Artur Brożyniak: w wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia
27.04.2017 aktualizacja 28.04.2017
W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła
zaopatrzenia, likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały
możliwości pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału
IPN w Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP
rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Jakie grupy narodowościowe II RP mieszkały na terenie obecnej południowo-wschodniej Polski?
Artur Brożyniak: Większość obecnego woj.
podkarpackie należała do woj. lwowskiego. Dzisiejsze Podkarpacie
stanowiło jego zachodnią i środkową część. W woj. lwowskim największą
grupą narodowościową byli Polacy – 46,6 proc., Ukraińców i Rusinów było
41,8 proc, Żydów 10,9 proc., Niemców - 0,4 proc.
Według spisu z 1931 r. w II RP mieszkało 5 mln 144 tys. Ukraińców.
Żyli w zwartych skupiskach w południowo-wschodniej części ówczesnej
Polski.
PAP: Jaka była różnica między Rusinem a Ukraińcem?
Artur Brożyniak: Od niepamiętnych czasów ludność
polska nazywała Rusinami wszystkich modlących się w cerkwi. Ukraińcami
określano tych, którzy czynnie występowali na rzecz budowy państwa
ukraińskiego lub sympatyków nacjonalistów ukraińskich. To określenie
stało się powszechniejsze dopiero po 1918 r., kiedy na tych terenach
wybuchły walki z Zachodnioukraińską Republiką Ludową. Ludność polska
dopiero po 1945 r. Ukraińcami zaczęła określać całość tej społeczności.
PAP: Jakie były relacje między nimi na przełomie XIX i XX wieku?
Artur Brożyniak: Można powiedzieć, że były dość
dobre. Mieszkali obok siebie w tej samej lub sąsiedniej wsi,
niejednokrotnie w mieszanych małżeństwach. Uprawiali ziemię i mieli
podobne problemy z tym związane. Podczas świat Bożego Narodzenia, czy
Wielkanocy, które przypadały w różnych terminach, bywali u siebie.
Tak było od stuleci. Różniło ich wyznanie, trochę język i zwyczaje.
Polacy chodzili do kościoła, a ich sąsiedzi do cerkwi. Dochodziło do
małżeństw mieszanych. Dziećmi z takiego małżeństwa dzielono się. Zasada
była prosta, a jednocześnie genialna: narodowość i wyznanie dziedziczyło
się z płcią.
Anegdota na ten temat świetnie ilustruje ówczesne stosunki. Do
duchownego greckokatolickiego przychodzi jego parafianin ożeniony z
Polką i mówi, że „obsiadły go Laszki”, czyli rodzą mu się córki. Na to
duchowny klepiąc go po ramieniu żartuje: „próbuj synu dalej może i nam
się coś urodzi”.
Wśród, jak wówczas mówiono, ludności rusińskiej w Galicji dominowali grekokatolicy. Prawosławnych było niewielu.
PAP: Kiedy pojawiły się pierwsze problemy?
Artur Brożyniak: Za taki widoczny moment można uznać
12 kwietnia 1908 r. Tego dnia ukraiński student Myrosław Siczyński
zastrzelił namiestnika Galicji, hrabiego Andrzeja Kazimierza Potockiego.
Zamach był sprzeciwem wobec polityki austriackiej w Galicji oraz
polskiej dominacji w tej habsburskiej prowincji.
Dużo złego zaszło w czasie I wojny światowej. Podczas rosyjskiej
okupacji Galicji Rosjanie usiłowali przeciągnąć Rusinów na swoją stronę.
Przywieźli prawosławnych duchownych, dyskryminowali grekokatolików.
Spotkało się to ze sprzeciwem Austriaków; ci w tym konflikcie postawili
na grekokatolików i rodzący się ukraiński nacjonalizm. Utworzone pod
habsburskimi auspicjami ukraińskie formacje wojskowe nazywali
„Tyrolczykami Wschodu”. Wojna kończy się klęską Habsburgów i Romanowów,
ale ich polityka doprowadziła do zaognienia relacji polsko-ukraińskich.
W 1918 r. powstała Zachodnioukraińska Republika Ludowa, która
wysuwała roszczenia terytorialne wobec Polski. W trakcie wojny
polsko-ukraińskiej doszło do zbrodni wojennych dokonanych przez
Ukraińską Armię Halicką (Galicyjską) na Polakach. Dokumentuje to
cząstkowy raport komisji posła Jana Zamorskiego z 9 lipca 1919 r., m.in.
dlatego część oficerów UAH wyemigrowała do Czechosłowacji. Tam powstała
Ukraińska Organizacja Wojskowa; jej celem było utworzenie państwa
ukraińskiego. UOW w bieżącej walce stosowała terror i propagandę.
Przeciwdziała porozumieniu z Polakami, skutecznie wywoływała konflikty
pomiędzy ludnością polską i ukraińską.
PAP: Kto im pomagał?
Artur Brożyniak: UOW, a następnie Organizacje
Ukraińskich Nacjonalistów, wspierali ci, którzy w stosunkach z Polską
grali kartą ukraińską, czyli wywiad niemiecki, a także litewski i
sowiecki, oraz do pewnego czasu czechosłowacki. Jednak na początku lat
30. Czechosłowacja zmieniła swój stosunek do nacjonalistów ukraińskich i
nawet pomagała Polakom w ujęciu niektórych aktywistów.
Kiedy w 1929 r. powstała OUN sprawy przybrały bardziej radykalny
obrót. Według danych OUN w 1930 r. organizacja ta przeprowadziła 2 tys.
aktów terroru. W latach 30. przeprowadzano spektakularne zamachy na
osoby dążące do współpracy polsko-ukraińskiej czy też przedstawicieli
państwa polskiego. Wspomnę choćby zamordowanie ministra spraw
wewnętrznych Bolesława Pierackiego, czy o kilka lat wcześniejsze
zabójstwo posła Tadeusz Hołówki. Obaj dążyli do porozumienia z
mniejszością ukraińską.
Równolegle aktywiści OUN systematycznie podsycali konflikty między obu narodowościami.
PAP: Kim byli działacze OUN?
Artur Brożyniak: Były dwie główne grupy - starzy,
czyli głównie weterani UHA, i młodzi - nauczyciele, księża
greckokatoliccy, studenci, gimnazjaliści.
PAP: Co dzieje się po wybuchu wojny w 1939 r.?
Artur Brożyniak: We wrześniu 1939 r. nastąpiła
aktywizacja bojówek OUN, które atakowały wycofujące się Wojsko Polskie i
ludność cywilną. W agresji przeciw II RP wziął udział Legion Ukraiński w
większości złożony z polskich obywateli narodowości ukraińskiej. Pod
okupacją niemiecką ludność ukraińska była uprzywilejowana. Niemcy
utworzyli policję ukraińską, która była wykorzystywana do zwalczania
polskiej konspiracji lub mordowania Żydów.
W 1940 r. dochodzi do rozłamu w OUN, która dzieli się na banderowców i
melnykowców. W tej pierwszej dominują młodzi działacze, jak Stefan
Bandera, Roman Szuchewycz, którzy dali się poznać głównie w latach 30. Z
kolei Andriej Melnyk i jego grupa wywodzili się z UAH.
Obie frakcje uczestniczyły w niemieckim ataku na Związek Sowiecki;
banderowcy w batalionie „Nachtigall”, a melnykowcy w batalionie
„Roland”. Po zajęciu Lwowa banderowcy ogłosili akt odnowienia Państwa
Ukraińskiego. Niemcy jednak wobec Ukrainy mieli inne plany. Nastąpiły
aresztowania wśród banderowców, a Bandera trafił do obozu
koncentracyjnego w Sachsenhausen. Do końca wojny przebywał tam w
oddziale dla więźniów specjalnych. Wydaje się, że między nim a
kierującym OUN, a potem dowództwem Ukraińskiej Powstańczej Armii
istniała jakaś forma kontaktu. Bandera nigdy po wojnie nie odciął się od
dokonanych przez UPA pod kierownictwem Szychewycza zbrodni na Wołyniu i
w Małopolsce Wschodniej.
PAP: Czy na teren dzisiejszej Polski południowo-wschodniej docierały echa tamtych zbrodni?
Artur Brożyniak: Jeszcze przed zajęciem w 1944 r.
Wołynia i Małopolski Wschodniej przez Armię Czerwoną uciekło stamtąd co
najmniej 100 tys. Polaków. Niektórzy szacują, że ich mogło być nawet dwa
razy tyle. Okrucieństwa UPA były już dobrze znane.
PAP: Kiedy pojawiły się tam pierwsze oddziały UPA?
Artur Brożyniak: Od lutego 1944 r. do momentu
wkroczenia Armii Czerwonej w lecie tego roku OUN i UPA, podobnie jak
wcześniej na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, stosując terror dążyła
do usunięcia polskiej ludności z pow. lubaczowskiego, Bieszczad i
Pogórza Przemyskiego.
Np. 19 kwietnia 1944 r. sotnia UPA napadła na Rudkę w pow.
lubaczowskim. Zginęło 58 osób. Spalono wieś, a ocalonym kobietom i
dzieciom nakazano "wynosić się za San". Zbrodni dokonał oddział Iwana
Szpontaka ps. Zalizniak. Ten sam oddział odpowiedzialny był także za
mordy Polaków w Kowalówce i Cieszanowie oraz prawdopodobnie Wólce
Krowickiej.
Działania UPA spotkały się przeciwdziałaniem polskiego podziemia,
m.in. 21 maja 1944 r. doszło do ciężkich walk pod Narolem, który
oddziały UPA starały się opanować. Atak został odparty, zginęło 13
żołnierzy AK i 42 osoby cywilne. 6 sierpnia 1944 r. kureń UPA dowodzony
przez Włodzimierza Szczygielskiego „Burłaka” zamordował 40 mężczyzn w
Baligrodzie w pow. leskim. Kobietom i dzieciom również nakazano „wynosić
się za San”.
Celem banderowców było oczyszczenie z Polaków terenów na wschód od Sanu.
PAP: W jaki sposób po wejściu Armii Czerwonej w granice
dzisiejszej Polski i zainstalowaniu się zależnego od Sowietów PKWN
próbowano rozwiązać problem terroru UPA?
Artur Brożyniak: Przejście frontu w lecie i jesieni
1944 r. tylko przejściowo polepszyło sytuację. W pierwszych miesiącach
1945 r. nastąpił kolejny wzrost aktywności banderowców. Np. 17 kwietnia
1945 r. napadli oni na Wiązownice k. Jarosławia, gdzie zamordowali 91
osób, a 25 zranili. 20 kwietnia 1945 r. zbrojne grupy OUN zaatakowały
Borowicę, pow. przemyski. Banderowcy spalili znaczą część zabudowy i
zamordowali 60 osób. W połowie 1945 r. sotnie UPA całkowicie opanowały
tereny wiejskie w pasie od Jaślisk w Beskidzie Niskim po Tomaszów
Lubelski.
Od października 1945 do lata 1946 r. UPA przeprowadziła szeroko
zakrojoną akcję antypolską. Zniszczono m.in. Pawłokomę, Sielnicę,
Dylągową, Bratkówkę, Łączki, Starą Birczę, Hutę Brzuską, Rudawkę i
Korzeniec. UPA atakowała w celu całkowitego zniszczenia nawet garnizony
obsadzone przez batalion wojska, m.in. trzykrotnie garnizon w Birczy,
dwukrotnie w Baligrodzie, po razie w Kuźminie i Wołkowyi. W przypadku
trzeciego napadu na Birczę w nocy z 6 na 7 stycznia 1946 r. próbowano
wymordować wszystkich mieszkańców i żołnierzy. Członkowie sotni
„Burłaki” pod koniec 1945 r. z moździerzy ostrzeliwali centrum Przemyśla
sprowadzając niebezpieczeństwo śmierci lub kalectwa na ludność cywilną.
W nowych granicach Polski pozostało ok. 650 tys. ludności
ukraińskiej. Na podstawie umowy PKWN z Ukraińską Socjalistyczną
Republiką Sowiecką z 14 września 1944 r. większość z nich miała być
dobrowolnie przesiedlona na Ukrainę sowiecką. Na podstawie tej samej
umowy przesiedlano Polaków. Obydwie strony gwarantowały przekazanie
mienia zastępczego dla ewakuowanej ludności.
Polacy chętnie opuszczali Ukrainę. Doskwierała im sowiecka władza i
ustawiczna obawa, że zostając w rodzinnych stronach czeka ich pewna
śmierć z rąk banderowców. Natomiast żyjący w Polsce Ukraińcy nie chcieli
wyjeżdżać; tutaj czuli się bezpiecznie. Były przypadki wymuszania
wyjazdów przez polskie władze. W latach 1944-46 z Polski wyjechało ok.
480 tys. osób. Najwięcej z woj. rzeszowskiego 268 tys., 191 tys. z woj.
lubelskiego oraz 22 tys. z woj. krakowskiego. W nowych miejscu
zamieszkania Ukraińcy zajmowali gospodarstwa opuszczone przez Polaków. W
połowie 1946 r. władze sowieckie przerwały przesiedlenia. Tłumaczyły to
brakiem możliwości przyjmowania kolejnych grup przesiedleńczych.
PAP: Znaczna część ludności ukraińskiej wyjechała, a na
terenie Polski sotnie UPA nadal były aktywne. Korzystali z pomocy
Ukraińców pozostałych po tej stronie linii Curzona?
Artur Brożyniak: Bez wątpienia część mieszkańców
ukraińskich wsi pomagała dobrowolnie, ale to zdecydowanie nie byli
wszyscy. Pozostałych zmuszano. Nie mieli wyboru albo podporządkowują się
rozkazom OUN i UPA, albo będą karani, także śmiercią.
PAP: Kto wymuszał posłuszeństwo?
Artur Brożyniak: Przede wszystkim Służba
Bezpieczeństwa OUN. Była podzielona terytorialnie. Tzw. rejon obejmował
1/3 terenu powiatu. Przebywała tam bojówka składająca się 15-20 członków
oraz dwóch śledczych. Swoją agenturę SB OUN miała w każdej wsi i w
każdej sotni. Wobec swoich pobratymców stosowali m.in. prowokacje, np.
przychodzili przebrani w mundury Wojska Polskiego i wypytywali o UPA.
Takie próby zazwyczaj tragicznie kończyły się dla osób, które wróciły z
robót przymusowych w Rzeszy i nie znały istniejących realiów. Za
sprzeciw wobec żądań OUN-UPA można było zniknąć bez śladu, albo zostać
zastrzelony lub powieszony przed zgromadzeniem całej wioski. Były takie
przypadki publicznych egzekucji np. w Jamnej k. Arłamowa, czy w Uluczu w
pow. brzozowskim.
Nacisk jaki banderowcy wywierali na ludność ukraińską był
niewyobrażalny. Społeczność ta samodzielnie nie była w stanie wyrwać się
ze spirali strachu i terroru. Polskie państwo w latach 1944-46 nie
zdołało zapewnić jej należytej ochrony przed nacjonalistami.
PAP: Jak liczna była UPA na terenie Polski?
Artur Brożyniak: W szczytowym okresie końca 1945 r.
ich liczebność należy szacować na 3-4 tys. Natomiast wiosną 1947 r.
oddziały UPA liczyły ok. 2,5 tys. Do tego należy doliczyć m.in. bojówki
SB OUN, siatkę cywilną OUN, członków samoobrony, w sumie kolejne 3-4
tys. osób.
W wyniku akcji "Wisła" UPA pozbawiona została źródła zaopatrzenia,
likwidacji uległa sieć łączności, ograniczone zostały możliwości
pozyskiwania informacji o WP i MO - mówi historyk z oddziału IPN w
Rzeszowie Artur Brożyniak. 70 lat temu, 28 kwietnia 1947 r., WP
rozpoczęło przesiedlanie ludności ukraińskiej na tzw. ziemie odzyskane.
PAP: Czy operacja „Wisła” była skutkiem zabójstwa przez sotnie "Chrina" i „Stacha” gen. Karola Świerczewskiego?
Artur Brożyniak: Zabójstwo gen. Świerczewskiego 28
marca 1947 r. pod Jabłonkami w Bieszczadach i kilka dni późniejsza
masakra 28 żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza w tym samym miejscu
jedynie przyśpieszyły operację. Prawdopodobnie jej pomysł zrodził się
pośród oficerów WP. Za takim rozwiązaniem optował ówczesny zastępca
szefa Sztabu Generalnego WP, gen. Stefan Mossor, legionista i oficer II
RP. Operację popierali również przedwojenni oficerowie, którzy po
powrocie z obozów jenieckich znaleźli się w wojsku oraz wywodzący się z
Kresów oficerowie przybyli z armią gen. Zygmunta Berlinga.
PAP: Rano 28 kwietnia 1947 r. rozpoczęły się pierwsze przesiedlenia ludności ukraińskiej. Czy to był początek akcji „Wisła”?
Artur Brożyniak: Operacja „Wisła” rozpoczęła się w
połowie kwietnia 1947 r. od koncentracji oddziałów WP oraz rozpoznania
terenu przeciwnika. Zgromadzono ok. 20 tys. żołnierzy, którzy byli
wspomagani przez milicję, aparat bezpieczeństwa, WOP, administrację
państwową.
28 kwietnia 1947 r. rozpoczęła się ewakuacja ludności cywilnej.
Objęła ona ludność ukraińską i część Polaków np. z niedostępnych
obszarów tzw. cypla bieszczadzkiego. Przesiedlenia trwały trzy miesiące;
zakończyły się na początku lipca. Podstawą prawną ewakuacji ludności
ukraińskiej z terenu działań terrorystycznych OUN i UPA była ustawa z 30
marca 1939 r. o wycofaniu urzędów, ludności i mienia z zagrożonych
obszarów państwa. Ten akt prawny do 1947 r. nie został uchylony i miał
moc obowiązującą. Ustawa z 1939 r. nakładała obowiązek zapewnienia pracy
i warunków bytowych ewakuowanej ludności. Na realizację ewakuacji
przeznaczono 65 mln zł. Zapewne kwota ta nie obejmowała całości kosztów
poniesionych na przeprowadzenie operacji.
Przesiedlani mogli ze sobą zabrać żywy inwentarz, podstawowy sprzęt
rolniczy, naczynia kuchenne, pościel, zapas żywności na drogę i odzież.
Każdy kto został we wsi był traktowany jako członek OUN lub UPA.
Bezpośrednio po opuszczeniu rodzinnych domów wysiedlani pod eskortą
wojska trafiali do punktów zbornych. Tam przebywali od 12 do 48 godzin. W
dużych punktach, w sporadycznych przypadkach, czas wydłużał się nawet
do kilku dni. Przy dłuższym oczekiwaniu był zapewniony ciepły posiłek.
W tym czasie oficerowie WP przesłuchiwali część z nich. W punktach
zbornych dokonywano również aresztowań podejrzewanych o przynależność
lub współpracę z OUN-UPA. Byli oni stamtąd kierowani do Centralnego
Obozu Pracy w Jaworznie. Osoby te miały status tymczasowo aresztowanych,
zgodnie z obowiązującym ówcześnie prawem. Do Jaworzna trafiło 3871
osób. Natomiast większość pod eskortą wojska transportami kolejowymi
była przewożona do miejsc docelowego osiedlenia.
PAP: Gdzie byli osiedlani?
Artur Brożyniak: Na tzw. ziemiach odzyskanych w
północnej i północno-wschodniej Polsce. W nowych miejscach zamieszkania
przesiedlona ludność została rozproszona. Do zamieszkałej już przez
Polaków wsi trafiało na ogół po kilka rodzin ukraińskich, czasem
pojedyncze. Gospodarstwa, które otrzymywali były rekompensatą za
pozostawione mienie w południowo-wschodniej Polsce. Na podobnych
zasadach Państwowy Urząd Repatriacyjny osiedlał Polaków z Kresów
Wschodnich.
Nie mogli mieszkać bliżej niż 50 km od granicy lądowej, 30 km od
wybrzeża morskiego i nie mniej niż 10 km od granic RP sprzed 1939 r.
Zabraniano im również osiedlać się w odległości mniejszej niż 30 km od
miast wojewódzkich.
W sumie przesiedlono 140 577 osób, w tym z woj. rzeszowskiego 85 339, lubelskiego 44 728 i krakowskiego 10 510.
PAP: Przesiedleni często narzekali na nowe warunki życia?
Artur Brożyniak: Rzeczywiście tak też bywało.
Trafiali do wsi, czy miasteczek, gdzie od roku lub dwóch mieszkali już
Polacy. Do osiedlenia pozostawały gorsze gospodarstwa. Nie można jednak
generalizować, bo bywało również odwrotnie. Są relacje, że niektórzy
zdążyli nawet zebrać zboża jare lub ziemniaki na nowym miejscu
osiedlenia.
Przy okazji warto przypomnieć, że przesiedleniem nie objęto ludności
ukraińskiej mieszkającej w większych miastach: Przemyślu, Jarosławiu i
Sanoku. W ocenie autorów operacji, nie stanowili oni zagrożenia.
Wywoływało to sprzeciwy, np. wysiedlenia Ukraińców w monitach do władz
domagał się starosta jarosławski.
PAP: Jakie były skutki przesiedleń?
Artur Brożyniak: Główny cel ewakuacji został
osiągnięty. Sotnie UPA pozbawione zostały stałego źródła zaopatrzenia w
żywność i odzież. Likwidacji uległa sieć łączności, tzw. poczta
sztafetowa, czyli przekazywanie przesyłek przez zmuszaną do tego ludność
ukraińską pomiędzy komórkami OUN i UPA. Ograniczone zostały możliwości
pozyskiwania informacji wywiadowczych o WP i MO. Nie miał już kto
alarmować UPA, że w okolicy pojawiło się wojsko.
PAP: Jak działał ten system alarmowy?
Artur Brożyniak: Banderowcy nakazali mieszkańcom
zamykać psy na noc. Miały być one wypuszczane dopiero wtedy, kiedy we
wsi pojawi się wojsko. W efekcie kiedy przychodzili lub przemieszczali
się banderowcy było cicho, gdy pojawili się polscy żołnierze zaczynało
się ujadanie psów.
PAP: Jak UPA zareagowała na akcję „Wisła”?
Artur Brożyniak: Byli zaskoczeni jej rozmiarami i
ilością wojska, z reguły nie próbowali przeciwdziałać. Poza pewnymi
wyjątkami nie palili też wsi po wysiedlonych, jak to się działo
wcześniej, w trakcie wysiedlania na sowiecką Ukrainę. Mieli ukryte w
lasach duże magazyny żywności, leków, materiałów sanitarnych. Wydawało
się im, że z tymi zapasami doczekają wybuchu III wojny światowej, a na
to w 1947 r. liczyli. W swoich leśnych kryjówkach do połowy maja 1947 r.
czuli się bezpiecznie.
PAP: Czy przesiedlenia miały wpływ na morale w oddziałach UPA?
Artur Brożyniak: Już ok. 10 maja zaczęły się
pierwsze dezercje. Początkowo były to jedna, dwie osoby dziennie.
Zdarzyło się nawet, że jednej nocy zniknęło pięciu członków UPA ze
zgrupowania dwóch sotni. Nie pomagały represje, czyli rozstrzelanie
złapanych dezerterów. Po kilku dniach uciekali kolejni. Uciekinierzy z
działającej na Pogórzu Przemyskim i w Bieszczadach sotni Włodzimierza
Szczygielskiego „Burłaki” zostawiali list dla swoich dowódców. Napisali w
nim, że opuszczają oddział, bo „dawno uciekli już ci (aktywiści OUN),
którzy nazywali nas kacapami”. Kacapami pogardliwie określano Ukraińców
obojętnych na sprawy narodowe lub stronników Rosji.
Dezerterzy byli ważnym źródłem informacji dla WP. Po zgłoszeniu się
do władz bezpieczeństwa lub wojska przekazywali informacje o ukrytych w
lasach magazynach żywności, punktach sanitarnych, składach sotni,
zwyczajach, taktyce, szyfrach, archiwach itp.
PAP: Kiedy wojsko rozpoczęło walkę z UPA?
Artur Brożyniak: W początkowym okresie operacji
„Wisła” oddziały WP prowadziły głównie działania rozpoznawcze,
oszczędzając życie żołnierzy. W tym czasie sotnie UPA utraciły
zaopatrzenie, łączność i informacje wywiadowcze. Spowodowało to
pogorszenie morale i wzmożone dezercje. Pod koniec maja podjęto próby
otoczenia zgrupowań UPA. Ta taktyka okazała się jednak mało skuteczna.
Wtedy postanowiono nękać poszczególne sotnie ustawicznymi pościgami.
Często żołnierze wpadali w przygotowane przez UPA zasadzki.
Według danych wojskowych, podczas operacji „Wisła” ujęto 820
banderowców. Podczas walk zabito 630 członków OUN i UPA. 173 osoby
skazano na kary śmierci; wykonano 120 egzekucji. W walkach zginęło 93
żołnierzy, a 91 zostało rannych.
W lecie 1947 r. w południowo-wschodniej Polsce przestały istnieć
zwarte zgrupowania UPA. Część z nich została rozbita, a członkowie
pozostałych próbowali przedostać się przez Czechosłowację do
amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Jednak dotarła tam tylko
część sotni „Hromenki” z dowódcą przemyskiego kurenia Mikołajem
Sawczenko „Bajdą”, Michałem Dudą „Hromenką” oraz niewielkie grupy z
innych oddziałów. Niektórzy uciekli na sowiecką Ukrainę. Ok. 50 osób
uciekło na Węgry. Tu trzeba nadmienić, że wojska węgierskie w 1939 r.
krwawo i skutecznie spacyfikowały próbę utworzenia nacjonalistycznego
państwa ukraińskiego na Rusi Zakarpackiej.
PAP: Czy operacja „Wisła” miała wsparcie po południowej i wschodniej stronie granicy?
Artur Brożyniak: W zniszczeniu grup banderowskich
współpracowano z ZSRS i Czechosłowacją. W ramach współpracy państwa
ościenne zablokowały swoje granice w rejonach działalności UPA.
Wymieniano się też informacjami.
Wydaje się, że najdalej posunięta była współpraca z Czechosłowacją.
Należy dodać, że w tym kraju komuniści przejęli władzę dopiero w 1948 r.
w wyniku zamachu stanu. Wojska obu stron pod pewnymi warunkami mogły
przekraczać nawet granicę. W pasie przygranicznym jedna ze stron mogła
żądać od drugiej pomocy wojskowej.
W czerwcu 1947 r. w Czechosłowacji powstała Grupa Operacyjna
„Teplice”. W jej skład początkowo weszło 2748 żołnierzy. Wraz z napływem
grup banderowskich jej stan powiększono do 13 602 żołnierzy.
Sowieci na własnym terytorium mieli więcej trudności z likwidacją
podziemia banderowskiego. W dniach 21-23 października 1947 r. w obwodach
zachodniej Ukrainy przeprowadzono operację „Zachód”. Wywieziono 76 192
osoby podejrzewanych o współpracę z nacjonalistami. Osiedlono ich w
Kazachstanie, na północy Związku Sowieckiego i na Syberii. Część
banderowców trafiła do łagrów. Operacja „Zachód” nie zlikwidowała jednak
w całości banderowskiej partyzantki w ZSRS.
PAP: Ilu żołnierzy Wojska Polskiego i osób cywilnych poległo w
walkach z OUN i UPA w latach 1944-47 na terenach dzisiejszej Polski?
Artur Brożyniak: Należy szacować, że zginęło blisko
tysiąc żołnierzy oraz ok. 470 funkcjonariuszy MO, UB i także członków
samoobrony w polskich wioskach. Zamordowanych zostało prawie 4,3 tys.
cywilów. Razem daje to przeszło 5,8 tys. osób.
Rozmawiał Alfred Kyc (PAP)
http://dzieje.pl/aktualnosci/artur-brozyniak-w-wyniku-akcji-wisla-upa-pozbawiona-zostala-zrodla-zaopatrzenia