Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niemieckie tajemnice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niemieckie tajemnice. Pokaż wszystkie posty

piątek, 23 kwietnia 2021

Dołączył?

 



Ciekawe, czy on wie, dlaczego ten kadr wygląda tak, a nie inaczej - i jaki rebus reprezentuje.

Raczej wie.


Przecież gorliwie zaatakował Białoruś.


A może to już nie jest on??


------------------------------------------------------------------------------------------------


Tym co słuchają kłamstw przypominam - jeśli ktoś traktuje cię jak najgorszego wroga - widocznie jesteś nim dla niego.

Nawet jeśli nie rozumiesz dlaczego.


-------------------------------------------------------------------------------------------------


Będą zbierać informacje o wszystkich - dokładnie kto z kim mieszka - bo chcą mieć kontrolę nad przepływem informacji.

Jasnowidz będzie miał robotę?



Dano mi do zrozumienia, że każdego w mojej sprawie będą oszukiwać.


Pomimo lockdownu - a może pod jego wpływem? - wielu ludzi dowiedziało się o mnie.

Widzę to wyraźnie na ulicy, jak wielu ludzi zwraca na mnie uwagę.


Ograniczają skupiska ludzi, ograniczają kontakty i wymianę informacji pomiędzy ludźmi, a jednocześnie:


– Z powodu pandemii świat na chwilę się zatrzymał. 

Wracając na tory rozwoju nie pozwólmy, aby to były tory stare – zaapelował (Duda)



Celowo "zatrzymali świat" - ale w jakim celu?



Jak zauważa białoruski analityk:


Europa Wschodnia staje się jedną z kluczowych regionów, gdzie walka między agencjami wywiadowczymi, korporacjami i strukturami wpływów już trwa i będzie kontynuowana w przyszłości - analityk jest pewien. - Ten trend raczej nie ustąpi w ciągu najbliższych kilku lat, jest zbyt wiele obawy krajów zachodnich o możliwą utratę technologicznego, a tym samym gospodarczego i geopolitycznego przywództwa na świecie, dlatego działania Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i ich sojuszników w Europie stają się coraz bardziej surowe, nieodpowiedzialne, niosące bezpośrednie zagrożenie dla naszego interesy narodowe 

Według niego świat postkoronawirusowy to świat drapieżnej redystrybucji stref wpływów, to dość wyraźnie obserwujemy w naszym regionie, gdzie walka toczy się nie tyle o Donbas, Krym czy Ukrainę jako całość, ale o możliwości zaistnienia w świecie przyszłości, w świecie nowych technologii i tworzonej przez nie ludzkości.

„Ale żeby mieć szansę na tym świecie, trzeba przynajmniej przeżyć i przetrwać. Weszliśmy w erę nowej zimnej wojny, którą można przetrwać, biorąc pod uwagę lekcje poprzedniej: nie ma potrzeby aby rozproszyć siły, nie ma potrzeby ideologicznej egzaltacji, zamiast tego lepiej mieć strategiczne oparcie na grze przez długi czas, współpracę z nowymi liderami rozwoju, zachowanie własnej państwowości mimo wszystko. Receptury są proste, ale pomogą nam dokonać przejścia fazowego i zachować godne miejsce w historii ”- podsumowuje ekspert



Rozumiecie lęk - i chciwość - niemieckiej agentury w Polsce?

Trzymają ludzi w nieświadomości i pod kontrolą, mając nadzieję, że za waszymi plecami dokonają wyłomu i znowu was okradną.


Pamiętajcie o tym:


https://maciejsynak.blogspot.com/p/lista-postow.html



i uważajcie.



Jeśli coś wygląda jak kaczka, pływa jak kaczka i kwacze jak kaczka - to prawie na pewno jest to kaczka.




https://www.belta.by/society/view/dzermant-zagovor-i-novaja-konfiguratsija-sil-u-granits-bespretsedentnyj-vyzov-dlja-nashej-438546-2021/

https://www.tvp.info/53450209/szczyt-klimatyczny-prezydent-andrzej-duda-trzeba-realizowac-ambitna-polityke-klimatyczna






niedziela, 17 stycznia 2021

Chcą odkryć największą tajemnicę Skarszew.

 Ale im się śpieszy...


Niedawno dopiero co wykonali badania georadarowe, a już w styczniu robią odwierty...

I TO W ZMROŻONEJ NA KAMIEŃ ZIEMI !!

Wczoraj było tam minus 16 stopni Celsjusza!


W Skarszewach trwają poszukiwania dawnego przejścia podziemnego pomiędzy Zamkiem Joannitów a kościołem św. Michała Archanioła. W czasie odwiertów pobierane są próbki gleby, które dla archeologów są ważnym materiałem do analizy.


- Mimo zimy mamy gorące wieści dotyczące jednej z największych tajemnic Skarszew. W pobliżu Zamku Joannitów rozpoczęły się profesjonalne odwierty - są one prowadzone w miejscach wskazanych latem ub.r. w czasie badań archeologicznych i dzięki nim mamy szansę potwierdzić istnienie średniowiecznego przejścia łączącego zamek z kościołem św. Michała Archanioła - czytamy na fanpageu Skarszewy. - W pracach, które mają potrwać kilka dni, uczestniczą - podobnie jak poprzednio - archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego, a wszystko odbywa się z inicjatywy gminy Skarszewy i Gminnego Ośrodka Kultury i Biblioteki Publicznej.








Rozumiem, że to z tego powodu....

https://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-koscioa-w-skarszewach.html






https://starogardgdanski.naszemiasto.pl/chca-odkryc-najwieksza-tajemnice-skarszew-zdjecia/ar/c13-8091163



czwartek, 30 sierpnia 2018

Tajemnica kościoła w Skarszewach


 2013

Miłośnicy historii Skarszew wraz z parafią pw. św. Maksymiliana Kolbego chcą w ten weekend odtworzyć historyczne wydarzenie z 1741 r., jakim było zbudowanie świątyni w 24 godziny. Uda się kościół w Skarszewach zbudować w dobę i tym samym pobić rekord Guinnessa? 







czyli o tym, jak niemcy Polaków ..ten... tego... bez mydła.

Najpierw obszerne fragmenty tekstu z kociewiaków..






Z pokolenia na pokolenie przekazywano w grodzie nad Wietcisą piękną legendę o tym, jak w Skarszewach w ciągu 24 godzin zbudowano ewangelicki zbór. Po przebadaniu materiałów historycznych z poprzednich stuleci udało się udokumentować, że stara legenda jest w znacznym zakresie relacją z prawdziwego wydarzenia. Okazało się, że w ciągu jednej nocy z 14 na 15 września 1741 roku, z elementów budowlanych przywiezionych z Gdańska na 131 wozach, wybudowano w Skarszewach ewangelicki kościół.


Od początku siedemnastego wieku trzy kolejne ewangelickie zbory w Skarszewach wbudowane były w trójstronną basztę średniowiecznego muru miejskiego, usytuowaną ongiś u wylotu ulicy Kościelnej. Pierwszy basztowy zbór spłonął najprawdopodobniej w 1629 roku, podczas pierwszej wojny polsko-szwedzkiej. Niektórzy historycy podają , że kościół ten uległ zniszczeniu nieco później - w 1630 lub 1631 roku.

Następny zbór ewangelicki wybudowano na tym samym miejscu w 1635 roku. Służył on wiernym przeszło sto lat. Ostatnie chwile użytkowania tego kościoła były niezwykle dramatyczne. Ich opis znamy ze sprawozdania rządcy skarszewskiego zboru - kaznodziei Johanna Christopha Weise, który w 1741 roku doprowadził do zbudowania nowego kościoła ewangelickiego.





Ze sprawozdania wynika, że w święto wielkanocne 1741 roku, zaraz po rozpoczęciu mszy, świątynię wypełnił krzyk przerażenia. Z jednej strony wołano, że pękają belki, z drugiej – iż wybuchł pożar. Mimo, że obydwa alarmy były nieprawdziwe, ludzie tłocząc się do wyjścia i zeskakując z empor (wewnętrznych „balkonów” wspartych na kolumnach), wzajemnie się przygniatali. Kilka osób wskutek obrażeń wkrótce zmarło.

Choć całe zdarzenie spowodowane było nieuzasadnioną paniką, kaznodzieja Weise przyznaje, że ze względu na zły stan zboru, pęknięcie belek i załamanie empor stanowiło realne zagrożenie.

Orzeczenie rzeczoznawców było jednoznaczne: zbór nie nadaje się do remontu, należy go rozebrać. Te tragiczne wydarzenia i nakaz natychmiastowego zamknięcia świątyni spowodowały, że kaznodzieja Johann Weise zwrócił się do gdańskich ewangelików o pomoc przy budowie nowej świątyni. Ojcowie tego miasta wysłuchali jego prośby.

Darowizny w wysokości 900 florenów, które po trzykroć przez dostojną Radę otrzymał, pozwoliły na wynajęcie gdańskiego mistrza ciesielskiego Johanna Christopha Rohra. Drewniane elementy do budowy kościoła zostały potajemnie zamówione poza Skarszewami z obawy, że polski król na wieść o czynionych przygotowaniach mógłby zakazać budowy zboru. Kaznodzieja Weise podaje, że materiały budowlane nadeszły z Gdańska na 131 wozach, pod opieką 94 żołnierzy ( jako robotników), 24 cieśli, 12 murarzy i 20 pomocników.

Wyobraźmy sobie, jaką sensację musiał wzbudzać już sam wyjazd z Gdańska mierzącej ponad kilometr kolumny wozów z materiałami budowlanymi, w eskorcie prawie setki potężnych gdańskich żołnierzy i licznych rzemieślników, głównie cieśli okrętowych i murarzy. Zapewne nawet w takiej metropolii jak Gdańsk nie był to widok powszedni, a co dopiero w położonych przy drodze przejazdu małych miejscowościach.






Po dotarciu na plac budowy, mimo protestów katolików, w ciągu zaledwie 24 godzin rozebrano starą świątynię i na jej miejscu wybudowano nowy ewangelicki zbór w konstrukcji „pruskiego muru”. Miał on 8,80m długości, 8,15m szerokości i okazałą wieżę, zakończoną chorągiewką z rokiem budowy, o wysokości ponad 27 metrów. Wieści o pomyślnym finale tego doskonale zaplanowanego i precyzyjnie wykonanego przedsięwzięcia rozeszły się szerokim echem w całych Prusach Królewskich. Dotarły nawet do polskiego króla wraz z skargą na zbrojny najazd grodu nad Wietcisą. Jednakże po fakcie gdańska Rada potrafiła skutecznie odeprzeć wszelkie zarzuty.

Słynny skarszewski zbór istniał 140 lat, do roku 1881. Wtedy to konsekrowano nowy, istniejący do dziś, kościół ewangelicki zbudowany za niebagatelną kwotę 180 tysięcy marek. Zasłaniający boczne wejście do nowej świątyni basztowy zbór został rozebrany, a zdatne do użytku drewno sprzedano gospodarzowi z Olszanki , który wybudował z niego wiatrak. 



 


LEGENDARNE WĄTKIWspaniałe dzieło gdańskich budowniczych w następnym stuleciu przeszło do legendy. Według niej polski król (albo wojewoda – w innej wersji legendy), będąc w nastroju do żartów, uległ prośbie skarszewskich ewangelików i wyraził zgodę na budowę nowego zboru, pod warunkiem ukończenia budowli w ciągu 24 godzin. Mimo to ewangelicy podjęli próbę budowy kościoła w tym nierealnym na pozór czasie. Dalszy przebieg akcji niemal dokładnie pokrywa się z faktami historycznymi. Legendarne jest tylko zakończenie, które podaję za nieżyjącymi już skarszewskimi gawędziarzami i niemieckimi publikacjami z dziewiętnastego wieku.

Gdy nadszedł świt, budowa ewangelickiego zboru w Skarszewach była na ukończeniu. Za kwadrans upływał czas wyznaczony na wykonywanie robót.. Wtedy na budowie zapanowało wielkie zamieszanie. Zginął gdzieś drewniany bolec potrzebny do połączenia ostatniej belki konstrukcyjnej. Bez tego nie uznano by dzieła za skończone. Robotnicy przeszukali wszystkie kąty. Bezskutecznie. Bolca nigdzie nie było. Budowniczym zostało tylko kilka minut. Ktoś chwycił za siekierę próbując wyciosać brakujący element, choć wiadomo było, że już nie zdąży.





Kiedy klęska ewangelików była przesądzona, z tłumu gapiów przecisnął się katolicki chłopiec. Podbiegł do głównego cieśli i wskazał oddalającego się mnicha jako sprawcę kradzieży poszukiwanego bolca. Bez słowa, z szybkością błyskawicy dopadli go potężni rzemieślnicy i odebrali mu brakujący element budowlany. Najzręczniejszy gdański cieśla okrętowy chwycił bolec i po rzuconej mu z góry linie wdrapał się na szczyt budowli. Przyłożył drewniany koł do otworu w belce i wielkim młotem wbił go do środka , łącząc ostatnie belki konstrukcyjne.

W tym momencie rozległo się donośne bicie zegara na wieży skarszewskiej fary, oznaczające całkowite wstrzymanie robót. Koniec wieńczy dzieło. W takich okolicznościach, według legendy, zakończono budowę zboru. Chłopiec, który udaremnił niecne zamiary mnicha, został hojnie nagrodzony, a skarszewscy ewangelicy zaprosili zebranych katolików do wspólnej uczty. Przed zbór zajechały wozy pełne beczek dubeltowego gdańskiego piwa, mocnej tabaki i przeróżnego jadła. Wszyscy mieszkańcy Skarszew i okolicznych wiosek przez wiele godzin w dobrej komitywie świętowali pojednanie. Tak oto katolickie dziecko przyczyniło się do pogodzenia zwaśnionej na tle wyznaniowym społeczności grodu nad Wietcisą.

CENNE ZABYTKIPo basztowych zborach zachowało się niewiele pamiątek. Szczęśliwie, na dachu zakrystii poewangelickiego kościoła, przetrwał do naszych czasów niezmiernie ciekawy zespół zabytków z dawnych ewangelickich świątyń. Są to zamocowane na jednym maszcie dwie historyczne chorągiewki wieżowe oraz stanowiący ich zwieńczenie promienny krzyż. Starsza chorągiewka, częściowo zniszczona, pochodzi z luterańskiego kościoła zbudowanego w 1635 roku. Natomiast młodsza zdobiła ongiś legendarny zbór z 1741 roku.

W Muzeum Skarszew, z okien którego roztacza się najwspanialszy widok na kościół poewangelicki i dziedziniec, gdzie kiedyś stały kolejno trzy basztowe zbory, przygotowywana jest ekspozycja pamiątek związanych z tymi obiektami. Wśród zabytków są takie rarytasy, jak blaszany półksiężyc z chorągiewki wieżowej kościoła ewangelickiego z 1741 roku oraz pieczęć Parafii Ewangelickiej w Skarszewach, na której najprawdopodobniej znajduje się wizerunek pierwszego basztowego zboru, spalonego przez Szwedów w 1629 roku . Ze względu na atrakcyjność zgromadzonych eksponatów, związanych z burzliwymi dziejami grodu nad Wietcisą, warto będzie odwiedzić utworzone z inicjatywy burmistrza Dariusza Skalskiego Muzeum Skarszew. Otwarcie tej placówki zaplanowane jest na 9 października bieżącego roku.
Edward Zimmermann

Za magazynem Kociewiak - dodatek do piątkowego wydania Dziennika Bałtyckiego. 





Tyle legenda, a może raczej – zafałszowana historia....



Jak było naprawdę?




A więc, było to tak....



Prawdopodobnie odpadł tynk i w ścianie zauważono nietypowy element budowlany – (Zginął gdzieś drewniany bolec potrzebny do połączenia ostatniej belki konstrukcyjnej. Robotnicy przeszukali wszystkie kąty. Bezskutecznie. Bolca nigdzie nie było ) domyślam się co to było, ale nie będę o tym pisał. Żeby go wydobyć trzeba było rozebrać ścianę nośną budynku, stąd cała afera...

świątynię wypełnił krzyk przerażenia. Z jednej strony wołano, że pękają belki, z drugiej – iż wybuchł pożar. Mimo, że obydwa alarmy były nieprawdziwe,

Kiedy zauważono ten element, podjęto szybką decyzję – niewygodnych świadków zabito zrzucając ich z empor, skacząc im po głowie, bądź kopiąc i bijąc pięściami.
Jeszcze do końca nie ustalili wersji, jaka katastrofa, ale też krzykami starali się zagłuszyć krzyki ofiar....

PO morderstwie rozgłoszono fałszywe wieści i kościół zamknięto na 4 spusty.

Potajemnie doskonale zaplanowali i precyzyjnie wykonali przedsięwzięcie wywiezienia tego elementu do Gdańska.

Pod obstawą zbrojnie przyjechali wydobyć i wywieźć ten element.

na 131 wozach, pod opieką 94 żołnierzy ( jako robotników) jaką sensację musiał wzbudzać już sam wyjazd z Gdańska mierzącej ponad kilometr kolumny wozów z materiałami budowlanymi, w eskorcie prawie setki potężnych gdańskich żołnierzy i licznych rzemieślników, głównie cieśli okrętowych i murarzy. Zapewne nawet w takiej metropolii jak Gdańsk nie był to widok powszedni, a co dopiero w położonych przy drodze przejazdu małych miejscowościach.

zbrojny najazd - mimo protestów katolików, w ciągu zaledwie ... godzin rozebrano starą świątynię wydobyto co trzeba i na jej miejscu wybudowano nowy ewangelicki zbór w konstrukcji „pruskiego muru” - dokonano podmiany budynku – był budynek, potem go nie było i znowu był.... a tajemnica pozostała tajemnicą.

Skąd my to znamy?

Ktoś coś jednak wiedział - "mimo protestów katolików", oraz: "rozeszły się szerokim echem w całych Prusach Królewskich. Dotarły nawet do polskiego króla wraz z skargą" (ale na co?)

Jednakże po fakcie gdańska Rada potrafiła skutecznie odeprzeć wszelkie zarzuty. Jakie zarzuty?

Potem wyczyszczono archiwa, zlikwidowano stopniowo świadków, zabór, wojny..... zrobiły swoje.


Osobnym wątkiem jest to, skąd się wziął luteranizm.

Ano udawanie przed Słowianami chrześcijan było tak uporczywie trudne, że trzeba było coś z tym zrobić - wyciągnęli z jakiejś dziury jakiegoś Lutra i kazali mu rozgłaszać to co napisali mu na kartce - świetnie pokazali to twórcy serialu Ranczo w jednym z odcinków, kiedy ksiądz proboszcz przybija kartkę do drzwi kościoła, jest nawet stosowny komentarz, który wskazuje na inspirację...
Czy ktoś słyszał w Polsce Europie na świecie o tym, jak w Wilkowyjach proboszcz przybił kartkę na drzwi?? No, nie. Nie, bo nie miał odpowiednio zorganizowanego pijaru - jak Hitler przy podpalaniu Reistagu, Amerykanie przy obalaniu pomnika Saddama Husaina w Bagdadzie, albo Ukraińcy ze swoim fortepianem na ulicach Kijowa podczas tzw. spontanicznej rewolucji.
Bez pijaru nie ma niczego. Widzicie, niejaki Braun, który zrobił o luteraniźmie dwu godzinny film, pracował nad nim wiele miesięcy, a może lat, a ja wam to wyjaśniłem lepiej i szybciej w kilku zdaniach...



Establiszment zachodni przetrzymuje ludzkość w ciemnocie, bo z tego wynika jego przewaga nad nami.







Niemcy nieustannie zabawiają nas historyjkami i mrzonkami o swojej wymyślonej niby wyższości intelektualnej, zakłamują nieustannie zafałszowują naszą historię, wprowadzając chaos do naszego życia, stosują chore zagrywki psychologiczne, skłócają nas ze sobą, wodzą za nos wpędzając w obłęd taką specjalnie w tym celu spreparowaną grą, która sprawia, że zamiast zajmować się na serio swoim życiem, ludzie zajmują się wirtualnymi problemami.... 

Ta gra niszczy związki między ludźmi, niszczy współpracę i zaufanie, znieważa i upadla ludzi, wprowadza złość i nienawiść do społeczeństwa, ta gra staje się ważniejsza niż realne problemy i powoduje stratę czasu i energii na coś, co jest tylko sztuczką umysłu, a nie rzeczywistością.... grają na tej nucie, zajmują nas nią nieustannie, a my nie widzimy prawdy, rzeczywistość umyka, prawda umyka, choć patrzymy na nią cały czas, prawie nikt nie zadaje pytań o nią....

Paradoksalnie ta gra ośmiesza nas i sprawia, że niemcy pogardzają nami, bo wpuszczają nas w kanał jak małe naiwne dzieci....


Ta gra nazywa się: KTO MA DŁUŻSZY SAMOCHÓD..




Znacie taką grę?



Wydarzeniem w Skarszewach zainteresowało się wiele ogólnopolskich mediów. Do Skarszew przyjeżdżają także mieszkańcy z całego Pomorza i Polski. W miasteczku pojawiło się również wielu znanych gości; m.in. senator Andrzej Grzyb, wiceprezydent Tczewa ds. gospodarczych Adam Burczyk, radni powiatowi, przedstawiciele różnych organizacji.

- Budowa kościoła w 24 godziny jest świetną promocją Skarszew, Kociewia i Pomorza - powiedział nam senator.


Wiceprezydent dodał: - Jako rodowity mieszkaniec Skarszew jestem dumny z ks. Dariusza Lemana i ludzi, którzy podjęli się tego wyjątkowego przedsięwzięcia. Gratuluję im. Myślę, że ten obiekt będzie świetnie służył promocji miasteczka - dodał Adam Burczyk. 














http://maciejsynak.blogspot.com/2018/08/tajemnica-malborskiego-relikwiarza.html


P.S.

uderz w stół....

https://www.tvn24.pl/wlochy-runal-dach-kosciola-w-centrum-rzymu,864995,s.html


poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Tajemnica „malborskiego relikwiarza”



Najpierw obszerne fragmenty artykułu ze strony    eksplorator.com


Tajemnica „malborskiego relikwiarza”

 

>> W 1388 roku na zamówienie komtura elbląskiego Thiele von Loricha został wykonany złocony dyptyk przedstawiający scenę ukrzyżowania oraz adorację Matki Boskiej przez fundatora i świętych.

Przez kilka dziesięcioleci to gotyckie dzieło sztuki pełniło zarówno rolę relikwiarza jak i ołtarzyka polowego, towarzysząc Krzyżakom w wyprawach wojennych. Najprawdopodobniej w takim też charakterze elbląscy bracia zakonni zabrali go w 1410 roku na pole bitwy pod Grunwaldem.

Relikwiarz nie uchronił jednak przed klęską ani Wielkiego Mistrza, ani rycerzy z elbląskiej komandorii. Po przegranej bitwie ołtarzyk trafił zaś w ręce króla Władysława Jagiełły, a ten zdecydował się ofiarować relikwiarz gnieźnieńskim duchownym jako wotum za zwycięstwo nad Krzyżakami. Przez kilka wieków dyptyk był traktowany jako symbol chwały polskiego oręża i znak boskiego osądu nad znienawidzonym zakonem. Po rozbiorach Polski kapituła katedry gnieźnieńskiej została zmuszona by przekazać relikwiarz księciu Fryderykowi Wielkiemu. Ten zaś darował cenny zabytek muzeum w Malborku. Eksponat pozostawał pod opieką pruskich muzealników do 1945 roku. Przepadł bez śladu zanim miasto zdobyły oddziały Armii Czerwonej…


Przez kilka powojennych miesięcy losy relikwiarza Thiele von Loricha były zupełnie nieznane polskim władzom. Urzędnicy nie posiadali precyzyjnych informacji ani o wywozie dużej części eksponatów muzealnych, ani o zbiorach sztuki, które trafiły do Malborka z innych miast Prus Wschodnich. Nie byli też świadomi jaki los spotkał najcenniejsze zabytki z przedwojennej ekspozycji znajdującej się na zamku. Niektórzy przedwojenni muzealnicy sądzili więc, że relikwiarz został odnaleziony wśród zabytków zabezpieczonych po zajęciu Malborka przez wojska radzieckie i polską administrację.

Prawdopodobnie z tego powodu 24 kwietnia 1945 roku prof. Adolf Szyszko-Bohusz, Kierownik Odnowienia Zamku na Wawelu, napisał do Ministerstwa Kultury i Sztuki pismo z prośbą o wypożyczenie na wystawę z okazji 535 rocznicy bitwy pod Grunwaldem ołtarzyka /dyptyk/ z kości słoniowej z pola bitwy pod Grunwaldem, dar Kapituły Gnieźnieńskiej do zbiorów w Malborgu (pisownia oryginalna – przyp. autora).



 Adolf Szyszko-Bohusz starał się również o sprowadzenie z malborskiego zamku 18 kopii chorągwi zdobytych pod Grunwaldem, które w 1942 roku Hans Frank odesłał z Wawelu do muzeum mieszczącego się w dawnej stolicy państwa krzyżackiego. Oprócz chorągwi i relikwiarza profesor prosił także o przekazanie innych przedmiotów, które mogłyby wzbogacić planowaną wystawę.

Oczekiwania Szyszko-Bohusza nie mogły być jednak spełnione z powodu nieznanych losów relikwiarza Thiele von Loricha. Co prawda po wojnie w Malborku zabezpieczono rzeczywiście dużą ilość zabytków, ale najcenniejsze przedmioty z muzeum zamkowego zostały przez Niemców ewakuowane. W kwietniu 1945 roku dr Stanisław Lorentz, ówczesny Naczelny Dyrektor Muzeów i Ochrony Zabytków, poinformował przełożonych, że wśród odnalezionych dzieł sztuki zaledwie kilka nosiło znamiona polskiej proweniencji. Były to gęśle kieszonkowe, trzy szable, talerz drewniany z herbem Olsztyna, rękopis ze zbiorów pelplińskich, tom trzeci Epistolae A.C. Załuskiego.



Informacje zgromadzone przez Stanisława Lorentza nie zawierały danych na temat losów relikwiarza i nie wskazywały na prawdopodobieństwo sensacyjnego odkrycia jakiego dokonano rok później.



Wiosną 1946 roku, w trakcie niecodziennych wydarzeń, jakie miały miejsce w zamkowych korytarzach, funkcjonariuszom Milicji Obywatelskiej i żołnierzom z Rejonowej Komendy Uzupełnień udało się odzyskać ołtarzyk zdobyty pod Grunwaldem.


Kulisy tej sprawy znamy ze wspomnień byłego komendanta milicji, porucznika Marciniaka. Wiosną roku 1946 patrolujący miasto żołnierze zameldowali, że na terenie zamku Krzyżackiego nad Nogatem kręcą się dniem i nocą grupy podejrzanych osobników. W tym czasie kręcili się ludzie poszukujący łatwo wtedy osiągalnych skarbów… O tym, co w nim się znajduje (w zamku – przyp. autora) i jakie historyczne pamiątki znalazły tam schronienie, mógł powiedzieć jedynie poszukiwany przez nas wtedy pilnie kustosz zamkowy. Marciniakowi nie udało się jednak przesłuchać niemieckiego muzealnika.

Ktoś uprzedził funkcjonariuszy MO zamykając kustoszowi usta przed zdradzeniem tajemnic związanych ze skarbami malborskiego muzeum.


Pewnego dnia porucznik Marciniak dowiedział się, że znaleziono właśnie zwłoki tegoż kustosza zastrzelonego w nocy przez nieznanych ludzi. 

 Na początku maja 1946 roku komendant malborskiego posterunku MO otrzymał kolejny niepokojący meldunek, zgodnie z którym w zamku ponownie pojawiła się grupa podejrzanych osobników. Marciniak zarządził alarm i wydał rozkaz zatrzymania intruzów. Uzbrojeni funkcjonariusze milicji wraz z żołnierzami z Rejonowej Komendy Uzupełnień bardzo szybko dotarli do zamku.

 Postanowiliśmy urządzić w dużej wnęce tuż przy korytarzu prowadzącym do środkowej części zamku zasadzkę, a jeden z żołnierzy cichaczem podczołgał się do krętych schodków, prowadzących na trzecie piętro… Na komendę Stój bo strzelam tajemniczy goście rozpierzchli się po ciemnych kątach korytarza i przylegających doń komnat. Oddaliśmy serię z automatów. Odpowiedzią na to były strzały również z broni automatycznej. 


Podejrzanym osobnikom udało się wydostać z zasadzki, ale w trakcie przeszukiwania terenu grupa Marciniaka znalazła niemiecki płaszcz wojskowy, w którym znajdowały się dokumenty należące jednego z mieszkańców Malborka. Funkcjonariusze MO bardzo szybko odnaleźli wskazane mieszkanie, ale kiedy próbowali aresztować zasiedlającego je mężczyznę, ten uciekł przez okno.


W trakcie szczegółowej rewizji w skrytce pod kuchnią znaleziono szczerozłoty ołtarzyk polowy, owinięty w płaszcz, jaki nosili żołnierze niemieckiej żandarmerii polowej.


Odzyskanie relikwiarza nie wyjaśniło jednak wszystkich tajemnic związanych z ukryciem tego zabytku w malborskim zamku. Nie wiadomo dlaczego nie ewakuowano go wraz z innymi cennymi eksponatami. Jeden z pracowników Muzeum Wojska Polskiego, który osobiście zetknął się z tą sprawą, po latach uzupełnił wiedzę na temat losów ołtarzyka sugerując, że najprawdopodobniej szabrownicy otrzymali informację o niej (skrytce – przyp. autora) od któregoś z niemieckich pracowników zamku, pozostałego w Malborku po przejściu frontu. Domniemanie to wydaje się potwierdzać fakt, iż szabrownicy sprzedali relikwiarz niemieckiemu złotnikowi.


Mimo że od ponad półwiecza relikwiarz Thiele von Loricha stanowi jeden z najcenniejszych eksponatów średniowiecznej kolekcji Muzeum Wojska Polskiego, to historia jego odnalezienia nie jest zupełnie jasna. I prawdopodobnie przez jakiś czas taka pozostanie, bo bardzo trudno jest odnaleźć materiały archiwalne dotyczące tej sprawy.

Mimo przychylności i wsparcia ze strony pracowników Komendy Powiatowej Policji w Malborku, archiwistów z oddziałów IPN w Warszawie, Gdańsku i Olsztynie, nie udało mi się dotrzeć do dokumentów szczegółowo opisujących wydarzenia związane z odnalezieniem ołtarzyka.

Wydaje się to o tyle dziwne, że tak duży sukces organów ścigania, powinien znaleźć wyraz w raportach i sprawozdaniach służbowych. Mam jednak nadzieję, że za jakiś czas ktoś jednak wpadnie na trop tych materiałów i odpowie na pytanie dlaczego relikwiarz Thiele von Loricha został ukryty na zamku, mimo że najcenniejsze eksponaty zostały ewakuowane z Malborka zanim miasto zajęły oddziały radzieckie? A może oznacza to, że mury dawnej stolicy państwa krzyżackiego kryją jeszcze inne skarby pochodzące z niezwykle bogatych, przedwojennych zbiorów muzealnych? <<



Tyle artykuł.



Zwracam uwagę:

" Niektórzy przedwojenni muzealnicy sądzili więc, że relikwiarz został odnaleziony wśród zabytków zabezpieczonych po zajęciu Malborka przez wojska radzieckie i polską administrację." - a więc mógł dostać się w ręce werwolfu w tej "polskiej administracji".


"W kwietniu 1945 roku dr Stanisław Lorentz, ówczesny Naczelny Dyrektor Muzeów i Ochrony Zabytków, poinformował przełożonych, że wśród odnalezionych dzieł sztuki zaledwie kilka nosiło znamiona polskiej proweniencji" - niemiecki ołtarzyk nie mógł być polskiej proweniencji.

" O tym, co w nim się znajduje (w zamku – przyp. autora) i jakie historyczne pamiątki znalazły tam schronienie, mógł powiedzieć jedynie poszukiwany przez nas wtedy pilnie kustosz zamkowy." - który został zlikwidowany

" Na początku maja 1946 roku komendant malborskiego posterunku MO otrzymał kolejny niepokojący meldunek, zgodnie z którym w zamku ponownie pojawiła się grupa podejrzanych osobników." - ustawka?

"Podejrzanym osobnikom udało się wydostać z zasadzki, ale w trakcie przeszukiwania terenu grupa Marciniaka znalazła niemiecki płaszcz wojskowy, w którym znajdowały się dokumenty należące jednego z mieszkańców Malborka. Funkcjonariusze MO bardzo szybko odnaleźli wskazane mieszkanie, ale kiedy próbowali aresztować zasiedlającego je mężczyznę, ten uciekł przez okno.

W trakcie szczegółowej rewizji w skrytce pod kuchnią znaleziono szczerozłoty ołtarzyk polowy, owinięty w płaszcz, jaki nosili żołnierze niemieckiej żandarmerii polowej."


"...bardzo trudno jest odnaleźć materiały archiwalne dotyczące tej sprawy.

Mimo przychylności i wsparcia ze strony pracowników Komendy Powiatowej Policji w Malborku, archiwistów z oddziałów IPN w Warszawie, Gdańsku i Olsztynie, nie udało mi się dotrzeć do dokumentów szczegółowo opisujących wydarzenia związane z odnalezieniem ołtarzyka.

Wydaje się to o tyle dziwne, że tak duży sukces organów ścigania, powinien znaleźć wyraz w raportach i sprawozdaniach służbowych"



I najważniejszy fragment: "dlaczego relikwiarz Thiele von Loricha został ukryty na zamku,"


Brakuje mi tego w tym tekście - skąd Autor wiedział, że ołtarzyk został ukryty na zamku, wydobyty i schowany ww. mieszkaniu?

Na pewno pisze o tym Nienacki w swojej książce o przygodach Samochodzika  - wspomina on mianowicie, że ołtarzyk był ukryty w skrytce w murze zamku i że owi "podejrzani osobnicy" rozkuli mur, żeby go wydobyć.

Jeśli tak było, można tę sprawę wyjaśnić w bardzo prosty sposób.


Kiedy chowasz coś cennego w ziemi, to kopiesz głęboki na 2 m dół, chowasz tam skrzynię ze swoimi skarbami, zasypujesz ziemią do 1 metra, i wtedy wrzucasz tam coś jeszcze, jakiś mniej wartościowy skarb - po to, by ten co przeszuka twój ogród, kiedy już uciekniesz za granicę, i zobaczy poruszoną ziemię, zadowolił się tą małą skrzyneczką z kilkoma błyszczącymi złotymi monetami...



Jednak zamkowy mur to nie miękka ziemia, 


a więc, było to tak...



Na zamku ukryte było coś innego, coś bardzo cennego i jednocześnie bardzo tajnego.

Moim zdaniem zostało to komisyjnie ukryte na zamku, prawdopodobnie w okresie rekonstrukcji Steiberga,  w dość uczęszczanym miejscu, po to, aby każdy wtajemniczony poprzez swoich ludzi lub osobiście mógł swobodnie kontrolować stan skrytki. Gdyby ktoś chciał oszukać kompanów i zabrać skarb dla siebie, ci dość szybko - w ciągu kilku? godzin - odkryliby co się stało i szybko zareagowali.

Pytanie, dlaczego nie usunięto tego w czasie działań wojennych ?

Prawdopodobnie nie spodziewano się, że Prusy po wojnie zostaną na stałe odebrane niemcom. Dlatego dopiero w 1946 roku podjęto decyzję o wywiezieniu tego czegoś.


Jak wydobyć coś ze skrytki i sprawić by tajemnica pozostała tajemnicą?

Trzeba podmienić zawartość skrytki.



Padło na typowy krzyżacki zabytek, którego obecność w tym miejscu nikogo nie będzie dziwić, a wręcz będzie się bezpośrednio  kojarzyć  - czyli malborski relikwiarz.

Dane odnośnie odzyskanego po wojnie ołtarzyka zostały usunięte, ostał się jedynie list prof. Adolfa Szyszko-Bohusza, który najwyraźniej wie, że relikwiarz znajduje się w polskich zasobach.

Niemcy przygotowali operację Podmiana.

W danym mieszkaniu umieścili relikwiarz, przygotowali płaszcz z dokumentami zawierającymi adres mieszkania, który podrzucili w jakieś miejsce na drodze ucieczki, po czym udali się rozkuć skrytkę.

Po wydobyciu tajemnicy, wynieśli ją, zaś umówieni donosiciele powiadomili MO - zresztą niewykluczone, że jakaś część MO brała udział w całej mistyfikacji - celem w sumie było zatarcie śladów co naprawdę zostało wywiezione z Malborka, potrzebne więc były odpowiednie dokumenty uwiarygadniające scenariusz podmiany.



Przypominam, że już 7 lat temu opisywałem, że każdy aktywny działacz Werwolfu podaje otoczeniu definicję swojej osoby "na tacy".

Ktoś udaje np. ultrakatolika więc często obnosi się z zachowaniami tego typu i każdy szybko definiuje jego osobę jako właśnie ultrasa, i tym sposobem zaprzestaje wnikania w jego zachowania, bowiem ma już wyrobione zdanie...

Podobnie jest tutaj.

Podano na tacy rozwiązanie co było ukryte na zamku i jak widać, prawie nikt w to nie wnika...


Co było w skrytce?

No, cóż, domyślam się, ale nie mogę o tym napisać.






 http://www.eksplorator.com/tajemnica-malborskiego-relikwiarza/