Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prl. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 stycznia 2025

„Co na to państwo polskie?”




Termin "wspólna świadomość narodowa" związany jest z techniką łączenia podbijanej społeczności z własną społecznością.

Ten termin dotyczy więc co najmniej dwóch różnych "świadomości narodowych" - własnej i obcej.

W Polsce stosuje się to poprzez uporczywe powtarzanie w przestrzeni medialnej, głównie w internecie (przede wszystkim fora) pozytywów o niemcach lub Niemczech.

I to najczęściej w sposób zawoalowany z całkowitym pominięciem negatywów i kontekstu historycznego - kulturowego, społecznego i politycznego.

Na przykład prezentuje się różne widokówki z okresu zaborów i cmoka w zachwycie nad tym, jak wtedy było ładnie, jak porządnie, elegancko i w ogóle komu to przeszkadzało, ach, żeby znowu tak było...



całość (nieskończony tekst!) w tekście "Bachus" - kwiecień 2021 r.






przedruk





U źródeł szczecinerstwa


Autor Wojciech Lizak

28 września 2020


Polska myśl zachodnia narodziła się w ostatnim ćwierćwieczu XIX wieku. Była ona wyrazem zaniepokojenia części opinii publicznej groźbą ostatecznej germanizacji zaboru pruskiego – przede wszystkim Wielkopolski. Jej prekursorem był myśliciel, publicysta i polityk Jan Ludwik Popławski. Sformułował on takie oto zadanie dla Polaków: nie mogą stać twarzą skierowaną wyłącznie na wschód, a plecami odwróconymi do traconych bądź już utraconych Ziem Zachodnich. Zachodzą bowiem na nich trudno odwracalne procesy polegające na kurczeniu się polskiego etnosu.

Polska myśl zachodnia przechodziła przez rozmaite fazy rozwoju. Nie czas i miejsce aby opisywać jej historię. Ale powinno się przypomnieć jej podstawowe założenia: przeciwstawienie się procesom germanizacji na polskich kresach zachodnich, zdefiniowanie ziem utraconych, tzw. ziem macierzystych, z których wyparto żywioł słowiańsko-polski, określenie zasięgu polskiego etnosu na „ziemiach macierzystych”, analiza możliwości powrotu Polski na „ziemie macierzyste”, zwane też „ziemiami postulowanymi”, a w tym: wykreślenie optymalnego przebiegu granicy zachodniej, analiza możliwości demograficznych i innych środków potrzebnych do repolonizacji tych ziem.

„Repolonizacja” i „Ziemie Odzyskane”

Wraz z pojawieniem się kategorii „ziemie macierzyste” pojawiła się idea powrotu na nie Polaków. Stąd „Ziemie Odzyskane”. Pierwszy raz termin ten padł w 1938 r. przy okazji „odzyskiwania” Śląska Cieszyńskiego. Stąd podstawowe hasło repolonizacji „my tu wracamy”. Wracamy po to, żeby tym ziemiom przywrócić pierwotną formę i treść ścierając obcy germański nalot.

Podczas okupacji nastąpiła eksplozja „polskiej myśli zachodniej”. Spodziewano się, że celem aliantów będzie takie osłabienie Niemiec, aby już nigdy nie były w stanie wywołać wojny. Zakładano więc przychylność mocarstw sprzymierzonych dla polskich dążeń rewindykacji „ziem macierzystych”. Stąd olbrzymie tempo prac. Po wojnie kierunek ten kontynuował Instytut Zachodni w Poznaniu.

Powstał wtedy bardzo dobrze przygotowany program „repolonizacji przestrzeni” i „repolonizacji ludzi”. Zacznijmy od tego drugiego. Założono, że na „Ziemiach Odzyskanych” ostoją procesu będzie 1,5 mln Polaków, którzy byli Reichsdeutschami, czyli obywatelami Niemiec. Te szacunki były bardzo wiarygodne, wyliczone w oparciu o cały szereg przesłanek. Drugi pomysł – nieco fantazyjny – zakładał, że uda się odzyskać „skradzione dusze”. Tak określano tych mieszkańców „ziem macierzystych”, którzy z pochodzenia byli Słowianami-Polakami, w znacznej mierze czuli się już Niemcami, ale na których „duszach germańskich nalot” był jeszcze do unicestwienia.

Z tego programu wyszło niewiele. Autochtoni po gwałtach Armii Czerwonej i dzikim szale niszczenia mieli wszystkiego dosyć. „Ukradzione dusze” tym bardziej. Po prostu wyjechali. Swoje też zrobiła kompletnie nieprzygotowana polska administracja. Wydawało się, że „repolonizacja” przestrzeni stała się faktem, że z tej strony nie grozi żadne niebezpieczeństwo, bo przecież „kamienie milczą” i nie mówią po niemiecku. Wszystko stało się „piastowskie”. Niemieckie pomniki legły w gruzach, a miasta i ulice „odzyskały” polskie nazwy.

Stalin zrealizował program polskiej myśli zachodniej, czyli granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. „Repolonizować” przyszło komunistom – kompletnie do tego nieprzygotowanym, ani intelektualnie, ani organizacyjnie. Od totalnej klęski uratowali ich ludzie, którzy tworzyli założenia i rozwiązania praktyczne „repolonizacji”, czyli narodowcy pozostający w mniej lub bardziej formalnych związkach z endecją. Na dodatek będący często zwalczanymi przez komunistów „wrogami klasowymi”.

Koniec myśli zachodniej

Po przełomie ustrojowym 1989 r. wydawało się, że polską myśl zachodnią można odesłać do lamusa. Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej jest niezagrożona, bo Niemcy są naszymi sojusznikami. Ziemie zachodnie zaludnił polski żywioł, zatem cele polskiej myśli zachodniej zostały zrealizowane. Po co analizować wydarzenia w Niemczech pod kątem relacji polsko-niemieckich? Nie ma potrzeby śledzenia tego, co się dzieje na pograniczu polsko-niemieckim. Sprawy zesłane do podręczników historii. Nic bardziej błędnego. Po II Wojnie Światowej, po bezprzykładnych niemieckich zbrodniach ustaliła się taka oto relacja: nazizm zrodził się z niemieckiej historii, kultury i cywilizacji, samo pojęcie „niemieckość” stało się złe, aksjologicznie nie do porównania z „polskością”.

Ale Niemcy bardzo świadomymi środkami rodem z polityki historycznej przepracowali ten obraz. Również u Polaków, o czym poniżej. Z niemieckości wydestylowali nazizm. Zbrodniarzami byli wyłącznie naziści. Przecież tylko niektórzy Niemcy byli nazistami. Podobnie jak byli włoscy, chorwaccy, węgierscy czy – o zgrozo – polscy naziści. Z obrazu Niemcy versus naziści wyłoniły się niemieckie ofiary II wojny światowej. Liczone w milionowej skali. Wypędzeni przez m.in. Polaków. Nowych ciemiężców. Z powodzeniem zastępujących tych starych, czyli nazistów. I tak zaczęła się sypać aksjologiczna wyższość „polskości”.


„Repolonizację” obdarzono znakiem ujemnym. Obciążono ją odpowiedzialnością za krzywdę niemieckich przesiedleńców. Nie dość, że Niemcy wcześniej zaznali wielkiej niedoli od Hitlera, to w 1945 r. zaczęli gnębić ich Polacy. Czasami robili to też, np. alianci bombardujący Stettin. Ale to też sprowokowali naziści. W sumie ileż ci Niemcy wycierpieli podczas wojny!

„Repolonizacja” nabrała w ciągu prawie czterdziestu lat cech archetypu. Miała ukształtować po 1945 r. tożsamość mieszkających na „Ziemiach Odzyskanych”. Nie ukształtowała. Posypała się totalnie. Również po wpływem niemieckiej polityki historycznej. Okazało się też, bo nie mogło być inaczej, że „droga do Europy” prowadzi przez Niemcy. „Polskość” stała w przedsionku Europy. „Niemieckość” była jej jądrem. Wróciła nierównowaga i podział na „gorszą” i „lepszą” Europę.

Polonizacja

Pojawiła się pustka. Nic nie wypełniło dziury po „repolonizacji”. Zaczęto mówić o „polonizacji” ale nie „Ziem Odzyskanych” tylko ziem „Zachodniej i Północnej Polski”. Piszący te słowa zaproponował kiedyś, aby tę „polonizację” dookreślić przymiotnikiem „rekompensacyjna”, czyli taka, która wynagrodziła Polakom utratę kresów wschodnich, że z tego tytułu brało się nasze prawo do tych ziem, że Niemcy powszechnie głosując w 1933 r. na Hitlera sami je sobie odebrali, że polscy obywatele byli ich pierwszą i nieprawdopodobnie pokrzywdzoną ofiarą.

Jest to bardzo ważne. Rok 2015. Posiedzenie komisji kultury poświęcone obchodom 70-lecia Szczecina. Zabrał głos radny B. B. (inicjały oryginalne). Zaprotestował przeciwko nadawaniu im większej rangi bowiem nie wiadomo „dlaczego tu się Polacy znaleźli?”, że było to jakieś bezprawne i „lepiej będzie jak będziemy cicho”, bo Niemcy byli ofiarami zostając przecież wypędzonymi. W domyśle – ich katami byli Polacy. Takie są efekty przyjęcia bezprzymiotnikowej „polonizacji”.

Tego obawiali się klasycy myśli zachodniej – rosnącej atrakcyjności kultury niemieckiej dla Polaków. Jej urokowi ulegają również ludzie, którzy dzięki wyższemu wykształceniu, tak jak przed wojną zostali zaliczeni do polskiej elity. Od pierwowzoru różni ich to, że zazwyczaj są pierwszymi, którzy w ciągu iluś tam pokoleń sięgnęli po wykształcenie. Z braku rodzinnej tradycji i braku w niej kapitału edukacyjnego, słabo są osadzeni w polskich toposach, archetypach i wartościach wywiedzionych z polskiej kultury i historii. Są raczej kiepską imitacją aniżeli kontynuacją inteligencji II RP. Autorowi tych słów najlepiej jest znana rzeczywistość szczecińska, chociaż poczynił wiele obserwacji w innych miejscowościach „Ziem Odzyskanych”.

Pomnik ikony romantyzmu Kornela Ujejskiego jest świetnym przykładem na słabą obecność w szczecińskiej przestrzeni publicznej polskich toposów. Stoi kompletnie zapomniany. Przed pomnikiem Mickiewicza też nic się nie dzieje. Znane są perturbacje z pomnikiem poległych w 1970 r. Stanął on dopiero 25 lat po Grudniu 1970 r. Symboliczne odcięcie się Szczecina od własnej historii, która stawiała go wysoko w tzw. „wolnościowej narracji” w Europie Wschodniej. Okazało się, że jego miejsce zajął Lipsk z wydarzeniami z końca NRD.

Synteza i „syntezatorzy”


Od końca XX w. w Szczecinie lansowany jest pogląd, że lokalnej tożsamości nie da się zbudować wyłącznie na polskiej kulturze i historii, na ich toposach i archetypach.

Należy ją uzupełnić o toposy i archetypy niemieckie. O niemiecką kulturę i historię. Jest to nieuchronne. To nakazuje historia miasta. Polacy są w nim bardzo krótko. I tak na upartego nic w nim nie zrobili pozytywnego. Przyjęto też za pewnik, że „polskość” jest mocno nieeuropejska, wręcz obciachowa, a „niemieckość” wręcz odwrotnie, wyłącznie europejska. Wniosek – im mniej polskiej tradycji w świadomości Szczecinian, tym bardziej jest ona europejska.

To rozumowanie nakazuje syntezę polskości i niemieckości jako jedynej metody na zbudowanie nowej, europejskiej świadomości i tożsamości Szczecinian. Ojcem chrzestnym „syntezatorów” został Jerzy Sawka. W komentarzu do konkursu na „Szczecinianina stulecia” napisał w 2000 r.: „miasto nie ma polskiej historii, to czuje każdy mieszkaniec spacerując po ulicach. Ma natomiast niemiecką przeszłość, bo niemieckie napisy wychodzą spod starej farby” […] Powojenna historia Szczecina jest bardzo krótka i dlatego jest tak uboga w bohaterów”. Dla jasności dodajmy – polskich bohaterów. A skoro ich nie mamy „więc szukajmy w przeszłości”. Dla jasności dodajmy – niemieckiej przeszłości.

I dalej pisze J. Sawka, że miasto nie ma żadnych znanych, polskich nazwisk. O pierwszym polskim prezydencie, który wygrał konkurs, czyli Piotrze Zarembie, zaledwie jedno zdanie. O kolejnych całe akapity. Drugim „szczecinianinem stulecia” został Hermann Haken, trzecim Friedrich Ackermann. Wyszukani w niemieckiej przeszłości miasta „nowi bohaterowie”. J. Sawka celowo zatytułował swój tekst „W poszukiwaniu nowej tożsamości”. Nie bez satysfakcji napisał, że w roli bohatera nie sprawdził się Edmund Bałuka, strajkowy lider Grudnia 1970, który w ogóle nie znalazł się na liście, ani Marian Jurczyk, który zajął dopiero 15 miejsce, mając 10 razy mniej głosów niż Haken, ani Andrzej Milczanowski, bohater podziemia, bo miał aż 22 razy mniej głosów. Skoro Szczecinianie nie uznali ich za bohaterów, trudno się dziwić, że „pożyczyli” ich sobie od Niemców.

I tak Szczecin został wyabortowany z „wolnościowej narracji europejskiej”. A jak uznać za bohaterów strajkujących robotników ubranych w gumofilce, kufajki i berecik z antenką? Jakoś tak mało europejscy. Co innego Haken z Ackermannem. Pisze Sawka, że jeden i drugi to „Niemcy bezpieczni”, bo byli nadburmistrzami przed dojściem Hitlera do władzy. Tezę o „bezpiecznym” Ackermannie potwierdził Edward Włodarczyk pisząc stosowną laudację.

Otóż obaj panowie głęboko się mylą. Ackermann był protonazistą. W tym sensie, że stawiał jak wielu innych polityków Republiki Weimarskiej cele, które później zrealizował Hitler. Zaciekły przeciwnik Traktatu Wersalskiego, gorący zwolennik przyłączenia do Niemiec utraconego niemieckiego wschodu, czyli ziem byłego zaboru pruskiego. Pisał, że bez przyłączenia do Niemiec Poznania i Tczewa nie ma rozwoju gospodarczego Pomorza. Ostrzegał przed „polskim niebezpieczeństwem” grożącym bez przerwy Szczecinowi. Nawoływał do jego likwidacji. Wiadomo w jaki sposób. W mieście zaprowadził klimat niechęci do Polaków. Szykanował, i to ostro, niewielką polską szkółkę. Ten wielki „Szczecinianin” w 1924 r. nie dopuścił na zimowe leże do Szczecina Polaków pracujących w junkierskich majątkach. Koczowali oni w kopcach, budkach, oborach, stodołach, aby doczekać wiosennych robót w polu.

Ackermann dostał swój plac w Szczecinie. Jak mawiał klasyk trudno o lepszy przykład „murzyńskości”. Na taki aksjologiczny wyłom czekano. Przykre, ale prawdziwe. W reakcji jako pierwsza pojawiła się parareligia sedińska. Poprzedził ją zwiastun „dobrej nadziei”, czyli Colleoni. Ale o tym w kolejnej części.

Fragment książki: „Owoce kakogeniki: Szczecinerzy”





U źródeł szczecinerstwa (cz. II)


17 listopada 2020



Nowy ruch społeczny?

Byli ojcowie założyciele, więc musieli pojawić się ich zwolennicy. Było zapotrzebowanie społeczne. A sądząc po tym, co się wydarzyło w ciągu tych ostatnich piętnastu lat – bardzo duże. Fenomen wart głębszej refleksji. „Synteza” wzięła się z próżni powstałej po odesłaniu do lamusa „repolonizacji Ziem Odzyskanych”. Niewątpliwie była próbą odpowiedzi na pytanie „co dalej”?

Początkowo wyraźną opiekę medialną sprawowała „Gazeta Wyborcza”. 
Dziś po setkach publikacji „papierowych” i „internetowych” jest ona „syntezatorom” mniej potrzebna. Nabrali cech ruchu społecznego z własną ideologią próbującą objaśnić świat, również ten w zasięgu ręki, oraz doktryną formułującą, co należy zrobić, po jakie środki sięgnąć, aby przekształcić w myśl własnych wartości zastaną rzeczywistość.

„Szczeciner. Magazyn Miłośników Historii Szczecina”. Tak brzmi jego pełna nazwa. Czasopismo odciążyło „Gazetę Wyborczą”. W nim opublikowano cały szereg tekstów. Kanoniczny od strony ideologicznej, jak i doktrynalnej jest artykuł Przemysława Jackowskiego „W poszukiwaniu tożsamości”. Jakiej? Na początku rytualne stwierdzenia: zabiegi repolonizacyjne okazały się fiaskiem, w oparciu o „polskość Szczecina” nie udało się zbudować lokalnej tożsamości, zatem kolejne pokolenie odcinając się od poprzedniego musi „na nowo zdefiniować swój związek z miastem”.


„Wymaga to znacznej wrażliwości intelektualnej, która pozwala na połączenie niemieckiej przeszłości z polską współczesnością”, a do tego potrzebna jest „znajomość i akceptacja przeszłości”. Dodajmy, że niemieckiej.

znamy to z tego bloga - MS

Po internecie onegdaj chodziła fraza: „nie każdy szczecinianin może zostać szczecinerem”. Żadnej głębokiej analizy nie potrzeba, aby zauważyć, że w tym stwierdzeniu założono podział szczecinian na dwa sorty: „lepszy” i „gorszy”. Ten „lepszy” rodzi się tak jak pismo „Szczeciner” – co bardzo chwalił P. Jackowski – z połączenia Stettina ze Szczecinem. 

Po wyjaśnieniu kwestii ideowych Jackowski przeszedł do bieżących zadań w walce o „nową tożsamość”. Znalazł pierwszą paskudę. Nazwy toponimiczne w Szczecinie, „bo w zdecydowanej większości nie sprzyjają wspieraniu lokalnego zakorzenienia mieszkańców”. Przykładem „Wały Chrobrego (…) istna manipulacja”.

Sposób zagospodarowania przestrzeni publicznej stawianiem m.in. pomników, nazwami ulic itd. jest z jednej strony zapisem stanu świadomości żyjących w niej ludzi, a jednocześnie instrumentem oddziaływającym na utrwalanie pożądanych postaw lub przekonanie nieprzekonanych.

Odnotujmy, że Jackowski za punkt przełomowy uznaje powrót na cokoły Hakena i Ackermanna. Uważa, że już jest lepiej, ale to nie znaczy że jest bardzo dobrze. Powinno się pójść dalej. Ma swoją listę. Obok wielkich niemieckiej kultury, jak Carl Loewe, godny uczczenia chociażby za to, że dał dowód na jedność kultury europejskiej, ilustrując muzycznie poezję Adama Mickiewicza, są na liście osoby, które nic nie znaczą. Mają za to jeden walor: były urodzone w Stettinie. Między innymi podrzędna, zapomniana już w Niemczech pisarka Carli von Sydow czy Ditty Parlo, ponoć gwiazda niemieckiego kina niemego. A czemu nie Pola Negri? – zapyta szczecinianin szczecinera. Absolutnie – nie! Bo nie urodziła się w Stettinie.

Zabiegi prawie quasi-eugeniczne. Dobry tylko ten co urodził się w Stettinie. Jako taki obdarzony dobrymi genami. I dlatego wielki. 

Przy tych kryteriach Katarzyna II jest jak najbardziej godną upamiętnienia. Przecież urodzona w Stettinie. Maria Fiodorowna de domo Wirtemberska. Też urodzona w Stettinie. 

Szczecinerzy jeszcze nie wykryli, że była matką dwóch polskich królów i jednego wodza naczelnego polskiego wojska. Łatwiej by im było wynieść ją na sztandary. Projektant Jahrhunderthalle we Wrocławiu Max Berg też na cokoły, bo urodzony w Stettinie. I tak dalej… A co z tymi, którzy nie mieli szczęścia urodzić się z niemieckich rodziców w Stettinie, tylko gdzieś w jakiejś Polsce lub Szczecinie? Posuwając rzecz prawie do złośliwości. To uporczywe szukanie bohaterów w niemieckiej przeszłości miasta jest jak szukanie innych przodków aniżeli biologiczni. Bo mało trendy. Co z tego, że obalili mur berliński, jeżeli nosili kufajkę, gumofilce i berecik z antenką. Ich wygląd – taki obciachowy – unieważnia ich wkład w historię Europy.

Ciągnąc rzecz ad absurdum. Czyżby w Szczecinie urodziła się nowa doktryna przyrodzonych praw jednostki? Skoro można zmienić płeć na lepszą, to dlaczego nie można zmienić przodków biologicznych na kulturowych, bardziej europejskich?

Wracając do Jackowskiego. Mówi o Bonhöfferze. Ale to jest jakby zasłona dymna, listek figowy. Jest o nim akapit. Dobry i on. Niechętnie się pisze w ruchu szczecinerskim o zbrodniach i zbrodniarzach funkcjonujących przecież w realnym, a nie wyimaginowanym Stettinie.

Quistorp. Kolejny święty. Toposowa postać. Archetyp dobroczyńcy. Żadne miasto nigdy i nigdzie nie uzyskało od jednego człowieka tyle co Stettin. I kogoś tak wielkiego wykluczył Jan Kasprowicz. Zabrał mu park. Przybłęda, „którego związek ze Szczecinem jest żaden” – jak pisze Jackowski.


Brał się za bary z polską kulturą Witkacy. Szydził z „czystej formy” Gombrowicz, przydając jej rozmaite „gęby”. Wziął na warsztat „polskość” Mrożek, dziwiąc się, że jest aż tak prostacka. Ale oni robili to, znając jej trzewia, prowadzili z nią dialog, postponowali jej toposy i archetypy, będąc znakomicie z nimi obeznani. Jackowski odcina i wyrzuca Kasprowicza bez zastanowienia się nad tym, co znaczył dla polskiej kultury. Robi to z zewnątrz – Inaczej niż wyżej wymienieni pisarze. Smutny zabieg. Bo to wygląda tak, jakby mieszkaniec Rostocku domagał się zabrania ulicy J. Goethemu. Też przecież nie z tego miasta.

Stała cecha szczecinerskich publicystów. Zmian w tożsamości nie da się przeprowadzić bez wyparcia polskich archetypów i toposów. Wszystkich naraz nie, bo to nawet w ciągu życia jednego pokolenia jest niewykonalne. Niewiele wiedzą o polskiej kulturze. Są poza nią. A tej niemieckiej, o której tyle mówią i piszą, też nie znają. Nawet na poziomie elementarnym. Banał popędza banał, z od czasu do czasu wybuchającymi histeriami. Patrz Colleoni i Sedina. O czym w kolejnym odcinku.

Ideologia „urodzonych w Stettinie” jest groźna i idzie naprawdę daleko. Kolejny jej bohater – Heinrich George. Też urodzony w Szczecinie. Wybitny aktor. Po wyjeździe ze Szczecina związany z lewicującym środowiskiem berlińskich artystów. Za sprawą Goebbelsa został dyrektorem teatru im. F. Schillera w Berlinie. Była to nagroda za zmianę frontu po dojściu Hitlera do władzy. Był jednym z pięciu aktorów odgrywających najważniejsze role w „Żydzie Süssie”.

Wcielił się w rolę ks. Wirtemberskiego oszukiwanego, wykorzystywanego, upokorzonego i maltretowanego przez krwiopijcę Josefa Süssa Oppenheimera, tytułowego Żyda i gwałciciela niewinnych germańskich dziewic. W ramach programu „Szczecińskie kamienice” na fasadzie kamienicy, w której się urodził, dostał swoją George tablicę. Zamieszczono na niej jego życiorys. A tam wyparowały lata 1933-1945, kiedy pełnił rolę mordercy z ekranu i natchnienia esesmanów z niemieckich i austriackich obozów śmierci. O jego wcześniejszym życiu napisano dużo. A było się czym pochwalić, przedstawiając go m.in. jako artystę związanego z lewicowym Bertoldem Brechtem. O ostatnim roku jego życia też wspomniano. George zmarł w 1946 r. w Oranienburgu. Miał raptem 53 lata. Mógł zatem dalej żyć, gdyby nie wykończyli go Sowieci. Na tej tablicy awansował do ofiary stalinowskich represji.

Burza wokół tej tablicy była nieuchronna. Inni bronili, ale w sposób nie do przyjęcia. Mianowicie zaczęto rozmawiać z synem Georgego, aby przyjechał do Szczecina. Wyjaśnił wszem i wobec, że ojciec jednak nie był wielkim faszystą, ani tym bardziej antysemitą. Ot, miał taki wypadek w pracy. Zwłaszcza, że niemiecka telewizja ARD wyemitowała film o Georgem, w którym syn wcielił się w rolę ojca. Producentem filmu jest Nico Hoffman. I z nim prowadzono rozmowy, żeby tu przyjechał i tak jak w filmie bronił swojego bohatera. Przy okazji ucząc szacunku współczesnych mieszkańców miasta dla Stettina i Hitlera.

Gdyby spiskowa teoria dziejów była prawdziwa, to właśnie w tym momencie miałaby swoje potwierdzenie. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że ten sam Nico Hoffman jest producentem głośnego filmu „Nasze matki, nasi ojcowie”? Po nim wszędzie na świecie, gdzie wyświetlano ten film, wiadomym się stało, że Polacy to zoologiczni antysemici, a AK odpowiada za Holocaust.

Może mu właśnie o to chodziło, żeby taka tablica wisiała nadal. Wówczas byłby kolejny dowód. I tryumf. A co, nie pokazałem! Szczycą się patronem duchowym Holocaustu, zatem są winni. Bo gen antysemityzmu siedzi w nich od zawsze. Miejmy nadzieję, że pozostanie to wyłącznie w sferze imaginacji. Ale wyobraźnia nadal podpowiada. Może kolejnym krokiem miał być najazd dziennikarzy z Ameryki.

Dachau. Dzień po projekcji „Żyda Süssa”. Już nocą zaczęli polowanie. Rankiem otworzył się ostatni krąg piekła. Tym razem naliczono ponad pięćset ciał żydowskich więźniów. Film pojechał do Gusen i Mauthausen. Tam też był dzień mordu. Na tej drodze do góry strzelano nie tylko do Żydów. Celem byli też Polacy, niemieccy socjaliści, komuniści i homoseksualiści. Ciała ściągano na pobocze, żeby tragarze mogli wynieść kamienie. Tę robotę nadzorowali już kapo. „Jude Süss”, czyli „Żyd Süss”. 

To właśnie po nim zaczynało się obozowe inferno. 

To właśnie on übermenschów przygotował psychicznie, usuwając, o ile je w szczątkowej formie mieli, jakiekolwiek skrupuły. Wyjątkowo sugestywny obraz, zrealizowany z wielką maestrią. Talent oddany w pakt Lucyferowi. Czy tylko w tamtych austriackich obozach wyświetlano ten film? Zatem, ilu więźniów zamordowano ekstra? Setki, tysiące czy dziesięć tysięcy? Tyle zostało w pamięci mojego ojca Kazimierza – więźnia Dachau, Gusen, Mauthausen. Ta zbrodnia też jest opisana w literaturze przedmiotu. Pomyłkę naprawiono, tablicy nie ma. Ale strach, że coś podobnego może się przytrafić – pozostał.

Wystawa w muzeum „Przełomy”. Dwa biogramy. Jeden Iwana Sierowa, drugi Franza Schwede-Coburga. W pierwszym napisane jest „komunistyczny zbrodniarz”, przy drugim nic takiego nie ma. A przecież ma na sumieniu ustawy norymberskie, wybór miejsca do rozstrzeliwań w Piaśnicy, wysłanie szczecińskich Żydów na pewną śmierć. Nie był zbrodniarzem jak Sierow? Wypada pozostać z nadzieją, że nie jest to świadomy szczecinerski zabieg, a jedynie przypadek.


Ruchy podobne do szczecinerskiego pojawiły się w innych miastach tzw. Ziem Odzyskanych. Podsłuchany w pociągu dialog. Mówi młody człowiek do drugiego „nasi to się bronili do samego końca, a wasi to uciekli już 26 IV 1945 r.”. Zaatakowany próbował się jakoś bronić, ale uznał argumenty adwersarza. No tak powiedział: „ci twoi byli dzielniejsi”. Żeby była jasność. Rozmawiał o obronie przed Armią Sowiecką Wrocławia i Szczecina, breslauer i szczeciner.




Są też kolbergerzy. Zawzięcie bronią Fritza Fullriedego. Rozstrzelał własnego generała, przydając mu nieco cywilnych „defetystów”. I zaczął z wyjątkowym fanatyzmem bronić w 1945 r. Kołobrzegu. Udało mu się ewakuować ileś tam tysięcy mieszkańców, w tym dzieci i kobiety. Ocalił je przed murowanym zgwałceniem. Na tym, według kolbergerów, polegało bohaterstwo Fullriedego. Tylko czy obrona „czci niemieckich kobiet” była warta życia ponad tysiąca polskich żołnierzy? Sowieci i tak część tych kobiet dopadli na Bornholmie, bo tam je też ewakuowano. A gdzie w tym bohaterstwie Fullriedego zmieścili się zabici podczas obrony niemieccy cywile?

Podobnie dziwaczne są pomstowania na aliantów, że bombami zniszczyli Stettin. Tam, gdzie lokalnych wodzów nie „wybombardowano” z chęci prowadzenia wojny, tam zamieniano miasta w twierdze i było jeszcze gorzej. Bezbrzeżne ruiny, jak we Wrocławiu i Głogowie.

Schwede-Coburg stracił ducha. Wbrew zapowiedziom nie zamknął się w Stettinie, tylko zwyczajnie zwiał. Chwała za to aliantom. Bo ocalili w ten sposób resztę miejskiej substancji.

Fragment książki: „Owoce kakogeniki: Szczecinerzy”













------------

Wyzwania tożsamościowe Polski zachodniej – recenzja książki Czas chaosu
Autor Bogumił Grott

8 stycznia 2025


Wraz z nową książką dra Andrzeja Krzystyniaka Czas chaosu czytelnik otrzymuje cały szereg ważnych i poruszających refleksji. Autor dał się już wcześniej poznać jako osoba analizująca w swoich publikacjach kondycję dzisiejszej polskości wobec trendów jej przeciwnych, a nawet wrogich. Uwagi autora skupiają się oczywiście na zachodniej ścianie naszego obszaru państwowego i etnicznego, ze szczególnym uwzględnieniem Górnego Śląska, gdzie funkcjonuje tzw. mniejszość niemiecka oraz „autonomiści śląscy”, będący elementem destrukcyjnym w stosunku do naszego państwa i narodu.




Autor śmiało alarmuje o takim stanie rzeczy, starając się go przybliżyć szerszym rzeszom czytelników w całej Polsce i pobudzić ich do odpowiednich przemyśleń, a nawet i działania. Już pierwsze strony publikacji Czas chaosu wskazują na jej dużą wartość. Jest to tekst potrzebny i wart rozpowszechnienia.

Kolejne rozdziały książki opisują panujące nastroje i trendy na płaszczyźnie współczesnych stosunków polsko-niemieckich, czy też raczej relacji pierwiastka niemieckiego i polskiego w szerokim znaczeniu tych słów. Autor ocenia panującą na tym polu sytuację wyraźnie pesymistycznie. Niemniej jednak ton jego wypowiedzi należy potraktować poważnie, zwłaszcza że właściwie brak jest oficjalnych badań naukowych na tym polu. Tymczasem ukazujące się drukiem od czasu do czasu odnośne teksty jakby świadomie unikały wyciągania głębszych wniosków pobudzających do działania.

Autor przestrzega przed procesami, które są szczególnie widoczne na Górnym Śląsku i starają się prowadzić do eliminowania z tego obszaru zarówno pełnoskalowych wpływów centralnych władz państwa, jak i samego ducha polskości. Cały czas podkreśla zagrożenie wynikające z takiej sytuacji, sugerując, iż mamy do czynienia z wielkim chaosem i niedocenianiem wagi wrogich procesów. Jego styl pisania, jak sądzę, ma szanse docierać i poważnie zaniepokoić przynajmniej tych czytelników, którzy czują się emocjonalnie związani z naszym krajem i jego kulturą. Jest to wartościowy kierunek działania, który należy kontynuować i rozszerzać.

W dalszej części swojej książki autor konfrontuje czytelnika z rodzajami antypolskiej propagandy uprawianej przez górnośląskich regionalistów. Demaskuje „teorię” tzw. „tragedii górnośląskiej”, pojęcia, które jest wyrazem ich politycznego zakłamania i narzędziem do pogłębiania międzyregionalnych odniesień, prowadzących do separowania Górnego Śląska od reszty Polski. Dr Krzystyniak wskazuje, na czym polega fałszowanie historii, któremu służą takie slogany stosowane przez regionalistów, jak „polskie obozy koncentracyjne” maskujące prawdziwych sprawców – funkcjonariuszy zwasalizowanego komunistycznego państwa rządzonego z Moskwy, często innej narodowości niż polska. Słusznie podkreśla, że przypominanie tych praktyk stosowanych przez panujący wówczas w Polsce reżim w istocie nie służy pamięci poszkodowanych wówczas obywateli, a raczej współczesnej polityce zorientowanych antypolsko elementów.


Autor jeden z rozdziałów swojej książki kończy bardzo istotnym pytaniem: „co na to państwo polskie?”. I czy nie czuje ono nadchodzącego z tej strony niebezpieczeństwa? Wspomina też o innych tendencjach do „kulturowego odcinania” od reszty kraju pozostałych ziem Polski zachodniej przyłączonych do naszego państwa po drugiej wojnie światowej. O tym zagadnieniu pisał także na portalu „Nowy Ład”, w rozdziale swoich wspomnień zatytułowanym charakterystycznie Szczecinerzy, szczeciński historyk, antykwariusz i pamiętnikarz dr Wojciech Lizak.

Autor tegoż artykułu wraz z wieloma innymi, których nie sposób tu wymienić, potwierdza tendencje piętnowane przez Krzystyniaka objawiające się w nieco innej wersji na Górnym Śląsku. Lizakowi chodzi głównie o zbyt słabą znajomość kanonu polskiej kultury wysokiej przez dużą część osadników napływowych z Polski centralnej czy Kresów Wschodnich. Jak widać mamy tu do czynienia ze skutkami słabości przekazu kulturowego w dół drabiny społecznej w latach komunizmu, co na dzień dzisiejszy przyniosło oczywiste szkody w dziedzinie świadomości.


Świadectwem tego są m.in. także nazwy nadawane placom czy ulicom, jakimi są nazwiska niemieckich prominentów związanych kiedyś z zachodnimi terenami dzisiejszej Polski. Bardzo jaskrawym przykładem tego było odrzucenie propozycji nadania jednemu z nowych rond w Szczecinie imienia Lecha Neymana, który zajmował się planami polonizacji ziem zachodnich po wojnie i usunięciem stamtąd Niemców. Był on autorem takich opracowań, jak Szaniec Bolesławów czy Likwidacja niemczyzny na ziemiach zachodnich. W miejsce nazwiska Neymana użyto innego, a mianowicie pewnej tłumaczki literatury niemieckiej na język polski, która miała przyswajać nam osiągnięcia ich kultury!

Sam Neyman stał się ofiarą powojennego reżimu, zostając skazany na śmierć przez komunistów. Przykład jest przytłaczający i domagałby się odpowiedniej reakcji.

Dr Krzystyniak podejmuje więc ważne problemy, przybliżając je szerszym kręgom Polaków. Widzi on także zagrożenia ze strony Unii Europejskiej w postaci co najmniej finansowej i gospodarczej. Dostrzega negatywną rolę niektórych procesów rozwojowych, jakie zaczęły się realizować po szerokim otwarciu drzwi na wpływy z Zachodu, które na swój sposób przerabiają mentalność społeczną w kierunku postawy obojętności w stosunku do swojego kraju.


W dalszej części swojej książki dr Krzystyniak wskazuje, iż „mimo swej olbrzymiej przewagi nad ruchami proniemieckich separatystów, Polska boi się wykorzystać swą urzędową i instytucjonalną machinę”. Podniesienie takiego problemu jest bardzo ważne. Skojarzenie stanu pokomunistycznej słabej kondycji narodowo-kulturowej z nową falą wpływów z Zachodu niosących ze sobą – poza różnymi pozytywnymi zjawiskami związanymi przede wszystkim z postępem materialnym – także szereg destrukcyjnych inspiracji na płaszczyźnie mentalnej społeczeństwa, jest właściwie oceniane w omawianej tu książce.

Oczywiście poszczególne punkty tego problemu można by tu rozwijać i pogłębiać, ale dla uzyskania obrazu całości zagadnienia, które przedstawia dr Krzystyniak dla szerszego odbiorcy, wydaje się wystarczające. Jego przekaz jest wyraźny i wynikające z niego sugestie nie dadzą się zakwestionować.

Autor Czasu chaosu krytykuje też mocno tendencje regionalistyczne, jakie widzimy w Unii Europejskiej. Mają one pogłębiać decentralizację państw i powodować dekompozycję kultur narodowych. Podnoszenie tego problemu i patrzenie na ręce czynnikom, które starają się go realizować, na pewno może przyczynić się do wspierania poczucia narodowego i jest działaniem na wskroś pozytywnym. I o to właśnie chodzi!

Kończąc niniejszą recenzję jeszcze raz stwierdzam, że książka Czas chaosu spełnia bardzo pożyteczną rolę. Tekst jest napisany językiem sugestywnym i przystępnym. Przestrzega przed negatywnymi skutkami realizujących się zwłaszcza na Górnym Śląsku procesów. Dlatego książkę dra Krzystyniaka należy ocenić bardzo pozytywnie i opublikować drukiem w odpowiednio dużym nakładzie, jako materiał dający wiele do myślenia o mechanizmach społeczno-politycznych i kulturowych, które należałoby zahamować.












Wyzwania tożsamościowe Polski zachodniej – recenzja książki Czas chaosu - Nowy Ład

nlad.pl/u-zrodel-szczecinerstwa/

U źródeł szczecinerstwa (cz. II) - Nowy Ład


Prawym Okiem: Fakty, ale takie inne

Prawym Okiem: Bachus

czwartek, 14 listopada 2024

Święta Siekierka (wg niem. wiki)






niemiecka wikipedia
tłumaczenie automatyczne



Mamonowo (ros. Мамо́ново), niem. Heiligenbeil (ros. Świętomiejsce lub Święta Siekierka, lit. Šventapilė) – miasto w Rosji, w obwodzie kaliningradzkim. Liczy 8314 mieszkańców (stan na 1 października 2021 r.).


automatyczny tłumacz Edge termin 
polinisch przetłumaczył jako ros.

tekst oryginalny:

Mamonowo (russisch Мамо́ново), deutsch Heiligenbeil (polnisch Świętomiejsce oder Święta Siekierka, litauisch Šventapilė), ist eine Stadt in der russischen Oblast Kaliningrad. Sie hat 8314 Einwohner (Stand 1. Oktober 2021).

Die Stadt ist Verwaltungssitz des Stadtkreises Mamonowo.



Na początku XX wieku w Heiligenbeil znajdował się kościół protestancki, kościół rzymskokatolicki, szkoła rolnicza, sąd rejonowy, fabryka maszyn, zakład przetwórstwa owoców i młyny. W 1939 roku Heiligenbeil liczyło 12 100 mieszkańców.

W wyborach do Reichstagu 5 marca 1933 r. NSDAP i związana z nią DNVP uzyskała 70% głosów w okręgu Heiligenbeil (średnia krajowa 52%).  Od 1936 do 1945 roku baza lotnicza Heiligenbeil znajdowała się na wschód od Heiligenbeil. Po 1939 r. utworzono zewnętrzny obóz pracy obozu koncentracyjnego Stutthof.



Pod koniec II wojny światowej w lutym i marcu 1945 r. rejon ten stał się teatrem działań wojennych. Narodowosocjalistyczny Gauleitung pod dowództwem gauleitera Ericha Kocha nie zdołał na czas ewakuować ludności i podjął samodzielne ruchy lotnicze pod surową karą. 

W poprzednich tygodniach zimowych setki tysięcy ludzi uciekło w sposób całkowicie bezładny (utrudniony m.in. przez Wehrmacht) ze wszystkich części Prus Wschodnich – w tym większość ludności powiatu Heiligenbeil – przez lód zalewu do Mierzei Wiślanej, a stamtąd na statki ratownicze w Pillau lub drogą lądową z Mierzei do Gdańska. 

W czasie wojny powstała firma Heiligenbeiler Kessel. Po tygodniach defensywnych walk niemieckiej 4 Armii przeciwko kilku armiom radzieckim, Heiligenbeil padł. 29 marca 1945 r. ostatni niemieccy żołnierze wyruszyli z brzegów zalewu pod ruinami zamku Balga w kierunku Pillau. Niemal symetrycznie rozplanowana starówka została doszczętnie zniszczona.

Spośród około 53 000 mieszkańców dystryktu Heiligenbeil około 20 procent straciło życie w wyniku wojny, ucieczki, wypędzenia, deportacji, gwałtów, głodu, chorób lub nieludzkiego traktowania w narodowosocjalistycznych, a później sowieckich obozach pracy przymusowej.



17 października 1945 roku Prusy Wschodnie zostały tymczasowo podzielone przez sowieckiego okupanta na dwie strefy okupacyjne zgodnie z układem poczdamskim. 

Wbrew pierwotnemu planowi, dzielnica została jednak podzielona. Północna połowa Prus Wschodnich, do której należało miasto Heiligenbeil, znalazła się pod administracją sowiecką, natomiast południowa połowa, z wyjątkiem obszarów objętych ograniczeniami wojskowymi, została pozostawiona pod administrację Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.


oryg. tekst

Am 17. Oktober 1945 wurde Ostpreußen gemäß dem Potsdamer Abkommen von der sowjetischen Besatzungsmacht vorläufig in zwei Besatzungszonen aufgeteilt. Dabei wurde, entgegen der ursprünglichen Planung, der Kreis doch aufgeteilt. Die nördliche Hälfte Ostpreußens, zu der auch die Stadt Heiligenbeil gehörte, kam unter sowjetische Verwaltung, während die südliche Hälfte mit Ausnahme militärischer Sperrgebiete der Volksrepublik Polen zur Verwaltung überlassen wurde.

tłumacz google

17 października 1945 roku Prusy Wschodnie zostały tymczasowo podzielone przez sowiecką władzę okupacyjną na dwie strefy okupacyjne, zgodnie z umową poczdamską. 

Wbrew pierwotnemu planowi dzielnica została podzielona. Północna część Prus Wschodnich, obejmująca także miasto Heiligenbeil, znalazła się pod administracją sowiecką, natomiast południowa część, z wyjątkiem zastrzeżonych obszarów wojskowych, została pozostawiona pod administrację PRL.




Linia demarkacyjna między tymi dwiema strefami okupacyjnymi biegła na południe od poziomej linii Leisuhnen, Heiligenbeil, niemieckiej Thierau, Hermsdorf-Pellen, Zinten, Schwengels i Robitten.

Wszystko, co znajdowało się na północ od niego, znalazło się pod administracją sowiecką. [Polski nie wymienia, widocznie to nie ma już dla nich znaczenia, tylko Rosja jest przeszkodą - MS] Ostatni Niemcy pozostali w części sowieckiej zostali wysiedleni w 1948 roku. Wiele wsi zostało całkowicie rozwiązanych, zniknęły domy i drogi. Od upadku Związku Radzieckiego miasto i region są częścią Rosji.




Miasto Heiligenbeil, podobnie jak wiele okolicznych wiosek, zostało pod koniec wojny niemal doszczętnie zniszczone. Jedynie samo Heiligenbeil, które od 1947 roku nazywane jest Mamonowem na cześć sowieckiego podpułkownika Nikołaja Wasiljewicza Mamonoowa (1919 – 26 października 1944 roku pod Pułtuskiem), osiągnęło ponownie pewne rozmiary i obecnie zamieszkuje je około 8000 osób.

Nowe centrum miasta leży na północny zachód od starego na terenie dawnego kościoła katolickiego, który nie zachował się, natomiast stare miasto jest nieużytkiem.

Fundamenty i ulice są ledwo rozpoznawalne, części kościoła protestanckiego wznoszą się obok placu zabaw, na miejscu starego miasta wybudowano kilka bloków mieszkalnych z lat 60. lub 70. Jedynym zachowanym budynkiem na miejscu dawnego starego miasta jest browar Heiligenbeiler. Ruiny znajdują się w południowo-zachodniej części terenu. Inne gminy w okolicach Mamonowa straciły zupełnie na znaczeniu. Ze względu na swoje znaczenie strategiczne miasto, podobnie jak Ładuszkin, było administrowane z bazy morskiej w Bałtijsku.

Na południu starego miasta znajduje się niemiecki cmentarz wojskowy, który został odrestaurowany przez Niemiecką Komisję Grobów Wojennych i otwarty w 2002 roku. Spoczywa na nim 4700 poległych (stan na 2002 rok), głównie w walkach o teren Heiligenbeil.




====




"nie zdołał na czas ewakuować ludności"

Wg mnie, oni się szykowali na przegraną wojnę, więc podobnie jak z Marszami Śmierci ze Stutthofu - jakaś tajemnica......




"znalazła się pod administracją sowiecką, natomiast południowa część, z wyjątkiem zastrzeżonych obszarów wojskowych, została pozostawiona pod administrację PRL"


Powtarza się termin  pod administracją , zarówno jeśli chodzi o Rosję, jak i Polskę.


Ale o co chodzi z  z wyjątkiem zastrzeżonych obszarów wojskowych ???

W Polsce??

Jakie  zastrzeżone obszary wojskowe??



Może to jakiś rebus na Werwolf ?














de.wikipedia.org/wiki/Mamonowo














środa, 4 września 2024

Andrzej Gwiazda - wywiad






przedruk



Andrzej Gwiazda: Cuda się zdarzają

31.08.2024 09:55


– Cały strajk sierpniowy to były historyczne momenty i trudno się otrząsnąć z wrażenia, że ktoś tymi momentami kierował. I że nie była to bezpieka. Cuda się zdarzają jednak wtedy, kiedy dajemy Panu Bogu możliwość uczynienia cudów, czyli jeżeli działamy. Grzechem jest nic nie robić i modlić się o cud, natomiast powinnością jest zrobić to, co się uważa za słuszne i prosić Boga o błogosławieństwo – mówi Andrzej Gwiazda, współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ „Solidarność”, w rozmowie z Agnieszką Żurek.



– Jakie refleksje towarzyszą Panu w te sierpniowe dni przed kolejną rocznicą podpisania Porozumień?


– Porozumienie Gdańskie było bardzo głębokim kompromisem, dużym ustępstwem z obu stron. Stanęliśmy wówczas wobec konieczności podjęcia decyzji o bardzo dużym znaczeniu dla przyszłości. I do dzisiaj nie wiemy, czy postąpiliśmy słusznie i czy mogliśmy postąpić inaczej.
Nasz naczelny cel: wolność i niepodległość

– W jakich aspektach?

– W sprawie wolności i niepodległości, bo w końcu to właśnie było naczelnym celem, chociaż oczywiście działaliśmy w formule związków zawodowych. Ideę związkową rozumieliśmy jako dążenie do niepodległości i zwalczanie komuny poprzez „podgryzanie” jej korzeni. Na tamtym etapie uważaliśmy formułowanie programów politycznych za mało sensowne, ponieważ najpierw trzeba było odzyskać niepodległość, żeby w ogóle móc o nich rozmawiać. Proponowana przez nas formuła związkowa polegała na tym, że nie obiecywaliśmy społeczeństwu gruszek na wierzbie, ale podejmowaliśmy konkretne działania, których efekty można było na bieżąco weryfikować. Związki zawodowe to nie były polityczne obietnice, ale konkretne czyny przekuwane w choćby drobne sukcesy.

Tak było w czasach Wolnych Związków Zawodowych, kiedy to dany związek weryfikował sam siebie poprzez wcielanie w życie konkretnych pomysłów, nawet w drobiazgach, dzięki czemu stawiało się jasne, co się sprawdza, a co nie i którzy ludzie coś rzeczywiście potrafią. Wiadomo było, że jeżeli mamy osiągnąć sukces, musimy działać jako masowy ruch społeczny, bo tylko on może zmusić komunę do ustępstw. Żyliśmy przecież w systemie totalitarnym. Działalność związkowa wzmacniała społeczeństwo i osłabiała przeciwnika. Wszyscy mieliśmy wówczas jednego pracodawcę, czyli państwo komunistyczne. Zatem kiedy na drodze działalności związkowej udawało nam się np. wywalczyć podwyżki dla pracowników, wzmacnialiśmy tym samym siebie, a osłabialiśmy władzę. Było to zwiększenie strumienia wypracowanych środków przeznaczanych na potrzeby społeczeństwa, kosztem systemu.


– Jak ocenia Pan dzisiejszą rzeczywistość w tym aspekcie? Społeczeństwo korzysta z owoców swojej pracy czy niekoniecznie?

– W dzisiejszej Polsce napięcia polityczne są chyba większe niż w czasach komuny. Tak jak wówczas uważaliśmy, że komuna działa przeciwko interesom Polski i jej obywateli, podobnie i dzisiaj mamy wyraźne odwzorowanie tej sytuacji, kiedy to jedna partia działa na rzecz kraju i społeczeństwa, druga zaś robi wszystko, co dla Polski niekorzystne. Różnica jest taka, że za komuny nie mogliśmy wybrać sobie, kto będzie nami rządził. Partia komunistyczna miała wprawdzie dwa miliony członków, ale jak się okazało, nie wszyscy z nich byli przeciwni realizowaniu polskich interesów. Nawet w propagandzie komunistycznej nie lansowano idei jawnie sprzecznych z interesem państwa. Wszystko działo się po cichu, na sztandarach niesione były hasła o tym, że partia robi wszystko dla narodu, a naród działa wspólnie z partią. Fakty były jednak takie, że system komunistyczny gospodarczo nie panował nawet nad drobiazgami. I wydaje mi się, że dzisiaj ta sytuacja gospodarczego rozchwiania kraju powtarza się w przededniu tej symbolicznej – Mickiewiczowskiej – 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych. Kiedyś był jeden ośrodek władzy, obecnie odpowiedzialność jest bardziej rozmyta. 

Jednego nie rozumiem – dlaczego ludzie głosują w sposób oczywisty, jawny, bez żadnych w zasadzie kamuflaży, przeciwko własnym interesom? Pewien dziennikarz zapytał mnie kiedyś: „Spotyka się Pan z ludźmi, nie traci Pan kontaktu ze społeczeństwem. O co ludzie najczęściej Pana pytają?”. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że ludzie mnie zaczepiają i pytają, skąd się biorą zwolennicy Platformy. Podchodzą do mnie ludzie w tramwaju, w autobusie, na ulicy, na przystanku i mówią, że nie rozumieją, skąd się to bierze. I ja też nie rozumiem. Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. To rzecz zdumiewająca, jest to pewnie wynik działania propagandy. 

Wróćmy jednak do Porozumień Sierpniowych. Warto przypomnieć, że otrzymały one negatywną ocenę od prof. Bronisława Geremka. Nie należy lekceważyć tego głosu, ponieważ pochodził on z samego jądra tworzącego się systemu postkomunistycznego. Komuniści francuscy, z którymi przez te 40 lat mieliśmy oczywiście kontakty, z pełnym przekonaniem twierdzili, że prof. Geremek wówczas, gdy był dyrektorem Instytutu Polskiego w Paryżu, był nadzorcą partii komunistycznej z ramienia Moskwy. Warto z tej perspektywy spojrzeć na jego wypowiedź z listopada 1981 roku o tym, że nieuniknione jest rozwiązanie siłowe, a kiedy wszystko się już uspokoi, będzie można wówczas przywrócić Solidarność, ale bez programu gdańskiego. Można zatem powiedzieć, że Gdańsk otrzymał od niego najbardziej okazałą „laurkę”.

– Chodziło o pozbawienie Solidarności jej tożsamości niepodległościowej i chrześcijańskiej?

– Nie wiem, o co chodziło Geremkowi. Znam jego działalność w Solidarności, która była cały czas bardzo precyzyjnie wymierzona w interesy Związku. Również jako doradca „S” zabierał na Komisji Krajowej głos, który zawsze był przeciwny związkowi. Jeszcze przed podpisaniem Porozumień Sierpniowych było dla nas, wąskiego grona działaczy, jasne również to, że Lech Wałęsa jest agentem bezpieki. Było to widać w jego postępowaniu. To utrudniało, a wręcz uniemożliwiało nam opracowanie odpowiedniej strategii rozmów z władzami komunistycznymi. Nie wszyscy koledzy w kierownictwie strajku byli przekonani, że Wałęsa jest agentem, toteż zawsze istniało ryzyko, że jeśli będziemy cokolwiek planować poza nim, to któryś z kolegów go o tym poinformuje. Tymczasem negocjacje z władzą totalitarną rządzą się właściwie tymi samymi prawami, co wojna. A na wojnie nie ma nic gorszego niż sytuacja, kiedy przeciwnik pozna nasze cele strategiczne i taktyczne. Program gdański tworzył się w toku nieustannej, 24-godzinnej dyskusji. W pewnym momencie stwierdziłem, że musimy obrać jakiś konkretny i realny cel, bo walcząc o wszystko, możemy wszystko przegrać.

Doszedłem do wniosku, że najważniejsze jest to, aby doprowadzić do takiego stanu, w którym władza zgodzi się na nasze propozycje i nie będzie mogła wycofać się z nich przynajmniej przez pół roku. Sześć miesięcy wystarczy, aby nauczyć całe społeczeństwo walki pozainstytucjonalnej. I jeśli po tym półrocznym okresie trafimy do więzień, nie będzie to wielki uszczerbek, bo ludzie sami poprowadzą walkę dalej. Jak widać, osiągnęliśmy dużo, ale nie podjęliśmy próby tego szkolenia społeczeństwa do walki pozainstytucjonalnej.


– Gorącą walkę stoczyli Państwo nie tylko o kształt Porozumień, ale o samo utrzymanie strajków.

– Strajk w obronie Ani Walentynowicz zaczął się 14 sierpnia, a 17 został zakończony przez Wałęsę. Wolne Związki Zawodowe odpowiedziały na to wezwaniem strajkujących zakładów do stworzenia wspólnego kierownictwa, czyli do powołania Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. I od tego momentu zaczęło się tworzenie programu gdańskiego. Poprosił mnie w tamtym czasie o rozmowę człowiek, który niewątpliwie był wysokim funkcjonariuszem partyjnym. Nazywał się Mościbrocki. Powiedział on, że w pierwszym dniu strajku w Komitecie Wojewódzkim Partii spotkał Wałęsę i spytał go: „Czy pan się nie obawia, że to się za bardzo rozprzestrzeni?”. Na to Wałęsa odpowiedział: „Coś pan, trzeciego dnia hołotę do roboty zagonię!”. Stocznia Północna nie chciała przystąpić do Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego właśnie ze względu na Wałęsę. Uznali, że jeśli zdrajca jest na czele, to oni do takiej organizacji nie przystąpią. Dopiero Ania Walentynowicz przekonała, żeby to zrobili w imię solidarności... Ja wtedy po raz pierwszy usłyszałem publicznie słowo: „Solidarność”. Jeszcze nie mieliśmy nawet mikrofonów, przemawialiśmy przez blaszaną tubę.

– Historyczny moment.

– Można powiedzieć, że cały strajk sierpniowy to były historyczne momenty i trudno się otrząsnąć z wrażenia, że ktoś tymi momentami kierował. I że nie była to bezpieka. Po zwolnieniu z pracy Ani Walentynowicz wydrukowaliśmy ulotki wzywające do jej obrony, czyli faktycznie do strajku. Główny ciężar ich rozdawania wzięli na siebie studenci. 14 sierpnia w Gdańskich Zakładach Maszyn Elektrycznych, czyli w „Elmorze”, nikt nie pracował, łączyliśmy się na bieżąco ze Stocznią, czekając na informację, czy zakład stanie. Jeśli stanie Stocznia, wiadomo, że następnego dnia stajemy my. Trzeciego dnia było już oczywiste, że strajkuje kilkadziesiąt zakładów i że konieczna jest koordynacja komitetów strajkowych i uzgodnienie planów działań. Wiadomo było, że szykuje się duże wydarzenie historyczne.

Poszliśmy więc do Stoczni, żeby podjąć rozmowy na ten temat i nagle dowiadujemy się, że Wałęsa ogłosił zakończenie strajku. „Elmor” liczył wówczas 2500 ludzi, a Stocznia 16800, to były nieporównywalne siły. Po zerwaniu strajku przez Wałęsę nagle nasza delegacja znajdowała się na terenie Stoczni nielegalnie, bo bez zezwoleń. To podlegało prawu karnemu. Biegiem wróciliśmy zatem do „Elmoru”. Jako przewodniczący Komitetu Strajkowego zwołałem załogę i przedstawiłem sytuację. Ewidentna zdrada. Wszyscy wiedzieli, że wobec zdrady Wałęsy jest tylko jeden sposób ratowania tego strajku. Bez strajku w Stoczni, strajki w mniejszych zakładach pójdą w rozsypkę. Musimy zatem działać razem. Ale jaka jest gwarancja, że inne zakłady nie zdradzą tak, jak Wałęsa? Musimy zatem znaleźć choć jeden zakład, który przysięgnie, że nie zawrze z komunistami indywidualnego porozumienia, dopóki nie porozumie się z pozostałymi. I na ten zakład zostanie skierowana cała nienawiść systemu, a jego załodze grozi półroczne bezrobocie albo nawet zamknięcie zakładu – komuniści są zdolni do wszystkiego. I mówię: koledzy, na nas padło. My teraz decydujemy o tym, czy damy radę utrzymać strajk. Dwa i pół tysiąca ludzi zebranych na placu. Kto jest za? Cisza. I za chwilę zaczynają podnosić ręce. Podnosi się las rąk. Przeciw nie ma nikogo. Kto się wstrzymał? Dwie osoby.

– Co było dalej?

– Wtedy już, nie pytając dyrektora, wzięliśmy jakiś samochód dostawczy i zaczęliśmy jeździć po strajkujących zakładach, zapewniając, że jest jeden zakład, który przysiągł, że nie odstąpi od zbiorowej decyzji. Wracamy, kończy nam się benzyna, ale jesteśmy już blisko, najwyżej dopchniemy samochód na miejsce. Ale przejeżdżamy koło Stoczni, a na płocie, na tym murze stoczniowym, siedzą młode chłopaki z biało-czerwonymi flagami. Podjechaliśmy pod płot, pytamy, co się dzieje, a oni mówią: „Słuchajcie, zostało nas bardzo mało, góra tysiąc osób, ale wszyscy siedzimy na płocie, żeby miasto widziało, że strajk się nie skończył”. Z kolei niezależnie od nas na bramy Stoczni poszły: Ania Walentynowicz, powszechnie znana już w Stoczni, niesłychanie ceniona jako doskonały spawacz-artysta, Alina Pieńkowska, pielęgniarka, i Ewa Ossowska, nieznana nikomu dziewczyna, ale bardzo ładna. I gdy kobiety wychodzących pracowników nazwały tchórzami i pętakami i zamknęły bramy Stoczni, strajk się utrzymał. Tak więc dwa zupełnie niezależne od siebie wydarzenia dały efekt.

Grzechem jest nic nie robić

– Niesamowite. Opatrzność czuwała.


– Cuda się zdarzają wtedy, kiedy dajemy Panu Bogu możliwość uczynienia cudów. Czyli jeżeli działamy. Grzechem jest nic nie robić i modlić się o cud, natomiast powinnością jest zrobić to, co się uważa za słuszne i prosić Boga o błogosławieństwo.

– Jakie dziś zadania stoją przed Solidarnością?

– Przede wszystkim walka o to, aby ludzie tacy jak ks. Michał Olszewski zostali zwolnieni z więzień. Kolejna ogromna sprawa to masowe zwolnienia i likwidacja zakładów, czyli uderzenie w infrastrukturę państwa – PKP Cargo, Poczta Polska, przemysł wydobywczy… Do obalenia propagandowego walca na temat dwutlenku węgla wystarczy internet i kalkulator – wykazanie, że wytwarzany przez człowieka dwutlenek węgla nie ma wpływu na atmosferę, nie jest trudne, ale trzeba umieć przyjmować fakty i wyciągać wnioski. Trzeba też działać. Jechałem kiedyś z pewną komisją zakładową pociągiem, spotkaliśmy się przypadkowo. Zaczęła się rozmowa o sytuacji w ich miejscu pracy. I pytam ich: „A chcieliście strajkować wtedy, kiedy była napięta sytuacja, kiedy się sprawy ważyły?”. Odpowiedzieli: „No nie, no wtedy nie było takiej możliwości”. Zapytałem: „No jak to nie było możliwości? Byli pracownicy?”. Odpowiedzieli, że byli, więc skwitowałem: „No to jak są pracownicy, to znaczy, że są możliwości”.



Andrzej Gwiazda





Andrzej Gwiazda jest inżynierem elektronikiem, związkowcem, nauczycielem akademickim, publicystą, działaczem opozycji niepodległościowej w okresie PRL, współtwórcą Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ „Solidarność”, kawalerem Orderu Orła Białego.





Andrzej Gwiazda: Cuda się zdarzają (tysol.pl)








sobota, 6 lipca 2024

"Dziadek z wehrmachtu" (bez daty)

 


Artykuł pod tytułem "Dziadek z wehrmachtu" jest gotowy do publikacji.


Data publikacji zależna od okoliczności.



Tekst, jak zresztą wszystkie teksty na blogu, oparty jest o ogólnie dostępne źródła, więc nie zawiera czegoś niewiadomego czy nieznanego.


Chcąc dochować stu procentowej rzetelności, źródła informacji powinienem jeszcze zweryfikować np. w archiwach, czego na dzisiaj nie jestem w stanie zrobić.

Do słowa drukowanego nie mam większych zastrzeżeń, ale dane z wikipedii koniecznie trzeba poddać śledztwu, ponieważ dostrzegam tu sporo braków lub nieścisłości.


Zwracam uwagę, że literatura jest bardzo obszerna, a ja dopiero co do niej zajżałem, stan mojej wiedzy jest więc dość ogólnikowy i bardzo niepełny.







piątek, 7 czerwca 2024

Niemieckie granice

 

Post pierwotnie dotyczył wsi Konarzewo w zachodniopomorskiem, na skutek klikania linków powstał tekst o polityce niemieckiej i granicach...

 

 

artykuł oparty jest o treści z wikipedii niemieckiej, w tekście zachowałem oryginalne podlinkowanie, moje komentarze kolorem

tłumaczenie automatyczne



Poniżej osobno omawiam hasła


Położenie geograficzne

Historia






Położenie geograficzne 

w oryginale:
Das kleine Dorf liegt etwa acht Kilometer nordöstlich von Karnice (Karnitz) in der Nähe der hinterpommerschen Ostseeküste, etwa sechs Kilometer nordwestlich von Trzebiatów (Treptow a. d. Rega) und etwa 19 Kilometer nördlich von Gryfice (Greifenberg i. Pom.).



w tym zdaniu klikamy hinterpommerschen

Hinterpommern, auch Ostpommern z wiki:

Hinterpommern, auch Ostpommern, ist der östlich der Oder gelegene größere Teil Pommerns. Vor dem Ende des Zweiten Weltkriegs 1945 war die Provinz Pommern in die drei Regierungsbezirke Köslin, Stettin und Stralsund unterteilt. 

Hinterpommern umfasste den Regierungsbezirk Köslin und den größten Teil des Regierungsbezirks Stettin.

Seit Kriegsende liegt die Landschaft überwiegend in der polnischen Woiwodschaft Westpommern; der östliche Teil ist der Woiwodschaft Pommern zugeordnet. Der linksseitige Teil Pommerns heißt Vorpommern.

Es wurde bis 1945 fast ausschließlich von Deutschen besiedelt und nach Kriegsende unter polnische Verwaltung gestellt. Seit der Vertreibung der einheimischen Bevölkerung durch die polnische Administration ist das Gebiet fast ausschließlich von Polen bewohnt.



tłumaczenie automatyczne

Pomorze Górne, zwane też Pomorzem Wschodnim, to większa część Pomorza na wschód od Odry. Przed zakończeniem II wojny światowej w 1945 roku prowincja Pomorze została podzielona na trzy okręgi administracyjne: Köslin, Stettin i Stralsund

Hinterpommern obejmował powiat Köslin i większą część powiatu szczecińskiego. 

Od zakończenia wojny krajobraz ten znajduje się głównie na terenie województwa zachodniopomorskiego; część wschodnia przyporządkowana jest do województwa pomorskiego. Lewa część Pomorza nazywana jest Pomorzem Przednim.

Do 1945 r. był zasiedlany niemal wyłącznie przez Niemców, a po zakończeniu wojny znalazł się pod zarządem polskim. Od czasu wysiedlenia miejscowej ludności przez polską administrację teren ten jest zamieszkany niemal wyłącznie przez Polaków.
 
 
 
klikamy  Pomorza

Pommern ist eine Region in den...

tłumaczenie automatyczne

Pomorze to region w niemieckich landach Meklemburgia-Pomorze Przednie i Brandenburgia oraz w polskich województwach zachodniopomorskie, pomorskie i kujawsko-pomorskie, który rozciąga się od wybrzeża Morza Bałtyckiego i jego przybrzeżnych wysp od prawie 50 km do prawie 200 km w głąb lądu. Nazwa Pomorze jest zgermanizowaną formą słowiańskiej nazwy krajobrazu, która wywodzi się od słowiańskiego zwrotu oznaczającego "nad morzem" – por. po morzu lub po morzu. Zachodnią granicę stanowi rzeka Recknitz. Inaczej wygląda widok wschodniej granicy w Niemczech i w Polsce.

oryginalnie ostatnie zdanie

"Die Auffassung über die östliche Grenze ist in Deutschland und in Polen verschieden"

w innym tłumaczeniu

"Inaczej jest w Niemczech i Polsce, jeśli chodzi o opinię na temat granicy wschodniej"


 
 
 
 
 Historia
 
 
ostatnie zdania w tłumaczeniu automatycznym

Pod koniec II wojny światowej region został podbity przez Armię Czerwoną, a następnie – podobnie jak całe Pomorze Zachodnie – oddany pod polską administrację. 

(...und anschließend – wie ganz Hinterpommern – unter polnische Verwaltung gestellt)


Ludność niemiecka, o ile jeszcze nie uciekła, została wypędzona po 1946 r. przez polskich milicjantów, którzy wyemigrowali po zakończeniu wojny. Niemiecka wieś Kirchhagen została przemianowana na Konarzewo.


nie wiem, czy to jest właściwe tłumaczenie, no bo co znaczy, że milicjanci wyemigrowali, to jest jakiś błąd automatycznego tłumacza, ale ostatecznie kto ich tam wie...


oryginalnie:

Zum Ende des Zweiten Weltkriegs wurde die Region von der Roten Armee erobert und anschließend – wie ganz Hinterpommern – unter polnische Verwaltung gestellt. Soweit sie nicht bereits geflohen war, wurde die deutsche Bevölkerung nach 1946 von nach Kriegsende zugewanderten polnischen Milizionären vertrieben. Die deutsche Ortschaft Kirchhagen wurde in Konarzewo umbenannt.






 jeszcze nie uciekła 
 
?





tłumaczenie automatyczne


Kwestie graniczne

Na konferencji poczdamskiej w 1945 r. nowe granice państwowe w Europie Środkowo-Wschodniej zostały formalnie ustalone przez aliantów dopiero na razie, gdy niemieckie terytoria za Odrą i Nysą Łużycką znalazły się pod administracją polską i sowiecką. 

"Ostateczna kapitulacja" – wobec Związku Radzieckiego – "pod warunkiem ostatecznego rozstrzygnięcia kwestii terytorialnych w porozumieniu pokojowym" jest wyraźnie wspomniana tylko w odniesieniu do "(Sekcja VI.) Miasto Królewiec i przyległe tereny". 


[pamiętamy co oznacza cudzysłów i jak dwuznacznie go stosują polskojęzyczni redaktorzy - patrz: linki na końcu posta - MS]
 

W polskojęzycznych wiodących redakcjach, permanentnie od lat stosuje się sztuczkę, że miesza się ze sobą cytaty i opinie stosując lub nie - cudzysłów - i to w taki sposób, że nie do końca wiadomo, czy dobrane słowa ujęte w cudzysłów są cytatem, czy opinią redakcji,

ale także poprzez mieszanie cytatów bez cudzysłowia z własną retoryką lub opinią ozdobioną cudzysłowiem właśnie.





Zgodnie z protokołem rządy Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii zadeklarowały, że poprą sowieckie roszczenia do obszaru wokół Królewca (północne Prusy Wschodnie) na zbliżającej się konferencji pokojowej, natomiast taka deklaracja na korzyść Polski nie jest udokumentowana.


Sekcja IX.b (Polska) stanowi, że:

"Byłe terytoria niemieckie [...] włącznie z tą częścią Prus Wschodnich, która nie znajduje się pod zarządem Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich [...], a także z terytorjum byłego Wolnego Miasta Gdańska, przechodzi pod zarząd Państwa Polskiego i nie będzie uważana pod tym względem za część sowieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech"

na mocy którego "ostateczne ustalenie zachodniej granicy Polski ma być odłożone do czasu konferencji pokojowej".

czyli co?
to jest polska strefa okupacyjna, a nie tereny Polskie?  
 

i dalej:



Od wiosny 1946 r. używano zwięzłości sformułowania, by twierdzić, że secesja nie miała być ostateczna, gdyż uregulowanie kwestii terytorialnych, takich jak "ostateczne wytyczenie zachodniej granicy Polski", było zarezerwowane dla rozstrzygnięcia pokojowego.


Obszarami wysiedleń były:

- część niemieckich ziem wschodnich przyznanych Polsce przez aliantów, takich jak południowe Prusy Wschodnie, Pomorze Zachodnie (plus Szczecin na Pomorzu Zachodnim), Neumark i Śląsk (na wschód od linii Odra-Nysa);

- północne Prusy Wschodnie, które zgodnie z układem poczdamskim zostały przyłączone do Związku Radzieckiego i włączone do Rosyjskiej Republiki Radzieckiej;

- Tereny, które od 1919 r. były odmawiane Rzeszy Niemieckiej, ale na których Niemcy nadal mieszkali (np. Memelland, Prusy Zachodnie, Górny Śląsk Wschodni i terytorium Wolnego Państwa Gdańsk);

- państw bałtyckich (uzgodnionych już w umowie w latach 1939/40);

- Sudety, południowe Lasy Czeskie oraz Czechy Południowe i Morawy Południowe, czyli północne, południowe i zachodnie obszary przygraniczne Czechosłowacji;

- Praga, Brno, Ołomuniec i wyspy niemieckojęzyczne (np. Schönhengstgau z miastami Morawskie Trübau, Zwittau i Landskron w Czechach Środkowych i na Morawach oraz Jihlava);

- Kilka regionów w Europie Południowo-Wschodniej, zwłaszcza na Węgrzech, w Rumunii (Siedmiogród, Banat), Chorwacji (Slawonia), Serbii (Wojwodina) i Słowenii (Maribor (Marburg an der Drau), Lublana (Lublana), Celje (Cilli), Gottschee (Kočevje), zobacz także Jugosławię).


 
Niemałą liczbę przesiedleńców stanowili niemieccy osadnicy i urzędnicy administracyjni wraz z rodzinami, którzy przybyli dopiero w trakcie niemieckich podbojów w czasie wojny światowej. Timothy Snyder szacuje ich liczbę na 1,5 miliona wśród przesiedleńców z samej Polski. [1]



"Ze względu na historycznie nieścisłe użycie terminu »wypędzenie«" – podsumowują Eva i Hans Henning Hahnowie –

 "na podstawie liczby wypędzonych zarejestrowanych w Republice Federalnej Niemiec trudno jest uzyskać jakiekolwiek informacje na temat tego, ilu z nich doświadczyło wypędzenia".



Liczba ofiar śmiertelnych

Najbardziej znaną liczbą w literaturze na temat wypędzenia jest to, że w wyniku wysiedlenia zginęło około dwóch milionów Niemców.

Hans-Ulrich Wehler szacuje, że 1,71 mln Niemców zginęło podczas ucieczki, wysiedlenia lub przymusowego przesiedlenia. 

Nie obejmuje to Niemców nadwołżańskich, którzy zostali deportowani do Kazachstanu za czasów Stalina z "ogromnymi stratami".

Liczba ta została zakwestionowana przez historyków. Eva i Hans Henning Hahnowie widzą "narodziny magicznej liczby dwóch milionów" w raporcie Federalnego Urzędu Statystycznego z 1958 roku, w którym przyjęto, że ludzie, których los był wówczas jeszcze niejasny, stali się ofiarami wypędzeń, ucieczek i deportacji.

Wszystkie nierozwiązane sprawy zostały zinterpretowane jako zgony, a wszystkie zgony jako związane z wydaleniem. 

Ponieważ podstawą była matematyczna różnica między danymi statystycznymi z 1939 r. a danymi z 1948 r., różnica ta obejmowała również Żydów zamordowanych w obozach zagłady. 

W latach 1965 i 1974 Służba Poszukiwań Kościoła i Archiwa Federalne niezależnie od siebie podały od 500 000 do 600 000 potwierdzonych zgonów w bezpośrednim wyniku przestępstw związanych z wydaleniem. 

Różnica w stosunku do starszych obliczeń wynika z metody porównywania statystyk ludności okresu przedwojennego z danymi statystycznymi przesiedleńców z lat 50. 

Nierozwiązane sprawy były po prostu liczone jako zgony. 

Ponieważ liczba urodzeń znacznie spadła w latach pod koniec wojny, nieodebrane (a ściślej: odroczone) urodzenia były błędnie zaliczane do przypadków niewyjaśnionych, a tym samym do ofiar wypędzenia. [18] 

Fryburski historyk Rüdiger Overmans dowiedział się również, że liczba poległych żołnierzy Wehrmachtu ze wschodnich terenów Rzeszy była od dawna zawyżona o 300 tysięcy, ponieważ nie wzięto pod uwagę, że liczba poległych w ostatnich dwóch latach wojny była znacznie wyższa niż w latach poprzednich. Różnica ta została przypisana nierozwiązanym sprawom, a więc także stratom związanym z wydaleniem. [19]
 


Czyli, może być tak, że po wojnie w całej Europie centralnej, wschodniej i południowej pozostało ok. 2 milionów niemieckich śpiochów - czyli 2 miliony niemieckich agentów dywersantów, którzy przyjęli tożsamości pomordowanych 2 milionów niewinnych ludzi.
 
Pojawia się nam tutaj jakby druga interpretacja terminu "Europa Środkowo - Wschodnia", wg mojej interpretacji chodzi o to, by Polacy nie myśleli o sobie, jako o centrum Europy, ale też może chodzić o to, 
 
że jest to tajne dominium niemieckie
 
i hasło w mediach "Europa Środkowo - Wschodnia" tego właśnie dotyczy - zamiast mówić jawnie Mitteleuropa, albo - "nasze kolonie" - mówią - EŚrW..

jest to ICH określenie na rejon, gdzie po 1945 roku zostało circa 1,5 - 2 mln niemieckich śpiochów.



Ilu z nich pozostało w Polsce??
 
 
 


klikamy   de.wikipedia.org/wiki/Volksrepublik_Polen#Westverschiebung


Polska Rzeczpospolita Ludowa

Polska Rzeczpospolita Ludowa (od 1952 r. Polska Rzeczpospolita Ludowa, w skrócie PRL, czyli Polska Rzeczpospolita Ludowa, także Polska Ludowa, wcześniej oficjalnie Rzeczpospolita Polska) określa Polskę jako państwo komunistyczne pod jednopartyjną dyktaturą Zjednoczonej Partii Robotniczej, która trwała od 1944 r. do rewolucji w 1989 r skład.

Republika Ludowa powstała w czasie II wojny światowej na podstawie wyników konferencji w Teheranie w 1943 r. (ustalenie sowiecko-polskiej granicy wschodniej na linii Curzona) oraz konferencji jałtańskiej w lutym 1945 r. (przesunięcie Polski na zachód). 

Obejmował on tereny II Rzeczypospolitej na zachód od linii Curzona oraz dawne niemieckie ziemie wschodnie na wschód od granicy Odry i Nysy

Wraz z wyborami prezydenckimi w 1990 r. i pierwszymi całkowicie wolnymi wyborami parlamentarnymi w 1991 r. Polska Rzeczpospolita Ludowa weszła w skład (III) Rzeczypospolitej Polskiej ze znaczącym udziałem "Solidarności".
 
 

 



"Homogenizacja etniczna"




podpis pod animacją:
 
"Przeunięcie na zachód" Polski (porównanie granic przedwojennych i powojennych)
 

[pamiętamy moje uwagi wyżej - tu jest cudzysłów !!!  - MS]
 
 
 
Do czasu ucieczki i wypędzenia pod koniec wojny około 9,5 miliona Niemców mieszkało na niemieckich ziemiach wschodnich, a kolejne 1,3 miliona w Wolnym Państwie Gdańsku i w przedwojennej Polsce. 

Około 4,4 miliona z nich pozostało na miejscu w momencie kapitulacji 8 maja 1945 r. lub zostało opanowanych przez Armię Czerwoną podczas ucieczki. Jeszcze przed konferencją poczdamską Ludowe Wojsko Polskie zredukowało swoją liczebność o 500 000 poprzez "dzikie wypędzenia". [9] 

W ten sposób Polska chciała uprzedzić ostateczne wytyczenie granicy i stworzyć fakt dokonany.

["chciała uprzedzić" i "chciała stworzyć" - czyli wg autora wpisu - była to ostatecznie nieudana próba ? - MS]

Na konferencji poczdamskiej na przełomie lipca i sierpnia 1945 r. przedstawiciele zwycięskich mocarstw koalicji antyhitlerowskiej – szef rządu Związku Radzieckiego Józef Stalin, prezydent USA Harry S. Truman oraz premierzy Wielkiej Brytanii Winston Churchill i Clement Attlee – zgodzili się – "przesiedlenie ludności niemieckiej" z Polski do Niemiec. Od października 1945 do 1949 roku dotknęło to 3,5 miliona "przesiedleńców" i 250 000 uchodźców.
 
[czy "przedstawiciele" skutkują prawnie? 
i znowu cudzysłowia - MS]


 
Niemieckie ziemie wschodnie miały znaleźć się pod polską administracją do czasu podjęcia ostatecznej decyzji na konferencji pokojowej (która następnie nie doszła do skutku i ostatecznie została zastąpiona traktatem dwa plus cztery w 1990 r.).







Wschodnie tereny Rzeszy Niemieckiej

Wschodnie terytoria Rzeszy Niemieckiej lub byłe niemieckie terytoria wschodnie to terytoria na wschód od linii Odra-Nysa, które 31 grudnia 1937 r. należały do terytorium Rzeszy Niemieckiej[1], zostały de facto oddzielone od Niemiec po zakończeniu II wojny światowej w 1945 r. i obecnie są częścią Polski i Rosji należeć. 
 
[de facto to nie znaczy de jure - czyli wg tego co twierdzi wikipedysta, te terytoria zostały oddzielone nielegalnie - dodatkowe wyjaśnienie dalej - MS]
 

Do wschodnich ziem Rzeszy Niemieckiej w szerszym znaczeniu należą również tereny, które Niemcy musiały oddać po I wojnie światowej w 1920 r. na mocy traktatu wersalskiego z 1919 r.:
 
- większość pruskich prowincji Poznań i Prusy Zachodnie, 
- dawny obszar Prus Wschodniopruskich i Górnośląski Okręg Przemysłowy (na rzecz Polski)), a także
- Hlučín (Czechosłowacji) i 
- Memelland (mocarstwom alianckim, zaanektowane przez Litwę w 1923 r.), a także miasto Gdańsk jako 
- Wolne Miasto Gdańsk



[pamiętajmy, że Rzesza Niemiecka to nie Niemcy - MS]









Historia terminu "Ziemie Wschodnie"

Po aneksji ziem II Rzeczypospolitej w ramach rozbiorów Polski w 1939 r. tereny włączone do pruskich prowincji Prusy Wschodnie, Śląsk i Reichsgaue Kraj Warty oraz Gdańsk-Prusy Zachodnie, czyli tereny wcielone w teren narodowosocjalistycznej Rzeszy Niemieckiej, zostały oficjalnie nazwane "wcielonymi ziemiami wschodnimi" (zob. "polityka germanizacyjna"). [3][4] 
 
Należy odróżnić termin Ziemie Wschodnie Rzeszy Niemieckiej od tego terminu, który obowiązywał do 1945 r. i był różnie definiowany przestrzennie.

 
W szczegółach ziemie wschodnie obejmują ziemie pruskie:
 
- Prowincja Prusy Wschodnie: 36 966 km²,
- Prowincja Górnośląska i Dolny Śląsk bez części na zachód od Nysy Łużyckiej (obecnie część Saksonii) wokół Görlitz: 34 529 km²,
- województwo pomorskie na wschód od Odry (historyczne Hinterpommern) oraz Szczecin i ujście Odry: 31 301 km²,
- powiat Frankfurt w kraju związkowym Brandenburgia z wyłączeniem jego części na zachód od Odry i Nysy: 11,329 km²,



Rozszerzona definicja

Zdaniem niektórych polityków, analogicznie do jednolitego obszaru wypędzeń na mocy ustawy o wypędzonych Federacji, do niemieckich ziem wschodnich (nie tylko Rzeszy) zaliczane są również regiony, które do ok. 1918 lub 1919 r. wchodziły w skład Rzeszy Niemieckiej lub Austro-Węgier, a w okresie międzywojennym graniczyły z Rzeszą Niemiecką lub Republiką Austrii, a w latach 1938/39–1945 ponownie z terytorium Niemiec Zawarte.
 
Mieszkało tu wielu Niemców zgodnie z własną tożsamością, językiem i kulturą, w odniesieniu do których często używano terminu volksdeutsche i z których większość nie miała obywatelstwa niemieckiego ani austriackiego.

Następujące obszary, które do 1919 r. były częścią Rzeszy Niemieckiej, do końca lat 40. XX wieku zamieszkiwała przeważająca lub wysoka część ludności niemieckiej[9]:
 
- Region Memel (do 1919 r. jako Pruska Litwa część prowincji Prusy Wschodnie))
- Prowincja Prusy Zachodnie (1939–1945, w dużej mierze tworząca Reichsgau Gdańsk-Prusy Zachodnie)
- Wolne Miasto Gdańsk (do 1919 r. część prowincji Prusy Zachodnie)
- Województwo poznańskie (historyczny krajobraz Wielkopolski))
- Wschodni Górny Śląsk (do 1919 r. część Prowincji Śląskiej, a 1919–1922 część Prowincji Górnośląskiej)



Secesja od Niemiec


Historia i podejmowanie decyzji
 
Zgodnie z tajnym protokołem dodatkowym paktu Hitler-Stalin Związek Sowiecki zajął w 1939 r. ziemie polskie na wschód od Narwi, Wisły i Sanu. Nawet po wejściu w skład koalicji antyhitlerowskiej Związek Radziecki odmówił zwrotu tych terytoriów Polsce.
 
Na konferencji w Teheranie w 1943 roku Józef Stalin uzyskał fundamentalną zgodę premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i prezydenta USA Franklina D. Roosevelta na zwrot Polski na zachód: straty terytorialne kraju miały być zrekompensowane przez niemieckie terytoria na wschód od Odry. Stalin rościł sobie pretensje do północnych Prus Wschodnich wraz z Królewcem dla samego Związku Radzieckiego. [10] 
 
Nie zgadzał się z tym rząd polski na uchodźstwie, który nalegał na przebieg granicy, tak jak została ona uzgodniona w pokoju ryskim w 1920 r. po wojnie polsko-bolszewickiej
 
 
[można kliknąć odnośnik >>pokoju ryskim<< - pod tym hasłem w niemieckiej wikipedii są informacje odnośnie układu pomiędzy Łotwą, a ZSRR - i ani słowa o Polsce;
musimy szukać hasła: Friedensvertrag von Riga (1921)- MS] 
 
 
 Na zachodzie dążyła jedynie do pozyskania Prus Wschodnich, Gdańska, Górnego Śląska i mniejszych części Pomorza, gdyż przesiedlenie zamieszkujących te tereny od ośmiu do dziesięciu milionów Niemców, które byłoby konieczne w przypadku większego nabycia terytorialnego, uważała za niewykonalne. 
 
Taką postawę podzielali Amerykanie i Brytyjczycy. Jednak nawet na konferencji jałtańskiej w lutym 1945 roku Churchill i Roosevelt nie byli w stanie dojść do porozumienia ze Stalinem. O ile wschodnia granica Polski została potwierdzona, podobnie jak w Teheranie, o tyle na zachodzie Polsce obiecano jedynie mgliście rekompensatę na koszt Niemiec. [12]
 
 

Separacja de facto
 
Po wkroczeniu Armii Czerwonej Stalin stworzył fakty jeszcze przed zakończeniem wojny: dekret kontrolowanej przez Sowietów Rady Narodowej z 2 marca 1945 r. stwierdzał, że cały niemiecki majątek na ziemiach wschodnich został "opuszczony i porzucony", dlatego został skonfiskowany. 14 i 20 marca powstały województwa: mazurskie, górnośląskie, dolnośląskie, pomorskie i gdańskie. [13] 
 
21 kwietnia 1945 r. rząd sowiecki zawarł traktat z Rządem Tymczasowym RP, w którym przekazał zwierzchnictwo administracyjne nad terenami na wschód od Odry i Nysą Łużycką pod okupacją sowiecką. [14] 
 
24 maja 1945 r. rząd sowiecki oficjalnie przekazał te tereny pod kontrolę państwa polskiego, choć jeszcze 5 czerwca 1945 r. były one uznawane za część sowieckiej strefy okupacyjnej. [15] 
 
Prawniczka Susanne Hähnchen pisze, że zgodnie z Deklaracją Berlińską "alianci formalnie przejęli również najwyższą władzę rządową nad terytorium Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 r.; ziemie wschodnie znalazły się najpierw pod administracją sowiecką, a następnie pod administracją polską".[16] 
 
Zdaniem historyka Gerrita Dworoka ograniczenia te nie odgrywały już jednak roli w praktyce prawa konstytucyjnego. [17]
 
 
Na konferencji poczdamskiej latem 1945 roku Wielka Brytania i Stany Zjednoczone przyjęły do wiadomości te fakty stworzone przez Związek Radziecki z niewielkim zastrzeżeniem, że ostateczne granice mogą zostać uzgodnione tylko w traktacie pokojowym, który miał zostać zawarty. [18] 
 
Uczestnicy konferencji zgodzili się więc na poddanie tych terytoriów specjalnemu układowi, który znacznie różnił się od rządów okupacyjnych ustanowionych w pozostałej części Rzeszy, choć prowizoryczny charakter układów terytorialnych został odrzucony zarówno przez Związek Sowiecki, jak i Polską Rzeczpospolitą Ludową wkrótce po zakończeniu konferencji w prawie międzynarodowym ze względu na brak udziału Niemiec. została udokumentowana w sposób wiążący. [19] 
 
[??? - błędy w tłumaczeniu z wiki? - MS]
 
 
Mocarstwa anglo-amerykańskie zapewniły jednak Stalina, że w razie odpowiednich negocjacji poprą sowieckie roszczenia do terenów wokół Królewca. [20] 
 
Krótko przedtem w "Ustaleniu procedury kontroli" (Deklaracja Berlińska) z 5 czerwca 1945 r. przyjęli, że terytorium Niemiec znajduje się w granicach z 1937 r. [21][17] 
 
 
Czy ja dobrze rozumiem??
Alianci w 1945 r. w Deklaracji Berlińskiej "podarowali" Niemcom:
 
"tereny, które Niemcy musiały oddać po I wojnie światowej w 1920 r. na mocy traktatu wersalskiego z 1919 r.:
 - większość pruskich prowincji Poznań [...]"  ??
 
 
(patrz wyżej  Wschodnie tereny Rzeszy Niemieckiej)
 
 
 
 
Oprócz zawartego w traktacie pokojowym zastrzeżenia ostatecznego wytyczenia granic, główne zwycięskie mocarstwa zdecydowały, że Sojusznicza Rada Kontroli powinna zapewnić jednolitą politykę okupacyjną w strefach okupacyjnych. Nie dotyczyło to jednak wschodnich terytoriów niemieckich: Deklaracja końcowa poczdamska z 2 sierpnia 1945 r. stanowiła, że tereny na wschód od linii Odry i Nysy Łużyckiej nie mogą być uważane za część sowieckiej strefy okupacyjnej, lecz mają zostać oddane pod obcą administrację. 
 
Na gruncie prawa międzynarodowego sytuacja ta utrzymywała się aż do cesji na mocy traktatu dwa plus cztery z 12 września 1990 r., kiedy to Polska i Związek Radziecki włączyły dawny Wschód Niemiec do swoich terytoriów, a tym samym do swoich struktur administracyjnych na mocy prawa konstytucyjnego.
 


Secesja (łac. secessio „oddzielenie się”) – odłączenie się, zerwanie z czymś, wyodrębnienie się nowego państwa bez upadku dotychczasowego. 

Cesja – w prawie międzynarodowym – odstąpienie przez państwo części swojego terytorium na rzecz drugiego, potwierdzone umową międzynarodową. 
 
Formalnie składa się z dwóch etapów: 1. zrzeczenia się praw do obszaru przez cedenta i zobowiązanie się do pozostawienia swobody działania drugiej stronie, 2. faktycznego objęcia władzy na danym obszarze przez cesjonariusza. Niekiedy podkreśla się konieczność uznania cesji przez państwa trzecie, np. dla zachowania statusu prawnego obszaru (neutralizacja, prawo tranzytu) czy konieczność przeprowadzenia plebiscytu wśród ludności (wiele takich postanowień zawarto w traktacie wersalskim).
 



Traktat dwa plus cztery

(pełny oficjalny tytuł: Traktat o ostatecznym rozliczeniu w odniesieniu do Niemiec, zwany również traktatem wykonawczym) jest traktatem między Republiką Federalną Niemiec i Niemiecką Republiką Demokratyczną (dwoma państwami niemieckimi, od których pochodzi jego nazwa) z jednej strony, a Francją, Związkiem Radzieckim, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone Ameryki. 

Utorowała ona drogę do zjednoczenia Niemiec, została podpisana w Moskwie 12 września 1990 r. i weszła w życie 15 marca 1991 r., w dniu złożenia przez Związek Radziecki ostatniego dokumentu ratyfikacyjnego. 

Rządy czterech mocarstw poinformowały Sekretarza Generalnego Narodów Zjednoczonych o ostatecznym wygaśnięciu praw i obowiązków tych czterech mocarstw oraz o odpowiadających im porozumieniach i decyzjach w nocie skierowanej do wszystkich państw w nocie werbalnej z dnia 5 kwietnia 1991 r. 


Z kolei oba państwa niemieckie zadeklarowały wraz z uznaniem granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, wyrażonym w traktacie ugodowym, że zjednoczone Niemcy ostatecznie zrzekną się byłych niemieckich terytoriów wschodnich, a tym samym około jednej czwartej byłego terytorium niemieckiego.

[" zrzekną się" - moim zdaniem kruczek polega na tym, że wg Niemców jednocześnie istnieją: Cesarstwo Niemieckie z granicami z 1937 r. oraz NRD i RFN - po połączeniu NRD i RFN powstaje nowy twór, współczesne Niemcy, które formalnie zrzekają się byłych niemieckich terytoriów wschodnich - ale Cesarstwo z 1937 r. nadal istnieje i ono się nie zrzeka - po prostu pomija się milczeniem roszczenia tego państwa; manipulacja czytelnikami polega na ciągłym mieszaniu terminów np. stosując zwrot byłego terytorium niemieckiego - MS]
 

Fakt, że nie doszło do "Konferencji Czterech Mocarstw w sprawie Niemiec", czyli bez udziału Niemiec, był postrzegany jako uznanie prawa Niemców do samostanowienia
 
!!! sprawdzić - MS 
 

Traktat dwa plus cztery jest zatem uważany za ostateczne porozumienie pokojowe z Niemcami po II wojnie światowej, a tym samym oznacza koniec okresu powojennego

Negocjacje "dwa plus cztery" są oceniane jako arcydzieło międzynarodowej dyplomacji. W bardzo krótkim czasie problemy, które ukształtowały i ukształtowały całą epokę, zostały rozwiązane.
 
 
 

Nie mam wglądu z dokumenty i na dzisiaj słabo się orientuję w szczegółach.. ale próbując rozwikłać domniemaną manipulację w tych opisach, wygląda to tak, jakby:

- alianci zrzekli się praw do decydowania o Niemczech (lub\ i - Rzeszy?) w związku z tym, ZSRR utraciło "prawa" do polskich Ziem Odzyskanych - jeśli założyć, że coś tam było nie tak z cedowaniem ich na Polskę... potem nastąpiła cesja tych ziem z powrotem do Rzeszy

- Rzesza dokonała cesji ziem zagarniętych II RP do Polski ?

spodziewam sie tu jakiś kruczków i tak dalej...








wracamy do
 
Separacja de facto
 
W tym celu niemieckie ziemie wschodnie oznaczone przez PRL jako "odzyskane" zostały początkowo oddane pod zarząd Ministerstwa Ziem Odzyskanych (MZO), które zostało powołane specjalnie w tym celu (dekret z 13 listopada 1945 r.). 
 
[słowo "odzyskane" napisane jest z małej litery, a dalej w tytułach z wielkiej - być może ten opis poniżej, czym są Ziemie Odzyskane, jest po to, by ukryć, że z małej litery i w cudzysłowie - czyli, że jest to nieprawdziwe "odzyskanie"... - MS]
 
Oficjalna nazwa Tereny Odzyskane wywodzi się z polskich badań nad Zachodem . [22] Dotyczyło to częściowej przynależności tych ziem do Królestwa Piastów Polskich od założenia państwa w X wieku, a także do księstw, na które królestwo rozpadło się po 1138 roku. Ich przynależność do Polski obejmowała okres od wczesnego do późnego średniowiecza . Według polskich badań zachodnich uwzględniono także prehistorię słowiańską przed początkiem osadnictwa niemieckiego na wschodzie . Osady wschodniogermańskie i bałtyckie w czasach starożytnych pozostawały niezauważone.


Do zadań ministerstwa należała realizacja planowej akcji przesiedleńczej oraz zarządzanie majątkiem pozostawionym przez przesiedlonych Niemców. W wyniku reorganizacji administracji na tych terenach dekretem Rady Ministrów z dnia 29 maja 1946 r. ustawa o inkorporacji ziem odzyskanych z dnia 11 stycznia 1949 r. rozwiązała ministerstwo i przekazała jego jurysdykcję zarządowi ogólnemu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. 
 
Z punktu widzenia polskiego porządku prawnego zlikwidowano w ten sposób wszelkie specjalne regulacje dla przejętych przez Polskę niemieckich ziem wschodnich. [23] Zob.
 
 
??? sprawdzić - MS
 
 
 
Administracja radziecka

Północna część Prus Wschodnich wokół Królewca znalazła się pod tymczasową administracją radziecką. Region Królewca (północne Prusy Wschodnie bez regionu Memel) został bezpośrednio włączony do rosyjskiej republiki składowej ZSRR (RFSRR) w 1946 roku; obecnie nazywa się Obwód Kaliningradzki i po upadku Związku Radzieckiego nadal jest rosyjską eksklawą. [24] Region memelski został włączony do Litewskiej SRR. Ogólnie rzecz biorąc, Prusy Wschodnie poniosły największe straty w ludziach ze wszystkich państw niemieckich w kontekście ucieczki i wypędzenia. [25]

 
 
Polska administracja

Południowa część Prus Wschodnich, wschodnie części pruskiej prowincji Pomorze (Hinterpommern), Brandenburgia Wschodnia i kraj związkowy Saksonia, a także pruskie prowincje Dolny i Górny Śląsk zostały przekazane Polsce w celu tymczasowej administracji; De facto aneksja nastąpiła zaraz po wojnie.
 

[aneksja - wg definicji jest to nielegalny w świetle prawa zabór - MS]
 

De jure to łacińskie wyrażenie oznaczające "zgodnie z prawem, prawnie uważane (zgodnie z obowiązującym prawem), legalne, urzędowe"

De facto łacińskie wyrażenie "zgodnie z faktami, zgodnie ze stanem rzeczy, w praktyce aktualnym" (por. in praxi) jest również określane jako faktyczne ("w rzeczywistości")
De facto odnosi się do okoliczności, która jest uważana za powszechną i powszechnie uznawaną, nawet jeśli nie jest formalnie zdefiniowana jako de iure przez odpowiednie instytucje. 

De iure odnosi się do prawnego państwa docelowego, de facto rzeczywistego stanu bieżącego.


Przykłady:

Szwajcaria nie ma stolicy de iure, nie jest to konstytucyjnie określone. De facto Berno pełni funkcję stolicy.
W USA de iure nie ma języka urzędowego. Język angielski jest jednak de facto dominującym językiem używanym w dokumentach urzędowych.
Japonia nie utrzymuje wojska de iure. De facto jednak Japońskie Siły Samoobrony spełniają swoją funkcję.
De iure Unia Europejska (UE) nie ma stolicy, de facto Bruksela jest stolicą europejską i jest uważana za siedzibę UE.


Czyli, wg niemieckiego wikipedysty - Polska praktycznie, faktycznie, zgodnie rzeczywistością - anektowała, czyli nielegalnie zabrała - terytoria Niemiec zaraz po wojnie.




pl.wikipedia.org/wiki/Granica_państwowa 

- nie ma na wiki wersji niemieckiej, angielskiej, francuskiej, włoskiej, hiszpańskiej... jest rosyjska i różne inne - bardzo wiele...

Granica państwowa – powierzchnia pionowa przechodząca przez linię graniczną oddzielająca terytorium, podziemie i obszar powietrzny jednego państwa od innych państw lub obszarów niczyich. 


de.wikipedia.org/wiki/Politische_Grenze
tu są wersje jw...

Granica polityczna to linia graniczna między terytoriami państwowymi (granica państwowa, granica federalna, w Szwajcarii również granica państwowa), półsuwerennymi państwami członkowskimi i polityczno-administracyjnymi jednostkami administracyjnymi.



terytorium
de.wikipedia.org/wiki/Staatsgebiet#Grenzen_des_Staatsgebietes


dokończyć



i dalej:




Ogółem 6 987 000 Niemców musiało opuścić ojczyznę swoich przodków na ziemiach wschodnich, uciekając do Niemiec Zachodnich i na terytorium NRD. 

W poszukiwaniach osób zaginionych pomagała Służba Poszukiwań Kościoła, wspierana przez Niemieckie Stowarzyszenie Caritas i Diakonie Deutschland: złożono kilka milionów próśb o poszukiwania. Niemiecki Czerwony Krzyż również prowadził służbę poszukiwawczą.

Według oficjalnych danych z lat pięćdziesiątych XX wieku szacuje się, że w wyniku ucieczki i wypędzenia z dawnych ziem wschodnich zginęło około dwóch milionów Niemców. 

Liczby te nie wytrzymują jednak analizy, dlatego dziś przyjmuje się, że w okresie od 1944 do 1947 roku zginęło około 600 000 osób. [32] 

Obecnie na ziemiach wschodnich, głównie na Górnym Śląsku (Śląsk Opolski), nadal mieszka około 400 000 Niemców. Byli dyskryminowani aż do upadku reżimu komunistycznego. 

Po 1990 r. wiele gmin na Górnym Śląsku otrzymało burmistrzów pochodzenia niemieckiego, zbudowano tam również niemieckie szkoły – w większości dzięki niemieckim funduszom. 
 
[czy to prawda, tzn. czy to oficjalne dane, a jeśli tak, czy my to wiemy, czy jesteśmy tego świadomi? i czy to coś oznacza?
i czy fakt, że to wpisano to do wikipedii - czy to coś oznacza?
a może to tajne dane, ale otwarcie tu napisane, no bo co to znaczy "wiele gmin"? 10, 20, 100 ? Np. na terenie Województwa Śląskiego jest 167 gmin,
co innego mogą rozumieć Niemcy przez termin "pochodzenia niemieckiego" i co innego Polacy - MS]


W styczniu 2005 r. Sejm RP uchwalił ustawę mniejszościową, zgodnie z którą w gminach powyżej 20% ludności niemieckojęzycznej można stawiać dwujęzyczne tabliczki z nazwami miejscowości, a język niemiecki może być wprowadzany jako pomocniczy język administracyjny. Od tego czasu ponad 20 gmin na Górnym Śląsku jest dwujęzycznych.



i patrz na to:

tłumaczenie automatyczne


Uznanie zachodniej granicy Polski i wyrzeczenie się praw do Niemiec


Wszystkie rządy Republiki Federalnej Niemiec do 1990 r. stały na stanowisku, że deklaracja końcowa konferencji poczdamskiej nie przyznaje tych terytoriów wschodnich Polsce ani Związkowi Radzieckiemu, a ostateczna decyzja została odłożona do czasu zawarcia traktatu pokojowego. [36]


W wyborach federalnych w 1949 r. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec reklamowała się plakatem, który ignorował nawet polski korytarz z 1920 r. 
 
Willy Brandt, ówczesny burmistrz Berlina Zachodniego, witając się na spotkaniu na Śląsku 8 czerwca 1963 r., wykrzyknął:

"Niemiecka Ostpolitik nigdy nie może być tworzona za plecami wypędzonych. Każdy, kto widzi linię Odra-Nysa jako granicę akceptowaną przez nasz naród, okłamuje Polaków". [37]



W porozumieniu granicznym z Görlitz z Polską Rzecząpospolitą Ludową z 6 lipca 1950 r. Niemiecka Republika Demokratyczna uznała linię Odry i Nysy Łużyckiej za "granicę pokoju" i jej zdaniem ostateczną granicę państwową między Niemcami a Polską pod naciskiem ZSRR.[38] 

[pod naciskiem, znaczy nieważne?
i znowu cudzysłów - co oznacza, że nie należy wierzyć w pokój od Niemców;
widać wyraźne rozróżnienie: granica pokoju to nie granica państwowa
cały czas trzeba rozróżniać - współczesne Niemcy, to nie to samo, co - nadal istniejące wg Niemców  - Cesarstwo Niemieckie z granicami z 1937 r. - MS]
 

Rządy Republiki Federalnej Niemiec nie podzielały wówczas tego poglądu i nie przypisywały umowie żadnego znaczenia prawnego.

Opowiadali się również za dalszym istnieniem Rzeszy Niemieckiej w granicach z 1937 r., zgodnie z którą ziemie wschodnie miały być co do zasady uważane za niemieckie tereny wewnętrzne, a dla obywateli niemieckich okresu międzywojennego i ich potomków nadal istniało jednolite obywatelstwo niemieckie.


W dawnej Republice Federalnej Niemiec przed 1990 r. (tj. w dawnych krajach związkowych i Berlinie (Zachodnim)) status prawny ziem wschodnich stanowił dużą część otwartej kwestii niemieckiej

Do połowy lat sześćdziesiątych XX wieku Ostpolitik rządu federalnego, Bundestagu i Bundesratu miała na celu rewizję granic; powoływali się na prawo międzynarodowe i różne traktaty międzynarodowe, w szczególności na Konwencję haską o wojnie lądowej i Kartę Atlantycką. 


Nowa Ostpolitik Wielkiej Koalicji z 1966 r., a następnie wzmocniona przez koalicję socjalliberalną od 1969 r., dokonała stopniowej zmiany poprzez zbliżenie. Traktatem Warszawskim z 1970 r. Republika Federalna Niemiec uznała przynależność tych terytoriów do Polski. 

Jednak ze względu na zastrzeżenie aliantów do kwestii dotyczących Niemiec jako całości i statusu Berlina, który obowiązywał do 1990 r., Republika Federalna Niemiec nie mogła uznać linii Odry i Nysy Łużyckiej za granicę polsko-niemiecką w świetle prawa międzynarodowego oraz zrzec się prawa do tych terytoriów. [39][40]


Dopiero w trakcie zjednoczenia Niemiec w 1990 r. dokonano na mocy prawa międzynarodowego rozdzielenia ziem wschodnich traktatem dwa plus cztery (przekazanie suwerenności terytorialnej Polsce lub Związkowi Radzieckiemu/Federacji Rosyjskiej) i ustanowiono granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, co zostało formalnie potwierdzone przez Niemcy niedługo później w polsko-niemieckim traktacie granicznym z 14 listopada 1990 r. [41] 

[to nie jest jednak traktat pokojowy, i cały czas wikipedysta żongluje niedomówieniami - MS]

Rozporządzenie weszło w życie w dniu 16 stycznia 1992 r. Najpóźniej wraz z jej wejściem w życie niemieckie roszczenia terytorialne do byłych niemieckich terytoriów wschodnich również zostały całkowicie wygaszone, a granice zostały ostatecznie uznane. [42] W ten sposób zakończyły się wszystkie pytania dotyczące następstw wojny. [43] Wraz z nowelizacją niemieckiej ustawy zasadniczej z dnia 23 września 1990 r. w preambule stwierdzono, że "jedność [...] Niemcy".




To odnośnie Niemiec, a co z roszczeniami Rzeszy Niemieckiej??

Jeśli dobrze rozumiem, co tu się wydarzyło...

Dlatego 5 kolumna, Werwolf i inni kodownicy odnoszą się do flagi cesarstwa niemieckiego, a nie do flagi niemiec federalnych...
 
Niemcy mają w planie kolejny rozbiór Polski, co ma się zbiec z ujawnieniem istnienia Cesarstwa z 1937 r.


 
 
"żyjemy w" - ciekawe, kto zrobił tę ilustrację...

 
 
 
 
 











podobnie tutaj:
 
 
 
wiki
tłumaczenie automatyczne

 
Rzesza Niemiecka w granicach 31 grudnia 1937 r.


Rzesza Niemiecka w granicach 31 grudnia 1937 r. to termin często używany w polityce zachodnioniemieckiej aż do lat 70. XX wieku, kiedy to doszło do tzw. kwestii niemieckiej
 
31 grudnia 1937 r. został po raz pierwszy wyznaczony na Konferencji Ministrów Spraw Zagranicznych w Moskwie w 1943 r. jako ostateczny termin określenia granic Rzeszy Niemieckiej przed ekspansją terytorialną. 
 
W Protokole Londyńskim z 1944 r., na konferencji poczdamskiej w 1945 r. i w kilku późniejszych aktach prawnych główne zwycięskie mocarstwa tamtych czasów powoływały się na tę datę, aby uchwycić "Niemcy jako całość" w kategoriach geograficznych, co ostatecznie odpowiadało "prawie jednomyślnej opinii" wśród ekspertów prawa konstytucyjnego i międzynarodowego. [1]

Ze względu na ciągłość Rzeszy Niemieckiej na mocy prawa międzynarodowego w postaci Republiki Federalnej Niemiec, aż do postanowień Traktatu Warszawskiego (1970 r.) Republika Federalna Niemiec rościła sobie pretensje do wschodnich ziem Rzeszy Niemieckiej, które od czasu podziału Rzeszy formalnie znajdowały się pod zwierzchnictwem administracyjnym Polski i ZSRR. 

Wraz ze zjednoczeniem Niemiec w 1990 r. i wejściem w życie traktatów międzynarodowych kwestia granic Niemiec została ostatecznie wyjaśniona.
 

kwestia granic Niemiec - nie Rzeszy

Zamiennie używa się, miesza, dwa terminy - Rzesza i Niemcy -  i oznaczają one dwie różne rzeczy. 
 
 
Rozumiem, że na skutek machinacji Rzesza Niemiecka nadal istnieje - de jure, a de facto istnieją Niemcy?

Niemcy zrezygnowały z roszczeń, a Rzesza siedzi cicho i czeka na swój czas...
 
 
Przypominam, że z czymś takim już się zetknęliśmy na łamach tego bloga.

Fragment mojego tekstu z 2015 roku:


Tak mnie to zastanawia...
W treści uchwały z 1945 roku użyto sformułowania 

"terytorium byłego Wolnego Miasta Gdańska"
"Na obszarach byłego Wolnego Miasta Gdańska"

,a  w    o ś w i a d c z e n i u     Rady Miasta Gdańska -

 "określa sytuację prawną na terenie Wolnego Miasta Gdańska"


Czy to znaczy, że Wolne Miasto Gdańsk istnieje??

Skoro użyto trybu w czasie teraźniejszym.. najwyraźniej tak.

Mogłoby tak być, jeśli istnieje jeszcze jakiś inny dokument, pochodzący jakby z wyższej instancji, który dajmy na to, stwierdza, że WM Gdańsk staje się Polską na okres taki, a taki. Po tym okresie powraca do funkcjonowania.


Słyszałem takie niepotwierdzone wieści, już nie pamiętam od kogo, że jakoby takie były ustalenia pojałtańskie - i że są na to dokumenty. Ponoć z tego powodu zlikwidowano wojsko w Gdańsku, przeniesiono do Gdyni.

Czyżby Oświadczenie wydał jeden organ władzy, a "komunikat wyjaśniający" - drugi organ władzy? 
Z tym, że oba zarządzają Gdańskiem, z czego może jeden zarządza też - ale nie czynnie - resztą terenu zwaną kiedyś WM Gdańsk?
 
 
 

Temat jeszcze nie skończony, trzeba zaznajomić się ze szczegółami, może potem dokończę tekst..
także ze względu na objętość wikipedii - można klikać dalej i zawsze coś się znajdzie.
 
Miało być tylko trochę o Konarzewie, a ostatecznie...
 
 
 
W każdym razie, jak już wyżej pisałem,


może być tak, że po wojnie w całej Europie pozostało ok. 2 milionów niemieckich śpiochów - czyli 2 miliony niemieckich agentów dywersantów, którzy przejęli tożsamości pomordowanych 2 milionów niewinnych ludzi.


Ilu z nich pozostało w Polsce??
 
Ilu potomków tych dywersantów obecnie sprawuje funkcje w polityce, w służbach specjalnych, wojsku, administracji państwowej, samorządowej, kulturze, mediach?
 
Ilu z nich to celebryci ustanawiający Polakom nowe kanony zachowań?
 
Ilu z nich pisze książki zakłamujące historię, wybielające niemców, ilu z nich udziela się na forach, gdzie cmokają z zachwytem nad niemczyzną i plują na Polaków, ilu z nich czynnie bierze udział w Pladze Cmentarnej?






Widzimy więc, idąc za powyższym niewielkim przykładem wsi Konarzewo, że Niemcy podtrzymują tezę, że my tylko na Pomorzu administrujemy - zarządzamy.
 
 
Nie wolno pozwalać Niemcom na sugerowanie, że sprawa granicy na Odrze i Nysie została zamknięta, bo te zapewnienia to są z ich strony kłamstwa,
 
nie wolno nam pozostawić bez wyjaśnienia, skąd liczba 2 miliony ofiar śmiertelnych "wypędzeń" w niemieckich archiwach

 
należy tę sprawę doprowadzić do końca, dywersantów znaleźć i ujawnić, status Niemiec i Niemców - prawnie oraz ostatecznie uregulować - na naszą korzyść.. 



 Wygrajmy w końcu tę wojnę, wygrajmy wojnę z Niemcami.
 
 
 
 
 
 
 
 

----





Powiązane notki:
 
 
 
- Stutthof                   - w przygotowaniu, kilka części

- Dziadek z wehrmachtu  - w przygotowaniu

- Ziemia faluje        - gotowy, termin publikacji - maj 2025 lub szybciej, zależnie od okoliczności








-----------



klikamy Karnice:

Pod koniec II wojny światowej Karnitz zostało zajęte przez Armię Czerwoną w 1945 roku, a następnie – podobnie jak całe Hinterpomorze Przednie – znalazło się pod polską administracją. 

Mieszkańcy wsi byli wypędzani od 1946 r. przez polskich milicjantów, którzy wyemigrowali po zakończeniu wojny. Niemiecka wieś Karnitz została przemianowana na Karnice.


klikamy Cerkwica (Zirkwitz)


Pod koniec II wojny światowej wieś i powiat dworski Zirkwitz zostały zdobyte przez Armię Czerwoną i – podobnie jak całe Hinterpomorze Przednie – oddane pod polską administrację. Po ucieczce i powrocie po zakończeniu II wojny światowej stara brandenbursko-pomorska rodzina Sydów została wywłaszczona i wysiedlona w 1947 r. wraz z innymi mieszkańcami Niemiec.

Wojsko polskie stacjonowało w majątku Sydowów. Następnie, od 1949 r., na terenie majątku mieściła się siedziba PGR. W 1969 roku gospodarstwo zostało członkiem Krajowego Ośrodka Hodowli. Dziś dawny dwór należy do prywatnego przedsiębiorstwa rolniczego.

Cmentarz komunalny przy kościele z pomnikiem. (W 2014 r. nie można było już odnaleźć dawnych pomników i grobów dawnej ludności niemieckiej. Na zewnętrznej ścianie kościoła znajduje się tablica pamiątkowa z 2001 roku, która ma upamiętniać zmarłych mieszkańców wsi do 1945 roku.)


i tak dalej...


tekst pisałem etapami, mam nadzieję, że wszystkie linki ująłem w zestawieniu

sprawdź sam:


de.wikipedia.org/wiki/Wyszembork




------------




de.wikipedia.org/wiki/Konarzewo_(Karnice)

de.wikipedia.org/wiki/Hinterpommern

de.wikipedia.org/wiki/Vertreibung

de.wikipedia.org/wiki/Pommern
 
de.wikipedia.org/wiki/Flucht_und_Vertreibung_Deutscher_aus_Mittel-_und_Osteuropa_1945–1950

pl.wikipedia.org/wiki/Deportacja_(prawo)

de.wikipedia.org/wiki/Volksrepublik_Polen#Westverschiebung

de.wikipedia.org/wiki/Ostgebiete_des_Deutschen_Reiches

de.wikipedia.org/wiki/Präambel_des_Grundgesetzes_für_die_Bundesrepublik_Deutschland


pl.wikipedia.org/wiki/Aneksja
pl.wikipedia.org/wiki/Secesja_(politologia)
pl.wikipedia.org/wiki/Cesja_(prawo_międzynarodowe) 


de.wikipedia.org/wiki/Deutsches_Reich_in_den_Grenzen_vom_31._Dezember_1937

de.wikipedia.org/wiki/Zwei-plus-Vier-Vertrag


https://maciejsynak.blogspot.com/2024/01/jestesmy-w-stanie-wojny-z-niemcami.html


pl.wikipedia.org/wiki/Granica_państwowa


de.wikipedia.org/wiki/Karnice_(Powiat_Gryficki)
de.wikipedia.org/wiki/Cerkwica


dwuznaczne zastosowanie Cudzysłowia:

https://maciejsynak.blogspot.com/2024/04/rozne-negatywne-uprzykrzacze.html
https://maciejsynak.blogspot.com/2024/03/media-polskojezyczne-o-tragedii.html






2015 r.