Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nękanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nękanie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 marca 2019

Lepsze miejsce

 

Myślałem, że w końcu zaprzestano wtrącania się do mojego prywatnego życia, niestety, ten najmądrzejszy, chętny w dawaniu rad, nie wytrzymał i znowu się odezwał. A już miałem nadzieję, że zmądrzał.

W sumie, to i tak już podjąłem decyzję.

Co do reszty... Świętoszek przestawił swoje graty na drugą stronę, szykując się do kolejnego skoku na łeb – stamtąd będzie miał bliżej, będzie bliższa okazja. Czy tylko ja to zauważyłem?
A może najpierw zaprzyjaźnić się z przyjaciółką, blisko coraz bliżej do wyznaczonego celu...


Tutaj decyzję również podjąłem i to dawno temu, jeszcze zanim się ujawnił w zeszłym roku.

Pisałem już o tych osobach. Nie zmieniłem zdania.

Ostatnio prosiak łaził za mną – niczym ten na lotnisku w Bergamo – wiążąc mi ręce. Kto na to zwrócił uwagę? Pewnie nikt, ale każdy ma coś do powiedzenia...

Dzisiaj z kolei druga osoba z tandemu ze Świętoszkiem, weszła w drogę, choć nie powiem, po niewczasie, ale jednak...
Przeszkodziłaby – czy to przypadek, że to była akurat ona?
Czy to lepsze miejsce?

Nie rozumiem, czemu ludzie biorą mnie za jakąś inną osobę i lepiej ode mnie wiedzą, czego chcę. To pokłosie tej trzeciej osoby?

Mam swoje wady, ale nie jestem aż taką osobą, za jaką mnie się uważa, to raczej zbitka tendencyjnych powierzchownych ocen, wg której kieruje się do mnie niewłaściwe komunikaty, często wprowadzające mnie w błąd.

Nie znacie mojego życia. Ani ja ani nikt inny nie potrzebuje waszych sądów na mój temat.


No i dochodzą do tego oczywiście – sprzeczne komunikaty, jak w piątek i poniedziałek...

Wszyscy wiemy, że jestem wyjątkową osobą, ale niewielu lub nikt zdaje sobie sprawę z tego, że ta wyjątkowość przekłada się na inne myślenie (lub odwrotnie – myślenie spowodowało wyjątkowość?), które nigdy nie będzie takie, jak u osób, które nie wyróżniają się w społeczeństwie tak znacznie jak ja.

Znajduję rozwiązania abstrakcyjnych problemów, ponieważ myślę wielowymiarowo, zaś przeciętni ludzie myślą dwuwymiarowo – żeby to zobrazować.

Dla mnie wszystko jest możliwe, dlatego jak powiesz coś wieloznacznego – to podam ci od razu 5 możliwych scenariuszy. Każdy wg mnie jest możliwy – i jeden czy dwa na pewno są możliwe wg drugiej strony. Grunt to zacząć od właściwego.
A do tego dochodzi agentura, która niezwykle komplikuje każdą opcję razy dwa, albo razy pięć.

Masz więc 10 opcji. Albo 25.

Która jest właściwa?

Której myśli mam się uchwycić? Która myśl jest właściwa? Która myśl odpowiada za reakcję otoczenia? Ta pierwsza, ta druga, ta trzecia, czy ta co godzinę temu była? I tak nie ma to znaczenia, bo myśli nie można przewijać jak nagrania z taśmy i tak ich już nie pamiętam..

Z innej dziedziny - podam ci od razu 5 możliwych scenariuszy – w tym te, na które nikt by nie wpadł, a które są rozwiązaniem abstrakcyjnego problemu.

Albo masz ciastko, albo zjesz ciastko.
Masz wyjątkowość ze specyfiką, albo masz przeciętność.

To jest krzyż.

Nie, to nie jest krzyż. To piktogram wyrażający w uproszczeniu pewną skomplikowaną ideę. To coś zupełnie innego niż myślisz.

COŚ ZUPEŁNIE INNEGO.

To jest swastyka, zwana swarzycą.

Jeden powie – symbol niemieckiego faszyzmu, drugi - tzw. rodzimowierca – że to symbol słońca, buddysta też dorzuci swoje – i wszyscy oni się mylą.

TO JEST COŚ ZUPEŁNIE INNEGO.

To wykracza poza twoje myślenie, ponieważ myślisz schematami. Siedzisz w jaskini platońskiej i kiedy ci mówię o gwiazdach na zewnątrz, pukasz się w głowę...

Jesteście świetni w myśleniu schematami, jesteście prawdziwymi specjalistami w tym zakresie, ja tak się nie znam, dla mnie każde rozwiązanie na tym poziomie jest prawdopodobne, a nie tylko jedno dwa.
Trzeba mnie pouczyć, jak mam myśleć.

No to wtedy będę taki jak wszyscy. Wtedy zniknie wartość dodana.
Albo będę wyjątkowy – albo albo.

Jak bym był taki jak wszyscy – to nie byłbym wyjątkowy. I cała ta sprawa nie miałaby miejsca, bo schematyczne myślenie inaczej by mnie poprowadziło, inną drogą... No i nie byłoby tej wartości dodanej, o którą tu przecież cały czas chodzi...

Po co się więc denerwować? Trzeba szukać rozwiązania, porozumienia.

Nie pojmuję, że ludzie nie potrafią tego zrozumieć. I przynajmniej nie wtrącać się. Nie zaburzać mojego spokoju i nie wprowadzać sprzecznych informacji.

Nigdy nie będę pracował dla jakiś służb, bo to się nie mieści w normach mojego postępowania.

O, gdybym był zwyczajnym orangutanem, to niewykluczone, że byłbym pospolitym ubekiem – ale raczej niepospolitym ubekiem. Ale nie jestem orangutanem tylko genialnym wolnomyślicielem - myślę wolno i nieskrępowanie, a światopogląd otoczenia obalam w piętnaście minut, bez znaczenia, kto ma jaki.

Wystarczy mi kilka map i kilka książek i w piętnaście minut robię miazgę z waszej umysłowości, w piętnaście minut udowadniam czarno na białym, że całe życie żyliście w błędzie.
Jak się prawda rozleje, to ludzie będą z wrażenia robić pod siebie – że tacy byli ślepi.

I to dopiero będzie.. co??    MA – SA - KRA.


Czy ja komuś ubliżam, że jest jaki jest? Czy ja kogoś pouczam?

Nie, nie robię tego, bo rozumiem proces i mechanizm jaki tym zarządza – i akceptuję was takim, jacy jesteście.
Tak po prostu.



Cały czas znoszę inwektywy, dobre rady, ponieważ chcę rozwiązania i muszę przeczekać, aż otoczenie da mi spokój (skończy się chaos) i dojdzie w końcu do zrozumienia, że ja stoję na tym stanowisku co trzeba, ale być może semantyka was bardziej zajmuje. To może mylić i prowadzić do niewłaściwego wniosku, że ja jednak jestem taką osobą, za jaką mnie niektórzy mają. Dlatego zamiast zwrotnej informacji dostaję kijem.

No i cały czas mam w głowie taką myśl, że na drugi dzień wszyscy wszystko wiedzą....

............................... ?


Taka prosta sprawa, ale jak 10 ludzi zaczyna komentować to i tamto, to wychodzi na to, że to jakaś skomplikowana sprawa.
Ilu ludzi, tyle recept. No, ale po co tyle gęgać...

Czyżby wszyscy zapomnieli, że ja sprawy stawiam jasno i wprost?

Przecież wiecie o tym – od początku – przecież wiecie o tym, na długo zanim powstał tzw. komitet, więc skąd skrajne iluzje o mnie w komitecie??

Więc o co chodzi? A jeśli nie wiecie - jak to możliwe, że nie wiecie, skoro wy wszystko podobno wiecie?

Ja nie twierdzę, że wszystko wiem - dlatego nie wkładam na wagę ludzi, bo nie znam ich życia.

Nawet wilków nie wkładam na wagę, bo jak wiadomo

Ja nie jestem osobą publiczną, a mój spokój jest nieustannie zakłócany - i nie życzę sobie tego.
Ja nikomu nie ubliżam, a na pewno nie specjalnie, jeśli ktoś uważa inaczej, z każdym rozmawiam grzecznie bez podtekstów i odnoszę się z szacunkiem, choć bez przesady, po prostu normalnie – i proszę mi odpowiadać tym samym.

Wielu to stosuje, niektórzy tylko jeszcze nie pojęli.

---

Czy zniszczenie niemieckich band jest możliwe?
Wielu powie, że to niemożliwe.

Ustalmy fakty - jak bardzo jest to niemożliwe?
Czy tak bardzo jak – dajmy na to – telepatia, albo nawet - telepatia przez telewizję?
Jeśli nastąpi precedens i jedna z tych rzeczy stanie się możliwa, to może druga też jest możliwa?

W sumie to precedens już nastąpił – setki lat temu ogół uważał, że Ziemia jest płaska. Za niemożliwe uważano pomysł, że Ziemia jest okrągła. Jak wiemy – mylono się w swoich rachubach.


Tak więc generalnie - niemożliwe jest możliwe.


Oczywiście możliwość zjawisk uzależniona jest od sposobu postępowania\ myślenia danych ludzi.

Jeśli ja twierdzę, że niemożliwe jest bym pracował dla służb – to tak jest. Bo to dotyczy bezpośrednio mojej osoby, a ja siebie znam.

Zależnie od sytuacji można powiedzieć, że niektóre możliwe rozwiązania spraw niemożliwych są nieakceptowane, i tyle.





myślę wolno i nieskrępowanie” - no, takie mam poczucie humoru i dystans do siebie, wiem, że nie rozumiecie tej figury, to tylko gra słów, pomiędzy waszą opinią, a rzeczywistością...



wtorek, 5 lutego 2019

Stopień zachowania iluzji




W filmie, jak w życiu...

Kiedyś pisałem o tym, że Jedi z filmów z serii Star Wars, to kalka służb specjalnych, które posługując się frazesami o demokracji i republice, stwarzają i podtrzymują bandyckie zasady we wszechświecie.

Nieustannie kłapią dziobem o wspaniałej idyllicznej republice – która przecież jak sami na ekranie  widzimy,  pełna jest ludzi biednych, przegranych, pełna gangsterów, łowców głów, piratów, złodziei, narkomanów, najróżniejszych handlarzy śmiercią, płatnych zabójców itd.

Zaś tą Republiką demokratycznie - z tylnego fotela - rządzi Rada Jedi – choć nie wiadomo do końca jak to jest, bo np. herszt tej bandy, niejaki Yoda nie pyta Rady o zdanie, tylko w rozmowie z tym zwyrodnialcem Kenobi (robaki wchodzą ludziom do głowy i zamieniają ich w sterowane zombie - „O, to bardzo ciekawe”) bez żadnej konsultacji z innymi sam podejmuje decyzję i mówi – „masz zgodę Rady...”


Filmowi Jedi nawet, kiedy rozmawiają tylko w swoim gronie, cały czas podtrzymują iluzję i używają frazesów, jakby mając na uwadze, że ktoś może ich podsłuchać..

I widz nabiera się, nie widzi rozbieżności pomiędzy tym, co widzi na ekranie, a tym, co mówią Jedi...


Służby w rzeczywistym świecie postępują podobnie.

Ona na ciebie leci, ale jednocześnie wplata między słowa – słowa-klucze – które symbolizują służby.

Udaje, że się pomyliła w swojej osobistej i prostej sprawie, w której nie sposób się pomylić, tylko po to by wypowiedzieć słowo-klucz. Słowa klucze nie są znane szerokiemu ogółowi, te słowa – kilka kluczowych słów – jednoznacznie definiują – że ona wykonuje polecenia służb.

Jednocześnie jej „promotor” ze służb - cały czas zachowuje się tak, jakby był obiektywny – nie licząc wstępnego agresywnego i publicznego otwarcia - jakby zależało mu na tym, by się mi z nią powiodło.

Ale co jest celem?
Jaki jest w ogóle sens ugadywania się z kimś, kto wykazuje zależność od służb?

Jeśli się skuszę i dam tę propozycję – to co ona zrobi?
Dalej będzie mnie zwodzić odwlekając to w nieskończoność i stopniowo epatując obojętnością, czy wręcz odwrotnie – wymierzy mi cios?

Jej promotor - opiekun ze służb mówi mi między słowami - puknij ją... I to jest tylko na użytek innych – żeby otoczenie myślało, że on coś wie i temu sprzyja – tylko zaraz zaraz... jakim prawem w ogóle się wtrąca do cudzych spraw?

Bo taki dostał rozkaz, inni tego nie robią, bo takiego rozkazu nie dostali.

Podwójny język.

Ona gra chętną, i między słowami daje do zrozumienia, że została ukąszona przez służby – co oznacza, że i tak nic z tego nie będzie i nawet gdyby ktoś podsłuchał naszą rozmowę, nie zauważy tych słów, bo musiałby wiedzieć, które to są słowa.

Jedno z tych słów...dziwnym trafem okazało się... hasłem pewnej osoby i słowo to znowu pojawiło się w innym miejscu i innej rozmowie w kontekście bezpieczeństwa danych – potem pojawiło się na 3 tygodnie w Gdańsku, i ostatnim razem pojawiło się w naszej rozmowie w zeszłym tygodniu.

To jest właśnie słowo-klucz, które definiuje osoby dotknięte przez meduzę, ukąszone przez służby...
i same służby.
spisek, 
Jej opiekun udaje, że jej sprzyja.. skąd on o tym wie – od niej? Rozmawiała z nim o tym?
Naprawdę?

Niemożliwe... a więc skąd on to wie? Inni nie wiedzą... a w każdym razie – nie okazują tego.

Skąd on to wie?

Skąd on to wie?

Wie, bo z nią to obgadał, bo jej to zlecił.

Jest nieudolny. Głupszy niż ten z Kartuz, którego nagrałem na dyktafon w telefonie, kiedy podczas mojej nieobecności włamał się do mojego mieszkania.

Filantrop się znalazł...


Ludzie niestety są bardzo powierzchowni i nie dostrzegają – nie wiedzą – że ta strona tylko udaje.

Nawet jej opiekun udaje, że nie jest opiekunem.

Jak ci filmowi Jedi – stara się utrzymać iluzję, że nie jest ze służb i że jest jakiś problem po mojej stronie. I tylko po to on tu jest. Tylko po to. Tylko po to, po nic więcej.
Czyż to nie jest ewidentne? Dla mnie tak.

Nadzoruje iluzję, która - mając korzenie jeszcze w Poznaniu, opiera się na sugestiach, półprawdzie, iluzji z jej strony, a przede wszystkim jest ona robiona dla ludzi z otoczenia, aby ukryć prawdę, ma dawać do zrozumienia, że to jakoby po mojej stronie występuje jakiś problem.

Jest tylko jeden problem – że służby wtrącają się do tego za każdym razem i za każdym razem niszczą moje kontakty, znajomości, perspektywy.

Teraz, żeby ukryć swoje zaangażowanie – i nadal niszczyć - stwarzają iluzję, że to nie oni, ale że to niby ja...

Dlatego nakłonili ją do współpracy, to jej przeszkadza i nawet nie potrafi tego ukryć, że faktycznie sprawia jej to problem...

Jest zirytowana, bo musi to robić – może z obawy, że jednak mam rację, bo to oznacza, że mogą jej zrobić to samo co mi, jeśli nie będzie współpracować... tego się może obawiać.

Dlatego będzie podtrzymywać iluzję.

Gwałtownie oponuje, kiedy sugeruję, że on jest ze służb. Zadaję pytania, stawiam tezę w niedomówieniu, a ona przytacza jakieś bez sensu „argumenty” przeciw.

Jest zła i wystraszona, że jeszcze ktoś nas podsłucha i się domyśli, co ja sugeruję...


W Gdańsku nie mieli tyle czasu?, więc posłużyli się osobą z Poznania do zamrożenia moich działań. Teraz tylko gromadzą kolejne iluzje.


To są fakty medialne.

Jak w telewizji, stwarza się sztuczny problem, a potem go omawia. Służby prokurują sytuację, a potem telewizja na jej podstawie, w oderwaniu od rzeczywistości, stwarza pseudorzeczywistość, którą tygodniami, miesiącami latami mielą politycy.

Tu jest tak samo, tylko w innej skali.


----

Mata Hari z G. sypie mi cukier, że jestem bardzo mądry i w ogóle mógłbym zrobić porządek z tymi wszystkimi politykami... – a przypominam, że w Poznaniu szczególnie jedna osoba nieustannie mnie napominała, że nie mam predyspozycji do rządzenia państwem – że też ludzie wierzą służbom i to w tak absurdalne rzeczy....

Pewna osoba nawet się mnie zapytała, czy ja się może uważam za boga!!

Ludzie – dorośli ludzie! - jak możecie wierzyć w takie bzdury??


Nawet jeśli jestem ekscentryczny – to wbrew temu, co wam mówią, nie jestem wariatem.

Od 7 lat nikt – NIKT – nie obalił tez zawartych w opracowaniu Werwolf.

Zamiast usiąść i wypunktować Synaka – „tu się nie zgadza, bo.............. merytoryczny argument”, „tam się nie zgadza, bo …................merytoryczny argument”, to oni od 7 lat zatrudniają 100 ludzi, którzy nieustannie za mną chodzą, jeżdżą po całym świecie, 24 h na dobę monitorują mój komputer, telefon i całe moje życie - siedem lat! Ile to pieniędzy kosztuje, ile zachodu ile pracy... oni nie wytrzymują tego psychicznie!

No? To jak to jest?

Nazywają mnie wariatem, bo nie potrafią obalić tez z Werwolfa – bo to po prostu prawda...

„Piłsudski agentem niemiec? – herezje wariata”, a tu proszę... w grudniu 2018 roku prawnik prof. Witold Modzelewski zadaje takie same pytania jak ja w 2012tym...

Czy to się komuś podoba, czy nie – wajcha została przełożona. Teraz i PO i PIS będą niszczone, niszczone będą wszystkie autorytety i pseudoautorytety każdej ze stron, aż przyjdzie trzecia zmiana, dotychczas trzymana w odwodzie.


Mord w Gdańsku – czy to był mord? Prędzej zacieranie śladów, usuwanie niewygodnych świadków – i wciskanie aureoli na chama... Dosłownie.

A może to tylko kolejna iluzja, zaś facet siedzi teraz na Maderze... kto wie, w końcu wszystko co nas otacza, to tylko - jak mówią ubecy – „absurdalna dekoracja”.

Doszli do wniosku, że Synaka nie można złamać i że Synak nie wycofa się z tego, co napisał.

„Psychiczny”, „wariat” - jak twierdzą media, w odwecie za x letnie nękanie teatralnym gestem podnosi składany (?) sztylet na niewinnego człowieka. Na symbol kliki.

Jest to akt barbarzyństwa, a nie akt sprawiedliwości.

A może to akt sprawiedliwości w domyśle – ale wykrzywiony specjalnie tak, by każdy następny akt sprawiedliwości – surowa kara – postronnym wydawały się barbarzyństwem??



Jak widzimy, co do mnie w Gdańsku zupełnie inna koncepcja jest rozgrywana – kompletnie nie przejmują się poprzednią wizją mojej osoby, jaką wtłoczyli w głowy niektórym poznaniakom i operują na pomyśle z drugiego bieguna. Najwyraźniej uważają, że ludzie ci nigdy się nie spotkają, a nawet jeśli, to nie wymienią się tajnymi informacjami, jakie służby powierzyły im w sekrecie.

Nie porównają sobie, że im mówili jedno, a drugim zupełnie coś przeciwnego.

Taka iluzja poznaniakom, taka gdańszczanom, a na bazie tych iluzji – jej wersja zmixowana kolejnym obserwatorom sytuacji.


Wiem, że nazywają mnie wariatem, bo miałem niedawno spięcie z kimś od nich na ulicy, kiedy szedłem do pracy.

Szedł z przeciwka i specjalnie naparł na mnie ramieniem. „Przeprosił” mnie podnosząc dłoń do góry jakby w geście przeprosin, ale raczej wyglądało to jak gest pozdrowienia, coś jakby: „hej, to my”.

W tamtym tygodniu zdarzyło się coś takiego 3 razy – tyle, że w dwóch pierwszych przypadkach udawali, że najadą na mnie samochodem.

Kiedy byłem na pasach względnie normalnie powoli podjechał do przejścia, jakby zatrzymał się, dodał gazu, silnik mocno zawył, wjechał na pasy jakieś pół metra i się zatrzymał. Odwróciłem się do niego i wtedy podniósł rękę – jakby mnie pozdrawiał, a nie przepraszał.

Drugi wyjeżdżał z bramy – stał na środku chodnika chcąc się włączyć do ruchu na Kościuszki, poczekał, aż znajdę się na środku i wtedy powoli na mnie ruszył. Specjalnie jechał powoli, żeby mi dać odczuć, że to specjalnie. Rzuciłem coś równie brzydkiego jak za pierwszym razem, on tak samo jak tamten podniósł rękę - dokładnie tak samo.

Wracając do tego trzeciego - coś mu powiedziałem, no i ten zaczął skakać... Stanął za blisko mnie i zaczął się ciskać, coś tam wyzywał, pytał co do niego powiedziałem, bluzgał coś, nie wiem dokładnie co, bo miałem słuchawki w uszach i głośną muzykę. Zauważyłem, że mam wzrok gdzieś na wysokości jego obojczyka... i wtedy przypomniałem sobie, że miałem się nie narażać na takie sytuacje – i zaraz się uspokoiłem. Musiał to dostrzec, bo zamknął się na moment, a potem... głos mu się załamał i z takim żalem zaczął mnie wyzywać „ty wariacie” i „idź do pracy” czy jakoś tak ....

Kto z was zastanawia się, gdzie o 8 rano idą ludzie, których spotykacie na ulicy? To, że mam sportową torbę, może oznaczać, że idę na siłownie, niekoniecznie do pracy. A jednak powiedział „do pracy”.

Powiedział tak, bo wiedział, że idę do pracy, bo ktoś go o tym wcześniej poinstruował.
Z automatu sięgnął po rezerwuar swojej wiedzy – to był po prostu odruch.

No i zwyzywał mnie od wariatów.

Specjalnie skręcił na chodniku, żeby się ze mną zderzyć - a potem mnie nazywa wariatem.

Szkalują mnie i opowiadają ludziom, że jestem jakoby wariatem, żeby się wyłgać od tez z Werwolfa, żeby nie musieć się z tego tłumaczyć.

No i ten żal w głosie.

Służby nastawiają ludzi przeciwko mnie, mówiąc im jakąś nieprawdę, ludzie zachowują się tak, jakby darzyli mnie zawiścią, są jacyś tacy złośliwi, niemili. Trudno to opisać.


Płacę za kawę w kawiarni, kelner drukuje rachunek, kładzie go na stole, nakrywa dłonią i przesuwa w moim kierunku, kiedy chcę wykonać gest i odebrać rachunek, ten gwałtownym ruchem na sekundę cofa rękę, a potem znowu powoli przesuwa go w moją stronę jak gdyby nigdy nic.

Tak jakby nie chciał mi go dać, jakby odmawiał mi czegoś – jakby to był jakiś rewanż, że ja czegoś nie chcę dać ludziom - wiedzy, która jest niebezpieczna, i którą mogą przejąć niemcy – a którą oni chcą poznać... i oni wtedy wyzłośliwiają się – tak ich ktoś przeciwko mnie nastawił i poinstruował, jak mają się zachowywać, jak mają mi to okazywać. Często, często się to zdarza.


Służby szkalują mnie, obmawiają, nazywają wariatem – a potem czuję jak ludzie niepoważnie mnie traktują, pozwalają sobie na jakieś nieładne aluzje, albo próbują mnie nabrać jakimiś dziecinnymi zagraniami, są przy tym bardzo pewni swej „wiedzy”, zupełnie jakby pozjadali wszystkie rozumy... bardzo to wszystko przykre – że ludzie są tacy głupi....

Oczywiście są w mniejszości. Ale są.





Czy od tasiemca się chudnie?







czwartek, 10 stycznia 2019

Bergamo.




Lotnisko. Czekam na samolot do Polski. Trochę drzemię, trochę myślę, trochę rozglądam się po ludziach wokół.

Po prawej na końcu rzędu krzeseł jakaś rodzina – ewidentnie Włoch i zapewne jego żona Polka, i jej siostra (?) rozmawiają po polsku i po włosku. Na przeciw mnie dwie pary. Jego jakbym skądś znał, ale nie wiem skąd. Mam tak od czasu Poznania, ciągle wydaje mi się, że skądś znam kogoś... Kojarzę twarz, ale bez okularów, tak jakby ktoś ze szkoły podstawowej...?

Po lewej jakaś para – on łysy nalany ok. 30 lat, ona czarna - siedzi sztywno i patrzy na mnie, on też zwrócony jest w moją stronę i cały czas się uśmiecha mówi coś do niej, nie podoba mi się ten uśmiech. Na lewo ode mnie pojawiła się jakaś młoda para, on gra na telefonie, ona chyba coś czyta, siedzi w grubej czapce, jest dość ciepło na hali. Obok mnie po prawej młoda kobieta z dwójką dzieci w wieku ok. 8-10 lat. Wygląda na Polkę, ale mówi do nich po włosku. Ma blond włosy krótko ścięte z tyłu, widzę dużo pudru na policzku, podkreślone na czarno oczy, drobne zmarszczki w kącikach oczu – oceniam, że ma jakieś 35 lat, nie więcej niż 38. Po zachowaniu dzieci wnioskuję, że jest sama i to raczej więcej niż 2 lata. Szybko omiatam wzrokiem łuki jej ciała – tak, to na pewno Polka. Chodzę po hali, wracam na miejsce – ktoś mnie podsiadł, siadam obok swojego miejsca, ona siedzi obok. Po chwili dopytuję po polsku: Polka we Włoszech?

Tak, odpowiada, wypytuję ją o pewne kwestie językowe, dziwi się, że słyszę polskie zwroty we włoskiej wymowie, opowiada mi o życiu za granicą, o obyczajach Włochów i że jest kryzys. Rozmawiamy jakiś czas, rzeczywiście jest sama.. Przychodzi taki moment, kiedy sięga do torby i zsuwa się z krzesła – wtedy za nią widzę młodego faceta, wydaje mi się, że już go kiedyś widziałem. Siedzi ze dwa krzesła za nią ma dziwnie spoconą twarz i dziwnie trzyma telefon w wyciągniętej ręce. Nieeee.... myślę sobie, już tutaj są?

Facet – podobny do Kajdanowicza z TVNu nagle ożywia się, gdy zauważa, że się patrzę na telefon. Podnosi i przekrzywia telefon w dłoni w moją stronę, mimiką twarzy i całym sobą gwałtownie daje mi znaki. Tak, to młody ubek, który nęka mnie hasłem: zadzwoń do Pajaca, bo bez tego....


Zaczynam się zastanawiać, czy cała ta sytuacja nie jest aby specjalnie zorganizowana pod ten gest...
Nic nie jest pewne - to przecież koniec czasów...


Po swojej prawej ręce widzę kogoś jeszcze. Za rzędem krzeseł stoi nieruchomo jakiś człowiek, ma na plecach mały pękaty kolorowy plecaczek, ręce nienaturalnie luźno zwisają po bokach, symetrii tej postaci dopełnia równie pękaty odstający brzuszek - efekt obżerania się chlebem, raczej nie od piwa. Wyglądał raczej jak jakaś, że tak powiem łajza... Parzył się na nas. W zasadzie to patrzył się na nią nieruchomym wzrokiem.

Już trwa odprawa, proponuję iść w kolejkę, ona zbiera swoje torby i idziemy razem, stajemy na końcu kolejki. Po chwili obok mnie po prawej staje "Kajdanowicz" ze spotniałym pyskiem. Stoi obok zwrócony nieco w moim kierunku, zupełnie jakbyśmy byli znajomymi, wpatruje się w podłogę – skupiony jest na naszej rozmowie, ostentacyjnie podsłuchuje o czym mówimy. Stoimy tak w piątkę. Ja, ona, jej dwoje dzieci i nadzorca z polskojęzycznego gestapo.

Nie mam prywatności , nie mam intymności, w całej tej sytuacji brakuje tylko parafrazy filmowego „A tak witamy się w niemczech”...

Skończył się mój tydzień wolności, wracam do Polski.

Polska.

Jest już wieczór, idę do hostelu i po drodze wstępuję do sklepu. Za kasą młoda dziewczyna, żeby wyciągnąć portfel stawiam na ladzie napój, z którym przyszedłem plus rzeczy pozbierane w sklepie. Zauważam, że skasowała napój, zwracam jej uwagę, krótka rozmowa, kogoś mi przypomina, chcę ją o to zapytać, za długo się przyglądam, ona się uśmiecha i mówi stanowczo Dobranoc.
Rano idę do Sowy i przechodzę obok sklepu, za kasą jakiś łepek, u Sowy zamawiam kawę z Opium i rozkładam swoje rzeczy: telefon, notatnik i pióro.
Przy kontuarze zauważam jakiego człowieka, nienaturalnie i szeroko gestykuluje rękoma, wybiera jakieś ciasto, ma na sobie czarny płaszcz i jest niewysoki, nie widzę twarzy, bo stoi tak zwrócony, nie przyglądam mu się, przechodzi obok mnie i znika w głębi kawiarni. Dostaję swoje zamówienie, kelnerka jest bardzo miła, mówi do mnie dziękuję serdecznie, uśmiecha się.

Zaczynam spisywać Ill the beast, robię przerwy, popijam kawę, rozglądam się, myślę, czekam aż pióro napełni się słowami, by wylać je ze środka na papier.

Facet w czarnym płaszczu chyba wychodzi, po chwili zauważam, że stoi na dworze i rozmawia przez telefon, dość długo. Zaczynam coś podejrzewać, bo stoi dokładnie w miejscu na które patrzę przez okno, w końcu odwraca się w moja stronę – ewidentnie Włoch, ma ciemna skórę, krótkie kręcone czarne włosy szpakowate na końcach, kończy rozmawiać, chowa aparat, poprawia szal i odwraca twarz w moim kierunku - widzę tylko jedno oko, patrzy prosto na mnie przez moment beznamiętnie....


Przypomina mi się pogrzeb mojej matki. W kaplicy już zamknęli wieko, podchodzą ludzie, żeby wynieść trumnę, jeden z nich, gdy pochylił się i złapał za uchwyt trumny, niespodziewanie wykręca głowę w moją stronę, dokładnie wie, gdzie siedzę, patrzy mi się prosto w twarz i uśmiecha, zupełnie, jakby zrobił mi jakiś dowcip...


Włoch jednak nie uśmiechał się, był bardzo poważny, czy ten telefon to kolejny rebus? Na to wygląda, poprawił szal i wrócił do lokalu nie patrząc bardzo na mnie.


Wieczorem znowu idę do miasta, przechodzę koło sklepu, kiedy wychodzę na drogę przy kamienicach spostrzegam młodego człowieka, czeka na mnie kawałek za witryną sklepu, kiedy go zauważam, on też mnie zauważa i rusza w moim kierunku, jest poważny na twarzy, patrzy się nie na mnie, ale w ten kąt między ścianą sklepu, a chodnikiem, ma pedalską proweniencję i ewidentnie idzie na zderzenie, od razu przystaję i obserwuję co on zrobi, kiedy się zbliża, rzucam też okiem na sklep – jest dziewczyna, ta sama co wczoraj, widzi mnie i wtedy wciąga wargi do wewnątrz, robi nerwowe ruchy, oczy ma rozbiegane, krótko wybija rytm palcami po blacie, już wiem, że z nią rozmawiali, patrzę na pedała z ABW, gotowy jestem, żeby go odepchnąć, idzie prosto na mnie, nie patrzy się i nie jest mu do śmiechu, wzrok wbity w ziemię, idzie na skos, przecina moją drogę, ale idzie na mnie, w ostatniej chwili skręca i wymija mnie po lewej stronie.


Kilka miesięcy temu we Wrocławiu, też tak było, zanim przeszedłem z dworca na rynek miasta z dziesięciu takich spotkałem. Czekali na mnie w tłumie na ulicy, na płycie rynku, kiedy byłem już blisko, ruszali w moim kierunku, jakby zobaczyli znajomego, wyciągając ręce do przodu, jakby w geście serdecznego powitania, gwałtownie przystawałem w tych momentach, ostro zmieniałem kierunek w którym szedłem i dawałem wyraz swojego niezadowolenia, stawali kręcąc głową udając osoby zdezorientowane. To się nazywa ćwiczenie pamięci ciała, poprzez takie działania, chcieli nauczyć mój organizm przyzwyczaić do tego typu zachowań.

A może chodzi o wypchnięcie?

Czym jest opętanie? Dlaczego „zły duch” (po prostu jakiś człowiek, który wszedł do cudzego ciała) wyje, mówi innym głosem i ostentacyjnie daje oznaki swej bytności w jakimś człowieku? Żeby nauczyć ludzi, jak wygląda przejęcie kontroli nad ciałem innego człowieka, tak, ABY UKRYĆ FAKT, ŻE TAKIE PRZEJĘCIA ZACHODZĄ "PO CICHU", I ŻE DZIĘKI TYM PRZEJĘCIOM MOŻNA PRZEJĄĆ KONTROLĘ NA PRZYKŁAD NAD STERAMI DANEGO PAŃSTWA, ALBO PRZEDSIĘBIORSTWA.

Wcześniej należy wypchnąć dana osobę z jej ciała lub zagłuszyć. Niektóre osoby z mojego otoczenia specjalnie ignorują to co mówię, albo – na moje zapytanie – permanentnie odpowiadają nie na temat. Do tego kwestionowanie mojej seksualności. Wiele innych zachowań jak np. zadawanie pytań o podwójnym znaczeniu – być może ta osoba nie pyta o to, co myślisz, tylko o coś innego – i ty wyrażasz na to zgodę lub nie. Patrz - „zgoda” na tzw. przyjście tzw. Ducha świętego, „otwarcie się na Boga” itp. zabiegi.

Stwarzają mi nieznośne warunki bytowania, bym podjął chęć ucieczki z własnego ciała, traktują jak kogoś innego, by doprowadzić do rozerwania jaźni – rozdwojenia. ABW opowiada o mnie, że jestem jakoby świrem – taka informacja wyszła do mnie od 2 ludzi, z którymi się stykałem.

A więc wmawiają ludziom, że jestem jakoby kimś innym, na wiele sposobów, w ten sposób również usiłują wyłgać się od tez zawartych w Werwolf.

Symptomy po przejęciu – zachowuje głos i charakterystyczną wymowę właściciela, ale osoba nie zna szczegółów ze swojej przeszłości, MA INNE NAWYKI i wiele innych, o czym nie mogę napisać ze zrozumiałych względów. Nawyki to coś, co się kształtuje latami i nie sposób mieć nowe nawyki z dnia na dzień. Taka osoba może też wracając do swojej przeszłości, opowiadać w kółko tylko kilka historii – bo po prostu więcej nie zna. Jak ktos ma 80 lat i w kółko opowiada o sobie 5 (słownie: P I Ę Ć ) historyjek, to jest powód do zastanowienia się. Jesli mamy podejrzenie, to zdanie "Na początku robił wszystko, bawił i przewijał dzieci, a potem nagle przestał" staje sie wymowne, szczególnie słowo NAGLE - zmiana jest ewidentna, tylko brakuje wiedzy i wyobraźni, by zdefiniować przyczynę...

Druga metoda jaka stosują to podrywająca mnie dziewczyna, która siedzi ze swoim niby facetem nieopodal. Siadam w kawiarni i po kilku minutach mam obstawę – na wprost jeden dwóch facetów, z boku, para co udaje parę, czasem ktoś jeszcze. Ona zaczyna na mnie się patrzeć i daje mi ukradkiem znaki, zaczyna palcami wykonywać posuwiste ruchy tam i z powrotem. On siedzi jakby za nią, jest w tle. W pewnym momencie zaczyna robić to samo co ona. Obydwoje zaczynają się otwarcie na mnie patrzyć i powtarzają ruchy naśladujące ruchy frykcyjne. Wpatrują się we mnie, jakby czegoś szukali na mojej twarzy. Odwracam się... Tamci też zaczynają mi dawać znaki. Odwracam się w jeszcze innym kierunku, albo wychodzę.

Ta metoda przypomina gotowanie żaby w kotle, od lat stosowali wobec mnie pewne zachowania, które dopiero w 2017 roku znalazły swoje wytłumaczenie, kiedy zaczęli je stosować wszystkie naraz wraz z ferią otwartych ataków.

Czasem po prostu siadają obok mnie, ładna dziewczyna i jakiś koleś, udają rozmowę, ona daje mi znaki, on zaczyna się drapać po nodze... Ona rzuca mi spojrzenia, ale to spojrzenia sprawdzające, czy się patrzę – na to drapanie, które jest w zasięgu mojego wzroku (patrz: Zdolność patrzenia), i które coraz bardziej przypomina zachowanie o charakterze seksualnym, i które trwa i trwa i trwa...




Koniec dygresji.
Za dużo tych rzeczy do opisania, tak wiele tego było.


Idę do miasta.

W centrum zaczepiają mnie młodzi ludzie i nagabują na tutejsze lokale. Odmawiam po kilka razy, jedna dziewczyna przykuwa moja uwagę, ma taki znajomy głos...

Zastanawia mnie to, zaczynam się kręcić i wracam w to samo miejsce, znowu do mnie podchodzi jest pewna siebie, coraz bardziej podejrzewam, że się znamy..
Znowu rozmawiamy, przyglądam jej się, i trudno mi ją rozpoznać, ale jednak... to może być ona...Jakiś taki znajomy głos mówię... jej mowa wyraźnie zwolniła, choć rezolutnie odpowiada, że może znam taką, a taką rodzinę z tej tamtej dzielnicy, po chwili dodaje, ze najwyraźniej już głos jej ochrypł od tego nagabywania, łapie się za gardło i masuje szyję... wyraźnie straciła rezon, jest nieco sobą rozczarowana, poddaje się i powoli odwraca mówi coś jeszcze, życzę jej wesołych świąt, już odwrócona odpowiada: to do miłego...

Tak, to na pewno ona.


Wracam do sklepu, jest już późno, przed sklepem krępy facet rozmawia przez telefon, dziewczyna na posterunku, jednak nie wydaje z siebie żadnych sygnałów jak wcześniej, zagaduję ja przy kasie, odpowiada mi coś tam, śmieje się, jest swobodna, ktoś wchodzi ona ponagla mnie, czy to wszystko, wychodzę, facet nadal gada przez telefon, patrzy się na mnie, idę do siebie.


Mija kilka dni.

Powoli zaczynają się ataki, na początku po powrocie do pracy jeżdżę samochodem, wszystko zaczyna się od początku, gdy jadę koleją...


Przeciwko komu są opracowane takie metody?


Wojna się nie skończyła. Ona trwa nieustannie od wieków, zmienia się tylko zabarwienie ideologiczne, które zaciemnia, ukrywa prawdziwych decydentów...





Idziesz ulicą, albo siedzisz w kawiarni. Podchodzi do ciebie jakiś człowiek i nieznacznie niby przypadkiem dotyka twojego ramienia. Oburzasz się, albo nie.

Za jakiś czas znowu ktoś dotyka twojego ramienia, a za godzinę znowu ktoś. W końcu prawie codziennie jakiś obcy na ulicy dotyka twojego ramienia – lub tylko udaje, że chce cię dotknąć. Zbliża się, ale tego nie robi, przecina twoją drogę, uśmiecha się, nic więcej...

Nie możesz go uderzyć, bo jak to wytłumaczysz?

Po kilku latach jesteś wykończony, bo nieustannie ktoś wtrąca się do twojego życia. Kiedy idziesz ulicą zwracasz uwagę, czy ktoś idzie w twoim kierunku, i czy przypadkiem nie zamierza cię dotknąć. Nie masz prywatności, bo ktoś nieustannie narusza twoją strefę bezpieczeństwa, twoją strefę prywatności. Jesteś nieustannie zagrożony, choć nic na to nie wskazuje. Nikt tego nie widzi, kiedy sam idziesz ulicą. Czasami tylko w pociągu widzą i rozumieją to przypadkowi ludzie...
Permanentny stres i poczucie zagrożenia...

Agentura szkaluje cię, organizuje intrygi i zasadzki, opowiada kłamstwa na twój temat ludziom z twojego otoczenia, „prosi” ich o współpracę, instruuje – nie wiesz, kto kłamie, a kto mówi prawdę, bo jesteś ściśle otoczony przez kłamstwa... A do tego ludzie po prostu kłamią, bo tak mają. 

„Jak mi (tego) nie zrobisz, to pójdę do Jacka” grozi mi i śmieje się dziewczyna.... Dlaczego się śmieje? O którego Jacka jej chodzi, przecież to jest wieloznaczne... Nie wierzy w to co napisałem, a może śmieszy ją to, czy po prostu to taki kobiecy rebus - czy raczej wykonuje polecenia służb, dla „mojego” i innych „dobra”??

W dodatku – mówi dokładnie tą samą kwestię, co Magda, kiedy ta odchodziła, jakby ją cytowała, jakby ktoś ją dokładnie poinstruował, co ma powiedzieć... Byliśmy już po słowie.. i rzuciła ręcznik. Stała wystraszona nade mną, w pewnym momencie usłyszałem cichy zdecydowany kobiecy głos dobiegający jakby z głośnika – ktoś krótko wydał jej polecenie do słuchawki, którą musiała mieć podpiętą gdzieś koło ucha.... Błyskawicznie okręciła się na pięcie i położyła papiery na stół...

Czy ona kłamie, zwodzi mnie z polecenia służb, czy uprawia własną grę? Nie dowiesz się, bo ludzie mają tę właściwość, że nie mówią prawdy...

Jesteś otoczony przez kłamstwa, siedzisz w kryształowej kuli pełnej dwuznaczności i intryg i nie wiesz, kto dla twojego i swojego dobra szkodzi tobie i sobie, kto wróg, kto przyjaciel - to jest właśnie koniec czasów....


Dotknięcie nic nie boli, ale tysiące dotknięć - niczym kapiąca woda dzień po dniu - sprawiają ból. Ból jest niewielki, ale permanentny. Zaczynasz myśleć o bólu. O tym, że znowu ktoś narusza twoją strefę prywatności, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Nawet jak mu dasz po mordzie (a wszyscy oni zapobiegliwie są od ciebie wyżsi i roślejsi), przyjdzie następny. A potem kolejny i kolejny... I jeszcze będą cię nazywać świrem. Ból jest niewielki, ale uciążliwy. Zatruwa życie.

Myślisz, że dotknąłeś mojego ramienia tylko raz – nie... ty naruszyłeś moją strefę prywatności tysiące razy.


Tysiące...




piątek, 12 października 2018

Homoubecja



Kiedy jakieś 2 miesiące temu mówiłem waszym poprzednikom, że zostali oszukani przez abw i że skakanie mi po głowie nic nie da - to nie uwierzyli. Dopiero na końcu – po całej tej hucpie, lub jak to niektórzy nazwali - kupie – dotarło do nich, że miałem rację. Chyba dotarło...

Kiedy im tłumaczyłem, że ich poprzednicy też myśleli, że dadzą mi radę, nie uwierzyli.

Kiedy tym poprzednikom tłumaczyłem, że nie dadzą mi rady, nie uwierzyli...

Kiedy poprzednikom tych poprzedników mówiłem, że nie dadzą rady – też nie uwierzyli...


Teraz wy zaczynacie ten sam schemat z takimi samymi wadliwymi przekonaniami.

I też mi nie wierzycie – za to wierzycie zawodowym złodziejom, mordercom i oszustom.

Czyż nie?


W czym moje słowa są gorsze?


Ile razy można mówić.... niemcom chodzi o to, by mnie blokować, a nie, żebym pracował dla was.
To trwa 7 lat – czyż to nie zastanawiające?

Nie ma tam żadnego mądrego, co by poszedł po rozum do głowy i pogadał z Maciejem, zamiast go nękać? Tyle czasu straconego. Kto z was się nad tym zastanawia?

Otóż straconego czasu jest znacznie więcej, bo ja swoją propozycję przedłożyłem w roku 2003 – 15 lat temu, a nie siedem.

Z lektury mojego bloga można wyczytać, że nękanie zaczęło się w 2011 roku, po zamachu smoleńskim – czyli czekali tyle lat, bo 15 lat temu nie posiadali dość władzy w administracji. Czekali 8 lat, a potem zaczęli mnie nękać.


Dzisiaj na dworcu w Gdańsku podszedł do mnie jakiś ktoś i powiedział, że „pan na pewno też jedzie do Szczecina...”, czemu energicznie zaprzeczyłem domyślając się, z kim mam do czynienia, na co facet powiedział coś, żebym nie był nerwowy czy jakoś tak, a potem zrobił to, co abw robi już od dłuższego czasu – wyciągnął z torby 1,5 litrową niepełną butelkę z wodą, szerokim gestem podniósł ją do góry i zaczął z niej pić.


Jest coś, o czym dotychczas nie pisałem, bo jest to dla mnie bardzo przykre i żenujące.


Po intrydze z Czarnej Wody zaczęli nasyłać na mnie osoby sugerujące zachowania homoseksualne.

Wściekły atak nastąpił jakieś 2 tygodnie po wydarzeniach z Czarnej Wody, i od tamtej pory z różnym natężeniem jestem nieustannie w ten sposób nękany.

Po tamtej intrydze zrozumiałem też, do czego zmierzały pewne zachowania pewnych osób z mojego otoczenia, oraz ich słowa na mój temat – tu mówię min. o pierwszym oficjalnym spotkaniu z pracownikami, ale nie tylko. W sumie, trwa to już ok. 2 lat – to co było wcześniej było „podgrzewaniem wody”, żeby „żaba nie uciekła”.

Jeśli chcesz ugotować żabę, nie możesz wrzucić jej do gorącej wody, bo ta oparzona zaraz ucieknie z gara, trzeba ją dać do letniej wody i stopniowo ją podgrzewać. Tak właśnie było, przez ok. rok wcześniej.

Jak już kiedyś pisałem, to już nie jest tylko sprawa ogólnoludzka, ale też to sprawa osobista.
Pisząc to, miałem na myśli właśnie te zaczepki i sugerowanie zachowań homoseksualnych.

To są rzeczy niewybaczalne.

NIEWYBACZALNE.

I mam nadzieję uświadomicie sobie w końcu to, że:

  • nie ma żadnych polskich służb
  • niemcom głównie chodzi o blokowanie mnie, żebym nie mógł pracować dla Polski
  • zamiast udowodnić mi literalnie, że się myliłem w swojej ocenie, którą zawarłem w tekście Werwolf, wziąć jednego człowieka, który by to opisał zreferował itd., oni przez siedem lat – 7 lat ! – skaczą mi po głowie, nękają mnie każąc mi „wycofaj się”. Nie obalili tez zawartych w tekście - nie zrobili tego, bo nie są w stanie tego zrobić, nie potrafią, bo tekst Werwolfa opisuje prawdę.

Otóż nie wycofam się.


Jestem nieustannie zaczepiany
Wpisuje się w to scenariusz hucpy poznańskiej i jak już widać – gdańskiej. Ale apogeum nastąpi za jakieś 2 tygodnie, już mi to zapowiedziano i „uraczono” pierwszymi atakami o charakterze dezinformacji , o czym niektórzy z was już wiedzą.


W zeszłym roku w grudniu, w Starogardzie w galerii handlowej – przed wejściem do Rossmana, czekał na mnie jakiś …....... szmaciarz, patrzył mi się prosto w oczy i bezczelnie, choć dyskretnie dawał znaki palcami.

Wydarłem się na niego, może niektórzy z was byli tego świadkami.

Zostałem wyprowadzony z równowagi, co mi się prawie nigdy nie zdarza, ci co mnie znają, szczególnie z pracy, wiedzą, że jestem nie tylko osobą bardzo zrównoważoną i opanowaną, ale naprawdę spokojną.

Nie możesz nikogo uderzyć. No nie możesz, bo jak to zrobisz, to w gazecie napiszą - „przypadkowy przechodzień...” itd.


Podobna sytuacja była wcześniej, 1 listopada, kiedy szedłem na grób matki.
Ten, co szedł z przeciwka, zrobił w moja stronę pewien gest, manipulując dłońmi przy twarzy. Był przy tym dość rozbawiony, co jest dość częste u niemców – szyderczy uśmieszek.

Wydarłem się wtedy na niego, wołając za nim, czy ma jakiś problem. Szybko jednak zniknął w tłumie. Wracając do domu, na pasach na jedni wyszedł na mnie drugi – kilka razy już go spotkałem, niewysoki, przy tuszy, z mordy typowy ubek, bezczelnie patrzył się na mnie, jak sądzę chcąc mnie spacyfikować samym spojrzeniem za to, że krzyczałem wcześniej. Nie wycofałem się i ostentacyjnie gapiłem na niego, przeszedł na druga stronę ulicy i wtedy zaczął pyskować czego od niego chcę, co się tak patrzę, coś tam odpowiedziałem, na co on wściekle ściągnął z głowy czapkę (taki gwałtowny trochę bez sensu gest miał na celu pokazać skalę jego gniewu, taki teatralny efekt odstraszający..), i podbiegł do mnie udając, że chce mnie uderzyć. Nie dałem się zastraszyć, ani sprowokować, po krótkiej wymianie zdań szybko się opanował i nagle swobodnie „przyjaznym tonem” powiedział „Dogadamy się”, na co odpowiedziałem, nie dogadamy się. Tej scenie na pasach na osiedlu przyglądało się kilka osób.





Ja jestem człowiekiem uprzejmym, ale nieugiętym.


niedziela, 9 września 2018

Pajac w piątek




W piątek 7 września był u mnie Pajac, albo jego sobowtór, czy też pozorant – ktoś bardzo podobny, ale z właściwości stylu, a nie ze względu na fizyczne podobieństwo.

To niepewny siebie typek, który przyzwyczaił się do tego, że każdy udaje przed nim, że nabiera się na jego ściemnianie. Ściemnianie wyjątkowo słabe, jak już wspominałem, to wyjątkowy głąb, jedyna przewaga jego, że my nie znamy.....
Tradycyjnie metodą powtarzania przyszedł popędzić mnie, żebym rozpakował zagadkę, której potrzebował kiedyś, bez czego....... Można się jeszcze zapytać, dlaczego wciąż masowo produkuje kalambury na wiadomy temat, skoro jest już wszystko po i „zdążył”.

Właśnie to słowo z reklamy najlepiej świadczy, że nie zdążył. To wszystko ściema. Nic nie zdążył. Nic nie jest „po”. A nawet gdyby było, to i tak nie ma mojej zgody na kontynuację tego wszystkiego tak, jak to jest i na zaniechanie rozliczeń.
Wilk podał mi rękę i wrócił do Austrii.

Zgodnie z moimi rachubami, to nie jest przypadek, że tu jestem, cel jest bardzo konkretny i jest związany ze starą zagadką stricte techniczną.
Ile razy można mówić, że pozostawianie mnie na wietrze jest skrajnie niebezpieczne?

Nie przyglądałem mu się na szczęście i rzuciłem tylko jedno krótkie spojrzenie, stąd też opóźniona moja reakcja.

Ze słuchu – idiota, który udaje, że zna się na temacie. Cały czas jedzie na krzywy ryj i myśli, że to się nigdy nie skończy. Wilk osobiście przyjechał dać mi do zrozumienia, że znowu mnie ugryzł (zaserwował mi kolejną stratę tego samego rodzaju). Dobrze, że się nie przyglądałem, o efekty mam nadzieję, nie trzeba się martwić.



Martwić się trzeba tym, że doszło do takiej sytuacji. Akademia Pana Kleksa. Tomasz N. Wiadomo, o co chodzi.



Czegoś szukają usilnie, ale może oni tylko myślą, że czegoś szukają, bo on im nie mówi prawdy, że oni szukają właśnie tego, co jeszcze się nie stało, a ma usankcjonować jego władzę, a mnie zniwelować jako już wartość trzeciorzędną, a nawet całkowicie zbędną, bo zagrażającą sensu jego istnienia... Tak na pewno jest. W końcu wszystko może być zmyślone, skoro on tylko za tym stoi.



Oni myślą, że szukają nowych możliwości, nowych światów, a tu chodzi o to, by go przenieśli przez ten płot, co go nie potrafi przeskoczyć. On wszystkich oszukuje, logicznie więc biorąc swoich pomagierów tym bardziej – tak zresztą robią służby, by osiągnąć bezwzględne posłuszeństwo i oszustwo doskonałe – dlatego manipuluje się otoczeniem, a otoczenie manipulować ma ofiarą, by ofiara nie odczuła, że jest manipulowana.

Empik malarstwo holenderskie(?) Syn marnotrawny

A może ten co go wskazałem wcześniej był pozorantem? Opcji jak zwykle mnogość, zagadki mają nie podwójne dno, ale potrójne i poczwórne.



Zauważyłem, że oni bardzo boją się tych zdjęć, co im je robię. Kiedy widzą aparat szybko się odwracają, no i zmatowili mi optykę, żeby fotki były niewyraźne.
Nic to, chodzi przecież o kontekst, żeby sobie łatwiej przypomnieć.

Boją się. To znaczy, że nie wierzą swoim szefom, nie ufają już tym plecom. Wszystko jest pisane palcem po wodzie, dlatego wciąż nasyłają nowych, niezorientowanych w sytuacji i każą im udawać pewnych siebie, grać rolę wygranych, no i napuszczają na mnie ludzi z mojego otoczenia. Dlatego min. jest ich tak dużo od kilku miesięcy.


Między dworcem, a rynkiem chyba z dziesięciu wychodziła naprzeciw mnie. Nie licząc wydry z telefonem na dworcu i jej goryla z lewej strony. Wydra dwa dni wcześniej siedziała rozkraczona na przystanku, kiedy jechałem wiadomo gdzie, i wydymała do mnie wargi. Niezłe nogi, wydra innym razem sobie pogadamy.



„za to samo, co on robi” - w sensie, robimy mu to, „za to samo, co on robi” - temu nie wierzcie, to bardzo złożona historia, ale powiem krótko – za wszystko odpowiada SB, potem UOP i ABW. Za każdy element, który was ode mnie spotyka. Ja naprawdę za to nie odpowiadam, wszystko jest wynikiem złożonej manipulacji SB. No i nieustającego stresu, który z tego wyniknął. Nie byłoby tego, lub w mniej przeszkadzającej postaci, gdyby nie odwieczna zamrażarka służb, w której jestem subtelnie przetrzymywany.

Skoro abw zaczyna się tłumaczyć ze swoich działań, to to oznacza popłoch.


Koniec jest już bliski.






poniedziałek, 20 sierpnia 2018

A czy to coś złego?



  • A czy to coś złego? - powiedziała

Była tego wyuczona, żeby w niebezpiecznych sytuacjach sięgać po ten zwrot, który jest starannie przemyślany. Dodatkowo taki zabieg wymaga odpowiedniego zachowania, żeby nikt ich nie złapał na czymś o czym można powiedzieć, że jest złe. Dlatego tak ostrożnie postępują.

Oczywiście, bycie wesołym to nic złego.

Ale podszywanie się pod kogoś innego – to jest coś złego.

Oznacza, że właścicielowi odebrano prawo do funkcjonowania.
Oznacza, że osoba podszywająca się, może udając kogoś, dokonać wielu szkód lub szkód znacznych.


Kiedy zaliczają wpadkę, tak to może nazwijmy, kiedy uwidaczniają się ich złe intencje, kiedy ich udawanie nie przystoi do rzeczywistości jaką udają, wtedy sięgają po sprawdzony fortel – pytają, „czy to coś złego.”

'”.
Pytanie to definiuje uczynek przez nich poczyniony. Z reguły, jako „nic złego”, jako, że starannie ukrywają swoje intencje i to co ma wyniknąć z ich uczynków – pamiętajmy, że rozkładają wszystko bardzo w czasie i może to być trudno uchwytne – efekt ich działąń.
„ to nie ma powodu do niepokoju.


A więc skoro to „nic złego” to nie ma powodu do niepokoju.

Tu jednak ona zwyczajnie odwraca uwagę od sedna sprawy – sednem sprawy jest to, że ona podszywa się pod kogoś innego – a więc coś złego musiało się stać z tamtą osobą..

No i drugie zło – w jakim celu pod kogoś się ktoś podszywa – z reguły w negatywnym, no bo skoro ukrywa swoje cele działania, no bo czym jest udawanie innej osoby...


Skupiła uwagę, całkiem wprawnie - zauważ, na sprawie drugorzędnej – co jest złego w tym, że była wesoła...

„czy to coś złego.”?

Skoro odpowiadasz, że nie, to sam sobie wytrącasz oręż z ręki.

Wyuczonym tonem zagaduje cię, wtedy ty giniesz w gęstwinie znaczeń i definicji.

„czy to coś złego.”? - to zdanie powiedziane jest i z wyrzutem i zarazem jest w pełni otwarte, poddaje się ta osoba ocenie całkowicie bezwładnie.



poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Tak nie było



Teraz łażą za mną i usilnie próbują mnie przekonać, że „tak było”.

Nic nie było, wszystko jest wyssane z brudnego palca jakiegoś pajaca z abw – chodzi o to, że ŻEBY NAMIESZAĆ KOMUŚ W GŁOWIE, to dotychczas sprawdzało się powtarzać określone zachowania jakąś ilość razy.

Nie chcą stracić trzech miesięcy „pracy” planowania i sterowania całą sytuacją.

Nie są w stanie mnie oszukać – nawet nie próbują udawać i przemawiać mi „do rozumu”, szukają jedynie metod nie-wprost - oni próbują oszukać moją podświadomość, to się tylko liczy – uderzanie w podświadomość skutkującą ilość razy. Bo podświadomość podobno nie umie odróżnić prawdy od kłamstwa i wszystko przyjmuje bezwiednie, bezrefleksyjnie.


„Zabiją mnie”.

Kto normalny zajmuje się chodzeniem za kimś i opowiadaniem mu że „tak było”? No nikt. Nie ma to sensu. Tym bardziej, że kiedy demaskuję sytuację aktorzyna zalewa się łzami. Z idioty nie zrobisz aktora nigdy.

To nie ważne, że zostały pod tym względem oszukane osoby trzecie – ja jestem odporny na takie sztuczki – pragnę zauważyć, że osoba z nad morza z zeszłego roku poinformowała mnie wcześniej, że dostała zadanie zwodzić mnie. Nie spodziewałem się wtedy rewelacji, nie spodziewałem się ich teraz.

To jest dokładnie ten sam numer, tylko aktorstwo gorsze.


Kiedy spotykam jakąś nową osobę, to wiem, czy ona coś o mnie wie, czy też jestem dla niej całkowicie obcą nowo poznaną osobą.

Głupoli pod wpływem abw rozpoznaję w 5 sekund.

5 SEKUND.

A potem tylko czekam na potwierdzenie.
I jak pokazuje kilkuletnia praktyka, jeszcze nigdy się nie pomyliłem...



Jeszcze raz zwracam wam uwagę - ŻEBY NAMIESZAĆ KOMUŚ W GŁOWIE.


Tu nie chodzi o to, żeby mnie złamać, bo nie chcę współpracować – tu chodzi o to, by mnie zablokować. Odciąć od innych, ograniczyć wszystkie możliwości współpracy – dlaczego właśnie w tym temacie są tak bardzo skrupulatni, hę?

Przemyślcie to sobie, tu w głowie.


Im tak naprawdę nie zależy, im zależy tylko na tym, żeby mieć wszystko, co oznacza – żeby ktoś inny nie miał do tego dostępu. Wtedy ZACHOWAJĄ PRZEWAGĘ nad nami i nad innymi.

I to jest dla nich najważniejsze.
Co prawda, metody opisałem na swoich stronach i poinformowałem kogo trzeba – wrzuciłem żagiew do suchego lasu – i ten las spłonie, ale nie od razu. Mają jeszcze trochę czasu, dlatego tak bardzo im się śpieszy.

Bo ludzie w innych krajach już nie będą się nabierać na metodę skuteczną setki lat, młyny historii mielą powoli i teoretycznie mają jeszcze kilka - kilkadziesiąt lat – śpieszno im i dlatego min. zginęła Ewa Tylman – żeby nikt nie pytał, czego poszukują w rzece...



Druga sprawa - za chwilę zaczną mnie bić z drugiej strony. 

Odstąpcie od emocji i od nakazów.





 

niedziela, 29 kwietnia 2018

Czy bull to ból?



Ciekawe...


bullying to angielskie słowo oznaczające "znęcanie się"

zawiera w sobie rdzeń "bull", czyli byk - albo inaczej - rogacizna...

a jednoczesnie bull czytamy bull....


albo po prostu: ból



czy także: Boł?


Jak pisze Feliks Gruszka: Boł to Diaboł - czarny bóg


ból po grecku to odyne - podobnie jak Odyn


Odyn to Weles, a Weles to diaboł.....

lub faun, co przyjął sobie imię Pan....



Byk porwał Europę....


Bóg bólu. Bóg nękający.

środa, 18 października 2017

Nie szykanuj mnie.





Jeśli dzwonią do ciebie, albo nachodzą cię cymbały ze służb, to informuję cię, że nie należy ufać zawodowym oszczercom.



Od pewnego czasu dostaję sygnały świadczące o tym, że barany z ABW przyjęły nową taktykę.

Przez ostatnie 6 lat było tak, że jak chciałem coś załatwić, to dzwonili do mechanika, albo tapicera, albo lekarza i kazali im – pod jakimś pozorem, kłamstwem – np. nie wykonywać dla mnie tej usługi...

Nasyłali uwodzicieli na kobiety, które mi się podobały. Było i tak, że nasyłali na mnie kobiety, które zwodziły mnie nieustannie, absorbując mój czas i energię.

Ponieważ ja poszedłem dalej, pomimo ostrych ataków, więc teraz już nie bawią się w wymagające jednak trochę organizacji zwiedzenie, ale po prostu idą do takiej kobiety i mówią jej kim są i że nie wolno jej się ze mną widywać – a czasami nakazują mnie zwodzić.

W ten sposób kontrolują w jakimś stopniu sytuację, część mojego czasu i energii znowu idzie w próżnię. W zamian oferują jej – nową dobrze płatną pracę za granicą, albo inne gratyfikacje. Trzeba jednak pamiętać, że jednak jest to przymuszenie. A to raczej jest nieprzyjemne.



Po 5 latach dotarło do nich, że jestem nieprzekupny. Nasłali na mnie takiego jednego, co zadał mi takie pytanio-stwierdzenie, że pieniądze nic dla mnie nie znaczą... Patrz, oświeciło durniów... A wystarczyło mnie posłuchać...

W zeszłym roku przestali się głupkowato uśmiechać na mój widok.


Od kwietnia tego roku znalazłem się w sytuacji, kiedy ktoś nieustannie skakał mi po głowie przez 3 miesiące. Jakoś to zniosłem. No , zniosłem, bo musiałem.

Teraz, jak drugi trzeci raz idę do nowej dla mnie kawiarni, czy nawet sklepu, to obsługa jest nieuprzejma, zaczynają się kalambury o czekaniu na zamówienie, albo odradzanie, żeby czegoś nie kupować.
Dzwonią do szkoły, jednej drugiej, straszą ludzi swoimi kłamstwami, manipulują ludźmi w urzędzie.

Totalny zmasowany atak – dzień w dzień.

ABW idzie do tych ludzi i kłamie im różne rzeczy na mój temat proponując hejtować mnie.

Dlaczego? Jak?

Powody mogą być różne, sądzę, że w tym celu zmyślili kilka historyjek o mnie:

  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale jest krnąbrny i trzeba go łamać, żeby był posłuszny, bo tak już u nas jest
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale trzeba go łamać, żeby sprawdzić, czy się naprawdę nadaje, bo tak już u nas jest
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale jest chciwy i nie chce pracować za kilka tysięcy miesięcznie i trzeba go łamać, żeby pracował dla naszego kraju, żeby go nawrócić na słuszną drogę
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale jest chciwy i nie chce pracować za kilka tysięcy miesięcznie i trzeba go łamać, żeby pracował dla naszego kraju, żeby go nawrócić na właściwą drogę, a do tego jeszcze wymyślił jakiś Werwolf, żeby się wymigać od roboty i mieć powód do odmowy
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale jest trochę popierdolony i trzeba go łamać, żeby był posłuszny, bo tak już u nas jest
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale prawdopodobnie ma schizofrenię i trzeba go łamać, żeby był posłuszny, bo tak trzeba
  • super nadaje się do służb, jest genialny, ma super moce, ale myśli, że jest lepszy niż jest i że jest jakiś wyjątkowy i trzeba go łamać, żeby był posłuszny, bo tak trzeba

    albo po prostu:
    to wariat, trzeba go naprostować...
itd. itd. ….

Takimi historyjkami można sypać jak z rękawa.

Ja jednak nie jestem popierdolony, nie mam schizofrenii i nie wymyśliłem sobie Werwolfu.

Tekst Werwolf broni się sam – przykładami i logicznością wywodu. I każdy jest w stanie sam to ocenić, choć niewątpliwie są tacy, co namiętnie sugerują się cudzym zdaniem, nawet jeśli składa się ono z samych ogólników i propagandy.

Nie ja pierwszy na to wpadłem – również u Dmowskiego można wyczytać dwa trzy zdania na ten temat (być może więcej, ale jego pisma znam tylko fragmentarycznie), taki Kaczyński publicznie wspomina o 5 kolumnie i przynajmniej jeszcze kilka innych osób.

Nawet ludzie średniowieczni zauważali współczesny sobie Werwolf – patrz „Pieśń o buncie wójta Alberta”.

Co prawda moje myślenie jest odmienne od innych – bez wątpienia wtedy nie doszedłbym do prawdy, na którą wielu zamyka oczy, albo się nią zwyczajnie nie interesuje.

Prawda jest tak, że mam o wiele szerszą wiedzę, niż prezentuję w swoich publikacjach.
Nie ważny werwolf, są ważniejsze rzeczy...



Skoro idą do was i mówią wam, że mam dla nich pracować – to coś w tym musi być...

I jest – PRAWDA o nich. I technologia.


To jest przykre, że ludzie wierzą jakimś oszustom i są dla mnie nieuprzejmi, albo próbują mi mówić co mam robić z własnym życiem. 

W dobrej wierze chcecie pomóc ss, a tak naprawdę uprzykrzacie mi życie, które i tak jest zdemolowane – a teraz ma być zdemolowane totalnie, pod każdym względem, tak abym nawet spokojnie nie mógł wypić filiżanki kawy.

Nie mam chwili spokoju.

Dzień w dzień łażą za mną – stoją pod sklepem, przyglądają mi się jak robię zakupy – to tak, jakbyś szedł przez miasto i co chwila ktoś z przechodni dotykał twojego ramienia – niby nic, ale robione w sposób masowy - dekoncentruje, rozprasza, wywołuje poczucie zagrożenia na poziomie podświadomym - nie mam prywatności , nie mam intymności – a jeszcze wy stajecie się dla mnie nie mili.

Kiedy do was idą to stajecie się ich żołnierzami – UB zwielokrotnia w ten sposób swoje siły, swój sposób oddziaływania na mnie.

To jest po prostu zmasowany atak, atak nieustanny.

To ma mnie zmusić do uległości, żebym zgodził się na współpracę z nimi – a to jest niemożliwe.
Nawet gdybym chciał pójść na łatwiznę, samego siebie okłamać – nie mogę, nie wolno mi.

Niemożliwe, ponieważ mam w głowie wiedzę, którą chcą wykorzystać przeciwko wam, a ja nie mogę na to pozwolić.

I dlatego się opieram, a nie dlatego, że jestem chciwy, albo coś mi się pomieszało.

Nie ma innej opcji – no chyba, że wszystko byłoby tak, jak chcę – tak zresztą proponowałem w zeszłym roku, jednak oni uważają, że mnie złamią.
Skoro tak myślą...

Moja wiedza, a przede wszystkim mój sposób myślenia jest powodem ataków, ale jednocześnie stanowi o moim bezpieczeństwie.

To są tajne służby – myślisz, że mówią ci prawdę?

Jak byś znał prawdę, to byś był w ich szajce, albo w lesie 2 metry pod ziemią.

Wy nie wiecie jaka jest prawda.

Istnieje 15 warstw kłamstw, a większość z was żyje w 4-8 warstwie, nie głębiej.

Dopiero jak dojdziesz do 11 warstwy, zaczyna się rozwidniać.
Dlatego oni nie mają skrupułów w okłamywaniu was, bo mają świadomość w jak wielkim matriksie żyjecie.


Ludzie wyczuwają kłamstwa, dlatego oni unikają kłamstw.
Nie kłamią, tylko podają niepełne informacje.


Robią też taki manewr – dzielą wypowiedź na części – jest część, której nie możecie znać i część, którą możecie poznać.

Np. najpierw mówią sobie w myślach tę niewygodną treść, którą chcą przed wami zataić, a wtedy dopiero na głos wypowiadają drugą część wypowiedzi, która ma w ten sposób już inny sens niż w oryginale.

Wtedy mają poczucie, że was nie okłamują, wy nie wyczuwacie kłamstwa, bo nie wyczuwacie niepewności w ich głosie, a wręcz wyczuwacie pewność – a pewność jest w nich, bo mówią co chcą, a jednocześnie ty nie możesz im zarzucić kłamstwa, albo złej woli - i tak powstaje kłamstwo idealne.

Oni mają poczucie, że wypowiedzieli prawdę i to im sprawia zadowolenie, co odczuwacie pozytywnie, a wy usłyszeliście tylko część informacji i nie dociera do was, że oni na przykład powiedzieli wam:

Ty pytasz: Dlaczego się tak zachowujesz?

A on: „Jestem złośliwy, dlatego to robię – i wtedy na głos – bo ja już tak mam, taki mam tik”.


Mam wrażenie, że robisz mi na złość. Dlaczego się tak zachowujesz?
Jestem złośliwy, dlatego to robię – bo ja już tak mam, taki mam tik.

Mam wrażenie, że robisz mi na złość. Dlaczego się tak zachowujesz?
Bo ja już tak mam, taki mam tik.


Prawda, że jest różnica?


Angażują was za pomocą kłamstw i w ten sposób powstaje szeroki front, który zajmuje się szykanowaniem mnie i utrudnianiem mi życia.

Moje życie jest i tak już skomplikowane, nie dokładaj swojej cegły do tego muru.


Jacek Pajac i jego ludzie ukradli mój kraj.
I jeszcze im się marzy.......



Kto ma uszy niechaj słucha.

http://maciejsynak.blogspot.com/2014/02/60-latka-pokredkowaa-sukiennice.html


http://argo.neon24.pl/post/61461,czy-z-powodu-swojej-blogerskiej-czy-innej-dzialalnosci-jestes-nekany-przez-sluzby



SB zbierała informacje nt. interesujących ją osób, dzisiaj podnosi się temat donosicieli, którzy zazwyczaj tłumaczą się: ale przecież ja nie zrobiłem nic złego, to co powiedziałem, to było nic....

Nieprawda – SB zbierała setki takich relacji i na ich podstawie budowała portret psychologiczny człowieka, który następnie był poddawany „obróbce” - człowiek, nie portret.

Każde słowo ma znaczenie. Każde słowo może zdecydować o dramatycznych zmianach w życiu drugiego człowieka, nie tłumacz tego sobie – i tak się nikt nie dowie, albo: tego nie można udowodnić.
Tu nie chodzi o to, by tobie coś udowadniać, ale byś budował wspólnotę i postępował względem niej etycznie. Pewnego dnia, ktoś z tej nieistniejącej wspólnoty do ciebie przyjdzie i postąpi z tobą tak, jak go tego nauczyły media, służby – i 5 kolumna.



Oni was okradli - z pieniędzy, a przede wszystkim waszego czasu.
Okradają wasze dzieci z ich przyszłości.

Zbóje mają więcej planów wobec was, ale na razie nie mogą się ujawnić z całą mocą, bo jeszcze nie są dość liczni. Zauważa ich taki Synak, zauważają inni, co rozumieją, że samoloty same nie spadają, a brzoza to nie jest temat do żartów - zamach Smoleński najlepiej  świadczy o tym, że już są dość silni, by samodzielnie władać waszym państwem, ale jeszcze za mało ich, żeby wam go odebrać całkowicie.

Zbóje nie napadną na was, dopóki nie będą mieli pewności, że śpicie.
Tak się prowadzi wojny - nie napada się na kogoś, dopóki nie ma pewności, że zostanie pokonany.

Jeżeli będziecie spać - wtedy pewnego dnia przyjdą po was. Przyjdą na pewno.


Pierwszy raz zaczęto mi grozić śmiercią, gdy przyszedłem do gdańskiego UPR i usiłowałem postawić ten oddział na nogi. Czyli gdzieś od roku 2008 - 2009?

Po mniej więcej 2 latach zacząłem rozumieć,  że 90% ludzi, którzy "aktywnie" pokazywali się w UPR, to byli ludzie, którzy zajmowali się sabotowaniem tej partii. Wyobrażacie to sobie? Malutka kanapowa partia, okazało się jest stale dozorowana i od środka rozwalana. Tak bardzo komuś przeszkadza. Potem pojawił się Skarbnik UPR, zaczęliśmy pracować nad oczyszczeniem partii z "leśnych dziadków", no a potem zaskoczenie - ten człowiek zrobił coś niespodziewanego i zniknął z życia partii...

Będąc w 2009 roku na Śląsku, dostałem propozycję pracy - miałem być współwłaścicielem w firmie.. Warunek był jeden - zrezygnować z polityki...

???

Niestety, nie dowiedziałem się, jakie byłyby moje obowiązki w tej firmie, co mielibyśmy robić... Na moje pytania odpowiedziało mi milczenie.


Było to rok po moich pierwszych publikacjach, kiedy dzisiaj czytam swoje stare teksty, to widzę, że w zasadzie już wtedy pisałem o Werwolfie, ale jeszcze nie miałem do końca świadomości, o to właśnie tu chodzi...

Dopiero po latach, jak wspominałem tę sytuację, zrozumiałem, że ja wtedy dostałem propozycję zostania takim samym lokajem jak niejaki Graś - miałem pilnować niemieckiej willi w zamian za ...niezajmowanie się polityką.
Już wtedy, kiedy ja o polityce jeszcze pojęcia nie miałem.

I potem ten dziwny zwrot akcji. Nie podziałała łapówka, to trzeba coś innego uszykować. Nie wiedziałem, że jestem taki ważny... 

To się nazywa profilaktyka - nieustannie przeczesują społeczeństwo pod kątem, kto ma jakie pomysły i co z nim teraz zrobić...

Już wtedy miałem być zneutralizowany, ja - nieopierzony szeregowy z kanapowej partii...

 O moich "przygodach" w UPR można by osobną książkę napisać.

Z wielkim wysiłkiem wyrzuciliśmy z partii leśnych dziadków, a potem okazało się, że to młode leśne dziadki wyrzucały starszą zmianę...

Każdy przejaw życia społecznego jest ściśle kontrolowany przez ABW.

A więc wszystko się zgadza z tym, co sobie wtedy myślałem, że to przecież nie możliwe, żeby w kraju były służby specjalne, politycy, jakaś policja, a jednocześnie było źle...

To jest niemożliwe.

No i wszystko się zgadza, jest źle, bo tak to zostało zaplanowane i zrealizowane.

Może sobie PIS być przy władzy - nic to nie zmienia, oni będą szczekać na niemcy, a to i tak nie ma znaczenia - jak pisałem, że trzeba na każdym pomniku poświęconym II WŚ poprawić napisy z "hitlerowców" na "niemców", bo to przyczynek do fałszowania prawdy o "faszystach" - tak teraz PIS likwiduje te pomniki... Fałszują...to znaczy nie - nie fałszują, nie można tak mówić - oni tę historię wymazują, w biały dzień z patriotyzmem na ustach.




Nieodmiennie mnie to zaskakuje.



Kiedy tak sobie obserwują społeczeństwo, widzę, że niektórzy ludzie zachowują się jakby świat do nich należał, ale jak przyjdą do nich jacyś ludzie i pomachają ubecką legitymacją - nagle okazuje się, że są z plasteliny.

Już nie są kimś ważnym, kimś poważnym, kimś kto ma własne zdanie, o które na co dzień gotowi są się bić i udowadniać wszystkim w otoczeniu, że wszystkie rozumy pozjadali - nagle okazuje się, że są z plasteliny...


 A ja myślałem, że mam do czynienia z ludźmi poważnymi..


Coś niesamowitego, jakieś dziwy.

Ktoś do ciebie przychodzi, grozi ci, że cię pobije i ty zmieniasz zdanie - zupełnie jak w szkole podstawowej. Zadziwiające.

I jak łatwo oni się przemieniają. Po co na co dzień udają kogoś innego?? Może sami nie wiedzą kim są, tylko im się wydaje, że są tacy jak w swoich opowieściach?

Tak schizofrenia...

Nie, nie... to się nazywa ELASTYCZNOŚĆ.

A nie plastyczność.

Myślę, że takim ludziom przydałoby się trochę ochłodzić głowę, życie byłoby lepsze bez tego nadymania się i wojen kogutów...


Całe życie chodzili za mną jacyś ludzie i co rusz usiłowali mi dowodzić, kim to oni nie są. Od lat "zlewam" temat, a oni i tak nieustannie walczą o to bym miał o nich takie, a taki zdanie...

cdn


rzychodził jakiś handlowiec i opowiadał jakieś dziwne rzeczy...

----------


Potrzeba jednej osoby. Musisz znaleźć co najmniej 8 osób.
Każde z nich kolejne 10 i znowu 12....

Te osoby muszą szukać możliwości. Te 12 na końcu, bo te wcześniejsze, to tak za bardzo będą pod obstrzałem...

Ja muszę przyjść na gotowe. Inaczej się nie da. No nie da się inaczej. Nawet ciężko o tym nie-pisać. Takie to trudne. Mam tylko kilka godzin, max dwa dni, zanim mnie ubiegną. To jak mam coś zorganizować? Męczy mnie to, bo przecież ja wiem najwięcej i najlepiej. Ja to powinienem robić. Niby łatwo, bo nie ma innej rady jak przyjść na gotowe, ale mówię, męczy mnie to, bo potrzeba być tak zorientowanym jak ja i jednocześnie całym się zaangażować w, jak by nie było, cudzą sprawę. A owoce dopiero po wszystkim nadejdą...



 .