W nawiązaniu do poprzedniego posta: Polska pod wodą 13
Mapy pokazują jak wyglądałoby polskie wybrzeże i szerzej Pomorze, gdyby podnieść poziom wody o 19m.
(dopisać komentarz)
Maciej Piotr Synak
Od mniej więcej dwóch lat zauważam, że ktoś bez mojej wiedzy usuwa z bloga zdjęcia, całe posty lub ingeruje w tekst, może to prowadzić do wypaczenia sensu tego co napisałem lub uniemożliwiać zrozumienie treści, uwagę zamieszczam w styczniu 2024 roku.
W nawiązaniu do poprzedniego posta: Polska pod wodą 13
Mapy pokazują jak wyglądałoby polskie wybrzeże i szerzej Pomorze, gdyby podnieść poziom wody o 19m.
(dopisać komentarz)
Mapy pokazują jak wyglądałoby polskie wybrzeże i szerzej Pomorze, gdyby podnieść poziom wody o 13m.
(dopisać komentarz)
https://www.floodmap.net/
Stowarzyszenia kulturalne we współpracy z Centrum Kultury rozpoczęły już przygotowania, dbając o drewno, piasek i wino.
Duże pnie drzew i kłody są umieszczane w centrum każdego sąsiedztwa w kręgu drobnego piasku i średnicy co najmniej 6 metrów.
Ogniska rozpalane są zaraz po zachodzie słońca, po wieczorze karnawałowej niedzieli.
Zabawa zaczyna się od klarnetu, tańca, ale także gorącej zupy fasolowej. Tsipouro płynie obficie dla wszystkich, a firmom nie brakuje dokuczliwych i pomysłowych sztuczek.
Zwyczaj pochodzi z odległej przeszłości o szczególnej symbolice. Jest to rytuał oczyszczenia, oparty na przekonaniu, że ogień ma moc odpędzania zła.
Z biegiem czasu i w zależności od warunków i wymagań każdego sezonu ma swoją własną symbolikę.
W czasie okupacji tureckiej mieszkańcy Giannio otrzymywali specjalne pozwolenie od władz miejskich na wykonanie obyczaju, a taniec wokół ognia wzbudzał w niewolnikach pragnienie wolności.
W Arta od 38 lat ton zabawy na Karnawale nadaje Karnawał Kobiet.
W piątek 8 marca o godzinie 19:00 wskrzesi zwyczaj „Bandidów”, który pochodzi z odległego 1449 roku, kiedy Arta wpadła w ręce Osmanów, a przedstawiciel sułtana w Salonikach przyjął prośbę Artynie przebierają się w Halloween.
Według źródeł ludowych „Bandydzi” byli facetami tamtych czasów, którzy wyszli na ulice w Halloween w nieładzie, w spodniach przepasanych chustką i dokuczali każdemu, kogo spotkali.
Zwyczaj ten wskrzesi Stowarzyszenie Muzykologiczne „O Skoufas” na deptaku o tej samej nazwie.
W sobotę 9 marca i niedzielę Karnawału w Arta odbędą się zajęcia twórcze dla dzieci, takie jak Malowanie Twarzy i budowle karnawałowe na Narodowym Placu Oporu, pokazy tańca, ale także poszukiwanie zaginionych skarbów.
W sobotę rano na deptaku Skoufa ożywią się także „Karuzele Stowarzyszeń Kulturalnych”.
Wreszcie w Prewezie stowarzyszenie kulturalne Komitet Karnawałowy obiecuje karnawałowy szał dla mieszkańców i gości.
(Źródło informacji: ΑΠΕ - ΜΠΕ)
Στις γειτονιές της πόλης των Ιωαννίνων θα ανάψουν εβδομήντα μεγάλες φωτιές, γιατί η νύχτα της Αποκριάς, παραδοσιακά, έχει τη δύναμη της φωτιάς. Με το έθιμο της Τζαμάλας στήνεται ένα ολονύχτιο πανηγύρι στις γειτονιές της πόλης, μέχρι το ξημέρωμα της Καθαράς Δευτέρας.
Οι πολιτιστικοί σύλλογοι, σε συνεργασία με το Πνευματικό Κέντρο, έχουν ήδη αρχίσει τις ετοιμασίες, φροντίζουν για τα ξύλα, την άμμο και το κρασί.
Μεγάλοι κορμοί δέντρων και κούτσουρα τοποθετούνται στο κέντρο της κάθε γειτονιάς μέσα σε κύκλο από ψιλή άμμο και διάμετρο τουλάχιστον 6 μέτρων.
Οι φωτιές ανάβουν μόλις δύσει ο ήλιος, μετά τον εσπερινό της Κυριακής της Αποκριάς.
Το γλέντι αρχίζει με κλαρίνα, χορούς, αλλά και ζεστή φασολάδα. Το τσίπουρο ρέει άφθονο και για όλους, ενώ από τις παρέες δεν λείπουν τα πειράγματα και οι ευρηματικές ατάκες.
Το έθιμο έρχεται από το μακρινό παρελθόν με ιδιαίτερους συμβολισμούς. Αποτελεί μια ιεροτελεστία εξαγνισμού, στηρίζεται στην πίστη ότι η φωτιά έχει την δύναμη να διώχνει το κακό.
Μέσα στο χρόνο, και ανάλογα με τις συνθήκες και τα ζητούμενα της κάθε εποχής, έχει το δικό της συμβολισμό.
Επί Τουρκοκρατίας οι Γιαννιώτες έπαιρναν ειδική άδεια από τη διοίκηση της πόλης για την τέλεση του εθίμου, και ο χορός γύρω από τη φωτιά έβγαζε τον πόθο των σκλαβωμένων για τη λευτεριά.
Στην Άρτα, επί 38 χρόνια, τον τόνο της διασκέδασης την Αποκριά δίνει το Καρναβάλι Γυναικών.
Την Παρασκευή 8 Μαρτίου, στις 7 το απόγευμα, θα αναβιώσει των έθιμο των «Μπαντίδων», που έρχεται από το μακρινό 1449, τότε που ή Άρτα έπεσε στα χέρια των Οθωμανών και ο αντιπρόσωπος του σουλτάνου στη Θεσσαλονίκη έκανε δεκτό το αίτημα των Αρτινών να μασκαρεύονται στις Απόκριες.
Σύμφωνα με λαογραφικές πηγές, οι «Μπαντίδες» ήταν οι μάγκες της εποχής, που την Αποκριά έβγαιναν στους δρόμους ατημέλητοι, με παντελόνια ζωσμένα με ένα μαντίλι, και έκαναν πειράγματα σε όποιον συναντούσαν.
Το έθιμο θα αναβιώσει ο Μουσικοφιλολογικός Σύλλογος «Ο Σκουφάς», στον ομώνυμο πεζόδρομο.
Το Σάββατο 9 Μαρτίου και την Κυριακή της Αποκριάς στην Άρτα θα γίνουν δημιουργικές δραστηριότητες για παιδιά, όπως Face Painting και αποκριάτικες κατασκευές στην πλατεία Εθνικής Αντίστασης, χορευτικές επιδείξεις, αλλά και το κυνήγι χαμένου θησαυρού.
Το πρωί του Σαββάτου, επίσης, θα αναβιώσουν τα «Γαϊτανάκια Πολιτιστικών Συλλόγων» στον πεζόδρομο της Σκουφά.
Τέλος, στην Πρέβεζα ο πολιτιστικός σύλλογος Καρναβαλικό Κομιτάτο υπόσχεται αποκριάτικο ξεφάντωμα για ντόπιους και επισκέπτες.
30 października 2020
Małopolski Wojewódzki Konserwator Zabytków
bardzo dziękuję za wszelkie zdjęcia i uzupełnienia dotyczące tego typu słupowych kapliczek. To jest temat fascynujący, posiadający liczne opracowania omawiający zjawisko w różnych aspektach: czysto kulturowych, historycznych, formalno-stylistycznych... Tak czy owak jedno wiemy z pewnością: miejsce lokalizacji NIGDY nie było przypadkowe. ZAWSZE było szczególne związane czy to z działem własnościowym (jak wiele kapliczek na np. Żywiecczyźnie), ważnym wydarzeniem, pochówkiem, miejscem zbrodni. Są też kapliczki, wyglądające niepozornie, współcześnie, ale pradawna, ustna opowieść cofa nas do czasów praktyk... przedchrześcijańskich (!) jak w przypadku niepozornej kapliczki na górze w Kryspinowie, gdzie jeszcze w latach 1950-tych na Wielkanoc utrwaliła się tradycja rzucania obok kapliczki obwarzanków. Inna z kolei z Matką Boską nieustającej pomocy kapliczka w tejże miejscowości stoi.. w prywatnym ogrodzie, choć pół wieku temu była usytuowana pośrodku cmentarza cholerycznego. Jednym z fascynujących wątków, poruszonych onegdaj na tej stronie są ZNAKI wykonywane na słupach, których znaczenia już nie rozumiemy, nie wiemy dlaczego je wykonywano, ale musiały być niezwykle istotne. Wiele z nich zinwentaryzował Antoni Łapajerski. A tu ślady wykonane, zresztą w różnym czasie na słupie kapliczki cmentarza cholerycznego w Kryspinowie..
Sprawdziłem pobieżnie swoje notatki nieopublikowane.
2021 rok do dzisiaj:
- dotyczące ubeków na ulicy - 45 notatek
- dotyczące opętanych - 24
- dot. śnienia - 8
2020 rok:
- dotyczące ubeków na ulicy - 25
- dotyczące opętanych - 25
- dot. śnienia - 16
Nie zawsze robię notatkę jak coś się dzieje, czasami jest tego za dużo w krótkim okresie czasu, czasami rzeczy są mało konkretne i wtedy też nie zapisuję. Czasami zapomnę. Więc generalnie jest tego więcej.
Ubecy najczęściej nachodzą mnie w pobliżu dużego sklepu - w strefie przed wejściem, czasami w strefie za drzwiami i za wyjściem. Potem najczęściej: na ostatniej prostej do domu, narożniki budynków, główny plac miasta, przejścia dla pieszych, u lekarza, mniejszy duży sklep, utarte szlaki.
Spotkanie samych ubeków na ulicy - statystycznie wypada raz w tygodniu, a praktycznie - każde wyjście z domu obarczone jest ryzykiem.
2019 rok - jeszcze nie miałem zwyczaju wszystkiego notować.
przedruk
Widywano starego wynalazcę o świcie w Central Parku i w Parku Bryanta, jak rozmawiał z gołębiami. Wieczorami ptaki przylatywały na wysokie piętro hotelu New Yorker, bo Tesla zawsze wynajmował pokoje z widokiem na niebo, by widzieć burze nad Manhattanem.
„Był wśród nich jeden, piękny. Samica. Kochałem ją jak mężczyzna kocha kobietę, a ona kochała mnie – opowiadał. – Pewnej nocy gołębica wleciała przez okno i usiadła na biurku. Zrozumiałem, że chce mi powiedzieć – że umiera. I wtedy z jej oczu dobiegło mnie światło. Było oślepiające, bardziej intensywne niż blask najpotężniejszych lamp z mojego laboratorium”.
John O’Neill słuchał swego przyjaciela w milczeniu (co zapamiętał, spisał w „Prodigal Genius: The Life of Nikola Tesla”), a ten kontynuował: „Kiedy umarła, coś odeszło z mojego życia. Aż do tamtej chwili miałem pewność, że ukończę każdy, nawet najambitniejszy projekt, ale kiedy to coś odeszło, wiedziałem, że praca mojego życia już jest zakończona”.
Największy obok Thomasa Edisona wynalazca ubiegłego wieku, Amerykanin serbskiego pochodzenia, planował, że przeżyje sto pięćdziesiąt lat. Gdyby tak się stało, umarłby nie w 1943 r., ale w 2006 r. Pogrążyłby nasz świat w żałobie, ale byłaby to – w jego mniemaniu – kraina wspaniała, zamieszkana przez podobne do społeczności pszczół narody, które ponad rywalizację przedkładają harmonijną współpracę. Tesla wierzył bowiem, że dzięki jego urządzeniom ludzie okiełznają Naturę, zapewniając sobie powszechny i bezpłatny dostęp do wiedzy i energii. Że nie będzie wojen.
Iluminacja
Tesla już od wczesnego dzieciństwa podróżował w czasie i przestrzeni. Za sprawą niezwykłej przypadłości śnił na jawie – odwiedzając fantastyczne miasta oraz kraje. W wydanym przez czasopismo „Electrical Experimenter” autobiograficznym cyklu wspomnień „My Inventions” (1919 r.) pisał: „Żyłem tam, spotykałem ludzi, nawiązywałem przyjaźnie oraz znajomości i, co wydać się może niewiarygodne, były mi one równie drogie jak te z normalnego życia”. Z podróży przywoził niezliczone projekty, które opracowywał w najdrobniejszych wręcz detalach we własnej wyobraźni i których zwykle nie przenosił na papier, ponieważ nie było już takiej potrzeby (poza tym nie znosił rysować, a jeśli już musiał, kreślił schematy małe jak znaczki pocztowe). „Nadawanie realnego kształtu surowej idei, jak to się zwykle czyni, nie jest, jak utrzymuję, niczym więcej niż stratą energii, pieniędzy i czasu” – twierdził. Za tę rzadko spotykaną umiejętność Tesla – swoją drogą cierpiący na liczne nerwice natręctw – płacił wysoką cenę. Wyostrzone do możliwości granic zmysły były źródłem udręki: dźwięk dorożki wprawiał jego ciało w drżenie, gwizdek przejeżdżającej w oddali lokomotywy sprawiał fizyczny ból, a mrugające światło miażdżyło czaszkę.
Najważniejszego odkrycia dokonał Tesla w 1882 r., kiedy to doznał, jak to opisał O’Neill, iluminacji. Cały kosmos, w swych niezliczonych wariacjach, formach i manifestacjach objawił mu się jako symfonia prądów przemiennych (najważniejszą ich nutą był prąd o częstości 60 Hz, dziś obecny w każdym z gniazdek). Oświecony w ten sposób wynalazca „zapragnął skonstruować elektryczne harmonium, wytwarzając wibracje o różnych częstościach, i miał nadzieję, że badając potem ich własności będzie w stanie zrozumieć główny motyw kosmicznej symfonii”.
Produktem ubocznym badań nad teorią elektrycznej muzyki sfer był silnik na prąd zmienny. I już ten jeden wynalazek dowodzi, że Nikola Tesla wielkim wynalazcą był, bo gdyby takie urządzenie (które służyło również jako prądnica) wymyślił ktoś inny kilkadziesiąt lat później, cywilizacja z dużo większym trudem osiągnęłaby obecny poziom rozwoju technologicznego. To Tesla w 1895 r. skierował moce wodospadów Niagary w turbiny hydroelektrowni, by następnie, dzięki generatorom prądu wielofazowego i transformatorom własnego pomysłu przesyłać energię elektryczną do odległego o 40 km miasta Buffalo. System okazał się na tyle wydajny, że z jego zasad korzystamy do dziś. Lecz Teslę należy pamiętać nie tylko z powodu mierzalnych dokonań, ale także z uwagi na plany, których nie zdołał wprowadzić w czyn – a te miał iście demiurgiczne.
Władca piorunów
Był sobą najbardziej wtedy, kiedy budził uśpione żywioły elektryczności. Na przykład pewnej lipcowej nocy 1899 r. w Colorado Springs, kiedy to zamknął obwód olbrzymiego oscylatora, który miał wprawiać Ziemię w rezonans elektryczny. Dziwna niebieskawa poświata spowiła cały obiekt. O’Neill pisał: „We wnętrzu laboratorium wszystko strzelało igłami ognia, przestrzeń wypełniła siarkowa woń ozonu i swąd trzaskających iskier, co sprawiało nieodparte wrażenie, że piekło wyrwało się spod kontroli i wdarło do budynku”. A szatańsko wręcz przystojny Nikola, ponaddwumetrowy mężczyzna (kobiety modliły się o chwilę jego uwagi), któremu izolowane gumą buty dodawały jeszcze kilka centymetrów wzrostu, stał zachwycony i patrzył, jak długie na 40 m iskry strzelają w niebo z masztu laboratorium.
Wyniki tego i innych eksperymentów utwierdziły go w przekonaniu, że „pompując” energię elektryczną do wnętrza Ziemi, wprawi ją w taki stan, iż każdy jej mieszkaniec za pomocą podręcznego aparatu będzie mógł ową energię odzyskać – w dowolnym miejscu i ilości; za darmo i bez kabla. Wielki ziemski oscylator miał także sprawić, że człowiek uzyska kontrolę nad atmosferą, a następnie przekształci pustynie w żyzne tereny rolnicze. Ponadto linie telegrafów i telefonów zostaną połączone w jedną sieć, przepowiadał Tesla. W 1905 r. pisał na łamach „Electrical World and Engineer”: „Tanie i proste urządzenie, które każdy zmieści w kieszeni, będzie odbierać wiadomości ze świata albo dowolne inne. Cała Ziemia zostanie przekształcona w jeden gigantyczny mózg”.
Tesla wymyślił globalną telekomunikacyjną wioskę w chwili, gdy jeszcze nie istniało radio (nawiasem mówiąc, jego zasady opracował przed Guglielmo Marconim). Ale jego wizja była szersza. Wynalazca dążył do „uzyskania pełnego panowania nad światem materialnym i ujarzmienia sił natury dla ludzkich potrzeb”. Jeśli tylko człowiek zdoła wykorzystać całą energię pochodzącą ze Słońca, pisał w eseju „Man’s Greatest Achievement”, „na jego życzenie stare światy znikną i pojawią się nowe, zgodne z jego planem (…) Człowiek mógłby zmieniać rozmiar planety i skierować ją na dowolną ścieżkę wiodącą przez otchłań Wszechświata. Zderzałby planety i wytwarzał gwiazdy. Mógłby inicjować i rozwijać życie w nieskończonych formach”. Paradoksalnie, niemal nadprzyrodzone moce przypisywał Tesla istocie, którą określał mianem „mięsnej maszyny”, automatycznie reagującej na zewnętrzne bodźce; „spławikowi na wzburzonych wodach Kosmosu”, który wynik banalnych procesów fizycznych zachodzących w mózgu śmie nazywać wolną wolą.
Poza czasem
Niestety, Tesla pisał niewiele, a szczegóły jego teorii i spektakularnych (lecz zwykle niepowtarzanych) eksperymentów pozostają niejasne. Nie dość tego – większość nielicznych notatek i niezliczonych wynalazków, z których zaledwie cząstkę opatentował, przepadła na zawsze podczas pożaru, który w marcu 1895 r. strawił jego nowojorskie laboratorium. Dziś nie wiadomo nawet, które istniały naprawdę, które Tesla miał dopiero w głowie i które spośród tych ostatnich były wyrazem łagodnej mitomanii konstruktora. Mgła tajemnicy otacza na przykład kieszonkowy oscylator telegeodynamiczny, „urządzenie tak potężne, że można za jego pomocą obrócić Empire State Building w stertę gruzu” (wypowiedź Tesli cytowana przez „American Mercury” w 1959 r.). Nie wszystkie wynalazki mogły spełnić pokładane w nich nadzieje, nie wchodząc w konflikt z obowiązującymi prawami fizyki.
Nie ma natomiast wątpliwości, że obdarzony zadziwiającym instynktem Tesla przewidział m.in. istnienie promieniowania kosmicznego (przypuszczenie potwierdził potem Teodor Wulf), sztucznej promieniotwórczości (przed Marią Curie-Skłodowską), mikroskopu elektronowego (zanim Ernst Ruska i Maks Knoll skonstruowali pierwszy egzemplarz) oraz – jak przystało na geniusza – jeszcze przed Wilhelmem Roentgenem wykonywał zdjęcia zwane potem rentgenowskimi. Wynalazł też świetlówkę i zbudował pierwsze urządzenia kierowane zdalnie za pośrednictwem fal radiowych. Ale naukowcem nie był. Był dzieckiem XIX w., natchnionym romantykiem, który ponad szczegóły teorii stawiał nieraz piękną metaforę. „Wszystko wskazuje na to – zwykł mawiać – że zawsze wyprzedzałem swój czas”. Ale wiek XX miał być czasem Alberta Einsteina i nieintuicyjnej fizyki kwantowej, której sens Tesla często kwestionował.
Żył samotnie, uważał bowiem, że „wynalazca ma tak intensywną naturę, tak wiele w niej dzikości, pasji, że oddając się kobiecie, musiałby zrezygnować ze wszystkiego poza nią”. Miał się wręcz za nowego Prometeusza. Nie dziwi więc, że po pożarze, który pochłonął znaczną część dorobku jego życia, postanowił skupić uwagę na jednym tylko projekcie, prowadzącym, w jego mniemaniu, do zbawienia ludzkości – czyli na bezprzewodowej transmisji informacji i energii. Projekt ten był z natury rzeczy tak czasochłonny i kosztowny (w istocie niewykonalny, ale o tym Tesla nie mógł wiedzieć), że inwestorzy, którzy jeszcze kilka lat wcześniej zabiegali o względy ekscentrycznego wynalazcy, tracili do niego cierpliwość. Ludzi małej wiary wynalazca opisał tak: „Nie zamierzam dać satysfakcji owym ograniczonym, zazdrosnym indywiduom, które próbują udaremnić me wysiłki. Nie są oni dla mnie niczym więcej, niż zarazkami jakiejś obrzydliwej choroby. Świat nie jest gotowy na mój projekt”.
Ponieważ świat nie był gotowy, Tesla odwrócił się od świata. Od czasu do czasu dostarczał pożywki mediom – a to nerwową reakcją na wieść, że miałby dzielić Nagrodę Nobla z Edisonem (konkurent miał na ten temat analogiczne zdanie i w końcu żaden z tych wielkich wynalazców jej nie dostał), a to ogłaszając rozpoczęcie prac nad straszliwą bronią o niewyjaśnionej zasadzie działania, zwaną „promieniem śmierci”, która miała zapobiec wojnom (gdyby dysponowało nią każde państwo, atak nie miałby sensu). Zaledwie procent zysków ze sprzedaży prądu z elektrowni Niagara uczyniłby go milionerem, ale on nie zadbał o swe interesy. A bez pieniędzy, i to dużych, nie był w stanie prowadzić badań na skalę współmierną do ambicji. Przez ostatnich dwadzieścia lat Tesla gasł więc, przeprowadzając się z hoteli złych do jeszcze gorszych, wciąż jednak rozmyślając o kolejnych wynalazkach. Aż pewnego dnia przyleciał gołąb i powiedział staremu człowiekowi, że praca już skończona, że może już odpocząć.
Epilog
„Do chwili osiągnięcia wieku męskiego nie zdawałem sobie sprawy, że jestem wynalazcą – wspominał Tesla. – Przede wszystkim dlatego, że miałem brata utalentowanego ponad zwykłą miarę; był to jeden z tych rzadkich fenomenów umysłowości, której istoty biologiczne badania nie są w stanie dociec. Jego przedwczesna śmierć pozostawiła moich rodziców w rozpaczy. Byłem świadkiem tej tragicznej sceny i chociaż upłynęło wiele lat, jej obraz nie stracił swej mocy”. Biografowie podają co najmniej dwie (pustelnicza natura wynalazcy determinowała enigmatyczny charakter jego auto- i biografii) wersje owego wydarzenia: w pierwszej, znanej powszechnie, dwunastoletni Dane, starszy i zdolniejszy z dwóch braci, umiera po upadku z konia; w drugiej na łożu śmierci brat wyznaje, że spadł nie z konia, ale ze schodów, z których zrzucił go Nikola – czemu ten ostatni zawsze stanowczo zaprzeczał.
Obraz Dane’a prześladował młodszego Teslę z jeszcze jednego powodu. „Jego osiągnięcia przyćmiewały wszelkie moje sukcesy – wspominał mając 63 lata. – Wszystko, co robiłem, sprawiało, że rodzice tym bardziej odczuwali stratę syna. To dlatego brak mi było wiary w siebie”.
Karol Jałochowski
Tekst opublikowany w tygodniku „Polityka” (51-52/2006)
https://technopolis.polityka.pl/2006/sylwetka-nikola-tesli
Jak widać, renowacja była w 2010 roku.
Abstrahując od sposobu wykończenia dworca, które zasługuje na osobny komentarz - sama treść i osobiste uwagi autora tekstu uważam co najmniej złe - w żaden sposób nie wolno negować własnej państwowości, nawet jeśli opisujemy estetykę wnętrza, uwagi typu, że polskie godło nie pasuje do wystroju - są niedopuszczalne.
https://www.krajoznawcy.info.pl/malbork-dworzec-kolejowy-70207