Gdy
czytamy różnego rodzaju opracowania wydane w Polsce i poświęcone
problemowi pochodzenia Słowian, możemy odnieść (mylne) wrażenie, że w
nauce istnieją na ten temat jedynie dwie, ostro przeciwstawiane sobie
hipotezy. Według pierwszej z nich, zwanej hipotezą autochtoniczną,
Słowianie odwiecznie zamieszkują tereny w dorzeczu Wisły i Odry, a więc
na terenie obecnej Polski, przy czym w niektórych wersjach wspomina się
tu także dodatkowo o terenach położonych bardziej na wschód, nie nadając
im jednak nadrzędnego znaczenia. Drugi pogląd, zwany hipotezą
allochtoniczną, głosi, że praojczyzna Słowian leżała na wschodzie
(zwykle mówi się o środkowym Podnieprzu) i że na tereny Polski przybyli
oni dopiero około roku 500 n.e.
Przykłady te dowodzą, że choć język jest ważnym wyznacznikiem granic
etnicznych, nie jest ich wyznacznikiem absolutnym. Warto jednak zwrócić
uwagę, że próbując ustalić kryteria odrębności etnicznej nawet w
przypadku Belgów i Szwajcarów operuje się pojęciem „język”. Belg może
bowiem mówić po francusku lub niderlandzku, ale już raczej nie po
japońsku. Szwajcar mówi po szwajcarsku (obecnie przeważa pogląd, że
Schwyz jest językiem odrębnym od niemieckiego), włosku, francusku lub
retoromańsku, jest jednak mało prawdopodobne, aby za Szwajcara uznano
osobę używającą na co dzień języka suahili. Nawet osoba mówiąca po
niemiecku, ale nie po szwajcarsku, także nie zmieści się w definicji
Szwajcara.
Granice etnosu pokrywają się często z granicami kulturowymi, a więc z
granicami stylów w kulturze materialnej, z granicami religii, obyczajów
itd. Wydaje się na przykład, że to kultura, w tym wypadku silnie
związana z religią, jest najważniejszą różnicą między Serbami a
Chorwatami. Z drugiej jednak strony znamy wiele przykładów, gdy wyraźna
odrębność kulturowa nie przeszkadza ludziom identyfikować się z jedną i
tą samą grupą etniczną.
W końcu granice etnosu wyznaczają granice historyczne, a więc wiedza o
pochodzeniu od wspólnego przodka, świadomość wspólnej historii, wspólne
poczucie prawa do zajmowania określonego terytorium itp. Granice
historyczne są jednak często zaledwie pochodną świadomości
przynależności do grupy, np. Polak może uważać się za potomka mitycznego
Lecha tylko dlatego, że czuje się Polakiem (a nie odwrotnie, tj. nie
jest tak, że ma pewność, że rzeczywiście jest potomkiem Lecha i na tej
podstawie może czuć się Polakiem).
Ostatnio nastała moda na szukanie granic narodów poprzez analizę cech
genetycznych lub antropologicznych. Niestety, przy rozważaniach tego
rodzaju zapomina się najczęściej o tym, że ludzie rozmnażają się
płciowo, a więc o tym, że każdy człowiek ma dwoje rodziców, a nie tylko
jednego, i nie zawsze oboje rodzice odczuwają przynależność do tej samej
grupy etnicznej. Jak zaś wiadomo, cechy dziedziczone są zarówno po
matce, jak i po ojcu. Zauważmy, że o ile dwaj bracia mają oboje rodziców
takich samych, to jednak synowie tych dwóch braci (kuzyni) mają na ogół
tylko 50% wspólnych przodków w drugim pokoleniu (każdy z nich ma
łącznie 4 dziadków, z czego tylko 2 jest wspólnych dla wszystkich).
Wnukowie tych braci mają zaś jedynie 25% wspólnych przodków w trzecim
pokoleniu (mają oni po 8 pradziadków, w tym tylko 2 wspólnych dla
wszystkich). Dlatego właśnie nie powinna więc nikogo dziwić różnica
wyglądu przeciętnego Bułgara i przeciętnego Polaka, którzy choć mają
wspólnych słowiańskich przodków, to jednak ich odsetek, wśród wszystkich
ich przodków, jest prawdopodobnie niezwykle mały. I dlatego też badania
mające na celu prześledzić przeszłość Słowian w oparciu o ich cechy
biologiczne muszą wzbudzać poważne wątpliwości natury metodologicznej.
Nazywanie grup etnicznych (czy wprost: narodów) populacjami jest
przykładem mieszania elementarnych pojęć, być może dopuszczalnego w
publicystyce, ale karygodnego w nauce. Niestety, istnieją pewni
teoretyzujący biologowie, zdający się nie rozumieć pojęcia „etnos” i
utożsamiający je z nieprecyzyjnie użytym określeniem „populacja”.
Zgodnie z powszechnie przyjętą definicją, populacja jest grupą takich
osobników danego gatunku, które krzyżują się niemal wyłącznie z
osobnikami należącymi do tej samej grupy. Grupy etniczne nie są więc
populacjami, bo odsetek dzieci ze związków członków jednej grupy z
członkami innej grupy zawsze był i jest zbyt znaczący, by go ignorować.
Czy zatem mamy prawo używać pojęcia „populacja Słowian”? Czy
rzeczywiście jakikolwiek naród stanowi układ na tyle przymknięty, aby
móc bez zastrzeżeń przyrównywać go do populacji w sensie, w jakim
terminu tego używa się w biologii?
Często jest tak, że domieszki wręcz dominują w danej grupie
etnicznej, dlatego właśnie przeciętny Bułgar zawdzięcza swoją
fizjonomię, a zapewne i genetykę, przede wszystkim swoim przodkom
niesłowiańskim: miejscowym bałkańskim (np. Trakom) i nieindoeuropejskim
(turkijskim Bułgarom). Natomiast fizyczne cechy odziedziczone po
przodkach słowiańskich są dzięki tym domieszkom głęboko schowane lub
wręcz nieobecne. Innymi słowy, należy zastanowić się, czy w ogóle
istnieją granice biologiczne (genetyczne, fizyczno-antropologiczne)
poszczególnych grup etnicznych, w tym Słowian.
A zatem, dzieje:
- ludzi w wymiarze biologicznym,
- języka,
- innych form kultury duchowej,
- kultury materialnej,
mogą, ale nie muszą być zbieżne. O problemie tym będzie jeszcze mowa
poniżej, jednak już teraz nie powinno już nikogo dziwić, dlaczego w
niniejszym artykule, choć pisanym przez biologa, fakty biologiczne nie
znalazły się w centrum rozważań.
Etnogeneza
Z dotychczasowych rozważań wynika, że badając problem pochodzenia
jakiejkolwiek grupy etnicznej, a więc także i Słowian, nie wolno
zapominać, że granice tej grupy wyznacza przede wszystkim świadomość
ludzka. Powoduje to znaczne komplikacje: nie ma właściwe metody badania,
jaka była świadomość ludzka w przeszłości. Próbując odpowiedzieć na
pytanie, skąd się wzięli Słowianie, musielibyśmy poznać pełną historię
tego terminu, tj. dowiedzieć się, jacy ludzie w danym okresie uważali
się za Słowian i jacy ludzie byli za Słowian uważani. Niestety, nawet w
odniesieniu do epoki historycznej, w której istniały źródła pisane,
nasza wiedza na ten temat jest bardzo skąpa. W odniesieniu zaś do okresu
przed pojawieniem się dokumentów pisanych możemy posługiwać się
właściwe jedynie spekulacjami. Co gorsza, nie ma nawet szans na to, aby w
przyszłości ktokolwiek uchylił tę zasłonę tajemnicy, chyba że opracuje
sposób podróżowania w czasie.
Zamiast więc zajmować się historią świadomości odrębności etnicznej
Słowian, o której powiedzieć możemy bardzo niewiele, skoncentrujmy się
na badaniu historii przejawów tejże odrębności. Jak wspomnieliśmy wyżej,
najważniejszym spośród nich jest język, nieco mniej wiarygodnym jest
kultura materialna. Innymi słowy, zamiast próbować odpowiadać na
pytanie, skąd się wzięli Słowianie, które jest nieprecyzyjne i na które
nie mamy szans udzielić odpowiedzi z braku danych, postarajmy się
skoncentrować na próbach ustosunkowania się do następujących kwestii:
- gdzie kiedyś mieszkali ludzie mówiący językiem, z którego rozwinęły się obecne języki słowiańskie,
- gdzie ma swoje źródła kultura materialna historycznych Słowian.
Będziemy natomiast unikać zagłębiania się w genetykę czy antropometrię, z uwagi na omówione wyżej trzy fakty:
- fakt posiadania przez współczesnych Słowian przodków, wśród których wielu jest niesłowiańskich,
- fakt, że ci niesłowiańscy przodkowie mają znaczny, a nawet decydujący udział w składzie genotypowym i fenotypowym Słowian,
- fakt, że wnioski z badań genetycznych i antropometrycznych nie
pomogą nam w znalezieniu odpowiedzi na żadne z dwóch konkretnych pytań o
rodowód ludzi mówiących niegdyś językiem słowiańskim i o rodowód
kultury materialnej przypisywanej Słowianom – a właśnie te dwa elementy,
a nie właściwości biologiczne, uznaliśmy wyżej za najbardziej istotne
przejawy odrębności etnicznej Słowian.
W okolicach znanej z produkcji sera miejscowości Cheddar (region
Bristolu w Anglii) odkryto swego czasu mumię, z której udało się pobrać
DNA do analizy. I cóż się okazało? Otóż nauczyciel historii w miejscowym
liceum, Anglik, jest prawdopodobnie bezpośrednim potomkiem
zmumifikowanego człowieka! Czy fakt ten uprawnia nas do stwierdzenia, że
Anglicy są autochtonami na Wyspach Brytyjskich? Wydaje się to wątpliwe:
Anglikiem mógł być jedynie jeden z wielu przodków tego człowieka (albo
nawet żaden, a języka angielskiego jego przodkowie nauczyli się kilkaset
lat temu, bo tym językiem mówili wszyscy inni wokół). A przecież ów
nauczyciel to właśnie Anglików traktuje jako swój własny naród, a język
angielski (a nie np. kornijski) jako swój język ojczysty. W jakim zaś
języku mówił jego genetyczny przodek, Człowiek z Cheddar, możemy tylko
zgadywać. Na pewno jednak nie był to język angielski.
I rzeczywiście, ze źródeł historycznych wiemy, że Anglicy nie
zamieszkują okolic Cheddar odwiecznie. Poprzedzali ich jacyś P-Celtowie
(Brytoni, Kornijczycy lub ich krewni), tych Q-Celtowie (Goidele, krewni
Iryjczyków przed zepchnięciem ich przez Brytów do Irlandii), tych z
kolei nieindoeuropejscy Kaledończycy i być może jeszcze szereg innych
nacji. Narody się zmieniały, geny jednak zostały.
Archeolog David Miles w książce „The Tribes of Britain” (za: „Wiedza i
Życie”, 11/2005, str. 12) uważa, że 80% genów białych Brytyjczyków
pochodzi od plemion zamieszkujących Wyspy Brytyjskie od czasów epoki
lodowcowej, a nie od Rzymian, Anglów, Sasów czy Wikingów. Zapewne też
nie od Celtów i w ogóle nie od Indoeuropejczyków, którzy pojawili się
tam stosunkowo niedawno. Nawet według skrytykowanego w innym miejscu
Renfrewa, szukającego praojczyzny Indoeuropejczyków w Anatolii i
bezpodstawnie wiążącego ich ekspansję z rozprzestrzenianiem się
rolnictwa, indoeuropejskie geny przybyły na Wyspy długo po stopieniu się
ostatnich fragmentów lądolodu. Mimo kompletnej językowej
indoeuropeizacji ludności łączącej się z wyparciem dawnych,
przedindoeuropejskich języków (jak zapewne piktyjski czy kaledoński),
nie doszło wcale do wyparcia starych genów, a wręcz przeciwnie, geny
przybyłe w czasie wielu migracji dziś stanowią zaledwie około 1/5 całej
puli genetycznej Wyspiarzy.
Literatura (W. Mańczak, „Wieża Babel”, Ossolineum 1999, za Diakonowem
i Orszaninem) cytuje także inny interesujący przykład. Otóż praojczyzną
ludów turkijskich był region Ałtaju. W sensie biologicznym przodkowie
Turków byli „skośnoocy”, tzn. mieli cechy rasy (lub jak kto woli
odmiany) „żółtej”. Do dziś cechy przodków zachowali np. Jakuci i inne
ludy wschodnioturkijskie.
W pewnym okresie dziejów doszło jednak do ekspansji Prototurków na
zachód. Dotarli oni do Turkmenii, Azerbejdżanu, no i oczywiście do
Anatolii. I cóż się okazuje? Tylko 51% dzisiejszych Kirgizów ma fałdę
mongolską. Im dalej od praojczyzny, tym odsetek ten jest mniejszy: cecha
ta występuje u 22% Kazachów, 11% Uzbeków i 6% Turkmenów. Wśród
dzisiejszych Azerów ludzi „skośnookich”, których biologicznymi przodkami
mogli być Prototurcy, jest zaledwie 2 procent. W Turcji zaś praktycznie
nie ma mieszkańców z widoczną fałdą mongolską. Wygląda na to, że choć
Turcy jako naród mają pochodzenie wschodnie, ałtajskie, to jednak w
sensie biologicznym są zdecydowanymi autochtonami, Anatolijczykami.
Choćby tylko te przykłady pokazują, że oparcie pojęcia „naród” o
kryteria biologiczne jest najgorszym z możliwych rozwiązań, a korelacja
danych biologicznych i językowych jest znikoma. Ponadto płynie z nich
ciekawy, acz oczywisty wniosek, że nasi językowi przodkowie przed rokiem
500 n.e. mogli zamieszkiwać na przykład tereny Ukrainy, ale jest przy
tym również możliwe i prawdopodobne, że niektórzy inni nasi przodkowie
(biologiczni, lub jak kto woli, genetyczni) zamieszkiwali wówczas tereny
„Odrowiśla”, czyli dzisiejszej Polski. Fakt istnienia w jednej grupie
ludzi genów różnego pochodzenia nie może dziwić. Przecież Słowianie
zajmujący tereny zamieszkane uprzednio przez ludność należącą do innych
etnosów nie wycinali jej w pień, tylko się z nią krzyżowali. Nawet w
przypadku dokonywania krwawych najazdów zwycięzcy wojowie zabijali
zapewne swoich męskich przeciwników, oszczędzali jednak kobiety i
czynili je matkami swoich własnych dzieci. Ten właśnie mechanizm
spowodował, że dziś Turcy niemal nie wykazują cech genetycznych swoich
ałtajskich przodków. Stawia to w zupełnie innym świetle spór między
autochtonistami, uważającymi tereny Polski za praojczyznę Słowian, a
allochtonistami, szukającymi tejże praojczyzny na Ukrainie.
Cudowne rozmnożenie
Szczegółowego wyjaśnienia wymaga także problem dyskutowany dalej w
treści artykułu, który często podnoszony jest przez pewne osoby
starające się zdyskredytować poglądy swoich przeciwników, które
korzystają z twierdzeń przyjętych a priori, zapewne z braku sensownych
argumentów. Otóż według Godłowskiego, zwolennika hipotezy
allochtonicznej, w VI wieku na Ukrainie żyło 300 tys. Słowian.
Łowmiański oszacował natomiast liczbę Słowian w XI wieku na 7 285 tys.
Zdaniem zwolenników hipotezy autochtonicznej, aby nastąpił taki przyrost
liczebności, musieliby oni „rozmnażać się jak króliki”. Z drugiej
strony, Kurnatowski szacuje liczbę Słowian w całej ich wschodniej i
zachodniej niszy w VI wieku na 1 600 tys., i wartość ta ma jego zdaniem
uprawdopodobniać hipotezę autochtoniczną.
Musimy tu jednak zadać dwa kłopotliwe pytania:
- Na ile wiarygodne jest szacowanie liczebności Słowian na Ukrainie w VI wieku na 300 tysięcy (jakie są podstawy tego szacunku)?
- Czy ktoś mimo wszystko policzył, jak wielki musiałby być przyrost naturalny Słowian przy przyjęciu cytowanych szacunków?
Nie będziemy tu przedstawiać polemiki z przedstawionymi wyliczeniami i
przyjmiemy je za prawdziwe. Skorzystamy natomiast ze znanego wzoru na
procent składany, aby obliczyć przyrost naturalny Słowian na przestrzeni
pięciuset lat:
A = a * rn
gdzie:
- a – liczebność w roku 500 n.e.; a = 300 000;
- A – liczebność w roku 1000 n.e.; A = 7 285 000;
- n – ilość pokoleń;
- r oznacza 100% + x, gdzie x jest szukanym przyrostem naturalnym.
Przy założeniu, że średnia długość pokolenia wynosi 20 lat (to
znaczy, w takim wieku rodziców rodziły się ich dzieci – dla okresu
wczesnego średniowiecza założenie to nie sprawia wrażenia
nieprawdopodobnego) otrzymujemy n = 25 pokoleń na przestrzeni 500 lat.
Mamy zatem:
7 285 000 = 300 000 * r25
(dzielimy obie strony przez 1000 i logarytmujemy stronami)
log 7 285 = log 300 + 25 * log r
25 * log r = 1,38531
log r = 0,0554
r = 1,14
co daje przyrost naturalny ok. 14% na pokolenie, czyli 0,7% lub 7‰
rocznie. Podobne obliczenia wykonane dla danych podanych przez
Kurnatowskiego dają natomiast ok. 6% na pokolenie, czyli 0,3% lub 3‰
rocznie. Warto zestawić te dane np. z sytuacją w Irlandii w roku 2003,
gdzie podobnie liczony przyrost naturalny wyniósł ponad 8‰. Znacznie
wyższe wskaźniki obserwuje się współcześnie np. w Indiach czy Chinach –
sięgają tam one 15‰. Nie chodzi tu przecież ani o kraje o nadmiernie
wysokim poziomie życia, ani o kraje cierpiące na nadprodukcję żywności.
Trudno też posądzać ich mieszkańców o masowe naśladowanie obyczajów
godowych długouchych futrzaków.
Nie wydaje się więc, aby przyrost naturalny w wysokości 7‰ rocznie
był do tego stopnia wysoki, aby usprawiedliwić zabawne aluzje do
królików. Mimo to niektórzy biologowie zarzucają humanistom ignorancję w
dziedzinie biologii populacji i dynamiki ludnościowej, podkreślając ich
ważną rolę w badaniach etnogenetycznych. Twierdzą wręcz, że humaniści
nie uprawiają rzetelnej nauki, a jedynie spekulują, i że w
przeciwieństwie do nich jedynie nauki przyrodnicze są w stanie cokolwiek
wyjaśnić. Co gorsza, humaniści wykazują jakoby karygodną beztroskę w
mówieniu o ważnych sprawach społecznych, zapewne dlatego, że śmią
podważać tezę o historycznym prawie Słowian do pewnych ziem, opartą na
fakcie, że na ziemiach tych mieszkają oni odwiecznie. Czy dla
dzisiejszego człowieka twierdzenie, że tereny Polski zamieszkiwali 1500
lat temu Germanie, rodzi jakiekolwiek konsekwencje? A czy nasze pobożne
życzenie, abyśmy to my żyli tu „od zawsze” (od czasów Adama?
ab urbe condita?
a mundo creato?), ma służyć jako argument w dyskusji? Czyż zadaniem nauki nie jest stawianie czoła tego właśnie typu życzeniom?
A jeśli nawet komuś przyrost 7‰ wydaje się wciąż za wysoki, istnieją
dalsze fakty, które pozwalają utrzymać w mocy hipotezę o ukraińskiej
ojczyźnie Słowian. Rzecz w tym, że Słowianie wchłaniali w ciągu dziejów
inne narody, jak na przykład turkijskich Bułgarów. Dla czasów nieco
wcześniejszych wymienić tu można przypuszczalnie irańskich Sarmatów i
italskich Wenetów, całkiem możliwy jest też udział Scytów, a w latach
około 300 – 500 n.e. również części Gotów i innych plemion germańskich. A
zatem nawet niezbyt wysoki przyrost naturalny Słowian mógł rzeczywiście
być wystarczający, aby doprowadzić do znacznego zwiększenia ich
liczebności w latach 500 – 1000 n.e., ponieważ asymilowali oni ludy,
które zastawali na nowo zajmowanych terenach.
Dane biologiczne
Sugerowany przez niektóre dane antropologiczne autochtoniczny
charakter ludności słowiańskiej nie stoi w sprzeczności z możliwością
wschodniego rodowodu naszych językowych przodków. Dane tego rodzaju nie
stanowią przecież dowodu, że ludność zamieszkująca tereny obecnej Polski
w końcu starożytności używała języka słowiańskiego. W żaden sposób nie
przeczą również możliwości wejścia owej ludności w skład słowiańskiego
etnosu 25 pokoleń później. W jego ostatecznym uformowaniu się do ok.
roku 1000 w znaczącym stopniu mogli bowiem wziąć udział przedsłowiańscy
autochtoni, którzy pozostawili ślady w naszych genach i cechach
fizycznych, obok śladów przyniesionych przez najeźdźców znad Dniepru.
Warto w tym kontekście przypomnieć, że dane antropologii fizycznej
dowodzą również miejscowego pochodzenia ludności zamieszkującej
współczesną Turcję, mimo że historia informuje nas o ałtajskim
rodowodzie Turków.
Czy jednak faktycznie dane biologiczne wskazują jednoznacznie na
autochtoniczny charakter Słowian zamieszkujących „Odrowiśle”? Jak piszą
parający się tym zagadnieniem autorzy, pod względem cech fizycznych
„zarówno ludność kultury wielbarskiej, jak i czerniachowskiej wykazuje
duże podobieństwo do ludności grupy masłomęckiej z Lubelszczyzny” (W.
Kozak-Zychman). Również inne badania ludności Polski sugerują jej
genetyczne podobieństwo do ludności Ukrainy i południowej Rosji. Jednak
znaleziono także ślady wskazujące na powinowactwo z ludnością Półwyspu
Iberyjskiego (związki tego rodzaju mogą sięgać aż do epoki eneolitu i
mogą sugerować genetyczną łączność z przedindoeuropejską ludnością
Europy). Wynikają z tego trzy wnioski, niezbyt zaskakujące dla tego, kto
prześledził uważnie dotychczasowy wywód:
- Słowianie w swojej historii nie dbali o zachowanie „czystości rasowej” i mieszali się z innymi ludami,
- w słowiańskich genach możemy odszukać rozmaite ślady tej zawikłanej przeszłości,
- badania genetyczne nie są w stanie w żaden sposób pomóc w ustaleniu
miejsca, gdzie w starożytności mieszkali ludzie mówiący językiem będącym
przodkiem współczesnych języków słowiańskich.
Genetykom molekularnym wydaje się czasami, że ich ustalenia są
bardziej wiarygodne od rezultatów osiągniętych w wyniku dociekań
lingwistów, historyków i archeologów (i owe rezultaty określają wręcz
mianem spekulacji). Tymczasem z przyczyn wyżej wymienionych to właśnie
dane zebrane przez genetyków pozbawione są jakiejkolwiek wartości dla
badań nad etnogenezą. Niezależnie od tego, co się sądzi o naukach
humanistycznych, genetyka nie pomoże w rozwiązaniu kwestii pochodzenia
np. Słowian czy Indoeuropejczyków.
Genetyka jest z pewnością pomocna w wyjaśnianiu takich zagadnień, jak
okoliczności zasiedlenia Ameryki, i to zarówno w okresie przed
Kolumbem, jak i po nim (np. w tym drugim zakresie badania genetyczne
populacji współczesnych Amerykanów mogą pomóc, upraszczając sprawę, w
ustaleniu odsetka osób proweniencji irlandzkiej czy polskiej). Te same
badania nie mogą jednak objaśnić np. zasięgu języka angielskiego w
Ameryce. Wiadomo, że jest to język ojczysty ludzi nie tylko pochodzenia
brytyjskiego, ale i afrykańskiego czy polskiego. Językoznawcy nie
interesuje, a etnologa może najwyżej zaciekawić, skąd wzięły się
niebrytyjskie domieszki wśród badanego przez niego etnosu. Podobnie jest
w kwestii pochodzenia Słowian czy Indoeuropejczyków: lingwistę czy
etnologa zainteresuje przede wszystkim, skąd wywodzą się ci, którzy
przynieśli indoeuropejski język. W genach nie jest przecież zapisane,
jakim językiem mówili genetyczni przodkowie ludzi współczesnych. I
dlatego badania genetyczne w określonych przypadkach nie są i nie mogą
być pomocne w ustaleniu etnogenezy danego narodu. W podanym przykładzie
badania te nie są w stanie w żaden sposób wyjaśnić, dlaczego
Afroamerykanie mówią dziś po angielsku (a nie jakimś językiem bantu).
Nie dowodzą one również afrykańskiego pochodzenia języka angielskiego.
Podobnie stwierdzenie wśród Polaków np. elementów iberyjskich nie
dowodzi jeszcze zachodniego pochodzenia języków słowiańskich, a
stwierdzenie w populacji zachodniej Europy elementów genetycznych
istniejących tam od 35 tysięcy lat nie dowodzi, że używane tam dziś
języki pochodzą od języków używanych tam 35 tysięcy lat temu.
Model zakładający, że narody żyją w pełnej izolacji i że zachowują
tak język, jak i cechy genetyczne swoich przodków, jest modelem nie
tylko błędnym, ale wręcz naiwnym. W rzeczywistości zmiany genetyczne
określonej populacji zachodzą zupełnie innymi drogami niż zmiany jej
języka i świadomości etnicznej. Nikt rzecz jasna nie twierdzi, że
genetyczna historia określonego obszaru nie jest ciekawym problemem
badawczym, jest chyba jednak oczywiste, że problem ten nie ma nic
wspólnego z badaniem etnogenezy.
Pewni słoweńscy pseudouczeni starają się udowodnić, że ich naród
pochodzi od starożytnych Wenetów, w dodatku spokrewnionych jakoby z
Etruskami. Niezależnie od chybionych metod, za pomocą których usiłują
dowieść zbieżności między wymarłymi językami Wenetów i Etrusków a
dzisiejszymi dialektami słoweńskimi, posługują się oni niebudzącym
żadnych wątpliwości argumentem z dziedziny genetyki. Chodzi mianowicie o
badania, zgodnie z którymi skład genetyczny ludności zamieszkującej
obszar współczesnej Słowenii nie zmienił się od jakichś 7 tysięcy lat, a
może nawet więcej. Jak to więc możliwe, że przodkowie Polaków (zgodnie z
argumentacją genetyczną) przybyli ze wschodu, natomiast przodkowie
pokrewnych im językowo Słoweńców (chyba nikt tego twierdzenia nie
podważa) od co najmniej roku 5000 p.n.e. zamieszkują tereny, na których
żyją i dzisiaj.
Interpretacja tych faktów jest banalna. Główny trzon ludności
Słowenii może stanowić ludność zasiedziała tam od czasów zamierzchłych.
Jednak język i „słowiańskość” Słoweńców nie mają z tym faktem nic
wspólnego: stosunkowo niewielka grupa Słowian (co widać z badań
genetycznych) przybyła na tamte tereny około roku 500 n.e. (tego
genetyka raczej nie jest w stanie potwierdzić) i spowodowała zupełne
wynarodowienie tubylców, tj. przyjęcie przez nich języka i kultury
najeźdźców. Żadna inna hipoteza nie wytłumaczy ewidentnego pokrewieństwa
językowego tego narodu z innymi narodami słowiańskimi. Nieistotny jest
procentowy stosunek owych przybyszów do ludności zastanej – ważne, że to
właśnie oni przynieśli swój język i kulturę, które przetrwały do dziś.
To właśnie jednak dzięki tej nielicznej grupie Słoweńcy zyskali poczucie
przynależności do narodów słowiańskich.
W badaniach etnogenetycznych ważne są więc dzieje języków, a nie
poszczególnych ludzi. Badania genetyczne dowodzą podobno, że migrację ze
wschodu na obszar dzisiejszej Słowenii można w ogóle zaniedbać. Badania
językoznawcze dowodzą, że migracji tej zaniedbać nie sposób.
Jak doniósł jeden z respondentów, w poszukiwaniu praojczyzny
Indoeuropejczyków pomocne ma być według niektórych badaczy badanie
występowania mutacji M17 (Eu19) chromosomu Y. Okazuje się mianowicie, że
w zachodniej części Europy mutacja ta jest rzadka, za to występuje
licznie w Europie wschodniej. Ma ona mianowicie występować u 54%
mieszkańców Ukrainy, 56% mieszkańców Polski i 60% mieszkańców Węgier.
Mutację tę znaleziono także u ponad 45% mieszkańców północnych Indii (a
dokładniej u Sindhów i Pantanów). Mutację M17 znaleziono wreszcie „u 80%
Celtów” (Rosser, 2000).
Już choćby tylko pobieżna analiza tych danych pokazuje, że są one
pozbawione wszelkiej wartości dla poszukiwań miejsca, z którego
Indoeuropejczycy rozpoczęli swoje migracje. Z jednej bowiem strony
wysoka częstotliwość mutacji M17 u niektórych ludów indyjskich i
słowiańskich mogłaby sugerować ich bliskie pokrewieństwo, któremu
przecież nie przeczą dane językoznawcze. Jednak w takim razie całkowicie
niewytłumaczalny byłby wysoki odsetek tejże mutacji u Węgrów, którzy
nie mają nic wspólnego ani ze Słowianami, ani z Hindusami, ani w ogóle z
Indoeuropejczykami. Jeszcze bardziej tajemnicza byłaby wysoka
częstotliwość M17 wśród Celtów… Z załączonej mapki widać jednak
wyraźnie, że spory odsetek M17 występuje jedynie u mieszkańców Orkadów:
Warto w tym kontekście uświadomić sobie, że mimo położenia u wybrzeży
północnej Szkocji Orkady były zamieszkane w przeszłości przez Piktów, a
bezpośrednio potem przez Wikingów, a nie przez celtyckich Szkotów.
Niezależnie od tego faktu, jeżeli rzeczywiście mutacja M17 miałaby być
charakterystyczna dla Indoeuropejczyków, dlaczegóż brak jej niemal
zupełnie w indoeuropejskiej przecież Europie zachodniej? I skąd wysoka
frekwencja tej mutacji wśród niektórych ludów turkijskich, w tym
Kirgizów, podczas gdy jest ona bardzo rzadka u innych, np. Kazachów?
Jak widać, nie ma żadnej korelacji między przynależnością etniczną a
występowaniem tej czy innej mutacji. Nie ma też korelacji między
występowaniem różnych mutacji – wystarczy porównać mutacje M17 i M173.
Na przykład dużej częstotliwości „przedindoeuropejskiej” mutacji M173
wśród mieszkańców Orkadów, Czech i Słowacji towarzyszy duża
częstotliwość „indoeuropejskiej” mutacji M17, natomiast u Brytyjczyków
mimo dużej częstotliwości M173 praktycznie brak M17. Na Ukrainie z kolei
często pojawia się M17, brak natomiast zupełnie M173. Fakty te mogą
przemawiać jedynie za całkowitą bezużytecznością danych genetycznych dla
badań nad etnogenezą. Innymi słowy, genetyka dostarcza co prawda danych
pewniejszych niż lingwistyka, jednak interpretacja tych danych wymaga
już zupełnego popuszczenia wodzy fantazji.
Autor niniejszego artykułu mówi od dziecka po polsku, tak samo jak
jego rodzice. Po polsku mówiło na pewno czworo jego dziadków, ośmioro
pradziadków i prawdopodobnie też szesnaścioro prapradziadków. Ilu jednak
spośród przodków sprzed 10, 20, 50 czy 100 pokoleń używało języka
polskiego (czy raczej języka, z którego polski się rozwinął), tego nie
wiadomo. Nie ma również pewności, że wszyscy ci ludzie mówili wciąż tym
samym językiem. W genach autora mogą zatem znajdować się pozostałości po
tych niesłowiańskich przodkach, nie ma to jednak wspólnego ani z
pochodzeniem języka polskiego, ani z etnogenezą Słowian. Mogłoby nawet
okazać się, że na przykład (analogicznie do przykładu z Turkami i
Azerami) tylko 2% spośród tych przodków to „genetyczni” Polacy
(Słowianie, Bałtosłowianie itd.), a inni to na przykład przedsłowiańscy
(niesłowiańscy) mieszkańcy naszych ziem. A zatem dane pozyskane z
badania genomu autora można całkowicie zignorować, co właśnie ów autor
czyni w dalszej części artykułu, zgodnie z zasadą naukowej rzetelności.
Wypada poza tym spytać, jakie znaczenie mają badania genetyczne dla
wyjaśnienia etnogenezy Anglików, Bułgarów, Rumunów, Turków, Hiszpanów
czy Francuzów. Czy mają one jakąkolwiek wartość poznawczą? Ciekawe jest
na przykład, jaki procent genów współczesnych Hiszpanów wywodzi się od
puli genetycznej mieszkańców miasta Rzymu. A przecież chyba oczywiste
jest, że tak język, jak i etnos hiszpański jest w prostej linii
potomkiem etnosu Rzymian. Choćby już tylko z analizy tego przykładu
płynie oczywisty wniosek, że genetyka nie ma nic wspólnego z etnogenezą i
nie może w żaden sposób przyczynić się do rozwiązania problemów, które
sprecyzowano wyżej. Jedynym jej zastosowaniem mogłoby być wskazanie
narodów, które w przeszłości krzyżowały się ze Słowianami, a i tak
wnioski z badań należałoby potraktować z wielką ostrożnością.
Dlaczego wygrali Słowianie?
Ostatnim problemem, który tu wypada poruszyć, jest próba odpowiedzi
na pytanie, jak to się stało, że to Słowianie okazywali się zwycięzcami w
czasie, gdy dochodziło do mieszania się ich z innymi ludami – z
Trakami, ze zromanizowanymi ludami Bałkanów, z turkijskimi Bułgarami, a
wcześniej zapewne z Awarami, Hunami, Sarmatami, Scytami czy Wenetami.
Zazwyczaj sądzi się, że w przypadku nałożenia się dwóch kultur na
siebie zwycięsko z potyczki wychodzi kultura wyżej rozwinięta. Sprawdźmy
więc, czy rzeczywiście tak się dzieje, analizując szereg przykładów
dostarczonych przez historię.
- Rzymianom nie udało się wynarodowić Traków na terenie dzisiejszej Bułgarii.
- Rzymianom udało się natomiast zromanizować Dację i to pomimo krótkiego okresu zależności tej prowincji od Rzymu.
- Słowianom udało się zeslawizować Trację.
- Słowianom nie udało się jednak wynarodowić Rumunów na terenie dawnej Dacji.
- Zarówno romańska Rumunia, jak i słowiańska Bułgaria, oparły się turkijskim Bułgarom, Pieczyngom i innym.
- Słowiańska Panonia oparła się Awarom.
- Słowiańska Panonia uległa jednak najeźdźcom madziarskim (Węgrom).
- Turkom seldżuckim i osmańskim udało się sturczyć Anatolię, gdzie wcześniej rozwijała się wysoko rozwinięta kultura helleńska.
- Turkom nie udało się natomiast sturczyć Bałkanów, zamieszkałych przez stosunkowo prymitywnych Słowian.
- Rzymianom nie udało się zromanizować przedceltyckich Basków.
- Rzymianom udało się jednak zromanizować Celtów w Galii i na Płw. Iberyjskim.
- Wizygotom, Wandalom i Frankom nie powiodła się natomiast germanizacja tych obszarów (sami ulegli romanizacji).
- Nie powiodła się również arabizacja Płw. Iberyjskiego, mimo
długotrwałej obecności rozwiniętej kultury arabskiej na tych terenach.
Jak widać, teza o tym, że wygrywa zawsze kultura wyższa, jest w
sposób oczywisty nieprawdziwa. O tym, który z dwóch etnosów zachowa
swoją językową tożsamość, a który ją straci, decyduje zapewne cały,
skomplikowany zespół czynników, a czasami być może i zwykły przypadek.
Nie ma zatem ani specjalnej możliwości, ani specjalnej potrzeby, by
zastanawiać się nad przyczynami, dlaczego w ogóle Słowianom udawało się
zdominować ludy, które zastawali na nowo zajętych przez siebie terenach.
Problem ten będzie więc całkowicie pominięty w dalszej części artykułu.
Uwaga: o pochodzeniu Słowian można poczytać w Wikipedii.
Pytanie, gdzie zamieszkiwali Słowianie w okresie poprzedzającym ich
pojawienie się na kartach historii, wzbudzało i wciąż wzbudza wielkie
emocje. Wojciech Jóźwiak przedstawił świetny przegląd koncepcji
dotyczących tego problemu na łamach witryny Taraka.
Dla przypomnienia: pierwotne siedziby Słowian lokalizuje się:
- w Polsce, ewentualnie także na Wołyniu i Podolu (koncepcja autochtonistyczna),
- na Środkowym Podnieprzu (między Kijowem a Mohylowem – koncepcja Godłowskiego),
- między Wołgą a Uralem, potem przez 100 lat jak w pkt. 2 (koncepcja Czupkiewicza),
- nad Jez. Aralskim (do ok. 350 n.e.), potem najechali Europę jako
Hunowie (koncepcja Bańkowskiego – patrz ostatnio wydany „Etymologiczny
słownik języka polskiego”).Dodatkowo zakłada się niekiedy, że:
- plemiona sarmackich Antów, Serbów i Chorwatów (konni pasterze,
„ochroniarze”) dołączyły do Słowian (rolnicy, piechota), w wyniku czego
powstała kultura mieszana przypominająca stosunki między Fulbe a Hausa w
Afryce;
- brak (rozpoznanych) Słowian przed 400 r. n.e. oznacza, że byli oni
wtedy jedną z grup bałtyjskich, zapewne skrajnie południową; dorzecze
Dniepru w starożytności było zamieszkałe przez zróżnicowane grupy
mówiące językami bałtyjskimi („Borystenidzi”), ich południowa peryferia
została ok. 300-400 zmieszana z Sarmatami (?) i uformowała się w nowy
ekspansywny etnos znany jako Słowianie.
Wypada wymienić tu jeszcze 3 nowsze koncepcje:
- wg Gołąba:
- praojczyzna w górnym dorzeczu Donu do 1000 p.n.e.,
- pobyt nad środkowym Dnieprem,
- po inwazji Scytów (700 p.n.e.) od Odry po Don,
- wg Martynowa:
- etap protosłowiański w zach. części terytorium Bałtów (XII w. p.n.e.),
- oddziaływania substratu italskiego, wytworzenie kultury łużyckiej,
- etap prasłowiański: oddziaływania irańskie (V w. p.n.e.),
- osiągnięcie zachodniej granicy na Odrze (V – III w. p.n.e.),
- kontakty z Celtami w okolicach Wrocławia (III w. p.n.e.),
- początki n.e.: rozszerzenie obszaru słowiańskiego po Prypeć.
- wg Trubaczowa: praojczyzna Słowian nad środkowym Dunajem.
Aby ocenić prawdopodobieństwo słuszności tych koncepcji, zacznę od
przedstawienia listy przesłanek, na razie bez względu na to, czy są
prawdziwe. W oparciu o te przesłanki postaram się zaproponować następnie
najlepsze rozwiązanie.
Przed przystąpieniem jednak do tych rozważań pozwolę sobie na
niewielką dygresję. Otóż swego czasu Milewski twierdził, że na obszarze
Polski południowej jest szereg nazw rzek o rodowodzie iliryjskim,
podczas gdy Nalepa uważał, że takich nazw nie ma. Warto w tym miejscu
podkreślić, że bezkrytyczne wymienianie istniejących, sprzecznych
koncepcji jest niczym więcej jak przejawem hołdowania prymitywnemu
autorytaryzmowi. Niezbędna jest analiza argumentów za oboma poglądami.
Okazuje się, że praca Milewskiego jest późniejsza i że znajduje on nowe,
prawdopodobne etymologie dla pewnych nazw, podczas gdy Nalepa cytuje
stare i błędne. Warto z tej „anegdoty” wyciągnąć wnioski i samemu nie
popełniać podobnych błędów.
FAKTY HISTORYCZNE
- Słowianie nie byli znani Rzymianom.
- Wisłę uważano za granicę między Germanią a Sarmacją.
- Nie ma dowodów na obecność Słowian nad Jez. Aralskim.
- Słowianami mogli być Neurowie Herodota.
- Ok. 150 n.e. nad Wołgą (Rha) zamieszkiwali Souobenoi.
- Słowianie nie są nigdzie opisywani jako lud typu stepowego.
- W VI wieku masa Słowian kolonizuje wielkie obszary Europy.
- Sarmaci znikają z historii, gdy pojawiają się w niej Słowianie.
- Pozostałością ludu Antów są dziś kaukascy Adygejczycy.
- Pewne ludy roztapiają się w masie Słowian w ciągu historii.
FAKTY ARCHEOLOGICZNE
- Brak Słowian i pozostałości po nich w przeciwieństwie do Bałtów.
- Na terenach Polski istniały kultury stworzone przez Germanów i inne ludy.
- W okresie Wędrówki Ludów ziemie polskie uległy wyludnieniu.
- Ogólny poziom kultury materialnej uległ znacznemu regresowi między V a VI w. n.e.
FAKTY LINGWISTYCZNE – ANALIZA JĘZYKA
- Słowiańskie liczebniki 2, 3 i 4 różnią się od 5 – 10.
- Słowo oznaczające kawałek drewna etymologicznie znaczy „coś pływającego”.
- Termin Slověni nie ma jasnej etymologii słowiańskiej.
- Słowiańska nazwa konia była często używana.
FAKTY LINGWISTYCZNE – POKREWIEŃSTWO Z INNYMI JĘZYKAMI
- Podobieństwa między bałtyjskim a słowiańskim są wg niektórych wtórne.
- Słowiańskie (języki satəm) posiadają sporo wyrazów typu kentum.
- Podobno bardzo liczne są zbieżności wyłącznie słowiańsko-germańskie.
- Istnieją zbieżności słowiańsko-mesapijskie.
- Istnieją zbieżności słowiańsko-ormiańskie.
- Słowiański nie jest językiem mieszanym.
FAKTY LINGWISTYCZNE – KONTAKTY MIĘDZY JĘZYKAMI
- W słowiańskim istnieją zapożyczenia germańskie.
- W słowiańskim istnieją zapożyczenia łacińskie.
- W słowiańskim istnieją zapożyczenia irańskie.
- W językach bałtyjskich istnieją terminów zbieżne z irańskim, a nieobecne w słowiańskim.
- Znane są zapożyczenia trackie, greckie i celtyckie w dawnym słowiańskim.
- Istnieją poglądy, że w języku prasłowiańskim były pożyczki uralskie.
- Istnieją poglądy, że w języku prasłowiańskim były pożyczki ałtajskie (głównie turkijskich).
- Hunowie podobno używali słowiańskich słów medos i strava.
FAKTY LINGWISTYCZNE – NAZWY GEOGRAFICZNE
- W starych nazwach rzek polskich brak jest germańskiej przesuwki spółgłosek.
- Nazwy rzek polskich w większości nie są słowiańskie.
- Nazwa Wisły została zapożyczona przez Germanów od Bałtów, a nie od Słowian.
- Nazwy rzek w środkowym i górnym dorzeczu Dniepru są bałtyjskie, nie słowiańskie.
- Nazwy typu Zarzecze, Zagórze mogą wskazywać na kierunek migracji Słowian.
FAKTY LINGWISTYCZNE – INNE NAZWY WŁASNE (np. plemienne)
- Nazwy plemion słowiańskich powtarzają się na różnych obszarach.
- Nazwy „Antowie”, „Serbowie” i „Chorwaci” to plemienne nazwy sarmackie.
- Polska szlachta miała zagadkowe nazwy osobowe i herbowe.
- Słowianie używali imion dwuczłonowych – życzeniowych.
ZAGADNIENIA SPECJALNE
- Słowian w pewnych źródłach określa się jako Wenetów.
- Ważne wydarzenia we wczesnej historii Słowian.
FAKTY HISTORYCZNE
1. Słowianie nie byli znani Rzymianom.
Słowianie nie docierali do Cesarstwa Rzymskiego. Nie byli znani nawet
nad Dunajem, ich imiona nie są obecne w dokumentach łacińskich tamtego
okresu. Jeśli fakty te nie zostaną w jakiś sposób podważone, pozostaną
silnym argumentem przeciw koncepcji autochtonistycznej (1) i jej
odmianie sformułowanej przez Martynowa (6), a także przeciw dunajskiej
koncepcji Trubaczowa (7).
2. Wisłę uważano za granicę między Germanią a Sarmacją.
Wisłę uważano w starożytności za granicę między Germanią a Sarmacją
lub między Germanami a Wenetami (Wenedami). Znane są jednak i inne
przekazy. Np. Pomponiusz Mela wśród rzek Germanii wymienia tylko
Amissis, Visurgis i Albis (Ems, Wezera, Łaba). Według niego Wisła była
granicą między Sarmatami a Azją. Dla Strabona (okolice przełomu er)
Germania kończyła się na Łabie. Tacyt zastanawiał się, czy Wenedów i
Fennów (sic!) zaliczyć do Germanów czy Sarmatów. Wydaje mi się na
podstawie tego skróconego przeglądu wiedzy geograficznej, że wszelkie
użycie jej jako jakiegokolwiek argumentu (tak za jak i przeciw jakiejś
koncepcji) jest po prostu chybione.
3. Nie ma dowodów na obecność Słowian nad Jez. Aralskim.
Nic nie wiemy o jakimkolwiek etnosie w okolicach Jeziora Aralskiego,
który by w czymkolwiek przypominał Słowian i zasiedlał przed 300 r. n.e.
obecny Uzbekistan. Okolice te mają dość dobrą dokumentację historyczną.
Duży minus dla Bańkowskiego (koncepcja 4).
4. Neurowie byli Słowianami.
Herodot (V wiek p.n.e.) lokalizuje na obszarze Podola i Wołynia
plemię Neurów. Neurów niektórzy uważają za Słowian znajdując w ich
nazwie słowiański rdzeń
*neur- (por.
nurzać, nurek
itd.). Tymczasem inni (zapewne słusznie) wykazują bezzasadność wiązania
tych wyrazów i znajdują dla nazwy Neurów etymologie bałtyjskie lub
fińskie. Za Słowian uważano także plemię Budinoi, a nawet Scytów Oraczy
Herodota (Niederle, w przeciwieństwie do irańskich Scytów –
koczowników). Stworzono też (najczęściej mocno naciągane) etymologie
słowiańskie dla innych nazw ludów / plemion znanych w starożytności
(Lugii, Oueltoi, Mugilones, Galindoi, Antes, Silingowie, Bulanie). Z
uwagi na wielość i hipotetyczność możliwych interpretacji przesłanka ta
nie ma żadnej wartości dowodowej.
5. Słowianie mieszkali ok. 150 n.e. nad Wołgą.
Według Ptolemeusza (rok ok. 150 n.e.) nad Wołgą (
Rha) zamieszkuje plemię
Souobenoi;
według tegoż Ptolemeusza na prawym brzegu Wisły u jej ujścia
zamieszkują Wenedowie, pisze on także o Zatoce Wenedzkiej i Górach
Wenedzkich – ich lokalizacja jest przedmiotem sporów. Zbieżność nazw
Suobenoi i
Slověni może być przypadkowa, lecz nie musi, zob. niżej. Ptolemeusz pisze też o Stawanach (
Stauanoi),
zamieszkujących między plemionami bałtyckimi a irańskimi. W każdym
razie z uwagi na wielość i hipotetyczność możliwych interpretacji… (jak
wyżej).
6. Słowianie nie są opisywani jako lud typu stepowego.
Słowianie, odkąd pojawiają się pod swoją nazwą, nie są nigdzie
opisywani jako lud typu stepowego, pasterski i jeżdżący i walczący
konno. Podkreślany jest za to ich związek z wodą i z rzekami. Osiedlają
się w dolinach rzek i biorą za gospodarkę rolną, nie za wypas zwierząt.
Omijają okolice stepowe, jak niziny nad Dunajem i Cisą. Wynika z tego,
że Słowianie raczej nie byli nomadami i prowadzili osiadły tryb życia.
Wątpliwe, aby bezdrzewny step wykorzystywali jedynie jako pastwiska.
Minus dla Bańkowskiego (koncepcja 4).
7. W VI wieku Słowianie kolonizują wielkie obszary Europy.
W VI wieku na arenie historii zjawia się nagle masa Słowian i
kolonizuje Połabie, Czechy i Bałkany. Przyczyny wędrówki są niejasne i
niezwykłe dla ludu rolniczego i osiadłego. Jednak z tego, że takich
przyczyn nie umiemy przekonująco przedstawić nie wynika jeszcze, że ich
nie było! Można tu mówić choćby o korzystnej zmianie warunków
naturalnych lub o wprowadzeniu jakiej nowej technologii, co zwiększyło
stan populacji i zmusiło do migracji w poszukiwaniu nowych obszarów pod
uprawę. Można też zakładać wcielenie w swoje szeregi ludów ościennych
lub najeźdźców i przez to przekroczenie zdolności produkcji na danym
terenie. Argument ten, z którego miałby wynikać nieosiadły charakter
Słowian, nie ma w każdym razie większej wartości dowodowej.
8. Sarmaci znikają z historii, gdy pojawiają się w niej Słowianie.
Fakt zniknięcia Sarmatów z kart historii akurat w momencie, gdy
pojawiają się w niej Słowianie przemawia za uzupełnieniem dotyczącym
wchłonięciu żywiołu sarmackiego. Mogło to być jedną z przyczyn
ekspansji, o czym było w punkcie poprzednim. Można chyba uznać za jakiś
argument przeciw koncepcjom autochtonistycznym (1, 6), a także przeciw
koncepcji 5 (anachronizm).
9. Pozostałością ludu Antów są dziś kaukascy Adygejczycy.
Wymieniani w dokumentach obok Sklawenów Antowie w IV w. n.e. walczyli
z Ostrogotami; Adygejczycy, lud zach.-kaukaski (Czerkiesi) do dziś
przechowują w tradycji walki z ludem Gut. Istnieją jednak przesłanki,
aby traktować Antów jako plemię sarmackie. Jeśli nazwę plemienną
sarmackich Serbów przeniesiono na Słowian, dlaczegóżby nazwa innego
plemienia Sarmatów nie mogła zostać przeniesiona na jakiś lud kaukaski? A
może lud ten żył w symbiozie z Sarmatami, podobnie jak później inny lud
kaukaski – Awarowie – który sprzymierzył się z jakimiś Turkami i
najechał Europę? W każdym razie argument za łącznością Słowian z jakimś
niesłowiańskim ludem, zapewne Sarmatami, ale może i Adygejczykami.
Przyczynek do wyjaśnienia cudownego rozmnożenia się Słowian i przeciw
koncepcjom autochtonistycznym.
10. Pewne ludy roztapiają się w masie Słowian w ciągu historii.
W ciągu historii Awarowie, turkijscy Bułgarzy, Waregowie roztapiają
się w masie Słowian. Słowianie są jak gąbka wchłaniająca kogo się da.
Nie zatracają przy tym własnej tożsamości etnicznej. Argument za
możliwością wcielenia Sarmatów, a kto wie czy tylko Sarmatów.
FAKTY ARCHEOLOGICZNE
1. Brak jest wczesnych pozostałości po Słowianach.
Brak Słowian i pozostałości po nich w starożytności w przeciwieństwie
do (podobno) obserwowanej stabilności kultur i osadnictwa przodków
Bałtów. Czyżby Słowianie spadli z Marsa? A może ich wczesna kultura po
prostu nie różniła się od kultury Bałtów? Wygląda to na argument za
wczesną jednością bałtosłowiańską, w każdym razie kulturową. Minus dla
Bańkowskiego (koncepcja 4), dla Trubaczowa (7) i dla Czupkiewicza (3),
plus dla „Borystenidów” (2).
2. Na terenach Polski istniały kultury stworzone przez Germanów i inne niesłowiańskie ludy.
Na terenach obecnej Polski istniały kultury stworzone przez różne
ludy niesłowiańskie, nie stwierdzono natomiast obecności kultury, którą
jednoznacznie można by przypisać Słowianom. Obserwujemy za to ekspansję
kultur przypisywanych Germanom od zachodu i od Pomorza w kierunku
wschodnim i południowym.
Około roku 450 p.n.e. przybyli z obszaru Czech i Moraw na tereny
obecnej Polski pierwsi, jeszcze nieliczni Celtowie. Około połowy IV w.
p.n.e. inna grupa Celtów (być może z plemienia Wolków) przybyła w
okolice Kietrza na Górnym Śląsku (woj. opolskie). Przed rokiem 250
p.n.e. Celtowie osiedlili się pod Krakowem, a pod koniec III w. p.n.e.
pojawili się nad górnym Sanem. Niektórzy sugerują też obecność Celtów na
Czarnych Kujawach (okolice Inowrocławia).
Około 325 p.n.e. przybyła na Dolny Śląsk większa grupa Celtów. Był to
odłam Bojów określany później jako Lugiowie. Istnieje hipoteza, że
Legnica to celtyckie Lugidunum, od nazwy Lugiów wywodzi się też nazwę
Łużyc. W późniejszym okresie Celtowie ci ulegli germanizacji, a nazwy
Lugiów i Wandali zaczęły być używane wymiennie. Wśród plemion Lugiów
Ptolemeusz wymienia Omanów, Didunów i Burów. Według Tacyta natomiast
związek lugijski tworzyli Hariowie, Helwekonowie, Manimowie, Helizjowie i
Nahanarwalowie (prawdopodobnie celtycki termin na oznaczenie Silingów),
zaś Burowie byli odrębnym plemieniem, przypuszczalnie germańskim,
zamieszkującym tereny nad górną Odrą.
W III stuleciu p.n.e. przez Polskę północną i południowo-wschodnią
musiało podążać plemię Bastarnów, zwanych także Peucynami (lub z nimi
mylonych). Jak wskazuje archeologia, ich wędrówka rozpoczęła się na
terenie południowego Szlezwiku-Holsztynu. Gdy pojawiają się w źródłach
pisanych, zamieszkują już tereny Galicji i Bukowiny. Około 230 p.n.e.
docierają do Olbii nad Morzem Czarnym (greckiej kolonii położonej u
ujścia rzeki Hypanis czyli Bohu). Autorzy starożytni opisują ich jako
plemię, które nie zachowało czystości krwi i wymieszało się z ludnością
celtycką, tracką i sarmacką żyjącą wcześniej na tych obszarach
(Polibiusz opisuje ich wręcz jako Galatów, a Liwiusz jako Celtów – być
może z powodu nieznajomości Germanów w owym czasie; Strabon, Pliniusz i
Tacyt uważają ich już za Germanów). Bastarnowie pozostawili ślady na
Białych Kujawach (w okolicach Brześcia Kujawskiego), są też
prawdopodobnie twórcami tzw. grupy czerniczyńskiej w Kotlinie
Hrubieszowskiej oraz przede wszystkim kultury Poineşti-Łukaszewka na
obszarze Besarabii. Jakiś odłam Bastarnów mógł też pozostawić ślady w
dolnym biegu Desny, niedaleko od współczesnego Czernichowa i Kijowa.
Sąsiadami Bastarnów byli Skirowie (Skiriowie, Skirianie,
Scirii).
Pierwotnie zamieszkiwali prawdopodobnie nad Drwęcą i dolną Wisłą,
później przenieśli się na tereny Polski południowo-wschodniej. W
przeciwieństwie do Bastarnów, uważani byli za „czyste” plemię
germańskie, niemieszające się z niegermańskimi sąsiadami. Ich
przynależność etniczna nie jest jednak oczywista: ostatnio uważa się ich
za Celtów. Skirowie dotrwali na Podkarpaciu do czasów Hunów.
Pomiędzy końcem III w. p.n.e. a II w. n.e. od środkowego Bugu i
Prypeci aż po ujście Berezyny do Dniestru istniała kultura zarubiniecka.
Rozwinęła się ona na ziemiach opuszczonych przez Scytów w wyniku
ekspansji kultury pomorskiej, wykazywała też wyraźne wpływy lateńskie
(celtyckie) i wpływy kultur stepowych. W okresie swojej ekspansji
pozostawała także w związkach z kulturami bałtyjskimi. Być może kulturę
tę można przypisać Wenetom, o których mowa w innym artykule.
Wkrótce po przejściu Bastarnów w Polsce środkowej i południowej
zaczęła rozwijać się kulturaprzeworska, powstała ze zmieszania kultur
miejscowych z przyniesioną kulturą lateńską. Jej początek różne źródła
datują pomiędzy rokiem 250 a 170 p.n.e. Kultura ta charakteryzowała się
ceramiką zdobioną meandrem, lepioną, a od połowy III wieku toczoną na
kole, dużą liczbą wyrobów żelaznych, obrządkiem ciałopalnym.
Przypisywana jest germańskim Wandalom. Nazwa tego plemienia sugeruje być
może związek z niegermańskimi Wenetami, o czym mowa w odrębnym
artykule. Ojczyzny Wandali szukano w północnej Danii, w Szwecji lub w
Norwegii, jednak za bardziej prawdopodobną uważa się dziś ich pierwotną
lokalizację na południowych rubieżach kultury jastorfskiej. Badania
wskazują też, że pierwsi nosiciele kultury przeworskiej budowali swoje
domostwa na terenach pustki osadniczej, i dopiero po upływie około
trzech pokoleń nastąpiła ich asymilacja z ludnością autochtoniczną
(twórcami kultury pomorskiej). Być może istniały dwa odłamy Wandalów:
Silingowie (od których nazwy pochodzi termin Śląsk, mimo niepoważnych
zastrzeżeń niektórych polskich badaczy) i mieszkający bardziej na wschód
i południe Hasdingowie.
W północnych Niemczech (od VI w. p.n.e.) rozwijała się kultura
jastorfska. Wiązać ją należy z germańskimi plemionami Longobardów (nad
Łabą) i plemionami związku Swebów (dlatego właśnie Bałtyk Rzymianie
nazywali
Mare Suebicum). Od wschodu z kulturą jastorfską
sąsiadowała kultura oksywska, której powstanie było wynikiem dość
złożonego procesu. Oprócz Swebów niemałą rolę odegrali tu zapewne
wschodniogermańscy Rugiowie, których pierwotne siedziby znajdowały w
Norwegii (
Rygjafylke, Rógiland, dziś Rogaland), skąd
przedostali się następnie na wyspę Rugię. Pokrewni Rugiom byli być może
wymienieni przez Tacyta Lemowie (Lemowiowie,
Lemovii, choć
niektórzy przypisują im rodowód ugrofiński i łączą z Liwami),
lokalizowani nad dolną Odrą. Oba plemiona znane były z używania
krótkich, jednosiecznych mieczy, okrągłych tarcz, i silnej władzy
królewskiej. W I połowie I w. p.n.e. nastąpiła migracja części Rugiów na
wschód, gdzie (jako Ulmerugiowie) nawarstwili się na ludność
przedgermańską („staroeuropejską”, Wenetów). W tym samym czasie dotarły
tu wpływy lokalnej grupy kultury przeworskiej rozwiniętej na ziemi
dobrzyńskiej (przez Wandalów?). U schyłku starożytności resztki
powstałej w ten sposób mieszanej ludności znane były pod nazwą
Vidivarii.
Od Pomorza Wschodniego i północnej Wielkopolski po zachodnią części
Wołynia i Polesia między I a V w. n.e. rozciągała się kultura wielbarska
(wschodniopomorska), która zastąpiła kulturę oksywską. Typowymi jej
cechami były ceramika w kształcie mis, ozdoby z żelaza, srebra i złota,
występowanie kurhanów i kręgów kamiennych oraz stosowanie pochówku
szkieletowego. Jej twórcami byli przybyli z północy, z wyspy Gotlandii,
wschodniogermańscy Goci i ich bliscy krewni Gepidowie, podążający ich
śladami i dlatego podobno zwani przez Gotów „leniwymi” (Jordanes). Około
200 r. n.e. Goci dotarli nad stepy nadczarnomorskie. W wyniku tej
ekspansji na terenach dzisiejszej Mołdawii zajęte dotąd przez Bastarnów,
rozwinęła się kultura Sîntana de Mureş, a na wschód od niej, na
Ukrainie aż po Dniepr,kultura czerniachowska. Gepidowie natomiast w III
w. n.e. dotarli do Dacji, gdzie zostali później podbici przez Hunów.
Goci narzucili na jakiś czas swoją władzę Ulmerugiom. Po ich odejściu
na południowy wschód Pomorze wciąż zamieszkiwali Rugiowie i być może
inne germańskie plemiona, przybyłe w międzyczasie od zachodu (grupa
dębczyńska, III w. n.e.). Około roku 450 n.e. część Rugiów wywędrowała
nad Dunaj, na północ od prowincji
Noricum. Konflikt z Odoakrem w
487 n.e. kończy się unicestwieniem tej części plemienia. W późniejszym
okresie na Rugii pojawia się słowiańskie plemię o nazwie Rujanie lub
Ranie. Fakt ten świadczy o tym, że Rugiowie pozostali na Pomorzu
doczekali przybycia plemion słowiańskich, którym przekazali swoją nazwę.
Ostatnia mieszkanka Rugii władająca językiem Ranów zmarła w roku 1404.
Z terenów Danii lub płd. Szwecji wywodzi się kolejne interesujące
plemię, Herulowie (właściwie prawdopodobnie Erulowie), wypędzone stamtąd
przez Duńczyków. Zachodnia jego część osiadła nad dolnym Renem i nie
miała związku z historią ziem zamieszkałych obecnie przez Słowian, za to
część wschodnia podążyła w ślad za Gotami i około 250 r. n.e. przeszła
przez tereny „Odrowiśla”, podążając w kierunku Morza Czarnego i Morza
Azowskiego, gdzie znalazła się już w każdym razie w 267 r. n.e. Przez
ówczesnych Herulowie byli opisywani jako lud bardzo silny i mężny, ale o
prymitywnej kulturze, składający ofiary z ludzi. Z plemienia Herulów
pochodził Odoaker, który zdetronizował ostatniego cesarza rzymskiego. Po
wielu perypetiach Herulowie zajmujący tereny między dzisiejszym Brnem a
Wiedniem i kontrolujący Bramę Morawską zostali rozbici przez
Longobardów w 505 r. n.e. Część z nich osiadła w Dacji i rozpłynęła się w
masie zwycięzców, a część wróciła do Skandynawii, przechodząc w 512
roku, według słów Prokopiusza, przez opustoszałe tereny zachodniej
Małopolski i Śląska, na których pojawili się już Słowianie. Przybysze
zostali zapewne władcami lokalnych plemion (por. nord.
jarl i ang.
earl) i mieli spory udział w wytworzeniu się ekspansywnych obyczajów Wikingów.
W bliżej nieznanym momencie dziejów (lokowanym bardzo rozmaicie,
nawet na przełom II i I w. p.n.e.)Burgundowie, germańska ludność
zamieszkująca wyspę Bornholm (Burgundarholm), opuściła ojczyznę i
wylądowała na wybrzeżu Bałtyku, być może u ujścia Odry. Być może jakiś
jej odłam znalazł się także dalej na wschód, na prawym brzegu Wisły,
gdzie według Jordanesa zwycięską wojnę z nimi miał stoczyć król Gepidów
Fastida. Około roku 150 n.e. Burgundowie osiedlili się na terenach
obecnej płd.-zach. Polski, a śladem ich osadnictwa jest kultura
luboszycka na obszarze między Nysą Łużycką a Bobrem. W II połowie III w.
n.e. jej obszar obejmował płd.-zach. część Wielkopolski, płn. Dolny
Śląsk, Łużyce, wschodnie części Saksonii Anhaltu, południowe obszary
Brandenburgii. Nieco później Burgundowie przenieśli się na zachód, do
obecnej Burgundii. Zostali tam podbici przez Franków w 532 n.e., a
następnie ulegli romanizacji.
W okresie pierwszych wieków naszej ery na obszarze dzisiejszej Polski
stwierdzono ponadto występowanie niegermańskich i niesłowiańskich
kultur: zachodniobałtyjskiej na Mazurach i Suwalszczyźnie, przypisywanej
przodkom Prusów i Jadźwingów, a także (w połowie IV wieku) kultury
(grupy) dobrodzieńskiej na obszarze Wielkopolski i Śląska po Nysę
Łużycką. Kulturę dobrodzieńską, charakteryzującą się specyficzną
ceramiką, występowaniem żelaznych narzędzi rolniczych, warsztatów
tkackich, krótkotrwałymi osadami z 5-10 domostw, pochówkiem ciałopalnym,
przypisuje się albo Wandalom, albo ludności alańsko-sarmackiej
uciekającej ze wschodu przed Hunami.
Pierwsza
połowa III w. n.e. Na mapie zaznaczono zasięg Cesarstwa Rzymskiego
(niebieski), kulturę przeworską (zielony), grupę dębczyńską (różowy),
kulturę wielbarską (czerwony), kulturę zachodniobałtycką (żółty).
Źródło:
Wikipedia.
Warto tu jednak zwrócić uwagę, że obszar używania danego języka nie
musi równać się zasięgowi danej kultury (materialnej) ani zasięgowi ludu
znanego pod określoną nazwą plemienną. Dziś Belgowie czy Szwajcarzy
wcale nie używają jednego języka, a mimo to tworzą jeden naród.
Austriacy mówią po niemiecku, mimo to nie uważają się za Niemców. Do
niedawna w różnych częściach Polski używano bardzo różnych stylów
architektonicznych, używano też różnych materiałów w budownictwie
rodzinnym. Wnioskowanie oparte na analizie kultury materialnej
spowodowałoby dołączenie różnych części naszego kraju do narodów
ościennych. Możliwe, że i w przeszłości różne części obszarów
zamieszkałych przez jedno plemię wykazywały różnice w zakresie kultury
materialnej. Z faktu obecności Germanów na ziemiach „Odrowiśla” nie musi
jeszcze wynikać nieobecność Słowian. Argument ten, choć wymierzony
przeciw autochtonistom, nie ma więc aż tak wielkiej wartości dowodowej.
Niektóre fakty (np. zastąpienie germańskich Rugiów przez Słowiańskich
Rujanów) muszą jednak skłaniać do refleksji i do przekonania, że Słowian
poprzedzały na terenie Polski inne ludy przed rokiem 500 n.e.
3. W okresie Wędrówki Ludów ziemie polskie uległy wyludnieniu.
W okresie Wędrówki Ludów istniejąca na naszych ziemiach kultura
materialna uległa znacznemu regresowi. Niektórzy językoznawcy uważają
jednak ten fakt za wymysł archeologów, argumentując, że nazwy
topograficzne w Polsce w większości nie są słowiańskie i Słowianie
musieli się ich od kogoś nauczyć. Można tu jednak użyć kontrargumentu,
że zdziesiątkowanie ludności nie oznacza jej całkowitego wytępienia.
Ponadto wyludnienie i upadek kultury może, lecz nie musi oznaczać zmianę
etnosu (w sensie biologicznym), a zwłaszcza nie musi oznaczać zmiany
języka. Niewielki minus dla autochtonistów.
4. Ogólny poziom kultury materialnej na ziemiach polskich uległ znacznemu regresowi między V a VI w. n.e.
Ludy zamieszkujące obecne polskie ziemie w końcu starożytności
wytwarzały ceramikę wysokiej jakości, tworzoną przy użyciu koła
garncarskiego, wypalaną w specjalnych piecach, zdobioną w wymyślny
sposób. Charakterystycznymi elementami stroju były elementy metalowe:
fibule, sprzączki do pasów. Z chęcią też stroje przyozdabiano
bransoletami i naszyjnikami. Skuteczną orkę zapewniało okute w żelazo
radło, a w wojnach używano różnych typów zbroi (w tym zbroi kolczej) i
znakomitej broni, przede wszystkim mieczy. Ludność mieszka w osiedlach,
niektórych całkiem sporej wielkości, istniejących często od dawna w
jednym miejscu.
Tymczasem na początku średniowiecza wszystkie te osiągnięcia
techniczne idą w kompletne zapomnienie. Miejsce ceramiki toczonej
zajmują ręcznie lepione, liche naczynia, wypalane na odkrytych
paleniskach, na których proste ornamenty pojawiają się dopiero w VII
wieku. Metalowe elementy i ozdoby strojów znikają zupełnie. Żelazo
używane jest jedynie do wyrobu noży, a miejsce radła zajmuje socha –
zaostrzony konar drzewa bez jakiegokolwiek okucia. Jedyną bronią (co
potwierdzają także opisy ówczesnych kronikarzy) stają się krótkie
włócznie, drewniane łuki i zatrute strzały, czasem jedynie używane są
tarcze. Nie jest także używany pancerz. Osiedla zakładane są praktycznie
wyłącznie w miejscach wcześniej niezasiedlonych, nie są też trwałe.
Prokopiusz pisze o Słowianach owych czasów, że „mieszkają w nędznych
chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie każdy zmienia
kilkakrotnie miejsce zamieszkania”. Potwierdzają to dane archeologiczne,
wskazujące ponadto, że na pewnych przynajmniej obszarach istniała
przerwa w osadnictwie sięgająca nawet dwóch pokoleń.
Pewne elementy tego niewątpliwego regresu dadzą się na siłę
wytłumaczyć faktem upadku Cesarstwa Rzymskiego i związanym z tym kresem
dostaw żelaza. Takie tłumaczenie jednak nie jest przekonujące: przecież
(o czym często się zapomina) Imperium Romanum istniało nadal (ze stolicą
w Konstantynopolu), choć upadła jego część zachodnia. Poza tym kłopoty
ze zdobyciem żelaza i narzędzi nie tłumaczą w żaden sposób rezygnacji z
użycia koła garncarskiego czy zwyczaju zdobienia ceramiki. Zmiana trybu
życia z osiadłego na niemal półkoczowniczy także nie daje się
wytłumaczyć racjonalnie inaczej jak wymianą ludności. Zwolennicy teorii
autochtonicznych mogą więc jedynie próbować negować odkrycia archeologów
i posądzać kronikarzy o wybujałą fantazję. Lecz czy takie opinie można
bezstronnie uznać za obiektywne? Czy próby przemilczania i przeinaczania
faktów mogą być uznawane za argument w jakiejkolwiek dyskusji?
FAKTY LINGWISTYCZNE – ANALIZA JĘZYKA
1. Słowiańskie liczebniki 2, 3 i 4.
W słowiańskim inny jest paradygmat odmiany i gramatyczny status
liczebników 2, 3 i 4, a inny 5 – 10. Wg Bańkowskiego ma to świadczyć, że
Słowianie używali koni i dlatego byli w stanie liczyć na palcach tylko
do czterech, według mnie mierne to świadectwo. Po pierwsze, liczyć można
w czasie postoju, a wtedy zwalnia się palce. Trudno jest galopować i
jednocześnie liczyć. Po drugie, niektórzy psychologowie wykazują, że bez
udziału palców czy czegokolwiek innego człowiek jest w stanie ustalić
ilość od 1 do 7 przedmiotów. Innymi słowy, aby policzyć np. „sześć”,
wystarczy po prostu spojrzeć. Inni (jak np. Georges Ifrah), twierdzą
wręcz, że proces automatycznego liczenia ma miejsce tylko w zakresie 1 –
4, co jeszcze bardziej zgadzałoby się z faktami słowiańskimi. Po
trzecie, im wyraz jest częściej używany, tym ma większą szansę pozostać
archaiczny. Wśród liczebników często używa się właśnie 2, 3, 4, im
wyższy liczebnik, tym rzadszy. Z wyjątkiem 10, używanego częściej niż
inne. W słowiańskim słowo 10 istotnie wykazuje ślady dawnej odmiany
liczebnikowej (Bańkowski woli to przemilczeć).
Fakty te sugerują, że liczebniki 5 – 9 zostały zastąpione przez
rzeczowniki nie z powodu używania koni, ale z powodu względnej rzadkości
użycia. Porównaj angielskie
two years, forty years (składnia liczebnikowa), ale
hundreds of years (składnia rzeczownikowa). W słowiańskim podobna zmiana zachodzi już od pięciu. Moim zdaniem argument ten niczego nie dowodzi.
2. Słowo oznaczające kawałek drewna.
W słowiańskim istnieje słowo
płacha oznaczające w różnych
kontekstach i dialektach różne rodzaje kawałków drewna, etymologicznie
za znaczy ‘coś pływającego’, co jakoby oznacza, że Słowianie żyli kiedyś
w okolicach, gdzie drewno nie rosło (w lesie), a przypływało (rzekami).
Moim zdaniem niekoniecznie. Po prostu nazwą
płacha określano
przypływające z prądem rzek kawałki drewna (a potem w ogóle kawałki
drewna), podczas gdy na „drewno rosnące” (czyli na drzewa) używano
innych nazw. Wydaje mi się wręcz, że związek między
drzewo a
drewno, drwa jest oczywisty. Nie widzę podstaw do poważnego traktowania tego argumentu.
3. Termin Slověni.
Nazwa własna Słowian –
Slověni – w tej właśnie formie jest
zaświadczona w najstarszych pismach słowiańskich. Gdyby to określenie
miało słowiański rodowód, oczekiwalibyśmy końcówki
-e, występującej w innych nazwach z przyrostkiem
-ěn- lub
-an- (typu
Polanie), a nie
-i.
Istotnie, końcówka ta zjawia się, jednak dopiero później i
prawdopodobnie jest przeniesiona wtórnie z innych wyrazów o podobnej
budowie.
Ze względu na tę właśnie nietypową końcówkę (wyglądającej na przeniesioną z łacińskiej formy
Sclavēnī) można by wręcz podejrzewać, że nazwa własna Słowian jest zapożyczona. Łaciński termin
sclavusznaczy ‘niewolnik, jeniec wojenny’;
sclavēnus
to ‘pochodzący z rodu niewolników’. Z punktu widzenia łaciny wyraz ten
jest derywatem, jego rdzeń nie ma jednak łacińskiej etymologii. W
klasycznej łacinie był nieobecny.
Wypada tu wrócić do sprawy ptolemeuszowskich
Souobenoi, a także przytoczyć słowiański wyraz
swoboda, który nie ma przejrzystej etymologii i występuje również w odmianie
słoboda. Moim zdaniem łaciński
sclavus i słowiańska
swoboda –
słoboda
związane są nie tylko ze sobą (choć niewolnika akurat trudno uznać za
swobodnego), ale również z etnonimem Słowian. Protosłowianie mogli być
tożsami ze
Souobenoi, ale i mogli wchłonąć ich w siebie, kimkolwiek by byli, i przejąć ich nazwę. Można fantazjować, dlaczego dla Słowianina
swobodny to ‘wolny’, a dla Rzymianina
sclavus
to ‘niewolnik’ (może to złośliwa zmiana znaczenia?). Wszystko tu obraca
się w kręgu hipotez, pozwala jednak dopuścić wypadek, że nadwołżańscy
Souobenoi mogli nie być tożsami z późniejszymi Słowianami (kontra koncepcji 3) i że byli dawcami obco brzmiącego etnonimu.
4. Słowiańska nazwa konia.
Nie jest wiarygodne, że między
kobyła i
koń nie ma pokrewieństwa. W każdym razie
koń zdaje się pochodzić od
komoń, albo, jak sądzi Vasmer, od
komń (w
komoń -o- wstawione dla ułatwienia wymowy). Stare
komń z kolei może wywodzić się od jeszcze wcześniejszego
kobń, a tu już widać ewidentny związek z
kobyłą, z łacińskim
caballus oraz
cabō, dop.
cabōnis (‘koń’, obok
equus), z greckim
kaballēs. Termin, zdaje się, zapożyczony jest z jakiegoś języka nieindoeuropejskiego, por. sttur.
käväl, pers.
kaval‘rączy koń’, fiń.
hepo ‘rumak’,
hevonen ‘koń’. Kusi zestawienie z semicką nazwą wielbłąda –
kamel / gamal, por. litew.
kumelỹs ‘koń’,
kumẽlė ‘kobyła’. Ale nie odbiegajmy od tematu. Słowianie zapomnieli własnej nazwy konia (co o niczym nie świadczy, jak każdy argument
ex silentio – zapomnieli też starych nazw
głowy, ręki i
nogi,
a przecież organów tych nie postradali!), przyjęli nazwę obcą, być może
przyniesioną im przez lud o wiele bardziej „konny” (przypominają się
znowu Sarmaci! – a może nawet Scytowie). Koni nie musieli sami nawet
hodować, znali je jednak doskonale. I dlatego w ich ustach wyraz
koń
zmieniał się w sposób nieregularny, co zwykle przytrafia się wyrazom
często używanym. Moim zdaniem duży plus dla Sarmatów, minus dla
autochtonistów.
FAKTY LINGWISTYCZNE – POKREWIEŃSTWO Z INNYMI JĘZYKAMI
1. Podobieństwa między bałtyjskim a słowiańskim.
Jak pisze Bańkowski, prawdopodobny jest brak (starych) pokrewieństw
językowych między bałtyjskimi a słowiańskim, a podobieństwa są późne,
wtórne i mogą mieć charakter ligi, a nie rodziny, bazować na
zapożyczeniach i upodobnieniach, a nie na bliższym pokrewieństwie.
Słowiański jest bliższy genetycznie germańskim niż bałtyjskim.
Cóż, takie poglądy istotnie wykazują niektórzy, chyba jednak nie
przeprowadziwszy wszechstronnej analizy problemu do końca. Zazwyczaj
przy tym zakłada się, że Bałtowie i Słowianie to dwie gałęzie ludów
indoeuropejskich, które zawsze rozwijały się w bliskim sąsiedztwie.
Podkreślić wypada jednak, że poglądy Bańkowskiego, przeczącego choćby
wczesnym kontaktom bałtosłowiańskim, należą do zupełnie skrajnych.
Podobnie jak wiele innych jego wymysłów, są zupełnie niewiarygodne.
Zwłaszcza, że ich autor celowo ignoruje pewne dane językowe, tj.
świadomie je przemilcza, aby uzyskać z góry założony obraz.
Tymczasem wśród wszystkich zbieżności leksykalnych języków
słowiańskich z innymi językami IE, te bałtyjskie są najliczniejsze. Nie
sposób udowodnić, że są to wszystko zapożyczenia. Wręcz przeciwnie,
uwzględnienie faktów prozodycznych (akcent i intonacja), które
kompletnie pomija Bańkowski, zmusza do przyznania, iż ok. 200 – 300 słów
znanych jest tylko z bałtyjskiego i słowiańskiego i nie występuje
nigdzie indziej (wg Stanga; dla porównania odmienne wyliczenia
Bańkowskiego wzięte są z powietrza), a ich budowa morfologiczna i
prozodia jasno wskazują, że nie chodzi tu bynajmniej o zapożyczenia,
lecz o wspólne innowacje. Takie innowacje stanowią wg Sławskiego ponad
30% wszystkich rzeczowników w bałtosłowiańskim słowniku Trautmanna.
Safarewicz z kolei wykazał wielką archaiczność bałtosłowiańskich
innowacji czasownikowych. Dowody na genetyczną łączność obu grup
znajdziemy także w dziedzinie fonologii, morfologii, słowotwórstwa itd.
Do tego wypada dodać pewną liczbę odziedziczonych słów znanych tylko
Germanom, Bałtom i Słowianom, jak też takich, które znane są tylko
Indoirańczykom i Bałtosłowianom. O tym zresztą w innym artykule.
Pozostaje wyjaśnić, że obiekcje niektórych uczonych przeciwko uznaniu
jedności językowej bałtosłowiańskiej na jakimś etapie rozwoju
historycznego tych języków (oczywistej np. dla Sławskiego czy
Moszyńskiego) biorą się głównie z faktu braku wspólnej leksyki w
dziedzinie pewnych form gospodarki, zwłaszcza rolnictwa. Moim zdaniem
nie wynika z tego bynajmniej automatyczny brak istnienia niegdyś
wspólnego przodka tych języków. Po prostu w dobie wspólnoty
bałtosłowiańskiej nie znano jeszcze wyższych form rolnictwa.
Albo Bałtowie uznali obcą terminologię za bardziej atrakcyjną od odziedziczonej. Analogicznie: z faktu zaniku łacińskiego słowa
bellum oznaczającego wojnę, zastąpionego w językach romańskich przez termin pochodzenia germańskiego (typu
guerra) lub słowiańskiego (rumuńskie
război), trudno chyba wysnuwać wniosek, że Rzymianie byli pacyfistami!
Reasumując, nie widzę podstaw dla negowania genetycznych związków bałtosłowiańskich. Stawiam minus koncepcjom 3, 4 i 7.
2. Wyrazy typu kentum w słowiańskim.
Tak języki bałtyjskie, jak i słowiańskie, posiadają sporo wyrazów typu
kentum, które w dodatku nie zawsze sobie odpowiadają. Uczeni spierają się, gdzie takich wyrazów jest więcej. Przykłady: litew.
žąsis(satəm) wobec polskiego
gęś (kentum) lub litew.
klausyti (kentum) wobec
słuchać (satəm). Tłumaczy się to zapożyczeniami z nieznanego kentumowego źródła, albo też specyficznym rozwojem pierwotnego miękkiego
č, które czasem mogło się z powrotem zmienić w
k, zwłaszcza jeśli rdzeń zawierał
s
(reguła Meilleta), co słusznie zauważa Bańkowski. Zmiany tego typu były
nie dość regularne, aby we wszystkich dialektach bałtosłowiańskich
zapanował jednolity obraz. Fakty te nie dowodzą niczego istotnego dla
ustalenia lokalizacji słowiańskiej praojczyzny, a zwłaszcza nie dowodzą
braku jedności bałtosłowiańskiej.
3. Zbieżności słowiańsko-germańskie.
Bardzo liczne są jakoby zbieżności wyłącznie słowiańsko-germańskie
(zdaniem Bańkowskiego trzykrotnie liczniejsze od bałtosłowiańskich).
Tymczasem przykłady zarówno w sferze leksyki, jak i morfologii nie wcale
tak liczne, co widać także w słowniku Bańkowskiego. Owszem, istnieje
grupa wspólnych wyrazówgermańsko-bałtosłowiańskich, z których część to
zapewne wspólne zapożyczenia z przedindoeuropejskiego substratu.
Istnieją też wyrazy znane jedynie językom germańskim i bałtyjskim.
Natomiast większość wyrazów uznawanych za innowacje
słowiańsko-germańskie to w rzeczywistości zapożyczenia bądź relikty słów
ogólnoindoeuropejskich, które gdzie indziej nie zachowały się lub są
obecne szczątkowo. Dowodzi to sąsiedztwa Słowian, Bałtów i Germanów, ale
nie sposób dziś chyba wyciągać jakichkolwiek innych wniosków (które
języki sąsiadowały bezpośrednio i kiedy, a także gdzie przebiegała
granica między nimi).
4. Zbieżności słowiańsko-mesapijskie.
Istnieją natomiast różnego rodzaju podobieństwa (w leksyce, w
morfologii) języków słowiańskich do innych języków. Np. mesapijski,
wymarły i dość powierzchownie poznany język używany w południowej
Italii, ma najwięcej podobieństw do italoceltyckich, zaś na drugim
miejscu są słowiańskie (i
ex aequogreka). Rozmieszczenie
pewnych nazw rzecznych pozwala przypuszczać, że praojczyzna
Mesapijczyków leżała na Górnym Śląsku, w Czechach, na Morawach i w
Słowacji. Nawiązania mesapijsko-słowiańskie pozwalają przypuszczać, że
obszary tych języków te graniczyły ze sobą. Nie wiadomo tylko, kiedy
dokładnie Mesapijczycy mieliby zamieszkiwać południową Polskę. Nie
wiadomo jak przebiegały granice ich obszaru – te doprawdy trudno
wyznaczyć w oparciu o jeden tylko rdzeń
ap- ‘woda’ występujący w
toponimii, a tak się właśnie robi. Byłby plus dla autochtonistów, ale
zbyt wiele tu hipotez i domysłów. Równie dobrze można przyznać, że
toponimy z
ap- nie są wcale mesapijskie, ale np. wenetyjskie i
wtedy plusa dostałby Trubaczow ze swoją koncepcją dunajską. A może
Protosłowianie w pewnym okresie mieszkali np. od Dniepru aż po Słowację
czy Górny Śląsk? Jeśli rację ma Godłowski, przecież tereny między
Dnieprem a Wisłą ktoś musiał zamieszkiwać! Może Słowianie, a może
Mesapijczycy? Zbyt wiele tu możliwych rozwiązań i hipotez, aby argument
ten miał silniejszą wartość dowodową.
5. Zbieżności słowiańsko-ormiańskie.
Między słowiańskim a ormiańskim systemem koniugacyjnym można dostrzec
sporo paraleli, istnieje ponadto szereg wspólnych osobliwości
leksykalnych. Dowodzi to według Gołąba, że w etnogenezie Słowian musiały
brać udział, w charakterze substratu, plemiona mówiące dialektami
należącymi do ormiańskiej grupy językowej. Do wyodrębnienia się Słowian
doszło, gdy pomiędzy 2500 a 1500 p.n.e. na ormiański substrat nasunęły
się pewne plemiona bałtosłowiańskie.
Hipoteza słowiańsko-ormiańska może także wyjaśniać różnice
słowiańsko-bałtyjskie wzmiankowanewyżej. Nie za bardzo pasuje ona do
koncepcji zachodniej ojczyzny Słowian, ale i do koncepcji zakładających,
że słowiańska praojczyzna znajdowała się daleko na wschodzie. Może
natomiast służyć za wsparcie dla koncepcji Godłowskiego, jak i Gołąba
czy Trubaczowa. Zakładamy przy tym, że przodkowie Ormian wyruszyli z
ukraińskich stepów na zachód, na jakiś czas osiedlili się na Bałkanach w
sąsiedztwie Greków, by w końcu podążyć na wschód przez Anatolię, aż do
Armenii.
6. Słowiański nie jest językiem mieszanym.
Terminem „język mieszany” lub „Mischsprache” określa się język, który
powstał wskutek silnego oddziaływania dwóch różnych, niespokrewnionych
języków i ma wskutek tego silnie uproszczoną gramatykę. Słowiański w
żadnym razie nie jest „Mischsprache”, co miałoby miejsce, gdyby powstał
późno (dopiero ok. 400 n.e.) i w wyniku indukcji irańskiego
(sarmackiego) na substrat bałtyjski. Być może. Bułgarski istotnie
uprościł swą gramatykę po najeździe turkijskich Protobułgarów. Rosyjski
jednak nie jest językiem mieszanym, a przecież wchłonął w siebie język
Waregów – Rosów.
A czy łacina jest Mischsprache? A czyż nie wchłonęła np. etruskiego?
Znana jest cała lista zapożyczeń z tego języka, a przecież ta leksykalna
inwazja nie spowodowała jakiegoś znaczącego uproszczenia gramatyki. W
greckim też mamy masę zapożyczeń (pelazgijskich? przedindoeuropejskich?)
z ‘człowiekiem’ (
anthrōpos, por. odziedziczone
anēr < H̥ner- i
drōps < H̥nr-op-) i ‘morzem’ (
thalatta : thalassa) na czele, ale czy z tego wyniknął „mieszany” charakter języka?
Na terenie Francji języki celtyckie nałożyły się na liguryjski,
baskijski i inne języki przedindoeuropejskie. Na celtyckie nawarstwiła
się łacina, a na nią frankoński. Ostatecznie uformował się „mieszany”
francuski. W porządku. Jednak hiszpański miał podobną, a może jeszcze
bardziej zawikłaną historię (łacina nałożyła się tu na iberyjski,
baskijski, trzy różne fale Celtów, potem przyszli Wizygoci i Arabowie), a
jednak nie wykazuje jakichś zasadniczych uproszczeń porównywalnych ze
stanem we francuskim.
Zachowawczy charakter słowiańskiej gramatyki nie musi być dowodem, że
słowiański nie mógł powstać z udziałem substratów ormiańskiego i
italskiego, superstratów irańskiego, mesapijskiego czy germańskiego.
Wynik oddziaływania dwóch języków bywa bowiem bardzo różny i trudno tu o
jakieś uogólnienia.
Istnieje hipoteza sformułowana przez Gołąba na podstawie analizy tzw.
wtrętów kentumowych w słowiańskim, która głosi, że zachowawczy
charakter słowiańskiego jest spowodowany brakiem bezpośredniego kontaktu
z ludami nieindoeuropejskimi. Pierwotna, nieindoeuropejska
(semitoidalna ?) warstwa językowa na terenach wchodzących w skład
późniejszej słowiańskiej praojczyzny, reprezentowana była przez ludy
kultury trypolskiej. Warstwa ta została zindoeuropeizowana przez wczesne
plemiona indoeuropejskie używające języków kentumowych. Na tę z kolei
warstwę nasunął się język spokrewniony z ormiańskim. Słowiański byłby
więc poprzedzony przez coraz bardziej pokrewne języki, które stanowiły
rodzaj bufora i uchroniły go przed silnym oddziaływaniem prowadzącym do
powstania „języka mieszanego”. Taka hipoteza tłumaczyłaby też bogatą i
zróżnicowaną słowiańską terminologię rolniczą, odmienną od bałtyjskiej, w
której dają się wyróżnić warstwy zapożyczeń pochodzące z kolejnych
nasuwających się na siebie języków. Jednocześnie najbardziej
prawdopodobną kolebką Słowian stają się ukraińskie stepy i lasostepy
(wieś Trypole, ukr. Трипілля, leży w okolicach Kijowa).
FAKTY LINGWISTYCZNE – KONTAKTY MIĘDZY JĘZYKAMI
1. Zapożyczenia germańskie w słowiańskim.
Liczne dawne zapożyczenia germańskie w językach słowiańskich omówione
są w osobnym artykule. W językach germańskich brak natomiast
praktycznie zapożyczeń ze słowiańskiego. Nie wzbudza kontrowersji goc.
plinsjan ← słow.
plęsati ‘tańczyć, pląsać’. Znaczenie wyrazu
skotъ ‘skot, bydło’ sugeruje także, że było one źródłosłowem dla goc.
skatts ‘pieniądz’. Także
*smoky ‘figa’ mogło być źródłem dla niejasnego goc.
smakka.
Wszystko to zdaje się świadczyć o mniej lub bardziej stałych
kontaktach germańsko-słowiańskich na przestrzeni dziejów, nie wiadomo
tylko, gdzie one zachodziły. Minus dla Bańkowskiego, Czupkiewicza i
Trubaczowa.
2. Zapożyczenia łacińskie w słowiańskim.
Pierwsze bezpośrednie kontakty z łaciną mają miejsce dopiero od ok.
roku 500. Dowodzić to może, że Słowianie wcześniej ani nie sąsiadowali z
imperium rzymskim, ani nie utrzymywali z Rzymem kontaktów. Listę
zapożyczeń łacińskich podano w innym artykule.
3. Zapożyczenia irańskie w słowiańskim.
Według niektórych badaczy język Słowian nie zawiera zbyt wielu zapożyczeń irańskich, jednak inni twierdzą wręcz przeciwnie.
Niezależnie od opinii na temat ilości tych wyrazów trudno tu o jakieś
konkretniejsze wnioski. Sąsiedztwo słowiańsko-irańskie można
przypasować właściwie do każdej z siedmiu omawianych koncepcji.
4. Zapożyczenia irańskie w bałtyjskim.
Najnowsze badania wykazują obecność w językach bałtyjskich terminów
(gł. rolniczych) zbieżnych z irańskim, a nieobecnych w słowiańskim (np.
irań.
dānā ‘ziarno’ – litew.
duona ‘chleb’, aw.
yava ‘ziarno’ – litew.
javai ‘zboże’, pers.
kabūtar – prus.
keutaris
‘gołąb’ itd.). Wynikać może z tego jedynie, że obszar słowiański nie
rozdzielał na całej linii obszarów bałtyjskiego i irańskiego. Sąsiedztwo
bałtyjsko-irańskie doskonale pasuje na przykład do koncepcji
lokalizacji Protosłowian – Souobenoi nad Wołgą, co jednak nie oznacza,
że nie da się go pogodzić z innymi koncepcjami. Słowiański nie
zapożyczył pewnych wyrazów, które zapożyczył bałtyjski – trudno tu o
dalsze wnioski. Czy z faktu, że np. litewski zapożyczył z polskiego
szereg wyrazów musi zaraz wynikać, że musiał je zapożyczyć także
niemiecki? Czy z faktu, że ich nie zapożyczył wynika, że obszary polski i
niemiecki nie graniczą ze sobą?
5. Zapożyczenia trackie, greckie i celtyckie w słowiańskim.
Znane są jedynie nieliczne bezpośrednie zapożyczenia z trackiego,
greckiego i celtyckiego. Mają one więc znikomą wartość dowodową – przede
wszystkim nie wiadomo, kiedy zapożyczenia się dokonały, greckie być
może dopiero w okresie, gdy Słowianie rozprzestrzenili się na Półwyspie
Bałkańskim i weszli w kontakt z grecką kulturą. Mogą jednak w jakimś
stopniu popierać Godłowskiego (od greckich wybrzeży Morza Czarnego do
Podnieprza nie jest aż tak daleko, a Celtowie dotarli w swojej ekspansji
aż na Ukrainę).
6. Zapożyczenia uralskie w słowiańskim.
Istnieją poglądy, że w języku prasłowiańskim sporo jest pożyczek
ugrofińskich, których brak w językach bałtyjskich. Szereg z tych wyrazów
mogła w rzeczywistości wędrować w przeciwną stronę, od słowiańskiego do
języków ugrofińskich. Wspólnym źródłem zapożyczeń mogły być też języki
turkijskie. Vasmer uważa, że zapożyczenia ugrofińskie istnieją tylko w
rosyjskim i są stosunkowo późne. Podobnie w fińskim znaleziono jedynie
wyrazy praruskie, a nie prasłowiańskie.
Możliwe, że domniemane kontakty prasłowiańsko-ugrofińskie
zamanifestowały się w innych, pozaleksykalnych warstwach języka. I tak,
wpływem ugrofińskim tłumaczono tzw. prawo otwartej sylaby, głoszące, że w
języku Słowian żadna sylaba nie może kończyć się spółgłoską. Problem
jednak w tym, że języki ugrofińskie nie mają takiej właśnie struktury,
nie mogły więc jej przekazać językowi słowiańskiemu (cecha ta występuje
natomiast w pewnych językach ałtajskich). Łatwiej natomiast można
uwierzyć we wspólny rodowód osobliwości fonetycznej, jaką dzieliły język
węgierski i język ogólnosłowiański. Krótkie
aw obu tych językach było bowiem wymawiane jako samogłoska tylna zaokrąglona (ɒ). Język węgierski posiadał obok tego samogłoskę
o, i zapewne dlatego zaokrąglone [ɒ] zachowało się w nim do dnia dzisiejszego. Natomiast język Słowian nie posiadał krótkiego
o,
i zapewne dlatego tuż po ekspansji Słowian wszędzie doszło do
podniesienia artykulacji dawnej samogłoski niskiej (ɒ > ɔ). O dawnej,
niskiej artykulacji współczesnego
o świadczą między innymi zapożyczenia słowiańskie w węgierskim, jak i greckie nazwy miejscowe, stale zawierające
a na miejscu słowiańskiego
o.
7. Zapożyczenia ałtajskie w słowiańskim.
Istnieją podstawy, by przypuszczać, że pierwsze kontakty
słowiańsko-turkijskie miały miejsce jeszcze przed okresem słowiańskiej
ekspansji w VI wieku n.e. Znacznie więcej jest wyrazów ałtajskich
(turkijskich lub mongolskich) zapożyczonych w późniejszych okresach.
Wzajemnym wpływem języka prasłowiańskiego i protobułgarskiego
(domniemanego języka Hunów; dzisiejszym potomkiem protobułgarskiego jest
czuwaski) można też wytłumaczyć szereg słowiańskich osobliwości spoza
sfery leksyki. Najważniejszą z tych cech jest obecność w systemie
językowym spółgłosek miękkich i twardych, w zależności od rodzaju
następującej samogłoski – cecha ta występowała już prawdopodobnie w
prasłowiańskim (na poziomie alofonicznym), jest też znana we wszystkich
językach turkijskich. Przed samogłoską tylną spółgłoski prasłowiańskie
były welaryzowane (dziś cechę tę przechował rosyjski), i tak samo jest w
językach turkijskich. Podobnie jak języki słowiańskie, współczesny
język czuwaski (a przynajmniej jego dialekty) toleruje nagłosowe grupy
spółgłosek, co w turkijskiej rodzinie językowej jest raczej wyjątkowe.
Dialekty dolnoczuwaskie, podobnie jak język prasłowiański, wykazują
tendencję do otwierania sylab. W historii języka czuwaskiego doszło też
do powstania dwóch samogłosek zredukowanych
ă, ĕ, które można uznać za odpowiedniki słowiańskich jerów
ъ, ь. Podobnie jak jery, samogłoski te często odpowiadają samogłoskom wysokim
i, ı, ü, u innych języków turkijskich. Wreszcie w czuwaskim, podobnie jak w słowiańskim, doszło do powstania spółgłosek protetycznych
j-, v- przed nagłosową samogłoską. W innych językach turkijskich zjawisko to nie jest znane, dlatego tureckiemu
odun odpowiada czuw.
vuta ‘drewno’, tur.
üç – czuwaskie
viśśĕ ‘trzy’, tur.
ikiz– czuw.
jĕkĕr ‘para’, tur.
at – czuw.
jat
‘imię’. Wreszcie można dostrzec podobieństwa w wokalizmie: ani w
literackim czuwaskim (i części gwar), ani w prasłowiańskim nie
znajdziemy samogłoski
o (w słowiańskim rozwinęła się ona późno z krótkiego
a).
8. Zapożyczenia słowiańskie w języku Hunów.
Hunowie podobno używali słowiańskich słów
medos i
strava. Gdyby jednak nazwy te były słowiańskie, w epoce Hunów brzmiałyby zapewne
*medu lub
*medus, a nie
medos, oraz
*sutrava, a nie
strava. Słowo
medos nie musi być słowiańskie, równie dobrze może być gockie, a nawet ugrofińskie (dla praugrofińskiego rekonstruuje się
*mete). Pierwsze słowo niczego więc nie dowodzi, drugie zaś ma nieoczekiwaną postać fonetyczną. Dla
strava istnieje zresztą etymologia gocka (związek z czasownikiem
straujan).
Labuda napisał na ten temat: „skoro symbioza Hunów z Gotami jest znana,
a symbioza z Słowianami hipotezą, to w takim razie jest rzeczą
niemetodyczną przytaczać tego rodzaju argumenty na poparcie mniemania
słabiej uzasadnionego”.
UWAGA KOŃCOWA
Obecność lub brak zapożyczeń nie ma decydującej wartości dowodowej
dla rekonstrukcji dawnego rozmieszczenia języków. Szacuje się, że z
gockiego do słowiańskiego przeszło ok. 40 wyrazów, podczas gdy ze
słowiańskiego do gockiego tylko 1 (
plinsjan ←
plęsati
‘tańczyć’) – a przecież Słowianie mieszkali tak samo blisko Gotów, jak
Goci Słowian. We współczesnej polszczyźnie natrafimy np. na zapożyczenia
z malajskiego (np.
amok), mimo że Polacy nigdy nie sąsiadowali
z Malajczykami, a znaczenie języka malajskiego jest co najwyżej
lokalne. Liczba zapożyczeń z francuskiego zaś na pewno przekracza to, co
powinno wynikać tak z odległości Francji od Polski, jak i obecnego
znaczenia języka francuskiego. Z drugiej strony w języku polskim trudno
byłoby dopatrzyć się większych wpływów sąsiedniego języka
dolnołużyckiego, słowackiego, a także litewskiego.
Odnosząc to do wyżej wymienionych przykładów: (domniemana) obecność
iranizmów w słowiańskim nie dowodzi jeszcze (sama przez się), że
kiedykolwiek istniało sąsiedztwo Słowian i np. Sarmatów. Również
domniemanie, że pierwsze zapożyczenia z germańskiego pojawiły się
dopiero w okresie gockim, nie pozwala wykluczyć sąsiedztwa Słowian i
Germanów na wcześniejszych etapach dziejów.
FAKTY LINGWISTYCZNE – NAZWY GEOGRAFICZNE
1. Przesuwka germańska w nazwach polskich rzek.
W starych nazwach rzek polskich brak jest jakoby germańskiej
przesuwki spółgłosek, co ma dowodzić braku stałego osadnictwa Germanów
na terenach polskich. Przesuwka ta datowana jest, bardzo nieprecyzyjnie,
na okres od V wieku p.n.e. do III w n.e. W jej wyniku np. stare
t stało się szczelinową
þ (=
th), natomiast stare
d zmieniło się w (nowe)
t. Z uwagi na swój charakter proces ten nie mógł być żywotny zbyt długo – gdy z dawnego
d zrobiło się
t, proces musiał zakończyć się, inaczej nowo powstałe
t rozwinęłoby się w
þ.
Aby w nazwie jakiejś rzeki nastąpiła przesuwka, Germanie musieliby
zamieszkiwać nad nią tuż przed okresem, gdy przesuwka zachodziła, w
ciągu tego okresu, jak również później, aby następnie przekazać
„przesuniętą” nazwę przybywającym Słowianom. A co jeśli np. tereny nad
tą rzeką zamieszkiwali np. Wenetowie, a gdy przybyli Germanowie, ich
przesuwka była już faktem dokonanym i zakończonym? Germanie poznaliby
starą nazwę od Wenetów i nie zmieniliby jej już (bo przesuwka byłaby już
procesem martwym). A więc w takim wypadku Słowianie poznaliby ową nazwę
z ust Germanów bez przesuwki! Dziwię się wręcz, że wysuwa się argument
tak łatwy do obalenia.
Sprawa ma jeszcze jeden aspekt. Otóż szereg nazw rzecznych ma
etymologię ciemną, tzn. nie ma etymologii. Mogą one więc wykazywać
przesuwkę, bo nie znamy ich pierwotnego brzmienia. Do takich nazw
zalicza się np.
Odra. Mało tego, jeśli w nazwie występowała dźwięczna przydechowa typu
dh,
zarówno nazwa z przesuwką jak i bez przesuwki brzmiałaby w słowiańskim
tak samo. Dalej, jeśli w pierwotnej nazwie występowała bezdźwięczna
t, germańska przesuwka uczyniła z niej szczelinową
þ. Słowianie nie mieli takiego dźwięku w swoim języku i mogli go przejąć jako
t (por. pol.
cudzy <
tjudj- ← germ.
*þiud- <
*teut-).
Dodam wreszcie, że wbrew wstępnemu założeniu istnieje jednak kilka
nazw rzecznych, w których możliwa była germańska przesuwka. Do takich
rzek należy
Tanew. Jej nazwa ma pochodzić od rdzenia
*danu- oznaczającego wodę (patrz
Don, a także prawdopodobnie
Dunaj, Dniestr i
Dniepr; na przeszkodzie powszechnemu przyjęciu tej etymologii stoi fakt, że germ.
-a- powinno dać słow.
-o-, a nie
-a-, możliwe jednak, że w dialekcie, z którego wyraz ten przejęto, doszło do wzdłużenia
-a-
w sylabie otwartej; w językach germańskich proces taki jest
powszechny). Argument uważam za zbity i pozbawiony wszelkiej wartości.
2. Pochodzenie i budowa nazw rzecznych.
Noteć, San, Bug, Narew, Bzura, Widawka, Barycz, Nida… nie mają słowiańskiej etymologii, podobnie jak wiele rzek ukraińskich, np.
Prut, Dniestr, Boh, Dniepr, Don. Z drugiej strony niektóre nazwy rzek polskich, np.
Odra, Wisła, Warta, mogą mieć etymologię słowiańską, słowiańskiego pochodzenia mogą (nie muszą) być też nazwy
Dźwina, Prypeć, Wołga. Pochodzenia słowiańskiego mogą być
Brok, Łupia, Radęca, Ropa, uważane kiedyś za niesłowiańskie. Nie wiadomo jednak, kiedy zaczęły być używane.
Nazwy pewnych rzek:
Gwda, Kwa, Nysa, San (ukraiń.
Sian) są ciemne, tj. nie mają żadnej etymologii. Etymologia niektórych nazw jest nieustalona, np. dla nazwy
Wisła znajdowano etymologię słowiańską, bałtyjską, wenecką, celtycką, germańską, irańską, tracką, a nawet nieindoeuropejską.
Na zachodzie (w dorzeczu Odry i Wisły) przeważają nazwy o tematach na
*-o-, *-ā-, podczas gdy na wschodzie (w dorzeczu Dniepru) występują, jakoby dawniejsze, nazwy o tematach na
*-i- (
Słucz, Uborć, Usz).
Na wschodzie dominują nazwy rzeczne z przedrostkami, np.
Prypeć, Uborć, na zachodzie bez przyrostków.
Na wschodzie dominują nazwy z przyrostkami (w większości mającymi odpowiedniki bałtyjskie), np.
-ost’, -uj, -aj, -yń, -ań, -meń, -ma, -wa. Z drugiej strony na wschodzie trafiają się nazwy w postaci tematów przymiotnikowych bez
-k, np.
Jezioro Głubo (por.
głęboki). W dorzeczu Prypeci obok nazw typu
Wiślica, Wisłów Rów, występują nazwy bezprzyrostkowe – rzeka
Wisła, bagno
Wisło. Występują też nazwy utworzone od archaicznych pierwiastków, jak
Wechra (por. niem.
Weser – Wezera),
Or’czik (pokrewne scs.
orь ‘rumak’, por. polskie
Orzyc).
Derywaty od nazwy
Dunaj (np.
Dunajec) występują na całej północnej słowiańszczyźnie.
Czy kto potrafi wciągnąć z tego jakiekolwiek sensowne wnioski?
Pozwolę sobie również spytać, ile nazw rzecznych np. na obszarze Niemiec
ma niemiecką etymologię i jakie z tego faktu można wyciągnąć wnioski.
Moim zdaniem, ponieważ nie wiadomo, które nazwy mają rodowód
słowiański, a które nie, ponieważ nie wiadomo, czy w nazwach pewnych
rzek zachowały się archaiczne sufiksy i rdzenie, czy też są to nazwy w
całości zapożyczone, wszelkie argumenty „rzeczne” słabo pomagają w
ustaleniu praojczyzny Słowian.
3. Nazwa Wisły w językach germańskich.
Germanowie zetknęli się z nazwą Wisły w postaci bałtyjskiej z typową dla tych języków przestawką spółgłosek:
*Viskla >
*Viksla → niem.
Weichsel.
A zatem gdy Germanie doszli do Wisły, nie było nad nią jeszcze Słowian,
ale Bałtowie, prawdopodobnie Prusowie. Słowianie musieli przybyć nad
Wisłę dopiero później. Minus dla koncepcji autochtonistycznej.
4. Nazwy rzek na Ukrainie.
Stare nazwy rzek w środkowym i górnym dorzeczu Dniepru są
identyfikowane jako bałtyjskie, nie słowiańskie. Na Ukrainie mamy za to
nazwy trackie bądź irańskie (na obszarze, gdzie mieszkali Sarmaci, a
wcześniej Scytowie). Trackie są nazwy rzek
Prut, Seret, podejrzany jest
San, pewna
Raba (w Polsce). W dorzeczu Sejmu hydronimy bałtyjskie stykają się z irańskimi.
Wniosek: Słowianie spadli z Marsa. Albo nie lubili nazywać rzek po swojemu, woleli zapożyczać nazwy od innych ludów.
5. Nazwy typu Zarzecze, Zagórze.
Na Ukrainie nazwy typu
Zareč’e, Zacholm’e wskazują na dorzecze Prypeci jako punktu wyjścia migracji Słowian. Moim zdaniem argument za Godłowskim.
FAKTY LINGWISTYCZNE – INNE NAZWY WŁASNE (np. plemienne)
1. Nazwy plemion słowiańskich.
Nazwy plemion słowiańskich z Wołynia i Podola (
Chorwaci, Dulebowie, Drewlanie / Drzewianie, Wołynianie / Wolinianie)
powtarzają się nad Łabą, w Czechach, w Polsce, na Bałkanach. Wniosek:
Słowianie migrowali, tylko kto zagwarantuje na 100% skąd dokąd?
W jednym przypadku źródła historyczne potwierdzają migrację plemienia
Uliczów,
którzy zamieszkiwali tereny nad Dnieprem, ale w IX wieku przesunęli się
na zachód, na tereny między Dniestrem a Prutem. Być może fakt ten
odzwierciedla dominujący kierunek migracji Słowian w ogóle.
2. Nazwy „Antowie”, „Serbowie” i „Chorwaci”.
Nazwy
Antowie, Serbowie i
Chorwaci pojawiają się
przed rokiem 500 n.e. na stepach nad Uralem, Wołgą, Donem i w Państwie
Bosporańskim na Krymie / Tamaniu, i mogą być zidentyfikowane jako
plemienne nazwy sarmackie. Poparcie dla hipotezy sarmackiej.
3. Nazwy osobowe i herbowe.
Polska szlachta znała zagadkowe nazwy osobowe i herbowe (
Chamiec, Roch, Mora, Doliwa, Jaksa), w herbach istnieją sarmackie tamgi, na Podolu, w Polsce, Łużycach itd. można spotkać irańskie nazwy miejscowe. Jak wyżej.
4. Imion Słowian.
Słowianie używali dwuczłonowych imion życzeniowych. Niektóre
wyglądają jak wierne tłumaczenia z irańskich, a nawet ich kopie, np.
Boguchwał = *Bagaxvarna (medyjskie
Bagafarna). Jak wyżej.
ZAGADNIENIA SPECJALNE
1. Słowianie a Wenetowie.
Słowian w pewnych źródłach określa się jako
Wenetów. Na Łotwie leży
Ventspils,
‘miasto Wenetów’. Siedziby Wenetów lokowane są na zachód od Aestów /
Estów / Ostów utożsamianych z Bałtami (por. jednak dzisiejszych fińskich
Estończyków). Wenedami nazywali Germanie wielu swych sąsiadów, może od
ich własnych nazw, a może nie.
Na terenie obecnej Polski istnieją (istniały) nazwy geograficzne,
które nie mają jasnej etymologii słowiańskiej, które wykazują
podobieństwo do nazw identyfikowanych jako iliryjskie lub wenetyjskie (=
pochodzących z języka nadadriatyckich Wenetów) i które występują
grupowo na pewnych ciągłych obszarach. Mamy np.
Karpaty (albańskie
karpë ‘skała’) czy
Tatry.
Problem Wenetów wymaga bardziej szczegółowej analizy.
- Lud, który Ptolemeusz nazywa Wenetami, zamieszkuje obszary, na których Tacyt jakieś 50 lat przed Ptolemeuszem lokuje zbierające bursztyn plemię Aestii; tych ostatnich brak u Ptolemeusza.
- Nazwą Veneti określają Herodot, Polybios i liczni autorzy łacińscy plemię żyjące nad Adriatykiem (por. dzisiejsza Wenecja).
Ich język jest w jakimś stopniu znany i określany jako bliski italskim
lub (w nowszych pracach) wręcz italski, ale zawierający też elementy
celtyckie i germańskie.
- Cezar pisze o plemieniu galijskim Veneti w prowincji Aremorica nad Atlantykiem (por. dziś francuska prowincja Vendée na płd. od ujścia Loary, miasto Vannes w płd. Bretonii).
- Po walijsku Gwynedd to północna Walia.
- Jezioro Bodeńskie w starożytności nosiło nazwę Venetus.
- „Zdaniem H. Łowmiańskiego na terenie Polski, a także Litwy i
przyległych obszarów, przed nadejściem Słowian i Bałtów, zamieszkiwał
staroindoeuropejski lud Wenedów. Lud ten został wchłonięty lub częściowo
wytępiony przez Słowian i Bałtów, lecz pozostała po nim jego nazwa.
Nazwę tę przejęli Germanie i Finowie, którzy swych sąsiadów Słowian,
zajmujących dawne ziemie wenedzkie, poczęli określać mianem Wenedów,
Wenden, Vene, Venäjä” (Jerzy Ochmański, „Historia Litwy”, str. 26).
- „Oto w kronice Henryka Łotewskiego z początku XIII w. opisane
zostały krótko dziwne a tragiczne dzieje jednego małego ludu na
pograniczu litewsko-łotewskim. Plemię zwane Vindi — powiada kronikarz
pod 1206 r. – było już wówczas mało znaczne i ubogie. Wypędzeni znad
rzeki Winda, zamieszkali na miejscu, gdzie później Rygę wzniesiono. Ale i
tu nie zaznali spokoju, gdyż napadli na nich Kurszowie (jedno z plemion
bałtyjskich) i przegnali, wielu zabijając. Resztki Windów zbiegły tedy
do ziemi Letgalów i mieszkając wśród nich doczekały się przybycia
kapłanów chrześcijańskich i przyjęły chrzest. Pozostał tam po nich gród
Ventspils, czyli gród Windów – Wentów. (…) Czy w takim razie Windi –
Wenetowie nie są potomkami starożytnych Wenetów nad Bałtykiem?” (op.
cit, dzięki uprzejmości jednego z moich korespondentów).
- Dziś na Łotwie znajdziemy dwa miasta o nazwach kojarzących się z Wenetami. Pierwszym jest nadbałtycka Windawa, dzisiejsze Ventspils, o nazwie pochodzenia nadbałtycko-niemieckiego, położona nad rzeką o nazwie Venta. Drugim – Kieś położona na północny wschód od Rygi – Cēsis(rosyjskie Kes‚), dawniej zwana jako Wenden.
- W języku fińskim Venäjä, Venädä, Venät, w estońskim Vene, oznacza Rosję.
- Dopiero Jordanes w VI wieku n.e. utożsamia Wenetów ze Słowianami pisząc: „ex una stirpe exorti tria nunc nomina ediderunt, id est Venethi, Antes, Sclaveni” (z jednego pnia poczęci trzy teraz ludy wydali z siebie).
- U Ptolemeusza Odra nosi nazwę Ouiadouas (gen. Ouiadou). Nazwa ta ma etymologię wenetyjską, zgodną z topografią ujścia rzeki: vi- ‘roz-’, co zaś do reszty patrz Aduas, dziś Adda, lewy dopływ Padu (adu ‘strumień, bieg wody’, -a- rozszerzenie nazwy na -u zgodne z tendencją panującą w języku wenetyjskim).
- Nad Wartą leży Śrem, miasto o nazwie bez etymologii słowiańskiej, za to podobnej do iliryjskiegoSirmium (płd. Panonia – dziś węg. Szerem), trackiej rzeki Sermios (bułg. Strema), wenetyjskiego miasta Sirmio nad Jez. Garda (dziś Sermione) i paru innych nazw z płn. Włoch i okolic. Nazwę Śremu bezzasadnie wiązano ze szronem.
- Język iliryjski miał być podobny do wenetyjskiego znad Adriatyku.
- Nazwa Raba ma korzenie iliryjskie (a nie trackie): por. ilir. Arabō, dziś Raba w Panonii i inne, i ma znaczenie ‘Polna, rzeka płynąca przez pola orne’ (iliryjskie arab ‘pole’, por. łac. arvum).
- Nazwy Sawa (rzeka koło Łańcuta, także miejscowość koło Limanowej), Drawa (dopływ Noteci, takżeDrawiec, dziś Drzewiec niedaleko Koła oraz wieś Drawce na Spiszu) i Drama (dopływ Kłodnicy, dopływu Odry na Górnym Śląsku; także wieś Dramino na Mazowszu) przypominają nazwę iliryjskich rzek Savos, Dravos (dziś Sawa, Drawa) oraz Drama w Macedonii (nazwa tracka lub iliryjska).
- Nazwa Tatry ma etymologię celtycką (fr. tertre ‘wzgórze’ z celt.) lub dacką, zob. też iliryjskiego pochodzenia Trtra w Hercegowinie.
- Nazwa Drwęca (dopływ dln. Wisły) ma korzenie celtyckie (Druentia, dziś Durance, lewy dopływ Rodanu) lub wenetyjskie (undefinedntus w Picenum, śr.-wsch. Italia).
- Nazwa Opawa (dopływ Odry) pochodzi prawdopodobnie od iliryjskiego *Apāvus, por. Aponus ‘źródło w kraju Wenetów’, Met-apa ‘Międzyrzecze, miejscowość w Etolii’.
- Nazwa Noteć (staropolskie Noteś) ma odpowiednik Natiso, Natissa – nazwa małej rzeki w kraju Wenetów, wpadającej do Adriatyku; por. też Netisse, dziś Neetze, rzeka w kraju Połabian.
- Nazwa Wierzyca (lewy dopływ dln. Wisły), pierw. Verissa (rok 1198) ma sufiks -issa, znany z nazw rzek wenetyjskich, oraz rdzeń ten sam co w Werona, miasto nad Adygą.
- Nazwa Kalisia (Kalisz) może mieć etymologię słowiańską, ale też i iliryjską lub celtycką.
- Nazwa Veneti ma italoceltycką etymologię: ‘należący do rodu’ (*wen-, ten sam rdzeń, który widać w bretońskim gwenn ‘rasa’, stir. fin ‘rodzina’, a dalej w łac. venus ‘miłość’) przy braku etymologii słowiańskiej.
- Prusowie to kiedyś jeden z ludów bałtyjskich, później germańskich. Ich nazwa może się jednak wywodzić od nazwy Fryzów.
- Nazwa romańskiej Francji wywodzi się od nazwy germańskich Franków.
- Nazwa Bułgarzy oznaczała lud turkijski, potem słowiański.
- Nazwy celtyckich Walijczyków (ang. Welsh), rumuńskich Wołochów i italskich Włochów wywodzą się od określenia jednego z plemion celtyckich (Wolków)
zamieszkujących Galię Narbonensis (podbici w 121 p.n.e.); ani
Walijczycy, ani Wołosi, ani Włosi nie mają z nimi żadnego związku.
- Niemiecka nazwa Węgrów, Ungarn, wywodzi się od nazwy Hunów (bądź samych – tak twierdzi Moszyński wbrew Bańkowskiemu, por. chiń. Xiongnu < Hung Nu – bądź od jednego z ich plemion –Ongur, Onogur,
którego nazwa ma turkijską etymologię: ‘dziesięć strzał’). Z tego
samego źródłosłowu pochodzi i termin polski. Kimkolwiek byli Hunowie,
nie wydaje się możliwe, aby mieli cokolwiek wspólnego z Węgrami –
Madziarami.
Mała uwaga: Wojciech Jóźwiak pisze, że sami Słowianie nigdy siebie
Wenetami nie nazywali. Nie jest to do końca prawdą. Połabianie mówili
venst’ě – ‘po połabsku’.
Podsumowując: z tego, że Ptolemeusz lokował na ziemiach Prus (
sic!)
niejakich Wenetów oraz że Jordanes w VI wieku utożsamił Słowian z
Wenetami nie wynika, że w czasach Ptolemeusza nazwa ta również musiała
oznaczać Słowian i że Słowianie zamieszkiwali wówczas w dzisiejszej
Polsce. Mało tego, wydaje się, że pierwotnie m.in. na terenie
dzisiejszej Polski mieszkał lud italskich Wenetów, krewniaków tych znad
Adriatyku. Jego pierwotna ojczyzna mogła leżeć nad Jeziorem Bodeńskim.
Lud ten pozostawił po sobie szereg nazw geograficznych w Polsce płn,
pokrewnych nazwom używanym nad Adriatykiem (
Vi-aduas, Śrem, Drwęca, Noteć, Wierzyca, może
Ina, Minia, Mroga,
Osa, Odra – por.
Mare Adriaticum). Nazwa tego ludu została później przez Niemców przeniesiona na Słowian (m.in. stąd
Ventspils ‘miasto Słowian’ na Łotwie i fiń.
Venäjä ‘Rosjanie’). Nazwę Wenetów przeniesiono także prawdopodobnie wcześniej na pewne plemiona celtyckie.
W każdym razie wczesne świadectwa o Wenetach niewiele pomagają w
ustaleniu praojczyzny Słowian i dlatego przesłanki z nimi związane nie
będą w ogóle brane pod uwagę.
Moje wnioski ostateczne brzmią:
- Słowianie są blisko spokrewnieni z Bałtami i zawsze mieszkali w ich sąsiedztwie.
- Ich ojczyzną są zapewne jakieś obszary Ukrainy, może Podnieprze, jak chce Godłowski.
- Tereny te były zamieszkiwane przez ich przodków aż od epoki wspólnoty indoeuropejskiej.
- Słowianie prowadzili gospodarkę mieszaną, rolniczo-hodowlano-rybacką, i prowadzili osiadły tryb życia.
- W jakimś okresie historii obszar ich zamieszkiwania mógł sąsiadować z
celtyckim i mesapijskim – może przyczyną była wczesna ekspansja Słowian
na zachód, aż do obszarów dzisiejszej Polski (w takim wypadku rację
mieliby częściowo i autochtoniści), a może ekspansja Italoceltów na
wschód; w każdym razie obszar między Wisłą a Dnieprem nie pozostawał
bezludny.
- W etnogenezie Słowian uczestniczyły inne ludy, które zostały przez
nich zasymilowane. Bardzo prawdopodobny jest tu udział irańskich
Sarmatów, ale niewykluczony jest i udział italoceltyckich Wenetów.
Jak to się ma do analizy Wojciecha Jóźwiaka ?
- Moje rozumowanie poparte jest przez wszystkie słabe punkty hipotezy autochtonistycznej.
- Cudowne rozmnożenie Słowian w najwcześniejszym średniowieczu można
wytłumaczyć korzystną dla nich koniunkturą rolniczo-hodowlaną (lepsze
warunki klimatyczne itd.) oraz włączeniem w ich szeregi Sarmatów i
Wenetów.
- Nieprawdą jest, że częściowo leśne, a częściowo lasostepowe i
stepowe środowisko w ojczyźnie Słowian nie zapewniło im dostatecznej
ilości pożywienia potrzebnego do eksplozji demograficznej. Słowianie
byli ludem przynajmniej częściowo rolniczym i potrafili wykorzystać
urodzajne czarnoziemy. Ponadto właśnie ta eksplozja nadwerężyła ich
zdolności wyżywienia się i doprowadziła do ekspansji terytorialnej.
- Brak germańskiej przesuwki w rzecznych nazwach dorzecza Odry i Wisły
częściowo jest nieprawdą (Tanew), częściowo wynika z identyczności
formy z przesuwką i formy bez przesuwki w słowiańskim, częściowo wynika z
faktu niezamieszkiwania Germanów na danym terenie akurat w okresie, gdy
przesuwka działała.
- W dorzeczu Dniepru brak (?) nazw słowiańskich, bo mogły zachować się
nazwy starsze, z czasów gdy słowiański bliższy był bałtyjskiego. Żaden
to argument, skoro dalej na zachód też brakuje nazw słowiańskich.
- Wenetowie pierwotnie nie byli Słowianami, ale ich resztki ocalałe po
różnych dziejowych zawieruchach (Celtowie, Scytowie, Germanowie) mogły
zasymilować się ze Słowianami.
- Słowianie przed rokiem 100 n.e. żyli mniej więcej tam, gdzie i przez
kilkaset następnych lat. A byli tam już od co najmniej dwóch tysięcy
lat, choć ich słowiańskość wykształcała się w przeciągu dziejów. Właśnie
brak migracji i kontaktów z coraz to innymi ludami zachowały ich język w
stanie bardzo archaicznym w porównaniu z innymi językami
indoeuropejskimi.
- Souobenoi Ptolemeusza to może Słowianie, ale może także lud, od którego zapożyczyli nazwę (asymilując go?).
- Argumentacja, że Słowianie musieli jeździć konno, bo liczyli tylko
do czterech, jest śmieszna i nie uwzględnia pewnych prostych zasad
rozwoju języka.
- Przeniesienie nazwy czegoś płynącego na płynące drewno nie oznacza, że ojczyzna Słowian była bezdrzewna.
POLEMIKA Z TEKSTEM PROF. W. MAŃCZAKA
Komentowany tekst, cytowany w kolorze brązowym, jest dostępny tutaj: Zachodnia praojczyzna Słowian. Mój komentarz jest czarny.
(…) Moim zdaniem, badania etnogenetyczne powinno się unaukowić poprzez:
a) rozróżnianie argumentów sprawdzalnych i niesprawdzalnych za pomocą
statystyki (jeśli ktoś twierdzi, że język polski jest podobny bardziej
do staropruskiego niż do litewskiego, a ktoś inny sądzi, że jest na
odwrót, to licząc podobieństwa między tymi językami można rozstrzygnąć,
który z tych poglądów jest prawdziwy, natomiast jeśli jeden badacz
twierdzi, że nazwa Veneti oznacza u Tacyta w I wieku i u Jordanesa w VI
wieku ten sam lud, a inny uczony temu przeczy, to można dać wiarę albo
jednemu, albo drugiemu, ale za pomocą statystyki tej kwestii
rozstrzygnąć się nie da);
Całkowicie się zgadzam. Wręcz podpisuję się obiema rękami. Rzecz jednak czasami leży we właściwej
interpretacji statystycznych danych.
b) opieranie się tylko na argumentach sprawdzalnych.
To „tylko” napawa mnie jednak pewnym niepokojem. Na przykład coraz
więcej danych archeologicznych świadczy o tym, że w I połowie I
tysiąclecia n.e. (1 – 500 n.e.) na obszarze dzisiejszej Polski nie było
Słowian, byli za to Germanie (Goci, Herulowie i inni). Mimo iż właściwie
stwierdzenia takie opierają się jedynie na przesłankach (nie są
statystycznie sprawdzalne) byłoby ze szkodą dla nauki odrzucić je
całkowicie. Jak w sądzie niektóre sprawy opierają się jedynie na
poszlakach, tak samo w nauce bywają obszary, na których nie mamy
„statystycznej pewności” i nigdy jej może nawet mieć nie będziemy. A
więc konkludując: statystyka – tak, ale nie jako metoda jedyna i
absolutna.
Za pomocą statystyki udało mi się ustalić, co następuje:
1) Wśród języków pokrewnych sąsiadujące z sobą są na ogół bardziej do
siebie podobne niż niesąsiadujące z sobą, np. polszczyzna jest podobna
bardziej do słowackiego niż do serbsko-chorwackiego.
2) Stosunki pokrewieństwa językowego wykazują zdumiewającą stabilność.
Jest oczywiste, że ze względów geograficznych łacina używana w Dacji
około roku 270 (gdy legiony rzymskie opuszczały Dację) nawiązywała
bardziej do łaciny używanej w Italii niż do łaciny używanej w Galii czy
Hiszpanii. Od ewakuacji wojsk rzymskich z Dacji minęło 1700 lat, w
czasie których nie było kontaktów językowych między Dacją a Italią, a
pomimo to dzisiejszy język rumuński nawiązuje do włoskiego bardziej niż
do pozostałych języków romańskich.
Ale dzisiejszy francuski czy hiszpański nawiązują bardziej do łaciny
niż rumuński! Niegdysiejsze podobieństwo nie przekłada się zatem wcale
na stosunki teraźniejsze i nic w tym dziwnego, bo przecież rumuński
podlegał procesom „odłacinniania” w znacznie większym stopniu niż
francuski czy hiszpański. Analizując podobieństwo tekstów tego typu
fakty również należy zatem uwzględnić.
3) Języki germańskie są podobne bardziej do słowiańskich niż do
bałtyckich, z czego wniosek, że w epoce przedhistorycznej Słowianie
musieli przebywać – podobnie jak w okresie historycznym – między
Germanami a Bałtami.
Podobny pogląd, spotykany i w innych wypowiedziach (np. prof.
Bańkowskiego), nie jest niestety uzasadniony przykładami. To znaczy,
profesor Mańczak opiera się na analizie statystycznej podobieństwa
tekstów. Obawiam się jednak, że wysuwanie z tego faktu wniosku, że w
epoce przedhistorycznej Słowianie musieli przebywać między Germanami a
Bałtami, jest nie do końca uzasadnione. Chodzi bowiem o to, że nie
dysponujemy tekstami germańskimi, słowiańskimi i bałtyckimi z tamtego
okresu. A analiza tekstów współczesnych może prowadzić do niekoniecznie
poprawnych wniosków. Słownik np. polski (ale i nie tylko polski) jest
pełen germanizmów, nawet tak pospolite wyrazy jak
chleb czy
mleko
są (w każdym razie według mnie, ale nie jestem w swym osądzie
osamotniony) zapożyczeniami z języków germańskich. Z pewnością rzutuje
to również na podobieństwo tekstów.
4) Język polski jest podobny bardziej do staropruskiego niż do
litewskiego, z czego wniosek, że Słowianie pierwotnie mieszkali bliżej
siedzib dawnych Prusów niż Litwy.
Jeśli przyjąć, że nasi językowi przodkowie przybyli na obecnie przez
nas zamieszkiwane tereny około roku 500 n.e., Prusowie mieli jakieś 700 –
800 lat, aby ich język stał się bardziej podobny do polskiego niż
litewski. Obszary językowe polski i litewski nie sąsiadowały bowiem
pierwotnie ze sobą (były oddzielone przez Prusów, Jaćwingów i Rusinów –
późniejszych Białorusinów) podczas gdy polski i pruski sąsiadowały.
Nie wiem czy ktoś prowadził takie badania, ale „na oko” oceniam, że
między tekstami arabskimi a perskimi znajdziemy więcej zbieżności niż
między arabskimi a hindi. Z tego faktu wcale jednak nie wynika, że
perski jest bliżej spokrewniony z arabskim niż hindi z arabskim. Nie
wynika z tego również, że Persowie i Arabowie sąsiadowali ze sobą od
zamierzchłej prehistorii. Wiadomo bowiem, że o ile Arabowie są
względnymi autochtonami na Półwyspie Arabskim, o tyle zasiedlili
Mezopotamię wypierając lub asymilując ludy wcześniejsze, a także
Persowie przybyli do Iranu dopiero w pewnej epoce (wypierając tudzież
asymilując Elamitów i inne ludy). A więc sąsiedztwo arabsko-perskie trwa
długo, ale nie wiecznie. Mimo to zostawiło ślady w języku. Tak samo
mogło być z Polakami i Prusami. A skoro mogło,
nie możnaużywać
podobieństwa tekstów polskich i pruskich jako ostatecznego dowodu
zamieszkiwania Słowian na terenie „Odrowiśla” u schyłku starożytności i
we wczesnym średniowieczu.
5) Język polski jest podobny bardziej do niemieckiego niż do
osetyńskiego, najbliżej Polski używanego języka irańskiego (Osetowie są
potomkami dawnych Sarmatów). Odległość między Hamburgiem a Kijowem jest
niemal równa odległości między Kijowem a Władykaukazem, stolicą leżącej
głównie na północnych zboczach Kaukazu republiki osetyńskiej, z czego
wniosek, że praojczyzna Słowian nie mogła leżeć nad Dnieprem, bo gdyby
tam była położona, to liczba leksykalnych zbieżności polsko-osetyńskich
byłaby mniej więcej równa liczbie słownikowych zgodności
polsko-niemieckich. Ponieważ prof. Sławski (2000, s. 333) czyni aluzję
do „tak mało znanego osetyńskiego”, warto wspomnieć o tym, że w latach
1958 – 1989 ukazał się w Moskwie 4-tomowy słownik etymologiczny języka
osetyńskiego Abajewa, który liczy bez mała 2000 stron formatu B 5
wydłużonego.
Znów wydaje mi się, że wniosek ten jest zbyt pochopny. Sądzę, że
Słowianie nie tylko mogli sąsiadować z Sarmatami w przeszłości, ale
nawet plemiona sarmackie mogły wziąć udział w etnogenezie Słowian. Tyle
tylko, że od jakichś 1500 lat nie istnieje językowe sąsiedztwo
słowiańsko-sarmackie (czy raczej polsko-osetyńskie), za to istnieje
polsko-niemieckie. Wystarczająco długo, aby wpłynąć nawet na tak
konserwatywną warstwę języka jak teksty (ten konserwatyzm słusznie
podkreśla prof. Mańczak).
Nie od rzeczy w tym kontekście byłoby też chyba zwrócenie uwagi na
fakt, że także w hipotezie autochtonicznej pochodzenia Słowian (uznającą
„odwieczność” istnienia słowiańskiego etnosu na ziemiach Polski) nie
wyklucza się wielowiekowego sąsiedztwa słowiańsko-irańskiego (a więc np.
słowiańsko-sarmackiego). Jeśli bowiem Prasłowianie mieszkali między
Odrą a Wisłą, kto mieszkał dalej na wschód? Właśnie Sarmaci! I powinno
pozostawić to ślad w języku Słowian, a według prof. Mańczaka nie
zostawiło. Według zaś mnie nie zostawiło dlatego, bo zatarł je czas.
6) Słownictwo włoskie nawiązuje bardziej do polskiego niż do
litewskiego, z czego wynika, że w epoce przedhistorycznej – podobnie jak
w okresie historycznym – Słowianie mieszkali bliżej Italii niż Bałtowie.
Uwaga jak wyżej. W epoce historycznej – zgoda. W epoce
przedhistorycznej – moim zdaniem nie ma żadnych podstaw. Pewne badania
czy spostrzeżenia sugerują istnienie „italskiej” warstwy słownictwa w
słowiańskim. Być może odpowiedzialny za to jest język wenetyjski,
potwierdzony z okolic Wenecji i domniemany w okolicach Zatoki Gdańskiej
(zaświadczona jest przynajmniej nazwa
Veneti, niektóre nazwy
miejscowe mogą mieć wenetyjskie pochodzenie). Słowianie nasuwając się na
tereny zamieszkałe przez Wenetów (a wcześniej sąsiadując z tymi
terenami) mogli wzbogacić swój język o ową wzmiankowaną italską warstwę
słownictwa. Mogło to zostawić ślad w postaci większego podobieństwa
tekstów włoskich do polskich niż do litewskich. Do tego warto dołożyć
różnego wieku latynizmy w polskim, których obecność związana jest z
panującym od wieków w naszym kraju rzymskim obrządkiem chrześcijaństwa
czy rozwojem nauki w czasach nowożytnych.
7) Języki germańskie są podobne bardziej do słowiańskich niż do
romańskich. Jeśli zaś wziąć pod uwagę, że z Hamburga do Rzymu jest w
linii powietrznej 1300 km, do Poznania 500, a do Kijowa bez mała 1500,
to leksykalne zgodności germańsko-słowiańskie liczniejsze od
germańsko-romańskich też przemawiają za zachodnią praojczyzną Słowian.
Moim zdaniem rozstrzyga tu owo 500 km między Poznaniem a Berlinem
wobec 1300 km między Berlinem a Rzymem. Na przestrzeni 1500 lat taka
różnica okazała się dostateczna.
8) Język irlandzki nawiązuje bardziej do polskiego niż do
litewskiego, z czego wniosek, że w epoce przedhistorycznej – podobnie
jak w okresie historycznym – Celtowie mieszkali bliżej Słowian niż
Bałtów.
Oczywiście aktualny jest nadal argument wielokrotnie już
przedstawiany – stosunków historycznych nie powinno się automatycznie
przenosić do prehistorii. Skądinąd wiadomo także, że Celtowie dotarli w
swojej ekspansji do Karpat, a nawet je przekroczyli. Znaleziono
pozostałości po Celtach nawet i za łukiem Karpat, na Ukrainie. Obojętnie
czy przyjmiemy za słowiańską praojczyznę tereny dzisiejszej Polski czy
okolice Kijowa, w epoce prahistorycznej istniało więc sąsiedztwo
słowiańsko-celtyckie i ich językowe zbieżności nie dostarczają argumentu
za żadną z dwóch dyskutowanych lokalizacji. Natomiast sąsiedztwo
celtycko-bałtyjskie jest raczej wątpliwe.
9) Przeprowadzone przeze mnie badania nad językami romańskimi
wykazały, że z grubsza biorąc, zachodzi związek między liczbą
podobieństw leksykalnych, jakie dany język wykazuje w stosunku do
pozostałych języków romańskich, a chronologią podbojów rzymskich, co się
tłumaczy tym, że im wcześniej jakaś prowincja została podbita przez
Rzymian, tym gruntowniej została zromanizowana:
Język |
|
Początek podboju |
Włoski |
7498 |
Italia 396 r. przed Chr. |
Portugalski |
7159 |
Hiszpania 226 r. przed Chr. |
Hiszpański |
7114 |
Hiszpania 226 r. przed Chr. |
Kataloński |
6985 |
Hiszpania 226 r. przed Chr. |
Francuski |
6851 |
Galia (125) 58 r. przed Chr. |
Prowansalski |
6560 |
Galia (125) 58 r. przed Chr. |
Romanche |
6318 |
Recja 15 r. przed Chr. |
Sardyński |
5333 |
Sardynia 237 r. przed Chr. |
Rumuński |
3564 |
Dacja 101 r. po Chr |
Włoski, który powstał w kolebce ludów romańskich, wykazuje
najwięcej zbieżności słownikowych z pozostałymi językami romańskimi. Z
obliczeń przeprowadzonych nad językami słowiańskimi wynikło, że do
pozostałych języków słowiańskich najwięcej podobieństw leksykalnych
wykazuje polszczyzna.
Rodzi się jednak pewien dręczący mnie problem, którego prof. Mańczak zdaje się nie dostrzegać. Analizuje on bowiem
jeden przykład, mianowicie przykład ekspansji kultury Rzymu, i na tej podstawie formułuje
pewnik,
że dziś badane podobieństwo tekstów odzwierciedla rozmieszczenie
geograficzne języków w przeszłości. Jeśli przyjmiemy statystykę jako
podstawę nauki, czego domaga się Profesor, formułowanie stanowczych tez w
oparciu o fakty jednostkowe jest chyba zbyt daleko posuniętym żądaniem.
Statystyka zaczyna się bowiem, gdy liczba badanych obiektów przekracza
sto, a w każdym razie nie mniej niż 30.
Można zatem przypuścić, że widoczna korelacja pomiędzy podobieństwem
języków romańskich a chronologią rzymskich podbojów jest po prostu
efektem
przypadku, albo wynika z ich położenia
geograficznego. To znaczy wcale nie muszę sądzić, że tak istotnie jest,
ale opierając naukę na statystyce takiego twierdzenia odrzucić nie
można. Zwłaszcza, że np. podobieństwo sardyńskiego do włoskiego jest
stosunkowo małe mimo iż Sardynia leży blisko Rzymu i została stosunkowo
wcześnie podbita. Ciekawi też duże podobieństwo łaciny do
portugalskiego, większe niż do hiszpańskiego czy katalońskiego. Z
drugiej strony język dość odległej Rumunii zachował niewiele podobieństw
do łaciny, znacznie mniej niż np. retycki (właściwie retoromański),
mimo iż Dacja została podbita niewiele później niż Recja (w porównaniu
np. z Hiszpanią).
Moim zdaniem obserwowane zbieżności między językami romańskimi należy
tłumaczyć w inny sposób niż Profesor, a przede wszystkim nie tylko
jednym czynnikiem: im wcześniej prowincja podbita, tym bardziej język
podobny. Regułę tę zastąpiłbym zespołem reguł następujących:
- im dłuższy wpływ łaciny, tym język bardziej do niej podobny,
- im silniejszy wpływ łaciny, tym język bardziej do niej podobny,
- im słabsze oddziaływanie innych języków, tym język zachował więcej podobieństw do łaciny.
Punkt pierwszy tłumaczy m.in. stosunkowo niskie podobieństwo
rumuńskiego do pozostałych języków romańskich. Punkt ten wydaje się z
pozoru identyczny jak teza prof. Mańczaka o korelacji między
podobieństwem a chronologią podbojów. Tak jednak nie jest. Dacja nie
tylko że została podbita później niż Galia, ale nadto wpływ łaciny na
francuski nie ustał wcale wraz z upadkiem imperium rzymskiego, podczas
gdy wpływ na rumuński był przez wieki znikomy. Nieustający przez wieki
wpływ łaciny był najsilniejszy na włoski (poczucie bezpośredniej
kontynuacji antycznej kultury przez Włochów, sam język też zmieniał się
najwolniej, co widać choćby w dzisiejszej jego gramatyce z
pozostałościami wielu niezmienionych cech odziedziczonych z łaciny),
dlatego też rumuński wykazuje największe podobieństwa właśnie do
włoskiego. Inne języki romańskie poszły niejako w odrębnym kierunku, co
oddaliło je od rumuńskiego bardziej niż odległość geograficzna.
Punkt drugi wyjaśnia „osobliwość sardyńską”. Sardynia nie leżała w
orbicie najsilniejszych wpływów rzymskich, a jej mieszkańcy dłużej niż
gdzie indziej opierali się procesom romanizacji. Pomimo więc względnej
bliskości i długotrwałości wpływ łaciny okazał się mniejszy od
spodziewanego.
Punktem trzecim można chyba wyjaśnić parę innych nieregularności. Np.
silny wpływ słowiański przyczynił się, obok ustania oddziaływania
łaciny, na odrębność rumuńskiego. Dzięki skrajnemu położeniu portugalski
mógł zachować więcej archaizmów niż hiszpański czy zwłaszcza francuski –
Portugalia bowiem graniczy już tylko z oceanem i dzięki temu jest
słabiej narażona na wpływ obcych kultur, które przelewały się przez
Hiszpanię (Celtowie, Germanie, Arabowie, sąsiadujący Baskowie) czy
Francję (Celtowie, germańscy Frankowie). Otoczony (niemal) ze wszystkich
stron przez dialekty romańskie toskański, podstawa współczesnego
włoskiego, zachował najwięcej podobieństw do łaciny. Ze wszystkich
języków romańskich właśnie włoski podlegał bowiem najsłabszym wpływom
zewnętrznym. Fakt, że Włosi zamieszkują te same tereny co pierwotnie
Rzymianie, ma wobec tego chyba mniejsze znaczenie.
10) Z obliczeń przeprowadzonych na językach słowiańskich w celu
rekonstrukcji przedhistorycznych migracji Słowian wynikło, że języki
zachodniosłowiańskie średnio wykazują więcej podobieństw leksykalnych do
pozostałych języków niż języki wschodniosłowiańskie, a te z kolei
więcej niż południowosłowiańskie, z czego wniosek, iż ekspansja Słowian
na wschód poprzedziła migrację na południe. Dane te stanowią zarazem
dodatkowy argument przemawiający za zachodnią praojczyzną Słowian.
Fakt ten można jednak zinterpretować inaczej. Języki
południowosłowiańskie zmieniły się najsilniej, bo ich nosiciele byli
przez wieki narażeni na najsilniejsze oddziaływania obcych kultur i
języków (łacina, greka, protobułgarski, turecki). Wschodniosłowiańskie
zmieniły się słabiej, bo tu procesy oddziaływania obcych kultur były
słabsze. Najbardziej archaicznym językiem okazał się polski, ale też i
na obszarze zamieszkiwanym przez Polaków wpływ obcych kultur okazał się
najsłabszy.
Wypada zwłaszcza podkreślić, iż historia notuje cały szereg ludów
przewalających się w dawnych wiekach przez tereny wschodniej
słowiańszczyzny. Nie wspominając już irańskich plemion Kimerów i Scytów,
a po nich Sarmatów, podkreślę wypady Wikingów – Rusów (od których
wywodzi się historyczna dynastia Rurykiewiczów i nazwa Rusi), a także
ciągłe najazdy i sąsiedztwo turkijskie (Chazarowie, Bułgarzy
wołżańsko-kamscy, Uzowie, Pieczyngowie, Połowcy, Tatarzy), w tym
wielowiekową zależność wielkich obszarów Rusi od Tatarów. Kultura ludów
turkijskich miała dostatecznie dużo czasu, aby spowodować obserwowaną
odrębność języków wschodniosłowiańskich. Słownik rosyjski roi się od
turkijskich zapożyczeń, turkijskim wpływem można objaśnić pewne
osobliwości gramatyczne (jak częściowa eliminacja czasowników
być i
mieć) i z pewnością w jakimś stopniu przekłada się to na podobieństwo tekstów.
W odróżnieniu od języków wschodniosłowiańskich, polski nie podlegał
aż tak silnym i długotrwałym wpływom zewnętrznym. Na rozwój literackiego
polskiego najsilniejszy wpływ miały czeski i ukraiński – tak się
składa, że oba to języki słowiańskie, i być może to właśnie jest
przyczyną „centralnej” pozycji polszczyzny w obrębie innych języków
słowiańskich. Wysnuwanie zaś z faktów językowych wniosku, że Polacy
zamieszkują ziemie „odwiecznie” słowiańskie, jest po prostu
nieuzasadnione i zbyt daleko idące.
Zauważę jeszcze raz, że postulowana przez prof. Mańczaka korelacja do
pewnego stopnia potwierdzona danymi z języków romańskich (a więc tylko
jednym przykładem, w oparciu o który niebezpiecznie jest budować
uogólnienia) może być w dużej mierze dziełem przypadku, a przede
wszystkim szczególnych uwarunkowań historycznych. Łacina odgrywała
olbrzymią rolę wskutek istnienia imperium rzymskiego przez szereg
stuleci. Obszary, na których dziś mówi się językami romańskimi, to
niektóre z terenów podbitych przez Rzymian, na których ich kultura
zwyciężyła istniejące wcześniej kultury lokalne, a orężem w tej walce
były jej wyższość i uwarunkowania polityczne i gospodarcze. Tymczasem
ani rzekomo prasłowiańskie tereny nad Odrą i Wisłą ani też tereny nad
Dnieprem nie były nigdy centrum imperium, które narzucałoby swoją wyższą
kulturę podbitym ludom. Doprawdy trudno o jakiekolwiek analogie między
ekspansją języków romańskich a ekspansją Słowian. Nawet więc jeśli
dzisiejsze fakty językowe są do jakiegoś stopnia odbiciem chronologii
rzymskich podbojów, trudno oczekiwać, aby fakty słowiańskie świadczyły o
chronologii imperialnych podbojów naszych przodków – bo takich po
prostu nie było. Na obecną postać języków słowiańskich mogły zatem
wpłynąć zupełnie inne czynniki niż na obecną postać języków romańskich.
Ujmę to tak: języki romańskie rozwijały się przy ekspansji z
nieruchomego centrum. W rozwoju języków słowiańskich centrum zaś mogło
się przemieścić (na przykład znad Dniepru nad Wisłę), co należy rozumieć
tak, że język polski po prostu zmienił się najmniej, bo był poddany
najsłabszym wpływom zewnętrznym (niesłowiańskim).
O ile znamy przykład ekspansji języków wychodzącej z nieruchomego
centrum (języki romańskie) i możemy obserwować dziś takie a nie inne
zróżnicowanie pochodzących od łaciny języków, o tyle nie znamy
szczegółowo przypadku, gdy ekspansja łączyła się na pewno z brakiem
takiego nieruchomego centrum o znanej lokalizacji. Chociaż… Ciekawe,
jakie wyniki dałaby analiza podobieństw tekstów języków turkijskich
metodą prof. Mańczaka. Gdyby pozwalała ona faktycznie na wnioskowanie o
pierwotnym zasięgu geograficznym języków, powinna ona wskazać Ałtaj jako
jądro grupy, gdyby zaś decydujące okazały się wpływy zewnętrzne,
„wyliczonym” centrum mógłby być np. Uzbekistan. Ale nikt dotąd takich
badań nie przeprowadził… Jeśli zdobyłbym skądś paralelne i dostatecznie
długie teksty w kilku językach turkijskich, chętnie podjąłbym się takiej
analizy.
Biorąc pod uwagę wszystkie te ustalenia, nie sposób zlokalizować praojczyzny Słowian gdzie indziej niż w dorzeczu Odry i Wisły.
Nie ustalenia, a założenia, oparte o analizę jednego jedynego
przypadku, w dodatku bardzo szczególnego, bo związanego z istnieniem
potężnego i rozległego imperium. W historii Słowian trudno o
jakiekolwiek analogie.
Teza to bynajmniej nie nowa, natomiast nowa jest argumentacja,
która się różni od wszystkich dotychczasowych tym, iż jest oparta
wyłącznie na danych statystycznych, a tym samym ma tę istotną zaletą, że
jest całkowicie sprawdzalna. Większość omówionych tu danych
statystycznych znaleźć można w mojej książce z roku 1992.
Gdyby – jak chciał Godłowski (1986, s. 45) – praojczyzna Słowian
leżała w górnym i może także częściowo w środkowym dorzeczu Dniepru, to
oczywiście przedstawione przeze mnie dane statystyczne musiałyby
wyglądać inaczej.
Niekoniecznie, jeśli założyć, że dorzecze Dniepru było później
poddane silniejszym obcym wpływom niż np. dorzecze Wisły. Nawet analiza
podobieństwa języków romańskich uprawnia do wprowadzenia w tym miejscu
takiej właśnie uwagi.
Języki germańskie nie mogłyby być podobne bardziej do
słowiańskich niż do bałtyckich, ale – na odwrót – musiałyby nawiązywać
bardziej do bałtyckich niż do słowiańskich.
Wątpliwe z uwagi na późniejsze wielowiekowe oddziaływanie, a także na
domniemany brak dłuższego sąsiedztwa germańsko-bałtyckiego w
prahistorii. Obszar między Bałtami a Germanami mogli zajmować
niekoniecznie Słowianie, ale np. italscy Wenetowie, o których piszą
źródła historyczne, a którzy niekoniecznie musieli być tożsami ze
Słowianami – tak samo jak XIX-wieczne germańskie Prusy nie były tożsame z
wcześniejszymi Prusami bałtyckimi, jak anglojęzyczni Szkoci z Lowlands
nie są tożsami z celtyckimi Szkotami z Highlands, jak romańscy Francuzi
nie są tożsami z germańskimi Frankami, jak celtyccy Walijczycy (ang.
Welsh) nie są tożsami z romańskimi Włochami ani Wołochami (Rumunami), a
nawet nie z celtyckimi Wolkami, jak współcześni Tatarzy nie są tożsami z
mongolskimi Tatarami, którzy najechali Polskę w XIII wieku, ani z tzw.
Tatarami krymskimi wysiedlonymi przez Stalina do Uzbekistanu, a
zwłaszcza jak dzisiejsi słowiańscy Bułgarzy nie są tożsami z
turkojęzycznymi Bułgarami, którzy pod wodzą chana Asparucha dokonali
podboju pewnych obszarów słowiańszczyzny w VII wieku.
Język polski nie mógłby być podobny bardziej do staropruskiego
niż do litewskiego, ale – na odwrót – musiałby wykazywać więcej
zbieżności z litewskim niż ze staropruskim.
Nieprawda, przez wystarczająco długi czas rozwijał się w sąsiedztwie pruskiego, a oddzielony od litewskiego.
Język irlandzki nie mógłby być podobny bardziej do polskiego niż
do litewskiego, ale – na odwrót – musiałby iść w parze częściej z
litewskim niż z polskim.
Ponieważ niektórzy zwolennicy koncepcji Godłowskiego twierdzą, że
Słowianie, którzy od końca V wieku po Chr. mieli przenikać w dorzecze
Wisły i Odry, osiedlali się wśród ludności germańskiej, należy zwrócić
uwagę na to, iż w języku pragermańskim zaszło zjawisko zwane germańską
przesuwką spółgłoskową, które polegało między innymi na tym, że d w
językach słowiańskich przetrwało bez zmian, natomiast w pragermańskim
zmieniło się w t (por. pol. dwa, ale ang. two, pol. woda, ale ang.
water). Głoska t w językach słowiańskich nie uległa zmianie, natomiast w
pragermańskim przeszła w th (por. pol. trzy, ale ang. three, pol. ten,
ale ang. the). W językach słowiańskich p się zachowało, natomiast w
pragermańskim zmieniło się w f (por. pol. pięć, ale ang. five, pol.
pierwszy, ale ang. first). Germańską przesuwką spółgłoskową tłumaczy się
też, że polskiemu k odpowiada w angielskim h, por. pol. kto, ale ang.
who, pol. kamień, ale ang. hammer (germańska nazwa młota sięga epoki
kamiennej, gdy młoty wyrabiano z kamienia), i tak dalej. Poza tym w
pragermańskim zaszło zjawisko określane tak zwaną regułą Vernera, to
znaczy, że spółgłoski szczelinowe w pewnych warunkach ulegały
udźwięcznieniu, np. odpowiednikiem pol. bosy jest ang. bare, w którym r
powstało z wcześniejszego *z. Tak więc gdyby było prawdą, że Słowianie,
którzy się mieli osiedlać w dorzeczu Wisły i Odry poczynając od schyłku V
wieku, poznawali nazwy rzek polskich z ust Germanów, to nazwy polskich
rzek musiałyby brzmieć inaczej, niż brzmią, a mianowicie musiałyby
wykazywać ślady germańskiej przesuwki spółgłoskowej oraz działania
reguły Vernera, a tymczasem śladów takich zupełnie brak.
Niestety, nie mamy tu do czynienia z rzetelnym argumentem, a z
uogólnieniem przeprowadzonym bez dogłębnej analizy faktów. Po pierwsze
nazwy rzek mogły zostać przejęte od Wenetów, a nie od Germanów, a w ich
języku nie było żadnej przesuwki. Po drugie nawet jeśli nazwy te zostały
przejęte od Germanów, oni sami mogli się z nimi zapoznać już po
zakończeniu procesu przesuwki, gdyż w czasach przesuwki jeszcze ich tu
nie było. Po trzecie Słowianie nie mieli w swoim języku nigdy dźwięku
th (
þ), i gdyby przejęli „przesuniętą” nazwę zawierającą
þ zamiast
t, zapewne wprowadziliby z powrotem
tzamiast germańskiego
þ jako najbliższy dźwięk własnego języka. Podobnie zamiast
f mogli użyć
pwracając niejako do stanu z prajęzyka.
W prajęzyku obok
*b, *d, *g były również przydechowe
*bh, *dh i *gh, które rozwinęły się w
b, d, g tak w słowiańskim jak i w germańskim, bez jakiejkolwiek różnicy. Gdyby więc nazwy rzek zawierające
*bh, *dh, *gh
zostały przejęte od Germanów, nie moglibyśmy tego w żaden sposób
poznać. Na koniec warto podkreślić że stosunkowo mało starych nazw rzek
ma ustaloną
pewną jakąkolwiek – słowiańską, germańską
czy jeszcze jakąś inną – etymologię, a nadto istnieje nazwa, która bywa
uważana za przejętą od Germanów i zawierająca przesuwkę, a mianowicie
Tanew z germ.
*Tanō – nazwa ta miała pierwotnie brzmieć
*Danā i miała być pokrewna innym nazwom rzecznym, jak
Dunaj, Don, a może i
Dniestr, Dniepr, zawierającym irański rdzeń
*dan- oznaczający wodę płynącą. Teza o nieobecności nazw rzecznych z przesuwką jest zatem bardzo słaba.
Inni zwolennicy koncepcji Godłowskiego utrzymują, że zanim się
Słowianie pojawili w dorzeczu Odry i Wisły, Germanie to terytorium
opuścili (tak twierdzi np. Wróblewski 1999). Innymi słowy, Słowianie
mieli wejść do bezludnego kraju. Jest to też nieprawdopodobne, gdyż
nazwy rzek polskich rozpadają się na dwie kategorie: 1) nazwy zrozumiałe
dla Polaka, takie jak Kamienna, Bystrzyca czy Prądnik, które są
stosunkowo świeżej daty, oraz 2) nazwy dla Polaka niezrozumiałe, takie
jak Wisła, Odra, Raba, Soła, Nysa, Nida, Bug, Drwęca, Gwda, Skrwa itd,
które powstały w zamierzchłej przeszłości, na setki czy nawet tysiące
lat przed V wieku po Chr. Tymczasem w V wieku nie było jeszcze atlasów
geograficznych, nie mówiąc już o tym, że ówcześni Słowianie byli
analfabetami. W tym stanie rzeczy nasuwa się pytanie, w jaki sposób
Słowianie, którzy się mieli pojawić w bezludnej krainie, poznali nazwy
rzek używane w dorzeczu Odry i Wisły przed ich przybyciem.
Warto może zauważyć, że skoro Wisła, Odra, Raba itd. są dla Polaka
niezrozumiałe, jest dość mało prawdopodobne, że nazw tych Słowianie
nie przejęli
od wcześniej mieszkającego tu ludu. Niekoniecznie były to plemiona
germańskie – część z tych nazw ma etymologię wenetyjską, mesapijską lub
tracką. W każdym razie trudno upierać się, że Słowianie są odwiecznymi
mieszkańcami terenów nad Wisłą, Odrą, Rabą itd. – gdyby tak było, nazwy
te byłyby słowiańskie, a nie są.
Aby móc zaakceptować tezę Godłowskiego, że się Słowianie pojawili
w dorzeczu Odry i Wisły dopiero w V wieku po Chr, trzeba by przyjąć, iż
wśród owych niepiśmiennych Słowian był geniusz, który na 1400 lat przed
XIX-wiecznymi uczonymi odkrył germańską przesuwkę spółgłoskową oraz
zjawisko, którego dotyczy reguła Vernera, i, mało tego, zdołał nakłonić
swych rodaków, żeby z przejętych z ust Germanów nazw rzek polskich
wyrugowali wszelkie naleciałości germańskie. Albo też trzeba by
przypuścić, że wśród Słowian osiedlających się w bezludnym kraju znalazł
się genialny jasnowidz, który odgadł nazwy wielu rzek polskich, jakie
powstały przed V wieku, i, mało tego, potrafił przekonać swych ziomków,
żeby tych właśnie nazw używali. Ale czy to jest możliwe? Niestety, na to
równie zasadnicze jak kłopotliwe pytanie żaden spośród tak licznych
dziś zwolenników Godłowskiego nie zechciał odpowiedzieć. Osobiście
sądzę, że ani jedno, ani drugie możliwe nie jest, i dlatego koncepcję
Godłowskiego uważam za błędną.
W całym tym fragmencie dominuje retoryka, mało zaś logiki i faktów.
Tak wyglądał mój referat wygłoszony na zebraniu „okrągłego
stołu”. W międzyczasie ukazał się jednak wybór pism Godłowskiego (2000),
o którym wspominałem w słowie wstępnym. Trudno nie odnieść się do
choćby paru wypowiedzi w nim zawartych.
Zdaniem Godłowskiego (2000, s. 221):
„…bardzo istotnym dowodem na wschodnią lokalizację siedzib
prasłowiańskich są nazwy drzew. Własne prasłowiańskie nazwy noszą drzewa
znane na terenach naddnieprzańskich; natomiast cały szereg gatunków
występujących w dorzeczu Wisły i Dniestru, lecz nie potwierdzonych w
dorzeczu Dniepru, posiada nazwy, które zostały zapożyczone z języków
germańskich lub innych. Ten argument… Rostafińskiego…, rozbudowany
przez… Moszyńskiego…, częstokroć nie jest doceniany…, mimo że… nic nie
stracił ze swej siły przekonywania”.
By wykazać kruchość tego argumentu, wystarczy zestawić łacińskie nazwy tych drzew z francuskimi:
Buk |
fagus |
hêtre (germ.) |
Cis |
taxus |
if (celt.) |
Jawor |
acer |
platane (gr.) |
Modrzew |
larix |
mélèze (celt. lub przedindoeur.) |
Świerk |
picea |
sapin (celt.) |
Zatem Francuzi nazywają buk, cis, jawor, modrzew i świerk nazwami
niełacińskiego pochodzenia, choć Rzymianie, którzy 2000 lat temu
podbili Galię, drzewa te znali. W tym stanie rzeczy, przyjmując nawet za
Moszyńskim, że wszystkie wymienione słowiańskie nazwy drzew są
niesłowiańskiego pochodzenia, nie można na tej podstawie wnioskować, że
drzewa te w praojczyźnie Słowian nie rosły.
Można natomiast wnioskować, że nazwy, które
mają
etymologię słowiańską (a do nich należą te o zasięgu wschodnim),
oznaczają drzewa, które rosły w praojczyźnie Słowian. Ponadto przykład
francuski jest o tyle szczególny, że język ten powstał z nawarstwienia
się romańskiego na galijski, na co z kolei silnie oddziałał frankoński. W
rozwoju języków słowiańskich nie obserwujemy równie silnych oddziaływań
i nawarstwień.
Komentarz do etymologii francuskich nazw drzew:
hêtre z frankońskiego
hêster, zapisane w wieku XIII w tekście łac. jako
hestrum, zastąpiło wcześniejsze rodzime
fou < fagus;
if wywodzi się z galijskiego
ivos;
platane z greki za pośrednictwem łaciny średniowiecznej;
mélèze, wcześniej także
melze, zawiera przedindoeuropejską nazwę góry,
mal lub
mel;
sapin nie jest słowem celtyckim, lecz pochodzi od płac.
sappīnus < *sappo-pīnus, gdzie
sappo-
ma istotnie pochodzenie celtyckie, natomiast drugi człon jest łacińską
nazwą sosny; w starofrancuskim używano także czysto celtyckiego terminu
sap.
Podobnie się zdarza zresztą nie tylko z nazwami drzew, ale i z
innymi zapożyczeniami. Na przykład polska nazwa tańca jest niemieckiego
pochodzenia, ale z tego bynajmniej nie wynika, jakoby nasi przodkowie
nauczyli się tańczyć dopiero od Niemców. Tańczyć umieli i wcześniej, ale
tańczenie pierwotnie nazywali pląsaniem.
Po łacinie pokój się nazywa pax, a wojna bellum. Słowo pax
przetrwało we wszystkich językach romańskich, por. fr. paix, wł. pace
itd, natomiast wyraz bellum nie zachował się w żadnym języku romańskim:
Rumuni wojnę nazywają război, a więc wyrazem słowiańskiego pochodzenia,
natomiast pozostałe ludy romańskie używają wyrazu pochodzenia
germańskiego typu fr. guerre, wł. guerra itp. Ale czyż z tego wynika, że
Rzymianie byli narodem pacyfistów? Wprost przeciwnie, wiadomo, że
Rzymianie byli jednym z najbardziej wojowniczych ludów starożytności.
Zgadzam się całkowicie z prof. Mańczakiem, że argument wysunięty z
braku czegoś nie jest właściwie żadnym argumentem. Właśnie dlatego
uważam, że rzekomy czy też rzeczywisty brak nazw rzecznych zawierających
germańską przesuwkę o niczym nie świadczy. Można natomiast wyciągać
wnioski z obecności czegoś. Obecność w językach słowiańskich tylko im
właściwych nazw drzew odnoszących się do gatunków rosnących na Ukrainie
upoważnia właśnie do pewnych stwierdzeń.
Za wschodnią ojczyzną Słowian świadczyć by mogły i inne
pozytywne fakty językowe. Na przykład rodzina wyrazów
bóg, bogaty, ubogi, zboże
urobiona od terminu obecnego w językach irańskich (ale nie np. w
germańskich). Jestem również w trakcie opracowywania zbieżności
słowiańsko-turkijskich, z których przynajmniej część wydaje się starsza
od czasów Tatarów, Bułgarów czy Pieczyngów. To są akurat fakty
pozytywne, trudne do wytłumaczenia na gruncie hipotezy autochtonicznej.
Na stronie 357 Godłowski twierdzi, że na pierwszym etapie
wielkiej ekspansji Słowian dochodzi do „ostatecznej krystalizacji etnosu
słowiańskiego” między Karpatami a Prypecią i Dnieprem, „a następnie do
jego rozprzestrzenienia się na południu po dolny Dunaj”, a na stronie
281 dodaje, że w VI wieku Słowianie rozwijają swoją ekspansję „nad
dolnym Dunajem, co jest zrozumiałe, jeśli przyjmiemy, że punkt wyjścia
tej ekspansji znajdował się na terenie Ukrainy, ale nie Polski”. Badania
nad przedhistorycznymi migracjami Słowian doprowadziły mnie do wniosku,
że południowa Słowiańszczyzna powstała dzięki ekspansji jedynie
ludności zachodniosłowiańskiej, a migracja wywodząca się z zachodniej
Słowiańszczyzny odbywała się najpierw w kierunku obszaru
serbsko-chorwackiego, a tam się rozwidliła w kierunku obszaru
słoweńskiego oraz obszaru bułgarskiego. Forma zapożyczeń słowiańskich w
grece i rumuńskim wskazuje na to, że się Słowianie pojawili w Grecji
wcześniej niż w Rumunii. Oto jeden z dowodów na to. Głoski r i l
nazywane są płynnymi, a słowa polskie gród i mleko wywodzą się od form
prasłowiańskich *gordъ wzgl. *melko. Tak więc w polszczyźnie zaszło
zjawisko zwane metatezą (inaczej przestawką) płynnych: w prasłowiańskim r
i l znajdowały się po samogłoskach, a w polskim znalazły się przed
samogłoskami. Otóż na uwagę zasługuje, że zapożyczenia słowiańskie w
grece charakteryzują się brakiem metatezy płynnych, por. nazwę
miejscowości Gardiki, która jest odpowiednikiem polskiej nazwy Grodziec
lub Grójec. Natomiast w rumuńskim są nieliczne zapożyczenia wykazujące
brak metatezy, np. kałuża to po rumuńsku baltă (odpowiednik polskiego
błoto), jednak dla znacznej większości starych zapożyczeń w rumuńskim
charakterystyczna jest metateza płynnych, por. brazdă ‘bruzda’.
Brak metatezy występuje również na terenach pomorskich (np.
Karwia, Białogard wobec
krowa, gród).
Tak nazwy z Grecji jak i z Pomorza leżą na obszarach peryferyjnych,
gdzie nowinki językowe w rodzaju przestawki płynnych po prostu nie
docierały w związku z postępującym różnicowaniem dialektycznym
słowiańszczyzny. Z analogicznego powodu np. peryferyjny portugalski
zachował kilka łacińskich słów zastąpionych przez nowsze określenia we
wszystkich innych językach romańskich.
Co do Rumunii, nie została ona nigdy zeslawizowana, ale Słowianie
mogli przecież przejść przez jej teren i pójść dalej podobnie jak być
może Hunowie, Awarowie czy Madziarowie (Węgrzy), którzy zatrzymali się
dopiero w Panonii. Przypuszczam, że wcześniej Panonia była także centrum
rozprzestrzeniania się Słowian południowych, a więc mogli oni przejść
Rumunię bez zatrzymywania się na dłuższy pobyt.
Mańczak może mieć jednak częściowo rację. Istnieją dane językowe
uprawniające do wywodzenia Słoweńców i częściowo Chorwatów od Słowian
zachodnich, a zbieżności ich języków z bułgarskim i macedońskim można
tłumaczyć późniejszym długotrwałym sąsiedztwem. Jednak te rozważania
mają się nijak do dyskusji nad praojczyzną Słowian. Wystarczy
prześledzić skomplikowane drogi migracji plemion germańskich w okresie
wędrówki ludów. Słowianie mogli się przemieszczać równie nieskładnie i
pewne obszary mogły być zasiedlane przez różne mieszające się fale
migracyjne wychodzące z różnych kierunków.
Ponadto stare zapożyczenia słowiańskie w rumuńskim mają
odpowiedniki tylko w bułgarskim i (w mniejszej mierze)
serbsko-chorwackim. Gdyby dzisiejszy obszar macedońsko-bułgarski został
zasiedlony przez przybyszów ze wschodniej Słowiańszczyzny (jak to
sugeruje Godłowski), należałoby wśród starych zapożyczeń słowiańskich w
rumuńskim oczekiwać jakichś śladów wpływów wschodniosłowiańskich, a
tymczasem śladów takich zupełnie brak.
Niekoniecznie. Po prostu „wschodniosłowiańskość” uformowała się
znacznie później, już po zasiedleniu Bałkanów. A Rumunia mogła znajdować
się na trasie migracji, mogła też na tej trasie się nie znajdować. Jest
to bez znaczenia, skoro wczesne wpływy słowiańskie w Rumunii zatarły
się zupełnie lub nałożyły się na nie wpływy późniejsze z VIII – IX
wieku.
Wreszcie postać fonetyczna najstarszych zapożyczeń słowiańskich w
rumuńskim wskazuje na to, że pojawienie się Słowian na obszarze Rumunii
należy wiązać z ekspansją pierwszego państwa bułgarskiego na terytorium
dzisiejszej Rumunii w VIII, a zwłaszcza IX wieku (Mańczak 1997).
Wszystko to tłumaczy, czemu – jak pisze Godłowski na s. 98 – na
„obszarach, położonych na północ i na północny wschód od dolnego Dunaju,
ceramika typu praskiego nie pojawia się tak często i tak masowo, jak
byśmy to mieli prawo oczekiwać”.
Na stronie 39 Godłowski powiada, że:
„…co do Fennów, to z opisu zawartego w Germanii jasno wynika, że
chodzi tu o prymitywne, łowiecko-zbierackie ludy zamieszkujące strefę
leśną północno-wschodniej Europy. Odnośnie do Peucynów wiadomo z innych
źródeł, że siedziby ich znajdowały się na zewnętrznym łuku wschodnich
Karpat. Zajmujący lesiste obszary pomiędzy Fennami a Peucynami
Wenedowie… zamieszkiwaliby więc tereny położone w przybliżeniu na
obszarze dzisiejszej północno-zachodniej Ukrainy, Białorusi i
ewentualnie też wschodnich krańców Polski”.
Nawiasem mówiąc, Peucynowie (Bastarnowie) uważani są za lud germański podległy wpływom celtyckim (zob. np.
http://wiem.onet.pl/wiem/012cc5.html).
Jeśli „Odrowiśle” zajmowali Słowianie, obecność plemienia germańskiego
tak daleko na wschód musi wydać się co najmniej dziwna.
Zupełnie inaczej tę wypowiedź Tacyta interpretuje znany indoeuropeista Schmid (1992, s. 131):
„Geographisch läßt sich aus Seubiae finis und der Reiche Peucini,
Venethi, Fenni, die offenbar von Süd nach Norden geordnet ist, wenig
entnchmen. Nimmt man noch Ουενεδικος κολπος des Ptolemaios hinzu und
schließt sich der Meinung an, daß damit die Danziger Bucht gemeint sei,
dann bleibt der Raum zwischen Oder, die bei Ptolemaios auch Συηβος
ποταμος heißt, und der Weichsel… übrig… Aus dem stimmhaften -d- wird
gemeinhin auch ein Enfluß der germanischen Lautreschiebung entnommen, so
daß auch eine Nachbarschaft zu irgendeinem germanischen… Stamm
vorausgesetet werden darf”.
Jak z tego widać, Schmid lokalizuje Wenedów między Odrą a Wisłą.
I Schmid ma zapewne rację. Jednak identyfikowanie ptolemeuszowskich
Wenedów ze Słowianami jest już dość dowolną interpretacją. Ich podana w
germańskiej wersji nazwa („Einfluß der germanischen lautschriebung”,
reguła Vernera; inne źródła podają „Veneti” przez „t”) może równie
dobrze odnosić się do italskich Wenetów, których język znamy z
inskrypcji i który na pewno nie jest słowiański.
Na szczególną uwagę zasługuje następująca wypowiedź Godłowskiego ze s. 234:
„…domniemana migracja z górnodnieprzańskiej strefy leśnej w
przypadku nosicieli kultury typu praskiego nie jest jednoznacznie
uchwycona w materiale archeologicznym, musi być zatem traktowana jako
hipoteza”.
Migracja o charakterze wędrówki ludów, a zatem przebywanie w krótkim
czasie dużych odległości, może dawać właśnie taki niejasny obraz
archeologiczny. Dodam, że dane archeologiczne tym bardziej nie popierają
hipotezy autochtonicznej.
Pominę ciąg dalszy, bo nie chcę tu dyskutować w kwestii uznania bądź
nieuznania czyjegoś autorytetu, wolę dyskusję merytoryczną. Prawdę
mówiąc nie rozumiem też na czym polega problem owych potomków B i C w
zestawieniu z wpływami lub ich brakiem i dlatego powstrzymam się i tu od
komentarza.
Reasumując:
- metoda zastosowana przez prof. Mańczaka oparta jest na
spostrzeżeniach jednostkowych (rozwój języków romańskich) i przenoszenie
jej na inne przypadki wymaga dodatkowego uzasadnienia, którego brak,
- w ekspansji języków romańskich grały rolę inne czynniki niż przy
ekspansji Słowian; w tym drugim przypadku zwłaszcza nie było
kulturalno-gospodarczo-politycznego centrum, jakim był Rzym dla
zromanizowanych ludów,
- otrzymane wyniki podobieństwa języków słowiańskich są oczywiście
sprawdzalne i nie podlegają dyskusji, ale ich interpretacja nie musi być
wcale aż tak jednoznaczna, jak chce tego profesor Mańczak,
- analiza toponimii, w tym hydronimii (nazw rzek), być może nie
dostarcza silnych dowodów za tym, że Słowianie mieszkali pierwotnie nad
Dnieprem, tym bardziej jednak nie dostarcza argumentów za ojczyzną
nadwiślańską,
- krótko mówiąc rozważania profesora Mańczaka wcale nie rozwiązują ostatecznie kwestii pochodzenia Słowian.
Nie twierdzę tu, że na pewno nie ma on racji, twierdzę jedynie, że
wyciągnięte przez niego wnioski wcale nie są tak nieodparte, jakby sam
chciał. Jednak przedstawiona w częściach poprzednich analiza całego
szeregu innych argumentów (w tym faktów językowych) czyni hipotezę
autochtoniczną mało prawdopodobną.
https://web.archive.org/web/20101029213739/http://www.aries.com.pl/grzegorzj/links/literatura.html
Źródło:
http://www.eioba.pl/a/1vm8/koncepcje-pochodzenia-slowian
W ogóle spójrz tutaj: https://slowianowierstwo.wordpress.com/2015/03/14/prasowka-slowianskie-napisy-sprzed-2500-lat/comment-page-1/#comment-314
Pewnie już widziałeś ten artykuł w którym autor podejmuje próby odczytania starożytnego napisu. Z powodzeniem.
Jest tam słowo TiLT które zostało przetłumaczone na współczesny jako SZyLD, a ja odczytałem to jako pochylić się.
Zezwalam także na kopiowanie moich materiałów w innych celach, jednak z zachowaniem następujących warunków:
http://grzegorj.interiowo.pl/copy.html
https://slowianowierstwo.wordpress.com/2015/09/12/koncepcje-pochodzenia-slowian/