Strony wciąż aktualne...

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Warto czasem sprawdzać Onet..


Poranny przegląd.

Obcokrajowcy na czele ukraińskich ministerstw finansów, gospodarki i zdrowia

Ukraińskie prawo zabrania obejmowania rządowych stanowisk przez cudzoziemców. Prezydent i premier postanowili więc je obejść, nadając kandydatom zza granicy ukraińskie obywatelstwo w ekspresowym trybie dekretu prezydenckiego. Nowym ministrem finansów została była pracownica Departamentu Stanu USA, ministrem gospodarki został litewski bankier, a resort ochrony zdrowia objął były minister zdrowia… Gruzji.
 
 
Amerykanka Natalie Ann Jaresko została nową minister finansów Ukrainy
Amerykanka Natalie Ann Jaresko została nową minister finansów Ukrainy

- Wydaje się, że przez ostatnie 120 lat każda instytucja władzy na Ukrainie straciła swoją legitymację. Dostaliśmy szansę odbudować te instytucje w zgodzie z prawem i wprowadzić bardzo wysokie standardy – powiedziała podczas gorących dni na Majdanie Amerykanka o ukraińskich korzeniach Natalie Ann Jaresko. Niestety sposób powołania nowego rządu Ukrainy, w którym sama objęła jedną z tek, nie wprowadza do ukraińskich standardów nowej jakości, o której z takim patosem mówiła.
2 grudnia Rada Najwyższa w wyniku październikowych wyborów parlamentarnych przyjęła nowy skład rządu premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka. Znalazły się w nim trzy osoby zza granicy, mimo że ukraińskie prawo zabrania obejmowania rządowych stanowisk przez cudzoziemców. Prezydent Petro Poroszenko i premier Jaceniuk obeszli je, nadając kandydatom z innych państw ukraińskie obywatelstwo w ekspresowym trybie prezydenckiego dekretu. „Mocno wierzę, że powinniśmy zaangażować do rządu reprezentantów przyjaznych Ukrainie krajów posiadających najlepsze międzynarodowe doświadczenie” – napisał prezydent Petro Poroszenko na Twitterze. Na swoim profilu na Facebooku dodał, że państwo potrzebuje pilnie reform, międzynarodowych praktyk stosowanych w administracji publicznej, walki z korupcją, planowania finansowego i zarządzania kryzysowego, które mogą zapewnić jedynie specjaliści spoza Ukrainy.


Rząd spadochroniarzy
Wśród spadochroniarzy w ukraińskim rządzie znaleźli się: Amerykanka Natalie Ann Jaresko jako minister finansów, Litwin Ajwaras Abramawiczius jako minister rozwoju gospodarczego i handlu oraz Gruzin Ołeksandr Kwitaszwili jako minister ochrony zdrowia.
Jaresko to obywatelka USA, która od 2 grudnia stała się obywatelką Ukrainy. Jest córką wojennych ukraińskich emigrantów z Chicago. Ukończyła księgowość na chicagowskim Uniwersytecie DePaul i administrację publiczną na Uniwersytecie Harvarda. Pracowała w Departamencie Stanu USA, a potem w amerykańskiej ambasadzie w Kijowie. Ale ze stolicą Ukrainy postanowiła związać się na dłużej. Na początku lat 90. rozpoczęła działalność w funduszu inwestującym w małe i średnie ukraińskie firmy funkcjonującym dzięki rządowej Agencji Rozwoju Międzynarodowego USA – Western NIS Enterprise Fund (WNISEF). W 2001 roku została jego szefową.
To umożliwiło jej stworzenie pierwszego prywatnego funduszu inwestycyjnego na Ukrainie – Horizon Capital. - Dziś to jest fundusz zarządzający private equity, a ja jestem jego dyrektorem i jednym z założycieli. Zarządza on trzema funduszami – rządowym na podstawie kontraktu (WNISEF – przyp. red.) i dwoma innymi o wartości 600 mln dolarów – mówiła w zeszłym roku w wywiadzie dla „Kyiv Weekly”. Z władzami amerykańskimi pozostała więc związana długo po zakończeniu misji dyplomatycznej. Rzeczniczka Departamentu Stanu Marie Harf zapytana w tym tygodniu o to, czy rząd USA ma coś wspólnego z nominacją Jaresko, zaprzeczyła. „To jest wybór Ukraińców i ich wybranych w drodze wyborów reprezentantów. To ich decyzja. Oczywiście ta sprawa nas nie dotyczy”. Jaresko, czy raczej od niedawna Jareśko, zajmie się przede wszystkim rozmowami z MFW i innymi wierzycielami na temat pomocy i reform.
Bankier Ajwaras Abramawiczius, nowy minister rozwoju gospodarczego, jeszcze do 1 grudnia był Litwinem. Ma dyplom z biznesu Uniwersytetu Concordia w Estonii i w Wisconsin w USA. W Kijowie mieszka od 2008 roku. Dotychczas był partnerem i jednym z menedżerów szwedzkiego funduszu inwestycyjnego East Capital, który na Ukrainie w 2012 roku zainwestował niemal 100 mln dolarów. Abramawiczius już zapowiedział walkę z korupcją i reformy nastawione na ułatwienie prowadzeniu biznesu. - Jestem z Europy. Pracujmy razem, w europejskim stylu – powiedział we wtorek.
Korupcją, tyle że w służbie zdrowia, zajmie się też Ołeksandr Kwitaszwili. Ministerialny fotel to dla niego nihil novi sub sole. Był już raz ministrem pracy, zdrowia i ochrony społecznej, tyle że w Gruzji Michaiła Saakaszwilego – w latach 2008-2010. Poza dyplomem z historii Uniwersytetu Państwowego w Tbilisi, ukończył szkołę administracji publicznej Robert F. Wagner Graduate School of Public Service w Nowym Jorku. Po studiach pracował w USA w Atlanta Medical Center. Potem zatrudniono go w programie ONZ w Gruzji. Od tego czasu zajmował różne stanowiska w organizacjach związanych ze zdrowiem. Na Ukrainie działa od trzech miesięcy. Ten brak doświadczenia z ukraińskim systemie zdrowotnym i nieznajomość tutejszej specyfiki najwyraźniej mu nie będą przeszkadzały. Obywatelem Gruzji nowy minister Ukrainy był do 1 grudnia.
Od nominacji obcokrajowców nie mniej kontrowersyjny okazał się sam sposób ich przyjęcia przez parlament. Skład rządu próbowano przepchnąć przez Radę Najwyższą w ekspresowej procedurze bez podawania jego składu. Część posłów nie poparła więc rządu Jaceniuka, a wniosek przeszedł niewielką ilością głosów. Dopiero kiedy przewodniczący parlamentu usłyszał z sali wrzaski „hańba!”,  zmienił swoją decyzję i po dwóch godzinach zagłosowano ponownie. Ale również wtedy część posłów wstrzymała się od głosu, nawet tych z Bloku Poroszenki.


Europejskie standardy po ukraińsku
Nominacja obcokrajowców na stanowiska ministerialne to silny sygnał wysłany do Zachodu: chcemy być bliżej was, chcemy się od was uczyć, chcemy, żebyście nam zaufali, chcemy przyjąć zachodnią twarz. Jednak musi budzić wątpliwości z kilku powodów.
Po pierwsze, powołanie do rządu osób nieznających dobrze Ukrainy od wewnątrz może powodować, że nowi ministrowie, otoczeni wianuszkiem doradców powiązanych z różnymi koteriami, będą zmarginalizowani we własnych ministerstwach. Po drugie, jest to sygnał, że Ukraińcy nie są w stanie sami zreformować swojego państwa. Po trzecie, dostarcza naboi „patriotom”, którzy nieraz posłużą się tymi kosmopolitycznymi nominacjami, by dyskredytować rząd i przekonywać, że Kijowem trzęsą zachodnie mocarstwa, a nie sami Ukraińcy. Wreszcie, pewien niesmak budzi samo nadanie obywatelstw dekretem w celu wprowadzenia obcokrajowców do rządu przy obejściu obowiązującego prawa, a potem próba prześlizgnięcia się przez parlament z pominięciem prezentacji kandydatów na ministrów. Rządzący Ukrainą całkiem zignorowali fakt, że taki krok byłby w Europie nie do pomyślenia. W Europie, której Ukraina chce stać się częścią i od której chce się przecież uczyć standardów.



Bartłomiej Sienkiewicz: bez państwa Polacy są zdziczałym plemieniem

- Bez państwa Polacy są zdziczałym plemieniem - mówi w wywiadzie dla "Krytyki Politycznej" Bartłomiej Sienkiewicz. Według byłego szefa MSW, jeśli jednak jest się państwem słabym, nawoływanie do "rewolucji modernizacyjnej", o której mówi PiS, to samobójstwo. Minister w rządzie Donalda Tuska wspomina również o jednym i jedynym atucie obozu władzy
Sienkiewicz był szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska. W nowym gabinecie Ewy Kopacz nie znalazł miejsca ze względu na udział w aferze taśmowej. Nagrano wtedy jego słowa o tym, że "polskie państwo istnieje tylko teoretycznie".
 Teraz w rozmowie z Cezarym Michalskim mówi, że "w całej tej talii, która leży na polskim stole, państwo jest najważniejszą kartą". Jak zaznacza Sienkiewicz, "kiedy już je mamy – a nie zdarza się to w polskiej historii zbyt często, teraz jest jeden z takich wyjątkowych momentów – to państwo jest jedyną arką, którą Polacy mają". - Czasem mają to państwo w nosie, ale bez niego są tylko zdziczałym plemieniem - ocenia były minister.
Cały wywiad dostępny na stronie "Krytyki Politycznej".

 

Separatysta: nic nie wiemy o prześladowaniach Polaków w Donbasie

Prze­wod­ni­czą­cy par­la­men­tu sa­mo­zwań­czej No­wo­ro­sji za­pew­nia, że w Don­ba­sie nikt nie prze­śla­du­je pol­skiej mniej­szo­ści. W roz­mo­wie z Pol­skim Ra­diem Oleg Ca­riow od­niósł się do in­for­ma­cji o śmier­ci Po­la­ka po­strze­lo­ne­go w Do­niec­ku.
Według informacji polskiego MSZ, nasz rodak mieszkający w Donbasie miał wypadek samochodowy. Jego auto zderzyło się z pojazdem separatystów. Doszło do awantury, w której Polak został postrzelony i mimo pomocy lekarzy zmarł w szpitalu. Przewodniczący parlamentu samozwańczej Noworosji Oleg Cariow twierdzi, że "nie dysponuje taką informacją".
Niedawno nasi rodacy mieszkający w Donbasie wystosowali list do senackiej komisji do spraw emigracji i łączności z Polakami za granicą. Przekonywali w nim, że warunki życia w Donbasie są coraz trudniejsze i proszą o azyl w naszym kraju. Pojawiły się też informacje, że Polacy w Donbasie mogą być prześladowani, ze względu na międzynarodową pozycję Polski w odniesieniu do kryzysu ukraińskiego.
- Moja babcia nazywa się Wysocka, mam krewnych w Polsce i nikt z tego powodu mi nie groził - tłumaczy separatysta. W jego opinii na Ukrainie mieszka zbyt dużo ludzi z polskimi korzeniami, dlatego głupotą byłoby mieć pretensje do tych co mają polskie nazwiska. - Myślę, że to są nieścisłe informacje, bo ja nie słyszałem o ani jednym takim przypadku - stwierdził w rozmowie Polskim Radiem Oleg Cariow.
Kwestią ewentualnej repatriacji Polaków z Donbasu zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych i specjalnie powołany zespół międzyresortowy.


Zaś Głos Rosji:

Polska liczy straty powstały w wyniku odpływu siły roboczej na Zachód

Polska ponosi straty w wyniku odpływu siły roboczej na Zachód. W niektórych regionach z powodu wysokiego poziomu odpływu ludności, która wyjeżdża do pracy do innych krajów unijnych, lokalni przedsiębiorcy nie mogą znaleźć pracowników budowlanych, ochoniarzy, sprzedawców i osoby sprzątające – poinformowała agencja Reuters.
Aby rozwiązać problem braku kadr, władze zdecydowały się zatrudniać imigrantów. Jednak na dzień dzisiejszy stanowią oni jedynie 1% ludności kraju.
Ponadto w wyniku masowej migracji Polaków pojawiły się problemy związane z systemem ubezpieczeń społecznych. W 2015 roku Polska będzie musiała przeznaczyć jedną trzecią budżetu na subsydiowanie emerytur.
„Miliony pracowników wyjechało z kraju i nie pozostawiło żadnych środków, które można byłoby wykorzystać do wypłacania emerytur”, - wyjaśnił analityk Instytutu Sobieskiego Janusz Kobeszko.
Zdaniem specjalistów, w ciągu najbliższych 25 lat Polska straci około 3 milionów ludzi. Związane to jest nie tylko z migracją, ale i z tym, że Polki nie chcą rodzić dzieci.


Info z 2008 roku:

Profesor Bartoszewski trafił do prokuratury

2008-08-25 10:11 | Aktualizacja: 18:42
 
 
Sprawa tytułu profesorskiego Władysława Bartoszewskiego trafiła do niemieckiej prokutarury
Sprawa tytułu profesorskiego Władysława Bartoszewskiego trafiła do niemieckiej prokutarury (Fot. Wojciech Jargilo / Inne)
Skoro niemieckiego lekarza skazano na 180 tysięcy marek grzywny za używanie tytułu naukowego niezgodnie z prawem, to dlaczego przed nazwiskiem Władysława Bartoszewskiego nadal bezkarnie stawia się tytuły profesora i doktora habilitowanego - dopytuje się pewien Niemiec. A ponieważ nikt nie udzielił mu zadowalającej odpowiedzi, skierował sprawę do prokuratury.


 
Na oficjalnym dokumencie informującym o przyznaniu Władysławowi Bartoszewskiemu nagrody im. Adama Mickiewicza przez Komitet Trójkąta Weimarskiego, jak informuje "Nasz Dziennik", przed nazwiskiem pełnomocnika rządu Donalda Tuska obok tytułu profesorskiego umieszczono także stopień doktorski i habilitację. Jest to - jak podkreśla juz nie po raz pierwszy gazeta - niezgodne z prawdą, gdyż Władysław Bartoszewski formalnie posiada średnie wykształcenie.
Chcący zachować anonimowość obywatel niemiecki - jak pisze "Nasz Dziennik", lekarz radiolog - w rozmowie z gazetą stwierdził, że próbował dowiedzieć się, dlaczego Komitet Trójkąta Weimarskiego umieszcza nieprawdziwe tytuły przed nazwiskiem Bartoszewskiego. Odpowiedż ograniczyłą się - jak mówi rozmówca gazety - do podania złośliwej łacińskiej maksymy "Si tacuisses philosophus mansisses" (Gdybyś milczał, byłbyś filozofem) i do sugestii, aby więcej nie przysyłał do komitetu żadnych pism w tej sprawie.
Rozmówca "Naszego Dziennika" postanowił więc złoźyć sprawę do prokuratury. Jak mówi domaga się tylko sprawiedliwości i równego traktowanie wszystkich ludzi.
Jako przykład podobnej sprawy, choć o zupełnie odmiennym finale, przedstawił dziennikarzom historię swojego znajomego, także lekarza, którego niemiecki sąd skazał kilka lat temu na 180 tysięcy marek grzywny za używanie tytułu naukowego niezgodnie z prawem.
"Sprawą tytułu profesora Władysława Bartoszewskiego" - pisze "Nasz Dziennik" zajęła się także lokalna gazeta z Turyngii, która poinformowała, że wcześniej niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych po podobnych zastrzeżeniach zweryfikowało na swoich stronach internetowych biografię Władysława Bartoszewskiego i usunęło sprzed jego nazwiska ten tytuł. Teraz - pisze "Thueringische Landeszeitung" - sytuacja się powtarza w wyniku ponownego umieszczenia na dokumencie państwowym przed nazwiskiem pełnomocnika polskiego rządu tytułu profesora. Jak informuje ten niemiecki dziennik, burmistrz Weimaru Fritz von Klinggraeff miał stwierdzić w tej sprawie, że ze względu na zasługi Władysława Bartoszewskiego nikt nie będzie podawał w wątpliwość jego tytułu profesorskiego.
- Nadal będziemy konsekwentnie tytułować Bartoszewskiego profesorem - powiedział rzecznik prasowy burmistrza Weimaru. Gazeta "Thueringische Landeszeitung" przyznaje, że gościnny tytuł profesorski nadały Władysławowi Bartoszewskiemu uniwersytety w Monachium i Augsburgu.
Gazeta przypomina, że pod koniec lipca niemieckie MSZ po podobnej interwencji usunęło na swoich oficjalnych stronach internetowych słowo "profesor" sprzed nazwiska Władysława Bartoszewskiego. Wtedy do ministerstwa trafiły zażalenia, że tytuł profesora jest tam umieszczony niezgodnie z prawem, gdyż w Niemczech przysługuje on jedynie po spełnieniu odpowiednich warunków prawno-akademickich, które w tym wypadku są niedopełnione.




http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/79495,profesor-bartoszewski-trafil-do-prokuratury.html






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz