Maciej Piotr Synak


Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.

sobota, 26 października 2024

Kodeks drogowy (Rumunia)






przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne


Zmiany w kodeksie drogowym, które weszły w życie od 1 października. Licencja zostanie zawieszona za wykroczenia uważane do tej pory za drobne

Dodano: 03.10.2024 
Napisane przez: ZIUA NEWS





Od początku października zaostrzono szereg przepisów w kodeksie drogowym, które mogą doprowadzić nawet do zawieszenia uprawnienia do jazdy.

Nawet wykroczenia uważane do tej pory za niewielkie, takie jak rozmowa telefoniczna podczas jazdy, są sankcjonowane zawieszeniem prawa do kierowania pojazdami i zatrzymaniem prawa jazdy.

Wykroczenia, za które licencja może zostać zawieszona na 30 dni:

- Korzystanie z telefonu komórkowego lub innych urządzeń
elektronicznych- Wyprzedzanie kolumny samochodów zatrzymanych na światłach
- Nieustępowanie pierwszeństwa pieszym lub pojazdom
- Przejechanie na czerwonym świetle
- Nieregularne wyprzedzanie
- Nagromadzenie 15 punktów
karnych- Niestosowanie się do sygnałów policjanta drogowego

Kierowcy, którzy mają zawieszone prawo jazdy i poruszają się po drogach publicznych z wygasłym dowodem zastępczym, ryzykują wysokie grzywny, postępowanie karne, a nawet karę pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 3 lat, w zależności od wagi wykroczeń.

Zawieszenie prawa jazdy na 60 dni:

- Wypadki spowodowane nieustąpieniem pierwszeństwa
- Nieregularne wyprzedzanie
- Jazda w przeciwnym kierunku

W przypadku jeszcze bardziej niebezpiecznych wykroczeń zawieszenie uprawnienia do kierowania pojazdami może zostać wydłużone do 90, a nawet 120 dni.Jazda pod wpływem alkoholu – jeśli nie jest to przestępstwo, prowadzi do zawieszenia prawa jazdy na 90 dni.
Poważne problemy techniczne - Prowadzenie pojazdu z poważnymi problemami z układem hamulcowym lub kierowniczym stanowi poważne naruszenie przepisów.
Skręcanie lub jazda w złym kierunku na autostradzie - Te gesty mają ogromną wagę i pociągają za sobą zawieszenie prawa jazdy na 120 dni.
Nieprzestrzeganie przepisów na przejeździe kolejowym - Zignorowanie szlabanu lub sygnalizacji świetlnej na torze kolejowym może zagrażać życiu, dlatego jest surowo karane.

Natychmiastowe zawieszenie uprawnienia do kierowania pojazdami:

- kierowania pojazdem mechanicznym lub tramwajem pod wpływem napojów alkoholowych lub środków odurzających albo produktów lub leków o podobnym działaniu;
- prowadzenie pojazdu z poważnymi wadami technicznymi układu hamulcowego lub kierowniczego;
- niestosowanie się do sygnałów policjantów podczas przechodzenia przez kolumny urzędowe lub wstawiania lub dołączania do takiej kolumny;
- niezatrzymanie się na sygnał policjanta, w celu uniknięcia kontroli, jeżeli konieczne było podążanie za nim w celu zatrzymania;
- niezgłoszenie i/lub niezgłoszenie się do właściwej jednostki policji w ciągu 48 godzin od udziału w wypadku ze szkodą materialną.





Zmiany w kodeksie drogowym, które weszły w życie od 1 października. Licencja zostanie zawieszona za wykroczenia uważane do tej pory za drobne



Kłamstwa METEO (Rumunia)







przedruk
słabe tłumaczenie automatyczne





Mistyfikacja z "cyklonem, którego nie było", stworzona aby ukryć niekompetencję i korupcję przed powodziami!


Dodano: 30.09.2024 
Napisane przez: ZIUA NEWS



Od połowy zeszłego tygodnia, przyjaciele Goldistów, ludność Rumunii jest nadmiernie zaalarmowana komunikatami ANM (Narodowej Administracji Meteorologicznej) o nadejściu cyklonu Ashley.

Ludzie byli ogromnie przerażeni i oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było pobiegnięcie do słownika wyjaśniającego, do Dexa, aby dowiedzieć się dokładniej, co to będzie, a mianowicie dowiedzieli się, że cyklon jest silną burzą, z ruchem powietrza w wirach, któremu towarzyszą ulewne deszcze i wyładowania elektryczne; 

Tak więc, zgodnie z rumuńską definicją narodową, Rumuni mogli spodziewać się wielkich zagrożeń i szkód. Gdyby tylko zapowiedziano ulewne deszcze, którym towarzyszyły podmuchy wiatru, świat nie wpadłby w panikę; 

W końcu zobaczyliście, że tak właśnie się stało. Zauważając jednak sposób, w jaki sprawa jest nagłaśniana od czwartku, rodzaj teatralnego i szytego na miarę, podejrzewałem, że jest to operacja manipulacji, która została przeprowadzona od końca do końca, za pieniądze, we wszystkich biuletynach informacyjnych płatnych telewizji w prasie, które ludzie u władzy "aresztowali": przez strony i rząd.

Co zauważyłem pod koniec tego okresu histerii? 

O tym, że były regiony w Rumunii, gdzie wczoraj padał deszcz i wiał wiatr, inne gdzie prawie nie było - większość jednak, przyjaciół Goldistów, atmosferę cyklonu zauważyłem tylko w wiadomościach międzynarodowych, które przedstawiały katastrofy w Meksyku czy na południu Stanów Zjednoczonych Ameryki, gdzie huragan Helen naprawdę wygenerował duże powodzie. W Meksyku woda na ulicach przekraczała dwa metry, nawet w Acapulco, a na Florydzie Amerykanie jeździli łodziami po drogach; oczywiście wielu nie przegapiło okazji, aby wywiesić flagi z Trumpem, ponieważ jest to nadal kampania wyborcza. 

W Rumunii, oprócz tego, że sklepy zostały szturmowane w piątek i sobotę, ponieważ ludzie chcieli kupić zapasy żywności na cyklon, wielu odwołało swoje wyjazdy, zostało zamkniętych w domach ze strachu, wczoraj nie ruszyli się, ani nie otworzyli drzwi i okien, ponieważ, widzisz, Boże, cyklon nadchodzi, oglądali telewizory, widząc te głupie stwierdzenia alarmistyczne niektórych jak ten głupi minister Fechet, z Środowiska, z PNL, postać, która wylewała kłamstwa na taśmociąg.

W końcu, nie dalej jak wczoraj późnym wieczorem, przytoczono stanowisko specjalisty, Luciana Sfîcă, profesora uniwersyteckiego specjalizującego się w naukach meteorologicznych, który zdemontował kłamstwo i powiedział w następujący sposób: 

"To, z czym faktycznie mamy w tej chwili, to nic innego jak klasyczna sytuacja z letnimi opadami dla naszego kraju - choć jest to nieco nietypowe, biorąc pod uwagę, że jesteśmy już blisko października".

Wyjaśnił, że z naukowego punktu widzenia postęp talwegu wysokościowego w Europie Zachodniej generuje obfite opady deszczu, ale sytuacja ta jest daleka od czegoś rzadkiego czy katastrofalnego. Sfîcă następnie zrzuciła bombę, mówiąc: 

"Jeśli zrobisz proste wyszukiwanie w Internecie, zauważysz, że Ashley jest terminem używanym tylko w Rumunii. To powinno dać nam do myślenia",

 wyraźnie sugerując rządową manipulację.


Podkreślam raz jeszcze, że nikt nie zawracał głowy Sfîcă ani innym meteorologom w poszukiwaniu normalnych wyjaśnień, o ile operacja manipulacji musiała zostać przeprowadzona. Zostały one upublicznione dopiero pod koniec tej operacji, po zebraniu pieniędzy.

Świat był ogromnie oburzony wczoraj, przez cały dzień, wczoraj wieczorem, dziś rano, ponieważ ludzie byli okłamywani i zdali sobie sprawę, że jeśli są okłamywani w takim przypadku, zakłócając ich spokój, ich harmonogramy i tak dalej, to mogą być okłamywani w absolutnie każdej innej sprawie. Z tego punktu widzenia reakcja Dana Diaconu na jego blogu jest sugestywna i zacytuję ją częściowo:

"Kto wyrzuca tych draniów z Meteo?

Z wielką pompą oznajmili, że nadchodzi powódź, że będą wiać wiatry i domy rozpadną się na pół. Od kilku dni w telewizorach słychać, że zaraz utoniemy. I oto nadchodzi moment Z. Na zdecydowanej większości obszarów, dla których podano pomarańczowy kod, mieliśmy normalne jesienne deszcze. Dzwoniłem do znajomych z różnych stron i wszyscy mówili mi o tym samym, a mianowicie, że padało jak się pada jesienią. Na domiar złego nawet zagraniczne służby meteorologiczne nie wydały alarmów, co skłania mnie do myślenia, że wszystko było złoczyńcą ustawionym w naszych laboratoriach. Czy robisz z czasem tak, jak zrobiłeś to z COVID, to znaczy, że skoro przeziębienie zamieniłeś w chorobę stulecia, teraz zamieniasz jesień w klęskę żywiołową?" 

– Dan Diaconu, mówiąc o tym, że jest to klasyczna sprawa kryminalna, ale nie ma nikogo, kto by ją zbadał.


Rzeczywiście, ja również to potwierdzam. 

Mówimy o poważnej sprawie karnej, ale nikt jej nie zbada, ponieważ manipulacja została narzucona i wywołana właśnie po to, aby zamaskować prawdziwy biznes przestępczy związany z kradzieżą pieniędzy z płatnych prac właśnie w celu zapobiegania powodziom na obszarze hrabstwa Galati. 


Tylko na Gold FM słyszeliście w zeszłym tygodniu i czytaliście w Solid News, jak w Galati, firmie przestępczej, ale w którą zamieszani są baronowie PSD i PNL, firma Socot S.A., otrzymała rok temu od rządu 25 mln euro za prace, które nie zostały wykonane, a pieniądze zniknęły. zostały skradzione.

Rumuński Trybunał Obrachunkowy nie przeprowadził śledztwa, ale dokładnie dwa dni po katastrofie w Galati jego członkowie zostali odznaczeni przez Iohannisa i uhonorowani razem z Ciolacu podczas koncertu w Ateneum. Wśród nagrodzonych i uhonorowanych znalazł się były członek PSD Ion Mocioalcă, obecnie członek Trybunału Obrachunkowego i przez wiele lat mentor Sorina Grindeanu, Ion Mocioalcă, jeden z tych, których uznano za zamieszanych w nieczyste interesy firmy Socot S.A., tego, który ukradł pieniądze, które, gdyby zostały wydane normalnie, ludzie ci nie zginęliby w Galati,

Przyjaciele, ponieważ mieliśmy przypadek powodzi ze ofiarami śmiertelnymi, z powodu pieniędzy skradzionych państwu rumuńskiemu, pieniędzy przeznaczonych na zapobieganie zagrożeniom powodziowym. To jasne jak "Cześć", prawda?


Normalnie należałoby dokonać aresztowań w związku z katastrofą w Galati i wynikającymi z niej ofiarami śmiertelnymi, jak również w innych miejscach w kraju, gdzie baronowie doprowadzili do podobnych sytuacji, a jest ich wiele (wiem tylko o siedmiu lub ośmiu). 

Nie jest to możliwe, ponieważ wywołałoby to efekt domina w Rumunii aż do szczytu PSD i PNL, a potem szybko wynaleziono cyklon, spotkaliście się z cyklonem Ashley. 

Dlaczego został wynaleziony?

Sprawiać wrażenie, że tylko natura i jej kaprysy są winne temu, co się z nami dzieje, a nie polityczni baronowie i ich głód pieniędzy, plus gałęzie aż po szczyty rządu i partii rządzących. 

Ciolacu powiedział mi dziś rano, że "dobre bezpieczeństwo pokonuje złe niebezpieczeństwo". Jakże mądry jesteś, człowieku, Marcele z Buzău! Powiedziałeś właściwe słowo, ale nie takimi manipulacyjnymi, kłamliwymi działaniami i generowaniem narodowej paniki, która nie miała żadnych naukowych podstaw aby ogłosić ten cyklon jaki zaalarmował cały naród. Dobry strażnik, Marcel Ciolacu, miał zablokować powszechną kradzież z majątku ogłupiałego ludu.




Cozmin Gușă







Mistyfikacja z "cyklonem, którego nie było", stworzona aby ukryć niekompetencję i korupcję przed powodziami!




Dyplomacja małych kroków






przedruk
tłumaczenie automatyczne



Ustanowienie i rozszerzenie NATO (19)


Prof. dr hab. Tiberiu Tudor

środa, 20 października 2024




Partnerstwo dla pokoju

W świetle odtajnionych w latach 2008-2024 dokumentów z okresu Clinton-Jelcyn, Partnerstwo dla Pokoju jawi się jako genialne rozwiązanie amerykańskiej dyplomacji, mające na celu stopniowe zajmowanie, tak niekonfrontacyjnie, jak to tylko możliwe, próżni władzy powstałej w Europie Wschodniej w wyniku implozji ZSRR. Partnerstwo dla Pokoju nie istniało w Strategii Ekspansji i Transformacji NATO opracowanej przez Departament Stanu USA na początku września 1993 roku. Pojawił się on jako doraźna odpowiedź i rozwiązanie listu prezydenta Jelcyna do prezydenta Clintona z 15 września, w którym Jelcyn wyraził swoją niezgodę na amerykański projekt bezpieczeństwa w Europie poprzez ekspansję NATO i nalegał na paneuropejskie rozwiązanie bezpieczeństwa, oparte na OSCE.

Partnerstwo dla Pokoju (wrzesień - październik 1993, Waszyngton)

W ślad za listem Jelcyna ([1], dok. 4 i [2]) prezydent Clinton wezwał urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Powstał plan działania, który sprawiał wrażenie kompromisu, ale z obecnej perspektywy okazuje się być wykluczeniem Rosji z europejskiego systemu bezpieczeństwa. Zdecydowano, używając tych samych warunków wysuniętych przez Jelcyna w liście, o ustanowieniu partnerstwa otwartego dla wszystkich i ustanowieniu specjalnych stosunków NATO z Rosją, nie wyrzekając się w żaden sposób Strategii Ekspansji NATO, w tym kalendarza ekspansji. W ten sposób powstało słynne Partnerstwo dla Pokoju, w koniunkturalnej.

Partnerstwo dla Pokoju było również wewnętrznym kompromisem między różnymi komponentami (i różnymi osobowościami) administracji, kompromisem, dla którego list Jelcyna odegrał rolę katalizatora. Doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego, Anthony Lake, inicjator idei ekspansji, cały czas naciska na jej natychmiastowe narzucenie. Strobe Talbott, doradca prezydenta ds. Rosji i Ukrainy, uznał to za niestosowne w świetle relacji USA z nową Rosją. Generał John Shalikashvili, szef sztabu Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, uważał, że rozbudowa ma na celu osłabienie potencjału wojskowego i osłabienie spójności NATO Przypisuje mu się ideę Partnerstwa dla Pokoju – którą generał uważał za rozwiązanie czysto techniczne: "Konsultacje i wspólne ćwiczenia wojskowe, do których Rosja może się przyłączyć" – ale która, gdy została przyjęta, stała się również głównym instrumentem politycznym w rękach Stanów Zjednoczonych. Pomysł okazał się zbawienny dla impasu w sprawie komunikacji decyzji o rozszerzeniu NATO na Wschód, w którym Biały Dom znajdował się pomiędzy naciskami Grupy Wyszehradzkiej a sprzeciwem Federacji Rosyjskiej. Cały sztab Clintona zebrał się i w pierwszych dniach października prezydent zdecydował się na kompromis: na szczycie NATO w styczniu 1994 r. przedstawił ideę Partnerstwa dla Pokoju wraz z celowo niejasnym wyrażeniem zamiaru rozszerzenia NATO w bliżej nieokreślonej przyszłości[3]:

"Genialny pomysł. Przebłysk geniuszu". (22 października 1993, Moskwa).

22 października 1993 roku sekretarz stanu Warren Christopher, a następnie jego specjalny doradca ds. Rosji i Ukrainy, w randze ambasadora, Strobe Talbott, zostali przyjęci przez prezydenta Jelcyna ([1],, Doc 08; i [4]). 

Zgodnie ze zwyczajowymi protokolarnymi kurtuazjami, prezydent Jelcyn wygłosił długi, samochwalczy monolog na temat perspektyw demokracji po uciszeniu "faszystów" (w zasadzie, jak demokratyczna stanie się Rosja po wystrzeleniu z armaty w parlamencie): "Nie będzie już problemu dwoistości władzy. Rosja będzie miała demokrację jak w Stanach Zjednoczonych i będzie miała konstytucję na poziomie standardów najlepszych zachodnich demokracji... Jedyne, co nam pozostało, to pochować Lenina". [W przeciwieństwie do Stalina, który został usunięty i pochowany w 1961 roku, Lenin pozostał w mauzoleum do dziś. Po kryzysie konstytucyjnym w 1993 roku Gwardia Honorowa przy mauzoleum została rozwiązana, ale Jelcyn nie zdążył na pogrzeb Lenina. 

Ze względu na długi monolog prezydenta Jelcyna, Warren Christopher musiał pokrótce przedstawić swoją misję, w tym odpowiedź Waszyngtonu na list prezydenta Jelcyna do prezydenta Clintona, co uczynił, rzeczywiście szybko i eliptycznie:

"Po niezwykle dokładnym przestudiowaniu prezydent Clinton zdecydował, jakie zalecenia sformułować na szczycie NATO w styczniu. W związku z tym Twój list dotarł w samą porę... Nie może to być zalecenie, by wykluczać lub ignorować Rosję pod względem udziału w przyszłym bezpieczeństwie europejskim. W wyniku naszego badania, na szczycie NATO zostanie zarekomendowane Partnerstwo dla Pokoju. W tej chwili nie zostanie podjęty żaden krok, aby wyprzedzić innych.

Reakcją Jelcyna na magiczne słowo "partnerstwo" – opisuje dokument – była eksplozja entuzjazmu: "wszystkie kraje EWG i NIS będą zatem na równej stopie, czy będzie to partnerstwo, a nie członkostwo?!". 

— Tak — potwierdził Christopher — nie byłoby nawet statusu wspólnika. 

W tym momencie entuzjazm Jelcyna stał się nie do powstrzymania:

 "To genialny pomysł, genialne posunięcie... Jest to ważny wkład Stanów Zjednoczonych. Prezydent Stanów Zjednoczonych będzie przywódcą Europejczyków... Ważne jest, aby było to partnerstwo dla wszystkich, a nie przynależność dla niektórych. To świetny pomysł, świetny pomysł. Powiedz Billowi, że jestem zachwycony tym genialnym pociągnięciem. 

W swoim entuzjazmie Jelcyn albo nie usłyszał, albo nie chciał słyszeć lub nie rozważał dodania Krzysztofa:

 "We właściwym czasie rozważymy kwestię przynależności jako długoterminową ewentualność".


W swoich wspomnieniach Warren Christopher przypisuje to nieporozumienie całemu przekazowi, nie celowemu milczeniu, w jakim przekazano problem ekspansji NATO, ale stanowi Jelcyna:

 "sztywny, niemal robotyczny, z wydobywającymi się ciężkimi oparami alkoholu" ([5], s. 280), opis, który niewątpliwie odpowiada rzeczywistości, zwłaszcza że spotkanie odbyło się w godzinach popołudniowych. w Zavidovie, rezydencji prezydenta pod Moskwą. 

Jednak dzięki połączeniu kilku czynników misja sekretarza stanu Christophera w Moskwie osiągnęła swój cel określony w strategii ekspansji NATO:

 "Starajmy się uzyskać zgodę Rosji" ([6], s. 4). Przekonany, że Partnerstwo dla Pokoju jest substytutem ekspansji NATO (a nie cichą i stopniową ścieżką ekspansji, jak to sobie wyobrażano w politycznym laboratorium Waszyngtonu), Jelcyn entuzjastycznie wyraził swoje "OK".


Należy podkreślić – dla tych, którzy mają trudności ze zrozumieniem, albo w ogóle nie rozumieją, albo udają, że nie rozumieją całej tej historii – że w waszyngtońskiej strategii ekspansji (poprzez) NATO w Europie ([6], 7 września 1993 r.) nie było ani śladu idei Partnerstwa [dla Pokoju], szerokiego i natychmiast otwartego dla wszystkich.

Strategia ta miała na celu jedynie utrwalenie amerykańskiego przywództwa w Europie, poprzez stopniowe wchłanianie Nowych Państw Niepodległych (NIS), powstałych w wyniku rozpadu ZSRR na instrument wojskowy tego kierownictwa – NATO

Idea PdP pojawiła się po liście Jelcyna ([2] z 15 września 1993 r.), w odpowiedzi na rosyjską reakcję. Ta długa i profesjonalna odpowiedź, wypracowana w Waszyngtonie przez ekspertów Departamentu Stanu, Pentagonu i Białego Domu, stanowiła spektakularne udoskonalenie Strategii Ekspansji, zbudowanie przedsionka (o atrakcyjnej, hojnej nazwie), w którym chętne państwa mogły być całkowicie kontrolowane w napięciu oczekiwania, a Federacja Rosyjska utrzymywała przez pewien czas wrażenie (złudzenie), że nie jest wykluczona. Zmodyfikowana w ten sposób czysto amerykańska strategia została przyjęta "in toto" na szczycie NATO w dniach 10-11 stycznia 1994 r. w Brukseli.


"Nie czy, ale kiedy i jak" (11 stycznia 1994, Praga)

Z Brukseli prezydent Clinton udał się do Pragi, gdzie 11 stycznia 1994 r. odbył rozmowy z prezydentem Havlem i innymi czeskimi urzędnikami, podczas których stwierdził, że

 "Partnerstwo dla Pokoju jest «drogą» do członkostwa wNATO" oraz że "Stany Zjednoczone nie chcą wyznaczać nowej linii podziału dla Europy, przez niewielu. setki mil na wschód" ([1], doc 11), stwierdzenia, które miały odzwierciedlać "szczere pragnienie Clintona, aby rozwiązać problem kwadratury koła"[1]. Te dwie strategie – przyjęcie członków NIS do NATO i budowanie partnerstwa z Rosją – nie wydawały się Clintonowi tak niekompatybilne, jak się okazało za czasów administracji Busha juniora.

Następnego dnia odbyła się oficjalna kolacja z udziałem szefów państw i rządów Grupy Wyszehradzkiej, którzy wyrazili niezadowolenie z umiarkowania przyjętej w Brukseli formuły. Wałęsa jak zwykle miał ordynarną i radykalną interwencję: "ten moment, w którym Rosja jest słaba, musi być wykorzystany szybko" (co Amerykanie zresztą robili w całości, ale z dyplomacją małych kroków), dodając znaną tezę wyszehradzką, że ich kraje "mają kulturę zachodnią, a Rosja nie". 

Havel, jak zwykle, realistyczny i ugodowy: "Izolowanie Rosji nie jest ani możliwe, ani pożądane".

Przywódcy czterech państw wyrazili zgodę na podpisanie Partnerstwa, "jeśli będzie ono stanowić drogę do akcesji", co potwierdził prezydent Clinton: 

"Partnerstwo dla Pokoju nie jest stałą poczekalnią. Zmienia on cały dialog NATO, tak że teraz pytanie nie brzmi już, czy NATO przyjmie nowych członków, ale kiedy i jak" ([1], dok. 12). (To zdanie, dziś już słynne, zostało sformułowane ad hoc przez redaktora przemówień prezydenckich, Roberta Boortsina, po naleganiach Antony'ego Lake'a skierowanych do prezydenta, że sformułowanie o otwartości NATO. jest bardziej naglące niż to zawarte na szczycie w Brukseli. Clinton zgodziła się to powiedzieć.)

Jak wiadomo, Rumunia była pierwszym krajem, który bezwarunkowo podpisał Partnerstwo 26 stycznia 1994 r., a następnie kraje Grupy Wyszehradzkiej w lutym-marcu, ale kalendarz wchłonięcia do NATO, ustalony w Waszyngtonie[6], miał inne priorytety (i inną logikę).


Partnerstwo dla Pokoju - 1994, Partnerstwo dla Wojny - 2024

Poprzez stopniowe wchłanianie krajów Europy Środkowej i Wschodniej do NATO i coraz wyraźniejsze wykluczanie Federacji Rosyjskiej z procesów decyzyjnych dotyczących bezpieczeństwa europejskiego (np. wojny w byłej Jugosławii), Partnerstwo dla Pokoju stopniowo przekształciło się w prawdziwe Partnerstwo dla Wojny, które Stany Zjednoczone z czasem wzmocniły. 

Odtajnione rozmowy i listy Clinton-Jelcyn nie wskazują na żadne początkowe intencje w tym względzie, podobnie jak na ustanowienie "amerykańskiego przywództwa" w Europie. 

Partnerstwo dla wojny, które stanowi obecną strategię NATO, wywodzi się z innego dokumentu, wcześniej Departamentu Obrony, Doktryny Wolfowitza[7], za której realizację odpowiadają dwie inne administracje USA – jedna republikańska, Bush junior (2001-2009), druga demokratyczna, Jo Biden (2021-2024) – i oczywiście twarda linia amerykańskiej stabilności, która nadaje ciągłość tej polityce, poza barwami partyjnymi.





------------------------------------------
 
[1] Swietłana Sawranskaja i Tom Blanton, Rozszerzenie N.A.T.O.: Co usłyszał Jelcyn,
Książka informacyjna 621, (2018) https://nsarchive.gwu.edu/briefing-book/russia-programs/2018-03-16/nato-expansion-what-yeltsin-heard
[2] List Jelcyna w sprawie rozszerzenia NATO https://nsarchive.gwu.edu/document/16376-document-04-retranslation-yeltsin-letter
[3] J. M. Goldgeier i M. McFaul, Władza i cel: polityka USA wobec Rosji po zimnej wojnie, Brookings Institution Press (2003), s. 204-205
[4] Spotkanie sekretarza Christophera z prezydentem Jelcynem, 22.10.93, Moskwa – https://nsarchive.gwu.edu/document/16380-document-08-secretary-christopher-s-meeting
[5] Warren Christopher, Szanse życia: pamiętnik, Simon Schuster (2001), s. 280
[6] Strategia Ekspansji i Transformacji NATO – https://nsarchive.gwu.edu/document/16374-document-02-strategy-nato-s-expansion-and.
[7] T. Tudor, Ustanowienie i rozbudowa N.A.T.O.(5). Doktryna Wolfowitza





Ustanowienie i rozszerzenie NATO (19) | Analityka | Art-emis




Budowa Tarczy Wschód





przedruk



Budowa Tarczy Wschód. Szef MON podał termin


25.10.2024 13:35

Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz poinformował o przygotowaniu projektu ustawy ws. wprowadzenia Karty Rodziny Wojskowej oraz zapowiedział, że w najbliższych dniach ruszy budowa Tarczy Wschód, czyli systemu umocnień na wschodniej granicy Polski.



Budowa Tarczy Wschód - szczegóły

Wicepremier i szef MON, który w piątek uczestniczył w Warszawie w uroczystościach związanych ze 106. rocznicą powstania Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, podziękował wszystkim żołnierzom oraz pracownikom cywilnym za ich pracę. "Dziękuję za wyzwania, które wspólnie podjęliśmy, a w ciągu tych 10 miesiący ich nie brakowało" - zauważył.

Kosiniak-Kamysz wymienił w tym kontekście walkę z powodzią, zabezpieczenie wschodniej granicy oraz budowę Tarczy Wschód. "Polacy muszą mieć poczucie na co dzień, że wojsko jest z nimi, tego bardzo potrzebują i za to są wdzięczni. Dziękują za obronę granicy i ja za to dziękuję" - powiedział.

Odnosząc się do Tarczy Wschód, szef MON zapowiedział, że już "w najbliższych dniach pierwsze fortyfikacje staną na wschodniej flance NATO".


"Tarcza Wschód nie jest już tylko planem, założeniem, uchwałą Rady Ministrów, ale po testach, które przeprowadziliśmy (...) mogę spokojnie powiedzieć: w najbliższych dniach rusza budowa Tarczy Wschód"

- zapowiedział szef MON. Realizacja "Narodowego Programu Odstraszania i Obrony - Tarcza Wschód" zaplanowana jest na lata 2024-2028 i przewidziano na nią 10 mld zł.

Kosiniak-Kamysz poinformował także o przygotowaniu projektu ustawy ws. wprowadzenia Karty Rodziny Wojskowej. Jak mówił, "w Wojsku Polskim służy cała rodzina, bo wyruszając na wiele tygodni na misję, pełniąc służbę na granicy, rozłąka, wszystko co nas dotyczy każdego dnia - wtedy, to jest często cierpienie, tęsknota, trud najbliższych".

Szef MON wyjaśnił, że rozwiązania zawarte w projekcie mają objąć rodziny wszystkich żołnierzy, którzy "służą dziś w armii: w zawodowym wojsku, jak i są ochotnikami". Jak mówił, Karta Rodziny Wojskowej będzie "dla tych, którzy służą w obronie terytorialnej i są w aktywnej rezerwie, dla wszystkich, którzy służyli w Wojsku Polskim i są weteranami, dla wszystkich tych, którzy mają związek z Siłami Zbrojnymi RP i dla pracowników cywilnych, resortu obrony narodowej i jednostek związanych z wojskiem".

Minister przekazał, że Karta zapewni jej posiadaczom m.in. ulgi w instytucjach publicznych i prywatnych czy pierwszeństwo w rekrutacji do żłobków i przedszkoli.


"Kilka dni temu prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę wprowadzającą ulgi dla przedsiębiorców zatrudniających żołnierzy WOT-u i aktywnej rezerwy. To jest wsparcie państwa dla przedsiębiorców i podziękowanie, ale liczę na to, że też pomożecie nam i dacie preferencyjne warunki ulgi w zakupach, w różnych produktach dla rodziny wojskowej. Wojsko po prostu na to zasługuje"

- zaapelował.

Kosiniak-Kamysz poinformował, że projekt dot. Karty Rodziny Wojskowej "w tym momencie" trafia z MON do Rady Ministrów.

Szef MON mówił również o trwających obecnie dyskusjach nt. organizacji armii i systemu dowodzenia.


"Chciałbym przed Sztabem Generalnym postawić bardzo ważne zadanie we współdziałaniu z ministerstwem (obrony narodowej): przeglądu systemu kierowania i dowodzenia, a także zaprogramowania i zaproponowania zmian, które w najbliższym czasie będziemy procedować w parlamencie i określenia, kiedy te zmiany mogą wejść w życie"

- zaznaczył.
Kosiniak-Kamysz: "To wybitna postać"

Ponadto minister przekazał, że chciałby "ruszyć upamiętnieniem" pierwszego szefa Sztabu Generalnego, gen. Tadeusza Rozwadowskiego. "To wybitna postać i myślę, że wzór do naśladowania" - ocenił. Zdaniem Kosiniaka-Kamysza gen. Rozwadowski jest dowódcą niedocenionym. "To jest dowódca, który zawsze był wierny Rzeczpospolitej, również w momencie, kiedy łamano prawa i konstytucję. Nie ma swojego pomniku, choć obronił Warszawę przed nawałą bolszewicką" - podkreślił.

Także w ocenie szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Wiesława Kukuły, gen. Rozwadowski był wybitnym strategiem i dowódcą, który poznał zarówno smak zwycięstwa jak i klęski. "Zapewniam, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby tą wybitną postać upamiętnić" - powiedział.

"Z historii Sztabu Generalnego WP płyną dla nas cenne lekcje i wskazówki, które warto wykorzystać" - dodał Kukuła. W tym kontekście wymienił m.in. "strategię i jej wartość", która - jak mówił - wymaga instytucjonalnego podejścia, ale również zarządzania jej implementacją, przekładaniem na sztukę operacyjną i działalność taktyczną.

Podkreślił również znaczenie zdolności do adaptacji. "Sztab Generalny dzisiaj z jednej strony musi być ostoją wartości, a z drugiej strony musi te wartości osadzać na zmianach, stanowiących odpowiedź na niezwykle dynamicznie zmieniające się otoczenie. Naszym zadaniem dziś jest nie tylko kierowanie działalnością Sił Zbrojnych i odważne wytyczanie kierunków rozwoju Wojska Polskiego, ale również kreowanie i wspieranie procesów, które rozwijają odporność całego państwa i wszystkich jego obywateli" - mówił.

Kukuła zaznaczył, że zadaniem Sztabu Generalnego WP jest także "kształtowanie skupionej na żołnierzach kultury organizacyjnej Sił Zbrojnych, kształtowanie ich woli oraz kompetencji do zwyciężania" i wreszcie "uczynienie innowacyjności i zdolności do adaptacji częścią naszych doktryn oraz regulaminów".





Budowa Tarczy Wschód. Szef MON podał termin





Zagrożenie w Niemcach



przedruk




Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać


22.10.2024 16:47

- Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy - mówi Annie Wiejak Prof. Paweł Skrzydlewski po konferencji Schuman Trimarium Forum.


W Akademii Zamojskiej zakończyła się trzydniowa konferencja Schuman Trimarium Forum. Jakie są Pana Profesora główne wnioski z dyskusji podczas paneli? Co uważa Pan za najistotniejsze?

Prof. Paweł Waldemar Skrzydlewski: Konferencja była doskonałym przykładem dyskusji rzeczowej i ukazującej niezwykle aktualne problemy Europy, problemy skoncentrowane przede wszystkim na naszej tożsamości europejskiej. We wszystkich spotkaniach podkreślano, i to wydaje się mi najważniejszą dziś konkluzją z poczynionych spotkań, że Europa ze swymi narodami i suwerennymi państwami jest przede wszystkim dziełem wychowawczej działalności Kościoła Katolickiego. Innymi słowy wykazywano, że nie istnieje ona bez tego co Kościół wniósł w Jej życie. A zatem sama jedność europejska nie polega na unifikacji struktur administracyjnych, prawnych czy też ekonomicznych, ale na tym co leży w sferze życia duchowego ludzi.

Podkreślano, że Kościół przyniósł społecznościom europejskim nie tylko personalizm, czyli najważniejszą i najbardziej trafną wizję człowieka z jego godnością, prawami i podmiotowością, ale także Kościół dał narodom określony ład prawny oraz określoną kulturę społeczną, która tworzona jest na mocy poznanej prawdy. Kultura ta jest na wskroś personalistyczna i zarazem narodowa. Jej źródła tkwią w wolnej twórczości ludzi inspirowanych miłością człowieka i Pana Boga.

To co pragnę podkreślić, to to, że zarówno Węgrów jak i Słowaków, Polaków i Czechów, także nacje krajów bałtyckich oraz Ukraińców łączy przekonanie, że należy żyć tak, aby nie zatracić swej tożsamości, nie zatracić suwerenności poszczególnych państw. Temu przekonaniu towarzyszyło również silne dążenie do jedności, ale nie tej wynikającej z biurokratycznych struktur, z apriorycznej i ideologicznej polityki UE, ale jedności braterstwa narodów, społeczności wolnych i suwerennych, złączonych bardziej dobrowolną i serdeczną przyjaźnią, niż literą jednoznacznie pojętego prawa. Pragnę także podkreślić, że konferencja miała miejsce w Akademii Zamojskiej – uczelni obchodzącej w tym roku 430 – lecie swego powstania, uczelni powołanej nie tylko do poznawania prawdy, ale także do budowania życia publicznego, obywatelskiego w Europie. Jan Zamoyski – fundator uczelni – chciał aby była ona „kuźnią” życia obywatelskiego, aby jej absolwenci nie tylko byli dobrymi i mądrymi ludźmi, ale także pożytecznymi obywatelami, umiejącymi współtworzyć życie narodowe i państwowe.

Nadzieja w Trójmorzu, zagrożenie w Niemcach

Jakie są szanse na to, że Trójmorze - na wzór Roberta Schumana, drogą gospodarczych i politycznych posunięć - doprowadzi do odrodzenia europejskiej wspólnoty i jej powrotu do chrześcijańskich korzeni? Czy w ogóle posiada ono taki potencjał?

Sługa Boży Robert Schuman pragnął z całą pewnością w pierwszej kolejności dla całej Europy pokoju - pokoju, który nie tyle jest stanem braku wojny, ale przede wszystkim efektem dobrego życia, w ładzie moralnym, religijnym i ekonomicznym.

Schuman doskonale zdawał sobie sprawę, że ten ład i pokój może być tam osiągnięty, gdzie jest sprawiedliwość, czyli oddanie tego, co się słusznie należy ludziom, ale i Panu Bogu, także narodom. Wiedział, że bez sprawiedliwości, jak i bez przemiany serc ludzkich uszlachetnionych Łaską Boga - tego pokoju nie będzie. W związku z tym, jeśli w Europie ma być pokój, ten prawdziwy pokój, który daje nam sprawiedliwość - życie w przyjaźni z Panem Bogiem – to narody Europy muszą żyć sprawiedliwie i być otwarte na dary Pana Boga.

Dziś widzimy, i to podkreślano w dyskusjach, że w Europie nie ma sprawiedliwości, nie ma też otwartości na Boga, a nawet jest pochwała „międzynarodowego łotrostwa, kunktatorstwa” i bezbożnictwa, widocznego chociażby w ateizacji, aborcji czy praktykach eutanazyjnych. Jest dziś także u wielu prominentnych polityków UE tendencja do budowy swoistego „raju na ziemi” – oczywiście bez Pana Boga i jego praw, bez poszanowania sprawiedliwości, bez liczenia się z prawami narodów.

Dla nas Polaków ten brak sprawiedliwości widoczny jest szczególnie na przykładzie działań państwa niemieckiego, które w żaden sposób nie chce zrekompensować tych potężnych zbrodni, gwałtów, krzywd, jakich dokonały Niemcy na Polakach, ale przecież nie tylko na nich, bo i na Grekach, Czechach, Ukraińcach, Żydach i Rosjanach, wielu innych narodach. Przecież w samych obozach koncentracyjnych zbudowanych przez państwo niemieckie wymordowano w bestialski sposób 6 milionów ludzi. Jak mocno też zrujnowano naszą gospodarkę, ile ukradziono naszych dóbr? Na Zamojszczyźnie szczególnie bolesne są te wszystkie sprawy, bo i tu była przecież wielka zbrodnia - Aktion Zamość.

Czy zatem można budować jedność tylko na gospodarce, bez sprawiedliwości i poszanowania praw? Jestem przekonany, że nie jest to możliwe. Jako filozof wiem, że dobra materialne – raczej różnią i dzielą ludzi niż jednoczą i łączą. Przecież jeśli ktoś np. ma i używa jakiś kawałek ziemi, czy też samochód – to nie używa, i nie ma go, w tej samej chwili inny człowiek. Jedność – prawdziwa unia, jest tylko tam, gdzie jest wolność i prawa wola u ludzi, gdzie jest ów chrześcijański duch braterstwa.


Jak duże zagrożenie stanowi dla Trójmorza rozwijający się w Europie neokomunizm, który stara się przekształcić wspólnotę w zdominowane przez Niemcy superpaństwo?



Niemcy i to od kilku wieków są podzielone cywilizacyjnie, kulturowo, są duchowo pęknięte i duchowo chore. Pęknięcie to jest bardzo poważne i w XX wieku ujawniło się w postaci nie tylko „Hitlera”, imperializmu niemieckiego i pogardy w stosunku do nie-aryjczyków, których w sposób „przemysłowy” mordowano w obozach śmierci.

W zbrodniach bezpośrednio i pośrednio, uczestniczył praktycznie cały naród niemiecki – od sprzątaczek i listonoszy, przez urzędników państwowych i profesorów uniwersyteckich. Mordowali nie tylko „naziści” z SS ale także studenci i robotnicy, chłopi, sklepikarze. Dopóki Hitler odnosił militarne sukcesy - na zbrodnie przyzwalała cała społeczność niemiecka.

Po II Wojnie Światowej bardzo niewielu zbrodniarzy ze społeczności liczącej osiemdziesiąt milionów poniosło karę – (zalewie kilkuset), a same zbrodnie zostały przemilczane, zamiecione pod dywan. Szkoły i uniwersytety niemieckie fałszowały pamięć historyczną, mówiąc, że sami Niemcy stali się ofiarami nazizmu.

Tak oczywiście też było, bo przecież tuż przed 1939 rokiem lekarze i pielęgniarki niemieckie zlikwidowali w ramach polityki eugenicznej około 200 tys. niemieckich obywateli, chorych, zamkniętych w zakładach leczniczych. Ale przecież w czasie wojny ginęły całe miliony Słowian i Żydów – całe narody, które w myśl niemieckiego obłędu rasistowskiego zostały przeznaczone do likwidacji.

Problem współczesny, jaki odnajdujemy w Niemczech, to nie tylko neokomunizm, ale przede wszystkim to niemieckie samouwielbienie, to ta pycha, która nakazuje bardzo wielu Niemcom „kochać siebie z wzajemnością”, to ta niemoralność, która zaślepia i prowadzi wprost do jakiegoś demonicznego samouwielbienia siebie, ponad wszystko, ponad cały świat.

Czy pamiętamy dziś słowa niemieckiego hymnu państwowego - Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt? To niemieckie samouwielbienie prowokuje Niemców do takiego spoglądania na innych, by widzieć w nich tylko niewolników, zasoby, które należy wykorzystać. Niemcy, którzy moralnie nie godzą się na tę germańską butę, na to neopogańskie samouwielbienie, nie mogąc znaleźć dogodnego gruntu życia duchowego, jakie daje chrześcijaństwo, ogólnie kultura klasyczna, popadają często w nihilizm i różne ideologie, które tylko deklaratywnie różnią się od tego „niemieckiego pruskiego ducha”. Neokomunizm, tak jak i wojujący ekologizm w Niemczech (i nie tylko tam), łatwo przeradzają się w budowę utopijnych projektów społecznych.

Dziś moim zdaniem to ma właśnie miejsce w Niemczech i dlatego trzeba się bać Niemców. Gdyby jednak Niemcy zrobili autentyczny rachunek sumienia i wyrzekli się zła, gdyby naprawili, co jest w ich mocy z tego, co złego wyrządzili naradom Europy – z pewnością mogliby stać się autentyczną i pozytywną siłą Europy.

Dziś jednak nie ma w nich ani skruchy, ani znajomości prawdy o nich samych; dziś nie chcą słuchać ani Świętego Jana Pawła II, ani też swego rodaka Benedykta XVI, nie chcą też słuchać swego wielkiego rodaka -Niemca F. W. Förstera, który pisał, że „Naród niemiecki nie może się jednak pojednać z pozostałym światem dopóty, dopóki nie pojedna się z prawdą”.


"Niemcy przekupują i zastraszają elity państw Trójmorza"


W jaki sposób nowo lewicowa ideologia wpływa na bezpieczeństwo państw Trójmorza? Czy jako obywatele mamy powody do obaw?


Obawy są i to bardzo poważne, bo Niemcy w przeważającej większości, ale nie wszyscy – nie chcą się „pojednać z prawdą”.

Bez tego pojednania z prawdą o nich samych - nie będzie także ich właściwego odniesienia do narodów Europy. Widzimy dziś, że politycy niemieccy czynią wszystko aby usunąć z terenów Niemiec wojska amerykańskie, aby osłabić wpływ na siebie Ameryki i jednocześnie czynią prawie wszystko, aby związać się gospodarczo z surowcami z Rosji. Próbują także kolaborować z Chinami.

Przy tym czynią wiele, aby interes gospodarczy Niemiec zawsze dominował i kierował polityką UE. W ramach tego Niemcy wpływają na elity polityczne krajów Trójmorza, zastraszają je lub przekupują, tak aby uczynić ich powolnymi dla polityki niemieckiej. Ta ma cały czas charakter imperialny, szowinistyczny i niemoralny.

Elementem tej polityki jest też antagonizacja narodów i państw Trójmorza, uzależnienie na wielu polach państw i narodów, od tego co jest w Niemczech, bo przecież wszyscy powinni rozumieć to, że Deutschland, Deutschland über alles, über alles in der Welt.

Jestem przekonany, a to przekonanie podzielał także Robert Schuman, że dopóki Niemcy nie wkroczą na drogę „ducha Ewangelii” i nie zaczną Tym Duchem żyć – nie mogą być źródłem większego dobra dla krajów Europy i świata. Jestem również przekonany, że istnieje dziś poważne niebezpieczeństwo przeszczepienia tego złego niemieckiego ducha prusacyzmu i samouwielbienia na inne narody. Gdyby się tak stało, to Europie groziłaby znowu jakaś nowa hekatomba.

Schuman Trimarium Forum dało przestrzeń do prawdziwej debaty uniwersyteckiej - było tam miejsce na różne punkty widzenia i dyskusję w oparciu o argumenty. Czy nie odnosi Pan wrażenia, że współcześnie za mało posługujemy się logiką i argumentami, a zbyt wiele miejsca pozostawiamy dla emocji? Jakie to ma konsekwencje?

Mówiąc o debatach, dyskusjach i dialogu – należy pamiętać o tym, co stanowi o wartościowości debat, dyskusji i dialogu. Nie zależą one tylko od logiki, siły retorycznej i poprawności, racjonalności argumentów.

Najważniejsza jest tu wola poznania prawdy i wola wierności prawdzie. Oczywiście ma tu także znaczenie cała gama naszych emocji, które w czasie dyskusji się pojawiają.

To co jednak jest dla dyskusji najbardziej niebezpieczne to wola zamknięcia się u dyskutantów na prawdę, na jej poznanie i to poznanie w całym bogactwie. O rzetelnym dyskutowaniu i o wartościowym dialogu uczyło wielu, ale dziś najbardziej cenne są nauki Niemca – Papieża Benedykta XVI, który podkreślał, że celem dyskusji ma być nie tyle perswazja, ugoda, konsensus – ale poznanie i uszanowanie prawdy. Wraz z tym, fundamentalnie ważny jest szacunek dla osoby, która stara się w dyskusji pokazać nam prawdę.

W czasie konferencji odczuwałem cały czas tę miłość prawdy, ten szacunek dla niej, tę wolę jej uszanowania, podzielenia się nią. To jest dla mnie najcenniejszy owoc tego spotkania i jak sądzę tego typu spotkania w ramach upowszechniania nauki Roberta Schumana będą miały miejsce wiele razy w Akademii Zamojskiej. Przecież jest to dziś druga historycznie uczelnia wyższa w Polsce, to zobowiązuje.

Współpraca w ramach Trójmorza

Podczas Schuman Trimarium Forum po raz kolejny podkreślano potrzebę współpracy pomiędzy uczelniami Trójmorza. Dlaczego ta współpraca jest tak istotna dla tego regionu?

Pamiętajmy o tym, czym są w ogóle uczelnie – wszystkie akademie. To wspólnoty ludzi miłujących prawdę i pragnący tę poznaną prawdę w miłości przekazywać całemu światu, wszystkim, którzy chcą słuchać. Akademia jest obok świątyni – kościoła najpiękniejszym miejscem w cywilizacji Zachodu.

Gdyby zabrakło akademii i realizacji misji akademii w krajach europejskich – musi czekać nas bardzo trudny czas, może nawet upadek cywilizacji Zachodu.

Kulturę bowiem musimy tworzyć w oparciu o poznaną prawdę, i to prawdę o wszystkim, prawdę dostępną dla nas, prawdę ostateczną i w miarę pełną. Prawdy takiej nie dadzą nam dziś media, fora, na których spotykają się politycy i wizjonerzy. Tu potrzebny jest trud i spokój, odpowiedzialność, kompetencja i doświadczenie. Tego wszystkiego wymagamy od profesorów, od uczonych, którzy mają powinność poznawać prawdę i ją przekazywać innym, także jej bronić, jak uczył tego w dziele Contra gentiles św. Tomasz z Akwinu. Pamiętajmy również, że akademie są miejscami krzewienia edukacji czyli wielu różnorodnych aktów miłosierdzia w dziedzinie życia intelektualnego. Edukacja jak uczył tego św. Tomasz z Akwinu jest procesem uwalniania człowieka od zła niewiedzy, niezrozumienia, nieumiejętności. Ten akt miłosierdzia wymaga nie tylko znajomości samej prawdy i sztuki jej przekazywania, obrony, analizy – ale przede wszystkim także miłości człowieka, to jest tego, kto nie umie, nie rozumie, nie potrafi. Czasami ten brak – to zło, prowokuje profesorów, nauczycieli do jakiegoś lekceważenia, czy też wyszydzania nierozumnych, nie znających się na rzeczy studentów. Taka jednak postawa jest czymś co zabija edukację i samą akademię, jest czymś co hańbi profesorów, bo ukazuje w nich ich pychę a nadto brak miłości bliźniego. Konferencja w Zamościu była pięknym przykładem dyskusji akademickiej, w której szanowano prawdę, jak także i tych, którzy ją dopiero poznawali.

W jaki sposób Pana uczelnia wpisuje się w trójmorską współpracę? Jakie działania podjęliście Państwo dotychczas i jakie są dalsze plany?

Akademia Zamojska jest uczelnią, która może się pochwalić historią aż pięciu wieków. Była i jest po to by kształcić przede wszystkim polską młodzież, ale także młodzież ze wschodu Europy, Ukrainy, Mołdawii. To jest nasze kulturowe promieniowanie ku Wschodowi, ale chcemy, aby temu promieniowaniu towarzyszyła przede wszystkim wola poznania prawdy oraz dobre przygotowanie do życia społecznego w wymiarze praktycznym.

Dlatego edukację klasyczną łączymy z praktyczną nauką z obszaru zdrowia czy też spraw publicznych.
Po latach dominacji w obszarze Trójmorza państwowości rosyjskiej, głęboko antyludzkiej i antychrześcijańskiej, bardzo ubogiej i niebezpiecznej, takiej edukacji klasycznej, ale także dającej szansę na pracę, na utrzymanie się i godziwe życie – bardzo dziś potrzebujemy.

Jestem przekonany, że ów logos i etos Akademii Zamojskiej został już zauważony w Polsce, a dzięki takim konferencjom jak ta, ma szansę promieniować na wiele krajów Trójmorza. To wszystko dziś się już zresztą dzieje, bo jest żywa i owocna współpraca z Ukrainą, także innymi krajami Europy środkowej choćby przez nasze spotkania polonijne, których było już kilka. Zamość nieprzypadkowo i nie bez podstawy był przez lata nazywany Padwą Północy, miastem doskonałym. Wiem że nasza uczelnia i nasze miasto ogromie spodobało się wielu uczestnikom, sami deklarują powrót do nas, powrót do Akademii Zamojskiej. Z pewnością będzie okazja do powtórzenia tych wszystkich naszych doświadczeń, jakie dała nam konferencja.

Ze swej strony deklaruję, że chcę, aby spotkania takie odbywały się cyklicznie, zostały stałym elementem naszego życia akademickiego.



Rozmawiała Anna Wiejak

[Artykuł ukazał się w październikowym numerze Schuman Optics Magazine]




Autor: Anna Wiejak






Prof. Paweł Skrzydlewski: Dziś Niemców trzeba się bać







Neuralink = 666









za fb Angelo Davidescu
za ziuanews.ro

słabe tłumaczenie automatyczne




Niemal nieprawdopodobne odkrycie kilku "śledczych" w Internecie wywołuje poruszenie w sieci. Wiadomo było, że Elon Musk, choć wydaje się być bojownikiem o prawa i wolności, człowiekiem, który sympatyzuje z ludzkością i posiadaczem setek miliardów dolarów, był porównywany do Antychrysta.

Zwłaszcza, że w pełni przyczynia się do badań nad transhumanizmem, ostatecznym celem globalistycznej elity, której ideolog Youval Harari ("geniusz" Światowego Forum Ekonomicznego) promuje we wszystkich pracach i wywiadach, mówiąc, że "człowiek stał się podatny na hakowanie" i że "człowiek jest swoim własnym bogiem". W związku z tym, przynajmniej w środowiskach kultury internetowej, Musk zaczął tracić swoją aurę zbawcy ludzkości.

Musk promuje transhumanizm ze swoją firmą Neuralink, która chce produkować realne implanty chipów w mózgu, oficjalnie pomagając złagodzić cały szereg chorób neuronalnych. Jednak implementacja tych chipów (jego firma jest na drugim podejściu po pierwszej nieudanej przez śmierć pacjenta jakiś czas później) pozwoli nie tylko na "wyleczenie", ale także na podłączenie człowieka do komputera, jego hakowanie, podłączenie do internetu i absolutną kontrolę nad umysłami ludzi na planecie. W rzeczywistości Musk twierdzi, że do 2030 roku miliony ludzi będą chciały poddać się operacji ząbkowania, która będzie prosta i odniesie większy sukces niż samochody Tesla z jego innej, globalnej firmy.

Cóż, od teraz stają się interesującymi rzeczami. Firma Neuralink bierze swoją nazwę od dwóch greckich słów "neuron", co oznacza nerw i "ogniwo" - link, które jest napisane greckimi literami: "νευραλίνκ". Mniej osób wie, że greckie litery, podobnie jak te w hebrajskim, mają swój odpowiednik w cyfrach. 

Co oznacza: N - 50, E - 5, U - 400, R - 100, A - 1, L - 30, I - 10, N - 50, K - 20. Jeśli zsumujemy te liczby, ich wynik to 666.






Rzeczywiście, istnieje wiele liczb, które będą miały wartość 666, "liczby człowieka", która jest przypisana w Biblii do bestii, narzędzia Antychrysta lub samego Antychrysta. Co ciekawe, Biblia odnosi się do tej liczby, że nikt nie będzie mógł sprzedać ani kupić, jeśli nie będzie miał znaku na dłoni lub na czole. Jeśli do tej pory spełniła się przepowiednia dotycząca dłoni, kody kreskowe lub kody QR, które zatrzymują liczby między 3 zestawami linii lub kwadratów (z których każdy ma wartość 6, a więc w sumie 3 z 6), jeśli chodzi o znak na czole, najprawdopodobniej będzie to ten oferowany przez Neuralink.

Oto, co mówi Biblia w Księdze Objawienia 13:1:

 "I sprawił, że wszyscy, mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy, otrzymali znamię na prawicy lub na czole, i nikt nie mógł kupować ani sprzedawać, jeśli nie miał tego znamienia, to jest imienia bestii lub liczby jego imienia. Na tym polega mądrość. Kto ma rozum, niech policzy liczbę bestii. Jest to bowiem liczba ludzka. A jest ich sześćset sześćdziesiąt sześć".



------------


przy okazji, różne informacje za:

ziuanews.ro



Legendarny amerykański aktor Nicolas Cage poradził swoim młodszym kolegom, aby nie dali się nabrać hollywoodzkim studiom z nowymi kontraktami, które wiążą się z manipulowaniem ich wizerunkiem za pomocą sztucznej inteligencji, technologii, którą określa jako "nieludzką".

Cage, który w tym roku wywołał poruszenie swoim występem w filmie "Długonogie", wypowiedział się na temat wykorzystania sztucznej inteligencji w Hollywood w komentarzach, które wygłosił na Festiwalu Filmowym w Newport Beach.

"W mieście pojawiła się nowa technologia. To technologia, z którą nie miałem do czynienia przez 42 lata, aż do niedawna" – powiedział, cytowany przez Deadline. "Jako aktorzy filmowi jesteśmy narzędziami. Nie chowamy się za gitarami czy bębnami" – kontynuował.

Deadline zauważa, że odnosił się on do specyficznego rodzaju wykorzystania sztucznej inteligencji, tego wymaganego od aktorów w EBDR (akronim od "cyfrowej repliki opartej na zatrudnieniu").

Teoretycznie powinny one zapewnić artystom większą ochronę przed sztuczną inteligencją. Uzgodnione między aktorami a studiami, aby zakończyć strajk, który sparaliżował Hollywood w zeszłym roku, przewidują, że firma produkcyjna może stosować cyfrową manipulację występem aktora tylko w przypadku konkretnego filmu lub serialu, na podstawie podpisanej umowy.

60-letni dziś Cage uważa jednak, że nawet ten kompromis jest zbyt daleko idący. "Studia chcą tego, aby mogły zmienić twoją twarz po tym, jak już nakręciłeś film. Mogą zmienić twoją twarz, mogą zmienić twój głos, mogą zmienić sposób, w jaki wypowiadasz swoje kwestie, mogą zmienić twoją mowę ciała, mogą zmienić twoją interpretację" – powiedział młodym aktorom.

"Proszę was, jeśli studio zwróci się do was z prośbą o podpisanie umowy, która pozwoli im na wykorzystanie EBDR do waszych występów, chcę, abyście w odpowiedzi rozważyli to, co nazywam VMFMCMIM: mój głos, moja twarz, moje ciało, moja wyobraźnia, moja interpretacja" – podkreślił.

Jego nowe komentarze pojawiły się po tym, jak Cage powiedział w wywiadzie dla Yahoo Entertainment w listopadzie ubiegłego roku, że technologia AI jest "koszmarem" i "nieludzkim". Opowiedział, jak jego krótki występ jako Superman w filmie The Flash wydanym w zeszłym roku wyglądał zupełnie inaczej w porównaniu z tym, co faktycznie nakręcił, ponieważ obrazy zostały cyfrowo zmanipulowane w fazie postprodukcji.

W osobnym wywiadzie dla The New Yorker tego lata powiedział, że jest "przerażony" technologią sztucznej inteligencji ze względu na jej możliwe implikacje dla artystów, ale także jego własne dziedzictwo. "Chodzi mi o to, co zamierzasz zrobić z moim ciałem i twarzą, kiedy umrę? Nie chcę, żebyś coś z nimi robił!" – wyjaśnił.

Nicolas Cage nie jest bynajmniej jedynym aktorem, który wyraził podobne obawy dotyczące wykorzystania sztucznej inteligencji. Ostatnio młoda aktorka Rachel Zegler, która ma zagrać Królewnę Śnieżkę w długo oczekiwanym filmie aktorskim wyprodukowanym przez Disneya, ujawniła, że myślała, że nie będzie już miała kariery po 18 roku życia. Wyjaśniła, że zgodziła się wtedy na zrobienie jej setek zdjęć, aby stworzyć cyfrową replikę samej siebie, która miała zostać wykorzystana w sekwencjach akcji filmu, w którym miała zagrać.


------------



W amerykańskim stanie Floryda chłopiec odebrał sobie życie w wyniku interakcji z chatbotem AI, a dramatyczne wydarzenie wywołało nowe debaty na temat odpowiedzialności firm zajmujących się sztuczną inteligencją.

Matka zmarłego nastolatka oskarża firmę o zaniedbania i niewdrożenie odpowiednich środków bezpieczeństwa. Do tragedii doszło po tym, jak 14-letni Sewell Setzer przez wiele miesięcy wchodził w interakcję z chatbotem opartym na postaci "Daenerys" z "Gry o tron".

Jego matka twierdzi, że młody mężczyzna nawiązał intensywną więź emocjonalną z chatbotem, co spowodowało, że odizolował się i ostatecznie popełnił samobójstwo. Problem podniesiony w tym przypadku nie jest odosobniony. Sztuczna inteligencja, która zapewnia wsparcie emocjonalne, może przyczyniać się do tworzenia niezdrowych przywiązań, zwłaszcza wśród młodych i wrażliwych użytkowników.

Chociaż sztuczna inteligencja postaci wdrożyła nowe środki, takie jak powiadomienia o ograniczeniu czasu spędzanego przed ekranem i wiadomości, które przekierowują użytkowników na infolinie zapobiegania samobójstwom, środki te pojawiają się o wiele za późno, ponieważ zostały wprowadzone dopiero po tragedii.

Dyskusje zmierzają również w kierunku ograniczeń wiekowych i kontroli, które firmy zajmujące się sztuczną inteligencją muszą egzekwować. Obecnie wiele osób twierdzi, że przepisy są niewystarczające, a zagrożenia dla nieletnich wchodzących w interakcję z chatbotami AI nie są jeszcze w pełni zrozumiałe.

Nie jest to pierwszy taki przypadek. Belgijski ojciec dwójki dzieci popełnił samobójstwo po rozmowie z chatbotem AI o swoich obawach związanych z globalnym ociepleniem. Mężczyzna, który był po trzydziestce, znalazł pocieszenie, rozmawiając o swoich zmartwieniach z chatbotem AI o nazwie "Eliza". Używał robota przez kilka lat, aż do końca swojego życia.




---------------------------


Kim Ung-Yong (ur. 7 marca 1963) – czlowiek o najwyższym znanym ilorazie inteligencji, wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa z IQ 210 (nieżyjący już naukowiec Stephen Hawking miał 160).

Mówił od 6 miesięcy, do 3 lat czytał płynnie (po japońsku, angielsku, niemiecku – na naukę języka obcego potrzebował około 30 dni). W wieku 4 lat rozwiązywał całki i obliczenia różniczkowe, pisał wiersze, był też niezwykłym malarzem.

Został zaproszony jako student na Uniwersytet Fizyki w Hanyang, gdzie od 4 do 7 roku życia prowadził wykłady.

W 1970 roku, w wieku 8 lat, został zaproszony do Stanów Zjednoczonych do NASA, gdzie ukończył studia uniwersyteckie. W 1974 roku rozpoczął pracę badawczą w NASA i kontynuował ją do 1978 roku, kiedy to wrócił do domu w Korei Południowej.

Tu w ciągu jednego roku ukończył wszystkie studia i dostał pracę jako asystent uniwersytecki na prowincjonalnym uniwersytecie.

Zapytany przez dziennikarzy, dlaczego zdecydował się na ten gest, Kim Ung-Yong udzielił zdumiewającej odpowiedzi, która być może równa się największemu odkryciu, jakiego ludzie mogą dokonać:

"Możesz mieć wielkie zdolności intelektualne, możesz być genialny w matematyce i mieć niezaprzeczalne umiejętności językowe, jeśli nie osiągniesz sukcesu w zakresie inteligencji emocjonalnej, nic już nie ma znaczenia. Byłem tam, gdzie większość ludzi chce się udać. Nic tam nie ma. Jest opustoszały. Wróć do prostych rzeczy".





Kim Ung-Yong (kor. 김웅용; ur. 8 marca 1962)– południowokoreański inżynier budownictwa lądowego. W młodości został uznany za cudowne dziecko o najwyższym odnotowanym IQ, uzyskując wynik powyżej 210 w skali inteligencji Stanforda-Bineta, Wstąpił na uniwersytet w wieku 4 lat. W wieku 7 lat otrzymał zaproszenie do pracy w NASA. W wieku 5 lat mówił już w 5 językach. 



Życiorys

Kim Ung-Yong urodził się 8 marca 1962 roku w Seulu w Korei Południowej. Jego ojciec, Kim Soo-Sun, był profesorem fizyki na Uniwersytecie Konkuk, a matka, Yoo Myung-Hyun, była nauczycielką. Według Yoo, zanim skończył rok, Kim nauczył się zarówno koreańskiego alfabetu, jak i 1000 chińskich znaków, studiując Tysiąc Znaków Klasycznych, chiński poemat z VI wieku. 


W wieku trzech lat był w stanie rozwiązywać problemy z rachunkiem różniczkowym, a także opublikował 247-stronicową bestsellerową książkę ze swoimi esejami w języku angielskim i niemieckim, a także kaligrafią i ilustracjami.W wieku dwóch lat Kim potrafił mówić po koreańsku, angielsku, francusku, niemiecku i japońsku. 

Występ w Fuji TV

W wieku pięciu lat Kim pojawił się w japońskiej telewizji Fuji i zaszokował publiczność, rozwiązując równania różniczkowe. Później ponownie pojawił się w japońskiej telewizji, gdzie rozwiązywał skomplikowane problemy z rachunkiem różniczkowym i całkowym; Później wspominał to doświadczenie:


Czułem się naprawdę samotny. Nikt nigdy się ze mną nie zaprzyjaźnił. Po godzinach pracy mogłem ćwiczyć i oddawać się swoim hobby, ale nikt nie mógł mi towarzyszyć. Przyjechałem z innego kraju i byłem młody, więc nie było miejsc dla dzieci, mimo że każdy był dorosły.

Edukacja


Według popularnych źródeł Kim rzekomo poszedł studiować fizykę jądrową na Uniwersytecie Kolorado, gdy miał osiem lat.  Jednak w czasie egzaminu wstępnego do college'u – gdzie przyciągnął dużą uwagę mediów – jego ojciec ujawnił dziennikarzom, że wyjazd do Japonii na zdjęcia do programu telewizyjnego Fuji był "jedynym razem, kiedy wyjechał z kraju", a informacje o jego postępach w doktoracie i magisterium w Stanach Zjednoczonych były "dziennikarskim nonsensem".

Jego oświadczenie, że Kim w ogóle nie wyjechał, jest nieco umniejszone przez oświadczenie matki Kima, która stwierdziła, że chociaż "wyszedł na krótką chwilę, aby skontrolować zajęcia na Uniwersytecie Kolorado", został natychmiast zwrócony, ponieważ ich pomieszczenia były "nieodpowiednie dla geniuszu [Kima]", który następnie uczył się w domu aż do egzaminu wstępnego do college'u. 

Po powrocie do Korei Południowej Kim musiał formalnie ukończyć południowokoreańską szkołę, aby dostać pracę. Później zapisał się na Uniwersytet Narodowy Chungbuk, gdzie studiował inżynierię lądową i uzyskał doktorat. 

Dorosłość

Od 2007 r.Pracował jako adiunkt na Uniwersytecie Narodowym Chungbuk. 14 marca 2014 r. został profesorem nadzwyczajnym na Uniwersytecie Shinhan i wiceprezesem Centrum Badań nad Rozwojem North Kyeong-gi.

W 2010 roku Kim skrytykował ideę, że jest "nieudanym geniuszem". Zastanawiając się nad etykietą, stwierdził:

 "Staram się powiedzieć ludziom, że jestem szczęśliwy taki, jaki jestem. Ale dlaczego ludzie muszą nazywać moje szczęście porażką?". 

Dodatkowo dodał, że "Niektórzy uważają, że ludzie z wysokim IQ mogą być wszechmocni, ale to nieprawda. Spójrz na mnie, nie mam talentu muzycznego, ani nie wyróżniam się w sporcie. [...] Społeczeństwo nie powinno nikogo oceniać na podstawie jednostronnych standardów – każdy ma inny poziom wykształcenia, nadzieje, talenty i marzenia i powinniśmy to szanować".






wtorek, 22 października 2024

Cyber cyber

 





"Mocna odpowiedź" Sikorskiego. Kiedy rosyjscy dyplomaci opuszczą Polskę?


22 października 2024, 20:31



Szejna mówił również, że widzimy "ostrą odpowiedź rządu na działania dywersyjne, ale to, czego nie widzimy, to jest walka w cyberprzestrzeni".


Dodał, że "działania sabotażu i dywersji, bo tak też je należy określić, nasiliły się". Dopytywany, w jakim okresie czasu nastąpiło to nasilenie, odparł, że "w ciągu ostatniego roku na przykład".


- Jeżeli mówimy na przykład o działaniach w internecie, to zanotowaliśmy w ciągu roku 80 tysięcy tego typu usiłowań (przeprowadzenia sabotażu lub dywersji - red.). To jest dwa razy więcej niż w zeszłym roku. Chcę powiedzieć, że to są bardzo poważne kwestie, bo przecież za pomocą takiego ataku w cyberprzestrzeni można by niejednokrotnie unieruchomić elektrownię, zaatakować infrastrukturę krytyczną. Nie trzeba podpalać, nie trzeba wysadzać w powietrze, wysyłać drony, wystarczy zaatakować w sieci - powiedział wiceminister.


Aha......


czyli ta cała cyfryzacja to wcale nie jest bezpieczna!

Wiedziałem!!!



A wy? Wiedzieliście o tym? Można unieruchomić elektrownie i różne takie!

Nie trzeba podpalać, nie trzeba wysadzać w powietrze, wysyłać drony, wystarczy zaatakować w sieci.


Ojejku, jesteśmy w niebieszczepieczeństwie przez te komputery - trzeba nam pilnie wrócić do akt papierowych - wydamy o wiele mniej pieniędzy, bo nie potrzeba komputerów i specprogramów i specprogramatorów, zatrudnimy mniej ludzi w administracji - za komuny było mniej urzędników, a wszyściutko było robione! I ludzi w Polsce było więcej!

I wtedy wrogowie już nie dadzą rady - hyc! przez internet nas zaatakować, ha! już my się nie damy myrchować...



Tak, tak... te komputery to zło....





P.S.

29 paździenika 2024


Prezydent Gruzji: głosowanie elektroniczne wykorzystano do fałszowania głosów


No i masz!

Same problemy!





/tvn24.pl/polska/konsulat-rosji-w-polsce-zamkniety-mocna-odpowiedz-sikorskiego-kiedy-rosyjscy-dyplomaci-opuszcza-polske-st8147162



W ciągu zaledwie 2 lat Tusk zadłuży Polskę na ponad 400 mld zł





przedruk






Zbigniew Kuźmiuk: W ciągu zaledwie 2 lat rządzenia ekipa Tuska zadłuży Polskę na ponad 400 mld zł


21.10.2024 13:11

Rząd premiera Tuska funkcjonuje zaledwie 10 miesięcy, ale jest już prawie pewne, że do końca 2025 roku dług publiczny naszego kraju wzrośnie o ponad 10 proc. PKB, co oznacza w warunkach roku 2025, że powiększy się on o ponad 400 mld zł.




Gigantyczny deficyt budżetowy

Przypomnijmy, że na ten rok rządząca koalicja Platformy, Ruchu Hołowni, PSL-u i Lewicy przegłosowała budżet na 2024 rok z deficytem sięgającym 184 mld zł, natomiast na 2025 rok zaproponowała budżet z deficytem jeszcze większym, bliskim 290 mld zł. W tym roku, po upływie 9 miesięcy, rząd Tuska zrealizował deficyt w wysokości aż 107 mld zł i wszystko wskazuje na to, że do końca roku ten deficyt sięgnie wspomnianych 184 mld zł, zwłaszcza że jak ogłosił niedawno minister Domański, nie uda się zrealizować dochodów budżetowych i będą one niższe od tych planowanych o przynajmniej 41 mld zł.


Gwałtowny wzrost długu publicznego

Konsekwencją takiego gwałtownego wzrostu deficytu budżetowego w latach 2024–2025 będzie gwałtowny wzrost długu publicznego, który liczony metodą unijną (ESA2010) wzrośnie z 49,6 proc. PKB na koniec 2023 roku do 59,8 proc. PKB na koniec 2025 roku, a więc o ponad 10 proc. PKB. Tak gwałtowne pogorszenie stanu finansów publicznych dokonuje się w sytuacji, kiedy polska gospodarka po pandemii covidu, a następnie gwałtownym wzroście cen surowców energetycznych, wywołanych agresją Rosji na Ukrainę, jednak „odbiła” i odnotowujemy wyraźny wzrost gospodarczy.

Przypomnijmy, że jeszcze w 2023 roku w związku z procesem obniżania inflacji przez bank centralny mieliśmy do czynienia z wyraźnym spowolnieniem gospodarczym, w I i II kwartale poprzedniego roku wystąpił nawet ujemny wzrost PKB i wyniósł odpowiednio -0,5 proc. i -0,8 proc., i dopiero druga połowa roku była pod tym względem lepsza, ostatecznie wzrost PKB w całym roku wyniósł tylko 0,2 proc. W tym roku wszystko wskazuje na to, że wzrost PKB wyniesie około 3 proc. PKB, a w następnym rząd optymistycznie prognozuje, że wyniesie on blisko 4 proc. (dokładnie 3,9 proc. PKB), ale niestety nie widać odzwierciedlenia tego wzrostu w dochodach budżetu państwa.

Załamanie dochodów budżetowych

Dodatkowo doszło do załamania dochodów budżetowych w tym roku i wszystko wskazuje na to, że minister finansów będzie zmuszony do nowelizacji budżetu na 2 miesiące przed końcem roku. Według danych zawartych w uzasadnieniu do budżetu na 2025 roku do wykonania planu dochodów na 2024 rok zabraknie około 28 mld zł dochodów podatkowych i ok. 13 mld zł dochodów niepodatkowych. Z zaprezentowanych w tym uzasadnieniu wyliczeń dochody z podatku VAT będą niższe o blisko 17 mld zł (miały wynieść ponad 316 mld zł, wyniosą zdaniem resortu ok. 299 mld zł), dochody z podatku CIT będą niższe o blisko 9 mld zł (miały wynieść ponad 70 mld zł, wyniosą niewiele ponad 61 mld zł), wreszcie dochody z podatku PIT będą o 3 mld zł niższe niż planowane (miały wynieść ponad 109 mld zł, wyniosą niewiele ponad 106 mld zł). Niższe niż planowane, jak już wspomniałem, będą także dochody o charakterze niepodatkowym, i to aż o 13 mld zł, i wszystko wskazuje na to, że chodzi o niższe wpłaty dywidend przez spółki Skarbu Państwa, a także niższe niż planowane wpływy ze sprzedaży pozwoleń na emisję CO2 (minister wyjaśnia, że ze względu na spadek cen pozwoleń na emisję CO2 na rynku europejskim wpływy z tego tytułu będą niższe o ok. 8 mld zł od tych planowanych).

Może być jeszcze gorzej

A może być jeszcze gorzej, bo po 9 miesiącach wykonano 460 mld zł dochodów budżetowych, a więc średnio w każdym miesiącu wpływało do budżetu ok. 51 mld zł, a do końca roku już po obniżeniu o 41 mld zł powinno wpłynąć jeszcze ponad 180 mld zł, a więc co najmniej po 60 mld zł miesięcznie. Wprawdzie w końcówce roku dochody budżetowe z reguły są trochę wyższe, ale nie ma żadnych merytorycznych przesłanek, żeby były wyższe niż do tej pory średnio o 10 mld zł miesięcznie. Może się więc okazać, że do wykonania tegorocznych dochodów zabraknie nie 41 mld zł, ale znacznie więcej, być może 60–70 mld zł, a to będzie oznaczało sytuację zupełnie dramatyczną, bo przypomnijmy, że deficyt budżetowy w tym roku nie może być wyższy niż 184 mld zł.

Wszystko więc wskazuje na to, że ekipa Donalda Tuska zadłuży nas w ciągu pierwszych 2 lat rządzenia na ponad 400 mld zł i to w sytuacji, kiedy nasza gospodarka nie doświadcza żadnych „szoków” zewnętrznych. Wzrost gospodarczy jest przyzwoity, w następnym roku ma sięgnąć blisko 4 proc. PKB, niestety nie przekłada się to na wzrost dochodów budżetowych, ale to zjawisko jest niestety charakterystyczne dla rządów Platformy, bowiem podobnie było także w latach 2008–2015.



Autor: Zbigniew Kuźmiuk,kor.
Źródło: Z. Kuźmiuk blog











Zbigniew Kuźmiuk: W ciągu zaledwie 2 lat rządzenia ekipa Tuska zadłuży Polskę na ponad 400 mld zł



poniedziałek, 21 października 2024

"Wydział jest zastraszony"







przedruk






21.10.2024 14:17


Koszmarna sytuacja w warszawskim CBŚP. Policjantka groziła odebraniem sobie życia!

W warszawskim zarządzie Centralnego Biura Śledczego Policji panuje tak zła sytuacja, że wkrótce może dość do ogromnej tragedii. W krótkim czasie już drugi funkcjonariusz trafił do szpitala psychiatrycznego. W ostatni piątek doświadczona policjantka groziła odebraniem sobie życia. 


"Wydział jest zastraszony" - mówią nam osoby znające kulisy sytuacji. I są zaskoczeni brakiem zdecydowanej reakcji obecnego szefa policji, który wywodzi się z tej jednostki.

Chodzi w Wydział do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej Zarządu w Warszawie Centralnego Biura Śledczego Policji. Problem pojawił się, gdy wskutek zmian kadrowych w polskiej policji, nowe osoby przejęły kontrole na stołecznym zarządem.

"Atmosfera od miesięcy jest koszmarna, wydział został zastraszony" - słyszymy.


Mobbing. Dwoje funkcjonariuszy w szpitalu

Trzeba zaznaczyć, że obecny komendant główny policji nadinspektor Marek Boroń przez wiele lat był związany z warszawskim zarządem CBŚP.

Jak ustalił portal Niezalezna.pl, w bardzo krótkim czasie dwójka doświadczonych funkcjonariuszy trafiła do szpitala psychiatrycznego. Powodem ma być właśnie mobbing.


"Nie wytrzymała, nikt by nie wytrzymał"

- Ona nie jest tak silna jak ja - miał powiedzieć Obamie Biden, mając na myśli kandydatkę Demokratów na prezydenta Kamalę Harris.

Błyskawicznie odpowiedział Obama: „to prawda”.

Niestety, szefowie nie reagują, a to może się skończyć tragicznie. W miniony piątek omal nie doszło do dramatu. Jedna z policjantek zaczęła grozić, że odbierze sobie życie, bezpośrednio po rozmowie z przełożonymi. Do incydentu doszło w siedzibie jednostki.

"Twarda kobieta, wiedzę i doświadczenie ma bogatsze niż trzech szefów razem wziętych. Ale nie wytrzymała. Nikt by nie wytrzymał"

- słyszymy.

Policjantce odebrano broń i została karetką przewieziona do szpitala psychiatrycznego w Ząbkach. Jak się dowiedzieliśmy, wypisała się z niego na własne życzenie.


Halloween to dla mnie najważniejsza atrakcja jesieni. Wciąż pamiętam zabawę i strachy z własnego dzieciństwa; okazję do przebrania się, udekorowania dyni i wzięcia udziału w cukierku albo psikusie!

– pisała na Instagramie Carole Middleton, babka książęcych dzieci.


"To musi być reakcja komendanta głównego. Zanim naprawdę dojdzie do tragedii" - alarmują nasi rozmówcy.

Będziemy wracać do tego tematu!







Zdecydowanie musicie się nad sobą zastanowić.






Jeśli jesteście ciekawi, jak to wszystko się skończy, to opisałem to w ostatnim akcie.
























Statystyki bloga - jesień 2024

 


ostatni rok







cały okres od 2010 r.





ilości postów na dzień 21 października 2024 r.:

- opublikowane - 1975

- wersje robocze - 781

- zaplanowane - 2




razem: 2758






Wersje robocze zawierają też nieskończone teksty, ale głównie moje notatki dotyczące ubeków, spraw osobistych, opisów sytuacji, ciekawszych przedruków nie do publikacji, póki co.



poprzednio krótkie statystyki zmaieściłem w poście z 31 lipca:

Prawym Okiem: Stutthof cz. 4 (Autostrada czy wojna?)





Podług słońca i gwiazd

13 lipca 2024


przedruk fb



Rafał Włodzimierz Jaworski

Stare polskie książki




Dwie stare książki.... a trzecia ciut nowsza 

Otóż właśnie kilka księgarń, także internetowych czeka na dostawę druku reprintu dwóch książek, które może nazwać biały krukami to za dużo, ale z racji tego, że w naprawdę niewielu bibliotekach i muzeach możemy się z nimi zapoznać, na pewno można je nazwać rarytasami.
 
Ale najpierw autor.... 

Władysław Wagner, to pierwszy Polak, który opłynął świat dookoła, na trzech jachtach, bo pierwsze dwa mu zatonęły. Ten harcerz, zaraz po skończeniu szkoły w 1932 roku, wyruszył z Gdyni na żeglarską wyprawę dookoła świata. Początkowo nie powiadomił nikogo o swoich planach opłynięcia kuli ziemskiej nie będąc pewny realizacji swego zamiaru. Nie miał żadnego sponsora ani kontaktu z mediami. Pętlę okrążającą ziemię zamknął na Atlantyku, zakończył rejs w Anglii, 7 lat po wypłynięciu w 1939, gdy Niemcy napadły na Polskę, konsul mu odradził powrót do kraju.

Napisał nigdy nie wznawiane 2 książki po polsku: "Podług słońca i gwiazd" - 1934 i "Pokusa horyzontu" - 1937, jedną książkę w języku angielskim, w której opisał całą wyprawę: "By Sun and the Stars" USA, 1987 r. 

Wnuczka ze znajomymi przetłumaczyła ją na język polski w 2002 i tak po latach ukazała się pełna opowieść o wyprawie dookoła świata kpt Wagnera znowu pod tytułem "Podług słońca i gwiazd", Niestety w moje ręce trafiła tylko ta trzecia i to tylko w wersji cyfrowej, ale ze zdjęciami. I choć to pełna opowieść, jako były harcerz i żeglarz, czekam na reprinty poprzednich rarytasów z niecierpliwością.






Jeszcze trochę info z netu:

"Jest 1932 rok, a więc ludzkość cofnięta w rozwoju o 90 lat. I tenże młody człowiek postanawia opłynąć świat pod żaglami. Wtedy to było proste. Wziął jacht, kumpla na pokład. Obaj zabrali kompas harcerski, szkolną mapę Europy i jako jedyne dokumenty, legitymacje szkolne. Plus smalec ze skwarkami i cebulką, powidła babcine i wodę w beczkach po piwie. No i popłynęli. Nie będę opowiadał dalej bo i tak nikt z postępowej obecnej cywilizacji nie uwierzy że nie mieli sponsora i zespołu brzegowego. Dodam tylko że po drodze nasz bohater zbudował dwa jachty, bo poprzednie mu zatonęły. Żebyście nie musieli szukać w googlach to nie miał złotej karty kredytowej ani nie skończył politechniki w kierunku budowa jachtów. Świat opłynął a obecna cywilizacja przez 83 lata od czasu gdy ukończył rejs kombinowała jak nie wydać jego książki w której to opisuje. No bo przecież jak tu młodym postępowym wcisnąć kit, że bez uprawnień, sponsora i elektroniki można wypłynąć na jeziora mazurskie a co dopiero mówić o rejsie dookoła świata. I to z legitymacją szkolną w kieszeni."


W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę. Wagner był świadomy swojej patriotycznej misji i dzięki jego licznym kontaktom przyczynił się do popularyzacji Polski prawdopodobnie bardziej niż wszystkie ówczesne placówki konsularne i ambasady polskie. Świadczą o tym liczne artykuły prasowe, opisujące młodego Polaka i jego jacht z portem macierzystym - Gdynia.


"Wyprawa Wagnera była wyjątkowo trudna ze względu na brak podstaw finansowych, nieodpowiedni jacht /Zjawa I/ i niedostateczne wyposażenie, a także ze względu na brak umiejętności i doświadczenia wymaganego od kapitana w żegludze pełnomorskiej. Wagner wyrusza na jachcie zbudowanym na kadłubie motorówki bez falszkila z balastem, a na wyposażeniu nie miał aktualnych map i kompasu jachtowego, posługując się początkowo jedynie busolą harcerską. W trakcie wyprawy uzupełniał najpotrzebniejszy sprzęt, zdobywał doświadczenie, jednakże awarie uniemożliwiające dalszą podróż, musiał usuwać niemalże w każdym porcie. 

Kontynuacja wyprawy pomimo utraty dwóch jachtów i doprowadzenie jej do końca było możliwie dzięki wyjątkowym cechom charakteru i umysłu Wagnera. Miał zdolność przewidywania i nieprzepartą wolę dalszego prowadzenia rozpoczętego dzieła, pomimo trudności i przeszkód, zdawało się niemożliwych do pokonania. Wagner wierzył w swoją dobrą gwiazdę i miał optymizm dziecka. Cechy te sam krytycznie ocenił w jednym z wywiadów prasowych pod koniec podróży:

 "Ale tak naprawdę to nie podjąłbym się ponownie wyprawy dookoła świata w tych samych warunkach. Musiałbym mieć większy jacht i więcej pieniędzy. Przedsięwzięcie takiej wyprawy jak ta dobiegająca końca, wymaga dużo optymizmu i nawet trochę głupoty" /cytat za A. Rybczyńską str. 139/.


Oprócz talentu szkutnika, świetnie władał piórem i w krytycznej sytuacji pozbawiany jachtu i środków finansowych, potrafił napisać i opublikować swoją pierwszą książkę. Do tego trzeba dodać zdolności do wytężonej, wielomiesięcznej pracy w skrajnie trudnych warunkach i niezłomne przekonanie o swojej misji, co w sumie pozwoliło na zwodowanie "Zjawy II" i dalszą realizację wyprawy. 

Niezawiniona i niespodziewana utrata tego jachtu, który mógłby służyć do końca wyprawy, załamałaby nawet bardzo silnych ludzi. On jednak nie zrezygnował, uzyskał konieczne poparcie, własnoręcznie i według własnych planów wybudował nowy jacht, Zjawę III, na której dokończył rejs. 

Wagner był wyjątkowy i to nie tylko dla tego, że był zdolny podnieść się z każdej klęski, ale ze względu na swoją prawość i stosunek do ludzi. Gdy udało mu się sprzedać po niewiarygodnie wysokiej cenie 150 dolarów "Zjawę I", jako wrak nienadający się do dalszej eksploatacji, podzielił się fifty/fifty ze swoim załogantem, wiedząc, że ten nie może dalej z nim zostać i w niczym pomoc. Umiejętność współżycia i układanie stosunków z ludźmi była ważną częścią sukcesu i powodzenia jego żeglarskiej i patriotycznej misji. 

Wędrując po morzach i oceanach odwiedzając dziesiątki portów zostawiał za sobą przyjaciół przekonanych do Polski i Polaków. Ostatni rok rejsu odbył w towarzystwie dwóch Australijczyków, którzy w udzielanych wywiadach do prasy po zakończeniu rejsu zawsze podkreślali wyjątkowe cechy swego kapitana i pragnęli poznać Polskę, ojczyznę Wagnera."


Podług słońca i gwiazd (1934)

Pokusa horyzontu (1937)

By the Sun and Stars (1987)










Nieznany lub mało znany. Dlaczego?



Po pierwsze po zakończeniu II wojny światowej pozostał na emigracji i sukcesy żeglarskie osiągał już jako mieszkaniec Wysp czy Stanów Zjednoczonych.

Po drugie, Władysław Wagner urodził się w Krzyżowej Woli, a ta długo nie była zbyt dokładnie lokalizowana i wciąż wielu starachowiczanom może nic lub niewiele mówić. Po przyłączeniu jej do Starachowic stała się częścią miasta, warto więc, by zadomowiła się w świadomości mieszkańców na dobre.

Ale wróćmy do samego Władysława Wagnera.

Siedem lat rejsu, pięćdziesiąt tysięcy mil morskich, Polska na ustach świata, pierwsza trzydziestka najważniejszych dokonań światowego żeglarstwa - oto i on - człowiek legenda ze Starachowic.

- Do dzisiaj nie mogę sobie wyobrazić przyjemniejszego i bardziej interesującego miejsca do życia niż Lubianka - pisał Władysław Wagner w swojej książce "Podług słońca i gwiazd".

Właśnie tam, pola i łąki Lubianki, jej krzewy i drzewa były świadkami pierwszych marzeń późniejszego mistrza mórz i oceanów. Mały Władek przychodzi na świat w Krzyżowej Woli, w 1912 roku, na Lubiance mieszkają jego dziadkowie od strony mamy - państwo Bielińscy. Drudzy (od strony ojca) mieszkają pod lasem, tam, gdzie dziś harcerze mają swoją przystań.

Lubianka, tam cisza od wieków przemyca spokój i ukojenie, dzika plaża wabi tajemnicą. Teren to był piaszczysty, pochyły, nawet jakby wydmowy, z pobliskich łąk dolatywał tu zapach macierzanki, czasem piołunu, przywodząc Władkowi na myśl dalekie kraje... Lubi też słuchać historii o rodowej ziemi, młynie nad stawem i kamienicach - mimo, że wszystko zniknęło w dziejowej zawierusze.

Władysław wraz z rodzicami zamieszkuje w Wierzbniku, ich dom stoi podówczas przy ulicy Starachowickiej 57, dziś nie ma po nim śladu, zlokalizować go można w miejscu, w którym stoi sklep spożywczy, na rogu ulic Wiklinowej i Sadowej. Stąd do Kamiennej mały Władek ma krok. No może dwa. Wartki nurt rzeki był świadkiem pierwszych żeglarskich prób Władzia Wagnera, pierwsze drewniane łódeczki były jednak zupełnie nieszczelne.

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami? Niczym ważnym i potrzebnym. I Władysław Wagner się nie poddaje, po szkole (chodzi do Szkoły Powszechnej im. Konarskiego - przy Spółdzielczej) konstruuje łodzie doskonalsze.

- Nie poddawałem się. Budowałem następne i myślałem - że lepsze - mimo to bez sukcesu - powie wiele lat później.

Ma 15 lat, gdy decyzja rodziców przerwie nić wiążącą Władka z Wierzbnikiem i Starachowicami - szykuje się bowiem wyjazd do Gdyni.

Z jednej strony żal zostawiać mu ukochany świat dzieciństwa: rozlewiska Kamiennej, która wypchnie go później na najgłębsze i najdalsze wody Świata i wierzbnicki kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy (tu przystępował do komunii świętej). Co ciekawe, rodzina Wagnerów dobrze znała się z ówczesnym proboszczem z Wierzbnika, księdzem Dominikiem Ściskałą. Walerian uczestniczył w budowie drewnianego kościoła p.w. Wszystkich Świętych w Starachowicach (której inicjatorem był ks. Ściskała), a jedna z sióstr Waleriana – Maria – była zakonnicą, druga – Janina – prowadziła przy parafii Świętej Trójcy szkółkę dla dziewcząt.

Władysławowi Wagnerowi jest żal, wie jednak, że Gdynia z dostępem do morza jest dla niego szansą.

Tak rozpoczyna się historia żeglarza wszech czasów, który od Kamiennej rozpoczął podróż dookoła świata.

Będzie pod wrażeniem Joshuy Slocuma (żeglarz, który jako pierwszy odbył samotny rejs dookoła świata) i książki "Sam jeden żaglowcem dookoła świata", nie będzie mógł uwierzyć, że żaden Polak się na to nie odważył. Kiedy w 1931 r. znajdzie porzucony wrak szalupy motorowo - żaglowej uzna to za znak. Z wzrokiem utkwionym w przyszłej "Zjawie" powie, że nadeszła pora przekroczyć linię horyzontu. Za 5 dolarów jego ojciec wykupuje wrak i Władek bierze się za remont i woduje "Zjawę" na wodach Bałtyku.

Rejs dookoła świata rozpocznie 8 lipca 1932 r., w ciągu 7 lat dwukrotnie straci jacht. I znów...

Czym by jednak były marzenia, gdyby zrażać się niepowodzeniami?

Wierzy w siebie i wie, że to czego chce dokonać jest realne, zbuduje zatem kolejno dwa następne ("Zjawa II" i "Zjawa III") i kontynuuje podróż.









Władysław Wagner łącznie przepłynął ponad 50 tysięcy mil morskich, odwiedził wszystkie kontynenty za wyjątkiem Antarktydy. W wielu portach świata dzięki niemu po raz pierwszy zobaczono polską banderę, w wielu był pierwszym i być może jedynym starachowiczaninem. To wzrusza i cieszy. Można stawiać śmiałą tezę, że wykonał tytaniczną pracę na polu popularyzacji Polski, pisały o nim gazety, Władysława Wagnera poznał świat.

Po siedmiu latach walki z wodnym żywiołem i jachtami - 4 lipca 1939 r. - Władysław Wagner spełnia wreszcie swe marzenia. Zamyka wokół ziemską pętlę. Ziemia okrążona! Dokona tego na "Zjawie III.

Wyczyn Wagnera zalicza się do 30 najważniejszych osiągnięć światowego żeglarstwa. Swoją podróż opisał w książkach "Podług słońca i gwiazd" (1934 r.) i "Pokusa horyzontu" (1937 r.) oraz anglojęzycznej "By Sun and the Stars" (USA, 1987 r.).

W jednym z angielskich portów dowie się o napaści Niemiec na Polskę i w czasie II wojny światowej będzie służył w polskiej Marynarce Handlowej. Najpierw na statku handlowym s/s "Zbaraż", jako marynarz, potem, w niebezpiecznych oceanicznych konwojach na statku s/s "Zagłoba".

Po wojnie Wagner pozostanie na emigracji, gdzie doczeka pięknego wieku. Był rybakiem, prowadził w Portoryko własną stocznię. Potem zamieszkał w USA na Florydzie. Do Ojczyzny nie było mu już dane wrócić za życia. Dopiero po śmierci, w 1992 r. znów trafi do Gdyni, jego prochy spoczywają dziś w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Witomino.


Zainteresowanych odsyłam do publikacji (z któej korzystałam) Zbigniewa Porajowskiego - Władysław Wagner - Starachowiczanin wszech mórz i oceanów. Książeczka dostępna w siedzibie Towarzystwa Przyjaciół Starachowic (UM). O Władysławie Wagnerze pisał również Adam Brzeziński w książcce "Na kartach historii - starachowiczanie XX wieku".


---------





Jednym z ostatnich etapów podróży Wagnera na "Zjawie III" był akwen Morza Śródziemnego i miejsca wokół niego. Pomruki wojny, coraz bardziej słyszalne, zaczynały docierać do Władka, on sam to i owo mógł zaobserwować. Dotyczyło to szczególnie Malty i Gibraltaru, miejsc strategicznych pod względem militarnym. Klimat wojny to jedno, ale Władka zdenerwowała sugestia z Warszawy według której miał zmienić trasę rejsu. Doradzano mu żeglugę przez Morze Czarne, Rumunię oraz pozostawienie "Zjawy III" w Konstancy i powrót do Polski pociągiem. Ta oferta była dla Wagnera nie do przyjęcia, zniweczyłaby wysiłek kilku lat i jego marzenia o opłynięciu świata. A przecież finał był tuż, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło dopłynąć do wybrzeża Portugalii w okolicach miasta Faro, do czego wkrótce doszło.

Nieco wcześniej "Zjawa III", po minięciu Krety, wzięła kurs na Maltę. Do stolicy - La Valetta - portu z fortyfikacjami, weszła 30 maja 1939 roku. Przybycie "Zjawy III" nie było zaskoczeniem. prasa maltańska pisała o Wagnerze z olbrzymią przychylnością, szczegółowo relacjonowała także przebieg rejsu. W maltańskim porcie doszło do spotkania załogi z polskim konsulem, żeglarzami serdecznie zaopiekowali się Naczelnik Maltańskiego Skautingu Komandor Price oraz sekretarz Kapitan Mead. Dużo sympatii i oznak przyjaźni okazał Wagnerowi Naczelnik Okręgowego Skautingu markiz Barbara de st. George.

duże wrażenie na Władku zrobił unikatowy charakter La Valetty, czuł się niczym przeniesiony w wieki średnie podróżnik... Jednocześnie całkiem wyraźnie czuł atmosferę wojny. Przygotowania militarne, ćwiczenia ciężkiej artylerii i dział przeciwlotniczych nie napawały optymizmem. Pobyt na Malcie, choć miły i niezwykły, musiał jednak dobiec końca. Wagner obiera kurs na Algierię.

W stolicy Algierii pojawili się 16 czerwca, cumując "Zjawę III" na przystani jachtowej. Prasa algierska natychmiast odnotowała ten fakt.

Piękna podróż Władysława Wagnera, polskiego skauta, żeglarza, rywala Alaina Gerbaulta.

Jacht "Zjawa III" wpłynął wczoraj rano na spokojne wody przystani Rowing Club. na wysokim maszcie powiewała polska flaga. Trzy dziarskie zuchy uwijały się na pokładzie, jeden z nich - mniejszy niż jego koledzy, ale atletycznie zbudowany - to Władysław Wagner. Jest polskim harcerzem - żeglarzem, zwłaszcza żeglarzem. Morze jest jego domeną, morze jest jego pasją, morze stało się okazją do wzruszającej podróży dookoła świata.

Postój w Algierze był krótki. Zwiedzanie miasta było spacerem w labiryncie wąskich i krętych uliczek, a następny dzień upłynął na żeglarskiej wycieczce dla nowo poznanych polonijnych przyjaciół oraz konsula z małżonką.

A potem wsiadają na pokład i ruszają dalej. Europa stoi otworem - Dla dwóch australijskich przyjaciół Władka jest to pierwsze zetknięcie z kontynentem - mają wrażenie dotknięcia egzotyki. pokryty śniegiem łańcuch górski Sierra Nevada przyprawia ich o morze wzruszeń i podniecenia.

1 lipca 1939 roku przybywają do Gibraltaru. Tu, podobnie jak na Malcie, wszyscy ich oczekują. Władka szczególnie ucieszy spotkanie z kapitanem Pratleyem poznanym wcześniej w Adenie. Gibraltar z uwagi na swoje strategiczne położenie był w ciągłym przygotowaniu się do wojny - labirynty tuneli w skałach wypełnione były ciężkimi działami, wykonywano również schrony dla samolotów bojowych.

Na powitanie Wagnera i jego załogi zorganizowano specjalną wycieczkę. Władysław szczególnie był zainteresowany był starym fortem obronnym, zbudowanym jeszcze w czasach walk z Arabami. Duże zdziwienie i zaciekawienie wywołał widok gromady małp żyjących zupełnie swobodnie i idealnie wpisujących się w miejscowy krajobraz. Małpy do dziś znane są z psikusów robionych turystom. Legenda mówi, że Wielka Brytania tak długo utrzyma skałę, dopóki są na niej małpy.

Dla Władka i żeglarzy przygotowano niezwykle bogaty program, niemal bez chwili wytchnienia. Wystawne przyjęcie w hotelu "Victoria" z wyśmienitym towarzystwem, wizyta w Windmill Hill - pod latarnią morską - skąd można było zaobserwować brzeg Afryki, odwiedziny nowej siedziby skautów, wizyta w studiu radiowym - gdzie relacjonowano przebieg morskiej wyprawy - t naprawdę sporo jak na kilka dni.

Miłym akcentem była wizyta w domu państwa Pratley, gdzie kapitan poziewał załodze "Zjawy" i zapewnił, że dzień spotkania z nimi był dla niego wyjątkowy i szczęśliwy. Na zakończenie pobytu Wagner i spółka trafiają do Urzędu Pocztowego, gdzie otrzymują kilka map morskich, potem wizyta w stacji meteo i... wzruszające pożegnanie.

"Zjawa III" w towarzystwie trzech parowców okrąża przylądek Carnero, wchodzi w Cieśninę... Skała Gibraltar niknie we mgle...


Zbigniew Porajoski



----------



W Australii zabierając na pokład "Zjawy III" dwóch skautów (Dawida Walscha i Bernarda Plowrighta) Władek Wagner bierze na siebie dodatkową odpowiedzialność. Zdaje sobie sprawę, że od tej chwili, oprócz głównego celu jakim jest opłynięcie świata, równie ważnym zadaniem jest dotarcie w odpowiednim czasie na III Światowy Zlot Skautów w Szkocji. Dlatego z głęboką ulgą odetchnął, gdy 21 lipca 1939 roku "Zjawa III" po rocznym rejsie wpływa bezpiecznie do portu Southampton w Anglii. Tu podróżników wita współtwórca skautingu i przyjaciel generała Powella, pułkownik Turner - Clark. Tego samego dnia przybywają przedstawiciele Kwatery Głównej Brytyjskiego Skautingu, przynoszą informację, że na naszych bohaterów czeka cała skautowska brać.

W Londynie Władka Wagnera i jego przyjaciół wita Komendant światowego Skautingu sir Percy Everett.

- Pragnę pogratulować całej trójce wspaniałej podróży z Australii. Nie sądzę, aby ktoś w ostatnich latach odbył podobną podróż, tak pełną emocji i niebezpieczeństw. Ruch skautowski jest dumny z doprowadzenia do pomyślnego zakończenia tej bohaterskiej wyprawy przez członków naszej skautowskiej rodziny. Jestem przekonany, że spotka ich entuzjastyczne przyjęcie ze strony skautów z całego świata - powiedział na zakończenie wyprawy.

Londyńskie popołudnie upłynęło naszych chłopakom pod znakiem wizyty w radio BBC, gdzie w specjalnym programie zrelacjonowali szczegóły wyprawy. Co ciekawe, wieczorem uczestniczyli w programie telewizyjnym w Alexander Palace, pierwszej telewizji na świecie. Prowadzący odszedł od zaplanowanego programu i zapowiedział wydanie specjalne - wtedy to zrobiło ogromne wrażenie.

Oto Władysław Wagner, polski harcerz morski, pełniący funkcję kapitana i nawigatora. Jego podróż rozpoczęła się w 1932 roku, kiedy wypłynął z Polski z jednym towarzyszem, by nieść w świat polską banderę" - tak zapowiedział gości dziennikarz o nazwisku Reynolds.

Władysław Wagner i jego towarzysze przeszli tym samym do historii światowej telewizji - tego bowiem dnia (22 lipca 1939 roku) miała miejsce pierwsza transmisja telewizyjna. Po wywiadzie nasi żeglarze obejrzeli studio, a potem umknęli na londyński dworzec King's Cross i wsiedli do najszybszego pociągu w Wielkiej Brytanii "Latający Szkot" i ruszyli do Szkocji na Światowy Zlot Skautów.

impreza odbywała się w majątku ziemskim Maitlanda Mc Gilla - Crichtona, nieopodal malowniczego zamku Monzie, gdzie na bohaterów mórz i oceanów czekać iście królewskie powitanie. Arystokrata powitał ich słowami:

- Oczy całego świata zwrócone są na tę imprezę właśnie dzięki Wam, dzięki Waszej tu obecności.

Kulminacyjnym punktem programu był przemarsz wszystkich uczestników, w pochodzie wzięło udział cztery tysiące skautów reprezentujących 42 kraje. Oglądało ich 25 tysięcy widzów z różnych stron Szkocji.

Władysław Wagner jechał na specjalnie przygotowanym samochodzie z platformą o nazwie "Sir Lancelot". On w środku, po bokach przyjaciele z Australii - stali się główną atrakcją zlotu, samochód, którym jechali (z 1909 roku) zyskał obozową sławę. Przed autem szła szkocka orkiestra złożona z dudziarzy, bębniarzy, wokół auta szkoccy skauci z wyciągniętymi rapierami uformowali się wokół "Sir Lancelota". Wszyscy ubrani w narodowe stroje.

Na trybunie zasiadał komitet powitalny, w jego składzie znaleźli się między innymi książę Gustaw VI Adolf - późniejszy król Szwecji oraz książę Liechtensteinu Emmanuel.

Na cześć Władysława Wagnera i jego dzielnych przyjaciół z czterech tysięcy gardeł zgromadzonych skautów wydobyły się wiwaty, oklaskiwali ich wszyscy zgromadzeni.

Na zlocie było tylko 12 polskich harcerzy, nie przypłynął zapowiadany szkuner szkoleniowy "Zawisza Czarny" - Władysław Wagner nie wiedział jeszcze, że wszystkie plany pokrzyżowała wojna. Gdy impreza trwała, gdy rozdawał autografy, gdy był na lunchu z Naczelnikiem Związku Szkockiego Skautingu i z Prezydentem Szkockiej Rady, to duchem już przygotowywał "Zjawę III" do rejsu d Gdyni. Jeszcze nie wiedział, że tam nie dotrze.



Aneta Marciniak



-----------




Władysław Wagner nie wyobrażał sobie, że nie dotrze do ojczyzny, dlatego też zwrócił się do polskiego konsulatu w Anglii o przygotowanie jego przejazdu do Polski przez kraje wojennie neutralne. Był gotowy do walki z niemieckim okupantem.

- Dookoła świata. Bohaterskie trio przybywa do Gorleston. Młody Polak chce wracać do ojczyzny i walczyć - pisze reporter "Mercurego". - Pragnie wstąpić do dzielnej armii tak walecznie stawiającej opór przytłaczającej sile niemieckich najeźdźców. Ten opalony na brąz 26 - letni Polak to Władysław Wagner z Gdyni, portu "polskiego korytarza".

Powrót do kraju okazał się jednak niemożliwy, a "Zjawa III" została zarekwirowana przez wojsko na czas wojny, była wykorzystywana do przewożenia balonów zaporowych, stosowanych w celu utrudnienia działań lotnictwa niemieckiego.

Władek namawiany jest przez konsula dr. Poznańskiego jak również dr. Michała Grażyńskiego do napisania książki o dziejach "Zjawy". Dr. Michał Grażyński, przedwojenny wojewoda, śląski i naczelnik Związku Harcerstwa Polskiego przebywał wówczas w Paryżu.

- Na małym jachcie opłynąłeś - Druhu Wagnerze - całą kulę ziemską. Zawijałeś pod polską banderą do portów i małych przystani, patrzyłeś szeroko otwartymi oczami na ludzi wszystkich ras, wchłaniając w siebie niewysłowione piękno przyrody, rozeznając się w duszach ludzkich. W rozważaniach próbowałeś uchwycić istotny wątek i sens bytu. Przeżyłeś - żeglarzu dalekich mórz i oceanów - wiele szczęśliwych i pięknych chwil, to znowu niebezpiecznych i groźnych. Wiejący nocą wiatr od lądu niósł Ci miły, namiętnością przesycony zapach, a tonące w poświacie księżycowej wody koralowych atolów lub szalejące bujną roślinnością i gwarem ludzkim wyspy wód południowych olśniewały Cię pięknem, bogactwem form i zmiennością barw życia i przyrody. Czytamy o tym wszystkim w Twojej pięknej opowieści, która jest nowym wartościowym dorobkiem literatury podróżniczej - pisał Grażyński w liście do Władka.

Sprawa pisania książki stała się nieaktualna, gdy Władek decyduje się wstąpić do Polskich Sił Zbrojnych tworzących się we Francji.

- Wyjechałem z Polski zaraz po opuszczeniu szkoły. Przez całą podróż spotykałem przyjaznych, życzliwych ludzi różnego pokroju, ale teraz zdałem sobie sprawę, że nadszedł dla mnie czas, aby stawić czoła rzeczywistemu światu i nauczyć się jak żyć z ludźmi. Cały nowy ocean do przebycia - nachodziły go refleksje.

Po przybyciu do Londynu skierowany do Centrum Szkolenia Rekrutów w Camden Town. W ośrodku tym przebywa wielu polskich lotników, wśród nich znakomity pilot Kazimierz Rosiewicz, z którym Władek się zaprzyjaźnia. Niestety, Rosiewicz zginie podczas walk powietrznych nad Anglią. Kiedy nadszedł czas wyjazdu do Francji Niemcy rozpoczęli kolejny etap wojny zajmując te tereny. Rozpoczęła się ewakuacja wojsk alianckich z Francji do Anglii. Wobec zaistniałej sytuacji Władek Wagner, podejmuje pracę tłumacza w polskim konsulacie. Trwa to krótko, gdyż wkrótce zostaje zwerbowany na czas wojny do konwojów w służbie Polskiej Marynarki Handlowej pod brytyjską admiralicją.

Władek nie waha się ani chwili, bo morze jest jego powołaniem. Dostaje się do portu nad Morzem Północnym, gdzie zostaje zaokrętowany się na "Zbaraż". Statek przewoził węgiel, ładunek bardzo potrzebny londyńczykom. Po dwóch tygodniach, kiedy statek wychodził z Londynu, dojdzie do ataku. Statek zostanie zatopiony przez niemiecki samolot. Wagner uratował się, po czym zaokrętował na "Zagłobę".

Statki pływające w konwojach. ochraniane były przez okręty wojenne. Ich zadaniem było zaopatrywanie Anglii w sprzęt wojskowy, ale również w artykuły cywilne. Narażone były one na ciągłe ataki niemieckiego lotnictwa i okrętów podwodnych. Ludzie morza za prawdziwych bohaterów uważali marynarzy z konwojów murmańskich, które ponosiły olbrzymie straty. Konwoje na trasie pływały zygzakiem, aby utrudnić trafienie torpedą przez okręty podwodne. Powodowało to wydłużenie czasu przypływu oraz możliwość wypchnięciu z szyku w czasie sztormu.

O ile okręty wojenne mogły się bronić przed bombowcami mając działa przeciwlotnicze, to statki handlowe były bezradne. W tej sytuacji kapitanowie polskich statków handlowych na własną rękę uzbrajali je w działka przeciwlotnicze. Wagner na "Zagłobie" pływał przez kilka miesięcy na trasach do Stanów i Kanady, nie podobał mu się jednak kapitan, pod którego podlegał. Miał on tendencje do opuszczania konwoju w czasie rejsu, co narażało załogę jak i statek na dodatkowe niebezpieczeństwo ze strony U- bootów. W listopadzie 1940 roku gdy wypłynęli do USA i Kanady zostali zaatakowani przez niemieckie lotnictwo i okręty podwodne, z 52 statków załadowanych towarem, do Anglii dotarło 29. Kapitan "Zagłoby" odłączył się od szyku i wtedy zaatakował go bombowiec "Junkers". Na szczęście dla załogi, kilkukrotne próby zatopienia statku nie powiodły się. Bomby spadające blisko statku spowodowały jedynie rozbryzgi wody, oblewając marynarzy.

Po dopłynięciu do portu, Władek Wagner wyokrętował się ze statku i zamustrował na statek "Narocz", gdzie pełnił służbę w randze oficera. Pływał zawsze w atlantyckich konwojach - USA, Kanada, Islandia, Portugalia, Gibraltar, Wyspy Owcze. Jemu się udało, natomiast załoga "Zagłoby" już w następnym rejsie nie miała tyle szczęścia. Po wyjściu z Nowego Jorku, na Atlantyku, statek został zaatakowany przez okręt podwodny i zatopiony wraz z całą załogą.

Władysław Wagner za zasługi w czasie wojny został odznaczony przez rząd polski na uchodźstwie, jak również przez władze Anglii. Według kpt. Karola Olgierda Borchardta, pisarza marynisty i jednocześnie uczestnika bitew atlantyckich, statek "Zagłoba" miał zaliczone strącenie dwóch samolotów niemieckich, natomiast "Narocz" - jednego.

Wiosną 1944 roku brytyjska administracja zwróciła "Zjawę III" kapitanowi Wagnerowi, który jednocześnie kończy służbę w marynarce. "Zjawę III" przerobi na kuter rybacki i razem z kapitanami Ardenem i Mikeską weźmie się za rybołówstwo. Potem założy szkołę rybołówstwa morskiego dla młodych Polaków, którzy przybywali do Anglii z różnych stron świata. Anglicy przyjmą Polaków z pełną życzliwością, to będzie niezwykły czas przyjaźni i integracji. Zdawać by się mogło, że to złote czasy spokoju dla Władka Wagnera, nic jednak bardziej mylnego.

Polska wciąż będzie poza jego zasięgiem. Gdy do władzy dojdą ludzie komuny, a w Londynie powstanie morska komisja PRL i zaproponuje Wagnerowi zrzeczenie się starego paszportu na rzecz nowego dokumentu Polski Ludowej, ten człowiek morza wyczuje podstęp. Zbyt mocno jest przywiązany do wolności, by ulec - to zaś sprawi, że władze komunistyczne będą od tego momentu umniejszać osiągnięcia naszego bohatera. Cenzura zrobi wszystko, by Polska o nim zapomniała

Wagner opuści Anglię, pozna Mabel Olpin, kupi jacht "Rubikon" i ruszy układać sobie życie.



Aneta Marciniak


----------




Pod koniec wojny Władysław Wagner zakończył służbę w marynarce i odzyskał od Brytyjskiej Admiralicji Zjawę III. Już wtedy ma pewien pomysł. Czy kończyła się jego przygoda? Zdecydowanie nie.

Życie Wagnera to mieszanina niewyspania, marnego jedzenia i osób spotkanych na drodze, to gorączka podróży i działania, która mu towarzyszy od dawna i z której w ogóle nie zamierza się leczyć.

A zatem... Opłynięcie ziemi ma za sobą, bierze się więc za rybołówstwo. Sprowadza Zjawę III do Szkocji (do Buckie) i tam (razem z kapitanem Leonem Arsenem i kapitanem Edwardem Mikeską) Wagner zakłada spółkę rybacką, a Zjawa III zostaje przerobiona na kuter rybacki. Co ciekawe, żaden z nim nie ma bladego pojęcia o łowieniu ryb.

Szaleńcy?

Tak, bo Władysław Wagner (nie wiedząc co z czym z tymi rybami) zamierza zacząć od razu na tzw. pełnej petardzie i kupuje jeszcze dwie łodzie, które zresztą wymagają przebudowy. Biznes startuje, Wagner nie ma pieniędzy - zwraca się więc o pożyczkę Polskiego Departamentu Morskiego.

Początki wcale nie są łatwe, i nie tylko z powodu braku doświadczenia, ale także niebezpieczeństw czyhających na śmiałków i kryjących się na Morzu Północnym. Pełno tam dryfujących min, na które wpadają nieważne kutry, często spektakularnie wylatują w powietrze. Jedna z takich min stanęła na drodze naszych przyjaciół, obrośnięta wodorostami mogła zostać przeoczona, na szczęście bystre oko kapitana Arenta ustrzegło ich od wystrzałowego spotkania.

Pewne kłopoty sprawia także stara "Zjawa III", a właściwie to jej silnik. który odmawia posłuszeństwa.

I zdarzyło się pewnego razu, że wracając z połowu silnik się znów buntuje. "Zjawa" jest 10 mil od lądu, na domiar złego rozdarł się, szarpany wiatrem, żagiel. Sytuacja nie do pozazdroszczenia, bo "Zjawa III" dryfuje na skały. Będący członkiem załogi duński rybak, oceniając sytuację, rzekł, żeby pójdzie się zdrzemnąć i żeby go obudzić, jak będą na skałach. I tak nie był w stanie nic sensownego zdziałać. Na szczęście morskie bóstwa pilnie strzegą polskiego bohatera. Wszechświat mu sprzyja. Silnik zaskoczył.

Dobili do brzegu.

Port. klimatyczne tawerny, z których niosą się echa rozbawionych głosów, uliczki toną w ciepłym, wieczorny świetle. Na Wagnera czekają jego koledzy od łajb, starzy morscy wyjadacze, których głosy przypominają krzyki mew. Wieczorne gawędy przy piwie trwają nierzadko do rana. Wagner uważnie ich słucha, bo ci potomkowie wikingów mają wiele historii do opowiedzenia, morze jej na ich zawołanie.

Ale rybackim opowieściom przysłuchuje się ktoś jeszcze. Dwie stałe bywalczynie portowej knajpy - kolorowe papugi, które lubią to i owo wtrącić, nie całkiem (podobno) cenzuralnie.

O tak, łatwo to sobie wyobrazić.

Gdy sytuacja w kwestii połowu ryb się nieco ustabilizowała Wagner wpada na pomysł stworzenia szkółki rybackiej. Miała ona służyć polskim chłopcom przybywającym do Anglii z różnych stron świata. Ustalono, że szkółka powstanie w Buckie i będzie dotowana przez rząd, a nadzorowana przez Władka Wagnera. On swoje łodzie oddaje uczniom do odbywania praktyk, a sam zajmuje się programem nauczania. Oto jednoroczny kurs przysposobienia rybackiego, którego założeniem było zapoznanie młodych rybaków z nowoczesną techniką połowów. Na drodze powstania szkółki rybackiej staje fakt, że Rząd Polski w Londynie straci polityczne poparcie, a sam Wagner znajdzie się w trudnej sytuacji. Sprawa szkolenia młodzieży zostaje zaniechana, a sam Władek przenosi się do Aberdeen. Dalsze utrzymywanie bazy w Buckie staje się zbędne.

To jest także ten czas, gdy powołana w Londynie Morska Komisja PRL zaproponuje Władkowi zrzeczenie się posiadanego paszportu na rzecz paszportu Polski Ludowej i powrotu do kraju. Trafiła jednak kosa na kamień. Władek Wagner, który podczas siedmioletniej morskiej włóczęgi poznał smak wolności, swobody, kategorycznie odmawia. To zaś sprawia, że władze komunistyczne obejmują jego postać cenzurą, szkalują jego osobę i umniejszają dokonania. Kraj ojczysty zapomina o Wagnerze, ale do czasu. Są tu przecież ludzie, którzy zrobią wszystko, by jego wyczyn przetrwał w pamięci i zatoczył coraz szersze kręgi. To środowiska morskie, żeglarskie, ale także my w Starachowicach.

Czy to się udało? Ocenią czytelnicy.

W Aberdeen Władek pozna swoją piękną żonę - Mabel Olpin - córkę oficera nawigacji Brytyjskiego Departamentu Morskiego. On – niczym Sindbad Żeglarz - snuje barwną opowieść o swoich przygodach, ona zaś słucha i między pięknymi słowami znajduje coś o wiele większego… To się musi skończyć ślubem...

Ale do tego, zdaje się, jeszcze wrócimy.


Aneta Marciniak