Marucha blog
„Z badań włoskich ekonomistów wynika, że przez ostatnie 600
lat te same rodziny zaliczają się do najbogatszych we Florencji –
informuje pb.pl. Ekonomiści porównali dane podatkowe we Florencji z 1427
r. i 2011 r. Wynika z nich, że rodziny, które były bogate w czasach
renesansu należą do bogatych także obecnie.
Ekonomiści przekonują, że zawód i poziom dochodu przodków pozwala
przewidzieć zawód i poziom dochodu współczesnych członków najstarszych
florenckich rodów. Ich zdaniem, wnioski wynikające z ich badania można w
całości zastosować do innych gospodarek rozwiniętych zachodniej
Europy.”..(
źródło)
Monika Florek-Moskal „Skąd pochodzą
Polacy”…”Badania DNA Polaków nie ujawniły żadnych różnic genetycznych
między ludnością chłopską i szlachecką „…”Grecy są bardziej spokrewnieni
z Etiopczykami i innymi mieszkańcami Sahary niż z Włochami, Słowianami
czy nawet Turkami. Węgrzy mają najwyższy wśród ludności niesemickiej
udział haplotypów, czyli charakterystycznych dla danej populacji
wariantów genów, typowych dla Żydów „…”Polacy różnią się między sobą
mniej niż inne społeczności, wszyscy mamy podobny koktajl genów –
sugerują próbki DNA, które pobrano do tej pory w różnych rejonach
Polski. „…” we Włoszech, Francji i w Wielkiej Brytanii w jednym
społeczeństwie żyją obok siebie grupy wręcz odmienne genetycznie – mówi
dr Rafał Płoski, kierownik pracowni genetycznej Katedry i Zakładu
Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Warszawie.
Chorwaci mają znaczny udział haplotypów charakterystycznych dla
Polaków i Rosjan, ale u mieszkańców Dalmacji wykryto geny Awarów,
koczowniczego ludu pochodzenia ałtajskiego, zamieszkującego teraz
Dagestan. Włochy można podzielić na „genetyczne regiony”, których
dzisiejsi mieszkańcy są spokrewnieni z żyjącymi w starożytności na tych
terenach Etruskami, Ligurami z okolic z Genui oraz Grekami z południa
Włoch. Grecy różnią się od mieszkających na północy ich kraju
Macedończyków, bo prawdopodobnie pochodzą od niewolników sprowadzanych z
Afryki w starożytności. Potomkami niewolników z Afryki Północnej są też
niektórzy mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego, szczególnie Portugalii,
gdzie sprowadzono ich najwięcej. Z kolei w północnej Portugalii większe
są wpływy Berberów, rdzennej ludności północnej Afryki i Sahary.” (
źródło)
Ideolog Palikota,
profesor Hartman: „Musimy się
przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie
ograniczona(…)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać
się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że
powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej
oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony
alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na
przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(…) Taka eugenika
prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (…)To przestanie być
uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi
udoskonalonych genetycznie. Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już
także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą
podpadały pod gatunek człowieka.”
http://naszeblogi.pl/48653-korwin-mikke-belkocze-o-vitro-sojusz-z-lewactwem)
Bogusław Chrabota: „Wyniki porównawczych badań
genetycznych, jakie przeprowadzono na pewnej populacji Niemców i
Polaków. Otóż wbrew obiegowym poglądom okazało się, że mieszkańców obu
brzegów Odry w sensie genetycznym prawie nic nie różni. Przeciętny
genotyp mamy niemal identyczny.”….”Skąd zatem oczywiste różnice? Ano
przyczyn należy szukać w procesie socjalizacyjnym, innym otoczeniu
kulturowym, innej ścieżce edukacyjnej i innym języku. To te czynniki, a
nie geny budują zarówno Niemców, jak i Polaków. „….ponad tysiąc lat temu
na terenach późniejszej NRD silniejsi kulturowo i politycznie Germanie
zaczęli wchłaniać setki tysięcy połabskich Słowian, Wieletów i Serbów
Łużyckich. Tych ludów wcale nie wyrżnięto, tylko zniemczono.” ….
”Po przeciwnej stronie dzisiejszej granicy toczyły się procesy
odwrotne. Słowiańscy władcy lubowali się w przenoszeniu na tereny
wyludnione a to przez najazd Mongołów, a to przez dramatyczne epidemie
całych niemieckich wiosek i miasteczek. Osadnictwu niemieckiemu służyło
już od Henryka Brodatego prawo magdeburskie. Wołoskiemu – wołoskie, bo i
Wołochów ściągano gromadnie z terenów dzisiejszej Rumunii.”…”Szkoci (a
osadzono ich w Polsce w XVI i XVII wieku ponoć do stu tysięcy) poprzez
zwykle udane mariaże polskich panien z wojskiem zaciężnym Zamoyskich i
Radziwiłłów. Holendrów sprowadzano na Żuławy. Żydzi znaleźli się jakoś
sami i mimo swojej rzekomej izolacji etnicznej często lubili mieszać
krew ze swoimi słowiańskimi służącymi. Nie można też pominąć licznych
przypadków przechodzenia rodzin żydowskich na katolicyzm (w samym XVIII
wieku to wiele tysięcy)
[Bua ha ha – admin] bądź asymilacji zeświecczonych rodzin żydowskich w polskich miastach (to już XIX i XX wiek).”…
”Intensywny przepływ genów z terenów dzisiejszych Czech zaczął się
jeszcze za czasów państwa wielkomorawskiego, a nasilił w okresie, gdy
Śląsk był częścią Korony świętego Wacława. Z Rusinami integrowaliśmy się
niemal nieprzerwanie przez całe tysiąclecie, a szczytem było przyjęcie
do polskich herbów (wraz z katolickim chrztem) licznych rodów bojarskich
w XVI wieku (to stamtąd wszyscy nasi Filipowicze, Jedynowicze,
Ławrynowicze etc.) Litwini zaczęli przenikać do nadwiślańskiego genotypu
(pokojowo) od czasów Jagiełły.”….
Po co cały ten wywód? Ano po to, by dowieść, że polskość jest
zjawiskiem czysto kulturowym, a jej klejem jest świadomy i gorący
patriotyzm. Poczucie wspólnoty między mieszkańcami tej samej ziemi.
Umiłowanie tradycji. Wspólnego języka. Wspólnych wartości. Religii. To
skleja naród. Polaków.
Ale i Niemców. Rosjan. Anglików. Amerykanów, których naród wciąż, na
naszych oczach się rodzi. Paradoksalnie świadomość tych różnych korzeni
równie mocno zakorzenia nas w dorobku Europy i świata. (
więcej)
Niemcy, Słowianie, Żydzi
„Prawdziwy” Niemiec nie istnieje. Różnice genetyczne między
Bawarczykami a mieszkańcami Wschodniej Fryzji są większe niż między
Niemcami a Francuzami.
Naukowcy szwajcarskiego Uniwersytetu Igenea w Zurychu zbadali 19457
próbek genetycznych, pochodzących od mieszkańców RFN płci obojga.
Wnioski okazały się zaskakujące – tylko 6% niemieckich mężczyzn pochodzi
od strony ojca od Germanów, za to aż 30% – od ludów Europy Wschodniej,
przede wszystkim Słowian. Kobiety są bardziej germańskie – co druga
Niemka miała Germanina za protoplastę. Ta różnica wynika z faktu, że
mężczyźni w ciągu wieków ginęli na wojnach, a więc żyli krócej.
Analizy wykazały także, że co dziesiąty Niemiec jest żydowskiego
pochodzenia. Wiceprzewodniczący Rady Żydów w Niemczech, Salomon Korn,
nie był zaskoczony wynikami badań. Wyjaśniał: „Historia Żydów w
Niemczech ma 1700 lat, jest więc starsza niż dzieje wielu szczepów,
które przybyły podczas wędrówki ludów. Przed pierwszą wyprawą krzyżową w
1096 r. oraz w XIX i XX w. dochodziło też do małżeństw mieszanych
między chrześcijanami a Żydami”.
Badania Uniwersytetu Igenea to kolejny dowód, że wszelkie
rasistowskie teorie są absolutnie bezpodstawne. „W każdym człowieku
tkwią najprzeróżniejsze korzenie”, wyjaśnia uczestnicząca w tym
projekcie dr Imma Pazos.
Czystka etniczna
Badacze brytyjscy z University College w Londynie (UCL) udowodnili,
że germańscy Anglowie i Sasowie, którzy najechali Brytanię po wycofaniu
się z tej krainy Rzymian w V w., dokonali gigantycznej czystki
etnicznej, unicestwiając co najmniej połowę miejscowej, przeważnie
zromanizowanej ludności celtyckiej. W niektórych regionach zniknęło 100%
poprzedniej populacji.
Po II wojnie światowej brytyjscy historycy wystąpili z tezą, że nie
było wielkiej inwazji Anglów i Sasów, lecz najwyżej kontakty handlowe
lub penetracja nielicznej grupy wojowników, którzy stworzyli nową elitę
polityczną. Dr Mark Thomas z Centrum Antropologii Genetycznej UCL wraz z
zespołem przeprowadził jednak analizy materiału genetycznego, pobranego
od 313 ochotników z siedmiu brytyjskich miast targowych, wspomnianych w
Księdze Sądu Ostatecznego z 1086 r. Porównał je z DNA mieszkańców
Fryzji (północna Holandia), skąd wyruszyli do Brytanii Anglowie i
Sasowie. W analizach uwzględniono również geny ochotników z Norwegii.
Badania wykazały, że anglosaski chromosom Y, który przedostał się
przez Morze Północne, zalał całą Anglię, zatrzymał się jednak na
granicach Walii, konkretnie na linii, którą tworzy pas
wczesnośredniowiecznych fortyfikacji Offa’s Dyke. Genetycznie Anglicy i
Walijczycy to zatem dwie różne rasy, przy czym ci ostatni są bardziej
„prawdziwymi” Brytyjczykami. „Nasze ustalenia sprawiły, że współczesny
pogląd na temat początków Anglii musi zostać odłożony do lamusa”,
powiedział Mark Thomas.
Badania genetyczne świadczą także, że Celtowie z Anglii i z Irlandii
są spokrewnieni z Baskami, tajemniczym ludem pochodzenia
nieindoeuropejskiego, zamieszkującym pogranicze Hiszpanii i Francji nad
Zatoką Biskajską. Wiadomo, że w starożytności Celtowie z Galii wtargnęli
do Hiszpanii i zmieszali się z miejscową ludnością, tworząc lud
Celtyberów. Analizy DNA potwierdziły także świadectwa źródeł pisanych,
że wikingowie osiedlali się w Kumbrii w północno-zachodniej Anglii, a
także na Szetlandach, Orkadach i na północnych krańcach Szkocji.
Mieszkańcy tych regionów są nosicielami typowych skandynawskich
genów.”..(
źródło)
Krasnodębski: „Skąd więc tak naprawdę bierze się
niechęć do uznania polskiej mniejszości w Niemczech? Najważniejszą
przyczyną są niemieckie mity narodowe. Są to, po pierwsze, mit jedności
etnicznej, mit krwi ciągle fundamentalny dla niemieckiej tożsamości,
mimo powojennych przemian, mimo napływu emigrantów i globalizacji, a
także pomimo że połowa obecnego terytorium Niemiec to dawne tereny
słowiańskie, a współcześni Niemcy nie są tylko potomkami Germanów, lecz
również zasymilowanych Słowian.”…
” Wciąż wielu Niemców ma taki stosunek do „Wschodu” jak kiedyś
Francuzi mieli do Algierii – przed Frantzem Fanonem i „dyskursem
postkolonialnym”. I tylko szkoda, że Polacy nie bardzo nadają się na
Beduinów – choć mogliby się od nich uczyć dumy i poczucia godności,
zwłaszcza urzędnicy MSZ.” (
http://naszeblogi.pl/37874-w-biografii-merkel-tusk-stal-sie-posmiewiskiem-europy )
Sebastian Stodolak: „Awans społeczny zależy od
genów”…”kariera od zera do milionera? Mrzonka. – Ludzie awansują w
hierarchii społecznej znacznie rzadziej, a elity są w stanie znacznie
dłużej utrzymać swój zamknięty status, niż sądzili dotąd ekonomiści i
socjolodzy. Nie mamy na to wpływu, bo mobilność społeczną w dużej mierze
dyktuje biologia – twierdzi prof. Gregory Clark, ekonomista z
Uniwersytetu Kalifornijskiego.
Prof. Gregory Clark: Z pewnością nie. To, co osiągamy w
życiu, nasza pozycja w społecznej hierarchii, jest w dużym stopniu
dziedziczone po przodkach. Dlatego na podstawie tego, kim są rodzice,
dziadkowie, pradziadkowie, czy kuzyni nowonarodzonego dziecka statystyka
pozwala ocenić z dużą dozą prawdopodobieństwa, jaką pozycję społeczną
będzie ono zajmować w przyszłości – czy będzie należeć do tzw. nizin
społecznych, klasy średniej, czy elity.
W moich badaniach skoncentrowałem się na statystykach dotyczących
częstotliwości występowania nazwisk. Otóż, historycznie rzecz biorąc,
nazwiska odpowiadają klasom społecznym. Arystokracja, rzemieślnicy,
chłopi, kupcy – gdy nazwiska się kształtują, to właśnie wewnątrz tych
grup społecznych i są przez to dla nich charakterystyczne. Z czasem
jednak nazwiska się upowszechniają, niejako „odłączają” się od swojej
pierwotnej klasy. Doszedłem do wniosku, że to bardzo dobry sposób na
badanie mobilności społecznej, tego, jak szybko ludzie awansują w
hierarchii i jak szybko spadają z jej szczytu. Poprzez mieszanie się w
różnych grup społecznych, wykonywanie różnych zawodów itp.
Dotąd sądzono, że nazwiska elitarne „powszednieją” już po okresie od 3
do 6 pokoleń. Z moich badań, w których wziąłem pod uwagę m.in.
kompleksowe kroniki angielskie sięgające nawet do 30 pokoleń wstecz,
wynika, że elita przestaje być elitą po wymianie od 10 do 15 pokoleń.
Oznacza to, że mobilność społeczna jest znacznie mniejsza niż dotąd się
wydawało, że struktura społeczna ewoluuje bardzo powoli. To właśnie
umożliwia przewidywanie, gdzie na tej mapie społeczeństwa wyląduje ten
hipotetyczny noworodek.
Z czego wynika ta siła elit i niska mobilność społeczna?
Są trzy prawdopodobne wyjaśnienia. Pierwsze odwołuje się do pojęcia
zasobów i majątku. Bogate rodziny są w stanie zapewnić dzieciom więcej
troski, lepszą edukację, zdrowszy tryb życia niż rodziny mniej zamożne.
Drugie wyjaśnienie podkreśla znaczenie wychowania i wzorców, które przekazują dzieciom ich rodzice.
Trzecie wskazuje na dziedziczenie genetyczne – niektóre cechy, takie,
jak wytrwałość, zaradność, pomysłowość są dziedziczone po prostu w
genach. Badania wskazują, że to właśnie biologia w ponad 50 proc.
determinuje to, kim jesteśmy i „reguluje” mobilność społeczną….
Jeśli chodzi o hipotezę, że to kumulacja bogactwa zapewnia elitom
trwanie, to jest kilka przeczących jej i dobrze udokumentowanych
historycznych dowodów. Weźmy na przykład amerykańskich osadników. Brali
oni udział w loteriach, w których do wygrania były ziemie odebrane
Indianom. Poszczególne działki miały wartość, licząc w dzisiejszych
pieniądzach, średnio, ok. 100 tys. euro. Oczywiście, nie wszyscy
uczestniczący w loteriach wylosowali ziemię, ale naukowcy dostali do
ręki dokładne dane wszystkich ich uczestników. Mogli sprawdzić, czy
potomkom szczęśliwców, którzy ziemię wylosowali wiodło się lepiej niż
potomkom pechowców, którzy jej nie wylosowali. I wie pan, co się
okazało?
Że nie ma różnicy?
Tak. Kolejne pokolenia „szczęśliwców” nie były wcale bogatsze od „pechowców”.
To mocny dowód wskazujący, że rodzinne zasoby nie są najważniejsze.
Innego ważnego dowodu dostarcza nam przykład Szwecji. To kraj bardzo
socjalny, gdzie dba się o wyrównywanie szans, ci mniej uprzywilejowani
mogą liczyć na wiele darmowych świadczeń, ułatwień i zapomóg od państwa.
Z punktu widzenia mobilności społecznej efekt jest jednak żaden.
Jeśli mierzyć ją moją metodą „nazwiskową”, to we współczesnej Szwecji
nie różni się ona wiele od mobilności w czasach średniowiecznej Anglii.
Natomiast, co do argumentu, że kluczowa w dyskusji o mobilności
społecznej jest kwestia wzorców kulturowych, czy wychowania, to świetnym
dowodem przeciw niemu są badania przeprowadzone w USA wśród dzieci z
Korei Południowej adoptowanych przez Amerykanów.
Po pierwsze okazało się, że rodzice mają zauważalny wpływ na cechy
oraz iloraz inteligencji dziecka tylko we wczesnym etapie wychowania. Po
drugie z jednej strony nie było mocnej korelacji pomiędzy zamożnością
rodziny a przyszłym statusem społecznym adoptowanych dzieci, ale z
drugiej część rodziców miała także dzieci naturalne i w ich wypadku ta
korelacja była trzykrotnie silniejsza i istotna statystycznie.
To chyba najciekawsze badania, bo pokazują, że głównym czynnikiem determinującym pozycje społeczną jest genetyka, jakiś wpływ mają przekazywane wzorce, a zamożność rodziny niczego nie determinuje, sama jest już rezultatem.
Z Pańskich badań wynika, że jeśli ktoś w XV w. przynależał do elity,
to istnieje duża szansa, że jego potomkowie w XXI w. wciąż do niej
przynależą, są bankierami, lekarzami, politykami. Dobrze rozumiem?
Tak, takie prawdopodobieństwo jest bardzo duże. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale w Anglii, czy Szwecji bywa tak bardzo często.
To bardzo ciekawe, bo z perspektywy współczesnego człowieka
arystokraci i arystokracja jako ustrój, to sztuczny twór, budujący
dobrobyt jednych kosztem innych. Tymczasem to, co Pan mówi wskazuje, że
społeczeństwo jest naturalnie „ustrukturyzowane” i ustrój
arystokratyczny tylko sankcjonuje ten stan rzeczy.
Cóż, na pewno nie chciałbym postulować powrotu do takiego ustroju.
Ale skłania Pan do nowego spojrzenia na arystokratów, czy szlachtę.
Elita, jak się okazuje z historycznej perspektywy, to nie zepsuta i
sflaczała klasa nierobów i snobów, ale ludzi zaradnych i inteligentnych.
Tak, elity mają zdolność do długiego utrzymywania swojej pozycji,
ponieważ są zaradne, odporne na stres, pomysłowe… Co więcej, w każdym
systemie społecznym są ludzie ambitni, z werwą i umiejący się
dostosować. Jeśli żyją w komunizmie, osiągną sukces w komunizmie – tak,
jak w tym systemie definiuje się sukces. Jeśli w kapitalizmie, to
poradzą sobie w kapitalizmie.
Myślę więc, że nie można powiedzieć, że elity niezasłużenie stały się
elitami. Wręcz przeciwnie. Bycie wysoko w hierarchii społecznej to
nagroda za posiadanie pewnych unikalnych cech. Natomiast nie znaczy to,
że należy na przykład wspierać arystokrację jako ustrój. Pamiętajmy, że
opierał się on na przywilejach dla arystokratów, które dodatkowo
utrwalały ich pozycję. W momencie, gdy aktualna elita zaczęła zapewniać
sobie „sztucznie” bycie elitą, robiło się niebezpiecznie, społeczeństwo
stawało się skostniałe, pozbawione wizji lepszej przyszłości, wpadało w
biedę.
Wtedy rzeczywiście mieliśmy do czynienia z wyzyskiem. Weźmy kastowe
społeczeństwo Indii, które wciąż nie skruszało pod wpływem liberalnych
nurtów i wciąż charakteryzuje się bardzo niską zerową mobilnością
społeczną.
Czy można jakoś ułatwiać ludziom awans w hierarchii społecznej?
Niestety, jeśli popatrzymy na historię, odpowiedź brzmi nie.
Mobilność społeczna była mniej więcej taka sama w średniowieczu, jak
obecnie i to bez względu na lokalizację geograficzną.
Ciekawego przykładu dostarczają nam tu Chiny. Gdy władzę po
republikanach przejęli tam komuniści, zaczęto sekować elity, zwłaszcza
te wywodzące się jeszcze z czasów imperialnych. W latach 60. w czasie
tzw. „rewolucji kulturalnej” prześladowania nasilono, a niedobitki
pouciekały na Tajwan, czy do Hong-Kongu.
Mogłoby się wydawać, że dzięki fizycznej eksterminacji elit mobilność
społeczna siłą rzeczy wzrośnie i stare arystokratyczne rody u władzy
zastąpią proletariusze i to na dziesiątki lat. Gdzież tam! Teraz okazuje
się, że w XXI w. znów najważniejsze osoby w Chinach to dużej mierze –
co jest niewytłumaczalne inaczej niż za pomocą genetyki – potomkowie
imperialnej elity.
Jest jednak jeden sposób na realne zwiększenie mobilności. Mieszane małżeństwa pomiędzy ludźmi z różnych warstw społecznych.
Kiedyś takie zjawisko nazywano mezaliansem.
A to właśnie to może przyśpieszyć mobilność. Rzecz w tym, że kobiety
wcale nie chcą wychodzić za mąż za mężczyzn z „niższych sfer”. Są zbyt
dobrze wykształcone, niezależne i „zbyt” ambitne. Pani menedżer z
Citibanku nie wyjdzie za hydraulika. Takie mentalne zamknięcie na
mieszanie się społecznych klas to wielka bariera dla mobilności. Weźmy
np. Egipt, w którym przed najazdami muzułmanów żyło wielu chrześcijan,
zwłaszcza Koptów.
Gdy Egipt został podbity przez muzułmanów, nie zostali oni zmuszeni
do konwersji na Islam, ale nowe islamskie władze na „niewiernych”
nałożyły specjalny podatek. Efekt? 95 proc. chrześcijan przeszło na
Islam ze względów finansowych – byli za biedni na płacenie podatku.
Pozostałe 5 proc. najbogatszych chrześcijan mogło sobie pozwolić na
dodatkowa daninę i po dziś dzień stanowią elitę Egiptu, a przypomnijmy,
że od czasu, gdy przestali być większością w swoim kraju minęło ponad
1200 lat. Pomiędzy Koptami a muzułmanami nie dochodzi do „mezaliansów”
zbyt często.
Z wszystkiego, co Pan mówi wyłania się jednak pewien smutny determinizm. To zresztą najczęściej stawiany Panu zarzut.
Nie jestem deterministą. Nie uważam, że biologia w 100 proc. decyduje
o tym, kim jesteśmy, co osiągniemy, czy na co nas stać w życiu.
Decyduje o tym cały zespół czynników, w tym nasza wolna wola.
Uważam jednak, że istnieją dobre dowody wskazujące, że w tym zespole
czynników biologia jest najsilniejsza. Ja nie umiem przewidzieć z
całkowitą pewnością, kto osiągnie w życiu sukces, a kto nie, umiem tylko
stwierdzić, kto ma do tego predyspozycje. Zaprzeczanie wpływowi
biologii na nasze życie jest nierozsądne. Poza tym chcę podkreślić, że
mobilność społeczna istnieje – tyle, że jest długotrwałym procesem, w
którym niziny wolno awansują, a elity nieprędką tracą status elit.
Dynamika tego zjawiska jest wszędzie mniej więcej stała.
Skoro mobilność społeczna jest mniej więcej stała, to jaki jest sens w redystrybucji dochodu i „wyrównywaniu szans”?
Uważam, że moja teoria wręcz daje kolejny argument za dystrybucją –
jest ona konieczna, żeby zredukować dyskomfort wiążący się z byciem
„pechowcem”, czyli tym, który nie wygrał właściwej puli genów. Pod tym
względem Szwecja jest lepsza niż USA.
Z drugiej strony Pańska teoria wytrąca z ręki argumenty członkom
ruchów takich jak Occupy Wall Street, którzy protestują przeciwko „1
procentowi” najbogatszych.
Nie do końca – jeśli protestujemy przeciwko kapitalizmowi kolesiów,
czyli przeciwko elitom, które sztucznie i nieuczciwie utrwalają swój
status, to działamy na rzecz większej mobilności społecznej.
Niemniej jednak, muszę się Panu przyznać, że nie biorę udziału zbyt
często w publicznych dyskusjach, nie czytam też komentarzy pod swoimi
artykułami, czy na temat moich książek. Zbyt wiele tam emocji, za mało
zrozumienia i merytoryki. Ludzie chcą wierzyć, że elity biorą się z
przywilejów, a nie z zasług i zalet, ludzie odrzucają wpływ genetyki.
Zresztą, nawet gdyby genetyczne wyjaśnienie długowieczności elit było
nietrafne, to i tak teoria badania mobilności za pomocą nazwisk działa.
Czy istnieje jednak wobec niej jakiś poważny zarzut i czy może okazać się ona niesłuszna?
Jedyny poważny zarzut opiera się na dostrzeżeniu pewnego zjawiska.
Polega ono na tym, że gdy ludzie z niższych klas awansują do wyższych
dobrowolnie przybierają nowe nazwiska. Szwed Andersen, gdy awansuje,
chce być nagle Von Hausswolffem, czy Von Essenem, bo to prestiżowe
nazwiska i dobrze mu się kojarzą. W zależności od nasilenia takiego
zwyczaju w danym społeczeństwie, możemy mieć utrudnione badanie
mobilności metodą „nazwiskową”. Jednak rozczaruję pana – moje modele
statystyczne brały to pod uwagę.
Które nazwiska w USA są prestiżowe?
W środowisku akademickim są to nazwiska żydowskie, np. Cohen, kojarzą
się z osobami o wybitnych osiągnięciach naukowych. Prestiżowe są także
nazwiska indyjskie. Nasza polityka imigracyjna jest tak skonstruowana,
że do USA wpuszcza się tylko wybitnych Hindusów. To jest jej rezultat. Z
kolei nazwiska latynoskie, jak Mendez, czy Lopez kojarzą się z niskimi
klasami społecznymi.
A polskie?
Mają taki sam prestiż, jak szwedzkie, czy irlandzkie.
Skoro rozmawiamy o USA, to czy słynny „amerykański sen” nie zadaje
kłamu pańskim teoriom? Vanderbilt, być może najbogatszych człowiek w
historii, pochodził z bardzo biednej rodziny, zaczynał od zera.
Spektakularny awans jest możliwy.
Ależ oczywiście, że jest. Ja mówię o trendach statystycznych, o tym,
jak kształtują się ludzkie życiowe kariery po uśrednieniu. Każda
jednostka ma szansę na sukces, ale nie każda ma taką samą szansę.
Natomiast na to, że pojęcie amerykańskiego snu oznacza większą mobilność
społeczną w USA niż gdzie indziej, dowodów nie ma. (
źródło
Dr Eran Elhaik jest światowej klasy genetykiem w
Johns Hopkins Medical Center. Całkowicie zgadza się z Koestlerem, że
większość współczesnych Żydów nie może rościć sobie pochodzenia od
Abrahama. Są oni głównie potomkami Chazarów. Żaden naukowiec od
Koestlera w roku 1976 nie zakwestionował tak skutecznie uznanych
„faktów” o początkach współczesnego wschodnio-europejskiego
(„aszkenazyjskiego”) żydostwa.
W wywiadzie udzielonym Ha’aretz w grudniu ub. roku [
In an interview with Ha’aretz last December]
Elhaik mówi, że jego badanie genetyczne zdecydowanie wykazuje, iż
„Żydzi środkowo-europejscy (głównie polscy) są w 38% Chazarami, zaś
żydzi wschodnio-europejscy (głównie rosyjscy) są Chazarami w 30%”. Ale
mówi, że inne składniki genetyczne obejmują te pochodzące z Bliskiego
Wschodu, których źródłem prawdopodobnie jest Mezopotamia, chociaż
możliwe jest, że część tego składnika można przypisać izraelskim Żydom.
(To może obejmować prawdziwych Żydów, przetransportowanych do Babilonu w
VI wieku pne przez Nabuchodonozora i prosperujących tam przez 1.600 lat
[1].
Ale taki wpływ genetyczny nie wystarcza, mówi Elhaik, by sugerować
bliskowschodnie czy izraelickie pochodzenie aszkenazyjskich Żydów. Ale
mówi, że jest bardzo silny dowód genetyczny łączący Żydów z Iranu,
Kaukazu, Azerbejdżanu i Gruzji z Żydami europejskimi, tzn. tymi ludami,
których przodkowie byli Chazarami.
Elhaik odrzuca hipotezę o „Nadrenii”, że Żydzi z Niemiec i zachodu
migrowali do Polski i Europy wschodniej około XV wieku, tworząc tylko w
pięciu krajach populację aszkenazyjskich Żydów w liczbie około 11
milionów. Mówi, że chazarscy aszkenazyjczycy ze wschodu nie wykazują
żadnego podobieństwa genetycznego do Sefardyjczyków z zachodu, którzy
mieli w dużym stopniu pomóc ich spłodzić.
Wśród różnych grup europejskich i nie-europejskich Żydów nie ma
żadnych powiązań rasowych ani rodzimych. Różne grupy Żydów we
współczesnym świecie nie mają wspólnego pochodzenia genetycznego. Mówimy
tu o grupach które są bardzo różnogatunkowe, połączone jedynie przez
religię.
Mówi: „Genom europejskich Żydów jest mozaiką starożytnego ludu i jego
pochodzenie jest w większości chazarskie”. Elhaik podtrzymuje sztywne
oddzielenie między stosunkowo prawdziwymi sefardyjskimi Żydami z zachodu
i chazarskimi aszkenazyjczykami ze wschodu [2]. Takie samo rozróżnienie
po raz pierwszy podkreśla Koestler i potwierdzam to w mojej poczytnej
książce Izrael: nasz obowiązek, nasz dylemat [Israel: Our Duty, Our
Dilemma] i filmie Inny Izrael [The Other Israel] z lat 1980.”..(
źródło)
Dr Henryk Oster, genetyk i profesor na Akademii
Medycznej Alberta Einsteina w Nowym Jorku, twierdzi, że odmienność Żydów
jest zapisana w ich genach. W swej książce „Legacy: A Genetic History
of the Jewish People” dr Oster kompleksowo zajmuje się pochodzeniem
Żydów. Podejmuje w niej m.in. temat nieproporcjonalnie wysokiej w
stosunku do innych populacji zapadalności Żydów na takie przypadłości,
jak choroby Tay-Sachsa, Gauchera, Niemanna-Picka, Mucolipidosis IV, a
także raka piersi i jajnika. Przyczyną ma być chów wsobny, do jakiego
dawniej dochodziło z powodu izolacji, w jakiej przebywali Żydzi.
Inną genetyczną cechą charakterystyczną Izraelitów ma być wysoka
inteligencja, co poświadczają przeprowadzone testy IQ porównywane z
innymi narodami. 0,1% ludzkiego genomu ma w sobie 3 mln par nukleotydów,
które zawierają „mapę drzewa genealogicznego” aż do pierwszych ludzi.
Zarówno jego badanie, jak i zapadalność na choroby zakłada znalezienie
różnic między ludźmi bądź całymi populacjami. W tym przypadku rasa
oznacza „region pochodzenia przodków”.
Wyniki badań dr Ostera pozwalają twierdzić mu, że żydowskich korzeni nie
mają za to hinduscy Żydzi z Bnej Israel oraz etiopscy Żydzi.”…(
źródło)
Turcja służyła dawniej jako pomost między Azją a Europą dla wędrówek
wielu ludów. Główną historyczną ludność zamieszkującą jej terytorium
stanowili posługujący się językiem indo-europejskim Hetyci, którzy
opanowali ten region około 1900 r. p.n.e. Podbili oni wcześniejszych
mieszkańców mówiących nie-indoeuropejskim aglutynacyjnym językiem.
Nieco później antyczni Grecy osiedlili się wzdłuż egejskich wybrzeży
Anatolii. Półwysep następnie przypadł w udziale indoeuropejskim Persom i
Rzymianom. Dzisiejsza Turcja ukształtowała się jako niegdysiejszy rdzeń
tysiącletniego Bizancjum albo wschodniego Imperium Rzymskiego
(395-1453).
Bitwa pod Manzikertem (sierpień 1071 r.) była punktem zwrotnym w
historii wschodniego Imperium Rzymskiego. Najazd Turków Seldżuckich jaki
nastąpił w wyniku porażki armii bizantyjskiej spowodował w szybkim
czasie ich rozlanie się na dużych połaciach Azji Mniejszej. Nowopowstałe
Imperium Seldżuków podzieliło się na niepodległe państewka około 1100
roku. W następnym wieku zostały one najechane przez mongolskie hordy
Czyngis-Chana.
Po tym jak mongolska fala oddaliła się, Turcy Osmańscy zakończyli
polityczną egzystencję Bizancjum w 1453 roku, ustanawiając w jego
miejsce Imperium Osmańskie, które ostatecznie rozpadło się wraz z końcem
pierwszej wojny światowej. U szczytu swojej potęgi imperium to
rozciągało się od terenów Bliskiego Wschodu po północną Afrykę i
Południowo-Wschodnią Europę.
Turcy, którzy podbili Anatolię byli koczowniczymi pasterzami. Pomimo,
że ich przybycie pozostawiło po sobie trwały i do dziś ugruntowany
wpływ językowy, religijny i kulturowy na region, ich liczby były
niewystarczające aby całkowicie zmienić genetyczny wizerunek podbitej
anatolijskiej ludności.
Warto w tym miejscu nadmienić, że interesujący cykl transferów
ludnościowych nastąpił w pierwszych dekadach XX wieku, podnosząc w
regionie anatolijskim udział ludności mówiącej językiem tureckim z 55%
do 80%. Migracje populacyjne objęły przymusowe wysiedlenia dużych grup
greckiej i ormiańskiej mniejszości narodowej oraz sprowadzenie i
osiedlanie tureckich i nie-tureckich skupisk ludności muzułmańskiej z
terenów dawnego Imperium Osmańskiego. Jeszcze w dekadzie 1989-2000
osiedlono dodatkowo około 300 tys. muzułmanów. Ludobójstwo 1,5 miliona
Ormian dokonane przez Turków w latach 1915-1917 również wpłynęło
znacząco na kompleksową strukturę ludności w regionie.
W wydanym w 1985 roku „Słowniku antropologicznym”
Roger Pearson
napisał, że Turcy są „dzisiaj wchłonięci przez kaukazoidalną ludność
Anatolii”. Przez słowo „kaukazoidalna” miał na myśli geograficzną rasę
Europidów „zwyczajowo dzielącą się na podgrupy: nordycką lub
północno-europejską, wschodnio-bałtycką lub
północno-wschodnią-europejską, śródziemnomorską,
atlanto-śródziemnomorską, alpejską, dynarską, armenoidalną, indo-irańską
itd. Kaukazoidzi charakteryzują się ogólnie jasną skórą, wąską lub
średnio-szeroką twarzą, wysokim mostkiem nosa i nieobecnością
prognatyzmu”.
Antropolog fizyczny
Carleton Coon, publikując w
latach 60-tych XX wieku swoje badania naukowe, używał ludności Turcji
jako zasadniczą ilustrację „rozmijania się cech rasowych z miejscową
kulturą”. Zgodnie z Coonem, Turcy byli praktycznie nie do odróżnienia
fizycznie od Greków, oprócz posiadania mniejszej ilości tkanki
tłuszczowej i nieco większych, dłuższych twarzy. Różnice fizjonomiczne
lokalnej ludności przesuwały się ewidentnie z zachodu w kierunku
wschodnim: najjaśniejsze odcienie skóry można było zobaczyć u egejskich
wybrzeży Turcji, a występowalność błękitnych oczu wśród zachodnich
Turków sięgała 85 procent.
W czasie ich przybycia do Azji Mniejszej w XIII wieku, otomańscy
Turcy byli „nieliczną grupa jeźdźców w liczbie wahającej się pomiędzy
400 i 2,000 tys. przybyszów – resztki koczowniczego plemienia
wypchniętego z Azji Środkowej przez Mongołów”. Przybyli bez kobiet, i
zaczęli zawierać małżeństwa w obrębie swoich rodzin ze stosunkowo
licznymi kaukazoidalnymi Grekami, Ormianami, Kurdami i niewielką grupą
Turków Seldżuckich i Turkmenów, którzy również zasiedlili Anatolię.
Coon konkludował: „Turcy dziś są głównie Kaukazoidami. W wymiarach
ciała, wyglądzie zewnętrznym, posiadanych grupach krwi, Turcy
zamieszkujący dziś skrawek południowej Europy i Anatolię, są zaledwie
cieniem swojego mongolskiego pochodzenia”.
Post-Hetyci stają się Euro-Turanami
Wykorzystując genetykę populacyjną,
L. L. Cavalli-Sforza
i inni autorzy doszli do takich samych wniosków w pracy „Historia i
geografia ludzkich genów” (1994): „Na podstawie obecnej wiedzy, Turcy
wydają się być stosunkowo mało skuteczni w zaznaczeniu swojej
genetycznej obecności, nawet gdy okupowali całą dzisiejszą Turcję,
przychodząc ze wschodu”.
Powodem tego jest to, że niedawne historyczne migracje ludów –
przynajmniej przed nadejściem współczesnych nam oficjalnych form
polityki niszczenia i zastępowania ludności białej na jej rodzimych
terenach – mogły mieć niewykrywalny genetycznie wpływ, gdy gęstość
ludności miejscowej (wcześniejszych mieszkańców) była wysoka, a armie
najeźdźców były niewielkie.
„Kiedy mobilność (pasterskich, nomadycznych ludów) staje się bardzo
wysoka, szansa znaczącego wpłynięcia na lokalną pulę genów zajmowanych
krajów maleje drastycznie. Małe i dobrze zorganizowane armie mogą szybko
podbić duże państwa, ale najeźdźcy nie mają dość czasu by rozmnożyć się
na tyle by wpłynąć na miejscową bazę genetyczną w sposób dostrzegalny,
zwłaszcza jeśli dotyczy to krain wysoko rozwiniętych rolniczo i mających
wysoką gęstość ogólnego zaludnienia. Szansa wpłynięcia na zmianę
lokalnej kultury i języka jest w takich wypadkach znacznie większa niż w
przypadku genów. Potężna elita zdobywców może – nawet jeśli stanowi
absolutną mniejszość – narzucić swoją władzę, a wraz z nią język i
obyczaje, innymi słowy hegemonię kulturową, ale jest zdecydowanie
ograniczona w ekspansji genetycznej”.
Pewną analogię stanowi też przykład Węgier: „Nawet w przypadku
inwazji Madziarów (koczowniczy lud pół-turecki, posługujący się językiem
ugrofińskim) na terytorium Węgier, która była na pewno większej wagi
demograficznej niż turecka ekspansja, a szło z nią w parze osadnictwo,
jest niezwykle trudno znaleźć określone genetyczne ślady, które okazują
się istnieć na granicy wykrywalności”.
Podsumowując, język turecki i religia muzułmańska nałożone zostały na
ludność w przeważającej mierze pochodzenia indoeuropejskiego,
posługującą się z reguły greką – oficjalnym językiem Imperium
Bizantyjskiego. Pod względem rasowym i genetycznym Turcy anatolijscy są
spokrewnieni z innymi białymi ludami. Różnice są w większości natury
kulturowej, lingwistycznej i religijnej. Wskazać przy tym należy, że
omawiany tutaj region ma złożoną ogólną strukturę populacji, sięgającą
kilka tysięcy lat wstecz i wymaga dalszego badania. Dziś wszakże obraz
biologiczny staję się w sposób nieunikniony najbardziej wyrazistym
dowodem. (
źródło)
Rozmowa z prof. TOMASZEM GRZYBOWSKIM, kierownikiem zakładu genetyki molekularnej i sądowej w Collegium Medicum UMK.
Co pana zainspirowało do badań nad Słowianami? Prowadzony od lat spór o „polskość” Biskupina?
– Bynajmniej! Spór o kulturę łużycką, choć ciekawy, wydawał mi się
zawsze nierozwiązywalny na gruncie badań genetycznych. Przyczyna była
bardziej prozaiczna. Jako genetycy sądowi potrzebowaliśmy wyników badań
częstości genów u Słowian dla potrzeb naszych ekspertyz wykonywanych na
zlecenie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania. W przypadku
niektórych rodzajów DNA, zwłaszcza tzw. mitochondrialnego
(dziedziczonego w linii żeńskiej – red.) większość danych z naszej
części Europy pochodzi właśnie z naszego laboratorium. Okazało się, że
dane te można wykorzystać również do zrekonstruowania genetycznej
historii ludów słowiańskich.
– Skupił się pan na linii matczynej? Dlaczego?
– Cały mitochondrialny DNA jest od strony technicznej nieco
łatwiejszy do zbadania niż pełny chromosom Y. Prowadziliśmy jednak w
różnym zakresie również badania chromosomów Y dochodząc do podobnych
wniosków, np. wyodrębniając pewne typy chromosomów Y charakterystyczne
dla Słowian zachodnich, które powstały również dość dawno, bo
przynajmniej 2 tysiące lat temu.
– Przypuszczał pan, że badania genetyczne mogą wprowadzić w takie
zakłopotanie archeologów? Przecież niemal całkowita wymiana ludności na
naszych terenach około V wieku była dotąd archeologicznym dogmatem.
– „Dogmatem” była jedynie dla tzw. archeologii
kulturowo-historycznej. Przyjmuje ona za pewnik, że zmiany w kulturze
materialnej muszą być wynikiem dyfuzji lub migracji ludności przybyłej
„z zewnątrz”. Ale ten sposób myślenia w archeologii nie jest jednak
dzisiaj jedynym ani tym bardziej dominującym. Bo zmianom kulturowym
niekoniecznie muszą towarzyszyć poważne zmiany ludnościowe.
– Co dokładnie pan zbadał?
– Muszę najpierw podkreślić, że w opracowaniach takich jak nasze pojęcie „Słowianie” odnosi się do puli genowej
współczesnych populacji Europy środkowej i wschodniej mówiących
językami słowiańskimi. Nie jest to zatem pojęcie kulturowe czy językowe,
lecz ściśle biologiczne (genetyczne).
Przebadaliście…
– Ponad 2,5 tysiąca. Na przestrzeni ostatnich kilku lat nasz
polsko-rosyjski zespół poddał badaniom osoby reprezentujące wszystkie
trzy grupy językowe współczesnych Słowian – zachodnią (Polacy, Słowacy,
Czesi), wschodnią (Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini) i południową
(Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy). Skupiliśmy się głównie na wspomnianym
mitochondrialnym DNA (mtDNA), tworzącym matczyną genealogię, ale
zbadaliśmy też większość tych osób również pod kątem chromosomów Y,
dziedziczonych wyłącznie w linii męskiej, tj. z ojca na syna.
– Co dalej z tymi danymi?
– Zbadane przez nas cząsteczki mtDNA i chromosomy Y podzieliliśmy na
tzw. haplogrupy, czyli zbiory cząsteczek pochodzących od wspólnego
przodka w linii żeńskiej i męskiej. Weźmy dla przykładu mtDNA –
dziedziczy się on tylko w linii żeńskiej. Każda haplogrupa ma swoją
założycielkę, która pojawiła się w określonym miejscu i czasie. Za
pomocą tzw. zegara molekularnego (czyli pewnych założeń co do tempa
pojawiania się zmian w mtDNA) można określić, jak długo haplogrupa
powstawała.
– Jak powstawali nasi Słowianie?
– W zbadanych przez nas europejskich haplogrupach odnaleźliśmy wiele
mniejszych pod-zbiorów, które najprawdopodobniej powstały tu, w Europie
środkowo-wschodniej. Zaczęły się one kształtować bardzo dawno, w
niektórych przypadkach aż 6-7 tys. lat temu. Co do niektórych linii
żeńskich charakterystycznych dla współczesnych Słowian możemy więc mówić
o ciągłości w Europie środkowo-wschodniej od epoki brązu i żelaza.
Wygląda na to, że zrobiliśmy pierwsze kroki na drodze do wykazania
ciągłości linii żeńskich w naszej części Europy.
Co ciekawe, podobną ciągłość wykazali antropolodzy fizyczni.
Przeanalizowali oni cechy morfologiczne szkieletów odkrytych w dorzeczu
Odry i Wisły z okresu rzymskiego i wczesnego średniowiecza i nie
znaleźli w nich żadnych istotnych różnic.
– Ile nas łączy z innymi Słowianami? Można w wyniku tych badań powiedzieć cokolwiek o odrębności Polaków?
– Słowianie tworzą pod względem genetycznym grupę bardzo jednorodną.
Pewne różnice dotyczą jedynie populacji zamieszkujących na południu i
północy kontynentu. Trudno tu mówić o jakiejkolwiek odrębności Polaków.
– No wie pan… „Polski my naród, polski lud, królewski szczep piastowy”.
– Długo zastanawialiśmy się, czy w ogóle istnieją jakiekolwiek cechy,
które odróżniałyby Słowian od innych Europejczyków. W latach 2000-2005,
kiedy prowadziliśmy badania na niższym poziomie rozdzielczości wydawało
się nam, że takie cechy nie istnieją. Przekonanie to zmieniło się z
chwilą, kiedy jako pierwsi w Polsce przeprowadziliśmy populacyjne
badania pełnych genomów mitochondrialnych, czyli całych cząsteczek
mtDNA. Okazało się, że takie subtelne odmienności da się wyróżnić, a
dotyczą one pewnych rodzajów cząsteczek obserwowanych w populacjach
środkowej i wschodniej Europy, choć bez wskazania określonych grup
etnicznych w rodzinie słowiańskiej.
Gdy jednak patrzymy na linie męskie, widzimy nieco więcej odrębności.
Ciekawostką jest na przykład, że Czesi i Słowacy sytuują się nieco
bliżej populacji germańsko-języcznych niż Polacy. Może to wynikać z
pewnego przepływu genów pomiędzy przodkami naszych południowych sąsiadów
a plemionami germańskimi we wczesnych okresach formowania się
Słowiańszczyzny, co zostało szczególnie uwydatnione ze względu na
niewielką liczebność ówczesnych populacji.
– Jak często pojawiali się w naszej populacji ludzie bez słowiańskich korzeni?
– Tego rodzaju domieszki pochodzą przede wszystkim z populacji
azjatyckich i wynoszą ok. 1,5 proc. ogólnej puli DNA współczesnych
Słowian. Wykazaliśmy to w badaniach różnych rodzajów DNA. Bardziej
problematyczne jest wskazanie okresu, z którego domieszki te pochodzą –
niektóre mają swe źródło w prahistorii, inne w czasach historycznych,
np. we wczesnośredniowiecznych kontaktach populacji środkowej Europy z
plemionami ałtajskimi. Zawartość domieszek aszkenazyjskich wynosi u
Polaków ok. 1 proc., a o połowę mniej jest u nas DNA o rodowodzie
afrykańskim.
– Czyli mamy w sobie 1 procent z Żyda i pół procenta Afrykańczyka?
– W całej naszej populacji jest mniej więcej tyle osób, których DNA
nosi cechy właściwe dla Aszkenazyjczyków i mieszkańców północnej Afryki.
– Terytoria słowiańskie były przez wieki miejscem niezliczonych wojen – pozostały ślady w naszych genach?
– Raczej nie, jeśli pominiemy wspomnianą śladową zawartość linii
azjatyckich. Epizodom wojennym towarzyszyły migracje, jednak jest mało
prawdopodobne, aby tego rodzaju ruchy na małą skalę i dokonujące się w
stosunkowo krótkiej perspektywie czasowej zostawiły jakiś ślad w puli
genowej współczesnych populacji naszej części Europy. Muszę tu jednak
wspomnieć o wynikach badań międzynarodowego zespołu, w których
uczestniczyli również badacze z naszej jednostki, a które dotyczyły
chromosomów Y w populacjach Polski i Niemiec.
W badaniach tych wykazano istnienie swoistej genetycznej granicy
pomiędzy Polską a Niemcami, która, o dziwo, pokrywała się z obecną
granicą polityczną. Było to zadziwiające, gdyż różnice w częstościach
genów pomiędzy obszarami geograficznymi mają zwykle postać klina, tzn.
częstości zmieniają się stopniowo. Sugerowano, że taka niezwykła
genetyczna granica wytworzyła się bardzo niedawno, na skutek masowych
przesiedleń ludności ze wschodu na zachód po II wojnie światowej. Na
razie jednak, przynajmniej moim zdaniem, nie przedstawiono na to
przekonujących dowodów.”…(
źródło)
Ważne
„Z badań włoskich ekonomistów wynika, że przez ostatnie 600 lat te
same rodziny zaliczają się do najbogatszych we Florencji – informuje
pb.pl. Ekonomiści porównali dane podatkowe we Florencji z 1427 r. i 2011
r. Wynika z nich, że rodziny, które były bogate w czasach renesansu
należą do bogatych także obecnie. Ekonomiści przekonują, że zawód i
poziom dochodu przodków pozwala przewidzieć zawód i poziom dochodu
współczesnych członków najstarszych florenckich rodów. Ich zdaniem,
wnioski wynikające z ich badania można w całości zastosować do innych
gospodarek rozwiniętych zachodniej Europy. (
źródło)
Monika Florek-Moskal „Skąd pochodzą Polacy”…”Badania
DNA Polaków nie ujawniły żadnych różnic genetycznych między ludnością
chłopską i szlachecką. ”Polacy różnią się między sobą mniej niż inne
społeczności, wszyscy mamy podobny koktajl genów – sugerują próbki DNA,
które pobrano do tej pory w różnych rejonach Polski”…”we Włoszech,
Francji i w Wielkiej Brytanii w jednym społeczeństwie żyją obok siebie
grupy wręcz odmienne genetycznie” – mówi dr Rafał Płoski, kierownik
pracowni genetycznej Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Akademii
Medycznej w Warszawie.
Mój komentarz
Praktycznie jedynym narodem w Europie, narodem wyjątkowym, w którym
elity i warstwy niższe są jednym narodem, genetycznym narodem, są
Polacy. W świetle badan genetycznych. To czyni kulturę polska, jej
aksjologię, jej cywilizację – wyjątkową. Dosłownie. Jedne populacja
genetyczna, jeden naród, jedna kultura .
Większość państw europejskich, ich społeczeństw składa się z dwóch,
genetycznie różnych narodów. Genetycznych panów i genetycznych parobków.
Dosłownie. I tak jest od wielu wieków, czasem dłużej, czasem krócej.
Normanowie w Anglii i Rosji i na Rusi, Frankowie we Francji, Holandii,
Niemczech, Wizygoci w Hiszpanii, Longobardowie, Ostrogoci, Włochy,
tureccy Bułgarzy w Bułgarii itd. W wypadku superelity, czyli
Rothschildów i rodzin z nimi spokrewnionych – to trochę ponad dwieście
lat.
Istnienia genetycznych ras panów w Europie Zachodniej jest faktem.
Wieczni niewolnicy i wieczny panowie .Jedynym wolnym ludem, wolnym
narodem w Europie, który nie ma nad sobą genetycznych panów, jest naród
polski. Tymi wolnymi ludźmi, którzy nie są rządzeni od wieków przez
obcych są Polacy. Cała reszta to ludy podbite służące karnie z pokolenia
na pokolenie pokoleniom obcym zdobywców. [Już są od paru wieków rządzeni przez Żydów – admin]
video – Genetyk, prof. Tomasz Grzybowski o etnogenezie Słowian
video – Relacja ze spotkania z prof dr hab. Krzysztofem Witczakiem pod
tytułem: „Wspólnota indoeuropejska w świetle językoznawstwa”.
Marek Mojsiewicz
Osoby podzielające moje poglądy, lub po prostu chcące otrzymywać
informację o nowych tekstach proszę o kliknięcie „lubię to „ na mojej
stronie facebooka Marek Mojsiewicz i na Twitterze
Zapraszam do przeczytania pierwszego rozdziału nowej powieści „ Pas Kuipera”
Rozdział drugi .
Rozdział trzeci
Artykuł, skądinąd b. wartościowy, był napisany przy użyciu dość
„kreatywnej” interpunkcji. Co mogłem, co zauważyłem – to poprawiłem…
Admin
https://marucha.wordpress.com/2016/08/27/genetycy-jedynym-narodem-ludzi-wolnych-w-europie-sa-polacy/#more-60109