grudzień 2018
Jakieś 2 miesiące temu wykupiłem
podróż i kwatery we Włoszech– no i temat jakby zapomniałem, mam
w końcu niemało stresów na co dzień... nie mam prywatności, niby
jestem sam, ale nigdy nie jestem sam...
Rozważałem kilka opcji głównie 17
lub 18 grudnia i ostatecznie zdecydowałem się na tę najmniej
przeze mnie obleganą.
Myślałem też o tym, żeby wyskoczyć
do Krakowa przez wyjazdem za granicę.
Zbliża się termin i zaczynam
sprawdzać autobusy do stolicy Małopolski, mija z 10 minut i nagle
przychodzi do mnie jeden z informatorów ub i w zawoalowanej rozmowie
sygnalizuje mi, że czas się pakować do Włoch, a nie na południe
Polski....
Po jego wyjściu sprawdzam – no,
fakt, zamiast we wtorek, wylot mam w niedzielę...
Służby martwią się, że przegapię
wycieczkę... bardzo dziwne.
W sumie to już drugi raz – w
październiku byłem już we Włoszech i wtedy pamiętam droga z
centrum handlowego na dworzec – kilkadziesiąt metrów - zajęła
mi nie 2 minuty, ale 6 minut. Idę przez plac na dworzec w Tczewie,
widzę, że pociąg czeka już na peronie, przechodzę przez hall,
przejście i po schodach w dół...kieruję się do wagonu, konduktor
patrzy na mnie....wsiadam, słyszę, że odgwizduje odjazd.... Patrzę
za okno na dworcowy zegar – jest minuta po czasie.. spóźniłem
się minutę, a oni czekali. Peron był pusty, tylko ja spacerowym
krokiem zszedłem sobie po schodach i przemierzyłem te 10 metrów do
drzwi wagonu. Nic by się nie stało, gdyby mi uciekł, bo było dość
czasu, żeby dojechać kolejnym pociągiem, ale mimo wszystko było
to dziwne... Czekali na mnie.
Dwa razy zależało im, żebym
pojechał.
Oni już sami doszli do wniosku, że
nie są w stanie mnie złamać – tak więc kiedy mówią wam, że
mnie urabiacie, to tak naprawdę tylko mnie nękacie. Oni wiedzą, że
to nic nie da. Okłamują was.
Ta perfidna podła i smutna grudniowa
akcja tydzień przed wyjazdem miała mi dopiec i "zdopingować" mnie do działania, żebym
postarał się znaleźć kontakt, zostać może za granicą wziąć
co proponują i się w końcu zamknąć, a ostatecznie poddać....no i
te sugestie o pieniądzach jak fajnie je mieć....
Czy nie mówiłem, że za działania
mające na celu wpływać na moje decyzje odpowiedzialni będą
surowo karani?
Czyż wielokrotnie nie mówiłem, że
nie wolno robić ludziom rzeczy, których sami nie potraficie znieść?
Mediolan. Via Dalmazio.
Siedzę sobie rozpytać o wycieczkę. W
Polsce wszystko zaryglowane, nikogo nie przepuszczą przez bramę,
tutaj luz blues – podobnie było na Białej Górze – wszedłem
bez problemu, tylko w Polsce zakaz jakiś....
No więc czekam sobie, wokół pełno
ludzi, czekam godzinę.... przychodzi jakiś wysoki facet, chyba
Włoch, ma jasną karnację skóry, więc trudno powiedzieć,
zatrzymuje się przed drzwiami naprzeciwko mnie, mówi do wszystkich
bondziorno i siada obok mnie. Siedzi tak jakiś czas. W pewnym
momencie.. słyszę....no, nie... słyszę gruchanie gołębia.
Zezuję na niego – on nic. Głos
dochodzi jakby od strony jego karku, jakby gdzieś tam miał ukryty
głośnik i z niego puszczał nagranie....
Gołąb pocztowy.... tak nazywa mnie
Werwolf. Kilka lat temu polemizowałem z jednym z nich na fb i wtedy
mi to powiedział, że jestem jak gołąb pocztowy, zapytałem czemu
– odpowiedział, że jak napisać list, to zawsze przynoszę
odpowiedź.... Śmiał się.
No więc nie reaguję. Po chwili –
znowu gruchanie. I jeszcze ze dwa razy, w końcu odwracam głowę w
jego kierunku. Wtedy on powoli przekręca głowę w lewo, a potem w
prawo. To znaczy NIE.
Już wiem, że nie załatwię swojej
sprawy.
Pani z okienka woła go, idzie do niej,
a potem wychodzi.
Hall się opróżnia, prawie nikogo nie
ma, jakiś facet biega dookoła rozpytuje i odprawia ostatnich
petentów i w końcu podchodzi do mnie pytając o co chodzi. Udaje,
że ta sytuacja jest jakby mimochodem, doskonale wie, kim jestem i po
co przyszedłem,.
Mówię o co chodzi, odpowiada, że nie
może mi pomóc – przychodzi ktoś jeszcze
i razem wypytują mnie i tłumaczą, że nie mogą mi pomóc,
powtarza kilka razy jakieś słowo, którego nie znam.
Nie możemy Panu pomóc....
Nie rozumiem tego zdania.
Nie rozumiem tego zdania.
To jest możliwe tylko w przypadku, gdy
drugiej stronie brak stosownej informacji, ale wszystko wskazuje, że
ta informacja już jest.
No, jeszcze ewentualnie fakt pobytu na
terenie Polski mógłby mieć jakieś znaczenie, ale poza tym...
Skoro to nie jest Polska i informacja
jest, to co jeszcze?
A może po prostu to zdanie nie jest
skończone? Może powinno brzmieć: nie możemy panu pomóc, bo nam
zakazano...
O, wtedy to ma sens.
Czyli jednak rząd światowy istnieje?
Jest niejawny i składa się on po
prostu z poszczególnych rządów na całym świecie, które
odgrywają szopkę przed swoimi krajanami i wszystkimi innymi.
Proponowanie mi pieniędzy w ramach
„odszkodowania” za nękanie przez abw to jest jakaś po prostu
kpina. Kpina, która wpisuje się w inne szyderstwa jakich
doświadczam od wielu lat.
Taka zresztą „propozycja” padła
już kilka miesięcy temu ze strony ubeków.
Nie potrafią mnie złamać. Można
mnie zabić, ale nie złamać – przecież pisałem mówiłem o tym
dawno temu. To co było dla mnie oczywiste 8 lat temu dla abw nie
było oczywiste.
Myślenie, że złamią mnie i
podporządkują sobie to było myślenie życzeniowe – czysta
fantastyka.
Niby dlaczego ja, decydent, miałbym
podporządkować się petentom??
Bo mnie biją??
Ja uważam się za osobę poważną i
nie zmieniam zdania w zasadniczych pryncypialnych sprawach tylko
dlatego, że ktoś mnie bije. No, ale każdy patrzy po sobie....
To znaczy, że jak uderzyć Pajaca, to
służby się podporządkują....
Już w październiku za mną chodzili,
kiedy w Milano rozpytywałem policję o drogę do duomo, kręcił się
tam jakiś facet, niby turysta pytał się w czym mam problem....
Zadawał dziwne pytania, jakby coś wiedział o mnie. Może trzeba
było się go jednak zapytać, czy pracuje dla niemieckich, czy dla
włoskich służb, ci faceci z karabinami maszynowymi na piersiach
wyglądali mi na bardzo zdecydowanych....
A więc niemcom zależy na tym, by ktoś
za granicą ogarnął temat, bo oni nie są w stanie.
Czyli to ta sama sitwa.
W sumie bardzo mnie to nie dziwi,
myślałem jednak, że istnieje tu większa konkurencja.
Ja tam kontaktów nie szukam, chcę
tylko przekazać przesłanie, jak to wszystko naprawdę wygląda. Jak
ktoś nie wie, to trzeba go powiadomić. Ale skoro wie...
Dziwne to jednak, kiedy podchodzi ktoś
do ciebie na ulicy i żebrze o pieniądze na kawę – to pewnie
pokłosie bloga o Włoszech, fragment taki trafił mi się na
telefonie właśnie. Czyli telefon pod kontrolą..
W sumie teraz było ich kilku – drugi
„żebrak” w Trydencie no i ten w metrze, co przykładał palec do
nosa..No i ten co zamawiał makiato w Bolsano.
W porównaniu z takim Gdańskiem
prawdziwe wakacje, od lat nie czułem się tak swobodnie, nikt nie
uprawiał wobec mnie pedalskiej pantomimy, nikt nie dawał
ostentacyjnych ani ukrytych znaków, nikt nie zwracał na mnie uwagi
(no prawie) i nawet wróciła mi chęć na pisanie..
Aha. Zapomniałem. Jeszcze jedna
kwatera, bardzo mili gospodarze, jednak rano zwróciłem uwagę na
to, jak jest zasłany stół pod śniadanie...
Ktoś by powiedział – typowy
masoński rebus, ale to wyświechtane słowo...
Fundacja Kesslera... bardzo ciekawy
pomysł, chociaż Chińczycy mają równie dobre, a przerób
finansowy o wiele większy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz