Poranny przegląd.
Sienkiewicz był szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska. W nowym gabinecie Ewy Kopacz nie znalazł miejsca ze względu na udział w aferze taśmowej. Nagrano wtedy jego słowa o tym, że "polskie państwo istnieje tylko teoretycznie".
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/79495,profesor-bartoszewski-trafil-do-prokuratury.html
Obcokrajowcy na czele ukraińskich ministerstw finansów, gospodarki i zdrowia
Ukraińskie prawo zabrania obejmowania rządowych stanowisk przez
cudzoziemców. Prezydent i premier postanowili więc je obejść, nadając
kandydatom zza granicy ukraińskie obywatelstwo w ekspresowym trybie
dekretu prezydenckiego. Nowym ministrem finansów została była pracownica
Departamentu Stanu USA, ministrem gospodarki został litewski bankier, a
resort ochrony zdrowia objął były minister zdrowia… Gruzji.
- Wydaje się, że przez ostatnie 120 lat każda
instytucja władzy na Ukrainie straciła swoją legitymację. Dostaliśmy
szansę odbudować te instytucje w zgodzie z prawem i wprowadzić bardzo
wysokie standardy – powiedziała podczas gorących dni na Majdanie
Amerykanka o ukraińskich korzeniach Natalie Ann Jaresko. Niestety sposób
powołania nowego rządu Ukrainy, w którym sama objęła jedną z tek, nie
wprowadza do ukraińskich standardów nowej jakości, o której z takim
patosem mówiła.
2 grudnia Rada Najwyższa w wyniku
październikowych wyborów parlamentarnych przyjęła nowy skład rządu
premiera Ukrainy Arsenija Jaceniuka. Znalazły się w nim trzy osoby zza
granicy, mimo że ukraińskie prawo zabrania obejmowania rządowych
stanowisk przez cudzoziemców. Prezydent Petro Poroszenko i premier
Jaceniuk obeszli je, nadając kandydatom z innych państw ukraińskie
obywatelstwo w ekspresowym trybie prezydenckiego dekretu. „Mocno wierzę,
że powinniśmy zaangażować do rządu reprezentantów przyjaznych Ukrainie
krajów posiadających najlepsze międzynarodowe doświadczenie” – napisał
prezydent Petro Poroszenko na Twitterze. Na swoim profilu na Facebooku
dodał, że państwo potrzebuje pilnie reform, międzynarodowych praktyk
stosowanych w administracji publicznej, walki z korupcją, planowania
finansowego i zarządzania kryzysowego, które mogą zapewnić jedynie
specjaliści spoza Ukrainy.
Rząd spadochroniarzy
Wśród spadochroniarzy w ukraińskim rządzie
znaleźli się: Amerykanka Natalie Ann Jaresko jako minister finansów,
Litwin Ajwaras Abramawiczius jako minister rozwoju gospodarczego i
handlu oraz Gruzin Ołeksandr Kwitaszwili jako minister ochrony zdrowia.
Jaresko to obywatelka USA, która od 2 grudnia
stała się obywatelką Ukrainy. Jest córką wojennych ukraińskich
emigrantów z Chicago. Ukończyła księgowość na chicagowskim Uniwersytecie
DePaul i administrację publiczną na Uniwersytecie Harvarda. Pracowała w
Departamencie Stanu USA, a potem w amerykańskiej ambasadzie w Kijowie.
Ale ze stolicą Ukrainy postanowiła związać się na dłużej. Na początku
lat 90. rozpoczęła działalność w funduszu inwestującym w małe i średnie
ukraińskie firmy funkcjonującym dzięki rządowej Agencji Rozwoju
Międzynarodowego USA – Western NIS Enterprise Fund (WNISEF). W 2001 roku
została jego szefową.
To umożliwiło jej stworzenie pierwszego
prywatnego funduszu inwestycyjnego na Ukrainie – Horizon Capital. - Dziś
to jest fundusz zarządzający private equity, a ja jestem jego
dyrektorem i jednym z założycieli. Zarządza on trzema funduszami –
rządowym na podstawie kontraktu (WNISEF – przyp. red.) i dwoma innymi o
wartości 600 mln dolarów – mówiła w zeszłym roku w wywiadzie dla „Kyiv
Weekly”. Z władzami amerykańskimi pozostała więc związana długo po
zakończeniu misji dyplomatycznej. Rzeczniczka Departamentu Stanu Marie
Harf zapytana w tym tygodniu o to, czy rząd USA ma coś wspólnego z
nominacją Jaresko, zaprzeczyła. „To jest wybór Ukraińców i ich wybranych
w drodze wyborów reprezentantów. To ich decyzja. Oczywiście ta sprawa
nas nie dotyczy”. Jaresko, czy raczej od niedawna Jareśko, zajmie się
przede wszystkim rozmowami z MFW i innymi wierzycielami na temat pomocy i
reform.
Bankier Ajwaras Abramawiczius, nowy minister
rozwoju gospodarczego, jeszcze do 1 grudnia był Litwinem. Ma dyplom z
biznesu Uniwersytetu Concordia w Estonii i w Wisconsin w USA. W Kijowie
mieszka od 2008 roku. Dotychczas był partnerem i jednym z menedżerów
szwedzkiego funduszu inwestycyjnego East Capital, który na Ukrainie w
2012 roku zainwestował niemal 100 mln dolarów. Abramawiczius już
zapowiedział walkę z korupcją i reformy nastawione na ułatwienie
prowadzeniu biznesu. - Jestem z Europy. Pracujmy razem, w europejskim
stylu – powiedział we wtorek.
Korupcją, tyle że w służbie zdrowia, zajmie się
też Ołeksandr Kwitaszwili. Ministerialny fotel to dla niego nihil novi
sub sole. Był już raz ministrem pracy, zdrowia i ochrony społecznej,
tyle że w Gruzji Michaiła Saakaszwilego – w latach 2008-2010. Poza
dyplomem z historii Uniwersytetu Państwowego w Tbilisi, ukończył szkołę
administracji publicznej Robert F. Wagner Graduate School of Public
Service w Nowym Jorku. Po studiach pracował w USA w Atlanta Medical
Center. Potem zatrudniono go w programie ONZ w Gruzji. Od tego czasu
zajmował różne stanowiska w organizacjach związanych ze zdrowiem. Na
Ukrainie działa od trzech miesięcy. Ten brak doświadczenia z ukraińskim
systemie zdrowotnym i nieznajomość tutejszej specyfiki najwyraźniej mu
nie będą przeszkadzały. Obywatelem Gruzji nowy minister Ukrainy był do 1
grudnia.
Od nominacji obcokrajowców nie mniej
kontrowersyjny okazał się sam sposób ich przyjęcia przez parlament.
Skład rządu próbowano przepchnąć przez Radę Najwyższą w ekspresowej
procedurze bez podawania jego składu. Część posłów nie poparła więc
rządu Jaceniuka, a wniosek przeszedł niewielką ilością głosów. Dopiero
kiedy przewodniczący parlamentu usłyszał z sali wrzaski „hańba!”,
zmienił swoją decyzję i po dwóch godzinach zagłosowano ponownie. Ale
również wtedy część posłów wstrzymała się od głosu, nawet tych z Bloku
Poroszenki.
Europejskie standardy po ukraińsku
Nominacja obcokrajowców na stanowiska
ministerialne to silny sygnał wysłany do Zachodu: chcemy być bliżej was,
chcemy się od was uczyć, chcemy, żebyście nam zaufali, chcemy przyjąć
zachodnią twarz. Jednak musi budzić wątpliwości z kilku powodów.
Po pierwsze, powołanie do rządu osób nieznających
dobrze Ukrainy od wewnątrz może powodować, że nowi ministrowie,
otoczeni wianuszkiem doradców powiązanych z różnymi koteriami, będą
zmarginalizowani we własnych ministerstwach. Po drugie, jest to sygnał,
że Ukraińcy nie są w stanie sami zreformować swojego państwa. Po
trzecie, dostarcza naboi „patriotom”, którzy nieraz posłużą się tymi
kosmopolitycznymi nominacjami, by dyskredytować rząd i przekonywać, że
Kijowem trzęsą zachodnie mocarstwa, a nie sami Ukraińcy. Wreszcie,
pewien niesmak budzi samo nadanie obywatelstw dekretem w celu
wprowadzenia obcokrajowców do rządu przy obejściu obowiązującego prawa, a
potem próba prześlizgnięcia się przez parlament z pominięciem
prezentacji kandydatów na ministrów. Rządzący Ukrainą całkiem
zignorowali fakt, że taki krok byłby w Europie nie do pomyślenia. W
Europie, której Ukraina chce stać się częścią i od której chce się
przecież uczyć standardów.
Bartłomiej Sienkiewicz: bez państwa Polacy są zdziczałym plemieniem
- Bez państwa Polacy są zdziczałym plemieniem - mówi w wywiadzie dla "Krytyki Politycznej" Bartłomiej Sienkiewicz. Według byłego szefa MSW, jeśli jednak jest się państwem słabym, nawoływanie do "rewolucji modernizacyjnej", o której mówi PiS, to samobójstwo. Minister w rządzie Donalda Tuska wspomina również o jednym i jedynym atucie obozu władzySienkiewicz był szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w rządzie Donalda Tuska. W nowym gabinecie Ewy Kopacz nie znalazł miejsca ze względu na udział w aferze taśmowej. Nagrano wtedy jego słowa o tym, że "polskie państwo istnieje tylko teoretycznie".
Teraz w rozmowie z Cezarym Michalskim mówi, że "w całej tej talii, która leży na polskim stole,
państwo jest najważniejszą kartą". Jak zaznacza Sienkiewicz, "kiedy już
je mamy – a nie zdarza się to w polskiej historii zbyt często, teraz
jest jeden z takich wyjątkowych
momentów – to państwo jest jedyną arką, którą Polacy mają". - Czasem
mają to państwo w nosie, ale bez niego są tylko zdziczałym plemieniem -
ocenia były minister.
Cały wywiad dostępny na stronie "Krytyki Politycznej".
Separatysta: nic nie wiemy o prześladowaniach Polaków w Donbasie
Przewodniczący parlamentu samozwańczej Noworosji
zapewnia, że w Donbasie nikt nie prześladuje polskiej
mniejszości. W rozmowie z Polskim Radiem Oleg Cariow odniósł się
do informacji o śmierci Polaka postrzelonego w Doniecku.
- Moja babcia nazywa się Wysocka, mam krewnych w Polsce i nikt z tego powodu mi nie groził - tłumaczy separatysta. W jego opinii na Ukrainie mieszka zbyt dużo ludzi z polskimi korzeniami, dlatego głupotą byłoby mieć pretensje do tych co mają polskie nazwiska. - Myślę, że to są nieścisłe informacje, bo ja nie słyszałem o ani jednym takim przypadku - stwierdził w rozmowie Polskim Radiem Oleg Cariow.
Kwestią ewentualnej repatriacji Polaków z Donbasu zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych i specjalnie powołany zespół międzyresortowy.
Zaś Głos Rosji:
Aby rozwiązać problem braku kadr, władze zdecydowały się zatrudniać imigrantów. Jednak na dzień dzisiejszy stanowią oni jedynie 1% ludności kraju.
Ponadto w wyniku masowej migracji Polaków pojawiły się problemy związane z systemem ubezpieczeń społecznych. W 2015 roku Polska będzie musiała przeznaczyć jedną trzecią budżetu na subsydiowanie emerytur.
„Miliony pracowników wyjechało z kraju i nie pozostawiło żadnych środków, które można byłoby wykorzystać do wypłacania emerytur”, - wyjaśnił analityk Instytutu Sobieskiego Janusz Kobeszko.
Zdaniem specjalistów, w ciągu najbliższych 25 lat Polska straci około 3 milionów ludzi. Związane to jest nie tylko z migracją, ale i z tym, że Polki nie chcą rodzić dzieci.
Info z 2008 roku:
Skoro niemieckiego lekarza skazano na 180 tysięcy marek grzywny za
używanie tytułu naukowego niezgodnie z prawem, to dlaczego przed
nazwiskiem Władysława Bartoszewskiego nadal bezkarnie stawia się tytuły
profesora i doktora habilitowanego - dopytuje się pewien Niemiec. A
ponieważ nikt nie udzielił mu zadowalającej odpowiedzi, skierował sprawę
do prokuratury.
Według informacji polskiego MSZ, nasz
rodak mieszkający w Donbasie miał wypadek samochodowy. Jego auto
zderzyło się z pojazdem separatystów. Doszło do awantury, w której Polak
został postrzelony i mimo pomocy lekarzy zmarł w szpitalu.
Przewodniczący parlamentu samozwańczej Noworosji Oleg Cariow twierdzi,
że "nie dysponuje taką informacją".
Niedawno nasi rodacy mieszkający w Donbasie wystosowali list do
senackiej komisji do spraw emigracji i łączności z Polakami za granicą.
Przekonywali w nim, że warunki życia w Donbasie są coraz trudniejsze i
proszą o azyl w naszym kraju. Pojawiły się też informacje, że Polacy w
Donbasie mogą być prześladowani, ze względu na międzynarodową pozycję
Polski w odniesieniu do kryzysu ukraińskiego.- Moja babcia nazywa się Wysocka, mam krewnych w Polsce i nikt z tego powodu mi nie groził - tłumaczy separatysta. W jego opinii na Ukrainie mieszka zbyt dużo ludzi z polskimi korzeniami, dlatego głupotą byłoby mieć pretensje do tych co mają polskie nazwiska. - Myślę, że to są nieścisłe informacje, bo ja nie słyszałem o ani jednym takim przypadku - stwierdził w rozmowie Polskim Radiem Oleg Cariow.
Kwestią ewentualnej repatriacji Polaków z Donbasu zajmuje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych i specjalnie powołany zespół międzyresortowy.
Zaś Głos Rosji:
Polska liczy straty powstały w wyniku odpływu siły roboczej na Zachód
Polska ponosi straty w wyniku odpływu siły roboczej na Zachód. W niektórych regionach z powodu wysokiego poziomu odpływu ludności, która wyjeżdża do pracy do innych krajów unijnych, lokalni przedsiębiorcy nie mogą znaleźć pracowników budowlanych, ochoniarzy, sprzedawców i osoby sprzątające – poinformowała agencja Reuters.Aby rozwiązać problem braku kadr, władze zdecydowały się zatrudniać imigrantów. Jednak na dzień dzisiejszy stanowią oni jedynie 1% ludności kraju.
Ponadto w wyniku masowej migracji Polaków pojawiły się problemy związane z systemem ubezpieczeń społecznych. W 2015 roku Polska będzie musiała przeznaczyć jedną trzecią budżetu na subsydiowanie emerytur.
„Miliony pracowników wyjechało z kraju i nie pozostawiło żadnych środków, które można byłoby wykorzystać do wypłacania emerytur”, - wyjaśnił analityk Instytutu Sobieskiego Janusz Kobeszko.
Zdaniem specjalistów, w ciągu najbliższych 25 lat Polska straci około 3 milionów ludzi. Związane to jest nie tylko z migracją, ale i z tym, że Polki nie chcą rodzić dzieci.
Info z 2008 roku:
Profesor Bartoszewski trafił do prokuratury
2008-08-25 10:11 | Aktualizacja: 18:42
Sprawa tytułu profesorskiego Władysława Bartoszewskiego trafiła do niemieckiej prokutarury (Fot. Wojciech Jargilo / Inne)
Na oficjalnym dokumencie informującym o przyznaniu Władysławowi
Bartoszewskiemu nagrody im. Adama Mickiewicza przez Komitet Trójkąta
Weimarskiego, jak informuje "Nasz Dziennik", przed nazwiskiem
pełnomocnika rządu Donalda Tuska
obok tytułu profesorskiego umieszczono także stopień doktorski i
habilitację. Jest to - jak podkreśla juz nie po raz pierwszy gazeta -
niezgodne z prawdą, gdyż Władysław Bartoszewski formalnie posiada
średnie wykształcenie.
Chcący zachować anonimowość obywatel niemiecki - jak pisze "Nasz Dziennik", lekarz radiolog - w rozmowie z gazetą stwierdził, że próbował dowiedzieć się, dlaczego Komitet Trójkąta Weimarskiego umieszcza nieprawdziwe tytuły przed nazwiskiem Bartoszewskiego. Odpowiedż ograniczyłą się - jak mówi rozmówca gazety - do podania złośliwej łacińskiej maksymy "Si tacuisses philosophus mansisses" (Gdybyś milczał, byłbyś filozofem) i do sugestii, aby więcej nie przysyłał do komitetu żadnych pism w tej sprawie.
Rozmówca "Naszego Dziennika" postanowił więc złoźyć sprawę do prokuratury. Jak mówi domaga się tylko sprawiedliwości i równego traktowanie wszystkich ludzi.
Jako przykład podobnej sprawy, choć o zupełnie odmiennym finale, przedstawił dziennikarzom historię swojego znajomego, także lekarza, którego niemiecki sąd skazał kilka lat temu na 180 tysięcy marek grzywny za używanie tytułu naukowego niezgodnie z prawem.
"Sprawą tytułu profesora Władysława Bartoszewskiego" - pisze "Nasz Dziennik" zajęła się także lokalna gazeta z Turyngii, która poinformowała, że wcześniej niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych po podobnych zastrzeżeniach zweryfikowało na swoich stronach internetowych biografię Władysława Bartoszewskiego i usunęło sprzed jego nazwiska ten tytuł. Teraz - pisze "Thueringische Landeszeitung" - sytuacja się powtarza w wyniku ponownego umieszczenia na dokumencie państwowym przed nazwiskiem pełnomocnika polskiego rządu tytułu profesora. Jak informuje ten niemiecki dziennik, burmistrz Weimaru Fritz von Klinggraeff miał stwierdzić w tej sprawie, że ze względu na zasługi Władysława Bartoszewskiego nikt nie będzie podawał w wątpliwość jego tytułu profesorskiego.
- Nadal będziemy konsekwentnie tytułować Bartoszewskiego profesorem - powiedział rzecznik prasowy burmistrza Weimaru. Gazeta "Thueringische Landeszeitung" przyznaje, że gościnny tytuł profesorski nadały Władysławowi Bartoszewskiemu uniwersytety w Monachium i Augsburgu.
Gazeta przypomina, że pod koniec lipca niemieckie MSZ po podobnej interwencji usunęło na swoich oficjalnych stronach internetowych słowo "profesor" sprzed nazwiska Władysława Bartoszewskiego. Wtedy do ministerstwa trafiły zażalenia, że tytuł profesora jest tam umieszczony niezgodnie z prawem, gdyż w Niemczech przysługuje on jedynie po spełnieniu odpowiednich warunków prawno-akademickich, które w tym wypadku są niedopełnione.
Chcący zachować anonimowość obywatel niemiecki - jak pisze "Nasz Dziennik", lekarz radiolog - w rozmowie z gazetą stwierdził, że próbował dowiedzieć się, dlaczego Komitet Trójkąta Weimarskiego umieszcza nieprawdziwe tytuły przed nazwiskiem Bartoszewskiego. Odpowiedż ograniczyłą się - jak mówi rozmówca gazety - do podania złośliwej łacińskiej maksymy "Si tacuisses philosophus mansisses" (Gdybyś milczał, byłbyś filozofem) i do sugestii, aby więcej nie przysyłał do komitetu żadnych pism w tej sprawie.
Rozmówca "Naszego Dziennika" postanowił więc złoźyć sprawę do prokuratury. Jak mówi domaga się tylko sprawiedliwości i równego traktowanie wszystkich ludzi.
Jako przykład podobnej sprawy, choć o zupełnie odmiennym finale, przedstawił dziennikarzom historię swojego znajomego, także lekarza, którego niemiecki sąd skazał kilka lat temu na 180 tysięcy marek grzywny za używanie tytułu naukowego niezgodnie z prawem.
"Sprawą tytułu profesora Władysława Bartoszewskiego" - pisze "Nasz Dziennik" zajęła się także lokalna gazeta z Turyngii, która poinformowała, że wcześniej niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych po podobnych zastrzeżeniach zweryfikowało na swoich stronach internetowych biografię Władysława Bartoszewskiego i usunęło sprzed jego nazwiska ten tytuł. Teraz - pisze "Thueringische Landeszeitung" - sytuacja się powtarza w wyniku ponownego umieszczenia na dokumencie państwowym przed nazwiskiem pełnomocnika polskiego rządu tytułu profesora. Jak informuje ten niemiecki dziennik, burmistrz Weimaru Fritz von Klinggraeff miał stwierdzić w tej sprawie, że ze względu na zasługi Władysława Bartoszewskiego nikt nie będzie podawał w wątpliwość jego tytułu profesorskiego.
- Nadal będziemy konsekwentnie tytułować Bartoszewskiego profesorem - powiedział rzecznik prasowy burmistrza Weimaru. Gazeta "Thueringische Landeszeitung" przyznaje, że gościnny tytuł profesorski nadały Władysławowi Bartoszewskiemu uniwersytety w Monachium i Augsburgu.
Gazeta przypomina, że pod koniec lipca niemieckie MSZ po podobnej interwencji usunęło na swoich oficjalnych stronach internetowych słowo "profesor" sprzed nazwiska Władysława Bartoszewskiego. Wtedy do ministerstwa trafiły zażalenia, że tytuł profesora jest tam umieszczony niezgodnie z prawem, gdyż w Niemczech przysługuje on jedynie po spełnieniu odpowiednich warunków prawno-akademickich, które w tym wypadku są niedopełnione.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz