przedruki
KL Stutthof - księgowość zbrodni, anatomia reparacji. Zamiast pouczać rząd polski, niech rozliczają własnych zbrodniarzy
Mordowali, rabowali, upokarzali, zniewalali, kradli. I skrupulatnie zyski księgowali. Zbrodnia zorganizowana przez państwo niemieckie, jego rozmaitych funkcjonariuszy, na sposób przemysłowy. Dziś mówią nad Renem i Szprewą, że czują się cokolwiek podle, ale wara od ich pieniędzy. Nie mają żadnych długów, mają swój majątek. Zdobyty z pracy własnej, pracy tatusia i mamusi, babci i dziadka. Ich pieniędzy?
Z ciężkiej pracy przy obsłudze komór gazowych, utrzymywaniu ognia w krematorium, wydawaniu wyroków śmierci na podstawie decyzji policyjnego sądu doraźnego: imię, nazwisko, data urodzenia, „polnische Inteligenz”, „polnische Minderheit” - rozstrzelać.!!!
Babcia pisała kogo rozstrzelać, dziadek strzelał albo tłukł styliskiem łopaty, a mała mamusia i mały tatuś słuchali Schumanna w salonie przyległej do obozu willi komendanta KL Stutthof Paula Wernera Hoppe.
Jego klientem był m.in. Erich Wiens, „Bauer” z Chorążówki (Junkertroyl) wsi odległej kilka kilometrów od Stegny i Sztutowa. Dobry rolnik, dobry Niemiec. W dniach 22, 23, 24, 25, 27, 28 września 1943 roku P. W. Hoppe dostarczał mu codziennie komando 10 więźniów - więźniów bez wyroku czy raczej niewolników III Rzeszy. Dzienną pracę jednego mężczyzny wyceniano na 3 marki niemieckiej Rzeszy. Godzina pracy polskiego niewolnika kosztowała Herr Wiensa 25 fenigów, mniej niż cena bochenka chleba. Łącznie za 720 godzin pracy Herr Wiens został zawezwany do zapłaty na rzecz Konzentrationslager Stutthof 720 marek.
Z przymusowej pracy zniewolonych Polaków regularnie korzystała też Deutsche Ausruestungswerke GmbH, zakład Stutthof. Od 1 do 31 stycznia 1943 roku pomnażało niemiecki majątek zbrojeniowy 5756 robotników wykwalifikowanych i 1941 ich pomocników. Za pracę pierwszych P. W. Hoppe liczył sobie po 1,5 marki, za robotników bez kwalifikacji policzył po 50 fenigów. Łącznie 9604,50 marek za miesiąc, płatnych na konto KL Stutthof w „Reichsbankhauptstelle Danzig Nr. 1478” lub na konto pocztowe „Danzig Nr. 7960”. I żeby był porządek, koniecznie należało podać numer wezwania do zapłaty. Termin płatności - 1 marca 1943 roku.
Pod względem rzeczowym i obrachunkowym wezwanie zapłaty sprawdził SS-Obersturmfuehrer z zarządu gospodarczego obozu.
Właśnie dlatego chcemy od Niemców reparacji. Z milionów takich haniebnych zdarzeń Niemcy ufundowali sobie swój dostatek. Okradali Polaków z ich majątków, siedlisk, okradali z godności, na końcu mordowali.
Spadek po swoich babciach i dziadkach Niemcy przejęli z dobrodziejstwem inwentarza, także ze zobowiązaniami. Dochody z KL Stutthof, księgowane przez Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS -Inspektorat Obozów Koncentracyjnych pokazują tylko jeden epizod ohydnego procederu, w którym państwo niemieckie wzbogaciło się na zbrodniczym wyzysku - jak mordowało systemowo by systemowa się bogacić.
Udawać teraz, że 500 mln marek pomocy humanitarnej od rządu niemieckiego rozdzielone pomiędzy niektóre ofiary reżimu III Rzeszy przez „Fundację Polsko-Niemieckie Pojednanie”, kończy rozrachunek to słabe alibi.
Jak wycenić jawny mord na polskich pocztowcach z Gdańska - w tym Janie Michoniu i Józefie Wąsiku, jak wycenić nędzę, w którą ich śmierć wpędziła ich rodziny. Sam rytualny wieniec nie wystarczy…
Reparacje to naprawa zła wyrządzonego niegodnie. Zamiast pouczać rząd polski o niedostatku praworządności i niezależności sądów pomniejsi dyplomaci niemieccy, jak Cornelia Pieper, konsul w Gdańsku, niech rozliczają własnych zbrodniarzy, których praca w KL Sutthof fundowała dobrobyt ich państwa. Ktoś w końcu krematoria produkował, ktoś kupował, płacił i wykorzystywał. Firma H. Kori GmbH z Berlina, producent pieców do KL Stutthof zakończyła działalność całkiem niedawno. Piękny spadek po III Rzeszy…
Nie martwcie się Niemcy, dobrą pracą uwolnicie się od długów przeszłości.
Tekst opublikowany na portalu Wybrzeze24.pl
Marek Formela
Publicysta, redaktor naczelny "Gazety Gdańskiej" i portalu Wybrzeze24.pl
------------
Niemiecki rewizjonizm w natarciu po wizycie Karola Nawrockiego w Berlinie
20.09.2025 17:29
Cytowany przez portal dw.com niemiecki magazyn polityczny „Cicero” traktuje odstąpienie przez Niemcy ziem wschodnich jako rekompensatę za straty wojenne, które Polska poniosła w czasie II wojny światowej. Materiał na ten temat został opublikowany po niedawnej wizycie Karola Nawrockiego w Berlinie, który poruszył ten temat w rozmowie z prezydentem Niemiec Frankiem Walterem Steinmeierem oraz kanclerzem Friedrichem Merzem. Autor tekstu, Thomas Urban określa polskiego prezydenta mianem „przedstawiciela nacjonalistycznego obozu”, który w kampanii wyborczej nie stronił od antyniemieckich akcentów.
Co musisz wiedzieć:
Niemcy od lat czynią wysiłki, aby uniknąć wypłacenia Polsce reparacji wojennych
Większość Polaków domaga się od Niemiec zadośćuczynienia za dokonane zbrodnie i kradzieże
„Odstąpienie przez Niemcy ziem wschodnich Polsce było traktowane jako rekompensata za straty wojenne. Ten i poprzedni rząd w Berlinie unika powoływania się na ten argument”
– ubolewa niemiecki magazyn „Cicero”.
Autor materiału wyraził zdziwienie, że „nikt z komentatorów w wiodących polskich mediach nie zwrócił uwagi na to, że właściwym powodem odrzucenia przez Berlin polskich roszczeń reparacyjnych nie jest oświadczenie z 1953 r., lecz raczej odstąpienie Polsce przez Niemcy niemieckich ziem wschodnich po II wojnie światowej”. Cały problem polega na tym, że to Niemcy wywołały II wojnę światową i to one ją przegrały, natomiast ziemie, o których mowa w tekście zostały przyznane niesuwerennej wówczas Polsce przez układ jałtański. Nie było tam żadnej dobrowolności ze strony Niemiec, więc nie sposób argumentować, iż mogłyby to być jakiekolwiek reparacje. Co więcej to Niemcy wpadli na pomysł, aby próbować wyłudzić od Polski odszkodowanie za „zagarnięcie” przez nią tych ziem, co stało się impulsem do rozpoczęcia żądań strony polskiej uzyskania należnych jej reparacji od zachodniego sąsiada.
Publicysta krytykuje brak jasnego stanowiska niemieckiego rządu kanclerza Olafa Scholza w reakcji na raport o stratach wojennych, przedstawiony przez stronę polską w 2022 r., nazywając postawę rządu „zaniedbaniem”. Zdaniem niemieckiego dziennikarza polityk uważany za twórcę polityki odprężenia, kanclerz Willy Brandt (1969-1974), uważał odstąpienie Śląska, Pomorza oraz południowej części Prus Wschodnich na rzecz Polski za odszkodowanie za niemieckie zbrodnie. „Ówczesne kierownictwo w Warszawie widziało to tak samo” - przekonywał autor. Problem w tym, że żaden rząd w Warszawie nigdy nie wyraził podobnego stanowiska, ani nawet go nie zajmował.
Niemiecki rewizjonizm
„Obecnie niemieccy politycy unikają publicznego nazwania po imieniu tego kontekstu tak, jakby obawiali się, że przypomnienie o wypędzeniu milionów Niemców z ziem nad Odrą i Nysą oraz o przejęciu ich mienia przez polskie państwo może uruchomić własną negatywną dynamikę”
– czytamy w „Cicero”.
Urban zwraca uwagę na kontrargumenty strony polskiej, która twierdzi, że niemieckie ziemie wschodnie zostały Polsce przyznane jako rekompensata za polskie tereny wschodnie przejęte przez ZSRR. Autor przyznał, że jest to zgodne z faktami. Przekonuje jednak, iż to stanowisko oznacza, że Niemcy mieliby zapłacić za aneksję dokonane przez Stalina. Jego zdaniem w Bundestagu nigdy nie powstanie większość akceptująca takie stanowisko, a przeważająca większość Niemców, także ci, którzy angażują się na rzecz polsko-niemieckiego dialogu, będzie przeciwna. Lekceważy tym samym fakt, iż Niemcy jako strona przegrana nie mieli możliwości jakichkolwiek głosowań czy negocjacji, a próba narzucania teraz Polsce niemieckiego rewizjonizmu jest co najmniej nie na miejscu.
Kończąc swoje wywody, Urban zaapelował o zorganizowanie konferencji polskich i niemieckich historyków poświęconej reparacjom. W jego ocenie odpowiednim miejscem byłby Niemiecki Instytut Historyczny w Warszawie, nie zaś jakiekolwiek neutralne miejsce.
Niemiecka narracja się nie zmienia
Niemiecka narracja od lat się nie zmienia. Niemcy nie tylko usiłują wybielić swoje winy, ale nie chcą płacić za zbrodnie, mimo że, jak wykazał polski Instytut Pamięci Narodowej, u źródeł współczesnej potęgi gospodarczej Niemiec jest rabunek z czasów II wojny światowej. Źródła dzisiejszej niemieckiej potęgi gospodarczej to infrastruktura i technologie z czasów Wehrwirtschaft, czyli gospodarki wojennej, opartej na grabieży mienia i wyzysku ludności z państw podbitych przez Niemcy w czasie II wojny światowej.
Jak szacują historycy IPN, około 90 proc. niemieckich firm odnosiło korzyści z niewolniczej pracy jeńców wojennych, więźniów obozów i różnego rodzaju przymusowych robotników. Część z tych firm wyrosła na wielkie światowe koncerny, które są w stanie – podobnie zresztą, jak i państwo niemieckie – wypłacić należne Polsce reparacje, ale nie ma ku temu woli politycznej.
Z niewolniczej i przymusowej pracy więźniów obozów koncentracyjnych i zagłady – jeńców wojennych – korzystało w okresie istnienia III Rzeszy 90 proc. ówczesnych niemieckich firm. Największe z nich to: Continental, BMW, Mercedes-Benz, Volkswagen, Siemens, Bayer, Agfa, Dr. Oetker, Hugo Boss, Allianz, Deutsche Reichsbahn, Lufthansa, Deutsche Bank, koncern IG Farben. Na niemiecką gospodarkę pracowało przymusowo łącznie14 mln ludzi, w tym 3,2 mln Polaków. Do tego dochodziły masowe grabieże – zgodnie z szacunkami niemieckiego historyka Götza Aly’ego, zagrabione przez Niemców zasoby miałyby dzisiaj wartość co najmniej 2 bln euro.
Niemcy wzbogacili się na krzywdzie Polaków
„Pojęcie Lebensraum w celu zdobycia przestrzeni życiowej implikuje to, co się stało później, czyli Holokaust narodu żydowskiego i wyniszczenie narodu polskiego, natomiast zdobycie dominującej pozycji gospodarczej implikuje grabież, którą Niemcy prowadzili w całej Europie”
– mówił dr hab. Tomasz Panfil podczas otwarcia wystawy „Gospodarka III Rzeszy”, ukazującej źródła dzisiejszej niemieckiej potęgi gospodarczej: infrastrukturę i technologie z czasów Wehrwirtschaft. „Bardzo często w historiografii mówi się, że naziści to armia i partia, że gospodarka jest po prostu niemiecka. Tymczasem to nie jest prawda. Gospodarka niemiecka jest takim samym narzędziem realizacji ludobójczych planów Hitlera i NSDAP, jak inne instytucje państwa niemieckiego, jak Wermacht, jak SS” – dodał. Przypomniał jednocześnie, iż „Niemcy grabili wszystko: od łyżeczek do kawy po dzieci”.
„Porozumienie zawarte pomiędzy Armią Krajową a gen. von dem Bachem zawierało punkt mówiący, że armia niemiecka i państwo niemieckie przejmuje pełną odpowiedzialność za mienie pozostawione przez warszawiaków”
– przypomniał dr hab. Panfil. Jak wyglądała ta odpowiedzialność?
„Ta liczba też tu pada i niewykluczone, że jest nawet zaniżona: 46 tysięcy wagonów kolejowych wszystkiego, co dało się ukraść z Warszawy, wyjechało z Warszawy do Niemiec. Grabili wszyscy i wszystko”
– zauważył.
„Dawniej wysoko postawieni funkcjonariusze reżimu stają się prominentnymi biznesmenami, czy politykami nowych, demokratycznych Niemiec. Nie ma zerwania, jest ciągłość – jest ciągłość prawna, jest ciągłość ludzka, jest ciągłość materiałowa”
– wskazywał historyk.
„Coś, co zaczyna się jako biznes z dziedziny przemysłu ciężkiego, spożywczego, kończy się jako biznes paserski, czyli budujący dalsze powodzenie na tym, co zostało ukradzione Żydom, Polakom, Belgom, Norwegom, Czechom, Grekom, Holendrom, Francuzom”
– konkludował.
Wprawdzie po wojnie gospodarka niemiecka przeżywała intensywny rozwój także dzięki pieniądzom z amerykańskich funduszy inwestycyjnych zwanym Planem Marshalla, jednak historycy IPN nie mają wątpliwości, że fundamentem niemieckiego cudu gospodarczego były infrastruktura i technologie z czasów Wehrwirtschaft.
„W pierwszych latach wojny dochody z grabieży i bezwzględnej eksploatacji terytoriów podbitych przez Niemców w wyniku błyskawicznych kampanii przewyższały koszty działań wojennych. Jednak na przełomie 1942 i 1943 r, po potężnych stratach poniesionych w walkach ze Związkiem Sowieckim i w Afryce Północnej, Niemcy zostały zmuszone do zwiększenia wysiłku”
– wskazuje IPN, dodając iż ogółem w Wermachcie i SS służyło około 17 mln ludzi.
„Kto zatem pracował, gdy Niemcy walczyli?”
– pytają retorycznie eksperci.
Autor: Anna Wiejak
-----------
Popiersie Bismarcka w Szczytnie?!
Wiceprezes PiS Przemysław Czarnek na antenie Telewizji wPolsce24 ujawnił, że burmistrz Szczytna rozesłał do radnych mapkę, z której wynika, iż w rewitalizowanym parku w Szczytnie miałaby powstać aleja Otto von Bismarcka i jego popiersie!
Wczoraj byłem w Szczytnie na spotkaniu z mieszkańcami (…), była również pani radna, która pokazała mi mapkę, którą otrzymali radni miasta Szczytno od burmistrza, to jest wstęp do dyskusji o projekcie uchwały o rewitalizacji tamtejszego parku przedwojennego i w tym parku ma się znaleźć aleja Bismarcka i na końcu tej alei ma być popiersie Bismarcka. Człowieka, który jest odpowiedzialny za Kulturkampf, za brutalną germanizację milionów Polaków
— powiedział na antenie Telewizji wPolsce24 Przemysław Czarnek.
Oni, mieszkańcy Szczytna, mają teraz sławić poprzez aleję Bismarcka. To są ci sami ludzie z kręgu tych, których trzeba repolonizować, a którzy mówią, że Niemcom musimy zawsze za wszystko dziękować i niczego broń Boże się od nie domagać
— dodał.
.tysol.pl/a146731-niemiecki-rewizjonizm-w-natarciu-po-wizycie-karola-nawrockiego-w-berlinie
wpolityce.pl/polityka/740913-popiersie-bismarcka-w-szczytnie-czarnek-ujawnia
wpolityce.pl/historia/740653-kl-stutthof-ksiegowosc-zbrodni-anatomia-reparacji
21