Strony wciąż aktualne...

wtorek, 29 września 2015

Wołk. Afera Wolkswagena ciąg dalszy.


Wp.pl informuje:

Volkswagen przyznał, że oszukał w przypadku 11 mln aut na całym świecie

 

Skandal z manipulowaniem pomiarem emisji spalin w samochodach Volkswagena zatacza coraz szersze kręgi. Koncern przyznał, że problem dotyczy ok. 11 milionów jego pojazdów na całym świecie, a zatem również w Polsce.
 
Volkswagen poinformował o przeznaczeniu w trzecim kwartale 2015 r. 6,5 miliarda euro na niezbędne modyfikacje i inne koszty, wyrażając zarazem nadzieję na "odzyskanie zaufania klientów". Akcje niemieckiej firmy, które w poniedziałek straciły prawie jedną piątą wartości, we wtorek przed południem spadły o kolejne 23 proc., do najniższego poziomu od października 2011 roku.

Skandal wybuchł, gdy w USA tamtejsza federalna Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ustaliła, że oprogramowanie, zainstalowane w ponad 480 000 pojazdów Volkswagena z napędem dieslowskim, uaktywnia system ograniczania emisji spalin (przestawianie silnika na szczególnie oszczędny tryb pracy) tylko na czas oficjalnych pomiarów testowych. Oznacza to, że w normalnych warunkach pojazdy Volkswagena z silnikami Diesla mają lepsze osiągi, ale zanieczyszczają powietrze o wiele bardziej, niż to dopuszczają przepisy w USA.

Koncern przyznał, powołując się na wewnętrzne kontrole, że zakwestionowane przez EPA oprogramowanie było instalowane w jego samochodach także poza USA. Wydano w tej sprawie oświadczenie z informacją, że w pojazdach z silnikiem typu EA 189 stwierdzono "rzucającą się w oczy różnicę między wartościami (emisji spalin) na stanowiskach kontrolnych a wartościami podczas rzeczywistej eksploatacji". Volkswagen ujawnił, że w skali światowej dotyczy to ok. 11 milionów jego pojazdów. Podkreślono, że chodzi wyłącznie o samochody z tymi silnikami. Są to jednak nie tylko samochody marki Volkswagen - silniki EA 189 montowano też w Audi, Seatach i Skodach. 

W USA, gdzie oprogramowanie zakwestionowane przez EPA zainstalowano w niespełna 500 000 samochodów Volkswagena, koncernowi teoretycznie grozi kara wysokości 18 miliardów dolarów; prawdopodobne są też roszczenia cywilnoprawne klientów i akcjonariuszy. Amerykanie zwrócili dotąd uwagę na modele Jetta, Golf, Beetle i Audi A3 z lat 2009-2015 oraz model Passat z lat 2014-2015. Volkswagen wstrzymał w USA sprzedaż tych modeli.




Tymczasem redaktorzy interii nie widzą problemu...


Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
 
Środa, 23 września (00:04)


Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?


W USA rozpętała się afera wokół silników Volkswagena, które miały sztucznie zaniżać wyniki pomiarów spalin. Niemieckiemu producentowi grożą ogromne kary, w amerykańskiej opinii publicznej zawrzało, a my się zastanawiamy – skąd ten szok i zaskoczenie?

Nie silniki sztucznie zaniżają, tylko konkretny człowiek, który specjalnie w tym celu wymyślił konkretny program, pod konkretną czynność. - MS

Otóż niemiecki producent zastosował pewien skomplikowany algorytm, który wykrywa, że samochód jest w trakcie testu mierzącego emisję spalin oraz zużycie paliwa. Silnik przechodzi wtedy w specjalny tryb, w którym co prawda ma mniejszą moc, ale za to robi się znacznie bardziej ekologiczny, niż jest w rzeczywistości.

"Skomplikowany" - nawet jak kradną, to są trzeba pokazać, że są niby super sprytni? Poziom intelektualny werwolfu jak zwykle....szkoda słów...

Po ujawnieniu tych informacji, Volkswagen zawiesił sprzedaż modeli Jetta, Golf, Beetle i Passat, a także Audi A3 - wszystkie one korzystają z silników TDI Clean Diesel, w których wspomniany algorytm się znalazł. Co więcej, EPA wezwała producenta do usunięcie z 482 tys. sprzedanych samochodów rozwiązania, które powoduje oszustwo podczas cyklu pomiarowego


A jednak przyznają, że oszustwo...


[...]

Ujawnienie, że producent z premedytacją oszukuje swoich klientów może wydawać się szokujące, ale... przecież dla nas, Europejczyków, jest normalne.

Co jest normalne: ujawnienie ???

Wczytaj się dokładnie Czytelniku...
Dokładnie tak jest napisane:

"Ujawnienie (oszustwa) może wydawać się szokujące, ale... przecież dla nas, Europejczyków, jest normalne."


I co?
Czyż to nie jest pranie mózgów??!!
Zdanie to jest tak skonstruowane, że Czytelnik czytając pobieżnie może odnieść wrażenie, że redaktor napisał,  że oszustwa są czymś normalnym, ale to nie to jest napisane w tym zdaniu...



 Czy ktoś bowiem próbuje pozywać producentów samochodów za to, że nowe auta palą o wiele więcej, niż w katalogach? Unia Europejska co rusz wprowadza nowe obostrzenia - nie wystarczają już normy emisji spalin, teraz producenci muszą także wykazać, że ich cała gama emituje średnio określoną ilość CO2/km. W przeciwnym wypadku grożą im surowe kary.

Cała sprawa jest bulwersująca, ale czy zaskakująca?
 
Ale konkretnie jaka sprawa redaktorze? 

Sprawa:
- ujawnień,
- oszustw, 
- czy może sprawa spalania wyższego niż w deklaracjach ?  

 
Dla nas w ogóle - każdy, kto miał okazję dłużej jeździć nowym samochodem wie, że jeśli auto zamiast deklarowanych 6 l/100 lkm spala 8, albo 9 l, to nie należy się temu dziwić.

Sęk w tym, redaktorze, że każdy inaczej jeździ, ma inną wagę ciała, codziennie są inne warunki na drodze i w związku z tym, nie sposób zarzucić producentom, że napisali nieprawdę, bo nie ma takiej metody, która by pozwoliła precyzyjnie i  jednoznacznie porównać - kto jak jeździ i ile tak naprawdę spala samochód. Bo każdy człowiek jest inny.


 
Tym, co faktycznie powinno bulwersować, jest postawa ustawodawców oraz organizacji zajmujących się normami spalin. To one narzucają producentom samochodów nierealne obostrzenia, a kiedy jakimś cudem uda im się je spełnić... wprowadzają kolejne, jeszcze surowsze normy. Mała pojemność silników, turbodoładowanie, wtrysk bezpośredni, systemy start/stop oraz odłączania cylindrów - te i wiele innych zabiegów mają na celu obniżyć spalanie i emisję szkodliwych substancji jedynie w laboratorium. Czy ktoś to wreszcie dostrzeże i położy kres fikcyjnym danym w katalogach oraz do przesady skomplikowanym silnikom, które nie są ani ekonomiczne, ani trwałe?

Czyli redaktor uważa, że producenci aut oszukują ludzi i ma tego pełną świadomość, zaś jako osoba pełniąca zawód zaufania publicznego - nic z tym nie robi. I nawet się temu nie dziwi.





Środa, 23 września (15:30)

Afera VW dotyczy silników z Polski! Ale to nie nasza wina!

Afera dotycząca nielegalnego oprogramowania, stosowanego przez Volkswagena do oszukiwania testów na emisję spalin, zatacza coraz szersze kręgi. Okazuje się, że silniki, które znalazły się na cenzurowanym, produkowane są w polskiej fabryce niemieckiego koncernu w Polkowicach.

Co ciekawe, wszystko wskazuje na to, że spora część dotkniętych problemem nielegalnego oprogramowania sterującego jednostek napędowych pochodzi z Polski! 

Zlokalizowana w Polkowicach na Dolnym Śląsku fabryka Volkswagena od 2011 roku jest jedynym w koncernie dostawcą wysokoprężnych silników dla amerykańskiego zakładu w Chattanooga, w której powstaje lokalna odmiana Volkswagena Passata. 

Oczywiście polski zakład nie ma się w tej sytuacji czego wstydzić. Nie chodzi przecież o usterkę lecz o fabryczny program, celowo wgrany do pamięci ECU. Jak udało nam się ustalić, komputery do produkowanych w Polkowicach jednostek napędowych - ze swoich filii w Czechach i na Węgrzech - dostarcza niemiecki Bosch. Przy czym wątpliwym wydaje się, by zakwestionowane oprogramowanie pojawiło się bez wiedzy i akceptacji Volkswagena.


Czyli jednak nastąpiła zmiana punktu widzenia tej sprawy przez redaktorów interii. Przy okazji dochodzi do obrzucenia Polaków błotem, poprzez samo wspominanie o tym, że silniki zaopatrzone w ww. program, produkowane były w Polsce.

Skoro Polacy nie mają z tym nic wspólnego, to po co podnosić temat? 



Interia też odsyła nas do artykułu:


Brawo Volkswagen. Nie obchodzą go te "eko durnoty"


Dawno, dawno temu studenci uczelni technicznych, w sytuacji, gdy obliczenia projektowe lub wyniki pomiarów, dokonywanych w trakcie badań laboratoryjnych, nijak nie chciały dopasować się do oczekiwań wykładowców, stosowali tzw. współczynnik utajony. I wszystko grało. 


A cóż to takiego współczynnik utajony? Czyżby chodziło o oszustwo??



Okazuje się, że dzisiaj po tę metodę, oczywiście zmodyfikowaną i udoskonaloną, sięgają producenci samochodów. I to nie bałaganiarscy Włosi czy rozlaźli Francuzi, ale stawiani za wzór rzetelności Niemcy.

 Tendencyjna propaganda proniemiecka.


Szefostwo Volkswagena kaja się za swoją amerykańską wpadkę z zaniżaniem  rzeczywistej emisji spalin silników TDI i przyrzeka solenną poprawę (jak zepsute bachory w szkole? solenną znaczy - znowu kłamią??) , a sam prezes podaje się do dymisji. Notowania akcji koncernu lecą na łeb na szyję. Kanclerz Angela Merkel obiecuje "pełną przejrzystość dochodzenia". Słowem - afera jakiej dawno w motobranży nie było. 



W tej sytuacji zadziwiający spokój zachowują internauci. 

Wstrętne. Sugestia - skoro internauci zachowują spokój, ty też nie fikaj.
Słowo "zadziwiający" ma ci "wytłumaczyć" tę dziwną wg ciebie przypadłość anonimowych internautów... "To aż tak nieprawdopodobne, że aż zadziwiające.."



Owszem, niektórzy cieszą się z problemów pogardzanej przez siebie marki - stan ich ducha najlepiej oddaje powtarzające się w komentarzach hasło "wieśwagen kaputt". 
 
Inni jednak biorą stronę Volkswagena. "Oszustwa i przekręty wymuszone przez chore normy ekoterrorystów" - pisze "hh". "Jak dla mnie VW tylko zrobił sobie lepszą renomę tym, że nie obchodzą ich te eko durnoty" - wtóruje mu "as". Jeden z komentatorów podsumowuje sprawę krótko i dosadnie: "diesel musi czadzić".



Ten tekst pełen jest proniemieckiej propagandy.

Inni jednak biorą stronę Volkswagena. 

- Czy to znaczy, że akceptują, a może nawet pochwalają oszukiwanie ludzi? A kto konkretnie, bo takie tam nicki to nawet redaktor może wymyśleć...



Umiar w osądzaniu machinacji, o które oskarża się potentata z Wolfsburga, jest zrozumiały, zważywszy że zmotoryzowani Polacy od lat żyją w świecie ułudy.

 Aha. Machinacje to są oszustwa i Polacy niby osądzają je z umiarem?? Wolne żarty...
Ciekawa uwaga, że "zmotoryzowani Polacy od lat żyją w świecie ułudy." 


Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby o cofaniu liczników w sprowadzanych do kraju używanych samochodach. Mimo to tysiące nabywców takich aut wierzą, iż są dziećmi szczęścia i akurat w przypadku ich wozów podawany przez sprzedawcę przebieg odpowiada stanowi faktycznemu. A przynajmniej udają, że wierzą...

To wierzą, czy udają, że wierzą?
Porównanie nie przystaje do afery wolkswagena - co innego jeden kilku nieuczciwych niemców (czy o nich chodzi redaktorowi?), a co innego nieuczciwa firma, która wprowadza do obrotu NOWE samochody.



To samo dotyczy zużycia paliwa, w rzeczywistości zazwyczaj dużo wyższego od deklarowanego oficjalnie przez producentów pojazdów. Klienci nie protestują, bo zdążyli się przyzwyczaić, że na każdym kroku są poddawani manipulacjom. 

Ludzie nie poddają się żadnym manipulacjom, tylko.. uwagi jak wyżej. Ale ciekawe sformułowanie: "na każdym kroku są poddawani manipulacjom. "
Redaktor może to jakoś udowodnić?


  
Telewizory eksponowane w marketach pracują w tzw. trybie sklepowym i wyświetlają specjalnie spreparowane filmiki czy zdjęcia. W domach prezentowany przez nie obraz nie jest już tak doskonały. Ciuchy na nikim nie leżą tak idealnie, jak na modelce z reklamowego katalogu. Parafarmaceutyki wbrew płynącym z ekranów zapewnieniom nie są cudownymi lekarstwami na dowolną dolegliwość. Dlaczego zatem w motoryzacji miałoby być inaczej, uczciwiej? 

Aha. Czyli jak inni kłamią, to niemiecki producent też może kłamać jak chce.
Czy to oznacza, że redaktorzy w internecie też kłamią jak chcą?



Kierowcy za dobrą monetę przyjmują tłumaczenie, że rzeczywiste zużycie paliwa musi odbiegać od wartości katalogowych, bo zależy przecież od wielu zmiennych: stylu jazdy, pogody, kierunku i siły wiatru, rodzaju nawierzchni, stanu technicznego samochodu, ogumienia itp. Nikt jakoś nie zastanawia się, dlaczego z reguły odbiega w górę. 


Słuszna uwaga, jednak... nie ma możliwości jak to sprawdzić - uwagi jak wyżej.


Co ciekawe, różnice między tym, z czym spotykamy się podczas normalnej eksploatacji samochodu, a tym, co czytamy pod nagłówkiem "dane techniczne pojazdu", stale rosną. W 2013 roku - według badań, przeprowadzonych na ponad pół milionie samochodów przez International Council on Clean Transportation (ICCT) we współpracy z holenderskim The Netherlands Organisation for Applied Scientific Research i niemieckim Institut für Umweltforschung w Heidelbergu - wynosiły w Europie średnio 38 proc. wobec 10 proc. w roku 2001. 


Zaznaczenie: "w Europie", jest ważne, bowiem trzeba wiedzieć, że procedury, według których przeprowadza się oficjalne pomiary zużycia paliwa przez samochody nie są w skali globalnej ujednolicone. Inaczej postępuje się w Unii Europejskiej, inaczej w USA, jeszcze inaczej w Japonii, Australii czy Kanadzie. I tak się jakoś składa, że właśnie w Europie wyniki tych pomiarów są z punktu widzenia producentów aut najkorzystniejsze. Lexus IS 250 z 2009 r., z 2,5-litrowym silnikiem o mocy 204 KM i sześciostopniową automatyczną skrzynią biegów w Stanach Zjednoczonych pali w cyklu mieszanym 9,8 l benzyny na 100 km, w Kanadzie 9,6 l/100 km, w Australii 9,1 litra, a w Europie tylko 8,9 l/100 km. W przypadku jazdy pozamiejskiej te rozbieżności są relatywnie jeszcze większe: USA - 8,1 l/100 km, UE - 6,9 l/100 km! 

W Europie zużycie paliwa w samochodach określa procedura o nazwie New European Driving Cycle (NEDC). Pomiary przeprowadza się nie na szosie czy ulicy, lecz w specjalnym symulatorze - hamowni podwoziowej, z możliwością ustawiania parametrów zarówno odnośnie pojazdu, jak i ruchu. 

Na NEDC składają się dwie fazy: jazda miejska i pozamiejska. Pierwsza odbywa się na teoretycznym (bo w rzeczywistości samochód nigdzie się przecież nie przemieszcza) dystansie 3976,1 metra przy średniej prędkości 18,35 km/godz. (nie wyższej niż 50 km/godz.), a trwa 13 minut. Druga, odpowiednio: 6956 metrów (dystans), 62,6 km/godz. (prędkość średnia), 120 km/godz. (prędkość maksymalna) , 6 minut 40 sekund (łączny czas pomiaru). Norma ściśle określa przebieg testu: kolejność, czas i wartości kolejnych przyspieszeń i hamowań, długość okresów jazdy ze stałą prędkością, momenty  wciśnięcia pedału sprzęgła itp. 

Krytycy wskazują, że przepisy pozwalają na stosowanie różnych trików, wpływających na końcowe wyniki pomiarów: poprawę aerodynamiki przez demontaż bocznych lusterek, relingów dachowych oraz zaklejenie szpar między panelami nadwozia, nadmierne napompowanie opon w celu zmniejszenia oporów toczenia na rolkach, wyłączenie odbiorników energii w postaci klimatyzacji, ogrzewania szyb, świateł, odłączenie alternatora.
Już przed kilku laty mówiło się również, że koncerny samochodowe stosują zabiegi, o które dziś jest podejrzewany Volkswagen, czyli wprowadzanie do układów sterowania w samochodach ukrytego oprogramowania, potrafiącego podczas testu zadbać o jego jak najlepsze wyniki.    

Dlaczego producenci aut uciekają się do tego rodzaju chwytów? 

Ponieważ ludzie zatrudnieni w zawodach zaufania społecznego - jak np. dziennikarze -nic  z tym nie robią? A co z policją, ze służbami specjalnymi??



Ano nie tylko dlatego, by oferowane przez nich pojazdy prezentowały się klientom jako bardziej oszczędne. Przede wszystkim czynią to z konieczności sprostania stale zaostrzanym limitom emisji zanieczyszczeń powietrza. Ponadto w niektórych krajach wielkość emisji dwutlenku węgla - zależna w dużym stopniu od zużycia paliwa - decyduje o wysokości podatków, obciążających cenę pojazdu, a to z kolei przekłada się na sprzedaż danego modelu samochodu.  

Mówi się, że amerykańska afera może kosztować Volkswagena nawet ponad 18 miliardów dolarów. To jednak nie groźba astronomicznych kar odstręczy w przyszłości producentów aut od podobnych machinacji. 


Co zatem należałoby uczynić? Po pierwsze, jak to określają internauci, "powstrzymać ekoterroryzm", czyli urealnić przepisy ochrony środowiska, które w obecnej postaci i tak nie są przecież, jak widać, przestrzegane. 


Po drugie, zmienić procedury pomiarów zużycia paliwa tak, by bardziej odpowiadały one warunkom rzeczywistym. Brednie.

Po trzecie wreszcie nakazać, aby przy publikowaniu oficjalnych danych na temat tegoż zużycia dodawać wyraźnie, że jest to wielkość zmierzona laboratoryjnie, podawana wyłącznie w celu porównania z podobnymi informacjami dotyczącymi innych pojazdów.
W ten sposób producenci samochodów może będą mniej "zieloni", ale za to bardziej wiarygodni.  

A dziennikarze po takich wypocinach są jeszcze wiarygodni? Tych już chyba nic nie uratuje...

Brawo Volkswagen. Nie obchodzą go te "eko durnoty"

Czytaj więcej na http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-brawo-volkswagen-nie-obchodza-go-te-eko-durnoty,nId,1891795#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Czytaj więcej na http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-brawo-volkswagen-nie-obchodza-go-te-eko-durnoty,nId,1891795#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

Jeszcze interia...

Córka aktora Paula Walkera, który dwa lata temu zginął w wypadku samochodowym, pozwała Porsche. Zarzuty dotyczą niewystarczającego poziomu bezpieczeństwa w Porsche Carrera GT2.

Ameryka to taki dziwny kraj, w którym można pozwać producenta kuchenek mikrofalowych za to, że nie ostrzegł iż urządzenie nie nadaje się do suszenia kota, a producenta samochodów za to, że nie poinformował, że  tempomat to nie autopilot.


W sumie nie powinny więc dziwić doniesienia amerykańskiej prasy, że córka znanego z filmów Fast and Furious Paula Walkera, który zginął w wypadku Porsche w 2013 roku zdecydowała się... pozwać niemieckiego producenta samochodów.

W pozwie można przeczytać, że Porsche Carrera GT nie gwarantowało wystarczającego poziomu bezpieczeństwa. Dlatego w momencie uderzenia w słup (co nastąpiło przy prędkości około 150 km/h) pasy bezpieczeństwa połamały Walkerowi żebra i miednicę. W efekcie aktor nie był w stanie wydostać się z samochodu i spłonął we wraku. Konkluzja pozwu jest taka, że w Porsche powinny znajdować się systemy zapobiegające wypadkom, a przynajmniej umożliwiające przeżycie.






Czekamy na werdykt. 
Mam nadzieję, że się nie doczekamy....






----------------------------------------







Tak na marginesie.
Jak coś się psuje w Alfie - to Bosch.




Volkswagen...nazwa tłumaczy się jako "samochód dla ludu" - volk s wagen, gdzie s oznacza liczbę mnogą.




Swoją drogą to ciekawe, że słowo volk jest tak podobne do słowiańskiego wołk...



Z kolei Волк przypomina Boł-k... czyli Boł.


Bolь
- to nie tylko chory człowiek, cierpienie, ból, ale jak mówi Słownik Prasłowiański tom 1 - diabeł, bies...














Volkswagen oszukiwał w testach spalania. Co w tym dziwnego?

Czytaj więcej na http://motoryzacja.interia.pl/raporty/raport-volkswagen-spaliny/wiadomosci/news-volkswagen-oszukiwal-w-testach-spalania-co-w-tym-dziwnego,nId,1889567#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox


 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz