Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

środa, 3 maja 2017

W Jedlince trwa budowa pociągu Hitlera





2017-04-26, Aktualizacja: 2017-04-28 11:58 źródło: Panorama Wałbrzysk



W Jedlince trwa budowa pociągu Hitlera. Nie będą promować nazizmu tylko pokażą jego zbrodnicze oblicze.

W Jedlince trwa budowa pociągu Hitlera. Za pałacem Jedlinka w Jedlinie-Zdroju w ekspresowym niemal tempie trwa budowa wagonów kolejowych - artyleryjskiego i konferencyjnego, które będą wiernymi kopiami wagonów wchodzących w skład pociągu specjalnego „Amerika”. Po wypowiedzeniu wojny Stanom Zjednoczonym przez III Rzeszę został on przemianowany na „Brandenburg”. Był to pociąg specjalny Adolfa Hitlera i jego licznej świty, którym przemierzał m.in. terytorium Polski w trakcie kampanii wrześniowej 1939 roku.

W poprzednim wydaniu „Panoramy Wałbrzyskiej” jako pierwsi informowaliśmy o przystąpieniu do budowy obu wagonów. Tutaj dostępny jest artykuł na ten temat. Od tej pory o sprawie zrobiło się głośno w kraju za sprawą mediów ogólnopolskich. W ciągu tygodnia zaszły również wielkie zmiany na terenie inwestycji. Na torowisku za pałacem Jedlinka, gdzie jeszcze kilka dni temu stały tylko cztery osie do wagonu konferencyjnego został zbudowany szkielet wagonu artyleryjskiego. Elementy konstrukcji obu wagonów zostały wycięte z drewna sprowadzonego z Niemiec w zakładzie Rafała Orłowskiego w Jedlinie-Zdroju.

– Elementy zostały wycięte na podstawie przygotowanego projektu, który jest odwzorowaniem konstrukcji oryginalnych wagonów „Ameriki” – mówi Łukasz Kazek, konsultant historyczny przy budowie wagonów. – Szkielet wagonu artyleryjskiego został zbudowany ze 150 elementów, natomiast wagon konferencyjny zostanie zbudowany z 297 elementów.

Do pałacu Jedlinka przywieziono już wiele elementów wyposażenia przyszłego wagonu konferencyjnego, m.in. reflektory, czy w pełni sprawny telefon Siemensa - identyczny jak ten, który był na wyposażeniu oryginału. Przedmioty zostały zakupione przez Radosława Ledę, właściciela pałacu Jedlinka na aukcjach. Dokonał już także zakupu mebli do wagonu, które odpowiadają wyglądem oryginałom. Całość ma być bowiem wiernie odtworzona w najdrobniejszych detalach. Wszystko dzięki współpracy z historykiem Sławomirem Oxeniusem, który pomaga Radosławowi Ledzie w badaniach archiwów niemieckich m.in. zasobów Muzeum Deutsche Bahn.

– Jedna rzecz będzie różniła oryginalne wagony pociągu „Amerika” od naszych kopii. To specjalnie przygotowana wystawa na zewnątrz i wewnątrz wagonów – wyjaśnia Radosław Leda, właściciel pałacu Jedlinka. – Nasze przedsięwzięcie nie jest bowiem propagowaniem nazizmu. Turyści dowiedzą się z wystawy o udziale niemieckich kolei w zbrodniczym systemie III Rzeszy. O tym, że SS płaciło im 2 fenigi za transport dorosłego więźnia na odcinku 1 km do obozu zagłady, 1 feniga za nastolatka, a dzieci transportowały za darmo. Nie zabraknie także informacji o przygotowywanym przez żołnierzy AK zamachu na pociąg Adolfa Hitlera.

Wpływ na decyzję o budowie przy pałacu Jedlinka replik dwóch wagonów ze składu „Ameriki” miało kilka czynników. Spekulacje, że realizowany przez Niemców projekt Riese w pobliskim zamku Książ w Wałbrzychu oraz na terenie Walimia i Głuszycy miał na celu budowę kwatery Hitlera oraz jego licznego sztabu. Pałac Jedlinka był wówczas siedzibą paramilitarnej Organizacji Todt, która nadzorowała realizację projektu Riese. Kolejne elementy, które przyczyniły się do decyzji o budowie wagonów, to istniejący pomiędzy Wałbrzychem i Jedliną-Zdrój podwójny tunel kolejowy, który doskonale nadawał się na schron dla pociągów specjalnych. Ostatnim czynnikiem jest sprawa tzw. „złotego pociągu”, która zwróciła na Wałbrzych uwagę całego świata.

Wagony mają być gotowe i udostępnione do zwiedzania w czerwcu. Ustalony został także cennik za możliwość obejrzenia nowej prezentacji przy pałacu Jedlinka, która znajdzie się za wysokim ogrodzeniem. Bilet normalny 10 zł, bilet ulgowy 8 zł, natomiast dla grup zorganizowanych powyżej 25 osób bilet w cenie 7 zł.


http://walbrzych.naszemiasto.pl/artykul/w-jedlince-trwa-budowa-pociagu-hitlera-zdjecia,4097666,artgal,t,id,tm.html

NATO położyło łapę na największych złożach tytanu w Polsce?



NATO położyło łapę na największych złożach tytanu w Polsce? Wszystko na to wskazuje!

Ktoś kiedyś powiedział, że nic nie dzieje się przypadkowo. Czyżby tak było i tym razem? Wojska NATO były z wielką pompą i radością witane na Suwalszczyźnie, dokładnie w miejscu gdzie Polska ma największe naturalne złoża tytanu i rud zim rzadkich – niezwykle unikalnych i wartościowych. Wartość? Bagatela 2 biliony dolarów.


Zdarzyło się to akurat w momencie, gdy podobne zasoby kończą się na Uralu. Polska nie rozpoczęła wydobycia, gdyby jednak się tego podjęła moglibyśmy zacząć powoli dyktować warunki na runku surowców i tym samym wzbogacić swój budżet o ładnych „parę złotych”. Wszak powszechnie wiadomo, że tytanu używa się między innymi w przemyśle kosmicznym, lotniczym i elektronicznym tak więc o zbyt by raczej ciężko nie było.
Rodzi się tu szereg pytań ale i wątpliwości. Być może obecność wojsk NATO na tamtym terenie nie ma nic wspólnego z hamowaniem wydobycia naszych złóż, być może jest jakiś głębszy „deal” o którym żaden z nas nie ma pojęcia. Jedynym pewniakiem w tej sprawie jest fakt, że rządy zarówno polskie jak i zagraniczne – w tym amerykańskie – doskonale wiedzą o bogactwie jakie skrywa polska ziemia.
Być może jest to czas aby zacząć zadawać pytania?
Polecamy wystąpienie Prof. Ryszarda H. Kozłowskiego. Mowa o bogactwach naturalnych na Suwalszczyźnie:

„Prof.R.Kozłowski 21 04 2017 Konferencja naukowo-techn.w Krakowie cz 2”


Źródło:  https://wrealu24.pl/5614-nato-polozylo-lape-na-najwiekszych-zlozach-tytanu-w-polsce-wszystko-na-to-wskazuje-video
akademiapolityczna.wordpress.com



 https://www.nwo.report/uncategorised/nato-polozylo-lape-najwiekszych-zlozach-tytanu-polsce-wskazuje.html

w wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia


Artur Brożyniak: w wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia

27.04.2017 aktualizacja 28.04.2017

 

W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia, likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału IPN w Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Jakie grupy narodowościowe II RP mieszkały na terenie obecnej południowo-wschodniej Polski?
Artur Brożyniak: Większość obecnego woj. podkarpackie należała do woj. lwowskiego. Dzisiejsze Podkarpacie stanowiło jego zachodnią i środkową część. W woj. lwowskim największą grupą narodowościową byli Polacy – 46,6 proc., Ukraińców i Rusinów było 41,8 proc, Żydów 10,9 proc., Niemców - 0,4 proc.
Według spisu z 1931 r. w II RP mieszkało 5 mln 144 tys. Ukraińców. Żyli w zwartych skupiskach w południowo-wschodniej części ówczesnej Polski.
PAP: Jaka była różnica między Rusinem a Ukraińcem?
Artur Brożyniak: Od niepamiętnych czasów ludność polska nazywała Rusinami wszystkich modlących się w cerkwi. Ukraińcami określano tych, którzy czynnie występowali na rzecz budowy państwa ukraińskiego lub sympatyków nacjonalistów ukraińskich. To określenie stało się powszechniejsze dopiero po 1918 r., kiedy na tych terenach wybuchły walki z Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Ludność polska dopiero po 1945 r. Ukraińcami zaczęła określać całość tej społeczności.
PAP: Jakie były relacje między nimi na przełomie XIX i XX wieku?
Artur Brożyniak: Można powiedzieć, że były dość dobre. Mieszkali obok siebie w tej samej lub sąsiedniej wsi, niejednokrotnie w mieszanych małżeństwach. Uprawiali ziemię i mieli podobne problemy z tym związane. Podczas świat Bożego Narodzenia, czy Wielkanocy, które przypadały w różnych terminach, bywali u siebie.
Tak było od stuleci. Różniło ich wyznanie, trochę język i zwyczaje. Polacy chodzili do kościoła, a ich sąsiedzi do cerkwi. Dochodziło do małżeństw mieszanych. Dziećmi z takiego małżeństwa dzielono się. Zasada była prosta, a jednocześnie genialna: narodowość i wyznanie dziedziczyło się z płcią.
Anegdota na ten temat świetnie ilustruje ówczesne stosunki. Do duchownego greckokatolickiego przychodzi jego parafianin ożeniony z Polką i mówi, że „obsiadły go Laszki”, czyli rodzą mu się córki. Na to duchowny klepiąc go po ramieniu żartuje: „próbuj synu dalej może i nam się coś urodzi”.
Wśród, jak wówczas mówiono, ludności rusińskiej w Galicji dominowali grekokatolicy. Prawosławnych było niewielu.
PAP: Kiedy pojawiły się pierwsze problemy?
Artur Brożyniak: Za taki widoczny moment można uznać 12 kwietnia 1908 r. Tego dnia ukraiński student Myrosław Siczyński zastrzelił namiestnika Galicji, hrabiego Andrzeja Kazimierza Potockiego. Zamach był sprzeciwem wobec polityki austriackiej w Galicji oraz polskiej dominacji w tej habsburskiej prowincji.
Dużo złego zaszło w czasie I wojny światowej. Podczas rosyjskiej okupacji Galicji Rosjanie usiłowali przeciągnąć Rusinów na swoją stronę. Przywieźli prawosławnych duchownych, dyskryminowali grekokatolików. Spotkało się to ze sprzeciwem Austriaków; ci w tym konflikcie postawili na grekokatolików i rodzący się ukraiński nacjonalizm. Utworzone pod habsburskimi auspicjami ukraińskie formacje wojskowe nazywali „Tyrolczykami Wschodu”. Wojna kończy się klęską Habsburgów i Romanowów, ale ich polityka doprowadziła do zaognienia relacji polsko-ukraińskich.
W 1918 r. powstała Zachodnioukraińska Republika Ludowa, która wysuwała roszczenia terytorialne wobec Polski. W trakcie wojny polsko-ukraińskiej doszło do zbrodni wojennych dokonanych przez Ukraińską Armię Halicką (Galicyjską) na Polakach. Dokumentuje to cząstkowy raport komisji posła Jana Zamorskiego z 9 lipca 1919 r., m.in. dlatego część oficerów UAH wyemigrowała do Czechosłowacji. Tam powstała Ukraińska Organizacja Wojskowa; jej celem było utworzenie państwa ukraińskiego. UOW w bieżącej walce stosowała terror i propagandę. Przeciwdziała porozumieniu z Polakami, skutecznie wywoływała konflikty pomiędzy ludnością polską i ukraińską.
PAP: Kto im pomagał?
Artur Brożyniak: UOW, a następnie Organizacje Ukraińskich Nacjonalistów, wspierali ci, którzy w stosunkach z Polską grali kartą ukraińską, czyli wywiad niemiecki, a także litewski i sowiecki, oraz do pewnego czasu czechosłowacki. Jednak na początku lat 30. Czechosłowacja zmieniła swój stosunek do nacjonalistów ukraińskich i nawet pomagała Polakom w ujęciu niektórych aktywistów.
Kiedy w 1929 r. powstała OUN sprawy przybrały bardziej radykalny obrót. Według danych OUN w 1930 r. organizacja ta przeprowadziła 2 tys. aktów terroru. W latach 30. przeprowadzano spektakularne zamachy na osoby dążące do współpracy polsko-ukraińskiej czy też przedstawicieli państwa polskiego. Wspomnę choćby zamordowanie ministra spraw wewnętrznych Bolesława Pierackiego, czy o kilka lat wcześniejsze zabójstwo posła Tadeusz Hołówki. Obaj dążyli do porozumienia z mniejszością ukraińską.
Równolegle aktywiści OUN systematycznie podsycali konflikty między obu narodowościami.
PAP: Kim byli działacze OUN?
Artur Brożyniak: Były dwie główne grupy - starzy, czyli głównie weterani UHA, i młodzi - nauczyciele, księża greckokatoliccy, studenci, gimnazjaliści.
PAP: Co dzieje się po wybuchu wojny w 1939 r.?
Artur Brożyniak: We wrześniu 1939 r. nastąpiła aktywizacja bojówek OUN, które atakowały wycofujące się Wojsko Polskie i ludność cywilną. W agresji przeciw II RP wziął udział Legion Ukraiński w większości złożony z polskich obywateli narodowości ukraińskiej. Pod okupacją niemiecką ludność ukraińska była uprzywilejowana. Niemcy utworzyli policję ukraińską, która była wykorzystywana do zwalczania polskiej konspiracji lub mordowania Żydów.
W 1940 r. dochodzi do rozłamu w OUN, która dzieli się na banderowców i melnykowców. W tej pierwszej dominują młodzi działacze, jak Stefan Bandera, Roman Szuchewycz, którzy dali się poznać głównie w latach 30. Z kolei Andriej Melnyk i jego grupa wywodzili się z UAH.
Obie frakcje uczestniczyły w niemieckim ataku na Związek Sowiecki; banderowcy w batalionie „Nachtigall”, a melnykowcy w batalionie „Roland”. Po zajęciu Lwowa banderowcy ogłosili akt odnowienia Państwa Ukraińskiego. Niemcy jednak wobec Ukrainy mieli inne plany. Nastąpiły aresztowania wśród banderowców, a Bandera trafił do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Do końca wojny przebywał tam w oddziale dla więźniów specjalnych. Wydaje się, że między nim a kierującym OUN, a potem dowództwem Ukraińskiej Powstańczej Armii istniała jakaś forma kontaktu. Bandera nigdy po wojnie nie odciął się od dokonanych przez UPA pod kierownictwem Szychewycza zbrodni na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.
PAP: Czy na teren dzisiejszej Polski południowo-wschodniej docierały echa tamtych zbrodni?
Artur Brożyniak: Jeszcze przed zajęciem w 1944 r. Wołynia i Małopolski Wschodniej przez Armię Czerwoną uciekło stamtąd co najmniej 100 tys. Polaków. Niektórzy szacują, że ich mogło być nawet dwa razy tyle. Okrucieństwa UPA były już dobrze znane.
PAP: Kiedy pojawiły się tam pierwsze oddziały UPA?
Artur Brożyniak: Od lutego 1944 r. do momentu wkroczenia Armii Czerwonej w lecie tego roku OUN i UPA, podobnie jak wcześniej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, stosując terror dążyła do usunięcia polskiej ludności z pow. lubaczowskiego, Bieszczad i Pogórza Przemyskiego.
Np. 19 kwietnia 1944 r. sotnia UPA napadła na Rudkę w pow. lubaczowskim. Zginęło 58 osób. Spalono wieś, a ocalonym kobietom i dzieciom nakazano "wynosić się za San". Zbrodni dokonał oddział Iwana Szpontaka ps. Zalizniak. Ten sam oddział odpowiedzialny był także za mordy Polaków w Kowalówce i Cieszanowie oraz prawdopodobnie Wólce Krowickiej.
Działania UPA spotkały się przeciwdziałaniem polskiego podziemia, m.in. 21 maja 1944 r. doszło do ciężkich walk pod Narolem, który oddziały UPA starały się opanować. Atak został odparty, zginęło 13 żołnierzy AK i 42 osoby cywilne. 6 sierpnia 1944 r. kureń UPA dowodzony przez Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaka” zamordował 40 mężczyzn w Baligrodzie w pow. leskim. Kobietom i dzieciom również nakazano „wynosić się za San”.
Celem banderowców było oczyszczenie z Polaków terenów na wschód od Sanu.
PAP: W jaki sposób po wejściu Armii Czerwonej w granice dzisiejszej Polski i zainstalowaniu się zależnego od Sowietów PKWN próbowano rozwiązać problem terroru UPA?
Artur Brożyniak: Przejście frontu w lecie i jesieni 1944 r. tylko przejściowo polepszyło sytuację. W pierwszych miesiącach 1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności banderowców. Np. 17 kwietnia 1945 r. napadli oni na Wiązownice k. Jarosławia, gdzie zamordowali 91 osób, a 25 zranili. 20 kwietnia 1945 r. zbrojne grupy OUN zaatakowały Borowicę, pow. przemyski. Banderowcy spalili znaczą część zabudowy i zamordowali 60 osób. W połowie 1945 r. sotnie UPA całkowicie opanowały tereny wiejskie w pasie od Jaślisk w Beskidzie Niskim po Tomaszów Lubelski.
Od października 1945 do lata 1946 r. UPA przeprowadziła szeroko zakrojoną akcję antypolską. Zniszczono m.in. Pawłokomę, Sielnicę, Dylągową, Bratkówkę, Łączki, Starą Birczę, Hutę Brzuską, Rudawkę i Korzeniec. UPA atakowała w celu całkowitego zniszczenia nawet garnizony obsadzone przez batalion wojska, m.in. trzykrotnie garnizon w Birczy, dwukrotnie w Baligrodzie, po razie w Kuźminie i Wołkowyi. W przypadku trzeciego napadu na Birczę w nocy z 6 na 7 stycznia 1946 r. próbowano wymordować wszystkich mieszkańców i żołnierzy. Członkowie sotni „Burłaki” pod koniec 1945 r. z moździerzy ostrzeliwali centrum Przemyśla sprowadzając niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa na ludność cywilną.
W nowych granicach Polski pozostało ok. 650 tys. ludności ukraińskiej. Na podstawie umowy PKWN z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Sowiecką z 14 września 1944 r. większość z nich miała być dobrowolnie przesiedlona na Ukrainę sowiecką. Na podstawie tej samej umowy przesiedlano Polaków. Obydwie strony gwarantowały przekazanie mienia zastępczego dla ewakuowanej ludności.
Polacy chętnie opuszczali Ukrainę. Doskwierała im sowiecka władza i ustawiczna obawa, że zostając w rodzinnych stronach czeka ich pewna śmierć z rąk banderowców. Natomiast żyjący w Polsce Ukraińcy nie chcieli wyjeżdżać; tutaj czuli się bezpiecznie. Były przypadki wymuszania wyjazdów przez polskie władze. W latach 1944-46 z Polski wyjechało ok. 480 tys. osób. Najwięcej z woj. rzeszowskiego 268 tys., 191 tys. z woj. lubelskiego oraz 22 tys. z woj. krakowskiego. W nowych miejscu zamieszkania Ukraińcy zajmowali gospodarstwa opuszczone przez Polaków. W połowie 1946 r. władze sowieckie przerwały przesiedlenia. Tłumaczyły to brakiem możliwości przyjmowania kolejnych grup przesiedleńczych.
PAP: Znaczna część ludności ukraińskiej wyjechała, a na terenie Polski sotnie UPA nadal były aktywne. Korzystali z pomocy Ukraińców pozostałych po tej stronie linii Curzona?
Artur Brożyniak: Bez wątpienia część mieszkańców ukraińskich wsi pomagała dobrowolnie, ale to zdecydowanie nie byli wszyscy. Pozostałych zmuszano. Nie mieli wyboru albo podporządkowują się rozkazom OUN i UPA, albo będą karani, także śmiercią.
PAP: Kto wymuszał posłuszeństwo?
Artur Brożyniak: Przede wszystkim Służba Bezpieczeństwa OUN. Była podzielona terytorialnie. Tzw. rejon obejmował 1/3 terenu powiatu. Przebywała tam bojówka składająca się 15-20 członków oraz dwóch śledczych. Swoją agenturę SB OUN miała w każdej wsi i w każdej sotni. Wobec swoich pobratymców stosowali m.in. prowokacje, np. przychodzili przebrani w mundury Wojska Polskiego i wypytywali o UPA. Takie próby zazwyczaj tragicznie kończyły się dla osób, które wróciły z robót przymusowych w Rzeszy i nie znały istniejących realiów. Za sprzeciw wobec żądań OUN-UPA można było zniknąć bez śladu, albo zostać zastrzelony lub powieszony przed zgromadzeniem całej wioski. Były takie przypadki publicznych egzekucji np. w Jamnej k. Arłamowa, czy w Uluczu w pow. brzozowskim.
Nacisk jaki banderowcy wywierali na ludność ukraińską był niewyobrażalny. Społeczność ta samodzielnie nie była w stanie wyrwać się ze spirali strachu i terroru. Polskie państwo w latach 1944-46 nie zdołało zapewnić jej należytej ochrony przed nacjonalistami.
PAP: Jak liczna była UPA na terenie Polski?
Artur Brożyniak: W szczytowym okresie końca 1945 r. ich liczebność należy szacować na 3-4 tys. Natomiast wiosną 1947 r. oddziały UPA liczyły ok. 2,5 tys. Do tego należy doliczyć m.in. bojówki SB OUN, siatkę cywilną OUN, członków samoobrony, w sumie kolejne 3-4 tys. osób.
W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia, likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału IPN w Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Czy operacja „Wisła” była skutkiem zabójstwa przez sotnie "Chrina" i „Stacha” gen. Karola Świerczewskiego?
Artur Brożyniak: Zabójstwo gen. Świerczewskiego 28 marca 1947 r. pod Jabłonkami w Bieszczadach i kilka dni późniejsza masakra 28 żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza w tym samym miejscu jedynie przyśpieszyły operację. Prawdopodobnie jej pomysł zrodził się pośród oficerów WP. Za takim rozwiązaniem optował ówczesny zastępca szefa Sztabu Generalnego WP, gen. Stefan Mossor, legionista i oficer II RP. Operację popierali również przedwojenni oficerowie, którzy po powrocie z obozów jenieckich znaleźli się w wojsku oraz wywodzący się z Kresów oficerowie przybyli z armią gen. Zygmunta Berlinga.
PAP: Rano 28 kwietnia 1947 r. rozpoczęły się pierwsze przesiedlenia ludności ukraińskiej. Czy to był początek akcji „Wisła”?
Artur Brożyniak: Operacja „Wisła” rozpoczęła się w połowie kwietnia 1947 r. od koncentracji oddziałów WP oraz rozpoznania terenu przeciwnika. Zgromadzono ok. 20 tys. żołnierzy, którzy byli wspomagani przez milicję, aparat bezpieczeństwa, WOP, administrację państwową.
28 kwietnia 1947 r. rozpoczęła się ewakuacja ludności cywilnej. Objęła ona ludność ukraińską i część Polaków np. z niedostępnych obszarów tzw. cypla bieszczadzkiego. Przesiedlenia trwały trzy miesiące; zakończyły się na początku lipca. Podstawą prawną ewakuacji ludności ukraińskiej z terenu działań terrorystycznych OUN i UPA była ustawa z 30 marca 1939 r. o wycofaniu urzędów, ludności i mienia z zagrożonych obszarów państwa. Ten akt prawny do 1947 r. nie został uchylony i miał moc obowiązującą. Ustawa z 1939 r. nakładała obowiązek zapewnienia pracy i warunków bytowych ewakuowanej ludności. Na realizację ewakuacji przeznaczono 65 mln zł. Zapewne kwota ta nie obejmowała całości kosztów poniesionych na przeprowadzenie operacji.
Przesiedlani mogli ze sobą zabrać żywy inwentarz, podstawowy sprzęt rolniczy, naczynia kuchenne, pościel, zapas żywności na drogę i odzież. Każdy kto został we wsi był traktowany jako członek OUN lub UPA. Bezpośrednio po opuszczeniu rodzinnych domów wysiedlani pod eskortą wojska trafiali do punktów zbornych. Tam przebywali od 12 do 48 godzin. W dużych punktach, w sporadycznych przypadkach, czas wydłużał się nawet do kilku dni. Przy dłuższym oczekiwaniu był zapewniony ciepły posiłek.
W tym czasie oficerowie WP przesłuchiwali część z nich. W punktach zbornych dokonywano również aresztowań podejrzewanych o przynależność lub współpracę z OUN-UPA. Byli oni stamtąd kierowani do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Osoby te miały status tymczasowo aresztowanych, zgodnie z obowiązującym ówcześnie prawem. Do Jaworzna trafiło 3871 osób. Natomiast większość pod eskortą wojska transportami kolejowymi była przewożona do miejsc docelowego osiedlenia.
PAP: Gdzie byli osiedlani?
Artur Brożyniak: Na tzw. ziemiach odzyskanych w północnej i północno-wschodniej Polsce. W nowych miejscach zamieszkania przesiedlona ludność została rozproszona. Do zamieszkałej już przez Polaków wsi trafiało na ogół po kilka rodzin ukraińskich, czasem pojedyncze. Gospodarstwa, które otrzymywali były rekompensatą za pozostawione mienie w południowo-wschodniej Polsce. Na podobnych zasadach Państwowy Urząd Repatriacyjny osiedlał Polaków z Kresów Wschodnich.
Nie mogli mieszkać bliżej niż 50 km od granicy lądowej, 30 km od wybrzeża morskiego i nie mniej niż 10 km od granic RP sprzed 1939 r. Zabraniano im również osiedlać się w odległości mniejszej niż 30 km od miast wojewódzkich.
W sumie przesiedlono 140 577 osób, w tym z woj. rzeszowskiego 85 339, lubelskiego 44 728 i krakowskiego 10 510.
PAP: Przesiedleni często narzekali na nowe warunki życia?
Artur Brożyniak: Rzeczywiście tak też bywało. Trafiali do wsi, czy miasteczek, gdzie od roku lub dwóch mieszkali już Polacy. Do osiedlenia pozostawały gorsze gospodarstwa. Nie można jednak generalizować, bo bywało również odwrotnie. Są relacje, że niektórzy zdążyli nawet zebrać zboża jare lub ziemniaki na nowym miejscu osiedlenia.
Przy okazji warto przypomnieć, że przesiedleniem nie objęto ludności ukraińskiej mieszkającej w większych miastach: Przemyślu, Jarosławiu i Sanoku. W ocenie autorów operacji, nie stanowili oni zagrożenia. Wywoływało to sprzeciwy, np. wysiedlenia Ukraińców w monitach do władz domagał się starosta jarosławski.
PAP: Jakie były skutki przesiedleń?
Artur Brożyniak: Główny cel ewakuacji został osiągnięty. Sotnie UPA pozbawione zostały stałego źródła zaopatrzenia w żywność i odzież. Likwidacji uległa sieć łączności, tzw. poczta sztafetowa, czyli przekazywanie przesyłek przez zmuszaną do tego ludność ukraińską pomiędzy komórkami OUN i UPA. Ograniczone zostały możliwości pozyskiwania informacji wywiadowczych o WP i MO. Nie miał już kto alarmować UPA, że w okolicy pojawiło się wojsko.
PAP: Jak działał ten system alarmowy?
Artur Brożyniak: Banderowcy nakazali mieszkańcom zamykać psy na noc. Miały być one wypuszczane dopiero wtedy, kiedy we wsi pojawi się wojsko. W efekcie kiedy przychodzili lub przemieszczali się banderowcy było cicho, gdy pojawili się polscy żołnierze zaczynało się ujadanie psów.
PAP: Jak UPA zareagowała na akcję „Wisła”?
Artur Brożyniak: Byli zaskoczeni jej rozmiarami i ilością wojska, z reguły nie próbowali przeciwdziałać. Poza pewnymi wyjątkami nie palili też wsi po wysiedlonych, jak to się działo wcześniej, w trakcie wysiedlania na sowiecką Ukrainę. Mieli ukryte w lasach duże magazyny żywności, leków, materiałów sanitarnych. Wydawało się im, że z tymi zapasami doczekają wybuchu III wojny światowej, a na to w 1947 r. liczyli. W swoich leśnych kryjówkach do połowy maja 1947 r. czuli się bezpiecznie.
PAP: Czy przesiedlenia miały wpływ na morale w oddziałach UPA?
Artur Brożyniak: Już ok. 10 maja zaczęły się pierwsze dezercje. Początkowo były to jedna, dwie osoby dziennie. Zdarzyło się nawet, że jednej nocy zniknęło pięciu członków UPA ze zgrupowania dwóch sotni. Nie pomagały represje, czyli rozstrzelanie złapanych dezerterów. Po kilku dniach uciekali kolejni. Uciekinierzy z działającej na Pogórzu Przemyskim i w Bieszczadach sotni Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaki” zostawiali list dla swoich dowódców. Napisali w nim, że opuszczają oddział, bo „dawno uciekli już ci (aktywiści OUN), którzy nazywali nas kacapami”. Kacapami pogardliwie określano Ukraińców obojętnych na sprawy narodowe lub stronników Rosji.
Dezerterzy byli ważnym źródłem informacji dla WP. Po zgłoszeniu się do władz bezpieczeństwa lub wojska przekazywali informacje o ukrytych w lasach magazynach żywności, punktach sanitarnych, składach sotni, zwyczajach, taktyce, szyfrach, archiwach itp.
PAP: Kiedy wojsko rozpoczęło walkę z UPA?
Artur Brożyniak: W początkowym okresie operacji „Wisła” oddziały WP prowadziły głównie działania rozpoznawcze, oszczędzając życie żołnierzy. W tym czasie sotnie UPA utraciły zaopatrzenie, łączność i informacje wywiadowcze. Spowodowało to pogorszenie morale i wzmożone dezercje. Pod koniec maja podjęto próby otoczenia zgrupowań UPA. Ta taktyka okazała się jednak mało skuteczna. Wtedy postanowiono nękać poszczególne sotnie ustawicznymi pościgami. Często żołnierze wpadali w przygotowane przez UPA zasadzki.
Według danych wojskowych, podczas operacji „Wisła” ujęto 820 banderowców. Podczas walk zabito 630 członków OUN i UPA. 173 osoby skazano na kary śmierci; wykonano 120 egzekucji. W walkach zginęło 93 żołnierzy, a 91 zostało rannych.
W lecie 1947 r. w południowo-wschodniej Polsce przestały istnieć zwarte zgrupowania UPA. Część z nich została rozbita, a członkowie pozostałych próbowali przedostać się przez Czechosłowację do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Jednak dotarła tam tylko część sotni „Hromenki” z dowódcą przemyskiego kurenia Mikołajem Sawczenko „Bajdą”, Michałem Dudą „Hromenką” oraz niewielkie grupy z innych oddziałów. Niektórzy uciekli na sowiecką Ukrainę. Ok. 50 osób uciekło na Węgry. Tu trzeba nadmienić, że wojska węgierskie w 1939 r. krwawo i skutecznie spacyfikowały próbę utworzenia nacjonalistycznego państwa ukraińskiego na Rusi Zakarpackiej.
PAP: Czy operacja „Wisła” miała wsparcie po południowej i wschodniej stronie granicy?
Artur Brożyniak: W zniszczeniu grup banderowskich współpracowano z ZSRS i Czechosłowacją. W ramach współpracy państwa ościenne zablokowały swoje granice w rejonach działalności UPA. Wymieniano się też informacjami.
Wydaje się, że najdalej posunięta była współpraca z Czechosłowacją. Należy dodać, że w tym kraju komuniści przejęli władzę dopiero w 1948 r. w wyniku zamachu stanu. Wojska obu stron pod pewnymi warunkami mogły przekraczać nawet granicę. W pasie przygranicznym jedna ze stron mogła żądać od drugiej pomocy wojskowej.
W czerwcu 1947 r. w Czechosłowacji powstała Grupa Operacyjna „Teplice”. W jej skład początkowo weszło 2748 żołnierzy. Wraz z napływem grup banderowskich jej stan powiększono do 13 602 żołnierzy.
Sowieci na własnym terytorium mieli więcej trudności z likwidacją podziemia banderowskiego. W dniach 21-23 października 1947 r. w obwodach zachodniej Ukrainy przeprowadzono operację „Zachód”. Wywieziono 76 192 osoby podejrzewanych o współpracę z nacjonalistami. Osiedlono ich w Kazachstanie, na północy Związku Sowieckiego i na Syberii. Część banderowców trafiła do łagrów. Operacja „Zachód” nie zlikwidowała jednak w całości banderowskiej partyzantki w ZSRS.
PAP: Ilu żołnierzy Wojska Polskiego i osób cywilnych poległo w walkach z OUN i UPA w latach 1944-47 na terenach dzisiejszej Polski?
Artur Brożyniak: Należy szacować, że zginęło blisko tysiąc żołnierzy oraz ok. 470 funkcjonariuszy MO, UB i także członków samoobrony w polskich wioskach. Zamordowanych zostało prawie 4,3 tys. cywilów. Razem daje to przeszło 5,8 tys. osób.
Rozmawiał Alfred Kyc (PAP)


 http://dzieje.pl/aktualnosci/artur-brozyniak-w-wyniku-akcji-wisla-upa-pozbawiona-zostala-zrodla-zaopatrzenia

Chiński - 100 słów

Mandarin Mondays: The First 100 Characters Every Beginner Needs to Memorize




Andy Penafuerte | Apr 10, 2017 10:00 am | 1 comment | 103053 reads


Just months before arriving in Beijing, I asked my Chinese friend to give me a Chinese name. She said it was easy since “Andy” can be transliterated to just 安迪 (ān, safe; , guide). When I did some background research of places to visit in Beijing, Tian’anmen 天安门 (Tiān’ānmén or Gate of Heavenly Peace) was one of the recommended spots. The word Tian’anmen got me really interested in learning more characters because it had the same ān as in my name. Then I started using Pleco to decipher subway station names (especially when it’s overcrowded or when I’m on a long train journey).


I remember my Chinese teacher telling me that I would have to memorize not only the phrases but also the pinyin and the characters if I wanted to learn Chinese. It’s hard I must say, but just knowing basic characters will give you enough background to get around, especially when you’re traveling, dining out, or going to malls.
I found several resources listing the first 100 Chinese characters beginners to the language might memorize. The first 50 are almost the same, but the lists differ when it comes to the 60 to 100 character tier. Regardless, this list from Learning Chinese Everyday certainly helps, especially for knowing about 80 characters that can help beginners to the language compose simple sentences.


If you find pronouncing the characters difficult, we have a starter guide which provides an easy way to speak the four Chinese tones. In the list below, you’ll find the pronunciation guide along with a number, its grammatical function, and lexical meaning. The number indicates the character’s usage in most Chinese conversations.


The website also says that “to understand 90 percent of the content in Chinese publications, students have to learn only about 900 Chinese characters and 11,000 phrases/words.”


 (de / 95.9) – particle used after an attribute
 (yī / 94.3) – noun one
 (shì / 93.0) – verb to be; adjective correct, right
 (bù / 91.8) – adverb no
 (le / 90.7) – particle used after an action that has taken place or changed
 (zài / 89.7) – preposition in, on, at; adverb indicating an ongoing action
 (rén / 88.7) – noun human, people, person soul
(yǒu / 87.8) – verb have, possess, get, there is
 (wǒ / 86.9) – pronoun I; 我的 wǒde my; 我们 wǒmen we, us
10  (tā / 86.1) – pronoun he, him; 他的 tāde his
11 
 (zhè / 85.3) – pronoun this, these
12  (gè / 84.7) – general measure word for nouns without specific measure words; adjectiveindividual
13  (men / 84.1) – pronoun used to form a plural pronoun
14  (zhōng / 83.5) – noun center, middle, in the midst of; abbrev. China
15  (82.9 / lái) – verb arrive, come; indicate an intended action; particle indicate time period from past to present
16  (shàng / 82.4) – preposition on, above, upper; verb go up, go to, leave for; adjective last, most recent
17  (dà / 81.8) – adjective great, large, big; age; eldest
18  (wèi / 81.3) – preposition for, in the sake of
19  (hé / 80.8) – conjunction and; preposition in connection to, with; adjective gentle; noun total, sum
20  (guó / 80.3) – noun country, state; adjective national
21 
 (dì / 79.8) – noun the ground; land, soil; place, area
22  (dào / 79.3) – verb arrive, reach, go to; preposition up until, to
23  (yǐ / 78.8) – preposition by, for; conjunction and, as well as
24  (shuō / 78.4) – verb to say, speak, talk; to explain; to scold
25  (shí / 77.9) – noun period of time; time of day, hour
26  (yào / 77.5) – verb to want, ask for, wish; must, should; shall, will; take, need; adjectiveimportant, essential
27  (jiù / 77.1) – adverb at once, right away; already; precisely
28  (chū / 76.7) – verb to go out, go beyond; exceed; to issue, produce; to happen
29  (huì / 76.3) – verb can, be able to; would, might; to assemble; to meet; noun meeting, party; association
30  (kě / 76.0) – verb can, may; conjunction but, yet, however
31 
 (yě / 75.6) – adverb too, as well, also; used for emphasis
32  (nǐ / 75.2) – pronoun you, yourself; your (used with  de)
33  (duì / 74.9) – adjective right, correct; opposite; verb to answer, reply; preposition with regard to
34  (shēng / 74.5) – verb to bear, to give birth to; noun student; adjective alive, living; unripe, raw
35  (néng / 74.2) – verb can, could, be able to; noun ability, skill; energy; adjective capable, able
36  (ér / 73.8) – conjunction and, as well as, to
37  (zǐ / 73.5) – noun son, child; person; copper; adjective young, tender, small; affiliated
38  (nà / 73.2) – pronoun that, then
39  (dé / 72.8) – verb to get, obtain; be satisfied; be suitable; (of calculation) result in, equal
40  (yú / 72.5) – preposition in, on, at; from; by
41 
 (zhe / 72.2) – particle added to a verb or an adjective to indicate a continued action
42  (xià / 71.9) – preposition below, under; verb to go down; to come; adverb down; noun next (in order)
43  (zì / 71.6) – pronoun self; preposition from, since; adverb of course, certainly
44  (zhī / 71.2)  – particle used between an attribute and the word it modifies
45  (nián / 70.9) – noun year; age; adjective annually, yearly
46  (guò / 70.6) – verb to cross, pass; to exceed; to spend (time); adverb too
47  (fā / 70.3) – verb to give, issue, emit; to start; to feel; to shoot; measure word for bullets and shells
48  (hòu / 70.0) – noun behind, back, rear; after; later; last
49  (zuò / 69.8) – verb to write, compose; regard as; noun writings; work
50  (lǐ / 69.5) – preposition in, inside; noun inner; hometown; neighborhood; measure word unit of length
51 
 (yòng / 69.2) – verb to use, apply; to consume, drink, eat; noun expenses; adjective utility, use
52  (dào / 68.9) – noun road, way; method; Taoism; verb to say, speak; measure word for long, narrow objects; doors, walls; questions, orders; courses in a meal
53  (xíng / 68.7) – verb to go; to travel; to cover; to do; to perform; to publish; noun conduct
54  (suǒ 68.4) – noun place; office; measure word for houses, schools, hospitals
55  (rán / 68.1) – adjective right, correct; adverb so, like that
56  (jiā / 67.9) – noun family; house; household, home; an expert
57  (zhòng / 67.6) – verb to grow, plant; to cultivate; to sow
58  (shì / 67.3) – noun matter, affair, business; work, job; trouble, accident; involvement, responsibility
59  (chéng / 67.1) – verb to accomplish, succeed; to turn into, become; noun result, achievement
60  (fāng / 66.8) – noun square; direction; place, locality; side; party
61 
 (duō / 66.6) – adjective a lot of, many, more; verb to have more; adverb to what extent
62  (jīng / 66.3) – verb to manage, deal with; to pass through, undergo, experience; bear; adjectiveregular, constant; preposition after
63  (me / 66.1) – suffix for certain characters (pronoun 什么 shenme / what; 那么 nàme / then, like that)
64  (qù / 65.8) – verb to go; to go to a place; to remove;
65 法 (fǎ / 65.5) – noun law; method; way; standard; model
66  (xué / 65.4) – verb to study, to learn; to imitate, mimic; noun school, college
67 如 (rú / 65.1) – verb like, as, if; for instance; conjunction if
68  (dōu / 64.9) – adverb all, both; even; already
69  (tóng / 64.7) – verb be the same as; adverb together, in common; preposition used for comparison
70  (xiàn / 64.4) – verb to show, to appear, to become visible; adjective present, current; nouncash, money
71 
 (dāng / 64.2) – verb should; act as; accept; deserve; preposition just at
72  (méi / 64.0) – verb to be without; not have; adverb not
73  (dòng / 63.8) – verb to move; to use; to touch; to arouse
74  (miàn / 63.6) – noun noodle; face; surface; measure word for flat things
75  (qǐ / 63.3) – verb to rise, to get up; to grow, to begin; adjective upward, up
76  (kàn / 63.1) – verb to see, to look at, to watch over; to look after, tend
77  (dìng / 62.9) – verb to decide, fix, set; to subscribe; adjective calm, stable; adverb surely, definitely
78  (tiān / 62.7) – noun sky, heaven; weather; time of day
79  (fēn / 62.5) – verb to divide, part, separate; to allot, distribute, assign; measure word for minute, cent, fraction, point, mark
80  (hái / 62.3) – adverb still, yet; even more; also, too; even
81 
 (jìn / 62.0) – verb to advance, move forward; to enter, get into
82  (hǎo / 61.8) – adjective good, fine, well; done
83  (xiǎo / 61.6) – adjective small, little, minor; young, youngest; a bit
84  (bù / 61.4) – noun part, section; headquarters, department; measure word for machines, vehicles; films
85  (qí / 61.2) – pronoun his, her, its, their; he, she, it, they; that, such
86  (xiē / 61.0) – measure word some, few; a little more
87  (zhǔ / 60.8) – noun host; master; owner; adjective main; verb to manage, to take charge
88  (yàng / 60.6) – noun appearance, shape; sample, pattern; type
89  (lǐ / 60.4) – noun reason, logic, truth; verb to manage, run; to put in order
90  (xīn / 60.2) – noun heart; core, center; feeling; mind; intention
91 
她 (tā / 60.0) – pronoun she, her, hers
92  (běn / 59.8) – noun book, script; adjective current; adverb at first, originally measure word for books
93  (qián /59.6) – noun front; forward; ahead; ago; before
94  (kāi / 59.4) – verb to open, open up; to begin, start; to operate; to hold (a meeting)
95  (dàn / 59.2) – conjunction but, still, yet; adverb only
96  (yīn / 59.0) – preposition because of noun cause, reason
97  (zhǐ / 58.8) – adverb only, merely, just, but
98  (cóng / 58.6) – preposition from, through, past; verb to follow; to comply, obey
99  (xiǎng / 58.4) – verb to think, to ponder; to miss; to want (doing something)
100  (shí / 58.2) – adjective solid; real, true; factual; noun reality, fact; fruit; seed



There’s an alternative list of the first 100 characters in order of frequency (link in .pdf), and another with 300 characters and their definitions. This can be a great way to kill time while on the subway or during long travels!
This article first appeared on our sister website beijingkids.
Image: sensiblechinese.com
 
 
 http://www.thebeijinger.com/blog/2017/04/10/mandarin-mondays-first-100-characters-every-beginner-needs-memorize
 

Wielki Port Kartaginy - cothon




Słynny kartagiński Wielki Port był to sztuczny zabezpieczony akwen wodny. W starożytności tego typu porty nazywano z greki cothon („naczynie do picia”). Tego typu konstrukcje powstawały zwłaszcza na ziemiach kontrolowanych prze Fenicjan, np. Sycylii czy Cyprze.







Wielki Port w Kartaginie składał się na prostokątny port handlowy połączony z wewnętrznym, strzeżonym portem wojskowym. Chroniona sekcja portu miała kształt kolisty i była otoczona zewnętrznym pierścieniem struktur, w których dokowały statki wymagające konserwacji. Po środku akwenu znajdowała się wyspa, do której także przybijały statki. Port wyposażony był w pochylnie, po których spuszczano statki do wody.
Naturalnie port posiadał warsztaty i magazyny, w których składowano wiosła, olinowanie, drewno czy płótno. Co więcej, na wyspie znajdującej się pośrodku akwenu znajdowała się specjalna, wyższa konstrukcja, z której główny admirał mógł obserwować cały port oraz morze.



Zdjęcie z roku 1958 ukazujące ślady po wewnętrznym porcie wojskowym Kartaginy. Dostrzec można kolisty kształt portu oraz wyspę po środku akwenu.



Appian z Aleksandrii ocenił, że wojskowa część portu mogła pomieścić nawet 220 statków wojskowych. Oba porty były otoczone murem zewnętrznym, a główne wejście do portu mogło zostać zablokowane żelaznymi łańcuchami w przypadku zagrożenia.


Tak port Kartaginy opisuje Appian:

Porty [Kartaginy] były tak położone, że z jednego można było wprost płynąć do drugiego, a wjazd do nich od strony morza miał 70 stóp szerokości i był zamykany łańcuchami żelaznymi. Pierwszy port był przeznaczony dla kupców i było w nim wiele różnych lin do cumowania okrętów. Drugi port, wewnętrzny, miał w środku wyspę, która tak samo jak i port ujęta była w wielkie groble. W groblach tych było pełno arsenałów morskich urządzonych dla 220 okrętów, a nad nimi było mnóstwo magazynów na pomieszczenie sprzętu potrzebnego dla trójrzędowych okrętów. Na przedzie każdego arsenału okrętowego wznosiły się dwie kolumny jońskie, tak że i port, i wyspa przedstawiały widok jakby jednego krużganku. Na wyspie urządzone było pomieszczenie dla dowódcy floty, skąd trębacz winien był dawać sygnały, herold ogłaszać obwieszczenia, a dowódca floty przeprowadzać obserwacje. Wyspa leżała naprzeciwko wjazdu do portu i wznosiła się wysoko, by dowódca floty mógł śledzić wszelkie statki nadciągające z morza, a zbliżający się kupcy nie mogli dokładnie widzieć, co wewnątrz portu się dzieje. Nawet kupcy, którzy zawinęli do portu, nie mieli od razu otartego widoku na arsenały okrętowe, bo otaczał je podwójny mur, a osobna brama prowadziła kupców z pierwszego portu do miasta, tak że nie przechodzili koło arsenałów.
 – Appian z Aleksandrii, Historia rzymska, VIII 96, tłum. Ludwik Piotrowicz




Piękny szkic ukazujący jak wyglądała wojskowa część portu w Kartaginie i opisywane przez Appiana krużganki.  





Źródła wykorzystane

  • Leopoldo Franco, Ancient Mediterranean harbours: A heritage to preserve, 1996
  • Cecil Torr, The Harbours of Carthage
 http://www.imperiumromanum.edu.pl/ciekawostka/wielki-port-kartaginy/





Genetyk: Metody takie jak in vitro mogą zabić całą populację




Tak długo będą się zabawiać w Stwórcę, że wyhodują ludzi bez uczuć, bez zdolności do odróżniania dobra od zła, czerpiących przyjemność z zadawania innym cierpienia, psychicznego dręczenia i zabijania.

Zaraz, zaraz...  A to się przypadkiem nie nazywa DIABŁY???


 11:00 3 maja 2017

- Wyniki analiz komputerowych są przerażające. Pokazują, że metody zwiększające częstość mutacji, takie jak in vitro, mogą zabić całą populację, nawet jeśli stosuje się je u jednego czy dwóch procent osobników (...) Zwiększenie częstości mutacji prowadzi w końcu do osiągnięcia wartości krytycznej. A wówczas populacja ginie - powiedział w rozmowie z "Plus minus" prof. Stanisław Cebrat, genetyk, kierownik Zakładu Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Wyniki analiz komputerowych są przerażające. Pokazują, że metody zwiększające częstość mutacji, takie jak in vitro, mogą zabić całą populację, nawet jeśli stosuje się je u jednego czy dwóch procent osobników. Załóżmy, że z in vitro rodzi się kobieta z wieloma defektami recesywnymi, których nie widać. W życiu spotyka mężczyznę poczętego co prawda naturalnie, ale też nie bez wadliwych genów, bo każdy z nas ma ich kilka. W jej przypadku jednak prawdopodobieństwo, że którychś z nich zetknie się z innym z pary również uszkodzonym i ujawni się defekt, jest większe. Bo ma ich więcej. Zwiększenie częstości mutacji prowadzi w końcu do osiągnięcia wartości krytycznej. A wówczas populacja ginie - powiedział w "Plus minus" prof. Stanisław Cebrat.
Pytany o to, czy nie jest tak, że niektórzy po prostu nie powinni mieć dzieci, genetyk odpowiedział: - Tak uważam. Jeśli natura postawiła takie bariery, nie powinniśmy ich łamać. Nasza wiedza ciągle jest skromna i nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków zmian w naturalnych regułach gry.
Genetyk przytacza również wyniki badań, w których porównywano zarodek poczęty naturalnie i zarodek z probówki. - Robiono je na zwierzętach (…) [zarodki] różniły się od siebie aktywnością 2,5 tysiąca genów. Aż trudno uwierzyć, że z zarodka po in vitro może rozwinąć się normalny organizm – powiedział prof. Cebrat. Podkreślił, ze fakt, że dzieci z in vitro rodzą się normalne naukowiec wskazał na niewiarygodne możliwości organizmu i zaznaczył, że jeśli warunki zapłodnienia są zmienione na sztuczne, „nie potrafimy przewidzieć wielu rzeczy”. - Przy naszej raczkującej jeszcze wiedzy in vitro przypomina bardziej sztukę niż naukę – dodał naukowiec.
Źródło: rp.pl
http://telewizjarepublika.pl/genetyk-metody-takie-jak-in-vitro-moga-zabic-cala-populacje,47999.html