Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

piątek, 2 maja 2025

Historię studiować i wyciągać wnioski na przyszłość





przedruk





Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

3 dni temu




Nadwiślańskie elity polityczne uwielbiają celebrować klęski, promują w naszym narodzie kult klęski, mesjanizmu, celebracje porażek. W roku 2025 mamy do czynienia z wieloma okrągłymi rocznicami ważnymi dla naszego narodu.

Rocznice te są zarazem ważne, godne pamiętania, ale i są symbolami tryumfu naszego narodu / państwa. W tym roku obchodzimy tysiąclecie koronacji Bolesława Chrobrego, 80. rocznicę wyzwolenia zachodnich ziem naszego kraju przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie. W tym roku mija także 500 lat od złożenia hołdu lennego królowi Polski przez Albrechta Hohenzollerna. Krzyżacy stali się lennikami państwa polskiego.


Oligarchia i gnuśność Zygmunta Starego

Król Zygmunt Stary jest przeceniany w polskiej historiografii. Zamiast prowadzić politykę ekspansywną, eurazjatycką jak jego ojciec Kazimierz Jagiellończyk i dziadek Władysław Jagiełło, Zygmunt zaczął prowadzić politykę kunktatorską. Zamiast prowadzić politykę dynamiczną, król sprowadzał malarzy, rzeźbiarzy. Za czasów Zygmunta Starego szlachta zaczęła gnuśnieć. Zygmunt Stary zamiast wprowadzić nowoczesny, skuteczny system rządów, które były zarówno na zachodzie jak i na wschodzie, pozwolił rosnąć w siłę oligarchii magnackiej. Magnaci sprzedawali zboże na Zachód, kraje zachodnie budowały flotę, wprowadzały nowoczesne rozwiązania, a Polska była rządzona przez władców, którzy byli otoczeni przez ówczesnych odpowiedników Achmetowa, Kołomojskiego, Pinczuka, Chodorkowskiego, Berezowskiego, Abramowicza.


Hołd Pruski – sukces, ale nie do końca

Hołd Pruski należy uznać z jednej strony za zwycięstwo Polaków (zmuszenie do, jak się okazało – tymczasowej uległości, największego wroga, którego sobie sami sprowadziliśmy). Z drugiej strony przy pierwszej nadarzającej się okazji Prusacy wyzwolili się z zależności od Polski. Krzyżacy nie mieli oporu przed likwidacją Jaćwingów, Prusów. Polacy powinni postąpić podobnie i należało ówczesne Księstwo Pruskie przyłączyć do Polski, nadając pewne przywileje, jednocześnie ludzi nieprzychylnych zneutralizować. Polacy za swoją naiwność drogo zapłacili, bowiem to Prusy były największym orędownikiem rozbiorów Polski (wbrew propagandzie polskojęzycznej, caryca Katarzyna chciała Polskę przekształcić w prorosyjski protektorat, a chwiejny, niezdecydowany nasz król Stanisław August Poniatowski miał wiele okazji, by zawrzeć z Moskwą sojusz z pozycji junior partnera). To Prusacy opłacali i podburzali szlachtę przeciwko Rosji. Rosja nie miała żadnego interesu w rozbiorach Polski, bowiem lepiej dla Moskwy było mieć względną kontrolę nad całym terytorium Polski niż tylko nad jej częścią (mało kto pamięta, że Grodno i Warszawa przez pewien czas były w państwie pruskim).


Pruskie przekleństwo

To z Prus wywodziły się polakożercę prądy, które później objęły zjednoczone państwo niemieckie. Prusakiem był nie kto inny, jak wielki niemiecki mąż stanu, a zarazem polakożerca Otto von Bismarck. Zagrożenia niemieckiego wynikającego z wpływów pruskich nasz naród pozbył się na pewien czas wraz z wejściem Armii Czerwonej i Wojska Polskiego. To o wyzwoleniu Bytomia, Wrocławia, Olsztyna, Gdańska i wielu innych miast musimy pamiętać. Zamiast tego świętujemy klęski.


Zdobycze Iwana Groźnego

Iwan IV Groźny jest demonizowany w polskiej historiografii. Rację ma profesor Aleksandr Dugin, który często porównuje Iwana do Josifa Stalina. Iwan IV Groźny i Stalin byli psychopatami, zbrodniarzami a zarazem geniuszami politycznymi. Iwan podbił Chanat Kazański, Chanat Astrachański. Za czasów jego rządów państwo ze stolicą w Moskwie podporządkowało sobie także tereny Ordy Nogajskiej i Chanatu Syberyjskiego. Za czasów rządów Iwana Groźnego Moskwa podporządkowała sobie także Baszkirię. Mimo swojej brutalności, pierwszy car Rosji tolerował odrębność etniczną i religijną pobijanych i podporządkowywanych obszarów. Widzimy to do dziś. W Kazaniu według danych z 2021 roku większość względną stanowią Tatarzy. Tatarzy stanowią 48,8% ludności stolicy Tatarstanu. W Astrachaniu nadal żyją Tatarzy Astrachańscy. Według danych z 2021 roku, 5,7% populacji Astrachania stanowią Tatarzy Astrachańscy. W Tiumeniu nadal żyją Tatarzy Syberyjscy. W Ufie – stolicy Baszkortostanu Baszkirzy według danych z 2021 roku stanowią 20,4%.


Zdrowy naród pamięta o zwycięstwach

Jak widać, Iwan IV Groźny potrafił podbić inne ludy skutecznie. Wbrew bajkom nadwiślańskich prometeistów, tendencje separatystyczne w Federacji Rosyjskiej są bardzo słabe (nieco inaczej to wyglądało w epoce anarchii za czasów rządów Borysa Jelcyna). Zwłaszcza Anglosasi, ale także Hiszpanie potrafi w trakcie kolonizacji mordować całe grupy etniczne. Iwan IV Groźny i inni rosyjscy władcy przy pomocy różnych metod byli w stanie zbudować wieloetniczne, wielowyznaniowe imperium.

Gdyby na tronie Polski w 1525 roku zasiadał ktoś o mentalności Iwana Groźnego, to z całą pewnością problem krzyżacki przy pomocy kija i marchewki zostałby rozwiązany. Jednak mimo wszystko należy pamiętać o Hołdzie Pruskim (podobnie z odsieczą wiedeńską, która była zwycięstwem, jednak politycznie należało wtedy inaczej to wszystko rozegrać), bo było to polskie zwycięstwo. Pamiętajmy o polskich zwycięstwach i je świętujmy. Z klęsk należy wyciągać wnioski, a nie je bezrefleksyjnie świętować. Zdrowy naród pamięta o swoich zwycięstwach.



Kamil Waćkowski







tygodnik Myśl Polska




Spojrzeć w gwiazdy




Kandydat, jak to mówią - nie z mojej bajki, ale przemowa bardzo zacna....




przedruk






Zandberg: Polska będąca państwem rozdrapywanym przez oligarchię będzie niezdolna do rozwoju

Kandydat partii Razem na prezydenta Adrian Zandberg przekonywał w czwartek w Gdańsku, że Polska będąca słabym państwem, rozdrapywanym przez oligarchię, będzie niezdolna do rozwoju. Taka Polska zawsze padała ofiarą innych – podkreślił.


01.05.2025 15:27


W czwartek w Gdańsku odbyła się konwencja wyborcza kandydata partii Razem na prezydenta Adriana Zandberga. Podkreślił on, że w Gdańsku wszystko się zaczęło.

 "Tu w stoczni wybuchł robotniczy bunt o chleb i o wolność, o demokrację i o sprawiedliwość społeczną. Iskra, która rozniosła się na cały kraj i dokonała czegoś niemożliwego. Nagle w kilka tygodni miliony pracowników podniosły głowy i zorganizowały się w związek zawodowy. Olbrzym się obudził" – wskazał.

Jego zdaniem

"dzisiaj rewolucja pierwszej Solidarności, tak jak każda rewolucja, trafiła do muzeum". "Zostało po niej parę zdań w podręczniku do historii, co roku jest składanie kwiatków pod pomnikiem i znudzone dzieciaki w podstawówce, zaganiane na akademię. 
Ale kiedy wziąć do ręki tamte pożółkłe gazetki, wydawane jeszcze pod ziemią, to z nich ciągle bije moc i bije odwaga. Dyktatura, kryzys gospodarczy, widmo obcej interwencji. Tamto pokolenie stało po kolana w szambie, ale umiało spojrzeć w gwiazdy" – zaznaczył lider Razem.



Adrian Zandberg: proponuję podniesienie nakładów na służbę zdrowia do 8 proc. PKB

W jego ocenie "w Polsce rośnie przepaść między tymi, którzy są na górze i przechwytują większość owoców wzrostu gospodarczego, a całą resztą - kilkunastoma milionami pracujących Polaków".

"Rośnie nam dzisiaj pokolenie dziedziców, którzy odziedziczą wielomiliardowe majątki, nie płacąc od tego ani jednej złotówki i nigdy w życiu nie będą pracować. A ten rząd, podobnie zresztą jak i poprzedni, dosyć wiernie im służy" – stwierdził Adrian Zandberg.

Podkreślił też, że
 "Polska targana nierównościami, będąca słabym państwem, rozdrapywanym przez oligarchię będzie niezdolna do rozwoju". 

"Taka Polska zawsze była niezdolna do rozwoju. Taka Polska, którą magnateria kiedyś traktowała jak postaw czerwonego sukna, który można rozszarpać dla własnych interesów, zawsze padała ofiarą innych. Dlatego także nie możemy do tego dopuścić" – dodał kandydat na prezydenta.











www.pap.pl/aktualnosci/zandberg-polska-bedaca-panstwem-rozdrapywanym-przez-oligarchie-bedzie-niezdolna-do-0


pl.wikipedia.org/wiki/Adrian_Zandberg









Operacja Wisła 1947







przedruk






Operacja Wisła 1947
4 dni temu





78 lat temu 28 kwietnia 1947 r. rozpoczęła się Operacja „Wisła”.


Operacja przesiedleńcza ukraińskiej ludności cywilnej, w celu odcięcia Ukraińskiej Powstańczej Armii działającej na terytorium państwowym RP, od naturalnego zaplecza i całkowitej likwidacji jej oddziałów. Operacja „Wisła” przede wszystkim jednak, położyła kres ludobójstwu i dramatu Polaków, trwającego 8 lat, od 1939 r. Przeprowadzona została przez oddziały Ludowego Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Pomysłodawcą i głównym dowodzącym całej operacji był gen. Stefan Mossor.


W ramach Operacji „Wisła” walka z UPA, z antypaństwową, partyzancką rebelią prowadzona była dwutorowo: zbrojnie i sposobem cywilnym, przez przesiedlenie. Wbrew wielu opiniom, państwo polskie przeprowadziło akcję PRZESIEDLEŃCZĄ, a nie wysiedleńczą. Cywilom zapewniono transport, żywność i dach nad głową.


Podstawą prawną ewakuacji ludności ukraińskiej z terenu działań terrorystycznych OUN i UPA była ustawa z 30 marca 1939 r. o wycofaniu urzędów, ludności i mienia z zagrożonych obszarów państwa. 


Ludność ukraińską osiedlono na tzw. ziemiach odzyskanych, czyli w zachodniej i północnej Polsce. Przesiedleńcy otrzymali poniemieckie domy i gospodarstwa rolne w zamian za pozostawione mienie. Cała operacja przeprowadzona została z zachowaniem wszelkich norm humanitarnych i mieściła się w ramach prawa międzynarodowego.


W książce „Operacja Wisła” Edwarda Prusa czytamy:

„Akcja polityczno-militarna „Wisła” pociągnęła za sobą z pewnością ogromną krzywdę cywilnej ludności ukraińskiej i łemkowskiej, krzywdę w sumie bardzo trudną, o ile w ogóle możliwą do naprawienia. Z tym że winnymi tej krzywdy byli nie Polacy ani ówczesne władze polskie, ani Wojsko Polskie. Rzeczywistymi sprawcami akcji „Wisła” byli: kierownictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz dowódcy jej ramienia zbrojnego – UPA. Oni to, chcąc oderwać od polskiego obszaru państwowego dużą część terytorium, dokonywanie zbrodni ludobójstwa, sprowokowali tę akcję, przez stosowanie barbarzyńskich, nieludzkich metod prowadzenia walk”. OUN i UPA były zdemoralizowane i gotowe popełnić najstraszliwsze zbrodnie z przyczyn etnicznych, nawet na członkach własnej rodziny.


Dalej możemy przeczytać:
„Nie było gwałtów ze strony polskiej, a jak należało traktować przesiedleńców, pouczał ,,Rozkaz nr 007″ (z 11 V 1947) dowódcy Grupy Operacyjnej „Wisła” gen. Stefana Mossora: ,,Jeszcze raz pouczyć wszystkich podwładnych oficerów, podoficerów i szeregowców, że przesiedlani są obywatelami polskimi i muszą być należycie traktowani i muszą oni mieć możność, zabrania ze sobą wszystkiego, co im jest potrzebne… traktowanie musi być jak najbardziej ludzkie i życzliwe… kolumna bez żywności i furażu odejść nie może. Po raz ostatni ostrzegam dowódców pułków i oficerów polityczno-wychowawczych przed bezmyślnym, pośpiesznym wysiedlaniem (bez wyboru i uzasadnienia – aby prędzej i jak najszybciej wysiedlić!)”.


Grupa Operacyjna „Wisła” przesiedliła 140 575 osób – Ukraińców i Łemków, w tym z województwa krakowskiego 10 510, rzeszowskiego 85 339 i lubelskiego 44 726. Operacja zakończyła się dużym sukcesem. Rozbito siły UPA w sile 17 sotni i aresztowano 2900 członków OUN.

Szacunek dla żołnierzy Wojska Polskiego za Operację „Wisła”!

Dariusz Piechaczek (Klub Myśli Polskiej – Bielsko-Biała)







tygodnik Myśl Polska



Wojna głośności


Nękanie hałasem





wikipedia dla Polaków



Loudness war (pol. wojna głośności) – tendencja we współczesnym przemyśle muzycznym, aby nagrywać, produkować i dystrybuować nagrania o coraz większej głośności i kompresji dynamiki. Celem takich zabiegów jest postrzeganie nagrań jako wyróżniających się wobec innych.

Kompresja dynamiki sprawia, że sztucznie zwiększa się pod względem natężenia dźwięki z pułapu najcichszych, przez co ogólnie cały utwór brzmi o wiele głośniej, nie ma już mowy o jakiejkolwiek naturalności brzmienia instrumentów.

Przy porównaniu dwóch nagrań o różnych poziomach prawdopodobne jest, że to głośniejsze zostanie ocenione jako brzmiące „lepiej i wyraźniej”. Wiąże się to ze sposobem, w jaki ludzkie ucho odbiera różne poziomy ciśnienia akustycznego: umiejętność rozróżniania zmian częstotliwości dźwięku zmienia się wraz ze zmianami w ciśnieniu akustycznym. Im bardziej to ciśnienie wzrasta, tym więcej niskich i wysokich dźwięków człowiek jest w stanie rozpoznać.


Podniesienie ogólnej głośności nagrania prowadzi do powstania utworów, które są maksymalnie głośne od początku do końca. Poziom głośności zostaje więc spłaszczony, a muzyka ma niewielki zakres dynamiki (tzn. małą różnicę między głośnymi i cichymi fragmentami). Mały zakres dynamiki sprawia, że słuchanie takich utworów staje się męczące. 

Dostrzegają to przedstawiciele przemysłu muzycznego np. inżynierowie dźwięku Doug Sax, Geoff Emerick.

Powiększanie głośności utworów skrytykował też Bob Dylan, który stwierdził: Słucha się tych nowych płyt i są okropne, dźwięk je całkowicie przykrywa. Nie można niczego rozróżnić: ani wokalisty, niczego – zupełnie jak szum.

Ta sama technika (kompresja dynamiki) jest stosowana we wszystkich reklamach radiowych i telewizyjnych (reklamy są w odbiorze przez słuch kilka razy głośniejsze od filmów).

Drugim możliwym efektem jest zniekształcenie dźwięku, określane jako przesterowanie (ang. clipping). Medium cyfrowe nie może wygenerować sygnału większego niż jego pełna skala, dlatego też, jeśli poziom sygnału zostanie podwyższony powyżej tej granicy, fala dźwiękowa zostaje przycięta.


Przykłady albumów, na których zjawisko jest szczególnie słyszalne:

Christina Aguilera – Back to Basics
Lily Allen – Alright, Still
Arctic Monkeys – Whatever People Say I Am, That's What I'm Not
Depeche Mode – Playing the Angel
The Flaming Lips – At War with the Mystics
Metallica – Death Magnetic
Muse – Black Holes and Revelations
Queens of the Stone Age – Songs for the Deaf
Red Hot Chili Peppers – Californication
Rush – Vapor Trails
Santana – Supernatural
Sting – Brand New Day
The Stooges – Raw Power (1997 remix)






Śmierć dynamiki

autor Torris 

29-11-2007 11:11:01

[...]


Prześledźmy i przeanalizujmy dokładnie to zjawisko na konkretnych przykładach.



1983

Bryan Adams - Cuts Like A Knife (A&M CD-3288)

Plyta jest przykładem wczesnych technik masteringu płyt CD Audio. Niewątpliwie największymi zaletami formatu CD jest bardzo szeroki zakres dynamiki oraz brak szumów i pierwsza generacja płyt CD w pełni wykorzystywała te zalety.

Cyfrowy format płyt CD jest wewnętrznie ograniczony do maksymalnej, dozwolonej amplitudy, oznaczanej "0dB" lub "100%". W przeciwieństwie do nośników analogowych, limitu tego nie da się przekroczyć. Każda próba przesterowania, czyli przekroczenia tego poziomu kończy się deformacją fali dźwiękowej (sinusoida jest z góry i z dólu "przycięta", ograniczona do maksymalnego, dozwolonego poziomu). Wczesne płyty CD masterowano z pełnym szacunkiem do tego poziomu granicznego (0dB), unikając zjawiska przycinania (ang. clipping).

Album Bryana Adamsa masterowano ze sporą ilością "przestrzeni" - najwyższy poziom amplitudy na całej płycie wynosi -2.52dB (74.8%) i występuje tylko raz - na ścieżce numer 9, której wykres przestawiono poniżej (kanał lewy na górze, prawy na dole):




1991
Amy Grant - Heart In Motion (A&M 75021 5321 2)


Jak to zwykle bywa w świecie show biznesu i dużej konkurencji, to musiało się zmienić i ktoś musiał wykonać ten pierwszy krok. Kto był pierwszy - tego nie wiadomo, lecz niedobry trend, zmierzający w stronę degradacji jakości płyt CD, już się zaczął. W tym szczególnym przypadku ścieżki z płyty nietylko wielokrotnie "biją" w maksymalny, dozwolony poziom 0dB, lecz część z nich jest "obcięta", a więc ewidentnie przesterowana (fala spłaszczona, ucięta z góry lub z dołu, ponieważ nie "mieściła" się w dozwolonym przedziale wartości). Ewidentnie widać to na przykładzie ścieżki nr. 3:



A tutaj ilustracja zjawiska, o którym mowa:



W tym przypadku siedem próbek (czyli chwil, w których uchwycono i zarejestrowano dzwięk) pod rząd formuje płaską linię - efekt zderzenia z "murem" dopuszczalnego poziomu głośności dźwięku. Idealnie pozioma linia, podobna do tej, nigdy nie zdarza się w nagraniu, chyba że jest efektem celowej operacji ścinania (ang. clipping). Efektem takiego "spłaszczenia" jest bardzo nienaturalna, prostokątna fala dźwiękowa, która podczas odtwarzania daje bardzo nieprzyjemny i chropawy dźwięk. Płyta CD to 44100 próbek dźwięku na sekundę. W tym przypadku siedem próbek tworzy prostokątną falę dźwiękowa, czyli jakieś 7/44100 sekundy. To zdecydowanie zbyt krótko, żeby usłyszeć zniekształcenie, lecz jeśli zwiększymy ilość takich obcięć w każdej sekundzie dźwięku, to wynik będzie już bardziej słyszalny - jest to tzw. clipping distortion, czyli bardzo nieprzyjemne zniekształcenia, spowodowane obcinaniem sinusoid fali dźwiękowej.



1999
Ricky Martin (C2/Columbia CK 69891)


Po tym, co zostało napisane, chyba nie trzeba tłumaczyć, co widać poniżej. Co więcej, pomoże to zrozumieć, dlaczego piosenka "Livin' La Vida Loca" tak męczy uszy już po kilku chwilach słuchania!



W przybliżeniu doskonale widać dokonane zniszczenie:





Mit radiowej głośności

Z powyższych informacji wynika, że przez te wszystkie lata płyty CD stawały się coraz głośniejsze. Czy z tego wynika również, że w stacjach radiowych grały coraz głośniej?

Nie! Stacje radiowe używają procesorów dźwięku, które wyrównują poziom głośności nagrań. Nagrania ciche są zgłaśniane, zaś głośne wyciszane. Lecz w przypadku zbyt głośnych nagrań procesor dźwięku musi cały czas tłumić dźwięk.

A zwykły słuchacz?

Podobny efekt można uzyskać w domu za pomocą... regulatora głośności! Chcesz słuchać swojej muzyki głośno? Podkręcasz głośność. I możesz słuchać głośniej, z zachowaniem pełnej dynamiki i jakości materiału muzycznego. I nawet Bryan Adams z 1983 roku może grać głośniej, niż fatalnie zmasterowana płytka Ricky'ego Martina - wybór należy do Ciebie. Lecz co gdy wszystkie płyty CD są nagrywane GŁOŚNO? Wtedy wyboru już nie ma - nie można wybierać pomiędzy "ciszej" a "głośniej".

Wytwórnie muzyczne nie tylko nanoszą na płyty CD zniekształcony, pozbawiony dynamiki materiał muzyczny, każąc sobie za to płacić grube pieniądze, lecz również chcą wymusić słuchanie płyt w określony sposób. Czy naprawdę tego chcemy?





Opracowanie: Torris, na podstawie tekstów Mike'a Richtera i George'a Grahama.







całość:

pl.wikipedia.org/wiki/Loudness_war

top80.pl/smierc-dynamiki-p45.html



Wywiad na Dzień Flagi




Wywiad z Przemysławem Rey - kuratorem Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie




przedruk




Wywiad na Dzień Flagi. 

Przemysław Rey: Biel nie oznacza czystości, a czerwień nie jest krwią przelaną za ojczyznę

Anita Czupryn




2 maja 2025, 6:31


Barwy narodowe mają konkretne pochodzenie heraldyczne: biały od Orła Białego, czerwony od tarczy. O tym, dlaczego symbole narodowe powinny łączyć, a nie dzielić, dlaczego flaga z godłem nie jest ozdobą balkonową oraz jakim człowiekiem był Józef Wybicki - mówi Przemysław Rey, kurator Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie.




2 maja wywieszamy flagę – ale co właściwie kryje się za barwami narodowymi, za bielą i czerwienią?

To dobre pytanie, zwłaszcza że nawet w podręcznikach szkolnych powtarzane są mity, które mocno zaciemniają prawdziwe znaczenie naszych symboli narodowych. 

Po pierwsze, w polskiej heraldyce nie przypisywano kolorom znaczeń – to zwyczaj znany z heraldyki zachodnioeuropejskiej. Jeśli zaś chodzi o barwy narodowe, mamy bardzo konkretne źródło, które wyjaśnia ich pochodzenie. Dyskusja na ten temat odbyła się 7 lutego 1831 roku w Sejmie Królestwa Polskiego, w czasie powstania listopadowego. Sejm obradował wtedy nad barwami kokardy narodowej, która wówczas była ważnym symbolem rozpoznawczym – również dla narodów. Zgłoszono wówczas projekt Walentego Zwierkowskiego, który jednoznacznie wskazywał, że biel pochodzi od Orła Białego, a czerwień – od koloru tarczy. Zresztą większość współczesnych flag pasowych przedstawia barwy pochodzące z herbów narodowych – tak jest na przykład w Niemczech, na Ukrainie i w wielu innych państwach. To bardzo prosty system: przełożenie barw herbowych, pierwotnie obecnych na kokardzie, która po rozwinięciu przybrała formę flagi. To przejrzysty układ, bez drugiego dna, a jednocześnie niosący istotne znaczenie – chociażby pokazujące, dlaczego biały jest na górze, a nie odwrotnie. Bo znak heraldyczny, w tym wypadku Orzeł Biały, jest ważniejszy niż tarcza, która stanowi jego tło.



Skąd więc wzięła się czerwień na tarczach?

Tu musimy sięgnąć do średniowiecza. Pierwsze znaki heraldyczne były jak współczesne logotypy – chodziło o to, by były dobrze widoczne i łatwe do rozpoznania z daleka. Dlatego stosowano kolory i symbole o dużym kontraście, takie jak biel i czerwień. Ale, co ciekawe, nasza biel w heraldyce wcale nie jest bielą, podobnie jak żółć – nie jest żółcią. Obie barwy symbolizują metale: biały to srebro, żółty to złoto. Tak naprawdę nasz Orzeł Biały jest srebrny – i to też znajduje odzwierciedlenie w ustawie o symbolach narodowych. Tam barwa biała na fladze nie jest opisana jako śnieżnobiała, tylko jako srebrno-biała.


Dzień Flagi liczy niespełna 20 lat. Dlaczego potrzebowaliśmy osobnego dnia dla flagi i dlaczego tak długo na nie czekaliśmy?


Mam pewien problem z tym świętem – chodzi o to, że istnieje zasada, wedle której wszystkie symbole narodowe są równe. Nie rozumiem, dlaczego ustanowiono święto wyłącznie flagi, a nie wszystkich symboli narodowych. Zwłaszcza że tego dnia i tak prezentuje się wszystkie symbole. Moim zdaniem rozsądniej byłoby przemianować Święto Flagi na Święto Symboli Narodowych – wtedy wszystko byłoby jasne. Sama flaga jest w pewnym sensie pochodną herbu czy godła państwowego – zresztą jest między nimi pewna różnica.


Czym różni się godło od herbu?


Te słowa nie są tożsame, choć bardzo bliskie. Godło oznacza znak. Godłem państwowym jest symbol, który ustawowo został uznany za symbol państwa – w naszym przypadku to herb o nazwie Orzeł Biały. W przedwojennej ustawie o symbolach narodowych był zapis, że mamy dwa godła: herb państwowy oraz pieczęć państwową z orłem. To znaczy, że godłem mogą być różne rzeczy. Herb składa się z wielu elementów, ale są dwa główne: znak heraldyczny, czyli tzw. godło heraldyczne, oraz tarcza. Godłem heraldycznym jest sam wizerunek orła. Do tego dochodzi czerwona tarcza – razem tworzą herb Orzeł Biały, pisany wielką literą, bo to nazwa własna. Generalnie, godłem jest herb. Więc jeśli ktoś mówi, że mamy herb – ma rację. Jeśli mówi, że mamy godło – również ma rację. Ale jeśli ktoś twierdzi, że mamy godło, a nie mamy herbu – to już się myli.


Skąd się wziął Orzeł Biały na naszym herbie?

I tu bardzo ładnie nawiązujemy do obchodzonej w tym roku rocznicy Tysiąclecia koronacji Chrobrego. Według Długosza, podczas zjazdu gnieźnieńskiego – oprócz tego, o czym uczymy się w szkołach, czyli wymiany darów i podatków – Otton III nałożył koronę na głowę Chrobrego, przekazał mu włócznię świętego Maurycego, a także, zgodnie z relacją Długosza, herb Chrobrego został uhonorowany prawem do posługiwania się symbolem srebrnego orła. Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego nawiązywało do tradycji starożytnego cesarstwa rzymskiego. Złotego orła używał cesarz rzymski, natomiast srebrny był symbolem rzymskiego patrycjatu. Według Długosza, nadanie Chrobremu tego znaku było uznaniem jego wyjątkowej pozycji w obrębie Cesarstwa – bo patrycjusze również byli elitą władzy. Było to więc wyniesienie Chrobrego do rangi władcy europejskiego – nie tylko przez przekazanie diademu cesarskiego, ale także przez przyznanie prawa do srebrnego orła. 

Oczywiście, Długosz żył 400 lat później, więc mógł nieco ubarwić fakty, ale od tego momentu symbol orła pojawia się u Piastów. Co prawda, słynna moneta z ptakiem przypominającym bohatera „Świnki Peppy”, według współczesnych numizmatyków przedstawia raczej gołębia albo pawia, a nie orła. Ta moneta – drukowana obecnie na złotówce – jest jednak ważna z innego powodu: po raz pierwszy pojawiła się na niej nazwa „Polska”. Od tamtego czasu Piastowie zaczęli używać orła jako osobistego znaku, herbu rodowego, a od 1295 roku Przemysł II rozciągnął ten symbol na całe państwo – odtąd Orzeł stał się godłem Polski. To właśnie sprawia, że jest on najstarszym polskim symbolem narodowym. Barwy narodowe są pochodną herbu Orzeł Biały, choć jednocześnie stanowią równorzędny symbol państwowy.




W okresie PRL orzeł nie miał korony.


Owszem. Uznano, że korona symbolizuje społeczeństwo klasowe i nie przystaje do tradycji socjalistycznej. Ciekawostką jest natomiast, że czasach królów elekcyjnych na piersi orła pojawiała się tarcza sercowa z herbem rodu, z którego pochodził dany monarcha. Ponieważ nie było wówczas dynastycznej ciągłości, rodziny królewskie nie używały Orła Białego jako swojego herbu w pełni – dlatego należało wskazać, kto aktualnie sprawuje władzę, ale jednocześnie nie odbierać państwowego herbu na stałe. To właśnie po tarczy sercowej umieszczonej na piersi orła można rozpoznać okres królów elekcyjnych. Herb się zmieniał, ale w sposób zrozumiały dla ówczesnych mieszkańców Polski. Wokół korony toczy się zresztą do dziś sporo dyskusji – niektórzy twierdzą, że zamknięta korona symbolizuje państwo niepodległe, a otwarta – nie. To nieprawda. Zamknięcie korony wynikało raczej z praktyki – każdy kolejny władca starał się ją przyozdobić, więc trzeba było ją usztywnić. To był po prostu zabieg techniczny, bez ideologicznego znaczenia.



Co Orzeł Biały ma wspólnego z bielikiem – który, jak wiemy, orłem właściwie nie jest?

W herbie Orzeł Biały przedstawia pierwotnie bielika, czyli największego ptaka drapieżnego północnej Europy. Fascynował on właśnie ze względu na swoją potęgę. Zresztą fascynacja ptakami drapieżnymi sięga starożytności – uważano, że są one posłańcami bogów. W Rzymie orzeł stał się symbolem Cesarstwa, a kraje chcące nawiązywać do tej tradycji – jak Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego – przejęły ten znak. Poprzez Chrobrego symbol ten trafił do Polski. Bielik – jako największy drapieżnik kontynentu (większy jest tylko orłosęp, ale z racji swojego wyglądu, mniej „reprezentacyjny”) – potocznie nazywany jest orłem, ale według ornitologów to orłan, prawdopodobnie z rodziny jastrzębiowatych. 



Robią też wrażenie majestatem.


Tak, ale do heraldyki został przeniesiony w sposób bardzo uproszczony. W wersji herbu, którą mamy obecnie, bielik ma na przykład złote pazury, choć w rzeczywistości ptaki te mają nieopierzone skoki– te części powinny być w herbie złote. To widać choćby w wersji orła stosowanej przez ministerstwa – tam nogi są całe złote. Jest wiele takich drobnych rozbieżności, które pokazują, że z jednej strony to rzeczywiście bielik, a z drugiej – że narysowany niekoniecznie zgodnie z realiami. Toczą się dyskusje o kształcie orła, o tym, czy korona powinna być otwarta czy zamknięta. Niektórzy chcieliby powrotu do orła z 1919 roku – tego, który został przyjęty w trybie awaryjnym tuż po odzyskaniu niepodległości.

Wówczas, po ponad stu latach zaborów, każda część kraju miała inną tradycję – i każdy chciał „swojego” orła. Ostatecznie zdecydowano się na wersję najbardziej zbliżoną do tej z zaboru rosyjskiego. Już wtedy mówiono, że to orzeł tymczasowy – że docelowo powstanie nowy, lepszy wzór. Warto dodać, że przyjęto wtedy tarczę wielopolową, która pierwotnie pochodzi z heraldyki francuskiej, ale trafiła do Polski przez Rosję, gdzie była powszechnie stosowana. Polska heraldyka była znacznie prostsza – nie używała tarcz wielopolowych, albo czyniła to bardzo rzadko. Najczęściej mieliśmy jedno godło heraldyczne, czasem tarczę dzielono, ale herby wielopolowe pojawiało się rzadko. W rezultacie dziś używamy tarczy, która nawiązuje do systemu heraldycznego rosyjskiego – naszego dawnego zaborcy. I jakoś nikt na to nie zwraca uwagi. Przy całym tym sporze o znaki wolności i niepodległości, to akurat tarcza, która tutaj najbardziej nawiązuje w sposób bardzo czytelny do zaborów – pozostała.




Ewolucja projektu Orła Polskiego od XII wieku do roku 1927, rysunek opublikowany w czasopiśmie "Światowid", 1935




Od ponad dwóch wieków towarzyszy Polakom Mazurek Dąbrowskiego. Dlaczego akurat ta pieśń, napisana zresztą daleko od Polski, została hymnem?


Wersja mityczna mówi, że była najwspanialszą pieśnią i wszyscy ją kochali – dlatego została hymnem. Ale to nie do końca prawda. Żeby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego „Jeszcze Polska nie zginęła” została hymnem, trzeba zrobić małą powtórkę z historii. W maju 1926 roku Piłsudski dokonał zamachu stanu. Społeczeństwo było wtedy w Polsce jeszcze bardziej podzielone niż dziś. Te podziały były naprawdę głębokie. Gdy zapadła decyzja, by ustanowić hymn państwowy, rozpoczęła się dyskusja. Pojawiło się wiele propozycji, za którymi stały konkretne siły polityczne. Oczywiście Piłsudski chciał, żeby hymnem została „Pierwsza Brygada”, pieśń jego legionów. Ale wiedział, że jeśli tak się stanie, cała opozycja tego nie zaakceptuje, a połowa kraju nie uzna jej za hymn. Tymczasem hymn powinien łączyć, a nie dzielić. Z drugiej strony, endecja forsowała „Rotę” Konopnickiej. Piłsudski nie mógł jednak oddać symbolu narodowego przeciwnikom politycznym – nie mogło być tak, że hymn śpiewa tylko jedna strona. 

Kręgi kościelne chciały, by hymnem została pieśń „Boże, coś Polskę”, ale pamiętano, że utwór ten został pierwotnie napisany na rocznicę powstania Królestwa Polskiego i wychwalał cara – miał więc słabą kartę do ubiegania się o status hymnu. Brano też pod uwagę „Warszawiankę” z czasów powstania listopadowego oraz „Chorał” Ujejskiego, który był bardzo ciężki emocjonalnie i powolny – napisał go po rabacji, więc zawierał cały dramatyzm tamtego czasu. Fragment: „Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej, do Ciebie, Panie, bije ten głos...” – no, trudno przy takim tekście o entuzjazm. Natomiast „Jeszcze Polska nie zginęła”, bo tak najczęściej pieśń nazywano, miała wiele zalet. Przede wszystkim była popularna i rzeczywiście śpiewana, z całą swoją historią sięgającą czasów Legionów i Księstwa Warszawskiego.

Śpiewano ją również w kolejnych powstaniach, w najtrudniejszych momentach. Podczas bitwy o Olszynkę Grochowską oddziały ruszały do walki na bagnety właśnie z tą pieśnią. Jej przekaz był prosty, zrozumiały, niosący nadzieję, ale też wzywający do działania. Zakazana przez zaborców, stawała się jeszcze bardziej wartościowa – bo to, co zakazane, od razu wydaje się lepsze. Najważniejsze jednak było to, że pieśń nawiązywała do wydarzeń sprzed ponad 100 lat, więc nie wiązała się z aktualną polityką. Nie można było przypisać jej żadnej ze stron; nikt nie mógł powiedzieć: „To nasza pieśń”. Dzięki temu była najmniej kontrowersyjna, najbardziej łącząca – a to najważniejsze cechy hymnu. Miała też dobrą melodię. I dlatego właśnie została ustanowiona hymnem.


Jakim człowiekiem był autor hymnu – Józef Wybicki?

Był postacią niesamowitą. Dziś zapewne zdiagnozowano by u niego ADHD. Od samego początku, gdy tylko zaczął działać politycznie, angażował się we wszystko, co możliwe – najpierw w naprawę Rzeczypospolitej, później w walkę o jej odzyskanie. To właśnie on, jako pierwszy i jedyny, odważył się zabrać głos w czasie Sejmu repninowskiego – nazywanego tak od nazwiska ambasadora rosyjskiego, który zwołał Sejm i porwał czterech przywódców opozycji, by zastraszyć posłów i wymusić głosowania zgodne z wolą Moskwy. Dwudziestoletni wówczas Wybicki wygłosił protestację, otwarcie mówiąc o przemocy moskiewskiej. I choć miał zaledwie dwadzieścia lat, jego słowa były mocne i do dziś brzmią aktualnie. Nikt inny nie miał odwagi tego zrobić. Można powiedzieć, że był młody i narwany, nie przewidywał konsekwencji – ale dwa dni później zawiązano konfederację barską, która uznała protestację Wybickiego za swoje pierwsze działanie. Zresztą sam Wybicki do niej dołączył. Starał się pozyskiwać przychylność dworów zagranicznych. 

Działał w insurekcji kościuszkowskiej, uczestniczył w tworzeniu Legionów, później Księstwa Warszawskiego. Napisał jedną z pierwszych prac o wprowadzeniu papierowego pieniądza w Polsce. Był wizytatorem szkół wileńskich z ramienia Komisji Edukacji Narodowej. Co ciekawe, wysłano go tam, bo szkoły te podlegały potężnemu biskupowi wileńskiemu, a Komisja zazwyczaj wysyłała duchownych. Tym razem uznano, że potrzeba kogoś z zewnątrz – i Wybicki nie miał oporów, by dokonać kontroli i częściowej reformy. Uznawany jest za jednego z ojców polskiej geografii – to on wprowadził do języka polskiego słowo „geologia”. Zajmował się reformami gospodarczymi i politycznymi, pisał wiersze, sztuki dramatyczne, opery, komedie. Czasem sam je reżyserował i w nich występował. To człowiek, który wszędzie zostawiał swój ślad. Jego przekleństwem jest jednak to, że najbardziej znany jest z jednej pieśni – i to nie dlatego, że się wzruszył, jak głosi popularny mit, tylko dlatego, że potrzebna była konkretna instrukcja.



To nie była pieśń wzruszenia?

Nie. To była bardzo jasna instrukcja dla legionistów, kogo mają słuchać. Wówczas w polskiej emigracji panował głęboki podział. Dąbrowski pisał do Wybickiego, że więcej czasu traci na odpisywanie na donosy Polaków do Francuzów, niż na organizację wojska. Trzeba było więc wzmocnić jego pozycję, wskazać żołnierzom drogę, pokazać, na kim mają się wzorować, przypomnieć, że w domu czekają na nich żony i dziewczyny. Wszystko to można było zawrzeć w odezwie, ale część żołnierzy była niepiśmienna. Dlatego łatwiej było stworzyć pieśń. Wybicki zastosował zabieg, który do dziś stosują sieci handlowe – do znanej melodii dołożył tekst. To działa. Dziś też wystarczy usłyszeć melodię, by wiedzieć, do którego iść sklepu. Wybicki zrobił to już 200 lat temu. Człowiek niesamowicie ciekawy. I choć pieśń, którą napisał, zrobiła oszałamiającą karierę, to przykryła całą jego inną działalność. A przecież on nie napisał hymnu – napisał pieśń, która dopiero po wielu latach została hymnem.


Jak to jest z symbolami narodowymi – flagą, hymnem, godłem? Czy one dziś łączą Polaków, czy raczej dzielą?

I tak, i nie. Na pewno łączą – Polacy bardzo kochają swoje symbole. Ale jednocześnie wiedzą o nich bardzo mało. To dość częste u nas: potrafimy głośno krzyczeć, ale nie zadajemy sobie trudu, żeby zrozumieć, skąd coś się wzięło. Z drugiej strony, pojawiają się tendencje do dzielenia – na zasadzie: kto ma prawo używać danego symbolu, a kto nie. Są próby zawłaszczania, a to bardzo groźne. Bo fundamentem symbolu narodowego jest to, że symbolizuje cały naród – i każdy ma do niego takie samo prawo. Nie można tworzyć sytuacji, w której jedna osoba może korzystać z symbolu, a inna już nie. To często wynika z nieznajomości zasad. 

Mnie osobiście ogromnie irytuje – i to w każdym środowisku – powszechne używanie flagi z godłem. Tak, to jest flaga ustawowa, ale bardzo jasno określono, dla kogo jest przeznaczona. Jest to flaga dla instytucji, których status prawny w ramach prawa międzynarodowego jest niejednoznaczny – czyli dla miejsc, które formalnie są terytorium Rzeczypospolitej, ale de facto już nie do końca. Przykład? Polska ambasada w Berlinie – teoretycznie, zgodnie z prawem międzynarodowym, to teren Polski, ale w praktyce jest to terytorium Niemiec. Podobnie pokład samolotu czy statku – prawo międzynarodowe traktuje je jako terytorium Polski, ale w praktyce to umowne. Kapitanaty portów lotniczych, strefy wolnocłowe – to także przestrzenie, gdzie władztwo państwowe jest ograniczone. Więc gdy ktoś wywiesza w domu flagę z godłem, to jakby mówił, że mieszka na statku, w ambasadzie albo w miejscu, gdzie władztwo Rzeczypospolitej jest niepełne. To pokazuje całkowite niezrozumienie symboliki narodowej.



Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie to pierwsze takie miejsce na świecie...

…i przez długi czas było jedynym w całej galaktyce! Później powstało na krótko Muzeum Marsylianki, ale zostało zamknięte i od lat jest nieczynne. Tak że spokojnie możemy mówić, że jesteśmy jedynym muzeum hymnu w galaktyce.


Kto odwiedza muzeum? Czy zdarza się Panu widzieć wzruszenie u odwiedzających? Które eksponaty budzą największe emocje?

Odwiedzają nas przede wszystkim grupy szkolne. Wychodzimy z założenia, że jeśli ktoś młody usłyszy i zrozumie, skąd się biorą symbole narodowe, to zapamięta to na całe życie – na przykład, że biel i czerwień to nie krew i czystość, tylko barwy tarczy herbowej. Staramy się walczyć ze stereotypem, że muzeum hymnu to coś nudnego, gdzie trzeba będzie ziewać na baczność. Nie chcemy nadmiernego patosu – bo patriotyzm nie musi być XIX-wieczny, ciężki, jak u Kaczmarskiego: „Taką stoi Polska racją/ Na pohybel innym nacjom!”. Można być dumnym z osiągnięć i dążyć do kolejnych – dlatego nasza oferta jest skierowana przede wszystkim do młodzieży, ale nie tylko. Około 80 procent naszych odwiedzających to uczniowie, ale przyjeżdżają też seniorzy, osoby indywidualne, ludzie w każdym wieku. Jedyna grupa, której się nie spodziewaliśmy, to obcokrajowcy. Uznaliśmy, że nasze symbole są na tyle hermetyczne, że nie ma sensu wprowadzać opisów dwujęzycznych. 

Ale oczywiście, jeśli pojawia się grupa anglojęzyczna, jesteśmy w stanie oprowadzić i opowiedzieć – choć zakotwiczenie w polskiej historii jest tak głębokie, że osobie nieznającej naszej przeszłości trudno będzie zrozumieć zawiłości zaborów czy powstań. A żeby pokazać, jak ważne jest nasze muzeum – naszym najważniejszym pracownikiem jest… pies Draka. Rolą Draki jest spuszczanie powietrza z nadmiernie napompowanych emocji. Bo jeśli dzieci poczują, że wszystko wokół jest zbyt poważne, to zaczyna być trudno, nudno. Kiedy nagle przychodzi pies, wita się z nimi – i to miejsce staje się przyjazne, przyjemne. A jeśli pyta Pani o wzruszenie – tak, zdarza się. Mamy eksponaty, które robią wrażenie. Choćby orzeł wykonany z blachy z poszycia niemieckiego Sztukasa, jedynego zestrzelonego podczas Powstania Warszawskiego. To naprawdę porusza. Raczej jednak staramy się pokazywać, że historia nie zawsze jest prosta – i skłaniać do myślenia.



Dzień Flagi to dobry moment, żeby zapytać, czym dziś jest patriotyzm?


To nie jest łatwe pytanie, bo nie ma jednej odpowiedzi. Patriotyzm może przyjmować bardzo różne formy – od tych drobnych, codziennych, jak dbanie o własne otoczenie, po te najbardziej wymagające, jak służba w armii i gotowość do poświęcenia życia. To przede wszystkim postawa – w każdej dziedzinie życia. I niekoniecznie polegająca na tym, że mamy uważać się za najlepszych. Raczej chodzi o rozumienie własnej historii – także tej trudnej. Ważne jest, byśmy wiedzieli, jakie błędy popełniliśmy, dlaczego je popełniliśmy, do czego doprowadziły – i byśmy potrafili ich unikać w przyszłości. To właśnie powinna nam dawać historia – nie poczucie wyższości, nie wygrażanie innym, ale świadomość i przygotowanie. Bo jeśli przyjdzie moment, gdy trzeba będzie zareagować – trzeba to zrobić rozsądnie i skutecznie. Nie chodzi o samozadowolenie, ale o codzienne, racjonalne działanie. Tak to widzę. Choć pewnie opinii na temat współczesnego patriotyzmu jest tyle, ilu Polaków – i mam tego pełną świadomość.









Wywiad na Dzień Flagi. Przemysław Rey: Biel nie oznacza czystości, a czerwień nie jest krwią przelaną za ojczyznę | Portal i.pl

Plik:Ewolucja projektu Orła Polskiego od XII wieku do roku 1927, rysunek opublikowany w czasopiśmie "Światowid", 1935 Rysunek ze "Światowida" (1935 r.) Orzeł Biały Godło Polski Herb Polski Brak znanych praw autorskich A.jpg - Wikimedia Commons



czwartek, 1 maja 2025

Raport mniejszości - czy władza mniejszości?



przedruk



Pamiętasz przerażający film "Raport mniejszości"? 
System jest już testowany na więźniach

15.04.2025 11:21

Pamiętacie "Raport Mniejszości", film nakręcony na bazie doskonałej powieści amerykańskiego pisarza i wizjonera Philipa K. Dicka? 

"Przewidywanie" przestępstw ma stać się codziennością brytyjskich ulic. Tylko, że ocenę, kto z nas może popełnić przestępstwo na ulicach Londynu, czy Belfastu, będzie wystawiać algorytm, nad którym rząd brytyjskiej Partii Pracy pracował wzorując się na chińskim modelu kontroli społecznej.


System poinformuje policję o możliwym przestępstwie godziny przed jego popełnieniem, tak żeby policjanci mogli aresztować podejrzanego obywatela. Ale zaraz... Czy można aresztować kogoś za niepopełnione zbrodnie? To wizja brytyjskiej - na razie - przyszłości.


Lewica udoskonala świat

Wbrew prowadzonej od dekad narracji oskarżającej konserwatywne rządy o mniej, lub bardziej udane próby wprowadzania totalitaryzmów w Europie, po narzędzia rodem z powieści science fiction sięgają środowiska lewicowe. Są przy tym daleko skuteczniejsze, niż wydawać by się mogło z polityki, jaką prowadzą i sposobów, w jakiej o niej mówią.

Trwająca od tygodnia medialna i prawnicza awantura na Wyspach Brytyjskich dotyczy bezprecedensowego programu predykcji przestępstw, który lada moment ma być uruchomiony w najbliższej przyszłości.

Rząd Albionu pracuje nad programem komputerowym, który ma wykorzystywać poufne dane do identyfikacji osób, które mogą popełnić poważne przestępstwa z użyciem przemocy, w tym morderstwo'. Zdaniem krytyków to „przerażający i dystopijny” pomysł.

Do dokumentów na temat projektu jako pierwsi dotarli dziennikarze śledczy i analitycy organizacji Statewatch, którzy złożyli wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Na tej podstawie ustalono, że program został rozpoczęty przez ministerstwo sprawiedliwości na wniosek kancelarii premiera, kiedy urząd ten pełnił Rishi Sunak, czyli w latach 2022-2024. Jednak Partia Pracy znacznie przyspieszyła w pracach nad kontrowersyjnym rozwiązaniem.


Okiem kamery

W ramach projektu analizie poddawane są dane osób skazanych za przestępstwa, obejmujące: personalia, płeć i przynależność etniczną, a także numer identyfikacyjny w policyjnym systemie komputerowym. W ramach projektu analizie poddawane są dane osób skazanych za przestępstwa, obejmujące personalia, płeć i przynależność etniczną, a także numer identyfikacyjny w policyjnym systemie komputerowym.

Wykorzystywane są także dane osób nieskazanych za żadne przestępstwo, dotyczące m.in. ich zdrowia psychicznego, uzależnień, prób samobójczych, samookaleczeń, a także niepełnosprawności.

Dane te są nakładane na kamery rejestrujące przechodniów i analizujące kim są, jaki mają nastrój, oraz – to na podstawie chodu – czy mogą stanowić zagrożenie.

Prawnicy i obrońcy praw człowieka przestrzegają, że program może wzmacniać uprzedzenia rasowe oraz wobec osób o niskich dochodach.

- Tworzenie zautomatyzowanego narzędzia do profilowania ludzi jako brutalnych przestępców jest błędne, a wykorzystywanie wrażliwych danych na temat zdrowia psychicznego, uzależnień i niepełnosprawności jest wysoce alarmujące

– przestrzegają.


Konieczna zmiana prawa

Rząd dyskretnie pracuje również nad zmianą systemu prawnego w taki sposób, aby umożliwić policji uzasadnianie interwencji w przypadku osób formalnie niewinnych wskazanych przez program, jako potencjalni przestępcy. Prawo brytyjskie, podobnie jak wszystkie systemu prawne cywilizowanego świata nie przewidują karania za niepopełnione zbrodnie, niemożliwe jest również skazywanie za zamiar ich popełnienia - zamiar ów jest bowiem najczęściej nieudowadnialny.

W przypadku programu zachodzi jeszcze jedno niebezpieczeństwo...

Decyzję o tym, który z obywateli stanowi zagrożenie, będzie podejmować nie człowiek, ale algorytm, który może gorzej oceniać ludzi kolorowych, bezrobotnych, oraz np. przewlekle chorych. Od wskazań algorytmu nie będzie się można odwołać.


Czy system rozleje się na UE?

Nad algorytmem administracja królewska pracuje już od kilku lat. Testowano go w brytyjskich zakładach karnych, gdzie program sugerował Służbie Więziennej, który z osadzonych może stanowić zagrożenie dla siebie i dla innych. Czy było to narzędzie skuteczne? Władze systemu penitencjarnego odmawiają odpowiedzi na podobne pytania zasłaniając się tajemnicą służbową, jednak pełnomocnicy niektórych ze skazanych planują zaskarżenie narzędzia do sądu najwyższego.

Brytyjskiemu eksperymentowi z uwagą ma się przyglądać Komisja Europejska, której również marzy się system przewidujący ewentualne zagrożenia i umożliwiający areszt prewencyjny. Na razie nikt nie patrzy na to, że zastosowanie takiego narzędzia będzie najgorszym przypadkiem łamania praw człowieka po upadku III Rzeszy. W obu - brytyjskim i europejskim - przypadkach interwencję w tej sprawie zapowiadają organizacje prawnicze oraz broniące praw człowieka. - To przerażające i antyludzkie - mówią w mediach.





Autor: Paweł Pietkun
Źródło: tysol.pl
Data: 15.04.2025 11:21




Pamiętasz przerażający film "Raport mniejszości"? System jest już testowany na więźniach




Wapień siedlecki









przedruk



Polski Sejm zbudowano... dzięki temu miejscu. 


Piotr Ciastek
25 kwietnia 2025, 15:55


Leśne ostępy Jury Krakowsko-Częstochowskiej wciąż kryją mało znane fakty. W jednym z kamieniołomów pod Częstochową wydobywano kiedyś najbielszy w regionie wapień. 


Jurajski wapień jak włoski marmur


Z lekcji geografii w szkole podstawowej wiemy, że Jura Krakowsko-Częstochowska powstała w erze mezozoicznej, w okresie jurajskim, z osadów wapiennych. Tereny, po których dziś chodzimy znajdowały się na dnie jurajskiego morza. Tutejsze skały powstały z mułu, szkieletów zwierząt, skorupek wapiennych i substancji wydzielanych przez mikroorganizmy. Z tego materiału budowano domy, ogrodzenia, a nawet zamki. To właśnie z nich zbudowany jest cały Szlak Orlich Gniazd.


Jednym z takich miejsc, z którego wydobywano piękny biały wapień, a dokładnie wapienie lekkie, był kamieniołom położony niedaleko wsi Siedlce w gminie Janów w powiecie częstochowskim. Tutejszy wapień dla architektów i budowniczych był niczym marmur wydobywany we włoskiej Carrarze, który to upodobał sobie Michał Anioł tworząc z nich Pietę czy Dawida.


Jak Sejm wapieniem z Jury Krakowsko-Częstochowskiej obudowano

To właśnie do kamieniołomu pod Częstochową udali się w latach 50. XX wieku współpracownicy Bohdana Pniewskiego, który był wybitnym polskim architektem, profesorem Politechniki Warszawskiej i twórcą wielu gmachów użyteczności publicznej w Warszawie. Stąd właśnie wzięła się nazwa kamieniołom "warszawski", bo to właśnie z odkrywki w Siedlcach wzięto najbielszy wapień do stworzenia elewacji budynku Rady Ministrów, Domu Chłopa i Sejmu RP w Warszawie.

O poszukiwaniach najpiękniejszego wapienia do podźwignięcia stolicy z gruzów po II wojnie światowej opisuje we wspomnieniach Jan Zawistowski nadzorujący wówczas prace budowlane.

- Drugim trudnym zagadnieniem był kamień na elewacje. Bodzio żądał białego wapienia. Pińczów eksploatowany bardzo intensywnie na potrzeby PKiN miał zabarwienie żółtawe. Bodzio go odrzucił. Przedpełski twierdził, że jedyny naprawdę biały wapień był przed wojną wydobywany w Złotym Potoku, gnieździe rodzinnym Potockich na Kielecczyźnie. Zrobiliśmy ekspedycję w teren. Pojechaliśmy z Przedpełskim, Leszkiem Borawskim oraz dwoma inżynierami z Kambudu (…) Z Kielc Jeepem – otwartym wózkiem terenowym pojechaliśmy do Złotego Potoku. Wówczas była to podupadła, wysiedlona żydowska mieścina, otoczona lasami i stawami ze słynna hodowlą pstrągów. Oglądaliśmy opuszczone kamieniołomy rzeczywiście białego wapienia. Przedstawiciele Kambudu opierali się. Nie opłacało im się otwierać produkcji wapienia dla jednego gmachu Sejmu przy dużej odległości od kolei i fatalnych drogach.

Kombinat Kamienia Budowlanego Kambud w Krakowie, Oddział w Kielcach, w końcu ustąpił i kamieniołom w Siedlcu ożył na nowo. Dziś to miejsce leży na terenie prywatnym i nie jest już na większą skalę eksploatowane.

Siedlecki wapień interesuje również geologów – to wapień detrytyczny, zbudowany z intraklastów. Występują w nim piękne buły krzemienne oraz spikule (twarde, igłokształtne struktury) gąbek, skorupki ramienionogów czy amonity.

- Utworzenie się okruchowego materiału wapiennego przypisać należy. Mechanicznemu działaniu przybrzeżnych wód morskich. Powstający materiał okruchowy był przenoszony na niewielkie odległości od niszczonych raf - pisał w swojej książce o geologii tego miejsca Antoni Morawiecki.




Przy tej okazji warto wspomnieć, że Jura jest wdzięcznym miejscem dla filmowców. Powstawały tu zdjęcia m.in. do "Królowej Bony", "Janosika", "Stawki większej niż życie", "Ogniem i mieczem", "Pana Wołodyjowskiego", „Demonów wojny według Goi”, „Hrabiny Cosel” czy „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Kilka lat temu gościli tu też twórcy serialu Wiedźmin, którzy wykorzystali plenery zamku Ogrodzieniec.



źródła:

Zawistowski Jan, Wspomnienia. Maszynopis w ZS Biblioteki Narodowej w Warszawie

Walendowski Henryk, Kamienne gmachy sejmowe, 

Nowy Kamieniarz nr 49 (6/2010), śląskie travel; 

A. Morawiecki, Wyniki badań wapieni ze wsi Siedlec koło Złotego Potoku w powiecie częstochowskim, „Geological Quarterly” (3–4), s. 542, 543, 546.







Polski Sejm zbudowano... dzięki temu miejscu. W tym kamieniołomie pod Częstochową był też... Val Kilmer | Dziennik Zachodni





Port w Czarnomorsku dla Polski








przedruk
tłumaczenie automatyczne







Ukraina przedstawia w Warszawie projekt koncesji dla portu morskiego w Czarnomorsku

(koło Odessy)



poniedziałek, 28 kwietnia, 2025







Podczas konferencji inwestycyjnej w Warszawie Ukraina podkreśliła kluczowe aspekty projektu koncesyjnego dla portu Charnomorsk w obwodzie odeskim. Obejmują one potencjał terminalu, szczególne warunki konkurencji i środki wdrożone przez rząd i jego partnerów w celu zagwarantowania przejrzystości i atrakcyjności inwestycyjnej. 

Jest to długoterminowa koncesja trwająca 40 lat i obejmująca dwa terminale: terminal kontenerowy i terminal uniwersalny, o pojemności do 760 000 kontenerów dwudziestostopowych i ponad pięciu milionów ton ładunku rocznie. Projekt ten uzupełnia nowo utworzony ukraiński korytarz czarnomorski, który ułatwia dywersyfikację szlaków towarowych, zwiększa niezawodność handlu i poprawia wydajność celną.

Wcześniej polskie Ministerstwo Rolnictwa omawiało możliwość dzierżawy lub zakupu portu w Odessie w celu uzyskania dostępu do Morza Czarnego i eksportu zboża z Polski i innych krajów europejskich.

Duński przewoźnik kontenerowy A.P. Moeller-Maersk AS jest również zainteresowany zbadaniem możliwości koncesji na terminal w porcie Charnomorsk.


----------







Ukraina przedstawiła projekt koncesji dla portu w Czarnomorsku na konferencji w Warszawie


środa, 25 kwietnia 2025


Zaprezentowano potencjał terminalu, warunki konkurencji oraz działania mające na celu zapewnienie transparentności i atrakcyjności inwestycyjnej.

Delegacja Ministerstwa Rozwoju wzięła udział w Konferencji Inwestycyjnej dotyczącej realizacji projektu koncesyjnego w porcie w Czarnomorsku, która odbyła się 24 kwietnia w Warszawie. Port w Czarnomorsku jest jednym z najbardziej strategicznych węzłów morskich na Ukrainie. W wydarzeniu wzięli udział przedstawiciele międzynarodowych instytucji finansowych, czołowych operatorów portowych, inwestorzy oraz urzędnicy państwowi.


Delegacji ukraińskiej przewodniczyli pierwsza wiceminister rozwoju wspólnot i terytoriów Alyona Shkrum oraz wiceminister rozwoju wspólnot i terytoriów Andrij Kaszuba.


"Odbudowa Ukrainy to nie tylko odbudowa tego, co zostało zniszczone. Chodzi o transformację – tworzenie nowoczesnej, zrównoważonej i inkluzywnej gospodarki. Chociaż pomoc międzynarodowa i finansowanie rządowe są nadal ważne, same w sobie nie wystarczą. Skala ożywienia wymaga aktywnego zaangażowania biznesu, zarówno ukraińskiego, jak i międzynarodowego. Port w Czarnomorsku jest żywym przykładem tego, jak międzynarodowy biznes może włączyć się w tworzenie nowej infrastruktury w oparciu o przejrzystość, wydajność i wykonalność komercyjną" – powiedziała w swoim wystąpieniu Alona Szkrum.

Strona ukraińska przedstawiła uczestnikom konferencji kluczowe aspekty projektu koncesyjnego w Czarnomorsku – od potencjału terminalu po szczegółowe warunki przetargu oraz działania podejmowane przez rząd i partnerów w celu zapewnienia transparentności i atrakcyjności inwestycyjnej.


"Ukraińska sieć portów morskich odgrywa kluczową rolę w gospodarce narodowej, służąc jako brama kraju do światowego handlu – nawet podczas wojny. Pomimo ciągłych zagrożeń militarnych sektor portów morskich wykazał się wyjątkową odpornością, utrzymując znaczne wolumeny ładunków i przyciągając nowe inwestycje. Koncesja na terminal kontenerowy w porcie w Czarnomorsku to nie tylko projekt infrastrukturalny. Jest to szansa dla inwestorów, aby stać się częścią nowego systemu logistycznego Morza Czarnego. Przede wszystkim pokazuje, że Ukraina nie czeka na pokój, aby rozwijać infrastrukturę portową – kraj inwestuje teraz, angażując w ten proces sektor prywatny" – podkreślił Andrij Kaszuba.

Prezentacja projektu koncesyjnego Czarnomorskiego Terminalu Kontenerowego (CCT) była centralnym punktem konferencji. Mówimy o długoterminowej koncesji na 40 lat, obejmującej dwa terminale: kontenerowy i uniwersalny, o potencjale do 760 tys. m sześc. TEU i ponad 5 mln ton ładunków rocznie.


Realizacja projektu koncesyjnego w porcie w Czarnomorsku wzmocni pozycję Ukrainy w globalnej logistyce i przyczyni się do integracji gospodarczej z Europą. Projekt ten uzupełnia nowo utworzony Korytarz Ukraiński, który umożliwia dywersyfikację tras ładunkowych, zwiększenie wiarygodności handlu i poprawę efektywności celnej.

Projekt został przygotowany przy udziale Międzynarodowej Korporacji Finansowej (IFC) oraz Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) i posiada już gotową dokumentację przetargową, z jasnymi warunkami udziału, strukturą ryzyka oraz gwarancjami wsparcia ze strony państwa.











19.07.2023 15:53


"Zniszczenia w porcie Czarnomorsk są znaczne". Magazyny ze zbożem wysadzone




Rosyjski atak rakietowy na port Czarnomorsk doprowadził do "znacznych zniszczeń" - poinformowała spółka Kernel, operator ukraińskiego portu. Obiekty przeładunkowe wraz z magazynowanym zbożem uległy znacznemu zniszczeniu - wskazano. Według spółki przywrócenie aktywów do eksploatacji wymagałoby dużo czasu.


W wyniku ataku rakietowego wojsk rosyjskich zniszczone zostały obiekty przeładunkowe Kernela wraz ze zbożem magazynowanym w porcie w Czarnomorsku.


Według ministra rolnictwa Mykoła Solskiego zniszczone zostało 60 tys. ton zbóż.


Port w Czarnomorsku był obok Odessy i Jużnego jednym z trzech ukraińskich portów, którymi - na mocy porozumienia zbożowego - Ukraina importowała zboże.

W dniu 19 lipca 2023 r. aktywa spółki w porcie Czarnomorsk stały się celem zmasowanego rosyjskiego ataku rakietowego. Znacznie zniszczone zostały obiekty przeładunkowe firmy wraz z magazynowanym zbożem w porcie w Czarnomorsku. Wstępne szacunki wskazują, że przywrócenie aktywów do eksploatacji wymagałoby dużo czasu - napisano w komunikacie.


W nocy 19 lipca Rosja przeprowadziła ataki na terminale zbożowe w portach w Odessie i Czarnomorsku. Szkód doznała infrastruktura zbożowa należąca do międzynarodowych i ukraińskich handlowców i przewoźników, w tym Kernela.


Wojska rosyjskie przeprowadziły po raz drugi z rzędu atak na Odessę i obwód odeski. Jak poinformowała armia ukraińska, pociski uderzyły w terminal zbożowy i olejowy.

Ataki zbiegły się z wycofaniem się Rosji z realizowania umowy zbożowej, gwarantującej bezpieczeństwo statkom ukraińskim transportującym zboże i produkty rolne, wypływającym m.in. z Odessy.








ubn.news/pl/ukraina-przedstawia-w-warszawie-projekt-koncesji-dla-portu-morskiego-w-charnomorsku/

mindev.gov.ua/news/ukraina-predstavyla-proiekt-kontsesii-portu-chornomorsk-na-konferentsii-u-varshavi

money.pl/gospodarka/zniszczenia-w-porcie-czarnomorsk-sa-znaczne-magazyny-ze-zbozem-wysadzone-6921317688052704a.html










Lista tekstów z Nowego Ekranu



Od 27 kwietnia br. uzupełniam na blogu swoje stare teksty wcześniej opublikowane tylko na Nowym Ekranie - obecnie Neon24.pl.

Część tych tekstów, które uznałem za ciekawsze, była od razu umieszczana na blogerze.


Będę sprawdzał na bierząco co brakuje i codziennie dodawał np. po kilka tekstów - lista będzie uzupełniana w tym poście.






Data publikacja na bloggerze będzie zgodna z datą publikacji na NE, czyli tekst z np. 11 listopada 2015 roku będzie można znaleźć pod tą datą w Archiwum bloga.


Poniżej lista tekstów z rodziałem na dany rok:

- oryg. adres i data publikacji na NE

- link do przedruku na bloggerze



zrobione już wcześniej

2017

argo.neon24.net/post/141310,rozprzestrzenianie-sie-cywilizacji

argo.neon24.net/post/140660,nie-szykanuj-mnie ----------------- notka w lochu

argo.neon24.net/post/140646,czipowanie-w-dawnych-wiekach

argo.neon24.net/post/140645,nagroda-1-mld-euro   ---------- Notka została usunięta administracyjnie.

argo.neon24.net/post/140633,krew-droga-do-dlugowicznosci


2016

argo.neon24.net/post/130052,wojna

argo.neon24.net/post/129525,witajcie-w-kraju-zlej-pracy

argo.neon24.net/post/128897,posel-kukiza-a-niemiecki-rzym

argo.neon24.net/post/128858,symulakra

argo.neon24.net/post/128853,pomiedzy-wierszami

argo.neon24.net/post/128750,werwolf-jak-to-sie-odbywa


NOWE    

tj. uzupełnione na bloggerze po 1 maja 2025


2015

argo.neon24.net/post/127909,co-nowy-rzad-zrobi-z-samorzadem  ----------  8.12.2015 

Prawym Okiem: Co nowy rząd zrobi z samorządem?


argo.neon24.net/post/127907,to-nie-rosja-dazy-do-wojny-z-polska-i-krajami-baltyckimi   -----------  8.12.2015 

Prawym Okiem: To nie Rosja dąży do wojny z Polską i krajami bałtyckimi


argo.neon24.net/post/127720,7-nieznanych-ale-genialnych-polskich-wynalazcow --------- 30.11.2015

Prawym Okiem: 7 nieznanych, ale genialnych polskich wynalazców


argo.neon24.net/post/127620,cozes-ty-za-pani --------- 26.11.2015

Prawym Okiem: Cóżeś ty za pani...?


argo.neon24.net/post/127516,chiny-nie-dajcie-sie-nabrac --------- 21.11.2015

Prawym Okiem: Chiny - nie dajcie się nabrać!


argo.neon24.net/post/127344,prosze-to-przeczytac  ------------- 14.11.2015

Prawym Okiem: Proszę to przeczytać










Święto wielkanocne Siudej Baby - i pieśń




przedruk


Związki frazeologiczne: Świat długi i szeroki

28 kwietnia 2025






Świat jest długi i szeroki, a ludzie na nim różni mieszkają. Toteż przeróżne nawyki i obrzędy, będące efektem zadziwiającej częstokroć kreatywności człowieczej, z czasem przeradzają się w kultywowane przez pokolenia tradycje.


Czasem obfitującym w różnorodne zwyczaje są najczęściej okolice wszelkiego rodzaju świąt. Wielkanoc, podobnie jak Boże Narodzenie czy Nowy Rok, absolutnie nie pozostają w tyle w tej materii. Takim oryginalnym świętem, obchodzonym w Lednicy Górnej i Wieliczce w Małopolsce, jest święto Siudej Baby.

W Poniedziałek Wielkanocny jeden z młodych mężczyzn przebiera się za nieco dziwną z wyglądu kobietę. Maluje ciało sadzą, zakłada naszyjnik z kasztanów, ziemniaków lub drewna. Przywdziewa kolorowe spódnice, bluzkę oraz chustkę i tak wystrojony w towarzystwie swojego orszaku chodzi od domu do domu. W każdym gospodarstwie otrzymuje różne datki i smakołyki, a kogo Siuda Baba usmaruje czernidłem, najlepiej po twarzy, ten będzie miał szczęście przez cały rok. Niezamężnym dziewczętom makijaż takowy zwiastuje szybkie zamążpójście.

Wieszanie Judasza nie brzmi przyjaźnie ani zabawnie, ale jest dość głęboko zakorzenioną tradycją symbolizującą ukaranie zdrajcy, który wydał Chrystusa na śmierć. Kukłę zrobioną ze słomy i ubraną w podarte ubrania wiesza się na wieży kościoła lub słupie. Następnie zrzuca się ją w dół, okłada kijami, by za chwilę rozpocząć pochód po całej osadzie. Na końcu «Judasz» zostaje podpalony i wrzucony do rzeki. Cała impreza rozpoczyna się w Wielki Czwartek późnym wieczorem lub nawet nocą, a kończy następnego dnia.

Warto jeszcze wspomnieć o równie ciekawym zwyczaju, obchodzonym zwłaszcza na Kujawach, o wdzięcznej nazwie «pogrzeb żuru i śledzia». Aby po okresie Wielkiego Postu pożegnać się z monotonnym, jałowym jedzeniem, generalnie pozbawionym mięsa, nabiału czy słodyczy, urządzano symboliczny pogrzeb tego, co przez ten czas jedzono.

Ponieważ żur i śledź był najczęstszym pokarmem, dlatego w Wielki Piątek lub Wielką Sobotę ogromny gar napełniony żurem zmieszanym z błotem i popiołem wrzucano do wielkiego dołu, który następnie zakopywano. Natomiast biednego śledzia, najczęściej wyciętego z papieru lub drewna, wieszano na drzewie.

Po tym obrządku można już było z czystym sumieniem zasiąść do suto zastawionego stołu i delektować się innymi, pysznymi potrawami, co dziś także z wielką ochotą czynimy.



***

Zachodzić w głowę, czyli zastanawiać się, myśleć.

Łamanie sobie nad czymś głowy – to także sposób na zastanawianie się nad jakąś sprawą, problemem.

Robić coś po próżnicy, czyli bez większego sensu.

Jałowe jedzenie to pokarm o bardzo małej kaloryczności, byle jaki.

Mieć czyste sumienie, oznacza być bez winy, grzechu.

Gabriela Woźniak-Kowalik,
nauczycielka skierowana do Łucka przez ORPEG

Na zdjęciu:
Siuda Baba, zwyczaj ludowy obchodzony w Poniedziałek Wielkanocny. 
Lednica Górna, 6 kwietnia 2015 r. Siuda Baba z Cyganem i Krakowiakami odchodzą po skończonym występie. 

Autor: Agnieszka Kwiecień, Nova, CC BY-SA 3.0 PL



---





Ludowa pieśń zapisana na Polesiu 

w połowie XIX wieku dostała nowe życie. Publikujemy nagranie

29 kwietnia 2025


W odległym 1862 r. wybitny polski etnograf i folklorysta Oskar Kolberg prowadził na Wołyniu i Polesiu etnograficzne badania terenowe, podczas których zebrał i zapisał liczne pieśni ludowe, zwyczaje, obrzędy, legendy i przysłowia.

Jego monografia pt. «Wołyń. Obrzędy, melodye, pieśni», zawierająca te materiały, ukazała się drukiem w Krakowie dopiero w 1907 r., siedemnaście lat po śmierci badacza. Do dziś to obszerne dzieło nie zostało przetłumaczone na język ukraiński ani wydane na Ukrainie.

Wśród zapisanych przez Kolberga utworów znalazła się także pieśń ludowa zapisana w poleskiej wsi Nabruska (obecnie rejon kamień-koszyrski). To właśnie zapis tej pieśni, ze słowami i nutami, zobaczyłem pięć lat temu, przeglądając w zasobach Polskiej Biblioteki Cyfrowej Polona wspomnianą monografię Kolberga.



Zapis pieśni z Nabruski dokonany przez Oskara Kolberga i opublikowany w monografii «Wołyń. Obrzędy, melodye, pieśni»


Nie jestem ani muzykiem, ani etnografem, byłem jednak niezwykle zaskoczony i poruszony faktem, że w zagranicznym archiwum cyfrowym przechowuje się cząstkę niematerialnego dziedzictwa kulturowego Polesia, którą wystarczy tylko «wskrzesić», by znów można było usłyszeć ją tak, jak słyszeli ją nasi przodkowie 160 lat temu.


Odnalezionym zapisem pieśni o bardzo poetyckim tekście postanowiłem podzielić się ze znaną wołyńską piosenkarką i kompozytorką Tetianą Cichocką – autorką i reżyserką znanych i popularnych projektów artystycznych, takich jak «Kolęda z Tetianą Cichocką», «Wołyńska Wielkanoc» czy «Na Urodziny do Łesi».


«Moje zamiłowanie do pieśni ludowej to pasja całego życia, która oczywiście nie zaczęła się od tego utworu. Wykonałam i przesłuchałam ogrom materiału folklorystycznego, ale z tą pieśnią nigdy nie spotkałam się wcześniej – ani z melodią, ani z tekstem. Uświadomienie sobie, że śpiewano ją 160 lat temu, wywołuje emocje trudne do opisania. Wydawało mi się, że melodie ludowe z tamtego okresu powinny być bardziej nieskomplikowane, a tu mamy do czynienia z utworem całkiem niebanalnym. Można ją śmiało zaliczyć do klasycznej muzyki europejskiej. Oprócz pieśni odkryciem dla mnie była również postać samego Oskara Kolberga. Jego zasługi w ocaleniu tej melodii są niezaprzeczalne. Jak wiadomo, tekstów zgromadzono bardzo dużo, ale muzyki z tamtego okresu jest bardzo mało. Sprzętu nagrywającego wtedy nie było, więc wszystko zależało od tych, którzy mieli wykształcenie muzyczne i spore doświadczenie. Kolberg, mimo że nie był Ukraińcem, pozostawił nam ogromne dziedzictwo, które nie wiedzieć czemu do dziś nie zainteresowało żadnego z ukraińskich wykonawców» 

– podkreśliła Tetiana Cichocka.

«W ostatnich latach od czasu do czasu nagrywam pieśni ludowe a cappella. Właśnie te, zapomniane, których nikt już nie wykonuje. Mam nadzieję je spopularyzować, bo dla mnie są to nasze narodowe skarby. Dlatego ta pieśń stała się kolejną perełką w mojej kolekcji. Dziedzictwo Kolberga okazało się dla mnie prawdziwym odkryciem i zamierzam dalej pracować nad jego dorobkiem» 

– dodała piosenkarka.







Odnalezioną poleską pieśń odsłuchano już także w Maniewiczach.

«Odtworzyłam ją już wiele razy. Wśród pieśni, które zdarzyło mi się słyszeć nawet w Nabrusce, na taką nie trafiłam. Najbardziej ujął mnie piękny ukraiński język, który ponad 160 lat temu usłyszał i zapisał polski badacz. Pieśń jest wspaniała!» – podzieliła się swoimi wrażeniami Ludmyła Piddubna, organizatorka wycieczek w Muzeum Krajoznawczym w Maniewiczach i członkini zespołów artystycznych w miejscowym Centrum Kultury i Rekreacji.

Bardzo możliwe, że mamy teraz okazję do zapoznania się z pieśnią, której nikt nie słyszał przez całe stulecie.

Pieśni z Nabruski w wykonaniu Tetiany Cichockiej można posłuchać na jej kanale na YouTube.





Dziwne wybory





przedruk







Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem


30.04.2025 20:13

Krótko trwała środowa rozmowa na Kanale Zero z kandydatem na prezydenta Maciejem Maciakiem. Krzysztof Stanowski wyszedł ze studia, po tym, jak Maciak chwalił Putina.




Stanowski opuścił program na żywo / fot. YouTube / Kanał Zero

Co musisz wiedzieć?

Podczas rozmowy na Kanale Zero Maciej Maciak przyznał, że szanuje Władimira Putina.
Krzysztof Stanowski opuścił studio tuż po tej wypowiedzi.

Po programie Stanowski skomentował całą sytuację na platformie X, pisząc o "trzech pieczeniach upieczonych na jednym ogniu".

Maciej Maciak to dziennikarz i kandydat w wyborach prezydenckich, znany z prorosyjskich poglądów.
Stanowski opuścił studio w czasie rozmowy z Maciakiem

Podczas środowej rozmowy na Kanale Zero Krzysztof Stanowski zapytał na początek o to, czy kandydat na prezydenta Maciej Maciak naprawdę popiera Władimira Putina.


Jak nie podziwiać kogoś za wyjątkową odporność? Czy naprawdę udajemy, że nie widzimy, jaki hejt idzie na prezydenta Rosji? (...) Każdy normalny człowiek powinien w tym momencie szanować (Władimira Putina)

– odparł Maciak.

– Nie chcę panu zajmować zbyt długo czasu, podróż długa. Moim gościem był Maciej Maciak, dziękuję bardzo – odpowiedział Stanowski, po czym wyszedł ze studia.

Tuż po godz. 20 Kanał Zero opublikował kolejne nagranie, na którym widać jak wychodzący z budynku Maciej Maciak rzuca do kamery "Adios, żartownisie".


Przypomnijmy, że w poniedziałek, podczas debaty prezydenckiej "Super Expressu" Maciak wprost przyznał, że podziwia Władimira Putina. Został o to zapytany przez innego z kandydatów – Marka Jakubiaka. – Żaden z nas nie wytrzymałby takiej presji (...) Jest bardzo dobrym politykiem – powiedział Maciak.



Jest komentarz Stanowskiego

Niedługo po opuszczeniu programu Krzysztof Stanowski zamieścił na platformie X komentarz do sytuacji, jaka miała miejsce w Kanale Zero. "Trzy pieczenie upieczone na jednym ogniu: - Nikt mi nie zarzuci, że nie rozmawiałem z Maciejem Maciakiem - Nikt mi nie zarzuci, że rozmawiałem z Maciejem Maciakiem - Obejrzę mecz Barcelony z Interem" – napisał.

Kilkanaściem minut poźniej Stanowski zamieścił dłuższy i poważniejszy wpis.

"A teraz trochę dłużej: Miał być w Kanale Zero każdy kandydat na prezydenta i był/będzie. Kiedy jednak dziś okazało się po pierwszych dwóch pytaniach, że mój gość dalej ma ochotę wykorzystywać mój kanał do szerzenia ruskiej propagandy, nie miałem zamiaru tego ciągnąć. Bo nie po to zakładałem Kanał Zero, żeby puszczać takie treści i słuchać o godnym podziwu i szacunku Putinie" – podkreślił Krzysztof Stanowski.

"Dostał towarzysz Maciak szansę, nie wykorzystał, może się teraz spłakać agencji TASS. Osobom rozczarowanym i takim, które uważają, że tak nie można traktować ludzi odpowiadam, że nie można to raczej traktować ludzi tak, jak robi to Putin. Ustalmy jakąś logiczną gradację. Czytam też, że na tym stracę. Jakby wam to powiedzieć... No trudno!" – dodał.
Maciej Maciak – kim jest?

Maciej Maciak (ur. 19 czerwca 1970 we Włocławku) to polski dziennikarz i działacz społeczny, autor kanału YouTube "Musisz to wiedzieć". W 2025 r. po zebraniu 100 tys. podpisów ogłosił kandydaturę w wyborach prezydenckich. Od lat promuje prorosyjskie tezy, publicznie chwaląc Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenkę, co eksperci uznają za przejaw dezinformacji Kremla. Jego polaryzująca postawa wywołuje szeroką krytykę mediów i środowisk eksperckich.

Maciej Maciak jest częstym gościem Międzynarodowego Radia Białoruś. Pod koniec marca był pytany na antenie tej stacji, co powiedziałby prezydentom Białorusi, Rosji i Chin. Odpowiedział: "jako Polak powiedziałbym: panowie, trzymajcie się, robicie kawał dobrej roboty, jesteście w wielu kwestiach ostoją normalności w tym opanowanym przez zły kapitał świecie".





Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie


30.04.2025 19:14

Rafał Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami Olsztyna na miejskiej plaży. Fragment przemówienia kandydata KO wzbudził spore zainteresowanie internautów.



Rafał Trzaskowski w Olsztynie / fot. YouTube / @Rafał Trzaskowski - kanał oficjalny

Rafał Trzaskowski spotkał się w środę 30 kwietnia z mieszkańcami Olsztyna.
Fragment przemówienia kandydata KO wzbudził zainteresowanie użytkowników platformy X.
– Jeżeli mnie wybierzecie, to nie stanę na żadnej partyjnej imprezie. Nie stanę na żadnej partyjnej imprezie. Ułatwicie mi życie, bo będę meganiezależny i nigdy nie stanę na żadnej partyjnej imprezie – mówił Trzaskowski.


Rafał Trzaskowski spotkał się z mieszkańcami Olsztyna

W środę po południu na plaży miejskiej w Olsztynie kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski spotkał się ze swoimi sympatykami. Podkreślał, że zbliżające się wybory "są o tym, czy będziemy mieli prezydenta, który będzie prezydentem tylko jednego plemienia, czy takiego, który będzie prezydentem całej wspólnoty, całego narodu".


"To już autentycznie trąca desperacją"

Zdaniem kandydata KO należy "walczyć i zaprotestować, żeby był partyjny prezydent kolejny raz". – Wystarczy już partyjnych prezydentów. Oczekujemy wszyscy prezydenta, który będzie prezydentem wszystkich Polek i wszystkich Polaków – powiedział.


To wam mogę obiecać, że jeżeli mnie wybierzecie, to nie stanę na żadnej partyjnej imprezie. Ułatwicie mi życie, bo będę meganiezależny i nigdy nie stanę na żadnej partyjnej imprezie, jeżeli mnie wybierzecie!

– krzyknął podekscytowany Rafał Trzaskowski.

Fragment przemówienia kandydata Koalicji Obywatelskiej natychmiastowo obiegł sieć.

 "To już autentycznie trąca desperacją";
 "To nie jest prawdziwe nagranie?"

 – czytamy w komentarzach.



Już 18 maja odbędą się w Polsce wybory prezydenckie. Głównymi kandydatami są Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy, reprezentujący rządzącą Koalicję Obywatelską, oraz Karol Nawrocki, historyk i dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej, kandydat obywatelski popierany przez Prawo i Sprawiedliwość. Swoje poparcie dla Nawrockiego wyraziła także NSZZ "Solidarność". Wśród innych kandydatów znajdują się Szymon Hołownia z Polski 2050 czy Sławomir Mentzen z Konfederacji.





Stanowski opuścił studio podczas rozmowy z Maciakiem

Dziwne zachowanie Trzaskowskiego w Olsztynie. Jest nagranie




wtorek, 29 kwietnia 2025

Platforma chce upamiętnić niemieckiego bojówkarza z czasów Powstań Śląskich




19.04.2025, 22:44

Skandal w Gliwicach. Platforma chce upamiętnić niemieckiego bojówkarza z czasów Powstań Śląskich


Arthur Kochmann uważał się za Niemca i działał na rzecz tego, by Gliwice pozostały w rękach niemieckich po Powstaniach Śląskich, by nie znalazły się w Polsce. Został usunięty z miasta, bo w ten sposób pozbywano się bojówkarzy z terenu plebiscytu. 

-Teraz okazuje się, że gliwicki nauczyciel historii Seweryn Botor, działacz Platformy Obywatelskiej, chce Kochmanna uhonorować. To karygodne - mówi nam Olaf Pest z gliwickiego Klubu "GP".




Niemcy i Platforma Obywatelska

Arthur Kochmann w czasie Powstań Śląskich i Plebiscytu prowadził kampanię referendalną za Niemcami. Gliwice były wtedy częścią Niemiec, nikt tego nie kwestionuje. Kochmann dążył jednak do tego, by w referendum mieszkańcy poparli Niemcy. Jest jednoznacznie bohaterem dla Niemców, nie dla nas. Został z terenów plebiscytowych usunięty. A usuwano osoby, które prowadziły kampanię referendalną jako bojówkarze, brutalnie rozprawiali się ze swoimi przeciwnikami politycznymi - Polakami. Kochmann jest zasłużony dla miasta Gliwice, ale dążenia mniejszości niemieckich do tego, by upamiętniać swojego bohatera, mogą być traktowane jako próba odrywania Śląska od Polski. Gliwice to Polska, nikt nie powinien tego kwestionować

- mówi nam Olaf Pest, działacz Klubu "Gazety Polskiej" w Gliwicach i radny Prawa i Sprawiedliwości gliwickiej Rady Miejskiej.


Popiera go działacz Platformy

Za tym, by upamiętnić Arthura Kochmanna, lobbuje Seweryn Botor, nauczyciel historii w jednym z liceów gliwickich, działacz Platformy, który w ub.r. ubiegał się o mandat radnego w gliwickiej Radzie Miasta, ale gliwiczanie mu nie zaufali i nie uzyskał go. Botor prowadzi też w Gliwicach cykl spotkań poświęconych historii. Pokazuje w ich trakcie miejsca, które nawiązują do tego, że było to miasto niemieckie. W mediach społecznościowych prezentuje się w niemieckim mundurze z okresu republiki weimarskiej z końca I wojny światowej.


 



Politycy od Tuska pamiętali o ofiarach powstania w getcie warszawskim. Ale słowo "Niemcy" nie padło



Czy to było niedoinformowanie?

Komisja Skarg, Wniosków i Petycji Rady Miejskiej otrzymała prośbę o upamiętnienie Arthura Kochmanna. Z wnioskiem wystąpił Seweryn Botor. W marcu dokument został zdjęty z porządku obrad, bo... radni uznali go za pomyłkę wynikającą z niedoinformowania wnioskodawcy. W kwietniu decyzję poparł powołany właśnie przez prezydenta Gliwic Katarzynę Kuczyńską-Budkę, żonę wiceprzewodniczącego Platformy Borysa Budki, nowy dyrektor muzeum Leszek Jodliński.

 
Politykierstwo i tania sensacja

Zapytaliśmy Seweryna Botora, dlaczego chce upamiętnienia człowieka, który był za tym, by Gliwice były niemieckie. Pytanie uznał za tendencyjne i związane z szukaniem taniej sensacji, a całą sytuację nazwał politykierstwem najniższych lotów. Odwołał się też do... ludzkiej wrażliwości.

 


Odsłaniał tablicę neonazistów dla "uciskanych Niemców". Został asystentem senator z Platformy Obywatelskiej




Niemieckojęzyczność dr. Arthura Kochmanna i zachęcenie do głosowania za Niemcami należy postrzegać jako wypadkową procesu socjologicznego

- podkreślił.


Rada może projekt poprzeć

To oburzające, że działacz Platformy, pan Botor chce upamiętnienia człowieka, który uważał się za Niemca i jednoznacznie optował za Niemcami. Polska ma doświadczenia związane z niemieckim imperializmem. Są dla nas bardzo bolesne i dalej aktualne. Teraz Niemcy są naszym sojusznikiem, ale historia pokazuje, że byli naszymi wrogami

- dodaje Olaf Pest.

Teraz wniosek o upamiętnienie Kochmanna ma szansę na poparcie w Radzie Miejskiej ze strony 12 radnych z PO. Siedmiu radnych z PiS chce go odrzucić, ale wystarczy poparcie chociaż jednej osoby z Koalicji dla Gliwic Zygmunta Frankiewicza, by projekt został skierowany do realizacji. Tę koalicję reprezentuje 6 radnych. Gliwicka rada liczy 25 osób.



Autor: Agnieszka Kołodziejczyk




Skandal w Gliwicach. Platforma chce upamiętnić niemieckiego bojówkarza z czasów Powstań Śląskich | Niezalezna.pl





piątek, 25 kwietnia 2025

Lawa





„Nasz naród jak lawa: Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa, Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi.”



Adam Mickiewicz, Dziady część III






23.04.2025, 22:09

Lawa. 
Tomasz Sakiewicz o tym, które pokolenia mogą stawić opór Tuskowi


Mam wrażenie, że chorobą pokoleń, które weszły w dorosłe życie po 1989 roku, jest niewiara w siebie, niewiara w sens walki - pisze Tomasz Sakiewicz w "Gazecie Polskiej".



Owszem, walka o osobiste powodzenie, karierę, stała się modna, ale dziś mało kto ma przekonanie, że swoim wysiłkiem jest w stanie podźwignąć szerszą społeczność, nie mówiąc o kraju. Pokolenie wcześniejsze przeżyło coś, co dało mu wiarę w to, że walka może się udać, że jednostkowy trud może zorganizować się w zbiorowy wysiłek. To była Solidarność. Przed nią też różowo nie było. Kiedy ktoś próbował przekonywać, że komuna może runąć, traktowano go jak wariata albo prowokatora. Tylko bardzo nieliczna grupa podejmowała jakiekolwiek wysiłki, by coś zmienić. Ale w innych krajach podbitych przez Moskwę lepiej nie było. A wręcz zdecydowanie gorzej. Rzadko kto próbował tam stawiać jakiś opór. Brakowało nawet wyobraźni, czemu miałby on służyć.



Przyszedł rok 1980 i wszystko się zmieniło: opór, walka stały się modne. To ukształtowało pokolenie dzisiejszych 50-, 60-latków. Nie wszyscy strajkowali, nie wszyscy protestowali, nie wszyscy rozdawali bibułę, ale były to dziesiątki tysięcy ludzi. Było ich na tyle dużo, że wyrosła cała legenda tego pokolenia.

Reszta stawała się tłem dla ich działań. Było ich zbyt wielu, żeby wszystkich aresztować albo izolować społecznie. Stanowili jednak nie więcej niż kilka procent obywateli naszego kraju. Wystarczyło.

Widzę, jak to zmieniło całe pokolenie. Trzon widzów Telewizji Republika to ludzie czasów Solidarności, działacze klubów „Gazety Polskiej” to generacja Solidarności. W ostatniej dekadzie zaczęło kształtować się pokolenie, które uważało, że o nic nie trzeba walczyć. Ostatnim akordem starań o zmiany społeczne były masowe protesty po zamachu smoleńskim. Ale one naturalnie musiały wygasnąć, gdy PiS przejął władzę i dostał szansę, by sprawę wyjaśnić. Potem zaczęło się kształtować pokolenie, dla którego jedyną rzeczą, o jaką naprawdę musiało walczyć, były własne kariery.

Dwudziestoparolatkowie, którzy dzisiaj są już dobrze po trzydziestce, nie zostali zmuszeni do organizowania struktur społecznych, działań, które oddolnie zmieniały nasz kraj. Dlatego prawdziwym rezerwuarem społecznej energii są dzisiaj osoby w okolicach wieku emerytalnego.


Czy więc z trochę młodszych obywateli naszego kraju nie da się dzisiaj nic wykrzesać? Da się, ale muszą zostać do tego zmotywowani przez sytuację w kraju. Najpierw trzeba było ich odczadzić z fatalnego zauroczenia tekturowymi bohaterami. To się właśnie stało. Tchórzostwo i kompromitujące wpadki Rafała Trzaskowskiego powodują, że partia Tuska może przegrać coś więcej niż tylko wybory prezydenckie. Młodzi ludzie są wściekli, że tak długo dali się wodzić za nos. Mogą teraz zamienić się w niebezpieczny dla władzy wulkan oporu. Mam wrażenie, że od dawna zastygła lawa zaczyna się właśnie wylewać.







Lawa. Tomasz Sakiewicz o tym, które pokolenia mogą stawić opór Tuskowi | Niezalezna.pl