Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.
Były premier PRL Piotr
Jaroszewicz mógł zginąć z powodu tajemnic, które poznał w czerwcu 1945
r. w Radomierzycach koło Zgorzelca.
Na początku czerwca 1945 r. na
dziedziniec pałacu w Radomierzycach wjechały trzy terenowe samochody. Z
aut wysiadło kilku cywilów i uzbrojeni żołnierze w polskich mundurach.
Weszli do pałacowych pomieszczeń. Zamierzali przeszukać zdeponowane w
Radomierzycach pod koniec II wojny światowej ogromne niemieckie super
tajne archiwum. Jadąc do pałacu, nie wiedzieli jeszcze, co ono zawiera.
Kilkadziesiąt lat później trzy najbardziej wtajemniczone w te
poszukiwania osoby zostały zamordowane - wszystkie w tajemniczych
okolicznościach. Był wśród nich peerelowski premier Piotr Jaroszewicz.
Klucz do tajemnic II wojny światowej Radomierzyce to wioska znajdująca się niedaleko tzw. Europa-Miasta Zgorzelec/Görlitz.
W niej znajduje się wspomniany pałac.
Zbudowano go w 1708 r. na wyspie otoczonej podwójną fosą. Latem 1944 r.
hitlerowcy rozpoczęli w radomierzyckim pałacu toczone ścisłą tajemnicą
prace budowlane. W jednym z pomieszczeń powstało coś na kształt
opacerzonego bankowego skarbca. Zaraz potem do Radomierzyc zaczęły
zjeżdżać ciężarówkami tajne, zebrane w całej Europie dokumenty. Raporty o
przebiegu tej akcji trafiały bezpośrednio na biurko Waltera
Schellenberga, szefa VI departamentu Głównego Urzędu Bezpieczeństwa
Rzeszy (RSHA). To może świadczyć o randze całego przedsięwzięcia, a
także o znaczeniu archiwum dla hitlerowców. Wskazuje również na osobę,
której najbardziej zależało na ukryciu dokumentów, będących już po
wojnie znakomitym punktem przetargowym w różnych rozgrywkach nie tylko
politycznych. Rozgrywkach o życie!
Steć ujawnia misję Jaroszwicza
Znany sudecki przewodnik Tadeusz Steć, współpracownik służb
wywiadowczych, ujawnił, że w 1945 r. odwiedził Radomierzyce w
poszukiwaniu zdeponowanych tam dokumentów. Pałac, nietknięty podczas
wojny, został opuszczony. Pozostali natomiast okoliczni autochtoni,
którzy wspominali, że przez ostatnie miesiące w majątku mieszkali
również jacyś obcokrajowcy, prawdopodobnie Francuzi. Widzieli także
polskich żołnierzy, którzy przyjechali do pałacu. Kierował nimi Piotr
Jaroszewicz, wówczas pułkownik LWP. Do Jaroszewicza trafiła informacja o
ukryciu przez Niemców ważnych dokumentów w pałacu koło Zgorzelca.
Jaroszewicz chciał, by nie była to oficjalna akcja wojskowa, lecz
prywatne przedsięwzięcie, które pozwoliłoby mu się zorientować, co kryło
się w Radomierzycach. Zabrał tylko zaufanych ludzi. Z Jaroszewiczem
byli m.in. Tadeusz Steć i ppłk Jerzy Fonkowicz, podczas wojny szef
specjalnej grupy bojowej przy Sztabie Głównym AL i jednocześnie agent
sowieckiego wywiadu oraz mjr Władysław Boczoń. Uczestniczył w
"podwójnych grach" wywiadu Armii Krajowej, skierowanych przeciwko
zakonspirowanym strukturom Abwehry i Gestapo.
Akta wywiadu III Reszy
Po dotarciu do pałacu w Radomierzycach ekipa Jaroszewicza odnalazła w
jednym z pomieszczeń potężne sejfy wmurowane w ściany, w drugim
zobaczyli tysiące teczek zawierających tajne dokumenty Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa III Rzeszy. Były tam akta personalne, listy, plany;
głównie archiwa wywiadu francuskiego, a
być może także belgijskiego i holenderskiego. Miało się tam także
znajdować archiwum paryskiego gestapo, zawierające listy konfidentów.
Były to dane o ludziach, ich ciemnych interesach i kolaboracji z
Niemcami oraz wydarzeniach prowokowanych przez niemieckie tajne służby, w
których uczestniczyły znane osobistości. Tadeusz Steć powiedział
prasie - “Z późniejszym Premierem PRL Piotrem Jaroszewiczem zostałem w
Radomierzycach jeszcze dwa lub trzy dni. Cały czas tłumaczyłem.
Jaroszewicz przebierał. Wybrał stosik dokumentów. Zrobił z nich dwie lub
trzy niewielkie paczki. (...) Byłem akurat pod pałacem, razem z dwoma
cywilami. Nagle na dziedziniec pałacu wpadła grupa czerwonoarmiejców z
bronią gotową do strzału. Ani się obejrzeliśmy, jak ustawiono nas pod
ścianą z rękami do góry. Na szczęście wyszedł Jaroszewicz, pogadał z
dowódcą grupy, jakimś lejtnantem chyba. Czerwonoarmiści pognali nas w
kierunku wioski, nie szczędzili kopniaków, doprowadzili do drogi
Bogatynia - Zgorzelec i kazali iść, doradzając, abyśmy zapomnieli o
pałacu i wszystkim, co widzieliśmy i słyszeliśmy". Paczki z wybranymi
dokumentami pozostały w samochodzie Piotra Jaroszewicza. Innymi
archiwaliami w pałacu zajął się sowiecki wywiad.
Rodzina Rothschildów i inni
W lipcu 1945 zakończyło się przejęcie
przez Związek Radziecki archiwum z Radomierzyc. Zawierało ono około 300
tysięcy wstępów do akt, poza tym 20 tysięcy kompletnych akt niemieckich i
francuskich tajnych służb wojskowych, 50 tysięcy akt niemieckiego
sztabu generalnego i 150 akt archiwów dotyczących Leona Bluma i rodziny
Rothschildów. Ponadto w sejfie w Radomierzycach znajdowały się kolejne
wielkiej wagi materiały: prawie wszystkie dokumenty dotyczące współpracy
francuzów z niemieckimi okupantami. Uli Suckert podkreślał w jednym z
tekstów na temat archiwum w Radomierzycach, że siłę rażenia, która
tkwiła w tym archiwum, można zrozumieć tylko wtedy, gdy zna się rolę
Schellenberga wśród nazistów. Walter Friedrich Schellenberg prowadził SD
– Sicherheitsdienst, czyli tajną służbę bezpieczeństwa oraz
kontrwywiad. Był on uczestnikiem próby uprowadzeniu dawnego angielskiego
króla Edwarda VIII z Portugalii. Razem z Reinhardem Heydrichem,
protektorem Rzeszy na Czechy i Morawy, polował na agentów, którzy
zaopatrywali wroga w ważne wojenne informacje, znanych później jako
„Czerwona Orkiestra”.
Najpierw Schellenberg zorganizował tak
zwany Incydent w Venlo, który miał dać Hitlerowi pretekst wkroczenia do
Holandii. Schellenberg zajmował się także pikantnymi sprawami, takimi
jak akcje podsłuchowe w Salonie Kitty (1939-1942), berlińskim domu
publicznych dla wyższych sfer, znajdującym się na Giesebrechtstraße.
Bywali w nim prominentni dyplomaci, generałowie, szefowie Rzeszy,
ministrowie, gauleiterzy i artyści. Panie, które przebywały w tym
SS-burdelu, sprowadzono z wszystkich części Rzeszy, a także z Austrii i
Polski. Zatrudnione kobiety miały od 20 do 30 lat. Oprócz niemieckiego,
mówiły także w językach francuskim, włoskim, hiszpańskim, angielskim,
rosyjskim i polskim. Tylko w 1940 roku podsłuchano ponad 10 000 osób,
które przewinęły się przez ten dom publiczny SS.
Likwidacja świadków?
Niewielką część archiwum pochodzącego z Radomierzyc, a także z zamków
Czocha (także koło Zgorzelca i Książ (niedaleko Wałbrzycha), Rosja
prawdopodobnie sprzedała Zachodowi. W Polsce, w prywatnym archiwum
Piotra Jaroszewicza, pozostała część dokumentacji, nie wiadomo jednak,
jakiej rangi. Do lat 90. ubiegłego wieku dożyły trzy osoby przeglądające
w czerwcu 1945 r. radomierzyckie archiwum: Piotr Jaroszewicz, Tadeusz
Steć i Jerzy Fonkowicz. Wiadomo, że przez lata te trzy osoby utrzymywały
z sobą kontakt. Wszystkie trzy zostały zamordowane przez nieznanych
sprawców; ofiary torturowano przed śmiercią. Piotra Jaroszewicza i jego
żonę zabito w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. W nocy z 11 na 12
stycznia 1993 r. zamordowano Tadeusza Stecia, a Jerzego Fonkowicza - w
1997 r. W żadnym z tych zabójstw śledztwo nie wykazało motywu
rabunkowego.
Zacieranie śladów, znikanie dowodów zbrodni.
Policja od początku śledztwa założyła
motyw rabunkowy każdej z tych zbrodni. W przypadku zabójstwa
Jaroszewiczów nie splądrowano mieszkania, nie została skradziona
biżuteria, kolekcja znaczków pocztowych czy książeczki czekowe. W
gabinecie Jaroszewicza był bałagan, co wskazuje raczej na kradzież
jakichś dokumentów. Jeden z jego synów stwierdził, że z domu zniknęły
notatki ojca. Prawa ręka Jaroszewicza nie była związana, być może w celu
wskazania albo podpisania czegoś co podsunięto mu w czasie
przeprowadzeniu tortur. Śledztwo od początku (podobnie jak w następnych
tajemniczych mordach Olewnika czy szefa polskiej Policji Gen. Papały)
było pełne uchybień. Ignorowano świadków, szczególnie jednego, który
stwierdził że widział, jak ranem z domu Jaroszewiczów wychodziła
kobieta i dwóch mężczyzn. Po latach okazało się, że w ramach
komunistycznych służb specjalnych funkcjonowało tzw. „komando śmierci”,
zabijające ludzi niewygodnych dla ówczesnej władzy.
W 1994 roku rozpoczął się proces rzekomych sprawców: Krzysztofa R. (ps. Faszysta), Wacława K. (ps. Niuniek), Jana K. (ps. Krzaczek) i Jana S. (ps. Sztywny). Proces zakończył się w roku 2000 prawomocnym wyrokiem uniewinniającym. Pod koniec 2005 roku analitycy Archiwum X
(sekcji zajmującej się wyjaśnianiem skomplikowanych spraw kryminalnych)
odkryli, że z akt sprawy zabójstwa Jaroszewiczów zaginęły kluczowe
dowody, to znaczy trzy folie ze śladami niezidentyfikowanych odcisków
palców. Odciski te zostały znalezione na miejscu zabójstwa – na
ciupadze, okularach Jaroszewicza i drzwiach szafy znajdującej się w jego
gabinecie – i nie należały do Jaroszewiczów, ich rodzin, znajomych ani
policjantów. Nie udało się, mimo dwuletnich poszukiwań, odszukać tych
folii.
Kilka wersji zabójstwa
Bohdan Roliński za życia Jaroszewicza
opublikował wywiady “rzekę” z byłym premierem PRL. W jednym z nich
Jaroszewicz opowiadał historię „matrioszek”, tj. odpowiednio
wyszkolonych radzieckich agentów, którzy pełnili funkcje sobowtórów
ważnych polskich polityków po 1945 roku w Polsce. Faktu tego nie
potwierdzono do dzisiaj i wydaje się być typową „spiskową teorią
dziejów”. Druga wersja sprawdzana przez m.in. Jerzego Rostkowskiego
wiąże śmierć Jaroszewicza właśnie z dokumentami wywiezionymi przez niego
z Radomierzyc.
Wydaje się ona najbardziej prawdopodobna
mając na uwadze wydarzenia ostatnich 20 lat. Nie mniej intrygującą i
możliwą jest wersja L. Szymowskiego, który stwierdził, że powodem
morderstwa było tzw. archiwum Jaroszewicza, w którym znajdowały się
kopie dokumentów obciążających m.in. Gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka oraz
innych polityków lat 80. Zdaniem autora Zbrodnia ta była częścią
szerszego planu eliminacji wszystkich, którzy mogli zagrozić przebiegowi
transformacji ustrojowej, wyreżyserowanej przez tych wojskowych
polityków. Czy tak było? Każdy kolejny rok zaciera ślady także w pamięci
ludzi i tylko od czasu do czasu takie wydarzenia jak tajemnicze
samobójstwa w tzw. sprawie Olewnika lub ludzi związanych z organizacją
lotu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska czy niedawna śmierć
największego polskiego populisty, szefa Samoobrony Andrzeja Leppera
przypominają o czymś takim jak „spiskowa teoria dziejów”. Niestety może
się ona okazać bardziej prawdziwa jak mroczne, krwawe i tajemnicze bajki
Braci Grimm, co w jakiejś mierze pokazuje historia „Morderczego
archiwum” z pałacu w Radomierzycach koło Zgorzelca.
„Każdy obywatel Niemiec do dzisiaj
korzysta z ograbienia Europy”. O skandalu w Niemczech, czyli z czego
finansowano „pierwsze państwo opiekuńcze na ziemi”
JOANNA MIESZKO-WIÓRKIEWICZ: – Pańska
książka, w której opisuje pan detalicznie, dlaczego Niemcy byli tak
wierni Hitlerowi, mianowicie: bo dzięki niemu mogli obrabować Europę,
wzbudza od kilku miesięcy w Niemczech ogromne echo. Przy czym echo
to rozlega się raczej w mediach. Tzw. „zwykli Niemcy” jeszcze nie
rozklejają za panem listów gończych, ale może chociaż Krupp, Flick
i Thyssen zaprosili pana w nagrodę do swoich rad nadzorczych? Pan ich
odciąża od win za drugą wojnę – jednocześnie obciążając w stopniu dotąd
niespotykanym niemieckie społeczeństwo. GÖTZ ALY: – To wszystko, co napisałem, nie
oznacza, że Flick jest niewinny. Głównym motywem, który towarzyszył mi
w pracy nad tą książką, jest dotychczasowa kłamliwa redukcja winy.
Była to tak wielka zbrodnia, która odbyła się
przy tak masowym poparciu, że to oczywiste, iż później jej uczestnicy
obmyślali sobie różne strategie obrony.
Główna z nich głosiła, że Hitler był chory. Ja dzieciństwo spędziłem w Stuttgarcie i pierwsza rzecz, jakiej dowiedziałem
się o czasach nazizmu, było to, że Hitler był szaleńcem i tocząc pianę
z dzikim rykiem wgryzał się we własny dywan. Psychopata. To była taka
nasza strategia obronna w latach 50. i 60. W NRD ogłoszono po prostu: „Kapitał monopolowy to nie my”. I umyli ręce. Przestępcy – to byli zawsze inni. W żadnym wypadku ktoś z NRD.
A że w pierwszym parlamencie NRD ponad 70 proc.
posłów stanowili byli żołnierze i oficerowie Wehrmachtu – to była
tajemnica poliszynela i absolutne tabu.
Najcudowniej było i jest w Austrii. W Polsce przecież dobrze wiadomo,
jaką rolę odgrywali Austriacy w czasie okupacji. Ale oni powiedzieli
sobie i światu: No, przecież my byliśmy pierwszymi ofiarami…
Im więcej upływa lat, im większy jest dystans do tamtych czasów, tym
więcej możemy o tym mówić, ale też i tym dokładniej je badać. Bo właśnie
przez to, ile dystansu czasowego potrzebujemy, widać najwyraźniej, jak
straszne były to zbrodnie. Reżym Ulbrichta w NRD, stalinizm w Rosji,
Polsce czy na Węgrzech – wszystko to były straszne czasy.
Ale w kontekście hitleryzmu oczywiście mają inną wagę. To jest historia
i na ten temat nikt się dzisiaj nie spiera. Weźmy na przykład Adenauera.
Adenauer stanowi w ludzkiej świadomości odleglejszą historię aniżeli
Hitler. Era Adenauera legła gdzieś na dnie historycznej szafy.
– Spiera się pan więc z wieloma historykami w prasie, w telewizji,
na spotkaniach o hitleryzm. Kiedy w neoliberalnym tygodniku „Der
Spiegel” zarzucono panu w recenzji o tej książce „mentalnie ograniczony
materializm” wzbudziło to moją wesołość. Ale z prawa czy z lewa
tenor wypowiedzi na ten temat właściwie jest ten sam: pan zredukował ten
okres historii Niemiec do ekstremalnego materializmu. Odarł pan
poczynania Niemców – od samych dołów do samej góry – z wszelkiej
ideologii, choćby antysemityzmu, i sprowadził ich pan do roli
nienasyconych rabusiów. Według mnie jest to zarzut o wiele cięższy niż
wszelkie teorie rasistowskie razem wzięte. Sama się zawahałam czytając
pewien fragment w pana książce, gdzie pisze pan o KONIECZNOŚCI
sprowokowania wojny przez reżym Hitlera.
GÖTZ ALY: – Nie wiem, jak wy
w Polsce nazywacie to, co my określamy „metodą kuli śnieżnej”: ktoś
dostaje pieniądze, na które składają się ci, co właśnie się dołączyli
i też chcą dostać pieniądze. Dostaną, jeżeli znajdą innych dawców. Ci
na samym dole piramidy niczego już nie dostaną, ale pomimo
to uczestniczą w systemie w nadziei, że i im się uda coś zgarnąć.
Rozwija się więc swego rodzaju popęd spekulacyjny. I to stanowiło
według mnie zarodek tamtego systemu – ta niesamowita mobilizacja całego
społeczeństwa i ta nieustanna ekspansja, co w sumie konsolidowało całą
tę machinę. A ekspansja oznacza nic innego, jak wojnę.
Mogę to pani opowiedzieć na przykładzie kariery mojego ojca: nie był
to żaden straszny nazi. Choćby z powodu tego szczególnego nazwiska dawno
byłoby wiadomo, gdyby tak było. Urodził się w 1912 jako piąte dziecko
w rodzinie profesora. Świadomie przeżył kryzys światowy. Jako jedyny
z rodzeństwa nie mógł studiować, bo nie było już na to pieniędzy, więc
został handlowcem. Dokładnie mówiąc, w fabryce guzików. Była to jednak
dla niego społeczna degradacja. W 1935-36 powrócił do Niemiec kraj
Saary. I wtedy jeden z jego przyjaciół powiedział mu: ”Słuchaj, my tam
stwarzamy sieć domów kultury Hitlerjugend. Potrzebujemy kogoś, kto
to poprowadzi od strony organizacyjnej”. Pojechał tam i już pierwszego
dnia dostał samochód Daimler-Benz z kierowcą. Na weekendy mógł go
również prywatnie używać. Miał wtedy 23 lata. Kiedy przyrównamy to do
dzisiejszych standardów, to jest to tak, jakby dostał samolot
do własnego użytku. Pamiętajmy, że Niemcy były wtedy bardzo biedne.
No, i tak to przedsięwzięcie zaczęło ekspandować. Doszła do tego
część Bawarii, a potem, po zajęciu Francji, jeszcze Lotaryngia, gdzie
byli rozmaici folksdojcze, młodzież z niemieckich rodzin etc. Po wybuchu
wojny był tylko krótko żołnierzem. Szybko został odkomenderowany
do poprzedniego zajęcia. W tym czasie poznał moją matkę, świeżo
upieczoną maturzystkę. W 1942 roku się pobrali. Krótko przedtem,
na spacerze w parku pałacowym w Nymphenburg koło Monachium zapytał ją,
co sądzi o przeprowadzce na wschód gdyby został naczelnym burmistrzem
Saratowa. Miał 28 lat, ona była 10 lat młodsza. Saratow – miasto leżące
w regionie ówczesnych Niemców zawołżańskich – nigdy nie został zdobyty,
po drodze był bowiem Stalingrad. Ale proszę sobie to uświadomić: oni już
wszędzie w Europie rozdzielali między siebie stanowiska. A w wieku 28
lat jest się nawet według dzisiejszych norm bardzo młodym. W każdym
razie do tego nie doszło. Zamiast burmistrzowskiego stołka musiał
zatroszczyć się o dzieci z bombardowanych przez aliantów miast.
Zorganizował dla 50 tysięcy dzieci z Zagłębia Ruhry pobyt do końca wojny
w tzw. Sudetenland, czyli w Czechach, korzystając przy tym z czeskiego
personelu. Trwało to prawie dwa lata. I to było jego największym
sukcesem życiowym. Potem był już tylko skromnym handlowcem. Oczywiście,
zawsze powtarzał, że nie miał z tymi zbrodniami nic do czynienia i że
nigdy nie miał nic przeciwko Czechom. Z kolei moja matka pochodziła
z rodziny nieślubnie urodzonego chłopa. Ich małżeństwo byłoby w 1912,
w 1922, a nawet w 1932 roku nie do pomyślenia. A jeśli – to byłby
to absolutny mezalians z wszelkimi konsekwencjami. Mobilizacja
społeczeństwa przez narodowych socjalistów oznaczała wymieszanie klas. To było
dla większości społeczeństwa bardzo atrakcyjne. I te biografie
moich rodziców pokazują, co się właściwie działo: socjalizm narodowy
przemawiał przede wszystkim do młodych. I to poza ideologią, nienawiścią
rasową etc.
To była rewolta młodych. Proszę zwrócić uwagę,
że oprócz samego Hitlera i Goeringa wszyscy ci czołowi naziści byli
bardzo młodzi. Tuż przed trzydziestką lub tuż po trzydziestce. Nagle
zdobywali tak niesłychaną władzę, wpływy i bogactwo. Przeważnie
pochodzili z ubogich rodzin, byli więc niesłychanie umotywowani. Często
nie mieli specjalnie wysokiego wykształcenia, czyli że jedynym źródłem
ich satysfakcji była bezwzględna władza. Szczególnie im dalej było
od Berlina, tym bardziej tę władzę wykorzystywano. Siedziby gauleiterów
to były bajkowo urządzone pałace. Opisuję w mojej książce przykłady
tej niesłychanej korupcji m.in. na terenach Ukrainy.
– Czyli doszło do specyficznych społecznych zmian, które we Francji
możliwe były już kilkadziesiąt lat wcześniej dzięki rewolucji
francuskiej?
GÖTZ ALY: – Tyle że w dzisiejszej Francji czy Wielkiej
Brytanii wymieszanie klas jest o wiele bardziej ograniczone aniżeli
w Niemczech. Oczywiście, największą mobilizację społeczną przyniosła
sama wojna oraz wysiedlenia.
– Pan twierdzi w swojej książce, że wojna była jedynym
wyjściem z sytuacji bez wyjścia, w jaką wpędził się rząd Hitlera.
Chodziło przede wszystkim o finansowanie państwa i jego niebywałych
socjalnych reform. A tymczasem istnieją niepodważalne fakty
historyczne, bardzo dobrze udokumentowane, które twierdzą, że wojna była
celem samym w sobie jeszcze na długo przed Hitlerem. Czy zna pan
książkę Wojna generałów Carla Dircksa i Karl-Heinza Janssena?
Wstrząsająca. Przyniosłam ją Panu, proszę zobaczyć, jest bardzo cienka
i też są w niej – podobnie jak u pana – prawie wyłącznie liczby.
– Nie, nie znam jej… GÖTZ ALY: – Do mitów założycielskich
Bundesrepubliki należy m.in. mit niepokalanego Wehrmachtu, który wbrew
woli jego generałów został zmuszony do wojny przez Hitlera. Tymczasem
Carl Dirks z pomocą Janssena z tygodnika „Die Zeit” w oparciu
o znalezione przez siebie na strychu dokumenty archiwalne udowadnia,
że już od 1923 roku w największej tajemnicy kilkunastu oficerów tzw.
Reichswehry bardzo precyzyjnie obliczało i montowało fundamenty
pod przyszłą siłę Wehrmachtu. Już w 1932 roku Niemcy znajdowały się
na drodze do państwa militarnego, a w 1933 Wehrmacht z radością powitał
Hitlera i narodowych socjalistów. Plany z lat 1923-5 zakładały siłę
Wehrmachtu na 2,8 milionów pod wodzą 252 generałów. I tak też dokładnie
było w momencie napaści na Polskę we wrześniu 1939. Z dokumentów wynika,
że to ci – znani dzięki tej publikacji z imienia i nazwiska „spiskowcy”
wymyślili tzw. milicję ludową – wiadomo: układ wersalski zmuszał
do nadzwyczajnej ostrożności – która przerodziła się wkrótce potem w SA.
Na długo zanim Hitler miał coś nakazywać, plany napaści na Zachód
i Wschód Europy leżały gotowe w szufladach. Wygląda na to, że spotkały
się – nazwijmy to sarkastyczne, lecz precyzyjnie – grupy interesów. Przy
dzisiejszym stanie naszej wiedzy na ten temat powtarzanie niczym mantry
zdania „To nie my, to Hitler” nie robi chyba na nikim poza Niemcami
specjalnie wrażenia… – Tego także ja nie twierdzę. Większość niemieckiej
inteligencji w latach 1920-40 zajmował głównie temat: „Jak zrobić
to następnym razem lepiej?”. I to we wszelkich dziedzinach. Mówię o tym
w swojej książce. I kiedy człowiek tak to zsumuje, to to ma swoją
wymowę. Na przykład: jak to urządzić z pieniędzmi podczas wojny.
W latach 20-tych powstało na ten temat mnóstwo naukowych dysertacji.
Albo: jak to było z głodem podczas I wojny światowej. Ten temat też był
rozpracowany naukowo i dlatego reżym żywieniowy w czasie II wojny
funkcjonował w przeważającym stopniu na zasadzie wyzysku. Ale zadziałał
także system zmian w sposobie odżywiania.
– Ma pan na myśli narodowy Eintopfsonntag – niedzielę z Eintopfem?
Lubecki narodowy czy wręcz zwykły kapuśniak, który cały naród pałaszował
pokornie w niedzielę? A Hitler z Goebbelsem kazali się przy ulicznych
kotłach z Eintopfem fotografować w heroicznych pozach? GÖTZ ALY: – Faktycznie wzrósł procent potraw
wegetariańskich. Forsowano taki styl z powodów czysto ekonomicznych.
To było, wiadomo, już od czasów pierwszej wojny. Do produkcji 1
kilograma mięsa potrzeba 5 kilo zboża. Kilo mięsa zaspokoi głód może
dwóch osób, ale 5 kilo zboża wykarmi co najmniej pięć osób. Wszystko
to przygotowywano systematycznie. Do tych i innych zagadnień
powstawały w okresie międzywojennym wyczerpujące opracowania naukowe.
Także do sposobu prowadzenia wojny w jak najbardziej jednoznacznym
sensie. Na przykład słynna książka Erwina Rommla Piechota naciera z 1937
roku – suma jego praktycznego doświadczenia jako oficera sztabowego
w pierwszej wojnie, doświadczenia, które jest po dziś dzień aktualne.
Dla całego otoczenia Hitlera i jego samego druga wojna światowa miała
być tylko przedłużeniem pierwszej po dłuższym, niż to zwykle bywa,
zawieszeniu broni i reorganizacji. Hitler powtarzał: „Chodzi nam
o zakończenie wojny”. Miał na myśli oczywiście pierwszą wojnę.
– Wojna światowa to nie jest indywidualne przedsięwzięcie
pojedynczych państw, można się przecież łatwo przy tym wzbogacić. Pan –
jako historyk – wie to lepiej ode mnie, ale i dziś nie jest inaczej niż
w przeszłości. W końcu wojen na świecie nie brakuje. Ale mam
na myśli źródła mówiące o finansowaniu przemysłu ciężkiego Niemiec przez
zagraniczne banki, w tym szczególnie amerykańskie. Sferę koncernów
i banków zostawił pan w swojej książce przezornie na boku. Komu bał się
pan narazić? GÖTZ ALY: – Na ten temat mówiło się i pisało przez cały
czas bardzo dużo. Że Henry Ford sympatyzował z Hitlerem, że Rockefeller
Foundation wspierał niemieckich rasistów, że niemiecki przemysł
wspierał reżym Hitlera. Ja skupiłem się dla odmiany na czym innym.
Mianowicie, jak w takim szaleńczym przedsięwzięciu utrzymana zostaje
stabilność wewnętrzna. Trzeba sobie to uzmysłowić: pierwsze dwa lata
potrzebowano na konsolidację, ostatnie dwa lata to była opóźniania
klęska. Czyli praktycznie naziści mieli osiem lat czasu, by dokonać
tego, czego dokonali. Dzisiaj przez ten okres nie da się przeprowadzić
jednej małej reformy podatkowej, nie wspominając o wschodnich landach,
które dołączyły do Bundesrepubliki dwa razy tak dawno. A więc ten
niesamowity rozmach, to wielkie wyładowanie atmosferyczne – jak się
okazało, potwornie niszczycielskie – musiały mieć taką siłę
przyciągania, że ludzie do tego lgnęli. – Jeżeli dobrze pana rozumiem, to te wiwatujące masy, które
widać na kronikach filmowych z tamtego okresu, te wyciągnięte
w hitlerowskim geście pozdrowienia setki tysięcy rąk – wszystko to jest
ustawione? Manipulowane? Ci ludzie cieszyli się tylko z tego, że mogą
sobie lepiej pożyć, lepiej pojeść, ubierać się we włoskie garnitury,
jedwabie, nylonowe pończochy i francuskie garsonki od Chanel? A Żydzi,
Cyganie, Polacy, Rosjanie byli im kompletnie obojętni pod warunkiem,
że dali sobie odebrać złoto i futra? Nie było w tych masach nienawiści,
tylko oportunizm? GÖTZ ALY: – Te wiwatujące masy to są czyste
filmy propagandowe. Takie filmy kręcono nie tylko za Stalina w Związku
Radzieckim, takie filmy powstawały również w latach 50-tych w Polsce.
Przecież masy wiwatowały również na Placu Czerwonym czy na Placu Defilad
w Warszawie. Nie miało to jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Te
sceny spod Pałacu Sportów w Berlinie, kiedy Goebbels krzyczy: „Czego
chcecie: masła czy armat?!” A tłum odpowiada rykiem: „Aaarmat!” –
to wszystko była zainscenizowana propaganda. Kiedy wybuchała druga
wojna, Niemcy jako naród byli potwornie przestraszeni. Nie było zachwytu
z powodu wybuchu wojny. Dla odmiany przez pierwsze 6 miesięcy pierwszej
wojny Niemcy byli w narodowej euforii. Natomiast kiedy napadem
na Polskę zaczęła się druga wojna – nie było społecznej akceptacji dla
tej ofensywy.
– Tego od pana nie kupię. Czytałam i słyszałam dosyć wypowiedzi,
m.in. byłego prezydenta RFN – Richarda von Weizsäckera, który sam był
żołnierzem, o tym, jak głęboko wierzono, że Polacy są ich arcywrogami,
a tereny wcielone po Wersalu do Polski muszą zostać odebrane. Oraz,
że dynamicznie rozwijający się dzięki zdrowej żywności i gimnastyce
jasnowłosy i błękitnooki naród aryjskich panów potrzebuje przestrzeni
do życia na wschodzie. Weizsäcker powiedział, że dopiero gdy jego brat
padł w kilka dni po rozpoczęciu wojny gdzieś w zachodniej Polsce,
to wtedy dopiero naszły go przemyślenia. Ale nie co do sensu
tej wyprawy, tylko co do sensu wojny jako takiej. Wierzę, że – tak jak
pan opisuje – w tym rauszu nagłego bogacenia się, rozdrapywania majątku
żydowskich sąsiadów – wielu nie zauważyło nawet, że Niemcy napadły
na Polskę. Ale niezależnie od prawdziwych celów, doprawioną na ostro
ideologią przesiąknęło wielu. Zbyt wielu. GÖTZ ALY: – Nie zamierzam wcale zaprzeczać,
że niezależnie od poglądów politycznych wielu głęboko w to wszystko
wierzyło. W końcu to się trzyma do dzisiaj – to poczucie
niesprawiedliwości z Trianon. Pomimo to nie było wówczas zachwytu
z powodu rozwoju sytuacji. Nie było na dworcach kobiet wymachujących
kwiatami na pożegnanie żołnierzy jadących na front. I tym właśnie
zajmuję się w swojej książce: w jaki sposób ówczesny rząd zainteresował
społeczeństwo tą wojną, przekonał je do niej. Tym bardziej że od razu
na początku było wiadomo, iż będzie to wojna toczona na dwóch frontach.
Lęk społeczeństwa został, co prawda na krótko, przełamany zwycięstwem
nad Francją. – Opisuje pan, jak reformami społecznymi, ułatwieniami
podatkowymi etc. rząd Hitlera przekonywał społeczeństwo do swojej
polityki. Ale opisuje pan również z wieloma szczegółami ten niesamowity
podwójny rabunek, jaki miał miejsce w całej Europie: oficjalnie –
do kasy państwa, choć i to wymknęło się szybko spod kontroli,
i nieoficjalnie – na własną rękę. GÖTZ ALY: – Moi czytelnicy przysyłają mi
rozmaite dowody tego, co się działo. Na przykład tu mam taki list pisany
przez pewnego żołnierza z Paryża 19 stycznia 1942:
Drodzy Rodzice i Rodzeństwo! Dzięki za list z 14 stycznia.
Rozglądałem się za tymi butami, ale można je dostać tylko na talon.
Zobaczę, czy mi się uda jeden skombinować. Kiedy dostanę żołd, wyślę wam
butelkę rumu. Zapakuję dobrze w gazety, żeby doszła cało. Pończochy
kosztują 8 Reichsmark i mają być podobno z jedwabiu, ale czy to naprawdę
jedwab, nie wiem. Mam je kupić? Dziś wysłałem wam paczkę: pół kilo
orzechów, z których 4 zjadłem, butelkę wody do włosów, dwie kostki
mydła, pasta do zębów, grzebień, pasek i krawat dla taty oraz 3,5 metra
materiału. Dałem sobie zrobić zdjęcie. Jeżeli dobrze wyjdzie, to każę
powiększyć do rozmiarów 30X44 cm i w kolorze. Oczywiście to kosztuje,
ale co tam !Inaczej pieniądze pójdą na piwo. Tu w Paryżu mamy specjalne
miejsca dla żołnierzy: kina, kawiarnie i teatry, gdzie ceny są niskie.
To są najlepsze kina, kawiarnie i teatry Paryża-meble i boazerie
z drzewa dębowego i czerwonego pluszu. Jedzenie mamy niezłe, ale za
mało. Nie mogę pisać o tym więcej, żeby nie oskarżono mnie o bunt. (…)
Kończę i pozdrawiam Was. Wasz Hermann. – Pisze pan o tym, jak odpowiednimi przepisami i dzięki podwyżce żołdu kupiono entuzjazm armii… GÖTZ ALY: – Podczas pierwszej wojny żołnierze
i ich rodziny byli bardzo źle potraktowani przez rząd. 21 lat później
wszystkie te błędy naprawiono z nawiązką. Poborowi i oficerowie
otrzymali nie tylko podwyżki żołdu, ale daleko idącą pomoc „mającą
utrzymać uprzedni poziom życia”; rząd spłacał za nich pobrane uprzednio
kredyty, w tym nawet kredyty budowlane i obciążenia hipoteczne,
ubezpieczenia,a nawet abonamenty za zamówione wcześniej gazety. Rodziny
żołnierzy również dostawały znaczną pomoc. Wszystkie urzędy zostały
odgórnie zobowiązane do tego by szybko i niebiurokratycznie „umacniać
dobry nastrój narodu, w pierwszym rzędzie szerokich mas ludowych”.
W październiku 1939 gazety doniosły, że na żądanie Goeringa
„narodowosocjalistyczny rząd uwalnia wszystkich żołnierzy na froncie
od troski o rodziny”. Co znaczyło, że oprócz wszelkich apanaży,
ubezpieczeń społecznych, przydziałów węgla i kartofli oraz rozlicznych
przywilejów także czynsz został całkowicie przejęty przez państwo. Tym
sposobem kupiono serca pozostałych w domu kobiet: żon, sióstr i matek
żołnierzy. Tym bardziej że żołnierzom ma froncie wypłacano 15 proc.
żołdu netto, a całą resztę wskazanym przez nich członkom rodziny.
Spowodowało to nagłą niezależność kobiet, bo żony i matki dysponowały
w ten sposób pozostałymi 85 proc., czyli w praktyce niezłą gotówką i nie
musiały się ze sposobu jej wydawania tłumaczyć. Do tego rząd płacił
za wszystkie ekstra wydatki, np. za sprzątaczki lub opiekę do dzieci
wielodzietnych rodzinach, a nawet kosztowne wykształcenie dzieci. Tym
sposobem biedne do niedawna robotnice nie musiały iść do fabryki.
Zamiast tego szły do fryzjera. Według danych liczbowych rodziny
niemieckich żołnierzy otrzymywały prawie dwa razy tyle netto, co rodziny
amerykańskich lub brytyjskich żołnierzy. Ten rodzaj
polityczno-socjalnego przekupstwa trzymał mocno w garści ludowe państwo
Hitlera. – Człowiek własnym oczom nie wierzy czytając cytowane przez
pana uzupełnienia do rozporządzenia samego Goeringa w sprawie
nieograniczonej ilości bagaży, które miał prawo przewozić osobiście
żołnierz lub oficer,czyli tego wszystkiego, czego nie chciał z obawy
powierzyć poczcie polowej. Otóż mówi się tam, że żołnierz ma prawo mieć
ze sobą tyle bagażu, ile zdoła udźwignąć bez korzystania z rozmaitych
troków, pasków i rzemyków. Skoro zaistniała potrzeba aż takiego
uzupełnienia, to łatwo wyobrazić sobie, co się działo…
– Oficjalnie na początku wojny każdy niemiecki żołnierz mógł otrzymać
pocztą polową z domu 50 Reichsmark, wkrótce 100. Do tego przed Bożym
Narodzeniem miał prawo dostać z domu dodatkowo 200 Reichsmark po to,
by mógł kupić „porządne prezenty”.
Kwatermistrz stacjonujących w Belgii sił Wehrmachtu tak pisał w swoim
raporcie: „Trzeba nadmienić, że z tego powodu grozi całkowite
opróżnienie miejscowego rynku”. Żołnierze stacjonujący w Holandii mogli
wydać dodatkowo 1000 Reichsmark (dziś byłaby to równowartość 10 tysięcy
euro) w miesiącu. Tyle oficjalnie. Nieoficjalnie mógł każdy żołnierz
przywieźć sobie z przepustki w domu tyle gotówki, ile tylko chciał lub
mógł. Bardzo szybko przestano to na granicy sprawdzać. Gotówka ta była
zamieniana na miejscową walutę, a za tej pomocą wykupywano wszystko
do cna. Zamówienia przychodziły z domu i adresatami milionów paczek
przechodzących przez pocztę polową były głównie kobiety.
Jeszcze dzisiaj postarzałym oczy lśnią na wspomnienie
wszystkich tych wspaniałości: buty z Afryki Północnej, szampan, aksamit
i jedwab z Francji, likiery, kawa i tytoń z Grecji, miód i boczek
z Rosji, śledzie całymi beczkami z Norwegii (trzeba było zorganizować
specjalny urząd poczty polowej wyspecjalizowany wyłącznie do wysyłek
transportów ze śledziami), o delikatesach z Rumunii, Węgier czy choćby
Włoch nie wspominając. Heinrich Böll pisał do żony z Galicji, gdzie
w Stanisławowie leżał krótko w szpitalu: „Tak się cieszę, że mogłem
wspomóc Was tym masłem”. „Mam dla Was pół świniaka” – anonsował tuż
przed przyjazdem do domu na krótki urlop. Gdy po 1 października 1940
zniesiono granicę celną pomiędzy Rzeszą i Protektoratem Czech i Moraw,
sam wysoki protektor skarżył się w oficjalnym sprawozdaniu na szaleństwo
zakupowe żołnierzy i oficerów. „Półki z bagażami w pociągach do Rzeszy
wypełnione są pod sam sufit ciężkimi walizami, wypchanymi torbami
i nieforemnymi tobołami. Zdumiewające, co można znaleźć w bagażach
wysokiej rangi oficerów i urzędników: futra, złoto, zegarki, lekarstwa
i buty – a wszystko to w niewyobrażalnych ilościach”. W ten sposób
osładzano armii żołnierzy oraz armii pracowników cywilnych wysłanych
do pracy na okupowanych terenach, a także ich rodzinom uciążliwości
wojny i rozłąki. Tak rodziła się lojalność wobec systemu.
Pamięć o tym w Europie nigdy nie zaginęła. Ja też
wiem, pod jaką mniej więcej szerokością geograficzną znajduje się
majątek mojej rodziny i ze strony ojca i ze strony matki zrabowany im
w czasie wojny. Zdarzyło mi się nawet w pewnym zasobnym berlińskim
mieszkaniu rozpoznać drogocenną srebrną wazę, która widnieje na jednym
z dwóch zachowanych zdjęć z domu rodzinnego mojej mamy w Warszawie.
Oczywiście nie mam pewności, czy to nasza, czy jakaś bardzo podobna,
w każdym razie brat pana domu był w czasie wojny w Warszawie, gdzie
zginął podczas powstania, ale od tamtej pory mam psychiczne trudności
z utrzymywaniem kontaktów z tą rodziną… O zagrabionym majątku Żydów europejskich można mówić całymi godzinami.
Deportacje Żydów do obozów zagłady następowały też geograficznie według
mapy bombardowań alianckich. 4 listopada 1941 roku pisał w swoim
sprawozdaniu wiceprezydent do spraw finansowych miasta Kolonii, że 21
października rozpoczęto wysiedlenia Żydów z Kolonii i Trieru, aby
zwolnić mieszkania dla zbombardowanych obywateli niemieckich. Z tego
samego powodu wysiedlono do getta w Litzmanstadt (Łódź) 8 tys. Żydów
z Berlina, Kolonii, Hamburga, Frankfurtu nad Menem i Düsseldorfu.
Dziesięć dni później nastąpiła druga fala wysiedleń z innych miast
niemieckich, które zostały zbombardowane przez aliantów: 13 tys.Żydów
wysiedlono do gett w Rydze, Kownie i Mińsku. Oficjalnie na głowę wolno
było wysiedlonym z Niemiec Żydom zabrać 50 kilogramów. Oczywiście
pakowano najcenniejsze oraz ciepłe rzeczy. Walizki te przeważnie
zostawały już na dworcu, ponieważ był to trick w celu uniknięcia paniki
oraz po to, aby ofiary same wysortowały najlepsze rzeczy. Tak stało się na przykład z Żydami wysiedlonymi z Królewca. Kufry zostały na dworcu, a oni trafili do obozu Mały Trościeniec koło Mińska.
Do Zagębia Ruhry latem 1943 r. przybyły transporty zrabowanych rzeczy
po czeskich Żydach. Kierownik praskiego Treuhand, czyli Powiernictwa,
pisał w raporcie z dumą, jak to pod jego nadzorem dobra pożydowskie
stały się „dobrem ludowym”. Lista głównych kategorii z lutego 1943 (już
dobrze przebranych) wyglądała imponująco: 4 817 kompletnych sypialni,
3907 kompletów kuchennych, 18 297 szaf, 25 640 foteli, 1 321 741
urządzeń gospodarstwa domowego, 778 195 książek 34 568 par butów,
1 264 999 sztuk bielizny, odzieży i innych rzeczy. W końcu 1943 roku
pełnomocnik w Belgii poskarżył się, że żądania Berlina dostarczania
mebli oraz innych przedmiotów są zawyżone. Tak długo, jak nie zostanie
przeprowadzona kolejna fala deportacji żydowskich nie jest on w stanie
wypełnić zamówień. Kiedy przez kilka miesięcy nic się nie stało, sam
zwrócił się do Gestapo, by „w interesie zbombardowanych w Rzeszy”
natychmiast aresztować pozostałych w Lüttich, czyli Liege, 60 żydowskich
rodzin. Oczywiście mówię tu tylko o łupach przeznaczonych dla
indywidualnych osób lub rodzin. Nie dyskutujemy teraz o tym, co trafiało
do Banku Rzeszy, ani o łupach wskutek aryzacji takich jak fabryki,
hotele, wille, domy czy inne nieruchomości, samochody etc. etc.
– A co do zakupów żołnierzy – gdyby jeszcze pieniądze za kupione
towary zostawały w danym kraju… ale przecież okupacja znaczyła ni mniej
ni więcej tylko rabunek lokalnych bogactw, w tym także zabór wszelkich
dochodów. Wydane przez żołnierzy pieniądze z kas sklepowych w Belgii,
Holandii, a po upadku Mussoliniego także i Włoch, wędrowały z powrotem
do Banku Rzeszy… GÖTZ ALY:
– Nie tylko to. Już przed wojną wskutek pełnego
zatrudnienia i stałego podnoszenia kosztów socjalnych i masowych
ubezpieczeń niepomiernie wzrosło negatywne saldo w budżecie Rzeszy.
Jednocześnie wzrosła siła nabywcza społeczeństwa przy cofnięciu się
produkcji dóbr konsumpcyjnych na rzecz przemysłu zbrojeniowego. Zrobiono
więc wszystko, aby nieuniknioną inflację przenieść na tereny okupowane.
Do tego kosztami okupacji obciążano okupowane kraje. Nazywało się
to „danina na rzecz obrony” – Wehrbeitrag. Taka Polska , konkretnie
wówczas Generalna Gubernia, nie była oficjalnie okupowana, lecz
znajdowała się „pod ochroną militarną” i musiała za to słono płacić.
Gdy np. ustalona przez ministra finansów Rzeszy danina za rok 1941
w wysokości 150 mln. złotych nie starczyła, zmuszono GG do spłaty wiosną
1942 daniny za poprzedni rok w dodatkowej wysokości 350 mln. Czyli
w sumie 500 mln. zł. Na rok 1942 ustalono kontrybucję w wys. 1,3
miliarda złotych, a w roku 1943 minister zażyczył sobie 3 miliardy.
Dodatkowo Wehrmacht wystawiał Generalnej Guberni rokrocznie rachunki
za swą służbę i utrzymanie stacjonujących żołnierzy. Np. za rok 1942
rachunek opiewa za 400 tysięcy żołnierzy na 100 mln. Złotych
miesięcznie, choć faktycznie w GG znajdowało się „tylko” 80 tys.
żołnierzy. Bank emisyjny w Polsce musiał każdy gram złota oddać bankowi
Rzeszy. Wartość złota była następnie poświadczana pro forma na papierze.
To samo dotyczyło wszelkich dewiz. Aby pokryć rosnące koszty komunalne
GG gubernator Frank podniósł podatki od nieruchomości. Dotyczyło
to tylko Polaków. Żyjący w GG Niemcy do granicy 8 400 zł dochodów
rocznie nie płacili żadnych podatków. Także i pod tym względem żyło się
Niemcom na terenach polskich znacznie bardziej komfortowo aniżeli
w Rzeszy. W każdym razie zastosowano bardzo przemyślny system
finansowania kosztów wojny przez okupowane kraje. Także rabunek mienia
dzięki doświadczeniom z aryzacją mienia żydowskiego w Niemczech w 1938
roku polegał na ciekawym tricku, który dzisiaj pozwala wymigać się
od wszelkiej odpowiedzialności. Przeprowadzano bowiem wszystkie te
transakcje przez pozostawione przy życiu banki danych krajów, a dopiero
potem sumy te składały się na całą kontrybucję.
– Tłumaczy to pan w swojej książce bardzo dokładnie i za pomocą wielu
liczb oraz oddzielnie dla wielu okupowanych krajów. Pomimo
tej buchalterii czyta się to jak kryminał. Trzeba być Niemcem, to znaczy
urodzić się i wychować w tym najbardziej skomplikowanym systemie
podatkowym świata, żeby było się w stanie nie tylko przeorać dostępne
archiwa pod tym kątem, ale jeszcze wszystkie te tricki przejrzeć. Proszę
potraktować to jako komplement. Walnął mnie pan niczym obuchem
rozdziałem na temat potrójnego wykorzystania robotników przymusowych. GÖTZ ALY: – Piszę obszernie i podając ścisłe liczby,
jak robotnicy przymusowi niezależnie od swych niewolniczych zarobów bez
własnej wiedzy byli obdzierani ze składek na fundusz rentowy
i ubezpieczenia. Tak więc powojenni niemieccy renciści oraz kasy chorych
korzystali przez lata także ze składek niewolników Rzeszy.
– Gdyby się o tym dowiedzieli, to po wojnie ci, co przeżyli, mieliby
prawo doliczyć sobie lata pracy dla Niemców do stażu pracy,
a odszkodowania powinny im zapłacić nie tylko koncerny przemysłowe,
ale i fundusze rentowe oraz kasy chorych. GÖTZ ALY: – Osobiście uważam, że każdy obywatel
Niemiec do dzisiaj korzysta z ograbienia całej Europy, każdy więc
powinien złożyć się choćby drobną sumą na refundację, gdyby chciał być
moralnie w porządku.
Konkretnie: ubezpieczenia chorobowe dla rencistów
mielibyśmy także i bez Hitlera, tak jak mają je wszystkie postępowe
państwa Europy, ale my dostaliśmy je już w 1941 roku. I dlatego tylko,
że całe wpływy na ubezpieczenia socjalne płacone były z kieszeni
robotników przymusowych oraz ofiar, w szczególności ofiar żydowskich
zapracowanych na śmierć w tzw. szopach w gettach albo w KZ-tach. I teraz
jest taki problem: jedni pracowali w fabryce Daimlera-Benza,
którego aktualny adres oraz numer konta posiadamy i dziś. A inni
pracowali bezpośrednio na rzecz państwa Hitlera i wpływy szły na rzecz
wszystkich obywateli III Rzeszy. Obywatele jeszcze żyją, ale tego
państwa już nie ma.
Moja książka daje mnóstwo argumentów dla żądań restytucyjnych. Jako
obywatel jestem im przeciwny, bo po co mają się o to spierać nasze
dzieci? Ale jako historyk muszę to zbadać i zapisać. I jako historyk
muszę zbadać i opisać, co było w historii dobre, a co było złe. Muszę
to wysublimować i opisać konsekwencje. Jednak wiem dokładnie i moje
badania to potwierdzają, że nie ma czysto dobrych i czysto złych faktów
i w prostej linii od nich tylko dobrych lub tylko złych konsekwencji. Naziści wprowadzili mnóstwo ustaw i regulacji, które służyły z pożytkiem całemu narodowi wiele dziesiątków lat, lub służą nadal.
– A także całe mnóstwo negatywów, które utrzymały się po dziś dzień,
ze słynnym „prawem krwi” na pierwszym miejscu… Czy wie pan, że te pana
twierdzenia i wyliczenia cytowane są na stronach internetowych
neonazistów? GÖTZ ALY: – Wiem, ale nie jestem odpowiedzialny za to, jak i w jakim kontekście oraz przez kogo jestem cytowany. – Pomimo tej bezprzykładnej wojennej grabieży pisze pan
w wielu miejscach, że wojna się Rzeszy nie opłaciła, że ludowe państwo
Hitlera na długo przed 8 Maja 1945 poniosło ekonomiczną plajtę. Prawdę
mówiąc, nie chce mi się w to wierzyć. A te gigantyczne koncerny? Czy one
nie płaciły podatków? GÖTZ ALY: – Proszę nie zapominać, że wielki przemysł
nie miał zaufania do Hitlera. Przez cały czas wyprowadzano za granicę
gigantyczny kapitał… Koncerny były bardzo sceptyczne wobec narodowych
socjalistów. Nie ufały Hitlerowi i nie chciały inwestować w pożyczkę
narodową. Tym bardziej po Stalingradzie, kiedy już było wiadomo,
że klęska jest nieuchronna. Podobnie było z indywidualnymi obywatelami,
tyle że później. Na wiosnę 1945 nagle wszyscy zaczęli podejmować
na gwałt gotówkę złożoną w banku. Zaufanie i lojalność prysły, kiedy
okazało się, że niewiele da się z tego państwa wycisnąć.
– Pozwoli pan, że zacytuję na koniec jeden z akapitów (str. 359-360): [quote]…Kiedy Trzecia Rzesza została wreszcie niemal
pokonana przez aliantów i tonęła w gruzach, Fritz Reinhardt (minister
finansów, odpowiedzialny za zrabowane Żydom złoto – przyp. JMW)
przedstawił 16 stycznia 1945 ostatni rzut oka na straconą przyszłość.
Rząd przeznaczy w przyszłości ponad 5 miliardów Reichsmark rocznie
na pomoc szkolną dla dzieci. Suma ta według ówczesnych miar była ponad
wszelką miarę wysoka. „Następnym krokiem w odciążeniu rodzin – tłumaczył
– będzie zniesienie kosztów wykształcenia, opłat za naukę i przybory
do nauczania”. W ten sposób miały powstać „silne, upolitycznione,
gospodarczo i finasowo zdrowe Wielkie Niemcy jako pierwsze opiekuńcze
państwo na ziemi” (podkr. JMW)…[/quote] Nie tylko w tym miejscu, choć w tym szczególnie, czytelnik
uzmysławia sobie, ile socjalnych udogodnień i przywilejów przetrwało
do obecnych czasów i są one lub już zostały zlikwidowane przez rząd
socjaldemokratów. A z czego finansowano to wszystko przez 60 lat? Niech
to pytanie wisi w powietrzu, bo chyba ani Pan, ani nikt nie jest
w stanie na nie odpowiedzieć. Dziękuję Panu za rozmowę, a czytelnikom
polskim życzę, aby Pana książka jak najszybciej do nich trafiła. Rozmowa z niemieckim historykiem Götzem Aly ukazała się w „Odrze” 9/2005
Konsekwencje braku Traktatu Pokojowego po II Wojnie Światowej dla Niemiec oraz całej Europy
Formalnie RFN istnieje na podstawie rejestracji w Izbie Handlowej we Frankfurcie nad Menem jako BRD GmbH czyli Bundesrepublik Deutschland GmbH (!?) czyli Sp. z o.o.
Adam FERCH
W Niemczech powstał ruch obywatelski „Bürger Bewegung“
, który ma na celu uregulowanie statusu prawnego Państwa Niemieckiego.
Chodzi o to, że po II Wojnie Światowej nie został zawarty traktat
pokojowy pomiędzy państwami koalicji antyniemieckiej i III Rzeszą.
Traktat ten winien m.inn. zakończyć istnienie III Rzeszy.
Po
kapitulacji niemieckiego Wehrmachtu 8-go maja 1945, nie nastąpiła
kapitulacja III. Rzeszy. Nie ma traktatu pokojowego zamiast którego
weszły w życie konwencje regulujące prawa państw okupacyjnych : ZSRR,
USA, Wielkiej Brytanji i Francji. Do dnia dzisiejszego między tymi
stronami panuje zawieszenie broni.
Traktatu
pokojowego nie chcieli alianci. Tylko Sowieci mieli przygotowany
traktat pokojowa z III Rzeszą lecz nie mogli go podpisać bez pozostałych
aliantów . Obecnie III Rzesza jest nadal formalnie w stanie wojny
(zawieszenia broni) z 46 państwami.
Natomiast Japonia podpisała 8.9.1951r. traktaty pokojowe z 47 państwami.
Formalnie RFN istnieje na podstawie rejestracji w Izbie Handlowej we Frankfurcie nad Menem jako BRD GmbH czyli Bundesrepublik Deutschland GmbH (!?) czyli Sp. z o.o.
RFN nie powstała nigdy jako państwo lecz jako twór samorządowy. RFN nie mogła zaistnieć jako państwo ponieważ III Rzesza Niemiecka nigdy formalnie nie przestała istnieć.
Obecne Niemcy nie mają konstytucji lecz jedynie ustawę zasadnicza, która jest regulacją prawną na obszarze militarnie okupowanym przez aliantów.
Ustawa ta powinna być zastąpiona konstytucją, która miała powstać
dopiero po zjednoczeniu i uzyskaniu pełnej suwerenności Niemiec. Obecne
Niemcy bez konstytucji nie są suwerennym państwem. Zamiast konstytucji
obecne Państwo Niemieckie ma jedynie „Grundgesetz (GG)“ czyli ustawę
zasadniczą. Artykuł 139 tejże GG dotyczy przepisów denazyfikacji
natomiast nie znosi ustawodawstwa III Rzeszy. W efekcie obecni obywatele
Niemiec są nadal formalnie obywatelami III Rzeszy !
Jaka jest konkluzja? Niemcy nie są suwerenne, są uważane za swojego rodzaju „marionetkę USA“,
nie mogą przeprowadzać ogólnokrajowego referendum w sprawach
politycznych, a urzędy i nawet policja w Niemczech są formalnie
sprywatyzowane, etc.
Nie
zastały wprowadzone nowe przepisy o przynależności państwowej, a nadal
działa prawo wprowadzone przez Hitlera w 1934 roku kiedy to zlikwidowano
konstytucję (Verfassung) z 1919 roku - Republiki Weimarskiej i wprowadzono nazistowskie ustawodawstwo , którego nie zlikwidowano po II wojnie.
Kwestia
obywatelstwa - przynależność państwowa pozostała określona jako
"Deutsch" - tak jak w III. Rzeszy. W 2010 roku ustawa o obywatelstwie
została usunięta z GG. Wobec tego praktycznie Niemcy nie maja
określonego obywatelstwa.
I tak w niemieckim aktualnym dowodzie osobistym, zwanym błędnie „personalausweis“, (a powinno być „Persönliche Ausweis “) jest również błędnie określona - przynależność państwowa jako „Deutsch“. Nie ma takiego państwa jak Deutsch! Powinno być Deutschland!
Wniosek : nie ma państwa „Deutsch“. Czyli obecni obywatele Niemiec są formalnie bezpaństwowcami.
Powyższe
i inne liczne nieprecyzyjności w określeniach to nie pomyłki
semantyczne wśród znanych z zamiłowania do porządku Niemców, to
zamierzone powolne i cząstkowe ujawnianie przed społeczeństwem
zaplanowanego niepraworządnego -totalitarnego stanu faktycznego.
Ale jak uregulować to wszystko, skoro „de jure“ III Rzesza istnieje a „de facto“ nie istnieje? Z kim i kto w imieniu Niemców ma podpisać traktat pokojowy?
Przedstawiciele ruchu obywatelskiego Bürger Bewegung
apelując w sprawie konieczności zawarcia traktatu pokojowego po II Wśw.
po długotrwałym i bezskutecznym zwracaniu się do urzędów niemieckich
udali się do Moskwy i tam byli przyjęci w MSZ Federacji Rosji tłumacząc
że RFN = III Rzesza. Tylko Moskwa uznała problem za istniejący. Ale
sprawa i tam również utknęła. Zwracano się również do innych aliantów,
ale zostali zignorowani i wszyscy biorą wodą w usta. Nie ma tematu…
Manifestacje uliczne ruchu obywatelskiego Bürger Bewegung
na razie nie są skuteczne bowiem zamożni Niemcy, manipulowani
liberalno-lewackimi mediami, nie chcą zajmować się problemami ogólnymi .
Powyższe informacje jedynie sygnalizują problem, a szczegółowe informacje w tej sprawie dla znających język niemiecki są w :
Jak twierdzą sami Niemcy : organizacja rządząca obecnie w Niemczech, zwana RFN, jest czymś co jest w rzeczywistości „hitlerowskim dominium totalitarnym z 1934r.“, a ponadto wiele obowiązujących ustaw pochodzi z lat 30-tych czyli hitlerowskich.
Uogólniając:
skoro RFN w powyższej postaci dominuje w UE, to przez RFN cała Europa
staje się formalnie i praktycznie znazyfikowaną IV Rzeszą co stanowi
podstawę problemu.
Problem Polski :
Rozważając
skutki braku traktatu pokojowego po II WŚw na sytuację Polski stwierdza
się , że Polska po 8 maja1945r., po utworzeniu PKWN i PRL jest nadal
pod okupacją.
Bowiem PRL będący dominium sowieckim został zapewne
stworzony jako eksperyment do przygotowania ludzi na czasy dzisiejsze.
PRL był w istocie tworem komunistycznym, którego organy stanowiły
uzurpację „władzy“ będącej w PRL-u swoistym przedsiębiorstwem. Ten
status mamy w III RP uchodzącej błędnie za Państwo Polskie do dziś.
II
RP prawnie nigdy nie została rozwiązana. Lech Wałęsa składając
niewłaściwą przysięgę nie został prezydentem II RP - złożył przysięgę na
PRL-owską konstytucję potwierdzając tym samym kontynuację PRL,
funkcjonującego od 1989r pod nazwą "III RP".
Formalnie II RP nadal
istnieje w granicach wg. stanu z 31.08.1939! To znaczy Kresy Wschodnie
(Wilno, Lwów, Grodno itd) prawnie do dziś są Polskie!
Brak
traktatów pokojowych po II Wojnie Światowej sprawia, że istnieje do
dziś stan wojny między Polską a Niemcami co jest wyraźne w gospodarce.
Jeden z wielu przykładów anomalji formalnych w III RP :
·wszystkie
urzędy państwowe są jedynie prywatnymi przedsiębiorstwami uzurpującymi
sobie prawo urzędowe! Urzędnik państwowy musi mieć Legitymacje Urzędową, natomiast wydawana obecnym urzędnikom t.zw. legitymacja służbowa nie uprawnia ich do sprawowania czynności urzędowych.
Można powiedzieć: nic nowego.
Dmowski w roku 1922 ostrzegał nas przed sytuacją jaka obecnie ma miejsce na Ukrainie.
Przedruk z gazety Myśl Polska.
Autor: Adam Śmiech "Polska na arenie międzynarodowej w systemie Romana Dmowskiego".
[...]
Stosunek do Rosji
Stanisław Kozicki, wybitny polityk endecki i bliski współpracownik Dmowskiego napisał w swych pamiętnikach: „Znacznie
później zdobyłem głębszą wiedzę o Rosji (...), co doprowadziło mnie do
zrozumienia w pełni poglądu Dmowskiego, który uważał, że doprowadzenie
do porozumienia z Rosją i ustalenia z nią jakiegoś modus vivendi na
dalszą metę, jest pierwszym i najgłówniejszym zadaniem polityki
polskiej”.
Roman Dmowski wielokrotnie wyrażał daleko idącą niechęć, a nawet
pogardę dla Moskali i działań. Jest to, zwłaszcza dzisiaj, podkreślane
przez ludzi pragnących dokonać rewizji myśli narodowodemokratycznej w
kierunku antyrosyjskim i ma służyć uzasadnieniu ich programu
politycznego. Świadczy to o głębokim niezrozumieniu zagadnienia. Stosunku narodu do sąsiada tak istotnego jak Rosja, nie
buduje się na opiniach o tych czy innych Rosjanach, o tym, czy innym ich
rządzie, ale na analizie politycznej i wnioskach z niej wypływających.
Na potrzeby zaborów taką analizą była książka „Niemcy, Rosja i
kwestia polska”. W wolnej Polsce Dmowski wypowiedział się na ten temat
kilka razy i są to wypowiedzi mające charakter wskazań nie tylko na
teraźniejszość współczesną ich autorowi, ale także na przyszłość bliższą
i dalszą. Ich symbolicznym, w tym kontekście, wyrazem praktycznym w
międzywojniu był fakt, że to właśnie za czasów kierowania przez
przywódcę Narodowej Demokracji resortem spraw zagranicznych, Polska –
podpisem Dmowskiego – uznała, jak napisano w nocie oficjalnej, Związek
Socjalistycznych Republik Rad.
Dmowski widział Rosję jako istotny dla Polski podmiot bez względu na
formę panujących tam w danym okresie rządów. Stąd, nie tylko wspomniane
uznanie ZSRR, ale późniejsze spotkania z posłem radzieckim (Połpredem –
pełnomocnym przedstawicielem) Piotrem Wojkowem. Wojkow
spotykał się zresztą nie tylko z Dmowskim, ale i z ówczesnym marszałkiem
senatu, również działaczem endeckim – Wojciechem Trąmpczyńskim.
Rozmawiano przede wszystkim o polityce i gospodarce, nie tylko w
kontekście stosunków dwustronnych, ale szerzej, w kontekście Europy
Środkowo-Wschodniej.
Z jednej strony, może zaskakiwać wysoka ocena Dmowskiego przez
Wojkowa, z drugiej, pokazuje postawę lidera endecji, który uważał takie
kontakty za ważne i potrzebne. O zainteresowaniu poglądem Dmowskiego na
sprawy rosyjskie w ZSRR świadczy również wydanie w przekładzie na
rosyjski w 1930 r., kilku artykułów pt. „Kommiwojażer w zatrudnieni”,
będących wyborem spośród tekstów pisanych do Gazety Warszawskiej, w
których Dmowski rozprawiał się skutecznie z pomysłem tzw. wyprawy
komiwojażera na Rosję, czyli przeprowadzenia ataku na ZSRR przez Polskę
za pieniądze międzynarodowego kapitału.
O wiele większe znaczenie, także w kontekście naszej współczesności i
przyszłości, mają wskazania Dmowskiego zawarte w jego wypowiedziach. Na
plan pierwszy wysuwa się tu artykuł programowy „Zagadnienie główne” z "Przeglądu Wszechpolskiego" nr 2 z lutego 1922r., gdzie autor podkreśla: „Nie chodzi tu o politykę dzisiejszą, o stosunek do rządu
sowieckiego lub do tego, czy innego obozu przeciwników jego na
emigracji, do tych lub do innych czynników przemijających. (...) Idzie więc o stosunek do czynnika trwałego, do narodu
rosyjskiego, o stworzenie gruntu, na którym się oprze jutrzejsza
polityka nasza względem rosyjskiego państwa.
Im mniej my dziś w
tym względzie pracujemy, im mniej posiadamy planu, im mniej
przygotowujemy opinię publiczną do jego zrozumienia, tem większe
powodzenie ma robota niemiecka, która dąży do ukształtowania stosunków
między Polską a Rosją zgodnie ze swojemi planami.
Idzie ona bez przerwy nie tylko w Rosji, ale i u nas. Wpływy niemieckie sączące się do Polski bardzo różnemi kanałami,
pracują przede wszystkiem w dwóch kierunkach: z jednej strony pozyskują
one ludzi dla planów handlowych i komunikacyjnych, prowadzących do
zrobienia z Polski niemieckiego mostu do Rosji; z drugiej – usiłują
przedstawić Rosję, jako głównego wroga Polski i główne jej
niebezpieczeństwo, utrwalić i rozwinąć dawną psychologję nienawiści do
ciemiężców, hypnotyzuja Moskalem jak za dawnych przedwojennych czasów,
tak jak gdyby się nic w Naszem położeniu względem Rosji nie zmieniło.
Sprzyja im nieruchomość duchowa społeczeństwa, które ciągle nie
posiada jeszcze psychologji narodu wolnego, niezawisłego, ale tak na
różne sprawy reaguje, jak gdyby żyło jeszcze w czasach niewoli i ucisku.
Sprzyja im też rozwinięta szeroko u nas skłonność do robienia
patrjotyzmu możliwie najtańszym kosztem. A cóż mniej dziś kosztuje, jak
szczucie na Moskala?... W ten sposób urabia się psychologja społeczeństwa w stosunku do
Rosji, która później może bardzo utrudnić najważniejsze dla naszego
bytu, a niewątpliwie najtrudniejsze zadanie – zorganizowania po naszej
stronie i wywołania po stronie rosyjskiej jedynej polityki, mogącej i
nam, i Rosji zapewnić samodzielność gospodarczą i polityczną oraz rolę w
świecie, odpowiadającą siłom i położeniu każdego z dwóch narodów. Pierwszym warunkiem tej polityki jest, żeby Polska nie dawała się używać za narzędzie przeciw Rosji, a Rosja przeciw Polsce.
Pierwsze zależy w całości od nas; na drugie możemy mieć mniej lub
więcej wpływu w zależności od tego, ile dobrej woli, energji i
rozumienia rzeczy w pracę na tem polu włożymy.(…)”
W „Polityce polskiej i odbudowaniu państwa” w 1925 r. Dmowski z naciskiem powtórzył: „Nauczyłem się na stosunek nasz do Rosji patrzeć w perspektywie
dziejowej, ze spokojem, w którym myśli politycznej nie zamącają
namiętności, wytworzone przez przeszłość i podsycane stale do ostatnich
czasów przez politykę rosyjską względem Polski(…). Zdaniem mojem było rzeczą niegodna naszego narodu oburzać
się jedynie na krzywdy, protestować przeciw nim i albo czekać na zmianę
postępowania Rosji, albo tez ślepo dążyć do jej zguby, chociażbyśmy
sami mieli razem z nią zginąć.Obowiązkiem naszym było mieć
swoją względem Rosji politykę, politykę rozumną, zwalczającą w niej to,
co dla nas było szkodliwe, ale umiejącą szczerze i uczciwie poprzeć to,
co było z korzyści dla naszej sprawy. (...). Podkreślam to umyślnie,
ażeby ludzie u nas nie myśleli, że polityka zbliżenia z Rosją, szukająca
oparcia stosunku z nią na wzajemnej życzliwości, była wywołana tylko
potrzebami chwili, i dziś już należy do historii. Niejedno pokolenie przeminie, a ta sprawa ciągle będzie
aktualną, żywotną, ciągle będzie miała pierwszorzędne znaczenie dla obu
narodów.(...)”
Kwestia ukraińska
Stosunek Dmowskiego do sprawy Ukrainy był wypadkową jego stosunku do
kwestii niemieckiej i rosyjskiej rozpatrywanych łącznie. Z jednej
strony, tzw. wolna Ukraina musiałaby być wasalem niemieckim, zarządzanym
przez kapitał międzynarodowy, z drugiej, istotą naszego przyjaznego
stosunku do Rosji powinien być brak poparcia dla ukrainizmu w każdej
postaci.
W „Świecie powojennym i Polsce” Dmowski pisał: „Nie ma siły ludzkiej, zdolnej przeszkodzić temu, ażeby oderwana
od Rosji i przekształcona w niezawisłe państwo Ukraina stała się
zbiegowiskiem aferzystów całego świata (...) rzezimieszków i
organizatorów wszelkiego gatunku prostytucji (...) Ukraina
stałaby się wrzodem na ciele Europy; ludzie zaś marzący o wytworzeniu
kulturalnego, zdrowego i silnego narodu ukraińskiego, dojrzewającego we
własnym państwie, przekonaliby się, że zamiast własnego państwa, mają
międzynarodowe przedsiębiorstwo, a zamiast zdrowego rozwoju, szybki
postęp rozkładu i zgnilizny.”
Warto w tym miejscu zauważyć, że współcześnie pojawiające się w
kręgach związanych z Młodzieżą Wszechpolską hasła współdziałania z
Ukrainą przeciwko Rosji (skutkujące zapraszaniem i rozmowami z młodymi
neobanderowcami), nie są pomysłem nowym. Także przed wojną nurt
neoromantyczny w Ruchu Narodowym, zaczął w drugiej połowie lat 30-tych
naginać myśl narodową do haseł romantycznych z XIX wieku, skierowanych
przeciwko Rosji. W lutym 1939 r. jeden z autorów Wielkiej Polski,
czasopisma wyrażającego takie właśnie idee napisał: „Jestem
zdecydowanym zwolennikiem rozbicia przez Polskę państwa rosyjskiego na
szereg narodowych organizmów państwowych, wśród których istnieć musi
Ukraina Naddnieprzańska.(…) Za kilka, czy kilkanaście lat staniemy razem
(z „Ukraińcami”) do walki z Rosją, staniemy razem, bo będzie to w
interesie i naszym i ich, staniemy razem, choć przed tym walczyliśmy i
po tym będziemy walczyć z sobą.”
Endecka „Polityka Narodowa”, nr 3 z 1939 r. skomentowała powyższe pomysły następująco: „Zgoła się nie posuwamy do „jedności celów” z wyznawcami
podobnych poglądów. Zagadnienie, czy Polska ma się wlec w ogonie
polityki niemieckiej, chcącej we własnym interesie rozbijać Rosję na
kilka „narodowych organizmów państwowych” i wznawiać traktat brzeski,
czy też ma mieć postawę niezależną – między innymi – w sprawie
ukraińskiej zasadniczo odmienną od zalecanej przez „Wielką Polskę”, jest
dziś jedną z głównych linii podziału w naszym narodzie”. Rzeczywistość
pokazuje nam, że także i tym przypadku, niejedno pokolenie przeminęło, a
linia podziału pozostała na swoim miejscu…
Międzymorze
Na zakończenie chciałbym poruszyć kwestię tzw. Międzymorza, czyli
obszaru pomiędzy Bałtykiem, Morzem Czarnym a Adriatykiem, który miałby
być zorganizowany politycznie przez Polskę. Idea Międzymorza, różnie
rozumiana, opanowała umysły polskie i od stu bez mała lat, jest głoszona
jako rzekomo wspaniała alternatywa dla Polski. Pomysł politycznego
zorganizowania tego obszaru, zblokowania krajów do niego należących,
pojawia się zarówno u romantyków, piłsudczyków, a więc u żywiołów
nienawidzących Rosji, jak również w sferach endeckich. U tych pierwszych
miał to być blok państw skierowany przeciwko Rosji i Niemcom, u
drugich, skierowany przeciwko Niemcom, a z Rosją współpracujący.
Z biegiem lat idea nabrała wydźwięku zdecydowanie antyrosyjskiego,
choć wciąż była obecna również w programach organizacji o profilu
endeckim. Idea ta jest obciążona dwoma zasadniczymi wadami, które
wykluczają jej praktyczną realizację. Pierwszą, zawsze obecną, jest
założenie, że to Polska będzie liderem takiego bloku państw, a więc
pozostałe państwa się jej politycznie podporządkują (założenie
nieskonsultowane z pozostałymi ewentualnymi uczestnikami bloku).
Drugą, występującą w nieco zmienionej postaci przed wojną i obecnie –
to słabość wewnętrzna bloku spowodowana nie dającymi się przełamać
przeciwnościami pomiędzy krajami tego obszaru. Przed wojną, była to
słabość Czechosłowacji, obciążonej ogromna mniejszością niemiecką,
niechęć Węgier do krajów ościennych, które otrzymały po I wojnie
światowej ziemie należące wcześniej do nich (Czechosłowacja, Rumunia,
Jugosławia), spór bułgarsko-grecko-jugosławiański, wewnętrzna słabość
Jugosławii itd.. Tę słabość przed wojną zauważał Dmowski, prowadząc
politykę opartą o sojusz z Francją i porozumienia dwustronne oraz
traktując kraje bałtyckie (Łotwę i Estonię) jako de facto, strefę
wpływów Rosji. Stanisław Kozicki w swoich wspomnieniach wykazał
wszystkie słabości tego pomysłu. Jako pomysł antyrosyjski Międzymorze było i jest jeszcze bardziej nierealne.
Wydaje się, że hasło Międzymorza, zwłaszcza po stronie endeckiej,
było z premedytacją przedstawione jako właśnie tylko hasło, pewien
dobrze wyglądający postulat, na którego jednak realizację nie było ani
pomysłu, ani środków ze strony Polski, oraz ochoty ze strony
potencjalnych uczestników. Jeżeli dzisiaj wraca się do tego pomysłu, z
tą modyfikacją, że patronem Międzymorza miałyby być Stany Zjednoczone,
nie zważając na wciąż istniejące zastrzeżenia natury ogólnej (rola
lidera dla Polski) oraz na rozbieżność interesów państw tego regionu,
zwłaszcza na skutek wojen bałkańskich z lat 90-tych XX wieku i obecnego
rozszczepienia na tle konfliktu na Ukrainie, to po raz kolejny dowodzi
to życzeniowości polskiego myślenia o polityce, oderwania od
rzeczywistości i swego rodzaju zacietrzewienia. Źródłem takiego
zachowania jest nienawiść do Rosji.
Podsumowanie
Narodowa Demokracja i jej lider, jedynie w ograniczonym stopniu
wpływała na praktyczną politykę zagraniczna państwa polskiego w
dwudziestoleciu międzywojennym. Najpierw było to spowodowane
ograniczonym wpływem na władzę w okresie parlamentarnym, a także
osobistym zmęczeniem i zniechęceniem Dmowskiego do działalności
publicznej, później zaś,po zamachu majowym, wpływ rzeczywisty ustał całkowicie,
natomiast pozostał wpływ pośredni, wyrażający się poprzez media,
działalność wydawniczą itd. Pośredni okazał się decydujący. Choć endecja
została skutecznie odsunięta od władzy, jej wpływ na myślenie narodu
rósł. Co więcej, stał się on na tyle istotny, że rządząca Sanacja
zaczęła się z nim liczyć, zaś odrzucenie ultimatum niemieckiego przez
Becka w 1939 r., stało się tego wpływu najistotniejszym wyrazem. Endecja straciła rząd faktyczny, ale zdobyła i utrzymała rząd dusz.
Niestety, odnośnie
czasów nam współczesnych nie możemy wypowiedzieć podobnego optymizmu.
Dzisiaj Polska grzęźnie w antyrosyjskim obłędzie, powtarzając wszystkie
błędy przeszłości, które polskiej polityce wytykał Dmowski.
Stajemy się jedynie
wykonawcą obcych planów, wyobrażając sobie, że realizujemy jakąś wielką
ideę rozbicia Rosji, z nami na czele. Jest dokładnie odwrotnie,
niemniej zaślepienie nie pozwala tego zauważyć. Zamiast polityki
pokojowej, głosimy hasła wojownicze, zamiast układania stosunków jak
najlepiej, głosimy, że powinny one być złe.
Zamiast łagodzić,
jątrzymy. Zamiast przyjaciół, wspieramy i hodujemy wrogów. Rozkład
stosunków gospodarczych uważamy za sukces. Podburzającą stare
uprzedzenia propagandę zewnętrzną, przyjmujemy za poparcie naszych
dążeń.
Polityce polskiej potrzebny jest wstrząs, który na wzór tego z
przełomu wieków XIX i XX, przeorientuje nas i zatrzyma chocholi taniec
oraz odnowi zrozumienie zagadnienia głównego polityki polskiej. Adam Śmiech
Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2014)
Sa to oczywiste prawdy,stan swiadomosci
polskiego spoleczenstwa swiadczy niestety o niezdolnosci sporej jego
czesci do samodzielnej analizy zeczywistosci Milo czytac taki glos
rozsadku i rozumienia swiata . .Przez dwa lata lata prubowalem taka
opcje lansowac na interi co w koncu zaowocowalo niemoznoscia wejscia na
jej strone internetową dobrze ze jest neon.Gratulacje..
Wszystko jest pieknie napisane, ale
najwiekszym problemem jest to, ze imperialna Rosja niezaleznie, czy to
bolszewicka, czy to faszystowska itp, chce tylko aby Polska byla przez
nia poniewolona. W zwiazku z tym jest pytanie: jak w tych warunkach w
realny sposob mozna nawiazac partnerskie stosunki z Rosja? Jezeli endecy
nie znajdaja na to prawidlowa odpowiedz, to ta ich idea jest warta
funta klakow.
A skad Pan wie--- prosze o dowody, ze
akurat Rosja chce miec Polske jako niewolna? Takim stwierdzeniem bez
zadnego dowodu przenosi sie Pan do grona slepcow antyrosyjskich, ktorzy
bardziej lubia post banderowsko-zydowskie yaba yaba niz dobro wlasnego
Kraju.
Czy na pewno?
Dawno temu gdy łaziliśmy skomląc za Napoleonem, a cały tamtejszy świat z
tego powodu miał nas za idiotów w Moskwie na tamtejszych pałacach
salonowym językiem był j. polski. Tak tak, dobrze Pan słyszy.
W Polsce oczywiście panował wtedy j. francuski. W 1960 ~ 1980 Polska dla
mieszkańców Rosji i jej salonów także była wzorem i nostalgia do
świata!
Bylo dużo wprost potwierdzających ta sprawę na YouTube z tamtego czasu
rosyjskich dokumentalnych filmów. Jednak około 3 lat temu zaczęły
wszystkie znikać. W jednym przypadku dawno temu podałem taki film pod
postem na WP.pl. Na drugi dzień filmu który był 20 lat stary nie było.
Został z YouTube skasowany.
Niech szanowny pan przyjrzy sie oficjalnemu
godlu Rosji, czarnemu orlowi o podwojnej twarzy I dobrze popatrzy na
jego prawe skrzydlo. Tam zobaczy pan Polskiego Orla. Symbol ten
swiadczy, ze Rosja uwaza Polske za Prywislanyj kraj.
A teraz do Starej Baby
Nasladujac tych skomlacych do Napoleona, skomlisz teraz do Putina.
Kto powiedział ze skomle do Putina? Proszę
czytać uważnie. Ja jestem dumny ze mimo naszego zniewolenia to Polska
dla okopującego była na pałacach wzorem. Jak można tego nie zrozumieć?
No to ja sie w takim razie poddaje i nie mam nic do powiedzenia.
Niektorzy zlosliwcy mowia, ze Polak glupim przez szkoda, a takze i po
niej, bo tak mozna tylko nazwac "lgiecie" Polakow(na cale szczescie nie
wszystkich) ku Ukrainie.
Tak ogolnie to nie mam nic przeciwko homoseksualistom.
Inaczej jest, jezeli homoseksualista jest szantazowany i podejmuje z
tego powodu wspolprace z obcym wywiadem na niekorzysc wlasnego kraju.
DMOWSKI BYL HOMOSEKSUALISTA I ZOSTAL Z TEGO POWODU AGENTEM MOSKIEWSKIEJ
TURANSZCZYZNY PRACUJACYM CALY CZAS NA JEJ KORZYSC: NAJPIERW BYL AGENTEM
CARATU; A POTEM CZEKISTOW; KTORZY PRZEJELI "AKTA D": Tu jest jeden z
artykulow. http://niniwa22.cba.pl/30.htm
Prosze przyjrzec temu orlowi, pod ktorym
wystepuje Putin. Prosze zapoznac sie na Youtube z wykladem prof. Nowaka,
ktory robi dokladnie zdjeciowa analize tego oral.
Wyglada na to, ze to wlasnie endecja
dmowskiego zainstalowala w Polsce sowiecka agenture. (Prosze poczytac
takze portale historyczne gdzie podanych jest wiecej faktow i
szczegolowych informacji.)
Gdyby plan federacyjny Pilsudskiego sie powiodl (uniemozliwila to
zsowietyzowana endecja - sowietom bylo na reke miec jedno slabe panstwo
na drodze, niz trzy panstwa, ktore powstalyby w wyniku federacji),
kampania wrzesniowa wygladalaby calkiem inaczej, nie byloby
prawdopodobnie takze ludobojstwa na Wolyniu. I na wschodzie mielibysmy
dwa (albo jedno) SLOWIANSKIE panstwa, ktore bylyby Polakom zyczliwe i
ktorych niepodleglosc zwiazana bylaby scisle z niepodlegloscia Polski. http://www.fronda.pl/a/filorosyjskie-dziedzictwo-neoendekow,39005.html
''Ale to była tylko jedna z przyczyn
nieszczęścia, jakie miało spaść na Brody i nasze okolice.Druga, co
najmniej równie ważna, to wpływ wielkomiejskich inteligentów, tworzących
i głoszących oderwane schematy nacjonalistów, komunistów i innych
jeszcze pięknoduchów.Między innymi nacjonalistów ukraińskich i przede
wszystkim polskich, z Dmowskim i jemu podobnymi na czele, ci ludzie
sfabrykowali absurdalną doktryne antysemicką.Wykopali przepaść między
Polakiem a Ukraińcem.Doprowadzili do masowych mordów.Zniszczyli piękną
wielopemienną i wielowyznaniową wspólnotę''
[O.Bocheński,''Wspomnienia'']
KIedys car Piotr I po sutym obiedzie
ogladal mapy i zobaczyl ufortyfikowana Warszawe. W tym momencie bardzo
glosno pierdnal. Czy Pan to pamieta wyzalajac sie na Rosje? Dla mnie
godlem Federacji jest herb z 1993 roku i koniec. Pod jakim natomiat
Putin siada, to jego sprawa, a co gada od rzeczy prof. Nowak, to rowniez
jego sprawa. Napisalem poprzednio Panu Causa finita. Czy Pan wie, co to
znaczy????????
Dawno temu gdy łaziliśmy skomląc za Napoleonem, a cały tamtejszy świat z tego powodu miał nas za idiotów w Moskwie na tamtejszych pałacach salonowym językiem był j. polski. Tak tak, dobrze Pan słyszy.
W Polsce oczywiście panował wtedy j. francuski. W 1960 ~ 1980 Polska dla mieszkańców Rosji i jej salonów także była wzorem i nostalgia do świata!
Bylo dużo wprost potwierdzających ta sprawę na YouTube z tamtego czasu rosyjskich dokumentalnych filmów. Jednak około 3 lat temu zaczęły wszystkie znikać. W jednym przypadku dawno temu podałem taki film pod postem na WP.pl. Na drugi dzień filmu który był 20 lat stary nie było.
Został z YouTube skasowany.
A teraz do Starej Baby
Nasladujac tych skomlacych do Napoleona, skomlisz teraz do Putina.
No to ja sie w takim razie poddaje i nie mam nic do powiedzenia.
Niektorzy zlosliwcy mowia, ze Polak glupim przez szkoda, a takze i po niej, bo tak mozna tylko nazwac "lgiecie" Polakow(na cale szczescie nie wszystkich) ku Ukrainie.
Pan ma zwidy chyba, bo herb z 1882-3 ma rzeczywiscie naszego Orla, ale wtedy nie bylo Polski, byl kraj Nadwislanski.
Ale herb federacyjny z 1993 roku nie ma nic o nas. Wzialem 2 pary okularow i dwie lunetki i znalazlem nic. Ale dziekuje za rozweselenie.
Causa finita
Inaczej jest, jezeli homoseksualista jest szantazowany i podejmuje z tego powodu wspolprace z obcym wywiadem na niekorzysc wlasnego kraju.
DMOWSKI BYL HOMOSEKSUALISTA I ZOSTAL Z TEGO POWODU AGENTEM MOSKIEWSKIEJ TURANSZCZYZNY PRACUJACYM CALY CZAS NA JEJ KORZYSC: NAJPIERW BYL AGENTEM CARATU; A POTEM CZEKISTOW; KTORZY PRZEJELI "AKTA D": Tu jest jeden z artykulow.
http://niniwa22.cba.pl/30.htm
Gdyby plan federacyjny Pilsudskiego sie powiodl (uniemozliwila to zsowietyzowana endecja - sowietom bylo na reke miec jedno slabe panstwo na drodze, niz trzy panstwa, ktore powstalyby w wyniku federacji), kampania wrzesniowa wygladalaby calkiem inaczej, nie byloby prawdopodobnie takze ludobojstwa na Wolyniu. I na wschodzie mielibysmy dwa (albo jedno) SLOWIANSKIE panstwa, ktore bylyby Polakom zyczliwe i ktorych niepodleglosc zwiazana bylaby scisle z niepodlegloscia Polski.
http://www.fronda.pl/a/filorosyjskie-dziedzictwo-neoendekow,39005.html
[O.Bocheński,''Wspomnienia'']