A innym jeszcze bardziej.
Poniższą opinię oparłem na tekście - w języku rosyjskim - pana Dzermanta, który był poddany automatycznemu tłumaczeniu przeglądarki.
Odnoszę się więc do tłumaczenia, podanego poniżej.
Warto czytać różne punkty widzenia, również dlatego, by dostrzegając sprzeczności u innych - przyjrzeć się lepiej sobie i zastanowić, czy i ja nie postępuję podobnie.
Przyglądanie się sobie stosowałem na studiach, ale kiedy zacząłem interesować się polityką, a potem o tym pisać, to często stosowałem ogólniki.
Pierw nie zastanawiasz się nad tym, bo dla ciebie jest jasne, że odnosisz się do agresorów, a nie do przeciętnego człowieka, potem przychodzi refleksja, że przecież tego jednak nie podkreśliłeś i porządnych ludzi w Niemczech to może zrazić. Mogą się przecież ze mną całkowicie zgadzać i też będą potępiać działania Werwolfa, odcinać się od polityki niemieckiej agentury.
Nie jest dobrze wrzucać wszystkich do jednego worka, jak prawi stare porzekadło.
Stąd min. stosuję Małą i Wielką literę, gdy piszę o nacji niemieckiej, dla odróżnienia – złoczyńców od sprawiedliwych.
Pan Dzermant tu na przykład tego nie robi. A powinien. Powinien docenić to, że nie każdy przedstawiciel polskiego rządu bezkrytycznie popiera działania UE.
W spostrzeżeniu pana Dzermanta widać to jak na dłoni – zamiast tego jednak, woli on pluć na ogół Polaków wspominając rozbiory - zdaje się, uważa je za coś właściwego, a nawet jak się wydaje – ma z tego tytułu satysfakcję.
To jest kalka tego, co można wyczytać w propagandzie dla Rosjan w rosyjskim internecie. Satysfakcja z rozbiorów i pogarda dla narodu.
Brakuje tu chłodnej kalkulacji i rozeznania, wiedzy historycznej, a przede wszystkim brakuje obiektywnej oceny, jakiej spodziewamy się po człowieku nauki.
Tragedia Polaków jaką była kradzież wschodnich województw Polski jest wg pana Dzermanta dziejową sprawiedliwością, pisze to całkowicie bez refleksji nad tym, że te tereny wydały wielkich wspaniałych Polaków wielce zasłużonych dla polskiej kultury, podkreśla on wyłącznie domniemane krzywdy doznane od „polskich panów”, uważając polskie tereny - tereny, którego kulturę stwarzali z dziejowego zbiegu okoliczności - Polacy - za własne.
Białorusini nawet polskich pisarzy i poetów uważają za białoruskich.
Znowu – jest to kalka z rosyjskiej propagandy.
Wg stanowiska białoruskich oficjeli, 17 września był dniem wyzwolenia Białorusi spod jarzma Polski, która podobno tępiła przejawy języka białoruskiego.
A jaki jest status języka białoruskiego na Białorusi obecnie?
W jakim języku przemawia do narodu prezydent Białorusi?
W jakim języku prowadzone są programy telewizyjne?
W jakim języku są publikowane pańskie teksty?
Gdzie na sb.by jest zakładka wyboru języka rus/ bel?
belta.by taką zakładkę ma, ale sb.by już nie.
Naprawdę, wszystko jest po białorusku?
Może słoń na ucho mi nadepnął, ale moim zdaniem mówi się głównie po rosyjsku.
Białorusini nie zostali wyzwoleni w 1939 roku, tylko tak to określono w propagandzie.
Białorusini przez cały okres ZSRR byli poddawani zruszczeniu i jak widać proces ten nadal się nie zakończył i nadal jest kontynuowany.
I pisma pana Dzermanta są tego jaskrawym przykładem.
Pisze on min.:
Jest mało prawdopodobne, aby sprawa doszła do nowych podziałów, ale politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym polskim geopolitycznym awanturnictwem, mogą bezpośrednio uzgodnić z Moskwą i Pekinem bliższą i wzajemnie korzystną współpracę.
[Вряд ли дойдет дело до новых разделов, но политики Старой Европы, устав от вечного польского геополитического авантюризма, могут напрямую договориться с Москвой и Пекином о более тесном и взаимовыгодном сотрудничестве.]
Pan Dzermant zarzuca Polsce, czy też panu Ziobro, że postępuje "dwulicowo", że "oszukuje na dwóch frontach", że ma stanowisko, które "ma posmak hipokryzji i dwulicowości" - a jednocześnie sam ma takie stanowisko, no bo jak inaczej określić jego postępowanie, gdzie z jednej strony potępia UE za niepraworządność i ataki na Białoruś - a z drugiej z satysfakcją przypomina, że ta UE może do spółki z Rosją dokonać kolejnego NIEPRAWORZĄDNEGO podporządkowania sobie Polski jakimś rodzajem bata - rozbiorem, czy czymś innym - pan Dzermat w zawoalowany sposób daje czytelnikom do zrozumienia, że on doskonale wie, że tzw. "dziejowa sprawiedliwość" i odebranie Polsce jej wschodnich województw było BEZPRAWNE.
Można odnieść wrażenie, że nie wadzi mu, że UE stosuje bezprawie - dopóki to nie narusza jego interesów.
Zbójecka napaść na Polskę panu Dzermantowi najwyraźniej nie przeszkadza, za to przeszkadza mu oczywiście, gdy to jego się teraz napada.
Zapytam wprost:
panie Dzermant, kto panu napisał ten tekst??
FSB czy BND?
A może jednak KGB??
To wyrażenie "politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym polskim geopolitycznym awanturnictwem" jest żywcem wzięte z rosyjskiej i niemieckiej antypolskiej propagandy, a jest bezpośrednio spisane z "Traktatu o rabowaniu głupków", który niemiecka agentura czytuje swoim rosyjskim dzieciom przed snem.
Zupełnie jak to wyszlifowane niemieckie zdanie propagandowe, o którym już kilka razy pisałem, a które w różnych wersjach krąży po polskim internecie: "A dlaczego nie spróbujesz pióra Lamy? Jest takie śmakie owakie i ma zielony kolor".
Panie Dzermant - ogólniki nie mają znaczenia.
ZSRR złamało Traktat Ryski i takie są fakty.
Nie było w tamtych czasach żadnej państwowości białoruskiej i Polska ma wszelkie prawo do terenów, które jej odebrano.
To, że dotychczas żaden rząd nie podjął działań zmierzających do odzyskania tych terenów - nic nie znaczy. To nie pańska sprawa, kiedy i jak oni zostaną za to osądzeni.
Prawo jest prawo.
Inna sprawa, jak to teraz naprawić.
Panie Dzermant, pan znajduje się pod zgubnym wpływem "kolorowej rewolucji" - tej z 1918 roku.
Pan się otrząśnie z tego!
Niech pan zaprzestanie sączenia antypolskiego jadu do głów naszym Białorusinom - z Grodna, Brześcia, Szczuczyna, Słońska, Papierni, Dereczyna, Siniawki, Pińska, Lidy i innych miast i wsi z tych terenów.
To są nasi Białorusini i nic panu do tego.
Warszawa zachowuje się wyzywająco i nieprzyjaźnie nie tylko wobec swoich tradycyjnych przeciwników ze Wschodu, ale także wobec nowych zachodnich sojuszników. Co się za tym kryje?
Polska oszukuje na „dwóch frontach”
Polskie władze nigdy nie przestają
zadziwiać swoimi wypowiedziami. Niedawno minister
sprawiedliwości tego kraju Zbigniew Zebro powiedział, że Unia
Europejska prowadzi wojnę hybrydową z polskim prawem, odnosząc się
do wymogów europejskiej biurokracji wobec Polski, aby wypełniła
swoje prawne zobowiązania po wejściu do UE.
Pan Zebro uważa,
że Bruksela celowo blokuje reformę sądownictwa, której
twórcą jest właśnie Minister Sprawiedliwości. A urzędnicy
UE widzą w proponowanej reformie wzmocnienie tendencji autorytarnych
w państwie polskim oraz niezgodność z normami i wartościami
europejskimi.
W tej historii warto zauważyć, że wcześniej
kręgi rządzące w Polsce, związane z ultrakonserwatywną partią
„Prawo i Sprawiedliwość”, posługiwały się metaforą „wojny
hybrydowej” tylko w odniesieniu do Rosji i Białorusi.
Mówią,
że zagrożenia ciągle nadciągają ze Wschodu, Polska jest
bastionem świata zachodniego i potrzebuje stałego wsparcia
finansowego i militarnego, by powstrzymać swoich wschodnich
sąsiadów.
A potem okazuje się, że „wrogowie” i „wojna”
grożą także z Zachodu. Ale dla światopoglądu polskiej elity
takie poglądy są raczej normą niż wyjątkiem. W ideologii
polskich elit walka „na dwóch frontach” i zgubne konsekwencje
takiej walki wyrażone są na poziomie fundamentalnym.
Wydarzenia
historyczne potwierdzają tę obserwację. Podziały
Rzeczypospolitej Obojga Narodów między Prusami, Austrią i
Cesarstwem Rosyjskim, wydarzenia 1939 roku nieustannie ciążą nad
Polską i jej krótkowzrocznymi władcami jak rodzaj
losu.
Polubownie należało uniknąć takiego rozwidlenia
„frontów”, bo taka konfrontacja wymaga zbyt wielu wysiłków i
środków, a w Polsce nie są one nieograniczone. Ale polskie
elity zachowują się wyzywająco i nieprzyjaźnie nie tylko wobec
swoich tradycyjnych przeciwników ze Wschodu, ale także wobec nowych
zachodnich sojuszników.
Ale to stanowisko ma posmak
hipokryzji i dwulicowości. Gdy konieczne jest otrzymanie
zastrzyków finansowych i portfeli akcji w UE, Polska postrzega
siebie jako awangardę Europy. Gdy konieczne jest wypełnienie
podpisanych dyrektyw, polskie władze przybierają pozę i zaczynają
grozić opuszczeniem UE.
Mniej więcej w tym duchu należy
patrzeć na wypowiedzi Zbigniewa Zebro. Z jednej strony wygląda
to na banalny szantaż europejskiego centrum, z drugiej – granie
dla publiczności, numer dla konserwatywnych Polaków, którzy nie
lubią wszystkiego, co pochodzi z Brukseli, w tym samych norm i
wartości, które wywołać zamieszanie wśród wielu Polaków.
[...]
Ale polskie władze nie
dbają o te wymagania, to jest ich własne prawo, choć dobrowolnie
zobowiązały się do przestrzegania europejskich i międzynarodowych
aktów prawnych regulujących postępowanie z uchodźcami.
Taki
nihilizm prawny i podwójne standardy oczywiście nie mogą pozostać
długo niezauważone w Brukseli, która jednak, przynajmniej ze
względu na przyzwoitość, musi jakoś monitorować wdrażanie prawa
europejskiego przez państwa członkowskie UE. A jeszcze przez
długi czas do szturmu na granicy polskie siły bezpieczeństwa nie
będą w stanie, będą zmuszone do bardziej humanitarnego
traktowania uchodźców.
Ale rządząca elita musi pokazać
się jako bohaterscy obrońcy Polski zarówno przed migrantami, jak i
irytującą Brukselą, która coraz bardziej domaga się
przestrzegania zasad przyjętych w europejskim klubie
dżentelmenów. Od tego są politycy tacy jak Zbigniew
Zebro.
Szkoda tylko, że nie doprowadzą Polski do niczego
dobrego. Polskie elity, jak pokazuje ta sama historia,
nieustannie starają się nadepnąć na te same prowizje. A dziś
w Europie, zwłaszcza w jej zachodniej części, nie wszyscy są
zachwyceni zachowaniem Polski i jej rolą w destabilizacji Europy
Wschodniej.
Jest mało prawdopodobne, aby sprawa doszła do
nowych podziałów, ale politycy starej Europy, zmęczeni odwiecznym
polskim geopolitycznym awanturnictwem, mogą bezpośrednio uzgodnić
z Moskwą i Pekinem bliższą i wzajemnie korzystną współpracę. W
takim przypadku Polska i jej władcy będą musieli tylko ugryźć
się w łokcie i zastosować się do dyrektyw.
Alexey
Dzermant, pracownik naukowy Instytutu Filozofii Narodowej Akademii
Nauk, politolog
Całkowite przedrukowywanie tekstu i fotografii jest zabronione. Cytowanie częściowe jest dozwolone pod warunkiem istnienia hiperłącza.
https://www.sb.by/articles/polsha-khitrit-na-dva-fronta-.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz