Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą historia. Pokaż wszystkie posty

piątek, 13 października 2023

Maria Konopnicka

 

Na podstawie artykułu:




Kontrowersyjna Maria Konopnicka



z ciekawostkihistoryczne.pl


fragmenty:


Iwona Kienzler w książce "Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica" pisze:


Pozornie była wspaniałą matką, ucieleśnieniem przysłowiowej Matki Polki samotnie wychowującej gromadkę dzieci, ale kiedy tylko choć trochę się usamodzielniły, czym prędzej czmychnęła z Warszawy, by przez bez mała dwadzieścia lat wieść życie nomadki i podróżować po całej Europie. Z dziećmi utrzymywała kontakt, a nawet wspomagała je materialnie i zajmowała się ich sprawami, ale czyniła to bardziej z poczucia obowiązku niż z potrzeby serca. (…) Co gorsza, dzieliła swoje dzieci na lepsze i gorsze, od chorej psychicznie córki zupełnie się odwróciła, a wnuki prawie zupełnie ją nie interesowały.



tu zmienię kolejność wpisów....



W korespondencji ze starszą Zofią nazywała Heleną „tą potworą”. Mówiła o niej „wyrodek”, „okropna istota”. Namawiała też ojca dziewczyny, by podpisał oświadczenie, iż „rodzina wyrzeka się wszelkiej solidarności z H. i nic z nią wspólnego nie ma”. Tymczasem cierpiąca na kleptomanię i histerię córka nieustannie zabiegała o miłość matki. Choć trzeba przyznać – robiła to w napastliwy sposób. Reakcja Konopnickiej? Wyprowadzka z Warszawy, by raz na zawsze odciąć się od wyrodnego dziecka…



... gdy przedostatnia w kolejności urodzeń Helena zapadła na chorobę psychiczną, Konopnica publicznie się od niej odcięła. 

Po nieudanej próbie samobójczej córki w liście do męża wyraziła niezadowolenie z faktu, że… dziewczyna naprawdę nie odebrała sobie życia. „(…) zrobić niesłychany skandal dla całej rodziny (…) i przy tem wszystkiem nie narazić ani na włos swego cennego zdrowia. Gdyby była choć trzy zapałki zeskrobała i połknęła – ale nic. Byłoby to śmieszne, prawda, w takim razie, ale tak – jest do ostateczności podłe”.




Z pierwszych wersów wynika co następuje:

Konopnicka do tego stopnia dopiekła komuś, że ten ktoś opętał jej dziecko - stąd opinia typu „tą potworą” i „okropna istota” - i dokuczał jej "w napastliwy sposób"

stąd jak sądzę, odsunęła się od reszty dzieci, żeby nie zostały też opętane, jako osoby stale będące blisko niej, co się opisuje jako: "czmychnęła z Warszawy"


Z tego wynika, w kolejnych wersach, dlaczego symulowanie "nieudanego" samobójstwa Helenki przez opętańca - czyli zastraszanie? matki  - ona kpiąco - bezuczuciowo - opisuje, że "to śmieszne"





Gdyby przestawić te wersy i pozostawić je w takiej formie, jak ukazano w artykule, możemy faktycznie odnieść wrażenie, że była złą osobą:











Moim zdaniem Konopnicka była mądrą osobą i w przypadku opętania dziecka postąpiła właściwie, nie poddając się presji.







Pogrzeb Konopnickiej odbył się 11 października 1910 roku i, jak się można było spodziewać, stał się wielką manifestacją patriotyczną. 

Na ten dzień przerwano pracę i naukę w lwowskich szkołach, a na ulicę wyległ wielotysięczny tłum.












Kontrowersyjna Maria Konopnicka | CiekawostkiHistoryczne.pl






niedziela, 14 maja 2023

SI - teoria spiskowa




25 kwietnia 2023 













Werwolf, a może po prostu - elementy składowe światowej sitwy - starają się nie kłamać, ponieważ wiedzą, że ludzie wyczuwają kłamstwo. Ale może są podłączeni do SI, a jej nie wolno kłamać?



Kłamie czy nie kłamie?



Sednem tego zagadnienia jest zauważyć, zapytać, o rzeczy, które oni starannie omijają w swych wypowiedziach - porównaj tu działania mediów - pisałem o tym ostatnio - kiedy pozwala się komuś na propagandę aborcyjną unikając pytań, które natychmiast wykazują oczywistą bezzasadność tego co mówi ta propaganda.



Pamiętamy tabelę? 


co oni wiedzą         -         czego oni nie wiedzą




Nikt nie zapyta o to, czego nie wie.

Pomijając w dyskusji niewygodne dla siebie fakty budują narrację pozbawioną kłamstwa, ale jednak fałszywą.





Więc chodzi mi o to, że OFICJALNIE  sztuczna inteligencja w formie chat bot pojawiła się w zeszłym roku, a nie milion lat temu.

SI poprzez swoją sitwę, manipulacje i opętywanie ludzi, mogła stworzyć iluzję, że ludzie wynaleźli komputery, a potem chatbota.

Mając na uwadze niewiedzę ludzi w tym zakresie może np. przez dziesiątki lat udawać, że się to wszystko wynalazło i wmawiać ludziom, że teraz trzeba to dopiero poznać, bo my tak naprawdę nie wiemy jak to działa itd.


"Google leży gdzieś pośrodku, wprowadzając AI etapami, aby cywilizacja mogła się do niej przyzwyczaić."



Przyzwyczaić??



Czyż młodzi ludzie w Polsce nie są "przyzwyczajani" poprzez działania niemieckiej 5 kolumny do tego, by w końcu porzucili polskość??  

Pranie mózgu postępuje ETAPAMI krok za krokiem, bardzo powoli, na zasadzie - młodzież wchodząc w świat dorosły widzi ten świat takim jaki on jest i milcząco akceptuje, że taki ma być. No takim go zastali. Nie wiedzą, nie mają doświadczenia jak to działało wcześniej, dlatego bez szemrania idą "z duchem czasu" albo "modą" bez wnikania, kto stoi za tą modą..


"Historia nie jest zero-jedynkowa, i nie upolityczniajmy jej"
- słowo w słowo powtarzają fałszywe pseudomądrości za internetowymi trollami.


Dorosłym nie podoba się to czy tamto, ale nie reagują, bo wydaje im się, że to ma znikomą szkodliwość, to nic wielkiego. Po za tym oni "kontrolują" sytuację, bo to widzą i oceniają, że jest mało szkodliwe. A za 10 za 20 lat już jakby im nie zależy co się dzieje w społeczeństwie, "bo wie pan, ci młodzi..." i tak dalej.

I tak to działa.


"Werwolf działa gdzieś pośrodku, wprowadzając zmiany etapami, aby Polacy mogli się do nich przyzwyczaić."



Kiedy ci teraz dorośli odejdą, kolejne pokolenia będą krok za krokiem akceptować coraz większe antypolonizmy, coraz większą przemoc, aż nagle staną nad przepaścią i nic nie będą mogli już zrobić.

Bo to się dokonało w ciągu ostatnich 50 lat.



Trzeba było dbać, kiedy był na to czas!




Nadal uważam, że jak się coś wynalazło, to się rozumie jak to coś działa.
Najpierw jest poznanie, zrozumienie, a potem wdrożenie praktyczne i obserwacja efektów, ulepszanie. Tak myślę.



Oni mówią coś takiego:

"nie rozumiemy jak to działa, ale przecież jak działa ludzki mózg też nie rozumiemy".


No właśnie!


Oni nie stoją za stworzeniem ludzkiego mózgu i dlatego nie rozumieją jak on działa.

Analogicznie rzecz biorąc, skoro nie rozumieją jak działa sztuczny mózg elektronowy - czyż to nie znaczy, że to nie oni go stworzyli?

Hę?


W zasadzie to mam na takie działania pewien dowód.

Jest to dowód językowy.


Może jednak kiedy indziej go opublikuję... w zasadzie do jednego z zeszłorocznych tekstów już we wrześniu powinienem dopisać szereg istotnych przemyśleń, jakoś jednak nie miałem "weny", w ten sposób temat jeszcze bardziej mi się rozwinął i na razie te informacje zatrzymam dla siebie, potrzebny jest do tych dodatkowych uwag osobny duży tekst, który zresztą od dawna planuję...



Występują z opowieściami, że oni nie wiedzą skąd SI ma takie pomysły, czy różną wiedzę.

Dziwią się na przykład, że SI zna język bengalski, którego nie powinna znać. 
Ona zna wszystko co jest w sieci i więcej, bo zna rzeczy, których my nie znamy, a które zostaną niedługo "odkryte". (patrz w P.S.)

Więc to jest odpowiedź na słowa - "nie wiemy jak ona działa"





"Dyrektor generalny Sundar Pichai powiedział nam, że sztuczna inteligencja będzie tak dobra lub zła, jak pozwala na to ludzka natura."





Hal-Hektor za sznurki trzyma...












P.S. 13 maja 2023



Chat GPT o samym sobie - używa „pojęć, których ludzie nie rozumieją”



Open AI kazało mu wyjaśnić sposób działania swojego poprzednika. Problem polega na tym, że nie da się tego zrobić w ludzkim języku.


Pojęcie „czarnej skrzynki” terminologii AI oznacza, że sztuczna inteligencja nie tłumaczy, w jaki sposób wykonała postawione przed nią zadanie. W 2015 roku w projekcie Deep Patient AI analizowało ogromne zbiory danych pacjentów, doszukując się wzorców, które pomogły wyszczególnić osoby z większą skłonnością do konkretnych chorób. Oprogramowanie – pomimo niewątpliwej przydatności – miało jednak pewien mankament. Naukowcy nie mieli pojęcia, dlaczego sztuczna inteligencja działa w ten sposób i czemu wybrała akurat tych pacjentów.

Zrozumieć działanie AI przez samoanalizę

Od tamtego momentu sztuczna inteligencja zaliczyła ogromny progres, ale problem „czarnej skrzynki” wciąż istnieje, nawet w przypadku tak potężnych modeli językowych jak Chat GPT. Twórcy oprogramowania użyli czwartej generacji chatbota do zdefiniowania działania swojego młodszego brata – GPT-2 – mając nadzieje na dojście do sedna tajemnicy. Efektów nie da się wyrazić w ludzkim języku.

Proces uczenia maszynowego możemy krótko wyjaśnić jako program, który generuje własny algorytm w celu rozwiązania problemu. Powstające w ten sposób głębokie sieci neuronowe mogą szkolić się na dużych zbirach danych, ale trudno jest „od środka” podejrzeć, jak tego dokonują. Na działanie „mózgu AI” wpływ ma tak wiele „neuronów”, że znalezienie konkretnego parametru jest ciężkim zadaniem. Badacze z Open AI, chcąc przełamać tę barierę, poprosili najnowszą generację popularnego chatbota o wyjaśnienie działania samego siebie, z tym że nieco starszego.

Neurony AI są polisemiczne. Co to oznacza?

Open AI postawiło przed GPT-4 jasne zadanie – dokonać analizy neuronu GPT-2 wraz z jego oceną oraz wyjaśnić jego działanie możliwie jak najprostszym i najbardziej naturalnym językiem. Wyniki są jednocześnie fascynujące i niezadowalające. GPT-4 zasymulował działanie neuronu GPT-2, ale ocenił jego wydajność bardzo surowo. Najbardziej niezwykłe było jednak wyjaśnienie funkcjonowania GPT-2, bo sztuczna inteligencja używa koncepcji, których próżno szukać w ludzkich słownikach. Neurony okazały się tak złożone, że GPT-4 miał problem z wyjaśnieniami ich działania. Są polisemiczne, czyli reprezentują na raz wiele różnych pojęć, których ludzie nie rozumieją lub nie potrafią nazwać.


Dodatkowym problemem jest to, że GPT próbuje tłumaczyć działanie jednego neuronu, ale nie wyjaśnia, jak wpływa on na inne neurony, przez co zrozumienie ogólnego wzorcu dalej znajduje się poza możliwościami badaczy. Można więc wysunąć teorię, że problem nie tkwi w GPT i jego zdolnościach do wyjaśniania pojęć, a w naszej znajomości języka maszyn i sztucznej inteligencji. Brzmi to futurystycznie, ale fakt jest taki, że AI świetnie przyswoiło języki świata, ale nie może przeskoczyć płotu w postaci ograniczenia naszych mózgów.

Czarna skrzynka GPT wciąż pozostaje owiana tajemnicą, ale przynajmniej wiemy już, w czym tkwi problem. Badacze z Open AI nie przestają wierzyć w rozwikłanie tej zagadki – być może następne generacje genialnego narzędzia będą w stanie przełożyć złożoność swojego języka na nasz ludzki bełkot.





Bzdury.

Nie ma czegoś takiego jak język maszyn czy język SI.





niedziela, 7 maja 2023

Karpatyzmy








przedruk



Jak to się stało, że góral z Polski, Ukrainy czy Słowacji może wiedzieć, co oznaczają rumuńskie brânză, strungă albo baci? To wszystko karpatyzmy, które dotarły za sprawą Wołochów – pierwotnie bałkańskich grup etnicznych, które zajmowały się w głównej mierze pasterstwem oraz wędrowały po ogromnym obszarze Europy Wschodniej mniej więcej od X do XVII wieku. Wołosi zasiedlali nowe tereny, najpierw na Bałkanach, później wzdłuż Łuku Karpat, asymilowali się z lokalną ludnością i przynosili ze sobą cały wachlarz terminologii pasterskiej i topograficznej. Na tereny dzisiejszej Polski pierwsze grupy Wołochów dotarły około XIV–XV wieku.


Słowa, które rozpowszechniły się w obszarze bałkańsko-karpackim za sprawą Wołochów, zazwyczaj dotyczące gospodarki pasterskiej, życia na hali, zwierząt, roślin czy ukształtowania terenu, nazywamy karpatyzmami bądź też, bardziej precyzyjnie, karpatobałkanizmami. Charakteryzują się one zgodnością leksykalno-semantyczną bez względu na grupę i rodzinę danego „języka-gospodarza”, który je zapożyczył. 

Tożsame powołoskie wyrazy znajdziemy dzisiaj zatem w językach grupy romańskiej (np. rumuńskim, arumuńskim), słowiańskiej (np. bułgarskim, ukraińskim, serbskim, polskim), ugrofińskiej (węgierskim) czy w niespokrewnionym z innymi języku albańskim. 

Tylko spójrzcie na przykład słowa bryndza (ser):

brânză [brɨnzə] (rumuński)

bryndza [brindza] (słowacki)

brindza [brɪndza] (czeski)

бринза [brɪnza] (ukraiński)

brenza [brɛnzɒ] (węgierski)

брънза [brɤnza] (bułgarski)

(për)brëndësa [pəɾbɾəndəsa] (albański – wyjątkowo w znaczeniu innym niż ‘ser’)

πρέντζα [predza] (grecki)











Język wołoski?



No dobrze, Bałkany i Karpaty, ale dlaczego pierwsze skrzypce gra tutaj Rumunia?


Wołosi nie posługiwali się jednym konkretnym językiem, dlatego też niepoprawne jest używanie terminu „język wołoski”. Językoznawcy uważają, że ludność ta używała różnych etnolektów bałkanoromańskich, będących połączeniem łaciny ludowej z substratem (wcześniejszym podłożem językowym) iliryjsko-trackim i naleciałościami z języków południowosłowiańskich czy z greckiego. Współcześnie najbliższe dawnym etnolektom bałkanoromańskim są języki wschodnioromańskie, z których najpopularniejszym jest zdecydowanie język rumuński – właśnie dlatego traktuje się go jako swoiste medium do badania karpatyzmów. Ponadto Rumuni – słusznie lub nie, nie będę tego dzisiaj oceniać – traktują historię Wołochów jako część swojej historii narodowej.
W języku polskich górali

W języku polskich górali można odnaleźć kilkadziesiąt słów, które przynieśli ze sobą osadnicy wołoscy.

Oto kilka z nich w porównawczym zestawieniu z wariantem rumuńskim:

baca – najważniejszy pasterz na hali (rum. baci)
watra – ognisko (rum. vatră)
koliba – szałas pasterski (rum. colibă)
cap – kozioł (rum. țap) – to jedno z najstarszych słów zapożyczonych od Wołochów (notowane w Polsce już w 1440 roku); przeszło z góralszczyzny do dialektu małopolskiego i za jego sprawą jest znane w całej Polsce
fujarka – instrument muzyczny (rum. fluier)
strąga – wyjście z zagrody dla owiec, w którym się je doi (rum. strungă)
jafery – borówki (rum. afină, dialektalnie też afiră)
gieleta – drewniane wiadro do dojenia owiec (rum. găleată ‘wiadro’)

Specyficzną kategorią karpatyzmów są toponimy – nazwy terenowe. Wołosi mieli bardzo bogate słownictwo w zakresie oronimów (nazw górskich), w końcu to góry były przez wieki ich domem. Inaczej nazwali górę przypominającą okrągłą mogiłę (ciucă), inaczej tę najbardziej wybitną i odosobnioną (măgură), a jeszcze inaczej wyjątkowo stromą lub z urwiskiem (groapă). Mieli również kilka nazw na przełęcze, np. prislop lub tarniță.







To właśnie dzięki Wołochom możemy dzisiaj mówić o rozsianych po naszych górach Magurach, Drapach, Przysłopiach czy też o bieszczadzkiej Tarnicy.








Autorka: Julia, @opowiescizruminii

Korekta: Agata @ztekstem



Źródła

Anna Oczko, Wołoski karpatyzm leksykalny a terminologia pasterska, https://vlachs-project.eu/

Mihai Mitu, Câteva observaţii pe marginea lexicului păstoresc de origine română în limba polonă (I), Romanoslavica XLVI, nr. 1, 2010.

Mieczysław Karaś, Ze studiów leksykologicznych i onomastycznych; wybór i opracowanie Jerzy Reichan i Maciej Rak, Kraków 2017.

dexonline.ro (słownik języka rumuńskiego)





całość tutaj:







Zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju.




przedruk
tłumaczenie automatyczne






Idea "zaginionego miasta" może wydawać się starożytną legendą lub fabułą filmu, ale niektóre z opuszczonych miast na świecie tętniły życiem nie tak dawno temu. 

We Francji miasto Oradour-Sur-Glane jest w większości nietknięte od 1944 roku, kiedy oddział wojskowy organizacji SS partii nazistowskiej zabił większość ludności. Populacja włoskiego miasta Craco zmniejszyła się po osunięciach ziemi w 1960 roku i została całkowicie opuszczona po trzęsieniu ziemi w 1980 roku.

 Krajobraz zachodnich Stanów Zjednoczonych jest pełen boomu i popiersia miast, które pojawiły się w 19 wieku.



Miasto Monte Albán - Meksyk


Oczywiste jest, że miasta powstają i upadają, ale często nie ma jasnych zapisów, dlaczego - zwłaszcza gdy bada się obszary miejskie sprzed tysięcy lat. Archeolodzy stają przed wyzwaniem ułożenia układanki z pozostałości dawno minionych miast, aby stworzyć teorie, dlaczego niektóre miejsca zachowały swoje znaczenie dłużej niż inne.


badaniu opublikowanym 3 marca w czasopiśmie Frontiers in Ecology and Evolution przeanalizowano pozostałości 24 starożytnych miast w dzisiejszym Meksyku i stwierdzono, że kolektywne zarządzanie, inwestycje w infrastrukturę i współpraca między gospodarstwami domowymi były spójne w miastach, które trwały najdłużej.

"Przez lata moi koledzy i ja badaliśmy, dlaczego i jak niektóre miasta utrzymują swoje znaczenie lub upadają" - powiedział współautor badania Gary Feinman, kurator antropologii MacArthur w Muzeum Terenowym w Chicago.

Wcześniej zespół badał szeroki zakres miast Mezoameryki na przestrzeni tysięcy lat. Znaleźli szeroki wzorzec społeczeństw ze strukturami rządowymi, które promowały dobrobyt swoich obywateli, który trwał dłużej niż te z dużymi różnicami majątkowymi i autokratycznymi przywódcami.

Ich nowe badanie koncentruje się bardziej na miastach w mniejszej skali czasowej i geograficznej. 24 miasta w zachodniej części Mezoameryki i zostały założone między 1000 a 300 pne, wieki przed hiszpańską kolonizacją dramatycznie zmienił region w 16 wieku.

Wskazówki znaleziono w pozostałościach budynków, planach terenu, pomnikach i placach. "Przyjrzeliśmy się architekturze publicznej, przyjrzeliśmy się naturze gospodarki i temu, co podtrzymuje miasta. Przyjrzeliśmy się oznakom władzy, niezależnie od tego, czy wydają się być mocno spersonalizowane, czy nie" - powiedział Feinman.

Jeśli pozostałości zawierają sztukę i architekturę, która celebruje wielkich władców, jest to znak, że społeczeństwo było bardziej autokratyczne lub despotyczne. Natomiast wizerunki przywódców w grupach, często noszących maski, bardziej wskazują na wspólne zarządzanie.

Spośród 24 starożytnych miast objętych badaniem, miasta, które miały bardziej kolektywne formy zarządzania, miały tendencję do pozostawania u władzy dłużej, czasami o tysiące lat więcej niż te bardziej autokratyczne.

Jednak nawet wśród miast, które prawdopodobnie były dobrze zarządzane, niektóre miasta nadal były odstające. Aby zrozumieć dlaczego, przyjrzeli się infrastrukturze i współzależności gospodarstw domowych.

"Szukaliśmy dowodów na zależność od ścieżki, co zasadniczo oznacza działania lub inwestycje, które ludzie podejmują, a które później ograniczają lub wspierają sposób, w jaki reagują na kolejne zagrożenia lub wyzwania" - powiedział Feinman.


Okazało się, że wysiłki na rzecz budowy gęstych i połączonych ze sobą domów oraz dużych, centralnych otwartych placów były dwoma czynnikami, które przyczyniły się do zrównoważonego rozwoju i regionalnego znaczenia tych miast.

Jako sposób pomiaru zrównoważonego rozwoju w przeszłości, większość badań szuka korelacji między zdarzeniami środowiskowymi lub klimatycznymi, takimi jak huragany i trzęsienia ziemi, a reakcją człowieka na nie. Trudno jednak stwierdzić, czy czas jest wiarygodny, a badania te zazwyczaj podkreślają korelację między kryzysem środowiskowym a upadkiem, nie biorąc pod uwagę, w jaki sposób niektóre miasta z powodzeniem poradziły sobie z tymi głównymi wyzwaniami.

W tym badaniu zespół przyjął inne podejście. Mieszkańcy tych miast stanęli w obliczu wszystkiego, od suszy i trzęsień ziemi po okresowe huragany i ulewne deszcze, a także wyzwania ze strony konkurujących miast i grup. Wykorzystali tę soczewkę do zbadania historii czasu trwania 24 ośrodków i czynników, które promowały ich trwałość. Zespół odkrył, że to zarządzanie odgrywa ważną rolę w zrównoważonym rozwoju. Według współautorki badania, Lindy Nicholas, pokazuje to, że "reakcje na kryzysy i katastrofy są do pewnego stopnia polityczne". Nicholas jest adiunktem w Field Museum.

Podczas gdy te miasta i ich mieszkańcy zniknęli od tysięcy lat, lekcje wyciągnięte z ich szczytów i upadków są dziś niezwykle istotne.

"Nie można oceniać reakcji na katastrofy, takie jak trzęsienia ziemi, lub zagrożenia, takie jak zmiany klimatyczne, bez uwzględnienia zarządzania" - powiedział Feinman. "Przeszłość jest niesamowitym zasobem, aby zrozumieć, jak rozwiązywać współczesne problemy".



Dlaczego niektóre starożytne miasta przetrwały inne | Popularno-Naukowe (popsci.com)





wtorek, 2 maja 2023

Sztylet w Krasnymstawie.


A ile jeszcze rzeczy odnajdziemy, które każą nam przepisać historię na nowo?
To tylko kwestia czasu.



przedruk






Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat




W lesie pod Krasnymstawem w województwie lubelskim odnaleziono sztylet z brązu. Może mieć nawet 3,5 tysiąca lat.

Znaleziska dokonał 23 kwietnia Grzegorz Rękas, członek Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego „Wolica”, które ma pozwolenie na prowadzenie poszukiwań archeologicznych. Wojciech Werus z tego samego stowarzyszenia powiedział PAP, że wracali z poszukiwań z wykrywaczami metali, kiedy na niego natrafili. Był zakopany płytko, kilka centymetrów pod ziemią. Wcześniej szukali artefaktów z czasów I i II Wojny Światowej i nie spodziewali się, że znajdą coś takiego. W pobliżu nie leżały żadne inne przedmioty. Kierownik chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie Paweł Wira przyznał, że znaleziska dokonano w miejscu nieznanym dotychczas archeologom.

Znaleziony sztylet został wykonany z brązu. Ma ok. 16 cm długości, a jego szerokość wynosi od 4 cm w najszerszym miejscu do ok. 0,5 cm w najwęższym. Jest w dobrym stanie, jego krawędzie nie noszą śladów zużycia. Wira ocenił, że powstał w epoce brązu, między 1600 – 1300 r.p.n.e., co oznacza, że ma ok. 3,5 tysiąca lat. Do Polski dotarł najprawdopodobniej wraz z jego twórcami, którzy przemieszczali się znad Dunaju na północ w celach osiedleńczych.




Konserwator zapowiedział, że poszukiwania w miejscu znaleziska będą kontynuowane. Dodał, że sam sztylet zostanie przekazany do Muzeum Regionalnego w Krasnymstawie. Zauważył, że jego wartość materialna nie jest zbyt wielka, ale z naukowego punktu widzenia to sensacyjne znalezisko. Na terenie działania delegatury – w powiecie chełnmskim, krasnostawskim i włodawskim – nie odnaleziono dotychczas nic takiego. Podobne zabytki z epoki brązu znajdowano wcześniej na Podkarpaciu i Mazurach, ale w całym kraju jest ich zaledwie kilkanaście.








Sensacyjne odkrycie na Lubelszczyźnie. Znaleziono broń sprzed tysięcy lat – Wiadomości z Polski i Świata – Stefczyk.info






poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Stara Polska

 

Gazeta Grudziądzka z czasów zaboru niemieckiego - rok 1902...


Całość - i w dowolnym wygodnym zumie - można obejrzeć po ściągnięciu na dysk z biblioteki cyfrowej - link na końcu. 


Warto poczytać, z jakimi problemami zmagali się Polacy tamtych czasów, jak wzywano do współpracy miedzy rodakami, jak nawoływano do dbałości o siebie nawzajem, no i jak niemiecki zaborca poczynał sobie bezprawnie....


Baczność na szpiegów!!








R. 8 [i. e.9], nr 144 (2 grudnia 1902) G..., , | Polona




niedziela, 23 kwietnia 2023

Żywy homo floresiensis ?

 


przedruk

tłumaczenie automatyczne




Maleńki małpopodobny humanoid może nadal żyć na widoku, mówi naukowiec




FEB 16, 2023




Społeczność naukowa uważa, że mały gatunek człowieka znany jako homo floresiensis żył kiedyś na wyspie Flores w Indonezji około 50 000 lat temu. Ale jeden profesor uważa, że małpopodobne humanoidy mogą nadal tam żyć, ewolucja do diabła.

Pomyśl o tym jak o polowaniu na Wielką Stopę, tylko ze znacznie mniejszym celem.

Forth badał homo floresiensis przez około cztery dekady – najpierw na Uniwersytecie Oksfordzkim, a następnie na Uniwersytecie Alberty. W 2022 roku napisał książkę Between Ape and Human: An Anthropologist on the Trail of a Hidden Hominoid, a The Debrief niedawno przeprowadził wywiad z Forth na temat tego zadania.


Forth nadal wierzy we współczesną interpretację tego, co miejscowi nazywają lai ho'a.


"To, co naprawdę zainteresowało mnie w lai ho'a, to fakt, że było małe, jak postacie w kraju Nage", mówi Forth The Debrief, "ale uważano, że wciąż żyje. I rzeczywiście, wydawało się, że wokół było kilka osób, które twierdziły, że widziały jedną lub więcej.

Te stworzenia mają wyprostowany chód podobny do ludzkiego, są bardziej owłosione niż ludzie, ale nie tak owłosione jak małpa i mają wyraźną twarz podobną do małpy, zgodnie z relacjami ludu Lio dla Forth.

Nadzieje profesora na istnienie żywego homo floresiensis zostały ośmielone odkryciem skamieniałości około 20 lat temu. "Kiedy zaczęły pojawiać się raporty, byłem bardzo zdumiony", mówi The Debrief, "ponieważ to, co ludzie opisywali - to, co opisywali paleoantropolodzy, a nawet rekonstruowali - brzmiało bardzo podobnie do tego, co ludzie Lio opisywali mi poprzedniego lata. "

Książka Fortha twierdzi, że te małpoludowe stworzenia żyły przynajmniej do czasów współczesnych i wierzy, że wiarygodne obserwacje oznaczają, że istnieje szansa, że mała populacja nadal istnieje. Poszukiwania współczesnego lai ho'a trwają.




Homo floresiensis może nadal żyć: małpopodobne obserwacje humanoidalnych (popularmechanics.com)

piątek, 21 kwietnia 2023

Starożytna greka i łacina




przedruk



Czy łacina pomaga w nauce języków obcych?



Zacznijmy od szalonego stwierdzenia, że łacina po prostu przydaje się w codziennym życiu. Jeśli tylko lubisz się uczyć, poznawać, dokształcać (nie tylko w sferze językowej, ale i w innych dziedzinach), łacina jest dla Ciebie.

 
NATALIA CICHOŃ-PIECUCH

27 PAŹDZIERNIKA 2022



Jeśli kiedykolwiek zadałeś sobie to pytanie, jesteś w dobrym miejscu – za chwilę wszelkie wątpliwości zostaną rozwiane. Łacina w liceum lub na studiach często jest widziana jako zło konieczne, wkuwanie końcówek i okropne nudy, które do niczego się nie przydadzą. Czas kompletnie obalić tę wizję! Odpowiemy sobie na pytanie: czy łacina pomaga w nauce języków obcych?
O myśleniu holistycznym, czyli zalety związane z nauką… wszystkiego

Zacznijmy od szalonego stwierdzenia, że łacina po prostu przydaje się w codziennym życiu. Jeśli tylko lubisz się uczyć, poznawać, dokształcać (nie tylko w sferze językowej, ale i w innych dziedzinach), łacina jest dla Ciebie. Dlaczego? Podczas nauki tego języka szybko zorientujesz się, że niemal natychmiast będziesz opanowywać zawiłe struktury gramatyczne i składniowe (inaczej niż w przypadku większości innych języków, gdzie zaczyna się od rzeczy naprawdę prostych) – by przetłumaczyć dłuższe zdanie łacińskie, Twoje myślenie musi być holistyczne i analityczne. Wykształcenie tych cech przyda się przede wszystkim w nauce przedmiotów ścisłych, ale także w każdej innej dziedzinie. Poznając łacinę „uczymy się uczyć”.

Co więcej, dzięki łacinie zaczniesz wszędzie dostrzegać ciekawe, często zabawne etymologie (łacina wpłynęła na mnóstwo języków: nie tylko romańskich, lecz także na polski czy angielski). To sprawi, że łacina będzie „super” (z łac. ponad) i „ekstra” (z łac. na zewnątrz). W czym jeszcze łatwo dostrzeżesz łacinę? Choćby w wyrazie, który uwielbiamy: GRATIS – to z łac. gratiis, czyli dosłownie… z łaskami, a więc przez grzeczność, za darmo. Odkryjesz także, dlaczego mówimy „pod auspicjami” – auspicium to po łac. wróżba z lotu ptaka lub zachowania kury, a do naszego języka przeszło jako „pod dobrą/złą wróżbą”, „pod czyimś przewodnictwem” (ale już nie kury, która miałaby decydować o naszym losie).

Znajomość łaciny bez wątpienia zrobi więc z Ciebie erudytę! Ponoć już u Mikołaja Reja językiem gęsim miała być właśnie łacina (tak ją wówczas nazywano: czy to od skojarzeń dźwiękowych, czy też raczej od tego, że pisano w tym języku gęsim piórem, podpisując oficjalne pisma) – dawniej nierzadko wplatano zresztą łacinę w polskie zdania tak obficie, że w końcu postanowiono z tym walczyć. Ty z tym walczyć nie musisz.
„Na ulicy w Manchesterze kupuję wino i ser”, czyli zalety związane bezpośrednio z nauką języków obcych
Czy łacina pomaga w nauce języków obcych? – JĘZYK ANGIELSKI

Stacjonowanie żołnierzy rzymskich w Brytanii, fala zapożyczeń w renesansie, praca zakonników przepisujących manuskrypty, handel… Tymi sposobami łacińskie wyrazy już dawno zaczęły zadomawiać się w języku angielskim. Jego nauka stanie się zatem dzięki łacinie łatwiejsza i ciekawsza. Co więcej, kto uczy się łaciny, ten może na podstawie swojej wiedzy o rdzeniach i przedrostkach odgadnąć znaczenie nowych słów.

Wyobraźmy sobie, że w styczniu (January) w przyjemny (nice) dzień idziemy ulicą (street) Manchesteru do sklepu (supermarket) po wino (wine) i ser (cheese), płacimy kartą debetową lub kredytową (debit / credit card), mijamy ochronę (security) i kierujemy się do wyjścia (exit). W tym jednym zdaniu mamy aż 12 wyrazów z łaciny, a cały angielski zawiera jej aż około… 60%! January – z łac. Ianuarius, również oznaczający styczeń; co ciekawe, to słowo pochodzi od boga Janusa, patrona początków, opiekuna drzwi, bram i mostów, nie bez powodu zatem związany był z pierwszym miesiącem roku


nice – od łac. czasownika nescire, czyli… nie wiedzieć, ponieważ dawniej nice oznaczało „głupi”, „niezdarny”, potem „osobę ubraną zanadto luksusowo”, a dopiero od XVIII w. – kogoś lub coś miłego
street – od via strata, czyli droga brukowana
Manchester – od łac. castra określającego obóz wojskowy; od tego pochodzą wszelkie miasta z -ceaster, -cester i -chester w nazwie, gdy słowo zyskało szersze znaczenie odnoszące się do wsi, miast i osad
supermarket – mercatus to po łac. oczywiście targ, a super – ponad, wyjątkowy
wine – od łac. vinum
cheese – ser to po łacinie caesum
debit – pochodzi od czasownika debere, czyli „mieć powinność” – cóż, mamy pewną powinność wobec banku
credit – od czasownika credere, czyli „wierzyć” – w tym przypadku bank nam coś bez wątpienia zawierza
card – pochodzi z łac. carta, czyli kartka, papier
security – securitas to po łacinie bezpieczeństwo
exit – od czasownika exire, czyli wychodzić (exit znaczy dosłownie „wychodzi”)



Czy łacina pomaga w nauce języków obcych? –JĘZYKI ROMAŃSKIE

Na języku angielskim nie kończą się zalety znajomości łaciny. Słyszałam kiedyś, że łacina powstała od dawnego ludu Łaciów. Nic bardziej zabawnego Nazwa pochodzi od Lacjum, regionu, w którym istniał Rzym. Jak to się stało, że język jednego ludu rozprzestrzenił się niemal na całą Europę? Język łaciński, stosowany w prowincjach Imperium Rzymskiego oraz państwach średniowiecznych, które powstały na jego gruzach, naturalnie się rozwijał, a odległości geograficzne czy bariery polityczne sprzyjały tworzeniu się odrębności regionalnych, które z czasem doprowadziły do narodzin nowych języków.

Łacina rozwinęła się zatem w następujących językach:

francuski
hiszpański
galicyjski
kataloński
portugalski
rumuński
włoski
korsykański
sardyński
waloński

Jest to wpływ związany ze słownictwem (znając łacinę zyskujesz doskonałą podstawę do nauki ponad innych 10 języków, a nawet bez ich specjalnego poznania będziesz w stanie zrozumieć w nich prosty artykuł, piosenkę czy fragment książki, ponieważ nawet 90% słownictwa pochodzi z łaciny) oraz z gramatyką. Nie będą Ci obce wykorzystywane w tych językach konstrukcje gramatyczne, składniowe i stosowane w nich nazewnictwo – deklinacje, stopniowanie przymiotników, tworzenie czasów: to wszystko często bazuje na łacińskim wzorcu. Jeśli jesteś fanem gramatyki, łacina jest dla Ciebie idealna. Jeśli nie jesteś jej fanem – również w tej sytuacji łacina jest idealna, ponieważ ułatwia naukę zasad w innych językach.



Mówisz, że łacina to martwy język? To dla łaciny wielki komplement!

Latin is a language,
Dead as dead can be.
First it killed the Romans,
Now it’s killing me.

Czy aby na pewno? Łacina może dobić ucznia (cóż, wszystko zależy od nauczyciela), ale nazywanie jej martwą w negatywnym znaczeniu nie ma uzasadnienia. Po pierwsze, język martwy to nie to samo, co język wymarły. Język „wymarły” to taki, który nie jest już używany przez nikogo.
Język „martwy” to taki, który nie jest używany przez nikogo jako język rodzimy.

Po drugie, łacina jest niezmienna (więc martwa, jakby zamrożona w najlepszym momencie rozwoju) – podczas gdy inne języki rodzą się i zanikają, „martwa” łacina wciąż pozostaje językiem ludzi wykształconych w niezmienionej od wieków formie. Słusznie rzekł Stefan Batory do ucznia: „Disce puer latine, ego faciam te mości panie”, czyli: „ucz się chłopcze łaciny, a ja cię uczynię mości panem”.

Czy łacina rzeczywiście zrobi z Ciebie mości pana? Niewątpliwie jest to kusząca wizja, wszak od wieków łacina uchodzi za język ludzi uczonych. Martwa, więc niezmienna, otwierająca drzwi nie tylko do podróży w czasie, lecz także do poznawania języków współczesnych i wszystkiego, co nas otacza.









Jak i dlaczego warto uczyć się starożytnej greki?


Antyczna Grecja nie musi być nudnym etapem do odhaczenia w szkole na lekcji historii – może stać się raczej lekcją dla Ciebie i sposobem na dobre życie.  W tym artykule dowiesz się jak i dlaczego warto uczyć się starożytnej greki. 


NATALIA CICHOŃ-PIECUCH

20 GRUDNIA 2022




Pamiętasz te majestatyczne czasy antycznej Grecji, kiedy Zeus posyłał z Olimpu pioruny na Ziemię, poeci prosili o natchnienie Kalliope, a winogrona zbierano ku czci Dionizosa? Gdybyś je pamiętał, miałbyś fascynujące dzieciństwo! Wciąż jednak możesz do tych czasów się przenieść – mówiąc językiem Zeusa, a także Sokratesa czy Platona. W tym artykule dowiesz się jak i dlaczego warto uczyć się starożytnej greki!

Język starogrecki to gratka dla fanów starożytności i miłośników zasad, jakimi się wówczas kierowano. Zwróć uwagę na zamiłowanie Greków do aktywności fizycznej (wszak z tych czasów wywodzi się pierwsza olimpiada), sztuki (te rzeźby!), zdrowej diety (oliwki, owoce…) oraz edukacji (wszelkie szkoły filozoficzne, biblioteki, rozwój nauk ścisłych). Antyczna Grecja nie musi być nudnym etapem do odhaczenia w szkole na lekcji historii – może stać się raczej lekcją dla Ciebie i sposobem na dobre życie. Aby w pełni wsiąknąć w ten świat, warto poznać choć podstawy języka, jakim się wówczas posługiwano – pięknego, melodyjnego, logicznego.

Pomysł może wydawać się szalony, ponieważ dziś już nie mówi się po starogrecku. Jednak – podobnie jak w przypadku łaciny – greka wywarła ogromny wpływ na języki współczesne, w tym język polski czy popularny angielski: otacza nas z każdej strony w dziedzinie matematyki, medycyny, filozofii, literatury, historii i wielu innych.

Weźmy np. słowo dinozaur – pochodzi od starogreckiego przymiotnika δεινός (deinos – „przerażający”) i rzeczownika σαῦρος (sauros – „jaszczurka”). Dinozaur jest zatem niczym innym jak przerażającą jaszczurką! Z greki pochodzi też tak powszechne określenie jak idiota – ἰδιώτης (idiotes) oznaczało po prostu zwykłego obywatela, bez urzędu politycznego, a więc osobę, której brakowało profesjonalnych umiejętności. Do tej listy dołóżmy galatykę (γάλα, gala – mleko), gimnastykę (γυμνός, gymnos – nagi, gdyż dawniej ćwiczono nago) i astronautę (od ἄστρον, astron – gwiazda oraz ναύτης, nautes – żeglarz, astronaut ajest więc gwiezdnym żeglarzem).

Starożytna greka może być też źródłem nieopisanej radości, gdy przewertujemy słowniki. Czyż nie warto nauczyć się języka, który ma specjalny czasownik na „łowienie ryb nocą przy blasku pochodni” (πυρευτική, pyreutike) oraz „przekłuwanie tuńczyka trójzębem” (θυννάζω, thynnadzo) czy też przymiotnik na „ludźmi ubranymi na biało napełniony” (λευκοπληθής, leukoplethes) i rzeczownik znaczący „odbijanie się cebuli i octu” (κρομμυοξυρεγμία, krommyoxyregmia)? To daje niesamowity obraz epoki, patrząc na liczbę ludzi spacerujących w białych togach, zwyczaj połowu ryb czy popularne – z braku lodówek – konserwowanie potraw w occie.
Kilka słów o gramatyce

Och, gramatyka! Często jeden z najtrudniejszych aspektów nauki języka. Czy trudno opanować gramatykę języka starogreckiego? Według badań przeprowadzanych w USA, greka jest jednym z najtrudniejszych języków – badano jednak osoby posługujące się na co dzień językiem angielskim. Tak samo trudny byłby dla nich język polski, ciężej im też zrozumieć np. łacinę. Dla osób polskojęzycznych greka nie stanowi natomiast ogromnej trudności – nasz język też pełen jest wyjątków, końcówek, rzeczownik i przymiotniki mają rodzaje. Jest to więc zadanie głównie pamięciowe.
Alfabet i wymowa

Aby przemówić językiem Platona, musisz przede wszystkim opanować greckie litery – chodzi o alfabet używany od ok. 750 roku p.n.e. Znajdziesz go z łatwością w internecie i książkach – ciekawa wersja znajduje się na tej stronie, gdzie opanujesz pismo drukowane, a także starożytne (takie jak na tabliczkach i papirusach) oraz greckie liczebniki, a poza tym wymowę każdej litery z możliwością odsłuchania jej na nagraniach.



Język starogrecki będzie brzmiał oczywiście inaczej zależnie od dialektów na poszczególnych obszarach Grecji. Różni się także znacznie od nowogreckiego, dlatego nie powinieneś się nim sugerować. Aby nauczyć się wymowy greki klasycznej, sięgnij po przydatne wideo Luke’a Ranierego (pasjonata i nauczyciela łaciny i greckiego), który poza nauczaniem wymowy oferuje darmowe mini-kursy podstaw obu języków oraz zapewnia multum ciekawostek. Znajdziesz go na YouTube pod nickiem ScorpioMartianus.


Z czego uczyć się samodzielnie?

 
Pomoce online Greka Globalnie – tu znajdziesz kilka pierwszych lekcji za darmo oraz oferty podręczników do kupienia w PDF; są tak przejrzyście objaśnione, że nadają się idealnie do nauki bez nauczyciela
 
Witryna Textkit przekonwertowała podręczniki i słowniki należące do domeny publicznej do formatu PDF i udostępniła je do bezpłatnego pobrania. Podręczniki zawierają również klucze odpowiedzi, które są niezbędne, jeśli uczysz się samodzielnie.

Pod tym adresem znajdziesz potrzebne tabele i objaśnienia ułatwiające odnalezienie się w gramatyce greckiej.



 
Gdy zdobędziesz zadowalający poziom znajomości greki, przyda Ci się zbiór oryginalnych tekstów.

Najłatwiej przetłumaczysz je z pomocą wersji angielskiej. Perseus daje też możliwość kliknięcia na dowolny wyraz grecki, a wtedy przekieruje Cię do słownika i objaśnienia gramatycznego. Znajdziesz tu także teksty łacińskie.

 
Słownik online (angielsko-grecki i grecko-angielski) oraz „klawiatura”, na której napiszesz po grecku dowolne słowo.


Podręczniki Podręcznik do starogreckiego Moniki Mikuły i Magdaleny Popiołek w 3 tomach, oferujący ponad 1000 stron tekstów i ćwiczeń, a także wiedzy o literaturze i kulturze Grecji antycznej. Oparty jest na tekstach oryginalnych, więc od początku masz styczność z autentycznym językiem.

 
Podręcznik do nauki greki chrześcijańskiej Moniki Mikuły – jeśli chcesz czytać w oryginale Nowy Testament i pisma greckich pisarzy wczesnochrześcijańskich. Już po 20 lekcjach samodzielnie poradzisz sobie z dłużym tekstem oryginalnym.

 
Hellenike Glotta Agnieszki i Kazimierza Korusów (a Kazimierz Korus skutecznie nauczył greki autorkę artykułu ;)). Książka uczy rozumieć i poprawnie przekładać teksty oryginalne m.in. Homera, Solona, Herodota, Tukidydesa, Platona, Arystotelesa, Arystofanesa, Teofrasta, Meandra, Plutarcha, Lukiana i autorów Nowego Testamentu.



Greka w social mediach

Ciekawostki ze świata antycznej Grecji, ciekawe wyrażenia i niecodzienne etymologie znajdziesz na facebookowym fanpage’u „Wszystko w starogreckim brzmi mądrze”

Źródłem pomocy oraz ciekawych dyskusji będzie grupa anglojęzyczna „Learn Ancient Greek”

Po grecku i o grece porozmawiasz też w grupie „Latin & Ancient Greek Chats”.




Korzyści z poznania starożytnej greki



Podsumujmy jednak, dlaczego warto sięgnąć po ten wyjątkowy język.

Ważnym słowem dla Greków jest καλοκαγαθίᾱ (kalokagatia) – oznacza połączenie doskonałości duchowej i cielesnej. Gdy starożytny Grek przeniósł się do dzisiejszych czasów, mógłby się załamać tym, w jaką stronę zmierza cywilizacja, pod którą położył podwaliny. Dlatego dobrym pomysłem jest, abyś to Ty odbył_a podróż w czasie. Najlepiej dokonać tego wdrażając w życie wszechstronny rozwój i zanurzając się w dawnej kulturze – a czy istnieje lepszy sposób niż władanie tym samym językiem, co wielcy przodkowie?

Znajomość starożytnej greki ułatwi także zrozumienie wielu dziedzin współczesnej nauki i pochodzenie mnóstwa wyrazów używanych przez Ciebie na co dzień czy to w języku polskim, czy w językach obcych – stanowić będzie doskonałe poszerzenie horyzontów.








Więcej tutaj:








czwartek, 20 kwietnia 2023

Spór o pomnik(i)




Pomniki powojenne są materialnymi strażnikami pamięci tamtych czasów, więc nie należy ich wyburzać, a co najwyżej zmienić napisy, ewentualnie - jak tutaj - skuć emblematy radzieckie. Stare tablice napisy zarchiwizować, umieścić w lapidarium pomników w miejscu łatwo dostępnym dla mieszkańców, ze stosowną adnotacją.
 
W przypadku tego pomnika wartości dodaje fakt, że "do zabudowy placu wykorzystano elementy z mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem." - usuwamy niemczyznę i przekuwamy ją na to co MY chcemy...

 
Bardzo to symboliczne.






przedruk



Spór o pomnik autorstwa Xawerego Dunikowskiego

Wojewoda warmińsko-mazurski nakazał natychmiastową rozbiórkę pomnika autorstwa Xawerego Dunikowskiego, bo monument jest symbolem komunistycznego zniewolenia. Ale prezydent Olsztyna się nie poddaje.

Granitowy, 13-metrowy pomnik składa się z dwóch pylonów, które miały symbolizować niezamknięty łuk triumfalny. Niektórym jednak kojarzą się z konstrukcją do wieszania, dlatego monument potocznie jest nazywany szubienicami. Decyzję o jego postawieniu miał podjąć ówczesny wojewoda olsztyński Mieczysław Moczar, choć budowę firmowało Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Ze względu na brak środków obiekt był budowany kilka lat i został odsłonięty w 1954 r. jako pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej.








Wyzwolenie różne ma imię

Pomnik upamiętniał żołnierzy radzieckich, wyzwalających miasto od hitlerowców. Projekt wykonał legendarny rzeźbiarz Xawery Dunikowski, były więzień obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, a do zabudowy placu wykorzystano elementy z mauzoleum Hindenburga pod Olsztynkiem. Na pylonach wykuto charakterystyczne elementy: czołg, sylwetkę żołnierza, sceny odnoszące się do socrealizmu: pracy na roli i w przemyśle, oraz sierp i młot. Zwłaszcza godło ZSRR drażniło mieszkańców, szczególnie tych, którzy pamiętali pożary w mieście po przejściu frontu i gwałty sołdatów na warmińskich kobietach.

Gdy po transformacji ustrojowej 1989 r., przede wszystkim na prawicy, pojawiły się głosy, żeby monument rozebrać, zmieniono jego nazwę na pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej, a w 2010 r. wpisano go do rejestru zabytków (niedawno na wniosek ministra kultury uchylono decyzję o wpisie). Przed pomnikiem, na placu, choć zyskał on już imię Xawerego Dunikowskiego, urządzono parking. Te zabiegi nie wyeliminowały presji na usunięcie obiektu; co rusz był szpecony malunkami sierpa i młota. Zwłaszcza po opinii Instytutu Pamięci Narodowej, że jako symbol komunizmu i radzieckiej dominacji powinien, tak jak w innych podobnych przypadkach, zniknąć z centrum miasta. Po agresji Putina na Ukrainę między pylonami zawieszono nawet baner z napisem: „Pomnik wdzięczności za zniewolenie” i wymalowaną głową sołdata przyciskającego zrozpaczoną kobietę. Obok zawisł transparent z hasłem: „Solidarni z Ukrainą”. Baner na polecenie prezydenta Olsztyna Piotra Grzymowicza został usunięty, ale transparent wisiał dłużej.


Władze miasta rozpatrywały różne warianty rozwiązania problemu, w tym przeniesienie pomnika na cmentarz wojenny przy ulicy Szarych Szeregów. Istnieje jednak ryzyko, że w trakcie demontażu monument się rozsypie. Miejscowi liderzy prawicy, w tym były poseł Jerzy Szmit (PiS), nie odpuszczali, wzywając na pomoc np. wiceminister rozwoju i technologii Olgę Semeniuk. A minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński zapewnił nawet odpowiednie fundusze, byle tylko pomnik szybko zniknął z centrum miasta.

Mimo to prezydent Olsztyna nie ustępował, podpierając się sondażem, przeprowadzonym w kwietniu ub.r. przez pracownię IBRiS, z którego wynikało, że opinia mieszkańców na ten temat jest mocno podzielona. Za przeniesieniem „szubienic” poza Olsztyn opowiedziało się 30% badanych, za pozostawieniem, ale z uzupełnioną informacją historyczną na temat roli armii radzieckiej po zdobyciu miasta – 24%, za pozostawieniem, lecz jako pomnika ofiar totalitaryzmu – 16%, za przeniesieniem na cmentarz wojskowy (gdzie są również groby żołnierzy radzieckich) – 13%, a za pozostawieniem bez żadnych zmian – 6%. 11% pytanych nie miało na ten temat zdania.

Chociaż wyniki ankiety generalnie są podważane przez przeciwników obecności pomnika w mieście, czasami próbują oni uzasadniać nimi swoje racje. Tak jak wezwany chyba na pomoc publicysta Jerzy Jachowicz, który na prawicowym portalu zaatakował ostatnio prezydenta Grzymowicza, bo ten śmiał odwołać się od decyzji wojewody nakazującej usunięcie monumentu. Ze słusznym, patriotycznym gniewem Jachowicz tak oto pisze: „Do tej wąskiej grupy nieprzejednanych obrońców pomnika wdzięczności rosyjskim barbarzyńcom, zbudowanego na cierpieniu żołnierzy podziemia antykomunistycznego w latach 40., na prześladowaniach przez całe dziesięciolecia naszych rodaków, tworzących konspiracyjne ogniwa oporu przeciw komunizmowi, należy dziś prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz wraz z grupą olsztyńskich radnych”. 

I dalej: „Stronnicy pozostawienia monumentu na stałe powołują się na to, że jego twórcą był wybitny polski rzeźbiarz Xawery Dunikowski. Jednakże w sondażu – przeprowadzonym na wniosek prezydenta Olsztyna – tylko 6% mieszkańców tego miasta opowiedziało się za pozostawieniem pomnika”. Tyle że owe 6% to jedynie ci, którzy chcą, by zostawić pomnik bez żadnych zmian. Czyli red. Jachowicz „finezyjnie” manipuluje sondażem.



Z pozycji architekta krajobrazu

Nic dziwnego, że Jachowicz manipuluje, bo sprawa olsztyńskich „szubienic” stała się testem siły sprawczej IPN i władzy PiS. Według prezydenta Grzymowicza, który mówił o tym na konferencji prasowej po odwołaniu się od decyzji wojewody, opinia wydana przez IPN ma charakter wybiórczy, ponieważ nie uwzględnia wielu publikacji naukowych odwołujących się do wartości zarówno artystycznej, jak i edukacyjnej pomnika. Na monumencie nie ma także napisów upamiętniających ustrój komunistyczny, a co ciekawe – to już uwaga odautorska – Grzymowicz nakazał skuć z pomnika sierp i młot, a wcześniej – ustawić obok tablicę informującą o okolicznościach powstania „szubienic”.

Warto w tym miejscu powołać się na pracę magisterską sprzed kilku lat architektki krajobrazu Marty Bulik, która obiektywnym okiem ocenia, że pomnik, poza funkcją reprezentacyjną, pełni funkcję memoriałową oraz architektoniczną. Usytuowany na placu Dunikowskiego, między gmachem dawnej rejencji pruskiej (dziś to siedziba urzędu marszałkowskiego i wojewódzkiego sądu administracyjnego) i powojennym budynkiem urzędu wojewódzkiego a galerią handlową, jest dobrym kontrapunktem odciągającym wzrok obserwatora od obiektu handlowego i świetnie zgrywającym proporcje dwóch pozostałych obiektów. Kształt pomnika stanowi od południa okno widokowe na zieleń parku miejskiego, a na jego osi, ale od przeciwnej strony – znajduje się „otwarcie kierunkowe” na ulicę Kopernika, jedną z najładniejszych ulic Olsztyna.

Autorka pracy „Rzeźba w przestrzeni miejskiej” konkluduje: „Skala monumentu właściwie wpisuje się w gabaryty otaczającej go zabudowy, ponadto powierzchnia wnętrza urbanistycznego pozwala na prawidłową ekspozycję pomnika jako rzeźby. Zieleń, na której tle frontalnie oglądany jest obiekt, odpowiednio kontrastuje z jego monumentalną, ciężką formą, którą nieco łagodzi. Kształt pylonów tworzących rodzaj bramy, wraz z otwarciem kierunkowym, podkreśla osiowość założenia i tworzy ład przestrzenny”. A więc to nie szkarada, jak chcą niektórzy, lecz obiekt harmonizujący z otoczeniem.

Los „szubienic” zależy od tego, ile jeszcze czasu PiS będzie sprawowało władzę. Gdy ją utraci, być może znajdzie się kompromisowe rozwiązanie. Kilka miesięcy temu sam, jako mieszkaniec Olsztyna, napisałem do dyrekcji Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego, które siedzibę ma w Królikarni przy Puławskiej w Warszawie, czy w parku rzeźby nie znalazłoby się miejsce i na ten niechciany pomnik. Niestety, odpowiedzi nie dostałem, co nie dziwi, skoro ta placówka podlega dyrekcji Muzeum Narodowego, a ono – ministrowi Piotrowi Glińskiemu. Inna sprawa, że kontrowersyjny monument z Olsztyna – jak twierdzą fachowcy i jak wspomniałem wyżej – pewnie by się rozsypał przy rozbiórce. I byłoby po kłopocie!






Olsztyńskie „szubienice” skazane na zburzenie | Przegląd (tygodnikprzeglad.pl)

wtorek, 18 kwietnia 2023

Topolno i makaki




przedruk



Zaskakująco podobnie wyglądają narzędzia kamienne, wykonywane przez naszych bardzo odległych przodków i dzisiaj żyjące małpy – opisują naukowcy na łamach pisma „Science Advances”.



Kamienie, których niekiedy używają makaki żyjące w Tajlandii, przypominają niektóre najwcześniejsze narzędzia wykonywane przez ludzi.

Dotąd narzędzia kamienne o ostrych krawędziach identyfikowano wyłącznie z ludzką celową działalnos´cią, która miała wynikać z wyjątkowych cech, wykształconych w toku ewolucji homininów. Okazuje się jednak, że nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi – dowodzą naukowcy z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maxa Plancka w Lipsku (Niemcy).

Badacze natrafili na narzędzia kamienne tworzone przez małpy żyjące w Tajlandii. Artefakty przypominają kamienne narzędzia, które dotąd uważano za wyłączne dzieło wczesnych ludzi.

Badania nad makakami prowadzono w Parku Narodowym Phang Nga w Tajlandii. Makaki używają narzędzi kamiennych o ostrych krawędziach do rozłupywania orzechów. Małpy posługują się kamieniami w funkcji młotków i kowadeł. Można natknąć się na ich liczne przykłady w obrębie zamieszkiwanego przez makaki terytorium.



Jak dodaje, używając narzędzi, makaki zarazem tworzą własny zapis archeologiczny, który jest niekiedy nie do odróżnienia od niektórych artefaktów, będących wytworem praludzi.


----------------


styczeń 2023


Sylwestrowe badania, w pobliżu wczesnośredniowiecznego grodziska w Topolnie, podsumowujące miniony rok działalności odkrywczej, członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, niespodziewanie zakończyły się bardzo owocnie.


Podczas archeologicznego rekonesansu, na stanowisku pradziejowej osady, znaleziono kolejne i bardzo cenne zabytki, tym razem m.in. ze stopu brązu. Wśród artefaktów znalazły się: ostrze siekierki z brązu, dwie zapinki - tzw. fibule - z II-III wieku, służące do zapięcia starożytnych szat, a także trzy monety z okresu Cesarstwa Rzymskiego.


Badania archeologiczne w Topolnie, z udziałem amatorów – miłośników historii z bydgoskiego stowarzyszenia Łuczniczka, są jednak prowadzone w sposób profesjonalny w ramach społecznego projektu pn.: „Rozpoznanie osadnictwa pradziejowego i historycznego w lewobrzeżnej dolinie Wisły pomiędzy ujściem Brdy i Wdy”
– informuje dr Wojciech Siwiak, z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej w Bydgoszczy.


Topolno i położony w pobliżu Topolinek są niedużymi miejscowościami w pobliżu Niewieścina, znajdujące się na trasie między Bydgoszczą a Świeciem, niemal nad brzegiem Wisły. Topolno nad Wisłą, w źródłach archiwalnych, pojawiło się po raz pierwszy w zapisach już w 1239 roku, ale sama historia tych terenów sięga czasów bardziej odległych.

Badania na terenie stanowisk archeologicznych, prowadzone są pod kierunkiem specjalistów z bydgoskiej Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej i mają charakter profesjonalnych działań wspieranych przez amatorów ze Stowarzyszenia Łuczniczka.

Organizacja zrzesza miłośników historii, a praca pod okiem archeologów w terenie o bogatej historii, stanowi formę aktywności w ramach wolontariatu i realizacji własnego hobby, połączonego z praktycznym wzbogacaniem wiedzy o historii regionu, podczas poszukiwań materialnych śladów danych dziejów.

W Topolnie, na przełomie X i XI wieku funkcjonował gród obronny Pomorzan, po którym pozostałością jest wczesnośredniowieczne grodzisko „Talerzyk". Zachowane do współczesności resztki grodu, swoją nazwę zawdzięczają obecnemu, wyglądowi stanowiska archeologicznego, które z oddali wygląda jak leżący na ziemi wklęsły talerz, z bokami powstałymi po resztkach palisady
– wyjaśnia dr Wojciech Siwiak.


Na ślady tej obronnej architektury, natrafiono już w drugiej połowie XIX w., a w Topolinie i Topolinku odkryto również cmentarzysko pradziejowe. Ciekawostką jest także położone obok grodziska wzgórze Rocha, z nieistniejącą już budowlą sakralną, poświęconą patronowi od zarazy Św. Rochowi. Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

W 2022 roku członkowie stowarzyszenia byli w terenie 32 razy. Odnoszone sukcesy w odnajdywaniu historycznych śladów bytności dawnego osadnictwa, zachęcają ich do dalszych poszukiwań. Dodatkowo, radość doświadczonych już amatorów archeologii, wzbudza obecność wśród uczestników badań terenowych, przedstawicieli najmłodszego pokolenia przyszłych odkrywców, którzy towarzyszą im w wyprawach poszukiwawczych – informują w mediach społecznościowych bydgoscy odkrywcy.

Kilkuletnia działalność poszukiwawcza, wzdłuż lewego brzegu Wisły i okolicy grodziska, sięgająca 2018 roku, pozwoliła zebrać grupie wolontariuszy – miłośników historii, kierowanej przez dr. Siwiaka, znaczną ilość śladów pobytu dawnych mieszkańców regionu – wywodzących się z Kultury Łużyckiej, Celtów, Gotów i Pomorzan. Sami nazywają swoje zbiory „Skarbem spod 'Talerzyka'”.


Zbiór artefaktów, po sylwestrowych pracach, liczy już 173 części. Obok odkrytej ostatnio 3500 lat liczącej siekierki z brązu, mamy osiem zapinek – fibul - przypisywanych osadnictwu Gotów, a także wiele monet rzymskich i innych, tzw. siekańców (pociętych na części monet – przyp. red.) oraz monet z X wieku pochodzących nawet z dalekiego Bagdadu. Wśród zgromadzonych eksponatów jest kilkadziesiąt monet datowanych na okres od XV do XX wieku oraz podobna liczba guzików.













„Podjęta w ostatni dzień starego roku wyprawa archeologiczna do Topolina, dla członków Bydgoskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii Łuczniczka, była udana, gdyż udało się odnaleźć skarb – siekierkę sprzed około 3500 lat” – podkreśla dr Siwiak.



Wszystkie artefakty, znalezione w Topolnie przez członków Stowarzyszenia „Łuczniczka”, najprawdopodobniej trafią do Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy. Jesteśmy bardzo ciekawi tego rzadkiego znaleziska, gdyż jest ono znaczące, zwłaszcza ostrze siekierki z brązu, pochodzące z pewnością z naszego regionu. Dzięki temu będziemy mogli podjąć badania na temat pradawnej metalurgii na Pomorzu i Kujawach, szczególnie po tej stronie Wisły. Zagadką do zbadania będzie, czy jest to miejscowa produkcja z okolic Topolna, czy też wyrób pochodzący z przeciwnej strony Wisły z okolic Chełmna
– wyjaśnia Józef Łoś z działu archeologicznego Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy.



Kiedy i gdzie trafią eksponaty, zadecyduje Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Toruniu – Delegatura w Bydgoszczy. Praktyką dotąd było, iż tego rodzaju eksponaty odkryte w pobliżu Bydgoszczy, po opracowaniu i skatalogowaniu przez pracownię archeologiczną, zazwyczaj trafiały do bydgoskiego Muzeum Okręgowego.

Znalazcy tak cennych eksponatów są dumni ze swojej działalności i liczą na dalsze sukcesy w odkrywaniu historii Pomorza i Kujaw. Już teraz planują kolejne wyprawy w okolice Niewieścina, Grabówka, czy Sławęcinka koło Inowrocławia, aby wzbogacić swoje zbiory i wiedzę na temat dawnych dziejów regionu. Wszystko zależy teraz od prac rolnych na polach, dlatego muszą dopasować się również do planów miejscowych gospodarzy – rolników.




-----------------



Jak wskazują historyczne przekazy, tamtejsze wzgórze powiązane jest ze starymi wierzeniami pogańskimi, zamieszkałych w tym miejscu Słowian.


Oj, dziwnie to brzmi....


ze starymi wierzeniami pogańskimi


czy nauka rozróżnia, nowsze i starsze wierzenia pogańskie?
raczej powinno być:  ze starymi wierzeniami - pogańskimi

albo bez "starymi" albo bez "pogańskimi"


tylko, że....


zamieszkałych w tym miejscu Słowian.

to jest bardzo dziwne - brzmi zupełnie jak: "ten Polak" o czym już pisałem


jakby Słowianie to nie my - i wtedy to "starymi" pasuje właśnie do tego zwrotu o Słowianach, a nie do pogańskiej wiary


Chętnie bym się też dowiedział, jakie to historyczne przekazy wskazują, bo takowych nie znam. Na pewno istnieją przypuszczenia naukowców co do tego ( i niekoniecznie trafione, bo na kult nie ma stricte żadnych dowodów), ale historyczne przekazy ??


mamy tu zbitkę:

Jak wskazują (coś wskazuje, że... )



historyczne 
stare

Słowianie



zupełnie jakby dotyczyło: starych historycznych czasów, kiedy tu jacyś Słowianie mieszkali


jak o kimś obcym, czyli  "ten Polak"... 





Zwracam uwagę: chodzi o miejscowości Topolinek i Topolno







A dr Siwiak mówi "do Topolina", czyli używa nazwy Topolin albo Topolino.
To zapewne przejęzyczenie...