Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 stycznia 2022

O powierzchowności tego świata

 


Poniżej wypowiedź włoskiego dyrygenta - Riccardo Muti - na temat współczesnego świata.




krótki rys biograficzny:


Riccardo Muti - urodzony 28 lipca 1941 w Neapolu.


Studiował w Conservatorio di San Pietro a Majella. W 1967 na konkursie dla młodych dyrygentów im. Guido Cantelliego w Mediolanie otrzymał pierwszą nagrodę. Rok później został głównym dyrygentem Maggio Musicale Fiorentino, pozostając nim do 1980. W 1971 Herbert von Karajan zaprosił go do udziału w Festiwalu Salzburgskim, z którym następnie współpracował do 2001.

W latach 1972-1982 był głównym dyrygentem londyńskiej Philharmonia Orchestra, obejmując stanowisko po Otto Klempererze. W latach 1980-1992 pełnił funkcję dyrektora muzycznego Orkiestry Filadelfijskiej, będąc następcą Eugene'a Ormandy'ego.

Od 1986 do 2005 był dyrektorem muzycznym mediolańskiego Teatro alla Scala. W 2004 założył Orkiestrę Młodzieżową im. Luigiego Cherubiniego, złożoną z młodych muzyków wybranych przez międzynarodowe jury spośród ok. 600 instrumentalistów z całych Włoch. Orkiestra przez kilka była stałym uczestnikiem festiwalu w Salzburgu. Ponadto na początku 2006 Muti został dyrektorem artystycznym tamtejszego Pentecost Festival. Od 2010 jest dyrektorem muzycznym Chicagowskiej Orkiestry Symfonicznej, z którą ma podpisany kontrakt do końca sezonu 2021/2022.

Muti obok długoterminowych kontraktów realizował inne projekty artystyczne, współpracując z wieloma znakomitymi wykonawcami – solistami i zespołami. Prowadził m.in. takie orkiestry jak Berliner Philharmoniker, Wiener Staatsoper, New York Philharmonic, Bayerischer Rundfunk i Orchestre National de France.

W artystycznym dorobku ma również znaczną liczbę płyt z nagraniami szerokiego repertuaru, obejmującego twórczość m.in. Mozarta, Beethovena, Brahmsa, Czajkowskiego oraz klasykę operową.

Riccardo Muti sześciokrotnie dyrygował Filharmonikami Wiedeńskimi podczas koncertów noworocznych z Wiednia; ostatni raz prowadził koncert na Nowy Rok 2021.





przedruk

niestety słabe tłumaczenie automatyczne z włoskiego


„Wkrótce osiemdziesiąt lat i jestem zmęczony życiem. To świat, w którym już siebie nie rozpoznaję. A ponieważ nie mogę oczekiwać, że świat się do mnie przystosuje, wolę zejść z drogi… jak w Falstaff, „wszystko spada”.


Miałem szczęście dorastać w latach pięćdziesiątych, uczęszczać do liceum w Molfetta, gdzie studiował Salvemini, z profesorami, którzy nie są surowi, bardzo surowi… Żałuję powagi.
Żałuję ducha, z jakim Fryderyk II wyrył motto na drzwiach Kapui, pod popiersiem Pier delle Vigne i Taddeo da Sessy: „Intrent securi qui quaerunt vive puri” (Niech ci, którzy zamierzają żyć uczciwie, wejdą bezpiecznie.)

Taka jest polityka imigracyjna i integracyjna, która służyłaby...

Nie wiem, czy po śmierci naprawdę zobaczymy się znowu w lepszym świecie... Nie wiem. Na pewno nie na Polach Elizejskich. Mam nadzieje że jest dużo światła...wystarczy mi, że nie ma metempsychozy. Nie chcę się odrodzić, nie mówiąc już o pająku czy myszy, ale ani lwie. Jedno życie to aż nadto ».


Miałem katolickie pochodzenie. Bardzo podziwiałem papieża Ratzingera, nawet jako wspaniałego muzyka. Nie wierzę w święte karty jasnowłosego Jezusa. Wewnątrz nas jest kosmiczna energia, która nas przetrwa, ponieważ jest boska. Pamiętam śmierć mojej matki Gildy: miałam wyraźne wrażenie, że jej ciało stało się ciężkie jak marmur, podczas gdy przepływ, energia witalna została uwolniona…


Spędziłem blokadę na uczeniu się, ale poza nauką było to okropne. Dehumanizacja pogłębiła się jeszcze bardziej. Brak relacji międzyludzkich jest przerażający. Wchodzisz do restauracji i widzisz przy stole pięć osób, które pochylają się nad swoimi smartfonami… Nie jestem właścicielem i nie chcę… Telewizja powinna była wykorzystać blokadę [covidową - MS] do nadawania programów edukacyjnych.


Zamiast tego, oprócz kilku dobrych filmów dokumentalnych, zostaliśmy zaatakowani przez wirusologów, samozwańczych „naukowców”. Dla mnie naukowcem był Guglielmo Marconi!... Banalność telewizji i sieci, ta powierzchowna zabawa, brak rozmowy bardzo mnie martwią o edukację młodych ludzi.


Nie jestem ani po prawej, ani po lewej... Należę do tych, którzy starają się udzielić przydatnych informacji... Urodziłem się jako wolny człowiek i tak pozostaję. Dorastałem z dyktatem Salviniego, a nie bolszewickim socjalistą. Nigdy nie dołączyłem do sabatu...


Nawet w muzyce jest nadmiar politycznie poprawnych... z Metoo, Da Ponte i Mozart skończyliby w więzieniu. Bach, Beethoven, Schubert definiują „muzykę kolonialną”: ale jak to się robi? Schubert był też bardzo miłą osobą...


Istnieje ruch, zgodnie z którym powinna istnieć równowaga między mężczyznami, kobietami, różnymi kolorami skóry, osobami transpłciowymi, tak aby wszystkie kwestie społeczne, etniczne, genetyczne były reprezentowane. Uważam to za bardzo dziwne. Wybór musi być dokonany na podstawie wartości i talentu. Bez dyskryminacji, w takim czy innym sensie.


Wierzę w podróże przyjaźni i pokoju. Nie pracujesz na sukces, ilość braw i artykułów, ale robisz to, bo rozumiesz, że Twój zawód to misja...


Nie boję się śmierci... Przepraszam, że zostawiam uczucia... Jako dzieci chodziliśmy na cmentarz wieczorami zobaczyć błędnych ogników. Spotkałem ostatnią modlitwę, Giustino: opowiadała o zasługach zmarłych, leżących na łóżku w jedynym pokoju w domu, z drzwiami otwartymi na ulicę, na ścianach zdjęcie brata Bersagliere i odważnego wuja. …


Prosty i fantastyczny świat, za którym bardzo tęsknię. Dlatego mówię wam, że należę do innej epoki. Dziś świat toczy się tak szybko, że przytłacza wszystko, nawet te proste rzeczy, które mają głębokie człowieczeństwo...


Na moim pogrzebie nie chcę oklasków. Dorastałem w świecie, w którym na pogrzebach panowała przerażająca cisza... Kiedy przyjdzie moja kolej, chciałbym absolutnej ciszy. Jeśli ktoś klaska, przysięgam, że wrócę, aby mu przeszkadzać w nocy, w najbardziej intymnych chwilach...”


Riccardo Muti






"Ottant'anni a breve e mi sono stancato della vita. È un mondo in cui non mi riconosco più. E siccome non posso pretendere che il mondo si adatti a me, preferisco togliermi di mezzo... come nel Falstaff, 'tutto declina'.

Ho avuto la fortuna di crescere negli anni 50, di frequentare il liceo di Molfetta dove aveva studiato Salvemini, con professori non severi, severissimi... Rimpiango la serietà.

Rimpiango lo spirito con cui Federico II fece scolpire sulla porta di Capua, sotto il busto di Pier delle Vigne e di Taddeo da Sessa, il motto: 'Intrent securi qui quaerunt vivere puri'

(Entrino sicuri coloro che intendono vivere onestamente). Questa è la politica dell’immigrazione e dell’integrazione che servirebbe...

Non so se dopo la morte davvero ci rivedremo in un mondo migliore... non lo so. Certo non nei Campi Elisi. Spero ci sia tanta luce... mi basta che non ci sia la metempsicosi. Non ho voglia di rinascere, tanto meno ragno o topo, ma neanche leone. Una vita è più che sufficiente».

Ho avuto una formazione cattolica. Ho ammirato molto papa Ratzinger, anche come magnifico musicista. Non credo nei santini di Gesù biondo. Dentro di noi c’è un’energia cosmica che ci sopravvive, perché è divina. Ricordo la morte di mia madre Gilda: ebbi netta la sensazione che il suo corpo diventasse pesante come marmo, mentre si liberava un flusso, l’energia vitale...

Il lockdown l'ho passato a studiare, ma a parte lo studio, è stato orribile. La disumanizzazione si è fatta ancora più profonda. La mancanza di rapporti umani è terrificante. Entri al ristorante e vedi al tavolo cinque persone tutte chine sul loro smartphone... Io non lo posseggo e non lo voglio... La tv avrebbe dovuto approfittare del lockdown per fare trasmissioni educative.

Invece, a parte qualche bel documentario, siamo stati invasi da virologi, da sedicenti 'scienziati'. Per me scienziato era Guglielmo Marconi!... La banalità della tv e della Rete, questo divertimento superficiale, la mancanza di colloquio mi preoccupano molto per la formazione dei giovani.

Non sono né di destra né di sinistra... Sono tra quelli che tentano di dare indicazioni utili... Io sono nato uomo libero e tale rimango. Sono cresciuto con dettami salveminiani, socialista non bolscevico. Non mi sono mai affiliato a una congrega...

C’è un eccesso di politicamente corretto anche nella musica... con il Metoo, Da Ponte e Mozart finirebbero in galera. Definiscono Bach, Beethoven, Schubert 'musica colonialista': ma come si fa? Schubert poi era una persona dolcissima...

C’è un movimento secondo cui dovrebbe esserci un equilibrio tra uomini, donne, colori di pelle diversi, transgender, in modo che tutte le questioni sociali, etniche, genetiche siano rappresentate. Lo trovo molto strano. La scelta va fatta in base al valore e al talento. Senza discriminazioni, in un senso o nell’altro.

Credo nei viaggi dell’amicizia e della pace. Non lavori per il successo, la quantità di applausi e articoli ma lo fai perché capisci che la tua professione è una missione...

Non ho paura della morte... Mi dispiace lasciare gli affetti... Da ragazzi andavamo la sera al cimitero a vedere i fuochi fatui. Ho conosciuto l’ultima prefica, Giustina: raccontava i pregi del morto, disteso sul letto nell’unica stanza della casa, la porta aperta sulla strada, alle pareti la foto del fratello bersagliere e dello zio ardito…

Un mondo semplice e fantastico, che mi manca moltissimo. Per questo le dico che appartengo a un’altra epoca. Oggi il mondo va così veloce, travolge tutto, anche queste cose semplici, che sono di una profonda umanità...

Ai miei funerali non voglio applausi. Sono cresciuto in un mondo in cui ai funerali c’era un silenzio terrificante... Quando sarà il mio turno, vorrei il silenzio assoluto. Se qualcuno applaude, giuro che torno a disturbarlo di notte, nei momenti più intimi..."


Riccardo Muti




fb

https://pl.wikipedia.org/wiki/Riccardo_Muti





środa, 5 stycznia 2022

Najstarszy świadek pisma włoskiego

 

przedruk


„Najstarszym dowodem pisanego włoskiego jest napis na ścianie w katakumbach Kommodilli (w via delle Sette Chiese w Rzymie), datowany na VI-IX wiek: zaproszenie, by nie wypowiadać na głos tajemnic (prawdopodobnie zaproszenie zakonnik do swoich kolegów odmawiał ciche modlitwy) …


Nie mów ille secrita a bboce
(oryginalny tekst w języku ojczystym)


Nie wypowiadaj sekretu (słów) na głos (na głos)
(Aktualne tłumaczenie na włoski)


Napis ten przypominał celebransowi, aby nie odmawiał na głos tych modlitw mszalnych, zwanych sekretami, tzw. misteriami według formuły grecko-łacińskiej, które zgodnie z liturgią muszą być wypowiadane cichym głosem jako święte słowa skierowane wyłącznie do Boga, a nie do wszystkich.


Z lingwistycznego punktu widzenia zwracamy uwagę na użycie imperatywu przeczącego non dicere, wywodzącego się z klasycznego noli dicere (alternatywą jest ne dicas lub ne dixeris, z nawołującym trybem łączącym), przy czym dicere zachowało się również jako wulgarne forma przez całe średniowiecze.


Zaimek ille nabiera tutaj wartości rodzaju rodzaju żeńskiego w liczbie mnogiej, podczas gdy secrita wywodzi się od klasycznego rodzaju nijakiego w liczbie mnogiej secreta; a boce, z łac. ad vocem, przedstawia upadek końcowych spółgłosek, podwojenie fonosyntaktyczne i betacyzm, czyli przekształcenie v w b.











LA PIÙ ANTICA TESTIMONIANZA D'ITALIANO SCRITTO SI TROVA A ROMA


"La più antica testimonianza d'italiano scritto è un'iscrizione sul muro nelle Catacombe di Commodilla (in via delle Sette Chiese a Roma), che risalirebbe al VI-IX secolo: un invito a non dire i segreti a voce alta (probabilmente l'invito di un religioso ai suoi colleghi a recitare le orazioni a bassa voce)...


Non dicere ille secrita a bboce

(Testo originale in volgare)

Non pronunciare le (parole) segrete a voce (alta)

(Traduzione in italiano corrente)


Questa iscrizione ricordava al celebrante di non recitare a voce alta quelle preghiere della messa, dette secrete, i cosiddetti mysteria secondo la formula greco-latina, che secondo la liturgia devono essere pronunciate a bassa voce in quanto parole sacre dirette esclusivamente a Dio e non all'assemblea.


Dal punto di vista linguistico si nota l'uso della forma dell'imperativo negativo non dicere che deriva dal classico noli dicere (l'alternativa è ne dicas o ne dixeris, con il congiuntivo esortativo), mentre dicere si è conservato anche come forma volgare per tutto il Medioevo.


Il pronome ille assume qui valore di articolo femminile plurale, mentre secrita deriva dal classico neutro plurale secreta; a boce, dal latino ad vocem, presenta la caduta delle consonanti finali, un raddoppiamento fonosintattico e un betacismo, cioè la trasformazione della v in b.





fb







sobota, 17 kwietnia 2021

Dialekt południowych Włoch

 

przedruk

fragmenty bloga: mojesalento.pl


20 października 2020


Uddhratieddhri – jak to przeczytać?!?!


Niestety nie istnieje jeden skodyfikowany zbiór sztywnych reguł, które precyzyjnie określałyby, w jaki sposób zapisać dźwięki charakterystyczne dla salentino, zwłaszcza że czasem brak jest danego odpowiednika w standardowym języku włoskim, a to właśnie na nim (alfabet, zasady pisowni i wymowy oraz w dużej mierze gramatyka) opiera się pisana wersja dialektu.

W ogóle w zapisie wyrazów należących do dialektu można wskazać na duże dowolności wynikające z faktu, że i wymowa, i leksyka różnią się nie tyle pomiędzy poszczególnymi (nawet leżącymi w bezpośrednim sąsiedztwie) miasteczkami, co między poszczególnymi użytkownikami salentino.

Może warto się zaopatrzyć?

Gdyby jednak spróbować zebrać najważniejsze reguły dotyczące zapisu i wymowy dialektu salentino, to przedstawiałyby się one w sposób następujący (uwaga: dzisiejszy artykuł w ogromnej mierze opiera się na zasadach włoskiej wymowy. Pierwszy podany jest zawsze wyraz w dialekcie, który zapisuję kursywą, obok znajduje się jego standardowy włoski odpowiednik, a w nawiasie tłumaczenie na język polski.):

b – w salentino bardzo często „b” zastępuje włoskie „v” lub „p” i vice versa, na przykład:

balige – valigia (walizka),

ha binire – deve venire (musi przyjść),

erva – erba (trawa),

subbra – sopra (nad, ponad),

banca – panca (ławka).

Co więcej, na początku wyrazu „b” często w ogóle znika, na przykład:

iancu – bianco (biały),

ucca – bocca (usta),

ursa – borsa (torba).

Dźwięk [b] zawsze wymawia się w dialekcie mocno i zdecydowanie, wręcz jakby podwójnie (mimo iż w pisowni mamy w dalszym ciągu tylko jedno „b”). Dotyczy to zwłaszcza konstrukcji w czasie przeszłym (passato prossimo) w trzeciej osobie liczby pojedynczej (po czasowniku posiłkowym „ha”) oraz w konstrukcjach „sta + bezokolicznik/gerundium” na przykład:

ha [b]butu – ha avuto (miał/a),

sta [b]bene – sta per venire/sta venendo (zaraz przyjdzie/właśnie przybywa).

c – włoskie „c” ze złożeń „ci” i „ce” (chodzi tu o dźwięk [t∫]) w dialekcie oddaje „s”, na przykład:

vasare – baciare (całować),

casu – cacio (rodzaj sera, aczkolwiek w dialekcie casu ma znaczenie szersze – ser).

Jeśli natomiast w standardowym włoskim powyższy dźwięk [t∫] jest podwojony [t∫t∫], w dialekcie przybiera formę „zz” i vice versa. I tak:

fazzu – faccio (robię),

razzu – braccio (ramię),

pacciu – pazzo (wariat).

Warto dodać, że włoskie „c” i „g” często są wymienne między sobą w dialekcie oraz między dialektem i standardowym włoskim, na przykład:

giucculata – cioccolato (czekolada),

ficatu – fegato (wątroba),

cranitu/granitu – gradito (przyjęty z radością, mile widziany),

figge – fece (zrobił, passato remoto).

d – Wchodzi w skład dźwięku niezwykle charakterystycznego dla dialektu z okolic Lecce, który nastręcza niestety pewnych trudności, zwłaszcza w grupie „ddr”. „D” nie wymawia się tutaj tak, jak we włoskich wyrazach „dire” czy „dunque” – język nie dotyka tylnej ściany zębów, ale uderza w tylną część podniebienia, przypominając nieco dźwięk między polskim „cz” i „dż” lub stosowaną przez niektórych wymowę angielskiego „drive”. Zapis tego dźwięku w salentino też nie jest precyzyjny, żeby nie powiedzieć zupełnie dowolny; niektórzy proponują „ddh”, inni obniżają laseczkę litery „d”, inni proponują „ddhr”, czasami używa się dodatkowych znaków graficznych. I tak mamy:

martieddru, martieddhu, martieddhru, martieḍḍru, a chodzi o „martello”, czyli młotek.

Mnie się najbardziej podoba „ddhr” i tak będę stosować ?

Wspomnianą zbitkę „ddhr” stosuje się w miejsce podwojonego włoskiego „l”, na przykład:

beddhru – bello (piękny),

iaddhru – gallo (kogut),

cavaddhru – cavallo (koń),

quiddhra – quella (tamta).

bavetta(wł.) Non voglio un plasmon, voglio una frisella./Nie chcę plasmona (ciasteczko dla dzieci), chcę frisellę.

e – standardowe włoskie „e” (zwłaszcza z akcentem tonicznym) prawie zawsze zamienia się w dialekcie na „i”:

mila – mela (jabłko),

pira – pera (gruszka),

missa – messa (msza),

pisu – peso (ciężar).

Włoski dyftong „ie” często jest w dialekcie oddawany przez „e”, na przykład:

mele – miele (miód),

pete – piede (stopa),

mieticu – medico (lekarz),

mie – me (mnie),

piertu – aperto (otwarte).

f – w dialekcie „f” zastępuje niekiedy włoskie „b”, jak w wyrazie:

fuerfici – forbici (nożyczki),

a z kolei standardowe włoskie „f” zamienia się w salentino na „p”, na przykład:

spamare – sfamare (wykarmić),

spaciddhrare – sfavillare (lśnić, błyszczeć).

g – jeśli we włoskim wyrazie po początkowym „g” występuje „r”, w dialekcie to „g” prawie zawsze wypada, na przykład:

rande – grande (duży),

ranu – grano (pszenica),

rotta – grotta (grota), ale też:

uantu – guanto (rękawiczka).

Pomija się je w dialekcie również przed „a”, ale wtedy na jego miejsce często wskakuje „i”, na przykład:

iaddhru – gallo (kogut),

iabbu – gabbo (żart).

Włoski dźwięk [dʒ] lub [dʒdʒ] (czyli ortograficznie pojedyncze lub podwójne „g”, po którym następuje „e” lub „i”) w dialekcie wymawia się jak [∫], a oddaje na piśmie przez „sc”, na przykład:

sciurnata – giornata (dzień),

sciuecu – gioco (gra, zabawa),

osce – oggi (dziś),

masciu – maggio (maj).

Włoski dwuznak „gl” to w dialekcie albo „gh”, albo „ggh”, na przykład:

pagghia – paglia (słoma),

figghiu – figlio (syn),

cunigghiu – coniglio (królik),

mugghere – moglie (żona) [auć!, wygląda i brzmi fatalnie!].

i – włoskie „i” (zwłaszcza jeśli w wymowie brzmi jak [j]) w dialekcie zamienia się na „r”, na przykład:

scinnaru – gennaio (styczeń),

fibbraru – febbraio (luty),

paru – paio (para).

l – „l” oraz „r” bardzo często wymieniają się między standardowym włoskim a dialektem, na przykład:

arviru – albero (drzewo),

carmu – calmo (spokojny).

Z kolei włoskie „al” i „el” – najprawdopodobniej pod wpływem języka francuskiego – przybierają w dialekcie formę „au” i „eu”, na przykład:

cautu – caldo (ciepły, gorący),

fausu – falso (fałszywy),

geusu – gelso (morwa).

o – wszystkie wyrazy, które w standardowym włoskim kończą się na „o”, mają w dialekcie końcówkę „u”. Do podobnej wymiany dochodzi też bardzo często w środku wyrazu:

ranu – grano (pszenica),

ientu – vento (wiatr),

sule – sole (słońce),

turre – torre (wieża),

musca – mosca (mucha).

Koszulka mayday(wł.) Ho mia suocera a bordo./Mam na pokładzie teściową.

p – dialekcie to właśnie „p” zastępuje ogólnowłoskie „v” lub „f”, na przykład:

spentura – sventura (pech),

spugghiare – sfrondare (usuwać gałęzie/nadmiar).

Jeśli po początkowym „p” w standardowym włoskim pojawia się dyftong, w dialekcie zamieniamy je na „ch” [k], na przykład:

chianu – piano (powoli),

chiove – piove (pada deszcz).

Koszulka capu(wł.) Ho la testa più dura di una pietra./(dosł.) Mam głowę twardszą niż kamień (=jestem b. uparty).

s – jeśli występuje przed samogłoską „a” lub spółgłoską „t” (+ jakakolwiek samogłoska), wymawiana jest szeleszcząco [∫]:

scamare,

stuppieddhru.

t – jeśli występuje w dialekcie przed „r” (tr), wymawia się je podniebienne, szeleszcząco (dźwięk niezbyt przyjemny dla ucha), trochę jak [t∫]:

truare – trovare (znaleźć),

tristu – triste (smutny).

v – początkowe włoskie „v” (podobnie jak szósta litera archaicznego greckiego alfabetu digamma (ϝ), która oznaczała głoskę [v] lub [w]), wypada w dialekcie, na przykład:

urpe – volpe (lis),

ula – voglia (ochota, chęć),

espara – vespero (wieczór, zmierzch),

ulire – volere (chcieć),

ummicare – vomitare (wymiotować).

Niekiedy włoskie „v” jest zastępowane przez „u” lub „i”, na przykład:

uelu – volo (lot),

uesciu – vostro (wasz),

iermi – vermi (robaki),

ientu – vento (wiatr).

„V” opuszcza się również w trybie oznajmującym czasu imperfetto w drugiej i trzeciej koniugacji (zakończonej na -ere i -ire), na przykład:

liggia – leggeva (czytał),

curria – correva (biegł),

scrivia – scriveva (pisał),

dicia – diceva (mówił).

z – jest w dialekcie zawsze wymawiane dźwięcznie, co powoduje, że niekiedy Salentyńczycy udźwięczniają je, mówiąc po włosku (a nie powinni!). Czyli „stazione” czytają [stadzjone] zamiast [statsjone].

W niektórych wyrazach możemy czasami zaobserwować wypadnięcie całej początkowej sylaby (a co!), na przykład:

stu /quistu/ – questo (ten),

ddhra /quiddhra/ – quella (tamta).

Można też pominąć ostatnią sylabę (bo niby czemu nie?), i tak:

ma od mamma,

cumpa od cumpare,

allé od allete, czyli togliti (przesuń się).

A w wyrazie addune (dove, czyli gdzie/dokąd) możemy wyrzucić i początek, i koniec:

ddu (dowolność jest przerażająca!).

Poza tym Salentyńczycy mają tendencję do wymawiania końcówki „-ti” w sposób bardzo zmiękczony („-t’i” lub „thi”), co nierzadko przenoszą do włoskiego i co wcale ładnie nie brzmi.

Jeśli nie jest zaznaczone inaczej lub jeśli dany wyraz nie stanowi wyjątku, akcent pada jak w języku włoskim – na przedostatnią sylabę.

Jak to wygląda (a raczej brzmi) w praktyce? Śmiesznie i niekiedy wręcz mało włosko. Chciałabym zaznaczyć, że wszystkie powyższe „zasady” odnoszą się do dialektu z alto Salento (czyli z górnego Salento). Nie wszystkie mają zastosowanie na południu półwyspu. Dla porównania poniżej zamieszczam jedną z bardziej znanych ludowych piosenek Lu rusciu te lu mare (czyli „Il rumore del mare”), stworzoną w okolicach Gallipoli (LE), w dolnym Salento. Wymowa i leksyka różni się od tej przedstawionej wyżej, ale przecież w różnorodności bogactwo i od przybytku głowa nie boli. Nawiasem mówiąc, teledysk brał udział w konkursie na najlepszy włoski klip podczas Giffoni Film Festival 2002.



Na sira ieu passava te li paduli,

e ‚ntisi le cannoccule cantare,

e ‚ntisi le cannoccule cantare.

A una a una ieu le sintia cantare,

ca me pariane lu rusciu te lu mare,

ca me pariane lu rusciu te lu mare.

Lu rusciu te lu mare è mutu forte,

la fija te lu re se tae la morte,

la fija te lu re se tae la morte.

Iddhra se tae la morte e ieu la vita,

la fija te lu re sta se marita,

la fija te lu re sta se marita.

Iddhra sta se marita e ieu me nzuru,

la fija te lu re me tae nu fiuru,

la fija te lu re me tae nu fiuru.

Iddhra me tae nu fiuru e ieu na palma,

la fija te lu re sta bae alla Spagna,

la fija te lu re sta bae alla Spagna.

Iddhra sta bae alla Spagna e ieu n Turchia,

la fija te lu re la zita mia,

la fija te lu re la zita mia.

E vola vola vola palomba vola,

e vola vola vola palomba mia,

ca ieu lu core meu,

ca ieu lu core meu,

ca ieu lu core meu te l’aggiu dare.

PS 1. Przy pisaniu dzisiejszego tekstu nieodzowną pomocą okazała się książka Italo Passante „Idioma della mia gente”, skąd zaczerpnęłam większość reguł i przykładów.

PS 2. Tytuł z pewnością jesteście już w stanie przeczytać. Pod tą monstrualną nazwą kryje się jadalny ślimak (cantareus apertus) koloru brązowego, który zwykle jest otwarty (na co wskazuje łacińska nazwa) i bywa nazywany municeddhru, ale kiedy (wyjątkowo) jest zamknięty, zmienia nazwę i kosztuje więcej – i pieniędzy, i wysiłku przy wymowie.



http://mojesalento.pl/uddhratieddhri-jak-to-przeczytac






piątek, 24 kwietnia 2020

Niemieckie „pseudo imperium”.

poniżej tłumaczenie przeglądarkowe


 Di Giuseppe Masala

Da tener conto che l'eventuale istituzionalizzazione del Recovery Plan attraverso il bilancio europeo oltre significare che si tratta di cifre (per quanto complessivamente cospicue) da spalmare su sette anni e anche se fossero stanziate in maniera "sfalsata" cioè concentrandole il più possibile nei primi anni sarebbero comunque poche perchè ciò che servirebbe è un intervento concentrato in un anno o in un anno e mezzo. Dunque non è risolutivo. 

Altro aspetto fondamentale è che essendo incastonato all'interno del Bilanco Europeo riguarda tutti i paesi dell'EU compresi quelli che non aderiscono all'euro. Che sono per la maggior parte (tranne la Svezia) paesi percettori netti della UE, ovvero paesi che prendono una montagna di soldi rispetto a quanto versano, quali la Polonia, l'Ungheria, la Cechia, la Bulgaria, la Romania e la Croazia.



Sapete questo che significa? Che la Germania sta massimizzando gli sforzi per salvare questi paesi e che con gli eventuali recovery bond sommati alla possibilità di svalutare la loro moneta usciranno da questa crisi non troppo peggio di come ci sono entrati. 

Significa in definitiva che la Germania sta dando per perso l'Euro e si sta anche creando quella cintura di satelliti che grazie agli aiuti avranno convenienza a rimanere legati a Berlino. 

Detto solo per inciso significa che si rinchiudono in quello che i geopolitici chiamano "pseudo impero" tedesco. Metto la cartina di Limes a titolo esemplificativo.

Per come sono messe le cose però è difficile che regga l'asse di Aquisgrana con la Francia. Quindi si tratta di una Germania che sta lavorando per avere la certezza di tenersi tutta la Mitteleuropa, il resto lo considerano difficilmente difendibile. L'euro esisterà fino a quando i paesi mediterranei più la Francia resisteranno a costo di sacrifici sociali enormi. Nel frattempo i tedeschi prenderanno tutto quello che vogliono prendere. Questo è il progetto a mio modo di vedere.








Giuseppe Masala

Należy pamiętać, że ewentualna instytucjonalizacja planu naprawy poprzez budżet europejski będzie oznaczać również, że są to dane (choć ogólnie duże), które zostaną rozłożone na siedem lat, a nawet jeśli zostaną przydzielone w sposób „rozłożony”, tj. Skoncentrowanie ich w jak największym stopniu. w początkowych latach byłoby jednak mało, ponieważ potrzebna byłaby interwencja skoncentrowana w ciągu roku lub półtora roku. Dlatego nie jest to rozstrzygające. 

Kolejnym fundamentalnym aspektem jest to, że jako część budżetu europejskiego wpływa na wszystkie kraje UE, w tym te, które nie przystąpiły do ​​euro. Które są w przeważającej części (z wyjątkiem Szwecji) krajami będącymi odbiorcami netto UE lub krajami, które biorą górę pieniędzy w porównaniu do tego, co płacą, takimi jak Polska, Węgry, Czechy, Bułgaria, Rumunia i Chorwacja.



Czy wiesz co to znaczy? Że Niemcy maksymalizują wysiłki na rzecz ratowania tych krajów i że wraz z ewentualnymi obligacjami naprawczymi zwiększającymi możliwość dewaluacji ich waluty, wyjdą z tego kryzysu nie gorzej, niż do niego przystąpiły. 

Oznacza to ostatecznie, że Niemcy rezygnują z euro i powstaje pas satelitarny, który dzięki pomocy będzie miał tę przewagę, że pozostanie związany z Berlinem. 

Nawiasem mówiąc, oznacza to, że są uwikłani w to, co geopolityka nazywa niemieckim „pseudo imperium”. Jako przykład podałem mapę Limes.

Jednak nie jest prawdopodobne, aby utrzymywała oś Aachen z Francją. To Niemcy, które starają się zachować całą Europę Środkową, a reszta uważa, że ​​trudno jest się bronić. Euro będzie istnieć tak długo, jak kraje śródziemnomorskie i Francja będą się opierać kosztem wielkich poświęceń społecznych. W międzyczasie Niemcy wezmą wszystko, co chcą. To jest moim zdaniem projekt.


23.04.2020






Telegraf: nadszedł moment prawdy w Europie - grozi to utratą nie tylko Włoch, ale także euro

Оригинал новости ИноТВ:
https://russian.rt.com/inotv/2020-04-23/Telegraph-dlya-Evropi-nastal-moment





„Zagrożenie dla istnienia Unii Europejskiej ponownie pochodzi z Włoch”, pisze The Daily Telegraph. W tym kraju poważnie dotkniętym pandemią koronawirusa sceptycy euro i politycy przygotowujący się do przejęcia władzy we własne ręce są gotowi zaryzykować upadek strefy euro w celu zabezpieczenia dochodów finansowych z EBC. A teraz, jak zauważa publikacja, dla Europy nadchodzi chwila prawdy

Оригинал новости ИноТВ:
https://russian.rt.com/inotv/2020-04-23/Telegraph-dlya-Evropi-nastal-moment



Dla Europy nadeszła chwila prawdy: kolejny błąd - i grozi utratą zarówno Włoch, jak i euro, pisze Ambrose Evans-Prichard, dziennikarz The Daily Telegraph. Artykuł mówi, że państwa Europy Północnej i Południowej doszły do ​​najbardziej żałosnego starcia od czasu utworzenia unii walutowej.
Emocje związane z COVID-19 już doprowadziły sprawy do punktu zwrotnego.
„ Spójność społeczna między krajami europejskimi jest tak intensywna, że ​​stabilności UE i euro nie można już dłużej przyjmować za pewnik. To bezprecedensowe ryzyko ”- skomentował Citigroup Arno Mare, weteran kilku kryzysów, który kiedyś był prawą ręką Mario Draghi w Europejskim Banku Centralnym (EBC).
Teraz zagrożenie egzystencjalne znów emanuje z Włoch, gdzie ruch eurosceptyków, a także politycy przygotowujący się do przejęcia władzy we własne ręce, otwarcie stosują strategię szantażu. A raczej, przeciwdziałanie szantażowi, zauważa artykuł. Rzeczywiście, wszystko to jest zemstą za surową taktykę stosowaną przez pożyczkodawców strefy euro podczas działań oszczędnościowych w latach 2010–2014. Włosi nie zapomnieli ani nie wybaczyli tego odcinka, podkreśla The Daily Telegraph.
Partia nacjonalistyczna „Liga” i „Bracia Włoch” w żadnym wypadku nie obiecali zgodzić się na pożyczki z Unii Europejskiej w ramach mechanizmu pomocy dla krajów UE. Zamiast tego zamierzają zaangażować się w psychologiczną konfrontację z Europejskim Bankiem Centralnym.
W szczególności zamierzają zmusić EBC do dalszego wykupu długu włoskiego w nieograniczonych ilościach, a tym samym do monetyzacji szybko rosnących wydatków kraju, wywołanych pogorszeniem koniunktury gospodarczej spowodowanym COVID-19. W ten sposób Włochy tylnymi drzwiami uzyskają dostęp do zasobów finansowych strefy euro.
Jeśli EBC nie ulegnie tej „ umiejętnej bandytyzmie ”, stanie w obliczu reakcji łańcuchowej i upadku unii walutowej. Dla banku kształtuje się wyjątkowo podstępna sytuacja, ponieważ Liga i Bracia Włoch są gotowi zaryzykować taki wynik.
Nie dążą do podziału Europejskiej Unii Walutowej - ich elektorat nie jest na to gotowy, ale nie boi się takiego rozwoju.
Nikt nie dał się zwieść „ łagodnym warunkom ” pożyczki awaryjnej w wysokości 2% włoskiego PKB w związku z wybuchem COVID-19, ponieważ rygorystyczne wymogi traktatu o stabilności budżetu UE powrócą po pandemii, ale Rzym będzie w znacznie gorszej sytuacji .
Dlatego włoskie Ministerstwo Finansów uważa, że ​​w tym roku PKB kraju spadnie o 8%, zwiększając stosunek długu do produktu krajowego brutto o 25 punktów procentowych do 160%.
„ Istota problemu dla elit politycznych w Europie jest następująca: włoska prawica ostatecznie zajęła UE za coglioni (przetłumaczone z włoskiego„ jajka ”- InoTV ) Jak temu można temu przeciwdziałać? „- pisze publikację.
Obecny kryzys gospodarczy dotknął Włochy, Hiszpanię i inne kraje Europy Południowej bardziej niż Północ. Jednocześnie nie mają odwagi wydać tyle na bezpośrednie wsparcie finansowe, ile kraje nordyckie wydają na utrzymanie integralności swoich systemów produkcji. Ich wskaźniki zadłużenia rosną, ponadto muszą płacić ogromną premię za zaciąganie pożyczek.
Artykuł stwierdza, że ​​północ i południe pojawią się w tej pandemii w różnym tempie. A szybko narastające nieporozumienia doprowadzą i tak już wrażliwy system do granic możliwości.

Оригинал новости ИноТВ:
https://russian.rt.com/inotv/2020-04-23/Telegraph-dlya-Evropi-nastal-moment







https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-il_piano_della_germania_dietro_il_recovery_fund/29296_34459/

https://russian.rt.com/inotv/2020-04-23/Telegraph-dlya-Evropi-nastal-moment


czwartek, 26 marca 2020

Min. gospodarki Niemiec: "innowacja jest ważniejsza niż pomoc”



Niemcy rozumieją, że już jest po UE, dlatego nie dbają ani o pozory, ani oczywiście o innych. Dbają wyłącznie o siebie, ale zawsze tak było...





autor: Paolo Desogus *

Czy możliwa jest Europa o ludzkiej twarzy?
Mój przyjaciel i kolega  Raoul Kirchmayr  zasygnalizował dziś rano ważne oświadczenie, w którym niemiecki minister gospodarki wytyczył linię, którą Niemcy zamierzają przyjąć:

„Chociaż solidarność europejska jest ważna, głównym celem jest wzmocnienie konkurencyjności gospodarek Unii Europejskiej, innowacja jest ważniejsza niż pomoc”.


Są to poważne słowa, ożywione ultra-liberalnym fanatyzmem, który nie patrzy nikomu, nawet w tej fazie naznaczonej tragedią koronawirusa. 

Dają nam jednak bardzo precyzyjny obraz niemieckiego poglądu na świat i idei Europy przedstawionej przez niemieckie elity.

Mówią nam, że Europa z ludzką twarzą, dopóki dyktuje linię, nie będzie możliwa, ponieważ priorytetem ich kraju jest konkurencja w Europie, a zatem prawo najsilniejszych.


 Ci, którzy twierdzą, że UE narodziła się, aby bronić krajów kontynentu przed międzynarodową konkurencją i rozwojem dużych zaludnionych krajów, takich jak Chiny, Indie i Stany Zjednoczone, mogą być spoko. Kraje takie jak Włochy, które cierpią z powodu niemieckiej hegemonii, muszą walczyć na dwóch frontach: europejskim i międzynarodowym.

Jest jeszcze jeden fakt, który należy wziąć pod uwagę. 


Niemcy robią wszystko w świetle słońca: nie kryją swoich politycznych i ekonomicznych celów, realizowanych z cynizmem, ale także z dużym pragmatyzmem. 

Oczywiście Niemcy grają brudnie, gdy tworzą konta lub lekceważą zasady, do których się zobowiązali, ponieważ są sprzeczne z ich interesem narodowym. Ale nawet w tym przypadku robią to w świetle słonecznym. 


To Włochy, których z niezrozumiałych powodów nie chcą widzieć. Nie jestem pewien, ale wierzę, że słowa niemieckiego ministra gospodarki nie zostały nawet odnotowane we włoskich gazetach.

Nie sądzę, aby istniało więcej alternatyw: albo zauważymy złożoną sytuację polityczną, albo kiedyś przypomnimy sobie te dni, w których śpiewano hymn na balkonach, aby pogrzebać naszą republikę, a na pewno nie dać jej tchu. Jednak niewiele by wystarczyło, wystarczyłoby przywrócić naszą konstytucję, tak jak robią to Niemcy, gdy jakieś europejskie rządy ingerują w ich interes narodowy.




https://www.lantidiplomatico.it/dettnews-possibile_uneuropa_dal_volto_umano/33397_33813/















niedziela, 29 grudnia 2019

Legenda z Trento o kocie


Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Pochodzenie nazwy „pola sorcio” w pobliżu dworu w lagunie tłumaczy legenda, w której bohaterem jest kot… czarny? Nie, biały



Castellano: legenda białego kota i „pole myszy”

Odwieczni w starożytnym Egipcie, w średniowieczu kojarzeni (czarnoskórzy) z czarownicami i diabłami, koty towarzyszyły historii ludzkości od tysięcy lat, tak bardzo, że są bohaterami opowieści i legend. Jeden z nich mieści się w dworku Castellano i pochodzi z XVII wieku, kiedy hrabiowie Lodron byli mistrzami, pośród różnych zamków Dolnego Trentino, a także dworu Castellano, w którym panowie organizowali wystawne bankiety, by zabawiać swoich gości. Bohaterem tych festiwali był biały kot, który stał się legendą dzięki swoim szarmanckim zwyczajom, nawet wyższym niż panowie tamtych czasów.
Mówi się, że zwierzęmu udało się ofiarować bukiety kwiatów damom i kieliszki wina rycerzom, a nawet trzymać świecznik, aby oświetlić ciemne korytarze zamku. Był tak wdzięczny, że mógł spokojnie chodzić po stole, nie rozlewając nawet kieliszka, i tak delikatny, że nie kusiło go nawet soczyste mięso. Ze względu na te cechy był zawsze rozpieszczany i pieszczony przez wszystkich, a jego sława przekroczyła granice Trentino. Słowo to rozpowszechniło się także wśród społeczności kotów, które postrzegały go jako „zdegenerowanego kota”, który zaprzeczał swoim drapieżnym instynktom. Oczywiście wzbudziło to również wiele wątpliwości wśród mieszkańców wsi.
Pewnego dnia hrabia, odpoczywając w cieniu drzewa na polach, usłyszał, jak dwaj chłopi omawiają białego kota kasztelana. „Ten kot jest oczarowany, nikt nigdy nie był w stanie go kusić, aby smakował kawałek mięsa” - powiedział jeden z nich. „Mogę to zrobić, gwarantuję ci”, odpowiedział drugi, ktoś o imieniu Tonio Pederzini. „A jak byś to zrobił? Posłuchajmy ...” powiedział hrabia, który przyszedł odkryć. „Nie mogę tego ujawnić, ale wystawiam na próbę” - odpowiedział rolnik, który zaproponował szlachcicowi: „Jeśli mi się uda, to pole, które posiadasz, stanie się moje”. Liczba przyjęta i następnego dnia Pederzini pojawił się na bankiecie ubranym w pióra na kapeluszu.
Naczynia podano na stole, a kot, chodząc ze zwykłą gracją między szklankami, nie dbał o parujące mięso w naczyniach. Kiedy jednak minął Pederziniego, ten ostatni błyskawicznym gestem rozpiął mankiet koszuli i uwolnił mysz, którą ukrył w rękawie. Mysz podskoczyła i wylądowała prosto między nogami białego kota, który podekscytowany ścigał go po stole, przewracając okulary i kandelabry, dopóki go nie złapał i nie ugryzł. Jako dżentelmen, który był hrabią, honorował zakład i od tego dnia pole, tuż pod zamkiem, nosi nazwę „pole myszy”. 
Legenda pochodzi z książki „Legends of the castles of Trentino” Giovanny Borzagi, Manfrini Editore


http://www.trentotoday.it/cronaca/leggenda-gatto-campo-socrio-castellano.html



czwartek, 10 stycznia 2019

Bergamo.




Lotnisko. Czekam na samolot do Polski. Trochę drzemię, trochę myślę, trochę rozglądam się po ludziach wokół.

Po prawej na końcu rzędu krzeseł jakaś rodzina – ewidentnie Włoch i zapewne jego żona Polka, i jej siostra (?) rozmawiają po polsku i po włosku. Na przeciw mnie dwie pary. Jego jakbym skądś znał, ale nie wiem skąd. Mam tak od czasu Poznania, ciągle wydaje mi się, że skądś znam kogoś... Kojarzę twarz, ale bez okularów, tak jakby ktoś ze szkoły podstawowej...?

Po lewej jakaś para – on łysy nalany ok. 30 lat, ona czarna - siedzi sztywno i patrzy na mnie, on też zwrócony jest w moją stronę i cały czas się uśmiecha mówi coś do niej, nie podoba mi się ten uśmiech. Na lewo ode mnie pojawiła się jakaś młoda para, on gra na telefonie, ona chyba coś czyta, siedzi w grubej czapce, jest dość ciepło na hali. Obok mnie po prawej młoda kobieta z dwójką dzieci w wieku ok. 8-10 lat. Wygląda na Polkę, ale mówi do nich po włosku. Ma blond włosy krótko ścięte z tyłu, widzę dużo pudru na policzku, podkreślone na czarno oczy, drobne zmarszczki w kącikach oczu – oceniam, że ma jakieś 35 lat, nie więcej niż 38. Po zachowaniu dzieci wnioskuję, że jest sama i to raczej więcej niż 2 lata. Szybko omiatam wzrokiem łuki jej ciała – tak, to na pewno Polka. Chodzę po hali, wracam na miejsce – ktoś mnie podsiadł, siadam obok swojego miejsca, ona siedzi obok. Po chwili dopytuję po polsku: Polka we Włoszech?

Tak, odpowiada, wypytuję ją o pewne kwestie językowe, dziwi się, że słyszę polskie zwroty we włoskiej wymowie, opowiada mi o życiu za granicą, o obyczajach Włochów i że jest kryzys. Rozmawiamy jakiś czas, rzeczywiście jest sama.. Przychodzi taki moment, kiedy sięga do torby i zsuwa się z krzesła – wtedy za nią widzę młodego faceta, wydaje mi się, że już go kiedyś widziałem. Siedzi ze dwa krzesła za nią ma dziwnie spoconą twarz i dziwnie trzyma telefon w wyciągniętej ręce. Nieeee.... myślę sobie, już tutaj są?

Facet – podobny do Kajdanowicza z TVNu nagle ożywia się, gdy zauważa, że się patrzę na telefon. Podnosi i przekrzywia telefon w dłoni w moją stronę, mimiką twarzy i całym sobą gwałtownie daje mi znaki. Tak, to młody ubek, który nęka mnie hasłem: zadzwoń do Pajaca, bo bez tego....


Zaczynam się zastanawiać, czy cała ta sytuacja nie jest aby specjalnie zorganizowana pod ten gest...
Nic nie jest pewne - to przecież koniec czasów...


Po swojej prawej ręce widzę kogoś jeszcze. Za rzędem krzeseł stoi nieruchomo jakiś człowiek, ma na plecach mały pękaty kolorowy plecaczek, ręce nienaturalnie luźno zwisają po bokach, symetrii tej postaci dopełnia równie pękaty odstający brzuszek - efekt obżerania się chlebem, raczej nie od piwa. Wyglądał raczej jak jakaś, że tak powiem łajza... Parzył się na nas. W zasadzie to patrzył się na nią nieruchomym wzrokiem.

Już trwa odprawa, proponuję iść w kolejkę, ona zbiera swoje torby i idziemy razem, stajemy na końcu kolejki. Po chwili obok mnie po prawej staje "Kajdanowicz" ze spotniałym pyskiem. Stoi obok zwrócony nieco w moim kierunku, zupełnie jakbyśmy byli znajomymi, wpatruje się w podłogę – skupiony jest na naszej rozmowie, ostentacyjnie podsłuchuje o czym mówimy. Stoimy tak w piątkę. Ja, ona, jej dwoje dzieci i nadzorca z polskojęzycznego gestapo.

Nie mam prywatności , nie mam intymności, w całej tej sytuacji brakuje tylko parafrazy filmowego „A tak witamy się w niemczech”...

Skończył się mój tydzień wolności, wracam do Polski.

Polska.

Jest już wieczór, idę do hostelu i po drodze wstępuję do sklepu. Za kasą młoda dziewczyna, żeby wyciągnąć portfel stawiam na ladzie napój, z którym przyszedłem plus rzeczy pozbierane w sklepie. Zauważam, że skasowała napój, zwracam jej uwagę, krótka rozmowa, kogoś mi przypomina, chcę ją o to zapytać, za długo się przyglądam, ona się uśmiecha i mówi stanowczo Dobranoc.
Rano idę do Sowy i przechodzę obok sklepu, za kasą jakiś łepek, u Sowy zamawiam kawę z Opium i rozkładam swoje rzeczy: telefon, notatnik i pióro.
Przy kontuarze zauważam jakiego człowieka, nienaturalnie i szeroko gestykuluje rękoma, wybiera jakieś ciasto, ma na sobie czarny płaszcz i jest niewysoki, nie widzę twarzy, bo stoi tak zwrócony, nie przyglądam mu się, przechodzi obok mnie i znika w głębi kawiarni. Dostaję swoje zamówienie, kelnerka jest bardzo miła, mówi do mnie dziękuję serdecznie, uśmiecha się.

Zaczynam spisywać Ill the beast, robię przerwy, popijam kawę, rozglądam się, myślę, czekam aż pióro napełni się słowami, by wylać je ze środka na papier.

Facet w czarnym płaszczu chyba wychodzi, po chwili zauważam, że stoi na dworze i rozmawia przez telefon, dość długo. Zaczynam coś podejrzewać, bo stoi dokładnie w miejscu na które patrzę przez okno, w końcu odwraca się w moja stronę – ewidentnie Włoch, ma ciemna skórę, krótkie kręcone czarne włosy szpakowate na końcach, kończy rozmawiać, chowa aparat, poprawia szal i odwraca twarz w moim kierunku - widzę tylko jedno oko, patrzy prosto na mnie przez moment beznamiętnie....


Przypomina mi się pogrzeb mojej matki. W kaplicy już zamknęli wieko, podchodzą ludzie, żeby wynieść trumnę, jeden z nich, gdy pochylił się i złapał za uchwyt trumny, niespodziewanie wykręca głowę w moją stronę, dokładnie wie, gdzie siedzę, patrzy mi się prosto w twarz i uśmiecha, zupełnie, jakby zrobił mi jakiś dowcip...


Włoch jednak nie uśmiechał się, był bardzo poważny, czy ten telefon to kolejny rebus? Na to wygląda, poprawił szal i wrócił do lokalu nie patrząc bardzo na mnie.


Wieczorem znowu idę do miasta, przechodzę koło sklepu, kiedy wychodzę na drogę przy kamienicach spostrzegam młodego człowieka, czeka na mnie kawałek za witryną sklepu, kiedy go zauważam, on też mnie zauważa i rusza w moim kierunku, jest poważny na twarzy, patrzy się nie na mnie, ale w ten kąt między ścianą sklepu, a chodnikiem, ma pedalską proweniencję i ewidentnie idzie na zderzenie, od razu przystaję i obserwuję co on zrobi, kiedy się zbliża, rzucam też okiem na sklep – jest dziewczyna, ta sama co wczoraj, widzi mnie i wtedy wciąga wargi do wewnątrz, robi nerwowe ruchy, oczy ma rozbiegane, krótko wybija rytm palcami po blacie, już wiem, że z nią rozmawiali, patrzę na pedała z ABW, gotowy jestem, żeby go odepchnąć, idzie prosto na mnie, nie patrzy się i nie jest mu do śmiechu, wzrok wbity w ziemię, idzie na skos, przecina moją drogę, ale idzie na mnie, w ostatniej chwili skręca i wymija mnie po lewej stronie.


Kilka miesięcy temu we Wrocławiu, też tak było, zanim przeszedłem z dworca na rynek miasta z dziesięciu takich spotkałem. Czekali na mnie w tłumie na ulicy, na płycie rynku, kiedy byłem już blisko, ruszali w moim kierunku, jakby zobaczyli znajomego, wyciągając ręce do przodu, jakby w geście serdecznego powitania, gwałtownie przystawałem w tych momentach, ostro zmieniałem kierunek w którym szedłem i dawałem wyraz swojego niezadowolenia, stawali kręcąc głową udając osoby zdezorientowane. To się nazywa ćwiczenie pamięci ciała, poprzez takie działania, chcieli nauczyć mój organizm przyzwyczaić do tego typu zachowań.

A może chodzi o wypchnięcie?

Czym jest opętanie? Dlaczego „zły duch” (po prostu jakiś człowiek, który wszedł do cudzego ciała) wyje, mówi innym głosem i ostentacyjnie daje oznaki swej bytności w jakimś człowieku? Żeby nauczyć ludzi, jak wygląda przejęcie kontroli nad ciałem innego człowieka, tak, ABY UKRYĆ FAKT, ŻE TAKIE PRZEJĘCIA ZACHODZĄ "PO CICHU", I ŻE DZIĘKI TYM PRZEJĘCIOM MOŻNA PRZEJĄĆ KONTROLĘ NA PRZYKŁAD NAD STERAMI DANEGO PAŃSTWA, ALBO PRZEDSIĘBIORSTWA.

Wcześniej należy wypchnąć dana osobę z jej ciała lub zagłuszyć. Niektóre osoby z mojego otoczenia specjalnie ignorują to co mówię, albo – na moje zapytanie – permanentnie odpowiadają nie na temat. Do tego kwestionowanie mojej seksualności. Wiele innych zachowań jak np. zadawanie pytań o podwójnym znaczeniu – być może ta osoba nie pyta o to, co myślisz, tylko o coś innego – i ty wyrażasz na to zgodę lub nie. Patrz - „zgoda” na tzw. przyjście tzw. Ducha świętego, „otwarcie się na Boga” itp. zabiegi.

Stwarzają mi nieznośne warunki bytowania, bym podjął chęć ucieczki z własnego ciała, traktują jak kogoś innego, by doprowadzić do rozerwania jaźni – rozdwojenia. ABW opowiada o mnie, że jestem jakoby świrem – taka informacja wyszła do mnie od 2 ludzi, z którymi się stykałem.

A więc wmawiają ludziom, że jestem jakoby kimś innym, na wiele sposobów, w ten sposób również usiłują wyłgać się od tez zawartych w Werwolf.

Symptomy po przejęciu – zachowuje głos i charakterystyczną wymowę właściciela, ale osoba nie zna szczegółów ze swojej przeszłości, MA INNE NAWYKI i wiele innych, o czym nie mogę napisać ze zrozumiałych względów. Nawyki to coś, co się kształtuje latami i nie sposób mieć nowe nawyki z dnia na dzień. Taka osoba może też wracając do swojej przeszłości, opowiadać w kółko tylko kilka historii – bo po prostu więcej nie zna. Jak ktos ma 80 lat i w kółko opowiada o sobie 5 (słownie: P I Ę Ć ) historyjek, to jest powód do zastanowienia się. Jesli mamy podejrzenie, to zdanie "Na początku robił wszystko, bawił i przewijał dzieci, a potem nagle przestał" staje sie wymowne, szczególnie słowo NAGLE - zmiana jest ewidentna, tylko brakuje wiedzy i wyobraźni, by zdefiniować przyczynę...

Druga metoda jaka stosują to podrywająca mnie dziewczyna, która siedzi ze swoim niby facetem nieopodal. Siadam w kawiarni i po kilku minutach mam obstawę – na wprost jeden dwóch facetów, z boku, para co udaje parę, czasem ktoś jeszcze. Ona zaczyna na mnie się patrzeć i daje mi ukradkiem znaki, zaczyna palcami wykonywać posuwiste ruchy tam i z powrotem. On siedzi jakby za nią, jest w tle. W pewnym momencie zaczyna robić to samo co ona. Obydwoje zaczynają się otwarcie na mnie patrzyć i powtarzają ruchy naśladujące ruchy frykcyjne. Wpatrują się we mnie, jakby czegoś szukali na mojej twarzy. Odwracam się... Tamci też zaczynają mi dawać znaki. Odwracam się w jeszcze innym kierunku, albo wychodzę.

Ta metoda przypomina gotowanie żaby w kotle, od lat stosowali wobec mnie pewne zachowania, które dopiero w 2017 roku znalazły swoje wytłumaczenie, kiedy zaczęli je stosować wszystkie naraz wraz z ferią otwartych ataków.

Czasem po prostu siadają obok mnie, ładna dziewczyna i jakiś koleś, udają rozmowę, ona daje mi znaki, on zaczyna się drapać po nodze... Ona rzuca mi spojrzenia, ale to spojrzenia sprawdzające, czy się patrzę – na to drapanie, które jest w zasięgu mojego wzroku (patrz: Zdolność patrzenia), i które coraz bardziej przypomina zachowanie o charakterze seksualnym, i które trwa i trwa i trwa...




Koniec dygresji.
Za dużo tych rzeczy do opisania, tak wiele tego było.


Idę do miasta.

W centrum zaczepiają mnie młodzi ludzie i nagabują na tutejsze lokale. Odmawiam po kilka razy, jedna dziewczyna przykuwa moja uwagę, ma taki znajomy głos...

Zastanawia mnie to, zaczynam się kręcić i wracam w to samo miejsce, znowu do mnie podchodzi jest pewna siebie, coraz bardziej podejrzewam, że się znamy..
Znowu rozmawiamy, przyglądam jej się, i trudno mi ją rozpoznać, ale jednak... to może być ona...Jakiś taki znajomy głos mówię... jej mowa wyraźnie zwolniła, choć rezolutnie odpowiada, że może znam taką, a taką rodzinę z tej tamtej dzielnicy, po chwili dodaje, ze najwyraźniej już głos jej ochrypł od tego nagabywania, łapie się za gardło i masuje szyję... wyraźnie straciła rezon, jest nieco sobą rozczarowana, poddaje się i powoli odwraca mówi coś jeszcze, życzę jej wesołych świąt, już odwrócona odpowiada: to do miłego...

Tak, to na pewno ona.


Wracam do sklepu, jest już późno, przed sklepem krępy facet rozmawia przez telefon, dziewczyna na posterunku, jednak nie wydaje z siebie żadnych sygnałów jak wcześniej, zagaduję ja przy kasie, odpowiada mi coś tam, śmieje się, jest swobodna, ktoś wchodzi ona ponagla mnie, czy to wszystko, wychodzę, facet nadal gada przez telefon, patrzy się na mnie, idę do siebie.


Mija kilka dni.

Powoli zaczynają się ataki, na początku po powrocie do pracy jeżdżę samochodem, wszystko zaczyna się od początku, gdy jadę koleją...


Przeciwko komu są opracowane takie metody?


Wojna się nie skończyła. Ona trwa nieustannie od wieków, zmienia się tylko zabarwienie ideologiczne, które zaciemnia, ukrywa prawdziwych decydentów...





Idziesz ulicą, albo siedzisz w kawiarni. Podchodzi do ciebie jakiś człowiek i nieznacznie niby przypadkiem dotyka twojego ramienia. Oburzasz się, albo nie.

Za jakiś czas znowu ktoś dotyka twojego ramienia, a za godzinę znowu ktoś. W końcu prawie codziennie jakiś obcy na ulicy dotyka twojego ramienia – lub tylko udaje, że chce cię dotknąć. Zbliża się, ale tego nie robi, przecina twoją drogę, uśmiecha się, nic więcej...

Nie możesz go uderzyć, bo jak to wytłumaczysz?

Po kilku latach jesteś wykończony, bo nieustannie ktoś wtrąca się do twojego życia. Kiedy idziesz ulicą zwracasz uwagę, czy ktoś idzie w twoim kierunku, i czy przypadkiem nie zamierza cię dotknąć. Nie masz prywatności, bo ktoś nieustannie narusza twoją strefę bezpieczeństwa, twoją strefę prywatności. Jesteś nieustannie zagrożony, choć nic na to nie wskazuje. Nikt tego nie widzi, kiedy sam idziesz ulicą. Czasami tylko w pociągu widzą i rozumieją to przypadkowi ludzie...
Permanentny stres i poczucie zagrożenia...

Agentura szkaluje cię, organizuje intrygi i zasadzki, opowiada kłamstwa na twój temat ludziom z twojego otoczenia, „prosi” ich o współpracę, instruuje – nie wiesz, kto kłamie, a kto mówi prawdę, bo jesteś ściśle otoczony przez kłamstwa... A do tego ludzie po prostu kłamią, bo tak mają. 

„Jak mi (tego) nie zrobisz, to pójdę do Jacka” grozi mi i śmieje się dziewczyna.... Dlaczego się śmieje? O którego Jacka jej chodzi, przecież to jest wieloznaczne... Nie wierzy w to co napisałem, a może śmieszy ją to, czy po prostu to taki kobiecy rebus - czy raczej wykonuje polecenia służb, dla „mojego” i innych „dobra”??

W dodatku – mówi dokładnie tą samą kwestię, co Magda, kiedy ta odchodziła, jakby ją cytowała, jakby ktoś ją dokładnie poinstruował, co ma powiedzieć... Byliśmy już po słowie.. i rzuciła ręcznik. Stała wystraszona nade mną, w pewnym momencie usłyszałem cichy zdecydowany kobiecy głos dobiegający jakby z głośnika – ktoś krótko wydał jej polecenie do słuchawki, którą musiała mieć podpiętą gdzieś koło ucha.... Błyskawicznie okręciła się na pięcie i położyła papiery na stół...

Czy ona kłamie, zwodzi mnie z polecenia służb, czy uprawia własną grę? Nie dowiesz się, bo ludzie mają tę właściwość, że nie mówią prawdy...

Jesteś otoczony przez kłamstwa, siedzisz w kryształowej kuli pełnej dwuznaczności i intryg i nie wiesz, kto dla twojego i swojego dobra szkodzi tobie i sobie, kto wróg, kto przyjaciel - to jest właśnie koniec czasów....


Dotknięcie nic nie boli, ale tysiące dotknięć - niczym kapiąca woda dzień po dniu - sprawiają ból. Ból jest niewielki, ale permanentny. Zaczynasz myśleć o bólu. O tym, że znowu ktoś narusza twoją strefę prywatności, a ty nie możesz nic z tym zrobić. Nawet jak mu dasz po mordzie (a wszyscy oni zapobiegliwie są od ciebie wyżsi i roślejsi), przyjdzie następny. A potem kolejny i kolejny... I jeszcze będą cię nazywać świrem. Ból jest niewielki, ale uciążliwy. Zatruwa życie.

Myślisz, że dotknąłeś mojego ramienia tylko raz – nie... ty naruszyłeś moją strefę prywatności tysiące razy.


Tysiące...