Strony wciąż aktualne...

środa, 25 maja 2022

Modzelewski o wojnie




Poniższy tekst jest ze strony internetowej czasopisma "Myśl Polska".

Strona ta jest blokowana, więc jeśli chcesz poczytać, co polecam, zastosuj bezpłatny VPN lub przeglądarkę Opera, która posiada VPN wbudowany - po instalacji trzeba go osobno kliknąć, aby zadziałał.



przedruk




W ciągu dwóch miesięcy nasz kraj zmienił się w sposób wręcz nie do poznania. Nie ma już wolności słowa, bezwzględnie eliminowane są jakiekolwiek wypowiedzi sprzeczne z narzuconą nam antyrosyjską i proamerykańską poprawnością.

Cenzura dotyczy oczywiście zwłaszcza jakiejkolwiek krytyki pod adresem Ukrainy (nie wolno wypowiadać się nawet na temat strat jej wojsk, a kapitulacja tzw. pułku Azów jest nazywana jego „ewakuacją”). Bezwzględne zakazy cenzorskie obowiązujące przede wszystkim w sprawach rosyjskich, jej polityki, historii, a nawet sztuki (którą należy tylko nienawidzić). Także nie wolno powiedzieć nic krytycznego pod adresem Stanów Zjednoczonych.

Dziennikarz jednej z „Gazet” (jest ich kilka) potwierdził pośrednio w jednym ze skierowanych do mnie listów istnienie cenzury, która wykonywana jest przez podmioty zagraniczne (jacyś „eksperci z NATO”); oni orzekają, która wypowiedź jest „propagandą kremlowską”, czyli „słowem zabronionym”. Upadek części naszych mediów jest haniebny, bo cenzura z ochotą jest wspierana przez większość dziennikarzy i nie dotyczy tylko owych „Gazet”. Co do stacji lub rozgłośni „międzynarodowych koncernów” nie miałem złudzeń, ale że tak nisko musiały stoczyć się prawdziwe wolne media? Wiemy, są wyjątki, ale prawdopodobnie zostaną szybko wytępione.

Z rozrzewnieniem można dziś tylko przypomnieć wolność panującą w polskiej prasie w czasie przed stu laty, gdy Polska była w stanie rzeczywistej wojny, a bolszewicy podchodzili pod Warszawę: wtedy wolno krytykować posunięcia rządzących, nawet kpić z ich głupoty (Piłsudskiego i Daszyńskiego, którzy po zdobyciu Warszawy przez bolszewików chcieli bronić się w klasztorze Częstochowskim, okrzyknięto w mediach, że jeden z nich będzie „Kmicicem” a drugi „Babiniczem”).

Było, minęło. Może kiedyś wróci. Cenzurą objęto również debatę ekonomiczną dotyczącą wręcz egzystencjalnych problemów naszych obywateli: obowiązująca poprawność nakazuje, abyśmy z radością cierpieli biedę, żyjąc w niedogrzanych mieszkaniach, niedojadając ze względu na drożyzny żywności, stracić oszczędności, bo ponoć dzięki naszej nędzy spadną ceny surowców energetycznych na rynkach światowych oraz „Ukraina zwycięży Rosję”. Już nawet nikt nie dba o to, jak absurdalna jest owa „narracja”. Mamy cierpieć, tracić, w pełni pogodzić się z ekonomiczną, cywilizacyjną a nawet intelektualną degradacją, bo taką rolę narzuciło nam „światowe przywództwo”.

Dopóki cenzura („eksperci z NATO”) nie usuną niniejszego tekstu, pozwolę sobie odnieść się do najważniejszych z „prawd etapu”, które powtarza cała nasza klasa polityczna oraz wszystkie „wolne” i „reżimowe” media. Jej treścią jest ponoć istniejący związek przyczynowo skutkowy między naszą biedą a zwycięstwem „samostijnej” Ukrainy w wojnie z Rosją. Jeśli dobrze rozumiem odkrywczość myśli, to mamy do czynienia z następującą zależnością: czym będzie u nas gorzej i biedniej, tym szybciej Putin przegra tę wojnę.

Może nie jestem w stanie pojąć głębię tej odkrywczej myśli, ale postaram się zrozumieć jej istotę. Z tego co wiem Rosja nie kupuje od Polski uzbrojenia, surowców a także żywności. To my kupowaliśmy węgiel (którego już nam brakuje, po wprowadzeniu zakazu importu), kupujemy wciąż rosyjski gaz (od Niemców), ropę naftową a ceny tych surowców poszybowały w górę. Z powszechnie dostępnych danych wynika, że Rosja nie importuje uzbrojenia: jest jego drugim po USA eksporterem. Nie potrzebuje dochodów z eksportu do Polski aby finansować tą wojnę.

Jest największym eksporterem zbóż i od lat żywi (nie za darmo) setki milionów ludzi w Azji i Afryce. Ceny pszenicy również biją historyczne rekordy i bogacą rosyjską gospodarkę oraz państwo. Obiektywnie nasza bieda nie zaszkodzi Rosji; więcej: jest w jej interesie, bo zgodnie z odwieczną prawdą czym gorzej wiedzie się wrogom, tym szybciej osłabnie ich determinacja. Czy doprawdy ktoś wierzy, że wraz z naszą nędzą wzrośnie poparcie dla dalszych wyrzeczeń? A co powiemy naszym obywatelom, gdy ich wyrzeczenia okażą się (co jest wysoce prawdopodobne) całkowicie bezowocne, bo ten prawdziwy Zachód wymusi na wyniszczonej wojną Ukrainie kompromisowe zawieszenie broni, bo bez rosyjskiego gazu i ropy ów Zachód nie chce się obejść?

Tu często decydują przypadki i zbiegi okoliczności. A gdy ŚLEPY LOS pozbawi władzy jednego a może dwóch schorowanych starców, którzy nie umieją lub nie chcą zakończyć tej najgłupszej z wojen? Żyjemy w czasie najgłębszych przewartościowań („resetu”), które nie ma granic. Już wiadomo, że PKB Ukrainy spadnie w tym roku o ponad 50%, a gdy wojna potrwa jeszcze kilka miesięcy, wyniszczenie tego regionu przekroczy wszelkie wyobrażalne granice.

Możliwości mobilizacyjne tego państwa są już na wyczerpaniu, wyginie większość jego obrońców, a ci, którzy przeżyją, nie będą mieli gdzie wrócić, bo ich rodziny wyemigrowały i jak wiemy z przeszłości – raczej do nich nie wrócą. Prawdziwy Zachód jest w stanie wchłonąć nawet 15 milionów białych imigrantów, a zwłaszcza kobiet, które najszybciej potrafią się dostosować do nowej sytuacji. Przecież świat, do którego uciekają, jest bogatszy, ciekawszy i umie unikać wojny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz