Strony wciąż aktualne...

czwartek, 13 marca 2014

Zakłamywacze historii





Gdański Desant.

Myślałby kto, że fach przewodnika turystycznego to odpowiedzialna praca.
Oto jak zabawiają się przewodnicy po Gdańsku - >> przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” <<.


Taka inicjatywa, jak poniżej, może wpłynąć na postrzeganie Werwolfu, jako niegroźnej zabawowej inicjatywy.

Hasło: „fałszowanie historii” może ulec trywializacji.

Jeżeli przewodnicy uważają (ja zresztą też), że dopuszczenie do zawodu ludzi bez papierów jest naganne, grozi obniżeniem standardów, a wręcz może służyć fałszowaniu historii – to należy poważnie to potraktować, a nie zabawowo – poniekąd przyłączając się do zakłamywania historii.


Nazwa inicjatywy jest tak dobrana, że jeżeli ktoś w rozmowie w towarzystwie – a tak się przecież ludzie między sobą najczęściej komunikują - podniesie temat fałszowania historii przez tajną organizację, inna osoba może stwierdzić, że na pewno nie chodzi o żaden Werwolf, tylko o inicjatywę gdańskich przewodników - „nie ma się czym przejmować, to tylko takie żarty były..”


Pod tekstem ze strony 
http://czaykowska.wordpress.com/2014/02/27/zaklamywacze-historii/

mój żartobliwy komentarz....


Zakłamywacze Historii.

Ewa Jaroszyńska wpadła na genialny pomysł.
Oto co napisała do nas (czyli do Gdańskiego Desantu: Danki Lietke, Arka Zygmunta,  Agi Syroki (i mnie. )
“primo: 1. kwietnia zbliża się wielkimi krokami. Gdańszczanie obchodzili Prima Aprilis bardzo dowcipnie.
secundo: brać przewodnicka łapie się za głowę, słysząc samozwańczych oprowadzaczy nazywających np. Ratusz Głównomiejski Kościołem Mariackim czy opowiadających historie o usypywaniu Biskupiej Górki, itp., itd.
Zróbmy primaaprilisowy spacer z przewodnikami, opowiadającymi wymyślone, absolutnie nieprawdziwe historie, z nadaniem tytułu bajarza roku, co wy na to?”
Oczywiście byliśmy natychmiast na tak!
Zresztą nam akurat niewiele potrzeba, by się skrzyknąć (czy do wyjazdu w Polskę na szkolenie, czy na wyprawę całkiem niedaleko, czy na spotkanie ot, dla przyjemności)…  Jak  w popularnym powiedzeniu: “mówisz, masz”.
Natychmiast też Ewa utworzyła na niezawodnym facebook-u wydarzenie:
Tuesday, April 1, 2014       godz. 17:00
Start: Wielka Zbrojownia (od ul. Piwnej)
Całkowicie nieodpowiedzialnie i zupełnie bez troski o fakty grupa założona ad hoc „Zakłamywacze Historii” zaprasza na primaaprilisowy spacer z przewodnikiem i partaczem po Głównym Mieście
Postanowiliśmy, że nie zachowamy tego wariactwa dla siebie tylko, ale rozpropagujemy. Poprzez Facebook-a, maile, i sms-y zaprosiliśmy do udziału nasze Rodziny, Znajomych bliskich i dalszych, także nasze ulubioneKoło PTTK w Elblągu .. Ewa dokooptowała także paru innych przewodników.
Odzew był niemal natychmiastowy. Zrobiła nam się pokaźna grupka zaciekawionych i chętnych posłuchania. I także współopowiadania.
I tylko jedna osoba zapytała mnie mailowo dlaczego – czemu ma to służyć… Czemu my akurat – przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” chcemy robić z siebie “pośmiewisko”.
Już wyjaśniam:
Otóż, czas jakiś temu pewien kolejny minister zderegulował zawody. (N.B. sam był wybitnym przykładem na to, że NIE powinno się zatrudniać na odpowiedzialnym stanowisku człowieka absolutnie nie przygotowanego do tak ważnej funkcji…)
W tym amoku deregulacji wszystkiego, ówże zderegulował też zawód przewodnika. Turystycznego przewodnika.  Teraz, aby oprowadzać, nie trzeba licencji, wiedzy, lat nauki, szkoleń, kursów, nie trzeba wydawać ciężkiej kasy na książki, czy kolejne kursy dokształcające… Nie trzeba też ogłady ani żadnej metodyki… Teraz wystarczy “pasja” (jak bardzo się zdeprecjonowało to słowo dzięki indolencji urzędniczej).
W związku z tym – na ulicach wszystkich miast Polski można obecnie usłyszeć, co tacy samoistni oprowadzacze plotą. A często plotą jak przysłowiowy Piekarski na mękach.
Owszem, ktoś powie, że słynny Chrisoph Mauher  też był partaczem.
Ale – Maucherów ci u nas niewielu, oj niewielu :D za to partaczy z krwi i kości (w najgorszym tego słowa znaczeniu) – wprost przeciwnie.
Jednego wszakże nie wziął ów deregulator pod uwagę.
Ci z tzw. nazwiskami są sprawdzeni, mają markę. Można im zaufać, że nie powiedzą np. w Muzeum Stuthoff, że tu zagazowano miliony (wskazując przy tym na Krematorium) – podając pierwszy przykład, jaki podsłuchałam. Można im też powierzyć kasę imprezy, wiedząc, że będą wiedzieli jak się z tego rozliczyć, można zaufać ich zawodowej uczciwości, że turysta dowie się prawdy, a nie usłyszy “Bajki z Mchu i Paproci”… Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.
No i niebagatelna sprawa, na licencjonowanego przewodnika można złożyć skargę w razie rażących uchybień (tak, jak to można zrobić w wypadku nieuczciwych  biur podróży). A na takiego bez licencji – już nie, bo nie figuruje w żadnej ewidencji (podatkowej także ;) ). No, chyba, że ktoś lubi robić interesy z przysłowiową firmą “Krzak” ;)
Mogłabym wymieniać całą listę – ale nie czas i miejsce po temu.
I znowu od razu zaznaczam, że i wśród licencjonowanych przewodników trafiają się czarne owce, które niestety przekłamują obraz prawdziwego przewodnictwa. Jak wszędzie, w każdym zawodzie. Jeśli napiszę że nauczyciele to dno, 5 m mułu i szuwarki, czy że każdy lekarz to konował, lub że każdy ksiądz to klecha… to natychmiast dostanę stos maili z pretensjami. I słusznymi. Ale niestety widzi się przeważnie to, co złe, bo bardziej się rzuca w oczy.
A więc – 1 kwietnia chcemy pokazać CZYM grozi deregulacja. I jakie ma skutki. To, co będziemy opowiadali, będzie kompilacją rewelacji, jakie podsłuchaliśmy w biegu, po drodze, natknąwszy się na takich właśnie samozwańczych deregulacyjnych oprowadzaczy.
Zdziwicie się Państwo, CO potrafi taki ktoś przekazywać grupie, która przecież przyjeżdża zwiedzić, i niekoniecznie zna historię tak miejsca jak i obiektu.
W imieniu Ewy Jaroszyńskiej, Danki Lietke, Agi Syroki, Ewy Heliosz, Arka Zygmunta, Koleżanek i Kolegów Przewodników Licencjonowanych, a także swoim:
ZAPRASZAM na niezapomnianą wyprawę po Gdańsku.
:D





Jak zacząć, żeby zneutralizować krytykę?
Genialność ma to do siebie, że nie należy jej krytykować, bo się można wygłupić.

"Ewa Jaroszyńska wpadła na genialny pomysł.”



Trzeba sobie postawić pytanie, na które będziemy musieli odpowiedzieć: po co to robimy?
 „Gdańszczanie obchodzili Prima Aprilis bardzo dowcipnie.”

Słaby powód, każdy prima aprilis ma to do siebie, że jest dowcipny – WSZĘDZIE.


A teraz jakaś bzdura.
„ Ratusz Głównomiejski Kościołem Mariackim”

Nie wierzę, że są aż tacy głupi ludzie.



Absurd można połączyć z prawdą, tak aby ją ukryć. Łączenie zysków, dwie pieczenie na jednym ogniu.
„czy opowiadających historie o usypywaniu Biskupiej Górki, itp., itd.”

Ojej, to znaczy, że to prawda????



Do meritum.
„Zróbmy primaaprilisowy spacer z przewodnikami, opowiadającymi wymyślone, absolutnie nieprawdziwe historie, z nadaniem tytułu bajarza roku, co wy na to?”

Ale czemu ma to służyć? Ludzi kultury to nie zachwyci, po co komu włóczyć się po mieście i zamiast słuchać o historii – słuchać głupot wyssanych z palca?
Ludzie zainteresowani kulturą, architekturą i historią nie gustują w takiej szkolnej rozrywce.
Więc dla kogo ta „akcja”?



Teraz dorzucam emocje.

„Oczywiście byliśmy natychmiast na tak!
Zresztą nam akurat niewiele potrzeba, by się skrzyknąć (czy do wyjazdu w Polskę na szkolenie, czy na wyprawę całkiem niedaleko, czy na spotkanie ot, dla przyjemności)…  Jak  w popularnym powiedzeniu: “mówisz, masz”.”
  

Oczywiście.
Oczywiście natychmiast.
Zaraz potem tłumaczenie się, poparte wieloma argumentami.
Po co się tak tłumaczyć?




Podgrzewam emocje, dzieciaki lubią facebooka.
„ na niezawodnym facebook-u”


Euforyczne przysłonięcie.
Euforia mi się udziela, euforia przysłania mi widok, nie wiem o co chodzi, co tu się dzieje, jaka akcja, po co, czy to ma sens, no nie ważne, bo facebook nas nie zawiedzie...jestem w euforii, grunt to emocje...



A teraz wprost...
„Całkowicie nieodpowiedzialnie i zupełnie bez troski o fakty grupa założona ad hoc „Zakłamywacze Historii” zaprasza na primaaprilisowy spacer z przewodnikiem i partaczem po Głównym Mieście”

Zupełnie wprost, czarno na białym.



To wariactwo, nikt w to nie uwierzy, przecież to bzdura jest, coraz głupsze te pomysły.... Nie jeśli się napisze, że to wąskie grono, tak czasami jest, że ktoś wymyśli coś głupiego przy piwie i wszyscy się śmieją, a potem – zróbmy z tego aferę, ale będą jaja itd.
Dobra, to pisz...niech będzie tak....

„Postanowiliśmy, że nie zachowamy tego wariactwa dla siebie tylko, ale rozpropagujemy. Poprzez Facebook-a, maile, i sms-y zaprosiliśmy do udziału nasze Rodziny, Znajomych bliskich i dalszych, także nasze ulubione Koło PTTK w Elblągu… Ewa dokooptowała także paru innych przewodników.”
Odzew był niemal natychmiastowy. Zrobiła nam się pokaźna grupka zaciekawionych i chętnych posłuchania. I także współopowiadania.


https://www.facebook.com/events/1416249358623954/?ref=22

Stan zaciekawionych na 12 marca, facebook: 96 zaproszonych, 29 przyjdzie, 18 niezdecydowanych.
Facebook - stan nieobowiązkowy.
Maile i sms-y: stan nieznany



A jak Synak się wmiesza? Znowu będzie pytał: A czemu to ma służyć....

„I tylko jedna osoba zapytała mnie mailowo dlaczego – czemu ma to służyć… Czemu my akurat – przewodnicy z długim stażem i tzw. “nazwiskami” chcemy robić z siebie “pośmiewisko”.

No, właśnie, czemu robicie z siebie „pośmiewisko”?



Zaznacz wyraźnie.
„Już wyjaśniam:
 … W tym amoku deregulacji wszystkiego, ówże zderegulował też zawód przewodnika. Turystycznego przewodnika.  Teraz, aby oprowadzać, nie trzeba licencji, wiedzy, lat nauki, szkoleń, kursów, nie trzeba wydawać ciężkiej kasy na książki, czy kolejne kursy dokształcające… Nie trzeba też ogłady ani żadnej metodyki… Teraz wystarczy “pasja” (jak bardzo się zdeprecjonowało to słowo dzięki indolencji urzędniczej).
W związku z tym – na ulicach wszystkich miast Polski można obecnie usłyszeć, co tacy samoistni oprowadzacze plotą. A często plotą jak przysłowiowy Piekarski na mękach....

A więc jakiś minister pozwolił na to, że jacyś samoistni oprowadzacze mogą fałszować historię?
Hmmm. Jak to wytłumaczyć????

  
„Ci z tzw. nazwiskami są sprawdzeni, mają markę. Można im zaufać, że nie powiedzą np. w Muzeum Stuthoff, że tu zagazowano miliony (wskazując przy tym na Krematorium) – podając pierwszy przykład, jaki podsłuchałam. Można im też powierzyć kasę imprezy, wiedząc, że będą wiedzieli jak się z tego rozliczyć, można zaufać ich zawodowej uczciwości, że turysta dowie się prawdy, a nie usłyszy “Bajki z Mchu i Paproci”… Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.”

Naprawdę takie głupoty opowiadają?
To jak nic będę słuchał wyłącznie licencjonowanych przewodników.

„Można im powierzyć tzw. trudną grupę, z którą sobie poradzą, bo mają lata praktyki.”
Trudna grupa. To pewnie o mnie.

W Malborku na przykład nikt mnie nie poinformował, że te i tamte freski na ścianach to rekonstrukcja (czytaj: fantazja) Steinbrechta, sam to musiałem z nich wyciągać.
Niezbyt chętnie udzielali takich informacji.

A na przykład kierownik schroniska (co prawda to nie przewodnik) na zamku Chojnik w Sudetach twierdziła, że „Niemcy tu byli od zawsze, to zawsze było ich. I oni już tu nie będą wracać”, choć na tablicy przed zamkiem napisane jest jak byk: zamek zbudował książę piastowski Bolko....

No, chyba że Bolko był niemcem, może szefowa na zamku wie lepiej, kto wie..?



Ale niektórzy wiedzą, na przykład Synak, że i przewodnik z papierami potrafi lawirować.
Okej...
Tylko nie napisz, że kłamią o historii.
Napisz że przekłamują, przekłamują.... obraz prawdziwego przewodnictwa, większość nie zakapuje o co chodzi, ja sam nie wiem co to znaczy...

„I znowu od razu zaznaczam, że i wśród licencjonowanych przewodników trafiają się czarne owce, które niestety przekłamują obraz prawdziwego przewodnictwa.”

A widzisz...czyli jednak.


Jeszcze o dezinformacji, kumulacja zysków, pamiętaj.
„A więc – 1 kwietnia chcemy pokazać CZYM grozi deregulacja. I jakie ma skutki. To, co będziemy opowiadali, będzie kompilacją rewelacji, jakie podsłuchaliśmy w biegu, po drodze, natknąwszy się na takich właśnie samozwańczych deregulacyjnych oprowadzaczy.
Zdziwicie się Państwo, CO potrafi taki ktoś przekazywać grupie, która przecież przyjeżdża zwiedzić, i niekoniecznie zna historię tak miejsca jak i obiektu.”

Tak to właśnie funkcjonuje.... Ludzie nie uważnie słuchają, połowę pozapominają i potem cuda na kiju wiedzą o historii Skarszew, Malborka, Gdańska, Gniewa czy Chełmna.
Odsyłam do mojego bloga i tekstów nt. jakoby niemieckiej genezy polskich miast, nt. manipulacji w wikipedii.


Jeszcze tytuł.
Wiadomo. Musi być wprost.

Zakłamywacze Historii



Jak zneutralizować teksty Synaka?


-------------------------------------------------

Na koniec tradycyjnie polecam





Na pierwszym planie Bazylika Mariacka.
Wieża ratusza z prawej strony zdjęcia.


 P.S.

Bym zapomniał o sympatycznym przerywniku, który ma was do mnie pozytywnie nastroić.


 :D     ;)    ;)     :D



 No i robota skończona.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz