Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 22 września 2016

Konsekwencje braku Traktatu Pokojowego po II WŚ




Wpisał: Adam FERCH   
04.05.2014.


Konsekwencje braku Traktatu Pokojowego po II Wojnie Światowej dla Niemiec oraz całej Europy


Formalnie RFN istnieje na podstawie rejestracji w Izbie Handlowej we Frankfurcie nad Menem jako  BRD GmbH  czyli Bundesrepublik Deutschland GmbH (!?) czyli Sp. z o.o.

Adam FERCH

W Niemczech powstał ruch obywatelski „Bürger Bewegung“ , który ma na celu uregulowanie statusu prawnego Państwa Niemieckiego. Chodzi o to, że po II Wojnie Światowej nie został zawarty traktat pokojowy pomiędzy państwami koalicji antyniemieckiej i III Rzeszą.

Traktat ten winien m.inn. zakończyć istnienie III Rzeszy.

Po kapitulacji niemieckiego Wehrmachtu 8-go maja 1945, nie nastąpiła kapitulacja III. Rzeszy. Nie ma traktatu pokojowego zamiast którego weszły w życie konwencje regulujące prawa państw okupacyjnych : ZSRR, USA, Wielkiej Brytanji i Francji. Do dnia dzisiejszego między tymi stronami panuje zawieszenie broni.
Traktatu pokojowego nie chcieli alianci. Tylko Sowieci mieli przygotowany traktat pokojowa z III Rzeszą lecz nie mogli go podpisać bez pozostałych aliantów . Obecnie III Rzesza jest nadal formalnie w stanie wojny (zawieszenia broni) z 46 państwami.
Natomiast Japonia podpisała 8.9.1951r. traktaty pokojowe z 47 państwami.
Formalnie RFN istnieje na podstawie rejestracji w Izbie Handlowej we Frankfurcie nad Menem jako  BRD GmbH  czyli Bundesrepublik Deutschland GmbH (!?) czyli Sp. z o.o.

RFN nie powstała nigdy jako państwo lecz jako twór samorządowy.  RFN nie mogła zaistnieć jako państwo ponieważ III Rzesza Niemiecka nigdy formalnie nie przestała istnieć. 

Obecne Niemcy nie mają konstytucji lecz jedynie ustawę zasadnicza, która jest regulacją prawną na obszarze militarnie okupowanym przez aliantów. Ustawa ta powinna być zastąpiona konstytucją, która miała powstać dopiero po zjednoczeniu i uzyskaniu pełnej suwerenności Niemiec. Obecne Niemcy bez konstytucji nie są suwerennym państwem. Zamiast konstytucji obecne Państwo Niemieckie ma jedynie „Grundgesetz (GG)“ czyli ustawę zasadniczą. Artykuł 139 tejże GG dotyczy przepisów denazyfikacji natomiast nie znosi ustawodawstwa III Rzeszy. W efekcie obecni obywatele Niemiec są nadal formalnie obywatelami III Rzeszy !

Jaka jest konkluzja? Niemcy nie są suwerenne, są uważane za swojego rodzaju „marionetkę USA“, nie mogą przeprowadzać ogólnokrajowego referendum w sprawach politycznych, a urzędy i nawet policja w Niemczech są formalnie sprywatyzowane, etc.
Nie zastały wprowadzone nowe przepisy o przynależności państwowej, a nadal działa prawo wprowadzone przez Hitlera w 1934 roku kiedy to zlikwidowano konstytucję (Verfassung) z 1919 roku - Republiki Weimarskiej i wprowadzono nazistowskie ustawodawstwo , którego nie zlikwidowano  po II wojnie.

Kwestia obywatelstwa - przynależność państwowa pozostała określona jako "Deutsch" - tak jak w III. Rzeszy. W 2010 roku ustawa o obywatelstwie została usunięta z GG. Wobec tego praktycznie Niemcy nie maja określonego obywatelstwa.

 
I tak w niemieckim aktualnym dowodzie osobistym, zwanym błędnie „personalausweis“, (a powinno być „Persönliche Ausweis “) jest również błędnie określona - przynależność państwowa jako „Deutsch“. Nie ma takiego państwa jak Deutsch! Powinno być Deutschland!

Wniosek : nie ma państwa „Deutsch“. Czyli obecni obywatele Niemiec są formalnie bezpaństwowcami.

Powyższe i inne liczne nieprecyzyjności w określeniach to nie pomyłki semantyczne wśród znanych z zamiłowania do porządku Niemców, to zamierzone powolne i cząstkowe ujawnianie przed społeczeństwem zaplanowanego niepraworządnego -totalitarnego stanu faktycznego.

Ale jak uregulować to wszystko, skoro „de jure“ III Rzesza istnieje a „de facto“ nie istnieje? Z kim i kto w imieniu Niemców ma podpisać traktat pokojowy?

Przedstawiciele ruchu obywatelskiego Bürger Bewegung apelując w sprawie konieczności zawarcia traktatu pokojowego po II Wśw. po długotrwałym i bezskutecznym zwracaniu się do urzędów niemieckich udali się do Moskwy i tam byli przyjęci w MSZ Federacji Rosji tłumacząc że RFN = III Rzesza. Tylko Moskwa uznała problem za istniejący. Ale sprawa i tam również utknęła. Zwracano się również do innych aliantów, ale zostali zignorowani i wszyscy biorą wodą w usta. Nie ma tematu…
Manifestacje uliczne ruchu obywatelskiego Bürger Bewegung na razie nie są skuteczne bowiem zamożni Niemcy, manipulowani liberalno-lewackimi mediami, nie chcą zajmować się problemami ogólnymi .

Powyższe informacje jedynie sygnalizują problem, a szczegółowe informacje w tej sprawie dla znających język niemiecki są w :
·         www.staatenlos.info;

Jak twierdzą sami Niemcy : organizacja rządząca obecnie w Niemczech, zwana RFN, jest czymś co jest w rzeczywistości „hitlerowskim dominium totalitarnym z 1934r.“, a ponadto wiele obowiązujących ustaw pochodzi z lat 30-tych czyli hitlerowskich.

Uogólniając: skoro RFN w powyższej postaci dominuje w UE, to przez RFN cała Europa staje się formalnie i praktycznie znazyfikowaną IV Rzeszą co stanowi podstawę problemu.


Problem Polski :
Rozważając skutki braku traktatu pokojowego po II WŚw na sytuację Polski stwierdza się , że Polska po 8 maja1945r., po utworzeniu PKWN i PRL jest nadal pod okupacją.

Bowiem PRL będący dominium sowieckim został zapewne stworzony jako eksperyment do przygotowania ludzi na czasy dzisiejsze. PRL był w istocie tworem komunistycznym, którego organy stanowiły uzurpację „władzy“ będącej w PRL-u swoistym przedsiębiorstwem. Ten status mamy w III RP uchodzącej błędnie za Państwo Polskie do dziś.

II RP prawnie nigdy nie została rozwiązana. Lech Wałęsa składając niewłaściwą przysięgę nie został prezydentem II RP - złożył przysięgę na PRL-owską konstytucję potwierdzając tym samym kontynuację PRL, funkcjonującego od 1989r pod nazwą "III RP".

Formalnie II RP nadal istnieje w granicach wg. stanu z 31.08.1939! To znaczy Kresy Wschodnie (Wilno, Lwów, Grodno itd) prawnie do dziś są Polskie!

Brak traktatów pokojowych po II Wojnie Światowej sprawia, że istnieje do dziś stan wojny między Polską a Niemcami co jest wyraźne w gospodarce.
Jeden z wielu przykładów anomalji formalnych w III RP :

·         wszystkie urzędy państwowe są jedynie prywatnymi przedsiębiorstwami uzurpującymi sobie prawo urzędowe! Urzędnik państwowy musi mieć Legitymacje Urzędową, natomiast wydawana obecnym urzędnikom t.zw. legitymacja służbowa nie uprawnia ich do sprawowania czynności urzędowych.



http://dakowski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=12538&Itemid=47

 

środa, 6 lipca 2016

Komunistyczne obozy pracy





Po wojnie w Polsce działało ponad 300 komunistycznych obozów pracy. Oprawcy nigdy nie zostali ukarani. Minister Izraela na takie próby odpowiedział, że to kat Szlomo Morel był w Polsce… prześladowany

Opublikowane 2014/09/09 w PRL


– Po wojnie w Polsce działało ponad 300 komunistycznych obozów pracy – z Mateuszem Wyrwichem, autorem książki „Łagier Jaworzno” rozmawiał Mateusz Rawicz.
– Kiedy powstał łagier Jaworzno?
– W 1943 r. powstał w Jaworznie niemiecki obóz Auschwitz-Birkenau III, w kwietniu 1945 r. komuniści przekształcili go w Centralny Obóz Pracy. Do 1946 r. kierowali nim Sowieci, później działał pod auspicjami Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (MBP), chociaż NKWD nadal więziło tam swoich więźniów.
– Kogo MBP przetrzymywało w łagrze Jaworzno?
– Głównie rodziny związane z podziemiem niepodległościowym. W 1991 r. rozmawiałem z panią, która miała kilkanaście lat jak siedziała w obozie. Uwięziono ją, ponieważ poszukiwano jej ojca, żołnierza podziemia antykomunistycznego. Kiedy został zamordowany, zwolniono ją bez podania przyczyny, a o jego śmierci dowiedziała się później. Podobna sytuacja była z dziewczyną z Krakowa, której zarekwirowano mieszkanie i osadzono z matką w Jaworznie. W 1946 r. została zwolniona, dopiero dziesięć lat później dowiedziała się, że jej ojciec został zamordowany. W Jaworznie osadzano też ludzi, którzy do dzisiaj nie wiedzą za co tam siedzieli.

– Więziono tam tylko Polaków?
– W latach 1947-1949 r. przebywali Ukraińcy z akcji Wisła. Niemców więziono do 1950 r. mimo, że już dawno na mocy porozumień powinni być przesiedleni do ojczyzny, ale część z nich była przesiedlana na Syberię.
– Kto o tym decydował?
– Sowieckie i polskie służby.
– Od 1950 r. Jaworzno było specjalnym obozem dla młodzieży antykomunistycznej, odsiadującej wyroki w innych więzieniach, którą chciano resocjalizować. Ilu młodych ludzi przeszło przez ten łagier?
[quote]– Tej młodzieży było dwadzieścia kilka tysięcy, spośród niej postanowiono wyselekcjonować grupę osób przeznaczoną do indoktrynacji. Chciano zrobić z nich ludzi oddanych nowemu systemowi. Liczono, że po wyjściu z obozu będą zakładać organizacje pod auspicjami SB, tzw. bandy pozorowane. Pozwoliłoby to władzom zinfiltrować środowiska młodzieżowe. Przez obóz w Jaworznie w latach 1950-56 przeszło 9700 młodzieży w wieku od 15 lat do 21. Jednorazowo siedziało tam około 2500 osób.[/quote]

– Jakie prace wykonywali więźniowie obozu?
– Część pracowała w pobliskich kopalniach, również w tzw. kopaniach mokrych, w chodnikach które ciągle zalewała woda. Nie wszystkie grupy były dowożone do pracy, część wracała po kilka kilometrów pieszo, w zimie podczas marszu zamarzała na nich odzież. Czasem po przybyciu, stawali na dworze na godzinny lub dwugodzinny apel. Część pracowała w batalionach budowlanych, które budowały osiedla w Jaworznie, bądź DMSy, betonowe stropy na potrzeby budowy Pałacu Kultury i Nauki. Budowali też osiedle dla swoich prześladowców, a także cztery budynki, w których sami mieszkali i w których teraz też mieszkają ludzie. Wcześniej były takie same baraki jak w Auschwitz. Podczas kręcenia filmu „Łagier Jaworzno” filmowaliśmy te baraki. Do dziś stoją bloki, dom kultury, część budynku nadzorców, komendanta i część warsztatów, w których więźniowie robili m.in. kamizelki kuloodporne dla swoich prześladowców.
– Niektórzy dali się „zresocjalizować”, w łagrze były tzw. grupy aktywistów…
– To ludzie, którzy poddali się władzy, współpracowali, bo chcieli mieć lepiej. Więźniowie mogli chodzić w obozie do szkoły podstawowej lub zawodowej. Jednak często warunkiem pójścia do szkoły była współpraca z władzą. Skłócano młodzież, brano do szkoły na siłę, a później dawano do zrozumienia, że skoro uczy się poszedł na współpracę z władze. Robiono to po to, żeby rozbić jedność grupy. Nie zawsze więźniowie dawali się skłócić. Tam byli chłopcy, którzy mieli skończoną szkołę średnią, im się wydawało, że UB o tym nie wie, ale bezpieka doskonale znała ich przeszłość. UB poprzez władze oświatowe zatrudniał ich jako nauczycieli. Sprawami oświatowymi w obozach zajmowała się pani Lewin. Udało mi się z nią porozmawiać tylko przez domofon. Powiedziała mi,
słyszałam, że Pan chce napisać jakąś wredną książkę, a my chcieliśmy wychować wspaniałych ludzi, przed którymi jest przyszłość, przecież oni nie mieli gdzie mieszkać, myśmy ich wyciągnęli z ruder.
Wypowiedź w stylu – byliśmy wspaniali, chcieliśmy dać młodzieży szansę. W 1993 r. na zjazd Jaworzników przyjechali ludzie, którzy byli aktywistami, nie życzono sobie ich obecności, więc odjechali. Trudno mi powiedzieć, jakie były losy tych aktywistów, nie badałem ich. Byli też tam młodzi ludzie, którzy byli kapusiami wprowadzanymi na teren obozu. Jednego z nich opisałem w książce. Ci, którzy chodzili do szkoły mieli lżejszą pracę, bo tam była podział na tych, którzy mieli wyroki do 5 lat – pracowali na kopalni, a ci którzy mieli powyżej 5 lat pracowali na terenie obozu.
– Były różne sposoby łamania więźniów. Jednym z nich było przywożenie więźniów do obozu w niemieckich mundurach…
– Kiedy wysadzano ich na stacji Jaworzno-Szczakowa ludzie dwuznacznie na nich patrzyli. Szybo można się było zorientować, że coś się nie zgadza, bo było już przynajmniej pięć lat po wojnie, ale KBW, które ich transportowało tłumaczyło ludziom, że to Hitlerjugend. Za odpowiednim wynagrodzeniem organizowano z aktywu partyjnego ludzi rzucających w więźniów grudami śniegu lub kamieniami.
– Było kilku naczelników łagru Jaworzno, m.in. Szlomo Morel, który zmarł kilka lat temu w Izraelu i do końca życia otrzymywał wysoką emeryturę z Polski. Czy któryś z naczelników został oskarżony przez prokuraturę?
[quote]– Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Sztandarową postacią, którą starano się pociągnąć do odpowiedzialności był właśnie Morel. Odpowiedź ministra sprawiedliwości Izraela w jego sprawie była bezczelna, minister pisał, że to Morel był w Polsce prześladowany. [/quote]

– Dlaczego w 1956 r. w Jaworznie doszło do największego buntu w historii polskiego więziennictwa?
– Czuć było odwilż, atmosfera była łagodniejsza, więźniowie wracający z trzeciej zmiany mogli odpoczywać na zewnątrz. Jeden ze strażników, Matyjasiak, żyjący do dziś w Jaworznie, uznał, że młody więzień, nazwiskiem Baran, leży zbyt blisko linii obozu i zastrzelił go. W buncie uczestniczyło ponad tysiąc osób. Teren obstawiło KBW, później pojawił się prokurator, który zbierał informacje i rzekomo miał oskarżyć mordercę więźnia. W 1956 r. po buncie część więźniów wywieziono do Iławy, skąd wypuszczono ich w styczniu 1957 r. Skazanych za bunt w Jaworznie więziono dłużej.
– Zabicie więźnia mogło być prowokacją?
– Mogło to być dzieło grupy osób z MBP, która uważała, że obozy do walki ze „szkodnictwem gospodarczym” powinny działać dalej. Takich obozów było ponad 300, najwięcej na Śląsku, gdzie było największe zapotrzebowanie na pracowników. „Sprzedawaliśmy” Sowietom tonę węgla za dolara, a jej wartość rynkowa wynosiła 36 dolarów, więc siła robocza musiała być bardzo tania. Dodatkowo 20 tysięcy doświadczonych górników z Polski została wywiezionych do Sowietów.
– To była jedyna ofiara śmiertelna Jaworzna?
– Trudno powiedzieć ile osób tam zmarło. Umierających wynoszono poza teren obozu, przewożono do szpitala na Montelupich w Krakowie i tam umierali.



  1. Józef
    2015/01/11 o 23:14
    Papier przyjmie wszystko. Na PRL można pluć do utraty przytomności, ale nie zmieni to historii o PRL Mateusz Wyrwich, autor książki „Łagier Jaworzno”, to banderowiec, osadzony w Jaworznie w czasie operacji wojskowej „Wisła”. O obozach nie ma zielonego pojęcia i pisze głupoty, nacechowane jadem nienawiści do PRL W Jaworznie obóz był w czasie okupacji i po wojnie, gdy trzymano tam niemieckich jeńców wojennych. Ten obóz wykorzystano w 1947 r. do osadzenia członków i współpracownikow UPA, bo tylko takich tam w czasie operacji „Wisła” kierowano. W późniejszych latach, nie był to już obóz, a Ośrodek Pracy Więźniów. Kierowano tam osoby skazane do 5 lat więzienia. Wewnątrz mieli swoją piekarnię, łaźnie, warsztaty pracy i dom kultury, a nawet szkołę z zakresu Szkoły Podstawowej. Ta opluwana PRL nie mściła się nad więźniami, a stwarzała im normalne warunki do życia, by po wyjściu mogli pójść do pracy, która im zawsze zapewniano i nie dyskryminowano, że byli więźniami. W Polsce nigdy nie było 300 obozów. To brednia, bo nie w każdym województwie były takie Ośrodki Pracy, a województw było tylko 19. Nawet 300 powiatów nie było w tym czasie, a przecież w powiatach nie było tych Ośrodków. Nienawiść niczego nie uczy, a te niby fakty, opisane w książce, to zmyślone i złośliwe epitety, napisane dla sensacji. Dzisiaj więźniowie mają o wiele gorzej, a jak opuszczają wiezienia, to zajmują się bandytyzmem lub kradzieżami, bo nikt im nie zapewni pracy, tak jak to robiono w PRL. Fałszowana historia nikomu niepotrzebna i niczego nie nauczy.
  2. ekla 123
    2016/04/17 o 00:13
    Jak mogli byc ukarani oprawcy, skoro prawie do dziś u wadzy są potomkowie oprawców?
  3. Andrzej Kumor
    2016/04/18 o 04:32
    Co mi ich teraz nienawidzić…
    Obóz pracy Jaworzno skazany został w PRL-u na przemilczenie. Był miejscem komunistycznych zbrodni. Nie wolno było o nim pisać; w podręcznikach historii nie było wzmianki. Żyją jednak wciąż ludzie, którzy pamiętają, ludzie, którym Jaworzno odebrało najlepsze lata. Jak głosi motto biuletynu „Jaworzniacy”: „Wolność można odzyskać, młodości nigdy”.
    Tadeusz Kopański w momencie rozmowy był schorowanym emerytem, weteranem „wielkich budów”. Przez długie lata znałem go z ogródków działkowych; ot, znajomy ojca z pracy. O tym, jaką historię w sobie nosi, dowiedziałem się dopiero, gdy byłem dorosły…
    Andrzej Kumor: – Ile Pan miał wtedy lat?
    Tadeusz Kopański: – Skończone osiemnaście. Sądzili mnie z artykułu 86 Kodeksu karnego Wojska Polskiego, to jest: „siłą militarną obalenie ustroju Polski Ludowej i sojuszy”, no i artykuł cztery przez jeden: broń. Dostałem dziesięć lat.
    – Jak do Pana trafili?
    – Mojego oficera zamordowało w Bochni UB, później doszło do połączenia organizacji – powstała słynna taka AP, Armia Powstańcza w Wolbromiu, co siedziało w tej sprawie dwóch księży: ksiądz Oborski i ksiądz Gadomski. No wie pan, jak to jest, jeden powie coś, drugi powie coś; wszystko niedoświadczeni konspiratorzy. Należałem do Związku Walki Czynnej – organizacji, którą zakładali kiedyś i Piłsudski, i Sikorski, i Rydz-Śmigły.
    – Kończy się wojna. Co Pan wtedy robił, był Pan w konspiracji podczas okupacji?
    – Nie, nie. W czasie wojny to ja byłem gazeciarzem.
    – Jaki był program polityczny tej organizacji?
    – Niepodległościowy, szkolenie, była to organizacja kadrowa, na wypadek wojny. O proszę, ona tu nawet w tym biuletynie figuruje: „Związek Walki Czynnej”, 1949–50. Tutaj, w Krakowie, było jedenaście osób, w Bochni było jeszcze kilka osób i jeszcze gdzieś tam w Polsce.
    – I co? Aresztowali Pana, potem śledztwo…
    – Śledztwo na placu Inwalidów, w piwnicach.
    – Jakie metody?
    – Oj, straszne: jak tylko mnie rozwałkowali, to siedziałem w bunkrze pod klatką schodową, wołali stamtąd na przesłuchanie i dalej tam wkładali. Sikałem do miski, z miski jadłem. Dawali śledzia, bez wody, bez niczego… I w takiej klatce, dwa razy większej jak to biurko, przesiedziałem prawie tydzień czasu. Sikałem pod siebie, proszę pana, dopiero później wrzucili do celi, do piwnicy. Tam już spotkałem oficerów od Tysiąca, taka była słynna 106. Dywizja AK Ziemi Miechowskiej. Tam spotkałem Molendę, Więtkowskiego. Rozprawę miałem na Montelupich w jednostce, sąd wojskowy, proces trwał sześć dni. Dostałem 10 lat więzienia. Człowiek był młody, to i wszystko przyjmował. Pobity, nie pobity, ale jakoś przyjmował.
    – Bili podczas przesłuchań?
    – Bili, siedziałem na takim, o jak tu taborecie do góry tym; ta noga od taboretu do tyłka wchodzi… Jak wpadali do celi, to bili tak… Po głowie, po uszach. Ja mam głuche ucho jedno, na drugim aparat. Krew z uszu szła… Ale to wszystko człowiek przetrzymał.
    – O co chodziło w śledztwie?
    – Podstawiali milicjantów, że niby się ich rozbroiło; przypisali mi broń jako dowód rzeczowy. Myśmy broni mieli bardzo dużo, ale przed aresztowaniem zdołaliśmy wszystko upłynnić.
    Byłem wyjątkowo na Montelupich prześladowany przez takiego oficera, który był z mojej dzielnicy – Krupa. Był tam też osławiony „Francuz”. Taki Polak, wyrzucony za komunizm z Francji. Oni dostawali tu stopnie oficerskie i pracowali w bezpieczeństwie, byli oficerami więziennictwa, inspektorami więziennictwa. Ten „Francuz”, jak mnie zaczął bić na trzecim oddziale, to mnie kończył w bunkrze…
    Pamiętam Wigilię na Montelupich. Trzydziestu dwóch wgonili nas do bunkra nago, jeszcze próbowali polewać wodą – pierwsza moja Wigilia więzienna.
    – Dziesięć lat więzienia – gdzie pierwszy etap?
    – Zmontowali transport, KBW prowadziło z bagnetami prawie pod łopatką, straż więzienna, diegtierowy; zorganizowali kolumnę na dworzec towarowy, na Kamienną, i stamtąd (pociągiem) do Wronek. Po drodze, jakżeśmy gdzieś wołali wody, to proszę pana, straż była wewnątrz, KBW na zewnątrz, i mówili, że wiozą zbrodniarzy niemieckich.
    We Wronkach – przyjęcie. Do naga rozebrali przed budynkiem, kazali klęczeć, „żeby nas przyjęli do więzienia”, musieliśmy klęczeć, „aby nas Polska Ludowa przyjęła do więzienia”.
    – Kto obsadzał więzienie?
    – Wewnątrz strażnicy, na zewnątrz KBW, bunkry, strzelnice, obłożone workami z piaskiem. Jak się tam już człowiek dostał pod tę pierwszą bramę, to KBW nic już do niego nie miało. Gdy przychodził transport, to był taki sygnał, wszyscy strażnicy się zlatywali, brali pały, drągi, ściągali pasy. To jak człowiek dostał takim pasem… I tak trzeba było biec przez siedem bram, przez oddziały do celi. Ładowali nas po sześciu. Byli tacy koledzy, co chcieli się powiesić od razu. Tylko nie było na czym, bo do naga rozebrani, nie było nawet na czym się powiesić. Tak żeśmy dostali w tyłek.
    – Spało się na podłodze?
    – Na betonie. To był taki asfalt, ale mówiło się beton. Była tam jedna prycza. Ale nie można było spać na pryczy, bo nikt by się tam nie zmieścił. Po paru godzinach rzucili jakieś bety, bieliznę. Po kilku dniach umundurowali – dali takie pantery włoskie.
    – Pędzili do pracy?
    – We Wronkach nie. Po jakimś czasie segregowali nas. Ja miałem 10 lat. Był tam taki oddział „C”. Tam, na tym oddziale, gdzie siedział kiedyś słynny Pilecki, Skalski siedział, ten pilot słynny. Tam miało się od dziesięciu lat do kary śmierci. Wpadali, bili, nie wiadomo za co i kiedy. Tak jak im się podobało, pobili całą celę.
    – W nocy też?
    – Obojętne kiedy, dla zabawy nieraz bili. Potem brali na dyżurkę i jak człowiek przyznał, że bili, to go jeszcze raz inni pobili.
    Po roku gdzieś, w nocy sformowali transport. Dziewięciu nas było. Ja to się wtedy źle ustawiłem. Miałem przeziębiony pęcherz, już krwią sikałem, musiałem co chwileczkę sikać i tak jakoś źle stanąłem, że skuli mnie na dwie ręce – nieparzysty byłem. Z jednej ręki miałem brata biskupa Pieronka, który jest teraz sekretarzem, tu u prezydenta miasta Lasoty, z drugiej ręki miałem innego kolegę.
    Przetransportowali nas do Rawicza. I też po drodze – pamiętam – zakonnica chciała mi jakąś kanapkę rzucić, my w tych włoskich panterach, oczywiście krzyczeli, że „zbrodniarze niemieccy”, żeby nic nie podawać.
    Najgorsze, że ja musiałem sikać co chwila i tych dwóch musiałem brać ze sobą do rozporka.
    W Rawiczu przesiedzieliśmy trzy miesiące bez niczego, tylko o kawie i o chlebie. Upominaliśmy się o jakiegoś papierosa – w końcu powiedzieli nam, że jesteśmy tam tylko etapem, że jedziemy dalej…
    I tak w 52 roku znalazłem się w Jaworznie. Wyładowali nas w Szczakowie. Najpierw żeśmy długo szli – znów mówili ludziom, że Niemcy –potem załadowali do samochodu.
    – I ludzie w to wierzyli?
    – Nie, nie wierzyli, wiedzieli, o kogo chodzi. I proszę pana, załadowali nas na samochód, tak że jeden na drugim albo musiał leżeć, albo siedzieć, tak aby się żaden nie poderwał. To typowe było – jeden na drugim leżał na nogach, żeby nie móc się poderwać. No i zaczęło się w Jaworznie.
    W Krakowie, na Montelupich, bił mnie ten Krupa. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że jeden z moich kolegów znał jego żonę i kiedyś na celi powiedział, że ją znał od tych spraw łóżkowych. Oberwaliśmy wszyscy…
    Jak mnie przywieźli do tego Jaworzna, stoimy szeregiem, a tu patrzę Krupa idzie… To ja już wtedy wolałem do Wronek jechać z powrotem. I Krupa mówi: no widzisz „faszysto” – znów jesteś u mnie.
    Widzi pan, to jest tak: we Wronkach, jak ja miałem te dziesięć lat, to mój wyrok był średni. W Jaworznie to był już duży wyrok. Nas tam może było paru z takimi wyrokami. Średni wyrok to było pięć – siedem lat.
    Pracowaliśmy niewolniczo. Jako „dużowyrokowiec”, nie byłem brany poza obóz, pracowałem w kartoflarni, siedziało się tam i godzinami obierało brukiew, którą się jadło od jesieni do wiosny, raz na tydzień była jakaś grochówka. Na początku człowiek wyrzucał robaki, później jadło się z robakami, ze wszystkim.
    Zresztą uprzedził mnie lekarz we Wronkach. Zacząłem wykładać te robaki na brzeg miski, a on mówi: „bracie Polaku, jak nie będziesz tego jadł, to nie przeżyjesz, bo to jest tłuszcz”. Pracowałem w kartoflarni, potem byłem długo takim porządkowym rejonu na placu – śmieci, nie śmieci, grabienie pasów śmierci – przy strażniku oczywiście. Miałem za to okazję coś do bunkrów włożyć kolegom. I zawsze za kogoś obrywałem.
    Był taki słynny Morel i w końcu z jednym politrukiem ruskim, z takim Piontkowskim, skazali mnie na prefabrykację. Strasznie ciężki oddział. Robiło się od świtu do nocy. Oczywiście: sto papierosów miesięcznie, kostka Ceresu na miesiąc, czasem pozwolili chleba kupić białego. Tam znów przez znajomości dostałem się do zbrojarni. Praca była o tyle lżejsza, że nie trzeba było tym betonem na formach robić, na stołach wibracyjnych, tylko kręciło się wiązania do belek DMS. Tam uczyli. Zrobiłem taki podstawowy kurs murarsko-zbrojarski. Niedzielami żeśmy się uczyli.
    Wykładał tam m.in. inż. Tyrała, przyjaciel pańskiego ojca. Później, po wyjściu, ten Tyrała wziął mnie do Skawiny, na elektrownię. Tam złożyłem egzamin mistrzowski betoniarz-zbrojarz.
    Przez pół roku dłużej robiliśmy, niedzielami, by ten Tyrała wcześniej wyszedł na wolność. Potrafiliśmy za jednego człowieka robić niedzielami.
    – Ci, co uczyli, to byli więźniowie?
    – Oczywiście. Później, po wyjściu, przerobiłem rok czasu w piecach przemysłowych, też mnie znajomy wziął do pracy, ale wygonił mnie tam taki kadrowy, były fornal z dworu, wygonił mnie dosłownie. Krzyczał: „Kto Kopańskiego przyjął do roboty?!”. Budowaliśmy bunkry od powiewów atomowych na terenie Solvayu. Tam były znajomości, bo brat tam robił, ale mnie wygonili. I poszedłem do tego Tyrały. On był wtedy za głównego kierownika budowy elektrowni Jaworzno. Tam później pański ojciec przyszedł z Andrychowa, no i tam pracowaliśmy.
    – Czyli w obozie w Jaworznie był Pan do którego roku?
    – Do 54 roku. Za Stalina jeszcze oberwałem. Powiedziałem na celi, a kapusiów było od metra – ludzie donosili za różne cuda – powiedziałem jakoś nieostrożnie, że bym Stalina powiesił. Tak na poważnie.
    Za trzy dni, na przesłuchanie i do bunkra. Chcieli mi to udowodnić. Założyłem trzecią głodówkę z kolei. Rzuciłem w trzecim dniu miską w tym bunkrze. Powiedzieli mi, że jak mi udowodnią, to wywiozą do Strzelc Opolskich, a tam już kapusie dobiją. Tracili tak ludzi, oddawali do Strzelc.
    I proszę pana, w trzecim dniu głodówki wyciągnęli na plac. Nie wiedziałem, co się dzieje, syreny wyły, strażnicy nosili na rękawach i przy mundurach takie czarne opaski. Ustawili nas wszystkich z bunkra – było nas dziesięciu – i tak końcem ust powiedział mi kolega jeden, Jezierski, tu z ulicy Wawrzyńca: „Tadek, Stalin zdechł”. Przerwałem głodówkę, bo była amnestia. Stalin umarł i dali wszystkim, co mieli twarde łoża, bunkry – zwolnili nas na cele. Dorwałem się do chleba; koledzy mi wyrwali ten chleb z ręki, żebym za dużo nie pojadł, dali trochę wody z cukrem…
    Dużo się zmieniło po śmierci Stalina. Ci strażnicy byli inni, więcej było tych speców, troszeczkę było inaczej.
    W Jaworznie miałem bardzo duży wyrok. Takich było może pięciu, może sześciu. Znali nas jak na palcach – wszyscy: strażnicy, spece, naczelnicy – tych paru, co mieli duże wyroki. Mnie specjalnie nazywali „faszystą” – nie wiem dlaczego, nigdy faszystą nie byłem, ojciec był przed wojną w partii socjalistycznej, za okupacji tu siedział w obozie, a ja zaraziłem się antykomunizmem, jako gazeciarz, jak za okupacji na każdej wystawie, na każdej witrynie sklepowej były plakaty ze zdjęciami Polaków pomordowanych w Katyniu.
    – Z komunizmem się Pan przed wojną nie zetknął?
    – Nie, proszę pana, za okupacji ojciec był w Armii Krajowej, brat ojca w Armii Krajowej, tak że wie pan…
    – Jak Pan przyjął wejście armii sowieckiej?
    – Byłem wtedy jeszcze dzieciakiem… Co mi ich nienawidzić po tym więzieniu, po tym wszystkim?
    – Wierzył Pan, że kiedykolwiek komunizm padnie, że będzie Pan kiedyś jeszcze o tym wszystkim otwarcie mówił, że to się sypnie, załamie, że ludzie to rozniosą?
    – Tak, tak! Wiecznie wierzyłem – mogę panu zaprzysiąc. Wiedziałem, że wojny w Europie nie będzie, bo to technicznie – tak jakby się człowiek zastanawiał – było niemożliwe, tylko wierzyłem, że tu się coś politycznie zmieni.
    – Gdy Pan siedział w Jaworznie, kto tam był jeszcze oprócz Polaków?
    – Przywieźli raz młodych ludzi, z tej sotni, co zastrzeliła Świerczewskiego, było paru. To się ich pokazywało, że z UPA. Niemców nie spotkałem. Jaworzno to był obóz koncentracyjny – filia Oświęcimia, później go tylko powiększyli. Z akcji „Wisła” przywozili z powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego do Jaworzna. I tam ich zdziesiątkowali tych ludzi. Leżą gdzieś tam pod tymi sosenkami.
    – Mówi Pan „zdziesiątkowali”, przez bicie, czy…
    – Przez bicie, zamorzenie. Deskami bili, mordowali tych ludzi na co dzień, ten Morel i spółka. Jak ich załatwili, to zaczęli nas zwozić, więźniów. Szykowali tych więźniów na Koreę. Mieli stworzyć mięso armatnie, nawet zaczęli jakieś mundury do magazynów przywozić.
    – Odbywało się szkolenie wojskowe?
    – Nie, niektórzy piszą, że było szkolenie wojskowe, ale to jest nieprawda. Ludzie byli tak wycieńczeni… Jakżeśmy szli z pracy, to trzymaliśmy się pod pachy, bo to człowiek niedożywiony, co drugi nie widział, kurza ślepota.
    Później ten zamysł jakoś upadł. Nie dało się tych ludzi pod Makarenkę wziąć, stawaliśmy się coraz bardziej twardzi. Były wypadki, że strzelali do nas z bocianek, strażnicy strzelali do wewnątrz więzienia.
    Jak wychodziłem na wolność, miałem pięć głodówek za sobą.
    Raz postawili mi poważny zarzut, kolega puścił kapusiowi pustaka na budowie, chciał go zabić. Kapuś oberwał pustakiem w obojczyk i mnie to przypisali. Skończyło się po jakiejś pięciodniowej głodówce i dali mi spokój. Co ciekawe, instruktorów, specjalistów od pogadanek namnożyło się, jak partia wyklęła w Gryficach…
    Tu musimy się cofnąć. Przy skupie zbóż w jakimś powiecie szczecińskim KBW, ZMP i urzędnicy z urzędów powiatowych bili chłopów przy oddawaniu zboża. I później to już na taką skalę poszło, że ich wszystkich osądzili i wrzucili do Jaworzna. To byli gorsi ludzie niż strażnicy. I próbowali na kursach uczyć, i radiowęzeł montować, wykłady robić…
    – Oni tam byli jako więźniowie?
    – Tak, tak, jako więźniowie. Człowiek szedł z pracy, to wganiali na świetlicę i tłukli (propagandę) do głowy, i tłukli…
    Później też zaczęli przywozić kryminalistów, takich zwykłych. Ale, wie pan, z nimi nie było kłopotu, dobrzy koledzy. Oni zawsze gdzieś tam byli przy żywności, w magazynie kapusty czy świniarni, zawsze coś tam podrzucili, nawet tych kartofli spod ryja świńskiego wzięli i przynieśli pod celę.
    Mój ojciec jeździł za mną, pisał. Raz Bierut był w Krakowie i ojciec się do niego dostał przez Cyrankiewicza i tam mu dał list o mnie. Wezwali go do Warszawy, dostał się do sekretarza biura prawnego prezydenta. No i zdjęli mi pięć lat…
    Później na tej prefabrykacji był taki system, że jak się robiło niewolniczo, to zaliczyli miesiąc siedzenia za dwa. Ja załapałem się na te dziesięć miesięcy. W sumie odsiedziałem: cztery lata, jeden miesiąc, dwadzieścia jeden dni. O, tu jest karta zwolnienia… Amnestia mnie nie objęła, bo miałem „artykuł dwa”, dowództwo w grupie. W ogóle to aresztowali mnie półtora miesiąca przed maturą z technikum handlowego. Po zwolnieniu chciałem iść do technikum, ale mi powiedzieli, że „bandytów” nie przyjmują…
    – Wrócił Pan do Krakowa?
    – Inżynier Tyrała wziął mnie do Łagiszy. Budowaliśmy elektrownię. Był jeszcze taki moment, że ktoś się doszukał, że za dużo tam było skazanych. Ja byłem skazany, był też tam taki Przonda technik, były więzień, Tyrała, jeszcze ktoś tam był. Wtedy tam był dyrektorem Wilk. Złożył za nas wszystkich poręczenie w Będzinie, że „on za tych ludzi sam odpowiada”.
    Potem pojechałem do Tarnowa, z Tarnowa też na elektrownię, znów do Skawiny. Później się tak błąkałem po tych budowach, spędziłem w tym biznesie 32 lata. (…) Dostałem w Skawinie Przodownika Pracy, taką gwiazdę Pstrowskiego.
    Pracowałem, bo co miałem robić?! Była jedna zasada: żeby przeżyć, to człowiek musiał być lepszy w pracy niż inni; żeby nie wyrzucili, żeby nie szantażowali tą partią, musiał być lepszy niż inni. Bo to była jakaś taka dewiza. Po wyjściu, dwa – trzy razy w roku, przed pierwszym maja, wpadali i musiałem iść na dzień, na dwa. Na komisariat albo na Siemiradzkiego na powiatówkę. Każdy dzielnicowy, który się zmieniał na posterunku, musiał mnie przekazać. Przychodził, pytał, kto zameldowany, ilu ludzi tu mieszka. (…) Ostatni raz mi porobili zdjęcia, przesłuchali, palcówkę zdjęli w 1969 na Zamojskiego. Jak byłem na przysiędze syna, w Zamościu, to przyszedł taki chorąży i powiedział, że „wszystko o mnie wiedzą”…
    – Czyli papiery nie ginęły…
    – Oj, nie ginęły.
    – Czy Pan dziś czegoś żałuje?
    – Nie, niczego nie żałuję! Proszę pana, jak by się tak człowiek zastanowił, to gdyby nie było tych ludzi buntujących się, bo był czas, gdy w Polsce siedziało 100 tys. ludzi, jak by tych ludzi prześladowanych nie było, to nie byłoby „Solidarności”, tak! To by się nigdy nie dźwignęło. Nie byłoby tych korzeni. (…) Ja wiedziałem, proszę pana, że powstanie ten związek więźniów politycznych. Proszę sobie wyobrazić, pewnego razu jestem w domu, przeczytałem cały „Dziennik” i na ostatniej stronicy zauważyłem taką notatkę. Potrzeba było piętnastu chętnych do zarejestrowania. Byłem szósty. Założyliśmy w 1989 roku związek (Związek Byłych Więźniów Politycznych), jako Zarząd Główny w Krakowie. Trzeba było to w sądzie zarejestrować, zrobić jakiś statut… Gdy dostałem legitymację więźnia politycznego, to łzy stanęły mi w oczach, że po tylu latach, że się jednak doczekałem.
    – Spotykał Pan później tych ludzi, tych oprawców?
    – Tak, spotykałem. W Tarnowie spotkałem tego Krupę. Już był bez nogi, chłopaki mu dojechali, stracił gdzieś nogę, ale dalej był naczelnikiem więzienia w Mościcach koło Tarnowa. Byłem też świadkiem, jak następny naczelnik, Zieliński, umierał tu, w szpitalu milicyjnym w Krakowie. Poszedłem tam kogoś odwiedzić i ten ktoś mi powiedział, że w drugim pokoju umiera słynny ten Zieliński. Poszedłem zobaczyć…
    Zieliński umarł, Krupa gdzieś tu żyje w Krakowie, nie staramy się go ścigać; Morel uciekł do Izraela i jest poszukiwany jako ludobójca. A tak, no to, wie pan, nie szukamy zemsty. Sprawiedliwości owszem, ale nie zemsty.
    – Czy Pana nie boli, że jest wciąż dziś tylu „kombatantów” tej drugiej strony?
    – To, co my tutaj zajmujemy, ten budynek, to tak: naprzeciwko jest związek Armii Krajowej, są sybiracy, Rodzina Katyńska, Rodzina Policyjna i „oni” też tu siedzą. Dawni utrwalacze chodzą do góry, my na dole. Mamy kupę odznaczeń, medali. Dostałem stopień podporucznika z Londynu. Prezydent Kaczorowski uznał wszystkie nasze organizacje. O tu jest legitymacja. Jestem podporucznikiem podziemnych sił zbrojnych. A w Wojsku Polskim, „za zasługi” w walce z komunizmem, starszy sierżant. Zdrowia tylko brakuje…
    – Jak Pan sądzi, na ile ta dzisiejsza Polska jest suwerenna, jest Pana Polską?
    – Proszę pana, dokąd nie umrą działacze komunistyczni, sędziowie, przecież to są ci sami sędziowie! Ludzie tu do nas piszą, że ten co go sądził w latach 50., dalej jest sędzią. Niedawno umarła dopiero ta, co Nila sądziła. A mamy też inne sygnały. To dopiero jak przyjdzie następne pokolenie. Mazowiecki zrobił błąd. Należało tych ludzi od razu rozliczyć. (…)
    Powiem panu też i taką rzecz: zebraliśmy się, te poruczniki, AK-owcy i sybiraki, i my jako więźniowie polityczni, poszliśmy 3 maja ze sztandarami na Wawel. Całą godzinę (kard.) Macharski mówił o św. Stanisławie, całą godzinę. Żeby powiedział choć słowo, że wita tych umęczonych, biednych ludzi, tych katyniaków, więźniów. W telewizji mignęło tylko; pokazali trochę sztandarów, a o tym piosenkarzu, co się drapał po kroczu, było całe siedem minut… Czyli on był ważniejszy niż ci, co tam przyszli zamanifestować na ten Wawel.
    Jakoś to boli.
    Młodzież na Wawel goniła, jak milicja ją pałowała, ZOMO, ORMO. Jak by pan poszedł 3 maja na Wawel, dzisiaj, to trochę KPN krzyczy, trochę krzyczą republikanie, a młodzieży nie ma. Młodzi ludzie wiedzą, jak się nazywa jakiś szarpidrut, a nie znają działaczy niepodległościowych. Nie ma w Polsce zaplecza, młodzież nie jest wychowana w narodowym duchu. Nazwiska Piłsudskiego napisać poprawnie nie potrafią! Nabiliśmy takich cegiełek z Piłsudskim, jakżeśmy robili ten sztandar, chcieliśmy je gdzieś tak za darmo po szkołach rozprowadzić. Wie pan, że nauczyciele nie chcieli przyjmować? Za darmo chcieliśmy dawać do szkół, zrobić jakąś lekcję światopoglądową czy patriotyczną, ale nam odmówili…
    – Serdecznie dziękuję za rozmowę.

    Rozmawiał Andrzej Kumor

    Wywiad został przeprowadzony
    w maju 1998 roku


 http://niezlomni.com/po-wojnie-w-polsce-dzialalo-ponad-300-komunistycznych-obozow-pracy-oprawcy-nigdy-nie-zostali-ukarani-minister-izraela-na-takie-proby-odpowiedzial-ze-to-kat-szlomo-morel-byl-w-polsce-przesladowan/





czwartek, 19 marca 2015

Żniwa czas zakończyć..


Przedruk z komentarzem


wikipedia:

Reforma administracyjna Polski (1975) – reforma zmieniająca podział administracyjny Polski, wraz z którą porzucono trójstopniowy podział administracyjny kraju (województwo – powiat – gmina) i zastąpiono go nowym,dwustopniowym podziałem (województwo – gmina), obowiązującym od 1 czerwca 1975 do 31 grudnia 1998[1].

  • Synteza
Ustawą z dnia 28 maja 1975 r. wprowadzono w Polsce dwustopniowy podział administracyjny[1]. Reforma była końcowym etapem kolejnych przemian administracyjnych trwających od momentu likwidacji gmin, a w ich miejsce wprowadzenia gromad pod koniec 1954 roku[2].

Stopniowe likwidowanie słabych ludnościowo, ekonomicznie, infrastrukturalnie i rozwojowo gromad rozpoczęto pod koniec lat 50. i kontynuowano etapowo przez lata 60.[3] Na początku lat 70. dużo większe i o znacznie zmniejszonej liczbie gromady coraz bardziej przypominały gminy, które w końcu reaktywowano z dniem 1 stycznia 1973[4] (np. wykaz gromad powiatów gostyńskiego i włodawskiego 1 stycznia1971 był taki sam co wykaz gmin z 1 stycznia 1973[5][6]), jednocześnie likwidując gromady, a także osiedla.

W sumie w miejsce 4315 gromad utworzono z dniem 1 stycznia 19732366 znacznie większych gmin[7]. Liczbę tę zmniejszono w dalszych latach do 2129 (2 lipca 1976)[8].

Zmiany na szczeblu powiatowym rozpoczęto powołaniem pod koniec 1972 r. największego powiatu w Polsce –bieszczadzkiego, utworzonego z trzech skomasowanych powiatów (leskiegoustrzyckiego i sanockiego); powstał też powiat miejski w Sanoku[9]. Z początkiem 1973 roku zniesiono powiat woliński i utworzono powiat miejski wŚwinoujściu[10], a pod koniec 1973 roku powiaty miejskie wKoninie i Stargardzie Szczecińskim[11]. W grudniu tego roku przemianowano też powiat niżański na stalowowolski[12], apowiat iłżecki na starachowicki[13]. W latach 1973-1975 przeprowadzono wielką akcję przyłączania (bądź łączenia) jednostek administracyjnych (zarówno miast, jak i gmin) do większych sąsiednich ośrodków miejskich. Spowodowało to znaczne zredukowanie niektórych powiatów pod względem administracyjnym (najbardziej drastycznym przykładem był powiat tyski o 16 jednostkach, który w przeddzień reformy składał się już tylko z trzech enklaw miejskich)[14][14][15]. W okresie od 2.01.1972 do 1.01.1973 zniesiono 13 miast (utworzono 16), 54 osiedla i 4 dzielnice w Krakowie (utworzono 2); zmieniono też nazwę 2 miastom (Boguszowowi i Szczawnicy)[16]. W 1975 roku, do chwili wprowadzenia reformy, zniesiono dodatkowo 26 miast.


Z dniem 1 czerwca 1975 r. zlikwidowano 314 powiatów, a w miejsce 17 województw i 5 miast wydzielonych (WarszawaŁódźKrakówWrocław i Poznań) wprowadzono nowy podział na 49 województw[17]. Poza województwami, jednostkami administracyjnymi stopnia wojewódzkiego były także miasto stołeczne Warszawa oraz miasta Kraków, Łódź i Wrocław, co wpłynęło na oficjalne określenie województwa warszawskiego jako stołeczne, a krakowskiego i łódzkiego jako miejskie(województwo wrocławskie i Wrocław posiadało wspólną Radę Narodową). Obok gmin, jakojednostek stopnia podstawowego, w większych miastach działały także dzielnice[1].
Charakterystyczne dla podziału administracyjnego powstałego w efekcie reformy było to, iż tylko nieliczne województwa miały więcej niż 1 milion mieszkańców oraz fakt, że stolicami nowych województw zostały w wielu przypadkach średnie bądź małe prowincjonalne miasta, w których właśnie dzięki awansowi do rangi miasta wojewódzkiego nastąpił rozwój gospodarczy. Pociągnęło to za sobą znaczne wydatki związane z budową m.in. nowych Komitetów Wojewódzkich PZPR,urzędów wojewódzkichsądówprokuratur i komend wojewódzkich MO[17].

Oficjalnym celem reformy było dostosowanie podziału administracyjnego do potrzeb przyspieszonego rozwoju społeczno-gospodarczego Polski, lepsze zaspokajanie rosnących potrzeb społeczeństwa oraz usprawnienie zarządzania gospodarką narodową oraz funkcjonowania organów władzy i administracji państwowej[1].

Rzeczywistym powodem mogła jednak być obawa władz centralnych w Warszawie przed rosnącymi w siłę ekonomiczną i administracyjną dotychczasowymi województwami, co z kolei mogłoby mieć wpływ na ich USAMODZIELNIANIE SIĘ względem centrali[17]. Zwłaszcza obawa przed potęgą największych, gęsto zaludnionych i silnie uprzemysłowionych województw (warszawskiego, łódzkiego, krakowskiego[18]) spowodowało pozornie nielogiczne utworzenie najmniejszych województw wokół największych miast[17]. Ostatecznie podział administracyjny Polski 1975-1998 został zniesiony wraz z kolejną reformą administracyjną, która weszła w życie 1 stycznia 1999 roku[19].

  • (frag. książki)  Reorganizacja administracji PRL. Sytuacja w kierownictwie partyjno-państwowym PRL uległa stabilizacji. Za cenę wzrostu zależności od Moskwy, za której reprezentanta w Biurze Politycznym uważano Jaroszewicza, Gierek rozbił opozycję na szczytach PZPR. Nadal jednak trwał opór średniego i niższego aparatu - partyjne kliki zdobywały w terenie coraz większą niezależność i tylko pozorowały posłuszeństwo. W celu wzmocnienia kontroli nad aparatem terenowym kierownictwo PZPR przeprowadziło reorganizację administracji i nowy podział terytorialny PRL na 49 województwo.(...) Sekretarzami nowych komitetów wojewódzkich zostawali najczęściej dygnitarze wychowani w ZMP. Likwidacja powiatów przetrzebiła średni aparat, który bądź to awansował do nowych komitetów, bądź był degradowany do komitetów gminnych. Ruchy te wzmocniły nieco pozycję grupy gierkowskiej, a podkopały resztę wpływów Szlachcica.


Reforma administracyjna Polski 1999 – reforma zmieniającapodział administracyjny Polski, która wprowadziła 3-stopniową strukturę podziału terytorialnego z dniem 1 stycznia 1999 roku. Jedna z czterech reform 1999 r., które wprowadziły znaczące zmiany w państwie.

 Utworzono 16 rządowo-samorządowych województw i 315 samorządowych powiatów. Reforma miała na celu budowę samorządności i usprawnienie działań władz w terenie. Zmniejszono liczbę województw z 49 do 16. Pierwotny plan zakładał utworzenie 12 silnych województw[1].

 Większość miast, które straciły prawa miast wojewódzkich, weszła do grupy powiatów grodzkich, czyli miast na prawach powiatu[2]. W ramach przygotowania do przywrócenia samorządowych powiatów wdrożono Miejski Program Pilotażowy Reformy Administracji Publicznej.

Efektem zmian było zmniejszenie roli wojewody na rzecz marszałka województwa i samorządu wojewódzkiego. Część obiektów dotąd będąca w gestii wojewody przeszła pod zarząd poszczególnych szczebli samorządowych. Wraz z ich przekazaniem stopniowo przekazywano także narzędzia ich finansowania w postaci: udziału w podatku dochodowym, udziału w podatku od osób prawnych, dotacji i subwencji.



Warto zauważyć, że wg Pani Prof. Ancyparowicz, gospodarka polska "skończy się" około roku 2019-2020.
Jeśli nic się nie zmieni w polskiej gospodarce ( a nie zmieni się, bo tak to zaplanowano), może nastąpić krach i zostaniemy wykupieni tudzież wchłonięci przez właścicieli naszych długów – czyli niemców i amerykanów, bo inne nacje pozbędą się takich czy innych aktywów drogą wymiany.

Zgodnie z logiką służb, nie wolno dopuścić do tego, by Polacy obudzili się ze swego snu, więc nadchodzący kryzys i powszechny społeczny bunt należy uprzedzić i zażegnać za pomocą.... wojny z Rosją.

Posłanie na śmierć kilkuset tysięcy ( a może więcej) Polaków skutecznie osłabiłoby potencjalne siły buntownicze, pozwoliłoby też na selektywne potajemne masowe wyrżnięcie wszystkich „mącicieli”, obecnie monitorowanych za pomocą rożnorakich sponsorowanych i prowadzonych przez służby „niezależnych” „opozycyjnych” stron blogów i forum, na których prowadzi się obserwację i selekcję (listy prosprykcyjne) niewygodnych osobników, a ponadto zdruzgotane przez ostrzał miasta i zrujnowana gospodarka skutecznie wytłumaczyłaby Polakom dlaczego stali się nędzarzami z dnia na dzień..

Eksploatacja ekonomiczna Polski dobiegła końca. Więcej ukraść się nie da - bez drastycznego zauważalnego spadku jakości życia Polaków (służba zdrowia), czego nawet nie ukryją tańce z gwiazdami, na lodzie i pod lodem też.

Czas żniw dobiegł końca.

Ostatni skok na kasę, to grube miliardy przeznaczone na zakup uzbrojenia, które ma nas doprowadzić na szafot....


Po wojnie
W planach niemieckich polska administracja państwowa ulega anihilacji - podczas sterowanej przez niemiecką agenturę "nieodpowiedzialnej awanturniczej akcji >>rządu polskiego<< wymierzonej przeciw mocarstwu atomowemu", po czym część rządu o korzeniach ukraińskich (tak to nazwijmy) brata się z Ukrainą i chce utworzyć nowe państwo, na co nie godzą się niektóre SAMODZIELNE województwa i ogłaszają secesję. Jedni przyłączają się do niemiec, inni do Ukrainy...

Ekonomiczna eksploatacja zaczyna się od nowa...


P.S.
Następna w kolejce do rozbioru jest Rosja.
Za 30, 50 a może 100 – 200 lat , kto wie...

 https://www.youtube.com/watch?v=hpWBaRAaDSM



http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/prof-ancyparowicz-ofe-to-wielkie-oszustwo,8783240208



http://pl.wikipedia.org/wiki/Reforma_administracyjna_w_Polsce_%281975%29
http://www.szkolnictwo.pl/szukaj,Podział_administracyjny_Polski_1975-1998
http://pl.wikipedia.org/wiki/Reforma_administracyjna_w_Polsce_(1999)
http://argo.neon24.pl/post/104493,o-roli-przepowiedni-we-wspolczesnym-swiecie









KOMENTARZE

  • --------- i co ? zrobimy z tą wiedzą ?
    ---ja prowincjonalna mrówka , pracująca w stresie na ZUS i podatki zrobić mogę ?? .
    Za komuny pękaliśmy ze śmiechu na KABARETONIE - gdy padały słowa !

    --Jedz fasolę Jasiu ! będziesz mądry ! -- co z tą mądrością zrobić ??.
  • @ninanonimowa 22:04:09
    Co zrobić?
    Nie zaciągać kredytów konsumenckich i oszczędzać!





http://argo.neon24.pl/post/120351,zniwa-czas-zakonczyc