przedruk - tłumaczenie przeglądarki
Także o tym, jak przesiedlenia po wojnie zniszczyły kulturę łużycką w Niemczech.
PARADOKSY ŁUŻYCKIEGO ZWYCIĘSTWA NAD NAZIZMEM
Przez: Lukáš Novosad
8 maja 2020 r
„Śmiem twierdzić, że II wojna światowa zginęła w Hórkach, bo atak feldmarszałka Schörnera był ostatnim bezsensownym atakiem armii Hitlera. Jej naczelny dowódca zastrzelił się w międzyczasie w Berlinie.
Dziś obchodzimy Dzień Zwycięstwa, dzień zakończenia II wojny światowej, dzień upadku nazizmu. Po raz 75. Jednak wbrew obserwacjom Kocha, Serbowie łużyccy przez większość tych lat znaleźli się na spalonym: choć z reżimem nazistowskim mieli niewiele wspólnego i byli przez niego uciskani, jako obywatele kraju, który rozpoczął i przegrał wojnę, byli oficjalnie mogli cieszyć się obchodami III Rzeszy.
Do 1965 roku w Niemieckiej Republice Demokratycznej, do której padły Łużyce, obchodzono 8 maja Tag der Befreiung ( Dzień Wyzwolenia ). Później obchody odbywały się tylko dwa razy w okrągłe rocznice: czterdziestego w 1985 r. Ponownie 8 maja pod ustaloną nazwą, trzydziestego w 1975 r. Dzień później pod nagłówkiem Tag des Sieges(Dzień zwycięstwa). Inaczej nigdy, od zjednoczenia Niemiec w 1990 roku.
Dopiero w tym roku, w 75. rocznicę powstania, jeden z krajów związkowych postanowił przynajmniej raz oficjalnie poświęcić Dzień Wyzwolenia jako święto, aby podziękować aliantom za oderwanie się od ich własnego fanatyzmu - stolicy Berlina. W swoim komunikacie prasowym z 6 maja burmistrz Michael Müller powiedział o obchodach:
„Najmroczniejszy rozdział w historii Niemiec zakończył się trzy czwarte wieku temu. Zbrodniczy rząd nazistowskiej dyktatury, miliony mordów na europejskich Żydach, niekończące się cierpienia II wojny światowej - wszystko to zaczęło się w Berlinie w 1933 roku i zakończyło interwencją aliantów 8 maja 1945 roku. Razem nas wyzwolili. Pod koniec wojny Berlin pozostał w kurzu z niepewną przyszłością, gruzami pełnymi głodnych i wystraszonych ludzi. Z tych gruzów pozwolono nam zbudować wolny, pokojowy i zjednoczony kraj. Dziś Berlin jest międzynarodowym zwolennikiem demokracji, wolności, tolerancji i otwartości na świat. Zważywszy na kontekst historyczny, naszym nieustannym wysiłkiem jest przyczynianie się, jako europejskiej metropolii, do pokojowego i sprawiedliwego współistnienia w XXI wieku.
8 maja przypomina nam, co może się stać, jeśli zapomnimy o tej lekcji. Pokój i wolność to wartości, o które musimy nieustannie walczyć i których musimy bronić. 8 maja jasno pokazuje nam, że nie spadną nam po prostu na kolana. Pod tym względem Dzień Wyzwolenia jest również nieustającym wyzwaniem dla zachowania i promowania pokoju, wolności i demokracji, zarówno w państwie, jak i na arenie międzynarodowej, poprzez rozsądną i proporcjonalną politykę z poczuciem szacunku, szacunku i odpowiedzialności. Nasza bolesna historia nałożyła na nas ten obowiązek i honorujemy go. Nigdy więcej wojny, nigdy więcej dyktatury ”.
W atmosferze tak uroczystej autorefleksji oficjalne wspomnienie zakończenia II wojny światowej mogło cieszyć się także przyjaciółmi łużycko-serbskimi, wielu z nich po raz pierwszy w życiu.
Nazizm na serbskich Łużycach
Stanowisko to jest naprawdę paradoksalne: światowe kino i światowa literatura utrwaliły już historię II wojny światowej, ale niewiele wiadomo z Serbii na Łużycach, choć byłby wart świetnego filmu. Ale mamy tylko krótkometrażowy sen byłego ucznia FAMU, Rainera J. Nagela, uhonorowany nagrodą Jaroslava Kučera Camera Prize.
Od 1933 do 12 lat naród łużycko-serbski był narażony na systematyczne zastraszanie przez reżim nazistowski, który do nadzorowania działalności kulturalnej i politycznej łużycko-serbskich działań kulturalnych i politycznych wykorzystywał wydział policji stanowej Wendenabteilung - utworzony w 1920 r. W Republice Weimarskiej. Represje były bezkompromisowe: zakazanymi publikacjami (przedostatnim czasopismem łużyckim, które pozwolono budować, był pisany odręcznie dziennik Gmejnska Heya , który w czerwcu 1938 r. Wydał pozostałym studentom w Pradze; ostatnim uaktywnionym tygodnikiem łużyckim był Kurier Katolski., wydany do 1939 r. dzięki konkordatowi z Watykanem), wstrzymano działalność federalną, zmuszano ludzi do germanizacji swoich dzieci, które przestrzegały, były materialnie wspierane przez państwo, które odmawiały, były prześladowane.
Z Łużyc wysyłano nauczycieli i pastorów na tereny czysto niemieckojęzyczne, natomiast Łużyce pochodziły ze sprawdzonych kadr, nie znających słowa łużycko-serbskiego. Dla lepszego wyobrażenia atmosfery epoki przytoczmy kilka nagłówków z dwóch numerów Gazety Łużycko-Serbskiej z 1937 roku: w pierwszym numerze „Usunięto ostatnie pozostałości nauczania języka łużycko-serbskiego w Budziszynie”, „Łużycki -Serbskim nauczycielom nie wolno mówić w języku ojczystym ”lub„ Łużycko-serbski region nauczycielski ”; w dziewiątym numerze czytamy: „Łużycko-serbskie głoszenie Ewangelicznej spowiedzi zabronione”, „Społeczeństwa łużyckie ucichły” lub „Studenci łużycko-serbscy nie mogą studiować”.
Przecież słowo zakaz było bodajże najczęstszym w ówczesnych numerach czasopisma, które nie szczędziło kolorowych opowieści. Przypomniał na przykład los łużyckiego studenta Uniwersytetu Karola, który został aresztowany na granicy podczas próby powrotu do Pragi na studia. Albo trudność proboszcza, który posłusznie wyrzekł się swojego języka ojczystego i zaczął z oddaniem głosić niemiecki, po czym jego parafianie wpadli w gniew i zaczęli masowo dojeżdżać do sąsiednich parafii, gdzie rozmawiali w języku łużycko-serbskim, znowu zgodnie z życzeniem parafii. Ale opiszmy bardziej szczegółowo cierpienia łużyckie za nazizmu:
Marja Grólmusec była ścigana jako komunistka (także za współpracę z Czechami i Polakami) iz powodu przekonań politycznych (nie narodowości) trafiła do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie zmarła 6 sierpnia 1944 r. Z powodu powikłań po późnym guzie nowotworowym. chirurgia i ogólne cierpienie; spędziła dziesięć lat w więzieniu. Alojs Andricki - pierwszy błogosławiony Serb łużycki od 13 czerwca 2011 r. - został aresztowany w styczniu 1941 r., Ponieważ jako kapłan głosił w kościele przeciwko nazizmowi (czyli został uciszony za krytykę katolicką, a nie za denacjonalizację). Poeta Jurij Czeczka był już aresztowany w 1939 r. I badany przez gestapo, ale później został wcielony do wojska i zaciągnięty na front; zaginął w 1944 roku w Serbii, próbując uciec przed partyzantami. Urzędnicy Domowiny zostali wydaleni z Łużyc, a część z nich trafiła do więzienia, głównie za kontakty z czeskim i polskim ruchem oporu.
Podsumowując, epoka nazizmu wywołała w pokoleniach łużycko-serbskich, które doświadczyły tego w pełni, trwający całe życie odruch bania się mówić publicznie po łużycko-serbsku. Znamy niedawne historie ludzi leżących dwa i pół metra od siebie w jednym pokoju w starym domu, nie wiedzących nic o sobie, odmawiających komunikacji z personelem placówki i uznanych za przestarzałe, zanim okazało się, że to Serbowie łużyccy, bojący się pokazać. do góry. Serbski (a Niemiec nie chciał). Niemieccy pracownicy nie sądzili, że mogą to być Serbowie łużyccy na Łużycach, więc wszystko stało się jasne dopiero wtedy, gdy do domu weszła łużycko-serbska pielęgniarka, która śpiewała łużycko-serbską na oczach milczących mieszkańców, po czym rozmawiali, zdziwili się, że sąsiad leżący w łóżku jest również Serbem łużyckim.
A jak nazizm doszedł do władzy na Łużycach?
Przed wyborami w 1933 roku partia miała namalowane piękne plakaty z Serbami łużyckimi w tradycyjnych strojach wzywających do poparcia Adolfa Hitlera; zrobił sobie zdjęcie z kobietą w stroju z Dolnej Serbii.
W gazetach z epoki można przeczytać, że były nawet flagi łużycko-serbskie z haczykami (swastyką?-MS), ale zdjęcia takiego batalionu nie znalazłem (i nie znam też żadnego z kolegów). Kilka lat później Serbowie łużyccy jako obywatele Rzeszy oczywiście służyli standardowo w Wehrmachcie i walczyli na froncie; Księgę ich wspomnień z tego serwisu zebrał poeta Beno Budar w tytule Tež ja mějach zbožo (ja też miałem szczęście).
Wiosna Łużycka 1945
Po dwunastu latach nazistowskiego szumu nadeszła wiosna 1945 roku i kolejny niezwykły etap w życiu Łużyc. Płaski kraj był idealnym miejscem dla sowieckiej inwazji i przeniesienia się do Berlina, ofensywa rozpoczęła się zimą. Wiosną wojska dotarły w głąb Łużyc, była Wielkanoc. Według zachowanych wspomnień (na przykład w książce Alfonsa Frencela The Crusader ), wielkanocni jeźdźcy, znani wówczas jako Crusader lub Crusaders (tylko starzy mężczyźni i chłopcy w tym roku, ponieważ mężczyźni odeszli), wyruszyli, aby pobłogosławić pola, podczas gdy Nad głowami latały radzieckie bombowce. Gdy ktoś się zbliżył, jeźdźcy odskoczyli na bok, aby nie tworzyć stada i potencjalnego celu, a po przelocie nad samolotem zjednoczyli się i kontynuowali głoszenie zmartwychwstania Chrystusa. To są mocne obrazy filmowe.
Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy jěchalski rekordzista wśród křižery , weterynarz Petro Brezany Sušec, którego miał jako trzynastoletniego chłopca, otrzymał zwolnienie, ponieważ jazda może być od czternastu; ale ktoś musiał skończyć parę, ponieważ nikt nie mógł być dziwny w procesji, a Brúzan był pod ręką. Dr Brězan został pominięty po raz pierwszy od tego czasu, kiedy przejażdżki zostały odwołane z powodu pandemii koronawirusa. Jechał siedemdziesiąt cztery razy na koniu wielkanocnym i zgodnie z jego słowami, które w raporcie radia łużycko-serbskiego powiedział o nastrojach krzyżowców po zniesieniu przejażdżek wielkanocnych, zamierza jechać dalej, aż wdrapie się do siodło.
Polski szlak na Łużycach jest silnie związany z wiosną 1945 r., Kiedy działały tam wojska polskie i sowieckie. Pod koniec kwietnia doszło do walk w tzw. „Dolinie Śmierci” pomiędzy wsiami Halštrow, Pančica i Hórki, gdzie 2 Armia Wojska Polskiego gen. Karola Świerczewskiego starła się z wojskami niemieckimi feldmarszałka Ferdynanda Schörnera. Dwustu Polaków upadło, bo Niemcy uwięzili ich w dolinie i nie oszczędzili; atakowali też z powietrza, nawet na oznaczonym transporcie ciężko rannych żołnierzy (Polacy wrócili wówczas, bo 8 maja zdobyli Budziszyn jako decydującą siłę). Również w tym starciu z przepięknej doliny z samego centrum katolickich Górnych Łużyc utrwalone są na piśmie wspomnienia naocznych świadków - na przykład Yuri Suchý, sześcioletni chłopiec tej wiosny (zarejestrowany w serbskich Protyce w 2017 r.). A Yuri Koch pisze o niej również w The Blue Crow w opowiadaniu Footprint :
„Słyszę trzask silnika. Dźwięk nadchodzi. Przewraca się po naszym niskim dachu. Brat za oknem. Nasz kanarek. Szkło się trzęsie. Moja mama żegna się i wciąga mnie do domku. Widzę, jak obalany jest płot mojego sąsiada. Na całej długości. Czołg, mniejszy niż sobie wyobrażałem, pędzi przez przewody. Posty odbijają się. Czołg wbija się w wilgotną łąkę. Jego łańcuchy wyrywają darń z ziemi i wysadzają ją w powietrze. Nic nie stoi mu na przeszkodzie. Dotknie naszego ogrodu. Kamień graniczny znika pod jego kołami. Następnie czołg toczy się po łące Šustr. Będzie przysięgał, panu, będzie przysięgał. Šuster nie dał gwarancji, ponieważ ma powóz, samochody i samochody. I tak patrzy, jak blizny rosną na jego łące. To jak drapanie czyjejś twarzy…
Sekwencja obrazów przyspiesza. Kula światła unosi się teraz ze zbiornika. W biały dzień na niebie są naprawdę piękne rumieńce. Konie! Jeźdźcy! Po raz pierwszy widzę konia na łące. Jadą do Hůrky. Boże, zmiłuj się nad nami! mówi matka. To Kozacy… Kozacy albo Ukraińcy albo Mongołowie albo Polacy. Wchodzą do naszego domu i znowu z niego wychodzą. Budujemy pod naszymi drzwiami. Żółty ptak leży martwy w piasku… Ślad zbiornika wypełnia się wodą na łące. Przez łąkę biegną dwa srebrne pasy. Pewnego popołudnia na początku maja kobieta krzyczy: Znowu nasi! A gdy tylko to powie, karabiny zaczynają strzelać. Armaty. Schörner się zbliża, feldmarszałku Schörner.
Przychodzi ze swoimi wściekłymi żołnierzami. Polują na Polaków i Ukraińców z pociągu szpitalnego, mężczyzn z jedną ręką, jedną nogą, otulonych, rannych, czołgających się, skaczących, żołnierzy w koszulach. Kiedy wbiegają do lasu, bandaże ciągną się za nimi i fruwają w powietrzu jak białe sztandary. Żołnierze Schörnera strzelają tam setkami rannych, od tyłu, z przodu, gdy ktoś zbliża się do ich rany. Oglądamy cięcie, oglądamy, przyciśnięte do ściany sąsiada. Niemcy oszczędzają amunicję, bijąc ich łopatami polowymi. Słyszymy głośne uderzenia do nas. I ryk żołnierzy. Ktoś zakryje mi oczy. Kobiety stojące z nami pod ścianą przestały się modlić. Kiedy następuje apokalipsa, jest już za późno, by prosić Boga o pomoc ”.
Na wieczną pamiątkę bitwy między trzema łużycko-serbskimi wioskami w Chrósćicach postawiono dwa pomniki poległych (kolejny pomnik Polaków znajduje się w Rakece) i do dziś 28 kwietnia zawsze przybywa polska delegacja, aby złożyć hołd. kwiaty dostarczyli tylko Marko Kliman, burmistrz Chrósćic, Zala Cyžowa, przewodnicząca powiatu "Michał Hórnik" Kamjenc i Dawid Statnik, prezes Domowiny).
Pierwszy, mniejszy pomnik pochodzi z 1967 roku i jest dwujęzyczny - w języku polskim, łużycko-serbskim i niemieckim widnieje napis „Pamięci bohaterów polskich poległych w kwietniu 1945 roku w walce z faszyzmem. Niech ich ofiara będzie dla nas wieczną naganą ”, uzupełnioną freskami wykonanymi przez smutną matkę, umierającego żołnierza i złożoną przysięgę. Ponieważ jednak Polacy nie wydawali się adekwatnie dopasować do znaczenia poprzednich wydarzeń, w 1980 roku podarowali drugi pomnik, znacznie większy, w postaci skrzydła orła. W jego uroczystym odsłonięciu wzięło udział cztery tysiące miejscowych, polskich oficerów i kombatantów lub polityków obu państw. Nawet kard. Karol Wojtyła z Krakowa, późniejszy papież Jan Paweł II, przybył do Chrósćic 20 września 1975 r., Aby upamiętnić smutne bitwy o Dolinę Śmierci. (W tamtych czasach wizyta w mediach nie rozmazała się zbytnio, dziś dumnie upamiętnia ją tablica pamiątkowa na ścianie kościoła Chrosic).
Ale wracając do wiosny 1945 roku na Łużycach. To musiało być szaleństwo, ponieważ łużycko-serbscy świadkowie wciąż mówią, że naziści zachowywali się okropnie, ale to, co zrobili wtedy Sowieci, było znacznie gorsze. Znane są znaki, że Serbowie łużyccy wieszali na drzwiach swoich domów i na których napisano cyrylicą: Mieszkają tu Słowianie, a nie Niemcy. To nie pomogło - wielu zostało zabitych i zgwałconych.
Przerażające wspomnienia Armii Czerwonej są zapewne logiczne, bo między ich pracą a pracą niemiecką istniała różnica: Niemcy byli w domu, nie zajmowali terenu, nie pracowali na nim, nie gwałcili, podczas gdy Armia Czerwona tak zrobiła, ponieważ przyszła zemścić się. Co więcej, w chaosie wojny nikt zdawał się nie patrzeć na to, kto jest kim i czy ktoś mówi bliższym lub odległym językiem. Przecież Armia Czerwona nie wiedziała, że Słowianie mogą być na Łużycach; przecież kto by się ich spodziewał po przejechaniu setek kilometrów śląskiego terytorium niemieckiego.
Z drugiej strony wspomnienia pokazują, że kiedy Rosjanie dowiedzieli się, że miejscowymi można mówić w języku słowiańskim, ich zachowanie zmieniło się na lepsze (niż pili i dalej gwałcili). Z drugiej strony Polacy byli zachwyceni spotkaniem z katolikami, więc modlili się z nimi i często ich okradali. Były też wypadki; na przykład siostra Jurija Chěžki zakończyła się smutno: ubrana w męskie buty, które patrzyły na nią spod bram farmy, przez przechodzące wojska uważane była za czającego się męskiego wroga - i dlatego została zastrzelona.
(Wiemy wiele z tych rzeczy, ponieważ Beno Budar opublikował drugą książkę ze wspomnieniami o fatalnych latach. Drugą była historia kobiet łużycko-serbskich wiosną 1945 r., Nazywa się Sym měła tajki strach lub Przeżyliśmy wiele strach. Sam Budar jest dzieckiem związku łużycko-serbskiego. Czternaście lat temu jego dziadek już dawno odszukał rodzinę swojego biologicznego ojca i napisał opowiadanie Jak znalazłem mojego ojca o swoich poszukiwaniach, przetłumaczone na język czeski Milana Hrabala, który również przygotował komisję z obu pamiętników Budara pod tytułem It Were Bad Times .).
Czesi i Łużyce po drugiej wojnie światowej
Łużyce po przejściu frontu były krajem zupełnie zubożałym, wszędzie był głód, wszędzie byli martwi. Rosalia Jelínková w zeszłym roku w Seminarium Łużyckim w rocznicę bitwy o Dolinę Śmierci wspominała, że „każdego dnia dziesiątki ludzi udawały się z Drezna do Łużyc, aby żebrać na farmy, a ci składający petycje byli gotowi oddać całe resztki złota, które znaleźli w domu. za kawałek chleba. Na próżno, bo rolnicy nie mieli jeszcze nic do zaoferowania ”. Kosztowności straciły na wartości.
W tym momencie ponownie pojawia się silny czeski ślad, nudny w czasie wojny ze zrozumiałych powodów, w porównaniu z zaczynem lat 20. i 30. XX wieku. Jako kraj o twardym froncie Czesi, praktycznie nietknięci i zniszczeni, unikali małego głodu. Dlatego wielu młodych Serbów łużyckich wyjechało do Czech do pracy - dziewczęta często wyjeżdżały do pracy w miastach, inne były zakotwiczone jako robotnice w fabrykach włókienniczych na Pogórzu Szluknowskim, gdzie w zachowanych fabrykach brakowało ludzi do obróbki. Wielu wtedy zostało, ale niestety nie przekazali dzieciom języka; wręcz przeciwnie, oni sami nadal starali się je doskonalić w języku czeskim, tak że nawet w Czechach Serbowie łużyccy szybko się asymilowali.
Tak więc silna emigracja łużycka do Czech po wojnie była motywowana przede wszystkim ekonomicznie, a nie tylko narodowo, jako ostateczna ulga od Niemców po doświadczeniach nazizmu, gdyż emigracja ta była powszechnie interpretowana w przeszłości (chociaż znajdowano imigrantów narodowych lub politycznych, np. polityk i sekretarz generalny Łużycko-Serbskiej Rady Narodowej w Pradze Jurij Cyz). Dodajmy jako perełkę, że dzięki tej emigracyjnej fali mamy łużycko-serbskiego mistrza republiki w boksie Michała Michałka.
Stabilność gospodarcza Czech przyczyniła się wkrótce do powstania pierwszego na świecie gimnazjum Łużycko-Serbskiego w północnych Czechach. Rodzice łużycko-serbscy lubili posyłać tam swoje dzieci, ponieważ byli pewni, że będą pod dobrą opieką (dzieci te nie zasymilowały się, wręcz przeciwnie, utworzyły następnie - logicznie silnie bohemy - filar swojego narodu w druga połowa XX wieku). I podczas gdy kolekcje flag protektoratu odbywały się wśród pracowitych mieszkańców, które zostały wysłane do Łużyc z wyjaśnieniem, że szkoda ich niszczyć, gdy tylko je obrócą, a flaga Łużyc wkrótce zniknie z flagi, wybuchła walka, jeśli Łużyce pozostaną demokratyczne lub skłaniają się ku komunizmowi. Demokratyczni politycy łużycko-serbscy przebywający w Pradze przegrali tę dwuletnią bitwę z przeciwnikami w Budziszynie, a potem z oczywistych względów nie pozwolono im długo o tym rozmawiać, nie mówiąc już o nauce.
Potem wszystko poszło na raz, wypędzenie Niemców z Czechosłowacji i Polski oznaczało, że ludzie musieli gdzieś iść. Nasi Niemcy przeważnie wyjeżdżali do Bawarii, Ślązacy często byli przesiedlani do Łużyc. Stalin interesował się serbami łużyckimi tak samo, jak Hitler. Wsie mieszały się, ludność się mieszała - przynajmniej na papierze. W rzeczywistości, gdzie do końca wojny wieś była w większości łużycko-serbska, nagle stała się bardziej niemiecka, aw następnych dziesięcioleciach często była w pełni zgermanizowana. Można powiedzieć, że imigracja Niemców ze Śląska na Łużyce była największą narodową katastrofą - pod względem bezwzględnej i względnej utraty osób mówiących językiem w ciągu jednego pokolenia.
Podczas gdy hitlerowcy celowali w szkoły, kulturę i instytucje niszcząc życie łużycko-serbskie, mniej ingerowali w życie na wsi (dzięki czemu Serbowie łużyccy doświadczyli praktyczności swojego języka w porozumiewaniu się z rosyjskimi i polskimi jeńcami wojennymi przydzielonymi do pracy na Łużycach). folwarkach), tym razem dotarł on do Niemiec bezpośrednio na wieś i z jego nietolerancją, zwłaszcza na terenach ewangelickich, bardziej przychylnych obcokrajowcom niż katolikom, wyeliminował publicznie serbów łużyckich. Germanizator nie był już urzędnikiem miejskim ani członkiem NSDAP, ale zwykłym chłopem i sąsiadem. Później mieszane małżeństwa i presja czysto niemieckich rodziców, zwłaszcza ojców, że na niemieckim rynku pracy nie ma sensu uczyć dzieci łużycko-serbskich (o czym świadczą opowiadania Měrki Mětow), dopełnił wówczas katastrofy.
Do dziś powojenny przyjazd Niemców wysiedlonych na Łużyce jest tematem tabu, w ogóle się o nim nie mówi (w tradycyjnie silnie rodzinnym społeczeństwie problemem jest coś takiego otworzyć, bo dziadkowie często jeszcze żyją ). Czeskie środowisko przetworzyło wypędzenie naukowo, literackie, filmowe, radiowe w ciągu ostatnich dwóch dekad, ale to wciąż tylko połowa historii - to historia wyjazdu, podczas gdy historia przybycia, druga połowa, pozostaje nieznana. I tak dochodzimy do paradoksu życia łużycko-serbskiego w XX wieku u boku Niemiec: ucisk nazistowski był przerażający, a Serbowie łużyccy byli słusznie wolni od obaw o życie z innymi, obcymi Niemcami. I tak jest do dziś.
Tylko dzisiejsze pokolenie potomków przybywających Niemców czuje się na Łużycach jak w domu, ale ze względu na słabą znajomość historii zapominają, że u siebie był inny naród, taki jak niemiecki - a mianowicie łużycko-serbski. (Wyjaśnienie innych przyczyn asymilacji łużycko-serbskiej w XX wieku, takich jak pogłębianie węgla w wioskach łużycko-serbskich, prześladowania komunistyczne, zwłaszcza na Dolnych Łużycach, ogromny profesjonalizm społeczeństwa w czasach komunizmu, hermetyzacja społeczeństwa, współczesna nieelastyczność audiowizualnego przekazu łużycko-serbskiego edukacja., pomińmy dziś.)
„Bez zakończenia wojny i klęski faszystowskiego systemu, który dążył do zniszczenia całego łużycy, nie bylibyśmy dzisiaj. W tym sensie dzisiejszy dzień jest dniem wyzwolenia i przetrwania narodu ”- powiedział dziś prezydent Domowina, Dawid Statnik. Tak piękny dzień zwycięstwa, przyjaciele łużycko-serbskie. W tym roku po dłuższym czasie przynajmniej raz jeszcze trochę offiko.
Lukáš Novosad
(Chciałbym podziękować alfabetycznie za pomoc w przygotowaniu tekstu: Zdeněk Blažek, Radek Čermák, Tereza Hromádková i Stanislav Tomčík.
Całość z odnośnikami tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz