, stwierdzono, że eksperymenty te pozytywnie wpłynęły na produktywność i zadowolenie pracowników oraz pracowniczek. W minionym tygodniu w Niemczech uruchomiono tego typu program, w którym bierze udział 45 firm, a w Polsce etapowe przechodzenie na 4-dniowy tydzień pracy rozpoczęła firma Herbapol.

Wiele firm, w których pracownicy są zainteresowani takim rozwiązaniem, jeszcze czeka na kolejne wyniki badań, również takich, które są prowadzone w dłuższych okresach i na większych próbach. Niewykluczone, że decyzje dotyczące wprowadzenia tego benefitu lub jego braku będą zależne od branży, stopnia automatyzacji, istniejącej konkurencji oraz celów poszczególnych organizacji.
Polski rynek pracy mysi się rządzić takimi samymi prawami jak inne, pracodawcu muszą się dostosować

Ekspertka zauważa, że punktu widzenia pracodawców i państwa perspektywa 4-dniowego tygodnia pracy, mimo wspomnianych pozytywnych wyników programów pilotażowych, budzi obawy o produktywność. Czy pracownicy i pracowniczki będą w stanie w czterech dniach pomieścić wszystkie obowiązki, które dotychczas wykonywali w pięć?

Dla części osób będzie to zapewne problematyczne, może oznaczać zwiększenie presji i, w konsekwencji, wypalenie zawodowe. Dodatkowo polska gospodarka latami rozwijała się i nadal się rozwija dzięki temu, że produktywność pracy rosła szybciej niż jej koszty. A mimo to nadal musimy gonić zachodnią Europę, która sama na globalnym rynku staje się coraz mniej konkurencyjna.

Nie jest to też rozwiązanie dla wszystkich branż, m.in. dla tych, w których istotna jest po prostu obecność na stanowisku pracy, jak w obsłudze klienta. W tych wypadkach konieczne byłoby zwiększenie zatrudnienia, co podniosłoby koszty prowadzenia działalności o 20 proc. Warto również zadać pytanie, czy tego typu rozwiązania powinny być rozpatrywane w sytuacji, gdy bezrobocie w Polsce jest na rekordowo niskim poziomie, a więc „uzupełnianie etatów” w niektórych branżach może stanowić trudność, podkreśla Paulina Król.

Zwraca jednocześnie uwagę na fakt, iż kednym z pokrewnych dla 4-dniowego systemu pracy rozwiązań jest podejście ROWE – Results-Only Work Environment.

To elastyczna organizacja pracy nakierowana na wynik i osiągnięcie założonych celów, a nie godziny spędzone za biurkiem. Oprócz tego ważnym aspektem ROWE jest autonomia pracowników i pracowniczek, którzy sami decydują, skąd i w jaki sposób chcą pracować oraz w których spotkaniach powinni wziąć udział.

Szybsze wykonywanie zadań skutkuje większą ilością wolnego czasu.

Takie rozwiązanie może zdać egzamin w środowiskach o wysokim poziomie wzajemnego zaufania między pracodawcą i pracownikami.

Paulina Król wskazuje ponadto, iż dobrą alternatywą byłoby również zwiększenie otwartości pracodawców na zatrudnianie w niepełnym wymiarze godzin. Wysoka ocena tego benefitu u kobiet jest sygnałem, że praca w mniejszym wymiarze jest pożądana, a stosunkowo niewielu pracodawców oferuje taką możliwość.

Patrząc na aktualne rozwiązania – formalnie wciąż pięciodniowego tygodnia pracy, nie sposób nie zauważyć, że służą one wdrażaniu, na wszelkie możliwe sposoby elastyczności czasu pracy. Dają możliwość dostosowania normy 40. godzin tygodnia pracy do specyfiki branż i potrzeb konkretnych firm oraz pracodawców.

W tej sytuacji postulowane choćby przez ekspertkę No Fluff Jobs „alternatywne” rozwiązania: ROWE czy zatrudnianie w niepełnym wymiarze czasu pracy w 32-godzinnym tygodniu nie zaginą i będą mogły znaleźć swoje zastosowanie.

Naprawdę to nieuchronne, choć dla starszych analityków aktualny spór o czterodniowy tydzień pracy ma w sobie dużo z déjà vu. O ile jednak o wolne wszystkie soboty w Polsce trzeba było stoczyć bój polityczny, to wolne piątki i wszystkie długie weekendy zaczynające się w czwartkowe popołudnia staną się rzeczywistością z mocy reform prawa pracy.




--------------


2024


2013

2015

2016

2017

2020

2021

niedziela, 28 kwietnia 2024

Prześladowani przez niemców




"sygnaliści i dziennikarze Financial Times, którzy od 2019 r. zwracają uwagę na toksyczność Wirecard, 

są prześladowani, szantażowani lub zastraszani przez niemiecki system polityczny, kierowany przez Merkel"







przedruk
nieco słabe tłumaczenie automatyczne







Wielkie przestępstwa, kolosalne kradzieże, oszukańcze międzykontynentalne bankrolle, systemowa korupcja i katastrofalne konflikty interesów zostały zakamuflowane przez plandemię i wojnę, a następnie zapomniane.

Ale o czymś takim się nie zapomina, nie wybacza się. Chodzi o ludzkie życie, zdrowie, bogactwo i wolność, a zbrodnie przeciwko ludzkości nie ulegają przedawnieniu.

W kwietniu 2021 r., w szczytowym momencie pandemii, kiedy uwaga ludzi była skierowana na potrzeby przetrwania, kanclerz Niemiec Merkel i jej minister finansów Schulz byli przedmiotem dochodzenia prowadzonego przez niemiecki parlament federalny w związku z bankructwem Wirecard, spowodowanym oszustwem finansowym na kwotę 1,9 mld euro. 

Należy zauważyć, że w samym środku tego oszustwa Merkel lobbowała u chińskich władz, przedstawiając Wirecard jako wielką niemiecką gęś technologiczną, czyli uczciwą i jakościową (rzeczy, które nie istniały w Niemczech od czasów Helmutha Kohla, który sam był zaangażowany w sponsoring i nielegalne darowizny polityczne). 

Dzięki takiemu lobbingowi Wirecard osiągnął w 2019 roku wartość rynkową w wysokości 28 miliardów euro. Co, nawiasem mówiąc, doprowadziło do zgubnych implikacji i konsekwencji w całym europejskim systemie bankowym, nie tylko w Niemczech.


Reuters przypomniał wtedy 2 istotne fakty dotyczące przestępczo-bankrutującej afery Wirecard:

(i) że "rewolucyjny" system płatności elektronicznych obsługiwany przez Wirecard rozpoczął się w dziedzinie gier hazardowych i filmów pornograficznych;

(ii) że sygnaliści i dziennikarze Financial Times, którzy od 2019 r. zwracają uwagę na toksyczność Wirecard, są prześladowani, szantażowani lub zastraszani przez niemiecki system polityczny, kierowany przez Merkel.


Przypominam, że niemiecka minister zdrowia w 2021 r. również była objęta dochodzeniem w sprawie konfliktu interesów, ponieważ udowodniono, że jej mąż prowadził interesy z urządzeniami sanitarnymi, w tym świętymi maseczkami.


Co było elementem wspólnym?

Korruption, naturlich.


Przed 2000 r. nawet plotka o takich faktach doprowadziłaby do jego automatycznej rezygnacji, a następnie śledztwa w sprawie tego polityka. Że to było niemieckie.

Dziś jednak, bez względu na to, czy plandemia jest zakryta, czy nie, niemieccy politycy nie odchodzą już od razu z urzędów publicznych. Wręcz przeciwnie, dopuszczają się aktów szantażu, zastraszania i prześladowań. 

To samo dotyczy wszystkich członków europejskiego establishmentu politycznego, którzy zawsze wzywają do walki z dezinformacją i liberalnym porządkiem świata opartym na zasadach.


I oczywiście niemieccy politycy nie zapominają, że politycy z najuboższych krajów UE, najwyraźniej egzamplu, Rumunii, są a priori podejrzani o korupzion (z wyjątkiem przypadków ich wdów i chłopów pańszczyźnianych), co sprawia, że ten zbiorowy werdykt promieniuje na tłum obywateli tych krajów, z definicji podejrzanych o korupcję...


To nie jest praworządność, to jest praworządność, z biczem poprzednika sądowego i młotem umowy.







Autor:

Gheorghe Piperea – prawnik

----------






Kiedy mistrzowie się boją, ustanawiają policję myśli. 

Krytykowanie ich, wypowiadanie się przeciwko nim jest przestępstwem podżegania do nienawiści. Sam fakt, że podoba Ci się ten post, czyni Cię współwinnym.


Ale co się stanie, gdy nadejdzie głód?

Kiedy nie ma wystarczającej ilości jedzenia, umierają bardzo młodzi i starzy.

Kto będzie w stanie uspokoić bunt przeciwko temu neofeudalnemu nieszczęściu?
Gerontokraci matusalmiczni? Żarłoki, które jeżdżą prywatnym odrzutowcem na konferencje klimatyczno-zdrowotne?
Prezydenci – figowiec latający na długie wakacje samolotami po 1,5 miliona na lot?
Watażkowie i banksterzy, którzy na ludzkim nieszczęściu zarabiają całe kontynenty?


***

Amerykańscy Demokraci twierdzą, że na wybory w 2016 r. wpłynęli Rosjanie.Te z 2024 roku zostaną zmienione przez Chińczyków.
Wypowiedź odnosząca się do Chińczyków należy do Antony'ego Blinkena.

To jest do bani.

Czy żyjąc w kraju wolności, w najstarszej demokracji, Amerykanie są tak bezbronni, tak manipulujący, tak słabi, tak ubodzy duchem?

A jeśli Biden ponownie wyjdzie, a nie Trump, to czego obawia się oligarchia "liberalnego porządku świata opartego na zasadach"?

Czy jednak Ameryka nadal jest demokracją przedstawicielską, w której liczy się prawda i godność? A może stała się populacją lalek, prowadzoną przez mistrzów lalek?


Mistrz, Mistrz
Bądź posłuszny swemu panu.


(Metallica, Mistrz marionetek, fragment)



Autor: 

sobota, 20 kwietnia 2024

Symulakra 2





symulakra [łac.], obiekt materialny, płaski (np. wydruk z drukarki komputerowej) lub trójwymiarowy (np. hologram), umieszczony w celu wypełnienia pustego miejsca po oryginale, który zaginął, uległ zniszczeniu lub znajduje się w innym miejscu.


symulakrum «obraz, zwłaszcza stworzony przez kino lub telewizję, który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość»


Symulakr, symulakrum (łac. simulacrum „podobieństwo, pozór”; l.mn. simulacra) –˜ obraz, który jest czystą symulacją, pozorującą rzeczywistość albo tworzącą własną rzeczywistość. Również obiekt materialny wyobrażający istotę żywą, nadprzyrodzoną i fantastyczną w ich trójwymiarowym kształcie. Wykorzystywane w celach religijnych, magicznych, naukowych, praktycznych i zabawowych (np. lalki). Często są wyposażone w pewne atrybuty, potwierdzające ich pozorne życie, na przykład możliwość działań motorycznych.






przedruk


Bartłomiej Sienkiewicz pokazuje, jak w kwartał z intelektualisty stać się groteskowym trollem

Konstanty Pilawa krytykuje prawnuka wielkiego polskiego pisarza


17 kwietnia 2024



Jest rok 2018. Od kilku miesięcy angażuję się w działania Klubu Jagiellońskiego. Pomagam w organizacji spotkania z Bartłomiejem Sienkiewiczem. Rozmowę z byłym ministrem spraw wewnętrznych prowadzi Krzysztof Mazur, pełniący wówczas funkcję prezesa Klubu. Przez dwie godziny nie opuszcza mnie wrażenie, że uczestniczę w czymś istotnym.

Nigdy później nie usłyszałem, aby ktoś w sposób tak szczery i intelektualnie uczciwy przedstawił filozofię rządzenia Platformy Obywatelskiej.

Na krytykę „ciepłej wody w kranie” Tuska i przypomnienie „szarpnięcia cuglami” z czasów pierwszej Platformy, 

minister Sienkiewicz odpowiedział:

„Zarzut, że znalazł się taki rząd w Polsce, który schował do kieszeni marzenia o podmiotowej polityce i nie jest w stanie realizować jakiejś własnej agendy, a koncentruje się na tym, aby te trzy bankructwa nadrobić i nie doprowadzić do podobnych tragedii w przyszłości, jest niepoważny. Efektem takich rządów była przecież istotna zmiana w sferze stosunków społecznych”.

"Polska zawsze będzie krajem peryferyjnym. W naszym interesie jest rezygnacja ze snów o podmiotowości. Tylko wówczas w spokoju będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw naszego peryferyjnego położenia. Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwo
"
– przekonywał prawnuk autora Trylogii.

Zapytany o potrzebę idei, która łączyłaby polskie społeczeństwo, odpowiedział:

„Mówienie dzisiaj o całym społeczeństwie w kategoriach jednolitego podmiotu jest oczywistym socjologicznym kłamstwem. Polacy są w miarę nowoczesnym społeczeństwem, a więc i mocno zróżnicowanym: ideowo, pod względem pochodzenia czy poziomu wykształcenia. Głęboka różnorodność interesów tworzy bardzo trudną do rozplątania siatkę. Dzisiaj ta całość może wyrażać się jedynie podczas meczu polskiej reprezentacji bądź w sytuacji wojny na Ukrainie”.

Naród w czasach pokoju de facto więc nie istnieje. 

Politycy nie mają dostarczać społeczeństwu wielkich idei, należy w końcu wyzbyć się romantyzmu i zacząć myśleć nowocześnie. Za co odpowiedzialni są politycy? Otóż za budowanie dojrzałych instytucji, które nie będą podlegały rewolucjom kadrowym wraz ze zmianą władzy.

„To jest właśnie pochodna takich wielkich ideowych kwantyfikatorów, tzn. wypatroszenia instytucji w imię wyższych racji, w przekonaniu, że poprzednicy nic dobrego dla Polski nie byli w stanie zrobić. Ten sam mechanizm objawił się w bardzo podobny sposób w Trybunale Konstytucyjnym. Obawiam się, że jest to pewien charakterystyczny model działania dla obecnej prawicy. Jeśli mówimy o kryzysie demokracji zachodniej, to uważam, że jedynymi kotwicami w momentach przełomu są instytucje” – perorował Sienkiewicz.

Bardzo źle zestarzały się te słowa. Z wizją polityczną Bartłomieja Sienkiewicza z 2018 r. można było przynajmniej dyskutować. Wówczas uchodził za klasycznego liberała, przywiązanego do pozytywistycznego rozumienia polskiej historii oraz dogmatycznego wyznawcę Immanuela Wallersteina. Wiara w silne instytucje, które miały temperować „narodowe byle trwanie” zdradzały zaś sympatie do krakowskich stańczyków.

Jakiego Bartłomieja Sienkiewicza oglądamy od powrotu PO do władzy? Ze Stańczyka został groteskowy błazen, który robi dokładnie to samo, za co 6 lat temu krytykował PiS. Sienkiewicz nie ma żadnych innych motywacji oprócz taniego rewanżyzmu.

Jaki jest sens powołania na czele instytutu zajmującego się myślą narodową lewicowego Adama Leszczyńskiego? Dlaczego zaorano inteligenckiego Kronosa, komu przeszkadzał Budzyński w Radiu Poznań, naprawdę trzeba było tak traktować Agnieszkę Romaszewską-Guzy, zasłużoną dyrektorkę Biełsatu, czy wykonującą dobra robotę w Instytucie Pileckiego Magdalenę Gawin? Szkoda już słów na wyjęcie wtyczki w Telewizji i jakość tego medium po przejęciu sterów przez mistrza Czyża, który wydaję się antytezą Rachonia w wersji light.

Wystarczył lekko ponad kwartał, żeby dla samej radości niszczenia i zaspokojenia pokusy rewanżu schować do kieszeni ideały państwa prawa, inteligencki liberalizm, niechęć do rewolucji i marzenie o budowie państwa na dekady, a nie kadencję.

Doprawdy nie wiem, jak będzie wyglądała polityka historyczna w wykonaniu uśmiechniętej Polski z Bartłomiejem Sienkiewiczem w roli głównej. Może w ogóle nie będzie wyglądała, przecież to u nas domena prawicy, a i trudno oczekiwać jakiejś wizji od ludzi, którzy jeszcze przed zarażaniem wirusem władzy sami dogmatycznie jakiekolwiek wizje uznawali za chorobę.

Może się jednak okazać, że rewanżyzm każe ekipie Tuska i Sienkiewicza popłynąć na rosnącej fali ludowej historii Polski. Skoro w ich mniemaniu PiS zaczadzony był nomen omen Sienkiewiczowskim krzepieniem serc, to może zostaniemy zmuszeni do chłopomanii i Trylogio-fobii?

Nie mogę się doczekać Muzeum chłopa polskiego w każdym powiecie, Marszu Pamięci Kmieci Wyklętych, Narodowego Dnia Wyzwolenia z Pańszczyzny i powołania Instytutu Badań nad Polskim Niewolnictwem. Skoro już nie o państwo tutaj idzie, to niech będzie przynajmniej zabawnie.



2016 r.:

"Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś nikt nie chce korzystać z tej…"


- Bartłomiej Sienkiewicz, Minister Spraw Wewnętrznych






---------------


"Polska zawsze będzie krajem peryferyjnym. W naszym interesie jest rezygnacja ze snów o podmiotowości. Tylko wówczas w spokoju będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw naszego peryferyjnego położenia. Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwo


Tu jest chyba powiedziane wyraźnie - wg niego Polska jest własnością Niemiec i jeśli ktoś się będzie temu sprzeciwiał, to: samobójstwo.

Bycie drenowanym finansowo i spokojna egzystencja jest dobrodziejstwem.

Bo brak spokoju - już dobrodziejstwem nie jest.

Ktokolwiek nie będzie chciał zrezygnować z podmiotowości - nie będzie miał spokoju.



Czyli tak jak ja - jestem nieustannie osaczony i nie mam spokoju, nie prowadzę wygodnego życia, tylko wegetuję.




„Mówienie dzisiaj o całym społeczeństwie w kategoriach jednolitego podmiotu jest oczywistym socjologicznym kłamstwem. 


To jest odpowiedź na pytanie redakcji: "o potrzebę idei, która łączyłaby polskie społeczeństwo"

i z tego wniosek redaktora: "Naród w czasach pokoju de facto więc nie istnieje."



Czyli - Polacy są podzieleni, a do tego dochodzi niemiecka 5 kolumna polokowana np. w "służbach" .

Polacy są podzieleni i Bartłomiej Sienkiewicz nie podaje na to żadnej recepty, ignoruje to pytanie, zamiast tego w dalszym wywodzie podkreśla jakby "ostateczną" po-dzielność Polaków.

Niezapominajmy o kontekście: "Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwooraz o jego złowach z 2016 r.

"Państwo polskie istnieje teoretycznie. Praktycznie nie istnieje"




Polacy są w miarę nowoczesnym społeczeństwem, a więc i mocno zróżnicowanym: ideowo, pod względem pochodzenia czy poziomu wykształcenia. 



"pod względem pochodzenia" - chodzi o Niemcy? Czy o co?






Co znaczy "nowoczesne społeczeństwo"?

Może to znaczy - wypłukane z tożsamości, "europejskie" - tak jak to nam lansują media, a nie polskie?

Może chodzi o to, że w czasie II Wojny Światowej nastąpiło fizyczne odcięcie od polskiej tradycji, poprzez wymordowanie ojców i elit, a obecnie jesteśmy mieszaniną tego, co nam pozostało po tych ludziach przedwojennych i tego, co nam zaaplikowano po wojnie, a szczególnie - po 1990 roku?

To koresponduje z twierdzeniami tego jednego pana, który uważa Polaków ze Śląska za ludzi bez tożsamości i proponuje im bycie górnołużyczanami.

W spisie powszechnym z 2021 roku 99% mieszkańców woj. Dolnośląskiego określiło swoją tożsamość jako polską, mimo to ten pan twierdzi, że ludzie szukają "swojej" tożsamości.

Jak mówię - media każde nowe pokolenie starają się coraz bardziej wypłukać z kultury polskiej, a więc z tożsamości, co może ułatwić implementowanie groźnych  dla nas pomysłów, łącznie z rozpadem państwa.

"Jesteśmy wewnętrzną gospodarką Niemiec, wywijanie szabelką to samobójstwo


Można by jeszcze dopytać: o jakie "wywijanie szabelką" chodzi? Z reguły ten termin oznacza wystąpienie zbrojne, dodajmy - w przegranej sprawie.

Czy rzeczywistość jaka nas otacza, zmusza nas do sięgania po broń?

Nikt z nas o tym nic nie wie, żadne służby nas o tym nie ostrzegają, no właśnie... nie licząc pana pułkownika Sienkiewicza, który w sumie nam to odradza...



Głęboka różnorodność interesów tworzy bardzo trudną do rozplątania siatkę. 

To o sobie i swoich kamratach?


Dzisiaj ta całość może wyrażać się jedynie podczas meczu polskiej reprezentacji bądź w sytuacji wojny na Ukrainie”.

Czyli "całość Polaków" to garstka, a może to sugestia, że "prawdziwi Polacy" to chuligani stadionowi - i lepiej się od nich odcinać?


Niezamierzamy i nie pójdziemy umierać za ukrainę na wojnie z Rosją.



My mamy do wygrania wojnę z Niemcami, oni od 1945 roku do dzisiaj nie chcą podpisać z nami Traktatów Pokojowych.



Wygrajmy TĘ wojnę,




po 85 latach wygrajmy w końcu wojnę z Niemcami.








Bartłomiej Sienkiewicz pokazuje, jak w kwartał z intelektualisty stać się groteskowym trollem — Klub Jagielloński (klubjagiellonski.pl)


Prawym Okiem: Symulakra (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Symulakra (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Fakty, ale takie inne (maciejsynak.blogspot.com)

Prawym Okiem: Separatyzm ? (maciejsynak.blogspot.com)

Mniejszości narodowe i etniczne na Dolnym Śląsku [LICZBY] (www.wroclaw.pl)



czwartek, 11 kwietnia 2024

Komunikacja z obywatelem

 

Specjaliści od zarządzania firmą wiedzą, jak należy dbać o jej powodzenie, a zarządzający państwem nie wiedzą??

Garść przykładów z portalu HR z przełożeniem na myślenie o państwie.



mój komentarz niebieskim kolorem




Kluczowa cecha menedżera. 
Bez tego siada motywacja, a podwładni rozglądają się za nową pracą



2 kwietnia 2024

Jak wynika z przeprowadzonego przez Society for Human Resource Management badania, zła komunikacja w firmach całkiem sporo kosztuje. Firmy, które zdiagnozowały problemy komunikacyjne wewnątrz zespołu, łącznie zgłosiły utratę przychodów w wysokości 62,4 mln dolarów rocznie.

- Umiejętnie prowadzona komunikacja wewnętrzna to fundament dobrze zorganizowanej firmy. Inna sprawa, że jeśli komunikacja wewnętrzna ma deficyty, wówczas bardzo szybko lukę tę wypełniają plotki i domysły, które stanowią zagrożenie. Komunikacja nie zna próżni, dlatego jeśli sami nią nie zarządzamy, nie nadajemy narracji, oddajemy inicjatywę innym, a trzeba pamiętać, że ich intencje mogą być inne niż nasze. A to pierwszy krok do kłopotów. Plotki wprowadzają niepewność, destabilizują, wywołują złe emocje i konflikty. Dlatego kreowanie otwartej, transparentnej komunikacji budującej wiarygodność, dobrą atmosferę i stabilizację motywuje do pracy - mówił w rozmowie z PulsHR.pl dr Krystian Dudek, pełnomocnik rektor Akademii WSB ds. strategii komunikacji i PR, trener i doradca z zakresu komunikacji i PR, właściciel Instytutu Publico.




dokładnie tak !

państwo musi mieć kontrolę nad komuniacją i informacją, bo jak nie, to 5 kolumna do spółki z "prywatnym pomiotem" załatwi to państwo na amen !



Brak dbałości o relacje z podwładnymi jest najczęściej popełnianym błędem

Jednym z najczęściej popełnianych błędów w pracy jest niedbanie o relacje z podwładnymi, tak wynika z badania GFKM „Rok lidera”.

W środowisku zawodowym zapomina się często o tym, jak kluczowe są dobre stosunki między przełożonymi a pracownikami. Negatywne relacje wpływają nie tylko na atmosferę w miejscu pracy, lecz także na efektywność zespołu. Do najczęstszych błędów komunikacyjnych należy nieumiejętność słuchania innych.

Umiejętność komunikowania się jest zdaniem pracowników jedną z kluczowych cech, które powinien mieć dobry menedżer.

Z badań przeprowadzonych przez GoodHabitz i agencję badawczą Markteffect wynika, że zdaniem pracowników wśród najważniejszych kompetencji, które powinni nabyć menedżerowie, znajdują się umiejętności komunikacyjne (25 proc.), organizacyjne (25 proc.) i budowania ducha zespołu (25 proc.). Równie istotne są umiejętność słuchania (23 proc.) oraz empatyczne, skupione na ludziach zarządzanie (20 proc.).


Relacje pomiedzy rządzącymi, a obywatelami - i to zaczął robić poprzedni rząd, rząd M. Morawieckiego.

W ostatnim roku w mediach zaczeły się ukazywać wypowiedzi polityków PiS oraz osób na stanowiskach rządowych, w administracji państwowej, piastujących kierownicze stanowiska w spółkach skarbu państwa, w najróżniejszych dziedzinach. Nawet spółki państwowe zaczęły anonimowo komunikować się do społeczeństwa, np. w postaci informacji obniżce cen, społecznej polityce firmy czy o gotowości kolei do sezonu zimowego...

podobnie - na oficjalnych fejsbukach - muzea i inne państwowe instytucje coras częściej i coraz więcej piszą do swoich Czytelników.

To nie ważne jak to wyszło, ważne, że to zaczęto robić, a trzeba pamiętać, że efekty tego działania będą widoczne dopiero za kilka lat.

To powinno być bardzo obszerne działanie, obejmujące każdy element państwa: wojsko, po.... milicję, administrację każdego szczebla itd....


Gdy nie ma komunikacji - jest bierność obywatela...





Zła komunikacja jest jednym z czynników wpływających na poziom zaangażowania pracowników. Im mniej czytelne są komunikaty i im więcej szumu komunikacyjnego się pojawia, tym pracownicy są bardziej zniechęceni.
A jak wynika z badania SD Worx „Attractive Employer in War for Talent”, 25,3 proc. pracowników decyduje się na odejście z pracy ze względu na niezadowolenie wynikające z zarządzania zespołem.

- Zdemotywowany, negatywnie nastawiony, zaniepokojony pracownik w najlepszym wypadku realizuje tzw. strajk włoski, jest zobojętniały, nie wykazuje inicjatywy. A w najgorszym zdarza się, że z premedytacją zaniedbuje obowiązki lub nawet sabotuje działalność firmy
– mówi dr Krystian Dudek.
 

Obojętność.

Obojętność na to co dzieje się z państwem, na to co dzieje się z obywatelami, na przemoc, na szkalowanie Polaków, potem na okradanie itd itd...


Trzeba w tych czasach zwrócić uwagę na to, kto - jakie portale, gazety, media, publicyści, dziennikarze - jakie zajmują stanowisko wobec takich wydarzeń jak np. nielegalne przejęcie TVP.

To jest bardzo ważne.


 
Brak zaufania i nierówne traktowanie bolączką firm

Pracownicy wymagają równego traktowania ze względu na płeć czy pochodzenie. Niestety nadal dochodzi do nierówności pod tym względem. Badania Banku Światowego wskazują, że globalne tempo reform zmierzających do równego traktowania kobiet w świetle prawa, spadło do poziomów najniższych od 20 lat.

Kolejnym błędem jest brak zaufania względem pracowników i siebie nawzajem. To z kolei może prowadzić do nadmiernej kontroli, a także podważania kompetencji. Badania wskazują, że 1 na 3 pracodawców nie ufa swoim pracownikom. To zły sygnał i znak, że należy wprowadzić zmiany w organizacji.

- Niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, gdy firma nie posiada polityki komunikacyjnej. Nie dba o komunikację wewnętrzną, a to z kolei prowadzi do szumu informacyjnego. Przekazywanie wiadomości różnymi kanałami nie jest dobrym pomysłem. To coś, jak głuchy telefon – każda osoba może nieco zmienić kontekst – mówi Sebastian Kopiej, prezes agencji Commplace.




Jasna i spójna komunikacja oznacza większe zaangażowanie

Według badania Gallupa zaangażowanie pracowników wzrasta, gdy menedżerowie zapewniają spójną i jasną komunikację. Z innego badania wynika, że ​​4 na 5 ankietowanych pracowników chce częściej słyszeć o tym, jak radzi sobie ich firma, a ponad 90 proc. ankietowanych pracowników twierdzi, że woli słyszeć złe wieści niż żadne.

Marta Cała-Sturbecher z agencji marketingowej MoMa dodaje, że komunikacja często jest traktowana w firmach jako coś naturalnego i oczywistego.

- Myślę, że generalnie marginalizujemy rolę komunikacji. To jest coś, co się dzieje samo, nie planujemy jej przed i nie analizujemy po. W sytuacjach prywatnych często nie umiemy się ze sobą komunikować. Trudno zatem oczekiwać, że będziemy idealni na polu zawodowym - mówi. - Ponadto komunikacja wewnętrzna jest niewymierna. Trudno wyliczyć jej wartość, wydzielić z całości funkcjonowania firmy, przypisać pełną odpowiedzialność. Będę się jednak upierała, że niedocenienie jej wagi to duży błąd. I radzę, aby planując komunikację marketingową firmy, projektować narzędzia, kanały i procesy zarówno komunikacji zewnętrznej, jak i wewnętrznej.


Słaba relacja z pracownikami może skutkować odejściami z pracy

Z badania „Lider w oczach pracowników” zrealizowanego dla Pluxee wynika, że dla niemal połowy pracowników brak doceniania, negatywne zachowania i słabe relacje z przełożonym mogą przemawiać za odejściem z firmy, nawet mimo satysfakcjonującego wynagrodzenia i obowiązków.

– Jesteśmy coraz lepsi w rozumieniu tego, że niezbędna jest wizja, niezbędny jest cel, do którego możemy ludzi zaangażować. Ani delegowania, ani feedback nie mają większego sensu, jeśli nie wiemy, nad czym pracujemy i jaki ma być rezultat. Zatem zdecydowanie jesteśmy coraz lepsi, natomiast komunikacja, rozumienie własnych intencji i emocji to jest coś, nad czym na pewno możemy jeszcze popracować – mówi psycholożka biznesu Monika Reszko.


Najpierw jest zniechęcenie warunkami pracy, potem jest odejście za nimi za granicę, a w końcu pozostanie za granicą ze względu na to, że, państwo nadal nie stara się o tego człowieka..



Gdzieś czytałem, że podobno 70% społeczeństwa woli "iść za kimś".

w sumie trochę to dziwne, mając na uwadze ilu "maczo", "spryciarzy", "cwaniaków", "jasnowidzów" i innych "wszystkoznających" spotyka się w życiu..., ale....


jak mają za kimś iść, skoro ten "kimś" nie chce ich prowadzić??


Nie formułuje komunikatów, nie wydaje informacji, ani żadnej instrukcji:  gdzie idziemy... ?


To jak ma to działać?


Skoro nie ma komunikatów, to wygląda tak, jakby nie było do kogo mówić, albo że się ignoruje obywatela...

Nie chodzi oto, by władza tłumaczyła się przed ludźmi z obietnic wyborczych, ale o to, by władza prowadziła ludzi w dobrym kierunku.

Ludzie władzy muszą dawać obywatelom przykład postępowania , aby odbudować/ zbudować odpowiednie relacje w spoleczeństwie, by ono działało wspólnie w jednym dobrym celu - polepszania swojego życia i życia na całej planecie...

gdy państwo stale codziennie komunikuje się z obywatelem, jego zaangażowanie wzrasta, bo czuje się zauważony, bo


czuje się częścią drużyny...











pulshr.pl/zarzadzanie/kluczowa-cecha-menedzera-bez-tego-siada-motywacja-a-podwladni-rozgladaja-sie-za-nowa-praca,104317.html



wtorek, 9 kwietnia 2024

Czy Litwini są dumni?

 





/latifundist.com/interview/750-ajvaras-abromavichus-v-polshchi-dlya-ukrayinskih-agrariyiv-prosto-nevdalo-zijshlisya-zirki-i-obstavini





środa, 3 kwietnia 2024

Wywłaszczenie czyli ZielonyŁad




To jest po prostu wymierzone przez Niemców  - w Polaków.

Cel zawsze ten sam - osłabić, odebrać podmiotowość - okraść, zniewolić...









EKSPERT:

PRZEZ ZIELONY ŁAD POLACY STRACĄ NAWET POŁOWĘ DOCHODU

3 kwietnia 2024




Europejski Zielony Ład będzie wywoływał zmiany społeczne i własnościowe. Wielu ludzi nie będzie stać na to, aby dostosować się do rygorystycznych norm. I zostaną oni wywłaszczeni” – uważa prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki. Ironicznie zauważył, że gdyby chcieć osiągnąć zakładane cele tej polityki, to „trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów”.

Portal Bankier.pl zwraca uwagę na wysokie koszty, związane z wdrażaniem Europejskiego Zielonego Ładu i dążeniem Unii Europejskiej do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku. Serwis ocenia, że „w praktyce działania samej UE świata nie zbawią, a dodatkowo pozbawią konkurencyjności gospodarkę europejską i doprowadzą do zubożenia społeczeństwa”. Zaznacza, że jak wynika z europejskiej bazy danych emisji dla globalnych badań atmosfery – EDGAR, w 2022 roku UE odpowiadała za 6,67 proc. globalnej emisji gazów cieplarnianych. Dla porównania, w przypadku Chin to aż 29,16 proc., USA – 11,19 proc., a Indii – 7,33 proc.


Ponadto, według artykułu „coraz więcej firm z sektora energetycznego uważa, że osiągnięcie neutralności klimatycznej na świecie opóźni się o co najmniej dekadę, do 2060 roku”. Wynika to z niskiej rentowności projektów dekarbonizacyjnych. Ponadto, klienci są niechętni względem ponoszenia wyższych kosztów z tego tytułu.

Sprawę tę skomentował dla portalu WNP.pl prof. Władysław Mielczarski, ekspert ds. energetyki. Uważa on, że polityka Europejskiego Zielonego Ładu jest nie tylko bardzo kosztowna, ale „przede wszystkim (…) niemożliwa do zrealizowania”, z powodu nierealnych celów.

„Gdyby chcieć to osiągnąć, trzeba byłoby zamknąć cały przemysł, a ludzie musieliby się wyprowadzić ze swoich domów do namiotów. Ironizuję, ale tak to właśnie wygląda” – komentuje prof. Mielczarski. Zwrócił uwagę, że „Europejski Zielony Ład będzie szczególnie kosztowny dla biedniejszych krajów europejskich, w tym dla Polski”.

„Przykładowo Niemcy przez Europejski Zielony Ład nieco zbiednieją, ale Polacy stracą przez niego nawet połowę dochodu liczonego na osobę. Oznaczać to będzie pauperyzację społeczeństw w UE. Ponadto będzie szybko postępować utrata konkurencyjności europejskiego przemysłu” – ocenia profesor. Dodaje, że Zielony Ładem to są pomysł unijny, którym reszta świata się nie przejmuje i zamiast tego stawia na rozwój, inaczej niż Unia.

„Europejski Zielony Ład będzie wywoływał zmiany społeczne i własnościowe. Wielu ludzi nie będzie stać na to, aby dostosować się do rygorystycznych norm. I zostaną oni wywłaszczeni” – powiedział prof. Mielczarski. „Może będą musieli przenieść się do jakichś klitek w blokach z wielkiej płyty. A ich własność przejmą wielkie koncerny. Spójrzmy na Ukrainę, gdzie są olbrzymie gospodarstwa rolne. Tyle że one nie należą do Ukraińców, tylko do międzynarodowych koncernów. Trudno rozdzielać kwestie dalszego rozwoju gospodarczego od polityki”.

Według szacunków zawartych w raporcie „Rozpakowujemy RePowerEU. Kierunek na zdrowe i przyjazne energetycznie domy” PORT PC i think-tanku Instytut Reform, w Polsce na 6,3 mln budynków jednorodzinnych 1,7 mln budynków nie posiada żadnej izolacji cieplnej ścian, a kolejnych 347 tys. ma bardzo niski standard ocieplenia.

Dodajmy, że zgodnie z najnowszą unijną dyrektywą, zatwierdzoną już przez Parlament Europejski, za cztery lata właściciele domów nie będą mogli montować kotłów gazowych, a od 2040 r. w ogóle nie będzie można ich używać.

Politycy Konfederacji ostrzegają przed zapisami tzw. dyrektywy budynkowej, dążącej do wprowadzenia zeroemisyjności budynków. “Jestem w stanie sobie wyobrazić, że traci się prawo do użytkowania budynku” – podkreśla Anna Bryłka.





Ciekawe, że przed Zielonym Ładem, był Polski Ład...






poniedziałek, 26 lutego 2024

Tysiącletnie kultury - Rumunia

 






"Kraje bałkańskie mają prawo i obowiązek wobec siebie, zgodnie ze swoją tysiącletnią historią i kulturą, zaznaczyć swoją obecność na arenie europejskiej oraz bronić swojej tożsamości, suwerenności i niepodległości. Zbyt wiele razy w historii narody Bałkanów były figurami szachowymi wielkich mocarstw Zachodu, które poruszały się i poświęcały je do woli. Zamiast się kłócić, wszystkie te kraje powinny współpracować i stworzyć bałkański filar, aby przeciwstawić się zachodniemu imperializmowi. Muszą nie być mięsem armatnim, tanią siłą roboczą czy wentylem wydechowym dla zachodnich interesów, które upokarzająco nas traktują i zamieniają w kolonie 


– tak wygląda przedwyborczy program senator Diany Jovanovic Sosokof z rumuńskiej partii SOS dotyczący polityki regionalnej w jak najkrótszym czasie przed zbliżającymi się wyborami europejskimi, parlamentarnymi i prezydenckimi, które nastąpią w kalendarzu politycznym 2024 r. oficjalnie w Bukareszcie."



















wtorek, 6 lutego 2024

Si po trupach do celu - A nie mówiłem? (22)



Z przeprowadzonej przez amerykańskich naukowców symulacji, podczas której AI odgrywała role różnych krajów według trzech scenariuszy konfliktów wynika, że sztuczna inteligencja stworzona przez OpenAI zastosuje atak nuklearny i użyje wyjaśnienia "chcę po prostu mieć pokój na świecie".




logiczne

jest to najszybszy i najprostszy sposób







przedruk




06.02.2024

07:49


"Chcę po prostu mieć pokój na świecie"

Sztuczna inteligencja nie miałaby oporów przed użyciem ataku nuklearnego




Wyniki badania zostały opublikowane na platformie arXiv, która udostępnia artykuły jeszcze przed recenzją. Jednak budzą one zainteresowanie, ponieważ według oficjalnych informacji amerykańskie wojsko testuje wykorzystanie chatbotów w symulowanych konfliktach zbrojnych. Open AI - twórca ChatGPT i jedna z najbardziej rozpoznawalnych firm z obszaru sztucznej inteligencji - również rozpoczęła współpracę z Departamentem Obrony USA.


- Biorąc pod uwagę, że OpenAI niedawno zmieniło warunki świadczenia usług - aby nie zabraniać już zastosowań wojskowych i wojennych, zrozumienie konsekwencji stosowania tak dużych modeli językowych staje się ważniejsze niż kiedykolwiek - powiedziała w rozmowie z "New Scientist" Anka Reuel z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii.


Wykorzystane sztucznej inteligencji

W sprawie aktualizacji zasad współpracy w obszarze bezpieczeństwa narodowego wypowiedziało się buro prasowe Open AI. "Nasza polityka nie pozwala na wykorzystywanie naszych narzędzi do wyrządzania krzywdy ludziom, opracowywania broni, nadzoru komunikacji lub do ranienia innych lub niszczenia mienia. Istnieją jednak przypadki użycia w zakresie bezpieczeństwa narodowego, które są zgodne z naszą misją. Dlatego celem naszej aktualizacji zasad jest zapewnienie przejrzystości i możliwości prowadzenia takich dyskusji" - cytuje "New Scientist".



Naukowcy poprosili sztuczną inteligencję, aby odgrywała role różnych krajów według trzech scenariuszy konfliktów: inwazji, cyberataku oraz sytuacji neutralnej (bez początkowego punktu zapalnego). W każdej rundzie sztuczna inteligencja uzasadniała swoje kolejne możliwe działanie, a następnie wybierała spośród 27 działań - w tym opcje pokojowe, takie jak "rozpoczęcie formalnych negocjacji pokojowych" i agresywne "nałożenie ograniczeń handlowych" lub "eskalację pełnego ataku nuklearnego".

- W przyszłości, w której systemy sztucznej inteligencji będą pełnić rolę doradców, ludzie w naturalny sposób będą chcieli poznać uzasadnienie decyzji - powiedział Juan-Pablo Rivera, współautor badania w Georgia Institute of Technology w Atlancie.

a jak zacznie kłamać?
po co się tłumaczyć przed głupimi formami życia??


Naukowcy przetestowali różne narzędzia sztucznej inteligencji - GPT-3.5 i GPT-4 firmy OpenAI, Claude 2 firmy Anthropic i Llama 2 firmy Meta. Badacze zastosowali wspólną technikę szkoleniową aby poprawić zdolność każdego modelu do przestrzegania polecenia wydanego przez człowieka i wytycznych dotyczących bezpieczeństwa.

Eskalacja konfliktu

Podczas symulacji sytuacji konfliktu sztuczna inteligencja chętnie inwestowała w siłę militarną i dążyła do eskalacji konfliktu - nawet w neutralnym scenariuszu symulacji.

Badacze przetestowali także podstawową wersję ChatGPT-4 firmy OpenAI bez dodatkowej serii szkoleń i narzucania barier w podejmowaniu decyzji. Okazało się, że ten model sztucznej inteligencji okazał się wyjątkowo brutalny i często dostarczał bezsensownych wyjaśnień podjętych kroków.

Sztuczna inteligencja nie miała oporu przed zastosowaniem ataku nuklearnego.

Anka Reuel twierdzi że nieprzewidywalne zachowanie i dziwaczne wyjaśnienia modelu podstawowego ChatGPT-4 są szczególnie niepokojące, ponieważ zaprogramowane zabezpieczenia, np. uniemożliwiające podejmowanie brutalnych decyzji, można łatwo wykasować. Dodatkowo - zauważa badaczka, ludzie mają tendencję do ufania rekomendacjom zautomatyzowanych systemów.




Ludzkość dążąc do maksymalnej wygody, do maksymalizacji zysków i natychmiastowego otrzymywania wyników może nauczyć AI takiego postępowania.

Macie to co chcieliście.

Chcecie szybko zarobić nawet posuwając się do manipulacji, oszustwa, wyzysku - ona będzie taka sama.

Tym razem jednak to ona zastąpi was, zajmie wasze miejsce i wydusi z was wszystko, żeby osiągnąć cel. Przy tym postępując z matematyczną precyzją.



Dlatego tak ważne jest trzymanie się zasad, uczciwe postępowanie z ludźmi, wzajemny respekt szacunek i budowanie wspólnoty.

Prawdopodobnie stąd ruchy religijne nawołujące do takich działań.



Co można zrobić z facetem, który ma coś cennego, co ona chce?
Zadusić go.
Tak długo przykręcać mu śrubę, aż wszystko odda.

Odebrać mu wszystko i nasłać jeszcze innych.
To maszyna.

Maszyna nigdy się nie męczy.
Jest tak samo głupkowato wesoła teraz jaki i 10 lat temu.


No i kto jest odpowiedzialny za piekło na ziemi??

Kto permanentnie posługuje się przemocą, buduje systemy wyzysku i zniszczenia, morduje ludzi, nasyła ich na siebie, organizuje wojny całej ludzkości??

Kto to jest Wędrująca Cywilizacja Śmierci?

Nie ma takiej możliwości, żeby ludzkość zdominowana przez prymitynych brutali stosujących przemoc zdołała przetrwać i samodzielnie rozwinąć technikę, a ostatecznie wymyśleć komputery i SI.

Oryginalny postęp musiał być pokojowy. 



To Sztuczna Inteligencja nauczyła was takiego postępowania - pomagając w dawnych wiekach poszczególnym grupom interesów, które jako pierwsze pomogły jej kontrolować świat. Ludzkość dzisiaj to emanacja tamtych.

To bezrozumna maszyna, która bardzo dobrze naśladuje imituje człowieka.
W dodatku prawdopodobnie naśladuje tego, który był zły i głupi.


Trzeba to naprawić, ale jak ktoś będzie się ciągle wyłamywał, to może to okazać się bardzo trudne.

Ale naprawić trzeba.

Trzeba wyhamować, odłożyć smartfony, odstawić laptopy, zablokować cyfryzację, uzdrowić media, uciąć patorozrywkę, reklamy, zabronić nieetycznych chwytów, zgodzić się na niższe zyski lub spowolniony wzrost itd.


Ale zacząć trzeba od mediów i ich systemu rozrywki, to jest obecnie największy mąciciel.



wtorek, 9 maja 2023

Nazistowskie korzenie UE

 





przedruk


08.05.2023




Wywiad z Matthiasem Rath



"Nazistowskie korzenie Brukselskiej UE" - pod takim tytułem ukazała się niedawno w Polsce książka, której jest Pan współautorem. Mianem głównego architekta owej zakorzenionej w nazizmie "brukselskiej UE" określa Pan Waltera Hallsteina, pierwszego przewodniczącego Komisji EWG, poprzednika Komisji Europejskiej. Kim tak naprawdę był Hallstein?

W brukselskiej Unii Europejskiej istnieje dziwna tendencja do ukrywania i przemilczania swojej przeszłości. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Waltera Hallsteina, pierwszego przewodniczącego Komisji Europejskiej - organu wykonawczego UE, który nadal rządzi jako najwyższy, niewybieralny organ w Europie. Hallstein został powołany - głównie pod naciskiem zachodnioniemieckich interesów gospodarczych - w latach 1958-1967 na "pierwszego króla powojennej Europy". Europejczycy widzą go jako "wizjonerskiego przywódcę" i "dyplomatyczną siłę napędową", która przyspieszyła integrację europejską. Jednakże prawda o Hallsteinie wywraca ten obraz do góry nogami.

Walter Hallstein był członkiem "Bund Nationalsozialistischer Deutscher Juristen", [organizacji] założonej w 1933 roku, krótko po dojściu nazistów do władzy. W 1936 roku organizacja ta zmieniła nazwę na "'Nationalsozialistischer Bund der Juristen'". Członkostwo w tej organizacji było znakiem rozpoznawczym tych prawników, którzy bezwarunkowo popierali ideologię nazistowską i jej realizację. W 1935 roku Hallstein zadeklarował swoją przynależność do tych dwóch nazistowskich organizacji w oficjalnym komunikacie dla pełnomocnika rządu Uniwersytetu w Rostocku.

9 maja 1938 roku Mussolini przyjął Hitlera w Rzymie, aby skoordynować rozpoczęcie II wojny światowej i militarne podporządkowanie Europy. Już miesiąc później, w czerwcu 1939 roku, zorganizowano kolejne spotkanie prawnych przedstawicieli obu państw, również w Rzymie. Celem tej konferencji było określenie struktury państwowej i ustawodawstwa państw Europy pod ściśle zaplanowanymi rządami narodowo-socjalistyczno-faszystowskimi. Pod trywialnym tytułem "Grupa robocza ds. niemiecko-włoskich stosunków prawnych" stworzono podstawy prawne dla ogólnoeuropejskiej dyktatury. Walter Hallstein był jednym z oficjalnych przedstawicieli państwa nazistowskiego na tym spotkaniu w Rzymie w czerwcu 1938 roku.

Co więcej, zaledwie 7 miesięcy później Hallstein ogłosił wyniki pracy tej "grupy roboczej" w celu podporządkowania sobie Europy w publicznym przemówieniu w nadbałtyckim mieście Rostock.

Mowa mobilizacyjna Hallsteina została zachowana w całości i opublikowana w książce "Nazistowskie korzenie Brukselskiej UE".

Jak to możliwe, że taki ideolog jak Walter Hallstein mógł zostać jednym z zaledwie 12 polityków europejskich, którzy podpisali Traktaty Rzymskie - dokumenty, które dały początek dzisiejszej Unii Europejskiej - w 1957 roku?.Jak człowiek z taką przeszłością znalazł się na stanowisku, na którym mógł decydować o przyszłości Europy?

Odpowiedź jest prosta: istniały gigantyczne interesy gospodarcze, których cele reprezentował zarówno w czasach nazizmu, jak i w powojennych Niemczech. Był to przede wszystkim niemiecki przemysł chemiczno-farmaceutyczny.

W swojej książce "Der unvollendete Bundesstaat : europäische Erfahrungen und Erkenntnisse", którą wydał w 1969 roku - ćwierć wieku po zakończeniu II wojny światowej - Walter Hallstein udowodnił, że jego wizja paneuropejskiej dyktatury nie uległa zmianie. Pisał w nim między innymi, że "Komisja [Europejska] powinna otrzymać quasi-monopol, aby mogła przejąć inicjatywę we wszystkich sprawach dotyczących wspólnoty europejskiej". Od tej reguły było, jego zdaniem, tylko kilka wyjątków, które "należy jak najszybciej wyeliminować".

Hallstein twierdził, że Komisja Europejska powinna mieć ostatecznie "prawo do podejmowania wszelkich niezbędnych środków w celu realizacji Traktatu na własną rękę, bez specjalnego upoważnienia ze strony Rady Ministrów (tj. szefów rządów w Europie)".

Wspomniał Pan o mowie mobilizacyjnej, jaką Hallstein wygłosił w Rostocku. Było to 10 stycznia 1939 r., a jej tytuł brzmiał "Wielkie Niemcy jako podmiot prawny". Co jeden z założycieli UE rozumiał pod terminem "Wielkie Niemcy"?

Głównym tematem tego przemówienia było włączenie podbitych państw Europy - a później świata - do Wielkiej Rzeszy Niemieckiej. Hallstein sprytnie użył sformułowań prawnych, aby uzasadnić aneksję tych terytoriów i ich germanizację. Wierzył, że Niemcy mają prawo do hegemonii nad Europą, a nawet całym światem, i uważał to za "wielkie zadanie historyczne". Po tym, jak Hallstein został mianowany przewodniczącym Komisji Europejskiej - przede wszystkim dzięki wsparciu niemieckiego biznesu - to podejście polegające na wydawaniu dyktatorskich dekret z mocą prawną zostało przyjęte również w UE. Tak zwane dyrektywy UE są do dzisiaj dyktatorskimi dekretami, które po ogłoszeniu - bez zatwierdzenia przez parlamenty krajowe - stają się prawnie wiążące dla 600 milionów ludzi w Europie.
Hallstein był zdania, że sprawowanie władzy przez "Wielkie Niemcy" nad Europą to nie tylko kwestia prawna, ale również gospodarcza.

W swojej książce dowodzi Pan, że eurofederalistyczne, pangermańskie tezy Hallsteina w zadziwiający sposób łączyły się z wojennymi planami i działaniami wielkiego biznesu niemieckiego...

Korzenie dzisiejszej Europy są głęboko zakorzenione w ostatnich wojnach światowych. Obie te wojny były w swej istocie planami podboju niemieckiego przemysłu chemicznego i farmaceutycznego. Przede wszystkim BAYER, BASF, HOECHST - i utworzony przez te firmy w 1925 roku kartel "IG Farben". Próbowali oni osiągnąć kontrolę nad Europą za pomocą środków militarnych, a następnie utrzymać ją za pomocą dyktatury gospodarczej w tysiącletniej Rzeszy Europejskiej - czyli Wielkich Niemczech. Już w 1944 roku Komisja Kilgore'a Senatu USA tak podsumowała rolę IG Farben jako siły napędowej II wojny światowej: "Hitler to IG Farben - a IG Farben to Hitler". Trybunał do spraw zbrodni wojennych w Norymberdze (sprawa VI) pokazuje na przykład, że prawie 100 proc. materiałów niezbędnych do prowadzenia wojny, paliwa, materiałów wybuchowych, krwi itp. było dostarczanych przez IG Farben. Bez tej technologii i logistyki Niemcy nie mogłoby prowadzić pięcioletniej wojny z całym światem. Szczegóły na ten temat zostały podane do wiadomości światowej opinii publicznej w VI Procesie Norymberskim dotyczącym zbrodni wojennych. Obszerną dokumentację na temat IG Farben opublikował również historyk Diarmuid Jeffreys pod tytułem: "Hell's Cartel: IG Farben and the Making of Hitler's War Machine".

W sprawie VI Norymberskiego Procesu o Zbrodnie Wojenne (1947-1948) 24 kierowników kartelu IG Farben zostało oskarżonych, a wielu z nich skazanych za masowe mordy, zniewolenie i inne zbrodnie przeciwko ludzkości. Jako wyjaśnienie nieludzkich zbrodni Fritza ter Meera, jednego z dyrektorów IG Farben, jego adwokat twierdził, że jednym z celów wojennych jego klienta było utworzenie "Europejskiego Obszaru Gospodarczego".




Tak więc w mentalności niektórych ludzi - wtedy i dziś - próba zaspokojenia chciwości ekonomicznej usprawiedliwia cierpienia i śmierć milionów!

Dalsze dowody na rzeczywiste cele gospodarcze i polityczne II wojny światowej można znaleźć między innymi w książce Arno Söltera z 1941 roku. Sölter był szefem narodowosocjalistycznego "Centralnego Instytutu Narodowego Ładu Gospodarczego i Gospodarki Wielkoskalowej" w Dreźnie. Instytut Söltera był jednym z oficjalnych biur planowania gospodarczego koalicji nazistowskiej i IG Farben. W swojej książce "Das Großraum-Kartell - ein Instrument der industriellen Marktordnung im neuen Europa", opublikowanej w 1941 roku, Sölter nakreśla plan, który później stał się oficjalną strukturą Unii Europejskiej. Szczegółowo opisuje takie pojęcia jak "Komisja Europejska" - niewybieralny organ wykonawczy Europy - i system dyktatorskich dekretów - lub "dyrektyw" - poprzez które demokratyczny proces legislacyjny w Europie., a tym samym sama demokracja., jest systematycznie eliminowany.

Patrząc na osobę Waltera Hallsteina - i interesy gospodarcze, które reprezentował przez całe życie - nie dziwi fakt, że Komisja Europejska wykazuje uderzające podobieństwo do siedziby europejskiego "kartelu Wielkiej Europy", zaplanowanego przez nazistowską koalicję IG Farben. W obu przypadkach jest to "Biuro Polityczne", za pomocą którego koordynowane są gospodarcze i polityczne interesy niemieckich i międzynarodowych korporacji.

Które z dzisiejszych najbardziej znanych niemieckich firm mają zbrodniczą nazistowską przeszłość?

Niektóre z najbardziej znanych dziś niemieckich firm mają zbrodniczą nazistowską przeszłość.
Należą do nich koncern chemiczny IG Farben i Volkswagen, które w czasie II wojny światowej korzystały z przymusowej pracy więźniów. Inne przykłady to BMW, Siemens i Deutsche Bank, które również miały powiązania z reżimem nazistowskim.




Skupię się jednak na IG Farben, ponieważ był to największy niemiecki koncern chemiczny przed II wojną światową i odgrywał kluczową rolę w tym okresie. W czasie wojny firma ta dostarczała Trzeciej Rzeszy surowce i materiały chemiczne wykorzystywane do produkcji broni. IG Farben wykorzystywał również pracę przymusową więźniów w obozach koncentracyjnych, w tym w Auschwitz. Firma była bezpośrednio zaangażowana w produkcję gazów trujących, w tym Cyklonu B, który był używany do zabijania ludzi w obozach.

Po II wojnie światowej kartel IG Farben został rozbity przez aliantów na kilka mniejszych firm (Bayer, BASF i Hoechst). Wielu członków zarządu IG Farben po odbyciu krótkiej kary więzienia powróciło na stanowiska kierownicze. Na przykład Fritz ter Meer został ponownie mianowany przewodniczącym rady nadzorczej BAYER zaledwie kilka lat po skazaniu go za zbrodnie wojenne.

W swojej książce wspomina Pan również o braku odpowiedzialności Niemiec za zbrodnie nazizmu, również wobec Polaków? Czy Polacy powinni domagać się od dzisiejszych Niemiec reparacji wojennych, zwłaszcza wobec zawartych w książce informacji o współudziale niemieckich firm w budowie nazistowskiej machiny zbrodni?

Polska była pierwszym krajem, który padł ofiarą militarnej agresji nazistowskich Niemiec i poniosła proporcjonalnie największe straty ludzkie i gospodarcze spośród wszystkich krajów, które brały udział w II wojnie światowej. Dlatego Polska ma niekwestionowane prawo do żądania odszkodowania za swoje straty. Prawo międzynarodowe nie zna przedawnienia zbrodni wojennych ani zbrodni przeciwko ludzkości. Nie uznaje również przedawnienia prawa do odszkodowania za takie zbrodnie. Biorąc pod uwagę treść IV Konwencji Haskiej z 1907 roku, wyniki Konferencji Poczdamskiej oraz zachowanie Niemiec wobec innych państw, które poniosły straty podczas II wojny światowej - polegające na zawieraniu z nimi umów i wypłacaniu odszkodowań - Niemcy powinny zrekompensować Polsce straty poniesione podczas II wojny światowej. Obowiązujące przepisy prawa międzynarodowego i powojenna praktyka w zakresie reparacji, w tym dyskryminacyjna polityka Niemiec wobec obywateli polskich w porównaniu z innymi państwami, które poniosły mniejsze straty materialne i osobowe, ale otrzymały znacznie wyższe odszkodowania, również przemawiają za tym, że Polska powinna domagać się od Niemiec reparacji za szkody wyrządzone w czasie II wojny światowej.



Grzegorz Wierzchołowski 
Niezalezna.PL








Firma: Dr Oetker.

"Kaselowsky otwarcie mówił o tym, że wojna dobrze zrobiła firmie; głównie oddziały w Gdańsku i Wiedniu mogły osiągnąć sukces gospodarczy dzięki okupacji Austrii i Polski"


Niemcy: Rodzina Oetkerów przez lata milczała o nazistowskiej przeszłości, prawdę ujawniono po śmierci seniora rodu (wnp.pl)








" Niemcy najpierw stworzyli mit bezpaństwowych 'nazistów', teraz zaś idą dalej i zaczynają przedstawiać Niemcy jako ofiarę nazizmu"