Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gospodarka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gospodarka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 maja 2023

Zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju.




przedruk
tłumaczenie automatyczne






Idea "zaginionego miasta" może wydawać się starożytną legendą lub fabułą filmu, ale niektóre z opuszczonych miast na świecie tętniły życiem nie tak dawno temu. 

We Francji miasto Oradour-Sur-Glane jest w większości nietknięte od 1944 roku, kiedy oddział wojskowy organizacji SS partii nazistowskiej zabił większość ludności. Populacja włoskiego miasta Craco zmniejszyła się po osunięciach ziemi w 1960 roku i została całkowicie opuszczona po trzęsieniu ziemi w 1980 roku.

 Krajobraz zachodnich Stanów Zjednoczonych jest pełen boomu i popiersia miast, które pojawiły się w 19 wieku.



Miasto Monte Albán - Meksyk


Oczywiste jest, że miasta powstają i upadają, ale często nie ma jasnych zapisów, dlaczego - zwłaszcza gdy bada się obszary miejskie sprzed tysięcy lat. Archeolodzy stają przed wyzwaniem ułożenia układanki z pozostałości dawno minionych miast, aby stworzyć teorie, dlaczego niektóre miejsca zachowały swoje znaczenie dłużej niż inne.


badaniu opublikowanym 3 marca w czasopiśmie Frontiers in Ecology and Evolution przeanalizowano pozostałości 24 starożytnych miast w dzisiejszym Meksyku i stwierdzono, że kolektywne zarządzanie, inwestycje w infrastrukturę i współpraca między gospodarstwami domowymi były spójne w miastach, które trwały najdłużej.

"Przez lata moi koledzy i ja badaliśmy, dlaczego i jak niektóre miasta utrzymują swoje znaczenie lub upadają" - powiedział współautor badania Gary Feinman, kurator antropologii MacArthur w Muzeum Terenowym w Chicago.

Wcześniej zespół badał szeroki zakres miast Mezoameryki na przestrzeni tysięcy lat. Znaleźli szeroki wzorzec społeczeństw ze strukturami rządowymi, które promowały dobrobyt swoich obywateli, który trwał dłużej niż te z dużymi różnicami majątkowymi i autokratycznymi przywódcami.

Ich nowe badanie koncentruje się bardziej na miastach w mniejszej skali czasowej i geograficznej. 24 miasta w zachodniej części Mezoameryki i zostały założone między 1000 a 300 pne, wieki przed hiszpańską kolonizacją dramatycznie zmienił region w 16 wieku.

Wskazówki znaleziono w pozostałościach budynków, planach terenu, pomnikach i placach. "Przyjrzeliśmy się architekturze publicznej, przyjrzeliśmy się naturze gospodarki i temu, co podtrzymuje miasta. Przyjrzeliśmy się oznakom władzy, niezależnie od tego, czy wydają się być mocno spersonalizowane, czy nie" - powiedział Feinman.

Jeśli pozostałości zawierają sztukę i architekturę, która celebruje wielkich władców, jest to znak, że społeczeństwo było bardziej autokratyczne lub despotyczne. Natomiast wizerunki przywódców w grupach, często noszących maski, bardziej wskazują na wspólne zarządzanie.

Spośród 24 starożytnych miast objętych badaniem, miasta, które miały bardziej kolektywne formy zarządzania, miały tendencję do pozostawania u władzy dłużej, czasami o tysiące lat więcej niż te bardziej autokratyczne.

Jednak nawet wśród miast, które prawdopodobnie były dobrze zarządzane, niektóre miasta nadal były odstające. Aby zrozumieć dlaczego, przyjrzeli się infrastrukturze i współzależności gospodarstw domowych.

"Szukaliśmy dowodów na zależność od ścieżki, co zasadniczo oznacza działania lub inwestycje, które ludzie podejmują, a które później ograniczają lub wspierają sposób, w jaki reagują na kolejne zagrożenia lub wyzwania" - powiedział Feinman.


Okazało się, że wysiłki na rzecz budowy gęstych i połączonych ze sobą domów oraz dużych, centralnych otwartych placów były dwoma czynnikami, które przyczyniły się do zrównoważonego rozwoju i regionalnego znaczenia tych miast.

Jako sposób pomiaru zrównoważonego rozwoju w przeszłości, większość badań szuka korelacji między zdarzeniami środowiskowymi lub klimatycznymi, takimi jak huragany i trzęsienia ziemi, a reakcją człowieka na nie. Trudno jednak stwierdzić, czy czas jest wiarygodny, a badania te zazwyczaj podkreślają korelację między kryzysem środowiskowym a upadkiem, nie biorąc pod uwagę, w jaki sposób niektóre miasta z powodzeniem poradziły sobie z tymi głównymi wyzwaniami.

W tym badaniu zespół przyjął inne podejście. Mieszkańcy tych miast stanęli w obliczu wszystkiego, od suszy i trzęsień ziemi po okresowe huragany i ulewne deszcze, a także wyzwania ze strony konkurujących miast i grup. Wykorzystali tę soczewkę do zbadania historii czasu trwania 24 ośrodków i czynników, które promowały ich trwałość. Zespół odkrył, że to zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju. Według współautorki badania, Lindy Nicholas, pokazuje to, że "reakcje na kryzysy i katastrofy są do pewnego stopnia polityczne". Nicholas jest adiunktem w Field Museum.

Podczas gdy te miasta i ich mieszkańcy zniknęli od tysięcy lat, lekcje wyciągnięte z ich szczytów i upadków są dziś niezwykle istotne.

"Nie można oceniać reakcji na katastrofy, takie jak trzęsienia ziemi, lub zagrożenia, takie jak zmiany klimatyczne, bez uwzględnienia zarządzania" - powiedział Feinman. "Przeszłość jest niesamowitym zasobem, aby zrozumieć, jak rozwiązywać współczesne problemy".



Dlaczego niektóre starożytne miasta przetrwały inne | Popularno-Naukowe (popsci.com)





wtorek, 2 maja 2023

Trzecia droga

 

przedruk






27 kwietnia 2023





Czym jest dekolonizacja wyobraźni i dlaczego nie możemy ciągle rosnąć?


 Rozmowa z kulturoznawczynią i popularyzatorką idei dewzrostu, Weroniką Parfianowicz.




Czym jest idea dewzrostu?

Punktem wyjścia dla rozwoju tej koncepcji było rozpoznanie tego, że nasz współczesny globalny system ekonomiczny, który opiera się na stałym wzroście gospodarczym i na pewnej fetyszyzacji tego wzrostu w kulturze, stanowi zarówno źródło kryzysu ekologicznego i klimatycznego – pogłębiającego się na naszych oczach – jak też coraz silniejszych kryzysów społecznych. Zdaniem twórców tej koncepcji (wywodzących się zarówno ze środowisk aktywistycznych, jak i akademickich) sposobem na walkę z tymi kryzysami powinna być zupełna zmiana paradygmatu ekonomicznego, jak i politycznego. Postulują oni odejście od wzrostu gospodarczego jako głównego mechanizmu napędzającego naszą gospodarkę, ale też zachęcają do myślenia o tym, jak w radykalny sposób ograniczać zużycie zasobów i energii, przy jednoczesnej (i to jest prawdopodobnie największe wyzwanie) dbałości o jakość życia dla wszystkich ludzi na całej Ziemi.

Wśród propagatorów tej idei możemy wymienić osoby takie jak Giorgos Kallis, Federico Demaria, Filka Sekulova czy Joan Martinez-Allier. Choć początki tej idei wiążą się z XXI wiekiem, to jej twórcy odwoływali się do dyskusji toczących się już wcześniej. Takim znaczącym historycznym momentem, który trzeba by przywołać, są lata 70. XX wieku, kiedy po raz pierwszy tak wyraźnie zdano sobie sprawę z tego, jak wysokie koszty dla naszej planety i dla życia społecznego przynosi model gospodarczy oparty na stałym wzroście produkcji i konsumpcji, na stałym wzroście zużycia zasobów i surowców naturalnych. Jednym z pierwszych dzwonków ostrzegawczych był słynny raport tzw. Klubu Rzymskiego "Granice wzrostu". Nie był to jedyny i osamotniony głos, bo w tym czasie wielu badaczy i aktywistów wywodzących się z różnych środowisk zaczęło zwracać uwagę na to, że wzrostu gospodarczego na globalną skalę nie da się pogodzić z potrzebami środowiska i potrzebami społeczeństw. Dewzrost nawiązuje do myśli wielu radykalnych intelektualistów, takich jak André Gorz czy Ivan Illich, którzy od lat 70. nawoływali do gruntownej przemiany nie tylko relacji ekonomicznych, ale też przebudowy całych społeczeństw.

Czy jest jeden program dewzrostowy, czy jest to raczej zbiór luźnych koncepcji?

To dobre pytanie, bo czasem mówi się o dewzroście jako takim pojęciu-parasolu, pod którym mieszczą się różne typy ruchów społecznych i politycznych, a także zestaw różnych narzędzi, które miałyby doprowadzić nas do bardziej zrównoważonego ekologicznie i sprawiedliwego społecznie modelu życia. Wśród nich znajdują się takie propozycje jak choćby bezwarunkowy dochód podstawowy, skrócenie czasu pracy czy propozycja gwarancji zatrudnienia. Niektóre z tych koncepcji mogą ze sobą konkurować, czy nawet na pierwszy rzut oka się wykluczać, ale dewzrost stara się włączyć jak najwięcej możliwych alternatyw ekonomicznych i myśleć o tym, jak one mogłyby one zadziałać. Ciągle mało wiemy o tym, jak one mogłyby funkcjonować na większą skalę: czy kompatybilnie by ze sobą współgrały, czy z czasem okazywałoby się, że jedna z tych strategii jest bardziej skuteczna niż inne. Dewzrost jest otwarty na to, żeby z takimi alternatywnymi koncepcjami eksperymentować, wprowadzać je w życie na mniejszą lokalną skalę, obserwować jak to wpływa na relacje gospodarcze i ewentualnie poszerzać ich zasięg. Trzeba pamiętać, że odejście od uzależnienia od wzrostu gospodarczego nie oznacza likwidacji gospodarki jako takiej, tylko taką jej reorganizację, która nastawiona będzie na zaspokajanie realnych potrzeb ludzi, a nie generowanie zysków dla garstki najbogatszych.

A dlaczego od razu dewzrost, może jednak udałoby się wprowadzić w życie zielony wzrost?

Nie dałoby się, chociaż powszechne jest przekonanie, że byłoby fajnie, gdyby była taka możliwość. To jest kusząca narracja: delikatnie zreorganizujemy naszą gospodarkę, PKB będzie nam dalej rosło, a my będziemy mogli zaspokajać nasze potrzeby i jednocześnie zmniejszać presję na środowisko. Sytuacja win-win. Jednak badania pokazują, że na tym poziomie naszego rozwoju technologicznego to jest nieosiągalne. Nasza gospodarka jest mocno zanurzona w zasobach naturalnych. Mogłoby się wydawać że przecież coraz więcej usług, które wpływają na wzrost PKB, ma niematerialny charakter. Ale one też czerpią z materialnych źródeł. Na przykład: żeby przeprowadzać różne wirtualne transakcje, trzeba stawiać serwery, a one czerpią skądś energię itd. Co więcej, wygenerowane w ten sposób bogactwo jest potem wydawane na materialne dobra, np. luksusowe posiadłości czy prywatne samoloty.

Obietnice, że możemy rozwijać gospodarkę bez ograniczeń i pogodzić to z potrzebami środowiska naturalnego, nie biorą pod uwagę fizycznych możliwości naszej planety. Gospodarki nie da się tak łatwo zdematerializować.

Jednym z założeń dewzrostu jest krytyka postrzegania PKB jako głównego wyznacznika sukcesu gospodarczego państw. Co dewzrostowcy proponowaliby w zamian?

Kariera PKB zaczęła się po II wojnie światowej, gdy na całym świecie przyjęto ten wskaźnik jako główny miernik rozwoju. Jak wiemy, wskaźnik PKB pokazuje nam zagregowaną sumę wartości różnych dóbr i usług wyprodukowanych w danym kraju w danym okresie. Taki wskaźnik do wielu rzeczy się przydaje, ma różne zastosowania, ale niekoniecznie jest najlepszym sposobem mierzenia stopnia rozwoju społecznego czy jakości życia. W PKB uwzględnia się wszystko to, co ma wartość pieniężną – wskaźnik nie rozróżnia jednak produkcji rzeczy szkodliwych i pożytecznych. A także nie rozróżnia infrastruktury poprawiającej jakość życia od tej, która powstaje by zwalczać destrukcyjne skutki działalności gospodarczej. Na przykład, gdy gdzieś na oceanie jest wyciek ropy, to niwelowanie szkód też stymuluje PKB, bo wymaga to wielkich nakładów finansowych i technologicznych.

Paradoks PKB ma jeszcze drugi wymiar. Jak powiedzieliśmy, ten wskaźnik liczy tylko to, co ma wartość pieniężną, więc wszystko to, co nie jest utowarowione, nie wlicza się do niego. Wskaźnik preferuje gospodarki, w których sfera usług publicznych jest bardziej wciągnięta w system wymiany pieniężnej, a to wcale nie oznacza, że ludziom żyje się tam lepiej. Oczywiście, możemy stwierdzić, że ten wskaźnik jest niedoskonały i po prostu zastąpić go jakimś innym. Istotne jest jednak to, że przekonanie, iż wzrost PKB przekłada się bezpośrednio na wzrost jakości życia jest źródłem tego myślenia, że stale musimy rosnąć gospodarczo, żeby jakość naszego życia się nie pogorszyła, a to już ma bardzo realne konsekwencje środowiskowe i społeczne. W dodatku – relacja między wzrostem PKB a dobrobytem społeczeństw nie jest tak oczywista. Mieszkańcy wielu państw o stosunkowo wysokim PKB cierpią z powodu rosnących nierówności społecznych, słabych zabezpieczeń socjalnych i niedostatecznie rozwiniętych usług publicznych.



Realizacja dewzrostowych celów wymagałaby ogromnych zmian społecznych, a te musiałyby zacząć się od zmiany sposobu myślenia o ekonomii. Zresztą jednym z głównych dewzrostowych terminów jest "dekolonizacja wyobraźni"...

To jest jeden z ważnych postulatów twórców tej idei. Niezbędnym warunkiem rzeczywistej przemiany jest otworzenie naszej wyobraźni na alternatywne modele życia. W przekonaniu dewzrostowców obezwładniające w tej hegemonii prowzrostowego systemu jest to, że on bardzo zdominował nasz sposób myślenia o świecie jako pewnej całości. Nawet nie interesując się tematyką ekonomiczną, żywimy przekonanie, że wzrost jest czymś jednoznacznie pozytywnym i pożądanym, a próby odejścia od wzrostu wzbudzają niepokój, że ktoś chce nam coś odebrać. W takim rozumieniu przeciwieństwem wzrostu jest zawsze kryzys i recesja, załamanie naszego standardu życia i wymuszona asceza, zaciskanie pasa. Propozycja dewzrostowa jest taka, żeby zmienić kategorie, którymi myślimy i zobaczyć, czy faktycznie ten wzrost gospodarczy jest nam niezbędny do tego, żebyśmy jako ludzie się rozwijali i żeby nasze społeczeństwa dobrze funkcjonowały. Być może okaże się, że stałe rośnięcie gospodarek wcale nie jest tym, co nam to zapewnia. Mogą istnieć inne sposoby organizacji ekonomicznej czy politycznej, które zagwarantują nam dobre życie w sposób mniej destrukcyjny dla planety. Musielibyśmy jednak wpierw oderwać się od myślenia, że tylko stały wzrost gospodarczy może nam zapewnić wolność i bezpieczeństwo.

Poza ekonomicznymi aspektami, krytyka dominującego modelu gospodarczego przychodzi często ze strony antropologii. Antropolożki i antropolodzy zwracają uwagę na to, że dążenie do pogłębiania swojego bogactwa nie jest jedynym modelem dobrego życia w różnych kulturach na świecie.

Antropologia jest bardzo ważnym źródłem krytycznego namysłu nad współczesnym modelem ekonomicznym. I warto pamiętać, że była nim niemalże od samych początków kształtowania się tej dyscypliny. Wielu klasyków antropologii szczególnie interesowała organizacja gospodarcza społeczności nieeuropejskich – prekapitalistycznych czy bezpaństwowych.

Przywołałabym dwóch badaczy, którzy później byli szczególnie inspirujący dla ruchu dewzrostowego, a także dla innych alternatywnych ruchów. To między innymi francuski badacz Marcel Mauss, autor słynnego "Szkicu o darze", który udowadniał, że przez większą część historii społeczeństwa ludzkie funkcjonowały bez czegoś takiego jak gospodarka wolnorynkowa. Rynek nie jest oczywiście czymś, co wynalazł kapitalizm, jakaś forma wymiany towarowej towarzyszy człowiekowi od bardzo dawna, jednakże tak zorganizowana wymiana jak w systemie kapitalistycznym była czymś marginalnym w stosunku do zupełnie innych form życia społecznego: opartych na wzajemności, obdarowywaniu się pewnymi dobrami i usługami itd. Przykłady przytaczane przez Maussa pokazują nam, że kapitalizm jest jedną z możliwości w morzu innych pomysłów na to, jak moglibyśmy funkcjonować.

Drugim z autorów był Marshall Sahlins, który wyszedł od krytycznego podejścia do klasycznej ekonomii i w tekście "Pierwotne społeczeństwo dobrobytu" cofał się jeszcze dalej, zastawiając się, jak mogło wyglądać życie w społeczeństwach łowiecko-zbierackich. Polemizował z założeniem, że musimy spędzać całe nasze życie na pracy najemnej, żeby zarobić na chleb. Opisywał społeczeństwa, gdzie praca sprowadzała się do kilku godzin dziennie potrzebnych, żeby zdobyć pożywienie. To takie ćwiczenie intelektualne: zastanówmy się nad tym, czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy. Zdaniem Sahlinsa, wraz z nowoczesnością i rozwojem systemu kapitalistycznego wzmocniły się zjawiska, które dawniej nie były tak powszechne, jak głód, ubóstwo i nędza. Osobą, która przejęła pałeczkę po tych dwóch badaczach, jest niedawno zmarły David Graeber, który konsekwentnie w swojej działalności poszukiwał takich alternatyw – przez pryzmat przykładów z różnych społeczeństw pokazywał nam, że nasz świat mógłby być zorganizowany zupełnie inaczej.

Mówiliśmy dużo o kapitalizmie, ale zastanawiam się nad rolą państw narodowych w tym wszystkim. Dążenie do większego wzrostu od sąsiada jest przecież formą współczesnej rywalizacji między państwami.

To jest ważne pytanie, bo często zarzuca się dewzrostowi, że stosunkowo niewielką uwagę poświęca roli państw. W dewzrostowych publikacjach wiele pisze się o systemie ekonomicznym w globalnym wymiarze czy o międzynarodowych korporacjach, ale państwo występuje w nich trochę jako przezroczysty aktor. A przecież państwa narodowe są motorami tej machiny wzrostu i rywalizacja o to, kto będzie dominował gospodarczo, rozgrywa się między państwami. W przypadku mniejszych graczy dotyczy to regionalnej pozycji negocjacyjnej – przepływu kapitału, tego gdzie będzie on lokowany i na jakich warunkach. To bardzo ważny i wciąż jeszcze nie do końca rozpoznany obszar – jak sprawić, żeby państwa działały na korzyść swoich obywateli i obywatelek i żeby nie były zmuszone do wzrostowego wyścigu. Bo często nie jest to nawet kwestia świadomego wyboru: globalny system zmusza kraje do tej nieustannej rywalizacji. Dlatego, jak sądzę, hasło internacjonalizmu jest bardzo istotne w myśleniu o globalnej zmianie, bo nawet jeśli państwa próbują samodzielnie wchodzić na drogę progresywnych zmian, to często odczuwają silną presję z zewnątrz, aby je porzucić.

A czy idea dewzrostu to nie jest perspektywa sytego Zachodu, gdzie ludziom łatwiej byłoby poddać się dobrowolnym ograniczeniom? Co ze społeczeństwami "na dorobku", krajami rozwijającymi się, które tego dobrobytu jeszcze nie zakosztowały i chciałyby go dopiero doświadczyć?

To bardzo ważne pytanie i to chyba najczęstszy zarzut, który pojawia się pod adresem dewzrostu. Wydaje mi się, że pojawia się on dlatego, iż krytycy tej koncepcji po prostu nie czytają dewzrostowych tekstów. W tych manifestach zazwyczaj już w drugim czy trzecim akapicie pojawia się hasło, że faktycznie jest to idea wywodząca się z sytej globalnej Północy i dlatego jest przede wszystkim na nią nakierowana. To my się mamy ograniczać, zrezygnować z wielu naszych szkodliwych przyzwyczajeń (jak przekonują działacze dewzrostowi – bez szkody dla naszego dobrobytu) po to właśnie, żeby państwa globalnego Południa mogły wreszcie wejść na taką ścieżkę rozwoju, jakiej by chciały ich obywatele i obywatelki, bo na razie skutecznie im to uniemożliwiamy. Bardzo ważne jest też to, że dewzrost w dużej mierze odwołuje się i czerpie inspiracje z ruchów globalnego Południa – ruchów sprawiedliwości społecznej i środowiskowej, tamtejszych sposobów działania i mówienia o świecie, a także projektów politycznych. Wiele możemy nauczyć się z doświadczeń Zapatystów, Autonomicznej Federacji Północnej i Wschodniej Syrii czy międzynarodowych ruchów skupiających społeczności rolnicze jak Via Campesina. Dewzrost jest wezwaniem do obywateli tej części świata, żeby reszta mogła się rozwijać. To jest rozpoznanie i przyznanie się do tego, że system kolonialny tak naprawdę nigdy w pełni się nie zakończył – nadal globalna Północ eksploatuje kraje globalnego Południa. Ta dekolonizacja wyobraźni, o której rozmawialiśmy, ma także wymiar bezpośredni – zdekolonizowanie swojego myślenia o krajach globalnego Południa. Wiemy, że ciągle w naszej debacie publicznej istnieje bardzo dużo stereotypów, np. że ich sytuacja jest taka, jaka jest, dlatego że same są za to odpowiedzialne. Bardzo niechętnie patrzymy na to, co globalna Północ dalej robi, żeby utrzymać tę sytuację nierównej wymiany.

A jak pogodzić postulaty dewzrostu z kwestiami bezpieczeństwa państwowego? Obserwujemy raczej na świecie odwrotny trend – zwiększanie nakładów na przemysł zbrojeniowy…

To bardzo trudny temat i chciałabym, żeby to zostało właściwie odebrane. Wiadomo, że w momencie, w którym trwa wojna, trzeba zmobilizować wszystkie możliwe nakłady sił, żeby wesprzeć stronę, która jest ofiarą napaści i działać na rzecz zakończenia konfliktu w sposób najkorzystniejszy dla strony zaatakowanej – to nie ulega wątpliwości. Natomiast ten trend, który zaczął się na Zachodzie w wyniku wojny w Ukrainie – wzmożonej militaryzacji i kultu militaryzmu – osobiście dla mnie jest bardzo niepokojący, bo na dłuższą metę, patrząc z perspektywy tego, jakbyśmy chcieli, żeby ten świat wyglądał, to nie jest ścieżka, która nas zaprowadzi w dobre i bezpieczne miejsce. Myślę, że nieprzypadkowo ogromna energia najwybitniejszych intelektualistów i przedstawicieli świata nauki po II wojnie światowej była skierowana na ruchy na rzecz rozbrojenia i ruchy antynuklearne.

Ciężko sobie wyobrazić jakikolwiek długofalowo zrównoważony świat, w którym ludzie bezpiecznie mogą się rozwijać, jako świat w pełni zmilitaryzowany i rozwijający coraz to nowe zbrodnicze technologie, które mają na celu zabijanie ludzi i innych istot. Już nawet nie wspomnę o kosztach środowiskowych tej gospodarki zbrojeniowej i o tym, ile pochłania zasobów, które mogłyby być relokowane na ważne społecznie potrzeby. Mówię to, abstrahując od dzisiejszej sytuacji, bo teraz musimy działać na bieżąco i myśleć nieco inaczej, ale jeśli możemy pozwolić sobie na myślenie o tym, jakiego świata chcielibyśmy w przyszłości, to musimy postawić sobie to pytanie: czy naprawdę chcemy, żeby ludzkość już zawsze była w tej pułapce militaryzmu? Możemy spróbować wyobrazić sobie świat, w którym konflikty (bo one zawsze będą, to nie ulega wątpliwości) są załatwiane inaczej. I właśnie o tym jest dewzrost: jak ułożyć ten świat, żeby te potężne arsenały niszczycielskiej broni nie były nam po prostu potrzebne.

Żebyśmy w ogóle mogli zacząć myśleć o takim świecie, musimy odejść nie tylko od kapitalizmu, ale także współczesnych form imperializmu, który z tym systemem ekonomicznym jest nierozerwalnie związany. Dewzrost jest więc też nurtem antyimperialistycznym i domagającym się autonomii i prawa społeczeństw do decydowania o swoim losie.

Czy były w Polsce podobne tradycje intelektualne, do których można by się odwoływać w kontekście dewzrostu? Pomyślałem o Stanisławie Lemie, który choć bardzo wierzył w postęp technologiczny, to nieustannie przestrzegał przed jego ciemną stroną: wyścigiem zbrojeń czy ekologiczną katastrofą.

Myślę, że to jest dobry trop. Trudno znaleźć kogoś, kto by miał tak duży zasięg jak Lem. Dyskusje o tym, że moglibyśmy nasze życie społeczne trochę inaczej ułożyć, skupić się na innych wartościach niż stały pęd do zapewnienia sobie prestiżowych dóbr, były jednak obecne w dyskusjach intelektualistów i naukowców w Polsce już w latach 70. Takie debaty toczyły się równolegle do tych na Zachodzie. Gdy czyta się publikacje popularnonaukowe czy przyrodnicze z tamtych lat, to we wstępach często pisano o tym, że rozwój cywilizacji przemysłowej i rewolucja naukowo-technologiczna przyniosły nam bardzo wiele korzyści, choćby postęp w medycynie i podwyższenie standardu życia, ale koszty tego były bardzo duże. A gdy teraz mamy taką rozwiniętą technologię, to musimy zastanowić się, jak ją świadomie opanowywać, jak starać się zminimalizować jej negatywne skutki. I że nie możemy za bardzo zawierzać tym technologiom, bo one są obosieczną bronią, tak jak w tej krytyce Lema: przynoszą dużo dobrych rzeczy, ale też potrafią oddziaływać destrukcyjnie.

W jednym z artykułów przedstawiała pani też inny środkowoeuropejski przykład – czechosłowacką idee necesyzmu.

Pomysły na to, że moglibyśmy nasze życie ułożyć inaczej – bez nadmiernej konsumpcji i grabieżczego eksploatowania zasobów, a przy tym wciąż żyć dobrze i szczęśliwie, pojawiały się w różnych miejscach na świecie niezależnie od siebie. To pokazuje, że koncepcja dewzrostu nie jest tylko sztucznym wytworem garstki zachodnich intelektualistów, ale odwołuje się do bardziej uniwersalnych potrzeb, które tkwią w różnych społeczeństwach i w różnych momentach historycznych są wyraźniej artykułowane. Jednym z takich ciekawych momentów, stosunkowo słabo znanych, jest właśnie ten ruch necesyzmu, który pojawił się w Czechosłowacji zaraz po II wojnie światowej. To był dość efemeryczny ruch, tworzyło go dosłownie kilku architektów i filozofów o lewicowych poglądach, którzy doszli do wniosku, że należy radykalnie przebudować sposób życia społeczeństw i odejść od kapitalizmu, który obserwowali w międzywojennej Czechosłowacji. Proponowali w zamian ruch opierający się właśnie na necesyzmie, czyli skupieniu się na rzeczach niezbędnych i zadbaniu o dobre i skromne życie w zgodzie z naturą. Uważali, że państwo socjalistyczne może być dobrym sojusznikiem dla tego projektu, bo widzieli duży potencjał w gospodarce centralnie planowanej jako takim mechanizmie, który pozwoli zapewnić podstawowe ludzkie potrzeby w sposób efektywny, bez zbędnego marnotrawstwa zasobów i energii. Wychodzili z założenia, że gdy ludzie będą mieli te potrzeby zabezpieczone, to będą mogli skupić się na rozwoju własnych talentów czy na spędzaniu czasu w przyjemny sposób, przy jednoczesnej rezygnacji ze zbędnych luksusów. Ale praktyka państw socjalistycznych okazała się inna, bo podobnie jak państwa zachodnie przyjęły one ścieżkę dynamicznego wzrostu gospodarczego. Ruch zgasł wraz z wprowadzeniem forsownej industrializacji i kolektywizacji – okazało się, że to nie jest to, o co tym twórcom chodziło, nie tak wyobrażali sobie tę przemianę społeczną.




Weronika Parfianowicz - Kulturoznawczyni, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej UW. Zajmuje się m.in. problematyką związaną z mieszkalnictwem w Europie Środkowej i ideą dewzrostu oraz upowszechnianiem wiedzy na temat kryzysu klimatyczno-ekologicznego. 

Autorka książki Europa Środkowa w tekstach i działaniach. Polskie i czeskie dyskusje (Warszawa 2016), współredaktorka książek Awangarda/Underground. Idee, historie, praktyki w kulturze polskiej i czeskiej (Kraków 2018) i Ćwiczenia z mieszkania. Praktyki, polityki, estetyki, (Warszawa, 2018)”






Patryk Zakrzewski

Antropolog kulturowy, czasem DJ. Poszukiwacz niesłusznie zapomnianych zjawisk z dziejów polskiej kultury.




Weronika Parfianowicz: Czy naprawdę zrobiliśmy tak ogromny postęp, skoro utrzymanie się kosztuje nas tak wiele wysiłku i pieniędzy? [WYWIAD] | Artykuł | Culture.pl





środa, 12 kwietnia 2023

Przywództwo






przedruk
trochę słabe tłumaczenie automatyczne




Dan Diaconu: Dwie bardzo jasne kwestie


Nie lubię streszczać historii, ale będę. Nie lubię być kategoryczny, jeśli chodzi o drażliwe kwestie historii, ale znowu, zrobię to. I natychmiast zrozumiesz dlaczego. Gdybym tego nie zrobił, czułbym się winny, gdybym podjął ogromne ryzyko. ale chcę podjąć ryzyko. Zaczynamy!
Ponieważ Rumunia istnieje jako podmiot prawa międzynarodowego, ma tylko jeden kraj, który pielęgnował dla nas szczerą przyjaźń. Co to był za kraj? Czy to była Francja, tylko w szkole powiedziano nam, że "zjednoczyli nasze księstwa"? W dziwny sposób Francja realizowała tylko swój własny interes. Gdybyśmy wzięli za palantów, których uważaliśmy za "naszych gwarantów", zostalibyśmy zniszczeni. Czy byli to wtedy Anglo-Amerykanie? Z pewnością tak, ci, którzy podstępnie bombardowali nas podczas wojny? Nigdy nas nie kochali, nie kochają nas nawet teraz. Więc kto został? To tak, jakbym słyszał od ciebie: "Nie mów nam, że Rosja!". Oczywiście, że ci tego nie mówię! Jak do być przyjacielem imperium dla małego sąsiada? Oczywiście Rosjanie nie mogli być naszymi przyjaciółmi! Wtedy?

Proszę zanotować, albo jeszcze lepiej, zapisać coś, abyś od teraz nie zapomniał. Rumunia miała tylko jednego przyjaciela, który udowodnił, że jest naszym przyjacielem, dokładnie wtedy, gdy potrzebowaliśmy kogoś, kto by nas wesprzeł. Tylko jeden kraj okazał nam szczerą przyjaźń, a ten kraj nazywa się Chiny. Absolutnie żaden kraj na tym świecie nigdy nas nie kochał. Chiny traktowały nas takimi, jakimi jesteśmy i zawsze traktowały nas z sympatią i szacunkiem. Nie zapominaj o tym! I nie zapominajcie, że my, jeśli chodzi o Chiny, zachowaliśmy się jak ghiolbany. Pamiętacie "kolczaste" interwencje sekurystycznego Basescu? Pamiętasz, jak nieważność Plăvan nagle i bez wyjaśnienia zakończyła memoranda z Chinami? To była nasza wdzięczność za jedyny kraj na świecie, który pomógł nam, nie raz, ale dwa razy, w absolutnie krytycznych momentach. I kto chciałby nam pomóc więcej niż jeden raz, gdyby nie to, że woleliśmy odwrócić się od niego, aby wziąć ciemne światło od Amerykanów. A Amerykanie trzymają nas teraz tylko jako walutę, wyciskając nas z ostatnich zasobów, tak jak wyciskasz cytrynę, kiedy robią ci lemoniadę! (Zapisz również część "wymiana walut", ponieważ napisałem ją, aby mieć dowód w najbliższej przyszłości.) Idźmy dalej!

Po rewolucji 1848 roku Rumunia miała tylko jednego prawdziwego przywódcę. To nie był Alexandru Ioan Cuza. Owszem, był patriotą, ale realizował tylko swoje małostkowe interesy. O tym zwiedzionym przeciętniku, który go zastąpił, nie ma sensu dyskutować: o zatłoczonym Niemcu, który przybył z pustynią w dupie i dotarł tutaj. To rzecz przejść z poziomu nikogo do poziomu króla kraju. Tylko w Rumunii mogło się to zdarzyć.

Czy to był Ferdynand? "On właśnie stworzył Wielką Unię", tak wiemy z historii. Phooey! Kto mógłby myśleć o tej bezsilności? Bezużyteczny człowiek, który wyróżniał się jedną rzeczą, której żaden mężczyzna by nie chciał: od tego czasu udało mu się poślubić największą dziwkę na świecie. Modlę się, on też nie był drzwiami kościoła, sfrustrowanym człowiekiem schodzącym do najbardziej zaraźliwych obszarów społeczeństwa, aby zaspokoić swoje perwersyjne przyjemności. Jedyne, co udało się Ferdynandowi (gdyby to był on!), to przyczynienie się do pojawienia się wielkich pramatii, które miała Rumunia.

Tak, chodzi o Karola II, tego dewianta, któremu udało się odkurzyć Rumunię w wyniku swojej pasji do dziwki jeszcze większej niż jego ja. A ponieważ czuję wstręt do mówienia o tym, przejdę przez to. Czy to będzie Mihăiţă? O mój Boże, jakie kopie ten kraj mógłby usiąść na czele! Pozwolę sobie wybaczyć tę uwagę, ale w życiu jego ojca Mihai wyróżniała się tylko ogromną kwotą wydaną z budżetu na własne odbóstwienie. A biedny człowiek był tak głupi, że szczerze zakochał się w młodej prostytutce, którą wepchnięto do jego łóżka. Coś jeszcze do zapamiętania od niego? Że odwrócił broń w trakcie negocjacji kapitulacyjnych Antonescu? A może powinniśmy zrównoważyć jego medal od Stalina?

Daj spokój, nie mamy już wielu. Z pewnością pominiemy Gheorghiu Deja, tylko on jest winny całego szaleństwa po wojnie, wszystkich bzdur i dojścia do władzy obywateli emanujących przez czołgi. Próbował zmyć swoje grzechy pod koniec życia, ale na próżno.

Żebyście nie dali wam nadziei, wrzucę wszystkich idiotów, których miałem po rewolucji, do tego samego wiadra bezużytecznych głupców. Wszyscy nas zniszczyli, wprowadzając nas do drewnianego jastrychu. Trudno więc kogoś znaleźć. Pozostał tylko Nicolae Ceausescu. Czy powinien zasłużyć na miano "jedynego prawdziwego przywódcy Rumunów"?

TAK, mówię, że wciśnięty! Nicolae Ceausescu był jedynym prawdziwym przywódcą w ciągu ostatnich 200 lat, przez co rozumiał tego, który wzniósł się ponad swoje czasy. "To był po prostu słodko-gorzki szewc!" – powiedzą jego krytycy. Zgadza się, nie wahał się powiedzieć sobie, od jakiej pracy zaczął. Po prostu ten szewc był mądrzejszy niż wszystko, co ten kraj wspiął się na głowę w ciągu ostatnich 200 lat! Bez wątpienia! Pod względem wydajności chłop Ceausescu był panem oprócz tych wszystkich gołych łokci, które mamy teraz. Z punktu widzenia stosunków międzynarodowych uważam, że dyskusja nie powinna być dłużej otwierana. Także pod względem strategii gospodarczej. Ceausescu podniósł Rumunię od średniowiecza i przeniósł ją do epoki przemysłowej. Jeśli mi nie wierzysz, spójrz na statystyki, a zrozumiesz.

Bez wątpienia był wizjonerem, który czuł, dokąd wszystko zmierza. W latach 80-tych Ceausescu udało się opracować koncepcje, które są teraz ledwo zarysowane. Obecnie mówi się o "gospodarce o obiegu zamkniętym". Ceausescu udało się go dobrze wdrożyć! Ci, którzy wtedy żyli, wiedzą, co było z "trzema R" (odzyskiwanie, ponowne użycie, regeneracja); Jako dziecko dostawałem poważne kieszonkowe z butelkami i słoikami. W tym czasie w Rumunii prowadzono poważne badania w dziedzinie pojazdów elektrycznych, akumulatorów i tak dalej. Rumunia wprowadziła po raz pierwszy publiczny transport gazu ("bomby" te w autobusach), były badania i moduły do produkcji biogazu, program, który gdyby był kontynuowany, doprowadziłby do lepszej gospodarki odpadami. Mieliśmy dynamicznie rozwijający się przemysł elektroniczny, sami produkowaliśmy wiele układów scalonych, chcieliśmy stać się niezależni energetycznie i mieliśmy poważną bazę strategiczną. Również z informatycznego punktu widzenia Rumunia była doskonale zintegrowana z klimatem. Sami produkowaliśmy komputery kompatybilne z zachodnimi, zaczęliśmy komputeryzację, a ci, którzy żyli, dobrze wiedzieli, na jakim poziomie jesteśmy. Istnieje wiele pozytywnych aspektów polityki gospodarczej Ceausescu, podobnie jak jest wiele aspektów jego błyskotliwej polityki zagranicznej, elementów, które doprowadziły Rumunię do miejsca, którego już nigdy nie zajmie.

Oczywiście istnieje również wiele negatywnych aspektów przywództwa Nicolae Ceausescu, z których najbardziej widocznym jest dziesięcioletni głód, który ustanowił, aby spłacić zagraniczne długi. Patrząc teraz oczami, rozumiem jego spadkobiercę, ale jego oczami trudno cokolwiek zrozumieć. Oczywiście możemy balansować na negatywnej stronie i ustalonej dyktaturze lub jej obłąkanym kulcie jednostki. Jest ich wiele, ale cokolwiek porównamy z tym, co jest teraz, Ceausescu wychodzi na wierzch. Tylko jeśli odniesiemy się do kultu jednostki, powiem wam tylko, że ten, który teraz znacznie przewyższa ten z tamtych czasów. Jak inaczej wizerunek Iohannisa – tego, niepotrafiącego związać dwóch słów – jeśli nie przez ogromny kult jednostki – był podtrzymywany pozytywnie? To samo stało się z Băsescu. Porównajmy: w czasach Ceauşescu istniały dwie stacje telewizyjne nadające tylko kilka godzin dziennie i które w rzeczywistości około 50% -60% czasu uprawiały kult jednostki (nie, to nie było w 100%, ponieważ były też filmy, kreskówki, były inne programy, takie jak Iosif Sava itp.). Teraz ogromna liczba stacji telewizyjnych nadających przez całą dobę nie robi nic poza propagandą w różnych formach. Spójrz na Digi lub Antena 3, a zrozumiesz różnicę. Ówczesny kult systemu kontra to, co dzieje się teraz, staje się nieistotny.

Zatrzymuję się tutaj mówiąc, że jest to element, który oczyszcza Ceausescu z absolutnie wszystkich jego grzechów, a mianowicie z jego patriotyzmu. W porównaniu do wszystkiego, co Rumunia miała przed nim i po nim, Ceausescu był przywódcą w 100% oddanym swojemu krajowi. Dlatego błędy, które popełnił, stają się wybaczalne.

Na koniec powtarzam: w ciągu 200 lat mieliśmy tylko jednego męża stanu i tylko jeden przyjazny kraj. Ceausescu poszedł i nie mógł wrócić. Natomiast Chiny nie tylko istnieją, ale ewoluowały w kierunku, w którym Ceausescu planował pójść z Chińczykami. Dlatego teraz Chiny są prawdopodobnie jedyną istotną potęgą ludzkości, która stoi na solidnych fundamentach i która ma plan na następne co najmniej 100 lat. Powiem wam jeszcze jedno: powrót Rumunii do Chin będzie podobny do powrotu syna marnotrawnego. Bez wątpienia Chiny mają pamięć historyczną, na tym opiera się cała ich tysiącletnia polityka. Dlatego Chiny nigdy nie zapomną Rumunii i nigdy jej nie upokarzą. Jestem o tym przekonany. Ale "syn marnotrawny" musi również chcieć zwrócić twarz do prawdziwych przyjaciół po tym, jak został pozostawiony w łachmanach przez przyjaciół koniunktury.


Autor: Dan Diaconu

środa, 5 kwietnia 2023

Dziura od szóstej do dziesiątej

 

przedruk



Jak wygaszono popyt na linii kolejowej Bielsko-Biała – Cieszyn?



Przemysław Brych ⚫ 03.04.2023 ⚫ 11k




Linia nr 190 z Bielska-Białej do Cieszyna ma bardzo długą historię, jednak najciekawsza jest ta od roku 1983, kiedy linia została zelektryfikowana, do całkowitej likwidacji na niej pociągów w roku 2009. Trasa jest książkowym przykładem, jak należy dostosowywać ofertę przewozową i parametry techniczne linii, aby podróżni z pociągów... nie korzystali.




W grudniu 1982 roku sieć trakcyjną rozwieszono między Bielskiem-Białą a Skoczowem, a w maju 1983 między Skoczowem a Cieszynem. Odcinek Skoczów – Goleszów był elektryfikowany wcześniej, już pod koniec lat siedemdziesiątych. Ukończenie elektryfikacji jest także rokiem z najlepszym rozkładem jazdy na tej trasie. Z Bielska-Białej do Cieszyna kursowało jedenaście pociągów, a w relacji przeciwnej dwanaście. Dodatkowo na trasie pojawiały się także pociągi szczytowe w krótszych relacjach Bielsko-Biała – Skoczów, czy Skoczów/Goleszów – Cieszyn. Czas przejazdy całej trasy zajmował około godziny i dziesięciu minut, a najszybszy pociąg przyspieszony jechał godzinę i trzy minut, a więc niewiele dłużej niż dziś autobusem, który zatrzymuje się na wszystkich przystankach pośrednich.



Pociągi w środku nocy i pociągi w stadach.

Rozkład jazdy 1990 nie przynosił znaczących rewolucyjnych zmian. Skrócił się za to czas jazdy ze Skoczowa do Cieszyna, który wnosił około dwudziestu pięciu minut. Pociągi osobowe, które sprawnie przejeżdżały przez mijanki, w dalszym ciągu jechały w tempie dzisiejszych autobusów, które korzystają z przystanków pośrednich. Mimo to zaczęto eksperymentować z rozkładem jazdy. W rozkładzie jazdy pojawiły się pociągu w środku nocy. I tak o godzinie 00:01 z Bielska-Białej odjeżdżał pociąg do Wisły, który w Skoczowie był skomunikowany ze składem do Cieszyna (odjazd 00:51). Jednak ciekawsze było to, że pociągi w przedpołudniowym szczycie z Cieszyna do Bielska-Białej jechały w stadzie o godzinie 9:52, 10:38, 11:30, 12:12, a po południu następowała przerwa od 16:41 do godziny 19:08


Dłuższe pociągi i pogorszenie parametrów technicznych linii.

Połowa lat dziewięćdziesiątych przyniosła znaczące pogorszenie prędkości na linii. Brak prac utrzymaniowych doprowadził do znacznego wydłużenia czasu jazdy. Pociągi ze Skoczowa do Cieszyna potrzebowały na przejechanie tego odcinka czterdziestu minut, a więc dwukrotnie dłużej niż obecnie, a kolejne czterdzieści na przejechanie odcinka Skoczów – Bielsko-Biała Główna. Z bielskiego dworca co Cieszyna odjeżdżało jedenaście bezpośrednich pociągów z Cieszyna do Bielska-Białej dziewięć.



Kropkę nad i pogarszających się parametrów linii była dziura w rozkładzie jazdy z Bielska-Białej do Cieszyna od godziny szóstej do dziesiątej, która z roku na rok będzie coraz większa. Co ciekawe większe stawały się także pociągi na trasie. Poza EN57 na linii kursowały lokomotywy EU07 w trzema wagonami, które podczas liczenia podróżnych wydłużały się nawet do pięciu wagonów. Smaczku dodaje także fakt, że jeden z obiegów wagonów prowadził wagon klasy pierwszej, co w latach wcześniejszych na tej trasie nie miało miejsca, ale zapewne przyczyniało się do zwiększania deficytu przewozów.



W rok 2000 linia weszła z czasem przejazdu około osiemdziesięciu minut przy sprzyjających układzie mijanek, jednak paradoksalnie poprawił się rozkład jazdy, który w godzinach szczytu zapewniał równe odstępy między pociągami. Nie licząc dziury od godziny 6:06 do 10:24 z Bielska-Białej do Cieszyna pociągi odjeżdżały o 12:14, 13:42, 14:38, 15:41, 17:12 i 18:43. Jednak w relacji przeciwnej z Cieszyna powrócono do dziury od 16:37 do 19:04, w której o 17:42 odjeżdżał skład do Skoczowa, który nigdzie i z niczym nie był skomunikowany. W latach 2006-2007 etapami oddawana do użytku drogę ekspresową z Bielska-Białej do Cieszyna - czego kolej nie chciała chyba zauważyć.


Idylla pociągów co godzinę w szczycie z Bielska-Białej do Cieszyna skończyła się w rok później. Co prawda pociągi z bielskiego dworca nadal odjeżdżały o 12:07, 13:47, 14:25, 15:58, 16:48, ale dwa kursy o 13:47 i 14:25 zostały skrócone do Goleszowa. Jednak oba składy zjeżdżały jako... pociągi służbowe do Cieszyna. Podsumowując: w roku 2001 z Bielska-Białej do Cieszyna pociąg odjeżdżał o godzinie 5:56, potem 10:29, 12:07 i kolejny o 15:58 - tak więc mieliśmy już dwie prawie czterogodzinne dziury w rozkładzie jazdy; nie było choćby możliwości powrotu z nocnej zmiany w pracy w Bielsku po godzinie 6 rano. Pociąg z przystanku Bielsko-Biała Zachód (znajdującego się najbliżej fabryki Fiata) odjeżdżał o 5:59…


Lata 2005 – 2009 to powolny koniec przewozów na tej linii. Ciągłe spory o wysokość dotacji do przewozów, pogarszające się parametry linii i wielomiesięczne zamkniecie na odcinku z Bielska-Białej do Jaworza Jasienicy (z powodu budowy zachodniej obwodnicy Bielska-Białej) doprowadziło do uśmiercenia tej trasy, z której korzystali już tylko najwierniejsi pasażerowie. Mimo wszystko jeszcze w roku 2005 rozkład jazdy przewidywał dowożenia na trzy zmiany i powroty z nich w Bielska-Białej. Jednak czas jazdy wynoszący około półtora godziny nie zachęcał do korzystania z usług kolei.

Rozkład jazdy w rok 2005 przewidywał siedem par pociągów z Cieszyna o 3:58, 5:22, 8:58, 11:53, 14:14 i … 20:38 w drodze powrotnej także siedmiu o 4:32, 6:04, 11:48, 14:46, 16:00, 18:36 i 22:40. Wprowadzenie rozkładu jazdy 2008/2009 przyniosło koleją korektę i w obie strony pozostały tylko trzy pary pociągów. Z Bielska-Białej po godzinie 6, 14 i 18 zaś z Cieszyna po 5, 8 i 14, aby w styczniu po kolejnych sporach o wysokość dotacji zamknąć rozdział pociągów w Bielska-Białej do Cieszyna, które nie kursują do dziś, a linia ze Skoczowa do Bielska-Białej nadal czeka na odbudowę.



Jak wygaszono popyt na linii kolejowej Bielsko-Biała – Cieszyn? - Wszystko na temat branży kolejowej: PKP, Intercity, przewozy regionalne, koleje mazowieckie, rozkłady jazdy PKP, Kolej (rynek-kolejowy.pl)





czwartek, 30 marca 2023

Różne - chatbot, pieniądze, Trump




przedruki






Spośród 21 mld funtów pochodzących ze środków publicznych, które zostały zdefraudowane, 7 mld funtów to środki pochodzące z programów rządowych realizowanych w związku z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2 na Wyspach.

Biuro Audytu przyznaje, że "jest mało prawdopodobne", by większość tych środków udało się odzyskać.


Wielkość defraudowanych środków wzrosła w czasie pandemii dramatycznie - w ciągu dwóch lat przed pandemią wynosiła 5,5 mld funtów, podczas gdy dwóch lat pandemii - 21 mld.

Kierujący NAO Gareth Davis przyznaje, że doszło do "znaczącego wzrostu poziomu nieprawidłowości finansowych w sprawozdaniach finansowych" objętych kontrolą Biura.

- Oprócz utraty pieniędzy podatników wiąże się to z ryzykiem, że ludzie zaczną postrzegać oszustwa i korupcję w działaniach władz jako coś normalnego i tolerowanego. Jeśli nie będziemy z tym walczyć może to wpłynąć na poziom zaufania społecznego w kwestii uczciwości usług publicznych - podkreśla Davis.

Rzecznik rządu podkreślił, że od 2021 roku rząd przeznaczył 900 mln funtów na walkę z nieprawidłowościami finansowymi i "poczynił postępy" w tym zakresie przez stworzenie Public Sector Fraud Authority, organu którego celem jest pomoc instytucjom państwa w walce z korupcją i malwersacjami.

Rzecznik brytyjskiego rządu podkreślił, że w ciągu dwóch lat udało się odzyskać ponad 3,1 mld funtów zdefraudowanych środków, w tym świadczenia wyłudzone z programów realizowanych w związku z epidemią COVID-19.



-----



Trump prosi doradców o przygotowanie planów ataku na cele w Meksyku


Autor: Artur Bartkiewicz • 27 min temu





Donald Trump, który przygotowuje się do walki o prezydenturę USA w 2024 roku, prosi swoich doradców o przygotowanie planów ataków na cele związane z działaniem karteli narkotykowych w Meksyku, w tym ataków, które miałyby być prowadzone bez zgody władz Meksyku - podaje magazyn "Rolling Stone".


"Rolling Stone" powołuje się na dwa źródła "znające sprawę".

- Zaatakowanie Meksyku lub jakkolwiek inaczej się to nazwie, jest tym do czego Trump chce mieć przygotowane "plany bojowe" - mówi jedno ze źródeł.

Rozmówca magazynu mówi, że Trump żałuje "zmarnowanych szans w czasie pierwszej kadencji" na stanowisku prezydenta USA.


Doradcy Trumpa mieli przedstawić mu kilka możliwości działania przeciwko kartelom narkotykowym w Meksyku, w tym jednostronne uderzenia na cele w Meksyku i rozmieszczenie wojsk na terytorium sąsiada USA - twierdzą informatorzy "Rolling Stone".

Jedna z takich propozycji została opisana w białej księdze przygotowanej przez think tank Center for Renewing America, w którym kluczową rolę odgrywają zwolennicy Trumpa. W raporcie "Czas przeprowadzić wojnę z międzynarodowymi kartelami narkotykowymi" czytamy o możliwych uzasadnieniach i procedurach potrzebnych do "formalnego" ogłoszenia "wojny z kartelami" w związku z rosnącą liczbą Amerykanów umierających po zatruciu fentanylem.

W raporcie czytamy, że choć Meksyk powinien być włączony w działania przeciwko kartelom to jednak "jest kluczowe, aby władze Meksyku nie miały wrażenia, że mają prawo weta mogące przeciwdziałać podejmowaniu przez USA działań niezbędnych dla zapewnienia bezpieczeństwa ich granic i obywateli" - czytamy w raporcie.

Celem działań USA miałoby być "zmiażdżenie karteli narkotykowych przy użyciu siły militarnej". Działania miałyby obejmować uderzenia Sił Specjalnych USA, a także działania wywiadu wykorzystujące siły piechoty morskiej, wojsk lądowych, marynarki wojennej, sił powietrznych i straży przybrzeżnej.

"Rolling Stone" zaznacza, że nie jest jasne czy Trump, jako prezydent, byłby gotowy realizować tak szeroko zakrojony plan działań militarnych w Meksyku. Trump ma jednak skłaniać się do wysłania do Meksyku amerykańskich Sił Specjalnych.







----------



Elon Musk wzywa do wstrzymania prac nad AI. „Zagrożenie dla ludzkości”
Autor: Wprost • Wczoraj o 18:50





To nie jest dobry dzień dla Sztucznej Inteligencji. Po tym, jak analitycy Goldman Sachs przedstawili przerażający raport dotyczący rynku pracy, Elon Musk z grupą naukowców zaapelował o wstrzymanie prac nad rozwojem AI.


Sztuczna Inteligencja rozwija się w ostatnim czasie w imponującym, ale także nieco niepokojącym tempie. Usługi, takie jak ChatGPT, czy Bard zyskują ogromną popularność, co ponownie stało się paliwem dla przeciwników AI. Jednym z nich od lat jest Elon Musk.

Sztuczna Inteligencja zabierze nam pracę

29 marca ukazał się raport Goldman Sachs, w którym analitycy wyliczają, jaki wpływ na rynek pracy będzie miał dalszy rozwój Sztucznej Inteligencji. Wyniki ich analizy są przerażające. Jak wynika z wyliczeń jednego z największych banków świata, ze względu na najnowszą falę usług opartych na Sztucznej Inteligencji, pracę może stracić aż 300 milionów osób na całym świecie.

Jak wynika z raportu przygotowanego przez ekonomistów Goldman Sachs, aż 18 proc. wszystkich etatów może zostać zmechanizowanych. Wśród najbardziej zagrożonych zawodów wskazano, prawników i pracowników administracyjnych. W Stanach Zjednoczonych i Europie AI może zostać wprowadzona w jakimś stopniu nawet w ⅔ wszystkich zawodów.

Elon Musk wzywa do wstrzymania prac nad AI

Jeszcze bardziej niepokojąco brzmi apel, z którym wystąpił Elon Musk wraz z grupą specjalistów od Sztucznej Inteligencji. Wystąpili oni z prośbą do branży, aby na pół roku wstrzymać prace nad rozwojem rozwiązań bardziej zaawansowanych, niż najnowsza wersja ChatGPT, czyli GPT-4.


Jak napisali w liście otwartym, dalszy rozwój Sztucznej Inteligencji w obecnej formie, stanowi potencjalne zagrożenie dla społeczeństw i ludzkości. List wystosowany oficjalnie przez organizację non-profit Future of Life Institute, podpisało ponad 1000 osób. Wśród nich jest Elon Musk.

“Potężne systemy Sztucznej Inteligencji powinny być rozwijane dopiero wtedy, gdy będziemy mieli pewność, że ich efekty będą pozytywne, a ryzyko będzie pomijalne” – czytamy w liście otwartym.


------




Powstaną super inteligentne roboty. ChatGPT ma zasilić humanoidy
Autor: Michał Duszczyk • Wczoraj o 09:57



Firma OpenAI, która podbiła świat swoją wspieraną przez Microsoft konwersacyjną sztuczną inteligencją, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wiele wskazuje na to, że teraz zamierza połączyć swojego chatbota z maszynami.


Wejście do świata fizycznego ma jej zapewnić start-up 1X, który opracowuje zaawansowane automaty o „kończynach” równie sprawnych jak ręce człowieka. OpenAI zainwestowało 23 mln dol. w norweską spółkę, dzięki której będzie tworzyć super inteligentne androidy. Taka zautomatyzowana siła robocza, jeśli android zyska „mózg” w postaci algorytmów, które zasilają ChatGPT, może być kolejnym przełomowym rozwiązaniem. I to niczym z filmów science-fiction.

1X na swojej stronie internetowej wskazuje, że pracuje nad humanoidem Neo, który światło dzienne ujrzy latem. Tłumaczy, że celem tego projektu jest zbadanie, w jaki sposób sztuczna inteligencja może przybrać formę ludzkiego ciała. Norweski startup nie ukrywa, iż liczy, że Neo znajdzie rzeczywiste zastosowanie, pomagając w „globalnym zwiększeniu siły roboczej”.


Dla wielu takie manualnie zaawansowane i inteligentne androidy mogą okazać się poważnym zagrożeniem. W najnowszym raporcie Goldman Sachs eksperci twierdzą, że tzw. generatywna sztuczna inteligencja może mieć wpływ na dwie trzecie miejsc pracy w USA i Europie (300 mln stanowisk będzie narażona na pewien stopień automatyzacji AI – bot wykona od jednej czwartej do połowy dotychczasowych obowiązków człowieka). Zagrożeni mają czuć się głównie pracownicy administracyjno-biurowi. Jednocześnie zaawansowane algorytmy mają potencjał, by – w ciągu dekady – zwiększyć światowy PKB o 7 bln dol.








czwartek, 15 grudnia 2022

motorem innowacji nie są samotni geniusze?

 

Ciekawy, ale i DZIWNY tekst... 


BARDZO DZIWNY...



przedruk

tłumaczenie automatyczne





JOAO MEDEIROS
DŁUGIE ODCZYTY    08.10.2019 06:00


Ten ekonomista ma plan naprawienia kapitalizmu. Czas, abyśmy wszyscy posłuchali


Mariana Mazzucato wykazała, że ​​prawdziwym motorem innowacji nie są samotni geniusze, ale inwestycje państwowe. Obecnie współpracuje z rządem Wielkiej Brytanii, UE i ONZ, aby zastosować swoje podejście do największych światowych wyzwań




Pomysł, dzięki któremu Mariana Mazzucato stała się jedną z najbardziej wpływowych ekonomistek na świecie, przyszedł jej do głowy na początku 2011 roku. Minęły trzy lata od kryzysu finansowego w 2008 roku, a w Wielkiej Brytanii koalicyjny rząd konserwatystów i liberalnych demokratów postanowił prowadzić fiskalną politykę oszczędnościową, która zmuszała rady do ograniczania usług publicznych i prowadziła do wzrostu bezdomności i przestępczości. „W mojej okolicy budżety świetlic, ośrodków młodzieżowych, bibliotek publicznych, policji i zdrowia psychicznego zostały obcięte, co dotknęło najsłabszych członków społeczeństwa” — wspomina. „To było bardzo smutne”.







Tym, co szczególnie rozwścieczyło Mazzucato, była dominująca narracja, że ​​takie cięcia są konieczne, aby pobudzić konkurencyjność i innowacyjność. W marcu 2011 r. premier David Cameron wygłosił przemówienie, w którym skrytykował urzędników państwowych pracujących w rządzie, nazywając ich „wrogami przedsiębiorczości”. Później tego samego roku, w listopadzie, odwiedził Truman Brewery we wschodnim Londynie, aby ogłosić swoje plany dotyczące nowego klastra technologicznego o nazwie Tech City. „Nakręcali przedsiębiorców i odrzucali wszystkich innych” — mówi Mazzucato. „Istniało przekonanie, że nie mamy europejskich Google i Facebook, ponieważ nie zgadzamy się z wolnorynkowym podejściem Doliny Krzemowej. To była tylko ideologia: w Dolinie Krzemowej nie było wolnego rynku”.

To wtedy Mazzucato, włosko-amerykański ekonomista, który spędził dziesięciolecia na badaniu ekonomii innowacji i przemysłu zaawansowanych technologii, postanowił przyjrzeć się bliżej wczesnej historii niektórych z najbardziej innowacyjnych firm na świecie. Na przykład rozwój algorytmu wyszukiwania Google był wspierany grantem z National Science Foundation, amerykańskiej publicznej instytucji przyznającej granty. Firma produkująca samochody elektryczne Tesla początkowo walczyła o zabezpieczenie inwestycji, dopóki nie otrzymała pożyczki w wysokości 465 milionów dolarów (380 milionów funtów) od Departamentu Energii USA. W rzeczywistości trzy firmy założone przez Elona Muska — Tesla, SolarCity i SpaceX — skorzystały łącznie z prawie 4,9 miliarda dolarów (3,9 miliarda funtów) różnego rodzaju wsparcia publicznego. Wiele innych znanych amerykańskich startupów zostało sfinansowanych z programu Small Business Innovation Research, publicznym funduszem venture capital. „To nie były tylko wczesne badania, ale także badania stosowane, finanse na wczesnym etapie, zamówienia strategiczne” — mówi. „Im dłużej patrzyłem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę: inwestycje państwowe są wszędzie”.

Mazzucato zawarła swoje odkrycia w 150-stronicowej broszurze, którą przesłała do brytyjskiego think tanku Demos. Rozesłano go do tysięcy decydentów i omówiono w gazetach codziennych. „Było oczywiste, że to dotknęło nerwu” – mówi. „Im więcej o tym myślałem, tym bardziej chciałem przejść od razu do sedna mitów na temat innowacji”. Postanowiła przeanalizować produkt, który symbolizował kunszt inżynieryjny Doliny Krzemowej: iPhone'a.



Mazzucato prześledził pochodzenie każdej technologii, która stworzyła iPhone'a. Protokół HTTP został oczywiście opracowany przez brytyjskiego naukowca Tima Bernersa-Lee i zaimplementowany na komputerach CERN-u w Genewie. Internet powstał jako sieć komputerów zwana Arpanet, ufundowana przez Departament Obrony USA (DoD) w latach 60. w celu rozwiązania problemu komunikacji satelitarnej. Departament Obrony był również odpowiedzialny za rozwój GPS w latach 70., początkowo w celu określenia lokalizacji sprzętu wojskowego. Dysk twardy, mikroprocesory, układy pamięci i wyświetlacz LCD również zostały sfinansowane przez Departament Obrony. Siri była wynikiem projektu Stanford Research Institute mającego na celu opracowanie wirtualnego asystenta dla personelu wojskowego na zlecenie Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych Obrony (DARPA).



„Steve Jobs słusznie został nazwany geniuszem za wizjonerskie produkty, które wymyślił i wprowadził na rynek, [ale] ta historia tworzy mit o pochodzeniu sukcesu Apple”, pisze Mazzucato w swojej książce The Entrepreneurial State z 2013 roku. „Bez ogromnych inwestycji publicznych stojących za rewolucją komputerową i internetową takie cechy mogłyby doprowadzić jedynie do wynalezienia nowej zabawki”.


Ale narracja o innowacjach, w której pominięto rolę państwa, była dokładnie tym, co korporacje stosowały, lobbując za luźnymi regulacjami i niskimi podatkami. Według badania przeprowadzonego przez Mazzucato i ekonomistę Billa Lazonicka, w latach 2003-2013 spółki notowane na giełdzie w indeksie S&P 500 wykorzystywały ponad połowę swoich zarobków na odkup akcji w celu podniesienia cen akcji, zamiast reinwestować je z powrotem w dalsze badania i rozwój . Na przykład firma farmaceutyczna Pfizer wydała 139 miliardów dolarów (112 miliardów funtów) na wykup akcji własnych. Apple, które nigdy nie zajmowało się tego typu inżynierią finansową za czasów Jobsa, zaczęło to robić w 2012 roku. Do 2018 roku wydało prawie bilion dolarów na wykup akcji własnych. „Zyski te można wykorzystać na finansowanie badań i szkoleń dla pracowników”, mówi Mazzucato.

Stanowiło to pilny, bardziej fundamentalny problem. Gdyby to państwo, a nie sektor prywatny, tradycyjnie podejmowało ryzyko związane z niepewnymi przedsięwzięciami technologicznymi, które doprowadziły do ​​rozwoju lotnictwa, energii jądrowej, komputerów, nanotechnologii, biotechnologii i internetu, jak mielibyśmy znaleźć następną falę technologii, aby stawić czoła pilnym wyzwaniom, takim jak katastrofalne zmiany klimatu, epidemia oporności na antybiotyki, wzrost zachorowań na demencję? „Historia mówi nam, że innowacja jest wynikiem ogromnego zbiorowego wysiłku – nie tylko wąskiej grupy młodych białych mężczyzn z Kalifornii” — mówi Mazzucato. „A jeśli chcemy rozwiązać największe problemy świata, lepiej to zrozummy”.


Jednym z najtrwalszych wspomnień Mazzucato z dzieciństwa jest widok jej ojca Ernesto, fizyka syntezy jądrowej na Uniwersytecie Princeton, krzyczącego na wiadomości. Mówiła: „Tato, to tylko informacja”, na co on odpowiadał: „To nie jest informacja, po prostu próbują ci w to uwierzyć”.

„Krytyczne spojrzenie było pierwszą rzeczą, jaką zaszczepił we mnie mój tata, głównie po obejrzeniu go przeklinającego w telewizji” — mówi Mazzucato. Po opublikowaniu „The Entrepreneurial State” Mazzucato, energiczna kobieta po czterdziestce, stała się stałą bywalczynią programów publicystycznych, często z elokwencją wygłaszając druzgocącą krytykę powszechnie panujących przekonań ekonomicznych. Podczas debaty na temat deficytu budżetowego w Newsnight w 2017 r., skrytykowała Evana Davisa za obsesję na jego punkcie, wyjaśniając z irytacją: „Deficyty mają znaczenie, ale liczy się to, na co je wydajesz”. Zapytana przez Jona Snowa o unikanie podatków przez Google w Channel 4 News, odpowiedziała: „Wiesz co? To nie jest problem. Prawdziwy problem polega na tym, że ludzie nie wiedzą o zakulisowych umowach, które Googles, Apples i Glaxos i Pfizer mają z skarbcami na całym świecie w sprawie polityki podatkowej.”

To, że przesłanie leżące u podstaw jej książki odbiło się szerokim echem wśród ogółu odbiorców, niekoniecznie zaskoczyło Mazzucato. „Przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej rzadko przyznawali, że stoją na ramionach gigantów. Było to wezwanie do broni dla innowatorów, aby w pewnym sensie przyspieszyli i uznali to” – mówi Saul Klein, współzałożyciel firmy venture capital LocalGlobe. „W ciągu ostatnich 40 lat podjęto bardzo skoordynowane wysiłki, aby zbudować ten intelektualny konstrukt, który został sprzedany rządowi i sprzedany społeczeństwu o wolnym rynku, wspierany przez biznesmenów, którzy próbowali opowiedzieć historię, która była dla nich korzystna, " mówi potentat technologiczny Tim O'Reilly. „Teraz jest bardzo jasne, że coś jest nie tak z tą historią. Potrzebujemy nowej teorii, aby ją zastąpić, a Mariana jest jednym z ekonomistów próbujących zbudować konkurencyjną narrację.

Mazzucato był zaskoczony, widząc zwolenników w rządzie koalicyjnym. „Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę, że pisałam głównie rzeczy akademickie, nie było realnego ryzyka, że ​​zabrzmię jak komunistka” — mówi. Wsparcie to przyszło w postaci sekretarza ds. biznesu Vince'a Cable'a, który założył centra Catapult w celu promowania partnerstwa między naukowcami i przedsiębiorcami; oraz inwestycja „osiem wielkich technologii” ogłoszona przez Davida Willettsa, ministra ds. uniwersytetów i nauki. „W konserwatyzmie istniała luka w oferowaniu konstruktywnego wyjaśnienia roli państwa” — mówi Willetts. „Mariana przedstawiła opis roli rządu, który nie był ani rządem minimalnym, ani tradycyjnym socjalizmem. Mogłem powiedzieć w rządzie, czekaj, to nie jest jakiś eksperyment z lewicowym socjalizmem.


Wkrótce stała się stałym gościem w Whitehall, doradzając zarówno Cable, jak i Willetts w zakresie polityki, takiej jak Small Business Research Initiative, która finansowała małe i średnie przedsiębiorstwa, oraz patent box, który obniżył stawkę podatku od osób prawnych od dochodów uzyskanych z patentów ( którą nazywa „najgłupszą polityką wszechczasów”).

Mazzucato wiedziała, że ​​aby wpłynąć na polityków, musiałaby zrobić coś więcej niż tylko krytykować. „Powodem, dla którego postępowcy często przegrywają ten argument, jest to, że za bardzo skupiają się na redystrybucji bogactwa, a za mało na tworzeniu bogactwa” – mówi. „Potrzebujemy progresywnej narracji, która dotyczy nie tylko wydatków, ale także inwestowania w mądrzejszy sposób”.

W tamtym czasie Mazzucato coraz bardziej interesowała się tym, co nazywała organizacjami zorientowanymi na misję. Najlepszym przykładem była DARPA, agencja badawcza założona przez prezydenta Eisenhowera w 1958 roku po wystrzeleniu przez Związek Radziecki Sputnika. Agencja wpompowała miliardy dolarów w rozwój prototypów poprzedzających technologie komercyjne, takie jak Microsoft Windows, wideokonferencje, Mapy Google, Linux i chmura. W Izraelu Yozma, wspierany przez rząd fundusz venture capital, który działał w latach 1993-1998, wspierał ponad 40 firm. W Wielkiej Brytanii rządowa usługa cyfrowa, uruchomiona w 2010 r., stała za wielokrotnie nagradzaną domeną .gov.uk, oszczędzając rządowi 1,7 miliarda funtów na zakupach IT. „Kiedy używam słowa „państwo”, mam na myśli zdecentralizowaną sieć różnych agencji państwowych” – mówi.


Dla Mazzucato uosobieniem koncepcji zorientowanej na misję był program Apollo, program kosmiczny mający na celu wylądowanie Amerykanów na Księżycu i bezpieczny powrót ich na Ziemię. W latach 1960-1972 rząd USA wydał 26 miliardów dolarów (21 miliardów funtów), aby dokładnie to osiągnąć. Ponad 300 różnych projektów przyczyniło się nie tylko do aeronautyki, ale także w obszarach takich jak żywienie, tekstylia, elektronika i medycyna, co zaowocowało powstaniem 1800 produktów spin-off, od liofilizowanej żywności po kombinezony chłodzące, opony sprężynowe i cyfrowe sterowanie lotem typu fly-by-wire systemów stosowanych w samolotach komercyjnych. Program odegrał również kluczową rolę w zainicjowaniu przemysłu układów scalonych, niesprawdzonej wówczas technologii, oraz innych projektów kosmicznych, takich jak prom kosmiczny i Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.

Modus operandi tych instytucji zorientowanych na misję dostarczył Mazzucato alternatywnego słownictwa, które opowiadało inną historię o roli państwa. „Ekonomia jest pełna historii” – mówi. „Słowa takie jak „umożliwianie”, „ułatwianie”, „wydawanie”, „regulowanie” – tworzą opowieść o państwie jako nudnym i inercyjnym. Staje się samospełniającą się przepowiednią. Potrzebujemy nowej narracji, aby kierować lepszą polityką”. Te zorientowane na misję instytucje aktywnie tworzyły i kształtowały rynki, a nie tylko je naprawiały. Ambitnie poszukiwali kierunków badań i inwestycji obarczonych dużym ryzykiem, a nie outsourcingu i unikania niepewności.


Współpraca Mazzucato z Whitehall została zawieszona po wyborach powszechnych w 2015 roku: Willetts ustąpił ze swojego miejsca, a Cable stracił swoje. Jednak do tego czasu osiągnęła już zasięg globalny – współpracując z demokratką z USA Elizabeth Warren w zakresie publicznego finansowania innowacji w dziedzinie zdrowia oraz doradzając szkockiej premier Nicoli Sturgeon w sprawie rozwoju szkockiego narodowego banku inwestycyjnego. Mazzucato uruchomił także nowy typ wydziału ekonomii na University College London, Institute for Innovation and Public Purpose (IIPP) – z misją szkolenia kolejnego pokolenia urzędników służby cywilnej w teorii polityki zorientowanej na misję. „Chcemy, aby myśleli strategicznie i ambitnie dla dobra publicznego oraz, jak powiedział Steve Jobs, „pozostawali głodni i głupi” — mówi.

Na początku 2017 r. Carlos Moedas, europejski komisarz ds. badań naukowych, nauki i innowacji, zaproponował jej stanowisko specjalnego doradcy, na co się zgodziła. „Chciałam, żeby ta praca miała wpływ” — mówi. „W przeciwnym razie jest to szampański socjalizm: wchodzisz, rozmawiasz od czasu do czasu i nic się nie dzieje”. Zaproponowała przeformułowanie europejskiego programu badań i innowacji na Horyzont Europa, zorientowaną na misję inicjatywę o wartości 100 miliardów euro (90 miliardów funtów), która ma rozpocząć się w 2020 roku. Moedas dał jej wolną rękę w realizacji projektu.

Komisja Europejska tradycyjnie określała swoją politykę w kategoriach wielkich wyzwań, ale koncepcja misji Mazzucato przekłada je na konkretne projekty: zimna wojna była wyzwaniem; lądowanie na Księżycu było misją. W lutym 2018 r. opublikowała raport zatytułowany Mission-Oriented Research & Innovation in the European Union, w którym określono pięć kryteriów, które misje powinny spełniać: muszą być odważne i inspirować obywateli; bądź ambitny i ryzykowny; mieć jasny cel i termin (musisz być w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, czy misja została wykonana w terminie, czy nie, mówi Mazzucato); mieć charakter interdyscyplinarny i międzysektorowy (na przykład zwalczanie raka wymagałoby innowacji w opiece zdrowotnej, żywieniu, sztucznej inteligencji i farmaceutykach); i pozwalają na eksperymentowanie i wielokrotne próby rozwiązania,

W raporcie zilustrowała, jak mogłyby wyglądać misje, trzema hipotetycznymi przykładami: ocean wolny od plastiku, 100 miast neutralnych pod względem emisji dwutlenku węgla do 2030 r. i ograniczenie demencji o 50 procent. Misja czystych oceanów może obejmować usunięcie połowy plastiku już zanieczyszczającego oceany i zmniejszenie o 90 procent ilości plastiku wprowadzanego do oceanów przed 2025 r. poprzez projekty takie jak autonomiczne stacje zbiórki plastiku lub rozproszone sieci. Rozwiązanie wymagałoby wynalezienia alternatyw dla plastiku, zaprojektowania nowatorskich form opakowań do żywności i stworzenia systemów AI, które mogłyby automatycznie segregować odpady. „To były tylko przykłady mające na celu zobrazowanie trudności” — mówi Mazzucato. „Kiedy ludzie mówią o misjach, zawsze ich ostrzegam: jeśli jest to coś, co sprawia, że ​​czujesz się komfortowo, szczęśliwie i przytulnie, to nie zrozumiałeś tego,


W marcu 2018 roku z Mazzucato skontaktowało się dwóch członków postępowego ruchu politycznego w USA o nazwie Justice Democrats. Nie miała pojęcia, kim byli Saikat Chakrabarti i Zack Exley. „Mówili, że próbują sprowadzić nową falę młodych polityków” – wspomina. „To była bardziej ciekawość z mojej strony, słysząc, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, ponieważ straciłem kontakt”.

Chakrabarti i Exley pracowali wcześniej w kampanii prezydenckiej Berniego Sandersa w 2016 roku. Chakrabarti był następnie współzałożycielem komitetu akcji politycznej, którego celem była rekrutacja 400 kandydatów z klasy robotniczej do kandydowania do Kongresu. „Pomysł polegał na stworzeniu nowego klubu w ramach Partii Demokratycznej” – mówi Chakrabarti. „Mamy w Białym Domu ludzi takich jak Donald Trump, kierownictwo Partii Demokratycznej zachowuje się tak, jakby wciąż był rok 1995. Prawdziwy podział nie przebiega między lewicą a prawicą. To coś pomiędzy ambicją a nie ambicją. Chcieliśmy alternatywnej wizji społeczeństwa, która byłaby rewolucyjna. To, co było ekscytujące w spotkaniu z Marianą, to fakt, że w Stanach Zjednoczonych niewiele osób rozmawiało o tego typu pomysłach”.


W Londynie, w domu Mazzucato w Camden, powiedzieli jej, że za trzy miesiące mają nadzieję na wybranie w Kongresie urzędników, którzy zechcą rozmawiać o wielkich koncepcjach politycznych, zwłaszcza dotyczących zmian środowiskowych. Jednym z najbardziej obiecujących kandydatów był młody barman z Nowego Jorku. Nazywała się Alexandria Ocasio-Cortez.


W czerwcu 2018 roku Ocasio-Cortez pokonała urzędującego od 10 kadencji Joe Crowleya w prawyborach Demokratów, szokując polityczny establishment iw efekcie gwarantując sobie miejsce w Kongresie.

Miesiąc później Mazzucato i Ocasio-Cortez po raz pierwszy rozmawiali przez Skype. Ich rozmowa toczyła się wokół nowej, ambitnej polityki przemysłowej, którą Justice Democrats nazwali Zielonym Nowym Ładem. Mazzucato był jednym z pomysłodawców, we współpracy z ekonomistką Carlotą Perez. „Najważniejsze jest, aby przestać myśleć, że powinniśmy poświęcić nasz sposób życia, aby rozwiązać nasze problemy środowiskowe” – mówi Perez. „Zawsze uważaliśmy to za okazję do przekształcenia naszego społeczeństwa w sposób, który jest również bardziej sprawiedliwy i społecznie zrównoważony”.


Dla Mazzucato Zielony Nowy Ład może być równie śmiały jak strzał w księżyc z 1969 roku. „Kiedy ukazała się moja książka, Bill Gates zaprosił mnie do Seattle” — mówi. „Powiedział mi, że poszedł w ślady sektora publicznego, jeśli chodzi o IT. A teraz martwił się, że nie widzi publiczności prowadzącej na zielono w ten sam sposób”. Zielony Nowy Ład obejmowałby, jak to ujęła, „zazielenianie całej gospodarki”, przekształcając nie tylko przemysł energii odnawialnej, ale każdy aspekt produkcji. Wymagałoby to zachęt podatkowych i czynników zniechęcających do zwalczania podmiotów zanieczyszczających w dużym stopniu oraz zachęcania do innowacji w obszarach takich jak odpady i trwałość. Wymagałoby to cierpliwego, długoterminowego finansowania.

11 września Mazzucato i Ocasio-Cortez spotkali się twarzą w twarz w restauracji Firefly, lokalnym miejscu spotkań tego ostatniego w Sunnyside w stanie Nowy Jork. Mówili o wszystkim, od kwestii publicznego zwrotu z inwestycji publicznych po pojęcie współtworzenia rynku kontra ustawianie rynku. „Jest dość akademicka” — mówi Mazzucato. „Rozmawianie z nią o tych sprawach było znacznie łatwiejsze niż zwykle z politykiem, który chce tylko sloganów, ale tak naprawdę nie rozumie szczegółów kryjących się za przesłaniem”.

Ocasio-Cortez poprosiła także ekonomistkę o radę, jak przekazać jej przesłanie wyborcom. W 2009 roku, kiedy Obama proponował reformę systemu opieki zdrowotnej, musiał zapewnić ludzi, że rządowi biurokraci nie będą się wtrącać. To było w porządku, ale nie pobudziło wyobraźni publiczności, powiedział Mazzucato. Powinien był powiedzieć, że w rzeczywistości agencje finansowane ze środków publicznych nie tylko regulują – finansują większość innowacji w systemie opieki zdrowotnej. Przemysł farmaceutyczny otrzymuje 32 miliardy dolarów (25 miliardów funtów) rocznie na finansowanie innowacji od agencji państwowej – National Institutes of Health – bez warunków, a mimo to podatnicy nadal musieli płacić wygórowane ceny za leki ratujące życie. To nie miało sensu. „Popraw język”, powiedział Mazzucato do Ocasio-Cortez. „W przeciwnym razie będziesz po prostu miłym socjaldemokratą,


W lutym 2019 r. Ocasio-Cortez opublikowała swój pierwszy akt prawny jako kongresmenka: 14-stronicową rezolucję w sprawie Zielonego Nowego Ładu, którą nazwała „księżycowym strzałem naszego pokolenia”. Kilka tygodni później, podczas przesłuchania w Kongresie na temat przemysłu farmaceutycznego, zapytała Aarona Kesselheima, profesora medycyny z Harvardu: wczesna inwestycja? Społeczeństwo działa jako wczesny inwestor w produkcję tych leków. Czy społeczeństwo otrzymuje jakikolwiek bezpośredni zwrot z tej inwestycji z wysoce dochodowych leków opracowanych na podstawie tych badań? – Nie – odparł Kesselheim



Pewnego majowego popołudnia 2019 roku Mazzucato siedział obok Davida Willetsa w wypełnionej po brzegi auli na University College London.  wskazała na leżący na biurku stos 100-stronicowych żółtych raportów. Na okładce widniał napis „Zorientowana na misję brytyjska strategia przemysłowa”. „To właśnie robiliśmy przez ostatni rok” — pomyślała. „Pracowaliśmy naprawdę ciężko i oto efekt”.


Prawie dokładnie rok wcześniej brytyjska premier Theresa May wygłosiła przemówienie w Obserwatorium Jodrell Bank na temat nowej rządowej strategii przemysłowej, która skupiała się wokół czterech wielkich wyzwań: czystego wzrostu, mobilności, zdrowego starzenia się i sztucznej inteligencji. May ogłosiła jedną misję dla każdego wyzwania: zmniejszenie o połowę zużycia energii w nowych budynkach do 2030 r.; wykorzystanie sztucznej inteligencji do transformacji leczenia chorób przewlekłych; przedłużenie zdrowego, niezależnego życia do dodatkowych pięciu lat; bycie liderem w produkcji pojazdów bezemisyjnych do 2040 r. Było to już bezpośrednim wynikiem wpływu Mazzucato na ówczesnego sekretarza ds. Biznesu, Grega Clarka. Kilka miesięcy wcześniej Clark skontaktował się z Mazzucato, aby dowiedzieć się więcej o polityce zorientowanej na misję.


Przez ponad rok komisja spotykała się co miesiąc. „Odkryliśmy, że wprowadzenie w życie pięciu kryteriów Mariany dotyczących tego, jakie misje powinno być o wiele trudniejsze, niż się spodziewaliśmy” — mówi Rainer Kattel, zastępca dyrektora IIPP.

Na przykład komisja uznała misję dotyczącą przyszłości mobilności za mało ambitną i zbyt zamkniętą w Departamencie Transportu. „Ten cel i tak miał się wydarzyć” — mówi Kattel. „Wróciliśmy do nich i powiedzieliśmy, że to zbyt nisko zawieszone. Największym zaskoczeniem było to, że byli bardzo otwarci na naszą krytykę”.

Jeśli chodzi o misję zdrowego starzenia się, zmagali się z definicją „zdrowości”. „Jak to w ogóle zmierzyć?” – pyta Mazzucato. Początkowo rozważali scenariusz pacjenta z chorobą Alzheimera, który jest całkowicie niezależny w domu i wspomagany najnowocześniejszymi technologiami. Ale przywódcy misji nie spodobał się ten pomysł. „Po co mieć obsesję na punkcie niezależności?” Powiedziała. „A może zamiast tego pielęgnować współuzależnienie?”

Jeśli chodzi o przyszłość mobilności, muzyk Brian Eno, jeden z doradców Instytutu, zakwestionował założenie, że celem jest szybsze przemieszczanie się z punktu A do punktu B. „A może zwolnić i docenić życie?”

Roczna współpraca między IIPP a Whitehall obejmowała serię warsztatów na temat teorii polityk zorientowanych na misję, prowadzonych przez Mazzucato i jej zespół dla urzędników służby cywilnej w Whitehall. „Byli to w końcu ludzie, którym ciągle mówiono, żeby zeszli z drogi i przestali dławić innowacje. To może być przygnębiające” — mówi Mazzucato. „Wchodząc i dając im inną narrację o ambitnych misjach i marzeniach o wielkiej rzeczy, ich oczy po prostu się zaświeciły. Czasami czułem się jak trener życia”.

Niektóre z tych rozmów były jednak wyzwaniem – szczególnie w odniesieniu do ocen polityki przeprowadzanych przez Skarb Państwa. „Jako kanclerz skarbu, w całym rządzie 20 osób przychodzi do ciebie z różnymi propozycjami politycznymi, na które możesz wydać pieniądze. Jak zdecydować, który z nich będzie miał największy wpływ lub jest najbardziej wartościowy?” mówi George Dibbs, szef strategii przemysłowej w IIPP. Standardową metodą oceny stosowaną przez rządy na całym świecie jest analiza kosztów i korzyści, w której dokonuje się uproszczonego oszacowania ilościowego, ile będzie kosztować polityka i ile pieniędzy ona wygeneruje. „To jak stara mentalność z wojny w Wietnamie: dopóki liczba ciał wroga jest wyższa, możemy ignorować wszystkie inne zmienne”. mówi Katel. „Dlatego np. niektóre nowe leki nie są opłacane przez NHS, ponieważ niewystarczająca liczba osób może z nich skorzystać. Biurokraci naprawdę stracili poczucie, że są w jakiś sposób odpowiedzialni za ludzi na ulicy”.

Analiza kosztów i korzyści nie jest odpowiednia do oceny polityk zorientowanych na misję, które są z natury ryzykowne i niepewne oraz których celem jest raczej tworzenie nowych rynków niż naprawianie istniejących. Jak lubi podkreślać Mazzucato, nigdy nie chodzilibyśmy po Księżycu, gdyby program Apollo był oceniany na podstawie analizy kosztów i korzyści.

Na początku raportu Mazzucato opowiedział słuchaczom historię ilustrującą jej punkt widzenia: w XVI wieku jezuici mieli system, który polegał na otwieraniu kasetki z pieniędzmi poprzez jednoczesne przekręcanie dwóch kluczy — jeden należał do księgowego, drugi do rektora . Oznaczało to, że aby otworzyć kasetę, „trzeba było mieć wizję, ale trzeba było też pomyśleć o budżecie” – podsumowała. „Wiem, że to brzmi dziwnie, ale tego właśnie brakuje”.


Pewnego popołudnia pod koniec czerwca Mazzucato siedziała zamyślona w swoim biurze w centrum Londynu. Neon z napisem „wartość wszystkiego” – prezent od męża z okazji jej drugiej książki, która ma to zdanie w tytule – zdobi jedną ze ścian. Na ścianach wiszą duże plakaty przedstawiające złożone diagramy misji Mazzucato. Dwa dni po opublikowaniu raportu dotyczącego strategii przemysłowej Theresa May zrezygnowała ze stanowiska premiera, potencjalnie wykolejając całą politykę strategii przemysłu i ponownie wstrzymując prace Mazzucato z rządem. „Czasami albo chcesz po prostu wczołgać się z powrotem do łóżka, albo walczysz mocniej” – mówi. „Zawsze robię to drugie”.


Mazzucato postrzega swoją pracę jako bitwę idei. „Tyle bzdur dzieje się w imię innowacji” – mówi. „Jako doradca bardzo ważne jest, aby śledzić, poświęcać czas i ponownie przedstawiać całą argumentację oraz pomagać ludziom w dopracowaniu szczegółów”. Czasami, kiedy zwraca się do publiczności, myśli sobie: „O mój Boże, mówiłam to tyle razy”. „Mój tata się ze mnie śmieje” – mówi. „Mówi mi:„ Czy ludzie nie zdają sobie sprawy, że ciągle mówisz im to samo? Ale publiczność jest inna, a przesłanie przypomina heretyków w wielu kręgach”.

Śmieje się, bo zdaje sobie sprawę – ale to konieczność. Niedawno w Europejskim Banku Inwestycyjnym musiała powiedzieć ekonomistom: „Proszę, nigdy więcej nie piszcie w swoich raportach słowa »redukowanie ryzyka«, bo to nie jest to, co robicie. Podjąłeś ryzyko i powinieneś móc powiedzieć to otwarcie – coś w rodzaju wychodzenia z ukrycia”.

Podczas przemówienia w NASA, gdzie Mazzucato pracował jako część grupy badającej gospodarkę na niskiej orbicie okołoziemskiej, wezwała ich do odzyskania ambicji godnych agencji jej kalibru. „Nie sądzę, aby wielu ludzi zdawało sobie sprawę, że Novartis, jedna z najbogatszych firm farmaceutycznych na świecie, pracuje za darmo na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej” — mówi. „Kto to wymyślił? Naładuj ich. Lub upewnij się, że związek jest symbiotyczny, a nie pasożytniczy”.

W maju Parlament Europejski przegłosował i zatwierdził zorientowaną na misję propozycję Mazzucato dotyczącą programu „Horyzont Europa”. Po długich konsultacjach wybrano pięć obszarów misji: adaptacja do zmian klimatycznych; nowotwór; zdrowe oceany, morza, wody przybrzeżne i śródlądowe; neutralne dla klimatu i inteligentne miasta; oraz zdrowie gleby i żywność. Komisja Europejska wyznaczy teraz radę misyjną składającą się z 15 ekspertów z każdej dziedziny. Będą odpowiedzialni za zidentyfikowanie pierwszych konkretnych misji, zgodnie z kryteriami Mazzucato. „Moedas żartobliwie zaproponował mi rolę głównej muzy misji” — śmieje się. „Ten raport był najważniejszą rzeczą, jaką napisałem. Jest to teraz instrument prawny, którego nie można cofnąć, chyba że odbędzie się kolejne głosowanie”. Przerywa. „Wpływałem na polityków, ale głosowanie w parlamencie nad czymś, co napisałem, jest po prostu fantastyczne, – kontynuuje. „Tego właśnie chcę: doprowadzić do zmiany”.



Mariana Mazzucato przemawia w WIRED Smarter w King's Place w Londynie 30 października 2019 r. Kliknij tutaj, aby dowiedzieć się więcej




https://www.wired.co.uk/article/mariana-mazzucato?fbclid=IwAR0ZdzTJj8mQ0rj4tPnqZfDUiZv6_nzkW2mmz7Px07tWpP6bhycvZPjr0yg










wtorek, 24 maja 2022

Proso i soczewica




przedruk



ROŚLINY, KTÓRE UDOMOWIŁY CZŁOWIEKA

Od kiedy człowiek zaczął prowadzić osiadły tryb życia zaledwie kilka roślin zdominowało jego jadłospis: pszenica, kukurydza, ryż, proso, ziemniaki i jęczmień. Rośliny te towarzyszą nam do dziś dnia, a trzy pierwsze z wymienionych są w czołówce światowej produkcji zbóż. Niektórzy uważają, że to pszenica udomowiła człowieka, a nie odwrotnie, zapewniając sobie tym samym największy sukces spośród wszystkich roślin rosnących na naszej planecie. Obecnie ludzie uprawiają ponad 100 odmian tego zboża. Jednymi z pierwszych były płaskurka i samopsza udomowione około 10 tysięcy lat temu na terenie Azji Wschodniej. Dziś wracają do łask i w wielu miejscach znowu można je spotkać na naszych polach. Głównie za sprawą gospodarstw ekologicznych, ale nie tylko, bo nie bez znaczenia pozostaje zawarta w nich wysoka zawartość składników odżywczych, na co zwracają uwagę dietetycy. Choć zboża te nie wygrają w bezwzględnej walce na wydajność i modną ostatnimi czasy obniżoną zawartość glutenu, to konsumenci potwierdzają, że ich smak jest dużo „głębszy” i wyraźniejszy,a tym samym są znacznie smaczniejsze niż wiele współczesnych odmian pszenicy. Posiadają też jeszcze jedną ważną cechę – są idealnie dostosowane do naszych warunków klimatycznych, a przez to niezwykle odporne.

Orkisz (zwany także zwyczajowo szpelcem) to kolejna odmiana pszenicy, która w ostatnich latach „powróciła z martwych”. Jeszcze kilka lat temu mało kto słyszał o tej roślinie, a jeszcze mniej osób wiedziało, jak ona wygląda. Pojawiła się na naszych polach znacznie później niż płaskurka i samopsza, bo „dopiero” 5 tysięcy lat temu. Orkisz wspominany jest także w Biblii. Swój renesans przeżywał w średniowieczu. Obecnie staje się coraz popularniejszy, choćby pod postacią wódki destylowanej w Polsce, wyróżnionej złotym medalem na Światowym Konkursie Alkoholi w San Francisco. Coraz bardziej doceniają go również konsumenci wielu krajów Europy Zachodniej, gdzie coraz modniejsze są ciastka, precle i krakersy z mąki orkiszowej, a także piwo ważone na słodzie z ziaren orkiszu.

Zbożem, które zaczęto uprawiać mniej więcej w tym samym czasie co pszenicę, jest jęczmień. Odbywało się to początkowo w podobnym regionie świata, czyli w Azji Wschodniej oraz w… Tybecie. Zboże to ma bardzo ciekawą i różnorodną historię. Było wykorzystywane przez naszych przodków do wypieku chleba, a także jako waluta! Stanowiło podstawowe źródło wyżywienia rzymskich gladiatorów zwanych z tego powodu hordearii, co oznacza… „zjadacze jęczmienia”. Piwo na bazie słodu z jęczmienia jest prawdopodobnie najstarszym alkoholem, jaki spożywali ludzie. Ziarna tego zboża wykorzystywano dawniej w Anglii w celach mierniczych. Do dziś miarę opartą na tym systemie wykorzystuje się w przemyśle obuwniczym w Wielkiej Brytanii i w USA. Jęczmień, podobnie jak orkisz należy do zbóż, o których wspomina Biblia. Współcześnie z jęczmienia produkuje się mąkę do wypieków, która uważana jest za jedną z najzdrowszych. Powszechnie stosowany jest także w browarnictwie. Zboże to należy do jednych z pierwszych roślin uprawnych, w przypadku których naukowcy stworzyli kompletną mapę genów (jest ich około 80 tysięcy).

Innym ważnym dla człowieka zbożem jest proso (zwane potocznie polskim ryżem lub królową kasz), które „udomowiono” około 7 tysięcy lat temu w Azji Wschodniej (znowu!), gdzie powszechnie uprawia się je do dziś. W Polsce nie jest tak popularne jak dawniej, choć moda na to zboże powraca. A to głównie ze względu na wysokie właściwości prozdrowotne – nie zawiera glutenu, wspomaga pamięć i koncentrację, pomaga walczyć ze zgagą, sprawia, że włosy i paznokcie stają się mocniejsze i bardziej lśniące, a do tego posiada właściwości rozgrzewające! Stanowi bogate źródło witamin z grupy B. Proso spożywa się pod postacią kaszy jaglanej, która jest niczym innym niż wyłuskanym zbożem. Źle przygotowana potrafi być gorzka, czym można tłumaczyć jej niewielką popularność. A to takie proste! – wystarczy zalać kaszę na jedną godzinę wodą i dokładnie wypłukać albo prażyć przez minutę na sucho, ciągle mieszając i voila… problem znika. W USA zboże to uprawia się głównie na pokarm dla ptaków. Dokarmianie ptaków staje się coraz popularniejsze również w Polsce. Może to dobry kierunek dla części naszych rolników? Tym bardziej, że uprawa prosa nie jest wymagająca. Spośród wszystkich uprawianych w naszym kraju zbóż potrzebuje ono najmniej wody, sporo ciepła (a tego wraz ze zmianami klimatu przybywa), i rośnie bardzo szybko.

Rośliną, którą człowiek udomowił równie dawno jak poprzednie, bo około 9 tysięcy lat temu, jest soczewica jadalna, a stało się to… tym razem na obszarze Bliskiego Wschodu. Roślina ta stanowiła bardzo ważny produkt żywnościowy w starożytnym Egipcie, Grecji i Rzymie. Na terenie Polski jej uprawy odkryto równie dawno, bo pod koniec epoki kamienia (nie łupanego, ale tego młodszego, gładzonego). Spośród roślin strączkowych, zaraz po soi, posiada najwyższą wartość kaloryczną. Ta pyszna roślina znów powraca na nasze stoły, głównie ze względu na swoje właściwości odżywcze (stanowi doskonałą alternatywę dla mięsa), zdrowotne (chroni przed nowotworami) i smakowe – kto nie jadł pasty z soczewicy na świeżo upieczonym pszennym chlebie (koniecznie z płaskurki), ten nie wie, co traci. Obecnie roślina ta jest rzadko uprawiana w naszym kraju. Jej największe zasiewy znajdują się w Kandzie, Indiach i Australii.

W podobnym czasie jak poprzednie rośliny, ponownie na terenie Azji Wschodniej, zaczęto uprawiać grykę. I po prawie 8 tysiącach lat niemal zaprzestano jej produkcji. Dzisiaj uprawia się tylko niewielki odsetek tego, co jeszcze przed stu laty. A szkoda, bo gryka ma bardzo szerokie zastosowanie – produkuje się z niej kaszę, makaron, płatki, otręby, mąkę, piwo, whisky, herbatę i wiele innych produktów. Do tego jest rośliną miododajną i wykorzystywaną na paszę dla zwierząt. Nie zwiera glutenu, w związku z czym wraca ostatnimi czasy moda na spożywanie gryki. Dawniej ze względu na lekkostrawność i właściwości rozgrzewające nieprażoną kaszę gryczaną podawano dzieciom i chorym, a także kobietom na zbyt obfite miesiączkowanie, a odwar służył przy biegunkach. Obecnie największym producentem gryki są Rosja i Chiny.

Chyba nie ma bardziej polskiego warzywa niż ziemniak, ale jego historia rozpoczyna się daleko od naszego kraju. Został „udomowiony” 7 do 10 tysięcy lat temu na obszarze współczesnego Peru i Boliwii. Do Europy sprowadzono go w drugiej połowie XVI wieku przez hiszpańskich konkwistadorów. Na skutek selekcji dokonywanej przez wieki przez hodowców na całym świecie znanych jest dziś ponad tysiąc odmian tego warzywa. Ponad 99% uprawianych współcześnie ziemniaków pochodzi od odmian wyhodowanych pierwotnie na terenie Chile. Po sprowadzeniu go do Europy niezwykle silnie związał się z europejską kulturą. Niektórzy przypisują mu gwałtowny wzrost liczby ludności na terenie Europy. Ale tak silne uzależnienie od tego warzywa miało też swoje mroczne strony. W czasie zarazy ziemniaka (choroby grzybowej) ginęły z głodu miliony ludzi, a kolejne miliony emigrowały do Ameryki Północnej w poszukiwaniu lepszego życia (tylko w Irlandii w latach 40. XIX w. zmarło z głodu ponad 20% populacji, a 2 miliony wyjechało do USA). Europa Środkowa, w tym Polska, od dziesiątek lat przoduje w uprawie ziemniaków. W naszym kraju uprawia się 122 odmiany, z czego 80 wyselekcjonowali polscy rolnicy. To właśnie nasze rodzime odmiany są najlepiej przystosowane do panujących w Polsce warunków klimatycznych oraz zagrażających im szkodników, a konsumenci wybierają je najchętniej.

Lebioda to jedno z warzyw, które dzisiaj traktowane jest jako chwast, a nie roślina uprawna. I rzeczywiście coś w tym jest, gdyż rośnie ona w miejscach, których nie podejrzewalibyśmy o występowanie warzyw, np. ugory, nieużytki, śmietniska, tereny ruderalne, skarpy rowów. Dawniej lebioda była powszechnie hodowana w naszych ogródkach – od niemal niepamiętnych czasów aż do XVIII w. Jednak rozwój upraw zbóż, a w szczególności ziemniaków, spowodował, że lebioda odeszła w zapomnienie. Dziś raczej nie sposób ją spotkać jako roślinę uprawną, a szkoda, bo jest wyjątkowo smaczna i zdrowa. Młode liście (zbieramy tylko takie) smakują jak szpinak i idealnie nadają się do pysznych wiosennych sałatek. Należy jednak uważać na stare osobniki, gdyż kumulują się w nich substancje trujące. Ale i je łatwo można wyeliminować, gotując i odlewając wodę. Ziemniaki zawierają trucizny, a jakoś nikt nie boi się ich spożywać!

Patrząc na historię roślin, wokół których skupiały się całe cywilizacje i które zapewniały wyżywienie setek, a czasem milionów ludzi, można zauważyć, że na przestrzeni wieków niewiele się zmieniało. Przez tysiące lat dominowały pszenica i jęczmień. Jako dodatek lub zamiennik w niektórych rejonach pojawiało się proso. Ziemniaki weszły do powszechnej produkcji około 500 lat temu i dalej są powszechnie uprawiane. Grykę praktycznie zaprzestano uprawiać na masową skalę na początku XX wieku. Do współczesnych czasów jako najważniejsze rośliny uprawne w naszych warunkach przetrwały pszenica i jęczmień, które wraz z ryżem (mniej dla nas istotnym) stanowią najczęściej uprawiane zboża na świecie. Czyżby zatem w teorii „udomowienia” człowieka przez pszenicę kryło się ziarno prawdy? No bo jak wyjaśnić panowanie jednego gatunku rośliny przez ponad 10 tysięcy lat.

Ostatnie lata to okres gwałtownych przemian, także w rolnictwie. Zwłaszcza w rolnictwie. Pomimo że pszenica dalej króluje na naszych polach, to liczba jej odmian stale rośnie, pojawiają się formy genetycznie zmodyfikowane (choć jeszcze nie w Polsce). Inną zauważalną zmianą jest pojawianie się w naszym kraju ogromnych połaci innego zboża – kukurydzy. W 2000 roku areał zasiewów tej rośliny w naszym kraju wynosił zaledwie około 300 tysięcy hektarów, ale już w 2012 roku przekroczył milion hektarów! Przyrodnicze skutki tak gwałtownego wzrostu uprawy kukurydzy obserwujemy już teraz. I nie napawają one optymizmem. Uprawy te są nie tylko nieprzyjazne ptakom (choćby bocianom czy orlikom krzykliwym), to dodatkowo przyczyniają się do zwiększania pogłowia dzików! Na co jeszcze wpłynie ta gwałtowana zmiana w naszym krajobrazie rolniczym? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Czas pokaże.

Adam Zbyryt







https://www.kpodr.pl/rosliny-ktore-udomowily-czlowieka/








piątek, 18 marca 2022

Reset, bo czas nagli




przedruk




18-20.03.2022


Andrzej Sadowski


Z czego jutro …?

KRACH, CZY STAN NIŻSZEJ KONIECZNOŚCI?

Kryzys, krach systemu, czy wojna wytrąca z równowagi, jakiejkolwiek jakości oraz rodzaju ona by nie była i do której nie ma już możliwości powrotu. Podobna sytuacja miała miejsce w Polsce pod koniec lat 80 ubiegłego wieku w konekwencji nieodwołalnego bankructwa niewydolnego systemu. Odgórnie przeprowadzono kontrrewolucję, która za sprawą ustawy Wilczka przywróciła wolność gospodarczą dla wszystkich, łącznie z nomenklaturą partyjną i rządową. Ustawa ta była tak doniosła, jak zniesienie pańszczyzny i stworzyła bezprecedensowe warunki do prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce, które obywatele spożytkowali w dwójnasób i to bez jakichkolwiek dotacji oraz zachęt poza wolnością.

Wojna jest stanem wyższej, a nawet ostatecznej - jak sąd po śmierci - konieczności. Prezydent Ukrainy zapowiedział 15 marca zmianę systemu podatkowego polegającego na tym, że „zamiast VAT i podatku dochodowego wprowadzamy stawkę 2% obrotu i uproszczoną księgowość. Dla małych firm (...) ustalamy dobrowolną wpłatę jednego podatku. Możesz zapłacić, nie możesz - nie ma pytań”. Ponadto prezydent tego państwa zapowiedział dla wszystkich przedsiębiorstw zniesienie kontroli, które sprowadzały się w praktyce do korupcyjnych wymuszeń.

W Polsce zaś po agresji Rosji na Ukrainę zdobyto się w pierwszej kolejności na uproszczenie procedur paszportowych dla zabranych przez uciekinierów zwierząt.

Pomagamy walczyć Ukrainie z Rosją, a utrzymujemy w Polsce systemową obłomowszczyznę, której jednym z przejawów jest bezczynność i nieustająca przewlekłość działań organów władzy potęgowana niejasnymi oraz chaotycznymi zmianami przepisów. Daleko im do precyzji z jaką na Ukrainie niszczy się dziś maszyny najeźdźcy. Marnotrawstwo czasu i zasobów na wojnie rzuca się w oczy i jest na wagę śmierci lub życia. Dlaczego ta zasada nie ma mieć zastosowania w stanie niższej konieczności, czyli czasie pokoju, którym jeszcze dysponujemy? Nie powinnyśmy marnować czasu na spędzanie go w urzędach, tak jak zdrowia na spożywanie taniego alkoholu.

Nie można być w dwóch miejscach jednocześnie, w jednym, gdzie dobrobyt budowany jest na stabilnym prawie i pieniądzu oraz w drugim, gdzie cały czas rośnie inflacja i biurokracja. Nieustanny jej rozrost sprawi, że w Polsce może być jak w domu dziecka, w którym co prawda nic nie brakuje, ale wiadomo jak żyje się w takim miejscu bez empatii.

Dysponujemy kapitałem ludzkim, jednym z liczniejszych dziś na kontynencie europejskim. Okazał się również najwyższej próby kapitałem moralny, co pokazało spontanicznie oraz samorzutnie organizujące się społeczeństwo w pomocy dla uchodźców z Ukrainy, i to bez jakiejkolwiek zachęty ze strony rządu, który w tym czasie stanowi wyższej konieczności próbował nadać zaskakującą interpretację. Stan zaś niższej konieczności, to odwrotność tego stanu wyższego i poświęcanie wyższego dobra jakim jest rozwój dobrostanu społecznego na rzecz niższego, jakim jest arbitralna władza biurokracji. Nie do pogodzenia jest jednoczesny rozwój społeczny i gospodarczy Polski oraz biurokracji. Rządzący muszą zdecydować się, czy Polska ma stać produkcją i obfitością dóbr, czy obfitością przepisów. Biurokracja i etatyzm działają na krótko jak dopalacze, zaś wolność rodzi owoce cały czas i jest według polskiego ekonomisty Ferdynanda Zweiga „najtańszą, najskuteczniejszą i najlepszą sztuką rządzenia i gospodarowania”.

Armia, która ma wysokie morale jest w stanie dać odpór znacznie liczniejszym wojskom wroga. Stan ducha ma przemożne znaczenie w każdym działaniu, również gospodarczym. Budowę ekonomicznego potencjału odstraszania naszego kraju należy rozpocząć od podniesienia morale polskich przedsiębiorców. Zamiast zmuszać ich do dostosowywania się do przepisów polskiego ładu, co jest jak zadomowianie się w więzieniu, należy przeprowadzić polski reset. Status mocarstwa humanitarnego jest jak zwycięstwo moralne, którego doświadczaną fizycznością może okazać się zmiażdżenie przez zło. W historii mamy wystarczająco dużo przewagi moralnej i najwyższy czas na gospodarczą, a sam czas nagli.

Czas nie jest chorobą, ale w rękach biurokracji jest bronią masowego rażenia, która niszczy społeczną aktywność i przedsiębiorczość. Marnowanie czasu to - parafrazując de Talleyranda - gorzej niż zbrodnia, to błąd. Carlos Ruiz Zafón w „Marinie” zaważył, że „czas robi za ciałem to samo co głupota z duszą”. Jeżeli chcemy dziś zbroić Polskę, to rozbrójmy wpierw biurokrację i ograniczmy w naszym kraju głupotę.



Andrzej Sadowski założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha - pierwszego w Polsce think tanku działającego od 16 września 1989 roku.






https://www.linkedin.com/pulse/krach-czy-stan-ni%25C5%25BCszej-konieczno%25C5%259Bci-andrzej-sadowski?fbclid=IwAR0EiEBzF9D2FnEli_1-cjoXkcdZ749Pr9crrwe5Hp9Rt0hCstSYGoy5SAE