Strony wciąż aktualne...

piątek, 30 października 2020

Osobowość mnoga 2

 

Uzupełnienie do tematu.


Na skutek strajku dowiedziałem się dzisiaj, że istnieje taka aktorka - Julia Wróblewska, która tam poszła i została podobno pobita.

No, więc chcąc ustalić kto zaś kryje się za maseczką, kliknąłem jakiś link i okazało się, że to osoba, która cierpi na zaburzenia psychiczne.

Krótki komentarz kolorem.


Julia Wróblewska rozpoczęła swoją karierę w bardzo młodym wieku. Widzowie pamiętają ją chociażby z roli uroczej Michaliny w "Tylko mnie kochaj", gdzie zagrała u boku Macieja Zakościelnego. Potem pojawiła się też w "Listach do M." i ich kontynuacjach.

Cena dorastania w blasku fleszy i późniejszego rodzinnego doświadczenie (rozwód rodziców) okazała się dla niej wysoka. Wiele osób było zdziwionych, gdy przyznała, że uczęszcza na terapię, która jest jej ratunkiem w walce z problemami. Bierze też leki, które pomagają w leczeniu zaburzenia osobowości wywołującego stany depresyjne. 


Julia otwarcie mówi o kwestiach zdrowia psychicznego na swoim Instagramie. W ostatnim poruszający poście przyznała, że zmaga się z dysocjacją.

Wg DSM-V jest to zakłócenie i/lub przerwanie ciągłości prawidłowej integracji funkcji psychicznych, takich jak świadomość, pamięć, tożsamość, emocje, spostrzeganie, obraz ciała, kontrola motoryki i zachowanie. Są różne rodzaje dysocjacji w tym: dysocjacyjne zaburzenie tożsamości (tzw. osobowość wieloraka), amnezja dysocjacyjna oraz zaburzenia derealizacyjne/depersonalizacyjne
- wyjaśniła.

Aktorka wprost napisała, że w jej przypadku chodzi m.in. o depersonalizację i opowiedziała o tym, w jaki sposób objawia się to u niej. Podczas jednego z takich epizodów wystarczyła jedna wiadomość, która wywołała u niej poczucie, że nie istnieje.

"Miałam wrażenie, że jestem niewidzialna. Że ludzie żyją swoim życiem, a ja tak naprawdę nie istnieję, bo przecież nie czuję prawda? Chcąc usiąść na ławce upadłam obok, świat się rozmazywał. Dopiero po ok. 20 minutach wszystkie zmysły zaczęły działać poprawnie"
- opowiadała.

Zdarzają się też jej sytuacje, gdy występuje u nich chwilowa amnezja, wyłącza się całkowicie lub patrzy na siebie z perspektywy trzeciej osoby.

Amnezja podobno występuje u osób opętanych.

Julia Wróblewska cierpi również na zaburzenia derealizacyjne, podczas których osoba ma wrażenie, że świat, w którym żyje, jest nierzeczywisty. Chociaż nie zdarzają się one u niej często, bywają przerażające.

"Będąc w stanie derealizacji czuję się tak, jakby wszystko było zaplanowane, jakby osoby z którymi rozmawiam były nieprawdziwe, jakby rzeczy były nieprawdziwe. Potrafię przyglądać się osobie która do mnie mówi i czuć się jak w grze, czekać aż skończy kwestię, a ja będę musiała wybrać odpowiedź"
- przyznała.


"Często kształt rzeczy zaczyna się zmieniać, czuję się jak w świecie sztuki Dalego. Doznaję dziwnych odczuć, myśli, twarde rzeczy wydają się dla mnie jak gąbka. Raz zraniłam się w rękę ściskając klucze bo wydawały się tak miękkie, nie czułam bólu"
- kontynuowała swoje wyznanie.

Szokujące, czyż nie? Może tzw. druga uwaga, ale raczej śnienie.

Dopiero z czasem Julia Wróblewska dowiedziała się, że jej zaburzenia wcale nie oznaczają, że cierpi na schizofrenię. Mogą bowiem wskazywać na głęboką traumę i lęki tkwiące w osobie.

Kiedy mózg nie umie sobie z nim poradzić i rozdziela/rozszczepia części które zazwyczaj działają wspólnie. Radzić z nią sobie można różnymi ćwiczeniami, np. tzw. grounding-uziemienie, czyli próba poczucia kontaktu ze światem na wiele sposobów, czy ćwiczenie mindfulness
- tłumaczyła.




Często zastanawia mnie to, jak rzeczywistość odbierali ludzie w np. XIX wieku, starożytni, czy oczywiście pierwsi ludzie rozumni.

Np. podobno do 2 wieku naszej ery powszechnie uważano, że starość to jest choroba.

Dzisiaj nie od pomyślenia - nowożytność nie ma nawet dwóch tysięcy lat - a przez kilka tysięcy lat starożytności uważano coś całkowicie odmiennego (nie wiemy w sumie od jakiego okresu datuje się takie myślenie..)

Co ciekawe - obecnie naukowcy postulują, by znowu uznać ją za chorobę, twierdząc, że już niedługo nauczymy się ją zwalczać...


"Kiedy starzejące się komórki gromadzą się w skórze powodując zmarszczki, uważa się to za „naturalną zmianę”. Jednak kiedy starzejące się komórki gromadzą się w sercu i naczyniach krwionośnych, powodując zwapnienie naczyń krwionośnych, nazywamy to „chorobą sercowo-naczyniową - mówi Dr Stuart Calimport"  


Elizjum to nie mrzonki.


Ale wracając do tematu - to jak tamci ludzie postrzegali rzeczywistość?

Np. antyczne greckie malarstwo wazowe - na wazach znajdowały się napisy typu: "zrobił mnie Ktośtamjakiśmalarz". Że niby waza coś mówi.

Czyżby uważali, że waza - albo malunek - posiada jakąś formę osobowości?

Wazy posiadały też czasami malunek wyglądający jak oczy - wg specjalistów miały one odstraszać złe duchy czy coś tam... Ale może oni właśnie w ten sposób nadawali tym wazom jakiś rodzaj osobowości - uczłowieczali je. My też czasami mówimy, że jachty mają duszę, albo samochody...


A np. władcy mówili o sobie w liczbie mnogiej - to podobno bleblecośtam coś tam (bo specjalnie nie wierzę w te wyjaśnienia) - miało na celu podkreślenie godności dostojeństwa władcy.

Naprawdę??

Coś czuję, że o inne coś chodziło.


Raczej było na odwrót:

- forma "wy" pierwotnie wzięła się od czegoś innego, potem

- zaczęła być kojarzona z dostojeństwem władcy, a potem

- owe "dostojeństwo" przeszło na wyrażenie "wy" i zaczęło być z nim utożsamiane


czyli jak zwykle - wszystko postawione na głowie.



Per wy – formuła zwracania się do drugiej osoby w drugiej osobie liczby mnogiej. Do sformułowania zwrotu używa się konstrukcji pluralis maiestatis. Częsta w dawnej polszczyźnie, była używana w zwrotach grzecznościowych (wy, panie; wy, ojcze; wy, matko itp.) i oznaczała szacunek. Po rozpowszechnieniu się w polszczyźnie zaimków pan, pani, państwo z czasownikiem w 3. osobie, forma „per wy” straciła na znaczeniu, a stała się nielubiana przez zwykłych obywateli, gdy uczyniono z niej obowiązkową formę zwrotu rządzącej w PRL PZPR

Występuje współcześnie jako forma grzecznościowa w prawie wszystkich językach słowiańskich, a także w niektórych językach niesłowiańskich (np. język francuski). W różnych językach słowiańskich używa się tu zaimka: wy, vy, вы, ви (nosi w tym przypadku nazwę „wykanie”); we francuskim – vous; w języku angielskim forma you rozpowszechniła się do tego stopnia, że zupełnie wyparła swój odpowiednik w liczbie pojedynczej – thou (obecnie archaizm).

Swoistym wyjątkiem jest język polski – dziś forma „per wy” jest w polszczyźnie w zaniku; występuje jeszcze w środowiskach wiejskich, w gwarach i w języku partii komunistycznych. Dawniej używana także w zwrotach do rodziców w języku ogólnym, w wojsku, w zwrotach do obywatela i w innych zastosowaniach.



Pluralis maiestatis (lub pluralis maiestaticus; łac. „liczba mnoga majestatu”)[1][2] – użycie liczby mnogiej zamiast liczby pojedynczej, mające na celu podkreślenie godności, dostojeństwa władcy (także: biskupa, rektora itp.), stosowane przez władców w odniesieniu do siebie lub przez innych w odniesieniu do władców.

W dzisiejszej polszczyźnie pluralis maiestatis w zasadzie nie występuje, poza kontekstami humorystycznymi czy przykładami stylizacji.

Warto podkreślić, że nie każde użycie liczby mnogiej w stosunku do samego siebie jest przejawem pluralis maiestatis. Bywa także odwrotnie (pluralis modestiae), gdy piszący dąży do pomniejszenia znaczenia własnej osoby, własnych zasług w opisywanych wydarzeniach, wyprowadzanych wnioskach itp.





https://maciejsynak.blogspot.com/2020/09/osobowosc-mnoga.html



https://pl.wikipedia.org/wiki/Per_wy

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pluralis_maiestatis

https://dziendobry.tvn.pl/a/julia-wroblewska-przejmujaco-o-swoich-zaburzeniach-psychicznych-mialam-wrazenie-ze-jestem-niewidzialna

https://spidersweb.pl/2020/02/starzenie-sie-choroba-odwracanie-procesu-starzenia-sie.html



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz