Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manipulacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą manipulacja. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 marca 2023

Intelektualny taran



przedruk






Zabójstwo Kennedyego, 9/11 i holokaust – Ron Unz



W1959 roku wiceprezydent Richard Nixon odwiedził Moskwę i odbył słynną „rozmowę w kuchni” z radzieckim przywódcą Nikitą Chruszczowem. Nixon wyżej ocenił poziom życia amerykańskich mieszkańców przedmieść od poziomu życia ich sowieckich odpowiedników.

Krytyka społeczeństwa radzieckiego była w tamtych czasach poważnym przestępstwem, ale wątpię, by Rosjanie kiedykolwiek rozważali aresztowanie Nixona i wymierzenie mu dziesięciu lat łagru za „antyradziecką agitację”. Nawet maoistyczne Chiny w szczycie swojej rewolucji kulturalnej nie brały czegoś takiego pod uwagę.

Jednak pod koniec ubiegłego tygodnia, w przeddzień szczytu przywódców Rosji i Chin w Moskwie, Europejski Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) w Hadze wydał nakaz aresztowania prezydenta Rosji Władimira Putina, człowieka kontrolującego największy na świecie arsenał nuklearny, którego siłę rażenia dodatkowo zwiększają hipersoniczne systemy przenoszenia.

Zarzuty wobec Putina dotyczyły tego, że zarządził on humanitarną ewakuację dzieci ze strefy działań wojennych na Ukrainie. MTK nakazał także aresztowanie Marii Lwowej-Belowej, rosyjskiej komisarz ds. praw dziecka.

Jednak, co dziwne, MTK nigdy nie wszczął postępowania przeciwko amerykańskiej sekretarz stanu Madeleine Albright, która w 1996 r., oświadczyła, że śmierć 500 tys. irackich dzieci spowodowana przez popierane przez nią amerykańskie sankcje gospodarcze „była tego warta”.

Co więcej, w 2016 roku doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton skierował ostre groźby pod adresem sędziów MTK, jeśli odważą się podjąć działania prawne przeciwko jakimkolwiek Amerykanom oskarżonym o tortury i morderstwa.

Wydanie komunikatu prasowego czy nawet nakazu aresztowania niekoniecznie determinuje wydarzenia w realnym życiu, a moskiewski szczyt między Putinem a chińskim przywódcą Xi Jinpingiem raczej nie został tym zakłócony. Rosja i Chiny kontrolują znaczną część światowych zasobów naturalnych i potencjału przemysłowego, i choć ich obecność propagandowa jest słaba, to te pierwsze czynniki są ważniejsze jako elementy realnej potęgi.

Przykładem tego jest fakt, że w ubiegłym tygodniu Arabia Saudyjska i Iran, dwa najważniejsze kraje Bliskiego Wschodu, ogłosiły w Pekinie, że po negocjacjach prowadzonych pod chińskim patronatem ponownie nawiązały stosunki dyplomatyczne, mimo wielu lat wzajemnej wrogości:

W ciągu ostatnich kilku miesięcy, Ameryka i jej zachodni sojusznicy zadeklarowali jednostronnie swoje prawo do ustalenia limitu ceny, jaką Rosja pobiera za swoją ropę, chcąc wykorzystać swój wpływ na międzynarodową infrastrukturą finansową do zmniejszenia rosyjskich dochodów ze sprzedaży zasobów naturalnych innym krajom.

Rosja i Arabia Saudyjska to dwaj czołowi eksporterzy ropy naftowej na świecie, a ponieważ ten drugi kraj dramatycznie przesunął się w stronę sojuszu Rosja-Chiny, jego przywódcy oświadczyli niedawno, że zabronią sprzedaży swojej ropy każdemu krajowi, który będzie próbował nałożyć limit cenowy na ich ropę.

Wynika z tego jasno, że ta tendencja może łatwo rozszerzyć się na inne państwa eksportujące ropę naftową, jeśli w ogóle są takie państwa, które są zainteresowane limitami cenowymi na swoją ropę . Taka decyzja z pewnością może zrujnować gospodarki Zachodu, które już teraz odczuwają skutki wysokich kosztów energii i kryzysu bankowego.

Wydarzenia te sugerują, że Ameryka i jej europejscy wasale coraz częściej pozwalają własnym Ministerstwom Propagandy ustalać politykę rządu z fatalnymi tego skutkami.

Niedawno przeczytałem Grób Lenina, nagrodzoną Pulitzerem książkę Davida Remnicka z 1993 roku o rozkładzie i politycznym upadku Związku Radzieckiego. Moja reakcja była zupełnie inna od tej, gdy książka ukazała się po raz pierwszy trzydzieści lat temu.

W szkole średniej i na studiach interesowałem się historią Związku Radzieckiego i przeczytałem około stu książek z tej dziedziny, więc chociaż byłem pod wrażeniem żywej relacji Remnicka o ostatnich dniach tego rozpadającego się ideologicznego imperium, prawie żadna z podanych przez niego informacji nie była dla mnie zaskoczeniem.

Od czasu ukazania się tej książki stosunkowo niewiele zmieniło się w moim rozumieniu epoki radzieckiej, ale teraz posiadam wiedzę o tym, czego mieli doświadczyć nieszczęśni Rosjanie po upadku ZSRR. Było to pojawienie się oligarchów, ogromne zubożenie w latach 90. i nagłe pojawieniu się Władimira Putina pod koniec 1999 roku, po którym nastąpiło wielkie rosyjskie „odbicie”. Te wydarzenia z pewnością zaskoczyłyby samego autora, ale takie nieoczekiwane zwroty akcji już się w historii zdarzały.

O ile moje rozumienie okresu sowieckiego jest wciąż takie samo jakie było w 1993 roku, o tyle mój pogląd na nasz własny kraj uległ radykalnej przemianie.

Jeszcze kilkanaście lat temu moje spojrzenie na historię USA było dość mainstreamowe i konwencjonalne, w dużej mierze oparte na standardowych podręcznikach do historii i tym, co przyswoiłem z relacji mediów głównego nurtu. Dlatego czytając książkę Remnicka w 1993 roku, naturalnie parskałem śmiechem z powodu niezwykłej ślepoty obywateli radzieckich na niektóre z najstraszniejszych wydarzeń, które ukształtowały ich własny kraj i doprowadziły go do katastrofalnego stanu.

Oczywisty rozkład systemu sowieckiego był dla mnie oczywisty od dawna i od początku lat 80. przewidywałem jego ostateczny polityczny upadek, choć nie spodziewałem się, że proces ten będzie pozbawiony przemocy, tak, jak to się stało dekadę później.

W 1993 roku wszystko, co widziałem w upadającym ZSRR, wydawało się zupełnie inne od sytuacji w moim kraju, pomimo wszystkich naszych problemów. Ale dziś, trzydzieści lat później, podobieństwa nasuwają się same w całej swojej grozie.

Jak podkreślał Remnick, jedną z oczywistych oznak zaawansowanego rozkładu systemu sowieckiego było to, że sprzeciw wobec systemu sięgnął elity tego kraju. Aleksander Sołżenicyn i Andriej Sacharow byli niegdyś wielkimi postaciami na literackim i naukowym firmamencie ZSRR, ulubieńcami mediów. Uwielbienie to nagle zmieniło się w zaciekłe szkalowanie, gdy tylko zaczęli się sprzeciwiać systemowi.

W miarę jak wady systemu sowieckiego stawały się coraz bardziej widoczne, nawet wysocy rangą generałowie KGB i wojska, tacy jak Oleg Kaługin i Dmitrij Wołkogonow, stawali się dysydentami ideologicznymi. Każdy reżim zawsze może werbować oportunistycznych najemników, którzy będą głosić jego linię partyjną, ale gdy czołowi myśliciele ryzykują surową karę za publiczne potępienie oficjalnej polityki, fundamenty wiarygodności oficjalnej propagandy zaczynają pękać.

Coś całkiem podobnego dzieje się obecnie w naszym społeczeństwie, gwałtownie przyspieszając w ciągu ostatnich kilku lat, a zwłaszcza ostatnich dwunastu miesięcy.

John Mearsheimer i Jeffrey Sachs, dwaj najwyżsi rangą amerykańscy naukowcy, stali się zaciekłymi publicznymi przeciwnikami naszej polityki wobec Ukrainy, podobnie jak byli wysocy funkcjonariusze CIA i wojskowi; Ray McGovern i Douglas Macgregor. Przez ostatnie 50 lat, Seymour Hersh był prawdopodobnie najbardziej znanym dziennikarzem, z którym w ostatnich latach rywalizuje jedynie Glenn Greenwald, natomiast Tucker Carlson jest gospodarzem najpopularniejszego politycznego programu informacyjnego. Wszyscy trzej stali się zdecydowanymi krytykami naszego reżimu.

Robert F. Kennedy, Jr. jest spadkobiercą najsłynniejszej dynastii politycznej we współczesnej Ameryce i przez większość życia przebywał w elitarnych kręgach. Teraz jednak stał się dysydentem, a jego strona internetowa została usunięta przez stróżów mediów społecznościowych. Wiele innych osób o podobnej pozycji społecznej ma zapewne podobne poglądy, ale niechętnie zabierają głos w obawie przed poniesieniem konsekwencji.

Jednocześnie, podobnie jak w ostatnich dniach istnienia Sowietów, czołowe postacie utożsamiane z naszym reżimem i jego polityką to zazwyczaj całkowite miernoty, często skorumpowane, skompromitowane lub niekompetentne jednostki, gotowe powiedzieć wszystko, co muszą, aby tylko zachować swój status i przywileje.

Jednym z kluczowych punktów książki Remnicka było to, że historia Związku Radzieckiego zawierała wiele ważnych „białych plam”, przemilczanych faktów lub zdarzeń, których odkrycie mogło całkowicie zmienić przekonania myślącej osoby. Właśnie takie osobiste odkrycia były przyczyną pojawienia się nowych szeregów dysydentów w ZSRR.

Ważne informacje, całkowicie cenzurowane przez sowiecki reżim, często swobodnie krążyły na Zachodzie, a gdy stopniowo przenikały do ZSRR, mimo granic i zagłuszania radia, dostarczany przez nie enzym prawdy zaczynał rozpuszczać podpory systemu zbudowanego na latach kłamstw.

Trzy dekady temu, taki los przewidywałem dla` Związku Radzieckiego, ale dziś myślę, że podobny proces może stopniowo zachodzić w Ameryce i reszcie Zachodu. Na razie wśród dobrze wykształconych, inteligentnych osób, przeważająca większość nadal czerpie swoją wiedzę o świecie głównie ze mediów głównego nurtu. Jeśli te media ignorują lub bagatelizują jakieś wydarzenie, to i ich odbiorcy robią to samo.

Myślę jednak, że taki „intelektualny taran” może czasem posłużyć do przebicia mentalnego muru oporu i niedowierzania. Czasami pojedynczy incydent lub fakt jest tak szokujący, że raz przyjęty do wiadomości, zmusza myślące jednostki do całkowitego przewartościowania swojego rozumienia świata i stania się znacznie bardziej otwartym na inne kontrowersyjne idee.

Na przykład w grudniu, Tucker Carlson oświadczył milionowej publiczności, że pomimo sześciu dekad oficjalnych kłamstw, prezydent John F. Kennedy rzeczywiście zginął w wyniku spisku, w który mocno zaangażowana była CIA. Robert F. Kennedy, Jr. pochwalił to oświadczenie, jako najodważniejszą wiadomość w mediach amerykańskich od sześćdziesięciu lat, a słowa te retweetowano 33 000 razy.

Załóżmy, że ludzie, którym przez całe życie wmawiano co innego, nagle doszli do wniosku, że nasz 35. prezydent został zabity w spisku z udziałem członków jego własnego rządu. Natychmiast mogą zdać sobie sprawę, że skoro media kłamały na temat śmierci JFK przez tyle dekad, to być może kłamią na temat wielu innych spraw, w tym bezpośrednio związanych z obecną sytuacją. Wtedy ich rozumienie współczesnej historii Ameryki dojrzałoby do przewartościowania.

Choć praktyczne konsekwencje ujawnienia istnienia spisku prowadzącego do zamachu na JFK sześćdziesiąt lat temu są zerowe, to jednak taka informacja może mieć ogromny wpływ na podważenie innych powszechnie akceptowanych narracji.

Ten schemat z pewnością odpowiada moim własnym doświadczeniom. Mój światopogląd uległ głębokiemu wstrząsowi, gdy ujawniono, że setki amerykańskich jeńców wojennych zostało celowo porzuconych w Wietnamie, co udokumentowały przełomowe badania Sydneya Schanberga, jednego z naszych najbardziej znanych dziennikarzy zajmujących się wojną wietnamską. Jeszcze bardziej wstrząsnęła mną świadomość, że nasze media głównego nurtu przez wiele lat całkowicie ignorowały ten gigantyczny skandal.

Zaledwie kilka lat wcześniej, podczas cyfryzacji miliona artykułów na potrzeby projektu archiwizacji Internetu, moim oczom ukazały się rozległe zarysy skrywanej politycznej przeszłości Ameryki:

Czasami wyobrażałem siebie, jako młodego, gorliwego radzieckiego badacza z lat siedemdziesiątych, który zaczął grzebać w zatęchłych kremlowskich archiwach i dokonał zdumiewających odkryć. Oto Trocki nie był osławionym nazistowskim szpiegiem i zdrajcą, jak go przedstawiano we wszystkich podręcznikach, lecz był prawą ręką samego świętego Lenina podczas chwalebnych dni wielkiej rewolucji bolszewickiej, a przez kilka lat po jej zakończeniu, pozostawał w najwyższych szeregach partyjnej elity.

A kim byli inni – Zinowiew, Kamieniew, Bucharin, Rykow – którzy również spędzili lata na samym szczycie komunistycznej hierarchii? Na wykładach historii byli oni zaledwie wzmiankowani jako pomniejsi agenci kapitalistyczni, którzy szybko zostali zdemaskowani i zapłacili za swoją zdradę życiem. Jak wielki Lenin, ojciec rewolucji, mógł być takim idiotą, by otaczać się niemal wyłącznie zdrajcami i szpiegami?

Co mogłoby stać się takim intelektualnym taranem? Myślę, że najlepszym przykładem byłby prosty fakt, który (A) ma ogromne znaczenie historyczne; (B) został całkowicie wyciszony i ukryty przez nasze nieuczciwe media i książki głównego nurtu; i (C) że fakt ten, jest absolutnie w 100% udokumentowany i niezaprzeczalnie prawdziwy.

Niestety, złożoność zamachu na JFK uniemożliwia spełnienie warunku (C), ponieważ wymaga to wielu lektur i badań, aby przekonać większość sceptyków, że oficjalna narracja jest fałszywa.

Myślę jednak, że okoliczności późniejszego zabójstwa jego młodszego brata, Roberta, są przedmiotem znacznie mniejszej liczby sporów. W 2018 roku zweryfikowałem informacje przedstawione w Braciach, chwalonym bestsellerze Davida Talbota z 2008 roku, aby opisać dziwne aspekty tego wydarzenia:

Jeśli pierwsze dwa tuziny stron książki Talbota całkowicie obaliły moje rozumienie zabójstwa JFK, to niemal równie szokująca była dla mnie część końcowa. Prezydent Johnson zdecydował się nie ubiegać o reelekcję w 1968 roku, z powodu wojny wietnamskiej, wiszącej u jego szyi jako polityczny kamień młyński. Tym samym umożliwił Robertowi Kennedyemu włączenie się do wyścigu o nominację z ramienia Demokratów. Robert Kennedy wygrał 4 czerwca 1968, kampanię w Kalifornii, co ułatwiło mu drogę do nominacji i prezydentury, w której mógłby wreszcie przeprowadzić pełne śledztwo w sprawie zabójstwa swojego brata.

Kilka minut po przemówieniu podsumowującym to zwycięstwo, został zastrzelony przez rzekomo kolejnego „samotnego zamachowca”. Tym razem był to pogubiony palestyński imigrant o nazwisku Sirhan Sirhan, rzekomo oburzony proizraelskimi wypowiedziami publicznymi Kennedy’ego, choć nie różniły się one od tych wyrażanych przez większość innych kandydatów na stanowiska polityczne w Ameryce.

Wszystko to było mi dobrze znane. Nie wiedziałem jednak, że oparzenia prochowe wskazywały, że śmiertelna kula została wystrzelona bezpośrednio za głową Kennedy’ego z odległości ok. 8 cm (w oryginale 3 cale) lub mniejszej, mimo że Sirhan stał ok. metra (w oryginale kilka stóp) przed Kennedym. Co więcej, zeznania świadków i dowody akustyczne wskazywały, że wystrzelono co najmniej dwanaście kul, chociaż rewolwer Sirhana mógł pomieścić tylko osiem kul, a kombinacja tych czynników sprawiła, że koroner z Los Angeles, urzędnik z wieloletnim doświadczeniem, dr Thomas Naguchi, który przeprowadził autopsję, stwierdził w swoim pamiętniku z 1983 roku, że prawdopodobnie był drugi zamachowiec.

Co więcej, naoczni świadkowie twierdzili również, że w czasie zamachu, widzieli pracownika ochrony z wyciągniętą bronią, stojącego bezpośrednio za Kennedym. Całkiem przypadkiem, osobnik ten żywił głęboką polityczną nienawiść do Kennedych. Detektywi policyjni nie wykazywali zainteresowania tymi informacjami i nie pojawiły się podczas procesu.

Po śmierci dwóch braci Kennedych, żaden z żyjących członków rodziny, ani większość ich sojuszników i stronników nie miała ochoty badać szczegółów tego ostatniego zabójstwa. W wielu przypadkach wyjechali z kraju. Wdowa po JFK, Jackie, zwierzyła się przyjaciołom, że była przerażona ze strachu o życie swoich dzieci i szybko wyszła za mąż za Arystotelesa Onassisa, greckiego miliardera, który jej zdaniem był w stanie ją chronić.

Wikipedia niezmiennie wspiera narrację establiszmentu, zazwyczaj minimalizując lub unikając wszelkich niewygodnych dowodów, które mogłyby ją podważyć, ale podstawowe fakty dotyczące zabójstwa RFK są tak niezaprzeczalne, że nie można ich pominąć.

Pod koniec 2021 roku Robert F. Kennedy, Jr. ogłosił, że Sirhan jest niewinny i wezwał do jego uwolnienia. Potomek RFK potępił dekady całkowitej nieuczciwości mediów, które sprawiły, że przeżył prawie całe swoje życie, zanim dowiedział się prawdy o tym, jak zginął jego własny ojciec. Oskarżenie to było podobne do tych, które padały w czasach późnego Związku Radzieckiego.

Podobnie jak informacje wyciszane przez władze radzieckie krążyły swobodnie na Zachodzie, tak dziś, tematy całkowicie zakazane w zachodnich mediach są otwarcie dyskutowane w innych krajach.

Kilka miesięcy temu skontaktował się ze mną gospodarz programu irańskiej telewizji, który postanowił przeprowadzić wywiady z kilkoma zachodnimi dysydentami, osobami, których kontrowersyjne poglądy wykluczyły ich z amerykańskich mediów. Kanał Czwarty Irańskiej Telewizji Państwowej jest jednym z największych w tym kraju, o potencjalnej dziesięciomilionowej widowni, i z przyjemnością spędziłem tam cztery godziny, omawiając różne tematy.

Ostatecznie nagrano około trzydzieści audycji z udziałem kilkunastu różnych gości, które po wyemitowaniu są również udostępniane na ich stronie internetowej w formie streamingu. Około połowa z nich jest już dostępna, w tym większość z moim udziałem, oraz z udziałem E. Michaela Jonesa, Nicka Kollerstroma, Kevina Barretta i Laurenta Guyénota. Dla łatwiejszego dostępu na Zachodzie, zleciłem ich nagranie i przesłanie na kanał Rumble, zdając sobie sprawę, że wiele z tych tematów, wywołałoby natychmiastową czystkę na Youtube.

Te z moich wywiadów, które już zostały wyemitowane, zawierały dyskusje na temat zabójstwa JFK, ataków 9/11 oraz Holokaustu i byłem dość zadowolony z tego, jak wypadły. Poniżej zamieszczam zapisy wideo, a następnie w każdym przypadku niektóre z głównych artykułów, które wcześniej opublikowałem na te konkretne tematy.

Ron Unz



Tłum. Sławomir Soja

Źródło: The Unz Review (March 20, 2023)


Zabójstwo Kennedyego, 9/11 i holokaust – Ron Unz – Bibula – pismo niezalezne

poniedziałek, 20 marca 2023

Pałac Saski - pogarda dla narodu?



Bardzo ciekawy artykuł, pokazujący inne spojrzenie na kwestię odbudowania Pałacu Saskiego.



To samo dotyczy np. bezrefleksyjnego małpowania tzw. Bram czy Łuków Tryumfalnych bez zrozumienia prawdziwej genezy tej architektury, czy po prostu pozostawienia np. austriackiej zabudowy na Wawelu - narodowego symbolu polskiej władzy. Już nie jesteśmy na dorobku i można to w końcu wyburzyć i wybudować coś lepszego i polskiego w takim stylu jakim chcemy.

Niestety zapewne będzie to trudne do przeprowadzenia w obecnym systemie, głównie ze względu na ograniczenia prawne sprokurowane pewnym doktrynerstwem administracji, ludzi nauki oraz architektów.

Otóż "nie wolno" wybudować budynku w stylu renesansowym czy barokowym, bo "to by było historyzowanie", czyli udawanie "starych" murów, "starej" architektury - udawanie i już!



Nie.


Mi wcale nie chodzi o udawanie czegoś starego - czytaj zapewne - ładnego - bo mi się taka architektura podoba i chcę jej po prostu więcej. Bo jest ładna, harmonijna, zrobiona poprzez naśladowanie natury z uwzględnieniem zasad witruwiańskich, z zastosowaniem złotego podziału, złotej spirali itd.

Tego "nie wolno" robić, bo jest to niezgodne z "obowiązującą" czytaj - zamontowaną w głowach decydentów - paranoją, co jest autentykiem, a co "udawaniem".

Otóż nikt z ludzi nie zastanawia się nad tym, czy coś jest stare czy nowe, ale nad tym, czy to się podoba czy nie. Ludzie tłumnie odwiedzają starówkę w Warszawie, choć ma ona jakieś 50 lat, ponieważ dobrze czują się w takiej architekturze - bo to jest po prostu dobrze zrobiona odbudowa w stylu, który ludzi zachwyca,  przecież nikt nie robi wycieczek w blokowiska!


Tu nie chodzi o udawanie czegoś starego, tylko o budowanie czegoś pięknego!


Z drugiej strony pozwala się w centrum Poznania na zbudowanie właśnie atrapy zamku.

Czy projektant tej budowli uwzględnił z ogólnej koncepcji i w szczególe wymiarów i elementów "zamku" sztukę wojenną tamtych czasów? Czy policzył wysokości i wszystkie wielkości mając na uwadze balistykę ówczesnych machin oblężniczych, czy sprawdził w starych annałach jak należy projektować zamki, by były trwałe i skutecznie  chroniły obrońców? Na pewno nie.

Widać to na pierwszy rzut oka - nawet osoba niezaznajomiona z wojskowością potrafi ocenić, że "coś tu nie gra".

To jest właśnie "historyzowanie" - udawanie czegoś.


Budowanie od podstaw w oparciu o odwieczne klasyczne zasady nie jest  historyzowaniem, tylko kontynuowaniem tradycji

Zabrania się tego w imię wydumanych niedorzecznych idei. Funkcjonują one ponieważ prawdopodobnie "nikt" się nad tym nie zastanawia, nie kwestionuje, poza środowiskiem pasjonatów tradycyjnego budownictwa...



Uwagi autora są uważam wyjątkowo trafne, powtarza się niestety u nas brak uwagi i przemyśleń na temat ingerencji obcych w nasz świat oraz co z tego wynika. Chwyta się bez analizy to co ktoś podsuwa, a potem nieszczęśliwie realizuje.......





przedruk





Paweł Mrozek
09 grudnia '22



O wyższości budowy piramid nad spichrzami, pałacach pogardy i zaszczytnej w tym roli ciał eksperckich w cenie zero złotych za kilogram

...czyli męczące i zawiłe niuanse odbudowy tak zwanego Pałacu Saskiego




Gdyby odbudowa Pałacu Saskiego była jedynie sporem z cyklu „czy to dobrze, czy nie dobrze, że odbudowujemy zabytki”, to powiem wam szczerze, że przeżegnałbym się tylko i na pięcie zawrócił, aby obejść cały ten urobek szlachetnej argumentacji obu stron szerokim łukiem. Kiedyś pewnie i sam nawet z chęcią rzuciłbym się w ten wir dogmatycznego sporu dwóch zwaśnionych sekt modernistów i rekonstruktorów. Dziś patrzę jednak już na to zagadnienie nieco inaczej. Spór o odbudowywanie lub też nie, nie jest dla mnie sporem w obronie argumentów merytorycznych czyjejś ze stron, a jedynie w obronie wybranej społecznej konwencji, która nie ma obiektywnego umocowania w świecie jednostek miar i wag, zatem może być rozpatrywana jedynie metodami teologicznymi, bo wymaga przyjęcia założeń jednej ze stron na wiarę. Dla jednych to wiara w to, że ducha dawnej architektury można wskrzesić, dla innych jest to wiara w to, że współczesna architektura jest w stanie stworzyć realizacje przewyższające pod każdym względem dzieła minionych epok. Niezależnie, której ideologii zawierzymy, zawsze znajdziemy szereg przykładów, które naszą wiarę w słusznie obraną metodę wzmocnią lub też osłabią, i tak możemy bawić się w nieskończoność.

Dlatego uważam, że zanim zadamy sobie pytanie, czy należy coś odbudowywać, wpierw powinniśmy odpowiedzieć na pytanie „po co?”. Jaki nasz osobisty, czy też szeroko społeczny cel, ma nam owa odbudowa sobą wypełnić?


To znaczy, nie zrozumcie mnie źle. Z odpowiedzią na pytanie „po co?”, to bynajmniej nie jest jakiś game changer w przypadku inwestycji z budżetu państwa. Gdy władza czuje świętą misję pokazania wszystkim „na co ją stać za nasze pieniądze” to odpowiedzi na pytanie „po co?” bardzo rzadko stają na przeszkodzie. Mamy zresztą na to pełno przykładów począwszy od elektrowni w Ostrołęce, którą zaczęliśmy budować, aby potem zacząć ją rozbierać, wspaniałych polskich elektrycznych samochodów, które okazały się tak bardzo bezemisyjne, że po wydanych na nie kilkudziesięciu milionach nie pozostał żaden ślad węglowy, czy też w końcu nowe lotnisko w Radomiu na pół miliona pasażerów, które trzeba było rozebrać, aby zbudować jeszcze nowsze na trzy miliony z możliwością rozbudowy do dziewięciu milionów, bo istniało ryzyko, że ten port lotniczy ugnie się wreszcie pod ciężarem tych kilku tysięcy pasażerów, którzy mieli tę zaszczytną niecodzienną okazję z niego kiedykolwiek skorzystać.

I choć nic nas nie powstrzymało przed wystrzeleniem w kosmos na te inwestycje miliardów złotych, to miały one jednak jeden wspólny mankament. Miały czemuś służyć, przynieść wymierną korzyść, a pozostawiły po sobie lekki niesmak.

To się jednak już więcej nie powtórzy bowiem tak zwana odbudowa tak zwanego Pałacu Saskiego to absolutny przejaw myśli inwestorskiej 2.0.


Nikt nam przecież nie zarzuci, że robimy coś źle, jeżeli nikt nie wie, co robimy. Ten genialny wynalazek z dziedziny nauk politycznych, wbrew powszechnie panującej opinii, nie jest autorstwa nieśmiertelnego mistrza Barei, lecz swymi korzeniami sięga do okresu III dynastii starego państwa w Starożytnym Egipcie i jest przypisywany faraonowi Dżserowi, budowniczemu pierwszych piramid. O skali sukcesu tej przełomowej doktryny politycznej świadczy, chociażby fakt, że wybudował on za życia aż trzy takie grobowce, których ruiny do dziś możemy podziwiać i nikt nie miał mu przecież za złe, że w żadnym z nich nigdy nie spoczął.


Podobnie jest z odbudową Pałacu Saskiego. Tutaj również nie jesteśmy w stanie rozliczyć naszych faraonów z argumentów dotyczących konieczności znalezienia nowych siedzib dla Senatu czy Urzędu Wojewódzkiego, bo rozbudowana biurokracja tego kraju na szczęście z łatwością pożera nawet bizantyjsko hojne dary i nigdy nie da po sobie poznać, że jest tym zmęczona. Nigdy nie będziemy też w stanie wyliczyć, czy wygenerowała spodziewane zyski, bo z zasady mają być one jedynie mirażem takiej ewentualności i nie są w jej założenia wkalkulowane.

No ale panie Sto Lat Planowania, bądź pan uczciwy, nie może być tak, że ta inwestycja nic nam tak w ogóle nie daje. Bez obaw. Śpieszę, aby uspokoić. Przechodzimy teraz do korzyści. Przyjrzyjmy się, co za te dwa miliardy złotych dostajemy tak naprawdę w pakiecie.


W dużym skrócie oficjalna wersja jest taka, że odbudowa tego „pałacu” to zwieńczenie procesu odbudowy Warszawy i przywrócenie narodowej dumy i splendoru. Jeżeli tak jest, to ja się cieszę, akceptuję i przyjmuję do wiadomości. Przyjrzyjmy się wreszcie, na czym miałoby to polegać? Zapraszam zatem do następnej sali gabinetu naszych osobliwości, gdzie sobie zbadamy, jak to właściwie miałoby wyglądać.

Oto i nasze cudo, które stało tam do czasu wojny i tak też ma to docelowo ponownie wyglądać. Powiem zupełnie szczerze, że chociaż nie jestem dzikim entuzjastą architektury pompatyczno-monumentalnej, to jako oprawa placu o wysokiej randze jest ona w takim kontekście całkowicie zrozumiała, chociaż nie jest moim zdaniem absolutnie jedyną i najlepszą możliwością dla proszącej się o domknięcie kompozycji urbanistycznej. Nie to jest jednak najciekawsze w tej architekturze. Autorom odbudowy nie chodzi wszak o jakieś urbanistyczne dyrdymały, tylko o dumę, o godność, o przywrócenie wreszcie naszej niezłomnej chwały i to w tym całym projekcie za każdym razem stawia się na jego pierwszym miejscu. No więc skoro tak chcemy się bawić, to ja absolutnie tę rękawicę z miłą chęcią podejmę.


Mam do Państwa jedno proste, ale bardzo istotne pytanie. Skoro to odbudowa Pałacu Saskiego, to proszę mi tak szybko odpowiedzieć, wsłuchując się w swoją intuicję, gdzie też w tym pałacu nasz król władca Polski rezydował? Z prawej strony? Z lewej strony? Hm. Coś tu nie gra, prawda? Wiem, że dla sporej części Państwa to, do czego zmierzam, to oczywista wiedza historyczna, ale nie psujmy przyjemności zderzenia się z dysonansem poznawczym tym, którzy nie mieli okazji zagłębić się w te dość istotne niuanse historii, a które uwierzcie mi, w postaci fascynującej przygody opowiada nam ta architektura. No dobrze. To gdzie zatem król mieszkał? Rozsądek podpowiada, że w dziesięciu na dziesięć wypadków powinno być to gdzieś pośrodku, w końcu odkąd istnieje nasza cywilizacja, wszyscy władcy bez wyjątku mieli to samo zboczenie, aby zawsze znajdować się w centrum uwagi. Ale tu w centrum uwagi przecież nic nie ma, jest tylko ta kolumnada, ten monumentalny most łączący oba skrzydła? Nie powiesz nam chyba, że król miał mieszkać pod mostem?


Już tłumaczę. Mamy tu przykład, jak rzadko kiedy, bardzo dobitnej architektury symbolicznej, całkowicie podporządkowanej jednej tylko treści, którą stara się nam sobą przekazać, i nie trzeba być naprawdę architektonicznym poliglotą, aby tę treść odczytać. Jeżeli też mieliście wątpliwości, gdzie w tym pałacu jest miejsce naszego władcy, to znaczy, że pojmujecie ten język zupełnie naturalnie. Nasz król, a z nim nasza władza i suwerenność, miał mieszkać pod mostem. Miała być bezdomna, zburzona, wybita albo na emigracji, zaś Polska miała być bez niepodległości i to właśnie opowiada nam architektura tego tak zwanego „Pałacu”.

Na projekt odbudowy tego „pałacu” ma być zorganizowany KONKURS ARCHITEKTONICZNY, ale w naturalny sposób nie będzie on dotyczył jego zewnętrznej formy, gdyż ta jest efektem innego, dawno już rozstrzygniętego konkursu architektonicznego, który odbył się po powstaniu listopadowym, po którym to Pałac Saski nabył rosyjski kupiec ściśle powiązany z carską władzą.





Oryginalny wygląd prawdziwego Pałacu Saskiego

Johann Friedrich Knöbel — katalog wystawy „Pod jedną koroną. Kultura i sztuka w czasach unii polsko-saskiej, Zamek Królewski w Warszawie 1997



Pałac Saski był rzeczywiście ważnym dla Polaków symbolem naszej państwowości, tak ważnym, że Rosjanie postanowili w dobitny sposób dopilnować, aby przestał istnieć.


 W rozpisanym konkursie na zburzenie Pałacu Saskiego, bo tak wprost trzeba to nazwać, najważniejszym wymogiem stawianym konkursowej pracy i będącym podstawą od jej zakwalifikowania, było zastąpienie naszego narodowego symbolu pustką. Świadczą o tym pozostałe zachowane prace realizujące tę samą ideę, z których zresztą ta zwycięska autorstwa Henryka Marconiego nawet w dość udany sposób wykorzystywała charakterystyczne typowe dla Polski elementy i motywy architektoniczne, wzorowane na architekturze naszych arystokratycznych zamków i pałaców. Można przypuszczać, że to jednak zresztą nie spodobało się zanadto carskiemu namiestnikowi Iwanowi Paskiewiczowi, który ten werdykt sądu konkursowego unieważnił i sam ręcznie wskazał następnie zwycięski projekt w stylu obcego Warszawie typowo Petersburskiego Klasycyzmu autorstwa Adama Idźkowskiego.


Tak więc, jak widzicie, nie chodziło nawet o to, aby ten pałac zburzyć, ale aby wybudować w jego miejsce jego parodię, jego maksymalnie obcą kulturowo odwrotność, obrazującą pogardę do naszego narodu. Pustkę po władzy między dwoma kupieckimi kamienicami symbolizującą naszą ostateczną utratę resztek suwerenności pod zaborami. 



Gdyby móc to jakoś porównać do czegoś bardziej obrazowego, byłby to ekwiwalent wypasu świń na ziemi po zniszczeniu meczetu


Klasycznie pozabijali nas, nasrali i się skończyło. Było minęło. Gmach, a raczej dwa niezależne gmachy sobie potem tam istniały, bo istniały i pełniły różne funkcje, ale czar tego miejsca prysł i tyle. Z pałacu pozostała tylko nazwa tego miejsca. Oczywiście po odzyskaniu niepodległości, gdy na nasz kraj spadła niewyobrażalnie trudna misja scalenia z sobą trzech różnych zaborów, gdzie brakowało wszystkiego i całą gospodarkę trzeba było właściwie stworzyć na nowo, nikomu pewnie nawet przez myśl nie przeszło, aby tracić środki na burzenie całkiem mimo wszystko dobrych gmachów publicznych w imię walki z wiatrakami przeszłości. W końcu wokół było milion innych potrzeb oraz widmo kolejnych nieuchronnych wojen, do których należy się przygotować, tak więc na szybko staraliśmy sobie jakoś te nieprzyjemne miejsce oswoić, ale ciężko przypuszczać, aby to, co dokonano w tym miejscu z prawdziwym Pałacem Saskim, kogokolwiek cieszyło.


Tu tak delikatnie i życzliwie puszczam oczko w stronę naszych rządzących, bo może w kontekście obecnej sytuacji na świecie jakoś pobudzi to u nich skojarzenia i natchnie ich do podejmowania bardziej racjonalnych decyzji? Może warto zainspirować się właśnie podejściem przedwojennych władz Polski i pomyśleć, że w sytuacji rozpędzającego się kryzysu i wojny z Rosją u bram jak to się mówi, może, być może powtarzam, nie jest to najlepszy czas na budowę wyssanych z palca pałaców. Zabawne jest w tym wszystkim też to, że ci sami ludzie, którzy widzą powód do dumy w odbudowie carskiego symbolu upokorzenia naszego narodu, równie chętnie nie raz artykułowali, że zburzyliby Pałac Kultury i Nauki, ładując w to pewnie jeszcze więcej miliardów. Podczas gdy on nawet w śladowej formie nie stanowił nigdy tak symbolicznego obiektu upokorzenia, jak to, co sami chcą obecnie zrekonstruować.

Odłóżmy jednak wreszcie tą całą historyczną mordęgę tego miejsca na bok. Gdybym mógł, to szczerze mówiąc wolałbym nie musieć powoływać się na takie argumenty, ale w końcu nie ja je wybrałem na narzędzie tej szermierki. To autorzy wpadli na ten światły plan, a ja tylko pokazałem jak płytko wystarczy wbić łopatę, aby sięgnąć do dna stojącej za nią idei, oraz jakie potwory historii się tam kryją. Uczyniłem to zgodnie ze sztuką saperską w przypadku rozbrajania tego typu tematów, abyśmy już na chłodno i bez rzewnych złudzeń, przyjrzeć się mogli, jak to się przedstawia od tej strony praktycznej. Bylibyśmy bowiem dalecy od zgłębienia tematu, gdyby na tym miał się skończyć ten festiwal przygnębiających absurdów.


Cała ta inwestycja ciągnie się między innymi tak długo, dlatego, że przez wiele lat przeprowadzano w tym czasie badania archeologiczne. Nic w tym dziwnego zresztą. Skoro mówimy o odbudowie zabytków, to prawdopodobnie wskazanym byłoby chociaż zapoznać się wcześniej, jaki jest stan zachowania owych budowli pod ziemią. I tu robi się ciekawie, bo jak to w takich sytuacjach bywa, wszystko co stało na tej ziemi, a co historia widziała, nadal się tam w tej ziemi znajduje, łącznie z oryginalnymi fragmentami tego, tym razem prawdziwego Pałacu Saskiego oraz pozostałych późniejszych części owych carskich kamienic, wraz z szeregiem różnych innych cennych historycznie artefaktów. To, co jednak nas w tym wypadku interesuje i jest w kontekście tej odbudowy istotne, a co oficjalnie stwierdzono i stało się bezpośrednio powodem zaniechania już raz tej odbudowy, to zły stan fizyczny tych fundamentów. Na tyle zły, że niepozwalający na bezpośrednią odbudowę na nich, tak jak to miało miejsce w przypadku lwiej części warszawskiej Starówki, czy też Zamku Królewskiego. Przyznacie, że to trochę rozwiewa nasze nadzieje odnośnie tego, że to będzie jakaś niesamowita rekonstrukcja na miarę Akropolu w Atenach. I tak oto niestety dochodzimy w ten sposób do tego, skąd się bierze astronomiczna kwota owych dwóch miliardów, co i tak uważam za sumę dalece zaniżoną przy tak hojnym programie, bo jak powszechnie wiadomo rekonstrukcje zabytków mieszczące się w zakładanym budżecie, to już z definicji jest najczęściej oksymoron. W końcu relatywnie proste i płaskie klasycystyczne fasady w połączeniu ze współczesnym żelbetowym mięsem nie powinny być chyba aż tak drogie. Trudno mi sobie wyobrazić by podobnych warunkach ktoś chciał wydać aż taką kwotę na podobnej wielkości kompleks biurowy czy galerię handlową. Wiem, wiem. To słaba analogia. Tu mówimy przecież o super dziedzictwie. 


Ale niech będzie, zapominajmy na chwilę dla wygodny naszych rozważań, że to wszystko jest tylko wynikiem jakichś nieuświadomionych urojeń. Załóżmy, że nie przeszkadza nam cały ten kontrowersyjny pomysł pałacu rosyjskiego upokorzenia Polaków i naprawdę chcemy się cieszyć z poprawnie przeprowadzonej odbudowy, a nie tylko jednorazowo zatrąbić w trąbkę, przecinając wstęgę na zakończenie budowy dzieła monumentalnej dekoracji teatralnej. No sami przyznacie, byłoby teraz dość głupio wjechać tam z buldożerami, aby zaorać wszystkie te, bądź co bądź oryginalne i historycznie wartościowe podziemia, bo zachciało nam się na tym postawić jakaś betonową atrapę. Można by powiedzieć, że dokończylibyśmy niechcący tego rosyjskiego działa zniszczenia. Oni zadowoli się w końcu starciem prawdziwego Pałacu Saskiego z powierzchni ziemi, a my jak to się mówi poszli byśmy za ciosem i wbili mu ostatni gwóźdź do trumny. Przyznacie, że z wizerunkowego punktu widzenia byłoby to w tym wszystkim tak troszkę niefortunne zagranie. Tak więc carski pałac będzie musiał lewitować, a to nie są tanie rzeczy moi mili. Naszpikowanie tego jakimiś mikropalami jak poduszkę do igieł jest oczywiście technicznie wykonalne, chociaż śmiem wątpić, czy tak bardzo nieinwazyjne jakby się mogło wydawać. Oczywiście jest na to rada, z której wątpię, aby pomysłodawcy zamierzali skorzystać. Wystarczyłoby chociaż trochę oderwać się od tej wątpliwej ideologicznie utopii. Gdyby tak na przykład nowe siedziby umieszczonych tam instytucji nie musiały się tak ściśle trzymać gabarytów tego, co tam istniało wcześniej, tylko na przykład móc przesunąć kluczowe elewacje o kilka metrów poza obrys zabytkowych podziemi, to raz, że otrzymalibyśmy znacznie tańszą budowlę, a dwa, że i same podziemia dałoby się pewnie znacznie lepiej spożytkować, wydobywając z tego przedsięwzięcia chociaż jakiś walor historyczny, a nie kroić je bezczelnie wzmacniającymi konstrukcjami. Tak tylko głośno myślę.

No ale nic. Jesteśmy Polską i mamy nasze najnowsze pomysły, od których nic nas nie odwiedzie, więc wszystkie problemy bierzemy na klatę z godnością i poświęceniem dla podatników i dziedzictwa. Jest zapisane w ustawie o odbudowie, że z zewnątrz te gmachy mają być identyczne z oryginałem, więc nic już tego nie zmieni. Tak samo śmieszne mogą się okazać również rozwiązania wnętrz, gdzie przecież w dwóch, wydawało by się jedynie trzypiętrowych gmachach, o kubaturze dorodnego Pentagonu, zaczniemy nagle odkrywać, ile to można racjonalnie wygospodarować kondygnacji i gdzie one potem wypadną nam w kontekście nienaruszalnej lokalizacji okien. Ale to są już zmartwienia tego, kto to będzie projektował i ludzi, którzy będą musieli z tego korzystać, nie nasze na szczęście.


Wygląda na to, że faktycznie jedyne co zatem możemy na tym ugrać, to wierne historycznie ramy dla przestrzeni publicznych. I skoro już przy tym jesteśmy, to zastanówmy się, jaką mamy zatem gwarancję, że za te 2 miliardy faktycznie dostaniemy chociaż porządny petersburski klasycyzm, a nie coś na kształt radosnej historyzującej termomodernizacji bloków w Kaliningradzie. Otóż uspokajam, na straży wierności historycznej stać będzie „Rada Odbudowy”. Jedenaście mądrych głów najlepszych w tym kraju ekspertów od rekonstrukcji i historii architektury, wskazanych przez zaskakująco pluralistyczne grono z całego spektrum sceny politycznej. Ufff. Jak dobrze to słyszeć, bo już się bałem, że się nie uda. Tak właśnie chcielibyśmy, aby przeprowadzano wszystkie odbudowy i rekonstrukcje. Super sprawa. To może przyjrzyjmy się kompetencjom tej rady i jej umocowaniem w procesie. Jak czytamy w artykule 6 w punkcie 7 ustawy „Członkowie Rady pełnią swoją funkcję społecznie”. Taraaa. Widzicie?... Eeee… Znaczy że co?


 Chwila, chwila. To znaczy, że wydajemy dwa miliardy na odbudowę, której jedynym celem jest zwieńczenie odbudowy stolicy, więc efekt architektoniczny tej odbudowy, przy całych wątpliwych pozostałych okolicznościach, musi być właśnie tym apogeum inwestycyjnego uniesienia i radosnej puenty, a tymczasem eksperci, którzy mają stać na straży tego efektu, w dodatku zapewne profesorzy i renomowani fachowcy, którzy całe życie pracowali na swoją pozycję, mają wykonać tę odpowiedzialną pracę za przysłowiowy order z kartofla i wpis do CV? O nie. To nie wszystko. Za bilety im zwrócą tam chyba raz czy dwa razy i mogą sobie też pójść kupić coś w restauracji do jedzenia. Oczywiście to w odróżnieniu od hojnych uposażeń w powołanej w tym celu spółce skarbu państwa, którą obsadzi się pracownikami, którzy znając życie, nie odczują skutków kryzysu do trzeciego pokolenia wprzód. Ale bez obaw, jak doczytamy dalej w ustawie owa rada i tak nie będzie miała żadnych wiążących kompetencji. Nie ma żadnego ryzyka, że jej cenny czas za zero złotych za godzinę, będzie zatem nadużywany, bo i tak nie przewidziano dla nich uczestniczenia w samym procesie projektowym. Ot, po prostu pokażą jej gotowy projekt, rada się wypowie czy jej się podoba, czy nie, spisze się protokół spotkania, może nawet sekretarz rady w czynie społecznym zrobi jakiś raport, a inwestor potem może go sobie wrzucić do niszczarki, jak mu się będzie nie podobać. I tyle. W ustawie pokryto koszty przejazdów i wyżywienia gęb, a nie prac studialnych czy stworzenia wytycznych konserwatorskich, których od poważnego procesu odbudowy i rekonstrukcji byśmy oczekiwali. Ale czego się w sumie spodziewaliśmy, jeżeli tworzy się fasadowe instytucje do oceny fasadowej inwestycji. Nie uważacie, że to nawet urocza jedność formy i treści procesu inwestycyjnego?

I tak oto dziękuję wam za przebycie ze mną tej przygnębiającej drogi krzyżowej, podczas której mam nadzieję rozebrałem dla państwa, warstwa po warstwie całą tę inwestycję, odzierając ją z mitów, a was ze złudzeń i  nadziei. Wierzcie mi, dla mnie była to tak samo wielka katusza jak dla was. Obraz, który się nam z tego wyłania to świat, w którym rozum nigdy nie został na poważnie zaangażowany w to przedsięwzięcie, a podrzędna rola logiki w tym procesie jest akcentowana na każdym jego kroku. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że budowana wokół tej inwestycji iluzja jako tako się utrzyma i zaowocuje budowlami, których, chociaż nie będziemy się wstydzić. Co więcej mogę powiedzieć. Wypada się cieszyć.





całość tutaj:


https://www.architekturaibiznes.pl/o-wyzszosci-budowy-piramid-nad-spichrzami-palacach-pogardy-i-zaszczytnej-w-tym-roli-cial-eksperckich-w-cenie-zero-zlotych-za-kilogram,16061.html?fbclid=IwAR31zEc21r9iVx5aX9OpfpbgB9VzrJfd3lhFiiNHqlMHhEw4amaYPCiuWR0




sobota, 19 listopada 2022

Propaganda



przedruk


Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest obecnie blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał







Na początku był szok i niedowierzanie, a przede wszystkim podziw dla autora genialnego dokumentu. Na ten film natrafiłam kilka lat temu, kiedy przeskakiwałam pilotem po kanałach telewizyjnych. Nagle zatrzymałam się na stacji TVN 7, bo właśnie zobaczyłam coś niesamowitego.

Komercyjna stacja słynąca z ogłupiających Polaków programów, pokazuje film, który demaskuje mechanizmy ogłupiające widzów na całym świecie. Szok tym większy, że w roli anonimowego narratora występuje ekspert z Korei Północnej, który bezlitośnie rozlicza się z Zachodem. Zapewnia jednak przy tym: «Naszemu Umiłowanemu Wodzowi zależy, byście zobaczyli na własne oczy z jaką starannością prowadzona jest wojna przeciwko umysłom i jak zmienia się obywateli Zachodu w potulnych niewolników».

Tamtego wieczora zobaczyłam jedynie kilkanaście ostatnich minut tego niezwykłego filmu. Nazajutrz przeszukałam Internet w poszukiwaniu całości. W przeciągu siedmiu lat obejrzałam dokument niezliczone ilości razy. Jakim cudem widnieje dalej na YouTube, gdzie rządzi cenzura? Tego nie wiem, ale jest to tym bardziej intrygujące.

Podczas każdego kolejnego seansu odkrywam w filmie coś nowego i zachwycam się jeszcze bardziej niż poprzednio. Do dziś zadaję sobie pytania: jak to możliwe, że obraz obnażający mechanizmy propagandy i ogłupiania ludzi zaprezentowano kiedyś w stacji telewizyjnej, która te mechanizmy stosuje każdego dnia? Czyżby w Grupie TVN zaznał się uczciwy i odważny pracownik, który przemycił na antenę demaskatorski dokument, bo chciał otworzyć zmanipulowanym ludziom oczy? A może twórcy ramówki byli na tyle nierozgarnięci, że niczego z tego nie zrozumieli i wybitny dokument (który uderza niejako także w ich stację tv) wstawili do programu na zasadzie zapchajdziury?

Mowa o filmie „Propaganda” z 2012 roku. O reżyserze napiszę za chwilę. Nazwisko i pochodzenie twórcy będzie miłym zaskoczeniem. Najpierw skupię się na jego wielkim dziele, albowiem zasłużyło ono na miano filmu dokumentalnego wszechczasów.

Na początku pojawiają się na ekranie napisy w języku koreańskim, których tłumaczenie brzmi: «Ten wstrząsający program przygnębi wszystkich obywateli Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej, ale Nasz Umiłowany Przywódca nie widzi innego wyjścia. Trzeba rzucić światło na zawoalowane niebezpieczeństwo ze strony zachodnich imperialistów zagrażające naszemu wspaniałemu narodowi. Te rewelacje są efektem wielkiej przenikliwości Naszego Wiecznego Przewodniczącego, który będąc nieskończenie mądrym posłał do Seulu wywiadowców, by zbierali dowody na to zagrożenie wobec KRLD i niewinnych obywateli na całym świecie. Teraz Nasz Umiłowany Przywódca wezwał jednego z tych obserwatorów z powrotem ojczyzny. Podzieli się on odkryciami, których dokonał dzięki niezachwianej postawie Wiecznego Przewodniczącego.»

Wstrząsające? Spokojnie, dalej będzie tylko mocniej. Narratorem jest tajemniczy doktor psychologii z Korei Północnej, który siedzi na krześle w jakimś pomieszczeniu, twarz ma zamazaną, a gdy się przedstawia jego nazwisko zostaje wyciszone. Jakimi treściami raczy widzów Koreańczyk? Punkt po punkcie wyjaśnia w jaki sposób manipuluje się ludźmi na całym świecie, z których robi się niewolników wpływów i perswazji, aby kupowali oni produkty, których wcale nie potrzebują. W rzeczywistości są to niewolnicy długów, ponieważ nie stać ich nawet na rzeczy, które kupują. Celem tego zabiegu jest nabijanie kasy wielkim korporacjom, które potrzebują jeszcze więcej hajsu na wszczynanie kolejnych wojen, pod pretekstem walki z terroryzmem i wprowadzania demokracji, której i tak nie mają zamiaru wprowadzić. Po co więc to robią? Ano po to, aby mieć kontrolę nad całym światem. Następnie, aby zachować i umocnić swoją dyktatorską władzę dokonują oni licznych zabiegów mających na celu utrzymanie całych społeczności w stanie zobojętnienia i gnuśności. By osiągnąć jeszcze większy efekt wpychają w ludzi śmieciowe żarcie i uzależniają od odmóżdżającego telewizora. Brzmi jak teoria spiskowa, prawda? Jednak nasz północnokoreański narrator na wszystko przedstawia niezbite dowody i nie ma takiej siły, która mogłaby mu udowodnić, że się myli.

Za tytułową „Propagandą” kryje się branża public relations, gdyż makiawelistyczna działalność globalistów i polityków będących na ich usługach nie może być prowadzona jawnie – wyjaśnia narrator. Po czym przestrzega: «propaganda wypacza rzeczywistość i wmawia wszystkim, że to prawda». Następnie pokazuje widzom archiwalne nagrania, na których widzimy światowych przywódców, takich jak: George W. Bush, Tony Blair, Bill Clinton, Elżbieta II, Barack Obama czy Adolf Hitler. Nad ich gestami, przemówieniami i hasłami pracują sztaby pijarowców, co zostało pokazane na konkretnych przykładach. Koreańczyk nie szczędzi też krytyki wobec przywódców religijnych, szczególnie niektórych przedstawicieli Watykanu.

Dokument rozprawia się z największymi zbrodniami i wojnami XX i XXI wieku, z pominięciem zbrodni komunistycznych, o których północnokoreański narrator już milczy. Nie zmienia to jednak faktu, że zbrodnie o których mówi są wstrząsające, okrutne i zamiatane pod dywan przez armię propagandystów. Aby ludzie nie zadawali niewygodnych pytań, trzeba było odwrócić ich uwagę. W tym celu stworzono celebrytów, którzy za pośrednictwem przebiegłych reklam i ogłupiających reality show manipulują swoimi fanami odrywając ich od rzeczywistości i istotnych spraw. W ten sposób celebryci wyhodowali konsumentów-niewolników, którzy wpatrzeni w swych idoli bezmyślnie podążają za modą, zatracając prawdziwy sens życia. Na poparcie swoich twierdzeń narrator „Propagandy” pokazuje fragmenty reklam, teledysków czy programów telewizyjnych, na których widać szalejące tłumy wpadające w histerię na widok nowej pary butów, telefonów komórkowych i innych towarów konsumenckich.

Ekspert z Korei Północnej wykazuje, że niewolnicy konsumpcjonizmu sponsorują kupowanie broni. Za pomocą tej broni napadane są inne kraje, a następnie okupowane i okradane. Siła propagandy doprowadziła nawet do tego, że rodzice – głównie z najbiedniejszych warstw społecznych – posyłają na wojnę swoje dzieci. W dokumencie widzimy drastyczne nagrania obrazujące efekty tych działań: rozerwanych bombami mieszkańców Bliskiego Wschodu czy Wietnamu, płacz, rozpacz, głód, biedę, zniszczone domy, niezliczone dramaty ludzkie. To wszystko przepleciono obrazami z bogatych państw – takich jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania – na których widzimy sławne modelki w drogich ciuchach, ociekających luksusem naćpanych piosenkarzy czy obłudnych aktorów udających zatroskanie o los dzieci z państw trzeciego świata. Koreańczyk wiele razy udowadnia jak podłą rolę w niszczeniu ludzkości odgrywa właśnie show biznes.

Celem propagandystów jest tworzenie przekonań i złudzeń. Narrator „Propagandy” wyjaśnia: «Najpopularniejsze hasła zawierają kilka kluczowych słów ucieleśniających to, co – jak wmówiono niewolnikom na Zachodzie – stanowi najwyższą wartość. Słowa te to na przykład: wolność, prawda, pokój, swoboda i – najważniejsze – demokracja.» Co ciekawe, przedstawiciel Korei Północnej niejako staje w obronie demokracji, gdyż zauważa, że rozwój korporacyjnej propagandy (przed którą ostrzega widzów) chroni korporacyjną władzę (spod której trzeba uwolnić ludzkość) przed demokracją (która de facto została zniszczona). Koreańczyk przypomina, że od 1945 roku Stany Zjednoczone próbowały obalić pięćdziesiąt rządów, niejednokrotnie były to rządy państw demokratycznych. Stany Zjednoczone zaatakowały ponad trzydzieści państw i ich mieszkańców. Efekt? W żadnym z niedemokratycznym dotychczas państwie nie zapanowała prawdziwa demokracja. Wypowiadanym przez narratora słowom towarzyszą dramatyczne obrazy z działań wojennych agresora. Szczególnie wstrząsający jest widok rannych, płaczących i przerażonych dzieci. W tle wybrzmiewa cyniczne zdanie przywódcy USA: «pragnę pokoju tak silnie jak wy».

Ale Ameryka nie jest jedynym sprawcą zbrodni przeciwko ludzkości i planecie – zauważa przedstawiciel Korei Północnej. I zaczyna rozprawiać się z innymi imperialistami. Na tapetę bierze Brytyjczyków czy Francuzów z ich kolonialnymi zapędami oraz Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, które mają siedziby w każdym ubogim kraju. Narrator „Propagandy” stanowczo wytyka imperialistom popełnianie poważnych zbrodni. «Podbijali i plądrowali, a swoimi kłamstwami wypaczali historię i wspomnienia» – wykazał Koreańczyk za pomocą licznych przykładów i dowodów.

Film „Propaganda” porusza bardzo dużo niewygodnych faktów z historii XX wieku. Na uwagę zasługuje chociażby fragment poświęcony sprowadzaniu do Ameryki „zawodowych funkcjonariuszy śmierci”, czyli zbrodniarzy nazistowskich. Chodzi o operację „Spinacz” (operacja Paperclip) przeprowadzoną przez amerykańskie służby specjalne w końcowym okresie i po zakończeniu II wojny światowej, mającej na celu przerzucenie do Stanów Zjednoczonych czołowych niemieckich naukowców. Większość z nich była członkami NSDAP lub SS. Narrator opowiada o przykładach nazistowskich rodzin, które dorobiły się na tyranii i zrobiły karierę w USA. Wymienia nazwy wielkich firm biorących w tym udział i podaje przykłady zdrajców Ameryki i Wielkiej Brytanii, którzy zarabiali na zbrodniczej współpracy z Hitlerem. Koreańczyk wskazuje tutaj m.in. na Prescotta Busha przodka dwóch prezydentów USA, brytyjską rodzinę królewską i rodzinę Rockefellerów – wsparli oni m.in. eugenikę, pod którą kryje się depopulacja. Dodaje, że nad ograniczaniem liczby ludności pracuje obecnie także ONZ i Światowa Organizacja Zdrowia.

I wreszcie, w tym wyjątkowo niepoprawnym politycznie dokumencie nie mogło zabraknąć zbrodni syjonistów. Narrator wyjaśnia kim był Dawid Ben Gurion, przywódca potężnej organizacji syjonistów, który wraz z amerykańską rodziną Rothschildów zaproponował Brytyjczykom, że wciągną Amerykanów w wojnę. W zamian zażądali Palestyny. Brytyjczycy na to przystali i podpisali Deklarację Balfoura. W liście wysłanym 2 listopada 1917 roku rząd brytyjski przyrzekł syjonistom Palestynę jako „narodowy dom dla Żydów”. Ekspert z Korei Północnej skomentował to następującymi słowami: «Było o to tyleż złowieszcze, co zbędne, bo Żydzi od tysięcy lat żyli w pokoju wśród arabskiej większości na Bliskich Wschodzie i nie mieli zamiaru zagarniać niczyjej ziemi». Następnie opowiada o licznych zbrodniach na Palestyńczykach, dokonanych po tym, jak po II wojnie światowej syjoniści zasiedlili Palestynę, zagarnęli ziemię prawowitym mieszkańcom i ogłosili państwo Izrael. Tej zbrodni przeciwko ludzkości towarzyszy ogromna kampania propagandowa, która trwa do dziś, o czym szczegółowo opowiedział północnokoreański doktor psychologii.

Kiedy pierwszy raz obejrzałam film „Propaganda” przecierałam oczy ze zdumienia. Dokument tak mnie zachwycił, że postanowiłam zrobić internetowe śledztwo i dowiedzieć się kim jest tajemniczy narrator z Korei Północnej. Okazało się, że pochodzi z… Korei Południowej, nazywa się Eugene Chang i przed laty wyemigrował do Nowej Zelandii. Jakim cudem wystąpił więc w tym filmie? Poprosił go o to jego znajomy – reżyser „Propagandy” Slavko Martinov. Bo tak naprawdę opisywany przeze mnie film, to nie jest północnokoreańska propaganda, lecz dzieło nowozelandzkiego reżysera, którego nazwisko brzmi bardzo słowiańsko. A więc wprowadzenie do filmu postaci, która odgrywa konkretną rolę, uczyniło „Propagandę” dodatkowo filmem fabularnym.

Wyczytałam, że kiedy zakończono pracę nad filmem, zrobiono pewien eksperyment i najpierw bez dodatkowych opisów nt. twórców zamieszczono obraz w internecie, aby wyglądał na produkcję północnokoreańskiego rządu. Wywołało to niemałe komplikacje, wszak tajemniczy narrator, mimo iż ma zamazaną twarz, został zdemaskowany przez niektórych widzów. Nie wychwycili oni satyry – która była celowym zabiegiem reżysera – i uznali, że Eugene Chang jest szpiegiem Korei Północnej. Sprowadziło to na Koreańczyka pewne nieprzyjemności. Zresztą i sam reżyser nie uniknął oskarżeń o bycie komunistycznym agentem. Sytuacja nieco się uspokoiła dopiero po tym, jak Slavko Martivov wysłał swój film na międzynarodowe festiwale jako produkcję z Nowej Zelandii i zdobył uznanie niezależnych krytyków oraz widzów na całym świecie. O tym, że zabieg z wstawieniem tajemniczego narratora okazał się być genialny, potwierdza m.in. recenzja kanadyjsko-amrykańskiego magazynu „Vice”, gdzie napisano: «twierdzenie, że film jest kawałkiem prawdziwej propagandy przemycanej z Korei Północnej, przekroczyło pożądany efekt».

Kim jest twórca tego genialnego dzieła, będącego odwróconą propagandą? Na stronie internetowej slavkomartinov.com, reżyser przyznaje: «mój wysoki opór wobec władzy ukształtował się w młodym wieku, kiedy zyskałem reputację osoby sprawiającej kłopoty za nieustanne kwestionowanie opowiadanych nam historii». Martinov jest samoukiem sztuki filmowej i sam zbiera fundusze na swoje produkcje. Po prostu marzył o tym, aby robić filmy i dopiął swego. Pomaga mu wielokrotnie nagradzany operator i montażysta Mike Kelland. „Propaganda” jest ich pierwszym wspólnym filmem. Wykorzystali w nim setki fragmentów telewizyjnych i archiwalnych, aby zdemaskować wojnę psychologiczną świata, w którym żyjemy. Film z dalekiej Nowej Zelandii stanowi doskonałą odtrutkę na – nomen omen – propagandę. Gorąco zachęcam do odszukania filmu w internecie pod hasłami: propaganda, Korea Północna, Slavko Martinov.

Agnieszka Piwar

fot. public domain

P.S. Kiedy pisałam recenzję filmu „Propaganda”, w Seulu – stolicy Korei Południowej – wydarzyła się wielka tragedia podczas tzw. imprezy halloweenowej. Chodzi o idiotyczny zwyczaj związany z maskaradą i kultywowaniem śmierci, zaczerpnięty z popkultury amerykańskiej, nastawiony na komercję, konsumpcję i odmóżdżanie. Tłumnie imprezująca południowokoreańska młodzież wpadła w panikę i zaczęła się wzajemnie tratować. W momencie, gdy kończę pisać ten tekst liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 153, jest wielu rannych i niektórzy wciąż walczą o życie.

Myśl Polska, nr 45-46 (6-13.11.2022)



https://myslpolska.info/2022/11/07/polnocnokoreanski-szpieg-zawstydzil-swiat/?fbclid=IwAR25J-UoXqt9-Xo9d3VVU4Z2hSBzb_4D7cLWUZ2FhejBJLs_Vo4IJ0fNlJ8






poniedziałek, 4 kwietnia 2022

Atak zielonki

 


Pojawiają się informacje o samosądach na Ukrainie, gdzie ofiary są związywane, bite i mają twarz pomazaną na zielono. 


Osoby na zdjęciu poniżej - związane jak w kokonie - ale raczej - jak egipskie mumie.





Wcześniej w Rosji i na Ukrainie pojawiła się "moda" na ataki z użyciem zielonej farby...


Atak Zelyonki to forma protestu, prowokacji lub gwałtownej napaści, definiowana jako akt rzucania roztworem jaskrawozielonej zelyonki ( ros . зелёнка ), antyseptycznego barwnika triarylometanowego , na ciało (zwykle twarz) ofiary. Oprócz potencjalnego niebezpieczeństwa utraty wzroku bardzo trudno jest go szybko usunąć; całkowite naturalne usunięcie może potrwać do tygodnia.

W latach 2010-tych ataki Zelyonki rozpowszechniły się w Rosji i na Ukrainie przez prorządowych działaczy przeciwko antyrządowym osobistościom politycznym i innym.



A. Nawalny.


A tu - Pussy Riot-Punk Prayer.mp4 z 2012 r.





To rebus nawiązujący do Ozyrysa.



Od lewej - Ozyrys, Anubis i Horus







Podobieństwo - tu akurat do postaci Horusa - zielona sukienka, czerwone rajstopy pod kolor czerwonego ciała i biała(?) czapka ...z pomponem... Horus to jakby zmartwychwstały Ozyrys - jego kolejne wcielenie... 

Ten zielony kolor ma bardzo podobny - jeśli nie identyczny - odcień w każdym wypadku.




Był synem Ozyrysa i Izydy lub Geba i Nut. Gdy Ozyrys został podstępnie zamordowany i poćwiartowany przez Seta, Izyda pozbierała rozrzucone kawałki swego małżonka (poza prąciem, które zostało zjedzone przez suma nilowego) i przy pomocy magii przywróciła Ozyrysowi życie (stał się pierwszą mumią), dodając mu złote prącie i spółkowała z nim. W innej wersji Izydę zapłodnił boski ogień. Gdy Izyda była w ciąży, musiała schronić się w Delcie Nilu przed Setem, który chciał zabić dziecko, gdyż ono było prawowitym następcą zmarłego Ozyrysa. Tam urodziła boskiego syna.

Po śmierci Ozyrysa Horus walczył (jako prawowity następca tronu) z Setem (bratem Ozyrysa) o tron faraona. Po kilku konkurencjach Dwunastka Bogów przyznała prymat Horusowi.


A tu -  tzw. masakra w Buczy pod Kijowem.




Ręka trupa powinna być biała jak śnieg, czyż nie? Trup to nie człowiek, tylko skorupa po człowieku... A trzymanie łapy we wodzie wcale nie pomaga.





Herb i flaga miasta Bucza.


uk.wikipedia.org/wiki/Буча



Herb ma kształt zielonej tarczy. W centrum kompozycji znajduje się główny element herbu - stylizowany znak symbolizujący drzewo genealogiczne wsi. Ma 4 odgałęzienia (są to cztery wsie: Jabłonka, Melnyky, Lisowa Bucza i Jastremszczina, które zostały zjednoczone i stanowiły podstawę współczesnej Buczy) i mocne korzenie, które opierają się na fragmencie toru kolejowego.

Wielki herb obramowany jest wieńcem z gałęzi dębu i lauru (symbole siły i chwały), przewiązanych wstążkami zieleni, bieli i żółci, barw flagi wsi Bucha.

Górna część herbu obramowana jest wstążką, której linie powtarzają linie herbu, podkreślając w ten sposób wizerunek otwartej księgi, która symbolizuje księgę życia.

Wieniec herbowy wykonany w formie dekoracyjnego malarstwa, typowego dla tradycji ukraińskich. W sercu herbu – „1901” – rok założenia wsi Bucha.

KTO
WIE, TEN ROZUMIE




"prowokacja" ukraińska, jak twierdzą Rosjanie  (i nie tylko), gdzie nieudolnie symulowano zmarłych - ponoć się poruszali pod koniec zdjęć.

A może to było specjalnie - "nieudolnie"?


A więc znowu rebus o "zmartwychwstaniu" i - niemożności zabicia Odrażającego Władcy Międzynarodowej Sitwy.....?


Bardzo mnie zastanawia postawa prezydenta Zeleńskiego - jak na kogoś, kto ma na sobie odpowiedzialność, kto ma wojnę we własnym kraju, gdzie giną ludzie i kraj doświadcza spustoszenia - z wyglądu jest zadziwiająco  W Y L U Z O W A N Y .


Ja wiem, że to aktor, ale przecież pamiętamy go z najróżniejszych oficjalnych sytuacji, gdzie po prostu nie radził sobie. Nie wiedział co powiedzieć, ani jak się zachować.  



A teraz...



I też na zielono..


Ta cała wojna to jest jakiś przekręt - jak wszystkie wojny zresztą...



UPA chwytali niemowlęta za nogi i rozbijali im głowy o drzewo - i  Czerwoni Khmerzy też tak robili.... zadziwiająca moda... inne czasy... inne bestie.... a jednak to samo.. te same bestie...



naprawdę ??





wstawaj... już wystarczy....









Kpiny z ludzi.











https://en.wikipedia.org/wiki/Zelyonka_attack

https://thepressunited.com/updates/roma-tied-to-lamp-posts-and-sprayed-with-dye-in-ukraine-reports/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Horus

https://www.google.com/search?q=Ukraine+face+smeared+with+paint&sxsrf=APq-WBsluDd3Ec4H8_zZrmrVtnLlKuqoFg:1649085983721&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=2ahUKEwjkz42C3Pr2AhXio4sKHcF8CMAQ_AUoAXoECAEQAw&biw=1536&bih=758&dpr=1.25#imgrc=ZoUxObPQ8N8VsM

https://www.youtube.com/watch?t=3&fbclid=IwAR3wu62w7m_VnxI2C2fDracBlZEsB56HoaTwyX5oLFdy_02BXv0FYUNJ7Zk&v=ALS92big4TY&feature=youtu.be

https://gandeste.org/analize-si-opinii/dan-diaconu-razboiul-prin-prisma-stirilor-care-nu-se-vad/123991/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bucza

https://www.rp.pl/konflikty-zbrojne/art36006951-masakra-w-buczy-rosja-prowokacja-usa-i-nato?fbclid=IwAR1xA5nZxoAdSELqKybWqW664r91eCnpiq-Tov2d8Zm0HRODfoEcaflZBEQ

https://pl.wikipedia.org/wiki/Kolorowe_rewolucje

https://maciejsynak.blogspot.com/search?q=kolorowa


https://www.google.com/search?q=podniesiona+pi%C4%99%C5%9B%C4%87+kolorowa+rewolucja&tbm=isch&ved=2ahUKEwiDzI-s5fr2AhXHN-wKHe5NCXYQ2-cCegQIABAA&oq=podniesiona+pi%C4%99%C5%9B%C4%87+kolorowa+rewolucja&gs_lcp=CgNpbWcQAzoHCCMQ7wMQJzoECAAQGFCgAli2HmDTIGgAcAB4AIABcogBkwySAQQxOS4xmAEAoAEBqgELZ3dzLXdpei1pbWfAAQE&sclient=img&ei=5xdLYsO8LcfvsAfum6WwBw&bih=758&biw=1536#imgrc=FFMd5tWc-qcnjM


https://uk.wikipedia.org/wiki/%D0%93%D0%B5%D1%80%D0%B1_%D0%91%D1%83%D1%87%D1%96