Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

wtorek, 29 marca 2022

24 miliardy



Ponoć właśnie taką kwotę wydatkujemy w tym roku na utrzymanie uchodźców wojennych z Ukrainy. A na pewno pozostaną oni z nami na dłużej, niż rok.

Kto pokryje taki wydatek?

Zapewne
ten, kto przegra tę wojnę.





Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk




24 miliardy złotych to dla większości Polaków wysoce abstrakcyjna kwota. To zresztą zrozumiałe, tak skonstruowane są nasze umysły. Powyżej pewnego rzędu wielkości wszystkie liczby to po prostu „bardzo dużo”. Najlepiej sobie zatem pewne rzeczy zwizualizować. Co można zatem kupić za 24 miliardy złotych?

Sensownej jakości tomograf komputerowy kosztuje około 3 miliony złotych, więc w zakładanym budżecie kupimy ich sobie 8 tysięcy, czyli nieco ponad 3 na każdą gminę. To dużo więcej niż kiedykolwiek potrzebowała polska służba zdrowia.

Za 24 miliardy złotych możemy także wybudować 480 kilometrów nowych autostrad lub ponad 650 kilometrów dróg ekspresowych. Na pewno bardzo by nam się przydały.
Rzeczone środki moglibyśmy wydać także na budowę szkolnych basenów. Powstał by ich wtedy tysiąc. Imponująca liczba. Na pewno byłoby to korzystne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju naszych dzieciaków.

Czasy zrobiły się niebezpieczne i zaczynamy poważnie myśleć o modernizacji armii. Za 24 miliardy złotych moglibyśmy kupić 34 nowoczesne samoloty F-35A albo 600 nowoczesnych czołgów.

Rzecz jasna nie kupimy niczego z powyższej listy. Polski rząd ma znacznie prostszy sposób na utylizację 24 miliardów złotych. Jak poinformował minister funduszy i polityki regionalnej Grzegorz Puda, przyjęcie i integracja imigrantów z Ukrainy będzie wymagać poniesienia przez budżet państwa dodatkowych kosztów na poziomie właśnie 24 mld zł, i to tylko w samym roku 2022.

„Integracja migrantów, zapewnienie dla nich dostępu do systemu świadczeń socjalnych, usług publicznych i rynku pracy oznacza konieczność poniesienia przez budżet państwa w 2022 r. dodatkowych wydatków w wysokości 24 mld zł – min. @Grzegorz Puda na spotkaniu z @NIcolasSchmitEU” – czytamy na profilu resortu na Twitterze. 







Kto bogatemu zabroni? – można spytać.



Pan Puda nie poinformował rzecz jasna skąd rząd te 24 miliardy złotych weźmie. Wiemy już, że UE nie będzie skora do pokrycia choćby większości tej kwoty. Zatem do szerokiego gestu dobrych wujków z PiS dopłacimy my wszyscy. Poprzez jeszcze wyższe podatki, jeszcze wyższą inflację, jeszcze droższe paliwa.

Dobroczynność kosztuje. Dobroczynność w wielkiej skali kosztuje wielkie kwoty. Kiedy odbywa się z czyjejś kieszeni jest indywidualną sprawą darczyńcy. Jednak przymuszanie całego społeczeństwa do wielkich wyrzeczeń w celu zrealizowania „altruistycznych” zapędów rządu jest zwykłym bandytyzmem.

Naszym obowiązkiem jest zapewnienie bezpieczeństwa uchodźcom a nie „migrantom”, o których mówił minister. W naszym interesie jest dopuszczenie ich do naszego rynku pracy a nie „zapewnienie dla nich dostępu do systemu świadczeń socjalnych”. Z oczywistych przyczyn winniśmy dać im szansę na korzystanie z naszego systemu edukacji i opieki zdrowotnej. Jednak za każde świadczenie, za każdą godzinę lekcyjną winniśmy wystawić rachunek państwu ukraińskiemu bądź jego sukcesorowi. Nie dlatego, że jesteśmy mało empatyczni. Dlatego, że państwo polskie ma stać na straży interesu własnego i narodu polskiego. A nie wszystkich pokrzywdzonych na świecie.

Dlatego pomagajmy, ale z głową. Uważnie licząc każdą złotówkę. W końcu jeśli ktoś uzna, że to za mało, może dać od siebie więcej. Byle czynił to z własnej kieszeni.

To wojna amerykańsko - rosyjska





Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk





Kolejni amerykańscy eksperci, w tym byli dyplomaci, rzucają krytyczne spojrzenie na politykę Waszyngtonu na obszarze postradzieckim i zwracają uwagę na błędy tzw. Zachodu, które doprowadziły do wybuchu obecnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie. Chas Freeman był swego czasu asystentem sekretarza obrony ds. Bezpieczeństwa Międzynarodowego, ambasadorem w Arabii Saudyjskiej, dyrektorem ds. chińskich w Departamencie Stanu oraz uczestnikiem procesu normalizacji stosunków z ChRL w administracji prezydenta Richarda Nixona. Emerytowany dyplomata udzielił niedawno interesującego wywiadu portalowi „The Gray Zone”.
Improwizacja

Freeman do końca nie wierzył w możliwość rosyjskiej interwencji zbrojnej na Ukrainie, będąc przekonany, że Moskwie chodzi o stosowanie argumentu militarnego służącego do wywierania presji dyplomatycznej. „Byłem zaskoczony, gdy Władimir Putin rzeczywiście zaatakował Ukrainę. Nie sądzę, by jego wojska były na to przygotowane. Nie ma dowodów na to, że były przygotowane logistycznie, ani nawet poinformowane dokąd i po co są wysyłane” – twierdzi, kwestionując tym samym tezę o zaplanowanym charakterze operacji rosyjskiej.

Amerykanin uznaje decyzję władz rosyjskich za błąd. Wskazuje jednocześnie na jej źródła, wspominając lata 1990., gdy pracował przy programie Partnerstwo dla Pokoju w administracji Billa Clintona. „Od 28 lat Rosja ostrzegała, że w którymś momencie jej cierpliwość się skończy; i tak się stało, przy czym w sposób bardzo destrukcyjny, zarówno dla jej własnych interesów, jak i szerzej – perspektyw pokoju w Europie” – podkreśla.

Wszystko ma jednak swoje źródła. Freeman przypomina, że w 2014 roku, wraz z ostatnim Majdanem i przewrotem, Ukraina stała się de facto częścią strefy wpływów amerykańskich, swoistym przedłużeniem i wysuniętą placówką NATO. I tak właśnie traktowana była przez Moskwę, co doprowadziło w konsekwencji do decyzji o zajęciu Krymu w imię utrzymania Floty Czarnomorskiej. Wsparcie amerykańskie dla Kijowa przejawiało się przede wszystkim w coraz bardziej intensywnych zbrojeniach:

 „mniej więcej od 2015 roku Stany Zjednoczone zbroiły i szkoliły Ukraińców przeciwko Rosji”.

Putin został więc do interwencji zbrojnej zmuszony przez Zachód, wbrew własnej woli. Do ostatniej chwili wierzył, że atlantyści siądą do negocjacji, bo przecież wyraźnie ostrzegał, jakie będą konsekwencje ignorowania obaw Moskwy.


Humanitarna wojna?

Były amerykański urzędnik i dyplomata wskazuje, że Rosjanie faktycznie dążyli w ostatnich tygodniach do minimalizacji strat wśród ludności cywilnej Ukrainy:

 „…uznaje się, że Rosjanie świadomie ostrzeliwują cywilów. Sądzę jednak, że w większości wojen stosunek strat wojskowych do cywilnych wynosi 1 do 1, a w tym przypadku odnotowane straty cywilne są dziesięciokrotnie mniejsze od wojskowych, co pokazuje, że Rosjanie starali się ich unikać”.



Zełeński i jego telewizyjna trupa

Chas Freeman zwraca uwagę, że pierwszą ofiarą także tej wojny jest prawda.

 „Wojna wytwarza zasłonę dymną kłamstw wszystkich stron. Praktycznie niemożliwe jest ustalenie co się dzieje, bo każda strona reżyseruje swój spektakl” – twierdzi.

 Podkreśla przy tym, że zdecydowaną przewagę w tym zakresie ma Ukraina: 

„Znakomity w tym jest Wołodymyr Zełeński, który – jak się okazało – jest mistrzem komunikacji. Jest aktorem, który dobrze sprawdza się w swojej roli i zapewne Ukrainie bardzo pomaga fakt, że ma prezydenta – zawodowego aktora, który objął urząd wraz z całą ekipą telewizyjną, z której umiejętnie korzysta. Powiedziałbym wręcz, że został wybrany prezydentem kraju o nazwie Ukraina, ale naród ukraiński udało mu się dopiero stworzyć”.


Zachodowi zależy na długiej wojnie

Stany Zjednoczone nie podejmowały do tej pory, w przeciwieństwie do Turcji, Izraela i Chin, żadnych działań mających zbliżyć strony do kompromisu dyplomatycznego.

 „Wszystko, co robimy, prowadzi raczej nie do przyspieszenia końca konfliktu i jakiegoś kompromisu, lecz do wydłużenia go, wspierania ukraińskiego oporu, co jest – jak mniemam – szlachetne, ale doprowadzi do zwiększenia liczby zabitych Ukraińców i Rosjan” – mówi Freeman.

Stosowane przez tzw. Zachód sankcje również mają dość osobliwy charakter. Amerykański ekspert zwraca uwagę, że wprowadzone środki i ograniczenia pozbawione są jasno określonego celu:

 „Nie określiliśmy żadnych warunków, których spełnienie spowodowałoby ich zdjęcie”.

Zdaniem Freemana, również określanie Putina przez Amerykanów i Brytyjczyków mianem zbrodniarza wojennego jest działaniem wzmacniającym determinację kierownictwa rosyjskiego do kontynuowania działań zbrojnych i usztywniania stanowiska.

Wszystko to sprawia, że można uznać, iż Waszyngton i Londyn opowiadające o konieczności „ukarania” Rosji i odrzucające wszelki dialog, chcą ugrzęźnięcia Rosji w wieloletnim konflikcie; „kontynuowania konfliktu, który będzie katastrofalny w skutkach dla Ukraińców, dla Rosjan, dla Europy, a w końcu i dla Stanów Zjednoczonych”.



Do ostatniego Ukraińca

„Zachód właściwie mówił: ‘Będziemy walczyć o niepodległość Ukrainy do ostatniego Ukraińca’ i w sumie nadal tak mówi. To wyjątkowo cyniczne, mimo całej tej patriotycznej otoczki”
– powiedział Freeman. Zauważył też, że trudno o jakiekolwiek obiektywne oceny w przestrzeni publicznej, bo ich autorzy od razu mierzyć muszą się z zarzutem bycia agenturą Kremla.

Tymczasem Freeman zgadza się z neokonserwatystą Eliotem Cohenem, byłym doradcą Departamentu Stanu, który stwierdził niedawno, że Stany Zjednoczone toczą w istocie wojnę zastępczą (ang. proxy war) przeciwko Rosji. Nie podziela jego poglądów, ale docenia, że jest jednym z niewielu jastrzębi odważających się to przyznawać.

Inni, jak John McCain, nawoływali do wojny już od dawna, podgrzewając emocje na Ukrainie i lobbując na rzecz amerykańskich korporacji zbrojeniowych i militarnych. Robili to jednak pod pretekstami ideologicznymi, odwołując się fałszywie do interesów ukraińskich. Jedną z przyczyn odsunięcia od władzy Donalda Trumpa mogło być to, że blokował dostawy broni na Ukrainę, a jednocześnie mówił publicznie o interesach rodziny Bidenów w tym kraju.

Amerykański dyplomata przestrzega przed korzystaniem ze scenariusza fałszywych oskarżeń pod adresem Rosjan o stosowanie przez nich broni masowego rażenia, o którym mówią ostatnio media i politycy amerykańscy. 

Przypomina w tym kontekście podobne fałszywe zarzuty administracji Baracka Obamy wobec Syrii.

„Z militarnego punktu widzenia nie dostrzegam żadnego powodu, by Rosjanie mieli stosować broń chemiczną. Zazwyczaj jest ona bronią defensywną przeciwko zmasowanemu atakowi, a przecież nic takiego nie ma miejsca na Ukrainie. Nie potrzebują broni chemicznej. Mają wystarczająco dużo innych rodzajów broni” – uważa Freeman.



Wojna utrudnia kompromis

Freeman ocenia, że najlepszym rozwiązaniem dla Ukrainy byłoby przyjęcie zobowiązań analogicznych do tych, które ustalono w sprawie Austrii w 1955 roku. Polegały one na z jednej strony gwarancji neutralności i poszanowania praw mniejszości, a z drugiej – wielostronnych gwarancjach bezpieczeństwa. Wzmożenie wojenne i przelana krew utrudniają wszakże osiągnięcie takiego kompromisu, mimo wysiłków podejmowanych w ostatnim okresie w tej sprawie przez Turcję.

Rosja w wyniku obecnej operacji wojskowej będzie prawdopodobnie zdeterminowana do zachowania kontroli nad zdobytymi obszarami – przede wszystkim nad wybrzeżem Morza Azowskiego, łączącym Krym z Donbasem.



Neonaziści wśród zwolenników władz kijowskich

Freeman zauważa, że Zełeński jest zakładnikiem środowisk skrajnie prawicowych, nacjonalistycznych a nawet neonazistowskich na Ukrainie.

 „Antysemityzm jest jednym z tragicznych elementów nazizmu, lecz nie jest kluczowy; jak widać, możesz być nazistą i mieć żydowskiego prezydenta, którego akceptujesz. Myślę więc, że zbyt uproszczony jest argument, że skoro prezydentem Ukrainy jest świecki Żyd, który nie bardzo o tożsamości żydowskiej mówi, lecz jest jako Żyd postrzegany, to nie mogą za nim stać naziści. To śmieszne” – mówi były amerykański dyplomata.


Widmo zmierzchu potęgi dolara

W związku z jednostronnymi, sprzecznymi z prawem międzynarodowym sankcjami wobec Rosji, przekształceniu ulec może cały międzynarodowy system finansowy i układ sił między kluczowymi walutami.

Zagrożona jest przede wszystkim pozycja amerykańskiego dolara, utrzymującego do tej pory swą wartość przede wszystkim dzięki dominacji w rozliczeniach w handlu surowcami. „Niedawno skonfiskowaliśmy cały skarb Afganistanu, teraz skonfiskowaliśmy połowę rezerw rosyjskich. Skonfiskowaliśmy też rezerwy wenezuelskie. Nasi brytyjscy sojusznicy skonfiskowali zapasy złota Wenezueli. Reputacja angloamerykańska, naszych bankierów i powierników, stoi pod znakiem zapytania. Pojawia się pytanie, dlaczego będąc krajem, który może mieć w przyszłości jakieś spory polityczne ze Stanami Zjednoczonymi, ktoś miałby trzymać swe rezerwy w dolarach?” – zauważa Freeman.


Chiny ostatnim bastionem wartości westfalskich

Zdaniem Chasa Freemana, który w 1972 roku był tłumaczem podczas słynnej, przełomowej dla stosunków amerykańsko-chińskich wizyty prezydenta Nixona w Pekinie, przewodniczący Xi Jinping nie spodziewał się wyboru drogi siłowej rozwiązania problemu przez swego rosyjskiego sojusznika.

Chińczycy są mocno przywiązani do zasady suwerenności państwowej i integralności terytorialnej, są ostatnimi zwolennikami ładu westfalskiego i przeciwnikami budowy stref wpływów. Dlatego ze zrozumieniem odniosły się do obaw związanych z bezpieczeństwem zgłaszanych przez Rosję w kontekście ekspansji atlantyckiej (militarnej i politycznej) w pobliżu jej granic.

Wojna na Ukrainie jest, zdaniem Freemana, konfliktem amerykańsko-rosyjskim i dlatego wiele państw będzie wolało zająć postawę neutralną i zdystansowaną. 

Konflikt to:

„starcie między Stanami Zjednoczonymi a Rosją o strefę wpływów na Ukrainie. Stany Zjednoczone kontra Rosja. Nie Rosja kontra Europa. Dlaczego w tej sytuacji inne mocarstwa przywiązujące wagę do swej współpracy z Rosją miałyby ją izolować?” 

– pyta retorycznie były urzędnik Departamentu Stanu.




Rosja musi być w koncercie europejskim

Chas Freeman reprezentuje stanowisko realistyczne wśród amerykańskich dyplomatów i ekspertów, niezwykle rzadko spotykane w naszym kraju.

„Powinno nam zależeć na przywróceniu równowagi pozwalającej na utrzymanie pokoju w Europie. Wymaga to włączenia Rosji do swego rodzaju rady zarządzającej Europą. Historycznie na kontynencie panował pokój wyłącznie wtedy, gdy wszystkie mocarstwa mogące go naruszyć miały zapewnione miejsce przy stole. Znakomitym przykładem jest tu kongres wiedeński po wojnach napoleońskich, na którym idol Henry’ego Kissingera usiadł do stołu z innymi, którzy rozumieli, że Francję trzeba przywrócić w skład gremiów rządzących Europą. To dało nam sto lat pokoju. Oczywiście, mieliśmy lokalne konflikty, lecz obyło się bez tych większych. Natomiast po I wojnie światowej, gdy zwycięskie Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja skutecznie doprowadziły do pozbawienia Niemiec i powstałego niedawno Związku Radzieckiego głosu w sprawach europejskich, skończyło się to II wojną światową i zimną wojną” – przypomina.

MP



https://myslpolska.info/2022/03/29/freeman-to-wojna-amerykansko-rosyjska/



poniedziałek, 28 marca 2022

Bandyta - miedź - etymologie




przedruk




W średniowieczu do produkcji czerwonego barwnika wykorzystywano drewno gatunku Caesalpinia echinata, który porastał tereny dzisiejszej Brazylii. Barwę czerwoną porównywano do żarzących się węgli (fr. braise, wł. braglia i port./hiszp. brasa), dlatego sprowadzane z Brazylii drewno określano lignum brasile [źródło: Lewicki M., Przypisy [w:] Marko Polo, Opisanie Świata, p. 544, przekład Anna Ludwika Czerny].



Nazwa Cypru również ma związek z wydobywanym tam metalem. Na wyspie znajdują się bogate złoża miedzi (gr. Κύπρος), eksploatowane już od IV tysiąclecia p.n.e. [źródło: Praca zbiorowa: Wielka Historia Świata. T. 4. Poznań: Polskie Media Amer.Com, 2005, s. 95. ISBN 83-7425-025-9.]. Początkowo nazywana po łacinie „metalem z Cypru” (łac. aes Cyprium), a następnie, w wyniku skrócenia (łac. cuprum), miedź rozpowszechniła się w wielu językach europejskich pod podobnie brzmiącymi określeniami (ang. copper, fr. cuivre, hiszp./port. cobre, niem. Kupfer).




5. Morze Czarne

Wielu z Was z pewnością kojarzy nazwę Morza Czarnego z barwą jego wód. Taką zresztą etymologię cytuje Wikipedia (w ślad za podstroną serwisu World Atlas), za przyczynę koloru czarnego podając występujące w morzu siarczki. Istnieje jednak jeszcze jedna, ciekawsza teoria, wywodząca pochodzenie nazwy z języka tureckiego.

W czasach Imperium Osmańskiego kierunki świata określano kolorami. Północ zwała się „Kara”, co oznacza również barwę czarną, wschód określano niebieskim, zachód – zielonym, natomiast południe utożsamiano z jasnością. Stąd morze znajdujące się na północy było jednocześnie „morzem czarnym” (tur. Karadeniz).




Bandyta to, dosłownie, osoba wykluczona ze społeczeństwa. Nazwisko przestępcy skazanego na wygnanie – bo taką karę przewidywano niegdyś dla rzezimieszków – umieszczano na tablicy ogłoszeń. Po włosku mówi się mettere in bando, bandire, czyli właśnie „wygnać”, a il bando to zarazem wygnanie oraz ogłoszenie. Osoba wygnana nazywa się il bandito – jest to imiesłów czasu przeszłego od czasownika bandire i w takiej formie słowo funkcjonuje w języku polskim.



11. Diamenty oraz brylanty

Z czego słynie diament? Oczywiście, ze swojej niezwykłej twardości – to najtwardszy pierwiastek występujący w przyrodzie. Jego nazwa właśnie od tej cechy pochodzi: po starogrecku ἀδάμας (adamas) znaczy „niepokonany”, „niezwyciężony”. Za pośrednictwem łaciny (diamas, a w dopełniaczu, diamentum), a następnie języków włoskiego oraz francuskiego, dotarł diament do Polski.


Diament oszlifowany nazywa się brylantem – a skąd właściwie ta nazwa? Szlif brylantowy polega na takiej obróbce kamienia, by dolna jego część działała jak zwierciadło. Przechodzące przez diament światło ulega dwukrotnemu załamaniu i przy obrocie brylantu „efekty świetlne ulegają stałym zmianom, co daje efekt wielobarwnych migotliwych refleksów” [źródło]. Słowo pochodzi z języka francuskiego: brillant to właśnie świecący, błyszczący. Stąd zapewne i pojęcie „brylowania” w towarzystwie.










https://jezykowasilka.pl/etymologiczne-ciekawostki/?fbclid=IwAR1Z3CMwI0aKcadT5Gk_3wJpzBU7m4BLrHTLEswCvHsapQ2hshZujWppu0s





piątek, 25 marca 2022

Malarstwo ścienne i architektura w Epoce Brązu Egejskiego

 

Prawdziwe złoto!







przedruk
tłumaczenie automatyczne


Δημήτριος Κονιδάρης

https://books.openedition.org/pucl/2835  




Powyższe badania przypadków pokazują ponad wszelką wątpliwość, że istniała intencja w sposobie, w jaki przestrzeń architektoniczna i przestrzeń wizualna są ze sobą powiązane, które zdają się łączyć w jeden główny cel: 
zmniejszenie lub nawet wyeliminowanie charakteru dwuwymiarowego obrazu na ścianie poprzez połączenie go z trójwymiarowym realnym światem. 

Istnieje również wyraźny zamiar aktywnego zaangażowania widza: 
Widz jest połączeniem między dwoma światami, fizycznym namacalnym światem pałek i kamieni oraz wymyślonym światem, jaki stworzył artysta. 

To ludzkie ciało i sposób, w jaki porusza się przez przestrzeń, prowadzi zarówno architekta, jak i artystę w manipulowaniu tym, jak powinna być postrzegana przestrzeń. 

Efektem w obu przypadkach jest „otoczenie” (lub "środowisko" - MS), jak opisałby to Groenewegen-Frankfort, oraz iluzjonistyczna przestrzeń, która jest odrębna, a jednocześnie jest zintegrowana z architektonicznym klimatem pokoju.
To właśnie ten podwójny występ artysta i architekt starają się osiągnąć poprzez połączone dzieło.

Co do przedstawionej tematyki, artysta wykorzystuje prosty, a zarazem skuteczny zestaw narzędzi, aby ułatwić jej czytelność: 
W przypadku Xeste 3 motyw może być uosobiany poprzez odczytanie dwóch ośrodków sąsiadujących ścian w kolejności wskazanej przez kierunek - punktem ogniskującym jest krokus rosnący na górze, a głównym wydarzeniem jest ofiarowanie szafranu (krokusa) Bogini po tym, jak został wyrwany.

Reszta historii toczy się wokół dwóch ośrodków: zadanie wykonują młode kobiety, których działania podkreślają nieustanny cykl migracji na wieś i powrót do miejskiego środowiska swojej miejscowości, podkreślając tym samym bliskie więzi i współzależność między nimi.





West House: the two Fishermen are perceived as coming out of the walls towards each other or towards someone standing at the centre of Room 5

Dom Zachodni: obaj Rybacy są postrzegani jako wychodzący ze ścian w kierunku siebie lub w kierunku kogoś stojącego w centrum pokoju 5







West House, Room 5: both Fishermen looking in the same direction (alternative posture of the Fisherman to the right)

Dom Zachodni, pokój 5: obaj Rybacy patrzą w tym samym kierunku (alternatywna postawa Rybaka po prawej) - (tj. brak interakcji z widzem - MS) 







Xeste 3, first floor: the wall painting of the Crocus Gatherers (eastern wall) and the focal element of the composition (mountain and crocuses) at its centre

Xeste 3, pierwsze piętro: obraz ścienny Zbieraczy Krokusów (ściana wschodnia) i główny element kompozycji (góra i krokusy) w jej centrum








Sector Beta: the Antelopes. The centre of the composition defines the overlapping of the two animals and the axes of their bodies

Sektor Beta: Antylopy. Środek kompozycji określa pokrywanie się obu zwierząt i osi ich ciał







Sector Beta: the Boxing Children. The vertical line separates the domains of the two figures and defines the point, where their outstretched arms cross while the horizontal line corresponds to the centres of their bodies

Sektor Beta: Dzieci Bokserskie. Linia pionowa oddziela domeny dwóch figur i określa punkt, w którym ich wyciągnięte ramiona krzyżują się, podczas gdy linia pozioma odpowiada środkom ich ciała





Xeste 3: the crocus Gatherers, body posture and gaze

Xeste 3: Zbieracze krokusów, postawa ciała i spojrzenie







Xeste 3: the culminating scene of the crocus gathering theme. The focal event, the offering of crocuses to the seated Goddess, is emphatically highlighted at the centre of the composition. The Goddess is stretching out her arm towards this centre to validate the act of offering

Xeste 3: kulminacyjna scena motywu zgromadzenia krokusa. Główne wydarzenie, ofiarowanie krokusów siedzącej Bogini, jest zdecydowanie podkreślone w centrum kompozycji. Bogini wyciąga rękę w kierunku tego centrum, aby potwierdzić akt ofiary





Xeste 3: visual contact among the figures depicted in the scene. Below: a simplified drawing of the stepped platform










Źródło: fb



całość tutaj:

https://books.openedition.org/pucl/2835














Pompeje - architektura Rzymian





przedruk
tłumaczenie automatyczne




Naukowcy odbudowali pompejański dom w wirtualnej rzeczywistości




Naukowcy odbudowali dom z rzymskiego miasta Pompeje przy użyciu wirtualnej rzeczywistości, aby lepiej zrozumieć motywy stojące za rzymskim wzornictwem i współczesną architekturą.







Badacze z Laboratoriet för Digital Arkeologi, laboratorium humanistycznego na Uniwersytecie w Lund, we współpracy z Projektem Pompei, stworzyli środowisko wirtualnej rzeczywistości, aby wskazać, w jaki sposób uwaga wizualna była ważnym elementem architektury rzymskiej.

„Praca i codzienne czynności przeplatały się w ciągu dnia. Dom przekazywał ludziom informacje o osobistej sile i statusie właściciela i jego rodziny” – powiedział Danilo Marco Campanaro, doktorant z Uniwersytetu w Lund i współautor badań.

Jednak studiowanie tego elementu rzymskiego projektu domu było wyzwaniem. Zniszczenia spowodowane stuleciami zaniedbań, wietrzenia i wulkanów kryją wiele przyciągających wzrok niuansów, które Rzymianie wbudowali w swoje domy.

Postępy w rekonstrukcjach komputerowych pomogły rzucić światło na ten problem, ale teraz Danilo Marco Campanaro i dr Giacomo Landeschi z Uniwersytetu w Lund idą o krok dalej. Ich badania, opublikowane w czasopiśmie Antiquity, wykorzystywały analizę przestrzenną i śledzenie wzroku do monitorowania ochotników podczas eksploracji rzymskiego domu w wirtualnej rzeczywistości.




„Technologia śledzenia wzroku i rzeczywistość wirtualna zapewniają teraz bezprecedensowe możliwości oceny jakości wizualnej starożytnych przestrzeni” – powiedział dr Giacomo Landeschi. Pozwoliło im to na przeprowadzanie eksperymentów, w których mierzyli wzrokową uwagę ochotników, którzy zwiedzali dom, śledząc to, co przykuło ich uwagę.

Wolontariusze badali wirtualną rekonstrukcję Domu Greckich Epigramów, imponującego domu w północno-wschodnich Pompejach, niegdyś ozdobionego bogatymi freskami. Został zniszczony podczas erupcji Wezuwiusza w 79 roku ne. Dom został wymodelowany w 3D, wraz z odrestaurowanymi obrazami i zaimportowany do silnika gier wideo Unity, aby obejrzeć go w VR.

„Wyniki tego badania pokazują, w jaki sposób właściciel domu stymulował zmysły odwiedzających, aby przekazać wiadomość o jego sile i bogactwie” – powiedział Danilo Marco Campanaro.

Dodaje to do rosnącej listy sztuczek architektonicznych stosowanych przez Rzymian przy projektowaniu swoich domów. Wcześniejsze badania wykazały, że niektórzy właściciele używali pochyłych ścian i podniesionych podłóg, aby wnętrze mogło wydawać się większe dla osób zaglądających przez frontowe drzwi.

W związku z tym te wstępne wyniki wskazują, że takie eksperymenty mogą pomóc rzucić światło na to, dlaczego Rzymianie projektowali swoje domy w taki sposób. Jednak naukowcy zauważają, że to tylko zarysowanie strategii stosowanych przez Rzymian, by zaimponować odwiedzającym ich dom.

„Następnym krokiem w tym badaniu może być połączenie wyników z badaniami multisensorycznymi, które obejmują węch i zaangażowanie słuchowe” – powiedział dr Giacomo Landeschi.






https://www.heritagedaily.com/2022/03/researchers-have-rebuilt-a-pompeian-house-in-virtual-reality/143221?fbclid=IwAR2lB3tnCQVt8cwLA99S2f2rQOFUT0iXBlV_qgY3znEkUFznIVIxxQm2y5o





wtorek, 22 marca 2022

Skąd wojna na Ukrainie?

 

Bardzo ciekawy artykuł, autor bardzo logicznie i prosto wykłada jak doszło do interwencji Rosji na Ukrainie.

Zwraca min. uwagę na to, że za zajścia na Ukrainie odpowiedzialne są również władze niemieckie i francuskie - sygnatariusze Porozumień Mińskich.



Uwaga!

Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk


Thierry Meyssan jest znanym francuskim dziennikarzem antyglobalistycznym i antyatlantyckim, jego artykuł wyraża poglądy części francuskiej niezależnej lewicy na konflikt ukraińsko-rosyjski.


Zachodnia opinia publiczna pogrążona jest w skrajnych emocjach z powodu wojny na Ukrainie i mobilizuje się do pomocy walczącym Ukraińcom. Dla wszystkich wydaje się oczywiste, że dyktator Władimir Putin wystąpił przeciwko młodej demokracji ukraińskiej.

W każdym konflikcie przekonywani jesteśmy, że to ci inni są tymi złymi, zaś nasi to wyłącznie ci dobrzy. Stajemy się podatnymi odbiorcami wojennej propagandy również dlatego, że nie pamiętamy historii wcześniejszych konfliktów i nie wiemy prawie nic o Ukrainie. Warto zatem wszystkiemu przyjrzeć się bliżej.

Kto zaczął?

Podobnie jak na podwórku, gdzie bawiliśmy się z rówieśnikami w dzieciństwie, także i w tym przypadku chcielibyśmy poznać odpowiedź na pytanie: kto zaczął? I nie ma tu żadnych wątpliwości: osiem lat temu Stany Zjednoczone zorganizowały przy pomocy uzbrojonych grup przewrót w Kijowie. W szeregach tych grup byli ludzie, którzy określali się mianem nacjonalistów, choć w rzeczywistości bardzo dalecy byli od tego, co powszechnie za nacjonalizm się uznaje. Twierdzili, że są prawdziwymi Ukraińcami pochodzenia skandynawskiego czy pragermańskiego, nie mającymi nic wspólnego ze Słowianami, jakimi są Rosjanie. Bardziej niż spadkobiercami Stepana Bandery, przywódcy ukraińskich kolaborantów z nazistami, odpowiednika Philippe’a Pétaina dla Francuzów, uznali się oni za kontynuatorów linii, którą we Francji uosabiał Joseph Darnand oraz żołnierze francuskiej dywizji Waffen SS Charlemagne. Ci Ukraińcy, którzy uznawali swoje pochodzenie za słowiańskie, określili tych, którzy uznawali się za potomków Skandynawów i plemion pragermańskich mianem „neonazistów”.

We Francji określenie „nazista” przybrało charakteru obelgi, za pomocą której obrazić można każdego. Ujmując rzecz historycznie, nazizm był ruchem uznającym rasową wizję ludzkości pozwalającą uzasadniać istnienie imperiów kolonialnych. Według niego, ludzie należą do różnych „ras”, dziś powiedzielibyśmy – „gatunków”. Nie mogą mieć one wspólnego potomstwa, tak jak klaczy nie wolno mu go mieć z osłem. Ten ostatni przypadek w przyrodzie skutkuje narodzinami muła, który zazwyczaj jest bezpłodny. Na bazie takich argumentów naziści zakazali mieszania się ras. W latach 1930. ich ideologia uznawana była za naukę i wykładana była na uniwersytetach, nie tylko w Niemczech, lecz także w Skandynawii i w Stanach Zjednoczonych. Jej tez bronili słynni uczeni. Na przykład, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny z 1973 roku, Konrad Lorenz był gorliwym nazistą. Pisał m.in., że zachowanie czystości rasy wymaga wyeliminowania homoseksualistów, niczym skalpel chirurga wycina nowotwór, bo ich mieszane dziedzictwo genetyczne pozwala im na niezauważalne wtapianie się pomiędzy przedstawicieli innych ras.

Uczeni ci nie byli bardziej poważni od tych, którzy ogłaszali apokalipsę podczas epidemii Covid-19. Mieli wprawdzie tytuły naukowe, lecz brakowało im jakiegokolwiek warsztatu.

Współczesna Rosja ufundowana jest na pamięci wydarzeń, które my określamy II wojną światową, a Rosjanie – Wielką Wojną Ojczyźnianą. Jej znaczenie dla nas i dla nich jest odmienne. U nas, we Francji, wojna trwała zaledwie kilka miesięcy, po czym uwierzyliśmy w zwycięstwo nazistów i zdecydowaliśmy się na kolaborację. Patrzyliśmy jak naziści i pétainiści uwięzili po 1940 roku 66 tys. osób, zazwyczaj za „terroryzm” (udział w ruchu oporu). Po 1942 roku zatrzymano 76 tys. Żydów, których wysłano na Wschód, do obozów zagłady, za przynależność do „rasy niższej”. W Związku Radzieckim naziści nikogo nie aresztowali. Chcieli unicestwić lub zniewolić wszystkich Słowian po to, by po 30 latach zwolnić „przestrzeń życiową”, na której mieli zbudować swoje imperium kolonialne (Generalplan Ost). To dlatego straty ZSRR wyniosły 27 mln istnień. W odróżnieniu od naszej pamięci, w pamięci Rosjan naziści stanowią egzystencjalne zagrożenie.


Gdy do władzy w Kijowie trafili nowi ludzie, nie określali się oni mianem „nazistów”, lecz „nacjonalistów” na podobieństwo Stepana Bandery, który również za nacjonalistę się uważał, a w pewnym momencie odciął się od ludobójczych zamiarów wobec Słowian i Żydów. Nowa ekipa uznała poprzednie władze za „prorosyjskie”, choć było to bezpodstawne, oraz zabroniła wszelkich nawiązań do kultury rosyjskiej. Chodziło przede wszystkim o język rosyjski. Większość Ukraińców była dwujęzyczna, posługiwała się rosyjskim i ukraińskim. Powiedziano im nagle, że od tej pory nie będą mogli używać swojego języka w szkołach i urzędach. Zbuntował się w zdecydowanej większości rosyjskojęzyczny Donbas. Niezadowoleni byli również przedstawiciele mniejszości węgierskiej, która wcześniej, mając wsparcie Węgier, korzystała z węgierskojęzycznych szkół. Ukraińcy z Donbasu zażądali autonomii dla obwodu donieckiego i ługańskiego oraz praw językowych. Oba obwody ogłosiły się wkrótce niezależnymi republikami. Nie oznaczało to jednak, że chciały docelowo owej niepodległości; zależało im raczej na autonomii na wzór niegdysiejszej Republiki Kalifornii w Stanach Zjednoczonych, czy republik związkowych ZSRR.


W 2014 roku prezydent Francois Hollande i kanclerz Angela Merkel posadzili za jednym stołem przedstawicieli Kijowa i Donbasu oraz doprowadzili do wynegocjowania porozumień mińskich. Ich gwarantami były Francja, Niemcy i Rosja.


Choć Kijów się pod nimi podpisał, nigdy nie zamierzał ich realizować. Zamiast tego zbroił „nacjonalistyczne” oddziały i wysyłał je w pobliże Donbasu. Zachodni ekstremiści przyjeżdżali sobie postrzelać na Ukrainę. 

Miesiąc temu, według samego Kijowa, różne formacje paramilitarne liczyły w sumie 102 tys. osób. 

Stanowią teraz 1/3 całych ukraińskich sił zbrojnych i weszły w skład Sił Obrony Terytorialnej.

 Dodatkowo, na Ukrainę dotarły posiłki złożone z 66 tys. zagranicznych „nacjonalistów” z całego świata, mających odeprzeć inwazję rosyjską.


Według samych władz w Kijowie, w ciągu ośmiu lat od podpisania porozumień mińskich, bojówki te zabiły w sumie 14 tys. ludzi. Liczba ta zawiera również ofiary w ich własnych szeregach, jednak nie były one zbyt liczne. Rosja powołała w tej sprawie własny zespół śledczy. Policzyła nie tylko ofiary śmiertelne, lecz również rannych. Wyszło ich w sumie 22 tys. Prezydent Władimir Putin mówił w tym kontekście na temat „ludobójstwa” nie w sensie etymologicznym, czyli zniszczenia jakiegoś narodu, lecz w sensie prawnym – przestępstwa popełnionego na polecenie władz przeciwko określonej grupie etnicznej.

Problem polega na tym, że władze w Kijowie nie stanowią monolitu i nikt nie wydawał bezpośrednich rozkazów dokonania tej rzezi. Rosja przypisuje wszakże odpowiedzialność za nią prezydentowi Petrowi Poroszence i jego następcy Wołodymyrowi Zełeńskiemu. My (tj. Francja - MS) również za to odpowiadamy, jako gwaranci nigdy nie wprowadzonych w życie porozumień mińskich. Tak, jesteśmy współodpowiedzialni za tą hekatombę.

Najgorsze miało dopiero nastąpić. 1 lipca 2021 roku prezydent Zełeński, który wcześniej dozbrajał „nacjonalistyczne” bojówki i odmawiał realizacji porozumień mińskich, podpisał ustawę nr 38 – O ludności rdzennej. 

Ustawa ta gwarantuje prawa Tatarów i Karaimów (Żydów nieuznających Talmudu), w tym językowe, nie przyznając żadnych praw Słowianom. Ci ostatni, według niej, nie istnieją. Nie chroni ich żadne prawo. Są Untermenschen, podludźmi. 

Po raz pierwszy od 77 lat parlament europejskiego kraju przegłosował rasistowskie przepisy. Powiecie, że przecież są organizacje broniące praw człowieka, że pewnie protestowały. Nic podobnego. Cisza. A nawet zachwyty Bernarda-Henriego Lévy.


Po co ta wojna?

Nasze postrzeganie wydarzeń deformowane jest przez nasze stereotypy. Funkcjonują one przede wszystkim w krajach bałtyckich oraz państwach objętych niegdyś działaniem „doktryny Breżniewa”. Ludzie uznają a priori, że Rosjanie są spadkobiercami Związku Radzieckiego. Tymczasem najważniejsi radzieccy przywódcy nie byli Rosjanami. Josif Stalin był Gruzinem, Nikita Chruszczow – Ukraińcem itd. Ukraińcem był też Leonid Breżniew.

Dopóki Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa uznawane były za część Ukrainy zabijanie ich mieszkańców było jej wewnętrzną sprawą. Nikt nie był w stanie ich bronić. Jednak Francja i Niemcy, będąc gwarantami porozumień mińskich zatwierdzonych następnie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, wzięły na siebie odpowiedzialność za zakończenie tego konfliktu. Nie uczyniły tego.

Wymiar sprawy uległ zmianie, gdy 21 lutego 2022 roku Rosja uznała niepodległość dwóch republik Donbasu. Mordowanie ich mieszkańców przestało być sprawą wewnętrzną i stało się kwestią międzynarodową. 23 lutego, w przededniu interwencji rosyjskiej, zebrała się Rada Bezpieczeństwa. Na tym spotkaniu sekretarz generalny ONZ António Guterres nie kwestionował legalności uznania przez Rosję republik, ani rosyjskiej interwencji wojskowej przeciwko neonazistom. Zaapelował jedynie do Rosji, by ta dała szansę na pokojowe rozwiązanie.

Prawo międzynarodowe nie zakazuje prowadzenia wojny, lecz dąży do jej uniknięcia. Wobec faktu, że posiedzenie rady nie przyniosło efektów, Rosja miała prawo udzielić pomocy mieszkańcom Donbasu mordowanym przez neonazistów. Zrobiła to już następnego dnia, 24 lutego.

Prezydent Władimir Putin, który czekał od ośmiu lat, nie mógł już dłużej czekać. Nie tylko dlatego, że codziennie ginęli ludzie; nie tylko dlatego, że armia ukraińska szykowała się do popełnienia kolejnych zbrodni 8 marca; lecz dlatego, że prawo rosyjskie zobowiązuje go do ochrony własnych obywateli. Przygotowując się do emigracji, zdecydowana większość mieszkańców Donbasu uzyskała w ostatnich latach obywatelstwo rosyjskie.

Ucieczka 2 milionów Ukraińców

Podobnie jak w przypadku pozostałych wojen wzniecanych przez NATO, jesteśmy świadkami ucieczki ludności. Francuzom może to przypominać 1940 rok, gdy ludzie uciekali przed zbliżającymi się wojskami niemieckimi. Obawiali się oni wówczas, że Wehrmacht może dopuszczać się masowych gwałtów, podobnie jak Deutsches Heer na początku I wojny światowej. Niemcy okazali się jednak zdyscyplinowani i nie uciekali się do tego rodzaju przemocy. Okazało się zatem, że masowa ucieczka Francuzów pozbawiona była obiektywnych przyczyn i wynikała wyłącznie ze strachu.

Od czasów wojny w Kosowie NATO rozwinęło koncepcję sterowania ruchami ludności 

(zob. Kelly M. Greenhill, Strategic Engineered Migration as a Weapon of War, „Civil War Journal”, Volume 10, Issue 1, July 2008; Kelly M. Greenhill, Understanding the Coercive Power of Mass Migrations, [w:] Kelly M. Greenhill, Weapons of Mass Migration: Forced Displacement, Coercion and Foreign Policy, Ithaca 2010; Kelly M. Greenhill, Migration as a Coercive Weapon: New Evidence from the Middle East, [w] Kelly M. Greenhill, Coercion: The Power to Hurt in International Politics, Oxford 2018).  


W 1999 roku Sojusz zorganizował ewakuację ponad 290 tys. mieszkańców Kosowa z Serbii do Macedonii  w ciągu trzech dni. Jeśli macie więcej niż 30 lat, pamiętacie zapewne przygnębiające obrazki długiego szeregu ludzi maszerujących dziesiątki kilometrów wzdłuż linii kolejowej. Wykorzystano je, by pokazać rzekome represje etniczne dokonywane przez administrację Slobodana Miloševicia i uzasadnić nadciągającą wojnę. Kosowarzy nie wiedzieli dokąd idą, ale wierzyli, że czeka ich tam lepsza przyszłość. Pamiętacie też syryjskie migracje sprzed siedmiu lat. Chodziło w niej o osłabienie kraju poprzez zmniejszenie populacji. Tym razem nasze emocje ma wzbudzić widok kobiet i dzieci; mężczyźni mają pozostać na miejscu, by walczyć z Rosjanami.

Za każdym razem działa to na nas przygnębiająco. Jednak fakt, że Kosowarzy, Syryjczycy czy Ukraińcy cierpieli w tych warunkach, nie oznacza, że mieli rację, podejmując decyzję o wyjeździe.

Unia Europejska przyjmuje wszystkich ukraińskich uchodźców. Kraje strefy Schengen wpuszczają każdego, kto stwierdzi, że ucieka przed wojną na Ukrainie. Według władz niemieckich, co czwarty z tych „uchodźców” przysięgających, że pracowali i mieszkali na Ukrainie, nie ma paszportu ukraińskiego, lecz algierski, białoruski, indyjski, marokański, nigeryjski czy uzbekistański; to ludzie, którzy korzystają z otwartych drzwi, by znaleźć się legalnie w UE. Nikt nie weryfikuje ich wcześniejszego miejsca pobytu na Ukrainie.


Warto zadać pytanie dlaczego Ukraińcy nie wspierają władz swego kraju. 

Podczas wojny w Kosowie mieszkańcy Belgradu stali dzień i noc na miejskich mostach, by uniemożliwić bombardowanie ich przez NATO. 

Podczas wojny w Libii miliony ludzi gromadziły się w Trypolisie, by wyrazić poparcie dla swojego przywódcy Muammara Kaddafiego

Podczas wojny syryjskiej milion osób wyraziło swoje poparcie dla prezydenta Baszara al-Asada.

 Na Ukrainie nie dzieje się nic podobnego. Przeciwnie, mówi nam się o tym, że oddziały Obrony Terytorialnej polują na „rosyjskich sabotażystów”, choć OBWE stwierdziła, że przed rozpoczęciem operacji na Ukrainie nie było rosyjskich żołnierzy.


Szokujące obrazki

Powinniśmy nauczyć się z poprzednich konfliktów, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Od czasów wojny w Kosowie NATO opanowało do perfekcji propagandę wojenną. Doszło wtedy do zmiany rzecznika prasowego Sojuszu w Brukseli. Jego następca, Jamie Shea, codziennie dzielił się szczegółowymi historyjkami o okrucieństwach serbskich „zbrodniarzy” i o rzekomym oporze Kosowarów. Redagowałem wówczas codzienną gazetę „Journal of the War in Europe”. Porównałem te przekazy NATO z przekazami niewielkich agencji prasowych na Bałkanach. Z każdym dnie różnice pomiędzy nimi stawały się coraz większe. W moim przekonaniu, prawda leżała pośrodku. Po wojnie okazało się jednak, że opowieści Jamie’go Shea oparte były na kompletnych wymysłach, którymi zapełniał on całe kolumny naiwnych gazet, zaś doniesienia niewielkich mediów bałkańskich okazały się prawdziwe. Prawda nie była po stronie NATO.

Dlatego podchodzę do konsensusu zachodnich mediów z nieufnością. Gdy mówi nam się o tym, że Rosjanie ostrzelali elektrownię jądrową, myślę o kłamstwach prezydenta George’a W. Busha  w sprawie broni masowego rażenia „dyktatora” Saddama Husajna. Gdy słyszymy o Rosjanach, którzy mieli zbombardować szpital dziecięcy w Mariupolu, wspominam historię o kuwejckich dzieciach rzekomo porwanych wprost z inkubatorów przez strasznych irackich żołnierzy. Gdy słyszę, że zły prezydent Putin oszalał i przypomina Adolfa Hitlera, przypominam sobie, jak Zachód potraktował Muammara Kaddafiego czy prezydenta Baszara al-Asada.

Dlatego nie biorę tych wszystkich oskarżeń poważnie. Ukraińscy żołnierze na Wyspie Wężowej nie zginęli w wyniku ostrzału, jak twierdził Zełeński, lecz poddali się oddziałom rosyjskim, co później i on musiał przyznać. Miejsce pamięci egzekucji Żydów w Babim Jarze nie zostało zniszczone przez Rosjan, którzy z szacunkiem odnoszą się do ofiar nazistowskiego barbarzyństwa. Zaporoska Elektrownia Jądrowa nie została przez nich ostrzelana. Ochraniały ją przez kilka dni wspólnie jednostki rosyjskie i ukraińskie. Co więcej, Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej potwierdziła, że nie wystąpiły żadne zagrożenia skażeniem radioaktywnym. Szpital dziecięcy w Mariupolu nie został zbombardowany. Ewakuowany został trzy dni wcześniej i przekształcony w koszary pułku „Azow” (neonazistów), o czym Rosja od razu informowała ONZ.

Nie ruszają mnie zatem wezwania do zabójstwa „dyktatora” Putina.

Bitwy

Nietrudno zauważyć, że obrazki ze zwycięskich „bitew” toczonych przez armię ukraińską są wciąż te same. Łatwo też spostrzec, że na każdym z nich widać zaledwie kilka zniszczonych pojazdów. Czyżby nasi reporterzy wojenni nigdy dotąd nie widzieli prawdziwych wojen? Interpretujemy obrazki nie na podstawie tego, co widzimy, lecz na podstawie towarzyszących im komentarzy.

Już od tygodni słyszymy, że wojska rosyjskie okrążają Kijów i znajdują się w odległości 15 kilometrów od miasta, że posuwają się każdego dnia do przodu (choć ciągle brakuje im tych 15 kilometrów) i że przygotowują się do zadania ostatecznego ciosu. Robię krok wstecz za każdym razem, gdy słyszę jak zły „dyktator” Putin pragnie obedrzeć ze skóry sympatycznego prezydenta Zełeńskiego (tego samego, który uzbraja neonazistów i podpisał rasistowską ustawę).

W planach wojsk rosyjskich nigdy nie było zajęcia dużych miast. Trzymają się od nich z daleka, za wyjątkiem Mariupola. Walczą z „nacjonalistycznymi” bojówkami i z neonazistami. Moja sympatia, jako Francuza, któremu bliska jest tradycja ruchu oporu przeciwko nazizmowi, jest po ich stronie.

Armia rosyjska stosuje na Ukrainie taktykę taką samą, jak w Syrii: okrąża miasta, w których chroni się przeciwnik, następnie otwiera korytarze humanitarne dla ludności cywilnej, by w końcu zniszczyć jednostki bojowe chowające się na terenie miejskim. To dlatego bojówki neonazistowskie blokują te korytarze i uniemożliwiają ewakuację cywilom. To taktyka stosowania żywej tarczy.

Obecna wojna charakteryzuje się dużą mobilnością. Wszyscy muszą poruszać się bardzo szybko. Oddziały rosyjskie przemieszczają się ciężarówkami i wozami opancerzonymi. Nie używają czołgów bojowych. Byłyby one obecnie mało przydatne w realiach działań operacyjnych. W 2006 roku widzieliśmy, jak Hezbollah dziesiątkował izraelskie Merkavy. Wojska rosyjskie korzystają z szybkich wozów opancerzonych. W związku z tym, że Zachód dostarczył armii ukraińskiej i bojówkom neonazistowskim dziesiątki tysięcy sztuk broni przeciwpancernej, ciężarówki ostrzeliwane są właśnie z niej. Nie są to bitwy, lecz po prostu zasadzki.

Trzy zapalniki

Jakby sytuacja nie była już aż nadto skomplikowana, prezydent Zełeński ogłosił na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, tuż przed wojną, swój zamiar uzyskania broni jądrowej, wbrew temu, że jego kraj jest sygnatariuszem Traktatu o nierozprzestrzenianiu broni atomowej.

Następnie okazało się, że rosyjskie wojska zdobyły i opublikowały plany robocze władz w Kijowie zakładające zbrojną inwazję na Krym i Donbas 8 marca.

Wreszcie, rosyjska armia odkryła 15 pracujących na rzecz Pentagonu laboratoriów prowadzących badania nad bronią biologiczną. Ogłosiła również, że przejęła dokumentację i zneutralizowała 320 pojemników z patogenami. Stany Zjednoczone są sygnatariuszem Konwencji ONZ o broni biologicznej, której przestrzegają na własnym terytorium, lecz lekceważą zagranicą. Dokumenty na ten temat zostały opublikowane już dwa miesiące temu przez bułgarskiego dziennikarza. 8 marca chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło się do Pentagonu o wyjaśnienia dotyczące utrzymywanych przez niego 330 laboratoriów biologicznych pod różnymi nazwami, w 30 krajach. Departament Stanu zaprzeczył ich istnieniu. Jednak zastępca sekretarza stanu Victoria Nuland podczas przesłuchania w Senacie potwierdziła, że Pentagon uczestniczy w zagranicznych programach tego rodzaju i wyraziła niepokój związany z możliwością przejęcia ośrodków badawczych przez Rosjan. Gdy Rosja poruszyła tą kwestię w Radzie Bezpieczeństwa, Zachód skierował całą sprawę przeciwko niej, oskarżając ją o przygotowywanie operacji pod fałszywą flagą. Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia potwierdziła, że została poinformowana o ukraińsko-amerykańskich cywilnych programach badań biologicznych i zwróciła się do Ukrainy o zniszczenie patogenów, by zapobiec ich rozprzestrzenianiu się.

A zatem Ukraina utrzymuje ponad 100 tys. uzbrojonych „nacjonalistów”, których włączyła do obrony terytorialnej, przyjęła rasistowskie ustawy, pracowała nad bronią biologiczną i miała nadzieję na pozyskanie broni jądrowej. My tymczasem zapomnieliśmy o odwadze Jeana Moulina i Charlesa De Gaulle’a i woleliśmy wspierać prezydenta Zełeńskiego!



Thierry Meyssan

 


https://myslpolska.info/2022/03/22/meyssan-bez-wojennej-propagandy/