Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą człowieczeństwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą człowieczeństwo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 października 2025

Świat potrzebuje ludzi, którzy myślą.



Bardzo dobry komentarz




przedruki z fb



OKE czyli Okiem Krytycznego Egzaminatora

12 października o 21:25 ·

Dzisiaj przeglądałem podręczniki do biologii sprzed kilkunastu lat i uderzyło mnie, jak bardzo zmieniła się szkoła i wymagania. Tamte książki może nie były kolorowe, nie miały efektownych grafik ani gotowych podsumowań po każdym akapicie, ale miały coś znacznie ważniejszego – treść. Wiedza była pogłębiona, procesy wyjaśnione krok po kroku, a zagadnienia przedstawione w kontekście całego systemu biologicznego. Dziś podręczniki są piękne wizualnie – duże ilustracje, ikony, ramki, wyróżnienia – ale coraz częściej po ich przeczytaniu zostaje wrażenie, że człowiek obejrzał prezentację, zamiast się czegoś nauczyć.

Współczesne materiały są coraz krótsze, uproszczone, pozbawione głębi. Zamiast zrozumienia – mamy hasła. Zamiast logicznych powiązań – kolorowe ramki z definicjami. I coraz częściej słyszymy, że szkoła powinna „uczyć krytycznego myślenia”, a nie „przeładowywać wiedzą”. To brzmi atrakcyjnie, nowocześnie i łatwo w to uwierzyć – w końcu żyjemy w czasach, w których informacje są dostępne w kilka sekund, a AI może podpowiedzieć odpowiedź w mgnieniu oka.
Tyle że nie da się myśleć krytycznie bez wiedzy. Krytyczne myślenie nie jest zdolnością oderwaną od faktów. To umiejętność analizy, porównywania, wyciągania wniosków – a do tego potrzebny jest materiał do przemyślenia. Nie można analizować zjawisk biologicznych, jeśli nie zna się podstaw fizjologii. Nie da się prowadzić sensownej dyskusji o ekologii, jeśli nie rozumie się, czym jest fotosynteza czy łańcuch pokarmowy. A przecież właśnie te fundamenty pozwalają na samodzielne wnioskowanie, a nie tylko powtarzanie gotowych opinii.

Uczenie się faktów i pojęć w przemyślany sposób ma swój głęboki sens. Powtarzanie, utrwalanie i łączenie informacji rozwija układ nerwowy, wzmacnia koncentrację i przygotowuje mózg do bardziej złożonego myślenia – a dopiero wtedy krytyczne myślenie zyskuje prawdziwą moc.
Zajęcia fakultatywne w liceum pokazują, że ograniczona baza wiedzy staje się przeszkodą. Nawet najbardziej wartościowe dyskusje czy analizy nie mają sensu, jeśli uczniowie dysponują tylko uproszczonymi informacjami i nie mają kontekstu, który pozwala na prawdziwe rozumienie zjawisk.
Dziś szkoła coraz częściej stawia na szybkość, atrakcyjność i estetykę. Podręczniki są coraz ładniejsze, bardziej przejrzyste, kolorowe. Tylko że piękno graficzne nie zastąpi treści, która wymaga wysiłku i skupienia. Ograniczanie nauki do uproszczonych schematów i haseł pozbawia uczniów narzędzi do samodzielnego myślenia.

Nie chodzi o powrót do przesadnego wkuwania, ani o przytłoczenie uczniów nadmiarem faktów. Chodzi o znalezienie równowagi – o to, by krytyczne myślenie rosło na solidnym fundamencie wiedzy. Bo tylko wtedy można naprawdę rozumieć świat, analizować go i wyciągać własne wnioski.
Wiedza i myślenie krytyczne nie są sobie przeciwstawne. To dwa filary prawdziwej edukacji, które się uzupełniają. Bez wiedzy krytyczne myślenie staje się powierzchowne i pozorne, a sama szkoła – miejscem efektownych skrótów zamiast prawdziwego poznawania świata.




OKE czyli Okiem Krytycznego Egzaminatora






Przepraszam, nie mogę tego zostawić bez refleksji...

Pod ostatnim postem o podręcznikach pojawiło się wiele komentarzy. Sporo osób napisało, że podręczniki muszą się zmieniać, bo zmienia się rzeczywistość. Że szkoła powinna się „dostosować do nowych czasów”, że „świat poszedł do przodu”, więc i edukacja powinna nadążać.
Brzmi logicznie. Problem w tym, że to tylko pozorna logika.

Mam głębokie przekonanie, że to nie rzeczywistość powinna kształtować szkołę, ale szkoła powinna kształtować rzeczywistość.

Bo jeśli zgodzimy się na tę odwróconą relację, to edukacja przestanie być miejscem tworzenia sensu — a stanie się jego odbiciem. Zamiast wychowywać młodych ludzi, będziemy ich jedynie „formatować” pod to, co akurat modne, szybkie, płytkie i wygodne.


W imię „dostosowania się do współczesności” przyzwyczailiśmy się do skrótów: mniej treści, więcej „kompetencji”, mniej wiedzy, więcej „projektów”. Wszystko po to, by „uczeń czuł się dobrze”. Tylko że nikt nie zapytał, czy uczeń rozwija się dobrze.

Bo rozwój nie polega na tym, że jest łatwo. Rozwój zaczyna się tam, gdzie pojawia się wysiłek, niepewność, próba i błąd.

Wiele osób powtarza, że „nie ma sensu uczyć się na pamięć”, bo przecież wszystko można znaleźć w internecie. To bardzo wygodne, ale bardzo błędne myślenie.

Uczenie się na pamięć nie jest po to, żebyśmy za 30 lat potrafili coś wyrecytować.
Nie chodzi o recytację — chodzi o strukturę umysłu.

Pamięć nie jest wrogiem myślenia. Jest jego warunkiem.
Psycholog poznawczy Daniel Willingham napisał wprost: „Pamięć to pozostałość po myśleniu.”
To, co utrwalamy w pamięci, staje się budulcem, z którego powstaje rozumienie.

Nie można analizować, jeśli nie ma się czego analizować. Nie można krytycznie myśleć, jeśli w głowie nie ma treści, które można poddać refleksji.

John Sweller, autor teorii obciążenia poznawczego, wykazał, że bez solidnej bazy faktów uczniowie nie są w stanie skutecznie rozwiązywać złożonych problemów. Bo umysł, który za każdym razem musi „googlować” podstawy, nie jest w stanie przejść do poziomu głębszego rozumienia.

Kiedyś szkoła była miejscem, w którym świat uczył się porządku. Dziś coraz częściej staje się miejscem, w którym świat wprowadza chaos.
Bo skoro „rzeczywistość się zmienia”, to znaczy, że za chwilę wszystko trzeba będzie zmieniać jeszcze raz. W tym rytmie nic nie ma prawa się utrwalić — ani wiedza, ani wartości.

Nie chodzi mi o to, by zatrzymać czas i uczyć z pożółkłych podręczników. Chodzi o coś znacznie ważniejszego: o to, żeby nie zatracić sensu uczenia się.

Podręcznik nie ma być modny. Ma być mądry.
Nie ma „dostosowywać się” do rzeczywistości — ma ją kształtować, pokazując, że można rozumieć więcej i głębiej.

Jeśli szkoła zacznie ślepo odzwierciedlać świat, przestanie mieć jakikolwiek sens. Bo świat nie potrzebuje ludzi, którzy tylko reagują.


Świat potrzebuje ludzi, którzy myślą.


www.biologia.szkolnastrona.pl




OKE czyli Okiem Krytycznego Egzaminatora ·


Wczoraj o 06:26 ·



Coraz częściej słyszę głosy – pełne przekonania, empatii i troski – że szkoła w obecnej formie nie ma sensu.
Że uczniowie niczego nie pamiętają, że wiedza nie „przykleja się” do pustych miejsc.
Że zamiast treści potrzebne są emocje, projekty, doświadczenia, a nade wszystko – dobre samopoczucie.
Brzmi pięknie. Ale właśnie w tym tkwi największe niebezpieczeństwo.
Bo oto próbujemy z edukacji zrobić coś, czym nigdy nie była – proces bez wysiłku.
W imię „dobrego samopoczucia ucznia” coraz częściej zapominamy, że nauka z natury rzeczy wymaga trudu, a nie „przyklejania się” do tego, co już znamy.
Nowa wiedza nigdy nie przykleja się do komfortu – przykleja się do wysiłku, powtórzeń, błędów i frustracji.
Tak właśnie działa mózg. To, co zapamiętujemy naprawdę, to nie tylko to, co nas „zaciekawiło”, lecz to, nad czym się solidnie napracowaliśmy.
Mówi się dziś: uczniowie wiedzą za mało, więc nic się nie utrwala.
A może odwrotnie – utrwala się tak mało, bo wymagamy od nich coraz mniej?
Bo zamiast oczekiwać systematyczności, tłumaczymy sobie, że „nie ma sensu ich zmuszać”?
Nie, szkoła nie jest fikcją – fikcją jest przekonanie, że można dojść do głębokiego rozumienia świata, nie mając solidnych podstaw.
Nie da się zrozumieć historii bez znajomości dat i faktów.
Nie da się pojąć biochemii bez pamięciowego opanowania nazw i właściwości związków chemicznych.
Tak samo jak nie da się niczego naprawdę opanować bez codziennej, cierpliwej pracy.
Wielu dorosłych wspomina szkołę z mieszanymi uczuciami – napięcie, wymagania, wysiłek.
Ale to właśnie ta szkoła nauczyła ich wytrwałości. Nie ta, która stawiała na „dobrą atmosferę”, lecz ta, która wymagała.
Tak, emocje są ważne – ale nie mogą być fundamentem nauczania.
Bo wtedy szkoła staje się placem zabaw z elementami edukacji, a nie miejscem, w którym człowiek przekracza własne granice.
I tu warto dodać: wymagania nie stoją w sprzeczności z życzliwością.
Dobry nauczyciel nie jest surowym strażnikiem, ale przewodnikiem, który wie, że bez wysiłku nie ma rozwoju.
To właśnie autentyczna troska sprawia, że nie obniża poprzeczki – bo wierzy w możliwości ucznia.
Można być serdecznym i jednocześnie konsekwentnym.
Ciepło i dyscyplina nie wykluczają się – razem budują zaufanie i poczucie sensu.
„Uczeń zapamięta, jak się w szkole czuł” – to prawda.
Ale jeśli zapamięta tylko to, że było miło, łatwo i przyjemnie – to znaczy, że szkoła nie spełniła swojej roli.
Bo szkoła nie ma być miejscem komfortu. Ma być miejscem rozwoju. A rozwój zawsze kosztuje.
Nie emocje budują człowieka, lecz zdolność panowania nad nimi.
Nie uśmiech nauczyciela, lecz jego konsekwencja.
Nie projekty, lecz systematyczna praca.
Uczniowie spędzają w szkole jedną trzecią życia.
Tym bardziej więc szkoła nie powinna być tylko przyjazna – powinna być wymagająca i sensowna.
Bo młody człowiek, który nie nauczy się radzić sobie z wysiłkiem, z czasem nie poradzi sobie z życiem.
I to nie jest brutalna prawda.
To jest troska – w najczystszej postaci.




I jeszcze...







Marcin Andryszczak ·
Obserwuj

12 października o 18:26 ·



O tym nie widzieliście...
PAPIER TOALETOWY.

Niezwykle rzadko zdarza się, że się denerwuję czy czymś złoszczę.
Każdy kto mnie zna wie, że radosny że mnie człek.
Ale są takie momenty, że...

Co jest niezbędne, kluczowe by kraj właściwie się rozwijał?
Nauka, badania, rozwój nauki i techniki.
A mówiąc precyzyjnie - inwestycje właśnie w te dziedziny gospodarki.
Wysoki poziom rozwoju naukowo-technicznego i wyedukowani ludzie sprawiają, że kraj jest podmiotem a nie przedmiotem.
Nadaje kierunek i wyznacza trendy w rozwoju.
A dzięki komu młodzi ludzie chcą być naukowcami?
Dzięki nauczycielom, którzy potrafią przekazać im pasję do nauki, wiedzę i ukształtować właściwy mindset.
Żeby się chciało.

Że trzeba pracować, ciężko pracować, ucząc się i zdobywać wiedzę wielokierunkowo.
Że prace domowe jednak trzeba odrabiać.
Kadra nauczycielska to kluczowa grupa specjalistów bez której żaden kraj nie ma szans na rozwój.
Moja córka ma 26 lat i jest absolwentem filologii angielskiej na UW.
Od wielu lat konsekwentnie dążyła do spełnienia swojego marzenia - zostać nauczycielem i taką specjalizację wybrała.
Niezwykły talent językowy, wiadomo po tacie
Genialna lingwistka mówiąca w czterech językach.
Angielski to międzynarodowy język świata nauki.
Daje dostęp do zasobów wiedzy.
Jest bazą do wszystkich dziedzin nauki.
Polski system edukacji zaproponował jej warunki gorsze niż mają pracownicy Biedronki.
Od ubiegłego tygodnia moja córka jest już w Tokio i tam zostaje.
Forever.

Japończycy kłaniający się nisko z szacunkiem, że ktoś z taką wiedzą chce dzielić się nią z japońskimi uczniami.
Będzie uczyć japońską młodzież angielskiego na uczelni.
Nie miała wyjścia.
Bo wybór był głodowanie vs godne życie cenionego specjalisty.
Posługuje się już płynnie japońskim, ale rząd Japonii wymaga zdania państwowego egzaminu z języka japońskiego na jeszcze wyższym poziomie, by dostała zgodę na nauczanie w ich systemie edukacji.
Wiadomo, że absolwent filologii polskiej ma znacznie większy zasób słownictwa niż my.
Ona teraz właśnie wchodzi na ten poziom w języku japońskim i przez najbliższy rok będzie uczyć się na tokijskiej uczelni szlifując język...
Przy bramie jednego z uniwersytetów w RPA znaleźć można tablicę:
"Zniszczenie jakiegokolwiek narodu nie wymaga użycia bomb atomowych czy rakiet dalekiego zasięgu.
Wystarczy obniżyć jakość kształcenia.
Obniżyć poprzeczkę na egzaminach czy też pozwolić uczniom oszukiwać podczas egzaminów.
Upadek oświaty to upadek narodu".
Jako człowiek Nauki, nie zajmuję teoriami spiskowymi (chyba, że ich tłumaczeniem), ale momentami mam takie wrażenie, że ktoś to robi celowo.
Choć jak sądzę prawidłowa odpowiedź jest prostsza.
Głupota i zerowe kompetencje decydentów zajmujących się edukacją, którzy nie słuchają tego co mówią najlepsi z naszych nauczycieli.
A gdy spróbujemy ich porównać z takimi gigantami historii polskiej edukacji jak Stanisław Konarski, czy Napoleon Cybulski.

Ech.
Rynce opadowywują...
Nie chce mi się wierzyć, że ekipa zajmująca się edukacją nie kuma, że ich działka jest kluczowa dla naszego państwa.
A ich rolą jest sprawienie żeby tacy młodzi Geniusze jak moja córka i inni młodzi pasjonaci, zdobywcy laurów na międzynarodowych olimpiadach naukowych, chcieli tu zostać i pracować dla polskiej gospodarki.
Oni wszyscy wyjadą, nie miejmy złudzeń.
Właśnie przyznano tegoroczne nagrody Nobla.
Te najbardziej mnie kręcące - techniczne, dotyczą przeniesienia zjawisk kwantowych z mikroświata do makroświata, oraz na stworzeniu nowych, rewolucyjnych materiałów porowatych, które mają potencjał do rozwiązania kluczowych globalnych problemów, takich jak kryzys klimatyczny, czystość wody i rozwój medycyny.

Dzięki nagrodzonym w tym roku naukowcom rozwijamy komputery kwantowe.
Możemy rozwijać kryptografię kwantową i konstruować czujniki i detektory stosowanie medycznej diagnostyce obrazowej.
A rozwój porowatych materiałów metalo-organicznych (Nobel z chemii) daje ludzkości możliwość wykonania technologicznego skoku.
Bo umożliwia nam wychwytywanie i magazynowanie gazów cieplarnianych, zwłaszcza dwutlenku węgla oraz oczyszczanie wody i powietrza z zanieczyszczeń.
Możemy zaprojektować nowej generacji nośniki do celowanego dostarczania leków chociażby w onkologii.
Magazynować wodór - energetyka.
Czy pozyskiwać wodę z suchego, pustynnego powietrza.
Co zrobiło nasze ministerstwo w tym samym czasie, gdy nagrody Nobla ogłaszano?
Well...
Nie przyznało finansowania na kolejne lata dla Obserwatorium w Piwnicach, jednego z najważniejszych radioobserwatoriów w Europie, pełniącego kluczową rolę w trwających, międzynarodowych projektach badawczych.
Ogólnie polskie placówki badawcze złożyły 186 naukowych wniosków infrastrukturalnych z prośbą o wsparcie finansowe, w różnych dziedzinach.
Pozytywnie oceniono zdecydowaną większość bo 175.
Ministerstwo przyznało finansowanie jedynie 11.
No rzesz...

To jest tak po ludzku mówiąc całkowita zapaść w finansowaniu infrastruktury badawczej w Polsce.
I jak to zestawić z informacją, że senat przeznaczył blisko 60 tysięcy złotych na promocję w Londynie pani Aleksandry Sarny i jej dwóch książek o tytułach "Debil" i "Alfons".
Łatwo się domyślić o czym, o kim są te "książki".
Ja rozumiem, że jest ktoś kto je zechce kupić i przeczytać.
Wolny kraj, a rynek zdecyduje o ewentualnym sukcesie autora.
Ale czy na to mamy wydawać takie sumy pieniędzy, gdy w województwie mazowieckim są bodajże tylko 4 punkty szczepiące dzieci przeciwko COVID-19, a psychiatria pediatryczna nie istnieje?
Serio pani minister?
Najgorsze w tym jest to, że już mnie przestały oburzać coraz częste przypadki ludzi, którzy potrafią w zasadzie już grozić tekstami w stylu:
"Co, dalej uśmiercacie ludzi? To już niedługo, bo latarni tu mamy dużo".
Bo prowadzę punkt szczepień.

Przestało mnie to ruszać.
Ale czym tu się oburzać gdy biblioteka publiczna w będącym rzut beretem ode mnie Piasecznie organizuje spotkanie wyznawców czegoś co nazywa się "Biologia Totalna".
I w takim miejscu jakim jest biblioteka publiczna, ktoś bredzi, że czerniak powstaje od zgrubienia skóry, gdy ktoś nas obraża czy oczernia, albo gdy facet podgląda kobietę pod prysznicem...
Nasza nauka upada.

A jej najlepsi adepci wyjeżdżają i wyjadą z Polski.
Nie jesteśmy krajem z dykty i kartonu.
Tylko z papieru toaletowego.
Mojej Alusi życzę by jej wszystkie naukowe marzenia spełniły się w Kraju Wschodzącego Słońca.







P.S.

Patrz!











OKE czyli Okiem Krytycznego Egzaminatora ·
Obserwuj

2 godz. ·



Dziś rano odebrałem telefon z jednej z redakcji.
Propozycja wywiadu – temat: edukacja. Pomyślałem, że wreszcie będzie okazja porozmawiać o tym, co naprawdę ważne – o szkole, nauczycielach, dzieciach, o tym, jak wygląda codzienność w tysiącach klas w całym kraju.
Po kilku minutach rozmowy okazało się jednak, że nie o to chodziło. Nie o edukację, nie o refleksję nad systemem, nie o dobro uczniów.
Chodziło o to, by skrytykować „drugą stronę”, dopasować rozmowę do bieżącej narracji.

W edukacji nie ma drugiej strony.
Nie ma frontów, nie ma wrogów, nie ma barw politycznych.
Są dzieci, które mają prawo do dobrej szkoły.
Są nauczyciele, którzy – mimo wszystko – próbują uczyć, wychowywać i wspierać.
Są rodzice, którzy chcą wierzyć, że szkoła pomoże ich dzieciom zrozumieć świat.
To powinno nas łączyć.
A jednak żyjemy w czasie, w którym wszystko próbuje się rozdzielić na „za” i „przeciw”.
Każdy temat staje się pretekstem do podziału – nawet edukacja.
I to już nie jest tylko problem polityczny. To problem kulturowy, społeczny, a może nawet moralny.
Bo kiedy przestajemy rozmawiać o edukacji wspólnym językiem,
kiedy w miejsce troski o ucznia pojawia się potrzeba udowodnienia racji, kiedy nauczyciel przestaje być autorytetem, a staje się „przedstawicielem środowiska” – to znaczy, że naprawdę się zagubiliśmy.
Edukacja powinna być przestrzenią porozumienia, a nie polem bitwy.
Miejscem, gdzie uczymy się słuchać, rozumieć i szukać wspólnego dobra.
Bo jeśli nawet szkoła stanie się częścią politycznego sporu,
to nie tylko ona przegra – przegrają nasze dzieci.




niedziela, 28 września 2025

Nadmierna kontrola

 

trauma to nie dyskomfort

brak rozeznania, co znaczą poszczególne określenia i bełkotanie za telewizorem

a zaczyna się od: "strasznie ciemno"

automatyzm - mówienie bezrefleksyjne, bez zastanowienia

bardzo groźne


fakt - istnieje przemoc psychiczna, głównie ze strony mężczyzn - nie wszyscy są pasywnie agresywni, ale większość


każda forma wtrącania się do cudzych spraw, nawet subtelna, "nieudowodniona" (ton głosu, mimika itp.) - jest agresją


można to określić jako:

- brak szacunku do innych

- "muszę mu to powiedzieć, bo inaczej pęknę jak balon!"

- agresja skryta za okrągłymi zdaniami


przyczyną może być:

- chęć osiągnięcia jakiegoś zysku

- strach przed oceną (wartościowaniem) innych 

- kompleksy

- subtelna agresja psychiczna ze strony innych (ton głosu, mimika itp.)

- "nakaz" społeczny ("mężczyźni walczą zawsze,  konkurują, bo mają to we krwi")

- "obyczaje" ("każdy tak robi")

itp.






chciwość i brak odpowiedzialności


twórcy portali społecznościowych tworzą je w taki sposób, by wykorzystać niedojrzałość układów nerwowych nastolatków, oraz to, że ci są szczególnie podatni na mechanizm uzależnienia

wykorzystując celowo mechanizm uzależnienia - twórcy treści są agresywni wobec odbiorców

jest to napaść w czystej postaci


komputery i świat wirtualny jest wyłącznie dla osób dorosłych


pierwsze, co można zrobić  nie kupować smartfonów, tylko telefon z przyciskami i minimalnym wyświetlaczem

zakaz smartofonów do 25 roku życia dla osób niepracujących



youtube.com/watch?v=_VeZflfBBkk

21






wtorek, 5 sierpnia 2025

Dobrze powiedziane

 


przedruki


MYŚLENIE WYMAGA PRZERWY. PROPAGANDA JEJ NIE DAJE.

"Im bardziej propaganda opiera się na bieżących wiadomościach, tym mniej miejsca zostawia na namysł. Człowiek zanurzony w strumieniu newsów musi pozostać na powierzchni zdarzeń — niesiony ich biegiem, bez chwili wytchnienia, by się zatrzymać i zastanowić. Nie zyskuje więc dystansu ani do siebie, ani do swojego położenia, ani do społeczeństwa, w którym żyje.

Nie analizuje pojedynczych faktów, nie łączy ich w całość. Jak już wiemy, ludzki umysł ma trudność z ogarnięciem kilku wydarzeń jednocześnie i złożeniem ich w spójny obraz. Jedna myśl wypiera drugą, nowe informacje wypychają stare. W takich warunkach nie da się myśleć — można jedynie reagować.

Współczesny człowiek nie rozumie problemów, z którymi się mierzy. Odczuwa je, odpowiada na nie emocjonalnie, ale nie bierze za nie odpowiedzialności. Co gorsza, nie zauważa sprzeczności między kolejnymi faktami. Jego pamięć działa wybiórczo, a zdolność zapominania — jest praktycznie nieograniczona. Dla propagandy to sprzyjające warunki: każda narracja, nawet jawnie niespójna, może zniknąć z pamięci społecznej po kilku tygodniach.

Dodatkowo działa mechanizm obronny — ludzie instynktownie odsuwają nadmiar informacji i niespójności, by chronić poczucie tożsamości. Najprostszą strategią jest zapomnienie tego, co było wcześniej. Tyle że taka strategia ma cenę: człowiek traci ciągłość własnego życia. Zamiast łączyć przeszłość z teraźniejszością, żyje tylko tym, co „tu i teraz” — w serii oderwanych chwil, bez spójnej narracji i bez refleksji".

Jacques Ellul - Propaganda











Rolnik z Opolszczyzny z pełną kulturą zmiażdżył reprezentantkę „elyty” rządzącej


29 lipiec 2025 09:49







- Reprezentuje Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników. Na portalu internetowym ceneronicze.pl ukazał się artykuł, w którym jest wzmianka o spotkaniu pana premiera Donalda Tuska w Pabianicach, na którym to spotkaniu zwróciła się z apelem do pana premiera pani, [...] Anna Jurczak, która jest asystentką europosła Dariusza Jońskiego. 

Otóż stwierdziła, że rząd polski na czele z premierem powinien zająć się edukacją wsi i rolników, ponieważ wieś jest zabetonowana pisowską propagandą i telewizją Republika. Powiem tak, szanowny premierze, droga pani Anno, jestem rolnikiem, jestem mieszkańcem wsi, mam wielu sąsiadów.

Osobiście uważam się za człowieka, który nie wymaga edukacji, ponieważ jest całkiem przyzwoicie wykształcony. Skończyłem studia rolnicze, do tego studiowałem na kierunku humanistycznym. Dzisiaj wieś obfituje w ludzi wykształconych. My dzisiaj możemy edukować miasto o tym, jak skomplikowana jest praca rolnika, jak trudnym jest proces wytworzenia pryzmy pszenicy, która będzie zamieniona z czasem w pieczywo, w bułeczki, w chleb – słyszymy w materiale filmowym opublikowanym w mediach społecznościowych Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników.


- Powiedzenie z pani strony o tym, że nawet ludowcy sobie odpuścili wiejski elektorat, sugeruje, że Koalicja Obywatelska i Platforma zrobiły to już dawno, a szkoda. My na wsi staramy się pracować ponad podziałami politycznymi. Nas stać na sympatię dopóty, dopóki rządzący dbają o nasze interesy. Dbają o nasze interesy, dbają o interes Polaków, wszystkich Polaków i mieszkańców Unii Europejskiej. My nie widzimy w Unii samego zła, a widzimy też dobre rzeczy. Natomiast widzimy też problem z pewnym kierunkiem zejścia na manowce już w tej chwili. Proszę nie traktować mieszkańców wsi z góry, proszę nam nie wmawiać sympatii politycznych, bo tak naprawdę może to spowodować uskrajnienie nastrojów na wsi i możemy zacząć naprawdę głosować na dziwnych ludzi. Póki co zachowujemy naprawdę złoty środek w poglądach, oglądamy różne telewizje po to, żeby być bliżej prawdy, a nie ulegać próbie indoktrynowania z jednej czy z drugiej strony. Szanujmy rolników. Pani Anno, panie premierze, naprawdę nie stereotypujmy, bo to jest krzywdzące – apeluje Krzysztof Piech.



Zdarza się czasem, że pewne zjawiska rozrastają się tak powoli, tak niezauważalnie, że nie dostrzegamy ich, póki nie wrosną w nas jak obce ciało, aż pewnego dnia czujemy, że coś jest nie tak, ale nie potrafimy powiedzieć co.
Oddzielenie myśli od działania, o którym pisał Jacques Ellul, jest właśnie takim procesem.
Subtelnym, rozpełzłym, wrośniętym głęboko w strukturę nowoczesnego życia. I nie chodzi tu o jakiś nagły rozdział, który można by wskazać palcem na osi czasu. To raczej przesunięcie wewnętrznej równowagi człowieka, które odbywa się cicho, często pod przykrywką postępu, racjonalizacji, wydajności.
Działanie, które nie ma już fundamentu w myśli, staje się funkcją, odruchem zaprogramowanym przez schematy, instrukcje, systemy. Myślenie, które nie ma już możliwości urzeczywistnienia się w działaniu, zamienia się w estetyczne hobby: kontemplację bez sprawczości, rozważania bez konsekwencji, intelektualną samotność. A przecież dawniej, a może jedynie w wyobrażeniu o dawnym, człowiek działał tak, jak myślał. Albo odwrotnie: myślał, bo musiał działać, i każda myśl miała w sobie ryzyko przekucia jej w czyn.
Dziś ci, którzy myślą, rzadko mają dostęp do dźwigni rzeczywistości. Ich narzędzia to słowa, obrazy, analizy. Działają, ale raczej w przestrzeni symbolicznej. Ich wpływ, nawet jeśli szeroki, rzadko ma kształt bezpośredniego działania. Natomiast ci, którzy działają, czy to w korporacjach, administracji, logistyce czy nawet medycynie, robią to wedle algorytmów, schematów, wytycznych, nie mając czasu ani przestrzeni na refleksję. Myśl zostaje oddelegowana, działanie zostaje zautomatyzowane. Powstaje rozdział, który pozornie ma sprzyjać wydajności, ale w istocie pozbawia jednostkę podmiotowości. Bo człowiek przestaje być całością: staje się funkcją w systemie albo obserwatorem bez wpływu.
Najbardziej dojmujący jest jednak ten rozdział wewnętrzny. W pracy człowiek nie myśli, poza pracą nie działa. W godzinach dziewiątej do siedemnastej jest trybikiem, w najlepszym razie sprawnym. Wieczorem, jeśli ma siłę, staje się sobą. To wtedy medytuje, czyta, słucha podcastów, rozwija pasje, "pracuje nad sobą". Ale nie są to działania mające wpływ na świat, to raczej próba odbudowania siebie po dniu, w którym był tylko narzędziem cudzych planów. System nie chce, by myślał wtedy, kiedy działa, bo myśl spowalnia. A kiedy już może myśleć, nie chce, by działał, bo działanie wymaga miejsca w strukturze, której już nie kontroluje.
I tak powstaje paradoks współczesnego człowieka: ma dostęp do ogromnych zasobów wiedzy, ale nie ma władzy, by ją zastosować. Ma narzędzia ekspresji, ale nie ma siły przebicia. Jest zachęcany, by szukać siebie, ale tylko w wolnym czasie, bo w czasie pracy ma być czymś innym niż sobą. System podsuwa mu iluzje sprawczości: "rozwijaj się", "bądź sobą", "ucz się całe życie". Ale to wszystko jest wstawione po godzinach, jak hobby, które nie wchodzi w interakcję z rzeczywistością, w której żyje.
Nie chodzi więc o to, że ludzie przestali myśleć albo działać. Problem polega na tym, że nie mogą robić obu rzeczy naraz. A bez tej jedności człowiek przestaje być pełny. Pozostaje tylko pytanie: czy da się jeszcze to zszyć, czy da się jeszcze tak ułożyć życie, by to, co robimy, wynikało z tego, co myślimy, i odwrotnie? Czy może ta osobliwa schizofrenia nowoczesności jest już zbyt głęboko wpisana w strukturę świata, którego nie stworzyliśmy, tylko w nim zamieszkaliśmy?




.cenyrolnicze.pl/wiadomosci/wiesci-rolnicze/pozostale-wiesci-rolnicze/39643-rolnik-z-opolszczyzny-z-pelna-kultura-zmiazdzyl-reprezentantke-elyty-rzadzacej


sobota, 19 kwietnia 2025

Rafała Brzoskę odchodzi z zespołu ds. deregulacji

 


Wniosek ten sam co zwykle:


TO państwo jest wrogie obywatelom, ale to nasze państwo, nasz kRaj, dlatego musimy je odzyskać i usunąć złe przepisy, zmienić prawo, stworzyć dobry system, który zapewni nam bezpieczeństwo, rozwój i - szczęśliwe życie.






Rafał Brzoska odchodzi od Tuska. Mówi o patologiach systemu



Bagins
19-04-2025 11:50



Rafał Brzoska, przedsiębiorca i szef InPostu, kończy z końcem maja swoją rolę w rządowym zespole ds. deregulacji. Tym samym symbolicznie zamyka się kolejny rozdział propagandowej opowieści Donalda Tuska o dialogu z biznesem. Brzoska, który jeszcze niedawno z optymizmem przyjął propozycję współpracy, dziś daje jasno do zrozumienia: 

państwo bardziej chroni interesy zagranicznych korporacji niż własnych obywateli, a rządowe działania nie służą realnej zmianie.




Tusk wykorzystał Brzoskę wizerunkowo

Premier Donald Tusk w lutym powołał Rafała Brzoskę do zespołu ds. deregulacji, który miał przygotować propozycje uproszczeń dla polskiego prawa. Już w marcu zespół przedstawił pierwsze rozwiązania, a docelowo miało być ich aż 400. Brzmiało ambitnie – ale, jak pokazuje decyzja Brzoski, niewiele z tej narracji zostało.


- Z końcem maja kończy się moja rola w zespole ds. deregulacji

– poinformował Brzoska.

Przedsiębiorca przyznaje, że wraca do pracy w InPost, który potrzebuje lidera.

- W ciągu 100 dni mojej pracy dla dobra publicznego InPost nie ucierpiał, ale w dłuższym okresie żadna firma nie jest w stanie rozwijać się bez lidera

– wyjaśnił.

Państwo po stronie korporacji, nie obywatela

Brzoska nie owija w bawełnę:

polskie przepisy są nieprzyjazne dla krajowych firm, a zbyt łaskawe wobec zagranicznych graczy.


- Jesteśmy tylko biorcami narzuconych przez Brukselę przepisów, które ograniczają naszą konkurencyjność

– stwierdził szef InPostu.



Jako przykład podał mechanizmy cen transferowych, które pozwalają międzynarodowym koncernom wyprowadzać z Polski zyski i minimalizować opodatkowanie. Jak stwierdził, deregulacja powinna służyć również eliminowaniu takich patologii.



Podatnik na pozycji oskarżonego

Jednym z najbardziej krytycznych punktów Brzoski jest brak domniemania niewinności dla przedsiębiorców w starciu z fiskusem.

- Proszę zauważyć, że w prawie karnym każdemu przestępcy, nawet jeśli zabije albo zgwałci, prokurator musi udowodnić, że taki czyn zabroniony popełnił, a w niektórych przypadkach, że zrobił to umyślnie. A podatnik? To on musi udowadniać, że jest niewinny, że błąd, który popełnił nie był celowy

- powiedział.

To – jak podkreślił – nie tylko godzi w zaufanie obywatela do państwa, ale też paraliżuje inicjatywę gospodarczą.




Brzoska nie szczędzi też słów krytyki pod adresem Unii Europejskiej i coraz bardziej zbiurokratyzowanej wspólnoty.

- Jeżeli chcemy być Europą, która wygrywa, musimy postawić na ciężką pracę, innowacje, zdobywanie kolejnych szczytów

- skonstatował.

Jednocześnie zaznaczył, że urzędy w Polsce zawodzą nawet w podstawowych obowiązkach – jak terminowe wydawanie decyzji, co utrudnia życie zarówno firmom, jak i zwykłym obywatelom.

Podsumowanie: PR zamiast reform

Historia z Brzoską pokazuje jedno: Donald Tusk potraktował powołanie zespołu ds. deregulacji jako narzędzie PR, które miało pokazać otwartość na głos przedsiębiorców. Niestety, nie służyło to głębokiej zmianie systemowej. Nawet Brzoska zrozumiał, że to była polityczna dekoracja, a nie realna platforma do działania.

Zespół miał być odpowiedzią na narastającą frustrację środowisk biznesowych, ale wszystko wskazuje na to, że był to tylko fasadowy projekt, który teraz kończy się równie szybko, jak się zaczął.


Źródło: Republika










Szef InPostu kończy współpracę z Tuskiem. Mówi o patologiach systemu













piątek, 11 kwietnia 2025

Pomoc nadeszła w samą porę!

 


przedruk

04 kwietnia 2025

Pomoc nadeszła w samą porę! Policjanci uratowali wiewiórkę [ZDJĘCIA]






Lubartowscy policjanci uratowali wiewiórkę. Dziś (04.04) przed południem funkcjonariusze otrzymali niecodzienne zgłoszenie, z którego wynikało, że w trawie została znaleziona maleńka wiewiórka.

Zwierzę najprawdopodobniej wypadło z dziupli i nie było w stanie samodzielnie się poruszać. Funkcjonariusze natychmiast zaopiekowali się wiewiórką i przetransportowali do specjalistycznej placówki weterynaryjnej, gdzie otrzymała niezbędną pomoc – informują lubartowscy policjanci.






Niestety, wiele dzieci nie miało szans na ratunek...
















radio.lublin.pl/2025/04/pomoc-nadeszla-w-sama-pore-policjanci-uratowali-wiewiorke-zdjecia/

poniedziałek, 6 stycznia 2025

10 zasad Milei ( i kultura)





No, zasady bardzo słuszne.




przedruk




"Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat". 
Milei przedstawił 10 zasad


Dodano: dzisiaj 15:01


Prezydent Argentyny Javier Milei przedstawił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się jego rząd i powinna jego zdaniem kierować się prawica.





Na kongresie kierowanej przez Giorgię Meloni partii Bracia Włosi prezydent Argentyny Javier Milei przypomniał i omówił 10 zasad politycznych, którymi kieruje się swojej działalności w ramach sprawowania władzy.


Przypomnijmy, że w Argentynie od roku trwa transformacja zrujnowanej przez socjalizm gospodarki w kapitalizm. Rządzący koncentrują swoje działania m.in. na radykalnym obniżeniu rządowych wydatków i uwolnieniu gospodarki. W 2025 polityka budżetowa jest prowadzona zgodnie z zasadą zero deficytu.


Milei podkreślił, że nie jest zawodowym politykiem, lecz ekonomistą i gardzi politykami z powodu szkód, które wyrządzili Argentynie. 

W swoim przemówieniu wiele miejsca poświęcił zagadnieniu walki prawicy z lewicą, którą jego zdaniem należy pokonać.



10 zasad politycznych rządu Javiera Milei

Lepiej powiedzieć niewygodną prawdę, niż wygodne kłamstwo

Nie obchodzi nas zdanie polityków na żaden temat

Nigdy nie należy negocjować swoich idei, żeby zdobyć głosy – zaprzeczanie własnym przekonaniom pozostawi cię bez przekonać i bez głosów

Musimy być praktyczni, zdecydowani i nie wahać się pokonać lewicę w bitwie kulturowej

Jedynym sposobem na walkę ze zorganizowanym złem jest zorganizowane dobro

Kiedy przeciwnik jest silny jednym sposobem na pokonanie go jest większa siła

Najlepsza obrona to dobry atak – prawica nie może być ciągle w defensywie i tylko reagować na to, co robi lewica

Walka kulturowa to obowiązek, bo dobrze wskazana idea to dopiero początek, a trzeba ją jeszcze zaimplementować

Jedyny sposób na walkę z socjalizmem jest z prawej strony, bo centrum w praktyce pomaga lewicy

Bronimy sprawy sprawiedliwej i szlachetnej – znacznie większej, niż każdy z nas. Ta sprawa to wielki cywilizacyjny wyczyn, jakim jest Zachód.






Życie, wolność, własność prywatna


W trakcie wystąpienia argentyński prezydent podkreślił, że jego rząd kieruje się przekonaniem, że wolny rynek przynosi dobrobyt dla wszystkich. W konsekwencji rząd musi być ograniczony, ponieważ ludzie wiedzą lepiej niż politycy i biurokraci, jak produkować, z kim handlować i kogo zatrudniać. Dodał, że obecna władza Argentyny broni życia, wolności i własności prywatnej.

Milei wyraził ocenę, że prawicowa liberalna strona zbyt często wpada w pułapkę defensywy, marnując czas na "tłumaczenie się przed tymi, którzy na to nie zasługują".

 – Nikomu kto zrujnował nasz kraj, nie musimy niczego tłumaczyć. To my musimy dyktować tempo wydarzeń, upewniają się, że gra toczy się według naszych zasad. Jeśli zdarzy się, że stracimy punkt, musimy zdobyć kolejne trzy 

– apelował.


Walka kulturowa z lewicą

Prezydent Argentyny wskazał, że najważniejszym polem, na którym toczy się bój z lewicą, jest kultura.

 – Lewica to dowód na to, że najgorsze idee kulturowe mogą odnieść sukces, jeśli są dobrze wypromowane – zwrócił uwagę, dodając, że należy lepiej wypromować idee wolnościowe, które sprawdzają się w praktyce.

Milei podkreślił, że rząd Argentyny nie jest zainteresowany trwaniem w żadnym pakcie, który zakłada dalsze dojenie podatników.

 – To, co oni nazywają konsensusem to w rzeczywistości konsensus między nimi a ich jedynym celem – przywileje kasty politycznej nawet wtedy, kiedy zmieniają się rządy, a politycy skaczą sobie do gardeł 

– powiedział.





---------




I jeszcze tytułem komentarza:

"wolny rynek" - pod tym pojęciem czają się różne interpretacje

"dobro trzeba organizować" - dokładnie!

"walka kulturowa" - to jest coś, co już podkreślałem we wcześniejszych postach 



- na kulturę zwracałem uwagę min. przy okazji notatki o pismach J. G. Herdegera i Muzeum w Morągu

- a także przy okazji postu "Zwycięstwo bez walki" o konkurencji pomiędzy Chiami, a USA - poniżej fragment tego tekstu:



złe działania wynikają z błędnych pomysłów

błędnego poglądu



nasza zdolność do bezpośredniego zwycięstwa dzięki sile militarnej nie powinna być naszą jedyną miarą sukcesu
tak jak chińscy przywódcy studiowali nasz sposób prowadzenia wojny, tak my musimy studiować ich
konkurencja strategiczna jest trwałym stanem, którym należy zarządzać, a nie problemem, który należy rozwiązać


kluczowe znaczenie będzie miała nasza zdolność budowania jedności

na jedność wpływa jakość kultury narodu

idea kulturowa




rywalizacja idei


liczy się nie tylko rywalizacja militarna czy gospodarcza

wymaga to od nas poznania i zrozumienia:

- własnej kultury
- filozofii oraz kultury naszego przeciwnika


znajomość kultury była decydująca, a z pewnością krytycznie ważna





"fałszywa kultura" i massmedia mogą niweczyć wysiłek rodziców włożony w wychowanie dzieci, tak więc

podtrzymywanie i uprawianie kultury zgodnej z naszym kodem kulturowy, tradycją, naszym narodowym interesem - jest ekstremalnie ważne.








niedziela, 5 stycznia 2025

Do czego Owsiak?




Przemysł żebraczy ukazuje państwo jako niezdolne do funkcjonowania bez zrzutki, czyli całkowicie nieudolne.


A to nieprawda.





"polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej"






przedruk




Owsiak boi się pytań o pieniądze dla powodzian. Czarnek: 

Do czego tu w ogóle potrzebna była WOŚP?




Owsiak ucieka przed pytaniami

Kilka dni temu odbyła się konferencja prasowa szefa MRiT Krzysztofa Paszyka, na którą zaproszony został także Jerzy Owsiak.


Temat Jerzego Owsiaka budzi w ostatnim czasie kontrowersje z uwagi na niejasności wokół środków dla powodzian, którymi dysponuje w pewnej części podległa mu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy.

Na konferencji doszło do kuriozalnej sytuacji, co świadczyło jasno o tym, że Owsiak nie chce, by zadano mu niewygodne pytania. Właśnie w tej kwestii. Zaczął uciekać przed dziennikarzami. Monika Rutke z "Tygodnika Solidarność" zapytała: co się stało z pieniędzmi ze zbiórki na powodzian? 50 milionów leży na koncie, ludzie czekają, nie mają pieniędzy na opał, nie mają z czego żyć, co się stało z tymi pieniędzmi? (…) Co będzie z odsetkami z tych pieniędzy?". Niestety, bez odpowiedzi.


"Zabawa się skończyła"

Temat ten był dzisiaj omawiany na antenie Republiki, w programie "Polityczna Kawa".
"Te pieniądze głównie docierają z naszych fundacji - z tych środków remontowana jest szkoła, zaopatrywaliśmy ludzi, którzy potrzebują pomocy. Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do wszystkich, ale staramy się pomagać, komu trzeba. Proszono nas, aby zareagować na zachowanie Owsiaka"

– powiedział Tomasz Sakiewicz, prezes Republiki.

I jak zaznaczył szef stacji: "wszystkie wpłaty, których dokonują Państwo na konta dedykowane, faktycznie do potrzebujących trafiają. Jeżeli tych pieniędzy zabraknie, będziemy starali się zbierać. Jak widzimy, inne pieniądze, które powinny do nich trafiać - nie trafiają".
"To, że on położył ręce na pieniądze dla powodzian, to, że środki WOŚP były włączone w kampanię parlamentarną, to jest dla mnie koniec. Z tego, co wiemy, ma on zamiar także ostro wejść w kampanię Trzaskowskiego, co jest zapowiadane. Zabawa się skończyła"

– podkreślił.


"Zorganizował rodzinny interes"

Adam Borowski, przewodniczący warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej" powiedział o Owsiaku krótko: "nigdy nie rozliczał się z żadnych pieniędzy".
"Pamiętamy te sceny, kiedy łaził po stole i pytał: gdzie jest ten słoik, w którym mam pieniądze. Zrobił sobie prywatny interes. Jego spółki rodzinne, Złoty Melon, oni po prostu żerują na tym społecznym odruchu. On jest znakomitym przedsiębiorcą. Zorganizował sobie rodzinny interes na idącą od serca pomogą dla dzieci, początkowo. On te pieniądze dostawał, trzymał na kontach, korzystał z odsetek. Ponieważ jasno opowiedział się po jednej stronie politycznej, od lat uprawia politykę. Zaprasza polityków lewicowych i liberalnych na swoje spotkania. Opowiedział się po tej stronie, więc obecna władza nie wymaga od niego rozliczeń. I się nie rozlicza"

– mówił rozmówca Tomasza Sakiewicza.

I kontynuował: "od lat nie daję pieniędzy na WOŚP, bo uważam, że jest to jego rodzinny biznes. A to, że trochę się podzieli pieniędzmi, które otrzymuje na chore dzieci czy inne konkretne dzieci, to fakt. Niemniej, czerpie z tego pełnymi garściami. Nie jest filantropem, jest biznesmenem".

Rozmówcy zwrócili uwagę na to, że nie ma nic złego w tym, aby część środków pozyskiwanych w takich akcjach, trafiała do organizatora, niemniej powinny być to informacje jawne - co, ile i dla kogo trafia.


"Stworzył takie wrażenie"

Przemysław Czarnek (PiS) przyznał, że sytuacja wokół Jerzego Owsiaka ma szerszy kontekst.


"Po pierwsze - kwestia powodzi. To jest wielki skandal, że jakiekolwiek pieniądze dla powodzian miały iść przez fundację Owsiaka. Po co? Państwo jest zobowiązane do pomocy powodzianom i powinno tę pomoc udzielić od razu. Państwo było zobowiązane w ogóle do przeciwdziałania powodzi, a nie przeciwdziałało - to też będzie trzeba wyjaśnić. Państwo jest zobowiązane do niesienia pomocy, nie niesie tej pomocy. Ludzie wciąż czekają. Do czego jest tu potrzebna WOŚP? Chyba tylko do tego, aby przetrzymywać tam te pieniądze"

– przyznał.



Jak wskazał - "druga sprawa to sam Owsiak".

"On zbudował takie przekonanie, że gdyby nie WOŚP, to szpitale byłyby bez sprzętu. To jest naprawdę mikroskopijna część tego, co jest w budżecie państwa na służbę zdrowia. W budżecie państwa są setki miliardów złotych"


– ocenił polityk PiS.


P.S.




6 stycznia 2025



Łukasz Warzecha:

Wszyscy finansujemy Owsiakową hucpę



Jeden z obserwujących mnie na X, czytając, że krytycznie piszę o imprezie pana Jerzego Owsiaka od 18 lat (pierwsze teksty, jakie mogę odnaleźć w swoim archiwum, powstały w 2007 r. w Salonie24, aczkolwiek zdaje mi się, że nie były to moje pierwsze krytyczne teksty na ten temat w ogóle, możliwe zatem, że to nie 18 lat, ale jakieś dwie dekady), napisał, że muszę się mylić, skoro WOŚP przez tyle lat nie zajęła się prokuratura. W tym przez osiem lat rządów PiS.

Ów komentujący najwyraźniej nie wie, że nigdy nie zajmowałem się sprawami rozliczeń czy dochodów fundacji pana Owsiaka od strony ich legalności. Robił to natomiast wielokrotnie pan Piotr Wielgucki. Ja natomiast demaskowałem polityczną rolę pana Owsiaka – rolę sojusznika głównie lewicowego, a bardziej ogólnie – mainstreamowego establishmentu, którego cała działalność dobroczynna była traktowana jako fundament rzekomego autorytetu tego pana, z wysokości którego w razie dużej potrzeby mógł razić maluczkich.

Tak jak to było choćby wówczas, gdy na konferencji prasowej ogłaszał, że może „dać z baśki” (w typowym dla siebie, knajackim, wulgarnym stylu) tym, którzy będą podważali czystość życiorysu pana prezydenta Wałęsy. A zdarzyło się to zaraz po wydaniu słynnej książki panów Cenckiewicza i Gontarczyka, której ustaleń dzisiaj nikt już nie kwestionuje.


Zresztą sympatie i poglądy pana Owsiaka są akurat przykładem stuprocentowej spójności ze środowiskiem, z którego osoba ta się wywodzi – a nie zawsze tak przecież bywa.

Jeśli zahaczałem o sprawy finansowe, to pisałem i mówiłem o absurdzie, tkwiącym w samym sposobie finansowania akcji. Ten absurd warto dzisiaj przypomnieć, dodając do niego kilka liczb, ponieważ w sytuacji wsparcia, jakiego Fundacji WOŚP zaczynają udzielać państwowe giganty, przede wszystkim Orlen i PZU, sprawa staje jeszcze bardziej bulwersująca.

Zacznijmy jednak od wielokrotnie pojawiającego się skrajnie demagogicznego argumentu wyznawców Owsiakowej sekty: jeśli nie podoba ci się WOŚP, to noś karteczkę, żeby cię w razie czego nie leczyć kupionych przez nich sprzętem. Ten „argument” jest z gruntu absurdalny: jeśli sprzęt znajduje się w palcówkach publicznej służby zdrowia, to nie ma kompletnie znaczenia, kto go kupił. Skorzystanie z niego należy się każdemu ubezpieczonemu w ramach NFZ.

Jednak nawet gdyby przez moment przyjąć rozumowanie fanatyków pana Owsiaka, to i tak rzecz się nie klei. Przecież od lat na WOŚP płacimy wszyscy, chcemy czy nie. Na tym właśnie polega absurd. Spójrzmy na zestawienie kosztów organizacji finałów Orkiestry od 2014 r. (takie dane można znaleźć na portalu zbiórek publicznych).

Podaję w milionach złotych najpierw ogólny koszt, następnie koszt reklamy (część kosztu ogólnego):

2014:     2,1 – 0,8
2015:     2,2 – 0,45
2016:     4,0 – 0,72
2017:     3,3 – 1,3
2018:     2,9 – 1,2
2019:     4,9 – 2,0
2020:     8,5 – 4,9
2021:      9,1 – 4,1
2022:     11,4 – 3,2
2023:     14,3 – 3,3

Już na pierwszy rzut oka widać radykalny wzrost kosztów organizacji finałów, dalece i wielokrotnie przekraczający skumulowaną inflację w tym okresie. Gdyby ją uwzględnić w relacji do 2014 r., ostatni rozliczony finał powinien kosztować ok. 3,2 mln zł, a na pewno nie 14 mln! To wzrost o ponad 580 procent! Zwracają także uwagę rosnące budżety reklamowe. W 2020 r. budżet reklamowy stanowił wyraźnie ponad połowę kosztów całej imprezy.

Ale przecież to, z czego rozlicza się WOŚP, to jedynie koszt ponoszony bezpośrednio przez samą fundację. Koszt faktyczny, którego nikt nigdy nie policzył – również z powodu obstrukcji instytucji, biorących w tej hucpie udział – jest wielokrotnie większy. I to prawdopodobnie o rząd wielkości. To koszt czasu antenowego w publicznej telewizji (z wyłączeniem czasów PiS), koszt ochrony imprez WOŚP przez policję i inne służby, olbrzymie, a rozproszone koszty samorządów, które często opłacają stronę organizacyjną lokalnych finałów WOŚP, koszt różnego rodzaju aukcji z udziałem państwa.

Wygląda to więc tak, że polskie państwo od lat dokłada ogromne pieniądze do imprezy, która następnie zbiera pieniądze, żeby część z nich zwrócić w postaci sprzętu dla służby zdrowia, wartego promile państwowych nakładów na tęże służbę zdrowia. Logiki w tym nie ma najmniejszej i nie da się tego wytłumaczyć inaczej niż tylko zapotrzebowaniem na propagandę. To jest jedyny sens Owsiakowej imprezy – właśnie propaganda (do tej zaliczam również manipulację społecznymi emocjami, w tym tworzenie mechanizmu łatwego zaspokojenia potrzeby poczucia się lepszym, po to, aby można było z wyżyn swojej wyimaginowanej szlachetności pouczać innych).

Już pokazany wyżej mechanizm pokazuje, że każdy z nas mimowolnie do WOŚP się dokłada – chce czy nie. Wszyscy przecież płacimy choćby lokalne podatki. Ale to nie koniec, ponieważ jest jeszcze kwestia wpłat instytucjonalnych, czego jaskrawym przykładem są obecne umowy z Orlenem i PZU (które ma się stać oficjalnym ubezpieczycielem finałów WOŚP – w ten sposób do imprezy dołożą się wszyscy klienci ubezpieczyciela).

WOŚP chętnie podaje ogólną kwotę ze zbiórki, ale nie rozbija jej na to, co udało się zebrać na ulicy i to, co pochodzi od sponsorów instytucjonalnych. Ci zaś kierują się całkiem inną logiką – sponsoring ze strony instytucji to piar oparty na owczym pędzie. WOŚP wspiera się tak samo jak „równouprawnienie” i inne postępackie brednie.

Fundacja raportuje jedynie, ile pieniędzy pochodzi ze zbiórki ulicznej, a ile z innych źródeł (m.in. wpłaty na konto, sprzedaż cegiełek, licytacje, zbiórka przez kanały elektroniczne, wpłaty za pomocą kart). 

Spójrzmy na dane od 2014 r. 

Najpierw podaję sumę zbiórki ulicznej, potem sumę „dodatkową” – obie w milionach złotych:

2014:     39,2 – 13
2015:     50,9 – 21
2016:     68,5 – 36,3
2017:     71,1 – 54,5
2018:     88,8 – 86
2019:     116,7 – 68,8
2020:     75,5 – 133,8
2021:     95,1 – 127,7
2022:     129 – 113,4
2023:     157,3 – 123,5

Nawet jeśli odłożymy na bok lata 2020-21 – mieliśmy wówczas restrykcje covidowe – to i tak widać, że ta druga wielkość stanowi w ostatnim czasie znacznie większy procent w relacji do zbiórki ulicznej niż jeszcze 11 lat temu. W 2014 r. było to nieco ponad 33 proc., w 2023 aż 78,5 proc. Można to oczywiście częściowo złożyć na karb mniejszej popularności gotówki.

Problem w tym, że nie dostajemy nigdzie wyszczególnienia, jaka część pieniędzy pochodzi od darczyńców indywidualnych, a jaka – od firm, w tym w szczególności od firm z dominującym udziałem skarbu państwa. A to jest bardzo ważna informacja.

Jak wiadomo, Orlen ma przekazywać określoną część wpływów za każdą kupioną na stacji kawę. To daje przynajmniej możliwość uniknięcia dołożenia się do imprezy bardziej świadomym kupującym.

 Ale co z niekoniecznie państwowymi firmami, które dokładają się do WOŚP?

Użytkownicy kart Master sponsorują od lat pana Owsiaka, czy im się to podoba czy nie. Podobnie klienci niektórych banków i sieci komórkowych. Wychodzi zatem na to, że Owsiakową hucpę składamy się niemal wszyscy – może ułamkami złotówki, ale jednak. I nikt nie pyta nas o zdanie.



Łukasz Warzecha



piątek, 3 stycznia 2025

Gdzie nas nie ma...



Polska należy do najbardziej bezpiecznych krajów na świecie - widać, nie doceniamy tego.

Nuda?





przedruk





 „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.






2 stycznia 2025

Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać?




55 procent badanych Polaków chciałoby przenieść się do innego kraju, a najchętniej do Hiszpanii – wynika z badania przedstawionego przez ARC Rynek i Opinia. Jego autorzy zauważyli też, że Polacy, jeśli chodzi o zadowolenie ze swojego życia są najbliżsi Nigeryjczykom, Turkom i Bułgarom.

Jak wynika z międzynarodowego badania opinii publicznej zrealizowanego przez sieć IRIS, której przedstawicielem w Polsce jest ARC Rynek i Opinia. „w zasadzie wszędzie na świecie nie ma ludzi w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego kraju”.

Autorzy badania wskazali, że Polacy i tak znaleźli się w grupie narodów w „znacznym stopniu usatysfakcjonowanych” swoim krajem – podobne opinie mają Amerykanie, Australijczycy czy Koreańczycy. „Ale i tam przewagę uzyskują narzekający. Najgorzej swój kraj postrzegają Bułgarzy, Rumunii i Grecy” – zaznaczono w badaniu, dodając, że słabo pod tym względem wypadają także Japończycy i Włosi.


Mieszkańców poszczególnych krajów spytano m.in. o to, czy chcieliby przenieść się do innego kraju, a jeżeli tak, to do jakiego. Badanie pokazało, że najwięcej Nigeryjczyków, Peruwiańczyków, a w Europie – Greków chciałoby opuścić swój kraj. Najmniej takich osób jest wśród Malezyjczyków, Japończyków czy Australijczyków.



W Polsce 55 proc. badanych (średnia dla wszystkich badanych krajów to 45 proc.) złożyło deklarację, że chciałoby przenieść się do innego kraju. 

Z odpowiedzi ankietowanych wynika, że dla wielu krajów europejskich, w tym dla Polski, takim krajem jest Hiszpania. Podobnie myślą Litwini, Rumuni, Włosi. Autorzy opracowania przypomnieli, że w przypadku Polaków kiedyś takim „wyśnionym Eldorado” były Stany Zjednoczone, obecnie są one dopiero po Hiszpanii, Włoszech i Niemczech. „Wielka Brytania, kiedyś bardzo atrakcyjna, spadła na ostatnią pozycję preferencji Polaków” – dodali.



Respondentów spytano także o to, w jakim stopniu ich własne życie jest w ich ocenie bliskie ideałowi. Z udzielonych odpowiedzi wynika, że

Polacy nie są zadowoleni ze swojego życia. 

„Jesteśmy tu bliżsi Nigeryjczykom, Turkom czy Bułgarom” – zauważyli autorzy badania. Podkreślili, że tylko w 4 z 17 krajów objętych badaniem więcej osób uważa, że ich życie jest bardzo bliskie lub bliskie ich aspiracjom.


„Podobnie wypadają Polacy, jeżeli chodzi o odpowiedź na pytanie, na ile ich życie jest bliskie lub dalekie od ideału. Jesteśmy tu w grupie raczej niezadowolonych, choć wyprzedzają nas pod tym względem Japończycy, Grecy czy Bułgarzy” – stwierdzili.

W ocenie autorów badania dotyczącego marzeń i aspiracji różnych nacji, przynosi ono „dosyć zaskakujące” wyniki. „Obok bogatych krajów – takich jak chociażby Kanada czy Austria okazuje się, że również mieszkańcy krajów biedniejszych – jak np. Meksyk, Peru mogą też być zadowoleni z życia, z realizacji swoich aspiracji” – zwrócili uwagę.


Ich zdaniem jednym z wyjaśnień tego paradoksu są różne poziomy oczekiwań i aspiracji – inne dla społeczeństw zamożnych, inne dla biedniejszych.

„Często mówi się o Polakach jako narodzie osób narzekających, ale wyniki badania pokazują, że są też bardziej od nas narzekający. A w szczególności narzekający na swój kraj. Bo bardziej narzekamy na własne życie, własny los niż na kraj” 

– skomentował wiceprezes ARC Rynek i Opinia Adam Czarnecki.



Wskazał, że Japonia, która kiedyś była krajem dla Polaków nieosiągalnym, można powiedzieć idealnym, do którego poziomu życia chcieliśmy w marzeniach dojść, „została przez nas na wielu wymiarach dogoniona, a nawet przegoniona”.

„Japończycy są bardziej niezadowoleni ze swojego kraju od Polaków i również częściej uważają, że ich życie jest dalekie od ideału. Ale najbardziej niezadowoleni są Bułgarzy i to zarówno z własnego kraju, jak i życia indywidualnego” – podkreślili Czarnecki.


Badanie zostało zrealizowane techniką CAWI w 18 krajach między styczniem a marcem 2024 r. na reprezentatywnych próbach ludności w wieku 18+. W każdym z krajów badanie było przeprowadzone na próbie o liczebności 500 respondentów, a w Polsce na próbie N=1000 respondentów.


ARC Rynek i Opinia od ponad 32 lat przeprowadza badania marketingowe oraz sondaże opinii publicznej. Przynależy do międzynarodowej sieci zrzeszającej niezależne agencje badawcze – IRIS – realizuje projekty badawcze w Europie i na świecie.







Większość Polaków deklaruje chęć opuszczenia kraju. Gdzie chcą się udać? - PCH24.pl