Jest 19 maja niedziela 2019 roku - już po 21ej – to mój ostatni wieczór w Rzymie.
Przechadzam się uliczkami starego miasta, gdzieś za Placem Navona i szukam dla siebie jakiegoś miejsca, punktu zaczepienia...
Rozglądam się za jakimś niezbyt obleganym miejscem, mijam knajpkę, gdzie wczoraj jadłem, lubię wino, ale butelka do kolacji to jednak trochę za dużo... szkoda. Widzę tę samą kelnerkę co wczoraj i jest ów naganiacz – osobliwe to trochę, głos ma niski i chrapliwy, pochyla się do ciebie i mówi bardzo powoli dobitnie akcentując słowa, nie mruga oczami – no i ten złamany nos... masz wrażenie, że kiedy pyta, czy ci smakuje, to tak naprawdę grozi ci nożem - może to nie kelner tylko właściciel?
Kiedy go mijam rzuca do mnie coś po hiszpańsku...
Znowu zatapiam się w myślach... nie zrealizowałem tego co zaplanowałem na ten tydzień, analizuję swoje poczynania, zastanawiam się... i cały czas rozglądam po stolikach... to ostatni wieczór tutaj..
Jest już ciemno, idę wąską uliczką, dobiega ona do szerszego deptaka, tam już spaceruje więcej ludzi, słychać głośne rozmowy... zbliżam się powoli do skrzyżowania lustrując tłumek …. nagle jakaś postać przykuwa moja uwagę, idzie odwrócony ode mnie, nie widzę twarzy, ale zwracam uwagę na to, że idzie jakoś tak inaczej niż inni, on celuje ….
- No nie! Tutaj też są??! - gadam do siebie w myślach.
W Polsce ubecy czekają na mnie na ulicy i podchodzą do skrzyżowania mojej trasy z jakimś chodnikiem albo ulicą i tak idą, takim tempem, żeby wyjść prosto na mnie dokładnie w punkcie w którym moja droga krzyżuje się z poprzeczną.
I tu widzę to samo. Idzie powoli, żeby - kiedy zbliżę się do przecznicy - znaleźć się dokładnie naprzeciw mnie. Po moich myślach odwraca głowę w moją stronę, bardzo powoli... Widzę na jego pochylonej twarzy dwie mocno zarysowane zmarszczki – on się uśmiecha i łypie na mnie oczami – źrenice ma maksymalnie skręcone, bo nie odwraca się do mnie całkowicie... w zasadzie – wykrzywia w uśmiechu gębę – jeszcze to do mnie nie dociera, choć jakaś myśl już kiełkuje w mojej głowie, ale..to dopiero za kilkaset metrów. Nie wiem, czy to Włoch, ale chyba ma raczej jasną karnację, jest dość krępy, wydaje się niewysoki, ale ludzie za jego plecami też nie są zbyt wysocy..
W tym spojrzeniu i całej postawie – wielka agresja. Oczy świecą mu się żółtym światłem ulicznych lamp i zęby błyszczą.. Na chwilę przystanąłem i mamroczę coś do siebie w myślach, że to nie do uwierzenia, że tutaj też są – to mój trzeci raz we Włoszech i jeszcze tego nie było... miałem względny spokój. Widziałem włoską ubecję – udawali żebraków, kręcili się po ulicy pogwizdując, jeździli ze mną w metrze, a jeden czekał na mnie przed domem zapatrzony w telefon – o ile w Polsce ubecy prawie zawsze uśmiechają się do mnie szyderczo – tutaj oni zachowują powagę – powiedziałbym, że „się przejmują”.
Ten jednak szczerzy zęby niczym jakieś zwierzę... i ta myśl....
Odwraca się ode mnie cały czas krzywiąc się – nie odwraca głowy, tylko skręca się całym tułowiem, jakoś tak sztywno, kurtka jest na nim tak opięta, jakby był napompowany – wydaje się tak agresywny, że mam wrażenie, że odwraca się, by zdzielić pięścią ludzi co stoją za nim na ulicy.
Nic takiego jednak się nie dzieje, tylko znika między nimi.
Idę w tym samym kierunku i znowu zatapiam się w myślach, znowu po raz kolejny analizuję całą sytuację, wszystko od początku i znowu dochodzę do tego samego wniosku co zawsze – opór i niepoddawanie się presji – to był właściwy wybór.
Uspokajam się i wtedy znowu go dostrzegam – zatrzymał się – widzą, jak trzyma w ręku telefon... jak typowy niemiecki ubek, tylko tak jakoś inaczej wygląda - jakby powietrze z niego zeszło, wydaje się mniejszy swobodniejszy i jakby zaskoczony – zero agresji...
Idę dalej, szukam tego miejsca...
Jest już późno, trochę mży – wracam do siebie przez to miejsce zwane... słyszę za sobą kroki – odwracam lekko głowę i rzucam okiem za siebie – za mną ulica idzie jakiś młody człowiek – Włoch – jest drobny i ma ciemną karnację, na ramieniu torba, w ręku papieros – idzie szybko zapatrzony jest mocno w chodnik – widać intensywnie o czymś myśli... odwracam się... idę pod górę do tego miejsca, które przywołuje te straszne skojarzenia... myślę o tym spotkaniu dzisiaj wieczorem.... ten krzywy uśmiech.... gdzie ja to widziałem....
I wtedy sobie przypominam tę scenę – Ten Który Nęka Mnie Najbardziej mija mnie i robi dokładnie taką samą minę co ten człowiek na ulicy - pochyla głowę, patrzy na mnie ze skosa i usta ma tak dziwnie wykrzywione, tak bardzo, że na policzku rysują się dwie długie głębokie zmarszczki... nigdy tego u niego nie widziałem. Zdziwiło mnie to wtedy – skąd nagle ten przypływ zadowolenia? Szybko wtedy przeanalizowałem ostatnie czasy i nie skojarzyłem, żeby miał jakiś szczególny powód do radości – no chyba, że stało się coś, o czym się dopiero dowiem.... ale i tak...nic nie kojarzę...
Teraz rozumiem.
To był ON.
W zeszłym roku pierwszy raz zaobserwowałem wypchnięcie\opętanie - i to wyjaśniło wiele spraw.
Jeszcze w 2012 roku zastanawiałem się – o co tu chodzi, jak oni to robią? Czy to klonowanie, czy co?? Nigdy o tym nie pisałem, bo sam nie miałem przekonywującego wytłumaczenia, tylko domysły...
To był ON.
Wtedy – dwa lata temu wszedł w ciało Tego Który Nęka Mnie Najbardziej, żeby z bliska mi się przyjrzeć – i nasycić się osobiście tym widokiem, a dzisiaj „odwiedził” mnie pod postacią jakiegoś włoskiego ubeka. Zaraz potem opuścił jego ciało, dlatego ten wydał mi się inny – nieagresywny.
Poczułem dotknięcie gdzieś w okolicy uda – odwracam się zdecydowanym ruchem i robię krok do tyłu. Mija mnie ten młody człowiek, nadal wpatruje się w chodnik, kiedy się odwracam i patrzę na niego podnosi do góry rękę z tym papierosem – jakby dawał znak przeprosin i tłumaczył, że przypadkiem mnie dotknął – idzie dalej nie podnosząc głowy. Jakoś w to nie wierzę... oglądam spodnie czy nie wypalił dziury i powoli idę za nim.
U góry jest to straszne skrzyżowanie – inny młody człowiek przecina mi drogę – ale inaczej niż w Polsce, bo ten robi to zaraz za moimi plecami... Albo tutejsi sprawdzają czujność turysty, albo... ubecja...
Wracam do siebie, po drodze robię na gorąco notatkę na telefon z całego zajścia.
W Polsce dostanę do niej „komentarz”.
W Gdyni wysłali do mnie człowieka z czarnymi szkłami kontaktowymi w oczach. Chyba stwierdzili, że nie zauważyłem, bo kilka dni później w pociągu podobna sytuacja – tym razem jakiś chłopiec – nie wiem, może miał z 15 lat?
Kiedy wysiadałem na swojej stacji przechodził korytarzem – zwróciłem uwagę, bo był jakby wystraszony, albo raczej zażenowany, zawstydzony – i podniosłem na niego wzrok. Miał założone czarne szkła kontaktowe. Tak właśnie ubecja nieustannie coś komentuje w moim życiu, niemal każdy ruch...
"Rzym" powstał pierwotnie jako notatka głosowa w drodze na kwaterę zaraz po zdarzeniu. Tekst spisałem we wrześniu 2019 roku, a w październiku napisałem - "Nakazy zakazy".
Infopandemia wybuchła w marcu 2020 roku ze wskazaniem na grudzień 2019 roku jako data rozpoczęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz