Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzym. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzym. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 września 2021

Rzym

 





















































































Jest 19 maja niedziela 2019 roku - już po 21ej – to mój ostatni wieczór w Rzymie.

Przechadzam się uliczkami starego miasta, gdzieś za Placem Navona i szukam dla siebie jakiegoś miejsca, punktu zaczepienia...


Rozglądam się za jakimś niezbyt obleganym miejscem, mijam knajpkę, gdzie wczoraj jadłem, lubię wino, ale butelka do kolacji to jednak trochę za dużo... szkoda. Widzę tę samą kelnerkę co wczoraj i jest ów naganiacz – osobliwe to trochę, głos ma niski i chrapliwy, pochyla się do ciebie i mówi bardzo powoli dobitnie akcentując słowa, nie mruga oczami – no i ten złamany nos... masz wrażenie, że kiedy pyta, czy ci smakuje, to tak naprawdę grozi ci nożem - może to nie kelner tylko właściciel?


Kiedy go mijam rzuca do mnie coś po hiszpańsku...


Znowu zatapiam się w myślach... nie zrealizowałem tego co zaplanowałem na ten tydzień, analizuję swoje poczynania, zastanawiam się... i cały czas rozglądam po stolikach... to ostatni wieczór tutaj..


Jest już ciemno, idę wąską uliczką, dobiega ona do szerszego deptaka, tam już spaceruje więcej ludzi, słychać głośne rozmowy... zbliżam się powoli do skrzyżowania lustrując tłumek …. nagle jakaś postać przykuwa moja uwagę, idzie odwrócony ode mnie, nie widzę twarzy, ale zwracam uwagę na to, że idzie jakoś tak inaczej niż inni, on celuje ….

- No nie! Tutaj też są??! - gadam do siebie w myślach.

W Polsce ubecy czekają na mnie na ulicy i podchodzą do skrzyżowania mojej trasy z jakimś chodnikiem albo ulicą i tak idą, takim tempem, żeby wyjść prosto na mnie dokładnie w punkcie w którym moja droga krzyżuje się z poprzeczną.


I tu widzę to samo. Idzie powoli, żeby - kiedy zbliżę się do przecznicy - znaleźć się dokładnie naprzeciw mnie. Po moich myślach odwraca głowę w moją stronę, bardzo powoli... Widzę na jego pochylonej twarzy dwie mocno zarysowane zmarszczki – on się uśmiecha i łypie na mnie oczami – źrenice ma maksymalnie skręcone, bo nie odwraca się do mnie całkowicie... w zasadzie – wykrzywia w uśmiechu gębę – jeszcze to do mnie nie dociera, choć jakaś myśl już kiełkuje w mojej głowie, ale..to dopiero za kilkaset metrów. Nie wiem, czy to Włoch, ale chyba ma raczej jasną karnację, jest dość krępy, wydaje się niewysoki, ale ludzie za jego plecami też nie są zbyt wysocy..



W tym spojrzeniu i całej postawie – wielka agresja. Oczy świecą mu się żółtym światłem ulicznych lamp i zęby błyszczą.. Na chwilę przystanąłem i mamroczę coś do siebie w myślach, że to nie do uwierzenia, że tutaj też są – to mój trzeci raz we Włoszech i jeszcze tego nie było... miałem względny spokój. Widziałem włoską ubecję – udawali żebraków, kręcili się po ulicy pogwizdując, jeździli ze mną w metrze, a jeden czekał na mnie przed domem zapatrzony w telefon – o ile w Polsce ubecy prawie zawsze uśmiechają się do mnie szyderczo – tutaj oni zachowują powagę – powiedziałbym, że „się przejmują”.


Ten jednak szczerzy zęby niczym jakieś zwierzę... i ta myśl....


Odwraca się ode mnie cały czas krzywiąc się – nie odwraca głowy, tylko skręca się całym tułowiem, jakoś tak sztywno, kurtka jest na nim tak opięta, jakby był napompowany – wydaje się tak agresywny, że mam wrażenie, że odwraca się, by zdzielić pięścią ludzi co stoją za nim na ulicy.


Nic takiego jednak się nie dzieje, tylko znika między nimi.

Idę w tym samym kierunku i znowu zatapiam się w myślach, znowu po raz kolejny analizuję całą sytuację, wszystko od początku i znowu dochodzę do tego samego wniosku co zawsze – opór i niepoddawanie się presji – to był właściwy wybór.


Uspokajam się i wtedy znowu go dostrzegam – zatrzymał się – widzą, jak trzyma w ręku telefon... jak typowy niemiecki ubek, tylko tak jakoś inaczej wygląda - jakby powietrze z niego zeszło, wydaje się mniejszy swobodniejszy i jakby zaskoczony – zero agresji...


Idę dalej, szukam tego miejsca...












































































Jest już późno, trochę mży – wracam do siebie przez to miejsce zwane... słyszę za sobą kroki – odwracam lekko głowę i rzucam okiem za siebie – za mną ulica idzie jakiś młody człowiek – Włoch – jest drobny i ma ciemną karnację, na ramieniu torba, w ręku papieros – idzie szybko zapatrzony jest mocno w chodnik – widać intensywnie o czymś myśli... odwracam się... idę pod górę do tego miejsca, które przywołuje te straszne skojarzenia... myślę o tym spotkaniu dzisiaj wieczorem.... ten krzywy uśmiech.... gdzie ja to widziałem....



I wtedy sobie przypominam tę scenę – Ten Który Nęka Mnie Najbardziej mija mnie i robi dokładnie taką samą minę co ten człowiek na ulicy - pochyla głowę, patrzy na mnie ze skosa i usta ma tak dziwnie wykrzywione, tak bardzo, że na policzku rysują się dwie długie głębokie zmarszczki... nigdy tego u niego nie widziałem. Zdziwiło mnie to wtedy – skąd nagle ten przypływ zadowolenia? Szybko wtedy przeanalizowałem ostatnie czasy i nie skojarzyłem, żeby miał jakiś szczególny powód do radości – no chyba, że stało się coś, o czym się dopiero dowiem.... ale i tak...nic nie kojarzę...



Teraz rozumiem. 

To był ON.


W zeszłym roku pierwszy raz zaobserwowałem wypchnięcie\opętanie - i to wyjaśniło wiele spraw.

Jeszcze w 2012 roku zastanawiałem się – o co tu chodzi, jak oni to robią? Czy to klonowanie, czy co?? Nigdy o tym nie pisałem, bo sam nie miałem przekonywującego wytłumaczenia, tylko domysły...


To był ON.



Wtedy – dwa lata temu wszedł w ciało Tego Który Nęka Mnie Najbardziej, żeby z bliska mi się przyjrzeć – i nasycić się osobiście tym widokiem, a dzisiaj „odwiedził” mnie pod postacią jakiegoś włoskiego ubeka. Zaraz potem opuścił jego ciało, dlatego ten wydał mi się inny – nieagresywny.



Poczułem dotknięcie gdzieś w okolicy uda – odwracam się zdecydowanym ruchem i robię krok do tyłu. Mija mnie ten młody człowiek, nadal wpatruje się w chodnik, kiedy się odwracam i patrzę na niego podnosi do góry rękę z tym papierosem – jakby dawał znak przeprosin i tłumaczył, że przypadkiem mnie dotknął – idzie dalej nie podnosząc głowy. Jakoś w to nie wierzę... oglądam spodnie czy nie wypalił dziury i powoli idę za nim.


U góry jest to straszne skrzyżowanie – inny młody człowiek przecina mi drogę – ale inaczej niż w Polsce, bo ten robi to zaraz za moimi plecami... Albo tutejsi sprawdzają czujność turysty, albo... ubecja...



Wracam do siebie, po drodze robię na gorąco notatkę na telefon z całego zajścia.


W Polsce dostanę do niej „komentarz”.


W Gdyni wysłali do mnie człowieka z czarnymi szkłami kontaktowymi w oczach. Chyba stwierdzili, że nie zauważyłem, bo kilka dni później w pociągu podobna sytuacja – tym razem jakiś chłopiec – nie wiem, może miał z 15 lat? 

Kiedy wysiadałem na swojej stacji przechodził korytarzem – zwróciłem uwagę, bo był jakby wystraszony, albo raczej zażenowany, zawstydzony – i podniosłem na niego wzrok. Miał założone czarne szkła kontaktowe. Tak właśnie ubecja nieustannie coś komentuje w moim życiu, niemal każdy ruch...
































A potem był....













"Rzym" powstał pierwotnie jako notatka głosowa w drodze na kwaterę zaraz po zdarzeniu. Tekst spisałem we wrześniu 2019 roku, a w październiku napisałem - "Nakazy zakazy".

Infopandemia wybuchła w marcu 2020 roku ze wskazaniem na grudzień 2019 roku jako data rozpoczęcia.









wtorek, 13 lipca 2021

Dziesiątkowanie

 

przedruk

tłumaczenie przeglądarki



Decimatio: okrutna kara armii rzymskiej

autorstwa ANDREI VITTORII APOSTOLO




W starożytnym Rzymie armia była podstawową organizacją społeczeństwa. Ponad połowa męskiej populacji wykonywała zawód żołnierza, a fundamenty rzymskiego legionisty sięgały od męstwa i odwagi w bitwie po honor i dyscyplinę.

Ta ostatnia miała fundamentalne znaczenie w zarządzaniu tak złożonym i licznym organem, jakim jest armia, i często była wpajana i utrzymywana przez surowe kary, które mogły być wymierzane bez procesu lub w sposób całkowicie arbitralny, tak że może służyć za przykład także innym żołnierzom.

Kary w armii rzymskiej różniły się w zależności od powagi popełnionej zbrodni. Drobna nieskuteczność lub lekka niezdyscyplinowanie skutkowała grzywnami, podczas gdy poważniejsze wykroczenia były karane uciążliwą lub upokarzającą pracą, przenoszeniem oddziałów, degradacją, niehonorowym zwolnieniem i chłostą.

W przypadku działań uznanych za wyjątkowo poważne przewidziano karę śmierci, którą można było zastosować w różnych formach. Jedna z nich sięga starożytnej i krwawej tradycji, której początki zaginęły w pamięci, ale której z powodu brutalności i okrucieństwa obawiali się zarówno legioniści, jak i sami przywódcy armii: dziesiątkowanie.


„Decimatio”

Słowo „dziesiątkowanie” pochodzi od łacińskiego „decimatio”, którego dosłowne znaczenie brzmiało „usunięcie dziesiątej części” lub „wyeliminowanie jednego na dziesięć”.

Decymacja był niezwykły środek, który został wzięty tylko w przypadkach ekstremalnych grawitacji, dla których nie było możliwe zastosowanie fustuarium , kara śmierci armii rzymskiej. Decymacja był w rzeczywistości wdrożonego karania przestępstw zbiorowych.




W szczególności tę straszliwą karę można było zastosować w przypadku buntu – gdy żołnierze masowo odmawiali wykonania rozkazów lub poszanowania dyscypliny – oraz zbiorowego buntu. Miał również na celu ukaranie masowych dezercji i tchórzostwa na polu bitwy, gdy legioniści jednej lub więcej kohort okazywali się tchórzami lub uciekali przed wrogiem.

Stosowanie decimatio w tych przypadkach wynikało z niemożności zadania fustuarium całej kohorcie lub więcej niż jednej jednostce armii, ponieważ wyrok śmierci na tak wielu żołnierzy nieuchronnie zniszczyłby samą armię.

Procedura dziesiątkowania polegała, jak sama nazwa wskazuje, na wyeliminowaniu jednej dziesiątej mężczyzn z danego wydziału.

Najpierw zidentyfikowano kohortę, która była winna zbrodni buntu, buntu lub tchórzostwa. Cała kohorta – zwykle składająca się z około 480 żołnierzy – została następnie podzielona na grupy dziesięciu legionistów.

W każdej grupie prowadzono następnie losowanie: dziesięciu żołnierzy musiało wybrać słomkę lub kawałek sznura z pęczka, albo kazano im łowić z worka zawierającego dziewięć czarnych kamieni i jeden biały.
Zamierzoną ofiarą był ten, kto narysował najkrótszą nić lub biały kamień.

Pozostałych dziewięciu legionistów zostało zmuszonych do zebrania się w kręgu wokół wylosowanego żołnierza, który został pozbawiony zarówno zbroi, jak i broni.
Dziewięciu ocalałych żołnierzy otrzymało kamienie, włócznie lub częściej drewniane kije: ta broń była ogólnie mało szanowana w armii rzymskiej, w związku z czym śmierć z ich rąk była uważana za haniebną.

Po sygnale startowym dziewięciu legionistów musiało uderzyć dziesiątego żołnierza, atakując go kijami: ofiara została zmasakrowana przez towarzyszy.

Dziesiątkowanie było uważane za najokrutniejszą karę armii rzymskiej i jako takie było stosowane tylko w wyjątkowych przypadkach i nigdy z lekkim sercem: nie tylko dlatego, że doprowadziłoby do zmniejszenia dziesiątej części siły armii, ale także dlatego, że wylosowani żołnierze mogą nie być jedynymi ofiarami kary.

Dziewięciu legionistów z każdej grupy, którzy przeżyli decimatio , zostało w rzeczywistości dodatkowo ukaranych: po spożyciu posiłku na bazie jęczmienia - pokarmu o nieprzyjemnym smaku i bardzo ubogiej kaloryczności, z pewnością nieprzystosowanego do diety mężczyzn przyzwyczajonych do ciężkiego treningu , który musiałby zejść na pole bitwy – zamiast racji pszenicy żołnierze byli zmuszeni spędzić jedną lub więcej nocy na zmianę poza vallum , czyli zaporą obronną chroniącą obóz lub granicę.

Spędzenie nocy poza vallum oznaczało nie tylko cierpienie z powodu zimna i złej pogody, ale także narażenie na niezliczone niebezpieczeństwa: w rzeczywistości samotność na wrogim terenie, bez możliwości powrotu do obozu lub możliwości liczenia na pomoc towarzyszy żołnierz był potencjalną ofiarą zasadzek i ataków wrogów.


Decymacja zatem kara że przeprowadzono tylko w bardzo ciężkich przypadków, a nie tylko dla materiału uszkodzenia wynikającego z utraty dziesiątej grupie, do którego dodano potencjalne śmierć żołnierzy na zewnątrz przestrzeni Vallum .

Do tych szkód materialnych doszła jeszcze jedna: ta kara została uznana za okrutną nie tylko za brutalność, z jaką ginęli wybrani w losowaniu żołnierze, ale także za silny wpływ psychologiczny, jaki wywarła na całą armię.

Legioniści byli poddawani dziesiątkowaniu niezależnie od ich rangi wojskowej, lat służby w wojsku, wartości wykazanej w poprzednich wyczynach, a nawet ich domniemanej winy lub niewinności w zbrodni zarzucanej kohorcie. Oznaczało to, że każdy mógł zostać wciągnięty i zabity, a nawet jeśli przeżyli, czekałaby noc, która może okazać się śmiertelna.

Decymacja zatem umieszczone legionistów pod silnym stresem emocjonalnym, poważnego również przez silną koleżeństwa, że generalnie istniały w ramach kohorty. Legioniści rzymscy byli bowiem zjednoczeni głębokim poczuciem wzajemnej lojalności i nie było niczym niezwykłym, że przez lata służby wojskowej rodziły się i utrwalały relacje szacunku, szacunku i przyjaźni.

W konsekwencji, ponieważ losowanie w decimatio było nieodwołalne, mogło się zdarzyć, że żołnierz zostałby zmuszony do zabicia na śmierć własnego syna, ojca, brata lub bliskiego przyjaciela. Trauma, która może zniszczyć człowieka.


Zdziesiątkowanie Krassusa

Z tych powodów generałowie uciekali się do decimatio tylko w ostateczności, by ukarać armię, w związku z czym w historii Rzymu niewiele jest przypadków, w których ten przepis został wdrożony. Równie brutalnym, ale mniej ostrym wariantem pod względem utraty życia była centesimatio , która polegała na zabiciu jednego żołnierza na stu.

Źródła rzymskiej historiografii sugerują, że dziesiątkowanie było charakterystycznym elementem epoki republikańskiej, a następnie wyszło z użycia w okresie cesarstwa.

Najsłynniejszy decymacja został popełniony przez Marek Licyniusz Krassus podczas Powstanie Spartakusa, między 73 a 71 pne

Krassus, któremu powierzono stłumienie buntu Spartakusa , został postawiony na czele ogromnej armii złożonej z ośmiu legionów i liczącej około 40 000 żołnierzy. Armia okazała się jednak mało zdyscyplinowana i mało skłonna do walki ze zbuntowanym niewolnikiem, którego szeregi składały się głównie z gladiatorów, celtyckich wojowników i byłych legionistów: ludzi znających się na sztuce wojennej, wyszkolonych w walce, a zatem zagrożenie beton na polu bitwy.

Podczas jednego ze starć z buntownikami jednostka armii Krassusa postanowiła nie posłuchać rozkazów i wycofać się, porzucając broń i uciekając z bitwy.

Krassus postanowił wzorowo ukarać ten akt tchórzostwa, przywracając starożytną karę, która według Plutarcha nie została wymierzona w armii rzymskiej od lat.
Krassus uciekł się więc do decimatio dla żołnierzy jednostki, która uciekła z pola bitwy, a jako ostrzeżenie zmusił do pomocy także resztę armii. Nie jest znana liczba żołnierzy, którzy stracili życie w wyniku zdziesiątkowania Krassusa, ale źródła podają od minimum pięciuset ofiar do maksymalnie dziesięciu tysięcy.



Zdziesiątkowanie okazało się przerażające, zdenerwowane i głęboko zaniepokoiło legionistów, ale Krassus osiągnął swój cel: żołnierze zaangażowali się w walkę ze Spartakusem z odnowionym duchem wojny, owocującym nie odwagą, lecz przerażeniem.

W rzeczywistości legioniści walczyli, nie obawiając się już Spartakusa, ale raczej rozczarowania swojego generała, ponieważ Krassus okazał się „bardziej niebezpieczny niż wróg”.




APOSTOŁ ANDREA VITTORIA

URODZONA I WYCHOWANA W PIEMONCIE, UKOŃCZYŁA PSYCHOLOGIĘ KLINICZNĄ I NEUROPSYCHOLOGIĘ W MEDIOLANIE. OBECNIE MIESZKA I PRACUJE W MANCHESTERZE. ZAWSZE WIERZYŁ, ŻE KAŻDE MIEJSCE ZASŁUGUJE NA ODKRYCIE I ŻE KAŻDA HISTORIA JEST WARTA OPOWIEDZENIA



https://www.vanillamagazine.it/la-decimatio-la-crudele-punizione-dellesercito-romano/?fbclid=IwAR0KSMH-gdubKOkEltT2W7-5lCxyF2u9_OmVKlfzzrX6dAfbZVqwfADAalI






środa, 24 marca 2021

Phersu

tłumaczenie przeglądarki 


W niektórych obrazach etruskich grobowców z Tarquinii , a być może także Chiusi , wśród różnych scen sportowych i gier pogrzebowych, dziwny zamaskowana postać nazywa phersu przedstawiono . Phersu w języku etruskim oznaczało maskę (nazwa wywodzi się z wyraźnego napisu umieszczonego w dwóch przypadkach obok znaku), z której wywodzi się włoska „persona” poprzez łacińską „maskę” persōna w znaczeniu „aparat przeznaczony do wykonania głos". Paretymology łacińskiego persona od do „do” i dźwiękiem„grać” jest sprzeczne z niewielką ilością O łacińskiego czasownika sonare .


W grobowcach Tarquinia wspomniana postać została znaleziona cztery razy. W Grobowcu Augurów (druga połowa VI wieku pne ) phersu jest odtwarzane w dwóch różnych scenach. Na prawej ścianie reprezentowana jest grupa składająca się z osobnika z czerwoną maską barbata, nakrapianej krótkiej kurtki, wąskiej czerwonej opaski na lędźwiach i czapki górnej, która trzyma w pułapkę psa ( molosso Caucausico lub starego, jeszcze większego zwierzęcia) atakuje człowieka skazanego na śmierć. Ten ostatni, z widocznymi śladami ran na ciele, ma zablokowany wzrok przez worek, który otacza jego głowę i próbuje bronić się przed atakami dzikiego zwierzęcia maczugą, którą trzyma w prawej ręce. Na lewej ścianie grobowca zamaskowana postać, choć ubrana w inny strój, bierze udział w wyścigu z odwróconą głową.




Mimo złego stanu zachowania obrazu, opisaną powyżej scenę krwawej bitwy można rozpoznać również na jednej ze ścian Grobu Olimpijskiego (ostatnie dwadzieścia pięć lat VI wieku pne ): w szczególności głowy phersu i zakapturzony więzień są widoczne. trzyma broń w dłoni.


Na lewej ścianie Tomba del Pulcinella (ostatnie lata VI wieku pne ) i Tomba del Gallo (początek IV wieku pne ) zamiast tego w scenach tanecznych reprezentowana jest zwykła postać z brodatą maską.

Tomba del Pulcinella 


Postać, o której mowa, byłaby również przedstawiona w niektórych grobowcach Chiusi : w Grobowcu Małpy (pierwsza połowa V wieku pne ), gdzie towarzyszy małe Phersu , grając na flecie , tańcu wojownika, a być może także w Tomba del Montollo , obecnie zniszczona i której wyobrażenia dotarły do ​​nas tylko dzięki reprodukcjom i opisom dostarczonym przez Gori . Wreszcie,
na amforze autorstwa Malarza Tańczących Satyrów, dziś w Karlsruhe , Phersu jest przedstawiane tańcząc z tarczą i zawiązanym maczugą.


Tomba del Gallo - po lewej


Tomba della Scimmia - rekonstrukcja fresku - chyba dość oczywiste...


Hipotezy interpretacyjne

Różne hipotezy interpretacyjne zostały podniesione na phersu w stanie bez obiektywnego potwierdzenia. Niektórzy, jak Giovanni Semerano , widzieli tam bóstwo, piekielnego demona w pewien sposób powiązanego ze śmiercią; inni, jak Massimo Pallottino , prościej, aktor, maska. W rzeczywistości fakt, że phersu , podobnie jak w opisanym powyżej zabójczym pojedynku , jest również reprezentowany w całkowicie niekrwawych kontekstach, w szczególności w scenach biegania i tańca, sugerowałby ogólną charakterystykę postaci.


Jednak lingwiści uważają, że pochodzi z etruskiego słowa phersu , w znaczeniu „ maska ”.", wywodzi łacińskie słowo" persona "w pierwotnym znaczeniu maski teatralnej. Istnieją natomiast poważne wątpliwości, że słowo etruskie jest z kolei adaptacją greckiego " prósopon "(twarz, maska).

Relacje z pokazami gladiatorów

W okrutnej scenie walki zaaranżowanej przez phersu uznano (w tym sensie Raymonda Blocha ) za antycypację rzymskich igrzysk gladiatorów , wywodzących się właśnie z gier pogrzebowych Etrurii, podczas których ofiarowano zmarłym dzikie walki między przeciwnikami. … desperacko próbowali ocalić swoje życie. Tezę tę zdaje się potwierdzać grecki historyk Mikołaj z Damaszku (w: Athenaeus , Deipnosophisti , IV, 153 fr.), Według którego Rzymianie pożyczyli od Etrusków gry gladiatorów .







Grobowiec Augurów

W części najbliższej wejścia do prawej ściany znajduje się ostatni motyw, który niektórzy mogą uznać za dość makabryczny. To tutaj pokazywana jest pogrzebowa gra upuszczania krwi, gra mająca na celu uspokojenie duszy zmarłego. Zamaskowana postać w spiczastym kapeluszu, długiej, czarnej sztucznej brodzie, czarno-niebieskiej kurtce z białymi frędzlami i czerwonej przepasce biodrowej jest pokazana z napisem phersu powyżej.

Etruskie słowo phersu , oznaczające „maskę”, „zamaskowanego mężczyznę”, a może nawet „aktor”, ponieważ w greckich i rzymskich sztukach aktorzy zawsze nosili maski, aby pokazać, jakie postacie były podszywane. [2] : 40 uczonych debatuje, że phersu namalowany w tej scenie aktor przebrany za kata. Mówi się, że kiedy Rzymianie przyjęli etruski zwyczaj używania niewolników i przestępców jako gladiatorów, najpierw w grach pogrzebowych, a na koniec na wystawach na rozległych arenach dla ogółu społeczeństwa, gdy gladiator padł śmiertelnie ranny i leżał nieruchomo na arenie, przyszedł jeden z zamaskowanych i przebranych w kostiumy mężczyzn, aby zadać mu „litościwy cios” młotkiem w czoło. Ale to nie był phersu, pod który podszywał się ten gość . To był Charun , etruski demon, który przywiózł zmarłych do Hadesu . [4] Z tego uczeni mówią nawet, że zamaskowany mężczyzna jest w rzeczywistości aktorem podszywającym się pod Charuna w grobie Augurów, a nie oprawcą czy katem.

Phersu trzyma liny, który jest przymocowany do kołnierza czarnego psa. Kiedy phersu ciągnie za linę, jak pokazano na fresku, gwóźdź na obroży psa wbija się w jego szyję, rozwścieczając zwierzę i powodując, że atakuje spętanego mężczyznę. Człowiek na uwięzi ma liczne krwawiące ugryzienia na nogach, worek zawiązany na głowie i maczugę w jednej ręce, aby odeprzeć psa, nadając rozlewowi krwi ekscytujący aspekt dla etruskich widzów. Wielu uczonych uważa, że ​​ten uwiązany mężczyzna jest skazanym przestępcą, który został już skazany na śmierć i jest używany do gier pogrzebowych. [4] (Chociaż zwierzę to jest zwyczajowo opisywane jako „pies”, długość jego ogona, proporcje jego głowy i fakt, że używa ono odsłoniętych pazurów do rozdzierania nóg przeciwnika, wydaje się znacznie bardziej prawdopodobne, że „czarny pies” to właściwie czarny lampart).





Poliszynel (fr. polichinelle, wł. pulcinella) – postać gbura z włoskiej commedia dell’arte i francuskiego teatru kukiełkowego. Jego charakterystycznymi cechami były garb, komiczne zachowanie i głos.

Wielu utrzymuje, że jest potomkiem Maccusa z farsy atellańskiej, a imię swe zawdzięcza kogutowi, który był przezwiskiem Maccusa. Już rzymskie malowidło na wazie przedstawia aktora z ogromnym kogucim pióropuszem na kapeluszu i nie ulega wątpliwości, że z takim wizerunkiem kojarzony jest renesansowy Poliszynel. W XVII wieku Callot rysuje podobną figurę ozdobioną dwoma kogucimi piórami i nazywa ją Cucurucu.

Poliszynel jest najbliżej spowinowacony z Brighellą, ale starszy od niego i bardziej skomplikowany. Jego maska z głębokimi zmarszczkami, haczykowatym nosem i złymi oczami symbolizuje jego naturę: jest nieludzki i egoistyczny.

Poliszynel należy do masek „komicznych” i jest jedną z najbardziej charakterystycznych postaci w commedii dell’arte.



Maska Pulcinella, jak znamy ją dzisiaj, została wynaleziona w Neapolu przez Kapuański aktor Silvio Fiorillo w pierwszych dziesięcioleciach XVII wieku [1] , ale jego nowoczesny kostium została wynaleziona w XIX wieku przez Antonio Petito [1] . W rzeczywistości, pierwotnie maska ​​Fiorillo nosiła dwurożnowy kapelusz (inny niż obecny „bochenek cukru”) oraz brodę i wąsy [1] . Jednak początki Pulcinelli są znacznie starsze [1] . Hipotezy są różne: są tacy, którzy wywodzą od „Pulcinello” małego pisklęcia, ponieważ ma haczykowaty nos; są tacy, którzy twierdzą, że to wieśniak z Acerra, Puccio d'Aniello, w XVII wieku dołączył jako błazen do grona wędrowców przemierzających jego kraj [1] . Inni, jak Margarete Bieber, sięgają jeszcze dalej w czasie do IV wieku pne i twierdzą, że Pulcinella pochodzi od Maccusa , postaci rzymskiego Atellane. Maccus reprezentował typ służącego z długim nosem i nierówną twarzą, z dużymi policzkami, wydatnym brzuchem, w koszuli przemienionej w dużą białą szatę [2] . Atellane były bardzo popularny rodzaj pokazu w starożytnym Rzymie: moglibyśmy porównać je do dzisiejszego teatru wernakularnego lub dialektalnego, szczególnie cenionego przez publiczność z niższych klas. Maccus reprezentował teraz Silenusa, teraz satyra, w niektórych przypadkach typ służącego z długim nosem i nierówną twarzą, w dużej białej koszuli. Maccus nosił półmaskę, podobnie jak u komików sztuki, miał wydatny brzuch i recytował głosem kurzego [3] .








Na pozór mało sympatyczny: garbaty, z haczykowatym nosem, Pulcinella wywoływał śmiech. Ubrany był w biały kostium: szerokie pantalony i przydługawą tunikę, spod której przy szyi i nadgarstkach wystawał czerwony sweter. Głowę nakrytą miał czapką w kształcie stożka. Na twarzy natomiast nosił charakterystyczną maskę, która z czasem stała się emblematem Neapolu. Włoskie słowo “pulcino” oznacza kurczaczka.

Pulcinella był parodią południowowłoskiego mężczyzny: łakomczucha i kobieciarza, który nie stroni od alkoholu (swoją drogą, można zaryzykować stwierdzenie, że to parodia raczej międzynarodowa). Na wielu reklamach pizzy lub spaghetti we Włoszech można zobaczyć wizerunek mężczyzny w masce. Jest w tym i żart z samych siebie, i włoska radość życia.

Niektórzy badacze uważają, że maska Pulcinelli ma swoje korzenie w antyku i powstała z inspiracji maską Maccusa. Maccus był takim starożytnym Poliszynelem w ówczesnym rzymskim dramacie ludowym. Hipoteza ta w XVII wieku nadała Pulcinelli większą wagę i jego wizerunek zaczął pojawiać się w literaturze i malarstwie, a nawet w muzyce (przykładem jest balet “Petrushka” Igora Strawińskiego). 




























Tomba delle Olimpiadi




Stwóra wraca jako duch wcielony w nowe ciało - bez pamięci. I całe życie ktoś go wpierw potajemnie, a potem jawnie prześladuje - i on nie wie dlaczego.


Miota się, usiłując zrozumieć sytuację.

Nie wie o co chodzi - jego oczy i cała głowa zasłonięte są welonem.
Na oślep szuka rozwiązania.

Jego ręce skrępowane, stopniowo uwalnia się z więzów, jest cały poraniony, PSY kąsają go nieustannie, gdy cokolwiek próbuje zrobić.

Wokół niego kręci się jakaś ciota - w najróżniejszych przebraniach, zawsze w masce - w cudzym ciele.

Raz jest nastoletnim osiłkiem z ptasim móżdżkiem, a raz zbokiem pełną gębą.

Szydzi z niego, molestuje, rzuca nań więzy i napuszcza PSY.


Na koniec ucieka - jak pisze Dobrowolski - ale to chyba nie o to chodzi, to nie to rozwiązanie... lepiej by sczezł niż miałby się gdzieś schować na tysiące lat....




--


Warto także zauważyć: 

>>Etruskie słowo phersu , oznaczające „maskę”, „zamaskowanego mężczyznę”, a może nawet „aktora”<<

I u Dobrowolskiego - łacińskie persona oznaczające:

maska lub rola teatralna - stały się w końcu - osobą.



Uwagi poniższe szczególnie polecam tym, co patrzą jedynie na koniec własnego nosa.


Paranoja indukowana ludzkości przez tajemniczego władcę tego świata sprawiła, że ludzie dzisiaj nie żyją ze sobą, kiedy człowiek spotyka innego człowieka, nie dokonują interakcji ze sobą nawzajem, tylko:  z maskami siebie.


Spotyka się nie dwóch ludzi, ale dwie maski, które nawzajem coś przed sobą udają.


[Oczywiście jest to uproszczenie, bo ludzi bez liku jest i ilość zmiennych sprawiająca jaką kto ma osobowość, także]

Tak jak ów władca i jego zbiry udają swe nieistnienie przed wszystkimi - i  być może właśnie tak narzucili swój sposób postępowania całej rzeszy ludzkości.


Najwyraźniej widać to u chłopców, nie tylko nastoletnich, ale i tych po 30tce czy 50tce - często w przestrzeni towarzyskiej pozują na mężczyzn, zakładają maskę mężczyzny, zamiast po prostu być mężczyzną - jeśli już wyrośli z wieku chłopięcego.


To zachowanie jest podszyte lękiem, jak zostaną ocenieni przez otoczenie. 

Lęk ten oznacza brak pewności siebie - czy to jest męskie? 


Biorąc udział w "rytualnym" małpim konkursie na najdłuższy ogon, poddając ocenie innych również sami poddają - pozwalają innym na poddawanie - siebie ocenie, czy są prawdziwymi mężczyznami, czy nie.


I tu - paradoksalnie:

męskość nie zależy od opinii innych ludzi, tylko wynika z wnętrza mężczyzny, 

skoro więc sądzą, że opinia innych może zaważyć na ich męskości - należy sądzić, iż sami za mężczyzn się nie uważają (w końcu sami najlepiej wiedzą kim są) i stąd lęk, że ktoś to odkryje i ich publicznie zdemaskuje.


Wiedzą kim są, więc w interakcji z otoczeniem przywdziewają maskę mężczyzny - tego co się na wszystkim zna, wszystko widział, nic go nie dziwi, ma na wszystko gotową odpowiedź i receptę na całe życie - nie ma żadnych wątpliwości co do tego czym jest świat i rzeczywistość w każdym aspekcie,  potrafi przylać w mordę - pięścią, albo kielichem itd itd... Wszechwiedzący, wszechmogący.


Nadal są chłopcami, stąd chłopięce zachowania, jak wyśmiewanie innych i brak zrozumienia, że ludzie są różni, mieli różne drogi w życiu i wiele rzeczy nie zależało od nich.

Chłopcy, wydaje się, zawsze uważają, że wszystko w mężczyźnie musi pasować do jakiegoś wzorca mężczyzny, jak nie pasuje - to można uznać kogoś takiego za niemężczyznę i nawet nim pogardzać w związku z tym.

Jeżeli ktoś pasuje do wzorca ciamajdy - to można nim pogardzać i czynią tak zamiast zastanowić się, po pierwsze, czy to prawda, a po drugie - co sprawiło, że ten człowiek takim się wydaje być.

Ludzie mylą się w swoim życiu wielokrotnie i zamiast zastanowić się nad sobą, często przechodzą nad tym do porządku dziennego, sprawdzając jedynie, czy ktoś zauważył, że oni popełnili jakiś błąd. Jeśli nie - uspakajają się i dalej żyją swoją iluzją, to znaczy... chciałem oczywiście powiedzieć - swoją wersją rzeczywistości.

Mówiąc "swoją wersją rzeczywistości" mam na myśli: wersję zaindukowaną im poprzez pokolenia + osobiste doświadczenia. 

Wykażę to kiedyś w szerszym tekście temu poświęconym.

To wszystko jest myślenie powierzchowne, niedojrzałe - pokazuje brak zrozumienia procesów życiowych, czyli właśnie jest - niemęskie - bo niedojrzałe.

Sprowadza się do powtarzania po innych to, co ktoś powiedział, o kimś lub o czymś - takie myślenie mechaniczne jest często już nawykiem. O czym też mam tekst w przygotowaniu...

Powtarzanie w kółko cudzych "mądrości" jest bezpieczne - nikt nam nie zarzuci, że powiedzieliśmy coś głupiego, bo było to już poddane weryfikacji przez otoczenie, że to "mądrość" jest...

Stąd pionierzy odkrywający dotychczas rzeczy nieznane, mają najtrudniej, bo wymykają się schematom..

Męskość to nie są muskuły i zdolność do wyrażania bardziej lub mniej zabawnych ocen na cudzy temat - to szeroki temat, ale generalnie da się go sprowadzić do ogólnika, że to po prostu dojrzałość.

A więc i zdolność do samodzielnego rozumienia rzeczy.


Generalnie wszystko sprowadza się do systemów kognitywnych – kto ma jaki.

Większość ludzi wyznaje zbliżone zasady, co wynika z szeregu przyczyn – głównie z powodu przebywania ze sobą w jednym środowisku.


Środowiska są lokalne, małe i większe – na poziomie nacji, potem w obrębie podobnej kultury, koloru skóry, kontynentu.


Wydaje się, że jednym z głównych czynników powodujących napięcia między ludźmi (oprócz werwolfa i działań władcy tego świata) jest przywiązanie do ego i chęć jego ochrony.


Tu chodzi o ocenianie i wartościowanie ludzi.


Ocena jest czynnością neutralną i naturalną u ludzi – jest to czynność niezbędna do życia, oceniając np. kolor owoców, wiemy, czy są zdatne do spożycia.


Ocena, że dziewczyna ma zepsutą urodę, jest oceną – ale zaangażowanie emocjonalne – śmiech, drwienie, lekceważenie, to już wartościowanie człowieka.


Wartościowanie – przypisywanie cech uważanych za niepożądane lub pożądane – ważne lub nieważne – UŻYTECZNE lub NIEUŻYTECZNE - jest to forma uprzedmiotowiania - „jest mi to potrzebne, pomocne, lub nie – nie życzę sobie tego obok mnie – jest to DLA MNIE bez wartości - nieużyteczne”.


Ludzie wszystkich - wszystko oceniają i jest to naturalne.

Co innego zaangażowanie emocjonalne i wartościowanie ludzi.


Z reguły osoby, które dokonują wartościowania innych – same podlegają wartościowaniu.


Uważane jest to za naturalne, podobnie jak ocenianie. Czy tak jest naprawdę?

Nie, to część paranoi wyznawanej jednak przez olbrzymią część ludzkości, co sprawia wrażenie naturalności.


Wyznawanie zasad współżycia polegające na wartościowaniu ludzi sprawia, iż sami wartościujący poddają siebie samych krytyce i ważeniu.


„Jestem brzydka – to źle. Mam niską wartość u mężczyzn” - skutek: lęk i złe samopoczucie.


„Nie znam się na ...czymśtam– źle. Koledzy mnie zdyskwalifikują jako bezwartościową osobę. Ale za to – ponieważ wyznaję takie zasady – mam prawo wyszydzić kogoś innego, kto kuleje w jakiejś dyscyplinie”


Ale może to jest na odwrót??


„Szydzę z kogoś, kto kuleje w czymśtam, więc i inni mają prawo mnie wartościować, jeśli znajdą u mnie jakąś słabość jakąś wadę. Skoro ja mam prawo tak postępować, to inni też mają”



Jeśli uważam, że nie mam prawa wartościować kogoś, to i innym odmawiam takiego prawa wobec mnie. Nikogo nie wartościuję – nikt nie ma prawa mnie wartościować – co za tym idzie – wyszydzać.


Ale też i wychwalać, gwoli ścisłości, choć to margines.


Podejście - prywatne życie innych ludzi to ich sprawa, a nie twoja.


Inny aspekt – uwiązanie – uzależnienie od opinii innych ludzi.


Skoro nie umiesz powstrzymać się, przed wartościowaniem innych – to znaczy, że oni mają nad tobą pewną władzę. Sama obecność ludzi wywiera na ciebie presję – musisz zareagować, musisz coś zrobić. Naprawdę musisz??


To tak jak z tą książką u de Mello.


„Tu na stole kładę książkę. I tym samym zmuszam cię do tego, żebyś tę książkę podniósł lub nie”.


Ja nic nie muszę robić, ani mówić - już sama moja obecność sprawia, że obcy ludzie MUSZĄ mi powiedzieć co oni o mnie myślą.


Tak jakby mnie to obchodziło. Albo kogokolwiek.



System ocena+wartościowanie to nieustanna gonitwa – jak pies za własnym ogonem - ponieważ zawsze znajdzie się ktoś od ciebie „lepszy” lub „gorszy”.



Czysta analiza – ocena sytuacji, a nie ocena+wartościowanie.



System ocena+wartościowanie wiąże się również z lękiem przed opinią otoczenia. I prawie na pewno jest obcą instalacją zaindukowaną ludziom przez sam wiesz kogo.



Rezygnujesz z luksusu pouczania innych, okazywania im swojej przewagi czy coś tam – rezygnujesz z lęku przed oceną (wartościowaniem) innych.


Inni cię oceniają, a ty masz to gdzieś.

To nie jest kwestia grzeczności wobec obcych, albo udawania lepszego -


to jest kwestia tego, jak ty się czujesz



System ocena+wartościowanie to nieustanna bezsensowna gonitwa – jak pies za własnym ogonem - ponieważ zawsze znajdzie się ktoś od ciebie „lepszy” lub „gorszy”.


Wartościując ludzi kierujesz się wyłącznie powierzchowną oceną.



Nie sposób ustalić kto jest NAPRAWDĘ lepszy lub gorszy, bo ludzie są różni i każdy człowiek ma zarówno mocne jaki i słabe strony, zależnie od dziedziny - których są setki.



Wartościowanie obcych ludzi – poza sferą czysto zawodową - nie ma sensu.


Co innego, gdy szukasz sobie żony lub męża. Tu działa zasada – szukam tego, co potrzebuję.



Zaś pogardzanie ludźmi jest niebezpieczne.


Pogardzasz kimś, bo „uważasz” (wg systemu ocena+wartościowanie), że on jest od ciebie gorszy.


Jeśli ten ktoś, kim pogardzałeś, dokona jakiegoś wielkiego czynu, np. odkryje w sobie zmysł biznesowy i zrobi wielkie pieniądze – kim ty będziesz w swojej własnej ocenie wg kryteriów i zasad wartościowania, które wyznajesz?


Teraz ty będziesz gorszy.


Będziesz jeszcze bardziej gorszy niż ten, którym pogardzałeś, bo ty nie potrafiłeś dokonać tego, co on, pomimo tego, że jakoby byłeś tym lepszym. Ten gorszy od ciebie zrobił lepsze pieniądze niż ty mógłbyś marzyć.



Sam sobą będziesz pogardzać?


Powinieneś.


Albo powinieneś zmienić system i przestać wartościować ludzi.


Nie, ty nie zmienisz systemu, nie zmienisz swojego postępowania - po prostu udasz, że nim nie pogardzałeś.

Przecież to tylko ty wiesz, no może jeszcze paru kolegów, że nim pogardzałeś.


Nikt ci nie zarzuci, że nim pogardzałeś.

Aaaaaa... więc jednak chodzi o to, co kto ci może zarzucić?


Tak właśnie wygląda ten system w praktyce.



System ocena+wartościowanie skupia uwagę na ego i pochłania mnóstwo czasu – jest bezużyteczny wobec obcych ludzi, jest bez sensu i odsuwa od zastanawiania się nad tym co nas otacza i kto naprawdę rządzi krajem... kto rządzi ludźmi i - światem.


Pewna młoda kobieta zarzuciła mi kiedyś, że "jeśli to prawda co napisałeś o Werwolfie - to znaczy, że my jesteśmy głupi!"

opis zrobić


Z czego się tak chichrasz panie Duda??






Chcielibyście wrócić do udawania, że nic się nie stało, prawda?



łacińskie słowo persona oznaczające:

maska lub rola teatralna - zaczęło w końcu oznaczać: osoba


jakim słowem określano osobę wcześniej, zanim pojęcie maska je zastąpiło?


Ten proces nadal jest w toku - popatrzcie chociażby na nibydokumentalne seriale jak: Szkoła czy Lombard, gdzie grają ewidentni amatorzy (czasem wymieszani z zawodowymi aktorami).

Ich specyficzna "gra aktorska" wpływa na sposób postrzegania rzeczywistości u młodych ludzi -  amatorzy udają swoje role nieudacznie - ewidentnie kłamią, co za lat kilkadziesiąt tak się rozpowszechni i upowszechni, że ludzie przestaną odróżniać kłamstwo od prawdy. 

Prawdziwy oszust nie kłamie i nie udaje tak nieudacznie jak oni. On pozostanie poza podejrzeniami, gdyż on starannie unika kłamstwa - oni wiedzą, że ludzie instynktownie wyczuwają kłamstwa dlatego po prostu omijają rzeczy im niewygodne - ignorują je, by nie musieć o nich kłamać.

I teraz pokraczne udawanie zacznie się stawać standardem między ludźmi - ludzie założą maskę na maskę - jak odróżnić tego, co się nauczył (metoda nawyków - ciągle to widzi w tv, a potem na ulicy) naśladować nieudacznie, od tego oszusta, który zaczyna kłamać, bo uznał, że już można?

Podobnie - "eksperci od śpiewu", którzy na YT mają filmy, na których pokazują, że jakoby po raz pierwszy w życiu słuchają jakiegoś klasycznego rockowego utworu np. Child in Time i udają swoje emocje odnośnie śpiewu, komentują technikę itd.

To są celowe działania, których skutki zobaczymy dopiero za kilkadziesiąt lat - gdy będzie wtedy trudno to naprawić.



Część druga - Phersu z Ferrary

Część trzecia - OZYRYS - ⲟⲩⲥⲓⲣⲉ - OJCIEC ?







http://www.canino.info/inserti/monografie/etruschi/etruschi_toscana/chiusi/index.htm

https://www.persee.fr/docAsPDF/efr_0000-0000_1993_act_172_1_3060.pdf



https://en.wikipedia.org/wiki/Tomb_of_the_Augurs

https://it.wikipedia.org/wiki/Phersu

https://it.wikipedia.org/wiki/Pulcinella

https://coniecoosztuce.wordpress.com/2019/04/14/tajemnica-poliszynela/


J. Malczewski - "Błędne koło"





niedziela, 17 stycznia 2021

Starożytny kult braci Arvali

przedruk - tłumaczenie przeglądarki


L'antico culto dei fratelli Arvali


8 PAŹDZIERNIKA 2020 R~ FEOR




Historia, o której dziś mówimy, zaczyna się prawie trzy tysiące lat temu, nad brzegiem rzeki ...

Arvalis było starożytnym rzymskim kolegium kapłańskim, składającym się z 12 członków zwanych „fratres arvales” (bracia Arvali / „bracia pola”). Czcili boginię matkę (Dia-Cerere), Marmar (Marsa), a ich podstawowym zadaniem było przebłaganie żyzności ziemi, sama nazwa „Arva” oznacza „pola uprawne”. Zgodnie z tradycją, początki kultu Arval sięgają narodzin Rzymu.

Zgodnie z mitem dwunastu fratres arvales to synowie Acca Larenzia i etruskiego pasterza Faustola, a więc bracia Romulusa (założyciela Rzymu). 


Do kolegium mogli wstąpić tylko wybrani członkowie najstarszych rodów arystokracji, a po księstwie wybrani przez cesarza. Każdego roku, w drugiej połowie maja, kapłani Arvala obchodzili Ambarvalia (dosłownie „dookoła pól”), idąc w procesji po uprawianych ziemiach i śpiewając carmen Arvale, kompozycję po archaicznej łacinie, która prawie przypomina magiczną formułę. Oto fragment, który do nas dotarł:

(TAM)

«Enos Lases iuvate

enos Lases iuvate

enos Lases iuvate

snow lue rue Marmar, sins incurrere in pleoris

snow lue rue Marmar, sins incurrere in pleoris

snow lue rue Marmar, sins incurrere in pleoris

sat fu, fere Mars, limen sali, sta berber

sat fu, fere Mars, limen sali, sta berber

sat fu, fere Mars, limen sali, sta berber

semunis alternni advocapit conctos

semunis alternni advocapit conctos

semunis alternni advocapit conctos

enos Marmor iuvato

enos Marmor iuvato

enos Marmor iuvato

triumpe triumpe triumpe triumpe triumpe. "

(TO)

„Lari pomóż nam,

Lari pomóż nam,

Lari pomóż nam,

nie pozwól, Marsie, na wielu upadek ruiny.

nie pozwól, Marsie, na wielu upadek ruiny.

nie pozwól, Marsie, na wielu upadek ruiny.

Bądź nasycony, okrutny Marsie. Przeskocz przez próg. Zostań tam.

Bądź nasycony, okrutny Marsie. Przeskocz przez próg. Zostań tam.

Bądź nasycony, okrutny Marsie. Przeskocz przez próg. Zostań tam.

Wzywaj po kolei wszystkich bogów nasion.

Wzywaj po kolei wszystkich bogów nasion.

Wzywaj po kolei wszystkich bogów nasion.

Pomóż nam, Marsie.

Pomóż nam, Marsie.

Pomóż nam, Marsie.

Triumf, triumf, triumf, triumf, triumf. "

To fragment Acta, „protokołów” wyrytych na marmurowych płytach z okazji obchodów.

Intonując te pieśni i składając ofiary bogom, Arvalis mieli dwojaki cel: bronić uprawianych ziem zarówno przed zewnętrznymi wrogami, jak i przed niebezpieczeństwami, które mogły nadejść „z wewnątrz” (głód, zarazy itp.). Kapłanów podczas procesji można było rozpoznać po koronie uszu i bandażach z białej wełny. Poprowadzili także świnię, barana i byka, aby następnie złożyć je w ofierze i „oczyścić” plony.



Cyfrowa rekonstrukcja świątyni bogini Dia

Według niektórych źródeł uczelnia początkowo spotkała się na Palatynie, a następnie została przeniesiona nad brzeg Tybru, odpowiadający dzisiejszemu obszarowi Magliana, w południowo-zachodniej części nowoczesnego miasta. Na tym terenie znaleziono liczne ślady obecności Arvalis: na przykład pozostałości okrągłej podstawy świątyni bogini Dia z I wieku naszej ery, opuszczonej w III wieku. Święte drewno („miejsce”) Fratres Arvales musiało być wokół niego.

Wspaniałym śladem po sanktuarium Dia jest znaleziony na miejscu marmurowy antefiks arval. W 1996 r. Ratusz XV (obecnie XI), nalegający na to samo terytorium, przyjął nazwę „Arvalia” i symbol starożytnego antefixu świątyni.




- Feor 

Źródła:

- MG CIMINO, Frates Arvales. Rzymskie kolegium kapłańskie na wybrzeżu Portuense, w M. Martini (a

pod redakcją), Mirabili presenze. Historie i miejsca w XI gminie Rzymu Stolica „Arvalia-Portuense”, Rzym

2016, ss. 11-16



https://fuocodelviandante.code.blog/2020/10/08/lantico-culto-dei-fratelli-arvali/?fbclid=IwAR1aR4JCRDB2_m9iis0wbIGn5FZ5VD1hOmGmMfvz2wJ_3Wf64Lt7KunfAGM




Janus - styczniowy bóg

tłumaczenie przeglądarki


Kim był Janus, rzymski bóg początków i zakończeń?


1 stycznia może być dniem żalu i refleksji - czy naprawdę potrzebowałem piątego kieliszka szampana zeszłej nocy? - zmieszane z nadzieją i optymizmem na przyszłość, gdy planujemy odnowienie członkostwa na siłowni lub wreszcie uporządkowanie naszych akt podatkowych. Ten styczniowy rytuał patrzenia w przód i w tył pasuje na pierwszy dzień miesiąca, nazwanego imieniem Janusa, rzymskiego boga początków i zakończeń.

Odźwierny niebios

W mitologii rzymskiej Janus był królem Lacjum (region środkowych Włoch), który miał swój pałac na wzgórzu Janiculum, na zachodnim brzegu Tybru. Według rzymskiego intelektualisty Makrobiusa , Janus otrzymał boskie zaszczyty ze względu na własną pobożność religijną, dając pobożny przykład całemu swojemu ludowi.




Rzymska moneta przedstawiająca dwugłowego Janusa. 

Janus był dumnie czczony jako wyjątkowy rzymski bóg, a nie adoptowany z greckiego panteonu. Do jego kompetencji należały wszystkie formy przejścia - początki i zakończenia, wejścia, wyjścia i przejścia. Imię Janus ( łacińskie Ianus , ponieważ alfabet nie miał j) jest etymologicznie spokrewnione z ianua , łacińskim słowem oznaczającym drzwi. Sam Janus był ianitor , czyli odźwiernym niebios.

Kultowy posąg Janusa przedstawiał brodatego boga z dwiema głowami. Oznaczało to, że mógł widzieć do przodu i do tyłu oraz do wewnątrz i na zewnątrz jednocześnie, bez obracania się. Janus trzymał w prawej ręce laskę, aby poprowadzić podróżnych właściwą trasą, aw lewej klucz do otwierania bram.

Janus jest znany z przejścia między pokojem a wojną. Numa , legendarny drugi król Rzymu, który słynął z pobożności religijnej, podobno założył sanktuarium Janusa Geminusa („dwojakie”) na Forum Romanum , w pobliżu siedziby Senatu. Znajdował się w miejscu, w którym Janus bąbelkował źródło gorącej wrzącej wody, aby udaremnić atak Sabinów na Rzym.

Kapliczka była ogrodzeniem utworzonym z dwóch łukowych bram na każdym końcu, połączonych ze sobą ścianami w celu utworzenia przejścia. Pośrodku stał posąg Janusa z brązu, z jedną głową zwróconą w stronę każdej bramy. Według historyka Liwiusza Numa przeznaczył świątynię:

jako wskaźnik pokoju i wojny, aby gdy był otwarty, mógł oznaczać, że naród był w broni, a gdy był zamknięty, wszystkie ludy wokół zostały spacyfikowane.

Mówi się, że bramy Janusa pozostawały zamknięte przez 43 lata pod rządami Numy, ale od tego czasu rzadko tak pozostawały, chociaż pierwszy cesarz August chwalił się, że trzykrotnie zamykał świątynię. Nero później świętował zawarcie pokoju z Partią, wybijając monety przedstawiające mocno zamknięte bramy Janusa.

Szczęśliwego Nowego Roku

Rzymianie uważali, że do kalendarza Numa dodał miesiąc styczeń. Związek Janusa z kalendarzem ugruntował budowa 12 ołtarzy, po jednym na każdy miesiąc w roku, w świątyni Janusa w Forum Holitorium (targ warzywny). W ten sposób poeta Martial nazwał Janusa „protoplastą i ojcem lat”.

Od 153 rpne konsulowie (główni urzędnicy republiki) objęli urząd pierwszego stycznia (który Rzymianie nazywali Kalendami). Nowi konsulowie ofiarowali modlitwy Janusowi, a księża oddali bogu orkisz zmieszany z solą i tradycyjne ciasto jęczmienne, zwane ianual . Rzymianie rozdawali przyjaciołom prezenty noworoczne w postaci daktyli, fig i miodu w nadziei, że nadchodzący rok okaże się słodki, a także monety - znak oczekiwanego dobrobytu.

Janus odgrywał kluczową rolę we wszystkich rzymskich publicznych ofiarach, otrzymując najpierw kadzidło i wino przed innymi bóstwami. Stało się tak, ponieważ Janus, jako odźwierny niebios, był drogą, którą można było dotrzeć do innych bogów, nawet samego Jowisza. Tekst O rolnictwie , napisany przez Catona Starszego , opisuje, w jaki sposób składano ofiary Janusowi, Jowiszowi i Junonie jako część ofiary przed zbiorami, aby zapewnić dobre plony.





https://theconversation.com/who-was-janus-the-roman-god-of-beginnings-and-endings-86853?fbclid=IwAR0TO3sqAEI19wJJF7BKFKSdDdhGComfFySs5xvaFPC7ETmrx8HIVjtJHV8




czwartek, 29 października 2020

Puchar Likurga

 






Cenny rzymski szklany kubek, wykonany około 1.600 lat temu przez nieznanego artystę, ujawnia niesamowitą rzeczywistość: Rzymscy rzemieślnicy byli pionierami tego, co teraz nazywamy nanotechnologią.
Starożytny kielich, nazywany #Lycurge Cup, został nabyty przez Muzeum Brytyjskie w latach 50. Naukowcy zajęli około 40 lat, aby rozwiązać ukrytą tajemnicę w szkle artefaktu, który wydaje się zielony, gdy świeci się przodem, a czerwony w kolorze, jeśli się cofnie.
To charakterystyczna cecha szkła dikroicznego, którego wynalazek często przypisuje się NASA, ale która była używana wiele wieków wcześniej przez rzemiejskich rzemieślców
Aby uzyskać efekt, należy skazić szkło złotym lub srebrnym nanocząsteczkiem, rozproszone w szklanej objętości. Nie wiadomo, jak starożytni Rzymianie uzyskiwali szkło dikroiczne, nawet jeśli jest prawdopodobne, że efekt został losowo uzyskany, nie chciał, ale uzyskano przypadkowo.
Tego typu szklanka, zwana kubkiem diatreta, posiada gładką wewnętrzną kubek oraz ozdobną klatkę na zewnątrz, ozdobną, wykonane przez rzeźbienie szyb. Wciąż nie wiadomo, czy to były dwa różne garnki, które połączyły się w upalną pogodę, czy też tego typu puchar był efektem ciężkiej pracy.
Dekoracja Pucharu Lycurge reprezentuje legendarnego Króla Lycurga, winnego śmierci Ambrozji, nimfy, która wzbudziła boga Dionizusa. Zamienił się w winnicę, Ambrozja kopertuje króla swoimi winoroślami, aż go zabije, podczas gdy Dionizus i dwóch jego zwolenników pomagają w miejscu zdarzenia.





 

Dziś przybyło około pięćdziesiąt kubków diatreta, ale tylko kilka pozostaje nietkniętych. Puchar Likurgii to jedyny rzymski artefakt w całkowicie nienaruszonym szkle dikroicznym, '' najbardziej spektakularny puchar tego okresu, odpowiednio zdobiony, jaki kiedykolwiek mieliśmy ". (D.B. Harden)
Jak już wcześniej stwierdzono, kubki diatre były wyraźnie bardzo trudne do zrobienia, a niewątpliwie niezwykle drogie, ale Puchar Licurgo wyróżnia się zjawiskiem optycznym, które narażało ekspertów, którzy przez wiele lat badali go w tarapatach. W końcu wyjaśnienie było zaskakujące: szkło zawiera ślady cząsteczek złota i srebra, o nieskończonym wymiarze 50 nanometrów, mniej niż tysiąc ziarna soli. Ilość metalu znalezionego w szkle jest tak mała, że badacze odgadli przypadkowe zanieczyszczenie szkła złotym i srebrnym proszkiem, prawdopodobnie niewiadomo jak szkło.
Jednak odkrycie innych tego rodzaju artefaktów, nawet gdyby tylko we fragmentach, pokazuje, że rzemieślnicy rozumieli mechanizm rozróżniający szkło dichroiczne: światło przechodzące przez szybę, w której cząsteczki złota i srebra zmieniają kolor samego szkła. Jednak dodatek tych metali nie wystarczy, aby wywołać ten szczególny efekt optyczny, jeśli nie tworzyły pod mikroskopowych kryształków, zwanych koloidami, odpowiedzialnych za zjawisko rozprzestrzeniania światła.
Dodanie metalu, czy tlenku metalu, nie było praktyką nieznaną szkła rzymskiemu, który przy użyciu miedzi wykonał szkło czerwone i brązowe. Koloryzacja szkła ze złotem i srebrem nie miała być zwyczaj, a może magia koloru Pucharu Likurgii wynika z fuksa. Aby celowo osiągnąć ten rezultat, trzeba było kontrolować dużą liczbę czynników, takich jak stężenie metalu i wielkość cząsteczek, status utleniania niektórych elementów, czas i temperatura grzewcza.
Rzymscy rzemieślnicy raczej nie będą w stanie kontrolować cały ten szereg prób ponad 1.600 lat temu, a w rzeczywistości Puchar Lycurgonu jest wybitnym przykładem, jednym z najbardziej wyszukanych technicznie obiektów szklanych produkowanych przed czasów współczesnych. Ian Freestone, jeden z ekspertów, którzy studiowali puchar, uważa, że rzymscy rzemieślnicy '' byli wysoko wykwalifikowani, ale nie w nanotechnologii. Nie wiedzieli, że działają na skalę nanometryczną ".



tekst oryginalny:


Una preziosa coppa romana in vetro colorato, realizzata all’incirca 1.600 anni fa da un artista sconosciuto, rivela una realtà sorprendente: gli artigiani romani furono i pionieri di quella che oggi chiamiamo nanotecnologia.

L’antico calice, chiamato #Coppa di #Licurgo, fu acquisito dal British Museum negli anni ’50. Gli scienziati hanno impiegato circa 40 anni per risolvere il mistero nascosto nel vetro del manufatto, che appare di colore verde se illuminato frontalmente, e di colore rosso se illuminato posteriormente.

Questa è la caratteristica del vetro dicroico, la cui invenzione è spesso attribuita alla NASA, ma che in realtà era usato molti secoli prima dagli artigiani romani

Per ottenere l’effetto è necessario contaminare il vetro con nanoparticelle di oro o argento, disperse nel volume vetroso. Non è chiaro come gli antichi Romani ottenessero il vetro dicroico, anche se è verosimile che l’effetto fosse ottenuto casualmente, non ricercato ma ottenuto per pure caso.

Questo tipo di calice, chiamato coppa diatreta, presenta una coppa interna liscia e una gabbia esterna decorativa, realizzata intagliando il vetro. Ancora non è chiaro se si trattasse di due distinti vasi poi uniti insieme a caldo, o se questo tipo di coppa fosse il frutto di un laborioso lavoro di incisione.

La decorazione della Coppa di Licurgo rappresenta il mitico Re Licurgo, colpevole della morte di Ambrosia, la ninfa che aveva allevato il dio Dioniso. Trasformata in un vitigno, Ambrosia avviluppa il re con i suoi viticci, fino ad ucciderlo, mentre Dioniso e due suoi seguaci assistono divertiti alla scena.

Sono circa cinquanta le coppe diatreta arrivate ai giorni nostri, ma solo pochissime ancora intatte. La Coppa di Licurgo è l’unico manufatto romano in vetro dicroico completamente integro, “la coppa più spettacolare di quel periodo, opportunamente decorata, che sappiamo essere mai esistita”. (D.B. Harden)

Come prima specificato, le coppe diatreta erano oggetti chiaramente molto difficili da realizzare, e indubbiamente estremamente costosi, ma la Coppa di Licurgo si distingue per il fenomeno ottico che ha messo in difficoltà per molti anni gli esperti che l’hanno studiata. Alla fine la spiegazione è risultata sorprendente: il vetro contiene tracce di particelle di oro e d’argento, dalla infinitesimale dimensione di 50 nanometri, meno di un millesimo di un granello di sale. La quantità di metallo presente nel vetro è talmente piccola che i ricercatori hanno ipotizzato una contaminazione accidentale del vetro con polvere d’oro e d’argento, avvenuta probabilmente all’insaputa dei vetrai.

Tuttavia, la scoperta di altri manufatti di questo tipo, anche se ritrovati solo in frammenti, dimostrano che gli artigiani romani avevano compreso il meccanismo che contraddistingue il vetro dicroico: la luce che passa attraverso un vetro dove sono presenti particelle di oro e argento altera il colore del vetro stesso. Non è però sufficiente l’aggiunta di questi metalli per produrre quel particolare effetto ottico, se essi non formassero dei sub-microscopici cristalli, chiamati colloidi, responsabili del fenomeno di dispersione della luce.

L’aggiunta di metalli, o ossidi di metallo, non era una pratica sconosciuta ai vetrai romani, che realizzavano vetri rossi e marroni utilizzando il rame. Tuttavia, colorare il vetro con oro e argento non doveva essere una consuetudine, e forse la magia del colore della Coppa di Licurgo si deve a un colpo di fortuna. Per ottenere volutamente quel risultato occorreva controllare un gran numero di fattori, come la concentrazione dei metalli e la dimensione delle particelle, lo stato di ossidazione di alcuni elementi, il tempo e la temperatura di riscaldamento.

E’ improbabile che gli artigiani romani fossero in grado di controllare tutta questa serie di processi oltre 1.600 anni fa, e difatti la Coppa di Licurgo è un esempio eccezionale, uno degli oggetti in vetro tecnicamente più sofisticati prodotti prima dell’era moderna. Ian Freestone, uno degli esperti che ha studiato la coppa, pensa che gli artigiani romani “erano altamente qualificati, ma non in nanotecnologie. Loro non sapevano che stavano lavorando su scala nanometrica”.




facebook

https://www.vanillamagazine.it/la-coppa-di-licurgo-la-straordinaria-testimonianza-della-nanotecnologia-di-epoca-romana/?fbclid=IwAR1VrV9-dE8ECRsIqKClhFUXRxwuSXUDyJ-LtZ9Qq38tzkM4OnsHwN-buJY