Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedruk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przedruk. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 sierpnia 2025

Żarty się skończyły


"Albo rewelacje człowieka, delikatnie mówiąc mającego kontrowersyjne poglądy na rzeczywistość, przedstawiającego swoje analizy będące niczym sen wariata."


Ciekawe o kim to.
Bo na pewno nie o mnie.








przedruk



Marcin Bąk: Za ciency w uszach są...

09.08.2025 09:42


Miała być rewolucja lub zamach stanu ale wszyscy lub prawie wszyscy przyszli grzecznie na Zaprzysiężenie i wysłuchali jednego z najlepszych przemówień politycznych ostatnich dziesięcioleci. Żeby zostać Robespierrem czy Leninem też trzeba być człowiekiem pewnego kalibru.



Święty Augustyn twierdził, że każdy grzech to jest cnota, która uległa jakiemuś wypaczeniu, co było zresztą zgodne z jego koncepcją na temat dobra i zła. Otóż zło absolutne, zło w postaci czystej, zdaniem świętego biskupa z Hippony, nie istnieje, bo nie może istnieć, było by bowiem niebytem a niebytu nie ma. Podobnie G.K Chesterton uważał, że każda wielka zbrodnia dokonana w dziejach ludzkości to jakieś potencjalne dobro, które uległo jednak korupcji. Wszyscy tyrani w dziejach, ludzie dopuszczający się niewyobrażalnych okrucieństw, byli na swój sposób wielcy, tyle że swojej wielkości i swoich talentów użyli w niewłaściwej sprawie. Dżingis Khan, Neron, Robespierre, Stalin czy Hitler choć budzili grozę, to mieli w sobie pewien czynnik wielkości, który został jednak spaczony przez zło. Nie byliby w stanie dotrzeć tam, gdzie dotarli, zbudować imperiów czy stanąć na czele Rewolucji, gdyby nie było w nich jakiś cnót - męstwa, odwagi, pracowitości. Rzecz jasna skażonych i wypaczonych. Krótko mówiąc - by stać się wielkim przestępcą, wielkim tyranem, trzeba mieć w sobie jednak odwagę.


Groteskowe plany Gangu Olsena

Po wyborze Karola Nawrockiego na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej strona lewicowo liberalna nie mogła się pogodzić z porażką, bo to była dla nich ciężka porażka. Byliśmy wszyscy świadkami całego korowodu najprzeróżniejszych prób podważenia legalności tego wyboru. Momentami próby te ocierały się o granicę groteski a czasem ją przekraczały, gdy wpływowy adwokat i poseł z kamienną twarzą przekonywał, że Jaszczur z Ludwiczkiem opanowali kilkadziesiąt tysięcy komisji wyborczych i sfałszowali wyniki. Albo rewelacje człowieka, delikatnie mówiąc mającego kontrowersyjne poglądy na rzeczywistość, przedstawiającego swoje analizy będące niczym sen wariata. Były jednak i bardziej niepokojące sygnały, docierające nie tylko z infosfery, od anonimowych „silnych razem” ale i ze strony prawników, autorytetów (?) w dziedzinie prawa konstytucyjnego, że może jednak do objęcia urzędu Prezydenta przez Karola Nawrockiego nie dojdzie. Plan miał być prosty – Marszałek Sejmu otwiera Zgromadzenie Narodowe i natychmiast ogłasza przerwę. Kadencja Andrzeja Dudy wygasa a nowego prezydenta nie ma, bo nie został zaprzysiężony. W związku z tym obowiązki Prezydenta przejmuje Marszałek Sejmu. Próby sklecenia takiego zamachu stanu były najwyraźniej czynione, sam Marszałek otwarcie powiedział, że starano się wywierać na niego nacisk. Ni poddał mu się ostatecznie i ten plan nie wyszedł poza fazę nerwowego knucia. Zdaje się, że już na wstępnym etapie swój sprzeciw wyrazili koalicjanci z Koalicji 13 grudnia, nie chcąc uczestniczyć w takim procederze.


Żarty się skończyły!


Bo tu już żarty się kończyły. Zupełnie czym innym było bezprawne przejęcie mediów publicznych, czym innym siłowe wejście do Prokuratury Krajowej, choć i na to znajdą się w odpowiednim czasie paragrafy a zupełnie czym innym próba zablokowania wybranego w powszechnych wyborach Prezydenta Rzeczpospolitej. To było by już wejście na drogę prawdziwego a nie tylko publicystycznego zamachu stanu. Wejście na drogę o końcu bardzo trudnym do przewidzenia. Nic więc dziwnego, że nikt nie chciał stanąć na czele tej rewolty. Próbowano wypchnąć przed szereg Szymona Hołownię, by ten wziął odpowiedzialność na siebie. Podobnie profesorowie, autorytety (?) prawne wygadywali po mediach niesamowite absurdy, kreśląc de facto plany rebelii ale sami na jej czele stanąć nie zamierzali. Jak przyszło co do czego, do ostrzejszych pytań, to zaczęli się rakiem wycofywać...

Bo do przeprowadzenia zamachu stanu czy rewolucji tez trzeba mieć odwagę. Żeby złamać procedury, doprowadzić do anarchii a kto wie, może i krwawych zamieszek, może wojny domowej – trzeba mieć odwagę. Politycy tworzący tą skleconą z różnych nie pasujących do siebie fragmentów koalicje 13 grudnia w swej masie takiej cnoty, jak odwaga nie posiadają. Ja patrząc na to co się przez ostatnie kilka tygodni na polskiej scenie politycznej działo byłem raczej spokojny o ostateczny finał. Było owszem wiele straszenia, wiele podgrzewania emocji, robienia fałszywej nadziei sekcie swoich najwierniejszych fanatyków ale jak przyszło co do czego – pan premier, panowie ministrowie, posłowie i senatorowie elegancko przyszli na Wiejską i grzecznie wysłuchali słów prezydenckiej przysięgi. Żadnych prób zamachu stanu, żadnej rebelii nie było. Bo na to również trzeba mieć odwagę a oni są za ciency w uszach. I bardzo dobrze!



Autor: Marcin Bąk
Źródło: tysol.pl
Data: 09.08.2025 09:42

tysol.pl/a144886-marcin-bak-za-ciency-w-uszach-sa







































czwartek, 7 sierpnia 2025

Koniec świata



Tak sobie po prostu wypatrzyli poruszający się obiekt w bezkresnym kosmosie?




przedruk



Tajemniczy obiekt zbliża się z kosmosu. Kongresmenka prosi o misję NASA
02.08.2025, 20:35 Świat


 
AP / NASA
Obiekt 3I/ATLAS na zdjęciu NASA i sonda Juno


Naukowiec z Harvardu ostrzega przed tajemniczym obiektem, który zbliża się do naszego Układu Słonecznego. Avi Loeb sugeruje, że to statek obcej cywilizacji. Niezależnie od jego teorii, jedna z amerykańskich kongresmenek oficjalnie zawnioskowała o przedłużenie misji satelity Juno, która miałaby zbadać międzygwiezdnego gościa.

Avi Leob jest znany ze śmiałych i kontrowersyjnych tez na temat życia pozaziemskiego. Tym razem skupił się na wykrytym 1 lipca obiekcie 3I/ATLAS, który jest coraz bliżej naszego Układu Słonecznego. Leob sugeruje, że zagadkowy obiekt to "statek-matka". Według naukowca na pokładzie może znajdować się sonda, która miałaby zbliżyć się do Ziemi pod koniec bieżącego roku.

Teorii nie potwierdzają badania prowadzone przez NASA. Astonom Chris Lintott z Uniwersytetu Oksfordzkiego uważa, że oceny Leoba to "bzdury". Dodał jednak, że prace naukowe nad obiektem będą "fascynujące".

Na razie wiadomo nawet jak duży jest obiekt. Szacuje się, że ma kilkanaście kilometrów szerokości. Na minimalny dystans między Ziemią i 3I/ATLAS ma dotrzeć w grudniu 2025. Odległość wyniesie 1,8 jednostki astronomicznej, czyli prawie 270 milionów kilometrów. W momencie wykrycia prędkość 3I/ATLAS oszacowano na 61 kilometrów na sekundę.

 
Misja specjalna NASA? Propozycja wykorzystania sondy Juno

Obiekt będzie natomiast znacznie bliżej Jowisza. Dlatego grupa naukowców z Loebem na czele proponuje, by sprawdzić czy obok 3I/ATLAS może przelecieć sonda kosmiczna Juno, która od 2016 służy NASA do obserwacji właśnie Jowisza. Problem w tym, że misja sonda ma się w tym roku zakończyć, a tajemniczy obiekt będzie najbliżej Jowisza w marcu przyszłego roku, jeśli we wrześniu 2025 uda się zmienić trajektorię lotu Juno.


Dlatego kongresmenka Anna Paulina Luna wystosowała do NASA pismo, w którym wskazuje na możliwość wykorzystania Juno obserwacji tajemniczego obiektu i wnosi o przedłużenie misji sondy.




Najgorsza opcja?


Ziemska Sitwa korzystając z urządzeń Jana zdalnie ściąga jego pojazd na Ziemię, żeby sobie na nim pohulać.


Zamiast naprawić świat, żyrują Koniec świata.







polsatnews.pl/wiadomosc/2025-08-02/tajemniczy-obiekt-zbliza-sie-z-kosmosu-kongresmenka-prosi-o-misje-nasa/




środa, 6 sierpnia 2025

Sybiha Polaków nazywa Ukraińcami

 

zupełnie jak na Białorusi



przedruk


Szef MSZ Ukrainy twierdzi, że polski szlachcic walczący w Ameryce Południowej był Ukraińcem

6 August 2025

Przez Mateusz Pławski




Polski szlachcic z Wołynia, uczestnik walk o wolność Ameryki Łacińskiej, Michał Rola Skibicki, został przez ukraińskiego szefa MSZ nazwany Ukraińcem. Skibicki urodził się w 1793 roku, a Ukraina wtedy nie istniała.



Michał Rola Skibicki, urodzony w 1793 roku na Wołyniu, był polskim szlachcicem i synem Karola Skibickiego, starosty szołomeckiego. Mimo to szef ukraińskiego MSZ Andrij Sybiha, w opublikowanym 3 sierpnia wpisie na Facebooku, przedstawił go jako Ukraińca – choć w czasach Skibickiego państwo ukraińskie w ogóle nie istniało.

Na sprawę zwrócili uwagę internauci w komentarzach pod postem ukraińskiego dyplomaty.








W 2024 roku portal historykon.pl przypomniał biografię Skibickiego. Po ukończeniu Liceum Krzemienieckiego opuścił ziemie polskie, prawdopodobnie z powodu rodzinnych nieporozumień, i wyemigrował do Ameryki Południowej. Od około 1824 roku służył w armii Wielkiej Kolumbii, gdzie awansował na podpułkownika i pracował w Sztabie Generalnym. Później był adiutantem generała José Antonio Páeza.

Skibicki planował powrót do Polski, by wziąć udział w powstaniu listopadowym, lecz nie zdążył i pozostał w Paryżu. Tam nawiązał znajomość z Juliuszem Słowackim. Po nieudanej misji do Galicji został aresztowany, skazany na więzienie we Francji, a później zesłany w głąb Rosji. Co działo się z nim później, pozostaje tajemnicą.

Mimo jasnego kontekstu historycznego, Sybiha uznał go za Ukraińca.



/kresy.pl/wydarzenia/szef-msz-ukrainy-twierdzi-ze-polski-szlachcic-walczacy-w-ameryce-poludniowej-byl-ukraincem/



Historia doktora Ratajczaka



W kwietniu był Smoleńsk


Dariusz Zdzisław Ratajczak (ur. 28 listopada 1962 w Opolu, zm. przed 11 czerwca 2010 tamże) – polski historyk i publicysta.




przedruk


Historia doktora Ratajczaka


W Opolu trwa ostatnia dyskusja z doktorem Dariuszem Ratajczakiem w roli głównej. Czyją ofiarą jest zmarły historyk? Uczelni, „Gazety Wyborczej”, własnych poglądów, ostracyzmu czy nałogu?



Aktualizacja: 03.07.2010 16:24 Publikacja: 02.07.2010 04:14



Agnieszka Rybak



Nekrologów nie było. W kondukcie za trumną podążało zaledwie kilkanaście osób. Najbliższa rodzina i garstka znajomych. Następnego dnia w lokalnej gazecie ukazało się ogłoszenie. Rodzina z głębokim żalem zawiadamiała, że 22 czerwca został pochowany tragicznie zmarły Dariusz Ratajczak, lat 47. Składała podziękowania wszystkim tym, „którzy przez lata byli życzliwi Dariuszowi”.

Jedenaście dni wcześniej pod Centrum Handlowym Karolinka na obrzeżach Opola w samochodzie Renault Kangoo ochrona znalazła zwłoki mężczyzny. Dokumenty wskazywały, że zmarłym może być doktor historii Dariusz Ratajczak, o którym 11 lat wcześniej usłyszała cała Polska, kiedy oskarżono go o rozpowszechnianie tzw. kłamstwa oświęcimskiego.


W Internecie zawrzało. Ofiara intrygi, nagonki, zaszczuty – to najczęściej pojawiające się opinie. Część internautów z oburzeniem relacjonowała, że w wydaniu online „Gazety Wyborczej” w tytule pierwszej informacji na temat śmierci Ratajczaka użyto sformułowania o znalezieniu „ciała kłamcy oświęcimskiego” (potem tytuł zmieniono). „Nasz Dziennik” winą obarczył właśnie „Gazetę Wyborczą” i podał, że Ratajczak prawdopodobnie popełnił samobójstwo.

„Nasz Dziennik” przytoczył również opinię, że historyk „padł ofiarą intrygi na Uniwersytecie Opolskim”. Ktoś w sieci zamieścił nazwiska i telefony kilku pracowników uczelni. Z sugestią, by dzwonić i pytać: Jaka byłaby dziś decyzja? Czy zgadzają się z powszechnym odczuciem, że wyrzucenie z pracy było przyczyną dzisiejszej tragedii?

Jak zwykle pojawiły się też teorie spiskowe: „Jaki związek ma zatrzymanie agenta Mossadu ze śmiercią dr. Ratajczaka?”, „Kto zamordował?”, oraz patetyczny apel o powołanie Komitetu Wolności Słowa, którego podstawowym celem miałoby być niesienie pomocy osobom w podobnej sytuacji jak tragicznie zmarły. Jedno jest pewne: śmierć Dariusza Ratajczaka nikogo w Opolu nie pozostawiła obojętnym.



Był błyskotliwy, inteligentny. A jednocześnie bardzo przystępny, kumpelski. Za to kochali go studenci – opowiada kolega.

– Barwna postać, kolorowy ptak. Oceniałem, że dla takich powinno być miejsce na uczelni – mówi prof. Stanisław Nicieja, promotor jego pracy doktorskiej.

– Jest oczywiste, że nie mógł pasować do środowiska Uniwersytetu Opolskiego – nie ma z kolei wątpliwości Wiesław Ukleja, legenda opolskiej opozycji, znajomy Ratajczaka.

Wielu zazdrościło Ratajczakowi znanej rodziny i kariery. Przodek, Franciszek Ratajczak, poległ w powstaniu wielkopolskim. Ojciec, Cyryl, znany w Opolu adwokat, bronił w sprawach politycznych. Prowadził między innymi słynną sprawę braci Kowalczyków, którzy w proteście przeciw wydarzeniom Grudnia ’70 wysadzili aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu w przeddzień milicyjnej akademii. WSP nazywano wtedy czerwoną Sorboną. Tu po dyplomy przyjeżdżali partyjni dygnitarze i funkcjonariusze SB. Prawdopodobnie dlatego na studia historyczne mecenas Ratajczak wysłał syna do Poznania.


Po powrocie Dariusz Ratajczak etat znalazł jednak właśnie w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Do Instytutu Historii przyjmował go prof. Stanisław Nicieja. – Zwykle uczelnia zatrudnia swoich absolwentów. O tym, że zaprosiłem go na rozmowę, zdecydowała pozycja jego ojca. Pan Dariusz sprawił na mnie dobre wrażenie, znał świetnie język angielski. Zdecydowałem się go przyjąć – opowiada profesor.

Od tej pory Nicieja stał się promotorem jego kariery. Profesor, który należał do PZPR, był wyznawcą „nurtu pozytywistycznego”, nie miał jednak oporów, by zostawiać na uczelni zdolnych studentów związanych z opozycją.


Wiesław Ukleja wspomina, że z Ratajczakiem zetknął się po raz pierwszy w 1988 r. na konspiracyjnym spotkaniu Młodzieżowej Grupy Niepodległościowej Pokolenie 1980 – 1988. Chodziło o posklejanie różnych nurtów działającej wtedy opozycji. – Ze spotkania tego zapamiętałem Darka jako pasjonata historii obdarzonego błyskotliwym i samodzielnym sposobem wnioskowania, podbudowanym solidną erudycją. Był z przekonań narodowcem. Ja zwolennikiem piłsudczykowskiej myśli politycznej. To, co niewątpliwie nas łączyło, to antykomunizm – opowiada Ukleja. Dariusz Ratajczak nie krył endeckich poglądów. Na początku lat 90. sympatyzował ze Stronnictwem Narodowym. – ZChN było dla niego stanowczo za łagodne – mówi kolega historyk.

Profesor Nicieja uczynił Ratajczaka swoim asystentem. Po latach wspomina, że jego współpracownik miał skomplikowaną osobowość. Żywił do ludzi miłość lub nienawiść. Miał kolegów, z którymi się przyjaźnił, a potem z nimi nie rozmawiał. Ale studenci bardzo go lubili. – Prowadził ćwiczenia i na zaliczenie wszystkim stawiał piątki. To utrudniało mi egzamin, bo przecież przez kilkanaście minut trudno się zorientować, z jakim studentem mam do czynienia. Zwracałem mu uwagę: Pomagaj mi. A on odpowiadał: „oni są dobrzy wszyscy”.

Ratajczak był popularny. Łatwo się spoufalał. Przechodził z młodzieżą na „ty”. Chodził na piwo. Uwielbiał dyskusje, a rozmówcą był błyskotliwym. Pracę doktorską – o sprawach sądowych: politycznych i kryminalnych w czasach stalinizmu – przygotowywał pod patronatem prof. Niciei. – Był moim uczniem – opowiada profesor. – Starałem się mu pomóc. Przyspieszaliśmy termin obrony, bo pracownik uczelni musi się doktoryzować w ciągu ośmiu lat.

W 1997 r. Ratajczak obronił pracę doktorską. Do 1999 r. miał już na swoim koncie publikacje: „Polacy na Wileńszczyźnie 1939 – 1944”, „Świadectwa ks. Wojczaka”, „Krajowa Armia Podziemna”.

Zbigniew Górniak, dziennikarz Polskiego Radia Opole i „Nowej Trybuny Opolskiej”, wspomina: – Z kolegą napisaliśmy żartobliwy tekst: dziesięć najbardziej obiecujących karier. W tej dziesiątce umieściliśmy Ratajczaka. Typowaliśmy, że przed Darkiem jest długa, ciekawa kariera. Wkrótce potem zamiast kariery wybuchła afera.




Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, do czego potrzebna mu była publikacja „Tematów niebezpiecznych”. Małą książeczkę, która – jak się potem okazało – miała siłę rażenia bomby atomowej, wydał w 1999 roku za własne pieniądze w nakładzie 350 egzemplarzy. Zaznacza w niej: „Mnóstwo tu ocen ostrych, prowokacyjnych, mogących wywołać środowiskowe protesty. Wszystko zależy od mocnych nerwów i poczucia humoru”. A potem pisze, że cyklon B stosowany był w obozach koncentracyjnych do dezynfekcji, nie do mordowania. „Wniosek ostateczny nasuwa się sam: w obozach ludzie umierali głównie na skutek chorób wynikających z niedożywienia, złych warunków higienicznych, morderczej pracy, a ciała palono w krematoriach, aby zapobiec epidemii”. Streszcza opinie zachodnich rewizjonistów, miesza je z własnymi. – Książka była nieszczęśliwa nie tylko z tego powodu – uważa jeden z pracowników Instytutu Historii. Można w niej znaleźć publicystyczny język, passusy o czerwonej profesurze, anonimowe epitety, które pracownicy uczelni odczuli jako skierowane pod ich adresem. Książeczkę można było kupić w uczelnianym kiosku. Autor rozdawał ją kolegom z dedykacją.

Publikacja przeszłaby jednak bez echa, gdyby nie zainteresował się nią dyrektor Muzeum Auschwitz-Birkenau. Rok wcześniej weszła w życie ustawa o IPN, a niej przepis o karach za kłamstwo oświęcimskie. Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”.

W Opolu pojawiły się media – ogólnopolskie i światowe rozgłośnie i stacje telewizyjne. – Był taki czas, kiedy w gabinecie miałem wszystkie stacje radiowe z całego świata. Ratajczak, a przy nim Uniwersytet Opolski, stał się wiadomością numer jeden – wspomina prof. Nicieja. W sprawie wypowiadały się autorytety. – Dostawałem listy doktorów honoris causa uczelni, że oddadzą tytuły w proteście – mówi dziś prof. Nicieja. Uczelnia, utworzona z połączenia Wyższej Szkoły Pedagogicznej i filii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, działała zaledwie od pięciu lat. Nikt nie pragnął takiego rozgłosu.

Jeden z pracowników Instytutu Historii: – To wywołało panikę. Pytania, co z tego wyniknie? I reakcję stadną.

– Odnosiłem wrażenie, że Ratajczak do końca nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Czuł, że popularność go niesie, nie widział, w jakim kierunku – mówi jeden z pracowników Instytutu Historii. Profesor Nicieja: – Nikogo nie słuchał. Uważał, że zaistnieje, gdy będą o nim mówić po nazwisku. W mediach zaatakował uczelnię. Pomyślałem, że może reakcja byłaby inna, gdyby spotkał się z nami i podjął dialog? Zadzwoniłem do niego. I zapytałem: „Panie Darku, czy pan naprawdę tak myśli?”. Odpowiedział: „Tak, tyle mam do powiedzenia”. I rzucił słuchawkę. Bardzo to przeżyłem.




– Nikt z pracowników Instytutu Historii nie wystąpił przeciw niemu – opowiada pracownik uczelni. Pojawił się wprawdzie pomysł, by w imieniu instytutu napisać list odcinający się od Ratajczaka. Zaprotestował jednak prof. Krzysztof Tarka. Argumentował, że dr Ratajczak jest osobą dorosłą i sam odpowiada za swoje słowa. List nie powstał.

Uczelniana komisja dyscyplinarna zaczęła grać na przeczekanie z prokuraturą. Jedni od drugich oczekiwali stwierdzenia winy. Ostatecznie w 2000 r. uniwersytet zakazał Ratajczakowi wykonywać zawód nauczyciela przez trzy lata. Prokuratura postawiła zarzut – art. 55 ustawy o IPN, czyli kłamstwo oświęcimskie.


Ewa Kosakowska, była dziennikarka „Nowej Trybuny Opolskiej”: – Poznałam go, gdy pisałam o procesie. Zaskoczyło mnie, że był tak otwarty dla mediów. Witał się z nami i żegnał, chętnie rozmawiał i nie obrażał na żadne gazety. Wyróżniał się inteligencją, elokwencją. Miał wiedzę w wielu dziedzinach.

Kolega historyk opowiada: – Odwiedziłem go wtedy w domu. Pamiętam sterty książek, głównie anglojęzycznych. Szukał w nich argumentów.




Ratajczak bronił się sam. Tłumaczył, że cytował poglądy zachodnich rewizjonistów, nie zawsze je zaznaczając. Ojciec adwokat na procesie się nie pojawiał. Mogli wcześniej przygotowywać linię obrony. Mogło być też tak, że starszy pan się nie zgadzał z synem i nie chciał być świadkiem katastrofy.

Na sali sądowej zaczął się pojawiać wtedy Leszek Bubel, wydawca znany z antysemickich poglądów. Ratajczak witał go z zadowoleniem. W tym czasie znajduje też wsparcie w Radiu Maryja. Bronią go prof. Ryszard Bender i Peter Raina. Sąd rejonowy umorzył postępowanie z powodu znikomej szkodliwości czynu. Od wyroku odwołała się prokuratura. Ostatecznie sąd uznał winę, lecz sprawa została umorzona ze względu na znikomą szkodliwość społeczną.

Jak wynika z relacji, którą do dzisiaj można znaleźć na stronie internetowej Muzeum Auschwitz-Birkenau, sąd uzasadnił takie rozstrzygnięcie niskim nakładem książki Ratajczaka oraz tym, że w drugim jej wydaniu autor odciął się od poglądów tzw. Holocaust-deniers (osób zaprzeczających faktowi Holokaustu), stwierdzając: „Nie mogę się zgodzić z poglądem, że w obozach koncentracyjnych na ziemiach polskich nie istniały komory gazowe. W końcu są świadkowie. Natomiast uważam, że liczba 6 mln Żydów zgładzonych w wyniku niemieckiego bestialstwa [...] jest mocno, bardzo mocno przesadzona”.

Ratajczak zatrudnił się jako stróż w hurtowni alkoholi. Ponoć właściciel się skarżył: „Ratajczak zamiast pilnować albo pisze, albo czyta”. Demonstracyjne podejmowanie prac poniżej kwalifikacji niektórzy odbierali jako manifestację. Droczenie się z rzeczywistością. Rodzaj komunikatu: Wolę pracować w hurtowni alkoholi, niż mówić to, z czym się nie zgadzam. Poprawność polityczna mnie nie złamie.

Zbigniew Górniak: – Prokurator wojewódzki Franciszek Lewandowski w stanie wojennym odmówił oskarżania opozycji. Odszedł z prokuratury i zatrudnił się w zakładzie oczyszczania miasta. Tam poprosił o to, by dostać rewir pod siedzibą prokuratury. Gdy jego koledzy wchodzili lub wychodzili z budynku, natykali się na Lewandowskiego z miotłą. To był rodzaj demonstracji.




Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Wilczy bilet ciągnął się za nim. Próbował się zatrudnić w szkołach czy instytutach, ale gdy się okazywało, że to ten Ratajczak, odmawiano mu. Każdy boi się pytania: Dlaczego zatrudnia pan antysemitę? Jak z tego wyjść obronną ręką?

W 2007 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała artykuł „Kłamca nie ma już siły”. Ratajczak opowiada w nim, co się stało po wyrzuceniu z uczelni. O postępującej degradacji. Mówi o tym, do kogo zwracał się o pomoc, gdzie mu odmówiono. Jako jedyny powód podaje ostracyzm.

„Nie chcę nic innego robić. Jestem historykiem” – mówił. Drukował teksty w „Najwyższym Czasie” i „Opcji na Prawo”. Założył blog. Wpisy kończą się na styczniu 2009 roku. Wtedy zamieszcza ostatni: „Bądźmy po proletariacku szczerzy: Karol Marks, ojciec komunizmu, w młodości był satanistą”. Jednak dyskutantów brak. Jest za to kilka komentarzy. Pierwszy: „cieszę się, że po latach znów pan publikuje”. Drugi: „O kurczę… ten czop jeszcze żyje?!? Psia mać, może świńska grypa da radę”.

Dziś osoby, które go znały, obarczają się nawzajem winą i odpowiedzialnością. Jednak Dariusz Ratajczak był inteligentnym, dobrze wykształconym człowiekiem. Miał znajomych wśród londyńskiej i amerykańskiej Polonii. Dlaczego nie wyjechał? Nie zaczął nowego życia w innym mieście – na przykład we Wrocławiu? Dlaczego nie wykorzystał znakomitej znajomości języka angielskiego, by żyć choćby z tłumaczeń? Koledzy z instytutu zauważają, że miał niezłe pióro. Wykorzystywał to zresztą, pisując do niszowych prawicowych gazet. Dlaczego nie pisał pod pseudonimem?

[srodtytul]Nałóg[/srodtytul]

Problem zaczął się wcześniej. Jeszcze przed wybuchem afery. Pracownik Instytutu Historii przyznaje: – Zdarzało mu się przychodzić na zajęcia ze studentami po kieliszku. Nie był pijany, ale widać było, że jest pod wpływem.

Prawicowy polityk: – Starliśmy się ostro podczas dyskusji na uniwersytecie. Krakowski IPN wydał książkę „Dramat roku 1947”, która stała się kanwą sporu. Darek wtedy ostro dyskutował. Widać było, że jest nietrzeźwy.

Prof. Nicieja: – Podpisaliśmy umowę o współpracy z Uniwersytetem Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po formalnościach jako rektor zaprosiłem do gabinetu wszystkich gości na lampkę koniaku. Sekretarka napełniła kieliszki, pijemy i… konsternacja. Bo zamiast alkoholu była herbata. Przeprosiłem, rozlaliśmy szampana. Po wyjściu delegacji poprosiłem Ratajczaka na rozmowę. „Co pan zrobił? – krzyczę. – Przepraszam, miałem ciąg. Myślałem, że zdążę ten alkohol uzupełnić” – tłumaczył.

To, że nie wyleciał z uczelni, zawdzięczał matce. Była już ciężko chora, przyszła do Niciei i prosiła: Niech go pan nie wyrzuca, on się uspokoi. – Chroniłem go, chociaż powinienem wtedy usunąć – opowiada profesor. Uległem, a on się uspokoił. Chyba jedyną osobą, która miała na niego wpływ, była matka.

Jeden z pracowników Instytutu Historii: – Sposób, w jaki odszedł z uczelni, to, że nie mógł znaleźć pracy, że odeszła od niego żona – pogłębiało tylko problem, który wcześniej miał. Sytuacja, w jakiej się znalazł, sprzyjała sięganiu po kieliszek.

Arkadiusz Karbowiak, wiceprezydent Opola, próbował Ratajczakowi pomóc. Umówił go na rozmowę z pełnomocnikiem tworzącej się w Opolu nowej katolickiej szkoły wyższej. Ratajczak na obiad z przedstawicielem szkoły przyszedł pod wpływem alkoholu.

Dwa lata temu Karbowiak podjął jeszcze jedną próbę. Polecił go prowadzącemu nabór we wrocławskim oddziale IPN. Ratajczak w „Gazecie Wyborczej” tak to relacjonował: „Byłem na rozmowie i dali mi do zrozumienia, że poszło mi świetnie. Ale potem przysłali pismo, że mnie nie zatrudnią”. Zupełnie inne wrażenie odniósł prowadzący rozmowę. Karbowiakowi powiedział z wyrzutem, że Ratajczak przyszedł ubrany niechlujnie i po alkoholu.

Żona z dwojgiem dzieci odeszła od Ratajczaka siedem lat po jego wyrzuceniu z uczelni. Nie chce rozmawiać o przyczynach decyzji. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” zaprzeczyła jedynie podanej przez Ratajczaka wersji, że jej odejście miało związek z poglądami męża.

Cicha ulica na Chabrowie, jednym z opolskich osiedli. Klockowe czteropiętrowe bloki dobudowano tu do stylowych poniemieckich kamienic z pięknymi ogródkami. Ratajczak w jednym z tych domów klocków mieszkał od dzieciństwa.

Zbigniew Górniak opowiada, że ostatni raz spotkał Ratajczaka na ulicy pod szkołą ogólnokształcącą, w której uczył się jego syn. Na konwencjonalne „co słychać”, Górniak odpowiedział, że wrócił akurat z Norwegii. Wtedy Ratajczak się ożywił. – Opowiadał, że urządził się właśnie pod Oslo. I że jak jeszcze raz będę w Norwegii, mam się koniecznie odezwać. Podniosło mnie to na duchu. Pomyślałem wtedy, że jak się ma olej w głowie, to wszędzie można sobie życie ułożyć – mówi Górniak. W tym sielankowym obrazku nie zgadzał się tylko jeden szczegół. Kiedy Ratajczak uśmiechnął się promiennie, rzucał się w oczy brak przedniego zęba.

Znajomy, który spotkał go na ulicy półtora miesiąca temu, zauważył, że bardzo wychudł. Z ustaleń policji wynika, że w ostatnim czasie często wyjeżdżał za granicę. Anglia, Holandia, Norwegia. Pracował tam fizycznie – na zmywaku, przy ogrodnictwie. W Polsce po eksmisji pomieszkiwał u ojca lub w samochodzie. Nie wiadomo, co się właściwie stało pod Centrum Handlowym Karolinka. Jak długo stał tam jego samochód? Policja zabrała kasety z monitoringu parkingu. Ogląda kadr po kadrze, bo jeden z pracowników ochrony utrzymywał, że samochód zaparkowano tego samego dnia, w którym znaleziono zwłoki. – Z dotychczasowych ustaleń wynika, że stał tam co najmniej kilka dni – mówi jednak prokurator rejonowy Artur Jończyk.

Na razie trwa ustalanie, co było przyczyną śmierci. Biegły na podstawie oględzin wykluczył działanie osób trzecich. Trwają badania toksykologiczne, wszystko wskazuje jednak na to, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.

Sąsiadka z bloku opowiada: – Mam w oczach jego dwa obrazy. Pierwszy – pracownika na Uniwersytecie Opolskim, miłego, estetycznego mężczyzny. Ojca dwojga udanych dzieci. I drugi – niechlujnego alkoholika, którego się baliśmy. Czuliśmy strach, że kiedyś zapomni wyłączyć kuchenkę i wylecimy w powietrze. I zachodzę w głowę, jak to się stało? Dzień po dniu na oczach wszystkich rozgrywał się dramat człowieka.

Mieszkańcy bloków byli świadkami niemocy żony i szalejącego nałogu. Pił w piwnicy, znajdowano go nieprzytomnego z upicia. – Sam się nad sobą znęcał. Zastanawialiśmy się, co robić. Wielokrotnie interweniował ojciec – opowiada jeden z sąsiadów. Jednak perswazje Ratajczaka seniora nie dawały rezultatu. Myśleli, by zgłosić problem do ośrodka pomocy rodzinie. I wtedy przyszła eksmisja. Sąsiad się wyprowadził. A raczej – wyprowadził go komornik. Mieszkanie zostało zlicytowane za długi.

Ewa Kosowska: – To smutna historia człowieka, który miał bardzo duży potencjał.

Marek Kawa, znajomy Ratajczaka, doktor polonistyki, polityk, były pracownik uniwersytetu, mówi: – Ocieraliśmy się o niego i nie byliśmy w stanie podać mu ręki. Oczekiwałem większej refleksji w związku z jego śmiercią.




rp.pl/plus-minus/art15121221-historia-doktora-ratajczaka







wtorek, 5 sierpnia 2025

Ewakuacja - przedruki




przedruki


3.08.2025, 10:56
Polaków czeka masowa ewakuacja? RCB przygotowuje plany


Niepokojące informacje płyną ze źródeł zbliżonych do Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Instytucja opracowuje scenariusze masowej ewakuacji ludności cywilnej. W tle pojawiają się analizy zagrożeń wojennych, hybrydowych czy środowiskowych. Oficjalnie: to tylko zabezpieczenie. Nieoficjalnie: nikt nie przygotowuje takich procedur bez powodu.


Autor: Artur Matyszczyk


RCB szykuje scenariusze ewakuacji Polaków na wypadek zagrożenia

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa prowadzi intensywne prace nad aktualizacją planów ewakuacji ludności cywilnej. Tak wynika z informacji ujawnionych przez źródła w administracji rządowej. 

Przypomnijmy, już w maju rzecznik RCB, Zbigniew Muszyński, w wywiadach dla mediów branżowych potwierdził tę informację.
Musimy wyciągnąć wnioski z tego, co się dzieje na Ukrainie

– mówił. Podkreślił również, że ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej nakłada na RCB zadanie opracowania krajowego planu ewakuacji i koordynacji działań wojewodów w tym zakresie.
Dotąd wszystko było tylko "na papierze"

Muszyński tym samym potwierdził, że prace trwają. Wskazał, że chodzi o „standardowe działania planistyczne”. Ale skala przygotowań nie pozostawia złudzeń. Coś jest na rzeczy.

Według nieoficjalnych ustaleń, opracowywane są konkretne scenariusze przesiedleń z dużych aglomeracji, regionów przygranicznych oraz obszarów infrastruktury krytycznej. Mowa o logistycznych trasach, punktach zbiorczych, transporcie cywilnym i wojskowym, a także miejscach tymczasowego zakwaterowania w głębi kraju.


Tego typu działania były prowadzone dotąd tylko teoretycznie, na papierze, w ramach tzw. planów zarządzania kryzysowego. Tym razem, jak wskazują eksperci ds. bezpieczeństwa, mamy do czynienia z faktycznym przełożeniem założeń na faktyczne działanie, mapy, punkty i liczby. A to może oznaczać, że zagrożenie traktowane jest poważnie.
Scenariusze na wypadek zagrożenia

RCB nie zdradza szczegółów. Nie wiadomo ile osób do ewakuacji przewidują poszczególne scenariusze na wypadek zagrożenia, a także w jakim czasie i kierunku miałaby ewakuacja przebiegać. Planowanie zakłada użycie m.in. transportu kolejowego, ale już dziś wiadomo, że przepustowość sieci jest ograniczona. Opracowywane jest z samorządami na szczeblu wojewodów.
Ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy osób, na przykład z regionu przygranicznego to operacja, którą trzeba ćwiczyć, a nie tylko zapisać w tabelce

– mówi jeden z byłych oficerów. Jedno jest pewne, napięta sytuacja geopolityczna, niepokój przy granicy z Białorusią, rosyjska enklawa w Kaliningradzie, a także coraz częstsze incydenty z udziałem migrantów - to wszystko składa się na atmosferę niepewności, której nie wolno ignorować.


niezalezna.pl/polska/polakow-czeka-masowa-ewakuacja/548912






---------------






Karol Nawrocki rozmawiał z Zełenskim. "Jest głosem narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych spraw historycznych"

aktualizacja: 31 lipca



Karol Nawrocki / autor: X/@LeskiewiczRafa



Rafał Leśkiewicz poinformował, że prezydent elekt rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim. „Karol Nawrocki podkreślił, że jest głosem narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych i dotąd nierozwiązanych spraw historycznych” - dodał Leśkiewicz. Prezydent Ukrainy podał, że podczas rozmowy uzgodniono wymianę wizyt, „podczas których omówimy wszystkie aktualne kwestie współpracy dwustronnej”.

We wpisie na platformie X rzecznik prezydenta elekta Rafał Leśkiewicz napisał, że Karol Nawrocki rozmawiał z Wołodymyrem Zełenskim telefonicznie; do rozmowy doszło na prośbę prezydenta Ukrainy.


Prezydent Zełenski pogratulował Karolowi Nawrockiemu wygranej w wyborach prezydenckich

— przekazał Leśkiewicz.


Współpraca oparta na wzajemnym szacunku

Dodał, że Karol Nawrocki podkreślił, że „współpraca obu krajów musi być oparta na wzajemnym szacunku i prawdziwym partnerstwie”.

Leśkiewicz dodał, że Nawrocki potwierdził dalsze wsparcie dla Ukrainy w związku z trwającą wojną, będącą efektem agresji Federacji Rosyjskiej.


Rosja to państwo neoimperialne i kolonialne, rządzone przez zbrodniarza wojennego, jakim jest Władimir Putin. Zatem walcząca z reżimem Kremla Ukraina może liczyć na wsparcie Polski

— czytamy we wpisie.
Omówiono kwestie polityki historycznej

Leśkiewicz podkreślił, że ważnym tematem rozmowy Nawrockiego i Zełenskiego była polityka historyczna.


Karol Nawrocki podkreślił, że jest głosem Narodu, który domaga się zmiany podejścia Ukrainy do ważnych i dotąd nierozwiązanych spraw historycznych. To powinno ulec zmianie. Prezydent elekt zapowiedział, że kwestie historyczne będą tematem dalszych rozmów z prezydentem Ukrainy

— napisał Leśkiewicz.
„Doceniamy wszelkie wsparcie”

O rozmowie z Karolem Nawrockim poinformował na X także Wołodymyr Zełenski. Zaznaczył, że odbył „dobrą, pierwszą rozmowę z prezydentem elektem”.


Pogratulowałem zwycięstwa w wyborach z dnia 1 czerwca oraz życzyłem powodzenia. Liczymy na to, że Polska pozostanie naszym wiarygodnym partnerem i sojusznikiem

— dodał.


Doceniamy wszelkie wsparcie udzielone przez Polskę od początku agresji na pełną skalę – wojskowe, polityczne oraz humanitarne

— napisał prezydent Ukrainy.

Przypomniał, że ostatniej nocy Rosja przeprowadziły kolejny zmasowany atak na ten kraj. W związku z tym, jak dodał, poinformował Nawrockiego o konsekwencjach ataku i sytuacji na froncie.


Dla nas bardzo ważne jest, aby Polska nadal wspierała Ukrainę. Bronimy bowiem nie tylko własnego terytorium, lecz całej naszej Europy, w tym również Polski

— podkreślił Zełenski.
„Uzgodniliśmy wymianę wizyt”

Jak zaznaczył, rozmowa z Nawrockim dotyczyła także kluczowych wydarzeń, do których dojdzie w najbliższych miesiącach.


Uzgodniliśmy wymianę wizyt, podczas których omówimy wszystkie aktualne kwestie współpracy dwustronnej. Na pewno określimy formaty współpracy, które przyniosą realny rezultat dla naszych krajów, naszych obywateli

— dodał Zełenski.


Dziękuję za gotowość do wspólnej pracy oraz za zapewnienie o dalszym wsparciu dla Ukrainy

— napisał prezydent Ukrainy.


Na początku lipca Nawrocki wziął udział w Chełmie w uroczystościach upamiętnienia ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Zaapelował wówczas do prezydenta Zełenskiego o możliwość podjęcia pełnoskalowych ekshumacji na Wołyniu. Podkreślił, że ofiary ludobójstwa nie wołają o zemstę, a o „krzyż”, „grób” i „pamięć”, a on jest zobowiązany „mówić ich głosem”.





/wpolityce.pl/polityka/736497-nawrocki-rozmawial-z-zelenskim-domaga-sie-zmiany



------------------




Podziękowanie ludziom Komitetu Obywatelskiego Poparcia dr. Karola Nawrockiego


Prof. Andrzej Nowak Źródło: PAP / Mateusz Marek


ANDRZEJ NOWAK | 6 sierpnia dr Karol Nawrocki ma z woli wyborców, obywateli Rzeczpospolitej objąć najwyższy w niej urząd: Prezydenta.





24 listopada ubiegłego roku, w Sali krakowskiego Sokoła, miałem zaszczyt w imieniu Obywatelskiego Komitetu Poparcia zgłosić dr. Karola Nawrockiego jako naszego kandydata w wyborach prezydenckich. Naszego – to znaczy obywatelskiego właśnie. Do samorzutnie zorganizowanego Komitetu zgłaszali się ludzie z różnych środowisk. Damy i kawalerowie Orderu Orła Białego, współtwórcy przedsierpniowej opozycji i Solidarności, profesorowie wyższych uczelni, lekarze, architekci, inżynierowie, nauczyciele, przedsiębiorcy, rolnicy. Na listę Komitetu, także w jego tak licznie powstających lokalnych wcieleniach, wpisało się tysiące ludzi. Nie byli wyborcami jednej partii. Połączyło nas poczucie dobra wspólnego i jego zagrożenia. Zagrożenia utratą podmiotowości Polaków i Polski.

Sześć miesięcy po zawiązaniu Komitetu, po udzieleniu bezcennej pomocy organizacyjnej i politycznej dr. Karolowi Nawrockiemu przez Prawo i Sprawiedliwość – nasz kandydat na urząd Prezydenta RP uzyskał wsparcie najważniejsze: głosy wyraźnej większości biorących udział w wyborach prezydenckich obywateli Polski. Na przekór wymierzonej w niego kampanii oszczerstw, nienawiści i manipulacji, 1 czerwca 2025 roku naprawdę zwyciężyła w naszym kraju demokracja. Zwyciężył duch obywatelstwa. Zwyciężył Karol Nawrocki, który stał się teraz symbolem odnowienia nadziei, że dobro wspólne może być silniejsze od zła, które ma nas podzielić.

6 sierpnia, dzień zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP, przypada w obchodzone przez wszystkich chrześcijan święto Przemienienia Pańskiego. Jest to zarazem dokładnie 111 rocznica wyjścia garstki młodych szaleńców polskiej niepodległości – 1. Kompanii kadrowej z krakowskich Oleandrów po wolną Polskę. Słyszymy w tym dniu słowa płynącej od Boga otuchy: „Wstańcie, nie lękajcie się”. W innym, świeckim, historycznym planie – przypominamy sobie drogę, jaką nadzieja na odzyskanie przez Polskę niepodległości musiała przejść, by do niej dojść: od 6 sierpnia 1914 roku do 11 listopada roku 1918. Może w tej zbieżności świąt i dat jest dla nas jakaś zachęta i zalecenie? Do odwagi i do wytrwałości? Jeśli chcemy, by Polska, nasza ziemska wspólnota, była wolna, nie możemy uznać, że nasza praca obywatelska jest już skończona, wykonana. Że teraz już wszystko za nas zrobi Prezydent, albo ta czy inna partia, którą wspieramy w parlamentarnych wyborach.

Powinniśmy naszą aktywnością, naszym współdziałaniem z nowym Prezydentem przypominać partiom właśnie, że jest coś ponad partyjnymi grami o wpływy – coś, co powinno nas jednoczyć: Polska i jej wolność. Powinniśmy o tym pamiętać sami i nie dać o tym zapomnieć innym, naszym współobywatelom.

Wiemy, widzimy to dosłownie dzisiaj, że przecież nie przestają być czynni ci, którzy – by nazwać ich słowami Adama Mickiewicza – „zapierają się wiary ojczystej, przeszłości ojczystej, usiłują oczernić dzieje, obyczaje Polski, zniesławić charakter narodowy, ażeby tylko uniknąć prześladowania niszczącego tych, co służą idei polskiej”. Nasza praca nie jest skończona. Zwycięstwo odniesione 1 czerwca, także jakby symbolicznie – w Dzień Dziecka, daje nam jednak otuchę: choć wiemy o tym ze słuchanych w dzieciństwie bajek, że smoki istnieją, to przekonujemy się również, że można je pokonać.

Teraz jest chwila radości i pora podziękowań – dla tych wszystkich, którzy Komitet Obywatelski tworzyli, popierali, działali w nim na rzecz naszego Kandydata, przekonywali innych, nie załamali się pod nawałą kampanii, mającej nas zniechęcić. Największym dla nas podziękowaniem będzie satysfakcja z tej właśnie chwili: 6 sierpnia 2025 toku.

Pozwolę sobie jednak, choć nie mam do tego żadnego formalnego tytułu – bo byłem tylko współinicjatorem Komitetu – przekazać wszystkim Koleżankom i Kolegom, ludziom dobrej nadziei, którzy ten Komitet tworzyli NAJSERDECZNIEJSZE WYRAZY WDZIĘCZNOŚCI.

Andrzej Nowak

dorzeczy.pl/opinie/760392/prof-nowak-podziekowania-dla-komitetu-poparcia-nawrockiego.html


-------------



Putin boi się o swoje życie. Towarzyszy mu "Jolka"


Ukraiński ekspert zwrócił uwagę na towarzyszący Władimirowi Putinowi dron "Jolka". Bezzałogowiec był widziany podczas obchodów Dnia Zwycięstwa. Może to oznaczać, że prezydent Rosji obawia się o swoje życie.





Urządzenie stało się bowiem elementem wzmożonej ochrony dyktatora, który – jak można przypuszczać – bierze pod uwagę również atak z powietrzna.
Tak działa "Jolka"

Ukraiński analityk wojskowy specjalizujący się w dronach, Siergiej Beskrestnow, zamieścił w mediach społecznościowych nagranie, które powstało tuż po defiladzie z okazji 9 maja. Materiał przedstawia funkcjonariuszy FSB niosących przedmiot, który kształtem przypomina właśnie dron.

Beskrestnow uważa, że na nagraniu widać właśnie bezzałogowiec przechwytujący "Jolka", który jest wystrzeliwany z katapulty wielokrotnego użytku. "Został stworzony celu niszczenia dronów typu Baba Jaga, tych rozpoznawczych oraz rodzaju FPV. Jest w stanie także wytrącać z kursu każdą amunicję krążącą" – czytamy na portalu polsatnews.pl.

Dron "Jolka" został skonstruowany w taki sposób, aby mógł pełnić swoje funkcje w różnych warunkach atmosferycznych. Urządzenie zostało również zaopatrzone w kamerę termowizyjną. Ukraiński analityk wskazał, że bezzałogowiec jest wystrzeliwany ręcznie i kierowany w pierwszej fazie loty, by następnie przejść na tryb autonomiczny.

Ze względu na eskalację działań zbrojnych związanych z wojną na Ukrainie, ochrona Władimira Putina została ostatnio znacząco wzmocniona.

Polsat News przypomina, że przed uroczystą paradą w Moskwie z okazji 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej Kreml wezwał Ukrainę do zawieszenia broni. Powodem była obawa o dokonanie zamachu na prezydenta Rosji.



dorzeczy.pl/swiat/759630/dron-przy-putinie-prezydent-rosji-obawia-sie-zamachu.html

-------------------



Marcin Bąk: Prezydent zabiera się do pracy

26.07.2025 07:52
Jeszcze nie było zaprzysiężenia, jeszcze prezydent elekt nie zdążył wprowadzić się do swojej nowej siedziby a już zaczął wywierać wpływ na krajową politykę i to wpływ znaczny. Być może znajdujemy się na początku najbardziej dynamicznej, najbardziej aktywnej prezydentury ostatnich dziesięcioleci.



Prezydent elekt Karol Nawrocki (P) opuszcza budynek Sejmu po zakończeniu spotkania z marszałkiem izby Szymonem Hołownią / PAP/Leszek Szymański


Okoliczności, w jakich Karol Nawrocki został wybrany na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej trudno uznać za spokojne. Jak mówili mi już po wyborach znajomi ze sztabu wyborczego, była to bardzo ciężka kampania, w której trzeba się było mierzyć z potężnym przeciwnikiem. Pisząc „przeciwnik” mam na myśli nie tyle Rafała Trzaskowskiego, bo on był akurat jednym z najsłabszych elementów tej układanki ale całą potężną machinę polityczno – medialną, która za nim stała. Wynik wyborów pozostawał do końca niepewny i tak naprawdę wieczorem 1 czerwca wielu współpracowników kandydata prawicy miało mocno minorowe nastroje. Co ciekawe – sam kandydat zachowywał cały czas wysokie morale i przekonanie o możliwym a nawet pewnym sukcesie.
Zwycięstwo ma wielu ojców

Ten sukces nie byłby możliwy, gdyby nie zdecydowana mobilizacja elektoratu umownie nazywanego prawicowym, choć równie dobrze można by używać określenia obóz patriotyczny. Po jednej bowiem stronie politycznej barykady stają ludzie którym zależy na Polsce, którzy są dumni z jej przeszłości i którzy chcieli by nasza ojczyzna się rozwijała, po drugiej zaś, w pewnym uproszczeniu, ludzie którzy wstydzą się mieszkać „w tym kraju”, dla których „polskość to nienormalność” i tak dalej. Oczywiście, wśród wyborców Karola Nawrockiego znaczny odsetek stanowili sympatycy Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna, których poglądy można by jednoznacznie zaliczyć do prawicowych, zarówno w kategorii światopoglądowej jak i ekonomicznej ale głosowali na niego również ludzie o poglądach bardziej socjalnych i etatystycznych. Są różne wizje Polski, różne wizje funkcjonowania, niemniej elektorat Karola Nawrockiego łączy przekonanie, że warto o tą Polskę zawalczyć. To jest bardzo ważny sygnał dla prezydenta elekta, stoją za nim przedstawiciele różnych środowisk, różnych sympatii politycznych i z całą pewnością można powiedzieć, że Karol Nawrocki nie jest i nie będzie „prezydentem PiS - u”. Miliony Polaków oddały na niego głos 1 czerwca nie tylko na zasadzie „byle nie Trzaskowski” lecz także z nadzieją na pozytywne zmiany.

Z drugiej strony barykady politycznej mamy do czynienia z zachowaniami wręcz niedojrzałymi. Serial w reżyserii Romana Giertycha pod tytułem „Przeliczmy głosy bo wybory sfałszowano” nie przyczynił się do wzmocnienia autorytetu państwa. Przedstawiciele obozu liberalno – lewicowego swoim uporem i niedojrzałością pokazali, że nie potrafią pogodzić się z porażką i naturalna zdawać by się mogło w demokracji kolej rzeczy, czyli przegrana w demokratycznych wyborach jest dla nich trudna do przyjęcia. To będzie również stanowiło dla nowego prezydenta pewne wyzwanie, świadomość że jakaś część klasy politycznej i jakaś część obywateli, nie mogła się pogodzić z wynikiem wyborów i po prostu nie uznaje nowej głowy państwa.


Wszyscy ludzie prezydenta

Od samego początku, odkąd Państwowa Komisja Wyborcza podała wyniki, rozpoczęły się spekulacje na temat tego, jakim prezydentem będzie Karol Nawrocki, jaka będzie jego prezydentura. Komentatorzy polityczni z uwagą śledzili też kompletowanie zespołu przyszłych współpracowników prezydenta, bo dobór tych ludzi wiele może nam powiedzieć o tym, jak będzie wyglądała w niedalekiej już przyszłości praca Głowy Państwa. Proszę zwrócić uwagę – żaden z prezydentów nie wzbudzał takich emocji, jeśli chodzi o dobór swoich współpracowników, żadnemu nie poświęcano na tym etapie tyle uwagi. Pamiętamy jeszcze wszyscy te spekulacje na temat profesora Przemysława Czarnka – wejdzie w skład współpracowników prezydenta, czy zostanie w pracy parlamentarnej i partyjnej w ramach PiS? Osobiście uważam, że lepiej się stało, że pan profesor nie wszedł w końcu do zespołu prezydenckiego, jego kompetencje będą bardziej potrzebne w nadchodzących miesiącach i latach przy pracy na polu politycznym w szeroko rozumianej prawicy. A będzie nad czym pracować. Żadna z partii obozu patriotycznego nie zdobędzie, jak się zdaje większości pozwalającej na samodzielne rządy. Współpraca nad przyszłą koalicją jest czymś dla Polski niezwykle potrzebnym. Wśród współpracowników nowego prezydenta znaleźli się ludzie związani z PiS ale także przedstawiciele innych środowisk politycznych. To ważny sygnał.

Przed prezydentem duże oczekiwani i duże nadzieje, jakie wiążą z jego osobą miliony Polaków. Wydaje się, że Karol Nawrocki bardzo dobrze je rozumie. Już teraz, jeszcze przed zaprzysiężeniem, sygnalizuje inicjatywy ustawodawcze, które z jednej strony mogą być korzystne dla kraju, z drugiej mogą stawiać obóz 13 grudnia w mocno niezręcznym płożeniu. Prezydent elekt zapowiedział też trasy po Polsce, spotkania z Polakami i dalszą aktywność w tym zakresie. Wydaje się, że nie będzie to prezydentura zamknięta za drzwiami pałacu prezydenckiego. I bardzo dobrze – czasy idą ciężkie, obecna większość rządowa jest zupełnie niekompetentna, ośrodek prezydencki może okazać się najważniejszą, pozytywna siłą polityczna w naszym kraju.



Autor: Marcin Bąk
Źródło: tysol.pl
Data: 26.07.2025 07:52

.tysol.pl/a144180-marcin-bak-prezydent-zabiera-sie-do-pracy


-----------------


Prezydent Karol Nawrocki a restauracja Pax Polonica



Waldemar Biniecki | Powstaje nowy układ polityczny, którego architektem staje się prezydent Karol Nawrocki. Prawdopodobnie będzie opierać się on na szerokiej koalicji różnych partii, środowisk, ugrupowań i fachowców spoza polityki.





W tym nowym rozdaniu pojawiają się niezwykłe szanse w aspekcie geopolityki oraz druga: realne włączenie polskiej diaspory w życie publiczne kraju. Polonii, która przez dekady pozostawała na marginesie debaty narodowej, mimo, że posiada zwłaszcza tutaj w USA ogromny potencjał – zarówno ludzki, jak i finansowy. Doskonałym przykładem pomijania polskiej diaspory jest miniona debata prezydencka, w której żaden kandydat nawet nie wspomniał o przeszło 20 milionach przedstawicieli polskiej diaspory. Budowanie takiego nowego układu politycznego wymaga głębokiej wiary w Polskę i we wszystkich Polaków na świecie – od „Chicago do Tobolska”. Dziś, gdy pojawia się realna możliwość przywrócenia Polonii jej należnego miejsca – trzeba z tej szansy skorzystać. Czas zerwać z kontraktami Magdalenki. Czas otworzyć Polskę na ludzi, którzy nie mają PRL-owskich koneksji, ale mają energię, umiejętności, know-how, wiedzę i są lojalni wobec Rzeczpospolitej. Istotne jest, aby przeciąć ten magdalenkowy i okrągłostołowy gorset, który – niczym niewidzialny mur – blokuje drogę do restauracji Pax Polonica.


Pax Polonica

Ponad 100 lat temu Roman Dmowski w książce „Myśli nowoczesnego Polaka” zdefiniował Pax Polonica w prosty, lapidarny sposób: „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie. (…) Każdy ma obowiązek być czynnym obywatelem, znającym stan spraw politycznych swego kraju i wpływającym na ich bieg w miarę sił swoich. Wszyscy są za bieg tych spraw odpowiedzialni”.

Dynamika procesów geopolitycznych na świecie, zmusza dziś nas Polaków do nowego spojrzenia na definicję naszej racji stanu. Nie ulega żadnym wątpliwościom, że będzie ona nadal rozumiana jako ponadpartyjne działanie w majestacie Rzeczypospolitej dla realizacji nadrzędnego interesu państwa polskiego, wspólnego wielu minionym i obecnym pokoleniom rodaków w kraju i na obczyźnie. Składowymi elementami Pax Polonica pozostaną: niepodległość, suwerenność, integralność wspólnoty narodowej poprzez połączenie Polaków w Polsce z polską emigracją w koherentną i rozumiejącą się całość.


Polska diaspora za granicą

Poza Polską mieszka ok. 20 mln osób polskiego pochodzenia. Są to osoby, które wyjechały z kraju lub urodziły się poza Polską, ale deklarują przywiązanie do polskiego pochodzenia i związków z polskością.

Zasoby finansowe Polonii amerykańskiej, według danych Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej, to oszczędności na poziomie średnio 17.500 dolarów na osobę. A są to tylko oszczędności wybranej grupy 100.000 Polonusów z rejonu Nowego Jorku, New Jersey i Chicago. Wystarczy te kwoty przemnożyć, aby uzyskać astronomiczną sumę 1.750.000.000 dolarów. Przypomnijmy, że cała polska diaspora w USA to ok. 10 milionów osób.

Co roku Polonia ze Stanów Zjednoczonych – nie wspominając tej z innych krajów – wysyła do Polski ok. 900 milionów dolarów (dane World Bank, opracowane przez Migration Policy Institute). Są to środki porównywalne z tymi, które inwestują u nas zagraniczne firmy. Wstępne szacunki mówią, że w samych Stanach Zjednoczonych jest ponad 800 polskich naukowców na poziomie „tenure”, czyli amerykańskiej habilitacji. Jest to poważna grupa ludzi, z ogromnym potencjałem intelektualnym, której nie można lekceważyć.


Rekomendacje Polonii

1. Polonia to 1/3 wspólnoty narodowej mieszkająca poza granicami Polski

Czas wpisać do Konstytucji fakt, że na całym świecie żyje około 60 milionów Polaków, z czego około 20 milionów to Polacy i obywatele polskiego pochodzenia. Należy wreszcie uznać ich za integralną, podmiotową i wartościową część polskiego narodu. Czas na zerwanie z ustaleniami z Magdalenki, które skutkowały między innymi niedopuszczeniem do władzy reprezentacji środowisk patriotycznych, niepodległościowych i polskiej emigracji.


2. Tworzenie politycznej reprezentacji polskiej diaspory

Polacy za granicą muszą odzyskać pełnię praw obywatelskich. Konieczne jest przywrócenie głosowania korespondencyjnego oraz stworzenie specjalnego okręgu wyborczego dla Polonii, dzięki któremu Polacy mieszkający poza krajem będą mogli wybierać swoich przedstawicieli do Sejmu i Senatu. Ich głos musi być słyszalny i reprezentowany w polskim parlamencie.


3. Ekspercki ośrodek ds. polskiej diaspory przy Kancelarii Prezydenta

Budowa „soft power” i globalnej, polskiej sieci strategicznej poprzez połączenie Polaków w kraju z diasporą, to warunek sukcesu Polski w relacjach międzynarodowych. W ramach jego działania powinny powstawać mieszane krajowo-polonijne grupy eksperckie w kluczowych dziedzinach (energetyka, bezpieczeństwo, technologie, medycyna, wojsko). To ten ośrodek powinien szkolić liderów Polonii. Stworzenie i opracowanie projektu inwestycyjnego dla polskiej diaspory, aby mogła ona inwestować w Polsce- „Diaspora Investment Initiative”.


4. Nowoczesna polityka dla diaspory

Nie tylko "od morza do Tatr", ale — jak śpiewa mistrz Jan Pietrzak — „od Chicago do Tobolska”. Potrzebujemy aktywnego systemu wsparcia Polonii w każdym okręgu konsularnym i nowoczesnej polityki dla diaspory. Konsulaty muszą stać się ponad partyjnymi centrami życia polonijnego — aktywne, otwarte, edukujące i budujące wspólnotę narodową na świecie w systemie „outreach” – aktywizowania Polonii w ich miejscach zamieszkania. Ułatwienia w uzyskiwaniu paszportów dla dzieci urodzonych za granicą, rozszerzenie dyżurów konsularnych na inne ośrodki, intensyfikacja wydawania Kart Polaka oraz realna polityka repatriacyjna i powrotowa. 95% Polonii w USA nie mówi po polsku. Potrzebna jest atrakcyjna oferta edukacyjna, medialna i kulturowa, wkraczająca do amerykańskich uniwersytetów a nie ograniczająca się w salkach katechetycznych pod kościołem. Promowanie wymiany studentów, wsparcie dla nauki języka polskiego, historii, nauki i ekonomii w systemie międzynarodowych uniwersytetów. Organizacja corocznego Forum Strategicznego Polonia–Polska w dużym ośrodku diaspory. Powstanie pod patronatem Prezydenta RP- Światowego Kongresu Polonii jako instytucji promującej polski interes na świecie.


5. Polonia w historii Polski

Polonia współtworzyła Niepodległą. Od 1989 nie powstała w Polsce żadna popularno-naukowa książka na temat historii i roli Polonii. Czas, by ta prawda przebiła się do powszechnej świadomości Polaków. Nasi polonijni bohaterowie zasługują na szacunek i pamięć. Czas, aby obok „Pierwszej Brygady” na uroczystościach z okazji odzyskania niepodległości śpiewano także „Hej, Orle Biały” – pieśni skomponowanej w 1917 r. przez Ignacego Jana Paderewskiego jako pieśń, która była hymnem bojowym Armii Polskiej we Francji zwanej Błękitną Armią.
Konkluzje:

Kwestią otwartą pozostaje, jakimi metodami będziemy realizować restaurację Pax Polonica i czy w którymś momencie nie zwycięży, jak na Zachodzie, pokusa pójścia w stronę kolejnej utopii, definiowanej jako postpolityka i postprawda, ponad uniwersalnymi wartościami naszej cywilizacji. Dyskutujmy więc, organizujmy się, twórzmy od podstaw think tanki. Pokusę sztucznie utrzymywanej jednomyślności niech zastąpi szeroki, merytoryczny spór i nieskrępowana debata o najważniejszych obecnych polskich interesach, ale i o sprawach przyszłości.

Aby Polska mogła się dalej rozwijać trzeba zakończyć wojnę polsko-polską, która paraliżuje jakikolwiek ruch do przodu, zakończyć politykę rozdawnictwa pieniędzy podatników, dokonać wymiany elit na elity wierne naszej racji stanu.

Większość analiz podpowiada, że system zarządzania państwem jest niewydolny. Należy więc zmienić konstytucję w taki sposób, aby ta była wyrazista, prosta i w konkretny sposób przedstawiała sposób zarządzania państwem. Niezbędne jest odpartyjnienie państwa i odrzucenie zbędnej biurokracji, która zabija kreatywność Polaków.

Jeśli my, Polacy, takiej debaty dziś nie podejmiemy, z pewnością zrobią to inni – a takie próby są już dostrzegalne, ale już z perspektywy realizacji obcych interesów, wyznaczania nowych stref wpływów i obszarów zależności. I to jest właśnie ta szansa, którą my Polacy musimy dostrzec, restauracja Pax Polonica musi się dokonać. Epoka porządku z Teheranu i Jałty dobiegła końca.

Waldemar Biniecki, redaktor naczelny Kuryera Polskiego w Milwaukee,

dorzeczy.pl/opinie/757431/prezydent-karol-nawrocki-a-restauracja-pax-polonica.html


------------------------------






24.07.2025, 07:30
Seria wpisów Donalda Trumpa o Polsce. "Wielkie zwycięstwo. Karol Nawrocki będzie wspaniałym prezydentem"


Wspaniałe zwycięstwo Karola Nawrockiego w Polsce. Będzie wspaniałym prezydentem! Wygrał dlatego, że prawdziwie kocha Polaków - napisał w mediach społecznościowych prezydent USA Donald Trump.


Autor: Michał Dzierżak


Amerykański prezydent zamieścił na platformie Truth Social serię wpisów poświęconych Polsce. Wyraził w nich m.in. ogromne zadowolenie ze zwycięstwa Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich w Polsce. 

Wspaniałe zwycięstwo Karola Nawrockiego w Polsce. Będzie wspaniałym prezydentem! Wygrał dlatego, że prawdziwie kocha Polaków

- napisał Trump.


"Wielu obwinia Tuska o otwarcie granic"

Trump zamieścił także wideo poświęcone weekendowym protestom Polaków przeciwko masowej imigracji. Wideo pochodzi z tiktokowego kanału RedLine News


"Polska właśnie zszokowała świat. 100 miast wspólnie zaprotestowało. Czy Polska stanie się przykładem dla Europy?"

- czytamy na planszach zamieszczonych na nagraniu.

Lektor w nagraniu mówi o "czymś, czego nie widzieliśmy nigdy wcześniej".



"Ponad 100 miast w Polsce zaprotestowało w tym samym czasie, by powiedzieć jedną rzecz: "stop masowej migracji". Tysiące osób zalało ulice" - słyszymy.

"Protest został wzniecony przez rosnące oburzenie na nielegalną imigracją, szczególnie na to, że Niemcy przepychają migrantów przez polską granice. Polska odpowiedziała nie przemocą, ale głosem ulic".

"Protestujący żądają od rządu zajęcia stanowiska. Wielu obwinia Donalda Tuska za otwarcie granic"

- słyszmy w nagraniu.


"Make Europe Great Again"

Trump zamieścił także nagranie z kampanii wyborczej Karola Nawrockiego, a konkretnie - z transmitowanego przez TV Republika wiecu wyborczego w Zabrzu, gdzie poparcia Nawrockiemu udzielił rumuński polityk George Simion.


Zebrani na wiecu zaczęli skandować głośno "Donald Trump!"

"Nawrocki popiera Donalda Trumpa i właśnie wygrał wybory prezydenckie w Polsce. Make Europe Great Again!" - czytamy w komentarzu do nagrania.


"You will win!"

Na początku maja, Karol Nawrocki odwiedził Stany Zjednoczone.

W Białym Domu doszło do spotkania kandydata na prezydenta RP z prezydentem USA, Donaldem Trumpem. Potwierdził to nawet sam Biały Dom, zamieszczając w mediach społecznościowych zdjęcia ze spotkania Nawrocki-Trump w Gabinecie Owalnym.

- Wygrasz! - powiedział podczas spotkania Donald Trump.

Nawrocki, który był gościem amerykańskiego prezydenta, odbył w Białym Domu także szereg rozmów z najważniejszymi politykami republikańskiej administracji USA, w tym sekretarzem stanu Marco Rubio oraz spikerem Izby Reprezentantów, Mikiem Johnsonem.



niezalezna.pl/swiat/seria-wpisow-donalda-trumpa-o-polsce-wielkie-zwyciestwo-karol-nawrocki-bedzie-wspanialym-prezydentem/548249




----------------



23.07.2025, 22:57


To nie tylko kwestia swobodnej debaty. Tomasz Sakiewicz o tym, dlaczego Polska musi mieć niezależne media


Najpierw trzeba wyjaśnić, co to są media niezależne: z samej definicji nie muszą to być ani media prawicowe, ani lewicowe, ani też tzw. symetrystyczne.


Autor: Tomasz Sakiewicz


Bartosz Kalich - ForumTelewizja Republika

Niezależność polega na tym, że reprezentują one interes opinii publicznej, czyli przede wszystkim swoich odbiorców, a struktura właścicielska i sposób finansowania im tego nie utrudnia. Czyli redakcja może odwoływać się do lewicowych lub prawicowych poglądów, ale robi to dlatego, że reprezentuje tę grupę widzów, słuchaczy czy czytelników, i osoby nią kierujące świadomie zawierają takie nieformalne porozumienie z odbiorcami. Nie zmienia to faktu, że dziennikarze, bez względu na poglądy, muszą przestrzegać zasad etyki dziennikarskiej, a podstawową zasadą jest wytrwałe, profesjonalne poszukiwanie i przekazywanie prawdy, bez ulegania naciskom politycznym i wszelkich grup interesu. Uwzględnianie poprawności politycznej w budowaniu informacji jest takim samym nadużyciem, jak redagowanie jej pod dyktando jakiegoś polityka. Czym innym jest oczywiście sfera publicystyczna, w której dziennikarz ma prawo wyrażać swoje oceny, a redakcja dobierać publicystów w proporcji charakterystycznej dla jej przekazu, choć i tu należy dla ułatwienia zrozumienia zjawisk uwzględniać szeroką paletę poglądów.

Sama struktura właścicielska oczywiście nie musi wykluczać niezależności redakcji, choć na ogół pieniądze mają ci, którzy słabo to rozumieją. Dlatego ta struktura powinna być możliwie klarowna.

We wszystkich mediach, którymi kierowałem, starałem się mieć zapewnioną kontrolę właścicielską, a jeżeli to było niemożliwe, to bezwzględnie przestrzegałem zasady, że to ja decyduję o linii redakcyjnej. Często jest to wprost wpisane do statutu spółek. Wbrew pojawiającym się w przestrzeni publicznej bzdurom, w Telewizji Republika mam wraz z najbliższymi współpracownikami pełną kontrolę właścicielską i żadna partia czy grupa interesu nie ma tam nic do powiedzenia. Czy to oznacza, że monitoruję każdą informację, program czy komentarz? To kolejne nieporozumienie. Redaktor naczelny, szczególnie w tak dużej firmie, przede wszystkim powinien wyznaczyć linię redakcyjną i dobrać zespół, który tę linię będzie realizował oraz bronił niezależności redakcji. Ma też tego wymagać od swoich współpracowników.

Polska po upadku komuny miała wielki problem z niezależnymi mediami. Środki finansowe kontrolowali ci, którzy wcześniej uczestniczyli w starym systemie albo byli od niego uzależnieni. To doprowadziło do tego, że media były tworzone przez podmioty związane z byłymi komunistami lub ludźmi służb komunistycznych albo, co gorsza, tych, którzy wywodzili się antykomunistycznej opozycji, lecz zaakceptowali interesy ludzi starego układu.

Bardzo szybko przerodziło się to spółkach medialnych w powiązania oligarchiczne, a te patologie powiększały się wraz z ekspansją obcego kapitału na naszym rynku. Redakcje nie działały w interesie swoich odbiorców, lecz ich właścicieli, którzy weszli w układy z postkomunistami.


Jedyną receptą prawicowych polityków było budowanie przeciwwagi przez zależne od nich media albo przejęcie mediów publicznych. Ile to jest warte, przekonaliśmy się 19 grudnia 2023 roku. Nowemu rządowi zajęło mniej niż tydzień, by zakończyć mrzonki o prawicowych mediach publicznych i zrobić z przejętych instytucji ściek rządowej propagandy.

Prawdziwą alternatywę udało się zbudować dopiero wtedy dzięki Telewizji Republika i grupie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dlaczego? Bo przez lata przygotowywaliśmy się do takiej sytuacji. Nie miałem złudzeń co do niedemokratycznych i cenzorskich zapędów ekipy Tuska, a także co do „solidnych” zabezpieczeń mediów publicznych.

Warunkiem uratowania wolności słowa w Polsce były zaufanie i pomoc Państwa. To dostaliśmy i dostajemy – za to bardzo dziękuję.

Istnienie niezależnych mediów to dzisiaj nie tylko kwestia swobody debaty. Coraz wyraźniej widać, że to także warunek w ogóle przetrwania demokracji, a być może i niepodległości Polski.

Niezależne media nigdy nie będą pupilem jakiejkolwiek władzy. Uwierają i tych, których ze względów ideowych krytykują, i tych, którym są bliższe. Bez nich jednak demokracja staje się czymś karykaturalnym. To my reprezentujemy Państwa nawet wtedy, kiedy powołane do tego instytucje mają z tym problem.

W kolejnych wyborach ta sprawa musi być jednym z podstawowych kryteriów decyzji, kogo należy popierać. A od wszystkich sił, którym leży na sercu dobro Polski, szczególnie od nowego prezydenta, oczekuję, że tym razem sprawy niezależności i wolności mediów nie zlekceważą.




niezalezna.pl/polska/to-nie-tylko-kwestia-swobodnej-debaty-tomasz-sakiewicz-o-tym-dlaczego-polska-musi-miec-niezalezne-media/548240




--------------





Tajniki spotkania Nawrockiego z politykami PiS. Tak powiedział o Kaczyńskim


Ujawniono kulisy spotkania Karola Nawrockiego z parlamentarzystami PiS. Padły ważne słowa pod adresem prezesa.





We wtorek 22 lipca po południu odbyło się, zamknięte dla mediów, spotkanie prezydenta elekta Karola Nawrockiego z klubem parlamentarnym PiS. Miało być "wzajemnym podziękowaniem" za współpracę w kampanii wyborczej. Już wcześniej przyszła głowa państwa rozmawiała z prezesem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyński.
Nawrocki spotkał się z Kaczyńskim. "Polityczny geniusz"

Według ustaleń Interii, Karol Nawrocki podczas spotkania z parlamentarzystami Prawa i Sprawiedliwości rzeczywiście dziękował im za pomoc w kampanii. Co ciekawe, samego Jarosława Kaczyńskiego nazwał wprost "politycznym geniuszem".

– Państwo wiecie, architektem zwycięstwa był pan prezes. Ja o tym już mówiłem, ale nie tak publicznie. Dla mnie pan prezes Jarosław Kaczyński jest geniuszem politycznym – miał powiedzieć do zgromadzonych w Sękocinie pod Warszawą parlamentarzystów PiS Karol Nawrocki. Jego słowa przytacza w rozmowie z Interią jeden z posłów PiS.

Jak podkreśla rozmówca Interii, gest podziękowania politykom PiS-u ze strony prezydenta elekta jest "bardzo ważny w polityce".

– To spotkanie miało pokazać, że Karolowi po wyborze nie odbiła woda sodowa i wie, komu zawdzięcza zwycięstwo – stwierdził anonimowy polityk obecny na spotkaniu.

Jak donosi serwis, z ust Karola Nawrockiego padły też podziękowania dla tych polityków, którzy pomagali przy jego kampanii wyborczej, m.in. Piotra Glińskiego i Adama Bielana. Miał wskazać też tych, którzy nie wierzyli w jego kandydaturę, jak Jacek Sasin.
Politycy PiS zadowoleni ze spotkania. "Nie będzie powtórki z rozrywki"

Spotkanie zostało dobrze przyjęte przez polityków Prawa i Sprawiedliwości, a słowa skierowane pod adresem prezesa Kaczyńskiego dobrze rokują na przyszłą współpracę.

– Daje to nadzieję, że nie będzie powtórki z rozrywki i relacje nowego prezydenta z prezesem ułożą się inaczej niż z Andrzejem Dudą. Dla całego obozu to dobrze – ocenia rozmówca Interii.

Jeden z polityków, który rozmawiał z serwisem, stwierdził, że Nawrocki "oddał cesarzowi, co cesarskie", a prezes PiS docenia takie gesty.



dorzeczy.pl/kraj/757128/zaskakujace-kulisy-spotkania-nawrockiego-z-politykami-pis.html


----------------





23.07.2025, 10:55
Groźby Tuska podczas ogłaszania rekonstrukcji. "Będziemy eliminować to, co jest wewnętrznym sabotażem"


Donald Tusk w trakcie ogłaszania rekonstrukcji swojego rządu kolejny raz publicznie groził swoim oponentom politycznym. Z jego ust padły słowa o "eliminowaniu z całą bezwzględnością wszystkiego, co jest wewnętrznym sabotażem, wewnętrzną agresją wobec państwa polskiego".


Autor: Mateusz Mol



Premier podczas konferencji prasowej, na której ogłosił zmiany w rządzie, odniósł się też do opozycji. Z jego słów można wywnioskować, iż rząd po rekonstrukcji postawi na kontynuację represji wobec opozycji.

"Równocześnie ten rząd będzie przywracał ład, porządek, taką oczywistą hierarchię. Państwo jest od tego, żeby zapewnić porządek i bezpieczeństwo obywatelom. I będziemy eliminować z całą bezwzględnością to wszystko, co jest takim wewnętrznym sabotażem, wewnętrzną agresją wobec państwa polskiego. Zaczynam od tych najcięższych spraw, bo musimy mieć świadomość, że tutaj nie ma miejsca ani czasu na taką lekką politykę, na anegdotyczną politykę"

– zapowiedział Tusk.

Lider KO mówił też, że "są polityczni łajdacy, którzy są gotowi z każdego problemu, z każdego lęku, z każdego strachu robić polityczne złoto, i oni też stanowią problem dla polskiego bezpieczeństwa i porządku w naszym kraju".



Tusk odniósł się też do wyniku wyborów prezydenckich.
"Ostatnie wybory prezydenckie pokazały nie tylko ten podział i polaryzację, właściwie pół na pół, w Polsce, wśród wyborców, wśród polskich rodzin, ale także pokazały, że... Chciałbym dzisiaj bardzo otwarcie wszystkim powiedzieć, że 15 października to nie był koniec konfrontacji dobra i zła, bo jestem o tym przekonany, że dokładnie na tym to polega, że to jest konfrontacja dobra ze złem"

– powiedział.



niezalezna.pl/polityka/grozby-tuska-podczas-oglaszania-rekonstrukcji-bedziemy-eliminowac-to-co-jest-wewnetrznym-sabotazem/548199

----------------






Brzeski i Wielomska o granicach Polski







przedruk


Dr Rafał Brzeski: Wiele wskazuje na to, że Niemcy dążą do pokojowej okupacji części Polski

28.07.2025 10:59

– Niemcy infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności. Narzędziami tymi są imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny. Wiele wskazuje, że oba te tory działań mają doprowadzić do pokojowego okupowania „od wewnątrz” sporej części terytorium Polski – mówi dr Rafał Brzeski w rozmowie z Jakubem Pacanem.



Co musisz wiedzieć:

Zdaniem dr. Rafała Brzeskiego, Niemcy infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności.
Narzędziami tymi są według niego imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny.
 
W prawie międzynarodowym rozróżnia się dwa rodzaje okupacji. 

Okupację wojenną [occupatio bellica – przyp. red.] w wyniku podboju militarnego oraz okupację pokojową [ocuppatio pacifica – przy. red.] bez użycia przemocy militarnej.
Obecne działania Niemiec na granicy z Polską mogą być elementem strategii prowadzącej do okupacji pokojowej części terytoriów naszego kraju.
 

"Służalców nie brakuje"

– W najnowszej historii Polski trudno znaleźć polityka, który tak bardzo przysłużyłby się drugiemu państwu kosztem własnego, tak jak robi to Donald Tusk?

– Jeżeli za najnowszą historię Polski przyjąć lata po II wojnie światowej, to takich służalców nie brakuje. W Polsce Ludowej Bolesław Bierut, a później Wojciech Jaruzelski. Oni jeździli bić pokłony na Wschód, do Moskwy. Donalda Tuska można zaliczyć to tej kategorii hołdowników, z tym że on jeździł w odwrotnym kierunku – na Zachód, do Berlina i Brukseli. Jeździł, gdyż teraz nikt go nawet nie wzywa. On już tylko odbiera telefon.

– Które momenty w polityce Donalda Tuska są według Pana najbardziej brzemienne w skutkach dla Polski?

– Nie wiem. Mam za mało informacji o tym, co mógł obiecać i do czego się zobowiązał przed 1989 rokiem. Co obiecał w dniach, a może nawet godzinach obalania rządu Jana Olszewskiego. Co ustalał z przywódcami Niemiec w Brukseli. O czym rozmawiał z Władimirem Putinem na sopockim molo 1 września 2009 roku. Jego obecne decyzje i zachowanie skłaniają do oceny, że zobowiązanie były daleko idące, a kwity są mocne.

– W co grają teraz Niemcy na granicy niemiecko-polskiej?


– Działają dwutorowo. Z jednej strony sprawdzają mechanizmy transgranicznej współpracy dobrosąsiedzkiej oraz lojalność i sprawczość zaangażowanych w nią ludzi. Tu prezydent miasta, tam wiceburmistrz, ówdzie autorytet wykreowany na grantach niemieckich fundacji itp. Z drugiej strony infiltrują na polską stronę narzędzia przydatne do siania chaosu, strachu i destabilizacji polskich społeczności. Narzędziami tymi są imigranci, zwłaszcza ci wyselekcjonowani, którzy po niemieckiej stronie dali się poznać jako element aspołeczny.

Wiele wskazuje, że oba te tory działań mają doprowadzić do pokojowego odtworzenia Rzeszy Niemieckiej w granicach z 31 grudnia 1937 roku. Innymi słowy – do pokojowego okupowania „od wewnątrz” sporej części terytorium Polski. Jeżeli przy okazji udałoby się inkorporować do Rzeszy terytorium dawnego Wolnego Miasta Gdańsk, to Berlin uzyskałby historyczny bonus, gdyż w 1937 roku Gdańsk do Rzeszy nie należał.


Okupacja pokojowa

– Co to znaczy pokojowa okupacja? Jak miałaby ona wyglądać?

– W prawie międzynarodowym rozróżnia się dwa rodzaje okupacji. Okupację wojenną [occupatio bellica – przyp. red.] w wyniku podboju militarnego oraz okupację pokojową [ocuppatio pacifica – przy. red.] bez użycia przemocy militarnej. Okupacja pokojowa to według definicji czasowe zajęcie terytorium jednego państwa przez inne państwo, przy czym to zajęcie nie jest bezpośrednim wynikiem działań wojennych. Może się wprawdzie odbywać przy udziale sił zbrojnych, ale w charakterze policyjnym, dla utrzymania porządku. Podstawowym warunkiem jest zgoda państwa okupowanego na zajęcie jego terytorium przez okupanta. Okupacja pokojowa bez zgody państwa okupowanego jest tożsama z okupacją wojenną. Mówiąc inaczej – jest to okupacja „za porozumieniem stron”.

– Czyli?

– Cel okupacji pokojowej jest jednak ten sam, co przy okupacji wojennej, i jest nim „ochrona określonych praw i interesów państwa okupującego”. Z punktu widzenia okupanta ocuppatio pacifica jest bardzo wygodna, ponieważ nie jest unormowana w prawie międzynarodowym w takim stopniu jak occupatio bellica, która obrosła w konwencje, reguły, przepisy i paragrafy.


Okupacja pokojowa daje państwu planującemu takie rozwiązanie praktycznie nieograniczoną swobodę działania tak długo, jak nie zdecyduje się ono na użycie siły lub odwoła się do groźby jej użycia. Brak szczegółowych uregulowań sprawia, że można różnymi sposobami „ustawić” władze państwa wyznaczonego do pokojowego okupowania w pozycji biedaka wymagającego pomocy, gdyż pogrąża się w chaosie gospodarczym i społecznym oraz w kryzysie demokracji i praworządności prowadzącym do dyktatury szalejących na ulicach faszyzujących bojówek. Inwazja imigrantów nadaje się znakomicie do sterowania napięciami społecznymi, odpowiednią propagandą zaś, przy wykorzystaniu cierpliwie tworzonej i plasowanej agentury wpływu, można skłonić władze wyznaczonego do okupacji państwa, aby celem przywrócenia porządku zgodziły się na obcą pomoc w przejęciu kontroli nad biegiem spraw wewnętrznych.

Równocześnie całą operację można przedstawić międzynarodowej opinii publicznej jako najwygodniejsze rozwiązanie dla uniknięcia destabilizacji regionu. Ot chirurgiczny zabieg w interesie pokoju, spokoju, dobrostanu i dobrobytu.

– W jaki sposób Niemcy przed trybunałami międzynarodowymi będą dowodzić, że tereny III Rzeszy, które przypadły Polsce, należy zwrócić? W XXI wieku to absurd.

– Niemcy pracują nad tym od 1945 roku, przede wszystkim argumentując, że ustalenia konferencji poczdamskiej nie są dla Niemiec wiążące, gdyż Rzesza nie była stroną umowy. Ponadto wykorzystują fakt, że w Poczdamie Wielka Trójka odłożyła wiele kwestii do kończącej wojnę konferencji pokojowej, która się nie odbyła. Tym samym według tak zwanej „pozycji prawnej” Bundesrepubliki ustalenia poczdamskie są tymczasowe do momentu regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Natomiast tę całość Niemiec określił w swych orzeczeniach jako Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe.

– Jak brzmią te orzeczenia?

– Sprowadzają się one w skrócie do tezy, że Rzesza prawnie istnieje w granicach z 31 grudnia 1937 roku, Polska posiada w przyznanych jej w Poczdamie ziemiach tylko tymczasową administrację, natomiast nie posiada na tych terenach suwerennego władztwa, zachodnia granica Polski zaś jest tymczasowa do momentu zawarcia regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Zwraca się przy tym uwagę na zapis w artykule I kluczowego traktatu normalizacyjnego z grudnia 1970 roku, że ustalona w Poczdamie „istniejąca linia graniczna [...] stanowi zachodnią granicę państwową Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej”. Natomiast słowa w tym traktacie nie ma, że linia ta stanowi wschodnią granicę Niemiec.

– Jakie to niesie konsekwencje?

– W niemieckiej opinii artykuł IV traktatu nawiązuje do wspomnianej regulacji pokojowej z Niemcami jako całością. Podczas procesu ratyfikacji traktatu z 1970 roku wszystkie partie reprezentowane w Bundestagu przyjęły 17 maja 1972 roku rezolucję stwierdzającą, że nie określa on linii granicy, a jedynie stanowi wyrzeczenie się zmiany istniejącej linii granicznej siłą.

Tym samym zmiana granicy w sposób pokojowy, na przykład pod wpływem silnej presji zewnętrznej lub wewnętrznej (albo obu), nie została wykluczona. Uzasadnione jest zatem wrażenie, że według niemieckiej „pozycji prawnej” Rzesza najpierw powinna odtworzyć granice z 1937 roku, a dopiero potem uregulować swoje stosunki z Polską.


"Stosunki polityczne oparte są na spiskach"

– Twierdzenie, że Niemcy mają teraz jedyny moment na odzyskanie dawnych ziem wschodnich, odbierając je III RP, to najlepsza pożywka dla zwolenników teorii spiskowych.


– Może nie jedyny moment, ale z pewnością najlepszy czas od klęski militarnej III Rzeszy. Czy to jest teoria spiskowa? Historia uczy, że stosunki polityczne w tym międzynarodowe, oparte są, jeśli nie w całości, to w dużej mierze na spiskach, czyli działaniach tajnych. Tak było jest i będzie. Prowadzenie polityki przy otwartej kurtynie to pięknie brzmiąca mrzonka. Z drugiej strony „teoria spiskowa” to pobudzająca wyobraźnię etykietka używana dla zdewaluowania niewygodnych rozważań i ocen. Nie mam wątpliwości, że zostanę okrzyczany „ruską onucą”, zwłaszcza że propaganda moskiewska właśnie prowadzi kampanię demaskującą Niemcy jako kraj „staczający się od polityki pamięci ku polityce zbrojeń”, państwo, które nie ukrywa, że zamierza sformować „najsilniejsze konwencjonalne siły zbrojne w Europie”, czym przekreśla powojenne hasło „Nigdy więcej”.

– Mówienie o onucy niemal straciło już swoją moc.

– Wymachującym onucami chciałbym jednak przypomnieć, że kilka miesięcy po tragedii smoleńskiej Władimir Putin zaproponował niemieckiej elicie wspólne tworzenie przestrzeni od Władywostoku po Lizbonę, i propozycja została przyjęta. W przestrzeni tej nie ma miejsca na suwerenną Polskę, natomiast jest na rosyjsko-niemiecki propagandowy sojusz medialny.

– Czy to, co się dzieje na naszej granicy zachodniej, to już wojna hybrydowa Niemiec z Polską?

– Sądzę, że można uznać, iż do pierwszego przerzuconego przez Odrę do Polski migranta była to wojna informacyjna, a dalej jest już hybrydowa. To, co się dzieje, składa się bowiem z działań informacyjnych oraz z energetycznych działań fizycznych, takich jak transportowanie ludzi, przepychanie ich przez granicę itp.

– Sygnały ostrzegawcze co do zamiarów Niemiec względem ich dawnych ziem wschodnich co najmniej od dwóch dekad z roku na rok stawały się coraz bardziej czytelne. Czy Polska jest tak zdominowana przez wpływy niemieckie, że nasza klasa polityczna te sygnały ignorowała?

– Nie wszyscy ignorowali, ale powszechnie nie chciano wierzyć w ostrzeżenia. Roszczenia Niemiec zdawały się niewiarygodne, a przy tym były zgrabnie kamuflowane „dobrosąsiedztwem” oraz innymi łagodzącymi hasłami. Przecież sam Pan stwierdził przed chwilą o niemieckich roszczeniach granicznych: „W XXI wieku to absurd”. Ostrzegających nie było wielu, znacznie mniej niż uspokajaczy. Większość ostrzegających analityków zgrupowana była w założonym w 1944 roku w Warszawie i przeniesionym do Poznania Instytucie Zachodnim. Miał on dużą renomę, solidne zaplecze intelektualne i naukowe oraz znakomite archiwum. Co ma teraz po zmianie dyrekcji? Nie wiem.




Rafał Brzeski

[Dr Rafał Brzeski – według Służby Bezpieczeństwa PRL "Delegat Radia Wolna Europa na Kraj". Dziennikarz, autor książek, analityk, teoretyk i praktyk wojny informacyjnej. Pracował w BBC World Service, był korespondentem TVP w Londynie. Członek brytyjskiego Special Forces Club]


--------------



Ziętek-Wielomska: Niemieckie elity realizują plan. Polska ma być prowincją imperium


Niemcy realizują plan politycznego opanowania Europy. Z niezrozumiałych dla mnie powodów Polacy w większości nie są w stanie tego zrozumieć – mówi Magdalena Ziętek-Wielomska.



Stosunki polsko-niemieckie były przedmiotem rozmowy z Magdaleną Ziętek-Wielomską na kanale YouTube "Do Rzeczy". Przypomnijmy, że Ziętek-Wielomska, filozof zajmującą się cybernetyką i sterowaniem społecznym, prezes Fundacji "Instytut Badawczy Pro vita bona" jest autorką licznych publikacji, w tym pracy "Niemiecki sen o imperium".

Punktem wyjściowym rozmowy były coraz bardziej nieskrywane działania niemieckie wobec Polski w zakresie wpływania na naszą politykę.


Ziętek-Wielomska: Niemcy realizują długofalowy plan

– Czy polska polityka jest przejęta i my tylko łudzimy się, że mamy polskie władze? – zapytał prowadzący Piotr Szlachtowicz.

Zdaniem Ziętek-Wielomskiej przejęcie polityczne nastąpiło już bardzo dawno. – Zaczęło się właściwie od lat 80. W 89 r. w momencie upadku, jak to się u nas mówi, komunizmu zaczęło się regularne przejmowanie Polski – powiedziała publicystka.

Jak podkreśliła, było to robione bardzo sprytnie. Niemcy, choć cały czas są krajem zależnym od USA, to robiły różne rzeczy za plecami Amerykanów, mając swój plan. – Plan powstał pod koniec wojny, bo Niemcy wiedzieli, że nie pogodzą się z porażką, będą innymi metodami dążyć do osiągnięcia tych samych celów i krok po kroku swój plan realizowali – powiedziała.

Czekali, aż USA osłabną

Gość kanału "Do Rzeczy" dodała, że w Polsce jest trudne do zrozumienia i przyjęcia, że można mieć jakiś plan i przez dziesięciolecia dążyć do jego realizacji. Prezes "Pro vita bona" nakreśliła tło historyczne, zwracając uwagę m.in. na to, że to właśnie Niemcy najmocniej ciągnęły Polskę do Unii Europejskiej.

– Teraz, kiedy prawie cały świat, poza Polską, wie, że USA przestają być hegemonem i znany z ostatnich lat układ geopolityczny świata de facto już się skończył i wchodzimy w erę wielobiegunowości, to jest moment, na który Niemcy czekali. – Teraz Niemcy chcą zrealizować swój plan przekształcenia Europy, europejskiego filaru NATO, w twór imperialny. Zaczynają to już na całego odpalać właśnie dlatego, że Stany Zjednoczone są już dużo słabsze [...] Teraz pewne rzeczy są robione szybciej, w dużo bardziej otwarty sposób – powiedziała Ziętek-Wielomska.


Polska prowincją imperium?

W jej ocenie Niemcy nie będą jednak w stanie opanować politycznie Europy bez podporządkowania sobie Polski. – Trzeba zapamiętać, że jesteśmy kluczem do imperium. To jest coś, czego Polacy w większości z nieznanych dla mnie powodów nie są w stanie zrozumieć, mimo że mamy 1000 lat ciągłych prób przekształcenia Europy w imperium przez różne niemieckie dynastie – kontynuowała. Zaznaczyła, że mowa jest oczywiście o wizjach i planach niemieckich elit, nie o tamtejszym społeczeństwie.

Ziętek-Wielomska podkreśliła, że chodzi o podporządkowanie polityczne. Polska we wspomnianych planach ma być prowincją europejskiego imperium – język polski, polskojęzyczne urzędy, biało-czerwone flagi, ale najważniejsze decyzje polityczne nie będą zapadać w Warszawie. – Chodzi o to, że mamy nie mieć tożsamości narodowej, mamy zadowolić się statusem mieszkańców imperium, które będzie zarządzane przez określone centrum – powiedziała.


tysol.pl/a144278-dr-rafal-brzeski-wiele-wskazuje-na-to-ze-niemcy-daza-do-pokojowej-okupacji-czesci-polski

dorzeczy.pl/opinie/756744/plan-niemiec-zietek-wielomska-polska-prowincja-imperium.html