Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.
Były jugosłowiański minister spraw
zagranicznych Zivadin Jovanovic powiedział, że nawiązując
do pierwszej umowy dotyczącej zasad normalizacji stosunków między
Belgradem a Prisztiną, pozostaje pytanie, czy umowa ta była
dobrowolnym wyrazem woli, czy też dokumentem o charakterze
politycznym. Zaznacza, że Serbia zrobiła wszystko
szybko, podczas gdy Prisztina i UE nie zrobiły nic z tym, co zostało
podpisane.
„Z lektury faktów z ostatnich ośmiu
lat można szacować, że Prisztina i Bruksela nie zamierzały
realizować tego, co zostało formalnie przyjęte, ani w momencie
podpisywania dokumentu, ani później. Przepisy dotyczące MTK w
Hadze , z władzą wykonawczą służył Serbii jedynie jako pułapka,
by zmusić go do rezygnacji z „rzeczywistości w terenie” poprzez
wycofanie wszystkich swoich instytucji z północy Kosowa i Metohiji
oraz umożliwienie ekspansji instytucji separatystycznych także w
tej części Serbskiej prowincji ...
Tak więc w praktyce wszystko zamieniło
się w jednostronne ustępstwa w interesie nielegalnej secesji
Prisztiny i geopolityki głównych członków UE i NATO” -
powiedział Jovanovic.
„… Dokonano serii jednostronnych i
wyzywających posunięć politycznych, a więc legitymizacja secesji
wzrosła. Jednocześnie UE obiecywała bezstronność w dialogu,
Serbia w to wierzyła, ale w praktyce Bruksela dostosowała się do
nieodpowiedzialnego zachowania Prisztiny, ciężko pracowała nad
tworzeniem instytucji i systemów nielegalnych instytucji… w tym
utworzenie nielegalnych sił paramilitarnych, wyposażonych,
uzbrojonych i szkolonych przez niektórych członków UE.
Wszystko to zostało zrobione z brakiem
szacunku i naruszeniem rezolucji Rady Bezpieczeństwa 1244. Wszystko
to wskazuje, że nie są to nieuzasadnione ambicje, lekkomyślne
posunięcia lub agresywne działania niektórych przywódców
politycznych w Prisztinie,Zivadin Jovanovic zakończył.
Pierwsze
rosyjskie bomby spadły na pozycje dzihadystów Państwa Islamskiego w
Syrii. Bombardowanie było skutkiem „dogadania się światowych potęg na
poziomie dyspozytorów lotów", jak złośliwie skomentowała istotny przełom
polityczny „Gazeta Wyborcza" w artykule wstępnym Wacława
Radziwiłowicza.
To był tydzień! W piątek ambasadora Rosji w Warszawie zawezwano do
MSZ celem złożenia wyjaśnień po wypowiedzi telewizyjnej „oskarżającej
Polaków o rozpętanie II wojny światowej". W niedzielę papież Franciszek celebrował mszę w Nowym Jorku,
następnego dnia doszło do półtoragodzinnej rozmowy prezydentów Rosji i
USA, a już w środę pierwsze rosyjskie bomby spadły na pozycje
dzihadystów Państwa Islamskiego w Syrii.
Bombardowanie było skutkiem „dogadania się światowych potęg na poziomie
dyspozytorów lotów", jak złośliwie skomentowała istotny przełom
polityczny „Gazeta Wyborcza" w artykule wstępnym Wacława Radziwiłowicza. Alea iacta sunt — można jednak powtórzyć za Juliuszem Cezarem.
W polskim MSZ ambasador Siergiej Andriejew dostąpił zaszczytu rozmowy z trzeciorzędnym urzędnikiem,
jednym z dyrektorów departamentu wschodniego. Nie przepraszał, złożył
jedynie wyjaśnienia, bowiem okazało się, że rosyjski dyplomata w ogóle
nie mówił o rozpętaniu II w.ś. przez Polskę, lecz napomknął zaledwie o
błędach w polityce rządu Rzeczypospolitej, które były jednym z czynników
prowadzących do katastrofy.
Cytuję za portalem TVN24.pl: „Polityka Polski doprowadziła do tej
katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat trzydziestych XX wieku
Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji
przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc
odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu".
Wojnę rozpętała hitlerowska Rzesza Niemiecka, co do tego nie ma dwu zdań.
„Drang nach Osten" i zniszczenie ZSRR było jej naczelnym celem
militarnym i do wojny Rzesza przyszykowała się starannie. Rosja
Radziecka potrzebowała natomiast co najmniej kilku lat na zbrojenia i
zbieranie sił, toteż Stalin zaproponował pakt obronny i zbudowanie w
Polsce tarczy ochronnej przeciw Luftwaffe, a także wysunięcie na zachód szpicy pancernej, z lufami armat skierowanymi w kierunku Niemiec.
Szpetny (i potępiony przez Putina) pakt Ribbentrop-Mołotow zawarty
został dopiero po polskiej odmowie militarnej współpracy z ZSRR. Stalin
był okrutnikiem i politykiem wiarołomnym. Jednak nie wiadomo, jak
potoczyłyby się losy wojny, gdyby Polska w 1939 roku utworzyła z ZSRR jednolity front przeciw Hitlerowi. Wiemy natomiast na pewno, że całkowicie zawiedli Polskę zachodni sojusznicy.
Prezydent Barack Obama zachowuje się tak, jakby pamiętał o tamtej
europejskiej historycznej nauczce sprzed bez mała wieku. Mówi, że „nie
chce zaakceptować pożytków z takich okrutnych dyktatorów jak prezydent
Syrii", który zrzuca na cywilną ludność bomby beczkowe, lecz jednak
uzgadnia z Putinem wspólną politykę „na poziomie dyspozytorów lotów".
Bomby beczkowe są paskudną bronią, zawierającą materiały wybuchowe,
paliwo i kawałki metalu, po zrzuceniu na ziemię powodują duże straty w
sile żywej nieprzyjaciela, lecz także wiele ofiar wśród ludności
cywilnej.
Według organizacji Amensty International tylko od bomb beczkowych zginęło w Syrii od 2012 roku ponad 11 tysięcy ludzi. Ogólną liczbę ofiar śmiertelnych syryjskiej wojny, toczącej się od marca 2011 roku, szacuje się na ponad 220 tysięcy.
Użycie bomb beczkowych, o których ostatnio zrobiło się tak głośno,
nie jest zakazane przez konwencje międzynarodowe. Bezwzględnie zakazano
natomiast stosowanie podobnie działających min kulkowych, lecz głównie
dlatego, że powodują one największe straty wśród ludności cywilnej już
po zakończeniu zbrojnego konfliktu. Bomby beczkowe wybuchają
natychmiast, a jeżli nie, to i tak łatwo je rozbroić.
Prezydent Obama bombami beczkowymi, jak listkiem figowym, przysłania wstydliwe ustępowanie placu „rosyjskiemu partnerowi",
chociaż nawet opinia publiczna w samej Ameryce z radością wita
zmniejszanie się roli wojsk USA, jako światowego policjanta, strażnika pax amricana.
Prezydent Obama może tego nie pamiętać, ale w wojnie o Kosowo
Amerykanie używali bomb grafitowych, niszczyli przede wszystkim tzw.
infrastrukturę Jugosławii, oszczędzając ludność cywilną. O humanitarnych
skutkach tej wojny przypomniał ostatnio profesor Roman Kuźniar, były
doradca polityczny prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wedle jego słów w
czasie konfliktu zbrojnego w Kosowie było dwa tysiące ofiar. Po
wyzwoleniu Kosowa przez wojska NATO i obaleniu dyktatora Miloszewicia,
demokratyczny reżim Hashima Thaçiego zabił 4 tysiące Serbów i Cyganów.
Byłem korespondentem wojennym dziennika „Trybuna" na wojnie o Kosowo,
kiedy w sali telewizyjnej rzecznika Prasowego NATO płk Joachima Shea
pokazywano dwa pomyłkowe ataki lotnicze US Air Force. W jednym z nich
zginęło 150 albańskich jeńców wojennych, zbombardowanych w więzieniu,
które piloci wzięli za koszary armii jugosłowiańskiej. Druga pomyłka
była jeszcze gorsza. Piloci zniszczili rakietami dwa autobusy z
albańskimi uchodźcami, które wzięli za jugosłowiański konwój wojskowy;
zginęło wówczas prawie sto osób cywilnych narodowości albańskiej.
Udział bomb beczkowych w ogólnych stratach wśród ludności cywilnej w
Syrii wynosi więc, jak jeden do dziesięciu. Udział cywilów zabitych w
Kosowie przez czynności omyłkowe amerykańskich pilotów również wynosi
dziesięć procent. Przytaczam te względne wielkości liczbowe tylko w tym
celu, żeby uspokoić nieco szaleństwo propagandowe na łamach polskiej
prasy. Jeśli nawet wśród dwudziestu celów, zbombardowanych w pierwszym
dniu ataku przez rosyjskie samoloty w Syrii, pomyłkowo znalazł się jakiś
samochód z bojownikami „umiarkowanej opozycji przeciwko reżimowi
Assada", nie rozdzierajmy z tego powodu szat.
Nie tak dawno temu formacja umiarkowanych rebeliantów, wyszkolona
kosztem połowy miliarda dolarów, została rozbita przez siły Państwa
Islamskiego. Skromna część ocalałych bojowników uciekła w panice, ale
większość pozostałych żołnierzy, wyszkolonych w bazie USA, przeszła z
bronią w ręku na stronę dzihadystów.
Z wysokości podniebnych trudno stwierdzić, czy rebelianci syryjscy
jeszcze są sojusznikami Ameryki, czy też przechodzą już na stronę wroga
zachodniej cywilizacji. Z tego powodu pomyłki w doborze celów
bombardowań będą musiały się zdarzać. Jest to przykre zjawisko, lecz
nie ma potrzeby go wyolbrzymiać.
15 lat po nalotach na Serbię, były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder publicznie przyznał, że działania NATO – bez zgody ONZ – były agresją.
Dla kosowskich Albańczyków rozpoczęcie nalotów to początek „drogi do
niepodległości” od Serbii, dla Albanii – początek „wyzwolenia kosowskich
Albańczyków”, a dla Serbii – bezprawna, międzynarodowa agresja zbrojna
pod przywództwem USA i UE z Niemcami na czele. Naloty trwały 3
miesiące, do 20 czerwca 1999; w ich wyniku śmierć poniosło 2500 osób
cywilnych, 1002 policjantów, a 12,5 tys. ludzi zostało rannych.
Serbia konsekwentnie nie uznaje niepodległości Kosowa, jednakże 15 lat
po dramatycznych przeżyciach związanych z bezpośrednią przemocą i
brutalną agresją Zachodu najwyraźniej zapomniała o wnioskach płynących z
marca 1999. Zarówno Serbia, jak i Kosowo, ubiegają się o członkostwo w
Unii, a w kwietniu 2013 podpisały pod jej auspicjami porozumienie o
normalizacji wzajemnych stosunków.
„Humanitarna interwencja” w obronie terrorystów
Choć cały świat mówił wówczas o „humanitarnej interwencji” i „obronie
mniejszości przed czystkami etnicznymi”, 10-milionowa Serbia odczuła
całą siłę i brutalność amerykańsko-NATOwskiej machiny wojennej, której
nie była w stanie się skutecznie przeciwstawić. Zachód dysponował
najnowocześniejszą bronią i najnowocześniejszymi technologiami; Serbia
mogła jedynie minimalizować własne straty. Bomby i rakiety sypały się na
Serbię z powietrza i z morza, z myśliwców i okrętów, z bezpiecznej dla
atakujących wysokości i odległości. Dlaczego Zachód zdecydował się na
atak? Bo uznał, że działania serbskich sił bezpieczeństwa i wojska
przeciwko terrorystycznej, przestępczej, radykalnie islamskiej Wyzwoleńczej Armii Kosowa (UÇK) są
zagrożeniem dla pokoju w regionie i mają charakter czystek etnicznych
czy wręcz ludobójstwa. W rzeczywistości UÇK w Kosowie prowadziła akcje
terrorystyczne, zamachy bombowe, wymierzone w ludność serbską oraz nie
popierających jej cywilnych Albańczyków. Była mocno powiązana z albańską
mafią, zajmowała się przemytem i handlem narkotykami, bronią, ludźmi
oraz organami wewnętrznymi porywanych osób. Tylko w 1998
albańscy separatyści zUÇK dokonali 1884 akcji terrorystycznych, w
których zginęło 115 jugosłowiańskich policjantów i 173 cywilów, a
porwane zostały 292 osoby cywilne. Do zabicia 31 z nich Albańczycy się
przyznali, lecz los dalszych 142 „nie jest znany”.
„Chirurgiczne” naloty
Naloty NATO rozpoczęły się 23 marca 1999 o godzinie 19.45. Udział
w nich brało 1200 do 1600 samolotów Wielkiej Brytanii, USA, Francji,
Niemiec, Włoch, Belgii, Holandii, Turcji i kilku innych państw, które
zrzuciły kilkadziesiąt ton materiałów wybuchowych. Były to
pierwsze bomby od II wojny światowej, które poleciały na jedno z
europejskich państw.Mimo zachodniej propagandy medialnej, bynajmniej nie
były to „chirurgiczne bombardowania” wybranych strategicznych i
wojskowych celów. Pociski trafiały w domy zwykłych mieszkańców zwykłych
miast i miasteczek, trafiały w pociągi pełne ludzi, w autobusy,
szpitale, więzienia oraz w kolumny uchodźców – także Albańczyków,
uciekających zarówno przed siłami serbskimi, jak i przed UÇK i atakami
NATO.
„Przypadkowo” Amerykanie zbombardowali ambasadę ChRL w Belgradzie –
„przypadkiem” trafiając w nią 5-oma bombami, zabijając 3 i raniąc 27
ludzi. Pakt zbombardował też siedzibę serbskiej telewizji RTS w centrum
Belgradu, która przekazywała informacje o skutkach NATOwskich
bombardowań i pokazywała, że Amerykanie używają bomb kasetowych,
szczególnie niebezpiecznych dla ludności cywilnej i dzieci w gęsto
zabudowanych i zaludnionych obszarach. W każdym NATOwskim nalocie ginęło
od kilkunastu do stu ludzi, zdecydowaną większość stanowili cywile. Rok
po zakończeniu nalotów, w czerwcu 2000, Amnesty International oskarżyło
NATO o popełnienie w tym ostatnim przypadku zbrodni wojennej.
NATO używało różnej broni, szczególnie niebezpieczne dla ludności
cywilnej nie tylko podczas nalotów, ale i na wiele lat po ich
zakończeniu. Przykładowo amunicji z zubożonym uranem, promieniotwórczym
materiałem, który na wiele lat zatruwa glebę, wodę i powietrze. Na
Serbię spadło ponad 100 ton zubożonego uranu; według oficjalnych danych
liczba osób z chorobami nowotworowymi po 1999 wzrosła w Serbii aż o
44%, ale o tym zjawisku nie informowały tylko źródła serbskie. Także
niezależni naukowcy włoscy stwierdzili zwiększoną zachorowalność na
różne nowotwory u swoich żołnierzy, którzy w ramach sił międzynarodowych
przebywali w Bośni oraz w Kosowie – a w 1995 w tych regionach NATO
używało amunicji ze zubożonym uranem do bombardowania terenów
bośniackich i kosowskich Serbów.
Żołnierze wielonarodowej Brygady Zachód, stacjonujący w Kosowie w 1999
roku, otrzymywali specjalny podręcznik z instrukcjami, by unikać wraków
czołgów czy ruin domów, trafionych amunicją z zubożonym uranem, ponieważ
samo wdychanie nierozpuszczonych cząsteczek uranu może powodować
poważne, długofalowe konsekwencje zdrowotne z deformacjami potomstwa
włącznie.NATOwska radioaktywna amunicja spowodowała skażenie ziem i wód
na kilka pokoleń – nie tylko w regionach stacjonowania sił serbskich,
lecz także na należącym wówczas do Jugosławii czarnogórskim wybrzeżu
Adriatyku: na wybrzeżu, na którym nie było zupełnie żadnego wojska. Były
tylko góry, las, morze, i bardzo czyste plaże.
Za szczególnie niehumanitarny rodzaj uzbrojenia uważa się jednak bomby
kasetowe, które wybuchają jeszcze w powietrzu (nad celem), rozsypując
się na wiele mniejszych, pojedynczych ładunków wybuchowych, z których
wiele nie eksploduje przy zetknięciu z ziemią, a dopiero potem, przy
poruszeniu – są więc niebezpieczne zwłaszcza dla dzieci. Nad
Serbią NATO zrzuciła ponad 1000 bomb kasetowych, zawierających ponad 37
tys. pojedynczych ładunków. Całkowite wyczyszczenie Serbii z
pozostałości bomb kasetowych kosztowało ponad 30 mln euro.
Poza tym zrzucano też bomby grafitowe, niszczące system energetyczny. Z
premedytacją niszczono infrastrukturę zaopatrującą ludność cywilną w
wodę, prąd, gaz. Bombardowano rafinerie, ciepłownie i stacje
wodociągowe. Skutki nalotów dotknęły nie tylko setki tysięcy cywilnych
mieszkańców Serbii, ale i liczne szpitale. NATO zburzyło 60
mostów, kilkadziesiąt km dróg i trakcji kolejowych, a także 5 lotnisk. W
gruzach legło 7,5 tys. domów mieszkalnych. Uszkodzono ponad 200 szkół,
kilkadziesiąt szpitali i tyleż samo cerkwi. Z ziemią zrównano
kilkaset fabryk, nie mających nic wspólnego z produkcją zbrojeniową, w
jednej chwili pozbawiając pracy kilkaset tysięcy Serbów i rujnując całe
gałęzie serbskiej gospodarki. Bezpośrednie szkody materialne wskutek
bombardowań szacowane były na 30 mld dolarów, a wraz z stratami
pośrednimi – ponad 100 mld.