Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obozy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obozy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 stycznia 2025

Strażnicy pamięci...



Uzupełniłem tekst i zmieniłem datę publikacji na bierzącą.









27 styczeń 2025


przedruk





Więźniarka Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

26.01.2025 19:31


- To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity - opowiada w rozmowie z Cezarym Krysztopą była więźniarka niemieckiego obozu Auschwitz i ofiara nieludzkich eksperymentów medycznych niemieckiego potwora "dr" Mengele.





Barbara Wojnarowska-Gautier / Screen YT Tysol.pl



- Pamiętam jak wsadzili nas w wagony. Ojciec mnie wrzucał. Nie mogłam wejść, bo byłam za mała. Ten wagon, coś okropnego, śmierdzący, zatłoczony. Stukot kół brzmi mi w uszach do tej pory. Ta podróż była bardzo ciężka, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy. Dopiero mój ociec, zorientował się koło Sosnowca (…) znał niemiecki i podsłuchał – nie chcę siać paniki, ale jedziemy do Auschwitz – powiedział. Wielu więźniów w transporcie nie wiedziała co to znaczy, ale mój ojciec, który był w wywiadzie AK, powiedział – Módlcie się żebyśmy wyszli z tego cało.

Co czuje 3,5-letnie dziecko kiedy rozdziela się je z rodzicami? To było okropne. Prowadzono nas jak owce. Ja byłam tak przestraszona, że nie reagowałam. Tak nas zaszczuli, że dzieciaki nie wiedziały co się dzieje. Młodsze płakały, ja też. Potem, na rampie, którą nazywa się „judenrampe”, choć przyjeżdżały tu transporty z Powstania Warszawskiego, rozdzielili nas, mężczyzn osobno, kobiety osobno, a dzieci osobno. Znalazłam się w tłumie dzieci, zapłakanych, zasmarkanych. Nie wiedzieliśmy o co chodzi. Dopiero rano zaczęłam się zastanawiać gdzie jest moja mama, gdzie jest mój dom, gdzie jest moje łóżko, gdzie jest moja niania, gdzie jest mój pies, gdzie są moje zabawki? Gdzie jest moje śniadanie?

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier, która trafiła do obozu jako 3,5-letnie dziecko. Zaznacza, że część to jej własne wspomnienia, a część rekonstrukcja na podstawie opowieści matki i relacji innych więźniów.



"Zmarłe dzieci leżały przed blokiem"


- Z wygodnego życia trafiłam do nędzy. Z pluskwami, wszami. Z brakiem wody do mycia, mydła. Ni miałam mojej wanny, gdzie się mogłam wychlapać. Tego wszystkiego mi brakowało, brakowało mi toalety. Potrzeby trzeba było załatwiać na oczach innych. Pamiętam ile razy nie zdążyłam dobiec do takich dziur w deskach. Dostawałam straszny łomot za to, że się w majtki posikałam (…) Zaczęłam śmierdzieć, czułam to.

Poprawiło się wtedy kiedy mama zaczęła się prześlizgiwać, jak inne matki, raz, dwa razy dziennie, czasami co dwa dni, do swoich dzieci. To było bardzo ryzykowne (…) Mama przyniosła skądś ubranie, jakąś cieplejszą sukieneczkę, bo zaczęło być zimno, jakąś koszulkę, żebym miała na zmianę. Jakiś mokry ręcznik, którym mnie wytarła. Przyniosła trochę jedzenia, jakiś chlebek, trochę wędliny, którą udało jej się „zwinąć”. Inne matki robiły to samo. Rozmawiałam z innymi dziewczynkami, mówiły, że to były dla nich cudowne momenty (…) To było dla mnie coś niemożliwego – zabierz mnie ze sobą, weź mnie z tego miejsca, ja tutaj nie chcę być – prosiłam – To jest niemożliwe, musimy być cierpliwi.

Dzieci widziały straszne sceny. Były wypychane na apele. Dzieci umierały. Te, które zmarły były wykładane przed blok, gdzie leżały. Po tym latały szczury, myszy. Te dzieci to widziały. Ja tego nie widziałam. Bóg mnie oszczędził. Inni widzieli. I to im zostało. Były dziewczynki starsze od nas, które miały po 10, po 12 lat. Powierzono im funkcję opieki nad młodszymi dziećmi, czasem dwuletnimi. Niektóre z nich wyszły ze środowisk, w których brutalność była w rodzinach. Te dzieci wychowały się w okrucieństwie, a w czasie okupacji to się jeszcze podwoiło. I czasem podkreślały swoją władzę rękoczynami.

- opowiada Pani Barbara.


Mengele


To co pamiętam na temat „dr” Mengele, to że mi spuścił łomot. Wiem od lekarek polskich z bloku Mengelego, że kiedy miał jakiś przypływ „dobroci” i przyniósł dzieciom, między innymi dla mnie – jabłko – to pamiętam, pamiętam rękę, która mi podaje jabłko. A ja to jabłko wzięłam, naplułam na to jabłko – tfu, szkop! – i w niego. Dostałam łomot niesamowity, ale nie połamał mi za bardzo kości, bo chodzę, ale już się tak nie spoufalał (…) Wstrzykiwali nam różne świństwa, bakterie, wirusy. Ja dostała bakterie gruźlicze. Do tej pory mam poważne kłopoty zdrowotne. Robili doświadczenia na oczach dzieci. Wpuszczali nam jakieś krople.

- snuje straszną opowieść była więźniarka Auschwitz.


"Proces norymberski należałoby powtórzyć"


Proces norymberski należałoby powtórzyć. W gronie prawników w ONZ, w komisji praw człowieka, zawsze mówiliśmy, że ten proces należało powtórzyć. Nie dlatego, że był sfałszowany, ale dlatego, że był niedoskonały. Prokurator generalny to był Amerykanin, starszy pan, który był chory na prostatę i bez przerwy „latał sobie na siusiu”, więc przerywało się obrady. Albo nie słyszał.

Poza tym prokuratorów z niektórych krajów nie dopuszczono do głosu. Polska nie była dopuszczona do głosu w wielu przypadkach. Był prokurator Sawicki, który chciał poruszyć sprawę [Katynia - P, Barbara Wojnarowska-Gautier mówi o Rzezi Wołyńskiej, ale to pomyłka - przyp red.]. 

Był Ksawery Prószyński. Nie było mowy żeby się przebili. Do tego stopnia, że nawet nie dano im zakwaterowania z innymi prawnikami, sędziami i adwokatami. Musieli sami sobie znaleźć pomieszczenie, Polacy zawsze dają sobie radę, ale nie mogli się wypowiedzieć. Wielu zbrodniarzy zmieniało zeznania. Duże zamieszanie jest z zeznaniami Hoessa, który co innego mówił w Norymberdze, a co innego podczas procesu w Polsce. Np. kiedy go zapytano o to ile osób było zamordowanych w Auschwitz, rzucił liczbą 5-6 milionów. I to się w zasadzie zgadzało z tym co mówili Rosjanie. Ale podczas procesu w Polsce, te liczby mu się obniżały, to było 3 miliony, 2 miliony…

- mówi Barbara Wojnarowska-Gautier, która pracowała jako prawnik dla ONZ.


"Wyzwolenie"


- Podczas „wyzwolenia” obóz nie był pusty, uciekli z niego Niemcy, ale byli więźniowie (…) Sowiecka dywizja ukraińska miała rozkaz lecieć na Berlin. Nie mogli się zatrzymać. Zostawili parę bochenków chleba, zobaczyli co się dzieje i polecieli. Dopiero dwa czy trzy dni po nich pojawiła się armia sowiecka z Czerwonym Krzyżem. Więźniowie rzucili się na stare puszki, które były w „Kanadzie” (barak, w którym gromadzono zagrabione mienie więźniów – przyp. red.) (…) 
– Opowieści o gwałtach sałdatów na więźniarkach są prawdziwe? – Tak.

- potwierdza Barbara-Wojnarowska


Pierwsza wizyta w Auschwitz po wojnie


Wtedy (podczas pierwszej wizyty Barbary Wojnarowskiej-Gautier w Auschwitz po wojnie, w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku – przyp. red.) dyrektorem muzeum był więzień Pierwszego transportu, pan Smoleń, który nas oprowadzał. 

Przeszliśmy przez bramę „Arbeit mach frei”. To było jeszcze w trakcie organizacji. Natrafiliśmy na taką dużą górę butów. Były tam takie dziecięce czerwone sandałki. Była pewna, że to są moje sandały. Oczywiście nie były, ale to skojarzenie – zabrali nas latem – dziecięce sandałki… Odżyły horrory. Poleciałam przed wejście do obozu, usiadałam na ławeczce i czekałam aż wyjdą. A nie wiedzieli, że byłam w Auschwitz, bo rzadko o tym mówiłam. Był wśród nich polski fizyk jądrowy prof. Rotblat 

– Dlaczego pani uciekła? 
– Ja tu byłam panie profesorze w tym obozie jako dziecko – objął mnie ręką i mówi 
– Moja żona zginęła w Bełżcu.

Kiedy zaczęła pracę w Nowym Jorku (w ONZ w latach sześćdziesiątych – przyp. red.) zupełnie przypadkowo, w takim holu jest statua Artura Rubinsteina, przechodzimy z kolegami, a ja ich pytam 


– Czy wy wiecie co to jest? To jest Polak o żydowskich korzeniach, Artur Rubinstein, który jako jeden z pierwszych w ONZ zawalczył o Polskę 
– I oni nie wiedzieli 
– To co wy tutaj robicie? – nie znali historii ONZ 
– To była ofiara Holocaustu – mówili
– Tak, ale to był Polak. Zawsze się uważał w pierwszej kolejności za Polaka. Ja to rozumiem, bo byłam w Auschwitz 
– A to ty jesteś ofiarą Holocaustu 
– Nie, ja jestem Polką, katoliczką 
– To Polacy, katolicy, byli w Auschwitz? Przecież to było tylko dla ofiar Holocaustu 
– Nie! Ten obóz powstał dla Polaków 
– Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! 
– Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 
– Potem zdarzało mi się bardzo często, że „skoro była w Auschwitz to byłam ofiarą Holocaustu”, nie.

 Ale to nie wina tych ludzi, to wina edukacji, o której ktoś zdecydował i ktoś o nią zadbał. To się stało po 1945 roku.

- opowiada Barbara Wojnarowska-Gautier.


Przesłanie byłej więźniarki Auschwitz


- Niemieccy nauczyciele, którzy przyjeżdżają z grupami młodzieży do Auschwitz, przyjeżdżają z programem, który jest narzucony przez stronę niemiecką. Nawet jeśli polscy przewodnicy chcieliby coś poprawić, to nie mają szansy tego zrobić. W związku z tym, ja uważam, że byłoby dobrze, kiedy przyjeżdżają grupy do Muzeum Auschwitz, że, bez żadnych wyjątków, przewodnik ma być Polakiem. Przewodnicy w Polsce są dobrze wyszkoleni. Gdyby przekazali to co mają przekazać, byłoby dużo mniej nieporozumień.

(…) Historia, której do tej pory nie mogę zrozumieć. Do pewnego momentu od powstania Muzeum Auschwitz w 1947 roku, były obchody Pierwszego Transportu (Polaków, 14 czerwca – przyp. red.) do Auschwitz. Tysiące więźniów, hucznie i tak dalej. To trwało bardzo długo. Więźniowie z Pierwszego Transportu odchodzili, ale byli następni. Obchody bardzo uroczyste i bez polityki. Potem powierzono to takiemu komitetowi, który tego nie robił, potem robiło to takie stowarzyszenie rodzin chrześcijańskich, które zrzeszało również więźniów Pierwszego Transportu, którzy dopóki żyli, wszystko było dobrze. A potem zaczęli odchodzić, władzę w tym stowarzyszeniu zaczęły się zmieniać i zaczęli się kłócić. Nie wiem co dokładnie było powodem, ale padła decyzja ze strony ministerstw kultury, zwierzchnika Muzeum, ze obchody przejdą w ręce Muzeum. To chyba miało miejsce pod koniec 2015 roku. Pierwsze takie obchody zaczęły się w roku, jeśli się nie mylę 2016. Ale „obchody” to za dużo powiedziane, bo nie było nic. Wtedy z grupą innych więźniów postanowiliśmy, że coś trzeba zrobić. Znałam więźniów Pierwszego Transportu, mieli obawy, że kiedy odejdą wszyscy o nich zapomną (…) Udało nam się zrobić parę rzeczy.

Powinniśmy pamiętać, ze należy dbać o historię. Jakakolwiek by była, nie należy jej przekręcać. Przez to co przeszedł naród polski, nie dajmy się zdominować. Jestem bardzo niezadowolona z tego co się dzieje w Unii Europejskiej. Tej woli narzucenia nam modelu niemieckiego. Polacy sami potrafią się rządzić. I chciałabym żeby wyjaśniła się sprawa strat wojennych i odszkodowań.

(…) Zostało nas tak mało, interesujcie się więźniami, niech ktoś do nich zadzwoni, do nich wpadnie, przyniesie ciasteczko, zorganizować spotkanie, żeby czuli, ze ktoś się nimi interesuje, że chce ich słuchać. Bo mają wiele do powiedzenia.

- apeluje Barbara Wojnarowska-Gautier



Autor: Cezary Krysztopa
Źródło: tysol.pl
Data: 26.01.2025 19:31




-----------------


wpolityce.pl




Ile środków Niemcy przekazali Polakom za II wojnę światową, obozy i prace przymusowe? Zatrważające dane z fundacji



Zdj. ilustracyjne / autor: Fratria




Polska przeznacza rocznie 60 mln zł na utrzymanie muzeów w byłych niemieckich obozach koncentracyjnych i niemieckich obozach zagłady. Niemcy, na rzecz polskich ofiar niemieckich obozów koncentracyjnych przekazały w latach 1992-2006 łącznie 732 mln zł. Wyliczenia zamieszczone na platformie X przez dziennikarza Andrzeja Kozickiego oparte są na danych MKiDN oraz Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie.

Kiedy Prawo i Sprawiedliwość oddawało władzę w 2023 r., oczekiwało, że - tak jak deklarowali czołowi politycy Koalicji Obywatelskiej - obecny rząd będzie nadal podnosił w relacjach z Niemcami kwestię odpowiedzialności naszego zachodniego sąsiada za zbrodnie z czasów II wojny światowej oraz zadośćuczynienia dla Polski. Szybko jednak stało się jasne, że ten temat Koalicja 13 Grudnia raczej odpuści. W styczniu 2024 r. niemieckie media informowały o postępach inicjatywy „Dom Polsko-Niemiecki” i budowie pomnika w Berlinie, upamiętniającego polskie ofiary II wojny światowej.
Środki z Polski i środki z Niemiec

Dziś słyszymy natomiast, że problemy są nawet z samym pomnikiem. A na ile w ogóle Niemcy wywiązują się ze zobowiązań wobec Polski, wynikających ze zła, które naszym rodakom wyrządzili w latach 1939-1945 ich przodkowie?


Mało znany fakt: Polska więcej wydała (i wciąż wydaje) pieniędzy na utrzymanie muzeów w byłych niemieckich obozach koncentracyjnych (60 mln zł rocznie), niż Niemcy przekazały na rzecz ofiar obozów koncentracyjnych obywatelstwa polskiego (łącznie 732 mln zł)

— napisał na platformie X Andrzej Kozicki, dziennikarz, autor publikacji „Cesarz Bolesław Chrobry. Reintepretacja i rekonfiguracja źródeł”.



Pytany o źródła danych, Kozicki wskazał, że w przypadku środków przeznaczanych przez państwo polskie na utrzymanie muzeów byłych niemieckich obozów jest to Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jeśli chodzi o środki przekazane przez Berlin na rzecz polskich ofiar niemieckich obozów, dane pochodzą od Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie.
Działania Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie

Dodajmy, że w tym drugim przypadku mówimy o środkach przekazanych w latach 1992-2006. Fundacja, której cele to m.in. „świadczenie pomocy ofiarom prześladowań nazistowskich”, „gromadzenie i udostępnianie dokumentacji nazistowskich prześladowań obywateli polskich” czy „inicjowanie przedsięwzięć służących pojednaniu i porozumieniu między narodami, w tym zwłaszcza między Polakami i Niemcami” oferuje lub oferowała w ostatnich również pomoc humanitarną, medyczną, rzeczową, skierowaną do Polaków, którzy przetrwali niemieckie obozy koncentracyjne, Powstańców Warszawskich, a także ocalałych z Holokaustu czy wykonujących w czasie wojny prace przymusowe. Nie trzeba dodawać, że takich osób z roku na rok jest wśród nas coraz mniej, grupy, do których skierowane były lub są dane programy, są dość wąskie. W 2019 r. osoby zainteresowane mogły ubiegać się o jednorazowe świadczenia w wysokości 1250 zł w ramach programu „Pomoc2019”, skierowanego przede wszystkim do „ofiar represji nazistowskich, zamieszkałych w Polsce, które w ramach wcześniejszych programów otrzymywały z Fundacji wsparcie finansowe. Byli to przede wszystkim: więźniowie obozów koncentracyjnych, gett i więzień, robotnicy deportowani do pracy przymusowej i ich dzieci oraz młodociani zmuszani do pracy w miejscu zamieszkania”. O taką pomoc mogły ubiegać się w pierwszej kolejności osoby przewlekle chore, otrzymujące najniższe świadczenia emerytalne lub znajdujące się w ciężkiej sytuacji życiowej.

Po 2020 r. w raportach z działań fundacji widzimy głównie działania związane z renowacją polskich grobów wojennych na terenie Niemiec czy tablicami upamiętniającymi Polaków, ale również wystawy, wykłady czy różnego rodzaju projekty edukacyjne. Z jakim skutkiem? Z takim, że nie możemy doprosić się nie tylko reparacji, ale nawet szumnie zapowiadanego od co najmniej kilku lat berlińskiego pomnika.



--------------



naszdziennik.pl


Prezydent Duda: Polacy są strażnikami pamięci 


Aktualizacja: Poniedziałek, 27 stycznia 2025 (11:16) 


Polacy są strażnikami pamięci o takich miejscach, jak były obóz Auschwitz, by ta pamięć nie zginęła – podkreślił prezydent Andrzej Duda, który w poniedziałek na terenie byłego obozu Auschwitz oddał hołd ofiarom. 

„Niemcy zbudowali ten przemysł zagłady i ten obóz koncentracyjny, jesteśmy dzisiaj strażnikami pamięci” – powiedział prezydent Andrzej Duda, podkreślając, że jest to – w pewnym sensie – kontynuacja misji rtm. Witolda Pileckiego, który raportował o obozie Auschwitz.

 „My dzisiaj – jako w jakimś sensie spadkobiercy rotmistrza Pileckiego – sprawujemy pieczę nad tymi miejscami. Polska o te miejsca dba właśnie po to, by pamięć nie zginęła, by nie zagasła, by zawsze pamiętano i by przez tę pamięć właśnie nigdy więcej świat nie pozwolił na to, aby doszło do takiej dramatycznej katastrofy ludzkiej, a ściśle mówiąc, katastrofy ludzkości” – zaznaczył prezydent.

„Upamiętniamy zatem dzisiaj wśród tych wszystkich, którzy zostali pomordowani podczas Holokaustu także i ponad trzy miliony obywateli polskich narodowości żydowskiej, którzy zostali przez Niemców w czasie II wojny światowej zabici” – dodał Andrzej Duda.


-------


dorzeczy.pl




My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci – powiedział prezydent Andrzej Duda w trakcie obchodów 80. rocznicy wyzwolenia nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz.


Prezydent Andrzej Duda w takcie swojego wystąpienia na terenie byłego obozu Auschwitz I przypomniał o zbrodniczych planach nazistowskich Niemiec, którzy stworzyli sieć obozów zagłady w jednym celu.

– Obozy takie, jak Auschwitz zostały zbudowane po to, żeby realizować zagładę narodu żydowskiego. Taki był zbrodniczy plan Hitlera, plan nazistowskich Niemców, by dokonać ich zagłady. Upamiętniamy tych wszystkich, którzy zostali pomordowani w czasie Holokaustu, także ponad 3 miliony obywateli polskich, narodowości żydowskiej, którzy zostali w czasie II wojny światowej zabici – powiedział.


Polska strażnikiem pamięci

Polska, na ternie której zbudowane zostały obozy śmierci stała się strażnikiem pamięci tych wydarzeń. Polacy, według słów prezydenta, kontynuują tę misję, którą "kiedyś przyjął na siebie dobrowolnie w czasie II wojny światowej rotmistrz Pilecki". Misję polegającą na daniu świadectwa o tym, co działo się na terenie Auschwitz.

– Kiedyś dał się tu zamknąć po to, by dać świadectwo, by stworzyć ruch oporu, żeby uciec jako żywy dowód tego, co tu się dzieje, żeby zanieść to świadectwo aliantom zachodnim, żeby zaświadczyć, co robią na okupowanych przez siebie ziemiach z podbitymi narodami hitlerowscy Niemcy – powiedział Duda i dodał, że Polacy "jako spadkobiercy rotmistrza Pileckiego sprawujemy pieczę nad tymi miejscami".

W trakcie obchodów prezydent spotkał się z Ocalałymi i modlił się w celi męczeństwa św. Maksymiliana Kolbego w Bloku 11. Po południu, wraz z małżonką oraz delegacjami państw i instytucji, weźmie udział w głównych obchodach Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu, które będą miały miejsce na terenie obozu Auschwitz II – Birkenau.

Obóz Auschwitz utworzony został przez Niemców w połowie 1940 r. na przedmieściach Oświęcimia, włączonego przez nazistów do III Rzeszy. Był największym z niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków Zagłady. Życie straciło tu ponad 1,1 mln mężczyzn, kobiet i dzieci. Obóz wyzwolili 27 stycznia 1945 roku żołnierze 60. armii I frontu ukraińskiego. Na terenie obozu przebywało wówczas ok. 7 tys. więźniów.



--------------






Dr. M. Szpytma z IPN: 

Musimy cały czas starać się pokazać światu, jaka jest prawda o Auschwitz


27 stycznia 2025 18:14/
Radio Maryja



Musimy cały czas mówić w Polsce i starać się pokazać światu, jaka jest prawda o niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, o innych obozach koncentracyjnych, o innych obozach zagłady, o tym, gdzie wymyślono Zagładę. Musimy też bardzo mocno mówić o tym, że oprócz zagłady Żydów miała również miejsce eksterminacja narodu polskiego, że w czasie wojny zginęło około czterech milionów Polaków, że zniszczono polską inteligencję – mówił w poniedziałkowych „Aktualnościach dnia” ma antenie Radia Maryja dr Mateusz Szpytma, zastępca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.

27 stycznia 2025 r. to 80. rocznica wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Choć Sowieci nie przynieśli na polskie ziemie wolności, lecz kolejną okupację i terror, a sam obóz wykorzystywali jako więzienie jeszcze przez kilka następnych lat, to data ta stanowi ważny symbol. Pod koniec II wojny światowej do opinii publicznej na świecie zaczęły na szeroką skalę docierać doniesienia o nieludzkich zbrodniach popełnianych przez Niemców. Te były skrupulatnie ukrywane przez sprawców.

– Niemcy już od roku 1944 próbowali na różne sposoby ukrywać swoje zbrodnie. W ogóle ludobójcze zbrodnie próbowali popełniać w taki sposób, aby wiedza o nich nie przedostawała się do opinii zachodniej. Niemcy w czasie wojny próbowali nawet dbać o swój – brzydko mówiąc – PR na Zachodzie, a gdy zbliżał się front, to wykorzystywali żyjących jeszcze więźniów do tego, aby wykopywać zwłoki tych, których rozstrzeliwali i chowali (miało to miejsce między innymi w obozie koncentracyjnym w Płaszowie i innych obozach koncentracyjnych), po to, aby kłaść je na rusztach i palić. Te zwłoki po kilku latach spoczywania w ziemi były wyciągane i w ramach tzw. Akcji 1005 były palone. Niemcy też wysadzali w powietrze krematoria, które były tymi miejscami najstraszliwszymi i zabijali tych więźniów, których używali do pomocy przy tych najstraszniejszych zbrodniach. Byli oni rozstrzeliwani – mówił dr Mateusz Szpytma.

Nie było jednak tak, że alianci dowiedzieli się o zbrodniach dopiero po wkroczeniu na ziemie okupowane przez Niemców i należące do Rzeszy. Wcześniej o masowych zbrodniach informowało ich Polskie Państwo Podziemne m.in. za sprawą raportów Jana Karskiego i rtm. Witolda Pileckiego.

– Niestety priorytety państw alianckich były inne i sugestie, które płynęły z polskiej strony, żeby zbombardować chociażby tory do Auschwitz, nie spotkały się ze zrozumieniem. A przecież jeszcze w lipcu 1944 r. z Węgier zwożono setki tysięcy Żydów po to, aby ich wszystkich zagazować w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. Widzimy, że wtedy niestety nie doceniono tego, o czym Polacy informowali i tak naprawdę ten obóz mógł bez problemu funkcjonować aż do samego końca, czyli do stycznia roku 1945 – zwrócił uwagę historyk.

Według najnowszych szacunków w niemieckim obozie Auschwitz-Birkenau zamordowano ok. 1,1 mld Żydów i 100 tysięcy Polaków. Zginęło tam także wielu przedstawicieli innych narodów, w tym duża grupa jeńców sowieckich (głównie Rosjan, Ukraińców i Białorusinów).

– Ta fabryka śmierci była olbrzymia, chociaż można porównać to też do obozu zagłady w Treblince. Tam (…) zginęło około 900 tysięcy osób, więc widzimy, że takich strasznych miejsc zagłady było kilka. Niemcy stworzyli je na okupowanych ziemiach polskich. Tutaj przed wojną mieszkało najwięcej Żydów (więcej mieszkało tylko w Stanach Zjednoczonych), więc też zagłada Żydów była najłatwiejsza do przeprowadzenia w tym właśnie miejscu – zaznaczył zastępca prezesa IPN.

Decyzja Niemców, którzy w swoich ludobójczych działaniach byli niezwykle pragmatyczni, podyktowana była wyłącznie względami logistycznymi. Nieprawdziwe są więc twierdzenia, że budowali oni obozy zagłady tam, gdzie był największy antysemityzm. Jest to narracja przekłamana i antypolska – podobnie jak krzywdzące określenie „polskie obozy zagłady”.


– Musimy cały czas mówić w Polsce i starać się pokazać światu, jaka jest prawda o niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau, o innych obozach koncentracyjnych, o innych obozach zagłady, o tym, gdzie wymyślono Zagładę. Musimy też bardzo mocno mówić o tym, że oprócz zagłady Żydów miała również miejsce eksterminacja narodu polskiego, że w czasie wojny zginęło około czterech milionów Polaków, że zniszczono polską inteligencję – podkreślił gość „Aktualności dnia”.



Dlatego też polityka historyczna jest bardzo ważna. Niestety obecny rząd przeszkadza w jej należytym prowadzeniu, uderzając w placówki kultywujące pamięć narodową i przekazujące prawdę na temat naszych dziejów. Wśród nich są m.in. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, z którego wystawy usunięto postacie św. Maksymiliana Marii Kolbego, bł. rodziny Ulmów i rtm. Witolda Pileckiego oraz [Muzeum „Pamięć i Tożsamość” im. św. Jana Pawła II w Toruniu, które obecna władza zamierza zniszczyć].

Całość rozmowy z dr. Mateuszem Szpytmą jest dostępna [tutaj].






miliardów??







------------------------

niezależna.pl



Brytyjski król mówił o ofiarach niemieckich obozów. O Polakach... ani słowa



Podczas swojego wystąpienia w Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie, król Wielkiej Brytanii, Karol III, wymieniając ofiary niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, pominął Polaków. Jeśli już - to pojawili się w sformułowaniu "wielu innych" - obok społeczności LGBT, osób niepełnosprawnych, Żydów, Sinti czy Romów.


27 stycznia obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Tego dnia 80 lat temu Armia Czerwona oswobodziła Auschwitz-Birkenau - największy ze stworzonych w okupowanej przez Niemcy Europie zespół obozów koncentracyjnych i zagłady.

Dziś od rana na terenie dawnego obozu trwają uroczystości upamiętniające. Uczestniczą w nich udział Ocalali, a także liderzy z całego świata, w tym m.in. prezydent Andrzej Duda, król Wielkiej Brytanii Karol III, prezydenci i reprezentanci innych krajów - w tym niemiecki kanclerz Olaf Scholz. W ceremonii uczestniczyć będzie ponad 50 delegacji z całego świata.

Karol III, obok uroczystości w Auschwitz, wziął również udział w spotkaniu organizowanych w Centrum Społeczności Żydowskiej w Krakowie.


Tam, w swoim wystąpieniu, wymieniał ofiary holocaustu, w tym niemieckich obozów koncentracyjnych.

"To moment, w którym wspominamy sześć milionów Żydów, starych i młodych, którzy byli systematycznie mordowani, razem z Sinti, Romami, osobami niepełnosprawnymi, członkami społeczności LGBT, więźniami politycznymi oraz wieloma innymi osobami, którym naziści wyrządzili krzywdę"

- mówił Karol III.



Uwagę zwraca fakt, że nie wymienił w tej grupie Polaków. 
W samym Auschwitz Polacy stanowili drugą pod względem liczebności ofiar grupę narodową.

W sieci na wypowiedź tę zwrócił uwagę Marek Magierowski, były ambasador RP w Stanach Zjednoczonych. 

Słowa Karola III wywołały liczne komentarze.






------------------------


wpolityce.pl



Wreszcie odnalazło się nagranie dokumentujące słynne już „przejęzyczenie” minister edukacji narodowej Barbary Nowackiej. Rzecz w tym, że na „przejęzyczenie” to nie wyglądało, a słowa o „polskich nazistach”, którzy „zbudowali obozy” padły faktycznie. Minister Nowacka swoje wystąpienie na konferencji, w tym również ten fragment, odczytywała z kartki, a wspomniane słowa wypowiedziała bez zająknięcia.


"Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy"

— stwierdziła polityk.



To, co widzimy na nagraniu, wypada jednak tym gorzej dla szefowej MEN. Wspomniane słowa również odczytuje bowiem z kartki. Jeśliby więc doszło do „pomyłki” czy „przejęzyczenia” (bo mimo wszystko trudno wyobrazić sobie, aby którykolwiek konstytucyjny minister w polskim rządzie naprawdę uważał, że niemieckie obozy koncentracyjne w Polsce wybudowali „polscy naziści”), to oznaczałoby, że polityk odpowiedzialna za edukację miała problem z odczytaniem tekstu z kartki. A jest to umiejętność jednak dosyć - by tak rzec - podstawowa.


„To ma być ‘przejęzyczenie’”?

Na fakt, że skoro widzimy, jak pani minister czyta z kartki, zatem tłumaczenie o „przejęzyczeniu” jest co najmniej naiwne, zwróciła uwagę Beata Szydło, europoseł PiS, w latach 2015-2017 premier RP.


To ma być „przejęzyczenie”? Minister Nowacka czytała o „polskich nazistach” z kartki


— napisała polityk opozycji.


Udało się odnaleźć skandaliczną wypowiedź Barbary Nowackiej. Bez zająknięcia odczytuje zdanie o „polskich nazistach”. Brak dymisji oznacza, że każdy na całym świecie może się tak „przejęzyczać”. I zawsze będzie mógł się tak tłumaczyć polskiej dyplomacji

— skomentował z kolei poseł Sebastian Kaleta.




Płynnie i bez mrugnięcia okiem


— zwrócił uwagę kolejny polityk opozycji, europoseł Dominik Tarczyński.




Ktoś to jednak zdążył nagrać. Nowacka bez zająknięcia o „polskich nazistach”. Czy to Wam wygląda na „przejęzyczenie”?

— pyta internauta Paweł Rybicki.



Nie wiadomo, co byłoby najgorsze: nieumiejętność przeczytania przez Barbarę Nowacką tekstu z kartki, sugerowanie, że niemieckie obozy budowali „polscy naziści” czy fakt, że na wypowiedź nikt ze zgromadzonych nie zareagował. Gdyby ktoś z zebranych zwrócił uwagę na sporny fragment wypowiedzi, szefowa MEN mogłaby skorygować swoje „przejęzyczenie”.




Nie, najgorsze jest to, że Nowacka powiedziała wprost nieprawdę "polscy naziści zbudowali obozy", a redaktor wpolityce.pl nazywa to sugerowaniem, a nie kłamstwem.



------------------------


Po tym, jak pani Barbara Nowacka powiedziała nieprawdę o tym, kto zbudował obozy, podniósł się larum, który chyba otępił wszystkich redaktorów i nikt nie zwrócił uwagi, że prezydent Duda również w pewnym sensie pominął w swojej wypowiedzi Polaków, jako nację dla której w pierwszej kolejności wybudowano obóz zagłady.


Jak mówi pani Barbara Wojnarowska-Gautier, więzień Auschwitz:

Ten obóz powstał dla Polaków 
– Nie nie, co ty opowiadasz! Siejesz propagandę! 
– Pojedźcie tam, poczytajcie w archiwach i zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 



Obóz koncentracyjny Auschwitz został zorganizowany dla Polaków i oni też byli pierwszymi jego więźniami politycznymi. W wyniku ciągłego napływu nowych transportów systematycznie wzrastała liczebność więźniów. W 1940 r. osadzono w obozie blisko 8 tys. ludzi. Byli to prawie wyłącznie Polacy. Oprócz nich znalazła się w obozie niewielka liczba Żydów oraz Niemców. Niemcy pełnili w tym czasie z reguły funkcje w nadzorze obozowym jako kapowie i blokowi. W 1941 roku osadzono w obozie ponad 26 tys. ludzi. (około 15 tys. Polaków, 10 tys. jeńców sowieckich i ponad 1 tys. Żydów).

Od 1942 r. w wyniku włączenia KL Auschwitz do procesu masowej zagłady Żydów, liczba deportowanych do obozu zaczęła gwałtownie wzrastać. W 1942 r. przywieziono około 197 tys. Żydów, w 1943 r. około 270 tys., a w 1944 r. ponad 600 tys. – łącznie blisko 1,1 mln. Spośród nich wybrano jako zdolnych do pracy około 200 tys. osób i osadzono w obozie.


źródło: auschwitz.org/historia/liczba-ofiar/







Informacja jest jednoznaczna:

- obóz został zorganizowany dla Polaków
- decyzję o masowej zagładzie Żydów Niemcy formalnie podjęli i zaczęli realizować od 1942 roku


Ja od razu zwróciłem uwagę na ten brak, bo uczulony jestem w tym temacie od czasu lektury bloga Iwo Pogonowskiego jakieś 20 lat temu, który bardzo to akcentował.




Redaktorzy nie pomagają nam tego wychwycić, ale za to niektórzy - dorzeczy.pl - "pomagają" prezydentowi...


>> którzy stworzyli sieć obozów zagłady w jednym celu.

– Obozy takie, jak Auschwitz zostały zbudowane po to, żeby realizować zagładę narodu żydowskiego. Taki był zbrodniczy plan Hitlera, plan nazistowskich Niemców, by dokonać ich zagłady. Upamiętniamy tych wszystkich, którzy zostali pomordowani w czasie Holokaustu, także ponad 3 miliony obywateli polskich, narodowości żydowskiej, którzy zostali w czasie II wojny światowej zabici – powiedział.<<



Podoba się wam ta mowa?

zanim otworzycie gębę, nauczcie się historii! 


I to są ci Strażnicy Pamięci?

Dziękuję za "troskę", takich Strażników nie potrzebuję, idźcie precz bujać w obłokach, sam się będę chronił...



To prawda, że on tam jeszcze później także wymienia Polaków, ale...  tak sobie myślę... 





My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.



Takie to trochę pogmatwane, nie? Jakiś rytm dziwny, jakby nie po polsku. A gdyby tak uprościć, pominąć te krzywizny...



My Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.


My Polacy, na których zbudowali ten obóz zagłady, jesteśmy dziś strażnikami pamięci.

My Polacy, na których zbudowali ten obóz zagłady

My Polacy, którzy....








Duda:   "Polacy, na których ziemi okupowanej przez hitlerowców, Niemcy zbudowali ten obóz"

Nowacka:      "Na terenie okupowanym przez Niemcy polscy naziści zbudowali obozy"




   



 "kiedyś przyjął na siebie dobrowolnie w czasie II wojny światowej rotmistrz Pilecki" 


dobrowolność oznacza frajerstwo?
tak to odebrałem, jakby chciał powiedzieć - sam chciałeś, my cię nie prosiliśmy o to....










Dwa lata temu w lutym tak się nagle rozchorowałem, całe ciało mnie bolało jak nigdy, dwa dni nie spałem z bólu, bo nawet ketonal nie pomagał i cały tydzień "ledwo" przeżyłem, a potem drugi tydzień wracałem do równowagi... i przepadło mi pewne spotkanie, na które chciałem iść.

Po miesiącach doszedłem do tego, że prawdopodobnie właśnie dlatego zachorowałem - żeby mnie tam nie było.


Ostatnie dni też choruję, od niedzieli bardzo podobne objawy i też "z niczego", nawet na dworze nie byłem, bóle mięśni dwa dni, na szczęście lżejsze niż dwa lata temu i tabletki mi pomagają, teraz zwyczajny katar....

Czyżby znowu chodziło o to, by czegoś nie robić, na przykład, nie analizować, nie napisać? 




W zasadzie to bym musiał teraz wszystkie artykuły w tym temacie przejrzeć, żeby sprawdzić który redaktor jest otępiały, a który "pomaga"....

Nie podoba mi się to wszystko.



































https://naszdziennik.pl/polska-kraj/313564,prezydent-duda-polacy-sa-straznikami-pamieci.html

Więźniarka Auschwitz i ofiara niemieckiego potwora "dr" Mengele: "Najpierw nauczcie się historii, a potem otwierajcie gęby"

wpolityce.pl/polityka/719694-ile-srodkow-niemcy-przekazali-polakom-za-ii-wojne-swiatowa

dorzeczy.pl/opinie/682465/duda-my-jestesmy-straznikami-pamieci.html

Dr. M. Szpytma z IPN: Musimy cały czas starać się pokazać światu, jaka jest prawda o Auschwitz – RadioMaryja.pl


Prawym Okiem: Apolonia - polska czcionka

wpolityce.pl/polityka/719755-i-znalazlo-sie-zobacz-i-posluchaj-co-powiedziala-nowacka

Brytyjski król mówił o ofiarach niemieckich obozów. O Polakach... ani słowa | Niezalezna.pl

Ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej – Wikipedia, wolna encyklopedia



facebook.com/watch/?ref=saved&v=922125966702238





www.polskalitera.pl

beetrootacademy.pl/blog/why-using-times-new-roman-is-a-sin

anetaduk.com/b/polska-czcionka-czy-angielski-font

studiokreacja.pl/blog/ktore-fonty-najlepiej-czyta-sie-w-internecie/





wtorek, 21 stycznia 2025

Litzmannstadt - dzieci więźniami






przedruk


18 stycznia 2025

Łódź: obchody 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla polskich dzieci




(Pomnik Pękniętego Serca w Łodzi, fot. Marian Zubrzycki / Forum)


Byli więźniowie, przedstawiciele władz oraz młodzież uczestniczyli w sobotę w uroczystości z okazji 80. rocznicy likwidacji niemieckiego obozu koncentracyjnego dla dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi. W latach 1942-45 okupanci więzili w nim w bardzo ciężkich warunkach od 2 do 3 tys. polskich dzieci. Życie straciło w nim ok. 200 najmłodszych, niewinnych Polaków.

Sobotnia uroczystość odbyła się pod Pomnikiem Martyrologii Dzieci, nazywanym też Pomnikiem Pękniętego Serca, który przypomina o działającym w Łodzi w latach 1942-45 hitlerowskim obozie przy ul. Przemysłowej. Oprócz jednego niewielkiego budynku nie ma tam żadnego śladu dawnego miejsca kaźni, którego działalność zakończyła się 18 stycznia 1945 roku. Wówczas niemieccy oprawcy pozostawili swojemu losowi ok. 800-900 małych więźniów.

„Pamięć o dzieciach wojny, ofiarach bezprecedensowego okrucieństwa, jakiego doświadczyły w nazistowskim obozie dla dzieci polskich przy ul. Przemysłowej, a także w innych miejscach kaźni jest naszym wspólnym obowiązkiem. W 80. rocznicę zakończenia funkcjonowania obozu przy ulicy Przemysłowej stajemy tutaj, by przypomnieć o tamtych małych bohaterach, o ich determinacji i woli przetrwania. Przypominamy o tych, którzy przeżyli oraz tych, którym nie dane było doczekać upragnionej wolności” 

– napisała minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska w liście, który podczas obchodów odczytał p.o. dyrektora Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu dr Andrzej Janicki.



W liście przywołano wspomnienia Jana Maciejewskiego, który trafił na Przemysłową wraz z rodzeństwem jako jedno z 58 dzieci z Mosiny aresztowanych przez Niemców w ramach akcji odwetowej w 1943 r. Maciejewski wspominał po latach, że w styczniu 1945 r. Niemcy zaczęli opuszczać obóz; zaczęły się bombardowania Łodzi i dzieci zagoniono do pracy przy wykopach.

Gdy nadzorcy obozu uciekli, pozostawiając w nim kilkaset dzieci, pod bramę obozu podchodzili łodzianie i wycieńczone grupki malców zabierali do swoich domów.

Janek, jego brat i dwie dziewczyny z Mosiny trafili do kobiety zamieszkującej przy ul. Przemysłowej w Łodzi, gdzie nie wytrzymali długo – pieszo wyruszyli z Łodzi do Poznania. Po drodze zatrzymano ich w sierocińcu, ale i stamtąd uciekli, by w końcu dotrzeć do domu.

Podobne przeżycia były udziałem wielu innych dzieci, które na przekór głodowi, zmęczeniu i zimnu podjęły wysiłek dotarcia do rodzinnych domów – często zniszczonych albo pustych.



Wśród uczestników uroczystości przy Pomniku Pękniętego Serca był Jerzy Jeżewicz, który do obozu w Litzmannstadt (tak hitlerowcy przemianowali Łódź w czasie okupacji) trafił 10 września 1943 roku w wieku 2,5 lat razem z 3,5-letnim bratem.

„Na Przemysłowej byliśmy prawie rok, do 30 lipca 1944 roku i w momencie, kiedy likwidowano getto żydowskie załadowano nas na pociąg i przewieziono nas do obozu w Potulicach, gdzie byliśmy już do wyzwolenia, czyli do 22 stycznia 1945 roku. Ile razy staję przed tym pomnikiem, to zawsze czuję za sobą, że ktoś tam jeszcze jest; ktoś, kto został tam na wieki” – mówił Jeżewicz.

Dawny więzień obozu dla dzieci przypomniał, jak przez lata pamięć o martyrologii małych Polaków była zacierana i wręcz lekceważona, co doprowadziło do tego, że dokumenty dotyczące niemieckiej działalności przy Przemysłowej ujawniano dopiero po wielu dekadach od zakończenia II wojny światowej.


„Z przykrością trzeba stwierdzić, że obóz na Przemysłowej został fizycznie zlikwidowany – zepchnięty spychaczami, a na jego miejscu zostało postawione piękne osiedle mieszkaniowe. To jedyny taki obóz w Europie, który tak został potraktowany. My wszyscy (dawni więźniowie – przyp. red.), którzy jeszcze jesteśmy przy życiu, pytamy jak to się stało – Niemcy uciekli, bramy zostały otwarte, w obozie została pełna dokumentacja wszystkich więźniów; także tych, którzy ginęli”
– zaznaczył Jeżewicz.



Niemiecki obóz koncentracyjny dla polskich dzieci utworzono 1 grudnia 1942 roku na terenach wyodrębnionych z Litzmannstadt Ghetto. Okupanci więzili tam dzieci i młodzież polską od 2. do 16. roku życia, ale z relacji więźniów wynika, że Niemcy przetrzymywali tu nawet kilkumiesięczne niemowlęta.


Obóz znajdował się pod zarządem niemieckiej policji kryminalnej w Łodzi. Dzieci przetrzymywane były w prymitywnych warunkach, niewolniczo pracowały, były torturowane. Według nowszych ustaleń obóz pochłonął niemal 200 ofiar śmiertelnych, a w sumie przetrzymywano w nim od 2 do ponad 3 tys. dzieci. Gdy 18 stycznia 1945 r. zakończyła się niemiecka okupacja w Łodzi, w obozie przebywało ponad 800 małoletnich więźniów.

piątek, 17 stycznia 2025

Wspomnienie z oflagu








przedruk fb



Muzeum Ziemi Wałeckiej





„…Ja znalazłem się z grupą młodszych oficerów w Oflagu II D Gross Born. Na tamten teren prócz dodatkowego pseudonimu dostałem też specjalne zadanie. Mianowicie miałem w Oflagu objąć funkcję szefa tajnej poczty międzyobozowej. Na miejscu okazało się, że żadnej poczty nie ma. A więc coś, co jako dodatkowy wyraz wdzięczności za akowską legitymację miałem objąć, kierować tym i usprawnić, po prostu nie istniało. Niemcy potraktowali nas zupełnie normalnie jako oficerów, którzy poszli do niewoli, do Oflagu. Krótkie przesłuchanie przez mówiących po polsku oficerów Abwehry. Standardowe: imię, nazwisko, pseudonim, stopień wojskowy, przydział organizacyjny. Nie było żadnej przemocy, żadnych brutalnych nacisków. Krążyły pogłoski, że będą nam proponowali utworzenie polskiej dywizji do walki na Froncie Wschodnim. Nie sprawdziły się.

Gross Born był starym obozem jeńców, znajdowało się tam kilka tysięcy oficerów z kampanii wrześniowej, zwanych „pawianami” oraz batalion ordynansów, którzy wprawdzie nie obsługiwali poszczególnych oficerów, lecz cały obóz jako kucharze, krawcy, szewcy i tak dalej. Nas przyjęto entuzjastycznie, natychmiast dostaliśmy całe kartony dostarczane do Oflagów przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż, z cudami takimi, jak kawa rozpuszczalna Nescafe lub jej brytyjski odpowiednik, amerykańskie i angielskie papierosy. Dano nam do wyboru różne sorty mundurowe, ja wybrałem amerykańskie. Wypłacono żołd w walucie obozowej zwanej piastami, za piasty zaś można było kupować różne delikatesy w obozowym sklepiku. Potajemnie handlowano też bimbrem. Były go aż cztery gatunki. Najdroższy, luksusowy, pędzony był z rodzynek i równał się niezłemu koniakowi.

Oficerów z kampanii wrześniowej było w Gross Born kilka tysięcy, nas z Powstania stu pięćdziesięciu. Przez pierwszy tydzień uważali nas za bohaterów, przez drugi za kłamców, a w trzecim za bandytów, i tu dopiero mieli rację. W Oflagu żyło się całkiem nieźle. Wielojęzyczna biblioteka obozowa liczyła 20,000 tysięcy tomów, Niemcy zaś przepuszczali do niej wszelkie książki z wyjątkiem podręczników wojskowych. Działało tam oficjalnie kilka wyższych uczelni, nawet Akademia Sztuk Pięknych, których dyplomy zostały po wojnie uznane. Jedyną nielegalną była Wyższa Szkoła Wojenna, do której się zapisałem. Z pewnym zdumieniem stwierdziłem, że wykładana tam taktyka opiera się na założeniu osiemnastoosobowej drużyny strzeleckiej ze wszystkimi konsekwencjami, do struktury dywizji piechoty włącznie. Zwróciłem uwagę wykładowcom, że taka organizacja sił zbrojnych już nie istnieje, wszystkie armie świata mają drużyny z 10 do 12 żołnierzy, o wiele silniej uzbrojone niż te z 1939 roku…

Zbliżała się zima i największym problemem było ogrzewanie. Obóz składał się ze standardowych niemieckich drewnianych baraków, postawionych na murowanych słupkach dla uniemożliwienia podkopów. Baraki podzielone były na izby, każdą izbę ogrzewał żeliwny piecyk, służący także do gotowania. Oficjalny przydział opału był skąpy, wiatr owiewał baraki także od spodu, podłogi były nieznośnie zimne. Rzecz prosta jeńcy ratowali się „organizując” sobie paliwo przez rozbieranie różnych drewnianych elementów obozu. Ale dopiero my nowoprzybyli pokazaliśmy im, jak to się robi. Na drucie kolczastym, stanowiącym integralną część ogrodzenia obozowego, wisiały tablice ostrzegające, że wartownicy z „bocianów” czyli wieżyczek strażniczych strzelać będą bez ostrzeżenia do każdego, kto przekroczy tę linię. Oczywiście w ciągu paru pierwszych zimnych dni zdjęliśmy i porąbaliśmy na opał prawie wszystkie tablice. Ale najlepszy był numer, którego byłem współautorem. Zauważyliśmy, że o dwa, może trzy kroki od wejścia do niemieckiej komendy obozu stoi wspaniały, drewniany słup telefoniczny już nie używany, bo nie podtrzymuje żadnych przewodów. Rozchwierutanie słupa, wyciągnięcie go z ziemi, zaniesienie w miejsce niewidoczne z „bocianów” i tam pocięcie go na kawałki było kwestią dosłownie minut. Co najdziwniejsze, Niemcy nigdy nie zauważyli jego braku i nie zrobili żadnych poszukiwań.


Zaczął sypać śnieg. Od wschodu słychać było pomruki artylerii radzieckiej, atakującej Wał Pomorski. Niemcy zawiadomili jeńców oficjalnie, że Oflag zostanie ewakuowany do Lubeki i to marszem pieszym. Polskie kierownictwo obozu (w każdym Oflagu znajdował się oficjalny polski „starszy obozu”, z reguły generał) przewidywało to od dawna i ostro naciskało na jeńców, by codziennie maszerowali po wielkim kole, najdłuższej ścieżce wewnątrzobozowej. Zapowiedziano też, że od ewakuacji mogą uchylić się tylko ciężko chorzy i inwalidzi, ale na własną odpowiedzialność. 

Była już połowa stycznia. Temperatura spadła do minus 15 stopni. Wzdłuż ogrodzenia obozu biegła szosa, po której, brnąc w śniegu sięgającym znacznie powyżej kostek, wlokły się pochody cywilnych Niemców, dźwigających plecaki, walizki lub ciągnących saneczki, nie raz zbite naprędce. Te kolumny poganiali esesmani. Szły na zachód, drogą, którą i my mieliśmy się ewakuować. Później, po wyzwoleniu obozu, mieliśmy możność sprawdzić na własne oczy, że to sami Niemcy wygnali swych rodaków, przynajmniej ze znacznej części Pomorza Zachodniego. Takie miasta jak Jastrowie czy Złotów stały się po prostu puste, wyczyszczone do ostatniego człowieka tak nagle i skutecznie, że nawet w jadalniach mieszkań stały na stołach niedokończone posiłki.

Maszerować kilkaset kilometrów w takich warunkach? Niedoczekanie wasze! Położyłem się na swej piętrowej pryczy, zawinąłem w koc i czekałem. Gdzieś po pół godzinie zjawił się żołnierz, krzyknął po niemiecku by wychodzić na apel i na tym się skończyło. Przez okno widziałem długą kolumnę wychodzących na drogę. Śniegu nadal był dostatek. Obok nich maszerowali nasi dotychczasowi strażnicy. Wesołego jajka i tak dalej. Około południa zaczęliśmy powoli wychodzić na nasz własny apel. Okazało się, że jest nas kilkuset, a pilnuje nas jakiś tuzin kościanych dziadków z przedhistorycznymi karabinami i w złachanych mundurach…”.


(źródło: J. Wilczur-Garztecki, Armia Krajowa za i przeciw…, Wrocław 2006).


W załączeniu Teatr Symbolów, scena alegoryczna z rewii w reżyserii Bolesława Płotnickiego, Oflag II D Gross Born, 1943 r. (źródło: S. Piekarski, Polskie teatry jenieckie w Niemczech…, Warszawa 2001).
























poniedziałek, 30 grudnia 2024

Niemiecka metoda.





Obóz zagłady przypominał mi fabrykę, w której jedna osoba przykręca śruby, a druga montuje błotnik. Auto jest ich wspólnym produktem, tak jak ludzkie popioły były wspólnym >>produktem<< esesmanów.

– mówił prokurator. 

Wszyscy pracujący w obozie byli „trybikami w maszynerii służącej mordowaniu”




Tak właśnie działa Werwolf, tak się nęka ludzi - każdy tylko dotknie twojego ramienia, ale milion dotknięć wywołuje stały ból....

Tę metodę stosuje się na mnie, ale zaobserwowałem ją też ... gdzieś indziej.







przedruk






Skazano ok. 50 strażników obozów koncentracyjnych – z niemal 10 tysięcy




Niemiecki prokurator Thomas Walther, który przez wiele lat ścigał byłych nazistowskich zbrodniarzy, w wywiadzie dla dziennika „Tageszeitung” krytykuje wymiar sprawiedliwości w Niemczech i ocenia, że ze względu na wiek sprawców temat jest zakończony. 

Wyrok sądu okręgowego w Itzehoe z grudnia 2022 r., potwierdzony dwa lata później przez niemiecki Trybunał Federalny, skazujący byłą sekretarkę komendanta obozu koncentracyjnego Stutthof, Irmgard Furchner, na dwa lata więzienia w zawieszeniu, był zdaniem Walthera ostatnim orzeczeniem w sprawach dotyczących zbrodni III Rzeszy.



Śmierć, demencja i niedołężność położyły w 2024 r. kres ściganiu nazistowskich zbrodniarzy. „W sprawie (obecnie 99-letniej Furchner) niemiecki sąd po raz ostatni wydał wyrok w sprawie zbrodni nazistów” – powiedział Walther.


Przepracowanie zbrodni?

W minionych 15 latach 81-letni prokurator wdrożył wiele postępowań przeciwko osobom, które pełniły służbę w niemieckich obozach koncentracyjnych. Walther był wiodącą postacią zainicjowanego w 2009 r. okresu nazwanego przez historyków „późną fazą prawnego przepracowania zbrodni nazistowskich”.

Wydarzeniem, które rozpoczęło ten okres, był proces pochodzącego z Ukrainy Iwana Demianiuka, strażnika niemieckiego obozu zagłady w Sobiborze. Demianiuk zastał uznany za winnego współudziału w zamordowaniu ponad 28 tys. osób. Sąd w Monachium skazał go na pięć lat więzienia. Demianiuk zmarł przed uprawomocnieniem się wyroku, jednak treść orzeczenia stanowiła punkt zwrotny w ściganiu zbrodniarzy.


Udowodnić „bezpośredni udział"

Do tego czasu w Niemczech obowiązywał wyrok Trybunału Federalnego z 1969 r. stanowiący, że sama służba w obozie nie wystarcza do skazania za współudział w morderstwie, lecz konieczne są dowody na „bezpośredni udział”. Udowodnienie bezpośredniego udziału było bardzo trudne. Większość potencjalnych świadków nie żyła, a nieliczni żyjący byli więźniowie nie byli w stanie po latach zidentyfikować jednolicie umundurowanych esesmanów.

W rezultacie z prawie 10 tys. strażników w obozach koncentracyjnych i zagłady do 2000 r. skazano zaledwie 48 osób. Walther należał do prokuratorów, którzy postanowili zmienić spojrzenie na istotę i sposób funkcjonowania obozów.


Obóz zagłady przypominał mi fabrykę, w której jedna osoba przykręca śruby, a druga montuje błotnik. Auto jest ich wspólnym produktem, tak jak ludzkie popioły były wspólnym >>produktem<< esesmanów.

– mówił prokurator. 

Wszyscy pracujący w obozie byli „trybikami w maszynerii służącej mordowaniu” – podkreślił.



Wyrok skazujący Demianiuka był ocenił jako punkt zwrotny. Walther, wówczas prokurator w Centralnym Urzędzie Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu, zidentyfikował 50 osób związanych z Auschwitz w latach 1940-1945. Część z nich przebywała za granicą, inni z powodu złego stanu zdrowia byli niezdolni do stanięcia przed sądem. Do właściwych prokuratur w Niemczech skierowano w końcu 30 spraw. Większość z nich została umorzona z powodu śmierci lub choroby podejrzanych.

Kary pozbawienia wolności otrzymali jedynie Reinhold Hanning – skazany w 2016 r. na pięć lat pozbawienia wolności za współudział w zamordowaniu co najmniej 170 tys. osób – oraz rok wcześniej Oskar Groening, skazany na cztery lata więzienia za służbę na rampie w Auschwitz i zarządzanie mieniem zamordowanych. 

Postępowania dotyczyły także personelu z obozów Stutthof i Sachsenhausen. Po procesie Demianiuka wyroki skazujące otrzymało pięć osób.


„Oskarżeni najczęściej wypierają swoje czyny ze świadomości” – powiedział Walther. Jak dodał, twierdzą oni, że nie mogą sobie przypomnieć, czy byli w Auschwitz, wymyślają przeróżne historie.

Walther krytycznie ocenił postępowanie niemieckiego wymiaru sprawiedliwości ze zbrodniami z czasów wojny.

W maju 2024 r. niepowodzeniem zakończyło się postępowanie prowadzone przeciwko byłemu strażnikowi z KL Sachsenhausen. Rzeczoznawca stwierdził, że 100-letni oskarżony jest niezdolny do udziału w procesie. W związku z tym Sąd Krajowy w Hanau odmówił rozpoczęcia rozprawy.







Skazano ok. 50 strażników obozów koncentracyjnych – z niemal 10 tysięcy | Niezalezna.pl





wtorek, 15 października 2024

Obozy




przedruki








Baza antyrakietowa w Redzikowie wkrótce rozpocznie pracę

KS 11.10.2024, 20:16 / aktualizacja: 20:52

W najbliższych tygodniach otworzymy bazę tarczy rakietowej w Redzikowie (woj. pomorskie) – poinformował w piątek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w Radiu Rebeliant.

"W najbliższych tygodniach otworzymy bazę tarczy rakietowej w Redzikowie koło Pucka. To ta baza, na którą umówiliśmy się ze Stanami Zjednoczonymi" – powiedział Sikorski.

Poinformował też, że wynegocjował, „aby rakiety mogły strącać także rosyjskie pociski lecące na Polskę, a nie tylko irańskie pociski lecące na Stany Zjednoczone”.

„Nasi oponenci oskarżali nas o to, że zniszczyliśmy projekt bazy, tymczasem ona już jest i za chwilę będzie uroczyście otwarta” – oświadczył szef MSZ.

W konkluzjach ze szczytu lipcowego NATO w Waszyngtonie zadeklarowano gotowość operacyjną bazy antyrakietowej w Redzikowie. Baza to element amerykańskiego European Phased Adaptive Approach (EPAA), który stanowi wkład USA w zintegrowany system obrony powietrznej i przeciwrakietowej NATO. Również w czasie lipcowego szczytu ówczesny sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg poinformował, że wchodząca w skład NATO-wskiej tarczy antyrakietowej baza w Redzikowie jest gotowa do rozpoczęcia misji.


------------



Pentagon bezradny. Tajemnicze drony nad bazami wojskowymi w USA

13.10.2024 11:14

Od kilku nocy nad Stanami Zjednoczonymi pojawiają się tajemnicze roje dronów, co wzbudza coraz większe obawy o bezpieczeństwo narodowe.
Pytania o tajemnicze drony

Drony poruszają się w pobliżu kluczowych obiektów wojskowych, co skłoniło do interwencji Pentagon i FBI. Największy niepokój wywołał incydent nad bazą w Langley w Wirginii, gdzie jeden z dronów, o długości sześciu metrów, poruszał się z prędkością ponad 160 km/h. Mimo spekulacji, że za działaniami mogą stać Rosja lub Chiny, amerykańskie służby nie wykluczają, że to sprawka hobbystów. Pentagon ma jednak związane ręce, ponieważ prawo zabrania zestrzeliwania dronów w pobliżu baz wojskowych, o ile nie stanowią bezpośredniego zagrożenia.
To nie pierwszy taki przypadek

To nie pierwszy taki przypadek. W ciągu ostatnich lat nad obiektami wojskowymi, w tym nad bazą Edwards w Kalifornii i obiektem nuklearnym w Nevadzie, kilkakrotnie zauważono niezidentyfikowane drony. Władze USA nadal próbują ustalić, kto stoi za tymi incydentami, co stało się również tematem rozmów w Białym Domu.

Ostatnie incydenty z dronami wywołały burzliwą dyskusję wśród amerykańskich polityków. W szczególności omawiane są obawy o bezpieczeństwo strategicznych obiektów, takich jak bazy wojskowe i infrastruktura nuklearna. Prezydent Joe Biden został poinformowany o całej sytuacji, natomiast Pentagon i FBI pracują nad odnalezieniem sprawców odpowiedzialnych za incydenty.


------------



Cezary Krysztopa zostanie jednorożcem

13.10.2024 19:08

O rany. Na środku czoła coś mi wyrosło. Czerwone, nabrzmiałe, bolesne. Szczerze mówiąc, dość paskudne.

Jako nastolatek miałem problemy z pryszczami, ale od tamtej pory minęło już sporo czasu i wydaje się, że po pięćdziesiątce mogłyby sobie już dać spokój. Ale nie. Musi wyrosnąć i to nie w jakimś miejscu, gdzie da się to ukryć, tylko na środku czoła.
Marzenie moich hejterów

No tak, próbowałem różnych metod, szczegółów większości Wam oszczędzę, ale smarowałem, polewałem i wyciskałem. Efekt jest tylko taki, że plama na czole zrobiła się jeszcze większa. Ktoś powie: „A weź, stary, po co Ty to w ogóle zaczepiasz, przyszło to i pójdzie” – niby racja, ale po pierwsze: obecność tej łaty na czole ma swoje konsekwencje w różnych aspektach mojego funkcjonowania, a po drugie: teraz jeszcze – nomen omen – większe.

W telewizji – wtedy, kiedy wypowiadam się online, bo w studiu mi zamalowują – wyglądam, jakbym miał wielki czerwony wyłącznik na środku czoła. Marzenie moich hejterów – przycisk do wyłączania lub uciszania Krysztopy. Cieszę się ich radością, ale skoro już mam jakiś włącznik, to wolałbym, żeby włączał mi umiejętność ignorowania niektórych telefonów albo przynajmniej sygnalizował miganiem od czasu do czasu „nie podchodzić”.

Na treningu będzie ubaw, koledzy zapewne będą pytali, dlaczego mam „target” na czole, może ktoś spróbuje nacisnąć, a na pewno będą usiłowali w niego trafić. Śmiechu będzie co nie miara, już zrywam boki. A za chwilę będę masował obolałe czoło.

Strach pójść z Chłopakami do sali zabaw, bo dzieciaki uznają mnie za element wyposażenia i zaczną celować we mnie rzutkami albo takimi plastikowymi piłeczkami. A w najlepszym razie wezmą mnie za animatora – klauna przebranego za kosmitę. O wizycie na basenie z gadżetami dla dzieci takimi jak „armatki wodne” nie wspomnę.

Wolę wierzyć w to, że kiełkuje mi róg

Być może, sądząc z rozmiarów tego czegoś, teraz hindusi uznają mnie za swojego, niesłusznie zakładając, że mam na czole tzw. tilakę czy pundrakę. Specjalną kropkę malowaną w ramach tradycji wanaśrama na czołach hinduskich kobiet jako znak męskiej opieki albo na czołach mężczyzn należących do niektórych sekt na znak oddania temu czy innemu hinduskiemu bóstwu.

Osobiście wolę wierzyć w to, że właśnie kiełkuje mi róg. Nie diabelski, rzecz jasna, taki róg jednorożca. I też nie takiego jednorożca, który jest dziś symbolem wtykania sobie różnych rzeczy przez różnych ludzi w różne miejsca, tylko takiego z Narnii. Szlachetnego Klejnotu, przyjaciela króla Tiriana.

No wiem, gęba nie ta, ale skoro w Narnii koń londyńskiego dorożkarza Franka – Truskawek, mógł zostać wolą Aslana pierwszym narnijskim pegazem, to może i ja nadałbym się na jednorożca? „Pójść w zupełnie inną orbitę, odseparować się od tego wszystkiego, od tego syfu, być dużym misiem”?

Może już jednak lepiej niczym nie będę tego smarował…


----------





"Jestem incognito w grupach Giertycha". Opublikowano screeny

14.10.2024 13:30

- Jestem incognito w trzech grupkach/czatach stworzonych w ramach Sieci Na Wybory przez Giertycha i powiem Wam, że to co tam się odbywa to jest jakieś szaleństwo - pisze na "X" znany bloger "Profesor Pingwin" publikujący również w Tygodniku Solidarność.


Każdy z jego koordynatorów (co najmniej kilku, ale jest ich chyba więcej) ogarnia po kilkadziesiąt (!) oddzielnych grupowych czatów, w których są zgrupowani ludzie (po kilkadziesiąt/set osób na jednym) zaprzęgnięci do promowania jego codziennych hashtagów. Czaty mają nadane numerki, jak w jakimś obozie pracy.

"Ogromna presja"

Presja jest tam ogromna, od rana jest jak na zmianie w fabryce: koordynator wrzuca grafikę z hashtagiem dnia i zaczyna się spamowanie oraz wzajemne podbijanie sobie zasięgów. Każdy ma się wykazywać i aktywnie spamować hashtagiem cały dzień, no i oczywiście podbijać posty największych guru Silnych Razem.

Dosłownie przed chwilą było pisane, że hashtag: "FujaraZiobro" słabo idzie i trzeba podbijać. Efekt? Już jest najpopularniejszy.


Machina propagandowa

Możemy sobie tu śmieszkować i wrzucać codziennie jakiś hashtag, żeby poddenerwować Giertycha, ale on stworzył taką machinę propagandową, że aż ciarki przechodzą: tak, on stworzył realne farmy trolli idące w tysiące osób.

Oczywiście już dawno powinien to zbadać i opisać jakiś dziennikarz, bo to potężne narzędzie do manipulowania opinią publiczną, ale nikt tematu nawet nie tknął, bo i po co się przemęczać.





----------



Burza w sieci po ujawnieniu informacji o powstaniu 49 Centrów Integracji Cudzoziemców w Polsce

13.10.2024 11:29

Na wniosek Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w Polsce powstaje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) w całym kraju. Oficjalna informacja na ten temat została opublikowana na stronie internetowej Komisji Europejskiej. Informacja wywołała w sieci prawdziwą burzę.


- Nasz premier powiedział wczoraj w kontekście przyjęcia paktu migracyjnego, że Polska nie będzie implementowała rozwiązań, które mogą godzić w jej bezpieczeństwo.

Oczywiście w tym samym czasie jego rząd złożył wniosek o kasę do Komisji Europejskiej, na stworzenie 49 Centrów Integracji Cudzoziemców. Te "punkty kompleksowej obsługi" będą świadczyć standardowe usługi nowo przybyłym migrantom i będą służyć jako platformy współpracy między władzami lokalnymi, rządem i organizacjami pozarządowymi. W skrócie - będziecie utrzymywać imigrantów z własnych pieniędzy.

Ale jak pan premier Tusk coś mówi, to jest mur beton. Ja mu wierzę.
- pisze popularny profil Lemingopedia.


- Na konwencji Donalda Tuska mami swoją sektę podważeniem Paktu Migracyjnego, a w rzeczywistość buduje już w Polsce centra integracji dla armii inżynierów.

- komentuje polityk PiS, wcześniej Suwerennej Polski Marcin Warchoł.


- PO zdradza Polaków już jawnie tworząc Centra Integracji Cudzoziemców - czyli rozsadniki bandytyzmu i terroru w wykonaniu intruzów z Afryki, Bliskiego Wschodu i Kaukazu!

- pisze Witold Gadowski.


- Tusk zapowiedział strategię migracyjną "Odzyskać kontrolę, zapewnić bezpieczeństwo". Równolegle na Centra Integracji Cudzoziemców przeznaczą na początek 432 mln zł. Przykład do wyjaśnienia pojęcia dwulicowość. A ile za te pieniądze można np. zbudować przedszkoli.

- komentuje popularny na "X" Gutab.


- 432 miliony złotych na centra integracji dla imigrantów. Wycieczki, wizyty u lekarza, psycholog. W szpitalach brakuje soli fizjologicznej a państwo obcina emerytom czternastki. Piękne czasy nastały.

- pisze Ewelina Długołęcka.


Tusk zapowiedział "zawieszenie prawa do azylu". "Obrońcy praw człowieka" wściekli


- Jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu. Będę się domagał uznania w Europie dla tej decyzji

- oświadczył dziś premier Donald Tusk podczas sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej, a przedstawiciele instytucji mieniących się "obrońcami praw człowieka", które "chłostały rząd PiS pod byle pretekstem, a jedną z linii ataku była kwestia reakcji na operację hybrydową prowadzoną przeciwko Polsce przez białoruskie, a prawdopodobnie również rosyjskie służby, unieśli się oburzeniem.


- Czasowe terytorialne zawieszenie prawa do azylu? Korzystając z okazji, że czasowo nie zawieszono jeszcze wolności słowa, napiszę: Panie Premierze Tusk stoi Pan po złej stronie muru. Decyzją rządu nie zawiesi Pan powszechnie obowiązujących w Polsce umów międzynarodowych. Za ten akt populizmu najwyższą cenę zapłacą najsłabsi.

- odpowiedziała na słowa Donalda Tuska dyrektor Amnesty International Polska Anna Błaszczak-Banasiak.


- Zawieszać to sobie Państwo mogą zasłony na oknach

- komentuje Agata Bzdyn, współpracująca jako prawnik z Europejskim Trybunale Praw Człowieka w latach 2012-2016, obecnie w sieci znana jako "Pani od praw człowieka"


- Tak, po pierwsze to jest niebezpieczne. Po drugie, wydaje się trudne do wykonania, bo przecież obowiązuje chociażby konwencja genewska [która określa prawo do ubiegania się o ochronę międzynarodową – przyp. red].

Jak rozumiem, ją też musimy wtedy zawiesić. Jest także całe spektrum prawa unijnego, który mówi o prawie do ubiegania się o ochronę międzynarodową czy o azyl. Bez zmiany tego prawa nie da się nic zrobić.

W końcu jest też polska konstytucja, która w artykule 56 gwarantuje prawo do ubiegania się o ochronę międzynarodową. Trudno sobie wyobrazić, by rząd działał wbrew konstytucji.

Nie znamy oczywiście szczegółów i tego, jak rząd chce to stosować, ale już sama zapowiedź jest niebezpieczna, niezgodna z konstytucją i dorobkiem prawa międzynarodowego, ze standardami poszanowania praw człowieka.

- mówi portalowi OKO Press Marcin Sośniak z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.


Pakt migracyjny. W Polsce powstają Centra Integracji Cudzoziemców

Jednocześnie w Polsce powstaje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) w całym kraju. Oficjalna informacja na ten temat została opublikowana na stronie internetowej Komisji Europejskiej.


Na wniosek Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w Polsce powstaje 49 Centrów Integracji Cudzoziemców (CIC) w całym kraju. Te „punkty kompleksowej obsługi” będą świadczyć ustandaryzowane usługi dla nowo przybyłych migrantów i służyć jako platformy współpracy między władzami lokalnymi, rządem i organizacjami pozarządowymi. Centra są tworzone przez urzędy marszałkowskie we współpracy z innymi instytucjami zajmującymi się migrantami w poszczególnych miejscowościach. Partnerstwo wdrożeniowe na każdym obszarze musi obejmować urząd wojewódzki odpowiedzialny za legalizację pobytu migrantów i co najmniej jedną organizację pozarządową doświadczoną w pracy z co najmniej 5 grupami migrantów

– głosi dokument opublikowany przez KE. Wszystkie Centra Integracji Cudzoziemców mają obowiązek oferować poniższe usługi:Kursy języka polskiego na poziomach A1/A2
Punkty informacyjne i doradcze
Opieka psychologiczna dla dzieci
Wsparcie w zakresie legalizacji pobytu
Pomoc prawna w zakresie zatrudnienia i praw pracowniczych
Kursy adaptacyjne i orientacyjne
Zapobieganie przemocy domowej
Zapobieganie handlowi ludźmi
Szkolenia dla pracowników oświaty i administracji publicznej
Zarządzanie stroną internetową CIC i kontami w mediach społecznościowych.
Program kursów adaptacyjnych i orientacyjnych będzie ujednolicony w całym kraju i obejmie następujące bloki tematyczne: (1) Polska - podstawowe informacje, (2) Historia Polski, (3) Konstytucja RP - zasady konstytucyjne i inne kluczowe akty prawne, (4) Ustrój polityczny i administracyjny Rzeczypospolitej Polskiej, (5) Samorząd terytorialny w Rzeczypospolitej Polskiej, (6) Polskie dziedzictwo kulturowe, (7) Edukacja, (8) Zdrowie, (9) Gospodarka, (10) Społeczeństwo, (11) Aktywność społeczna.


Jak czytamy w dokumencie, cudzoziemcy mogą również korzystać z dodatkowych usług, takich jak kursy językowe na poziomach B1/B2, wsparcie psychologiczne dla dorosłych, wycieczki dla dzieci cudzoziemskich, kampanie informacyjne, tłumaczenia, zajęcia wyrównawcze dla dzieci czy wsparcie osobistego asystenta w urzędach, szkołach, placówkach medycznych itp. Cudzoziemcy mogą korzystać z ośrodków do czasu złożenia wniosku o zezwolenie na pobyt rezydenta długoterminowego UE, co wymaga znajomości języka polskiego na poziomie co najmniej B1.


Po tym czasie cudzoziemcy powinni być na tyle samowystarczalni, by mieć dostęp do usług na takich samych zasadach jak obywatele polscy. (...) Ośrodki są finansowane z Funduszu Azylu, Migracji i Integracji Komisji Europejskiej (AMIF), ale oczekuje się również, że będą poszukiwać innych źródeł finansowania, takich jak Europejski Fundusz Społeczny, rządowy fundusz pracy lub budżety lokalne

– głosi dokument opublikowany przez Komisję Europejską.


Obietnice Tuska

Powyższe informacje wychodzą na jaw w momencie, w którym premier Donald Tusk opowiada na kongresie PO, że w kontekście paktu migracyjnego polski rząd "nie będzie respektować ani implementować żadnych europejskich pomysłów, jeśli będziemy mieli pewność, że one godzą w nasze bezpieczeństwo". Zapowiedział również wdrażanie "strategii migracyjnej".


Jednym z elementów strategii migracyjnej będzie czasowe, terytorialne zawieszenie prawa do azylu; będę się domagał uznania w Europie dla tej decyzji

– mówił na dzisiejszym kongresie PO Tusk. Ponadto premier w ubiegłych miesiącach wielokrotnie zapowiadał, że Polska nie przyjmie dodatkowych migrantów z puli paktu migracyjnego. Jak słowa premiera mają się do działań podejmowanych przez jego rząd i tworzonych właśnie 49 nowych Centrów Integracji Cudzoziemców w całym kraju, każdy może ocenić sam.


Pakt migracyjny

W maju Parlament Europejski 322 głosami za, przy 266 głosach sprzeciwu i 31 wstrzymujących się przyjął pakt migracyjny – legalizujący de facto nielegalną dotychczas migrację – zgodnie z którym każdy przybywający Do Europy i ubiegający się o azyl cudzoziemiec będzie mógł go otrzymać.


Zwiększenie strumienia migrantów będzie miało poważne konsekwencje dla życia gospodarczego i społecznego państw Unii Europejskiej. Zarobią na tym przede wszystkim przemytnicy ludźmi, a stracą przedsiębiorcy, którzy poprzez podatki zostaną – jest to tylko kwestią czasu – obarczeni ponoszeniem kosztów utrzymania opieki socjalnej dla migrantów

– pisała Anna Wiejak z Instytutu Myśli Schumana na Tysol.pl.






14 października 2024

Prof. Żaryn ostro: Niewolnicy w Generalnym Gubernatorstwie. Tak chce nas „edukować” rząd Tuska

Polacy mają zostać sprowadzeni do roli pracowniczych niewolników w Generalnym Gubernatorstwie, z którego zasobów terytorialnych i gospodarczych będą korzystać duże zagraniczne podmioty. Ministerstwo edukacji skutecznie realizuje taką strategię. Mówił o tym w rozmowie z Łukaszem Karpielem w PCh24 TV prof. Jan Żaryn.

Profesor Żaryn zwrócił uwagę, że do władzy dostali się ludzie, który w części reprezentują margines polskiego społeczeństwa. Lewica chce w sposób drastyczny poszerzać swoje wpływy, próbując narzucać Polakom własne wyobrażenia, niezależnie od dominujących przekonań narodu.

– Mamy być przećwiczeni w kompleksie wobec Zachodu, w tym, że nie jesteśmy jakoby zdolni do tego, by własnymi siłami intelektualnymi stworzyć przestrzeń edukacyjną i naukową – powiedział.

– Pani Nowacka chce wyjść z marginesu społeczno-politycznego i namówić rodziców, by uznali, że ich wolność polega na oddaleniu swoich dzieci od Kościoła, który ma być rzekomo opresyjną instytucją – dodał.

– My mamy być wychowywani jako stado niewolników potrzebnych do pracy na rzecz podmiotów gospodarczych zainteresowanych polskim terytorium i zasobami gospodarczymi, ale już niekoniecznie polską kulturą i dziedzictwem – podkreślił historyk.

Prof. Żaryn wskazał też, że lewica, która przejęła dziś kontrolę nad polską edukacją, ma mentalność kolesiowską i postkomunistyczną, oddziedziczoną po Bierucie. Było to widoczne u Jaruzelskiego, Millera, Kwaśniewskiego, Rakowskiego, a polegało na tworzeniu zestawu narzędzi państwowych, które nie biorą pod uwagę interesu narodowego. Do tego dochodzi jeszcze drugi element, czyli naciski ze strony Unii Europejskiej. 

– Polsce przypisano rolę Generalnego Gubernatorstwa, społeczności, która nie ma wyrastać ponad poziom szkolnictwa zawodowego, po to, żebyśmy byli dostarczycielami siły roboczej – wskazał.

– Migranci się do tego nie nadali, bo są ludźmi, mówiąc delikatnie, niepracowitymi. Może uda się zatem z Polakami? Mam wrażenie, że chodzi tutaj o tak brutalny plan, że nie mieści się on nam w głowie – a jednak jest prawdziwy – dodał.

Poważnym problemem są ponadto europejskie programy grantowe, które mają Polaków „wychować w małpiej, konformistycznej pozycji ludzi, którzy obawiają się ustawy o mowie nienawiści”. – Możemy sobie myśleć, co chcemy, na przykład o homoseksualiście, ale na zewnątrz nie wolno mówić, że decyzja z lat 70. o wypisaniu tego z listy chorób medycznych była podyktowana ideologią, a nie jakimś postępem naukowym – wskazał.

Red. Łukasz Karpiel pytał też o brak lustracji w szkolnictwie wyższym oraz o przejmowanie komunistycznych wzorców z pokolenia na pokolenie.

– To jest kwestia lojalnościowa i mentalnościowa – odparł prof. Jan Żaryn i przytoczył casus profesora Mariana Grzybowskiego, wybitnego dermatologa, który wrócił do Polski z emigracji po II wojnie światowej. Został zatłuczony na śmierć, a jego następcą została pani Jabłońska z epizodem w NKWD w życiorysie. Zrobiła błyskawiczną karierę. Jabłońska przejęła szafę Grzybowskiego i jawiła się jako wybitna znawczyni dermatologii. Miała lawinę zdolnych uczniów. O tej sprawie książkę napisał Marek Wroński, ale kiedy to zrobił – całe grono naukowców stanęło po stronie Jabłońskiej.

– Nie dlatego, żeby pan Marek Wroński kłamał, tylko dlatego, że pani Jabłońska jest wybitnym dermatologiem. To była niechęć do zmierzenia się z prawdą – powiedział rozmówca Łukasza Karpiela.

Jak wskazał prof. Żaryn, podobne mechanizmy działają oczywiście w wielu innych dziedzinach, również w historii. Na przykład na Uniwersytecie Warszawskim również nie przeprowadzono lustracji, a tych, którzy o to apelowali, piętnowano jako wichrzycieli, którzy tworzą atmosferę nacisku. Profesor odwołał się do pojęcia „świadomej sklerozy” ukutego przez Tadeusza Rutkowskiego, która polega na tym, że na przykład do 1956 roku wyrzucało się i gnoiło prawdziwych naukowców, ale po roku 1956 jest już inaczej… tyle, że nikt nie chce się do tego przyznać i postanawia się po prostu to zamilczać, tak, żeby opinia publiczna nic o tym nie słyszała. – Wyuczona skleroza to obrona własnych haniebnych życiorysów, to zjawisko przenoszone z pokolenia na pokolenie – powiedział.

Więcej w nagraniu.







czwartek, 5 września 2024

Stutthof cz. 5 (Wyspa Sobieszewska)

 


Wiosną 2024 roku, z okazji wznowienia publikacji Janiny Grabowskiej pt. „Marsz Śmierci. Ewakuacja piesza więźniów KL Stutthof i jego podobozów. 25 stycznia - 3 maja 1945” pracownicy Muzeum Stutthof odbyli kilka spotkań promocyjnych w terenie, min. w miejscach, w których miejscowa ludność pielęgnuje pamięć o Marszach Śmierci. Miałem okazję być na takim spotkaniu i tam usłyszałem szokującą informację, że - jak to zapamiętałem -  teren obozu Stutthof nigdy nie został przebadany archeologicznie.

Część przedmiotów prezentowanych podczas spotkania, jak podkreśliła prelegentka, zostało znalezionych właściwie przypadkowo, podczas prac porządkowych w obozie.

Jest to wg mnie kuriozalne, że tak ważna sprawa pozostała niesprawdzona przez 80 lat po wojnie - przecież tam wciąż mogą leżeć kości ofiar, może jakieś nowe dowody zbrodni niemieckich, a może nawet jakieś ukryte dokumenty??

Dziwne to - i nie pierwszy już raz odnotowane, że wydawałoby się, instytucje powołane do ochrony dziedzictwa historycznego - ignorują tak podstawowe czynności.

Jednak nie znam dokładnie przyczyny, dla której terenu obozu nigdy nie przeszukano, więc może swój komentarz odłożę w czasie - do maja przyszłego 2025 roku.


Temat obozu Stutthof pojawił się przy okazji pisania tekstu pt. "Egzekucja na Biskupiej Górce", wtedy zostawiłem go sobie na kiedy indziej, tj. na - "po ABW".


Informacja pozyskana na spotkaniu sprawiła, że przejrzałem internet i - zacząłem notować...



Post poniżej jest to w istocie luźny zbiór informacji znalezionych w internecie plus fotki, zrzuty ekranów itp. - zebrałem co znalazłem, celem poźniejszej analizy; post dotyczy głównie domu niemieckiego bandyty Forstera na Wyspie Sobieszewskiej.


Tekst powstawał etapami, wprowadzałem poprawki np.:

14 sierpnia 2024
25 sierpnia 2024
 5 września 2024

Jest to pierwszy post dotyczący Stutthof i pierwotnie nosił tytuł:  Stutthof cz.1



notatka z dnia: 21 kwietnia 2024




przedruk



z 29 lipca 2017




Aktualizacja: wernisaż wystawy „Odezwała się ziemia” będzie miał miejsce w Muzeum Miasta Gdyni, 23 marca 2018 r, o godz. 18:00. 


 Wystawa będzie czynna do końca czerwca.

 „Szokujące odkrycie w Sztutowie”,
”Wygląda to jak dywan ze starych butów”, 
„Setki par butów więźniów niemieckich obozów znalezione w lesie.” 

– To tylko niektóre nagłówki informacji prasowych, telewizyjnych czy internetowych z października 2015 roku.*

Co zatem wydarzyło się jesienią 2015 roku? 

Dzisiejsze Muzeum Stutthof zajmuje zaledwie 20 ha dawnego KL Stutthof, tj. 1/6. Obóz rozciągał się na obszarze 120 ha. 

Olbrzymie połacie nigdy niezbadanej ziemi. 

We wrześniu ’39, kiedy przyjechały pierwsze transporty więźniów, było to tylko pół hektara.

Więźniowie spali w wojskowych namiotach, ale w maju 1940 były to już 4 ha i 10 ogrodzonych drutem baraków. W grudniu ’44 fabryka śmierci osiągnęła rozmiar 120 ha. 

Oprócz więziennych baraków stały tu: budynek komendantury, biuro obozowe, kuchnia, kwatery dla załogi SS, psiarnia, komora gazowa i krematorium. 

Był to pierwszy i najdłużej działający obóz koncentracyjny na obecnych ziemiach polskich. 

Po wojnie wywieziono stąd większość baraków, mienie zaczęło znikać. W 1962 r. powołano do życia Muzeum i zajęło ono wspomniane 20 ha. Reszta zarosła lasem. 


Poniższy szkic przedstawia plan całego obozu. Część zajmowana przez Muzeum koncentruje się wokół placu apelowego.
















I otóż jesienią 2015 roku jakiś człowiek przypadkowo natknął się w sztutowskim lesie na pozostałości skórzanych elementów (w tym butów, podeszew i pasków). Stało się jasne, że w lesie nadal znajdują się rzeczy przynależące do obozu i że jest kwestią czasu, kiedy zostaną wykopane przez handlarzy starociami, militariami i przedmiotami związanymi z tragicznym życiem obozowym. 

W związku z tym dyrektor Piotr Tarnowski zdecydował się na kompleksową akcję poszukiwawczą w okolicznych lasach – do współpracy zaprosił pracownię archeologiczną „Signum” oraz Fundację „Bowke”. 

Zadaniem archeologów jest znalezienie, wydobycie, wstępna ocena i zabezpieczenie najcenniejszych rzeczy dla historii obozu. Nad przebiegiem prac czuwa Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków.

Pozwolenie na prowadzenie prac archeologicznych ważne jest do końca 2018 roku. Wiadomo już, że prace zakończą się ekspozycją muzealną i wiele instytucji jest zainteresowanych jej wystawieniem. Te przedmioty, które nie trafią na wystawę, zostaną odpowiednio zabezpieczone.

Czy buty należały do więźniów? Raczej nie. Więźniowie chodzili w drewniakach. 

W maju i czerwcu 1945 roku na terenie obozu pracowały dwie sowieckie komisje dokumentujące zbrodnie niemieckich nazistów. Z tego okresu pochodzi zdjęcie pokazujące ogromny stos obuwia zalegający między dwoma barakami. Było to 460 m3 obuwia – 410 000 par butów. Podobne stosy znajdowano również w innych miejscach. 

Razem ok. 500 000 par.


Buty pochodziły z całej Europy. W obozie istniały warsztaty szewskie i Niemcy zwozili je tu w celu naprawy i powtórnego użycia – dla niemieckiej armii. Naprawiano również paski, kabury, siodła, etui itp. Część obuwia pochodziła od ewakuowanych w 1945 cywilów z Prus Wschodnich.

Jak wiadomo, więźniowie opuścili obóz w styczniu 1945, potem baraki zajęła ludność uciekająca przed sowiecką armią. Po utworzeniu muzeum część obuwia stała się eksponatami, ale część wyprowadzono poza muzeum bez śladu w dokumentacji. 

Reszta rzeczy z obozu dosyć szybko znikła. Potraktowano ją bardzo utylitarnie. 

Marcin Owsiński w książce „Naznaczeni” pisze, że powojenne dzieje obozu Stutthof to szybki i dobitny przykład całkowitej dewastacji miejsca pamięci.

Prace wykopaliskowe rozpoczęto już w grudniu 2015 roku. Prace trwają do dzisiaj. Archeolodzy i poszukiwacze nie tylko zmagają się z leśnym terenem (ochrona lasu), ale przede wszystkim ze śmieciami. Jednak praktycznie każda godzina pracy przynosi nowe odkrycia.



pas ok. 620 m x 18 km










Dziennik Bałtycki 30 VIII 1994







-----------------------------



Dom na Wyspie Sobieszewskiej 

- ok. 4 km od Wisły
- ok. 18 km od Stutthofu



Drewniany dom w lesie, wraz z zapleczem, zbudowany dla niemieckiego bandyty Alberta Forstera, naczelnika okręgu NSDAP na Gdańsk, dodajmy, dom ten przez polskojęzycznych Niemców jest z lubością nazywany - "forsterówką", co naiwni zresztą często bezrefleksyjnie kopiują.


W wikipedii, na określenie tej drewnianej chaty wraz z osobną stołówką i schronem używa się gloryfikującego - 
"rezydencja", czy "leśna kwatera gauleitera".


U nas takie domki nazywało się "poniatówką", albo po prostu domem, czy chatą, bo przecież jest to dom z bali drewnianych. Do dzisiaj są one w użytku (są w sumie jeszcze dość powszechne na wsiach w Borach Tucholskich czy na Podlasiu), obok często jest jakaś szopa, garaż, piwniczka - ale nikt tego nie nazywa rezydencją...






Termin rezydencja  SUGERUJE miejce wypoczynku, a to było przecież miejsce planowania - i nadzorowania? - wielkich zbrodni...



Może jeszcze zwróćmy uwagę na miłe sformułowanie:

>>Szczególni goście na terenie „leśnej kwatery gauleitera”<<

czyli zbrodniarze i bandycie to wg wikipedysty: "goście", a nawet "Szczególni goście"


Cały czas widzimy tu gloryfikację zbrodniarzy.


Zwracam uwagę, jak zastosowano cudzysłowia...

Dla autora słów 
Szczególni goście to naprawdę szczególni goście - bez cudzysłowia, co ciekawe, jednak "leśna kwatera" na cudzysłów już zasłużyła...

Na pewno chodzi o to, że powinno być na odwrót  - "Szczególni goście" powinno być w cudzysłowiu, jako rodzaj przytyku, a "leśna kwatera" już nie - jako stwierdzenie faktu.

Czemu jest na odwrót?

Może żeby optycznie się to Czytelnikowi pomieszało i źle odczytał intencje autora....






Termin "gauleiter”, też tak często używany i brzmiący "po pańsku" to nic innego jak "naczelnik okręgu" w nomenklaturze nazistowskiej partii. 

Jeszcze raz - to nie jest tytuł niemieckiego urzędnika państwowego.

To jest tytuł naczelnika okręgu partyjnego NSDAP.


[na przykład w polskiej partii Prawo i Sprawiedliwość używa się sformułowania "pełnomocnik okręgowy", a w Platformie Obywatelskiej widzę nazwę "szefowie regionów", co prawda chyba w SLD używało się nieoficjalnie terminu "baronowie" - MS]







wg wiki:



"Budowę rozpoczęto wiosną 1933. Pewne wskazówki w postaci projektu plastycznego stylizowanych swastyk, wyrzeźbionych następnie na belkach stropowych sali kominkowej, wniósł Adolf Hitler."

być może jest aluzja, że plan eksterminacji Polaków w Stuttofie nakreślił osobiście Hitler, ale niekoniecznie, zwróćmy uwagę na słowa:

- "sali kominkowej" - rebus na spalanie trupów?

- "wskazówki w postaci projektu plastycznego stylizowanych"


ciekawe, co za "wikipedysta" napisał te słowa i skąd je wziął

osoba Hitlera została przywołana tylko po to, by móc użyć tego zdania, głównym jego składnikiem jest

" projektu plastycznego stylizowanych".





Czyli sprawy związane ze Stutthofem nadzorowane były z tego miejsca

 od 1933 roku do 27 marca 1945 r.




wg wiki:


W sąsiedztwie rezydencji gauleitera, od 1935 rozbudowywano ośrodek rekrutacyjno-szkoleniowy NSDAP, w którym w latach 1936-1939 prowadzono szkolenie dla formacji SA i SS z terenu WMG.

Zlokalizowano tu również jedną z nowo tworzonych jednostek wartowniczych gdańskiej SS-Heimwehry, z której rekrutowano następnie załogę wartowniczą obozu koncentracyjnego w Stutthofie.

Zespół d. Ośrodka Rekrutacyjno-Szkoleniowego gdańskiej NSDAP składał się z:

budynku koszar (późniejszy lazaret),
domu oficerów – instruktorów wojskowych,
schronu przeciwlotniczego (obecnie niedostępny – zasypany),
baraków magazynowych na sprzęt wojskowy (fundamenty),
strzelnicy polowej (teren na północ od Góry Mew)



W okresie lata 1939 prowadzono na polowej strzelnicy ośrodka szkolenie dla wydzielonych grup SS-Wachsturmbann Eimann, w zakresie przygotowania i prowadzenia masowych egzekucji leśnych. 

W latach 1941-1944 ośrodek pełni funkcję szpitala i sanatorium dla żołnierzy rannych na froncie wschodnim.


Czy to jasne?
Jaśniej nie trzeba.




----

Ze wspomnień wynika, iż wybudowano tam również w 1941 schron na ok. 150 osób. Znajdował się on w części wschodniej terenu ośrodka, pod masywną zalesioną obecnie wydmą o wysokości ponad 30 m n.p.m., o nazwie "Mewia Góra" (Möwe Berg). Schron został po wojnie prawdopodobnie wysadzony przez Rosjan i zasypany. 

Na początku marca 1945 pełnił on także funkcje magazynu tranzytowego dla wywożonych z Gdańska cenniejszych dokumentów urzędów niemieckich i części depozytów muzealnych. Następnie wywieziono je przez Świbno i Hel do Niemiec.

[?? - czyżby zachowała się dokumentacja obozu? - MS]

Pod koniec działań wojennych, na początku kwietnia 1945, na terenie rezydencji rozlokował się sztab 4 dywizji pancernej gen. Clemensa Betzela, który poległ 27 marca 1945 w obronie Gdańska i został pochowany w pobliżu domku myśliwskiego.

Po wojnie dawny ośrodek szkoleniowo-rekrutacyjny NSDAP pełnił przez kilka lat funkcję ośrodka wypoczynkowego PZPR, a następnie do 2003 ośrodka Funduszu Wczasów Pracowniczych Mewa.

W 2000 r. kilkadziesiąt metrów od "Forsterówki", w kierunku południowo-wschodnim, natrafiono na masową mogiłę ponad 220 osób, w której znaleziono szczątki ludzkie w zachowanych mundurach: SS, grenadierów pancernych, policji gdańskiej oraz spadochroniarzy z elitarnej dywizji "Hermann Göring". Większość czaszek w mogile posiadało ślady postrzałów w potylicę. W 2001 ich szczątki przeniesiono na Cmentarz Garnizonowy w Gdańsku.

Czy w mundurach byli Niemcy, tego nie wiemy.
W każdym razie widać, że teren po wojnie przez 55 lat nie był przeszukany.

Ale...



W 2010 kompleks przejął Dom Pojednania i Spotkań Ojców Franciszkanów w Gdańsku, w celu utworzenia miejsca spotkań, Młodzieżowego Ośrodka Pojednania Polsko-Niemieckiego. Kompleksowi została nadana nowa nazwa Wyspa św. Franciszka, dla podkreślenia jego nowej roli.

Po 10 letniej dzierżawie teren wraz z budynkami dzierżawca (zakon franciszkański) zwrócił gminie Gdańsk.




Forster zbudował sobie bazę do nadzorowania mordów w KL Stutthof w lesie 20 kilometrów od obozu - w 1933 roku. 

A więc plany eksterminacji były opracowywane co najmniej 6 lat.

Tyle, ile trwała sama wojna.

6 lat.






Forster wygłaszał takie przemówienia:

Musicie być nieubłagani i zniszczyć wszystko, co jest nieniemieckie.



W Wejherowie:

W wasze ręce oddaje Polaków, możecie z nimi robić, co się wam podoba.



W Lipnie:



Na tym rynku słowa polskiego nikt nie usłyszy. Za dziesięć lat ani jeden Polak nie zostanie na tej ziemi.














Wie pan, na Pomorzu jak i na Śląsku, mamy dużo pasjonatów historii, oni na pewno by coś odkryli.

Skoro nie odkryli - widocznie nic nie ma.


W 2000 r. kilkadziesiąt metrów od "Forsterówki", w kierunku południowo-wschodnim, natrafiono na masową mogiłę ponad 220 osób.....

W każdym razie widać, że teren po wojnie przez 55 lat nie był przeszukany.

Tak samo teren obozu.























Posty z cyklu STUTTHOF:






Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)


Stutthof cz. 6 (Ziemia faluje) - data publikacji - 28 maja 2025 r.

Stutthof cz. 7 (Dziadek z wehrmachtu) - data publikacji - 10 listopada 2024 r.

Stutthof cz. 8  - data publikacji - jesień-zima 2024 r.

Stutthof cz. 9 (Analiza) - data publikacji - jesień-zima 2024 r.

Stutthof cz. 10 (Święta Ziemia) - data publikacji - maj 2025 r.

















Prawym Okiem: EGZEKUCJA NA BISKUPIEJ GÓRCE (maciejsynak.blogspot.com)



www.bibliotekacyfrowa.eu/Content/55924/56792.pdf

Piotr Tarnowski – Wikipedia, wolna encyklopedia

Romuald Drynko nie żyje - Sztutowo.com

Niemiecki obóz koncentracyjny Stutthof / German Concentration Camp Stutthof: Romuald Drynko (1955 – 2016) (stutthofmuseum.blogspot.com)

Mirosław Gliński – Wikipedia, wolna encyklopedia

Muzeum Stutthof w Sztutowie – Wikipedia, wolna encyklopedia


KL Stutthof - odezwała się ziemia - Gdańsk Strefa Prestiżu (gdanskstrefa.com)

gdanskstrefa.com/kl-stutthof-odezwala-sie-ziemia/

Forsterówka – Wikipedia, wolna encyklopedia


Jak remontować, jak budować na Podlasiu? Powstaną wzorniki, Aktualności, Wiadomości Białystok Online Portal Miejski Białystok (Bialystok) (bialystokonline.pl)

Głodowo Kościerskie – Wikipedia, wolna encyklopedia



https://ipn.gov.pl/download/1/32109/1-21158.pdf


Krzysztof Dunin - Wąsowicz - "Oboz Koncentracyjny Stutthof" - Wydawnictwo Morskie, Gdynia 1966 r.

Prawym Okiem: Operacje specjalne (maciejsynak.blogspot.com)

rcin.org.pl/ihpan/Content/44800/PDF/WA303_57570_A237-9-1965-NDPII_Madajczyk.pdf


pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_Pomordowanych_Żydów_Europy


Prawo i Sprawiedliwość (pis.org.pl)