Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą media. Pokaż wszystkie posty

piątek, 7 lutego 2025

Kto utrzymuje szkodników?





Żaden pasożyt i szkodnik nie utrzyma się z pieniędzy konsumentów, bo mu nikt za głupoty nie będzie płacić.

Szkodliwe pomysły były drukowane w milionowych nakładach za pieniądze z USA.

Czy tylko?



Podobnie na ukrainie ponad 90% mediów jest utrzymywanych przez granty z USA. A wg mnie prasa jest tam naprawdę rozbudowana, bardziej niż w Polsce.

Teraz to także się skończy.










przedruk




Miliony dolarów szły do polskich liberalnych mediów. Trump zakręcił kurek z dotacjami




"Gazeta Wyborcza", 
"Krytyka Polityczna",
"Politico", 
OKO.press, 
TVN 


- to tylko niektóre media, które w minionych latach otrzymywały milionowe wsparcie od amerykańskiego rządu. Decyzją Donalda Trumpa te czasy się skończyły.




Niezalezna.PL




Ujawnione niedawno szczegóły dokumentów Amerykańskiej Agencji Rozwoju Międzynarodowego (USAID) wzbudziły niemałą sensację na całym świecie. Potwierdzają je sami zainteresowani, którzy publicznie wzywają do wspierania finansowego ich organizacji, a ostatnio także i mediów. Patrząc na przykład Polski, to głównie media o profilu liberalnym oraz organizacje promujące m.in. LGBT.


Dominik Andrzejczuk wymienił na platformie X kwoty, jakimi były dotowane kolejne media.

"Wiedziałem, że te marne media nie są w stanie utrzymać się wyłącznie z przychodów z prenumerat i reklam" - podkreślił.


Same tytuły na lewo

Andrzejczuk przytoczył dane USAID dotyczące dofinansowania "Gazety Wyborczej" w ciągu ostatnich 8 lat (2016-2023). Z informacji wynika, że redakcja otrzymała około 20 milionów dolarów, czyli nawet 2,5 mln rocznie.

Kolejnym tytułem na liście beneficjentów była "Krytyka Polityczna", która otrzymała w podobnym okresie 5 mln dolarów. 1,5 mln dolarów miał otrzymać portal OKO.press.

Na liście znalazł się także tygodnik "Politico", z którym związana jest Anne Applebaum. Jednak dane dotyczące finansowania nie są tak jasne. Wynika z nich za to, że wsparcie dla polskiej redakcji mogło wynosić kilkaset tysięcy dolarów.

Podobna sytuacja dotyczy telewizji TVN. "Nie są to konkretne kwoty, ale mówi się o milionach dolarów, zwłaszcza w kontekście projektów dziennikarskich realizowanych w latach 2016-2023" - napisał Andrejczuk.


Wśród beneficjentów były także takie organizacje jak Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Instytut Reportażu Mariusza Szczygła, Polskie Forum Migracyjne, Sieć obywatelska Watchdog Polska, Instytut Spraw Publicznych, a także Polska Akcja Humanitarna (PAH).




Decyzja Trumpa i krzyki "głodzonych"

Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta USA Donalda Trumpa było zawieszenie na 90 dni wszystkich programów amerykańskiej pomocy zagranicznej w celu oceny ich zgodności z jego polityką zagraniczną.

To wzbudziło reakcję poszczególnych organizacji. Jako jedni z pierwszych z apelem o wsparcie zwrócili się organizatorzy Tour de Konstytucja. Za nimi ustawił się Instytut Reportażu, który żalił się na zablokowanie grantu na realizację konkursu dla mediów lokalnych.


Apele o wsparcie i "żart" Brzoski

O zawieszeniu finansowania z amerykańskich funduszy poinformowała także redaktor naczelna "Krytyki Politycznej".

Bez tych środków nie moglibyśmy działać. Ważne jest dla nas wsparcie indywidualnych darczynek i darczyńców, bo granty – jak widzimy – Trump może nagle zatrzymać


– napisała na redakcyjnym profilu Facebook.



Podkreśliła, że redakcja nadal będzie wypełniała swoje zobowiązania i dodała, że nie mogą "nikomu napisać: 'sorry, Trump zatrzymał wsparcie, więc nie dostaniesz wynagrodzenia za wykonaną pracę'".



Swój wpis szybko usunęła, ale dziennikarze spopularyzowali go na platformie X. Część postanowiła wstawić się za redakcją i zaapelować do Rafała Brzoski o wsparcie finansowe "Krytyki".


"Proszę Was wszystkich o przyłączenie się do mnie i wspólną zrzutkę na Krytykę Polityczną, aby jej szczytne dzieło walki z krwiożerczym kapitalizmem mogło być kontynuowane, po tym jak wyschły fundusze od rządu USA" - napisał właściciel firmy InPost. 

Dalej napisał: "A na serio - chętnie pomogę jak będzie trzeba i oczekuje w zamian - jak dotychczas - bezkompromisowej krytyki, bo...kompletnie się mylicie, ale pluralizm w mediach jest serio ważny!"









Miliony dolarów szły do polskich liberalnych mediów. Trump zakręcił kurek z dotacjami | Niezalezna.pl



środa, 29 stycznia 2025

Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim?





przedruk






Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim?



Krzysztof Stanowski bardzo chce pozostać teflonowym kandydatem w wyborach prezydenckich. Mam nadzieję, że media, politycy i internauci nie zapewnią mu takiego komfortu.

Krzysztof Stanowski musiał wystartować w tych wyborach. Nie, nie dlatego, by stać się sumieniem demokracji i wyrzutem polityków, którzy mają nas wszystkich za – by trzymać się poetyki założyciela Kanału Zero – kompletnych idiotów. To po prostu kolejny event performera, wszak to za sprawą tego typu akcji Stanowski zbudował swoją markę.

Czym karmi się Stanowski?


Bodaj pierwszym jego „szokującym” występem była „zmiażdżenie” książki Małgorzaty Domagalik o Jerzym Brzęczku, ówczesnym selekcjonerze polskiej reprezentacji piłkarskiej. Siedział przed kamerą i dewastował tę publikację – polemicznie i fizycznie. Choć książka jego zdaniem była beznadziejna, poświęcił jej kilka odcinków, wypełnionych drwinami, obśmiewaniem autorów oraz wyrywaniem z niej kartek. Robiło to, owszem, wrażenie, a widzowie – wówczas jeszcze Kanału Sportowego, bo to tam Stanowski urządził sobie ów roast – zasiadali przed ekranami komputerów czy smartfonów, żeby zaśmiewać się z kolejnych złośliwostek i kalumnii jakie znowu zaserwuje Stano.

Kolejne niezwykle „ważne” społecznie tematy, jakimi zajmował się Stanowski uzasadniając to etycznym imperatywem, dotyczyły obłudy w telewizjach śniadaniowych (sprawa Natalii Janoszek) czy „demaskowania” intelektualnych talentów boksera Marcina Najmana.

Z obydwu tych spraw – podobnie jak z książki Domagalik i Brzęczka – Stano zrobił kolejne miniseriale. Janoszek – niespecjalnie popularna w Polsce celebrytka – w opinii Stanowskiego była nawet warta wyjazdu do Indii, gdzie demaskował kłamstwa na temat jej kariery w Bollywood, czy wykreowania przez właściciela Kanału Zero alter ego w postaci hinduskiego gwiazdora, Khrisa Stan Khana.

Było to, przyznam, miejscami nawet zabawne. Kłopot w tym, że gdyby się głębiej zastanowić to trudno uzasadnić to ambitnym dziennikarstwem. To po prostu kabaretowa rozrywka, w dodatku w kiepskim wydaniu, wszak jednak żerująca na ludzkich słabościach i niedoskonałościach. Oczywiście te w przestrzeni publicznej warto wskazywać i piętnować, ale poświęcanie im nadmiernej ilości czasu zakrawa raczej na niezdrową rozrywkę.

Po co zatem to wszystko? Czy Stanowskiego cieszy wykpiwanie ludzkich słabości? Tego nie wiem i – prawdę mówiąc – nie interesuje mnie to. Istotny jest bowiem ten cel, który ma wpływ na odbiorców: czyli budowanie przez Stanowskiego marki osobistej a – tym samym – robienie gruntu pod zasięgi dla jego kolejnych projektów medialnych. Jest to metoda prosta do rozczytania: zamiast kupować reklamy w sieci czy mozolnie budować wiarygodność, można to zrobić szybko i stosunkowo tanio dzięki nakręceniu kolejnego wielkiego skandalu, gdzie demaskator okazuje się alarmistą i showmanem w jednym. Nie jest przypadkiem, że po rozkręceniu kilku internetowych awantur, Stanowski uznał, że jest za duży na Kanał Sportowy i postanowił pójść na swoje, zakładając wspomniany już Kanał Zero.

Nie inaczej jest z kandydowaniem na prezydenta. Uzasadnienie, że aby wypunktować słabości polityków należy dla hecy kandydować w wyborach, jest po prostu kulawe i niewiarygodne. O tym, że polska klasa polityczna prezentuje coraz niższy poziom wiemy od dawna i konia z rzędem temu kto powie, co pomysł Stanowskiego miałby tutaj zmienić. Poza jednym: da założycielowi Kanału Zero paliwo niezbędne do prowadzenia dalszej, skutecznej biznesowo działalności.

Koniec zabawy

Zastanawiam się jedynie, co takiego Stanowski będzie musiał zrobić za rok lub dwa, by kolejny raz podekscytować tłumy, wydrwić ludzkie słabości, zmieszać z błotem taką czy inną postać życia publicznego, by pozostać tym, który potrafi „zaorać każdego”.

Przyznam, że należałem do obozu ludzi, którzy brali na serio zapowiedzi Stanowskiego o kandydowaniu w wyborach prezydenckich, wszak wpisuje się to w logikę jego obecności w sferze publicznej.

Kandydatura Stanowskiego w wyborach prezydenckich została też przez niego samego przedstawiona jako kandydatura niepoważna, którą nie powinniśmy się zajmować na serio, chodzi bowiem o rozrywkę i przygrzanie na odlew całej klasie politycznej.

To ciekawe postawienie sprawy, które kupuje jak się zdaje wielu obserwatorów życia publicznego, traktując udział Stanowskiego w wyborach jako swoisty performance, który nie będzie miał wielkiego wpływu na polską politykę.

Uważam inaczej: Stanowski ogłaszając swoją kandydaturę, stał się po prostu politykiem. Zyskuje przecież realny wpływ na procesy polityczne w Polsce. Nie, to nie jest już kabaret ani cykl wesołych filmów na You Tube. Nie jest to też błotna kąpiel urządzona temu czy innemu celebrycie lub autorowi książki.

Kandydatura Stanowskiego – nawet jeśli, jak twierdzą niektórzy, wycofa ja tuż przed pierwszą turą wyborów – oddziałuje na wyborców, skłania ich do określonych zachowań. Jednych do przerzucenia głosów na niego, innych do głosowania przeciwko niemu, jeszcze innych do tego, by w ogóle poszli do wyborów. Jeśli nawet zrezygnuje, wyborcy znów będą podejmowali decyzje w oparciu o tę rezygnację, a na pewno wielu zmieni swoje preferencje wyborcze obserwując kilkumiesięczny festiwal kpin z innych kandydatów.

Wraz z ogłoszeniem swojej kandydatury, Stanowski kończy etap jazdy na gapę. Już nie pracuje wyłącznie na swoją osobistą popularność, ale wchodzi w przestrzeń, która oddziałuje realnie na życie ludzi i będzie miała na nie wpływ przez kolejne lata. Dla niego i części jego zwolenników, sympatyzujących z jego internetowymi wybrykami zabawa się zaczyna, ale prawda jest inna: zabawa właśnie się skończyła. I raczej nie pomogą tutaj zaklęcia o potrzebie obnażenia intelektualnej miernoty polskiej klasy politycznej. Stanowski staje się punktem odniesienia dla konkretnych decyzji wyborczych, które mogą zaważyć na naszym życiu. Co w czasach wielkiego zamętu i niepewności, w jakich przychodzi nam żyć, brzmi po prostu złowrogo.

Dlatego kandydatura Stanowskiego powinna być traktowana jak każda inna. Jego motywacje nie muszą być bowiem napędzane wyłącznie potrzebą budowania własnej marki. Nie zapominajmy, że Stanowski jest człowiekiem biznesu, ze wszystkimi tego dobrymi i złymi stronami. Nie ma niczego złego w zarabianiu pieniędzy i sukcesie biznesowym. Życzę tutaj Stanowskiemu jak najlepiej. Ale przecież wiemy doskonale, że duży biznes – a takim otacza się właściciel Kanału Zero – ma swoje konkretne cele, również polityczne. Lobbuje, szuka możliwości uzyskania wpływu na prawodawców i kształt przepisów prawnych. Warto zatem postawić pytanie, kto stoi za Stanowskim i czy faktycznie jego kandydatura jest niezależna? Być może jednak jest ktoś lub ktosie, którzy widzą w niej szansę na osłabienie innych kandydatów a wzmocnienie tych (lub tego), który jest bardziej przystępny i podatny na działania lobbingowe.

Zdrapać teflon

Żeby była jasność: nie sugeruję tutaj żadnych nielegalnych działań. Lobbing i inne próby wywierania wpływu przez biznes na politykę jest czymś całkowicie normalnym, co nie oznacza, że nie powinniśmy o nim mówić czy pisać. Stanowski tymczasem usiłuje ustawić się w wygodnej pozycji Stańczyka, który ma wyłącznie szczytne intencje, wchodząc do bardzo ważnej politycznej rozgrywki. Takie postawienie sprawy ma go pokryć teflonem. A to byłoby bardzo szkodliwe dla całego procesu wyborczego. Za Stanowskim mogą bowiem stać ludzie, którzy z jego pomocą planuje wywrzeć jakiś wpływ na politykę, czyniąc ze „swojego” kandydata kartę przetargową.

Życzę zatem Stanowskiemu, żeby ta kampania wyborcza była dla niego wyczerpująca i trudna. Tylko wtedy bowiem przyniesie ona jakieś dobre owoce. Dowiemy się wówczas, że z polskim życiem publicznym nie jest tak źle, jak nam się wydawało. Pora zatem promienie rentgena skierować i na tę kandydaturę.

Tomasz Figura







Kto stoi za Krzysztofem Stanowskim? - PCH24.pl








wtorek, 21 stycznia 2025

14-latkowie dokonali rozboju





przedruk



21.01.2025 07:32



14-latkowie dokonali rozboju

Policja kryminalna z Bemowa zatrzymała dwóch 14-latków podejrzanych o rozbój. Jeden z nastolatków groził napadniętemu czymś, co wyglądało jak prawdziwa broń palna. Nastoletni sprawcy trafili do schroniska dla nieletnich.



Rozwój 14-latków

Do zdarzenia doszło kilka dni temu. Pewien mężczyzna wystawił na jedną z internetowych platform zakupowych odzież i buty. Skontaktował się z nim kupujący. Umówili się na odbiór rzeczy i zapłatę na Bemowie.


Kupującym okazał się 14-latek, który przyszedł na spotkanie z równolatkiem.

"W trakcie krótkiej rozmowy jeden z nastolatków wyjął z kieszeni przedmiot przypominający broń palną, którą wycelował w stronę pokrzywdzonego. Wyrywał mu z ręki torbę z rzeczami. Potem wspólnicy uciekli"

– przekazała nadkom. Marta Sulowska z bemowskiej komendy.


Szybko wpadli

Poszkodowany mężczyzna złożył na komendzie zawiadomienie o przestępstwie. Policjanci dotarli do sprawców. Byli to nastolatkowie mieszkający poza Warszawą. U pierwszego zatrzymanego 14-latka w pokoju policjanci znaleźli "pistolet" oraz zrabowane rzeczy; później zatrzymali też drugiego.


Obaj trafili do policyjnej izby dziecka. Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego, policjanci doprowadzili zatrzymanych chłopców do sądu rodzinnego. Jego decyzją obaj zostali umieszczeni w schronisku dla nieletnich na dwa miesiące.





Może oglądali serial o tym, jak się napada na ludzi??


Jest tu jaki silny kolega, który obroni nas przed wściekłą telewizyjną propagandą??


To ja przypominam swój tekst z września zeszłego roku...





 21 września 2024

Młodzież wg telewizora


To, że historia została "rozwiązana" nic nas nie obchodzi - wzorzec postępowania został podsunięty.

I tylko to jest istotne.



Tytuł filmu:


"Uczeń podpisał umowę ze szkolnym łobuzem by uniknąć bicia [Szkoła odc. 451]"

Żeby zobaczyć film, trzeba skopiować link do wyszukiwarki.




www.youtube.com/watch?v=OOY6zl1gD5w

transkrypcja


taka próba


Radek Borysiak uważa, że przechytrzył licealistę, który od niego wymusza pieniądze. Umowa, którą podpisał ze szkolnym łobuzem Darkiem Teodorczykiem, ma go teraz chronić przed zemstą Tomka. Wiem.

 
W umowie masz wyraźnie napisane, że jak nie mam hajsu, masz w du. Czekaj no dawaj kasę, bo nie mam na ciebie czasu. Szybko! Według umowy mogę przekazać moje zobowiązania komukolwiek. Chce jak jesteś chory albo coś. W umowie nie ma nic o chorobie. A ja właśnie przekazałem moje zobowiązania. Tak. To który twój kolega będzie mi płacił? Dariusz Teodorczyk Ale czy ci zapłaci? Nie. Jestem pewien, że jesteś taki cwany, gnojku. Według umowy nie możesz mnie bić. No to teraz ci pokażę. Zrobi ci z dupy jesień średniowiecza. Tak cię urządzę, że zapomnisz o kombinowaniu. O ty lamusie

Nastolatek jest przerażony i chce jak najszybciej znaleźć Darka Teodorczyka. Ma nadzieję, że silny kolega obroni go przed wściekłym Tomkiem.



Darek Tomek tu biegnie. Co mnie to obchodzi? Nie ma wypracowań, nie ma umowy. Goni mnie. Odsuń się przygłupie. To nie jest twoja sprawa. Teraz to już moja sprawa.


Darek, odsuń się od niego. Odsuń się już! Co ty Zwariowałeś? Możesz wstać?


Mogę. Nic się nie.


Dzieje. No o co chodzi?

No. Wziął mi przywalił. On kłamie.


Odsuń się powiedziałem.

Wziął bez pardonu i podbiegł. Walnął mnie w pysk.


Zadrapanie.


Ale nie.


Złamane. Idź do higienistki.

Ale boli.


No a my sobie porozmawiamy. Zapraszam do pokoju nauczycielskiego. Ruchy.






I co?
Pasuje?






P.S.

"Niezależna.pl" też uprawia literówki?



piątek, 27 grudnia 2024

Ósma litera alfabetu

 

Co za miły redaktor.











-------


Zemdlała, a może umarła - kogo to obchodzi...

Czytamy uwaznie.



Zapraszamy Was do wspólnego słuchania świątecznych opowiadań napisanych przez naszych autorów i autorki. W ulubionym fotelu, w drodze na świąteczne spotkanie, podczas pieczenia pierników. Niech te historie umilą Wam najbliższe dni.

Dobrej lektury i przyjemnego słuchania!

Redakcja „Pisma”


i min. to:








magazynpismo.pl/idee/esej/niemcy-koniec-ery-stabilnosci/?seo=pw

magazynpismo.pl/swiateczna-playlista-pisma/?utm_source=facebook&utm_medium=post%E2%81%A9



sobota, 21 grudnia 2024

Kropla drąży skałę

 


Zwracam uwagę na graficzny charakter nazwy:


"NIE" odstaje od reszty wyrazów, można by więc je traktować osobno


dostajemy wtedy:

"dla chaosu w szkole"


i to jest właśnie to, co dostrzegam w tych tekstach - chaos.



przedruk z fb

Ten tekst można by jeszcze bardziej rozłożyć na części i omówić niż ja to tu zrobiłem.

Mój komentarz jak zwykle kolorem.


🟧 Czegoś takiego nie ma na egzaminie z żadnego innego przedmiotu. Pisanie wypracowania przypomina chodzenie po polu minowym: wystarczy chwila nieuwagi i cała robota na nic, jesteś zerem. - pisze Dariusz Chętkowski.
🟧 Twórców tej formuły należałoby wysłać na zbadanie osobowości. Wydaje się, że nie lubią swojej pracy i szukają okazji do pokazania, kto tu rządzi. Na pewno nie lubią młodzieży. Może pracowali w szkole i doświadczyli tam traumy, a teraz się mszczą. Nie rozumieją też zasady pedagogicznej, że jeden błąd nie może przekreślać całego wysiłku nastolatka. Zasady są złośliwe, to wręcz egzaminacyjna dewiacja.
🟧 Egzaminator zeruje całe wypracowanie, jeżeli nie zawiera ono tezy (ten brak już wystarczy do dyskwalifikacji), nie jest tekstem argumentacyjnym (autor snuje rozważania, ale nie przekonuje czytelnika), argumentacja nie odnosi się do tekstu wymienionego w temacie (na ostatniej maturze dyskwalifikowano za pominięcie „Sklepów cynamonowych” Schulza), argumentacja nie odnosi się sensownie do pojęcia wskazanego w temacie (dyskwalifikowano za nieznajomość „synkretyzmu”) ani do żadnej lektury obowiązkowej (erudycja nie ma znaczenia, liczy się tekst z listy).
🟧 Zero otrzyma maturzysta, jeżeli choć w jednym argumencie popełnił duży błąd w odniesieniu do lektury obowiązkowej, świadczący o nieznajomości treści utworu (pozostałe argumenty mogą być idealne, liczy się tylko ten z błędem).
Egzaminator skupia się na błędach. Jeżeli przywołany kontekst literacki zawiera błąd kardynalny (tylko w odniesieniu do lektury obowiązkowej), całość jest zerowana.
CKE ostrzega, że nie uznaje komiksu i powieści obrazkowej za literaturę, tekstem literackim nie są też scenariusze filmowe, gry komputerowe oraz mangi. Również przywoływanie obcojęzycznych dzieł, które nie zostały przetłumaczone na polski, np. piosenek, nie jest dopuszczalne. Najbezpieczniej pisać ściśle według schematu i nie wychylać się z pomysłami.
🟧 W rozumieniu CKE komiks nie jest literaturą. W XVIII w. wciąż uważano, że powieść nie jest literaturą, szczególnie w środowisku warszawskich klasyków, a w I połowie XIX w. Mickiewicz uważał Balzaka za idiotę. I nawet tłumaczył mu, aby nie marnował talentu na prozę, gdyż – w rozumieniu naszego wieszcza – literackie są tylko rymy. I kto tu był kretynem?
🟧 Teraz idiotów robią z siebie eksperci CKE, gdy kompletnie nie dostrzegają przemian w kulturze, więc dręczą nastoletnich humanistów, aby czytali „Treny” i „Dziady”, natomiast czytanie komiksów uważają za gorsze od nieczytania niczego.
🟧 Na polskim uczeń powinien chłonąć kulturę humanistyczną w bardzo szerokim znaczeniu, często interdyscyplinarnie i multikulturowo. Tylko po co ma to robić, skoro na maturze jest sprawdzany wyłącznie z tego, czy „przerobił” obowiązkowe lektury? CKE traktuje język ojczysty jak najbardziej prymitywny przedmiot.
🟧 Zerowanie całej pracy za jeden błąd to dewiacja, z której CKE powinna szybko się wycofać. Pana Roberta Zakrzewskiego, nowego dyrektora tej instytucji, powinien zastanowić fakt, że taka forma oceniania występuje na egzaminie z jednego przedmiotu.
🟧 Nie można tego bezmyślnego okrucieństwa tłumaczyć specyfiką przedmiotu. Poloniści nie są potworami, czegoś takiego nie robi się na lekcjach, nie przewiduje tego praktyka szkolna. Owszem, zeruje się pracę, ale tylko wtedy, gdy uczeń tworzy ją niesamodzielnie (czyli ściąga). I to jest jedyny powód, kiedy cały wysiłek na nic. Poza tym zero nie powinno być nigdy stosowane.





Jak to zwykle u redaktorów, na początek dostajemy tezę, tutaj brzmi ona:


"Próbna matura z polskiego to nadal jakaś dewiacja. Chwila nieuwagi i jesteś zerem"

Niestety nie dostajemy żadnych argumentów na poparcie tej tezy, za to mamy całą masę emocjonalnych dyrdymałów no i wtedy takie zastrzeżenia:


Egzaminator zeruje całe wypracowanie, jeżeli:

- nie zawiera ono tezy (ten brak już wystarczy do dyskwalifikacji), 
- nie jest tekstem argumentacyjnym (autor snuje rozważania, ale nie przekonuje czytelnika), 
- argumentacja nie odnosi się do tekstu wymienionego w temacie (na ostatniej maturze dyskwalifikowano za pominięcie „Sklepów cynamonowych” Schulza), 
- argumentacja nie odnosi się sensownie do pojęcia wskazanego w temacie (dyskwalifikowano za nieznajomość „synkretyzmu”) ani do żadnej lektury obowiązkowej (erudycja nie ma znaczenia, liczy się tekst z listy).


No mi się wydaje, że tak ma być.

Całe wypracownie jest do niczego, jeżeli jest nie na zadany temat lub nie spełnia zadanych warunków.

(Nawet tylko wnioskując na podstawie uwag pana redaktora mogę napisać, że...)

Prawidłowo napisane wypracowanie musi posiadać:

- tezę
- argumenty
- odnosić się do tekstu z zadanego tematu
- argumenty muszą być sensowne (to rozumie się samo przez siebie, to wynika z nazwy "argumenty"...)


Każda ludzka wypowiedź taka właśnie powinna być, tymczasem pan redaktor twierdzi, że wystarczy pościemniać coś dookoła i można dostać zaliczenie.

Nie panie redaktorze!

Trzeba trzymać się tematu i wykonywać polecenia zawarte w zadaniu.
Jeżeli praca napisana jest nie na temat - to jest ZERO.


Bo nie ma nawet co oceniać.

Jestem pewien, że pan redaktor matury by nie zdał, bo nawet tutaj pisze nie na temat - on nie rozumie czym są wymagania na egzaminie.

W zadaniu jest omówić: czym kierował się Wokulski, a pan redaktor co nie czytał lektury ściemnia coś fiu-bśdziu o wyobrażeniach Łęckiej. 

TO JEST NIE NA TEMAT.


"Zero otrzyma maturzysta, jeżeli choć w jednym argumencie popełnił duży błąd w odniesieniu do lektury obowiązkowej, świadczący o nieznajomości treści utworu (pozostałe argumenty mogą być idealne, liczy się tylko ten z błędem)."

No i słusznie! Jak można pisać o czymś czego się nie przeczytało???

Pana redaktora należałoby wysłać na zbadanie osobowości. Może doświadczył traumy. Nie rozumie zasady pedagogicznej, że jeden błąd - pisanie nie na temat - przekreśla całe wypracowanie . 


I dalej:


CKE ostrzega, że nie uznaje komiksu i powieści obrazkowej za literaturę, tekstem literackim nie są też scenariusze filmowe, gry komputerowe oraz mangi. Również przywoływanie obcojęzycznych dzieł, które nie zostały przetłumaczone na polski, np. piosenek, nie jest dopuszczalne. Najbezpieczniej pisać ściśle według schematu i nie wychylać się z pomysłami.

No takie są zasady i tyle. Pan się skarży, że w pracy wymagają znajomości ortografii i logicznego myślenia??



W rozumieniu CKE komiks nie jest literaturą. W XVIII w. wciąż uważano, że powieść nie jest literaturą, szczególnie w środowisku warszawskich klasyków, a w I połowie XIX w. Mickiewicz uważał Balzaka za idiotę. I nawet tłumaczył mu, aby nie marnował talentu na prozę, gdyż – w rozumieniu naszego wieszcza – literackie są tylko rymy. I kto tu był kretynem?


Aha!!!

Więc o to chodzi!

Kto tu jest kretynem, a kto nie!!

Wyszło szydło z worka!!!



Zdecydowanie pana redaktora należałoby wysłać na zbadanie osobowości. 

"Wydaje się, że nie lubi swojej pracy i szuka okazji do pokazania, kto tu jest kretynem. Na pewno nie lubi młodzieży. Może pracowal w szkole i doświadczyl tam traumy, a teraz się mszczą. Nie rozumie też zasady pedagogicznej, że jeden błąd może przekreślać cały wysiłek nastolatka. Z zasady jest złośliwy, to wręcz dewiacja."


Panie, każdy patrzy po sobie.

Daleko nie szukając...

"Chwila nieuwagi i jesteś zerem"


No panie, jak pan nie rozumiesz co się do ciebie mówi... to jest egzamin dojrzałości, a nie pierwsza klasa podstawówki.

Po drugie - pańskie oceny odnoś pan do siebie, a nie do innych.

To, że pan się czujesz zerem... no cóż....  każdy siebie zna najlepiej....


Brzydkie epitety:

Teraz idiotów robią z siebie eksperci CKE, gdy kompletnie nie dostrzegają przemian w kulturze, więc dręczą nastoletnich humanistów, aby czytali „Treny” i „Dziady”, natomiast czytanie komiksów uważają za gorsze od nieczytania niczego.

Na polskim uczeń powinien chłonąć kulturę humanistyczną w bardzo szerokim znaczeniu, często interdyscyplinarnie i multikulturowo. Tylko po co ma to robić, skoro na maturze jest sprawdzany wyłącznie z tego, czy „przerobił” obowiązkowe lektury? CKE traktuje język ojczysty jak najbardziej prymitywny przedmiot.


Bełkot o niczym, a poza tym - fałszywe tezy w postaci krótkich fraz, które mają się utrwalać poprzez ciągłe ich czytanie w różnych miejscach w internecie. Znamy te metody. 

To metoda wpływania na myślenie potoczne.


"dewiacja"
"jesteś zerem"
"nieczytania niczego"
"prymitywny"......
"ściśle według schematu i nie wychylać się"


i tak dalej...







Komentarze z fb, 


negatywne dla pana Ch, poza jednym dziwnym niezrozumiałym...







I dalej... znowu podbity emocjami bełkot:

Zerowanie całej pracy za jeden błąd to dewiacja, z której CKE powinna szybko się wycofać. 



Pana Roberta Zakrzewskiego, nowego dyrektora tej instytucji, powinien zastanowić fakt, że taka forma oceniania występuje na egzaminie z jednego przedmiotu.

To dlatego, że każdy przedmiot ma swoją specyfikę, na historii co innego jest oceniane, i co innego na języku polskim, ale pan redaktor "jest indolentny" i "tego nie pojmuje". 


Nie można tego bezmyślnego okrucieństwa tłumaczyć specyfiką przedmiotu. Poloniści nie są potworami, czegoś takiego nie robi się na lekcjach, nie przewiduje tego praktyka szkolna. Owszem, zeruje się pracę, ale tylko wtedy, gdy uczeń tworzy ją niesamodzielnie (czyli ściąga). I to jest jedyny powód, kiedy cały wysiłek na nic. Poza tym zero nie powinno być nigdy stosowane.


Emocjonalne epitety mające na celu zamącić ludziom w głowie.


czegoś takiego nie robi się na lekcjach, nie przewiduje tego praktyka szkolna


Na lekcjach nie, ale na egzaminie maturalnym tak się robi. 


zeruje się pracę, ale tylko wtedy, gdy uczeń tworzy ją niesamodzielnie (czyli ściąga)


Pan jest niedoinformowany, powtarzam raz jeszcze, jak uczeń nie zna lektury to nie zdał egzaminu i nie pomogą żadne wygibasy. 


Pan by chciał, by taka osoba np. została nauczycielem i uczyła języka polskiego albo matematyki i nie przerobiła jakiegoś tematu z uczniami, bo tego akurat nie umie czy nie wie?

"Tak, jestem nauczycielem, który nie zna lektury, bo na maturze się prześlizgałem...." tego pan chce??


A w ogóle to pan redaktor zdawał maturę??




"Poza tym zero nie powinno być nigdy stosowane."


patrząc na wcześniejsze zdanie...

"zeruje się pracę, ale tylko wtedy, gdy uczeń tworzy ją niesamodzielnie (czyli ściąga)"


pan redaktor jednak twierdzi, że - za ściąganie, za oszustwo - powinno się stawiać ocenę dopuszczającą ???




Kim pan w ogóle jest i co pan tu robi???





Cały ten tekst należy traktować jako zbiór szkodliwych fraz, jakie mają się młodym ludziom zagnieździć w głowie.



Zbiór szkodliwych fraz powtarzanych w sposób zorganizowany w różnych kombinacjach na różnych stronach, które są tworzone tylko po to, by je powtarzać, by cały przekaz medialny zasypać tymi frazami, by każde miejsce w telewizji, radio i internecie był wypełniony gównianymi półprawdami i kłamstwami, by było tego tyle, by zagłuszyć to, co mówią i chcą normalni ludzie.




Nie można wobec tego przechodzić obojętnie, bo pamiętajmy:

kropla drąży skałę....









.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/2282647,1,probna-matura-z-polskiego-to-nadal-jakas-dewiacja-chwila-nieuwagi-i-jestes-zerem.read






piątek, 6 grudnia 2024

Tak działają media

 




tak działają media - zaniedbują kulturę polską, idee, wartości, sprawiedliwość, a pielęgnują tylko to, to co im każe troglodyta z maczugą














wtorek, 3 grudnia 2024

eko? -- TERRORYŚCI

 



Bardzo ciekawy blisko dwu godzinny wywiad, polecam szczególnie od momentu:


 1:20:00 







Dlaczego w telewizji nadają seriale, teleturnieje, lgtb, a o tych rzeczach nikt nie mówi??

To są ważne rzeczy.


Dlaczego redaktorów to nie interesuje?

Wiemy.





www.youtube.com/watch?v=sISoCiN1bSk







niedziela, 1 grudnia 2024

Atak na wyborców




To jest oczywiście uderzenie w ludzi, w wyborców, a nie w Nawrockiego.

Tu nie chodzi o obrzucanie błotem kandydata na prezydenta.
Im chodzi o to, by ludzi odwieść od głosowania na niego.


To ludzie są celem tych działań, by im go obrzydzić, by ich zmanipulować wbrew ich interesom, nie Nawrocki.






przedruk



01.12.2024 08:33


Mucha: Tak się boją Nawrockiego. Mainstream w gorączce



Wbrew oficjalnemu bagatelizowaniu przez środowisko koalicji 13 grudnia kandydatury Karola Nawrockiego już widać, że stanowi on potężne zagrożenie dla operacji „domknąć system”, która ma się dokonać wraz z wygraną Rafała Trzaskowskiego. Pokazuje to przede wszystkim histeryczna aktywność aparatu propagandy mediów III RP.


Wojciech Mucha | Niezalezna.PL





Pierwszy akord brudnej kampanii pojawił się wraz z ogłoszeniem, że to prezes IPN będzie kandydatem w wyborach prezydenckich. Wówczas w mediach społecznościowych pojawiły się szokujące fotografie, na których widać mężczyznę wykonującego hitlerowski gest, z komentarzami, że na zdjęciu ma znajdować się Karol Nawrocki. W rzeczywistości mężczyzną tym był niejaki Tomasz Greniuch, wydalony wiele lat temu z IPN historyk. Jegomość podnoszący dłoń nie był nawet podobny do Nawrockiego, jednak nie przeszkodziło to anonimowym kontom w sianiu dezinformacji, że hajlująca osoba to kandydat na prezydenta. 




Trolle kłamią, a mediaworkerzy rezonują

Za pierwotne rozprzestrzenianie tego kłamstwa odpowiedzialne są internetowe trolle z „Sieci na wybory” i „Silnych razem”, a więc zorganizowane cyberbojówki wspierające koalicję 13 grudnia. Temat natychmiast przejęli ludzie mniej anonimowi, jednak nie mniej zapiekli, jak np. znany kiedyś dziennikarz, a dziś internetowy hejter Tomasz Lis. To dzięki nim kłamstwo zyskało uwiarygodnienie, a co najważniejsze, rozproszyła się odpowiedzialność za szerzenie tej oczywistej dezinformacji – wiele osób podawało kłamstwo o „hajlującym Nawrockim” w poczuciu bezkarności.

Warto przy tym dodać, że wielu internautów i dziennikarzy natychmiast zwracało uwagę, że jest to nieprawda, i podawało teksty opisujące historię Greniucha (np. mój tekst na ten temat, który lata temu opublikowałem na portalu TVP.info, a który został usunięty po bezprawnym przejęciu Telewizji przez ekipę Bartłomieja Sienkiewicza). Pomimo tego rzecz żyła swoim życiem i trafiła do internetowej telewizji „Super Expressu”, gdzie jako fakt została powtórzona przez Bartosza Wielińskiego (zastępca naczelnego „Gazety Wyborczej”) i dodatkowo przez ekspertkę komisji Jarosława Stróżyka Katarzynę Bąkowicz, która mówiła wręcz o „słynnym geście” Nawrockiego. Sprawa bulwersuje tym bardziej, że Bąkowicz mieni się… ekspertem od dezinformacji, jest wykładowczynią i autorką książek o fake newsach. Co prawda stanowcza reakcja IPN sprawiła, że Lis, Luft i paru innych – w tym Wieliński i Bąkowicz – wycofali się z tego, co powiedzieli, ale rzecz zyskała rozgłos, którego żadne tłumaczenia nie zrównoważą. Dość powiedzieć, że nawet informujące o manipulacji teksty (np. na portalu Onet) podawano tak, by pozostawiać niedomówienie. Cel takiego działania jest oczywisty: zakodować skojarzenie, niczym w znanym powiedzeniu, że „nieważne, czy ukradł, czy jemu ukradli – był zamieszany”.


 
Liczy się nie treść, ale szybki przekaz


I tak to właśnie będzie wyglądało. Kłamstwa wrzucane do rozrzutnika niczym obornik mają chlapać po całej przestrzeni informacyjnej tak, by nie sposób było odróżnić ich od prawdy, i będzie się to działo ze zwielokrotnioną w stosunku do poprzednich lat częstotliwością. To tym różnić się będzie ta kampania od poprzednich. Kłamstw będzie jeszcze więcej. Dlaczego? Otóż, jak wynika z opublikowanego przed miesiącem raportu („Polacy w internecie – rozrywka, praca, codzienność”, opracowanego przez K+Research we współpracy z firmą Nexera), „Polacy masowo oglądają w internecie treści rozrywkowe, w tym krótkie filmy i ich kompilacje”, podobnie jest z mediami społecznościowymi, gdzie od dłuższego czasu próżno szukać pogłębionych analiz i dyskusji, jak miało to miejsce jeszcze np. w 2015 r.

Ich miejsce zajmują kilkusekundowe filmiki, memy lub krótkie komunikaty. W takiej kakofonii łatwo natknąć się na dezinformację, a dużo trudniej na jej sprostowanie. Wiedzą o tym doskonale specjaliści od prania mózgów i dlatego takie operacje jak „hajlujący Nawrocki” będą powtarzane. Ale to nie wszystko, bo już widać, że powrócono do starego, znanego z poprzednich cykli wyborczych mechanizmu „ataku autorytetem”. Poszukiwane są dowolne osoby, które mogą powiedzieć cokolwiek złego na Nawrockiego, choćby był to nauczyciel z podstawówki, sąsiadka lub dawny kolega, który ma noszony od lat żal o cokolwiek. Znamy to doskonale, już od 2015 r. Andrzej Duda był na łamach mediów III RP krytykowany przez anonimowych i nie tylko nauczycieli i wykładowców.

Na tego typu zagrywki również Nawrocki musi być gotowy. Bo o ile oczywiście życiorys każdego kandydata na prezydenta powinien być znany opinii publicznej, o tyle nie miejmy złudzeń, że niezależnie od tego, czy obecny prezes IPN był krnąbrnym dzieciakiem z głową pełną pomysłów, czy skupionym na nauce milczkiem, wszystko zostanie przedstawione jako przywara. Przesadzam? Cóż, przypomnijmy choćby fragment dotyczący Andrzeja Dudy z „Gazety Wyborczej” z 2015 r.: „Wśród nauczycieli są jednak i tacy, którzy nie szczędzą Dudzie złośliwości. – Budyń waniliowy z soczkiem malinowym – mówi emerytowana polonistka.


Mechanizm przećwiczony na Andrzeju Dudzie

Tak, tak, to prawdopodobnie z tej anonimowej wypowiedzi pochodzi pogardliwe określenie „budyń”, którego do dziś używają wobec prezydenta jego przeciwnicy. Te kpiny trwały zresztą przez całe dwie kadencje prezydentury Andrzeja Dudy. Gdy nie ma czym zaatakować, wystarczy zadzwonić do dyżurnego autorytetu. Jako taki bryluje np. prof. Jan Zimmermann, profesor prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, promotor pracy doktorskiej prezydenta Andrzeja Dudy, który jeszcze rok temu powiadał, że „wstyd mu, że miał takiego doktoranta”. Skomentował w ten sposób… fakt podpisania przez prezydenta ustawy o powołaniu komisji ds. badania rosyjskich wpływów. Ten sam prof. Zimmermann uzasadniał jednocześnie najazd koalicji 13 grudnia na TVP, mówiąc, że choć „Sienkiewicz pojechał po bandzie”, to „rewolucja ma swoje prawa”.

Tak będzie i teraz. Już w mijający poniedziałek ukazał się na portalu Onet tekst pt. „Tak Karola Nawrockiego wspominają na uczelni. Zarzucił mi, że daję studentom lewacką propagandę”, który miał oczywiście budować wrażenie Nawrockiego jako radykalnego i nastawiać sceptycznie czytelników portalu. I tylko w końcu artykułu ten sam wykładowca (anonimowy) przyznaje, że student był dobrze przygotowany do zajęć. Nawrocki jest poddawany atakom ze strony mediów III RP od pierwszej chwili. Szczególnie widać to podczas konferencji prasowych, na których pracownicy TVN24, nielegalnie przejętej TVP czy internetowych portali niemal rzucają mu się do gardła, starając wyprowadzić z równowagi wykrzykiwanymi pytaniami w stylu: „Co pan myśli na temat traktatu ottawskiego?” z jednej strony i „O której dzwonił do pana Jarosław Kaczyński?” z drugiej.

I choć oba pytania są zapewne zasadne, to przecież wiemy doskonale, że to metoda obliczona na to, że kandydat odpowie coś niefortunnego albo wykaże się niewiedzą, co będzie potem można kolportować jako internetowy mem. Przykładem skrajnej manipulacji jest sytuacja z czwartku, kiedy na zorganizowanej podczas wizyty w piekarni konferencji prasowej Nawrockiego nadszedł czas na zadawanie pytań. W tym momencie w nielegalnie przejętym TVP Info zakończono relację, a prowadząca program w studiu Wioletta Wramba powiedziała, że „niestety nie ma możliwości zadawania pytań”. Problem w tym, że nawet widzowie tej stacji mogli usłyszeć, że taka możliwość była. Doskonale widzieli to choćby widzowie „Republiki”, która kontynuowała transmisję.

Takich sytuacji będzie więcej, jednak poza brakiem rzetelności i propagandową naturą mediów III RP pokazują one także coś innego: wbrew oficjalnemu bagatelizowaniu przez środowisko koalicji 13 grudnia kandydatury Karola Nawrockiego stanowi on potężne zagrożenie dla operacji „domknąć system”, która miałaby się dokonać wraz z wygraną Rafała Trzaskowskiego. To dlatego wszystkie chwyty będą dozwolone. Zresztą – mówił o tym sam Rafał Trzaskowski, który spod parasola ochronnego mediów powiedział w środę: „To będzie najbardziej brutalna kampania w III RP”. Cóż, niczego innego się nie spodziewaliśmy.











Mucha: Tak się boją Nawrockiego. Mainstream w gorączce | Niezalezna.pl