Kiedy pewnego dnia zadzwonił do nas Piotr Puchalski,
znany kociewski eksplorator i kolekcjoner, poczuliśmy się jak odkrywcy
naszej małej, pomorskiej Ameryki. - Wiem, gdzie są zdjęcia z zamachu na
Hitlera - powiedział krótko Piotr. - Przeprowadzonego przez partyzantów
"Gryfa Pomorskiego" w nocy z 8 na 9 czerwca 1942 r. koło Zblewa. Nigdzie
niepublikowane, przechowywane w rodzinnym albumie. Okazało się, że
zdjęcia, o których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe
zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.
Niewykluczone, że za
tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej Po rozkręceniu szyn parowóz
i wagony stoczyły się z ośmiometrowego nasypu pod Starogardem O
katastrofach pod Starogardem i Rogowem obszernie pisano w 1925 r.
Po
wspomnianym telefonie nie wahaliśmy się - pojechaliśmy do właściciela
zdjęć. Odnalezienie nieznanych fotografii dokumentujących jedną z
najbardziej tajemniczych akcji pomorskich partyzantów mogłoby się stać
historyczną sensacją. I może pomogłoby w znalezieniu odpowiedzi na kilka
ważnych pytań.
Człowiek, który miał zlikwidować Hitlera
Jastrzębie,
Czarna Woda, Koźmin - w tych kociewskich wsiach od kilkunastu lat
odnajdowane są ślady pozwalające na układanie historii Tajnej
Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski". Utworzona dokładnie przed 68
laty, 7 lipca 1941 r., podczas spotkania w Czarnej Dąbrowie organizacja
składająca się z kilkudziesięciu grup leśnych i oddziałów partyzanckich,
liczących pół tysiąca zbrojnych, przeprowadziła łącznie ponad sto
akcji. Partyzanci "Gryfa" zaatakowali m.in. niemieckie lotniska w Rumi i
Strzebielinie, przeprowadzili też w 1942 dwie akcje wykolejenia
pociągów w pobliżu Zblewa. Wydawali też konspiracyjne pisma. Wśród nich -
"Głos Serca Polskiego". Aż do 1990 roku historycy twierdzili, że "Głos
Serca Polskiego" to legenda wymyślona przez dawnych partyzantów. Dopiero
45 lat po zakończeniu wojny jedyny egzemplarz "Głosu.." znaleziono w
archiwum służb bezpieczeństwa w Bydgoszczy.
W 1996 r. przeżyłam
wielką przygodę. Wraz z odkrywcami z fundacji "Latebra", korzystając ze
wskazówek historyka Józefa Weltrowskiego, brałam udział w poszukiwaniach
ukrytej pod ziemią partyzanckiej drukarni, na której drukowano
"Głos...". Niedaleko rodzinnego gospodarstwa Weltrowskich w Jastrzębiu
odkopaliśmy ważącą prawie 200 kilogramów gilotynę do cięcia papieru oraz
czcionki.
Trzy lata później na strychu swego domu w Czarnej
Wodzie Stefan Trzciński natrafił na archiwum "Gryfa Pomorskiego" -
amunicję, lornetkę, elementy radiostacji, a nawet wykonane ołówkiem
portrety. Dom należał wcześniej do rodziny Szostaków - zamordowanego
przez Niemców polskiego policjanta i jego syna Mariana, który - jak
wspominali starsi mieszkańcy - musiał uciekać do Anglii po
spektakularnej akcji.
Kolejne cztery egzemplarze "Głosu Serca
Polskiego" odnalazły się w Koźminie. Ukryto je pod nieco tandetnym,
świętym obrazkiem, wyrzuconym na śmieci po rozebraniu starego domu.
Z
Koźmina pochodził człowiek-legenda - Stanisław Miszkier. Podoficer 2
Pułku Szwoleżerów w Starogardzie, żołnierz Września. Partyzant "Gryfa
Pomorskiego", który miał podjąć próbę zlikwidowania Hitlera.
Władysława
Karczyńska z Koźmina, choć niedługo będzie obchodzić setne urodziny, ma
bardzo dobrą pamięć. Znała osobiście Miszkiera. - Świetnie mówił po
niemiecku - mówi pani Władysława. - Bardzo odważny. Ubierał się w mundur
SS, wchodził do gospody Burczyka w Koźminie i pił z Niemcami wódkę,
wyciągając od nich wiadomości. Walczył, zabijał Niemców, wysadzał
pociągi. Zginął w walce z żandarmami w sierpniu 1943 roku. Wraz ze swoją
kobietą bronił się w leśnym bunkrze. Zanim poległ, zabił wielu wrogów!
To
Stanisław Miszkier dowodził w czerwcu w 1942 r. oddziałem biorącym
udział w akcji wysadzenia pociągu, którym przez Pomorze - zdaniem
niektórych historyków - miał przejeżdżać sam Adolf Hitler.
"Zginęło 300 żołnierzy i 2 generałów..."
W opowieści o pomorskim zamachu na Hitlera mieszają się fakty, domniemania i legendy.
Fakty
to miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych (niedaleko Zblewa) i
data - noc z 8 na 9 czerwca. Wtedy to, po rozkręceniu przez partyzantów
torów na trasie Chojnice - Tczew, doszło do wykolejenia niemieckiego
pociągu specjalnego, jadącego do Berlina. Plan zamachu miał być dziełem
komendanta okręgu kościerskiego Polskiej Akcji Powstania, kpt.
Stanisława Lesikowskiego, ps. Las. Wykonanie - 20-osobowej grupy
przebranych w niemieckie mundury partyzantów, dowodzonych przez
Miszkiera i współpracującego z nim trzydziestoosobowego oddziału Jana
Szalewskiego, ps. Soból.
W publikacji "Zamach na Hitlera" Wojciech
Zawadzki pisze, że akcja miała na celu zlikwidowanie podróżującego z
Gierłoży na Mazurach do Berlina Adolfa Hitlera. Czas zamachu wybrano
nieprzypadkowo - na początku czerwca 1942 r. zmarł, po zamachu w Pradze,
przyjaciel wodza III Rzeszy, Reinhard Heydrich. Partyzantów na nogi
postawiła informacja, że Hitler wyrusza pociągiem na planowany na 9
czerwca pogrzeb przyjaciela. Sygnał nadszedł od Bernarda Bukowskiego ps.
Buk, pracującego jako kancelista w komendzie wielkiego poligonu
"Űbungsplatz Westpreussen" w Chełmach Wielkich koło Brus.
Poluzowano
przęsło podtorza, przerwano łączność telefoniczną. O godzinie 2.45
pociąg specjalny runął z nasypu. Wyskakujący ze zmiażdżonych wagonów
Niemcy dostali się pod ostrzał karabinów maszynowych. Zginąć miało 300
żołnierzy z gwardii Hitlera Leib Standarte i dwóch generałów. Pech -
Hitlera w pociągu nie było.
Pod koniec czerwca na tej samej
trasie, w pobliżu Czarnej Wody, "Sobol" ze swoimi partyzantami wykoleił
kolejny pociąg, w którym miało zginąć 80 żołnierzy, a 240 zostało
rannych. Obie akcje rozwścieczyły Niemców - rozpoczęły się aresztowania,
zatrzymano 150 osób, 50 z nich trafiło do obozu w Stutthofie.
Jednak nie wszyscy historycy wierzą w opowieść, która mogłaby się stać scenariuszem dobrego, wojennego filmu.
-
Mam wiele wątpliwości - mówi prof. Bogdan Chrzanowski, badający
historię II wojny światowej na Pomorzu, z którego wiedzy informacje
czerpał Roger Moorhouse, autor książki "Polowanie na Hitlera. Historia
zamachów na wodza Trzeciej Rzeszy". - Niedowierzanie budzi między innymi
podawana liczba zabitych Niemców. Informacja o 300 żołnierzach i dwóch
generałach jest mało realna. To było wykolejenie pociągu, a w tego typu
wypadkach ginie kilkanaście - kilkadziesiąt osób.
Dziwnie też brzmią
relacje o sygnale kancelisty Buka z "wielkiego poligonu Űbungsplatz
Westpreussen w Chełmach Wielkich koło Brus". Z prostego powodu.
- Żadnego poligonu w Chełmach Wielkich w 1942 r. nie było - twierdzi prof. Chrzanowski.
To skąd powtarzana na Pomorzu przez potomków partyzantów "Gryfa" opowieść o zamachu na Hitlera?
-
Być może dowódcy celowo przekazywali biorącym udział w akcji, że idą
zabić znienawidzonego wodza III Rzeszy? - zastanawia się profesor. -
Mogli ich w ten sposób motywować. Proszę napisać, że nie wykluczam
całkowicie wersji o zamachu. Sprawa jest niewyjaśniona i wymaga dalszych
badań.
W rozwiązaniu zagadki mogłyby pomóc nieznane do tej pory historykom
zdjęcia z miejsca katastrofy. Może widać na nich ofiary? Może rozpoznamy generalskie mundury?
Terrorysta zabija na Kociewiu
Właściciel albumu nie chce rozgłosu. Album ma zamiar sprzedać, więc może tylko powtórzyć, co mówił mu nieżyjący już dziadek.
-
Od dziecka słyszałem, że te przewrócone wagony to efekt zamachu na
Hitlera w Strychu - wręcza nam album. - Nie miałem powodu, by mu nie
wierzyć, też za młodu konspirował.
Oglądamy fotografie. Autor zdjęć
musiał mieć dostęp do miejsca katastrofy, co nie wskazuje raczej na
partyzanta. Bliskie ujęcia pokazują zgruchotane stosy żelastwa,
przewróconą lokomotywę. Na jednym z wagonów widać tabliczkę z nazwą
stacji docelowej - Berlin.
- Popatrzcie na te mundury, na uzbrojenie
żołnierzy - Piotr Puchalski pokazuje kolejne zdjęcie. - To wyraźnie
wygląda na wcześniejszy okres. Inną katastrofę.
Kilka godzin
później, już po kupnie albumu, delikatnie odklejamy fotografie. Z tyłu,
na każdej z nich, widnieje napis: "I.Borkowski Starogard". W czasie
okupacji niemieckiej Starogard nosił oficjalną nazwę Preuss. Stargard.
Sprawdzamy - przed II wojną światową w stolicy Kociewia, przy ul.
Podgórnej mieszkał znany fotograf, Joachim Borkowski. To on musiał
wykonać zdjęcia. Na pewno przed wojną. Tylko gdzie?
Odpowiedź
znajdujemy u pasjonatów historii kolei, w przedwojennych artykułach i w
pracy dyplomowej Semena Czubenki napisanej w 2002 r. na Wydziale Nauk
Historycznych UMK w Toruniu. W nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1925 r., tuż
przed północą, pomiędzy stacjami Swarożyn i Starogard (dwa kilometry od
miasta) doszło do wykolejenia tranzytowego pociągu pospiesznego z
Insterburga do Berlina. Z ośmiometrowego nasypu runął parowóz, wagon
służbowy oraz pięć wagonów pasażerskich, w tym jeden sypialny. Na
miejscu zginęło 25 osób, cztery kolejne zmarły w szpitalu. 14 odniosło
obrażenia, niektórzy bardzo ciężkie.Nie był to zwykły wypadek, ale akt
terroryzmu.
Seria niewyjaśnionych zdarzeń
Grzegorz Fey,
administrator portalu Wolne Forum Gdańsk, pasjonat historii kolejnictwa,
od kilku lat bada ślady tamtej katastrofy.
- Najpierw ogłosiłem w
internecie apel - wspomina. - Potem znalazłem artykuł w "Inżynierze
Kolejowym" z 1925 r. Materiały na ten temat można też znaleźć w gdańskim
Archiwum Państwowym. Okazało się, że katastrofa na Kociewiu wpisała się
w całą serię niewyjaśnionych zdarzeń.Przyczyną wykolejenia był zamach -
ktoś odśrubował złączki, przesunął szyny, doprowadzając do tragedii.
Rozpętała
się burza dyplomatyczna. Niemieckie pociągi przejeżdżały przez polski
"korytarz", za co Berlin płacił Warszawie spore pieniądze. Początkowo
niemieckie gazety zarzucały nam "zły stan nawierzchni kolejowej". Polski
wiceminister kolei Eberhardt wyznaczył 50 tys. złotych nagrody za
wskazanie sprawców. W tym samym czasie w ten sam sposób - przez
rozkręcenie szyn - spowodowano dwie inne poważne katastrofy kolejowe
pociągów w ruchu międzynarodowym. W Rogowie i w Rzezawie. Policja
podjęła intensywne śledztwo. Tropy prowadziły m.in. do znajdującego się w
niemieckich rękach majątku Kokoszkowy, z którego skradziono lewar ,
użyty przez zamachowców. Zatrzymano dwóch włóczęgów-recydywistów. Jednak
ostatecznie zagadki nie rozwiązano.
Wiele dziś wskazuje, że za
zamachami mógł stać wywiad... radziecki. Radca ambasady ZSRR w Paryżu,
Grigorij Biesiedowski, który wybrał w 1929 r. wolność na Zachodzie,
opublikował wspomnienia m.in. z wcześniejszego pobytu na placówce w
Warszawie. Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię
akcji terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w. W tym
wybuch w 1923 r. w warszawskiej Cytadeli. Sprawcami byli członkowie
Komunistycznej Partii Polski.
Czy w Starogardzie mogli działać komunistyczni terroryści?
-
Mało prawdopodobne jest, by Niemcy przeprowadzili prowokację, zabijając
swoich obywateli. Polakom, którzy czerpali korzyści z tranzytu przez
korytarz, nie zależało na wykolejaniu pociągów - zastanawia się nad
motywami Grzegorz Fey. - Za to Sowieci tylko na tym zyskiwali. Problemem
jest jedynie udowodnienie czynu. Może ślady znajdą się kiedyś w
archiwach?
Na razie nieznane zdjęcia z katastrofy kolejowej
trafiły do znanego badacza dziejów Starogardu, dr. Marka Foty, który
pracuje nad tą sprawą. I liczy na to, że w końcu dowiemy się, kto i
dlaczego rozkręcał tory na Pomorzu. Bo przecież na odkrycia - wielkie,
trochę mniejsze - możemy natrafić w każdej chwili. A na niektóre nawet
przypadkiem.
Rozbiór logiczny:
W tytule mamy „wielką katastrofę”,
która odnosi się do ... zamachu na Hitlera z 1942 roku, bowiem
zdjęcia miały dotyczyć właśnie tego wydarzenia.
Jednak zaraz pod tytułem - pod
zdjęciem - napisano: „Była to jedna z największych katastrof
kolejowych na Pomorzu przed drugą wojną światową...” - gdzie to
zdanie dotyczy dywersji z roku 1925!
„drugą wojną światową” –
napisano z małych liter
Potem mamy wątki emocjonalne mające
pokryć nierzetelne informacje, galimatias – podczas gdy od
zawodowego dziennikarstwa spodziewałbym się raczej rzeczowej
analizy i faktów – zaczyna się od nieprawdy.
„Wiem, gdzie są zdjęcia z zamachu
na Hitlera” - jest to nieprawda, ponieważ z dalszej treści
wynika, że pan Puchalski nie widział zdjęć na oczy, dopiero potem
je zobaczył:
„- Popatrzcie na te mundury, na
uzbrojenie żołnierzy - Piotr Puchalski pokazuje kolejne zdjęcie. -
To wyraźnie wygląda na wcześniejszy okres. Inną katastrofę”
Zresztą, zaraz jest sprostowanie, że
chodzi o inną katastrofę:
„Okazało się, że zdjęcia, o
których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe
zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.”
Gdyby ktoś do mnie zadzwonił i
powiedział, że posiada zdjęcia z zamachu na Hitlera, to ja,
dzwoniąc w tej sprawie do redaktorów (wcale bym nie zadzwonił,
tylko najpierw sam osobiście pojechał te zdjęcia obejrzeć – to
tak na marginesie) powiedziałbym:” Wiem, gdzie mogą być zdjęcia
z zamachu na Hitlera” ale raczej:
„Ktoś do mnie zadzwonił i
twierdzi, że ma zdjęcia z zamachu na Hitlera” - ponieważ ja sam
nie widziałem ich na oczy i nie wiem, czy dana osoba mnie nabiera,
próbuje oszukać, czy zwyczajnie myli się.
Jak widać redaktorzy i eksploratorzy
nie mają z tym problemu, raz mówią tak, a za chwilę coś
zupełnie innego – są jak chorągiewka na wietrze i nawet nie
wstydzą się przyznać, że SIĘ POMYLILI W SWOJEJ OCENIE – lecz
nawet nie o wstyd tu chodzi, tylko zwyczajnie o rzetelne
przedstawianie faktów.
Pan eksplorator Puchalski także
najwyraźniej nie ma problemów z tym, by publikować w gazecie, że
się pomylił.
„Autor zdjęć musiał mieć dostęp
do miejsca katastrofy, co nie wskazuje raczej na partyzanta” - co
za bełkot – po pierwsze – skoro to są zdjęcia pokazujące
miejsce katastrofy – to logiczne, że Autor zdjęć nie wykonał
ich na pikniku na Piekiełkach, tylko w miejscu katastrofy!
Na jakiej podstawie stwierdzenie, że
on sam wykonał te zdjęcia – bo tak domyślam się uważają
„odkrywcy” z gazety, albo, że to jakiś partyzant wykonał te
zdjęcia, przecież nie widać, kto stał za aparatem??
Przecież zdjęcia mógł dostać od
kogoś po wojnie na przykład.
Po raz kolejny widzimy nierzetelność
dziennikarską i tzw. oceny emocjonalne.
„Po wspomnianym telefonie nie
wahaliśmy się - pojechaliśmy do właściciela zdjęć”
Ale dlaczego mieliby się wahać –
jechać czy nie jechać?
Ten zwrot „ Po wspomnianym telefonie
nie wahaliśmy się” raczej odnosi się do stwierdzenia p
Puchalskiego, że to zdjęcia z zamachu na Hitlera – zaraz zresztą
zbanowane, ale... Czytelnik cały czas jest bombardowany
sprzecznościami - od Sasa do Lasa.
„Odnalezienie nieznanych fotografii
dokumentujących jedną z najbardziej tajemniczych akcji pomorskich
partyzantów mogłoby się stać historyczną sensacją.” - ale
jakie odnalezienie???? Czy ktokolwiek szukał tych zdjęć – dajmy
na to: celem odnalezienia??? A może wiadomo było, że takie zdjęcia
ktoś zrobił – a potem one zaginęły – to byłby argument za
sformułowaniem „odnalezienie”, tutaj jednak wcale takie
zdarzenie nie zachodzi.
Zdjęcia po prostu były czyjąś
własnością i dla niego nie było to żadne „odnalezienie”. Po
co więc te nieadekwatne zwroty??
Albowiem odnalezienie sugeruje nowe fakty w starej sprawie.
„Okazało się, że zdjęcia, o
których mowa, pokazują - prawdopodobnie - nie mniej ciekawe
zdarzenie: sowiecki zamach terrorystyczny.
Niewykluczone, że za
tragedią stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej Po rozkręceniu szyn
parowóz i wagony stoczyły się z ośmiometrowego nasypu pod
Starogardem O katastrofach pod Starogardem i Rogowem obszernie pisano
w 1925 r.”
„ nie mniej ciekawe zdarzenie” -
bez komentarza...
A jednak ciekawy smaczek – wg
artykułu z Inżyniera Kolejowego z 1925 roku nasyp miał 7 m, a nie
8. W artykule jest więc nieprawda i została ona umieszczona w
kontekście tego zamachu dokonanego prawdopodobnie przez niemców –
bo przecież wszyscy zainteresowani w całej Polsce dokładnie
wiedzą, że to najbardziej prawdopodobna hipoteza – znana od ponad
80 lat! Patrz - „Szpęgawsk – o gadzinówce” gdzie zwracam na
efekt psychologiczny takich zabiegów:
Występuje tu celowe powiązanie dwóch
kwestii:
zbrodni dokonanej przez niemców oraz pojęcia błędu.
„pokazują - prawdopodobnie -
sowiecki zamach terrorystyczny.”
„Niewykluczone, że za tragedią
stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”
Słowo „prawdopodobnie” odnosi się
do przypuszczeń autorów co do „odnalezionych” zdjęć, że one
właśnie to dokumentują. Ograniczę więc tekst do niezbędnej
treści:
„pokazują sowiecki zamach
terrorystyczny.” i :
„Niewykluczone, że za tragedią
stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”
A więc po raz kolejny dostajemy
STWIERDZENIE czyli TEZĘ:
„pokazują sowiecki zamach
terrorystyczny.”
a następnie ZAPRZECZENIE TEZY :
„Niewykluczone, że za tragedią
stali zamachowcy z Rosji Sowieckiej”
Bełkot totalny.
Autorzy najpierw coś twierdzą, a
potem dodają komentarz do własnych słów, że to było tak
prawdopodobnie. Dlaczego tak robią?
I teraz – na tym etapie artykułu -
przechodzimy do zamachu w Strychu.
A cały artykuł miesza ze sobą co
najmniej 3 katastrofy:
Odchodzą od głównego tematu i
rozwlekle piszą coś w temacie, ale jednak to zupełnie inne wątki
– opowieść została w ten sposób rozerwana.
Przeskok do zupełnie innego zdarzenia.
„W opowieści o pomorskim zamachu na
Hitlera mieszają się fakty, domniemania i legendy.
Fakty to
miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych (niedaleko Zblewa)”
To mi dokładnie przypomina zwroty z
czasopisma Odkrywca, i wątki jaki opisywałem w tekście Werwolf.
[popatrzmy:
„od przedstawienia różnych stron
pomocnych w ustalaniu okoliczności”
„Pierwszą stroną będzie bohater
zbiorowy – świadkowie.”
„Drugim bohaterem jest, umownie ją
nazwijmy, strona niemiecka,”
„Trzecią stroną są polskie
opracowania....””
Co widzimy?
Bo ja widzę, że strona niemiecka jest
bohaterem. Nie wiem co prawda dlaczego, ale tak jest napisane.
Świadkowie i Polacy są stroną, Niemcy – bohaterem. Informacja
podprogowa?
W reklamie telewizyjnej mamy również do czynienia z zabiegiem polegającym na tym, że najpierw mówi się do odbiorcy coś prawdziwego - jakąś prawdę, jakiś fakt - lub podsuwa jakieś przytakiwanie - np. że: "mamo, zrobimy ci zakupy, okej?" albo "życie ostatnio mocno się zmieniło - prawda?" po czym następuje reklama produktu - czyli już na początku poznawania treści reklamy "zgadzamy się" z jakimś stwierdzeniem padającym z ekranu - co ma się przełożyć na zgodę na dalszy ciąg wypowiedzi i w efekcie na akceptację produktu.
Tak więc wpis: "Fakty to miejsce - tory kolejowe w pobliżu wsi Strych" można potraktować jako zabieg psychologiczny "wymuszający" na czytelniku zgodę na inne treści zawarte w artykule, co do których czytelnik nie posiada tak jednoznacznej pewności, czy są prawdziwe. Ale to, że coś tory pod Strychem są miejscem - jest faktem bezspornym i zawsze się z tym zgodzimy]
Zwracam uwagę, że autorzy wprowadzają
do narracji tezę, że odnośnie zamachu istnieją także legendy –
czyli coś nieprawdziwego.
O zamachu pod Zblewem piszą:
„Wyskakujący ze zmiażdżonych
wagonów Niemcy dostali się pod ostrzał karabinów maszynowych.
Zginąć miało 300 żołnierzy z gwardii Hitlera Leib Standarte i
dwóch generałów.”
Jednak nie wszyscy historycy wierzą w
opowieść, która mogłaby się stać scenariuszem dobrego,
wojennego filmu.
- Mam wiele wątpliwości - mówi prof. Bogdan
Chrzanowski, - Niedowierzanie budzi między innymi podawana liczba
zabitych Niemców. Informacja o 300 żołnierzach i dwóch generałach
jest mało realna. To było wykolejenie pociągu, a w tego typu
wypadkach ginie kilkanaście - kilkadziesiąt osób.”
Nie rozumiem. Przecież jasno
powiedziano, że do ocalałych niemców strzelano z karabinów
maszynowych – mogło więc zginąć 300 ludzi - o co więc chodzi
panu profesorowi i po co umieszczać tu takie sprzeczności???
Następnie sugerujący podtytuł:
„Seria
niewyjaśnionych zdarzeń
Grzegorz Fey, administrator portalu Wolne Forum Gdańsk [na którym zresztą aktywnie udziela się pod pseudonimem fritzek - i jest także administratorem - pani Izabela Sitz – Abramowicz - zdaje się córka pani redaktor Abramowicz - przyp. MS], pasjonat
historii kolejnictwa, od kilku lat bada ślady tamtej katastrofy.
-
Najpierw ogłosiłem w internecie apel - wspomina. - Potem znalazłem
artykuł w "Inżynierze Kolejowym" z 1925 r. Materiały na
ten temat można też znaleźć w gdańskim Archiwum Państwowym.
Okazało się, że katastrofa na Kociewiu wpisała się w całą
serię niewyjaśnionych zdarzeń. Przyczyną wykolejenia był zamach -
ktoś odśrubował złączki, przesunął szyny, doprowadzając do
tragedii.”
No, ale o co chodzi z tymi niewyjaśnionymi zdarzeniami – całą
serią? O co chodzi? O to, że był to zamach i nie wyjaśniono, kto
dokonał zamachu?? Że ktoś po kolei odkręcił najpierw jedną
śrubę, potem drugą, potem trzecią... to jest ta seria??
I teraz smaczek, o jaki chodziło - jak domniemywam – autorom:
„Wiele dziś wskazuje, że za zamachami mógł stać wywiad...
radziecki.
Radca ambasady ZSRR w Paryżu, Grigorij Biesiedowski, który
wybrał w 1929 r. wolność na Zachodzie, opublikował wspomnienia
m.in. z wcześniejszego pobytu na placówce w Warszawie.
Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię akcji
terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w. W tym
wybuch w 1923 r. w warszawskiej Cytadeli. Sprawcami byli członkowie
Komunistycznej Partii Polski.
Czy w Starogardzie mogli działać komunistyczni terroryści?”
Na początku wątku stawiają tezę: „ Wiele dziś wskazuje...”
a na końcu zadają pytanie, czy „mogli działać?”
Zwracam uwagę na zdanie:
„Zdradził w nich, że to radziecki wywiad zaplanował serię
akcji terrorystycznych i dywersyjnych na początku lat 20. XX w.”
Kluczowe jest słowo "to".
Słowo „to” możemy rozpatrywać dwojako:
Słowo „to” kieruje naszą uwagę na sprawę zamachów z
artykułu (jest to sugestia), lecz zaraz potem autorzy stwierdzają –
asekurują się, że nie wiedzą, czy mógł to być zamach ze strony
sowietów, bo nie wiedzą, czy sowieci działali w Starogardzie.
Sugestia jednak jest.
Słowo „to” sugeruje, że za chwilę przeczytamy, o jakie
zamachy chodzi – lecz to nie następuje, więc jedynie słowo „to”
możemy dopasować do sugestii, że cały ten wątek z agentami
radzieckimi odnosi się do zamachów na kolei na Pomorzu – co nie
ma pokrycia w faktach, bo:
to co Biesiedowski opublikował nie ma nic wspólnego z zamachami
z artykułu, ponieważ gdyby tak było autorzy mogliby opublikować
fragmenty tych wspomnień, które o tym mówią – lecz tego nie
robią, ponieważ takich wspomnień nie było i na pewno ZSRR nie
miało z zamachami na kolei nic wspólnego.
Mimo to sugerują, że to sowieci dokonali zamachu, choć
asekurują się pytaniem, „czy w Starogardzie mogli oni
działać...?”
Więc co to jest to „wiele”?? Skąd redaktorzy mają
informację, że „Wiele dziś wskazuje, że za zamachami mógł
stać wywiad... radziecki”, skoro nic nie piszą o tych „wiele”...
Mogliby chociaż jedną rzecz wymienić, tymczasem nie piszą nic,
poza sugestiami i bełkotem.
„- Mało prawdopodobne jest, by Niemcy przeprowadzili
prowokację, zabijając swoich obywateli. Polakom, którzy czerpali
korzyści z tranzytu przez korytarz, nie zależało na wykolejaniu
pociągów - zastanawia się nad motywami Grzegorz Fey. - Za to
Sowieci tylko na tym zyskiwali.”
Ojojoj.... najwyraźniej pan Fey ma braki w nauczaniu, albo luki w
pamięci.
Przypominam panu Fey i redaktorom z gazety, że Niemcy już w 1933
roku zbudowali pierwsze obozy koncentracyjne – DLA NIEMCÓW.
„Więźniami przed wojną byli w większości Niemcy (opozycja
antyfaszystowska), Żydzi, Świadkowie
Jehowy, homoseksualiści i inne grupy osób uznane za
aspołeczne i „nieprzydatne” przez III Rzeszę. Więźniowie
pracowali niewolniczo zwłaszcza przy konstrukcjach drogowych, w
okolicznym kamieniołomie, jak i przy rozbudowie struktury
sanatorium. Liczbę więźniów szacuje się na około tysiąc osób.
Liczba ofiar nie jest oszacowana.”
Przypominam również, że to Niemcy dokonali PROWOKACJI
podpalając budynek parlamentu Rzeszy w 1933 roku – gdzie dajmy na
to, w pożarze mogli zginąć przypadkowi NIEMCY:
„Sposób wykorzystania incydentu pożaru Reichstagu był
decydującym krokiem na drodze do pełnego przejęcia władzy
w Republice Weimarskiej przez NSDAP i
przekształcenia republiki parlamentarnej w monopartyjne policyjne
państwo totalitarne. Pod wpływem dramatyzmu wydarzeń Prezydent
Rzeszy Paul von Hindenburg został nakłoniony przez Adolfa
Hitlera i Franza von Papena do podpisania już 28
lutego w trybie art. 48[a] konstytucji Republiki Weimarskiej
(regulującego tzw. stany nadzwyczajne),
tzw. Reichstagsbrandverordnung – dekretu „O ochronie
narodu i państwa” (niem. Verordnung zum Schutz von Volk und
Staat)[3], który na tydzień przed przedterminowymi wyborami do
Reichstagu zawieszał „czasowo” podstawowe prawa
obywatelskie zawarte w konstytucji[b] Republiki
Weimarskiej z 1919 (niem. Die Verfassung des Deutschen
Reiches lub też Weimarer Reichsverfassung), sankcjonując
prawnie prześladowanie opozycji politycznej NSDAP przez policję
pruską (podporządkowaną Hermannowi Göringowi jako
komisarycznemu ministrowi spraw wewnętrznych Prus) i SA,
której oddziałom Göring nadał uprzednio jako tzw. policji
pomocniczej (niem. Hilfspolizei) pełne uprawnienia
policyjne co do stosowania środków przymusu[4]. Dekret zawieszał
m.in. tajemnicę korespondencji, wolność zgromadzeń, nietykalność
osobistą obywateli i ich mieszkań, dopuszczał tzw. „areszt
prewencyjny”, czyli internowanie bez nakazu sądowego
przez policję (i policję pomocniczą) i wolność publikacji. Co
najważniejsze – zawieszał również możliwość sądowej
kontroli decyzji administracyjnych podjętych w jego trybie (brak
możliwości odwołania się do sądu). Rozstrzygające było również
powierzenie wykonania dekretu ministrowi spraw wewnętrznych, a nie
ministrowi wojny Rzeszy (tzn. policyjny stan wyjątkowy, a
nie stan wojenny pod władzą i kontrolą Reichswehry)[c].
Od publikacji tego dekretu, sukcesywnie
przedłużanego w następnych latach aż po rok 1945, Niemcy stały
się „państwem stanu wyjątkowego”[d].”
Tak więc sugestie pana Fey, że „Mało prawdopodobne jest, by
Niemcy przeprowadzili prowokację, zabijając swoich obywateli.”
jest całkowicie bez pokrycia.
Niemcy to znani na całym świecie zbrodniarze wojenni mordujący
nie tylko bezbronne kobiety i dzieci w podbijanych krajach, ale także
własnych obywateli. Może pan Fey i redaktorzy cierpią na amnezję?
Skąd się pan wziął panie Fey? Z choinki??
A może z Niemiec????
Jest mało prawdopodobne, by Polacy przeprowadzali proniemieckie
dyskusje na forum Wolne Forum Gdańsk, jak pan Fey, wbrew własnym
interesom.
„Za to Sowieci tylko na tym zyskiwali.” - bardzo jestem
ciekaw, na czym Sowieci zyskiwali – niestety pan administrator proniemieckiego pseudohistorycznego forum nie udzielił
już takiej informacji... jaka szkoda – w całym tym artykule
występuje niestety cała „Seria niewyjaśnionych zdarzeń”...
Teraz wracamy na początek artykułu:
Na początku artykułu widzimy zbitkę:
zdjęcia miały być dowodem zamachu na Hitlera - a okazało się, że pokazują.... sowiecki zamach terrorystyczny
wyrażenie
a okazało się jest tezą dotyczącą ustaleń, kto odpowiada za zamach pokazany na zdjęciu
taką tezą otwiera się artykuł i zapowiada Czytelnikom jego zawartość, a następnie zaszczepiona Czytelnikowi teza ta jest pokrętnie pseudodowodzona w reszcie artykułu
słowo "prawdopodobnie" ginie w konstrukcji zdania rozbudowanego o myślniki i zwrot "nie mniej ciekawe zdarzenie" i traci swój sens - ponieważ w tak oszczędnym w fakty otwarciu artykułu Czytelnik nie potrafi jeszcze sobie wyrobić opinii o co chodzi autorom
spodziewa się jednak - z doświadczenia - że już otrzymał gotową odpowiedź co zawiera artykuł, albowiem w taki sposób funkcjonuje prasa, że tak robi
słowo "prawdopodobnie" Czytelnik może odnosić do słów "nie mniej ciekawe zdarzenie", ponieważ to wynika z konstrukcji zdania - zastosowania myślników i dwukropka wymusza takie odczytanie zdania
starannie przygotowana robota - tak bym to określił
podobnie postępuje niemiecka agentura zamieszczając kłamstwa w polskiej wikipedii - wpisują jakieś oszczerstwo o Polakach z odnośnikiem do czegoś, co nie ma związku ze sprawą, licząc na to, że Czytelnik przyjmie to na wiarę i nie zada sobie trudu sprawdzenia u źródła, skąd te oszczerstwa są wzięte...
stąd pokrętna historia pełna sprzeczności, w których redaktorzy cały czas się punktują i wymieniają swoje pomyłki, które są zmyślone na użytek artykułu i tezy jak wyżej
raz piszą, że "wiem", a za chwilę okazuje się, że jednak "nie wiem" i tak na zmianę w całym artykule - w ten sposób podważają w Czytelniku pewność co do posiadania - lub co do posiadanych wiarygodnych informacji (z przeszłości) - powiedziałbym, że wyrywają mu z głowy prawdę...
zdjęcia - dokumentujące niemiecki zamach na pociąg w 1925 roku - miały być wg pana Puchalskiego dowodem zamachu na Hitlera - a okazało się, że pokazują.... zmyślony przez redaktorów sowiecki zamach terrorystyczny
wyrażenie
a okazało się wskazuje na czynność dokonaną - czyli redaktorzy jednoznacznie rozwiązali zagadkę zdjęć -
że pokazują.... sowiecki zamach terrorystyczny - CO JEST NIEPRAWDĄ !! bo to jest przecież tylko ich domniemanie, oparte zresztą na fałszu...
potrójna wolta
„Odkrywcy” z gazety – a do tego „znani odkrywcy” i
„pasjonaci” – próbują wymyślać proch na nowo i znaleźć
rozwiązanie zagadki – kto dokonał zamachu na pociąg w 1925 roku
– ale raczej po prostu chcą namieszać ludziom w głowie bełkotem,
pomieszaną chronologią, wymieszanymi jak groch z kapustą wątkami
i sugestiami, że za zamachem stały służby radzieckie.
Najbardziej prawdopodobna hipoteza odnośnie sprawców jest taka,
że za zamachem stały służby niemieckie – a w szczególności
bojówki niemieckie z terenu Rzeczypospolitej.
Jest to hipoteza znana od 1925 roku, najbardziej prawdopodobna i
niepodważona do dzisiaj – choć nieudowodniona przed sądem.
Zaś ten cały „artykuł” tylko po to powstał, by wymyślać
nowe hipotezy i wybielać niemców, wybielać, wybielać, wybielać,
wybielać...
Ciekawe, czy w ogóle był jakiś właściciel albumu ze
zdjęciami, czy to może wymyślona postać, a zdjęcia dostarczył
na przykład jakiś reporter z własnych zasobów rodzinnych –
dajmy na to, od jakiegoś funkcjonariusza UB, albo Gestapo, który
swego czasu zrabował te zdjęcia jakiemuś przedwojennemu polskiemu
urzędnikowi...
No, bo dlaczego autorzy bezsensu twierdzą, że „ co nie wskazuje raczej
na partyzanta” - może jednak wiedzą, skąd pochodzą zdjęcia...
Inżynier Kolejowy z 1925 roku tutaj:
http://bcpw.bg.pw.edu.pl/Content/5350/11ik25_nr06.pdf
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bad_Sulza_(KL)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pożar_Reichstagu
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_3398.html
http://werwolfcompl.blogspot.com/p/blog-page_1.html
https://dziennikbaltycki.pl/na-tropie-wielkiej-katastrofy/ar/137990
https://maciejsynak.blogspot.com/2019/09/szpegawsk-o-gadzinowce.html