Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą demografia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 28 września 2025

Demografia - jaki problem?





nie odkładajcie posiadanie dzieci, na kiedyś

z wiekiem zmienia się widzenie spraw zasadniczych



to co dzisiaj jest ważne - imponowanie otoczeniu, udawanie niezależnego, posiadanie pieniędzy
za x lat straci na ważności i  inne rzeczy staną się ważne


zaufaj OPINII STARSZYCH OD SIEBIE
zaufaj




W latach dwudziestych żyło w Polsce 24 miliony ludzi - spora grupa Żydów, Ukraińcy, Białorusini, Niemcy... czy ktoś się martwił ile nas będzie za 30 lat?

Ja wiem, wtedy rodziło się 4-6 i 12 dzieci w rodzinie, ale i umieralność była większa.



przedruk


Prof. Jończy: Mamy słabe pokolenie. Kolejnej generacji może prawie nie być


- Najbardziej będzie brakowało ludzi pracujących, przedsiębiorczych, płacących podatki. Natomiast będzie bardzo dużo osób starszych mających niskie dochody i wymagających opieki. I to nie jest tylko problem Polski, ale całej Europy, choć tam seniorzy są zamożniejsi - mówi Romuald Jończy, profesor nauk ekonomicznych, kierownik Katedry Ekonomii i dyrektor Centrum Badań Migracji, Depopulacji i Rozwoju w Uniwersytecie Opolskim.


Krzysztof Ogiolda
2025-09-10



- Tradycyjny autorytet starszych, domu i szkoły, który stanowił fundament poglądów, „się urwał”, często jest to związane z wyjazdem do dużych miast, ale nowy się nie pojawił - mówi prof. Romuald Jończy.



Romuald Jończy – rozmowa

Krzysztof Ogiolda: Nie tylko badania, ale i obserwacja życia na co dzień pokazuje, że mieszkańców Polski ubywa, że się jako społeczeństwo starzejemy. Jednocześnie prezydent RP wetuje ustawę o pomocy imigrantom z Ukrainy. I wielu z nas to się podoba. Niełatwo to – z pozycji świadomego obywatela – zrozumieć.

Prof. Romuald Jończy: – Kwestia jest złożona. Polska się wyludnia. Przy czym problemem nie jest samo zmniejszanie się liczby ludności. Bo generalnie byłoby dobrze, gdyby ludzi w Polsce, Europie i na świecie było mniej. To byłoby z korzyścią dla eksploatacji środowiska i zasobów, o które zresztą toczy się w gruncie rzeczy wiele konfliktów. Problemem jest, że tych, którzy się rodzą, jest trzy, cztery razy mniej niż odchodzących na emeryturę (mówię o liczebności roczników).

Są takie obszary, gdzie urodzeń jest 10-15 razy mniej niż 70 lat temu. Społeczeństwo o takiej strukturze wieku – i przy relatywnie biednych seniorach – nie może przetrwać bez kryzysu czy nawet zawału. Dotąd zawsze było tak, że roczniki młodsze utrzymywały starsze i dbały o nie. A w Polsce – i w Europie – tych młodych będzie za mało, żeby zapewnić samopodtrzymywanie się rozwoju. A nawet zachowanie poziomu życia.

Dlaczego tak się dzieje? Przez stulecia zdawało się, że nie ma niczego bardziej naturalnego niż to, że młodzi ludzie łączą się w pary i chcą mieć dzieci…

– Trudno powiedzieć, czy istotnego znaczenia nie ma brak kontaktów bezpośrednich – zamknięcie w bańce zdalności. Z pewnością młodzież ma obecnie inny system wartości. Chce żyć dla siebie i za siebie być odpowiedzialną. Nie bardzo ma w sobie postawy wspólnotowe. Mimo, że to dbałość o wspólnotę i sprawność instytucji wspólnotowych wpływa na jakość życia.

W dodatku, co pan poruszył, wszystko to dzieje się w kontekście tego, co obserwujemy na wschodzie Europy i na świecie. Myślę o presji ludności z innych kontynentów na Europę i o wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Patrząc zdroworozsądkowo i biorąc pod uwagę po pierwsze to, jak bardzo brakuje nam młodych, a po drugie, że rezygnujemy z posiadania dzieci i że w związku z tym jesteśmy zmuszeni do pozyskania imigrantów, to nie moglibyśmy sobie wyobrazić w Polsce lepszej sytuacji niż obecna, pozwalającej w jakiś sposób zatkać wyrwę, którą sami stworzyliśmy.

Osoby z Ukrainy mają dużo lepsze cechy niż imigranci i uchodźcy przybywający do USA lub Europy z Południa. Są bliscy kulturowo, religijnie i cywilizacyjnie, chcą pracować, są przedsiębiorczy, jest wśród nich dużo kobiet i dzieci. Przestępczość nie różni się od polskiej. Przodkowie wielu z nich mieszkali kiedyś w granicach państwa polskiego. To państwo im „odjechało” bez ich winy.

Skoro sytuacja demograficzna jest taka, że potrzebujemy ludzi z zewnątrz, to tych powinniśmy chcieć najbardziej. Pech Ukraińców wyszedł dokładnie naprzeciw naszym obiektywnym potrzebom. Potrzebom rynku pracy i ludzkim, demograficznym. Bo mamy kraj, który się wyludnia. Z nieliczną i mało dynamiczną młodzieżą, która nie bardzo chce w jego rozwoju i utrzymaniu uczestniczyć.

Nie możemy liczyć na własne dzieci?

– Na nie jest w pewnym stopniu za późno. One zaczną – nawet gdyby zaczęły się nagle masowo rodzić – coś tworzyć za 25-30 lat. A do tego czasu będziemy do tego tylko dokładali. To nas najpierw dodatkowo obciąży. Profity mogą przyjść dopiero potem, a są wątpliwe. Bo te dzieci, jak dorosną, musiałyby pracować i nie wyjechać. A to nie jest pewne…

Gdyby pana i moi rodzice myśleli tak, jak dziś myśli wielu młodych ludzi, że najpierw muszę mieć stabilną pracę, samochód, mieszkanie, doktorat i psa, a potem ewentualnie dziecko, nikt z nas nie przyszedłby na świat…

– To jest kwestia mody, czerpania coraz chętniej wartości i poglądów z internetu. Na to nakłada się pogubienie współczesnych młodych ludzi. Oni często nie wiedzą, czego chcą. Nie do końca siebie samych rozumieją. Tradycyjny autorytet starszych, domu i szkoły, który stanowił fundament poglądów, „się urwał”, często jest to związane z wyjazdem do dużych miast, ale nowy się nie pojawił. Trudno, żeby autorytetem był internet, a celem życia podróże.

Wielu z tych młodych drepcze w miejscu i boi się zobowiązań. Nie chodzi tylko o posiadanie dzieci, ale o odpowiedzialność w pracy, za dom, posiadanie samochodu, jeśli to generuje obowiązki czy wydatki. Wpędzają się w permanentną tymczasowość. A kwestii dzieci i własnej rodziny nie da się ze względów biologicznych bez końca odkładać.

Nie sądzę, że ten problem jest spowodowany głównie brakiem mieszkań czy środków do życia, bo w przeszłości było z pracą o wiele gorzej, a mieszkań jest pod dostatkiem tam, skąd wyjeżdżają, a nie dokąd jadą. A jednak to wtedy rodziny się zakładało, bo było to celem życiowym – dziewczyna, żona, dzieci, praca, dom, samochód – dopiero potem wszystko inne. Tylko trochę może to mieć związek z brakiem regulacji państwa promujących ludzi aktywnych, mających dzieci.

Może trochę podświadomie, ale na początku wojny Rosji z Ukrainą reagowaliśmy dobrze. Przyjmowaliśmy uchodźców, których potrzebujemy, z bezprzykładną gościnnością.

– Ta początkowa spontaniczność i otwarcie serca były bardzo szlachetne. Ale świadczyły także o nieprzygotowaniu społeczeństwa i państwa do tego typu zjawisk. Napłynęła duża grupa ludzi, którym trzeba nadać pewne prawa, o którą trzeba zadbać, ale i własne społeczeństwo wyedukować w kontekście tych praw i wsparcia przybyszów. Zdajemy ten egzamin z trudem. Dziś o uchodźcach, o imigrantach lepiej nie mówić nic pozytywnego. Kto próbuje to racjonalizować, odwoływać się do opłacalności, do zobowiązań europejskich czy wreszcie do wartości chrześcijańskich, w których pełno jest wątków dotyczących gościnności i pomocy dla przybyszów, ten jest skazany na hejt…

Będzie nam wkrótce brakowało masowo lekarzy geriatrów i opiekunów osób starszych?

– Najbardziej będzie brakowało ludzi pracujących, przedsiębiorczych, płacących podatki. Natomiast będzie bardzo dużo osób starszych mających niskie dochody i wymagających opieki. I to nie jest tylko problem Polski, ale całej Europy, choć tam seniorzy są zamożniejsi. Gospodarki innych części świata będą rosły szybciej. Europa już jest i nadal będzie się stawała gospodarczym „trzecim światem”.

Pierwszym jest Azja Południowo-Wschodnia. Drugim Ameryka. Starzejąca się Europa dopiero za nimi. W samych Indiach, czy Chinach, które się zresztą bardzo dynamicznie rozwijają, jest po trzy razy więcej ludzi niż w całej Unii Europejskiej. Nam się często wydaje, że będziemy nadal pępkiem świata, a już dawno nim nie jesteśmy. Produkcja jest z Europy masowo wyprowadzana. Nie wiem, na ile w ogóle możliwy będzie powrót do Europy samodzielnej produkcyjnie, usługowo i zasobowo.

Pamiętając o tym, co zostało tu powiedziane o światowym, europejskim i ogólnopolskim kontekście, skupmy się w drugiej części naszej rozmowy na sytuacji w regionie. Przez dziesięciolecia naszą wizytówką, ale i naszym problemem były wyjazdy – przede wszystkim dwupaszportowców – za pracą za granicę. Ale to już raczej przeszłość…

– Nie różnimy się od Polski ruchami migracyjnymi tak, jak to miało miejsce 20-30 lat temu. Obecnie ludności śląskiej pracującej za granicą jest 4-5 razy mniej niż kiedyś. Są w Polsce takie miejsca, gdzie takich migrantów zarobkowych jest więcej. Wyludnienie z przeszłości jest mocno zauważalne. Także dlatego, że mają miejsce wymeldowania tych osób, które wyjechały 30, 40, nawet 50 lat temu, a „na papierze” ciągle tu mieszkały. Ale w ostatnich latach realnie wyludnia się bardziej ta część województwa, gdzie nie ma Ślązaków – stamtąd więcej osób wyjeżdża, rzadziej za granicę, częściej do dużych miast kraju.

Dlaczego wyjeżdżają, także wtedy, gdy w rodzinnej wiosce czeka na nich dom po dziadkach?

– Nie wyjeżdżają ludzie 40-50-letni ani dzieci. Duże miasta są atrakcyjne dla osób, które udają się na studia. Jest tam lepsza, ciekawsza oferta kulturalna i rozrywkowa. A jak na studia wyjadą, to zazwyczaj w tych dużych miastach zostają. W czasie studiów nawiązują znajomości, znajdują partnerów, pracę i kontakty. Zapuszczają korzenie na tyle mocno, że już do tych peryferyjnych miejscowości swego pochodzenia nie wracają.

Choć przyszłość w wielkim mieście nie zawsze jest świetlana. Na pewnym etapie życia okazuje się, że wcale nie jest dobrze mieszkać daleko od miejsca pochodzenia. Bo jest się samemu, bo nie ma kto pomóc, jest tłok, hałas i zawodowy wyścig szczurów. A jeśli chce się mieć własne mieszkanie, trzeba spłacać kredyty. Ceną za karierę jest brak spokoju typowego na peryferiach.

Wyjazdy do dużych miast sprzyjają temu, by nie mieć dzieci?

– Byłoby łatwiej je mieć tam, gdzie często jest do dyspozycji nieruchomość po krewnych. A jeśli nie ma nieruchomości…

…ani dziadków, którzy by chętnie w opiece nad dziećmi pomogli…

– Wtedy sprawę rodzicielstwa łatwiej przesuwa się w czasie. Za chwilę młodzi mają 35 lat i więcej i decyzje o dzieciach uciekają. Badania pokazują, że osoby pozostające w miejscu pochodzenia mają dzieci częściej, wcześniej i więcej. Sama świadomość, że rodzina, że moja społeczność jest blisko i może pomóc, sprzyja wychowaniu dzieci. Bo w zwartych, zżytych środowiskach, gdzie w promieniu paru kilometrów wszyscy się znają, pomagamy sobie nawzajem. Można zaprowadzić dziecko do sąsiadów, sąsiad je odbierze z przedszkola, jeśli jest taka potrzeba itd. Nie zawsze, decydując się na wyjazd, bierzemy pod uwagę, że pomaganie sobie jest wartością.

W wielu dobrych śląskich domach, także w rodzinach inteligenckich dzieci bardzo często tych rodzinnych i środowiskowych więzi nie cenią i nie podtrzymują. Studia w Opolu to dla nich często nic atrakcyjnego. Przyciąga Wrocław, Warszawa, Poznań itd.

– Młodzież wybiera na przyszłą aktywność zawodową i gospodarczą zawody, o których wie, że w miejscu pochodzenia się ich realizować nie da. To powoduje, że ci ludzie już do małej ojczyzny pracować nie wrócą. To jest kwestia dopasowania młodzieży do lokalnych rynków pracy.

Co się będzie działo z mniejszymi miejscowościami w regionie? Na jednym z portali opublikowano zestawienie najbardziej wyludniających się miejscowości w Polsce. Na tej liście znalazły się – choć nie w ścisłej czołówce – także Zawadzkie i Zdzieszowice.

– Trzeba to mocno i stanowczo skorygować. W przypadku Zdzieszowic i Zawadzkiego głównym powodem dużej liczby wymeldowań jest to, że w przeszłości z tych miejscowości bardzo wiele osób wyjechało. Oni ciągle się wymeldowują. Tamtejsza ludność w dużej części utrzymywała się z pracy najemnej i tradycje przedsiębiorczości były tam słabe. Jeśli pracy brakowało, wyjeżdżało się, a nie zakładało firmę, bo nie było takich tradycji.

Ten obszar z Gogolinem i Krapkowicami jest jednym z najbardziej predysponowanych do rozwoju obszarów Polski. Na pewno ani Zdzieszowice, ani Zawadzkie nie były w ostatniej dekadzie gminami o wielkiej skali wyjazdów. To są opóźnione wymeldowania i skutki migracji z przeszłości – bo brakuje nie tylko 20-30 latków z 1990 roku, ale ich dzieci i wnuków.

W sieci można znaleźć mapę pokazującą do których dużych miast wojewódzkich w Polsce przeprowadzają się mieszkańcy różnych gmin.

– Te mapy też są oparte na meldunkach. Nie mamy rzeczywistych danych mówiących o tym, ilu mieszkańców u nas już nie ma, a przebywają trwale we Wrocławiu czy Warszawie, bo te osoby się nie wymeldowują. Generalnie ludność w Polsce kieruje się do pięciu głównych aglomeracji: do Wrocławia (i to z całej południowo-zachodniej Polski), Poznania, Trójmiasta, Warszawy i do Krakowa. Pewną zdolność przyciągania ma też Rzeszów. Co istotne – słabo przyciągają Katowice.

Bilans wyjazdowy województw śląskiego i opolskiego niemal się równoważy, albo jest korzystny dla Opolszczyzny. Mniejsze miasta regionalne, takie jak Opole, przyciągają głównie młodzież z własnego regionu. Natomiast młodzież z tych miast dużo częściej wyjeżdża poza region. W okresie wczesnej młodości chcemy wyjechać gdzie indziej i się rozerwać. Jak ktoś jest z Ozimka, to w Opolu znajdzie coś nowego. Jeśli ktoś już chodził w Opolu do liceum lub tam mieszka, to często woli jechać na studia do dużego miasta.

Wydaje się, że większość rodziców szanuje wolność wyboru swoich dzieci tak bardzo, że nawet nie próbują oni tych młodych zatrzymywać. Dominują postawy typu: niech oni robią to, co chcą i niech do dużych miast wyjeżdżają…

– Zostawiamy im całkowicie wolny wybór, czasem nawet nie próbując przekonywać. Często jeszcze ich wypychamy, bo chcemy, żeby im było lepiej. A oni to kupują. Są naszpikowani myśleniem pokolenia „Z”: Wszystko dla mnie, ja jestem ważny, nic innego się nie liczy. Konsekwencje społeczne będą takie, o jakich mówimy. Zostajemy sami. Młodzież kumuluje się w dużych miastach i niekoniecznie jest z tym szczęśliwa. To są pytania tyleż kluczowe, co retoryczne: Czy mamy dzieci dla siebie, także, by się kiedyś któreś nami zaopiekowało? Czy dla nich samych? Czy dla świata. Zapracowane pokolenie rodziców, pokolenie X rozpieściło swoje dzieci. Chciało, by miały lepiej od nich samych.

To do pewnego stopnia zrozumiałe.

– Tak, ale niedawno usłyszałem od jednego z moich znajomych: Źle zrobiłem. Może trzeba było synowi, dziś już zaawansowanemu w latach, dać, kiedy skończył 18 lat pięć tysięcy i powiedzieć „Synku, kocham cię, ale teraz idź wynająć sobie pokój i zacznij się sam utrzymywać. Jak będziesz zaradny, to ja ci w każdej dobrej inicjatywie pomogę. Żebyś był samodzielny”. A my wolimy nasze dzieci pieścić i dofinansowywać jak najdłużej. Jest to także kwestia tego, że po pokoleniu silnym przychodzi słabe i nie za bardzo chce zdobywać.

Następne znów będzie silne?

– Nie badałem tego, ale coraz uważniej to obserwując, nie zauważam, aby silni, przedsiębiorczy rodzice w topowych zawodach – prawniczych, lekarskich, naukowych, czy przedsiębiorcy – mieli równie silne pokolenie dzieci. Chyba częściej się zdarza, że ich postawy podejmują wnuki lub przypadkowi współpracownicy – bystrzy i zdeterminowani, aby dokonać awansu społecznego. Ale w naszym przypadku, tego kolejnego pokolenia, generacji wnuków może prawie nie być.

Dzisiejsi dwudziestolatkowie patrzą, jak ciężko pracowali ich rodzice i oni nie chcą tak żyć. Nie chcą się tak męczyć. Dużo wskazuje, że obecna młodzież w przyszłości zadba o siebie, ale nie będzie rozwojowa, zdobywcza, czy konkurencyjna w stosunku do np. Azjatów, z którymi prawdopodobnie przyjdzie jej rywalizować. Bo też nie musi, jeśli wyposażona przez rodziców zdecyduje się żyć tylko dla siebie, ze smartfonem, a nie mając dzieci nie bardzo będzie musiała przejmować się otoczeniem, przyszłością i światem. Ale miejmy nadzieję, że tak nie będzie…





opolska360.pl/prof-romuald-jonczy-tlumaczy-dlaczego-mlodzi-polacy-uciekaja-z-malej-ojczyzny-i-nie-spiesza-sie-byc-rodzicami
18







środa, 23 lipca 2025

Możesz polegać tylko na sobie








przedruk
tłumaczenie automatyczne





Można polegać tylko na sobie i swoich sąsiadach – politolog w kwestii stanowiska Kazachstanu wobec Rosji, Stanów Zjednoczonych i Europy


ZTB NEWS 

 20 lutego, 14:10 1 849

W kontekście zawirowań geopolitycznych Kazachstan powinien zwrócić większą uwagę na zacieśnianie więzi z sąsiadami.



Taką opinię wyraził w rozmowie z ZTB NEWS politolog Zamir Karazhanov, analizując możliwą zmianę polityki USA wobec Ukrainy.



Wcześniej prezydent USA Donald Trump skrytykował prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. On powiedział, że ukraiński przywódca "lepiej działać szybko", aby osiągnąć porozumienie z Rosją, "albo nie będzie miał pozostawionego kraju". Oskarżył też Zełenskiego o chęć przedłużenia konfliktu, który zdewastował jego kraj i pochłonął dziesiątki tysięcy istnień ludzkich. Zachodnie media nazwały uwagi Trumpa "ostrym zwrotem".

Zdaniem Zamira Karazhanowa decyzje Stanów Zjednoczonych pod przywództwem Trumpa nie są wielkim zaskoczeniem.


"W czasie kampanii wyborczej Trump wygłaszał takie wypowiedzi na temat Ukrainy. Nie chodzi tylko o rozwiązanie tego problemu w jeden dzień. Faktem jest, że jego stanowisko nie polegało na popieraniu tej wojny. Głównym powodem jest to, że na tę wojnę wydawane są duże wydatki. Na tej podstawie chciał szybko zakończyć konflikt i rozwiązać kwestię wydatków USA na te operacje wojskowe" – powiedział Karazżanow.

Zdaniem prelegenta, poprzednie dwie wojny światowe zaczynały się w Europie i tam się kończyły. I tak po II wojnie światowej zaczęto tworzyć Europejską Architekturę Bezpieczeństwa, która pozwoliła przetrwać najtrudniejsze momenty zimnej wojny, a także zapobiec wybuchowi III wojny światowej. Na razie jednak ta architektura bezpieczeństwa zaczęła się rozpadać.

Innymi słowy, zasada integralności terytorialnej zawsze była zachowana w Europie i zapewniała stabilność i bezpieczeństwo wszystkich państw. To jest kwestia, którą Trump zamierza ponownie rozważyć. Oczywiście kraje europejskie, a przede wszystkim Ukraina, zareagowały na te popędy dość wrażliwie. A wynikają one z tego, że trzeba pomóc także Ukrainie" – powiedział politolog.

Zapytaliśmy też politologa o możliwe zagrożenia dla Kazachstanu, biorąc pod uwagę zmianę retoryki USA wobec Ukrainy i UE. To pytanie jest szczególnie ważne, biorąc pod uwagę wczesne wypowiedzi rosyjskich polityków i dziennikarzy na temat naszego kraju. Zdaniem Zamira Karazhanowa Kazachstan powinien przygotować się na pokonfliktowy rozwój sytuacji i fazę pokonfliktową na Ukrainie.

"Oczywiste jest, że to niepokoi i martwi wszystkich. I włącznie z Kazachstanem, bo

jeśli w jednym kraju zrewidowano zasadę integralności terytorialnej, to jest to również projektowane na nas. Wszelkiego rodzaju organizacje międzynarodowe, które utrzymywały bezpieczeństwo przez ostatnie 20, 30, 40 lat, zaczęły odczuwać kryzys. Oni również są teraz ubezwłasnowolnieni. OBWE została teraz zauważona, nikt nawet nie pamięta. Wiele osób zapewne myśli, że ta organizacja została już rozwiązana. Istnieje, ale nie jest w stanie poradzić sobie z takimi wyzwaniami. Jest jasne, że Kazachstan i inne "przeciętne" kraje rozumieją, że nie ma sensu polegać na takich organizacjach" – powiedział politolog.

Jego zdaniem, Kazachstan musi polegać na dobrych relacjach ze swoimi sąsiadami - nie tylko z Rosją, ale także z krajami Azji Środkowej.


"Kazachstan zaczął ostatnio zajmować bardziej aktywną pozycję w swoim regionie w Azji Środkowej, na Morzu Kaspijskim i Kaukazie. O Kazachstanie zawsze mówią, że nie ma polityki zagranicznej, jest bezwładny. Ale od 2022 roku Kazachstan zaczął aktywnie koncentrować się na swoich najbliższych sąsiadach" – powiedział.

Zamir Karazhanov powiedział, że dla Kazachstanu bardzo ważne jest, aby nie dopuścić do tego, by którykolwiek z krajów Azji Środkowej został wciągnięty w globalną konfrontację. Dlatego nasz kraj zaczął aktywnie rozwijać handel, inwestycje i współpracę gospodarczą z krajami sąsiednimi. To jest coś, co Kazachstan zaniedbywał przez 30 lat.


"Jeśli chodzi o Ukrainę, to obecnie sytuacja jest taka, że Ukraina traci część swoich terytoriów. Zobowiązania do integralności terytorium zostały podjęte przez grupę państw, w tym Stany Zjednoczone. Sugeruje to, że poleganie na odległych krajach zewnętrznych w kwestii bezpieczeństwa jest daremne. Możesz polegać tylko na sobie i swoich sąsiadach. Jest to jeden z czynników, który popycha Kazachstan do bardziej aktywnego rozwoju z najbliższymi sąsiadami" – powiedział.

Na zakończenie politolog zauważył, że obecnie Kazachstan aktywnie tworzy wokół siebie mniej lub bardziej komfortowe środowisko. I to stanowisko rezonuje z naszymi sąsiadami.


"To znaczy, oni też, może intuicyjnie, może nie intuicyjnie, ale rozumieją też, że podczas gdy na świecie jest jakaś burza geopolityczna, tworzymy taką oazę stabilności w naszym regionie, która pozwala nam zmniejszyć wszystkie ryzyka, jakie generują turbulencje geopolityczne" – podsumował.



Kontrola nad mediami i szkolnictwem, dobre patriotyczne wychowanie dzieci, liczne rodziny wspomagane przez państwo - to nas zabezpieczy w dłuższej perspektywie.

Pomiędzy dwoma silnymi krajami, wręcz mocarstwami, sami musimy być licznym narodem, i w zasadzie nie ma innych opcji, nie ma innej drogi - młodzi mężczyzni powinni mieć ambicję posiadania minimum czwórki dzieci.

Minimum czworo.







ztb.kz/polagatsia-mozno-tolko-na-sebia-i-svoix-sosedei-politolog-o-polozenii-kazaxstana-s-rossiei-ssa-i-evropoi


Ludność Kazachstanu. Demografia 2025: przyrost naturalny, średni wiek. Prognozy i dane historyczne.




środa, 25 września 2024

Propaganda antyludzka





Porównaliśmy, jak często dorośli w wieku 70 lat i starsi deklarowali, że chcieliby coś zmienić w swoim życiu, innymi słowy, czy żałowali tego, jak potoczyło się ich życie. 




I nic więcej.
Nie widzę tu ani słowa o dzieciach.

A wy widzicie??




Ponadto w artykule (tekst poniżej) podaje się raz jakieś badanie CBOS, a raz badanie z USA - i brak jakichkolwiek szczegółów.


Artykuł gazety oparty jest prawdopodobnie na badaniu sprzed 3 lat z 2021 roku (link na końcu), więc nie jest to jakiś news, ale w takim razie co?

Propaganda?


Fragment artykułu z prasy USA:

tłumaczenie automatyczne

"Większość badań nie zadawała pytań niezbędnych do odróżnienia osób "bezdzietnych" – tych, które nie chcą mieć dzieci – od innych typów osób niebędących rodzicami" – powiedziała Jennifer Watling Neal. "Osoby niebędące rodzicami mogą również obejmować osoby "jeszcze niebędące rodzicami", które planują mieć dzieci, oraz osoby "bezdzietne", które nie mogły mieć dzieci z powodu niepłodności lub okoliczności. Poprzednie badania po prostu wrzucały wszystkie osoby niebędące rodzicami do jednej kategorii, aby porównać ich z rodzicami.



W badaniu – opublikowanym 16 czerwca w PLOS ONE – wykorzystano zestaw trzech pytań, aby zidentyfikować osoby bezdzietne oddzielnie od rodziców i innych typów osób niebędących rodzicami. Naukowcy wykorzystali dane z reprezentatywnej próby 1000 dorosłych, którzy wypełnili ankietę MSU State of the State, przeprowadzoną przez uniwersytecki Instytut Polityki Publicznej i Badań Społecznych.



"Po skontrolowaniu cech demograficznych nie znaleźliśmy żadnych różnic w zadowoleniu z życia i ograniczonych różnic w cechach osobowości między osobami bezdzietnymi a rodzicami, jeszcze nierodzicami lub osobami bezdzietnymi" – powiedział Zachary Neal. "Odkryliśmy również, że osoby bezdzietne były bardziej liberalne niż rodzice, a osoby, które nie są bezdzietne, czuły się znacznie mniej ciepło w stosunku do osób bezdzietnych".


Oprócz ustaleń związanych z zadowoleniem z życia i cechami osobowości, badanie ujawniło dodatkowe nieoczekiwane wyniki.


"Najbardziej zaskoczyło nas to, jak wiele jest osób bezdzietnych" – powiedziała Jennifer Watling Neal.

"Odkryliśmy, że więcej niż jedna na cztery osoby w Michigan identyfikuje się jako bezdzietne, co jest znacznie wyższe niż szacowany wskaźnik rozpowszechnienia w poprzednich badaniach, które opierały się na płodności w celu identyfikacji osób bezdzietnych. Te poprzednie badania określały wskaźnik tylko na poziomie od 2% do 9%. Uważamy, że nasz ulepszony pomiar mógł być w stanie lepiej uchwycić osoby, które identyfikują się jako bezdzietne".



Biorąc pod uwagę dużą liczbę bezdzietnych dorosłych w Michigan, należy zwrócić większą uwagę na tę grupę, stwierdzili naukowcy. Na przykład naukowcy wyjaśnili, że ich badanie obejmowało tylko jeden punkt czasowy, więc nie badali, kiedy ludzie zdecydowali się być bezdzietni – jednak mają nadzieję, że nadchodzące badania pomogą społeczeństwu zrozumieć zarówno to, kiedy ludzie zaczynają identyfikować się jako bezdzietni, jak i czynniki, które prowadzą do tego wyboru.





identyfikuje się jako bezdzietne

to jest dziwne sformułowanie, czy chodzi o osoby, które w czasie wypełniania ankiety


- już nie posiadały dzieci czy 

- nigdy nie posiadały dzieci   ?



Tego nie wiadomo.




Moim zdaniem takim badaniom, gdzie nie podaje się czytelnikom ŻADNYCH szczegółów - nie należy ufać.



Na końcu posta link do strony nt. wykonywania ankiet:

Otrzeźwienie przyszło po kilku samodzielnie zrealizowanych i całkowicie… bezużytecznych badaniach. Zrozumiałam, że zrobić ankietę to prościzna. Zrobić dobrą ankietę – to sztuka.

A co może pójść nie tak? Wszystko. Niepoprawnym badaniem zbierzesz niepoprawne dane.



trzynaście najważniejszych błędów, które mogą prowadzić do nieprawidłowego wnioskowania.
 
1. Pytania sugerujące
2. Kiepska dystrybucja
3. Brak wstępu
4. Długa metryczka na początku
5. Za dużo na raz
6. Pytania wielokrotnie złożone
7. Pytanie matrioszka
8. Pytania zbyt ogólne
9. Lęk przed pytaniami otwartymi
10. Brak wewnętrznej logiki
11. Nieprzemyślana skala pomiarowa
12. Nieprzemyślana analiza
13. Brak pilotażu






przedruk





Czy bezdzietni 70-latkowie są szczęśliwi? Naukowcy wzięli ich pod lupę. "Chcieliśmy zrozumieć"


Kinga Wójcik

24.09.2024 14:49

Coraz więcej osób świadomie decyduje się, by nie mieć potomstwa. Czy bezdzietni seniorzy żałują podjętej w przeszłości decyzji? Sprawie postanowili przyjrzeć się naukowcy z Michigan State University.



Kiepska dostępność mieszkań, rosnące ceny i brak wolności to tylko część przyczyn, dla których wiele osób decyduje się nie mieć dzieci. Czy osoby bezdzietne są szczęśliwe? A może w późniejszym wieku żałują, że nie postarały się o potomstwo? Wyniki badań są jednoznaczne. [no właśnie nie sposób tego ustalić, czy są jednoznaczne - MS]

Dlaczego ludzie nie chcą mieć dzieci? Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest obawa o przyszłość

Z raportu "Postawy prokreacyjne kobiet" przygotowanego przez CBOS wynika, że 68 proc. Polek w wieku 18-45 lat nie chce albo nie wie, czy chciałoby mieć potomstwo. Eksperci zwracają uwagę, że problemem są umowy śmieciowe, obawy o przyszłość i aktualna sytuacja polityczno-gospodarcza. - W dłuższej perspektywie rządzący komunikują kobietom: radź sobie sama, jakoś to będzie. Dlatego kobiety nie chcą zachodzić w ciążę. I myślę, że mają rację - powiedział prof. Jacek Hołówka, filozof i etyk.

tu było zdjęcie
Lekarze uprzedzili, że urodzi duże dziecko. 'On nie był duży, był gigantyczny' (zdjęcie ilustracyjne) KieferPix/ shutterstock.com



Problem z dzietnością nie dotyczy tylko Polski, lecz także Stanów Zjednoczonych. Okazuje się, że w przypadku stanu Michigan co piąty mieszkaniec nie ma potomstwa. Badacze z Michigan State University postanowili sprawdzić, w jaki sposób brak dzieci wpływa na samopoczucie. 

- Chcieliśmy lepiej zrozumieć tych bezdzietnych ludzi, zwłaszcza że nadal nie są powszechnie uwzględniani w badaniach akademickich - wyjaśniła autorka badania Jennifer Watling Neal.


Czy bezdzietni żałują, że nie mają potomstwa? Wyniki ankiety są zaskakujące

Naukowcy przeprowadzili ankietę wśród 1000 osób bezdzietnych. Wiele mówi się o tym, że osoby, które nie posiadają potomstwa, w późniejszym wieku mogą żałować podjętej decyzji, ale nic bardziej mylnego. 

- Porównaliśmy, jak często dorośli w wieku 70 lat i starsi deklarowali, że chcieliby coś zmienić w swoim życiu, innymi słowy, czy żałowali tego, jak potoczyło się ich życie. Nie widzieliśmy żadnej różnicy między osobami bezdzietnymi a rodzicami - powiedziała Jennifer Watling Neal. Oznacza to, że osoby bezdzietne są tak samo zadowolone z życia jak osoby posiadające potomstwo.


Jeśli masz ochotę, to zagłosuj w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.
Dziękujemy za przeczytanie naszego artykułu.




Tendencyjna sonda....

Planujesz lub posiadasz potomstwo?

Tak, jestem rodzicem, ale nie planuję kolejnego dziecka
47%(205 odpowiedzi)

Jestem rodzicem i planuję kolejne dziecko
3%(14 odpowiedzi)

Nie mam dzieci, ale w przyszłości planuję
7%(30 odpowiedzi)

Nie mam dzieci. I nie chcę ich mieć
43%(186 odpowiedzi)





Naukowcy wzięli ich pod lupę - czyż ten zwrot nie jest uprzedmiotowiający??


Jeszcze raz:


Naukowcy przeprowadzili ankietę wśród 1000 osób bezdzietnych. Wiele mówi się o tym, że osoby, które nie posiadają potomstwa, w późniejszym wieku mogą żałować podjętej decyzji, ale nic bardziej mylnego. 

- Porównaliśmy, jak często dorośli w wieku 70 lat i starsi deklarowali, że chcieliby coś zmienić w swoim życiu, innymi słowy, czy żałowali tego, jak potoczyło się ich życie. Nie widzieliśmy żadnej różnicy między osobami bezdzietnymi a rodzicami - powiedziała Jennifer Watling Neal.


zdanie:

Wiele mówi się o tym, że osoby, które nie posiadają potomstwa, w późniejszym wieku mogą żałować podjętej decyzji


nie ma logicznego związku ze zdaniem:

czy żałowali tego, jak potoczyło się ich życie. Nie widzieliśmy żadnej różnicy między osobami bezdzietnymi a rodzicami 



tym bardziej, że nie wiemy jak wyglądały pytania w ankiecie, ani jak ją przeprowadzono

Artykuł więc uznaję za propagandę nieposiadania dzieci, tym bardziej, że ostatnio w porannym programie tvn maglowano ten temat...




Przypominam, że 

starą praktyką jest zamawianie jakiegoś artykułu, np. w USA, a potem powoływanie się na niego - "Zobaczcie, chwalą nas w prasie zagranicznej!"

tak samo płaci się celebrytom za noszenie jakiegoś ubrania, a potem daje się wywiad do Pudelniczki, że "Widzieliście! Ta słynna modelka założyła kurtkę z mojej kolekcji! Kupujcie moje ubrania, póki jeszcze są!"

tak samo jest z ankietami, badaniami...



Artykuł więc uznaję za propagandę nieposiadania dzieci.


W jakim celu ktoś podsuwa młodzieży pomysły, by nie posiadać dzieci??






P.S.

Inny przykład propagandy.

Opisanie zagadnienia jako "Dobra zmiana" jest to znany sposób wpływania na czytających.
Znak zapytania na końcu to tylko listek figowy...

Tekst działa jak pranie mózgu - przez powtarzanie.









kobieta.gazeta.pl/kobieta/7,107881,31329934,czy-bezdzietni-70-latkowie-sa-szczesliwi-naukowcy-wzieli-ich.html#sondaz

Ankieta – Wikipedia, wolna encyklopedia




msutoday.msu.edu/news/2021/childfree-adults

https://journals.plos.org/plosone/article?id=10.1371/journal.pone.0252528)

poniedziałek, 23 września 2024

Demografia - nie akceptować propagandy





Kiedy TVN zapyta o strefy wolne od Polaków??









21 września 2024

Kuriozalna ankieta. TVN spytał swoich widzów o utworzenie „stref wolnych od dzieci”



„Czy jesteś za strefami wolnymi od dzieci?” – tak brzmiało pytanie w ankiecie skierowanej do widzów programu „Dzień dobry TVN”. Sondzie towarzyszyła rozmowa na temat tego, czy Polacy są „dzieciofobami” i chcą utworzenia miejsc w publicznej przestrzeni, do których nie można wejść z najmłodszymi.

W programie „Dzień dobry TVN” na antenie TVN poruszono temat możliwości stworzenia miejsc, w których nie będą mogły przebywać dzieci. Nie chodzi jednak o miejsca w pełni przeznaczone dla dorosłych jak puby, dyskoteki, nocne kluby czy inne tego rodzaju miejsca. Dyskutanci rozmawiali bowiem o miejscach użyteczności publicznej, w których można byłoby wyznaczyć miejsca wolne od obecności dzieci. Wszystko po to, aby dorośli czuli się bardziej komfortowo (sic!). Podczas programu pojawiła się również ankieta, w której głosowali widzowie programu. Jej wyniki są szokujące.

W rozmowie prowadzonej przez Marcina Prokopa i Dorotę Wellmann z TVN wzięli udział „eksperci” i autorzy książek. Jednym z przykładów, które mają rozpoczynać wszelkie dyskusje o przestrzeni „bez dzieci” są samoloty. Rozmówcy toczyli spór czy na pokładzie samolotu można stworzyć strefę „wolną od dzieci”, ponieważ małe dzieci zazwyczaj hałasują lub przeszkadzają dorosłym w trakcie lotu np. przez wrzaski lub kopanie w fotel znajdujący się przed nimi.


Jedną ze zwolenniczek stworzenia „stref bez dzieci” jest Agnieszka Grabowska. W swojej argumentacji wskazuje, że dzieci w pewnych szczególnych miejscach przeszkadzają dorosłym, dlatego zasadne wg niej jest stworzenie wyznaczonych stref, gdzie dzieci nie będą miały wstępu. Grabowska twierdzi, że ludzie nie posiadający dzieci, a chcący odpocząć w hotelu lub na wakacjach, mogą trafić na rodzinę z uciążliwymi dziećmi. Rozmówczyni dodaje, że „pojechanie na wakacje, gdzie chcą sobie odpocząć, a jadą do hotelu, który jest pełen szczęśliwych rodzin z dziećmi” nie będzie komfortowe.

Podobnego zdania jest Andrzej Tarkowski-Kiliszewski, który twierdzi, że dzieci w niektórych sytuacjach są uciążliwe. „Ja jestem za tym, żeby jednak były te strefy dla dorosłych pozbawione dzieci, chociaż sam na co dzień mam do czynienia z dziećmi z racji tego, że jestem nauczycielem. Jednak np. kiedy wybieram się do jakiejś lepszej restauracji, płacę więcej po to, żeby mieć spokój, żeby mieć lepszy obiad, kolację, a w tle jest harmider i często bywa, że rodzice faktycznie nie pilnują swoich dzieci. Nie mam nic przeciwko dzieciom, ale w przypadku, kiedy są te krzyki, jest chaos, to jednak jest to męczące” – powiedział gość programu.

W trakcie emisji „Dzień dobry TVN” zadano pytanie widzom programu: „Czy jesteś za strefami wolnymi od dzieci?”. Co zaskakujące, za stworzeniem „stref wolnych od dzieci” zagłosowało aż 83 proc. widzów programu. Przeciwko temu pomysłowi opowiedziało się zaledwie 17 proc. oglądających program na antenie TVN.

„Czyżby się okazało, że Polacy jednak nienawidzą dzieci? – skwitował przewrotnie wyniki ankiety jeden z uczestników dyskusji, będący przeciwnikiem tworzenia „stref wolnych od dzieci”. „To nie ma nic wspólnego z nienawiścią do dzieci. To jest miłość do dzieci, to szacunek do ich czasu” – stwierdziła z kolei zwolenniczka „stref” Agnieszka Grabowska.



Źródło: dziendobry.tvn.pl




Kuriozalna ankieta. TVN spytał swoich widzów o utworzenie „stref wolnych od dzieci” - PCH24.pl









piątek, 14 czerwca 2024

Większość kobiet chce mieć dzieci

 

Autor ujawnia manipulacje mediów odnośnie tego, czy polskie kobiety chcą mieć dzieci.

Warto pamiętać o tym, kto i jakie medium manipuluje uwagą Polaków, warto dociekać po co to robią.


Nie potrzebujemy takich gazet ani stacji radiowych telewizyjnych. 





przedruk




„Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki” 

– brzmi popularne powiedzenie przypisywane oryginalnie Markowi Twainowi, i chociaż nie przepadam za tego typu „mądrościami”,  to zdarzają się sytuacje, gdy idealnie pasują one do sytuacji.


Takim przypadkiem jest z pewnością debata medialna na temat wyników badań CBOS dotyczących zamierzeń prokreacyjnych kobiet opublikowanych w styczniu 2023 roku[2].

Medialna kariera tego raportu zaczęła się od wpisu na profilu @RadioZet_News na portalu Twitter (obecnie X). Znalazło się w nim stwierdzenie: „Dwie trzecie Polek nie chce mieć dzieci”.






Tweet ten uzyskał bardzo duże zasięgi, a komunikat w nim zamieszczony rozszedł się szeroko w wielu mediach i szybko zaczął żyć własnym życiem, czego przykładem może być nagłówek na portalu bezprawnik.pl, którzy brzmi: „Doszliśmy do momentu, w którym jedynie co trzecia ankietowana Polka chce mieć dzieci”. Do dzisiaj w wielu rozmowach, publikacjach, a nawet konferencjach spotykam się osobami, które powielają to stwierdzenie.


Dlatego warto przyjrzeć się źródłowemu badaniu i temu, jakie naprawdę wnioski z niego wynikają. Pytanie, na które powołują się powyższe publikacje, brzmiało:


„Czy planuje Pani w przyszłości potomstwo?” 


i zadawane było kobietom w wieku 18-45 lat, a możliwe odpowiedzi były następujące:

– tak, planuję potomstwo w ciągu najbliższych 3-4 lat
– tak, planuję w dalszej perspektywie
– nie wiem
– nie planuję.


17% badanych kobiet odpowiedziało, że planuje dzieci w perspektywie 3-4 lat,
15% odpowiedziało, że planuje, ale w dalszej perspektywie, a
68% wybrało odpowiedź „nie planuję” lub „nie wiem”








I tutaj mamy pierwszą manipulację:

otóż z niewiadomych względów połączono odpowiedzi: „nie planuję” i „nie wiem”, chociaż opisują one zupełnie inne sytuacje.


Przykładowo 30-latka, która bardzo chciałaby zostać matką, ale nie jest w trwałym związku, może odpowiedzieć „nie wiem”, ponieważ jej plany zależą od bardzo wielu czynników, na które ma ona wpływ jedynie częściowo, na przykład czy uda jej się znaleźć mężczyznę, z którym chciałaby założyć rodzinę – dobrego kandydata na ojca. Nie opublikowano nigdzie informacji, jaka część tych 68% badanych wybrała odpowiedź „nie planuję”, a jaka „nie wiem”.


Po drugie odpowiedź „nie planuję” nie oznacza „nie chcę mieć dzieci”. Osoba mająca już tyle dzieci, ile chciałaby mieć, na powyższe pytanie z pewnością odpowie „nie planuję”, ale nie oznacza to, że nie chce ona mieć dzieci.


Po trzecie część kobiet chciałaby mieć dzieci, ale ze względu na wiek lub problemy zdrowotne wie, że ich nie będzie miała. Dotyczy to zwłaszcza kobiet powyżej 40 roku życia, których ze względu na rozkład wyżów i niżów demograficznych w Polsce w grupie 18-45 jest w Polsce z każdym rokiem coraz więcej.

Po czwarte interpretacja odpowiedzi „nie planuję” wśród najmłodszych respondentek (np. 18-letnich) jako deklaracji, że nie chcą mieć dzieci, jest zdecydowanie nadinterpretacją.

Jeśli 18-latka (uczennica 3 klasy szkoły średniej) mówi, że nie planuje dziecka, oznaczać to może, że jeszcze nie myśli o tym, bo jest to bardzo odległa perspektywa. Za kilka lat jej odpowiedź może być zupełnie inna.

Po piąte część kobiet nie może mieć dzieci z powodów zdrowotnych. To, że odpowiadają negatywnie na pytanie o plany prokreacyjne, oczywiście nie oznacza, że nie chcą one mieć dzieci.

Po szóste wreszcie co z kobietami, które już są w ciąży lub planują dziecko w perspektywie krótszej niż 3 lata. Kobieta spodziewająca się dziecka mogła zinterpretować, że jest pytana o to, czy planuje KOLEJNE dziecko. Tego również nie wiemy.
 

Potwierdzenie powyższych hipotez znajdziemy w samym komunikacie CBOS kilka stron dalej, analizując wykres z rozkładami odpowiedzi w zależności od sytuacji respondentki.








Okazuje się, że owszem w całej populacji mamy 68% odpowiedzi „nie planuję” lub „nie wiem”, ale odpowiedzi te różnią się bardzo mocno w poszczególnych podgrupach.


Najwięcej odpowiedzi negatywnych jest wśród kobiet mających dwoje lub więcej dzieci, w grupie wiekowej 35-45 lat.

Czy o czterdziestopięciolatce mającej trójkę dzieci, która odpowiada, że nie planuje więcej, można powiedzieć, że nie chce mieć dzieci? Oczywiście jest to pytanie retoryczne.



Warto przypomnieć, że w grupie wiekowej 30-45 lat ponad 50% to kobiety mające 39 lub więcej lat.


Z kolei wśród kobiet bezdzietnych w grupie wiekowej 18-29 aż 67% (ponad 2/3) badanych deklaruje, że planuje mieć dzieci. Nie wiemy, ile z pozostałych 33% to kobiety, które odpowiedziały „nie wiem” albo nie mogą mieć dzieci z powodów zdrowotnych.

Warto zwrócić uwagę, że odsetek planujących mieć dzieci spada wraz z wiekiem i liczbą posiadanych dzieci. Kobiety młodsze niemające dzieci w większości planują je mieć. 

Nie jest zatem prawdą, że z cytowanego komunikatu CBOS wynika, że 2/3 Polek nie chce mieć dzieci.

Wynika z niego coś zupełnie przeciwnego. Zdecydowana większość kobiet chce mieć dzieci lub już je ma, a spośród pozostałych spora część jeszcze się waha.


Na koniec warto zacytować inne badanie CBOS, również z 2023 roku, chociaż nieco późniejsze[3]



W badaniu tym, przeprowadzonym w lipcu 2023 roku, zadano inne pytanie, dużo lepiej odzwierciedlające chęć posiadania dzieci lub jej brak. 

Brzmiało ono: 

"Niezależnie od tego, jaki jest Pana(i) stan cywilny, w jakim jest Pan(i) wieku, a także czy ma Pan(i) dzieci czy też nie, proszę powiedzieć – ile dzieci chciał(a)by Pan(i) mieć w swoim życiu?"

Przy tak zadanym pytaniu

jedynie 10% kobiet w wieku 18-40 odpowiedziało, że w ogóle nie chciałoby mieć dzieci (co ciekawe wśród mężczyzn odsetek ten był niższy – 6%),

a ponad 1/4 badanych kobiet (26%) deklaruje, że chciałaby mieć 3 albo więcej dzieci lub tyle, ile się zdarzy.

Średnia wskazań oscyluje wokół dwójki dzieci.






W sytuacji spadającej z roku na rok liczby urodzeń oraz notujących rekordowo niskie poziomy wskaźników dzietności bardzo łatwo uwierzyć, że Polki nie chcą mieć dzieci. Jednak rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. 

Polki chcą zostawać mamami, ale z różnych powodów nie udaje im się to albo nie mają (lub uważają, że nie mają) do tego odpowiednich warunków. Jakie są przyczyny tak wysokich rozbieżności pomiędzy deklaracjami a rzeczywistością (luka dzietności)? 


To temat bardzo złożony, na osobną publikację.







Michał Kot

Socjolog, ekspert ds. demografii i polityki społecznej, były dyrektor Instytutu POKOLENIA, prywatnie mąż i ojciec 5 dzieci.




[1] Zdanie to znajduje się Autobiografii Marka Twaina, ale jest ono tam cytowane za brytyjskim premierem Benjaminem Disraeli.

[2] CBOS, komunikat z badań 3/2023, „Postawy prokreacyjne kobiet”

[3] CBOS, Komunikat 87/2023, „Bariery zamierzeń prokreacyjnych”








nlad.pl/czy-polacy-chca-miec-dzieci/






sobota, 1 czerwca 2024

Demografia - dobry artykuł






przedruk




Dlaczego Polki nie chcą rodzić dzieci?





W rozmowie z PCh24.pl Marek Grabowski, prezes Fundacji Mamy i Taty.






Dzietność w Polsce w 2023 r. wyniosła zaledwie 1,158. Tak źle nie było od lat. Czy to już depopulacja?



Zeszliśmy do takiego poziomu tego wskaźnika, jaki kilkanaście lat temu miał Hong Kong. Zajmował on wówczas ostatnie miejsca w rankingach dzietności. I kiedy jeszcze kilka lat temu dyskutowano o sytuacji demograficznej w Polsce tłumaczono, że nie grozi nam coś takiego jak Hong Kongowi, bo jest to region biurowy przypominający „warszawski Mordor”, czyli biura, biura, biura i trochę mieszkań – w związku z czym podkreślano, że niski wskaźnik dzietności jest tam uzasadniony.

Dzisiaj jesteśmy właśnie jak wówczas ów Hong Kong. Mamy w Polsce depopulację i co gorsza – jest to depopulacja na własne życzenie.



Na własne życzenie? Przecież od 2015 roku mamy wprowadzony w Polsce szereg działań nazywanych pro-demograficznymi…


W zasadzie poczynając od wyprawki 1000 Plus wprowadzonej jeszcze „za pierwszego Tuska” mamy w Polsce do czynienia z działaniami na pół gwizdka.

Program 500 Plus do momentu, kiedy dotyczył rodziców drugiego i kolejnych dzieci, działał. Niestety logika wyborcza, czyli chęć uzyskania, jak wskazywały wówczas badania, jednego-dwóch punktów procentowych więcej w wyborach przez obóz Zjednoczonej Prawicy spowodowała, że ten program „zdemokratyzowano” i z miejsca przestał on działać. Być może należało wprowadzić rozwiązania norweskie, to znaczy: z każdym kolejnym dzieckiem kwota rośnie, np. za pierwsze dziecko 500 zł, za drugie 1200 zł, za trzecie 2000 zł etc. Może wówczas program nadal by działał, może miało by to ręce i nogi.

Rządy Zjednoczonej Prawicy cały czas forsowały w jakiejś mierze budowy przedszkoli i żłobków. Moim zdaniem tego typu działania spotęgowały obecny dramat demograficzny. W pierwszych dwóch, trzech latach rodzi się bardzo silna więź między dzieckiem, a rodzicami, która powoduje, że chcą oni mieć kolejne dziecko, ponieważ czują po prostu korzyści emocjonalne związane z posiadaniem dzieci.

Podjęto też inne działania pro-demograficzne jak Rodzinny Kapitał Opiekuńczy – jednak został on obecnie zlikwidowany. A kluczem dla skutecznej polityki demograficznej jest jej stabilność.



Przedszkola i żłobki działają zatem odwrotnie niż nas się przekonuje?


Szybkie odseparowanie dziecka od rodziców powoduje, że praktycznie wtedy rola matki i ojca sprowadza się do roli „inkubatora”, którym ani matka, ani ojciec nie chcą być. W związku z tym wiele małżeństw dochodzi do wniosku, że jedno dziecko im wystarczy.

Kolejna kwestia to pandemia, która pokazała przede wszystkim stosunek służby zdrowia i możliwości kontaktu rodziców z dziećmi. Mam osobiście bardzo duży żal do władzy, do samych lekarzy, że tak mocno ograniczali obywatelom, w tym matkom z chorymi dziećmi, dostęp do opieki medycznej.

Prowadziłem na ten temat badania w czasie których rozmawiałem z młodymi matkami, które urodziły dziecko w czasie pandemii. Po tym, co wówczas doświadczyły mówiły wprost, że nie chcą mieć kolejnych dzieci, bo jeżeli lekarz w ogóle zgodził się przyjąć małego noworodka, czy niemowlaka, to kazał mu zakładać maseczkę. Dziecko się dusiło, męczyło, płakało, krzyczało. Dla rodziców był to po prostu koszmar. Koszmar, którego nie chcą ponownie przeżywać.

Ostatnia kwestia, ale nie najmniej ważna: nie możemy zapominać o czynnikach kulturowych. Te czynniki kulturowe są również kluczowe, jeśli nie ważniejsze niż tych kilka wcześniej wymienionych elementów.



Sam niemal codziennie jestem świadkiem, jaki jest nacisk, żeby kobiety jak najszybciej po ciąży wracały do pracy, a swego rodzaju ukoronowaniem tego stanu rzeczy jest tzw. babciowe. Znam przykład kobiety, która była niecałe pół roku na urlopie macierzyńskim. Wróciła do pracy, ponieważ „w domu z dzieckiem się jej nudziło”…


Rozumiem tę kobietę. Poszukiwanie „wolnego” od dziecka, chwili odpoczynku, wytchnienia nie jest niczym nadzwyczajnym ani nowym.

Przy normalnym układzie rodzinnym, jaki jeszcze do niedawna istniał w Polsce, mieliśmy do czynienia ze wsparciem babć i dziadków, którzy potrafili na 2-3 godziny odciążyć rodziców, aby mogli wyjść z domu; spotkać się z kimś; udać się na spacer, do kina etc. W dzisiejszym świecie 24 godziny z małym dzieckiem dla większości są czymś trudnym.

W społeczeństwach tradycyjnych taka sytuacja – jedna osoba 24 godziny z dzieckiem – nie miała miejsca. Rodziny nie były rozproszone i jakoś starano się sobie pomagać, wspierać etc. Obecnie rodziny są zatomizowane, a dziadkowie są pod presją, że skoro są na emeryturze, to powinni żyć według modelu dziadków niemieckich, czyli wycieczki, wyjazdy, prace na działce, uniwersytet trzeciego wieku, kółko teatralne i brydżowe etc. Dziadkom i babciom wmawia się, że mają zajmować się sobą, cieszyć się życiem i w zasadzie czymś obciachowym jest zajmowanie się wnukami. Materiałów promujących taki styl życia dziadków jest od groma w telewizji, internecie i prasie. „Nie po to poszłam na emeryturę, żeby zajmować się wnukami”, głoszą nagłówki.

Kolejna kwestia, to wulgaryzacja życia publicznego i wrzucanie w przestrzeń publiczną haseł antynatalistycznych okraszonych bluzgami, wyzwiskami etc. Nie będę cytował tych haseł, bo chyba niestety wszyscy je znają. Mamy tutaj do czynienia z propagandą polegającą na oderwaniu aktu seksualnego od demografii. To pierwsze tak, zawsze, wszędzie i z każdym, a drugie nie, nie i jeszcze raz nie. To wszystko ma miejsce w przestrzeni publicznej i na jednych słabiej, a na innych mocniej oddziałuje.

Jeszcze jedna sprawa: wprowadzane przez nową władzę zmiany w edukacji. Ma nie być na przykład prac domowych, tylko jakieś dodatki dla chętnych, ale nauczyciel nie będzie mógł ich oceniać. Ja tę zmianę widzę w sposób następujący: dzieci i młodzież będą zamiast odrabiania prac domowych jeszcze więcej czasu spędzać przy smartfonach, laptopach i na konsolach.

Przerażające jest to, że 20-30 lat temu młodzi ludzie mieli ochotę się spotykać, wyjść gdzieś, coś zrobić, czasem narozrabiać. Po prostu chcieli żyć! Łączyli się w grupy, chłopcy prosili dziewczyny o chodzenie etc. i to przynosiło efekty w postaci tego, że po latach „chodzenia” mieliśmy trwałe małżeństwa. Obecnie zaś młodzi ludzie żyją w swoim zamkniętym świecie, nie mają okazji i po prostu nie chcą się spotykać, a jak już to robią, to poprzez aplikacje randkowe, które w rzeczywistości są aplikacjami burdelowymi. Są to zazwyczaj spotkania bez zobowiązań, bez budowania jakichkolwiek relacji, nie mówiąc już o związku.

Patrząc na te wszystkie zmiany kulturowe, które są napędzane i wspierane przez rządzących nie dziwmy się, że w wynikach Głównego Urzędu Statystycznego mamy takie, a nie inne liczby.



W latach 2015-2023 demografia i wszelkie działania demograficzne – nie będę oceniał czy słuszne, czy niesłuszne – podejmowane przez Zjednoczoną Prawicę, były ostro krytykowane przez ówczesną opozycję, obecną władzę z „koalicji 13 grudnia”. 500 Plus na drugie i każde kolejne dziecko? SKANDAL! PiS wyklucza miliony dzieci! 500 Plus na każde dziecko? KATASTROFA! ROZDAWNICTWO! Pieniądze pójdą do patologii i zostaną przepite! Teraz ci sami ludzie mówią, że jeszcze więcej rozdawnictwa to INWESTYCJA, tylko że poza rozdawnictwem nie mają oni żadnego pomysłu na demografię…


Powiem więcej: obecna władza się po prostu poddała. Na cały ten problem trzeba patrzeć szerzej. Weźmy na przykład pomysł Europejskiego Obszaru Edukacyjnego. Co on oznacza w praktyce? Że nie będzie polskich programów szkolnych, tylko jeden wspólny program dla całej UE. Nikt nie będzie atakował szefa MEN o to, że coś źle przygotował, bo ten zawsze odpowie, że realizuje wytyczne Brukseli i Berlina. Moim zdaniem będzie to równia pochyła, a poziom nauczania nieustannie będzie się obniżał. Dlaczego? Ponieważ program Europejskiego Obszaru Edukacyjnego, o czym czytamy wprost w dokumentach UE ma służyć temu, aby migranci z krajów odległych mogli bezproblemowo przejść przez system edukacyjny. Oznacza to, że UE wprost stawia na migrantów.

Liberalny Zachód Europy po prostu poddał się jeśli chodzi o demografię i kulturę. Zdaniem tamtejszych polityków lepiej ściągać tam migrantów, którzy będą wykonywać czarną robotę, a przede wszystkim będą na nich głosować, na co wskazują badania przeprowadzane chociażby w Niemczech.

Taki jest więc „europejski” pomysł, żeby zwiększyć swoją bazę wyborców o migrantów z Iraku, Afganistanu, Turkmenistanu etc. Oni trochę popracują, później być może wyjadą, albo się ich relokuje do innego kraju UE. Nie wygląda jednak na to, żeby tworzyli oni społeczność na wzór społeczności tureckiej w Niemczech, która po drugim, trzecim pokoleniu jednak jakoś się germanizuje, przyjmuje niemiecką kulturę i jakoś przynajmniej operuje językiem niemieckim.

Moim zdaniem, to co szykuje nam Zachód, to model francuski – getto, przemoc, kradzież, gwałt, morderstwo etc. Oni się jednak tym nie przejmują. Mają nową rzeszę wyborców, więc jest dobrze. Być może partia premiera Tuska uznała, że skoro ten model sprawdził się w Niemczech, a PO niemal wszystkie wzorce kopiuje właśnie z Niemiec, to sprawdzi się też w Polsce i nie ma sensu walczyć o demografię.



Według badań „najważniejsza przyczyna bardzo wysokiej bezdzietności w Polsce, dotykającej ok. 30 proc. 40-latków” to… brak związku. Proszę o komentarz.


Co tu komentować, Panie redaktorze? Z moich obserwacji wynika, że młodzież w ogóle nie aspiruje do tego, aby być w stałym związku. Jeszcze 20 lat temu, jak ktoś był w liceum to miał jakąś potrzebę bycia z kimś, żeby chociaż raz na dwa tygodnie wyjść do kina czy na jakąś pizzę. Nie chodziło nawet o to, że była to jakaś para, tylko że chłopak z dziewczyną byli ze sobą trochę bliżej, miło spędzało im się czas w swoim towarzystwie itd.

Niestety, ale aspiracje młodzieży się zmieniły. Jak ktoś z kimś jest to musi to ostentacyjnie oznajmiać światu, a jak z nikim się nie jest to też dobrze. I tak to się kręci.



Ale 40-latkowie, to raczej nie młodzież…


Dlaczego nie? Mentalnie wielu 40-latków i 40-latek chce być nastolatkami. Ponad rok temu byłem świadkiem następującej sytuacji. Naprzeciwko mnie siedziało dwóch facetów. Pierwszy miał prawie 40 lat, a drugi zbliżał się do pięćdziesiątki. 40-latek powiedział w pewnym momencie: „W sumie z nikim nie mieszkam i nie jestem w żadnym związku. Wyszumię się jeszcze przez kilka lat i jak będę miał z 45, maksymalnie 50 lat uznam, że to będzie czas na ustatkowanie się”. Na to drugi mu odpowiada: „Ja mam już prawie 50 i dalej się nie wyszumiałem, więc nie myślę o ustatkowaniu się”.

Ja pobrałem się w wieku 27 lat i już wówczas wydawało mi się, że jest to dość późno. Dzisiaj małżeństwa są zawierane później. Jak ktoś ma ponad 30 lat, pół życia spędza w pracy, a drugie pół na grach komputerowych i Netflixie, to po prostu nie chce mu się dostosowywać do drugiej osoby, nie chce się zaangażować, nie chce być z tą drugą osobą na dobre i na złe. Wychowało się pokolenie inwalidów interpersonalnych, ludzi nie potrafiących budować nawet nie stałych, ale jakichkolwiek związków, oglądających na potęgę Instagrama i kilkaset filmików na TikToku dziennie, którzy są zadowoleni z prostej konsumpcji.

Ktoś powie, że podobne problemy są w innych krajach, np. w Japonii. To prawda. Japonia od lat boryka się z problemem, że Japończycy bardzo długo nie byli w żadnych związkach. Prowadzono specjalne kampanie społeczne, żeby ludzie zmienili swoje postępowanie. W Japonii jednak powodem takiego stanu rzeczy było to, że oni niesamowicie dużo pracowali, a sama praca była dla nich wręcz bożkiem. Po 12 godzinach pracy szli na sake i pobawić się na maszynach hazardowych, a potem spać.

W Polsce zaś widać wyraźnie, że młodym ludziom ani do końca nie zależy na pracy, ani na związkach. Życie im umyka przez palce. To pokolenie jest w mojej ocenie, w jakiejś mierze stracone. Właśnie dlatego jestem rozczarowany, że rząd w Polsce tak szybko się poddał w tej kwestii, że zrezygnował z promowania pozytywnych wzorców etc. Zamiast tego mamy wmawianie, że wszystko ma być przyjemne. Lektury mają być przyjemne, nauka ma być przyjemna, szkoła ma być przyjemna i absolutnie od nikogo nie można nic wymagać. Tydzień pracy ma być skrócony do czterech dni, a może nawet do trzech jak chcą niektórzy. Rodzina jest przedstawiana jako patologia, siedlisko rozpaczy i traumy. Mógłbym wymieniać dalej, ale tutaj się zatrzymam.

Nie dziwmy się więc, że młodzi ludzie, którzy tego słuchają, którzy czerpią wiedzę o życiu z TikToka, z YouTube i Netflixa dochodzą do wniosku, że rodzina im nie potrzebna, bo lepsza od niej jest na przykład pornografia i na niej poprzestają.



Dlaczego wciąż jedna z najsilniejszych instytucji w Polsce, jaką jest Kościół katolicki, milczy w sprawie demografii? Dlaczego można odnieść wrażenie, że Kościół nie staje do walki o przyszłość Polski?


Taki stan rzeczy trwa od wielu lat. Polska umiera, a Kościół milczy. Obserwujemy zapaść tradycyjnej rodziny, a Kościół milczy. Dla wierzącego katolika zarówno ojczyzna jak i rodzina są jakąś drogą do zbawienia. Tego uczono mnie na lekcjach religii. Po co nam Polska? Po co nam rodzina? Polska ma nam pomóc w osiągnięciu zbawienia! Rodzina ma nam pomóc w osiągnięciu zbawienia. Tylko tyle i aż tyle.

Kościół jednak się schował. Kościół boryka się ze swoimi nierozwiązanymi problemami. W jakiejś też mierze boryka się ze skandalami obyczajowymi, które są bardzo mocno podkręcane przez jego wrogów. I najważniejsze: Kościół już nawet nie jest reaktywny. Kiedyś Kościół nadawał ton w dyskusji. Do tego co mówił np. kardynał Franciszek Macharski odnosili się wszyscy, nawet komuniści.

Teraz ani komuniści, ani inni do niczego nie muszą się odnosić. Mało tego: jak pojawił się pomysł Rafała Trzaskowskiego o zdejmowaniu krzyży, to musieliśmy czekać kilka dni na mizerną reakcję Kościoła. To pokazuje, jaka jest kondycja Kościoła, nad czym bardzo ubolewam…


Bóg zapłać za rozmowę.






Tomasz D. Kolanek









Stracone pokolenie, depopulacja i śmierć Polski. Dlaczego Polki nie chcą rodzić dzieci? - PCH24.pl


pch24.pl/stracone-pokolenie-depopulacja-i-smierc-polski-dlaczego-polki-nie-chca-rodzic-dzieci/?utm_content=bufferfafb4&utm_medium=social&utm_source=facebook.com&utm_campaign=buffer


piątek, 26 kwietnia 2024

Ważkość władzy - A nie mówiłem? (25)

 

The press united - prasa hinduska



przedruk



Ustawa mobilizacyjna jest "punktem bez powrotu" dla Zełenskiego – ukraiński poseł



13 kwietnia 2024 r





Nowo uchwalona ustawa postawi Kijów przeciwko jego narodowi, powiedział Aleksandr Dubinsky

Nowa ustawa o poborze do wojska wbije klin między urzędników w Kijowie a zwykłych Ukraińców – powiedział deputowany Aleksandr Dubinsky. Określił ustawę jako punkt bez odwrotu dla prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i jego rządu.

W czwartek ukraiński parlament uchwalił długo dyskutowaną ustawę, która upraszcza procedury poboru i zmusza wszystkich mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat – w tym mieszkających za granicą – do zarejestrowania się we władzach wojskowych. Na początku tego miesiąca, po kilku tygodniach obrad, Zełenski podpisał ustawę obniżającą wiek poboru dla mężczyzn z 27 do 25 lat.

Nowy projekt przepisów został przyjęty bez klauzuli demobilizacyjnej, która pozwoliłaby żołnierzom wrócić do domu po trzech latach spędzonych na linii frontu. W obecnej sytuacji każdy, kto zostanie powołany do wojska, będzie musiał służyć do końca konfliktu z Rosją.

Ukraińscy żołnierze czują się zdradzeni przez nowe zasady, poinformowały zachodnie media na początku tego tygodnia, powołując się na żołnierzy, którzy twierdzą, że czują się "oszukani i wykorzystani" i są wykorzystywani jako "niewolnicy".

Ustawa mobilizacyjna "będzie punktem zwrotnym, po którym nie będzie już odwrotu" – napisał w czwartek Dubinsky na Telegramie. Porównał politykę Kijowa do "Opriczniny" – masowej kampanii represji rozpoczętej przez rosyjskiego cara Iwana Groźnego w XVI wieku i realizowanej przez oddziały specjalne zwane "opricznikami", które cieszyły się zaufaniem monarchy i uniknęły jego gniewu.

[Opricznik - ochroniarz, gwardia osobista - MS]


"Administracja prezydencka i jej opriczniki, w tym prawodawcy - deputowani, urzędnicy, policja i służby bezpieczeństwa są po jednej stronie, podczas gdy wszyscy inni są po drugiej" – powiedział Dubinsky.


Według deputowanego celem tej polityki jest pomoc Zełenskiemu w utrzymaniu się przy władzy poprzez "zmuszenie wszystkich do wstąpienia do wojska."

"To bardzo zła podstawa dla konsensusu społecznego" - dodał deputowany. 

W innym poście zauważył, że parlamentarzyści, policjanci, niektórzy urzędnicy państwowi i władze lokalne są zwolnieni z mobilizacji zgodnie z nowym projektem przepisów i "w żadnym wypadku nie przygotowują się do wojny".

Dubinsky przebywa obecnie w areszcie na Ukrainie. W 2021 r. został wyrzucony z partii "Sługa Narodu" Zełenskiego. W listopadzie 2023 r. postawiono mu zarzuty zdrady stanu po tym, jak ukraińska służba bezpieczeństwa wewnętrznego (SBU) oskarżyła go o pracę na rzecz Rosji. Dubinsky odrzucił oskarżenia jako motywowane politycznie i stwierdził, że był prześladowany za krytykę Zełenskiego.









"Administracja prezydencka i jej opriczniki, w tym prawodawcy - deputowani, urzędnicy, policja i służby bezpieczeństwa są po jednej stronie, podczas gdy wszyscy inni są po drugiej"





Czyż nie brzmi to znajomo?
Skąd my to znamy?






Trzeba budować wspólnotę.
Zasypywać podziały.
Być ostrożnym.
Mieć baczenie na wszystko.
Ograniczyć telewizję.
Dowiadywać się wszystkiego - czytać różne media.
Analizować.
Myśleć.
Uświadamiać siebie i innych.



Brać udział w życiu społecznym, chodzić chociażby na spotkania osiedlowe, biblioteczne, w domu kultury, zdobywać takie doświadczenia, by oswajać się z tematami i z czasem pogłębiać swoje zaangażowanie, angażować do tego swoje dzieci. Starać się tam dawać coś pozytywnego od siebie.

Tworzyć wspólnoty jak koła zainteresowań, koła strzeleckie, osiedlowe, polityczne, samorządowe grupy działania i inne zorganizowane społecznie formy spędzania czasu. 

Wychowywać dzieci także z myślą o służbie publicznej w policji, administracji państwowej, w samorządzie, zainteresować je tym, dając własny przykład, tak 



by świadmość społeczna i ważkość tych spraw były dla nich czymś oczywistym i normalnym, by postrzegały państwo i jego administrację, jako naturalną przestrzeń ich zainteresowań.




Potrzebne są rozbudowane systemowe rozwiązania jak SZKOLENIA wojskowe, strzeleckie, ale też  KONTRWYWIADOWCZE z zakresu wykrywania wojny informacyjnej, wojny kognitywnej.

Wtedy przeciwdziałanie będzie skuteczne. 


Ale najpierw trzeba wiedzieć.



Dopiero po zdefiniowaniu:
  • kto za tym stoi
  • dlaczego to robi
  • i jak to robi

będziemy mogli dać im skuteczny odpór.





5 kolumna to nie jest po prostu zbiorowisko ludzi - oni podlegają szkoleniu i są potajemnie kierowani.

I my też musimy się szkolić,  dowiadywać - jeśli nie robi tego państwo, to we własnym zakresie, ale wszystko zgodnie z prawem.





Niezamierzamy i nie pójdziemy umierać "za ukrainę" na wojnie z Rosją.

My mamy do wygrania wojnę z Niemcami, oni od 1945 roku do dzisiaj nie chcą podpisać z nami Traktatów Pokojowych.


Wygrajmy TĘ wojnę,


po 85 latach wygrajmy w końcu wojnę z Niemcami.




















środa, 12 kwietnia 2023

Szwecja - wysokie zróżnicowanie etniczne





przedruk
tłumaczenie automatyczne






Szwecja planuje pierwszy spis ludności od dziesięcioleci, ponieważ "straciła kontrolę nad tym, kto mieszka w naszym kraju"


08:36 GMT 31.03.2023





Według lidera Szwedzkich Demokratów Jimmie Akessona, luki w systemie opartym na rejestrze stwarzają ryzyko, że system opieki społecznej zostanie podważony przez powszechne oszustwa, a nielegalni imigranci będą wykorzystywani zarówno przez pracodawców, jak i przestępców, co określił jako "gigantyczny problem" dla społeczeństwa.

Mniejszościowy rząd Szwecji, wspierany przez swoich sojuszników, Szwedzkich Demokratów, ogłosił plany przeprowadzenia pierwszego od ponad 30 lat spisu powszechnego.
Ostatni oficjalny spis ludności odbył się w 1990 roku, a kwestionariusz został wysłany pod każdy adres w kraju. Od tego czasu zamiast tego opiera się na systemie opartym na rejestracji, aby monitorować populację.



Jednak zgodnie z nowym planem szwedzka agencja podatkowa otrzyma dodatkowe 500 milionów SEK (49 milionów dolarów). Pieniądze zostaną potencjalnie wykorzystane na sprawdzenie mieszkań w obszarach formalnie sklasyfikowanych jako "obszary wysokiego ryzyka", często z


"Sporo drzwi zostanie zapukanych do nich, ale nie możemy tego zrobić wszędzie. To nie jest efektywne wykorzystanie pieniędzy podatników" - napisała w oświadczeniu minister finansów Elisabeth Svantesson.

Narodowo-konserwatywni Szwedzcy Demokraci od dawna twierdzą, że obecne ustalenia oparte na rejestracji prowadzą do tego, że osoby mieszkające w Szwecji bez formalnego pobytu nie są liczone. Partia zobowiązała się do przeprowadzenia spisu powszechnego w ramach porozumienia osiągniętego w październiku 2022 r. Następnie uzyskała niezbędne poparcie dla rządu mniejszościowego, nie wchodząc do niego w zamian za spełnienie niektórych jego postulatów – w tym dotyczących polityki imigracyjnej.


"W wyniku dziesięcioleci nieodpowiedzialnej polityki migracyjnej straciliśmy kontrolę nad tym, ile osób i którzy ludzie mieszkają w naszym kraju" - powiedział lider Szwedzkich Demokratów Jimmie Akesson. Dodał, że zagrożona jest tradycja, która "trwa od setek lat w Szwecji, prowadzenia uporządkowanego rejestru ludności".

Według Akessona stwarza to ryzyko, że system opieki społecznej zostanie podważony przez powszechne oszustwa, a nielegalni imigranci będą wykorzystywani zarówno przez pracodawców, jak i przestępców, co określił jako "gigantyczny problem" dla społeczeństwa.


Szwedzki urząd statystyczny szacuje populację kraju na 10,5 miliona od stycznia 2023 r., Odnotowując roczny wzrost o 0,6 procent. Jednak przy współczynniku dzietności znacznie poniżej wskaźnika zastępowalności pokoleń wzrost ten wynika z ciągłej imigracji, która w ciągu ostatnich kilku dekad zmieniła populację Szwecji z jednej z najbardziej jednorodnych w Europie w jedną z najbardziej zróżnicowanych etnicznie.

Tylko w 2015 roku do kraju wjechało 163 000 osób ubiegających się o azyl, głównie Syryjczyków, Afgańczyków i Irakijczyków. Obecnie ponad jedna trzecia Ludność szwedzka szacuje się, że mają obce pochodzenie. Szwedzki urząd statystyczny przewiduje, że populacja kraju osiągnie 12,6 miliona w 2070 roku.





Szwedzi mają stać się mniejszością w dwóch największych miastach swojego kraju


07:41 GMT 28.03.2023




W Malmö, trzecim co do wielkości mieście Szwecji, obywatele pochodzenia imigranckiego stanowią już większość, podczas gdy odpowiadająca jej liczba w całym kraju przekroczyła jedną trzecią.
Udział ludności ze środowisk imigracyjnych w Szwecji nadal rośnie, ostatnio przekraczając jedną trzecią całkowitej populacji ponad 10 milionów.


Według ostatnich danych Szwedzkiego Urzędu Statystycznego (SCB), na początku roku 34,62% mieszkańców Szwecji miało obce pochodzenie sięgające co najmniej jednego pokolenia wstecz.
Przy obecnych trendach kategoria ta wkrótce stanie się większością we wszystkich trzech największych miastach nordyckiego. W trzeciej co do wielkości gminie Szwecji, Malmö, która od dawna jest reklamowana jako najbardziej wielokulturowe miasto skandynawskiego kraju, szczycące się diasporami z kilkudziesięciu krajów na całym świecie, mieszkańcy z obcym pochodzeniem stanowią już większość. 31 grudnia 2022 r. ich liczba przekroczyła 57,5%.


W Göteborgu i Sztokholmie odpowiednie liczby na przełomie roku wynosiły odpowiednio prawie 48% i 45,4%. W niektórych przedziałach wiekowych mieszkańcy obcego pochodzenia stanowią już większość. Na przykład 65% mieszkańców Göteborga w wieku od 5 do 9 lat ma pochodzenie imigranckie.


Pomimo regularnego wyśmiewania przez prasę i polityków jako "prawicowej mistyfikacji" i "rasistowskiego tropu", drastyczna zmiana populacji wyraźnie ma miejsce. Szwecja do niedawna pozostawała w dużej mierze homogenicznym społeczeństwem, ale kilka dekad masowej imigracji, począwszy od 1980 roku, zmieniło jej skład demograficzny nie do poznania. Między innymi Syryjczycy, Irakijczycy i Afgańczycy utworzyli w ostatnich latach spore społeczności, przyćmiewając tradycyjną mniejszość fińską. Podczas gdy podobne tendencje obserwuje się w sąsiednich krajach nordyckich i całej Europie Zachodniej, Szwecja wydaje się być daleko do przodu. Wzrost odsetka osób o pochodzeniu pozaeuropejskim wzrósł bardzo wyraźnie z prawie nieistniejącego w 1960 roku do około 19% w 2022 roku.


To skłoniło Tobiasa Hubinette'a, badacza rasy i wielokulturowości na Uniwersytecie w Karlstad i samozwańczego działacza antyrasistowskiego, do opisania Szwecji jako "najbardziej zróżnicowanego i heterogenicznego kraju świata zachodniego po Stanach Zjednoczonych".


"Stany Zjednoczone biorą tutaj złoto, podczas gdy Szwecja dzieli srebro z garstką innych krajów, takich jak Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Francja, Wielka Brytania i Holandia" – napisała Hubinette na blogu.


W ostatnich latach imigracja i kwestie pokrewne, takie jak bezrobocie, przestępstwo i brak spójności społecznej stały się decydującym momentem w szwedzkiej polityce, gdzie ci na prawicy opowiadają się za surowszymi ograniczeniami, podczas gdy ci na lewicy opowiadają się za bardziej liberalną polityką i oskarżają przeciwników o wszystko, od "białej kruchości" i "białego przywileju" po "ksenofobię" i "rasizm".


Obecny rząd mniejszościowy kierowany przez liberalno-konserwatywnych Umiarkowanych działa na platformie "wyprostowania Szwecji" i twierdzi, że zmierza w kierunku zaostrzenia kontroli wewnętrznej i wzmocnienia walki z nielegalną imigracją. Rząd podkreślił również swój stały nacisk na to, co nazwał "Dobrowolna repatriacja." Wszystko to było prawie nie do pomyślenia zaledwie dziesięć lat temu, gdy ci sami Umiarkowani podczas poprzedniego okresu u władzy aspirowali do przekształcenia Szwecji w "humanitarne supermocarstwo". Niemniej jednak, nawet przy istniejących ograniczeniach, trendy demograficzne w dużej mierze faworyzują imigrantów i ich potomków.





Szwedzi staną się mniejszością we własnym kraju za mniej niż pół wieku, mówi badacz


05:03 GMT 20.04.2021


Na dzień dzisiejszy ponad jedna trzecia wszystkich mieszkańców Szwecji ma jakieś obce pochodzenie, a ich udział nadal rośnie, ze względu na ciągłą imigrację i trendy demograficzne, które obejmują różnice we współczynniku dzietności.


Jeśli obecny poziom imigracji utrzyma się, Szwedzi staną się mniejszością we własnym kraju w ciągu 45 lat, według fińskiego badacza, Kyösti Tarvainena, emerytowanego profesora analizy systemów na Uniwersytecie Aalto w Helsinkach.

Korzystając ze standardowej metody demograficznej, tak zwanej metody komponentu kohortowego, Tarvainen doszedł do wniosku, że do 2065 r. etniczni Szwedzi osiągną przewagę liczebną.

Zmiany demograficzne przyniosą również duże zmiany społeczne. Zgodnie z modelem Tarvainena, w 2100 roku będzie tylu muzułmanów, ilu etnicznych Szwedów.

"Szwedzki parlament jednogłośnie zdecydował w 1975 roku, że Szwecja jest krajem wielokulturowym. W tym czasie ponad 40 procent imigrantów stanowili moi rodacy, Finowie. Sytuacja się zmieniła: w 2019 roku 88 procent imigrantów netto nie było mieszkańcami Zachodu, a 52 procent muzułmanami. Tak więc ogromna zmiana kulturowa zaszła w populacji imigrantów, ponieważ jej największa grupa zmieniła się z Finów na muzułmanów" – powiedział Tarvainen Napisał w jego opinii w gazecie Folkbladet.

Według Tarvainena wyraźna różnica polega na tym, że fińscy imigranci szybko zasymilowali się ze szwedzkim społeczeństwem. Dzisiaj, argumentował, warunki są inne, ponieważ duża część imigrantów nie jest asymilowana ani skutecznie zintegrowana ze społeczeństwem. Zamiast tego tworzą własne obszary, powszechnie określane jako obszary wykluczenia, obszary wrażliwe lub strefy zamknięte, które są w dużej mierze równoległe społeczeństwa z inny sposób myślenia i sposób na życie. To, według Tarvainena, skutkuje zmniejszeniem zaufania i spójności społecznej.

Jeśli i kiedy etniczni Szwedzi staną się mniejszością, tempo zmian demograficznych prawdopodobnie wzrośnie jeszcze bardziej, ponieważ większość osób o obcym pochodzeniu ułatwi imigrację własnej grupie etnicznej, zastanawiał się Tarvainen.


"Wybitni szwedzcy inżynierowie i biznesmeni zadbają o to, aby szwedzka gospodarka się nie załamała. Ale szwedzkie społeczeństwo i kultura stracą wiodącą pozycję. Ten rozwój demograficzny można zatrzymać, ale będzie on wymagał radykalnych zmian w polityce imigracyjnej. Jesteśmy w historycznie wyjątkowej sytuacji, a my, mieszkańcy północy, musimy zacząć rozmawiać o imigracji i zachowaniu naszych państw narodowych" – podsumował Tarvainen.

W ciągu kilku dekad od przyjęcia masowej imigracji w 1980 roku, Szwecja zmieniła się z jednego z najbardziej homogenicznych narodów Europy w jeden z najbardziej zróżnicowanych etnicznie. W połączeniu z trendami demograficznymi, takimi jak różnice w współczynniku dzietności, odsetek ludności obcego pochodzenia stale rośnie.

Według Tobiasa Hübinette'a, badacza rasy i wielokulturowości na Uniwersytecie w Karlstad, określającego się jako działacz antyrasistowski, 33,5 procent wszystkich mieszkańców ma jakieś obce pochodzenie. Ponadto mieszkańcy obcego pochodzenia stanowili 99 procent wzrostu populacji w 2020 r., A od 38 do 40 procent wszystkich mieszkańców w wieku 0-34 lat ma jakąś formę obcego pochodzenia.



Dla porównania, w 2000 roku udział nie-Szwedów oscylował wokół 15 procent, co oznacza ponad dwukrotny wzrost w ciągu dwóch dekad.

W ostatnich latach imigracja stała się kolejną Przełomowa kwestia w szwedzkiej polityce, z partiami centroprawicowymi faworyzowanie ograniczeń.







poniedziałek, 12 października 2020

Śmiertelność niemowląt na Białorusi niższa niż Polsce

przedruk

tłumaczenie przeglądarki



Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż w Wielkiej Brytanii, Polsce i USA


12 października, Mińsk / Corr. BELTA /. Śmiertelność niemowląt na Białorusi jest niższa niż we wszystkich krajach WNP i wielu rozwiniętych krajach świata, w tym w Wielkiej Brytanii, Danii, Litwie, Polsce i Stanach Zjednoczonych - powiedział dziennikarzom Dmitrij Lazar, zastępca dyrektora Głównego Zarządu Organizacji Opieki Medycznej, Naczelnik Wydziału Opieki Medycznej nad Matkami i Dzieciami Ministerstwa Zdrowia. , Nauczył się BelTA.

Śmiertelność niemowląt na Białorusi w 2019 r. Wyniosła 2,4 na 1000 żywych urodzeń. „W ciągu ośmiu miesięcy tego roku (styczeń-sierpień. - przyp. BelTA) liczba ta wynosi 2,6 na 1000 żywych urodzeń, jest wyższa tylko ze względu na spadek liczby urodzeń” - powiedział Dmitrij Lazar.

Poziom śmiertelności matek, jeden z głównych wskaźników zdrowia reprodukcyjnego kobiet, zmniejszył się w republice ponad 10 razy w ciągu ostatnich 20 lat. W 2019 roku było to 1,1 na 100 tys. Żywych urodzeń (był jeden przypadek). W tym roku nie odnotowano zgonów matek.

W rankingu najbardziej komfortowych krajów dla macierzyństwa Białoruś zajmuje 25. miejsce i jest jednym z 50 najlepszych krajów świata pod względem zarządzania ciążą i porodem przez wykwalifikowany personel medyczny. „Białoruś jest jednym z piątych krajów na świecie, które zapewniają 100% dostaw przez wykwalifikowany personel medyczny i wyprzedza Austrię, Węgry, Niemcy, Danię, Norwegię, USA i Francję. Średnia światowa to 71%” - powiedział Dmitrij Lazar.

Przeżywalność dzieci z wyjątkowo niską masą ciała w pierwszym roku życia wynosi ponad 80%, a wskaźnik niepełnosprawności pierwotnej wśród tej kategorii dzieci w ostatnich latach nie przekracza 17-18%.

Specjalistyczną opiekę medyczną dla kobiet z całej republiki z najcięższymi patologiami położniczo-ginekologicznymi i pozagenitalnymi zapewnia Republikańskie Centrum Naukowo-Praktyczne Matki i Dziecka. Tutaj karmione są noworodki, w tym wcześniaki. Centrum rozwija najnowsze technologie medyczne, których celem jest usprawnienie diagnostyki, profilaktyki i leczenia najważniejszych stanów patologicznych u kobiet w ciąży, kobiet w wieku rozrodczym, dzieci, w tym noworodków. Istnieje wydział planowania rodziny i technologii wspomaganego rozrodu.

W ostatnich latach liczba urodzeń bez powikłań w kraju ustabilizowała się. W 2019 roku odsetek normalnych urodzeń wyniósł 43,1%. Odsetek porodów przedwczesnych wynosi 4,1%. Urody mnogie stanowią 1,2%.

Liczba aborcji spada. W placówkach ochrony zdrowia kobiety, które złożyły wniosek o sztuczne przerwanie ciąży, udzielają porad psychologicznych przed aborcją. W 2019 roku przeszły ją prawie wszystkie kobiety, które chciały przerwać ciążę, z czego 26% zdecydowało się zatrzymać dziecko. Obecnie trwają zmiany w ustawie o ochronie zdrowia: zostanie wprowadzona norma dotycząca poradnictwa rodzinnego przed aborcją. -0-



https://www.belta.by/society/view/mladencheskaja-smertnost-v-belarusi-nizhe-chem-v-velikobritanii-polshe-i-ssha-410601-2020/