Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 1 kwietnia 2017

Dyskusja Kociewiak Bagienny o szkolnictwie z fb



Zapis "dyskusji" na fb z Kociewiak Bagienny (Michał Kargul -były Prezes Oddziału Kociewskiego ZKP w Tczewie) ws. szkolnictwa -

demagogiczne metody prowadzenia dyskusji na tle profilu psychologicznego mentora


czy jakoś tak....


od 28 marca do 31 marca 2017 roku
10:54


W piątek strajkujemy!
Choć nie za bardzo podoba mi się tak samo ZNP, jak i jego działania w stosunku do reformy edukacji (które najkrócej mówiąc są bardzo nieudolne i koncentrują się jedynie na wybranych, często "pod publiczkę" i nie najistotniejszych sprawach), to uważam, że trzeba tutaj dać mocne świadectwo sprzeciwu.
Zgadzam się, że struktura edukacji publicznej i funkcjonowanie, lub nie gimnazjów, to ważna sprawa. Uważam także, że podstawy programowe, czy cały system edukacji w szkołach średnich wymagają głębokiej poprawy. Ale to wszystko w żaden sposób nie tłumaczy robienia aż z czterech roczników dzieciaków królików doświadczalnych, o których już dziś wiemy, że nauczane będą gorzej i od tego jak było dotychczas i od tego jak ma niby być po reformie.
Na dodatek analizując tą nową, wprowadzaną jakość, tak w postaci podstaw programowych, rozwiązań organizacyjnych czy siatek godzin z całą stanowczością stwierdzam, że na razie zafundowano nam ewidentną prowizorkę, będącą wynikiem braku czasu i szerokich konsultacji. Prowizorkę, która wymagać będzie nieustających poprawek przez długie lata. Drodzy koledzy ze szkól średnich i uniwersytetów - jak liczycie, że roczniki po reformie będą lepiej wykształcone, to na te z aktualnych klas czwartych, piątych i szóstych nie liczcie. Dzieciaki nie mają na to szans. Najmniejszych! Widziałem już pierwsze propozycje nowych programów i podręczników, więc wiem co piszę...
Edukacja wymaga reformy a ta odwagi. Odwaga w tym wypadku polegać powinna na przeprowadzaniu tej zmiany bez oglądania się na kalendarze wyborcze i polityczne profity. Dlatego warto tak dziś rządzącym, jak i tym, którzy przebierają nogami by rządzić w przyszłości, dać to świadectwo, że na takie działania nie ma zgody!
Bo, żeby była jasność. Taka reforma jest możliwa tylko i wyłącznie dzięki spustoszeniom, jakie w oświacie dokonały trzy ostatnie włodarki MEN z poprzedniej ekipy. Właśnie ówczesne kładzenie uszu po sobie przez środowisko nauczycielskie, potulne wdrażanie do realizacji najgłupszych ministerialnych pomysłów według mnie jest główną przyczyną aktualnej bezmyślności dzisiejszego szefostwa MEN.
Dlatego w piątek będę strajkował razem z koleżankami i kolegami. Dla tych, których uczymy...
Bogumiła Cirocka Mądrze mówisz, Kociewiak, i to w całej wypowiedzi.
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Od początku mówiłam, że nie mam pojęcia, dla kogo ta zmiana ma być dobra. Dla uczniów? Dla nauczycieli? Dla rodziców? Jakoś nie widzę, żeby któraś z tych grup skakała z radości na myśl o rozpoczynającej się rewolucji. I niestety obawiam się, że na czterech "doświadczalnych" rocznikach się nie skończy. Podstawy i tak się zmieniają prawie co roku, a jeśli dojdzie do tego burdel organizacyjny, to nie wygrzebiemy się w tego przez dekadę. Aż chce się parafrazować Gałczyńskiego i jego "Skumbrie w tomacie"...
Maciej Synak
Maciej Synak "już dziś wiemy, że nauczane będą gorzej i od tego jak było dotychczas i od tego jak ma niby być po reformie. " a skąd "wiemy"?
Maciej Synak
Maciej Synak Ja pochodzę z rodziny nauczycielskiej – brat mojego dziadka był nauczycielem, chyba w podstawówce, rodzice byli nauczycielami w podstawówce i szkole specjalnej nr 5 w STG, ciotka (siostra mojego ojca) uczyła w liceum, jakieś pociotki (kilka) ze strony dziadka, siostra jest nauczycielką w liceum, bratowa w technikum, a i bratanica będzie blisko tych tematów. Wiadomo - większość znajomych to nauczyciele.

I wszyscy są zwolennikami tej reformy, oni i ich znajomi ze szkoły - jak jeden mąż.

Nawet ja, postronny obserwator polityczny, uważam, że gimnazja zepsuły młodzież i należy powrócić do systemu 8 klasowego.

Oglądałem w telewizji ten strajk co był w zeszłym roku w Warszawie – jedna wielka kompromitacja - „liderzy” strajku, co występowali na trybunie odznaczali się zachowaniem co najmniej prymitywnym.

Ale „najlepsze” nastąpiło dopiero, kiedy zaczęli występować nauczyciele.

Jakiś młody nauczyciel wystąpił - pochwalił się, że skończył gimnazjum - i stwierdził, że „tak źle w polskim szkolnictwie to nie było od czasów zaborów”.

Najwyraźniej "pan nauczyciel" zapomniał, że w międzyczasie było coś takiego, jak okupacja hitlerowska i Generalna Gubernia.

Ale ja przypuszczam, że po prostu się tego nie nauczył, że on o tym nie wie. Może akurat był chory, kiedy na lekcjach omawiano II WŚ? A może on uważa, że szkolnictwo polskie za czasów niemieckiej okupacji hitlerowskiej było na wyższym poziomie niż za komuny i niż teraz?? KTO WIE....

A może ktoś mu zakazał wspominać, że była w Polsce okupacja niemiecka i tak jakoś przypadkiem na głupka i nieuka wyszedł - KTO WIE?? Taki to był mądry Pan nauczyciel na trybunie.

Potem wystąpiła nauczycielka - też dosyć młoda - i powiedziała do zgromadzonej młodzieży...

I tu dygresja - skąd i po co tam młodzież, to ja nie wiem. Jak wiadomo, młodzież z zasady jest niemądra, głównie dlatego, że nie ma doświadczenia życiowego - i dlatego o młodzieży i za młodzież - decydują dorośli, którzy wiedzą lepiej, czy powinna istnieć szkoła, czy nie, i czy ma być taki, a nie inny program nauczania. Młodzieży nic do tego.

Ponadto nie rozumiem, jak można mówić, że reforma może tej młodzieży namieszać w głowie, czy życiu – przecież oni nigdy nie pójdą do gimnazjum i nigdy nie będą mieli porównania – tu było lepiej, a tu gorzej. To oceniają dorośli, a nie młodzież, dorośli, którzy z doświadczenia mówią – gimnazja się nie sprawdziły, zniszczyły wychowanie młodzieży i jak widać chociażby na przykładach tutaj – ogłupiły.
Jeszcze nie widziałem takiego kraju, gdzie młodzież by decydowała o ważnych sprawach. Jestem ciekaw, kto zarządza finansami w domach tych strajkowiczów – oni sami czy może jednak oddali te sprawy pod osąd swoich dzieci, skoro są takie mądre?
Jak ktoś się przejmuje głosem młodzieży i twierdzi, że ten głos jest ważny, to albo jest głupi, albo jest populistą. A na pewno jest człowiekiem niepoważnym, którego nie warto nawet wysłuchać.

Ale wracając do tematu.

No, więc ta nauczycielka zwróciła się do młodzieży mniej więcej takimi słowy: „ jak wiecie, był kiedyś TAKI JEDEN MĄDRY CZŁOWIEK, który powiedział >>Takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie<<...

Otóż stawiam 1000 złotych przeciwko czapce śliwek, że ta nauczycielka nie wiedziała, kto to powiedział. Mogę się o to założyć – powiedziała „ TAKI JEDEN MĄDRY CZŁOWIEK”, bo nie potrafiła powiedzieć z imienia i nazwiska, kto to był.

Potem wystąpiła jeszcze jedna i też coś głupiego powiedziała, już nie pomnę co to było, ale to nie było mądre.

I tak właśnie wyglądają trybuni ludowi, co wyszli z gimnazjum i je sobie chwalą.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Bez urazy, ale Pan deliberuje o trzeciorzędnych problemach politycznej propagandy, a ja piszę o realnych problemach tej reformy! Likwidacja gimnazjów nie musi być żadnym trzęsieniem ziemi, zaś kolejna reforma nauczania, końcem świata. To, co mnie boli nie ma najmniejszego związku z tym, czy gimnazja będą, czy nie. Śmiało mogę sobie wyobrazić reformę o identycznych założeniach, jak tej obecnej, w której po prostu nie ma problemów, które wykreowała minister Zalewska. Bo problemem są nie ideowe założenia, a skandaliczna forma!

Co do opinii nauczycieli. Licea, technika... Na dziś tak naprawdę głównymi zwolennikami tej reformy ze środowiska nauczycielskiego są osoby związane ze szkołami średnimi. Sęk w tym, że do tego poziomu realnie reforma dotrze dopiero za trzy lata i jak się porozmawia szerzej, to większość z nich ma o niej mgławicowe pojęcia. Dziś ich nie dotyka, więc ani nie wgłębiają się w nowe przepisy, ani nie martwią się wdrażaniem nowych programów, ani nie uczą dzieciaków, którzy mają robić to idiotyczne "rozpoznanie bojem". A, powtórzę, to nie jest tak, że sam zamysł reformy nie jest atrakcyjny. Wydłużenie nauki w szkołach średnich o rok, obietnice, że uczniowie przychodzący do szkól średnich będą prezentowali poziom porównywalny z tym sprzed 1999 roku... Brzmi nieźle, stąd ja takie osoby rozumiem. Ale ich opinie nie są tu żadnym argumentem. Po prostu.

Głównym zarzutem na dziś wcale nie są bowiem same założenia tej reformy (dla mnie np. funkcjonowanie gimnazjów jest co najmniej dyskusyjne i za nimi nie mam zamiaru płakać), ale forma jej wprowadzania. Przecież ja powinienem, jako historyk z podstawówki skakać z radości: dwa razy więcej godzin historii, nowa, pełniejsza podstawa programowa. Tylko..., że to było by jedynie moje, bardzo egoistyczne podejście, a tu chodzi o dzieciaki z obecnego drugiego etapu, w tym moich wychowanków! Zostali potraktowani tu tak strasznie, że przepraszam bardzo, ale nie mam zamiaru z nikim wykłócać sie dziś o celowość istnienia gimnazjów gdy one własnymi karierami życiowymi będą płacić za to, że potraktowano ich jak meble.

Z klasami czwartymi, piątymi i szóstymi jeszcze przez trzy lata realizował będę starą podstawę z 2012 roku. Oznacza to, że po omówieniu na dużym stopniu ogólności dotychczasowego programu historii, lądować będą w siódmej klasie by rozpocząć docelowy, szczegółowy kurs historii od... kongresu wiedeńskiego! NIGDY nie przerabiać będą na tym poziomie żadnej wcześniejszej epoki! Nie dość tego na koniec ósmej klasy będą zdawać egzamin z całości nowego programu, także z rzeczy, których nigdy nie przerabiali. Już widzę tą radość nauczyciela w liceum, który ze zgrozą odkryje, że pierwszoklasiści, o starożytnym Rzymie mieli jedną lekcję, o Egipcjanach wiedzą tylko tyle, że robili mumie i mieli hieroglify, zaś o Bizancjum, Karolu Wielkim, rozbiciu dzielnicowym, czy Janie Zamoyskim w ogóle nie słyszeli...

I to nie jest żadna propaganda, czymoje zdanie, a konkretne dokumenty z ustawą na czele! Przy czym z historii i tak będą w nienajgorszej, bo mimo wszystko jest to ciągle ten sam przedmiot.
Gorzej z biologii i geografii gdzie wypadną im całkowicie dwa pierwsze lata nauki, bo dotychczasowa przyroda całkowicie nie jest kompatybilna z nowymi programami z tych przedmiotów. I tak niektóre rzeczy będą przerabiać bardzo szczegółowo dwa razy (na przyrodzie i np. na geografii), a innych wcale...

Te trzy przejściowe roczniki (plus czwarty - ostatni gimnazjalistów, który do roli królika dołączy za dwa lata) zostaną skrzywdzone najgorzej. Ale to nie znaczy, że potem będzie jakiś raj edukacyjny. Niestety nie. Szaleńcze tempo reformy i przygotowane po łebkach podstawy programowe spowodowały, że wydawnictwa (a już kilka dotarło do mnie z propozycjami) ratując skórę sobie i pani minister idą jedyną możliwą drogą i nowe podręczniki i programy robią w najprostszy sposób - zmieniając przysłowiowe okładki. Dawne podręczniki gimnazjalne przenoszą do podstawówek, twórczo je zazwyczaj skracając. Efekt taki, że na dziś docelowymi programami w klasach 5-8, mają być dotychczasowe przerobione programy gimnazjalne. Tylko, że treści, których uczyli się 15 latkowie, teraz mają sie uczyć 11 latkowie (tak jest z historii!). Dlatego lojalnie dziś ostrzegam moich rozmówców ze szkól średnich, że jak nic się nie zmieni, to po 2019 roku nastąpi u nich tragiczne załamanie jakości wiedzy nowych uczniów.

Stad bez urazy, ale Pana refleksje nijak się mają do moich zarzutów...
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Wiele słów Pan napisał, ale niestety niewiele treści.

„Bez urazy, ale Pan deliberuje o trzeciorzędnych problemach politycznej propagandy, a ja piszę o realnych problemach tej reformy!” - nie. To, że w politycznej propagandzie biorą udział nauczyciele, kompromitując polskie szkolnictwo, to nie jest trzeciorzędny problem, tylko pierwszorzędny. Nauczyciel to służba i powołanie, a nie polityczne gierki.

„większość z nich ma o niej mgławicowe pojęcia. Dziś ich nie dotyka, więc ani nie wgłębiają się w nowe przepisy, ani nie martwią się wdrażaniem nowych programów, ani nie uczą dzieciaków, którzy mają robić to idiotyczne "rozpoznanie bojem".” - TO SĄ NIEUPRAWNIONE TWIERDZENIA.

Nauczyciele liceum i technikum mają doskonałe rozeznanie, jakie były dzieci po 8 klasach i jakie są po gimnazjum.

Oni dostają/ną rozpuszczone i niedouczone dzieciaki. I TO BARDZO ICH DOTYCZY, bo oni szykują młodzież do matury, to na nich skupiają się problemy wychowawcze, bo muszą ujarzmić niedojrzałych młodych ludzi, którzy sobie myślą, że są już dorośli i są nauczeni, że „mają prawa” - pyskują, zachowują się niegodnie, odnoszą się z wyższością do nauczyciela, jakby ten był ich pracownikiem, a oni byli jego pracodawcą. I TO JEST PROBLEM PANIE.

15 latek w 8 klasie nie czuł, że „dorósł” przez ostatnie 2 czy 3 lata i w związku z tym zachowywał się grzecznie, bo niezmiennie odczuwał dominację nauczyciela nad sobą, gimnazjalista przechodzi do nowego etapu i zaczyna myśleć (też przez propagandę w mediach), że jest już „prawie dorosły” i się zaczyna...

„Wydłużenie nauki w szkołach średnich o rok, obietnice, że uczniowie przychodzący do szkól średnich będą prezentowali poziom porównywalny z tym sprzed 1999 roku... Brzmi nieźle, stąd ja takie osoby rozumiem. Ale ich opinie nie są tu żadnym argumentem. Po prostu.”

Czyli zgadza się Pan, że poziom jest obniżony, czyli przyznaje Pan rację nauczycielom szkół średnich - ich opinie są bardzo ważne i prawdziwe, wbrew temu co Pan pisze.

„a tu chodzi o dzieciaki z obecnego drugiego etapu” - ale o co Panu chodzi????

Czasu Pan nie zawróci i życia im Pan nie odda - „one własnymi karierami życiowymi będą płacić za to, że potraktowano ich jak meble.” - pretensje do tych, co wprowadzili gimnazja – i to wszystko.

Nie zmieni Pan tego, przepadło, stracili.
Teraz trzeba ratować pozostałe pokolenia. I po to jest reforma. A Pan daje uwagi nie na temat.

„Z klasami czwartymi, piątymi i szóstymi jeszcze przez trzy lata realizował będę starą podstawę z 2012 roku. Oznacza to, że po omówieniu na dużym stopniu ogólności dotychczasowego programu historii, lądować będą w siódmej klasie by rozpocząć docelowy, szczegółowy kurs historii od... kongresu wiedeńskiego! NIGDY nie przerabiać będą na tym poziomie żadnej wcześniejszej epoki! Nie dość tego na koniec ósmej klasy będą zdawać egzamin z całości nowego programu, także z rzeczy, których nigdy nie przerabiali. Już widzę tą radość nauczyciela w liceum, który ze zgrozą odkryje, że pierwszoklasiści, o starożytnym Rzymie mieli jedną lekcję, o Egipcjanach wiedzą tylko tyle, że robili mumie i mieli hieroglify, zaś o Bizancjum, Karolu Wielkim, rozbiciu dzielnicowym, czy Janie Zamoyskim w ogóle nie słyszeli...”

NO I CO Z TEGO???? Muszą dokończyć naukę wg starego programu – i będą z tego powodu stratni, to prawda – ale gdyby nie wprowadzono w ogóle reformy – to kolejne pokolenia też byłyby stratne.

Kiedyś cięcie musi nastąpić, a ci co się nie załapali – trudno, mają taką szkołę, jak ich poprzednicy od 10 czy 15 lat...

NADAL NIE ROZUMIEM O CO PANU CHODZI – TO ŹLE, ŻE NOWE POKOLENIA NIE BĘDĄ TAK NIEDOUCZONE JAK GIMNAZJALIŚCI??

„Już widzę tą radość nauczyciela w liceum, który ze zgrozą odkryje, że...” - Pan mnie zaczyna zastanawiać – chyba chciał Pan napisać „radość” w cudzysłowie, prawda? Zgroza to uczucie przeciwne do radości – po co ta nieprecyzyjna ekwilibrystyka?

Z tego zdania wynika, że nie ma Pan pojęcia o tym, że nauczyciele już teraz doskonale zdają sobie sprawę, że przychodzą do nich niedouczone dzieciaki – jak opisałem to powyżej - bo mają porównanie z tym, co było wcześniej.

Ale Pan o tym nie wie.

Twierdzi Pan, że „ Dziś ich nie dotyka” - BO PAN TEGO NIE WIE. Nie ma Pan znajomych nauczycieli ze szkół średnich??

„Te trzy przejściowe roczniki (plus czwarty - ostatni gimnazjalistów, który do roli królika dołączy za dwa lata) zostaną skrzywdzone najgorzej.” - nie, nieprawda – one będą tak samo skrzywdzone jak poprzednie roczniki gimnazjalistów, a nie „najgorzej” - TAK SAMO SKRZYWDZONE.

„Szaleńcze tempo reformy i przygotowane po łebkach podstawy programowe” - A MOŻE MI PAN WYJAŚNIĆ JAKI APARATEM ZMIERZYŁ PAN TEMPO REFORMY by określić je mianem „szaleńczego”?

„Dawne podręczniki gimnazjalne przenoszą do podstawówek, twórczo je zazwyczaj skracając.” - a jak to było zrobione w drugą stronę, kiedy powstawały gimnazja? Podręczniki od 7 i 8 klasy stały się podręcznikami do gimnazjum??

„Dlatego lojalnie dziś ostrzegam moich rozmówców ze szkól średnich, że jak nic się nie zmieni, to po 2019 roku nastąpi u nich tragiczne załamanie jakości wiedzy nowych uczniów.”

Jak już zauważyłem powyżej, nauczyciele doskonale o tym wiedzą, jest Pan zapóźniony lekko licząc jakieś 15 lat. Ma Pan niepełną informację na temat, a elaboraty mi Pan tu rozpisuje.

Jak już pisałem wcześniej – wiele słów, a mało treści.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Maciej Synak Panie Macieju!

Ale ja naprawdę bym prosił bez politycznego fanatyzmu. Jak może Pan pisać, że nic się nie stanie, że dzieciaki będą skrzywdzone, bo skrzywdzone były też inne wcześniej? Przecież jest to pogląd, który jest wręcz dyskwalifikujący!

Cała Pana poprzednia filipika opierała się na tym, że popiera Pan likwidację gimnazjum i stąd nie rozumie moich pretensji, bo reforma przecież jest dobra, bo je likwiduje. I choć napisałem to poprzednio dość wyraźnie, to powtórzę jeszcze raz:

Nie protestuję przeciwko likwidacji gimnazjum i w sumie nie mam nic przeciwko samemu temu pomysłowi.

Stąd Pana kolejne przemyślenia na temat tego, jak to obecnie gimnazja są patologią, w najmniejszym stopniu nie dotyczą tego o czym piszę, ani tego przeciwko czemu protestuję.

Jak Ma Pan zamiar serować dalsze tego typu, oderwane od tematu tej dyskusji, autorskie opinie, to proszę sobie dać już spokój.

Naprawdę proszę popytać tych wszystkich, tak wedle Pana świetnie się orientujących w tej reformie, czy przeczytali nową ustawę, nowe podstawy programowe do podstawówki oraz nowe programy ramowe. Tudzież czy widzieli propozycje nowych programów i podręczników dla podstawówek. Ja to bieżąco czytuję, stąd wiem o czym piszę.

Zaś Pana niewiedza najbardziej jest widoczna właśnie w konkretach. Naprawdę zachęcam do przeczytania tego co napisałem, miast ex catedra obrażania mnie i całego świata, bo moje tezy nie zgadzają się z Pana poglądami politycznymi.

Najprostszy przykład: Sama minister Zalewska wielokrotnie stwierdzała, że reforma jest robiona w dużym tempie, wymagającym maksimum wysiłku. Jak dużym? Podręcznik zwykle się pisze około dwóch lat. Samo zatwierdzanie i poprawianie po uwagach ministerialnych ekspertów to zazwyczaj dobry rok. Zaś dziś powstają podręczniki, które gotowe do druku muszą być w kwietniu, a podstawy programowe, na których są oparte, opublikowano dopiero w połowie lutego! To jest o wiele za mało czasu by MEN był w stanie fizycznie sprawdzić i dopuścić do druku takie prace, a gdzie tu mowa o samym pisaniu? Sami wydawcy stwierdzają wprost, że nie widzą innej możliwości, niż ich dopuszczenie warunkowe (czyli po pobieżnym przejrzeniu danie zielonego światła do druku, a potem dopiero dokładniejsze sprawdzanie i nanoszenie uwag, uwzględnionych dopiero w kolejnych wydaniach). Zaś podręczniki te będą gotowe, tylko dlatego, że wydawcy nie znając podstaw programowych przygotować je zaczęli wcześniej. Idąc, wspominaną najkrótszą drogą, czyli przenoszenia in extenso treści z gimnazjów do podstawówek. To nie jest nawet jakaś partyzantka, ale zwykła ściema. Na którą MEN da zielone światło, bo nie ma wyjścia! A podręczniki to jedynie czubek góry lodowej.

Stąd chce Pan sobie uprawiać swoje polityczne przemyślenia, to prosiłbym gdzieś indziej. Ja tutaj rozważam realne skutki konkretnych działań, które ponosić będą konkretne dzieciaki. Propagandowe hasła, proszę zostawić dla siebie.
Anna Dobrowolska
Anna Dobrowolska Haha długo już nie słyszałam zwrotu: nauczyciel to służba i powołanie ;-) może jeszcze wolontariat by pasował i hobby ;-) przecież z pracą to nie ma nic wspólnego ;-) a profesjonalistą to w tym zawodzie nie ma mowy żeby być. Rewelacja :-)
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Czekaj, czekaj... Minister Kluzik-Rostowska tak do nas pisała z dwa lata temu, jak napuszczała na nauczycieli rodziców, że to niby obijamy między świętami a Nowym Rokiem miast ich dzieci pilnować. Niestety rodzice wtedy nie załapali tych zachęt i jak wcześniej nie posyłali, tak i wtedy dali sobie spokój.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Chciałem zauważyć, że tu również odciął Pan mój komentarz, a przecież Pani ewidentnie śmieje się z mojego stanowiska ws. pracy nauczyciela. Szkoda, że Pan wpisu tej Pani nie usuną, bo to on jest obraźliwy, ja tylko skwitowałem poziom tej wypowiedzi.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Pan kpi? Czy naprawdę potrzebuje poważnych korepetycji z kultury dyskusji? Porównywanie ironicznego komentarza, który jedynie nawiązuje do Pana stwierdzeń i nie ma w sobie nie tylko nic obraźliwego, ale nawet wprost nie odnosi się do Pana, z chamskim personalnym atakiem, to chyba żart...
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny "z chamską personalnym atakiem, to chyba żart..." nigdy personalnie nie odnoszę się do ludzi - BO ZWYCZAJNIE NIE MOGĘ OCENIĆ CZŁOWIEKA, KTÓREGO NIE ZNAM, bo ludzie są różni, może mają słabszy dzień, albo są chorzy, albo ktoś ich skrzywdził - dlatego nigdy personalnie nie odnoszę się do ludzi. JA WYŁĄCZNIE OCENIAM WYPOWIEDŹ I TYLKO DO NIEJ SIĘ ODNOSZĘ. Bo tylko to mam do oceny. Oceniam wypowiedź Pani Kalkowskiej jako obraźliwą w stosunku do mnie, Pan inaczej to ocenia, za to moje wypowiedzi ocenia Pan o wiele ostrzej, uważam, że niezasadnie.
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Haha, dawno się tak nie uśmiałam ;) Ja uczę głównie gimnazjalistów (liceum też, ale w jednej szkole, a gimnazjum w dwóch) i argument o "byciu prawie dorosłym" jest MOJĄ najbardziej przekonującą bronią w pewnych kwestiach. Nigdy nie użył go żaden z moich uczniów. Brak szacunku do nauczyciela, jaki jest obserwowalny u niektórych z nich, nie ma nic wspólnego z istnieniem czy nieistnieniem gimnazjów. To kwestia uwagi, jaką dzieciakom poświęca się w domu, a nierzadko również stosunku rodziców do naszego zawodu. A ten stosunek jest często doskonale widoczny w rozmowie rodzica z nauczycielem, np. podczas wywiadówek. Aha, jeszcze jedno. Ja pracuję w szkołach prywatnych i jeśli gdzieś może dominować pogląd, że pedagog jest wykonawcą usługi świadczonej dziecku, to chyba głównie w takich placówkach, prawda? Zaskoczę Pana - jeszcze mi się nie zdarzyła sytuacja, w której uczeń przekonany o swojej prawie-dorosłości zachował się wobec mnie niegodnie. Bo to jest kwestia umiejętności współpracowania z młodzieżą, a nie grupy wiekowej, do której się trafi, niezależnie od tego, czy ta grupa nazywa się ósmą klasą szkoły podstawowej, czy też drugą gimnazjalną.
Kociewiak Bagienny Panu Maciejowi skończyły się chyba argumenty, bo zaczął tu zamieszczać jakieś same obraźliwe teksty. Stąd musiałem zrobić interwencję pedagogizującą. Jak jakieś znajdzie, to może się podzieli... Inna rzecz, że jego wiedza o dzisiejszym szkolnictwie, jak widać jest niezwykle teoretyczna...
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Ja obraźliwe teksty? Nigdy w życiu. Widzę, że ocenzurował Pan moje teksty, a Pani Kalkowska nie zdążyła się odnieść. Może mi Pan napisać co było obraźliwego w stwierdzeniu, że Pani rocznik 1991 nie ma porównania dzisiejszego zachowania młodzieży z tym zachowaniem 10-20 lat temu, a w związku z tym, nie powinna wypowiadać się na temat jaki opisałem powyżej?
Maciej Synak
Maciej Synak Pominąłem ostatnie zdanie,w którym linkowałem, jeśli o to Panu chodzi. Tak może być? : "Pani jest rocznik 1991, jak długo Pani uczy w szkole? Rok?

Nie ma Pani punktu odniesienia, nie ma Pani porównania z tym, jaka młodzież była 10 - 20 lat temu.

Sama Pani wyszła z gimnazjum - to się wcale nie dziwię, że się Pani śmieje, bo nie dostrzega Pani różnicy w zachowaniu.

"mi się nie zdarzyła sytuacja, w której uczeń przekonany o swojej prawie-dorosłości zachował się wobec mnie niegodnie." -

bo widzi Pani, wszystko zależy od tego, co kto uważa za niegodne - ja czasami na ulicy słyszę, jak młode dziewczęta w co drugim słowie używają "k....wa", albo "je....any" i powiem Pani szczerze - uszy puchną od tego języka, ja na budowie soczyście się wyrażam, moi pracownicy przeklinają nagminnie, ale takiego obelżywego języka to ja na budowie nie słyszałem NIGDY. N I G D Y. "
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Maciej Synak Jak dla Pana wyzywanie innych dyskutantów od gimbazy tudzież snucie jakichś analogi z Werwolfem nie jest obrażaniem... Tak jak i ta powyższa wypowiedź. Twierdzenie, że ktoś jest za młody by pisać o swoich doświadczeniach zawodowych i używanie tego jako argumentu w tej konkretnej dyskusji ma nawet swoją piękną nazwę, w wyliczance niemerytorycznych argumentów w dyskusji, jakie daje nam piękna nauka, zwana logiką - ad personam. (Idiotyczne, bo trzymając się tej logiki, to Pan, jako nie uczęszczający do gimnazjów, także nie ma prawa zabierać tu głosu...). Ad rem, albo sobie proszę dać spokój z komentowaniem w tym wątku.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Ja nikogo od gimbazy nie zwyzywałem, bo ja ludzi nie obrażam nigdy, nawet jeśli oni mnie wyzywają albo i grożą. Obraźliwą wypowiedź Pani Kalkowskiej pod moim adresem skwitowałem - że WYPOWIEDŹ jest na poziomie gimbusa. Ja zawsze odnoszę się do wypowiedzi, a nie do osoby - bo przecież osoby nie znam, to jak mogę się do niej odnosić i ją oceniać? No nie mogę. ALE WYPOWIEDŹ MOGĘ OCENIĆ ZAWSZE - bo jest napisana.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Naprawdę zachęcam Pana do dania sobie spokoju z komentowaniem w tym wątku. Bo zaczyna się Pan w ferworze znacząco mijać z prawdą...
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Ma Pan printscrina z tej wypowiedzi? Proszę pokazać, ja się odniosę.
Maciej Synak
Maciej Synak Postaram się wieczorem odpisać na Pański ostatni komentarz nt. reform i moje komentarza na ten temat.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny "snucie jakichś analogi z Werwolfem nie jest obrażaniem..." ???? Nie rozumiem. Linkowałem, żeby Pani sama mogła poczytać: "Odsyłam panią do opracowania werwolf, tam jest opisane jak wykorzystuje się nieświadomość nowych pokoleń do wieloetapowej zmiany postrzegania zagrożeń przez obywateli danego państwa i jak prowadzi to do rozbioru państwa." I co w tym obrażalskiego?
Maciej Synak
Maciej Synak Człowiek dorasta etapami, dowiaduje się pewnych rzeczy z czasem i nazywanie kogoś np. młodzieżą nie jest obrażaniem kogoś, tylko definiowaniem - celem komunikacji z innymi osobami - bo każdy wie, że młodzież to: i tu definicja. To, że Pani czegoś nie wie, nie znaczy, że jest "gorsza" (jeśli to ma Pan na myśli), tylko, że jest na innym etapie niż np. ja czy inni ludzie. Nie ma w tym żadnego obrażania. Nie ma nic zdrożnego w tym, że komuś się przedstawi swoje stanowisko, podzieli wiedzą, zauważając, że ... itd. To nie jest obrażanie.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Pogrąża się Pan...

Tak, właśnie na tym polega niemerytoryczna argumentacja ad personam. Zamiast podjąć dyskusję na temat konkretnych przykładów owych złych zachowań gimnazjalistów, tudzież jakichś merytorycznych badań, czy opinii na ten temat, Pan się zajął dowodzeniem, że kontrdyskutantka nie jest kompetentna i to w sposób niezwykle niekulturalny, bo sugerując, że nie ma wiedzy wręcz o podstawowych rzeczach. Rzecz o tyle zresztą kuriozalna, że wygłasza ją osoba, która sama deklaruje, że dzisiejsze realia nauczania zna tylko ze słyszenia, a kieruje do nauczycielki gimnazjum...

Zatem albo ad rem, albo proszę się nie dziwić konsekwencjom z mojej strony.

Co do przypisywania ludzi do grona gimbazy, to wystarczy, jak Pan sobie zapamięta, że określanie tak kogokolwiek, zwłaszcza kogoś kto gimnazjalistą nie jest, przeze mnie traktowane jako zwrot obraźliwy.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny

Tak, właśnie na tym polega niemerytoryczna argumentacja ad personam. Zamiast podjąć dyskusję na temat konkretnych przykładów owych złych zachowań gimnazjalistów, tudzież jakichś merytorycznych badań, czy opinii na ten temat, ...”

Niezasadny zarzut - przecież podałem przykłady opinii w swoim pierwszym poście, więc czego Pan jeszcze oczekuje?

„Pan się zajął dowodzeniem, że kontrdyskutantka nie jest kompetentna i to w sposób niezwykle niekulturalny, bo sugerując, że nie ma wiedzy wręcz o podstawowych rzeczach.”

To Pani powołuje się na swoje doświadczenie, które nie uwzględnia analizy porównawczej, o której ja piszę poniżej jej wpisu. Jak ona może stwierdzić, że ktoś zachował się niegodnie wg moich standardów (bo przecież rozmawiamy o MOIM wpisie), jeśli nie ma porównania?

Czekam na odpowiedź tej Pani.

Skoro miała odwagę obśmiać moje zdanie, niech teraz uzasadni LOGICZNIE, że potrafi porównać zachowanie dzisiejszej młodzieży z tym zachowaniem, jakie młodzież prezentowała 20 lat temu.

Potrafi?

Ta Pani 20 lat temu miała 6 lat.
Czy 6 -letnie dziecko jest w stanie logicznie poddać merytorycznej analizie zachowanie 15-to latków ze swojego otoczenia?

Może Pan zechce odpowiedzieć na to pytanie?

Potrafi?

„wygłasza ją osoba, która sama deklaruje, że dzisiejsze realia nauczania zna tylko ze słyszenia, a kieruje do nauczycielki gimnazjum...”

Realia nauczania znam z pierwszej ręki od dyplomowanych nauczycieli pracujących w zawodzie ponad 20 i 30 lat. Uczniowie zachowują się niegodnie.
Realia znam, bo obserwuję zachowanie współczesnej młodzieży i porównuję je do zachowania młodzieży 20 lat temu – i wyciągam wnioski. Uczniowie zachowują się niegodnie.

„Co do przypisywania ludzi do grona gimbazy”

- ja nie przypisuję ludzi do „gimbazy”. Ja nawet nie używam tego słowa.
Przypominam Panu, że powyżej skwitowałem wypowiedź Pani Kalkowskiej, że jest (wypowiedź) na poziomie gimbusa.

WYPOWIEDŹ, a nie osoba.

Więc proszę się trzymać faktów.

„słowem gimbus (w l. mn. gimbusy) rzeczywiście określa się potocznie, środowiskowo gimnazjalistów i jest to raczej określenie nacechowane ujemnie.

A Pan używa słowa gimbaza.

„słowo gimbaza, to mamy do czynienia z tworem nieudanym i mało wyszukanym, utworzonym przez połączenie członów gim- i -baza. Słowo baza jest wieloznaczne, tutaj oznacza po prostu 'szkołę', jednak w nieco szerszym, niekoniecznie dydaktycznym znaczeniu – 'codzienne miejsce spotkań gimbusów (gimbów) w różnym celu'. „

„słowo gimbaza oznacza po prostu miejsce, gdzie gimbusy przebywają, wracają i wychodzą i niejako stamtąd się „rozmnażają”. Słowo ma oczywiście ujemne znaczenie i kojarzy się ze sarkastycznym stwierdzeniem z gier „misja wykonana, wracaj do bazy”. „

Tak więc w sumie chyba napisał Pan to zdanie jakoś tak nielogicznie, a przynajmniej niestylistycznie.

„ Co do przypisywania ludzi do grona szkoły gimnazjalnej”

Dziwne.

„ określanie tak kogokolwiek, […] przeze mnie traktowane jako zwrot obraźliwy.”

Krótko mówiąc, chodzi Panu o zwrot typu: „Jesteś szkołą gimnazjalną”? Że to jest obraźliwe?

Moim zdaniem bardzo dziwne.
Ja na pewno tak bym nie powiedział. Nigdy.

Mam wrażenie, że ani Pan, ani Panie powyżej nie macie argumentów przeciw temu, co napisałem.

Stąd zarzuca mi Pan, że stosuję jakoby ostry język, albo, że jakoby kogoś obrażam, a jednocześnie, kiedy te Panie naśmiewają się z mojego wpisu, twierdzi Pan, że to tylko ironia. Kiedy ja podnoszę, że Pani nie ma podstaw do wypowiadania się na temat treści mojego wpisu, to Pan w sposób nieuprawniony, przeczący logice, twierdzi , że ja jakoby stosuję niemerytoryczne metody dyskusji, że jakoby rzucam coś ad personam.

Takie tam tematy zastępcze Pan wymyśla, żeby tylko mieć powód do wykasowania moich tekstów?

Czekam na odpowiedź:

Skoro ta Pani miała odwagę obśmiać moje zdanie, niech teraz uzasadni LOGICZNIE, że potrafi porównać zachowanie dzisiejszej młodzieży z tym zachowaniem, jakie młodzież prezentowała 20 lat temu.

http://sjp.pwn.pl/slowniki/gimbaza.html
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Drogi Panie Macieju!

Pisanie z wielkich liter różnych ważnych słów, w niczym nie zmieni podstawowego faktu, że niekulturalnie i personalnie zaatakował Pan dwie osoby z grona zabierających tu głos. Jak Panu się wydaje, że było inaczej, to serdecznie apeluję, by przyjął Pan do wiadomości, że w mojej ocenie było to właśnie takie zachowanie i wybaczy Pan, ale będę tutaj zdecydowanie korzystał z mojego prawa do moderacji dyskusji. Proszę o uszanowanie mojej wrażliwości w tej sprawie, jako gospodarza i nie będzie problemu.

Natomiast jak chodzi o Pana tłumaczenia, to są one po prostu nielogiczne. Jak się można tłumaczyć z zdecydowanie niekulturalnego potraktowania z góry rozmówczyni i odmawiania jej z wydumanego powodu prawa głosu, tym, że poprzednia Pana wypowiedź była na temat.

Primo jaki to ma związek? To, że wcześniej powiedział Pan coś na temat, ma tłumaczyć późniejszy personalny atak? Abstrahuję od tego, że dla innych komentatorów, ów pierwszy post był właśnie mało merytoryczny stąd ich reakcje. Zaś zamiast bronić swoich racji, Pan... zaczął dezawuować ich prawo do udziału w dyskusji, jako przedstawicieli owej "gimbazy". Nawet, jak miał na myśli coś innego, to wyszło ewidentnie tak jak wyszło i utwierdzam się z każdym kolejnym Pana tłumaczeniem, że podjąłem słuszną decyzję kasując te posty.

Tu na marginesie zwrócę tylko Panu uwagę, że w Pana wypowiedziach przewija się ciągle maniera udowadniania innym, że piszą nie po polsku, nie rozumieją słów, których używają, tudzież są na tyle ograniczeni w tej materii, że nie rozumieją tego co Pan pisze. Nie dość, że pisze to Pan w sposób niezwykle niegrzeczny, to traktuje tak Pan każdego, kto wejdzie z Panem w dyskusje. Co powoduje taką sytuacje, że jedynie wydaje się Panu, że poprawia Pan osobę, która zdecydowanie wypowiedziała się poprawnie i pisać po polsku umie. Ot, choćby z tego powodu, że robi doktorat z językoznawstwa... I to zdecydowanie widać.

Zaś pikanterii całej tej sprawie dodaje Pana niewiedza w materii naszej dyskusji, który wyskakuje nam na każdym kroku. Z Pana absurdalnego zarzutu, że nauczycielka przed trzydziestką nie jest w stanie porównać procesów kształcenia i zachowania młodzieży dzisiejszej i tej sprzed dwóch dekad wynika, że po pierwsze pojęcia Pan nie ma o procesie kształcenia nauczycieli, a po drugie z pracy w środowisku szkolnym. Jako praktykująca nauczycielka, jest Pani Natalia zdecydowanie tutaj bardziej wiarygodna od Pana, powołującego się na bliżej nieokreślone "świadectwa z pierwszej ręki". Otóż tak w czasie kształcenia, jak i po podjęciu pracy taka nauczycielka nie tylko była dogłębnie edukowana m.in. w takich właśnie sprawach, nie tylko na co dzień miała zawodowy kontakt z pewnie co najmniej kilkudziesięcioma nauczycielami, którzy takową młodzież "przedgimnazjalną" uczyli, ale jak znam życia, była także z problematyki z tym bezpośrednio związanej także egzaminowana! I to nie przed jakimś zramolałym dydaktykiem na uczelni, ale przed państwową komisją złożoną z praktyków...

Pominę już banalny fakt, że tak obserwacje moje własne (a jestem na tyle stary, że nie tylko dane mi było uczęszczać do ośmioletniej podstawówki, ale nawet załapałem się na pierwsze nauczycielskie doświadczenia w takowej), jak i wielu znanych mi nauczycieli, uczących tak przed 1999 rokiem jak i po nim, są bardzo podobne do tych Pani Natali.

Przeczytałem bardzo dokładnie, Pana wypowiedzi w tym wątku, które uzbierały się od mojego ostatniego głosu i z wielkim ubolewaniem stwierdzam, że dalej Pan nie rozumie na czym polega argumentacja ad personam i dlaczego uznawana jest za niemerytoryczną. Stąd powtórzę mój apel: jak Panu się nie podobają standardy dyskusji na moim profilu, proszę sobie dać już spokój z kontynuacją tego wątku. Zaś jak chce Pan kontynuować, to łaskawie proszę o uszanowanie moich odczuć w tej materii.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny Odpowiedziałem przed chwilą Pani Kalkowskiej, może to naświetli sprawę.
Maria Baldyga
Maria Baldyga oj oj prezes nie będzie zadowolony...........
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Panowie, myślę, że ta dyskusja zmierza donikąd. Tak, jak Pan słusznie zauważył "wyszłam z gimnazjum". Potem skończyłam liceum i studia, a obecnie piszę doktorat. Sądzę więc obecny system za bardzo mi nie zaszkodził, a uczę być może krótko, ale wciąż mam w tym większe doświadczenie, niż Pan - pracownik budowy. Z całym szacunkiem, wypowiada się Pan na temat, o którym nie ma bladego pojęcia i to jest podstawowy powód, dla którego w tej sprawie nie będzie między nami porozumienia. Dlatego sądzę, że pora zakończyć dyskusję i oddalić się do swoich zajęć.
Maciej Synak
Maciej Synak "a uczę być może krótko, ale wciąż mam w tym większe doświadczenie, niż Pan - pracownik budowy." oj, gdyby Pani widziała uczniów zawodówki ....jak oni się zachowują. Zgroza. Ale dałem sobie z nimi rady - nie trzeba być nauczycielem w szkole, żeby poradzić sobie z dwójką czy trójką młodzieży, albo dziećmi, w końcu każdy człowiek kogoś wychowuje... Ale nauczyciel ma zdecydowanie więcej roboty z dzieciakami, bo jest ich po prostu znacznie więcej niż we własnym domu. Co prawda nie miałem na studiach pedagogiki, a raczej inne "przyziemne" tematy, jak mechanika budowli, albo teoria sprężystości i plastyczności - z Pani zakresu była chyba jedynie LOGIKA. Chociaż tu akurat od lat sam sobie radzę i bez nauk...Ja swoje zdanie opieram na doświadczeniu mojej rodziny i ich znajomych - nauczycieli z 20 i 30 letnim stażem, o emerytach nie wspominając...dlatego pojęcie mam, bo siedzę w samym środku tych dyskusji, tak więc Pani opinia na mój temat jest powierzchowna i nietrafiona. Jak Pani nie ma argumentów, to nie będę Pani "męczył" zadaniami typu: "niech Pani teraz uzasadni LOGICZNIE, że potrafi porównać zachowanie dzisiejszej młodzieży z tym zachowaniem, jakie młodzież prezentowała 20 lat temu". Bo przecież wszyscy wiemy, że nie jest w stanie Pani tego zrobić, bo 20 lat temu miała Pani 6 lat. Na przyszłość proszę uważniej czytać cudze teksty i nie śmiać się z nich, bo potem może się Pani wstydu objeść. Proszę wracać do swoich zajęć. Pozdrawiam.
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Myli się Pan - i to wielokrotnie. Po pierwsze nie widzę powodu do wstydu, ponieważ rzeczowo argumentuję swoje tezy i w przeciwieństwie do Pana, nikogo nie wyśmiewam. Owszem, 20 lat temu miałam nawet mniej niż 6 lat, ale jeżeli uważa Pan, że takie stwierdzenie daje Panu zwycięstwo w dyskusji, to pozwolę sobie zauważyć, że LOGICZNIE rzecz biorąc, nie trzeba niczego porównywać, by umieć ocenić stan obecny. Po wtóre, nieprawdą jest, jakoby wychowywanie własnych dzieci lub przyjmowanie pojedynczych uczniów na praktyki dało się zrównać z pracą nauczyciela - polecam spróbować chociaż przez rok i wtedy się wypowiadać. Na koniec dodam, że pogardliwy wydźwięk Pańskiego powyższego tekstu, który przeczytałam nader uważnie, skłania mnie wyłącznie do niewesołej refleksji na temat poziomu Pańskiej kultury osobistej. A przecież reprezentuje Pan do rocznik, który nie należał do "gimbazy" - tej strasznej bandy niewychowanych dzieciaków, których maniery są jakoby znacznie gorsze niż pokolenia, które zaliczało się do młodzieży owe 20 lat temu. Proszę wyciągnąć logiczne wnioski. Również pozdrawiam i skoro zostałam odesłana łaskawym gestem, więcej nie oderwę się od swoich zajęć.
Maciej Synak
Maciej Synak Natalia Kalkowska Widzę, że chce się Pani pogrążyć.

"Haha, dawno się tak nie uśmiałam" - to są Pani słowa - to pani wyśmiewa, a teraz "odwraca kota ogonem", że niby ja tak czynię - nie, proszę Pani, ja Pani nie wyśmiewam, ani nikogo nie wyśmiewam, tylko wykazuję, że wbrew temu, co Pani pisze, że jakoby "rzeczowo argumentuje swoje tezy " nie ma Pani racji – a że to jest śmieszne... to co ja za to mogę?

Pani „argumentacja” jest – jak sama Pani to nazwała - śmieszna, ponieważ:
nie jest w stanie Pani porównać zachowanie dzisiejszej młodzieży z tym zachowaniem, jakie młodzież prezentowała 20 lat temu, bo 20 lat temu miała Pani 6 lat – a mimo to zabiera Pani głos krytykując mój wpis.

Ktoś ewidentnie nie ma predyspozycji, by skrytykować mój wpis, a mimo to się za to zabiera – i faktycznie, to jest śmieszne.

Ja jednak tego tak nie określiłem – tylko zadałem Pani pytanie, tak, aby zobaczyła Pani swoje nieprzemyślane działanie i żeby mogła Pani się wycofać z niego „po angielsku”, ale Pani z tego nie skorzystała i brnie dalej.

„LOGICZNIE rzecz biorąc, nie trzeba niczego porównywać, by umieć ocenić stan obecny.” - teraz to już kompletne androny Pani plecie.

Skoro nie ma jesiotrów we Wiśle – to Pani stwierdzi, że to jest normalne – bo za Pani życia jesiotrów nigdy tam nie było.

Ale te ryby były we Wiśle jeszcze w latach pięćdziesiątych. Były tam od setek lat, od wieków i wyginęły dopiero po wojnie.

Jak BEZ PORÓWNANIA teraźniejszości do przeszłości chce Pani oceniać stan obecny?? No, nie da się.

Po prostu się nie da.

„Myli się Pan - i to wielokrotnie. […] Po wtóre, nieprawdą jest, jakoby wychowywanie własnych dzieci lub przyjmowanie pojedynczych uczniów na praktyki dało się zrównać z pracą nauczyciela” - ale ja nic takiego nie napisałem.

Napisałem uwagę, że: „nie trzeba być nauczycielem w szkole, żeby poradzić sobie z dwójką czy trójką młodzieży, albo dziećmi, w końcu każdy człowiek kogoś wychowuje... „

A wręcz napisałem, to co Pani w swoim komentarzu: „Ale nauczyciel ma zdecydowanie więcej roboty z dzieciakami, bo jest ich po prostu znacznie więcej niż we własnym domu”

Czyli pracy nauczyciela nie da się zrównać z wychowywaniem pojedynczych dzieci.
To czemu Pani mi zarzuca coś odwrotnego???

Z tego wnioskuję, że PANI NIE POTRAFI CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM.

„pogardliwy wydźwięk Pańskiego powyższego tekstu” - proszę wskazać, gdzie on jest jakoby pogardliwy

On nie jest pogardliwy, tylko ironiczny. Proszę się nie kłopotać moją kulturą, jest na dość wysokim poziomie, proszę się zająć swoją kulturą („Haha, dawno się tak nie uśmiałam”) i swoimi problemami z językiem polskim. Na logikę nie ma Pani – chyba – wpływu. Polecam Pani czytać z uwagą cudze teksty i dwa, a nawet trzy razy się zastanowić, zanim następnym razem zdecyduje się Pani coś skomentować, a szczególnie – kogoś wyśmiać.

Pozdrawiam i mimo wszystko życzę miłego dnia.
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Może zacznę od końca, choć naprawdę nie miałam zamiaru odpowiadać na Pańskie zaczepki. Mało mam czasu na sympatyczne pogawędki, jednak widocznie jest to dla Pana ważne, skoro poświęcił Pan tyle linijek na sformułowanie bezpodstawnych zarzutów.

Gdzie widzę pogardliwy ton? Służę odpowiedzią. Otóż sugeruje go protekcjonalność, której nie trzeba długo szukać w Pańskich wypowiedziach. Najbardziej reprezentatywny jest tu fakt, że odmawia mi Pan prawa do wypowiadania się na temat współczesnego szkolnictwa, ponieważ nie znam z doświadczenia realiów poprzedniego systemu. Podkreślanie, że 20 lat temu byłam dzieckiem, tylko potwierdza, że nie ma Pan merytorycznych argumentów. Byłam dzieckiem, które edukowało się m.in. w gimnazjum, i jak już wcześniej opisałam, całkiem nieźle na tym wyszło. Obecnie sama edukuję młodzież i wypowiadam się kontekście nauczanego przeze mnie przedmiotu. W obecnym systemie nie mam kłopotów z realizacją podstawy programowej na żadnym z dwóch etapów, w obrębie których uczę. Innymi słowy - przez trzy lata w gimnazjum jestem w stanie spokojnie przejść przez wszystkie epoki literackie i wybrane zagadnienia językoznawcze, a w liceum powtórzyć materiał i go poszerzyć. Sądzę, że zmiana systemu nie zakłóci tej równowagi, nie widzę jednak powodu do wprowadzania takiej zmiany dla samej idei. Wprowadzi to chaos na kilka lub kilkanaście lat, a pod względem wychowawczym w żaden sposób wpłynie na uczniów - oni dalej będą przechodzili przez tzw. okres buntu i gdy postanowią się poczuć "prawie dorośli", to zracjonalizują to sobie jeśli nie tym, że zmienili szkołę, to tym, że stanowią najstarszy oddział w placówce.

Panie Macieju, to ja, a nie Pan, jestem nauczycielką i to ja, a nie Pan, będę musiała się zmagać z konsekwencjami decyzji ministerstwa. W związku z tym uważam, że mam wszelkie prawa do wypowiadania się na ten temat, niezależnie od tego, kiedy się urodziłam.

Historia o rybach "we Wiśle" (i kto tu ma problem z językiem polskim...) ponownie mnie rozbawiła, dziękuję. Wydaje mi się, że pomimo niezmierzonej mądrości, jaką daje Panu o 20 lat większe od mojego doświadczenie życiowe, Pan również urodził się już po wojnie. Idąc tym tropem i posługując się Pańską logiką, wnioskuję, że nie powinien Pan się wypowiadać na temat owych jesiotrów, bo przecież nie mógł ich widzieć. Tak samo jak ja nie doświadczyłam nauki w poprzednim systemie edukacyjnym.

Co do praktyk, jakie oferuje Pan uczniom szkół zawodowych, pozwolę sobie Pańskim wzorem posłużyć się cytatem:

"oj, gdyby Pani widziała uczniów zawodówki ....jak oni się zachowują. Zgroza. Ale dałem sobie z nimi rady"

Proszę mi powiedzieć, cóż to jest, jeśli nie sugestia, że ma Pan podobne doświadczenie zawodowe, jak ja, pomimo że nie jest Pan nauczycielem? Swoją drogą, z uczniami zawodówki również daję sobie "rady" (oj, i znowu ta fleksja...).

Podtrzymuję swoją opinię, że się Pan myli - nauczyciel nie ma "więcej roboty z dzieciakami", jego "robota" jest po prostu inna. Bo współczesne wychowanie, na które Pan tak utyskuje, jest przede wszystkim rolą rodzica. Pozbycie się gimnazjów w niczym tu nie pomoże.

Wracając do Pańskiej protekcjonalności, która, jak ustaliliśmy, ma pogardliwy wydźwięk (polecam przeczytanie dowolnej pozycji o słownictwie nacechowanym emocjonalnie). Sądzę, że wypowiedzi typu "może się Pani wstydu objeść" lub rozkazujący ton, ustawiający rozmówców po kątach ("Proszę wracać do swoich zajęć") jest tu jak najbardziej godny refleksji. Podobnie jak - tu już po prostu niegrzeczne - "rady", aby zastanowić się przed sformułowaniem wypowiedzi. Muszę Pana uświadomić, że 1991 rok miał miejsce więcej niż 18 lat temu, z czego łatwo wywnioskować, że jestem osobą dorosłą. Uprzejmie proszę więc pozbyć się - powtórzę - pogardliwego tonu wynikającego jak mniemam z przekonania, że "starszy, to znaczy mądrzejszy". Swoją drogą, taki pogląd reprezentowali tak przez Pana cenieni nauczyciele sprzed 30 lat. Jestem za młoda, by pamiętać ich nauczanie, ale wie Pan co? Też mam starszych od siebie członków rodziny i znajomych. O ile mnie pamięć nie myli, wspominali coś o karaniu uczniów linijką w tej cudownej, przedgimnazjalnej szkole.
Maciej Synak
Maciej Synak Natalia Kalkowska
„odmawia mi Pan prawa do wypowiadania się na temat współczesnego szkolnictwa, ponieważ nie znam z doświadczenia realiów poprzedniego systemu.” - znowu – NIE POTRAFI PANI CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM.

Nie zabraniam Pani wypowiadania się na temat szkolnictwa - to po pierwsze.

Po drugie – twierdzenie Pani, że „nie znam z doświadczenia realiów poprzedniego systemu.” jest całkowicie nie trafione – nigdzie tak nie napisałem.

Ja jedynie zauważyłem, że jako osoba młoda, dorastająca w określonym systemie, nie ma Pani porównania.

>>Nie ma Pani punktu odniesienia, nie ma Pani porównania z tym, jaka młodzież była 10 - 20 lat temu.
Sama Pani wyszła z gimnazjum - to się wcale nie dziwię, że się Pani śmieje, bo nie dostrzega Pani różnicy w zachowaniu.
"mi się nie zdarzyła sytuacja, w której uczeń przekonany o swojej prawie-dorosłości zachował się wobec mnie niegodnie." -
bo widzi Pani, wszystko zależy od tego, CO KTO UWAŻA ZA NIEGODNE <<

i to jest sedno całej tej dyskusji – Pani może nie zauważać, że oni zachowują się niegodnie, ponieważ Pani wrażliwość na te sprawy jest niska, ponieważ ONI SĄ PODOBNI do osób z Pani pokolenia, ponieważ zmiany pokoleniowe zachodzą małymi cząstkami i badając małą próbę uczniów, nie zauważymy między nimi wielkiej różnicy, dopiero badając zmiany w okresie 20 lat zauważamy wyraźne różnice.

Ja mam szerszą perspektywę, bo znam młodzież z innego zachowania – tę młodzież 20 lat temu. Ludzie starsi ode mnie 20 lat mają jeszcze szerszą perspektywę, choć moim zdaniem wystarczy zaobserwować proces i już te 20 lat „przewagi” nie stanowi dużej różnicy, bo ważne jest mieć świadomość procesu, a ta powstaje po prostu ok. 40 roku życia.

A Pani tej perspektywy nie ma, bo 20 lat temu miała Pani 6 lat. Dlatego Pani widzenie tej sprawy jest niepełne i dlatego nie powinna Pani zabierać głosu, bo winna mieć Pani świadomość, że nie ma Pani jeszcze doświadczenia i Pani ogląd sprawy może być skażony błędami! – a nie dlatego, że ja jakoby tego Pani zabraniam.

Ja mając 25 lat miałem świadomość, że jestem jeszcze niedoświadczony i że są ludzie, którzy górują nade mną doświadczeniem – dlatego nigdy nie „mądrowałem” na jakiekolwiek tematy, za to bardzo się dziwiłem przeróżnym celebrytom, aktorom w moim wieku, co to wędrują po telewizjach i prawią różne głupotki mniemając, że są to mądrości... Dzisiaj ci sami ludzie zaczynają mówić z sensem – doszli do odpowiednich wniosków, jak doświadczyli życia i teraz negują swoje stare wypowiedzi, wstydząc się swojej młodzieńczej ignorancji...

I tak się sprawy mają.

Teraz Pani rozumie, że wpis Pani:„Podkreślanie, że 20 lat temu byłam dzieckiem, tylko potwierdza, że nie ma Pan merytorycznych argumentów” jest całkowicie nietrafiony?

„"we Wiśle" (i kto tu ma problem z językiem polskim...)” - wydaje mi się, że obie formy są poprawne, nie tylko ja tak piszę

https://www.google.pl/search?q=we%20wi%C5%9Ble&ie=utf-8...&*

„Pan również urodził się już po wojnie. Idąc tym tropem i posługując się Pańską logiką, wnioskuję, że nie powinien Pan się wypowiadać na temat owych jesiotrów, bo przecież nie mógł ich widzieć. ”

Przykład z jesiotrami jest łopatologiczny, a i tak widzę, że Pani nie rozumie...

Ja co prawda urodziłem się po wojnie, ale mam szerszą perspektywę od Pani, siłą rzeczy mam większy zasób informacji... dlatego wiem o jesiotrach. Pani też by wiedziała, ale życie sprawiło, że nigdy ten temat nie pojawił się w Pani życiu – dlatego przykład jest łopatologiczny, uproszczony..

Pokazuję tylko pani hipotetyczną opinię na temat Wisły i jej ryb, interpolując Pani wypowiedź w temacie jw.

A poza tym – widziałem te jesiotry – na zdjęciu archiwalnym.

Czyli: „dowiedziałem się od Pana Synaka jak się sprawy mają” i teraz wiem, że nie wszystko jeszcze wiem...

„więcej roboty” znaczy – różnego rodzaju roboty

„Wracając do Pańskiej protekcjonalności, która, jak ustaliliśmy, ma pogardliwy wydźwięk” - proszę mi tu przestać imputować, że moja wypowiedź ma jakoby pogardliwy wydźwięk – niczego nie „ustaliliśmy” - tym zwrotem wykonuje Pani brzydki chwyt erystyczny, który ma podsunąć Czytelnikom myśl, że Pani twierdzenie jest jakoby prawdziwe. PROSZĘ TEGO NIE ROBIĆ.

Ja proszę Panią blisko 10 lat walczę z internetowym trollizmem i mam doświadczenie w pacyfikowaniu pajaców z Okopowej 9 w Gdańsku. Ja nigdy niemerytorycznym oszustom (mówię o trollach) nie odpuszczam i zawsze prowadzę dyskusję do końca – aż się pajac przymknie.
Wyśmiała Pani moją wypowiedź, na co ja tylko zwróciłem pani uwagę jw. - bo jakbym chciał zachować się ostro, to bym to zrobił, bo umiem to robić. Jak mam rację, to dyskutuję do skutku – albo adwersarz przyjmie moją argumentację, albo się wycofa. Ja w każdym razie nie pozwalam na to, żeby jakieś kłamstwa (mówię o trollach), albo nieścisłości pozostawały w internecie bez odpowiedzi – bo przecież ktoś może tę dyskusję przeczytać i na przykład zostać wprowadzonym w błąd.

Chce pani próbkę ekwilibrystyki ??

„wypowiedzi typu "może się Pani wstydu objeść" lub rozkazujący ton, ustawiający rozmówców po kątach ("Proszę wracać do swoich zajęć") jest tu jak najbardziej godny refleksji. Podobnie jak - tu już po prostu niegrzeczne - "rady", aby zastanowić się przed sformułowaniem wypowiedzi.”

Zwracam Pani uwagę, że jest Pani FUNKCJONARIUSZEM PUBLICZNYM – URZĘDNIKIEM PAŃSTWOWYM i zwroty typu "Haha, dawno się tak nie uśmiałam" są po prostu nie na miejscu.

Pani reprezentuje państwo polskie i winna się Pani zachowywać GODNIE – JAK USTALILIŚMY moim zdaniem nie powinna Pani prowadzić dyskusji na fb, bo to nie jest miejsce dla urzędnika państwowego.

Uczniowie będą czytać Pani wypowiedzi i jeszcze będą się śmiać z tego – a to nikomu nie jest potrzebne.

Maciej Synak
Natalia Kalkowska
Natalia Kalkowska Przeczy Pan samemu sobie, trudno jest takie wypowiedzi czytać ze zrozumieniem, bo o jakimkolwiek zrozumieniu nie może być mowy, jeśli raz pisze Pan tak: "Nie zabraniam Pani wypowiadania się na temat szkolnictwa", a kilka linijek niżej mamy już takie zdanie: "i dlatego nie powinna Pani zabierać głosu".

"Ja mając 25 lat miałem świadomość, że jestem jeszcze niedoświadczony i że są ludzie, którzy górują nade mną" - moje gratulacje, jednak proszę pozwolić, że w zakresie swojego zawodu będę korzystała z wiedzy i doświadczenia starszych kolegów po fachu, nie zaś przypadkowych internautów, niemających nic wspólnego z nauczaniem.

Co do poprawności językowej, polecam zajrzeć do słownika, a nie do Googli - chyba że w swoim zacietrzewieniu uważa Pan, że 40-letnie doświadczenie życiowe tłumaczy ocenianie wszystkiego miarą "wydawania się". Przy okazji, bezpośredni zwrot do kobiety wymaga użycia formy dopełniacza, nie zaś biernika.

"bo jakbym chciał zachować się ostro, to bym to zrobił, bo umiem to robić" - ponownie gratuluję umiejętności, której mam nadzieję, nigdy nie nabędę, niezależnie od tego, ile upłynie lat. Sądzę, że nazywa się się ona chamstwem, ale nie - proszę nie demonstrować.

I nie rozumiem wywodu o rzekomych "pajacach z Okopowej" - sądziłam, że dyskusja dotyczy współczesnej polskiej edukacji. Czyżby zabrakło Panu argumenów w tej materii i próbował Pan sztucznie "nadmuchać" swoją wypowiedź?

"Jak mam rację, to dyskutuję do skutku" - kłopot w tym, że dopiero okaże się, kto miał rację. Mówię tu oczywiście o temacie szkolnictwa, bo w nim zabrałam głos. Tego dotyczy post Michała Kargula i o tym chciałam rozmawiać. A Pan mi tu o jesiotrach "we Wiśle"...

Na koniec uprzejmie proszę nie zwracać mi uwagi, bo jest to po prostu bezczelne. A we własnym domu, przed własnym komputerem, nie jestem żadnym "funkcjonariuszem publicznym". A choćbym nawet i była, to wciąż mam konstytucyjne prawo wolności wypowiedzi, o ile nikogo w niej nie obrażam. Pan mnie obraził wielokrotnie, a zatem nie zamierzam kontynuować tej dyskusji. Moim uczniom z przyjemnością przedstawię ją podczas lekcji z kultury języka polskiego. Jest Pan doskonałym przykładem na to, że nawet doświadczeni życiowo 40-latkowie niekiedy nie potrafią się zachować.
Maciej Synak
Maciej Synak Natalia Kalkowska „Przeczy Pan samemu sobie, trudno jest takie wypowiedzi czytać ze zrozumieniem, bo o jakimkolwiek zrozumieniu nie może być mowy, jeśli raz pisze Pan tak: "Nie zabraniam Pani wypowiadania się na temat szkolnictwa", a kilka linijek niżej mamy już takie zdanie: "i dlatego nie powinna Pani zabierać głosu".”

No i znowu – nie czyta Pani ze zrozumieniem – te dwa zdania nie są ze sobą sprzeczne, bo czym innym jest, kiedy ktoś sam powinien wiedzieć, że nie powinien zabierać głosu (na co zwracam uwagę), a czym innym jest zabranianie komuś wypowiadania się.

TO SĄ DWIE R Ó Ż N E SPRAWY.

„proszę pozwolić, że w zakresie swojego zawodu będę korzystała z wiedzy i” to była uwaga ogólna, nie dotycząca wiedzy o szkolnictwie!

„Sądzę, że nazywa się się ona chamstwem” - nie, to nie chamstwo – to dosadność, a czasem wystarczy precyzja

„I nie rozumiem wywodu o rzekomych "pajacach z Okopowej"” - bo to też była dygresja
Dygresja – odsyłam do słownika.

„Pan mnie obraził wielokrotnie” - nigdy Pani nie obraziłem, choć przyznaję, pokazałem, że Pani wypowiedzi są – jakby to ująć - wątpliwej jakości. Wielokrotnie dała Pani przykład, że nie rozumie Pani słowa pisanego, więc...o czym tu dyskutować?

Chciałem jeszcze zauważyć, że w drugim poście napisała Pani „Dlatego sądzę, że pora zakończyć dyskusję i oddalić się do swoich zajęć.”

na co ja kończąc swoją odpowiedź poparłem Panią słowami: „Proszę wracać do swoich zajęć. Pozdrawiam.”

co potem Pani mi zarzuciła, że jakoby wydaję pani rozkazy.

Nie wydawałem nikomu rozkazów.

Jak już pisałem wyżej – nigdy nikogo nie atakuję personalnie, czy to w internecie, czy w życiu.
Nie robię tego, bo:
byłoby to niekulturalne
nie znam osoby i nie jestem w stanie jej prawdziwie ocenić

Odnoszę się wyłącznie do wypowiedzi – nigdy do osoby.

Są osoby, które utożsamiają się z tym, co napiszą w internecie i kiedy ktoś wykazuje słabość tego pisania, to odczuwają presję (bo to miejsce publiczne i każdy może zaznajomić się z tą często negatywną oceną) i wtedy traktują to jak personalny atak na swoją osobę. Chcąc „ratować swoją godność” jeszcze bardziej się szamocą i co za tym idzie – pogrążają.

Żeby się wykręcić z sytuacji, czasami specjalnie udają, że nie rozumieją co mają napisane – co jeszcze bardziej w nich uderza, bo przecież mniej więcej każdy jest w stanie ocenić, czy odpowiedź jest na temat, czy nie.

A są i takie, które po prostu przyznają, że się pomyliły, albo wypowiedziały się nieuważnie – powierzchownie, wycofują i nie ma jątrzenia tematu. Przyznają mi rację, albo nie, a w każdym razie potrafią rozstać się z klasą.

Ale najczęściej ludzie walczą i eskalują problem – na swoją szkodę.
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Litości! Panie Macieju, ponieważ przeszedł Pan już do fazy natarczywego trollowania popularną metodą "zdartej płyty", czyli powtarzania wciąż swoich racji, bez najmniejszej chęci przyjęcia do wiadomości argumentów drugiej strony, to naprawdę proszę już o zamknięcie tej dyskusji. Zaś żeby była jasność - popełnia Pan elementarne błędy z zakresu tak logiki, jak i zasad używania języka polskiego. Obie te dziedziny mają dość klarowne i dobrze opisane reguły. To, że Panu się wydaje, że są stosuje je poprawnie, to pół biedy. Ale to, że Pan próbuje pouczać innych popisując się, praktycznie co post kolejnym ich zaprzeczeniem, to mnie po prostu, jako humanistę wręcz fizycznie boli. Jeżeli Pan nie wie, jakie treści i jakie znaczenie mają Pana wypowiedzi - a od paru postów zdecydowanie Pan się upiera, że nie jest tego świadom i wypiera się elementarnych rzeczy, które z nich wynikają, to najlepiej dla nas wszystkich będzie, jak Pan w spokoju się nad nimi głęboko zastanowi. Polecam uwadze i do zobaczenia kiedy indziej i mam nadzieję, w lepszej Pana, retorycznej formie.
Maciej Synak
Maciej Synak Kociewiak Bagienny „ponieważ przeszedł Pan już do fazy natarczywego trollowania popularną metodą "zdartej płyty", czyli powtarzania wciąż swoich racji, bez najmniejszej chęci przyjęcia do wiadomości argumentów drugiej strony,” -

nie ja, tylko Pani Kalkowska, w związku z tym muszę zabrać głos i po raz kolejny Pani odpowiedzieć. A dlaczego mam przyjmować do wiadomości coś, co jest nieprawdą, albo coś, co jest obarczone błędnym myśleniem? Nie przyjmuję – Pani uparcie unika ustosunkowania się, zamiast argumentów stosuje personalne ataki pod moim adresem i zarzuca mi niestworzone rzeczy. Ja natomiast wyjaśniam, dlaczego uważam jej komentarz za nietrafiony.

Cała dyskusja dotyczy:
„i to jest sedno całej tej dyskusji – Pani może nie zauważać, że oni zachowują się niegodnie, ponieważ Pani wrażliwość na te sprawy jest niska, ponieważ ONI SĄ PODOBNI do osób z Pani pokolenia, ponieważ zmiany pokoleniowe zachodzą małymi cząstkami i badając małą próbę uczniów, nie zauważymy między nimi wielkiej różnicy, dopiero badając zmiany w okresie 20 lat zauważamy wyraźne różnice.” a Pani pisze o wszystkim, tylko nie o tym.

„popełnia Pan elementarne błędy z zakresu tak logiki, jak i zasad używania języka polskiego.” - proszę wskazać te fragmenty, bo ja ich nie widzę. Co do „we Wiśle” - pomińmy.

„Pan próbuje pouczać innych popisując się, praktycznie co post kolejnym ich zaprzeczeniem,” - nalegam, żeby Pan wskazał i omówił dokładnie te fragmenty.

„Jeżeli Pan nie wie, jakie treści i jakie znaczenie mają Pana wypowiedzi - a od paru postów zdecydowanie Pan się upiera, że nie jest tego świadom i wypiera się elementarnych rzeczy, które z nich wynikają, to najlepiej dla nas wszystkich będzie, jak Pan w spokoju się nad nimi głęboko zastanowi.” -

Pan najwyraźniej inaczej interpretuje wypowiedzi niż ja – proszę o dokładną analizę fragmentów o jakich Pan mówi, bo póki co, posługuje się Pan ogólnikami – ja zajmuję jasne stanowisko i wyjaśniam niejasności, jeżeli są, w sposób konkretny – cytat – opis - argument. Proszę mi się tym zrewanżować.

Bo póki co nieustannie Pan narzeka, ale jeszcze ANI RAZU NIE WSKAZAŁ PAN ŻADNEGO FRAGMENTU MOJEJ WYPOWIEDZI i się do niego nie odniósł w żaden konkretny sposób.

Konkretnie – proszę wybrać poszczególne fragmenty, rozłożyć je na części jeśli potrzeba i dokonać merytorycznej analizy. A JAK NIE, TO PROSZĘ NIE KRYTYKOWAĆ MOICH WYPOWIEDZI.

Może na początek – proszę się odnieść do tego:

>>„Przeczy Pan samemu sobie, trudno jest takie wypowiedzi czytać ze zrozumieniem, bo o jakimkolwiek zrozumieniu nie może być mowy, jeśli raz pisze Pan tak: "Nie zabraniam Pani wypowiadania się na temat szkolnictwa", a kilka linijek niżej mamy już takie zdanie: "i dlatego nie powinna Pani zabierać głosu".”

No i znowu – nie czyta Pani ze zrozumieniem – te dwa zdania nie są ze sobą sprzeczne, bo czym innym jest, kiedy ktoś sam powinien wiedzieć, że nie powinien zabierać głosu (na co zwracam uwagę), a czym innym jest zabranianie komuś wypowiadania się. <<

Co tu niby jest nie tak?

A potem na przykład to: >>twierdzenie Pani, że „nie znam z doświadczenia realiów poprzedniego systemu.” jest całkowicie nie trafione – nigdzie tak nie napisałem. <<

Proszę mi wskazać, gdzie jakoby napisałem to, co ta Pani mi zarzuca.
Łukasz Brządkowski
Łukasz Brządkowski Michale dlaczego wcześniej nauczyciele nie protestowali? "Taka reforma jest możliwa tylko i wyłącznie dzięki spustoszeniom, jakie w oświacie dokonały trzy ostatnie włodarki MEN z poprzedniej ekipy. Właśnie ówczesne kładzenie uszu po sobie przez środowisko nauczycielskie, potulne wdrażanie do realizacji najgłupszych ministerialnych pomysłów według mnie jest główną przyczyną aktualnej bezmyślności dzisiejszego szefostwa MEN."
Wojciech Giełdon
Łukasz Brządkowski
Łukasz Brządkowski Wojciech Giełdon Pytam Michała, bo literalnie wskazał na niemoc środowiska przez ostatnie kilka lat.
Wojciech Giełdon
Łukasz Brządkowski
Lucyna Janicka
Kociewiak Bagienny
Kociewiak Bagienny Precyzyjnie, to osobiście uważam, że środowisko nauczycielskie, jako takie, zbyt słabo reagowało na pomysły Pań "minister" z PO i przyjmowanie w pokorze takich stwierdzeń, jakie np. serwowała minister Kluzik-Rostowska, wyrządziło naprawdę dużo szkody.

Tylko, że sedno w tym, że to były sprawy zazwyczaj innego kalibru. Raczej dotyczące rzeczy niewidocznych bezpośrednio tak przez uczniów jak i rodziców (biurokracja, warunki pracy itd.) tudzież wizerunkowe, jak choćby słynna akcja z wolnym przed Nowym Rokiem. Acz na obronę (gorzką) nauczycieli, należy przypomnieć, że jest to środowisko bardzo podzielone pod względem interesów, co bardzo zręcznie rozgrywają kolejni włodarze. I tak poprzednicy psuli szkolnictwo średnie, dając jednocześnie marchewkę podstawowemu, zaś obecnie na odwrót, złote góry obiecuje się średniemu, a psuje się podstawowe. Notabene zwróć uwagę, jak jutro będą relacje ze strajku, że równie silne protesty, jak w gimnazjach będą właśnie w podstawówkach, bo paradoksalnie to właśnie dzisiejsze szkoły podstawowe poniosą największy koszt. O, którym się właśnie dowiadujemy poznając propozycje nowych programów, podręczników, czy arkuszy organizacyjnych szkół...

De facto była jedna, jedyna sprawa, gdzie podobnie jak teraz było duże zaangażowanie i poparcie rodziców - to sześciolatki w szkołach. I tutaj uwaga (bo się często zapomina) właśnie protesty środowiska nauczycielskiego i samorządów spowodowały, że minister Hall odstąpiła od pierwotnej formy (też miano to zrobić początkowo z roku na rok) i przesunęła całą akcję aż o kilka lat. Bo pierwotnie chciano to zrobić w sposób całkowicie nieprzygotowany i dopiero głównie opór "szkolnej materii" zmusił decydentów do opóźnienia całej akcji, co dało, obiektywnie rzecz ujmując, sporo czasu na przygotowania zwłaszcza infrastruktury. Dopiero potem włączyli się, a potem pałeczkę przejęli rodzice, protestujący przeciwko samej idei posyłania sześciolatków i jak to się potoczyło wszyscy wiemy...
Lubię to! · Odpowiedz · 2 · 30 marca o 19:39




https://web.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1866953193586098&id=100008143063346&comment_id=1867586786856072&reply_comment_id=1868591756755575&notif_t=feed_comment_reply&notif_id=1490819296102797



https://pl.wikipedia.org/wiki/Oddzia%C5%82_Kociewski_Zrzeszenia_Kaszubsko-Pomorskiego_w_Tczewie


piątek, 31 marca 2017

Słup z granicy RP i WMG stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach



Słup z granicy RP i Wolnego Miasta Gdańska stoi już przy szkole w Gdańsku Kokoszkach

Słup graniczny, wskazujący granicę między Polską a Wolnym Miastem Gdańskiem w latach 1920-39, z literami P [Polen] i FD [Freie Danzig], stanął na terenie Pozytywnej Szkoły Podstawowej im. Arama Rybickiego. To ciężki, bo 200-kilowy, kawał historii tych ziem. 

 14 listopada 2016 r.

Kamień graniczny został odkryty przez pasjonatów historii w latach 80' XX wieku w lasach oliwskich. Jednym z jego odkrywców był dr Jerzy Kukliński, emerytowany dziś historyk i muzealnik. Kukliński szczegółowo opowiada, gdzie i jak kamień graniczny został odkryty i jak został potem wywieziony z lasu - z Doliny Ewy w Oliwie do centrum Gdańska.
Kamień przez lata stał na dziedzińcu wewnętrznym przy Muzeum Historycznym Miasta Gdańska. Teraz stanął przed szkołą w Kokoszkach. Dlaczego tam? Bo jak tłumaczy Kukliński: - W tamtej okolicy znajdował się posterunek graniczny. Więc dobrze, że kamień trafia do Kokoszek.
- W pobliżu było całodobowe przejście graniczne - mówi Krzysztof Nowotarski, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Kokoszki. - Stała tu budka celników. Słup graniczny będzie mieszkańcom i mieszkankom Gdańska przypominał historię naszego miasta. 
Kamień waży około 200 kilogramów. Ma oznaczenia P i FD. Kukiliński mówi, że cieszy się, że współcześni gdańszczanie dbają o dziedzictwo poniemieckie: - Cieszę się, że ludzie postrzegają poniemieckie, ale jednak już też nasze dziedzictwo jako wartość. Nie zawsze tak było. Gdy ja w 1980 roku broniłem doktorat o poniemieckiej Stoczni Schichaua, mój promotor musiał się w KW PZPR tłumaczyć, dlaczego ta praca nie dotyczy polskich dziejów Pomorza, dlaczego jakiś doktorant pisze o niemczyźnie w Gdańsku.
Właściwie z czasów Wolnego Miasta Gdańska nie ocalał żaden inny kamień graniczny, poza tym jednym.
- W PRL te kamienie ginęły z lasów oliwskich, bo po niewielkiej obróbce świetnie nadawały się na ozdoby - tłumaczy dr Kukliński.

 

Poza przekazaniem szkole kamienia granicznego odbyła się dziś także uroczystość nadania pobliskiemu węzłowi komunikacyjnemu przy zbiegu ulic Kartuskiej, Otomińskiej i Lubczykowej w Kokoszkach nazwy “Rondo Graniczne Wolne Miasto Gdańsk - Rzeczpospolita Polska (1920-1939)”. Będziemy mijać w naszych nowoczesnych autach miejsce naznaczone historią.

 

http://www.gdansk.pl/wiadomosci/Slup-z-granicy-RP-i-Wolnego-Miasta-Gdanska-stoi-juz-przy-szkole-w-Gdansku-Kokoszkach,a,64979

 

Rondo na skrzyżowaniu ulic Kartuskiej, Otomińskiej i Lubczykowej nazywa się: Rondo Graniczne Wolne Miasto Gdańsk - Rzeczpospolita Polska (1920-1939) 

PC była partią założoną w Polsce przez fundację Adenauera i przez CDU.

 

„Polska będzie tam, gdzie jej Niemcy każą"

 Krótki link

Leonid Sigan

Szczyt Unii Europejskiej, który się odbył w 60 rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich, przeszedł już do historii.


Korespondent radia Sputnik Lenid Sigan rozmawiał z politologiem i publicystą Konradem Rękasem.
 — Jedność! Taki miał być sygnał dla świata. Czy tak rzeczywiście się stało?
— Oczywiście nie, choćby dlatego, że tzw. Europa dwóch prędkości nie tylko staje się faktem, ale tak naprawdę jest faktem od początku. Projekt Unii Europejskiej jest z założenia projektem dwuprędkościowym. Sama koncepcja przekształcenia luźnej wspólnoty gospodarczej państw o zbliżonym stopniu rozwoju w wielki organizm polityczny o cechach quasi państwowych, o bardzo zróżnicowanym stanie rozwoju gospodarczego, od początku miał służyć tym państwom lepiej rozwiniętym. Po pierwsze do kanalizowania swoich nadwyżek gotówkowych, a po drugie przejmowania rynków zbytu krajów słabiej rozwiniętych.


Ponadto był też elementem realizacji planu polityczno-ideologicznego, planu związanego z lansowaniem określonej demoliberalnej ideologii, miał stanowić element późniejszego już zjawiska globalizmu. Od początku był to projekt, który co innego w istocie miał na celu, niż głoszono u jego zarania i o czym mogli myśleć jego historyczni założyciele. Inne szczyty i kolejne spotkania tylko ten fakt podkreślają. Najlepszym symptomem kryzysu, czy tego zróżnicowania UE, jest sytuacja samej strefy euro, czyli jakby nie patrzeć samego rdzenia UE, która bardzo wyraźnie wewnętrznie najtrudniej czuje się.


Trudno spodziewać się, żeby strefa euro w obecnym kształcie z wiecznie głodnymi gospodarkami kredytowymi Grecji i Włoch przetrwała. UE, która obciążona jest dodatkowo potężnymi nakładami na kwestię imigrancką, z tym związanymi potężnymi haraczami na rzecz Turcji, które w tej chwili obciążają przede wszystkim budżet niemiecki. W sytuacji, w której odpadnie drugi największy płatnik europejski, czyli Zjednoczone Królestwo, siłą rzeczy musi się zmienić i to jest najłagodniej pojęty eufemizm, bo jedni mówią — zmienić, a inni myślą — rozpaść.
 — Więc w jakiej Unii będzie Polska, w jakiej prędkości?

— Spór o prędkości UE, który jest rozgrywany na potrzeby polskiej polityki wewnętrznej, w niewielkim tylko, wbrew pozorom, stopniu dotyczy żywotnych interesów Polski dlatego, że źle stawia sam problem. Rząd PiS-u wpisuje się w absurdalną taktykę poprzednich polskich gabinetów, które uparcie wmawiały i Polakom i opinii publicznej nie tylko polskiej, że oto Polska doszlusuje do rzekomych europejskich prymusów i oto przeskakując całe stulecia opóźnień gospodarczych stanie się jednym z wiodących gospodarczo państw europejskich.

Tymczasem, ani ten rząd, ani żaden poprzedni nie zrobił w tym kierunku niczego, aby Polska odzyskała instrumenty ku takiemu programowi. Przypomnijmy, Polska jest krajem całkowicie niesamodzielnym i finansowo, i walutowo. Pieniądz — ta podstawa suwerenności gospodarczej, podstawa rozwoju i znalezienia się wśród najszybciej rozwijających się gospodarek, jest w Polsce de facto kreowany przez banki komercyjne, a Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej są w zasadzie obrońcami wyłącznie interesów korporacji bankowych.






Wszelkie próby ograniczenia silnych pozycji bankowych, które były zapowiadane w kampanii wyborczej PiS-u, zostały odłożone do szuflad. W tej chwili Polska nie posiada żadnego potencjału przemysłowego. Ten, który jest, czyli montownie zakładów pochodzących z Niemiec, w każdej chwili może zostać przemieszczony gdzie indziej. I tak naprawdę jedyne, co jeszcze częściowo pozostało w polskich rękach, to jakoś oddychające mimo wojny handlowej z Rosją rolnictwo i nieco średniej przedsiębiorczości, którą sam naród polski rozwija mimo tych wszystkich przeciwności z ostatnich dwóch i pół dekady.


Umówmy się, Polska w takich realiach nie będzie krajem pierwszej prędkości UE. Nie będzie w takich realiach prymusem Europy, ponieważ na dobry początek nawet nie zrobiła porządku na własnym podwórku. Jednym słowem, będzie w projekcie europejskim tam, gdzie wskażą nam miejsce silniejsi tego świata, na czele oczywiście z Berlinem. I pohukiwanie i pokazywanie orłów grunwaldzkich pani kanclerz Merkel przez prezydenta Dudę i innych polityków PiS-u to tylko pokrywanie patriotycznym patosem i frazesem smutnej rzeczywistości. Polska będzie tam, gdzie jej Niemcy każą.



 — W ubiegły piątek premier Beata Szydło groziła, że jeśli cztery priorytety zgłoszone przez Polskę nie zostaną uwzględnione, to ona nie złoży podpisu pod Deklaracją. Podpisała. Ale, jak twierdzą analitycy, w postaci rozwodnionej. Zatem, po co były te groźby?
— Rząd Prawa i Sprawiedliwości, jak zresztą w każdej innej sprawie, kiedy udaje, że się za nią bierze, zagonił się w kozi róg. Stosowanie techniki udawania, że coś się robi i głośnego krzyczenia, co się sprawdza w realiach polskiej polityki, dużo słabiej działa w środowisku międzynarodowym, gdzie Polska jest raczej lekceważona i zasłużyła sobie, niestety, na swoją marną pozycję dwudziestoma kilkoma latami totalnego serwilizmu i wobec Waszyngtonu i wobec Brukseli.

Opowieści pani premier Szydło można włożyć między bajki na potrzeby polityki krajowej, podobnie jak te nieustanne deklaracje polityków PiS-u, że gdzieś w tle z całą pewnością dobiją do portu pod tytułem „Europa wolnych państw narodowych". Po czym, gdy pojawia się bardzo wyraźne i czytelne „sprawdzam" w postaci choćby zapowiedzi Marine le Pen, że widziałaby w Polsce potencjalnego partnera do reformy Unii, to PiS wpada w absolutną panikę. Kiedy cytat ten i ta propozycja pojawia się w mediach polskich, oczywiście w przekręconej wersji, że oto będą wspólnie  - PiS i Marine le Pen — rozbijać Europę, to Kaczyński, Duda, Szydło, Waszczykowski i wszyscy inni wpadają w panikę. Zaczynają na wyścigi opowiadać, jak bardzo są proeuropejscy. I to jest absolutny fakt.

Powtórzmy, Prawo i Sprawiedliwość jest partią skrajnie proeuropejską. Pierwsza partia Kaczyńskiego — Porozumienie Centrum — była partią założoną w Polsce przez fundację Adenauera i przez CDU. Pierwszym człowiekiem Niemiec w Polsce był Jarosław Kaczyński. Prawo i Sprawiedliwość było entuzjastycznie proeuropejskie w czasie referendum europejskiego w 2004 roku. Partia Kaczyńskiego była tą partią, która odwołuje się do tradycji rządu Olszewskiego, czyli tego rządu, który podpisał fatalny dla gospodarki Polski Układ Stowarzyszeniowy z Unią Europejską w 1990 roku.

Innymi słowy, wszelkie marzenia polskich wyborców związane z tym, że to PiS będzie reformował Unię Europejską w kierunku korzystnym dla Polski jest równie płonne, jak wiara, że PiS zreformuje polską gospodarkę, przywróci nam suwerenność, czy przywróci narodowi pozycję gospodarza w Polsce.


 — Jak twierdził w „Rzeczypospolitej" były prezydent Aleksander Kwaśniewski, można się obawiać, że PiS chce Polskę wyprowadzić z Unii. Więc, może nieoczekiwana wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Londynie i jego rozmowy z premier May było przymiarką do Polexitu?
 — Polexit byłby najlepszym, co mogłoby się Polsce wydarzyć, bo wymusiłby na, umówmy się, dość leniwym z jednej strony, a z drugiej zniewolonym umysłowo narodzie polskim zajęcie się nareszcie porządkami we własnym domu. Jednocześnie, powtórzmy, prezes Kaczyński nie jest bynajmniej Mojżeszem. Jeśli szukać analogii tego typu, jest to raczej Szymon Bar Kochba — fałszywy Mesjasz, który opowiada, że prowadzi gdzieś naród wybrany, a w istocie przynosi mu tylko dalsze nieszczęścia i zgubę. Polska jest geopolitycznie w nieodmiennym rozerwaniu. W politycznej, militarnej, geopolitycznej zależności od Stanów Zjednoczonych, które PiS popiera, a nawet domaga się zwiększenia tego stopnia zależności, i gospodarczej zależności od Niemiec, które mają pełną kontrolę nad polską gospodarką, przy okazji także mediami.

Bez poleceń z Waszyngtonu, Berlina, czy Brukseli polityka polska, w zasadzie, nie funkcjonuje. Główne partie polityczne licytują się tylko między sobą, kto lepiej w Polsce zabezpiecza interesy Zachodu. W tych kategoriach należy widzieć, czy to wystąpienie prezydenta Kwaśniewskiego, czy okrzyki eksprezydenta Komorowskiego, który wołał, że Polska będzie albo brukselska, albo moskiewska. W ogóle, w ostatnim czasie mieliśmy w Polsce do czynienia z bezprzykładnym pokazem serwilizmu, kiedy część elit politycznych najchętniej by zastąpiła flagi biało-czerwone wyłącznie flagami z gwiazdkami.
Odpowiedzią PiS poza tanią propagandą, jak to PiS broni suwerenności, było wysłanie na Zachód sygnałów, żeby Bruksela, Londyn, Berlin, wszyscy byli pewni, że Polska nadal pozostanie pokornym elementem europejskiego projektu globalistycznego. Co do tego, nie miejmy złudzeń. Prezes Kaczyński nie wyprowadzi Polskę na suwerenność, ponieważ jest jednym z autorów utraty przez Polskę suwerenności.

https://pl.sputniknews.com/polityka/201703275127348-Sputnik-Polska-szczyt-UE/

Liczba milionerów w Niemczech wzrosła o około 50 procent od 2009 roku

To się dzieje naprawdę! Niemcy uciekają z kraju, bo mają dość uchodźców

30.03.2017 [23:17]

Masowa migracja przyczyniła się do rosnącego poczucia braku bezpieczeństwa w Niemczech. Wzrost przestępczości ze strony migrantów, w tym epidemii gwałtów i napaści seksualnych, doprowadził do exodusu najbogatszych Niemców, którzy uciekają ze swojej ojczyzny.

Według statystyk zebranych przez firmę doradczą New World Wealth około 4 tys. niemieckich milionerów zdecydowało się wyemigrować w 2016 r. Rok wcześniej było to zaledwie 1 tys. osób. W poprzednich latach liczba ta nigdy nie była większa – podaje portal handelsblatt.com.

Niemcy posiadają trzecią co do wielkości liczbę milionerów na całym świecie, zaraz po Stanach Zjednoczonych i Japonii. Liczba obywateli niemieckich, których majątek przekroczył 820 tys. dol., wzrosła o 5 procent w 2016 r.

Niemiecki exodus jest powodem do alarmu, przede wszystkim, jeśli chodzi o pobieranie podatków. Migracja milionerów może być też wskaźnikiem zbliżających się tendencji w migracji ludności – podaje portal.

Zdaniem ekspertów, kraje europejskie mogą zmierzyć się z takim exodusem z powodu zwiększonych napięć w związku z kryzysem uchodźców i niedawnymi atakami terrorystycznymi. A to właśnie stan posiadania najbogatszych umożliwia im łatwe przemieszczanie.

Portal zwraca uwagę, że dane statystyczne oraz dobry stan gospodarki Niemiec w wyraźny sposób kontrastują z rosnącym poziomem ubóstwa w kraju.

Według New World Wealth liczba milionerów wzrosła o około 50 procent od 2009 roku, ale jak pokazują najnowsze dane z raportu rządu niemieckiego, co piąty Niemiec żyje w ubóstwie, a około czterech milionów obywateli posiada ogromne długi.

W maju 2016 roku, czasopismo Focus napisało że Niemcy przeprowadzają się na Węgry. Agent nieruchomościami z miasta w pobliżu jeziora Balaton powiedział wówczas, że 80 proc. Niemców, którzy tam się przeprowadzają, podaje kryzys migracyjny za główny powód swojej decyzji.


http://niezalezna.pl/96300-sie-dzieje-naprawde-niemcy-uciekaja-z-kraju-bo-maja-dosc-uchodzcow#.WN4dbAqTefw.facebook

czwartek, 30 marca 2017

W NBP giną dzieła sztuki


W NBP giną dzieła sztuki

 28 mar, 07:35


Andrzej R. (54 l.) były dyrektor Zespołu Usług Gospodarczych w Narodowym Banku Polskim ujawnił braki w zbiorze dzieł sztuki znajdujących się w banku. Efekt? Sprawę zamieciono pod dywan, jego zwolniono dyscyplinarnie i do dziś nikt nie wie, gdzie podziały się zaginione obrazy!
Był 2012 r., kiedy szefem NBP był Marek Belka (65 l.). Andrzej R. odkrył, że przez lata nikt nie prowadził ewidencji będących w dyspozycji NBP dzieł sztuki! Ministerstwa i urzędy państwowe chętnie wypożyczają np. obrazy z Muzeum Narodowego, ale są one zawsze ściśle ewidencjonowane.



Andrzej R. jednak ustalił, że przynajmniej kilka obrazów pozostaje na stanie u osób, które... dawno w NBP nie pracują. Co więcej, okazuje się, że niektóre z nich nawet nie żyją! – Nikt nie wie, ile dzieł sztuki znajduje się w banku i w jego obiektach, ani ile są warte – mówi Faktowi Andrzej R. Kilkadziesiąt z nich to m.in dzieła Pablo Picasso, które trafiły tam jako kolekcja firmy ART-B jako zobowiązania wobec banku.



– Chaos wskazuje, że wiele z obrazów mogło zostać rozkradzionych – mówi nam R. Niestety, nie został w NBP bohaterem. Kiedy przekazał wyniki kontroli i zwolnił naczelnika, który za to odpowiadał, zaczęła się wokół niego nieczysta gra ze strony pracowników związanych z dawnymi służbami specjalnymi PRL (odpowiedzialny za ewidencję urzędnik to były funkcjonariusz BOR).



Kijem i marchewką próbowali skłonić go do zamiecenia sprawy pod dywan. Najpierw oskarżyli R. o mobbing i molestowanie seksualne. A niemal jednocześnie... przyznali mu niemal 50 tys. nagrody. Gdy okazało się, że dalej próbuje wyjaśniać sprawę, jeden z wiceprezesów doprowadził do jego zwolnienia. Dziś R. walczy w sądzie o odszkodowanie i przywrócenie dobrego imienia.



O zaginione obrazy zapytaliśmy NBP. Do momentu zamknięcia wydania nie dostaliśmy jednak odpowiedzi. Jednak losem dzieł sztuk interesował się wcześniej historyk sztuki i były dziennikarz śledczy Jarosław Jakimczyk właściciel strony KompromatRP.pl. Już pod koniec roku wystąpił z wnioskiem o odpowiedzi na 17 szczegółowych pytań, ale NBP odmówiło odpowiedzi na na większość z nich.

napisz do autora
radoslaw.gruca@fakt.pl


http://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/z-narodowego-banku-polskiego-gina-cenne-obrazy/nn2v0fh


wtorek, 28 marca 2017

reforma szkolnictwa - gimnazja




Ja pochodzę z rodziny nauczycielskiej – brat mojego dziadka był nauczycielem, chyba w podstawówce, rodzice byli nauczycielami w podstawówce i szkole specjalnej nr 5 w STG, ciotka (siostra mojego ojca) uczyła w liceum, jakieś pociotki (kilka) ze strony dziadka, siostra jest nauczycielką w liceum, bratowa w technikum, a i bratanica będzie blisko tych tematów. Wiadomo - większość znajomych to nauczyciele.

I wszyscy są zwolennikami tej reformy, oni i ich znajomi ze szkoły - jak jeden mąż.

Nawet ja, postronny obserwator polityczny, uważam, że gimnazja zepsuły młodzież i należy powrócić do systemu 8 klasowego.

Oglądałem w telewizji ten strajk co był w zeszłym roku w Warszawie – jedna wielka kompromitacja - „liderzy” strajku, co występowali na trybunie odznaczali się zachowaniem co najmniej prymitywnym.

Ale „najlepsze” nastąpiło dopiero, kiedy zaczęli występować nauczyciele.

Jakiś młody nauczyciel wystąpił - pochwalił się, że skończył gimnazjum - i stwierdził, że „tak źle w polskim szkolnictwie to nie było od czasów zaborów”.

Najwyraźniej "pan nauczyciel" zapomniał, że w międzyczasie było coś takiego, jak okupacja hitlerowska i Generalna Gubernia.

Ale ja przypuszczam, że po prostu się tego nie nauczył, że on o tym nie wie. Może akurat był chory, kiedy na lekcjach omawiano II WŚ? A może on uważa, że szkolnictwo polskie za czasów niemieckiej okupacji hitlerowskiej było na wyższym poziomie niż za komuny i niż teraz?? KTO WIE....

A może ktoś mu zakazał wspominać, że była w Polsce okupacja niemiecka i tak jakoś przypadkiem na głupka i nieuka wyszedł - KTO WIE?? Taki to był mądry Pan nauczyciel na trybunie.

Potem wystąpiła nauczycielka - też dosyć młoda - i powiedziała do zgromadzonej młodzieży...

I tu dygresja - skąd i po co tam młodzież, to ja nie wiem. Jak wiadomo, młodzież z zasady jest niemądra, głównie dlatego, że nie ma doświadczenia życiowego - i dlatego o młodzieży i za młodzież - decydują dorośli, którzy wiedzą lepiej, czy powinna istnieć szkoła, czy nie, i czy ma być taki, a nie inny program nauczania. Młodzieży nic do tego.

Ponadto nie rozumiem, jak można mówić, że reforma może tej młodzieży namieszać w głowie, czy życiu – przecież oni nigdy nie pójdą do gimnazjum i nigdy nie będą mieli porównania – tu było lepiej, a tu gorzej. To oceniają dorośli, a nie młodzież, dorośli, którzy z doświadczenia mówią – gimnazja się nie sprawdziły, zniszczyły wychowanie młodzieży i jak widać chociażby na przykładach tutaj – ogłupiły.
Jeszcze nie widziałem takiego kraju, gdzie młodzież by decydowała o ważnych sprawach. Jestem ciekaw, kto zarządza finansami w domach tych strajkowiczów – oni sami czy może jednak oddali te sprawy pod osąd swoich dzieci, skoro są takie mądre?
Jak ktoś się przejmuje głosem młodzieży i twierdzi, że ten głos jest ważny, to albo jest głupi, albo jest populistą. A na pewno jest człowiekiem niepoważnym, którego nie warto nawet wysłuchać.

Ale wracając do tematu.

No, więc ta nauczycielka zwróciła się do młodzieży mniej więcej takimi słowy: „ jak wiecie, był kiedyś TAKI JEDEN MĄDRY CZŁOWIEK, który powiedział >>Takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie<<...

Otóż stawiam 1000 złotych przeciwko czapce śliwek, że ta nauczycielka nie wiedziała, kto to powiedział. Mogę się o to założyć – powiedziała „ TAKI JEDEN MĄDRY CZŁOWIEK”, bo nie potrafiła powiedzieć z imienia i nazwiska, kto to był.

Potem wystąpiła jeszcze jedna i też coś głupiego powiedziała, już nie pomnę co to było, ale to nie było mądre.

I tak właśnie wyglądają trybuni ludowi, co wyszli z gimnazjum i je sobie chwalą.

 
 
 

poniedziałek, 27 marca 2017

Żydom [ukr. jewrejiw], a żydłaków [ukr. żydiw]




Ukraina: Rządzą nami „żydłaki” – mówi Sawczenko

25 marca Nadia Sawczenko udzieliła stacji 112 Ukraina wywiadu, który musi wprawić w poważne zakłopotanie lansujących ją do niedawna polskich polityków sprzymierzonych z „EuroMajdanem”.
Prowadzący program zapytał parlamentarzystkę o jej telewizyjną wypowiedź z 19 marca b.r., kiedy w odpowiedzi na uwagę telewidza, że nad Ukrainą ciąży dzisiaj „żydowskie jarzmo” stwierdziła: (…) tak, władza u nas (…) rzeczywiście ma krew nieukraińską.


– Nie mam nic przeciwko Żydom [ukr. jewrejiw]. Ja nie lubię żydłaków [ukr. żydiw]. Ukrainę ciężko nazwać krajem antysemickim – u nas 2% Żydów zajmuje 80% władzy. (…). Niejednokrotnie mówiłam, że nie ma złego narodu. Są źli ludzie, oni są w każdym narodzie. Są Ukraińcy i są chachły, są Rosjanie i są kacapy, są Polacy i są Lachy. – wyjaśniła Sawczenko. Gdy dziennikarz poprosił ją o wskazanie przykładowych „żydłaków” wśród ukraińskich elit, wymieniła premiera Wołodymyra Hrojsmana, Petra Poroszenkę i Julię Tymoszenko.
Użyte przez parlamentarzystkę słowo „żyd” (жид) ma w języku ukraińskim obraźliwe konotacje.
Źródło: kresy.pl


http://xportal.pl/?p=28858

Niemcy głównym beneficjentem UE

Skąd kryzys w Europie? Oto jego przyczyny. Czy UE przejdzie do historii?


  - dziennikarz. Od 1976 roku jego publikacje ukazywały w Dzienniku Bałtyckim, Głosie Wybrzeża, Kurierze Gdyńskim, Gazecie Gdyńskiej. Ostatnio publikował w Dzienniku Trybuna oraz na portalu Głos Gdyni. Jest autorem przeszło pięćdziesięciu autorskich programów telewizyjnych "Weekendowy magazyn szachowy " zrealizowanych w TV Szelsat w latach 1999 - 2000 oraz programów publicystycznych "Krótko i na temat" w TV Gdynia w 2001 roku.

25.03.2017 

Słuchając larum płynącego z Brukseli nasuwa się nieodparte wrażenie, że oto żyjemy wszyscy w osaczonej ze wszech stron twierdzy! Zagrażają jej podstępny , obleśny oraz – co najgorsze – rzesze populistów zajmujące się skutecznym ogłupianiem wyborców, którzy nagle przestali dostrzegać w walącym się na naszych oczach neoliberalnym „raju” bezalternatywne i jedynie słuszne rozwiązanie.

Aby zatem zdiagnozować istniejący na chwilę obecną stan rzeczy spróbujmy przeprowadzić krótką analizę pozwalającą przede wszystkim oddzielić przyczyny od skutków, aby określić stan „chorego” i być może zaproponować jego leczenie. Oto bardzo pobieżny rzut oka na dzisiejszą rzeczywistość będącą w moim mniemaniu przyczyną zmierzchu europejskiego projektu. Z uwagi na objętość prezentowanego materiału pozwalam sobie przedstawić go w rozbiciu na bloki tematyczne.

Europejska solidarność

Jako jej przykład przywołuje się zwykle „pomoc” udzielaną pogrążonej w kryzysie Grecji – spójrzmy na czym owe dobrodziejstwo polegało.
W działalności bankowej obowiązuje żelazna zasada „no bailout” czyli zakaz udzielania pomocy niewypłacalnemu dłużnikowi. Kiedy w 2010 roku Grecja stała się niewypłacalna, rządy Niemiec i Francji odmówiły jej  prawa do niespłacania zadłużenia wobec francuskich i niemieckich banków. Pierwsza transza tzw. „pomocy” z Europejskiego Banku Centralnego (EBC) była przeznaczona wyłącznie na zaspokojenie roszczeń wymienionych banków co pogłębiło niewypłacalność kraju trwale uzależniając grecki rząd od kolejnych pożyczek, których nigdy nie będzie mógł spłacić.
Gdyby postąpiono zgodnie z zasadami, doprowadziło by to do zamknięcia greckich banków i natychmiastowego wyjścia Grecji za strefy euro, gdyż rząd byłby zmuszony do wyemitowania własnej płynności. Aby zakończyć niewypłacalność Grecji musiano by znacząco zrestrukturyzować jej długi – zamiast tego wybrano dalsze jej pogrążanie za iluzję fasadowej „wypłacalności”.
A jak wyszli na greckiej tragedii najgłośniej krzyczący o „europejskiej solidarności”? Niemiecki   w swoim opracowaniu z 12.08.2015 ujawnił, że najwięcej zarobiły na kryzysie Niemcy, które tylko na obniżeniu oprocentowania niemieckich obligacji „przytuliły” – drobiazg ! – 100 mld euro! Co więcej autorzy opracowania twierdzą, że nasi zaradni sąsiedzi zza Odry będą nadal zarabiać nawet, gdy Grecja nie spłaci swoich długów. Jak napisano „… złe wieści dla Grecji były dobre dla Niemiec…” 

Ostatnio na spotkaniu ministrów finansów strefy euro uzgodniono zmianę podejścia do nieszczęsnego kraju, by mógł on zacząć  przeprowadzać reformy strukturalne zamiast kolejnych duszących gospodarkę cięć społecznych.  Skąd ten przypływ dobroci ? Czyżby ktoś nagle dostrzegł tragedię greckiego społeczeństwa? Rozwiązanie zagadki zawiera komunikat końcowy, w którym podano jako przyczynę zmiany stanowiska… nadchodzącą serię wyborów w ważnych państwach Unii Europejskiej! Przerażający cynizm!

Patrząc na zachowania unijnych przywódców w chwili, gdy w grę wchodzi interes ich kraju, przypomina mi się taki oto stary dowcip, który opowiedziano mi we wczesnych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku w czasie wizyty na bratniej Litwie. 

Do gabinetu rejonowego sekretarza Partii wpada wzburzony członek tejże, który właśnie wyszedł z zakończonego przed chwilą zebrania. Towarzyszu Sekretarzu ! Ukradziono mi płaszcz, który zostawiłem w szatni. Jak to możliwe, przecież na zebraniu nie było nikogo obcego ?! Sekretarz wstał zza biurka i przywołał skarżącego się do gabinetu. Tam zaprowadził go do wiszącego nad biurkiem obrazu przedstawiającego W.I.Lenina wśród piotrogrodzkich robotników. Wiecie, kto to jest ? – pyta delikwenta. Oczywiście, to przecież Wódz Rewolucji w otoczeniu robotników ! A przyjrzyjcie no się co Włodzimierz Ilicz trzyma w reku? No, czapkę … Widzicie, jest wśród swoich, robotników, ale czapkę w ręku trzyma !

Interesy z sąsiadami

Aby nie odbiegać daleko pozostańmy jeszcze chwilę na Litwie. W 2006 roku nasz koncern paliwowy PKN Orlen zrobił „interes życia” zakupując za astronomiczną kwotę upadającą litewską rafinerią w Możejkach by nie wpadła ona – uchowaj Boże  – w szpetne łapska rosyjskiego kapitału.
Litwini po odetchnięciu z ulgą, rychło zaczęli okazywać swą wdzięczność. Na początek podniesiono płockiemu koncernowi taryfy przewozowe grubo powyżej stawek płaconych przez konkurencję – w tym  firm białoruskich. Kiedy niezrażeni Polacy zaczęli korzystać z usług innego przewoźnika, sprytni gospodarze zdemontowali 19 km torów kolejowych, z których korzystano. Po kilkuletnich, bezowocnych próbach dogadania się, PKN Orlen wystąpił w 2011 roku do Europejskiej Komisji Konkurencyjności – postępowanie trwa i według ostrożnych prognoz w przypadku złożenia przez Litwinów apelacji potrwa jeszcze od 5 do 7 lat !

Podobnie sprawy się układają z naszym najbliższym sąsiadem – Czechami. Najpierw czeskie służby sanitarne dostały poufną instrukcję, aby szczególnie drobiazgowo kontrolowały polskie produkty żywnościowe – krótko po tym zniszczono 5 milionów jaj z Polski pod pretekstem zagrożenia zakażeniem  salmonellą. Te i inne czeskie szykany są – zdaniem naszych producentów żywności – nieczystą konkurencją mającą wypchnąć ich z tamtejszego rynku.
No dobrze – powiecie Państwo – oba przytoczone przykłady dotyczą „Papuasów” z naszej części Europy ale na Zachodzie…

Służę przykładami. W listopadzie ubiegłego roku hiszpański statek badający dno morza naruszył w okolicach Gibraltaru brytyjskie wody terytorialne. Natychmiast pływająca w pobliżu jednostka oddała w kierunku swego sojusznika z NATO salwę ostrzegawczą, a w hiszpańskim MSZ wylądowała nota protestacyjna.
Podobnie mocno trzymają w ręku swoje czapki nawet rządy krajów – założycieli wspólnej Europy. Imaginujcie sobie Państwo, że w latach 60 ubiegłego wieku, rzeka Mozela będąca na pewnym odcinku granicą pomiędzy Belgią i Holandią nieznacznie zmieniła bieg, przez co część terenów została zalana, a kawałek belgijskiej ziemi znalazł się po stronie holenderskiej.
Aby zobrazować skalę problemu dodam, że ostatecznie uzgodniono wymianę 14 h ziemi w korycie rzeki ( na rzecz Holandii ) na 3 h na rzecz Belgii w innym miejscu. Negocjacje w sprawie korekty granicy rozpoczęto na początku lat 80 XX stulecia a ich sukces odtrąbiono… 28 listopada 2016 roku !
Zapewne także europejską solidarnością dyktowane są prace parlamentów Austrii i Niemiec, zmierzające do obniżenia zasiłków na dzieci obcokrajowców z nie zamieszkujących z rodzicami na terenie tych krajów.
Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że po informacji o możliwości przejęcia zakładów „Opla” przez francuski koncern motoryzacyjny PSA ( Renault, Citroen ) –  co ostatecznie nastąpiło – rządy Niemiec i Wielkiej Brytanii rozpoczęły rozmowy na wszystkich szczeblach, by uzyskać pewność, że w przypadku fuzji, fabryki „Opla” w tych krajach nadal będą pracować! Czyżby nie wiedzieli, że kapitał nie ma narodowości a wszystko reguluje „niewidzialna ręka rynku”?!

Równi i równiejsi

Każdy dostatecznie długo stąpający po tym łez padole wie, że niby wszyscy ludzie są równi, ale niektórzy jakby nieco równiejsi… Te same zasady obowiązują rzecz jasna i w UE, czego kilka przykładów pozwolę sobie przytoczyć.
Pamiętamy wszyscy niezwykle surowe zasady dyscypliny finansowej, jakie Niemcy narzuciły pozostałym unijnym krajom. A jak te same zasady wdrażano w Niemczech? Ano w latach 2008 – 2009 zagrożone kryzysem niemieckie banki dostały kilkaset miliardów euro gwarancji zaś w niemiecką gospodarkę wpompowano 150 miliardów euro na nakręcenie koniunktury. Do miejsc pracy państwo dopłacało, aby nie uległy one likwidacji ( kurzarbeit).
W tym samym czasie Grecji i Portugalii zafundowano cięcie wydatków i równoważenie budżetów dusząc w zarodku wszelki wzrost gospodarczy…
Wszyscy słyszeli o braku solidarności ze strony krajów Europy Środkowo – Wschodniej, które uparcie odmawiają zgody na obligatoryjne ilości „uchodźców”, które wszyscy MAJĄ przyjąć.
Popatrzmy zatem,  ilu ich przyjęły w okresie pomiędzy listopadem 2015 a kwietniem 2016 inne kraje: Francja 349 osób, Finlandia 246, Holandia 98, Belgia 24 ( ! ) i Hiszpania …18 !

Bank wspiera… Niemców

Nikt o tym głośno nie wspomina, zresztą te informacje mają raczej wymiar anegdotyczny w przeciwieństwie do twardych danych dotyczących działalności Europejskiego Banku Centralnego. Przyjrzyjmy się z bliska głównym tej działalności beneficjentom.
Oto pod koniec roku 2014 ogłoszono z przytupem „Plan Junckera” mający na celu rozruszanie unijnej gospodarki. Z tej formy unijnego wsparcia skorzystało – między innymi – 121 firm z pogrążonej w kryzysie Grecji oraz … około 30 tysięcy firm niemieckich !
Kolejnym mechanizmem, przy pomocy którego EBC pompuje pieniądze w unijną gospodarkę jest skupowanie obligacji państw strefy euro, co de facto prowadzi do umorzenia ich emitentom odsetek. Idea chwalebna – popatrzmy na listę beneficjentów owej „akcji charytatywnej”. W ciągu półtora roku trwania akcji umorzono w ten sposób odsetki na łączną kwotę 645,1 mld euro z tego 171,8 mld otrzymały Niemcy, 136,5 mld Francja, 117,8 mld Włochy, 38,2 mld Holandia, 23,6 mld Belgia i 1,6 mld Luksemburg. Jak nietrudno policzyć kraje – założyciele otrzymały  489, 5 mld euro podczas gdy na „dolę” pozostałych 12  obdarowanych krajów wypadło łącznie 155, 6 mld euro – sporo mniej niż dostały Niemcy.
Byłbym zapomniał ! Wśród adresatów tej formy pomocy próżno by szukać walczącej o życie Grecji… Swoistą kwintesencją stosunku  krajów „starej” Unii do jej  „młodszych” członków było zorganizowane zaraz po Brexicie spotkanie w sprawie przedyskutowania działań w zmienionej sytuacji, w którym wzięło udział – cóż za przypadek ! –  sześć krajów, które 60 lat temu utworzyły Pozostałych nie puszczono „na pokoje”.
To „tylko” arogancja – gorzej, że na niej rzecz bynajmniej się nie kończy.  Oto naukowcy Wyższej Szkoły Chemiczno – Technicznej w Pradze stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że TE SAME produkty trafiające do sprzedaży w krajach Europy Zachodniej i Europy Środkowo – Wschodniej znacznie się od siebie różnią. Dla przykładu żywność jest droższa i gorsza jakościowo ale „za to” waga opakowania jest mniejsza pomimo wyższej ceny… Kto miałby jeszcze wątpliwości, może na własny użytek przeprowadzić eksperyment polegający na praniu z użyciem jednego z licznych dostępnych na naszym rynku niemieckich proszków, a następnie powtórzeniu doświadczenia z takim samym proszkiem zakupionym tym razem w Niemczech. Panie domu doskonale wiedzą o czym rzecz idzie…

Demokracja i europejskie wartości

Aby wyrobić sobie zdanie na temat stanu unijnej demokracji najlepiej prześledzić mechanizm podejmowania przez owe gremia decyzji. Dla „większej sprawności” najważniejsze decyzje są procedowane za zamkniętymi drzwiami z udziałem przedstawicieli Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Przewodniczącego Rady Europejskiej. Nie publikuje się dokumentów z owych posiedzeń ani informacji kiedy owe rozmowy się odbywają, czyli całość jest całkowicie poza wszelką kontrolą publiczną. 


Zresztą  czytając opublikowane w czeskich „Literarnich nowinach” rewelacje rodem z ” niejakiego George’a Sorosa zaczynam się zastanawiać, czy opisana forma unijnej „demokracji” nie ma aby solidnego uzasadnienia. W sieci wyłożono listę – jak to określono – „zaufanych sojuszników” Fundacji, gdzie obok członków 11 unijnych komitetów i 26 delegacji wyszczególniono dane… 226 europarlamentarzystów! Zaczyna się robić strasznie…
Do  przytoczonych przykładów można naturalnie dorzucić worek innych – podobnych: manipulowanie opinią publiczną przy pomocy cenzurowanych informacji o kolejnych zamachach, podwójne standardy każące widzieć w premierze Węgier prawie faszystę przy równoczesnym „niedostrzeganiu” faszystowskich bojówek na Ukrainie czy obchodów święta łotewskich formacji SS z udziałem władz tego kraju itd., itd. …
Wydaje się, że zebranego materiału całkowicie wystarcza dla postawienia tezy, że obywatele unijnych krajów coraz lepiej to dostrzegają, co budzi u nich zrozumiałą frustrację i sprzeciw. Ponieważ rządzące Europą „elity” uważają, że nic nie trzeba zmieniać a jedynie przetrwać chwilowy – jak im się wydaje – bunt społeczny, są wszelkie przesłanki po temu, że wspólna Europa może wkrótce przejść do historii.
Co można zrobić aby tak się nie stało? Receptę na opamiętanie podał były szwedzki premier : nie będzie działać, dopóki wszystkie kraje członkowskie nie będą uznawane za równie ważne przy planowaniu wspólnej przyszłości”.
Warto, by główni unijni rozgrywający wzięli to sobie do serca, kiedy 25 marca w Rzymie będą świętować 60-lecie narodzin wspólnej Europy – w przeciwnym przypadku miła impreza urodzinowa ma szanse przekształcić się w stypę …


http://gazetabaltycka.pl/promowane/skad-kryzys-w-europie-oto-jego-przyczyny-czy-ue-przejdzie-do-historii

niedziela, 26 marca 2017

Chiński inwestor w Konsalnecie

20-03-2017, 22:00




China Security & Fire zapłaci Value4Capital prawie 500 mln zł za lidera rynku ochrony. Polska to dla Chińczyków dopiero początek

W biznesie najwyraźniej nie ma sytuacji beznadziejnych. Branża ochroniarska przeżywa trudne chwile po wprowadzeniu minimalnej stawki godzinowej. 13 zł mogło zniweczyć plan sprzedaży Konsalnetu, transakcja jednak tylko trochę się opóźniła. Value4Capital (V4C), właściciel lidera branży ochrony, właśnie podpisał wstępną umowę z China Security & Fire. Zgodnie z przewidywaniami „PB”, Chińczycy mają zapłacić za spółkę 110 mln EUR (470 mln zł).

— Ta akwizycja ma być dla kupującego bramą do Europy. Jest też pokłosiem zwiększonego zainteresowania chińskich firm naszym krajem związanego z ociepleniem wzajemnych relacji na poziomie dyplomatycznym — mówi Jacek Pogonowski, partner Value4Capital i prezes Konsalnetu. Finalizacja transakcji będzie możliwa po uzyskaniu licznych pozwoleń, m.in. urzędu antymonopolowego.
— Planujemy podpisać ostateczną umowę pod koniec wakacji — mówi Jacek Pogonowski. Doradcą Konsalnetu przy transakcji są Vienna Capital Partners oraz Kancelaria Mrowiec Fiałek i Wspólnicy, China Security & Fire korzystał ze wsparcia prawnego kancelarii Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak.


Zaawansowane technologie
China Security & Fire jest notowany na Szanghajskiej Giełdzie Papierów Wartościowych, gdzie ma 12,89 mld zł kapitalizacji. Wbrew opinii, że proces decyzyjny w chińskich spółkach jest bardzo długi, potentat rynku ochrony z Państwa Środka dopiął transakcję stosunkowo szybko. Pomóc mogła kultura organizacyjna spółki nastawionej na ekspansję zagraniczną i akwizycje.
Koncern poinformował niedawno, że planuje kupić aktywa w Australii i Tajlandii za ponad 150 mln EUR. W wyniku tych transakcji stanie się m.in. udziałowcem tajskiego Guardforce Security Services. Chińska spółka, choć działa w tradycyjnej branży, nie stroni od technologii. Ma w ofercie zaawansowane systemy zabezpieczeń technicznych dla ochrony.
— Chcemy mieć dostęp do tych technologii i wykorzystać rozwiązania inwestora w rozwoju oferty Konsalnetu na polskim rynku. Wzrost kosztów pracy branży ochrony powoduje zwiększone zainteresowanie klientów obszarem systemów zabezpieczeń technicznych. Nacisk na rozwiązania technologiczne jest najlepszym sposobem rozwoju w branży, w której koszty osobowe stanowią 80 proc. — mówi Jacek Pogonowski.

Nie czekając na finalizację umowy z inwestorem, Konsalnet prowadzi zaawansowane prace nad wprowadzeniem ICCTV — zaawansowanego systemu monitoringu wizyjnego umożliwiającego automatyczne śledzenie obiektów (np. zdalny obchód budynków czy informacja o ruchu w monitorowanym obszarze).


Technologia ucieczką do przodu
Ostatnie lata przyniosły branży ochrony serię bolesnych zmian — deregulację, ozusowanie umów-zleceń i wprowadzenie stawki minimalnej. Efektem były cięcia zatrudnienia, które nie ominęły Konsalnetu. Lider rynku ochrony zwolnił 3 tys. osób w 2016 r. i kolejny 1 tys. na początku 2017 r. Teraz mówi o planach wzrostu.
— China Security & Fire chce rozwijać Konsalnet, co powinno wpłynąć na zwiększenie poziomu zatrudnienia. Nowy inwestor chce pomóc nam przejmować rynek przez rozwój organiczny i poprzez akwizycje innych podmiotów z branży — mówi Jacek Pogonowski.
Konsalnet miał 824 mln zł przychodów w 2016 r. i 27 mln zł zysku netto. Spółka chce mieć 900 mln zł przychodów w tym roku, a w przyszłym sięgnąć po 1 mld zł.
— Renegocjacja stawek spowodowała konieczność podwyższenia średnio o 20 proc. cen dla klienta. Odeszło jedynie kilka procent kontrahentów — mówi Jacek Pogonowski. Konsalnet to ostatnia inwestycja pierwszego funduszu zarządzanego przez Value4Capital. V4C zbiera pieniądze na kolejny, który powinien mieć wysokość 150 mln EUR. — Fundusz, który nazwaliśmy roboczo Polska Plus, będzie inwestował w Polsce i Europie Środkowej. Na pojedyncze inwestycje chcemy przeznaczyć kwoty do 50 mln EUR — mówi Jacek Pogonowski.


OKIEM EKSPERTA 

Transakcja groźna dla branży

SŁAWOMIR WAGNER
prezes Polskiej Izby Ochrony


Z ekonomicznego punktu widzenia kupowanie teraz w Polsce firmy z branży ochroniarskiej ma sens — po latach niepewności i spadku wartości branży, po wprowadzeniu nowych regulacji dotyczących płac, sytuacja się stabilizuje, a wartość rośnie. Nie sądzę, by przejęcie Konsalnetu wywołało gwałtowne ruchy konsolidacyjne innych graczy. Problem z tą transakcją jest inny. Na rynek wchodzi silna firma z chińskim kapitałem, co może wywołać trzęsienie ziemi. Konsalnet ochrania m.in. obiekty wojskowe. Przejęcie przez Chińczyków może stanowić pretekst do odsunięcia firmy od wrażliwych zleceń. To może być początek lawiny — prywatni ochroniarze mogą pójść w odstawkę na rzecz wewnętrznych służb ochrony. Ostatnio przetarg na obsługę portu lotniczego w Pyrzowicach wygrała Poczta Polska i można się spodziewać, że ona lub inne powiązane ze skarbem państwa spółki będą odbierać teraz prywatnym firmom ochroniarskim kontrakty na ochronę lotnisk, obiektów wojskowych czy urzędów.
© ℗

Podpis: Magdalena Wierzchowska, MZAT
 
 
 
 
https://www.pb.pl/chinski-inwestor-w-konsalnecie-857187

Skrywana tajemnica firm Adidas i Puma (II wś)




Retronauta.pl > Skrywana tajemnica firm Adidas i Puma (II wś)

2015-02-04 Skrywana tajemnica firm Adidas i Puma (II wś)

Obaj należeli do NSDAP. Ich buty mieli żołnierze Wehrmachtu wkraczający do Polski. Podczas wojny produkowali pancerzownice. To skrywana tajemnica założycieli firm Adidas i Puma. Bracia Adolf "Adi" Dassler (założyciel marki Adidas) i Rudolf Dassler (Puma) pochodzili z Bawarii. W ciągu kilkudziesięciu lat przekształcili oni małą rodzinną fabrykę filcowych kapci w dwie najsilniejsze marki butów i artykułów sportowych na świecie. Mieli oni jednak także swoją skrywaną tajemnicę.
Bracia Dassler zostali członkami NSDAP w 1933 roku, zatem tuż po przejęciu władzy przez hitlerowców. Wraz z wybuchem wojny młodszy Adolf mimo powołania do armii po roku powrócił do fabryki. Fabryka ta, zgodnie z koncepcją wolny totalnej, od grudnia 1943 roku produkowała pancerzownice Panzerschreck. Przy produkcji niemieckich bazook pracowali robotnicy przymusowi.

Pancerzownica Panzerschreck to stalowa rura, trochę dłuższa niż 1,5 m. Do strzału rurę kładło się na ramię. Miotała ona pociski kumulacyjne zdolne przebić czołgowy pancerz (do 20 cm) z odległości do 180 m. Ta prosta i skuteczna broń pozbawiła życia wielu alianckich czołgistów.
Polscy pancerniacy spotkali się z masowym użyciem tej broni m.in. w walkach 1 Armii przy przełamaniu Wału Pomorskiego. 

Powrót starszego Rudolfa (stacjonował on m.in. w okupowanej Łodzi) z amerykańskiej niewoli nie został ciepło przyjęty przez brata skoro to właśnie wtedy bracia się poróżnili. Nawet ich żony się pokłóciły. Najprawdopodobniej chodziło o to, że bracia zadenuncjowali wzajemnie na siebie u Amerykanów by wygryźć się z biznesu. 
 
Niechęć do siebie była tak mocna, że nie odzywali się do siebie do końca życia. Mimo mieszkania w tym samym zaledwie 20 tys. bawarskim miasteczku Herzogenaurach. Bo to w Herzogenaurach siedziby firm Adidas i Puma, dwóch największych producentów artykułów sportowych na świecie, są oddalone od siebie zaledwie kilkaset metrów... W 1970 roku wojna między braćmi założycielami przeniosła się na ich synów... 

Rudolf Dassler zmarł w 1974 roku na raka płuc. Adolf Dassler zmarł 4 lata później.
Do dziś w Herzogenaurach znaleźć można jeszcze przywożone całymi wagonami rury pancerzownic, które spawały szwaczki braci Dassler, wykorzystane już w pokojowym celu - jako rynny dachowe i słupki płotów. 

Opracowano na podstawie Bundesarchiv, artykułu Spiegla "Panzerschreck im Schuhimperium", Wikipedii, książek "Rakiety i pociski kierowane" i "PastFinder Nürnberg".

http://www.retronauta.pl/skrywana-tajemnica-firm-adidas-i-puma


Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy


Rozłączna kolonizacja Polski i Litwy

Duży poziom napięcia między Polską a Litwą i trudności we wzajemnym zbliżeniu, wynikają w zasadniczej mierze z tego, że do naszych krajów Niemcy i Rosja zastosowały rozłączny model divide et impera:
- polska przestrzeń informacyjna, czyli rzad dusz, skolonizowana jest przez Niemcy, natomiast polska energetyka przez Rosję;
- litewska przestrzeń informacyjna oraz kulturowa skolonizowana jest przez Rosję, natomiast ekonomia przez Niemcy (euro).
Kwestie typu konflikt o pisownie nazwisk to nie są realne podłoża problemów, lecz preteksty i prowokacje. Prawdziwym natomiast podłożem problemu jest owa rozłączna kolonizacja.
Litwa obecnie usiłuje poradzić sobie z kolonizacją przestrzeni informacyjnej, wdrażajac zmiany dotyczące mediów.

Cytat:
Ekspert: Litwa wciąż pozostaje kolonią Rosji w przestrzeni informacyjnej

Deputowani z litewskich partii "Porządek i Sprawiedliwość", Partii Socjaldemokratycznej , Unii Rolników i Zielonych oraz Akcji Wyborczej Polaków na Litwie zgłosili zmiany do ustawy o informowaniu opinii publicznej. Zdaniem deputowanych, mediom litewskim brakuje kontroli, a nowelizacja pozwoli na wprowadzenie dodatkowych kar.

Na Litwie w związku z tym trwa dyskusja dotycząca ogromnej liczby wyprodukowanych w Rosji materiałów, które ukazują się w telewizji litewskiej.

Politolog Nerijus Maliukevičius z Uniwersytetu Wileńskiego ubolewa, że wbrew oczekiwaniom młodsze pokolenie Litwinów nie uczy się języków europejskich, co zaowocowałoby mniejszą podatnością na rosyjską propagandę. Wg Maliukieviciusa obecnie można zauważyć odwrotny proces.

- Jeśli chodzi o informacje, nadal jesteśmy kolonią należąca do wschodniej przestrzeni informacyjnej. Dowodem jest ilość rosyjskiej produkcji, która przyciąga znaczącą część Litwinów - stwierdza politolog.

Zdaniem deputowanego Laurynasa Kasčiūnasa, taki duża popularność rosyjskiej produkcji telewizyjnej na Litwie może być tłumaczony nostalgią po ZSRS, i odzwierciedla niebezpieczny trend. Jak zauważa poseł, Kreml zrobił z telewizji narzędzie "soft power", odgrywające ważną rolę w wojnie informacyjnej.

- Nostalgia postsowiecka w pewnej części społeczeństwa jest wzmacniana za pomocą różnych filmów i seriali, a na Litwie łączy się to z rozczarowaniem transformacją.

Eksperci podkreślają, że Kreml finansuje największe kanały telewizyjne w Rosji, które produkują i eksportują tanią rozrywkę, filmy oraz seriale. Dzięki niskim cenom ta produkcja jest chętnie kupowana w państwach bałtyckich.
źródło: DELFI Žinios, Lietuvos rytas, DELFI.lv, Eesti Rahvusringhääling
opracowanie BIS - Biuletyn Informacyjny Studium
Studio Wschód TVP
 
http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,739037

Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl
Niemcy zacierają ręce na zachodnie ziemie Polski? “Za ogłoszeniem referendum może lobbować totalna opozycja” Mar 24, 2017

Źródło: NewsWeb.pl http://newsweb.pl

Mitteleuropa – czyli po co był potrzebny przewrót na Ukrainie



Piętka: Międzymorze czy Mitteleuropa – czyli po co był potrzebny przewrót na Ukrainie 

on

17 marca pracownicy jednej z firm na terenie Specjalnej Strefy Ekonomicznej w Mielcu podjęli strajk. Przyczyną strajku były niezadowalające ich warunki płacowe oraz łamanie przez firmę przepisów BHP. „Często nie przestrzega się tu przepisów BHP, aby zrobić wszystko tak jak życzy sobie zarząd firmy. Robią wszystko żeby tylko zwiększyć normy. Do dziś mamy w pamięci tragedię z 2008 roku. Wtedy na trzeciej zmianie zginął jeden z pracowników. Nie chcemy aby ciągłe zwiększanie norm skończyło się kolejnym śmiertelnym wypadkiem. Pośpiech w pracy przy tak niebezpiecznych maszynach, które obsługujemy, to nic dobrego” – powiedział mediom jeden z pracowników. Podejmującym strajk pracownikom kierownictwo firmy oświadczyło, że jeśli nie zadowalają ich warunki pracy, to na ich miejsce przyjdą Ukraińcy. Pracownicy pokazali dziennikarzom skan maila, w którym dyrektor zakładu groził „wyciagnięciem odpowiedzialności służbowej ze zwolnieniem włącznie” tym, którzy nie przyjdą do pracy w sobotę i niedzielę[i].

Firma, w której zagrożono strajkującym pracownikom przyjęciem na ich miejsce Ukraińców jest firmą niemiecką. Funkcjonuje w Specjalnej Strefie Ekonomicznej, czyli nie płaci podatków i korzysta z polskiej siły roboczej, która jest co najmniej trzykrotnie tańsza niż niemiecka. Jak widać, niemiecki właściciel chciałby mieć jeszcze tańszą – z Ukrainy – jeśli polscy pracownicy będą dążyć do niemieckich standardów płacy i BHP. Tutaj jak na dłoni można zobaczyć po co była potrzebna tzw. „rewolucja godności” na Ukrainie.

Właśnie po to, by niemieckim firmom nie zabrakło taniej siły roboczej, która zapewnia im maksymalizację zysku. Także po to, by poziom rozwoju gospodarczego polskich peryferii UE był kontrolowany i nie osiągnął poziomu niemiecko-francuskiego centrum UE, co w języku socjologii nazywa się rozwojem zależnym. Ten przykład pokazuje też czemu służy tzw. integracja europejska w zakresie „swobody przepływu siły roboczej i kapitałów”.

Polski establishment polityczny – także ten używający frazeologii patriotycznej, a zwłaszcza ten – popierał brutalny przewrót polityczny na Ukrainie i popiera masową emigrację zarobkową do Polski mieszkańców zrujnowanej przez oligarchów i trawionej banderowskim szaleństwem Ukrainy. Uzasadnia to sloganem, że wkrótce zabraknie w Polsce rąk do pracy (na skutek kryzysu demograficznego i emigracji zarobkowej Polaków) i że to leży w interesie pracodawców. Powyższy przykład pokazuje jakich pracodawców przede wszystkim.

Obóz polityczny będący aktualnie przy władzy, urządzający nieustannie patriotyczne jasełka, lubi uzasadnić propagandowo swoją politykę wschodnią odwołując się do piłsudczykowskiej idei Międzymorza. Chodziło w tej idei pierwotnie o federację, a potem blok państw pod przewodnictwem Polski pomiędzy Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym. W rzeczywistości jednak postsolidarnościowy establishment – zarówno ten „patriotyczny” jak i „europejski” – realizuje niemiecką koncepcję Mittleuropy, pochodzącą z tego samego czasu co idea Międzymorza, czyli z okresu pierwszej wojny światowej.

Koncepcja Mitteleuropy zakładała utworzenie na wschód od Niemiec – na ziemiach odebranych w toczącej się wówczas wojnie Rosji – szeregu państw formalnie (pozornie) niepodległych o gospodarkach zależnych od gospodarki niemieckiej i mających wobec gospodarki niemieckiej charakter uzupełniający. To znaczy, że miały to być gospodarki pozbawione ciężkiego i nowoczesnego przemysłu, dostarczające Niemcom półwyrobów przemysłowych i płodów rolnych. Nazywano to „gospodarką wielkiego obszaru” (Grosswirtsaftsraum).

Klęska Niemiec w pierwszej wojnie światowej uniemożliwiła realizację tych planów, ale zostały one zrealizowane po 1989 roku. Urzeczywistnieniu przystosowanej do współczesnych realiów koncepcji Mitteleuropy służył neoliberalny model transformacji ustrojowej byłych państw socjalistycznych Europy Środkowej (zwłaszcza Polski) i włączenie ich do Unii Europejskiej oraz „kolorowe rewolucje” na Ukrainie. Taką właśnie koncepcję geopolityczną realizowały i realizują elity polityczne Polski od 1989 roku, niezależnie od tego jak pięknie patriotyczną lub modernistyczną dekoracją to maskują. Elektorat obecnej partii rządzącej – nieustannie faszerowany smoleńską i patriotyczną narracją – może sobie wierzyć nawet w Międzymorze, a elektorat obecnej opozycji może sobie wierzyć w „jedność i solidarność europejską”, demokrację i coś tam jeszcze, co w niczym nie zmienia faktu, że jedni i drudzy docelowo otrzymają Mitteleuropę.

[i] „Na wasze miejsce przyjdą Ukraińcy” – pracownicy mieleckiej tłoczni protestują przeciw niskim płacom, www.kresy.pl, 18.03.2017; Strajki na strefie? „Jeśli wam się nie podoba, weźmiemy Ukraińców!”, www.lokalnie24.com, 18.03.2017; To się dzieje w Polsce! Niemiecka firma do pracowników z Mielca: „Albo pracujecie za grosze po 12 godzin, albo bierzemy Ukraińców”, www.wolnosc24.pl, 18.03.2017.

http://konserwatyzm.pl/artykul/24392/pietka-miedzymorze-czy-mitteleuropa-czyli-po-co-byl-potrzebny-przewrot-na-ukrainie/


Zachód próbuje zmienić świadomość Białorusinów


Piotr Piatrouski: Zachód próbuje zmienić świadomość Białorusinów


Od Redakcji: Prezentujemy opatrzoną komentarzem wypowiedź Piotra Piatrouskiego, szefa białoruskiego Konserwatywnego Centrum NOMOS, dla portalu Agencji Prasowej „Charków” odnośnie nowej strategii Zachodu wobec Białorusi. Polecamy także wywiad z liderem NOMOSU.


Kraje zachodnie, mające poważny wpływ na życie polityczne Ukrainy, próbują uczynić na Białorusi dokładnie to samo, co miało miejsce w Kijowie.
Wybory na prezydenta Białorusi w 2015 roku po raz pierwszy od 2001 roku odbywają się bez udziału kandydatów reprezentujących radykałów i ekstremistów. Obywatele nie poparli tych sił i nie dali im możliwości kandydowania w 2015 roku. Świadczy to jednak o czymś jeszcze.


Przewodniczący Konserwatywnego Centrum NOMOS (Mińsk, Białoruś), Piotr Piatrouski, w rozmowie z korespondentem Agencji Prasowej „Charków” powiedział, że Zachód zmienił strategię w stosunku do Białorusi. Na początku korzystał z techniki przewrotu państwowego i począwszy od wyborów w 2001 roku, finansował siły mające na celu wywołanie kolorowej rewolucji. Po 2011 roku Zachód postawił na transformację systemu od wewnątrz, poprzez zmianę zbiorowej świadomości Białorusinów i geopolityczne przeorientowanie elit.


«Dlatego, począwszy od 2011 roku, kraje zachodnie przekierowały finansowanie z partii politycznych na prozachodnie organizacje pozarządowe zajmujące się edukacją, ideologią, wolontariatem oraz działalnością analityczną i naukową. Nadchodzi nakierowana na określony cel praca nad społeczeństwem białoruskim. Zachodnie NGO tworzą marki, modę, wzorce dla aktywnej części społeczeństwa oraz inspirują przenikanie do społeczeństwa wskazań dotyczących wartości. W swoim czasie niemiecki filozof Hans Ulrich Gumbrecht podobną strategię na przykładzie upadku rządów frankistowskich nazwał demokraturą. Z jednej strony w społeczeństwie wyśmiewa się wartości systemu, a ideologiczna inicjatywa jest w rękach oponentów, z drugiej strony elity przyswajają wartości Zachodu. Wiemy dobrze, że w Hiszpanii doprowadziło to do całkowitego wchłonięcia państwa przez blok zachodni.» – powiedział ekspert.


Piatrouski jest przekonany, że, póki co, Białoruś nie jest w takiej sytuacji. Ale, jak zaznaczył ekspert, jedyny kandydat opozycji, Tatiana Karatkiewicz, ma na celu wejście w białoruski system polityczny poprzez odseparowanie się od władzy.


«W aktualnym etapie normalizacji stosunków pomiędzy Białorusią i UE także władzy jest na rękę stworzyć lojalną wobec siebie opozycję pozostającą wewnątrz systemu. Zrozumiałe jest, że szczytem możliwości Karatkiewicz jest 8-12% głosów. Jednak na tle kryzysu na Ukrainie i te cyfry wydają się być mało realne. Według mnie Karatkiewicz zdobędzie 3-6% głosów, biorąc pod uwagę kryzys ukraiński. Jeśli jednak uda się jej osiągnąć wynik zbliżony do górnej granicy przewidywań, będzie to dla niej wyraźny sygnał, że w wyborach parlamentarnych w 2016 roku jej siła polityczna „Mów prawdę” może zdobyć kilka miejsc.» – powiedział Piatrouski.


Wedle słów eksperta, radykałowie i ekstremiści także nie próżnują. Chcą odzyskać źródło pomocy finansowej i dlatego robią wszystko co się da, by nowy scenariusz Zachodu został zarzucony. Polityczny chuligan Statkiewicz, który niedawno wyszedł na wolność, w ciągu miesiąca kilkakrotnie naruszył białoruskie prawo. To wszystko, według Piotrowskiego, świadczy o tym, że w dniu wyborów on i inni ekstremiści mogą dokonać prowokacji mających na celu dyskredytację procesu wyborczego i wstrzymanie normalizacji stosunków z UE.

Ilia Muromski
(z j. rosyjskiego przeł. Michał Górski)


http://xportal.pl/?p=23003

 

Jak Maryja z Nazaretu dała flagę Unii Europejskiej


Marcin Dobrowolski 

wczoraj, 25-03-2017, 00:00



"Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu." Fragment Apokalipsy św. Jana z Nowego Testamentu stał się inspiracją dla projektanta flagi europejskiej. Źródło natchnienia wyjawił jednak dopiero na łożu śmierci.
Już w latach 20. XX wieku pojawiły się pierwsze koncepcje sztandaru symbolizującego ruch paneuropejski. Przedstawiał on na błękitnym tle kulę słoneczną z czerwonym krzyżem. Projekt ten został uznany na oficjalną flagę Międzynarodowej Unii Paneuropejskiej. Drugim projektem była zielona litera "E" na białym tle wprowadzona Kongresem europejskim w Hadze w 1948 r. Żadna z nich nie została zaakceptowana przez przedstawicieli Rady Europy, organizacji powstałej w 1949 r. Powołany w 1950 r. specjalny komitet Rady Europy miał przyjąć flagę organizacji. Zgłoszono ponad 100...
 
 
 ciąg dalszy sprwwdzić
https://www.pb.pl/skad-sie-wziela-europejska-flaga-813572?utm_source=facebook.com&utm_medium=sm&utm_campaign=socialfb

sobota, 25 marca 2017

Pod parasolem ABW - Amber Gold!


Pod parasolem ABW! „Gazeta Finansowa” ujawnia, kto był założycielem piramidy Amber Gold!



Pomimo kilkunastu miesięcy rządów PiS-u w działalności Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie widać „dobrej zmiany”. Kluczowe stanowiska wciąż piastują zaufani ludzie poprzedniej władzy, nadzorujący sprawy i śledztwa, które skończyły się kompromitacją służby. Tak więc agencją kierują dziś… spece od zamiatania pod dywan afery Amber Gold. Funkcjonariusze ABW dotarli bowiem do informacji, kto naprawdę założył piramidę finansową Amber Gold, ale nic z tą wiedzą nie zrobili. Dziś trzon „starych” funkcjonariuszy agencji, sam siebie nazywający w żartach Mordorem (kraina „zła” w słynnych powieściach J.R.R. Tolkiena), pozostał nienaruszony. Czy można się więc dziwić, że ABW jest równie nieskuteczna, co za rządów PO, skoro praktycznie nic się nie zmieniło?

Kroniki zapowiedzianej zmiany
Gdy 19 listopada 2015 r. profesor Piotr Pogonowski (w listopadzie skończy 44 lata) został mianowany pełniącym obowiązki szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), można było mieć nadzieję, że uzdrowi on sytuację wewnątrz agencji. Tak się nie stało. Wytrawni gracze z ABW z poprzedniej ekipy owinęli sobie prof. Pogonowskiego wokół palca, zapewniając o swojej lojalności. Skutek? Po szesnastu miesiącach urzędowania Pogonowskiego na stanowisku szefa ABW okazuje się, że w agencji rządzą ludzie poprzedniego układu. Wielu z nich ma na koncie „zamiatanie pod dywan” ciemnych spraw poprzedniej ekipy rządzącej, łącznie z tą, która tak bardzo zajmuje dzisiaj uwagę sejmowej komisji śledczej, badającej sprawę afery Amber Gold. Trudno sytuację tę uznać za coś normalnego.

Jak „oswojono” „Tygrysa” od Amber Gold
Wśród kluczowych ludzi rządzących dziś agencją jest płk Sylwester Lis, obecnie dyrektor Departamentu Kontrwywiadu, czyli najważniejszego pionu w ABW. W latach 2009–2015 Lis był naczelnikiem wydziału I w Departamencie Kontrwywiadu i w praktyce odpowiadał za koordynację działań delegatur terenowych ABW. Gdy w 2012 r. wybuchła afera Amber Gold, został wysłany przez szefa ABW Krzysztofa Bondaryka ze specjalną misją do Gdańska. Zapewne w papierach ABW jest napisane, że miał pomagać i koordynować śledztwo. Skutek jego działań był jednak taki, że nie doszło do ujawnienia kontaktów działaczy gdańskiej PO z prawdziwym „mózgiem” Amber Gold, czyli gangsterem o pseudonimie „Tygrys”, którego nazwisko pojawia się w aktach śledztwa prokuratury w sprawie Amber Gold. Wspomniany „Tygrys” to były oficer komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, a po jej rozwiązaniu jedna z kluczowych postaci w trójmiejskim biznesie. To właśnie on – zdaniem naszych rozmówców z ABW – zaplanował całe Amber Gold i do tego celu wybrał Marcina P., który był jego słupem. „Tygrys” miał również nader bliskie kontakty z działaczami PO w Trójmieście, sięgające nawet otoczenia samego Donalda Tuska. Nadzór Lisa na śledztwem doprowadził do tego, że wspomniane fakty w żaden sposób nie pojawiły się w ustaleniach, jakich agencja miała dokonać w sprawie Amber Gold i jej powiązań z politykami.

Innym zausznikiem Pogonowskiego jest płk Marek Bogdański, obecnie zastępca dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Audytu. Pod koniec rządów koalicji PO–PSL Bogdański został mianowany zastępcą dyrektora Delegatury ABW w Gdańsku. On również brał czynny udział w śledztwie w sprawie afery Amber Gold. Wiemy, z jakim skutkiem.

Funkcjonariusze gdańskiego kontrwywiadu, z którymi rozmawialiśmy, wskazali, że za jego czasów niszczono w ABW dokumentację, która mogłaby kompromitować poprzednie kierownictwo tej placówki. Akcja niszczenia dokumentów miała zostać sfinalizowana w końcu października 2015 r. zaraz po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych.

Człowiekiem Pogonowskiego stał się także płk Arkadiusz Smędek, który został przez niego mianowany dyrektorem Centrum Antyterrorystycznego (CAT) Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, które jest jednostką koordynacyjno-analityczną w zakresie przeciwdziałania terroryzmowi i jego zwalczania. Wcześniej przed dojściem PiS-u do władzy kierował gdańską Delegaturą ABW. Płk Smędek także brał udział w nieudolnym śledztwie w sprawie Amber Gold. Mocno obciążała ona agencję, zwłaszcza jej gdańską placówkę. Wszyscy wymieni należą dzisiaj w ABW do „grupy trzymającej władzę”.
Cały tekst można przeczytać w bieżącym wydaniu tygodnika „Gazeta Finansowa”.

E-WYDANIE: https://wogoole.pl/marzec/393-gazeta-finansowa-122017.html

polskaniepodlegla.pl
 
 
 
https://rpolska.wordpress.com/2017/03/25/pod-parasolem-abw-gazeta-finansowa-ujawnia-kto-byl-zalozycielem-piramidy-amber-gold/

W szczepionkach jest obce DNA z abortowanych płodów ?


Wydaje się to nieprawdopodobne, że w szczepionkach jest obce DNA z abortowanych płodów

w Niemowlę, Zdrowie dziecka


Zgodnie z szokującymi badaniami opracowanymi przez znaną doktor fizjologii molekularnej i komórkowej z Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii materiał genetyczny będący składnikiem wielu szczepionek powoduje autyzm i nowotwory.

Dr Teresa Deisher odkryła, że pozostałości DNA komórek z abortowanych płodów wykazują zarówno właściwości onkogenne jak i zakaźne w szczepionkach oraz mogą powodować wady genetyczne i autyzm.

Dr Teresa Deisher nie jest jakimś oszołomem, który wymyśla sobie ad hoc taką teorię. Jej badania oparte są o 20 lat doświadczeń w dziedzinie biotechnologii i rozwoju szczepionek, więc można przyjąć, że wyniki są niepodważalne. Dodatkowo jest doktorem na jednej z najlepszych uczelni na świecie – Uniwersytecie Stanforda plasowanego na równi z Harvardem.
„Fragmenty obcego DNA mogą zostać włączone do genomu dziecka i zakłócą normalne funkcjonowanie genu, co może doprowadzić do zmian autystycznych” napisała dr Deisher w artykule zatytułowanym „Spontaniczna Integracja fragmentów ludzkiego DNA w genomie biorcy” („Spontaneous Integration of Human DNA Fragments into Host Genome”).
Szczepionki wykonane na bazie linii komórek pobranych z płodów ludzkich mają również wpływ na zachorowalność na raka. Dr Deisher wskazuje, że przerwane ludzkie komórki embrionalne są bardzo problematyczne zarówno pod względem zaburzeń rozwoju mózgu jak i normalnego funkcjonowania komórek.
W szczególności w odniesieniu do szczepionek MMR (odra, świnka, różyczka), na ospę wietrzną oraz szczepionek przeciw WZW A analiza statystyczna sporządzona przez dr Deisher ujawnia, że szczepionki wykonane na bazie ludzkich płodowych linii komórkowych, które mogą zawierać zanieczyszczenia retrowirusowe są związane ze zwiększonym ryzykiem zarówno autyzmu jak i raka. Może być to odpowiedzialne za prawdziwą epidemię zaburzeń autystycznych u dzieci (których ilość od 1979 roku wzrasta w tempie wykładniczym) oraz także epidemię białaczki czy chłoniaków.
FDA przymyka oko na obecność obcego ludzkiego DNA w szczepionkach. FDA jest świadoma możliwych mutacji genetycznych u ludzi po wstrzyknięciu szczepionki, ale Agencja, która ma na celu dbanie o ludzkie zdrowie nie zrobiła nic, aby wycofać takie szczepionki z obiegu. Jedyne co zrobiła, to określiła maksymalną dozwoloną ilość resztkowych komórek płodowych na 10 nanogramów, jednocześniej przyznając, że nawet taka ilość może być szkodliwa.

Wg raportu FDA:

„DNA jest biologicznie aktywną cząsteczką, której działanie stwarza znaczne zagrożenie dla osób zaszczepionych, więc ilość DNA musi być ograniczona, a jego działalność zmniejszona.”

Badania dr Deisher wykazały, że niektóre szczepionki obecne na rynku zawierają znacznie więcej niż dopuszczalne minimum. Niektóre zawierają od 142 ng nawet do 2 000 ng na dawkę, przekraczając dopuszczalny limit 200-krotnie!



Historycznie szczepionki były wytwarzane w oparciu o linie komórek zwierzęcych, gdzie wirus rósł i namnażał się, a następnie poddawany był dalszej obróbce w celu przygotowania do wpakowania go do strzykawki. W 1979 wprowadzone zostały zmiany w produkcji szczepionek i niektóre ze szczepionek zaczęły bazować na ludzkich liniach komórkowych. Zmiany te zostały wykonane z nadzieją na zmniejszenie reakcji alergicznych u dzieci otrzymujących szczepionkę wykonaną w jajach kurzych. Jednakże, zmiany, które miały wyjść na dobre, przyczyniają się raczej do jeszcze poważniejszych problemów. Jednocześnie, wraz z wprowadzeniem szczepionek na bazie ludzkich komórek z abortowanych płodów zwiększyła się ilość zaburzeń autystycznych. Szczepionki te zawierają pozostałości ludzkich fragmentów DNA. Gdy DNA wnika do genomu innej osoby może powodować to mutacje, w tym mutacje prowadzące do raka lub zaburzeń autystycznych.
Oliwy do ognia dolewa również tiomersal, który również powoduje przerwania DNA, suma tych czynników, jak również faktu, że coraz później zachodzimy w ciążę i płodzimy dzieci (wbrew pozorom wiek ojca ma tu również istotne znaczenie, jakość spermy decyduje o trwałości powiązań DNA) skutkuje epidemią autyzmu.
Ilość potrzebnych do wytworzenia szczepionek jest zbyt duża (no w końcu to główne źródło przychodów firm farmaceutycznych), aby produkować je w probówce, a więc muszą być wytwarzane przy użyciu linii komórkowych. Końcowe produkty zawierają zanieczyszczenia z linii komórkowej używanej do wytwarzania leku lub szczepionki. Gdy stosowane są linie komórek zwierzęcych, zanieczyszczenia te są rozpoznawane przez nasz system odpornościowy jako „obce” i są eliminowane z naszego ciała. Jednak, gdy stosuje się pierwotne ludzkie linie komórkowe (na bazie komórek abortowanego płodu ludzkiego) zanieczyszczenia te mogą wywoływać choroby autoimmunologiczne lub niestabilność genomu. Gdy używamy ludzkich komórek w szczepionkach wstrzykujemy do własnego krwiobiegu DNA obcego człowieka i jego potencjalne wirusy.
Przedstawiam tu pewne spojrzenie na problem, które wydaje mi się dość logiczne. Może otworzę Ci oczy na pewne rzeczy, może postanowisz coś zmienić, a przynajmniej zastanowisz się czy na pewno chcesz zaszczepić swoje dziecko.
Źródła: http://www.naturalnews.com/053455_vaccines_DNA_fragments_aborted_fetal_cells.html#ixzz44W48sE6b
http://soundchoice.org


http://noemidemi.com/wydaje-sie-to-nieprawdopodobne-ze-w-szczepionkach-jest-obce-dna-z-abortowanych-plodow/