W filmie, jak w życiu...
Kiedyś pisałem o tym, że Jedi z
filmów z serii Star Wars, to kalka służb specjalnych, które
posługując się frazesami o demokracji i republice, stwarzają i
podtrzymują bandyckie zasady we wszechświecie.
Nieustannie kłapią dziobem o
wspaniałej idyllicznej republice – która przecież jak sami na ekranie
widzimy, pełna jest ludzi biednych, przegranych, pełna
gangsterów, łowców głów, piratów, złodziei, narkomanów,
najróżniejszych handlarzy śmiercią, płatnych zabójców itd.
Zaś tą Republiką demokratycznie - z
tylnego fotela - rządzi Rada Jedi – choć nie wiadomo do końca
jak to jest, bo np. herszt tej bandy, niejaki Yoda nie pyta Rady o
zdanie, tylko w rozmowie z tym zwyrodnialcem Kenobi (robaki wchodzą
ludziom do głowy i zamieniają ich w sterowane zombie - „O, to
bardzo ciekawe”) bez żadnej konsultacji z innymi sam podejmuje
decyzję i mówi – „masz zgodę Rady...”
Filmowi Jedi nawet, kiedy rozmawiają
tylko w swoim gronie, cały czas podtrzymują iluzję i używają
frazesów, jakby mając na uwadze, że ktoś może ich podsłuchać..
I widz nabiera się, nie widzi
rozbieżności pomiędzy tym, co widzi na ekranie, a tym, co mówią
Jedi...
Służby w rzeczywistym świecie
postępują podobnie.
Ona na ciebie leci, ale jednocześnie
wplata między słowa – słowa-klucze – które symbolizują
służby.
Udaje, że się pomyliła w swojej
osobistej i prostej sprawie, w której nie sposób się pomylić,
tylko po to by wypowiedzieć słowo-klucz. Słowa klucze nie są
znane szerokiemu ogółowi, te słowa – kilka kluczowych słów –
jednoznacznie definiują – że ona wykonuje polecenia służb.
Jednocześnie jej „promotor” ze
służb - cały czas zachowuje się tak, jakby był obiektywny –
nie licząc wstępnego agresywnego i publicznego otwarcia - jakby
zależało mu na tym, by się mi z nią powiodło.
Ale co jest celem?
Jaki jest w ogóle sens ugadywania się
z kimś, kto wykazuje zależność od służb?
Jeśli się skuszę i dam tę
propozycję – to co ona zrobi?
Dalej będzie mnie zwodzić odwlekając
to w nieskończoność i stopniowo epatując obojętnością, czy
wręcz odwrotnie – wymierzy mi cios?
Jej promotor - opiekun ze służb
mówi mi między słowami - puknij ją... I to jest tylko na użytek
innych – żeby otoczenie myślało, że on coś wie i temu sprzyja
– tylko zaraz zaraz... jakim prawem w ogóle się wtrąca do
cudzych spraw?
Bo taki dostał rozkaz, inni tego nie
robią, bo takiego rozkazu nie dostali.
Podwójny język.
Ona gra chętną, i między słowami
daje do zrozumienia, że została ukąszona przez służby – co
oznacza, że i tak nic z tego nie będzie i nawet gdyby ktoś
podsłuchał naszą rozmowę, nie zauważy tych słów, bo
musiałby wiedzieć, które to są słowa.
Jedno z tych słów...dziwnym trafem
okazało się... hasłem pewnej osoby i słowo to znowu pojawiło się
w innym miejscu i innej rozmowie w kontekście bezpieczeństwa danych
– potem pojawiło się na 3 tygodnie w Gdańsku, i ostatnim razem
pojawiło się w naszej rozmowie w zeszłym tygodniu.
To jest właśnie słowo-klucz, które
definiuje osoby dotknięte przez meduzę, ukąszone przez służby...
i same służby.
spisek,
Jej opiekun udaje, że jej sprzyja..
skąd on o tym wie – od niej? Rozmawiała z nim o tym?
Naprawdę?
Niemożliwe... a więc skąd on to wie?
Inni nie wiedzą... a w każdym razie – nie okazują tego.
Skąd on to wie?
Skąd on to wie?
Wie, bo z nią to obgadał, bo jej to
zlecił.
Jest nieudolny. Głupszy niż ten z
Kartuz, którego nagrałem na dyktafon w telefonie, kiedy podczas
mojej nieobecności włamał się do mojego mieszkania.
Filantrop się znalazł...
Ludzie niestety są bardzo
powierzchowni i nie dostrzegają – nie wiedzą – że ta strona
tylko udaje.
Nawet jej opiekun udaje, że nie jest
opiekunem.
Jak ci filmowi Jedi – stara się
utrzymać iluzję, że nie jest ze służb i że jest jakiś problem
po mojej stronie. I tylko po to on tu jest. Tylko po to. Tylko po to,
po nic więcej.
Czyż to nie jest ewidentne? Dla mnie
tak.
Nadzoruje iluzję, która - mając
korzenie jeszcze w Poznaniu, opiera się na sugestiach, półprawdzie,
iluzji z jej strony, a przede wszystkim jest ona robiona dla ludzi z
otoczenia, aby ukryć prawdę, ma dawać do zrozumienia, że to
jakoby po mojej stronie występuje jakiś problem.
Jest tylko jeden problem – że służby
wtrącają się do tego za każdym razem i za każdym razem niszczą
moje kontakty, znajomości, perspektywy.
Teraz, żeby ukryć swoje zaangażowanie
– i nadal niszczyć - stwarzają iluzję, że to nie oni, ale że
to niby ja...
Dlatego nakłonili ją do współpracy,
to jej przeszkadza i nawet nie potrafi tego ukryć, że faktycznie
sprawia jej to problem...
Jest zirytowana, bo musi to robić –
może z obawy, że jednak mam rację, bo to oznacza, że mogą jej
zrobić to samo co mi, jeśli nie będzie współpracować... tego
się może obawiać.
Dlatego będzie podtrzymywać iluzję.
Gwałtownie oponuje, kiedy sugeruję,
że on jest ze służb. Zadaję pytania, stawiam tezę w
niedomówieniu, a ona przytacza jakieś bez sensu „argumenty”
przeciw.
Jest zła i wystraszona, że jeszcze
ktoś nas podsłucha i się domyśli, co ja sugeruję...
W Gdańsku nie mieli tyle czasu?, więc
posłużyli się osobą z Poznania do zamrożenia moich działań.
Teraz tylko gromadzą kolejne iluzje.
To są fakty medialne.
Jak w telewizji, stwarza się sztuczny
problem, a potem go omawia. Służby prokurują sytuację, a potem
telewizja na jej podstawie, w oderwaniu od rzeczywistości, stwarza
pseudorzeczywistość, którą tygodniami, miesiącami latami mielą
politycy.
Tu jest tak samo, tylko w innej skali.
----
Mata Hari z G. sypie mi cukier, że
jestem bardzo mądry i w ogóle mógłbym zrobić porządek z tymi
wszystkimi politykami... – a przypominam, że w Poznaniu
szczególnie jedna osoba nieustannie mnie napominała, że nie mam
predyspozycji do rządzenia państwem – że też ludzie wierzą
służbom i to w tak absurdalne rzeczy....
Pewna osoba nawet się mnie zapytała,
czy ja się może uważam za boga!!
Ludzie – dorośli ludzie! - jak
możecie wierzyć w takie bzdury??
Nawet jeśli jestem ekscentryczny –
to wbrew temu, co wam mówią, nie jestem wariatem.
Od 7 lat nikt – NIKT – nie obalił
tez zawartych w opracowaniu Werwolf.
Zamiast usiąść i wypunktować Synaka
– „tu się nie zgadza, bo.............. merytoryczny
argument”, „tam się nie zgadza, bo
…................merytoryczny argument”, to oni od 7 lat
zatrudniają 100 ludzi, którzy nieustannie za mną chodzą, jeżdżą
po całym świecie, 24 h na dobę monitorują mój komputer, telefon
i całe moje życie - siedem lat! Ile to pieniędzy kosztuje, ile
zachodu ile pracy... oni nie wytrzymują tego psychicznie!
No? To jak to jest?
Nazywają mnie wariatem, bo nie
potrafią obalić tez z Werwolfa – bo to po prostu prawda...
„Piłsudski agentem niemiec? –
herezje wariata”, a tu proszę... w grudniu 2018 roku
prawnik prof. Witold Modzelewski zadaje takie same pytania jak ja w
2012tym...
Czy to się komuś podoba, czy nie –
wajcha została przełożona. Teraz i PO i PIS będą niszczone,
niszczone będą wszystkie autorytety i pseudoautorytety każdej ze
stron, aż przyjdzie trzecia zmiana, dotychczas trzymana w odwodzie.
Mord w Gdańsku – czy to był mord?
Prędzej zacieranie śladów, usuwanie niewygodnych świadków – i
wciskanie aureoli na chama... Dosłownie.
A może to tylko kolejna iluzja, zaś
facet siedzi teraz na Maderze... kto wie, w końcu wszystko co nas
otacza, to tylko - jak mówią ubecy – „absurdalna dekoracja”.
Doszli do wniosku, że Synaka nie można
złamać i że Synak nie wycofa się z tego, co napisał.
„Psychiczny”, „wariat” - jak
twierdzą media, w odwecie za x letnie nękanie teatralnym gestem podnosi składany (?)
sztylet na niewinnego człowieka. Na symbol kliki.
Jest to akt barbarzyństwa, a nie
akt sprawiedliwości.
A może to akt sprawiedliwości w
domyśle – ale wykrzywiony specjalnie tak, by każdy następny akt
sprawiedliwości – surowa kara – postronnym wydawały się
barbarzyństwem??
Jak widzimy, co do mnie w Gdańsku
zupełnie inna koncepcja jest rozgrywana – kompletnie nie przejmują
się poprzednią wizją mojej osoby, jaką wtłoczyli w głowy
niektórym poznaniakom i operują na pomyśle z drugiego bieguna.
Najwyraźniej uważają, że ludzie ci nigdy się nie spotkają, a
nawet jeśli, to nie wymienią się tajnymi informacjami, jakie
służby powierzyły im w sekrecie.
Nie porównają sobie, że im mówili
jedno, a drugim zupełnie coś przeciwnego.
Taka iluzja poznaniakom, taka
gdańszczanom, a na bazie tych iluzji – jej wersja zmixowana
kolejnym obserwatorom sytuacji.
Wiem, że nazywają mnie wariatem, bo
miałem niedawno spięcie z kimś od nich na ulicy, kiedy szedłem
do pracy.
Szedł z przeciwka i specjalnie naparł
na mnie ramieniem. „Przeprosił” mnie podnosząc dłoń do góry
jakby w geście przeprosin, ale raczej wyglądało to jak gest
pozdrowienia, coś jakby: „hej, to my”.
W tamtym tygodniu zdarzyło się coś
takiego 3 razy – tyle, że w dwóch pierwszych przypadkach udawali,
że najadą na mnie samochodem.
Kiedy byłem na pasach względnie
normalnie powoli podjechał do przejścia, jakby zatrzymał się,
dodał gazu, silnik mocno zawył, wjechał na pasy jakieś pół
metra i się zatrzymał. Odwróciłem się do niego i wtedy podniósł
rękę – jakby mnie pozdrawiał, a nie przepraszał.
Drugi wyjeżdżał z bramy – stał na
środku chodnika chcąc się włączyć do ruchu na Kościuszki,
poczekał, aż znajdę się na środku i wtedy powoli na mnie ruszył.
Specjalnie jechał powoli, żeby mi dać odczuć, że to specjalnie.
Rzuciłem coś równie brzydkiego jak za pierwszym razem, on tak samo
jak tamten podniósł rękę - dokładnie tak samo.
Wracając do tego trzeciego - coś mu
powiedziałem, no i ten zaczął skakać... Stanął za blisko mnie i
zaczął się ciskać, coś tam wyzywał, pytał co do niego
powiedziałem, bluzgał coś, nie wiem dokładnie co, bo miałem
słuchawki w uszach i głośną muzykę. Zauważyłem, że mam wzrok
gdzieś na wysokości jego obojczyka... i wtedy przypomniałem sobie,
że miałem się nie narażać na takie sytuacje – i zaraz się
uspokoiłem. Musiał to dostrzec, bo zamknął się na moment, a
potem... głos mu się załamał i z takim żalem zaczął mnie
wyzywać „ty wariacie” i „idź do pracy” czy jakoś tak ....
Kto z was zastanawia się, gdzie o 8
rano idą ludzie, których spotykacie na ulicy? To, że mam sportową
torbę, może oznaczać, że idę na siłownie, niekoniecznie do
pracy. A jednak powiedział „do pracy”.
Powiedział tak, bo wiedział, że idę
do pracy, bo ktoś go o tym wcześniej poinstruował.
Z automatu sięgnął po rezerwuar
swojej wiedzy – to był po prostu odruch.
No i zwyzywał mnie od wariatów.
Specjalnie skręcił na chodniku, żeby
się ze mną zderzyć - a potem mnie nazywa wariatem.
Szkalują mnie i opowiadają ludziom,
że jestem jakoby wariatem, żeby się wyłgać od tez z Werwolfa,
żeby nie musieć się z tego tłumaczyć.
No i ten żal w głosie.
Służby nastawiają ludzi przeciwko
mnie, mówiąc im jakąś nieprawdę, ludzie zachowują się tak,
jakby darzyli mnie zawiścią, są jacyś tacy złośliwi, niemili.
Trudno to opisać.
Płacę za kawę w kawiarni, kelner
drukuje rachunek, kładzie go na stole, nakrywa dłonią i przesuwa w
moim kierunku, kiedy chcę wykonać gest i odebrać rachunek, ten
gwałtownym ruchem na sekundę cofa rękę, a potem znowu powoli
przesuwa go w moją stronę jak gdyby nigdy nic.
Tak jakby nie chciał mi go dać, jakby
odmawiał mi czegoś – jakby to był jakiś rewanż, że ja czegoś
nie chcę dać ludziom - wiedzy, która jest niebezpieczna, i którą
mogą przejąć niemcy – a którą oni chcą poznać... i oni
wtedy wyzłośliwiają się – tak ich ktoś przeciwko mnie nastawił
i poinstruował, jak mają się zachowywać, jak mają mi to
okazywać. Często, często się to zdarza.
Służby szkalują mnie, obmawiają,
nazywają wariatem – a potem czuję jak ludzie niepoważnie mnie
traktują, pozwalają sobie na jakieś nieładne aluzje, albo próbują
mnie nabrać jakimiś dziecinnymi zagraniami, są przy tym bardzo
pewni swej „wiedzy”, zupełnie jakby pozjadali wszystkie
rozumy... bardzo to wszystko przykre – że ludzie są tacy
głupi....
Oczywiście są w mniejszości. Ale są.
Czy od tasiemca się chudnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz