Strony wciąż aktualne...

czwartek, 24 stycznia 2019

Illl the beast cz. 1


grudzień 2018


Jakieś 2 miesiące temu wykupiłem podróż i kwatery we Włoszech– no i temat jakby zapomniałem, mam w końcu niemało stresów na co dzień... nie mam prywatności, niby jestem sam, ale nigdy nie jestem sam...

Rozważałem kilka opcji głównie 17 lub 18 grudnia i ostatecznie zdecydowałem się na tę najmniej przeze mnie obleganą.
Myślałem też o tym, żeby wyskoczyć do Krakowa przez wyjazdem za granicę.

Zbliża się termin i zaczynam sprawdzać autobusy do stolicy Małopolski, mija z 10 minut i nagle przychodzi do mnie jeden z informatorów ub i w zawoalowanej rozmowie sygnalizuje mi, że czas się pakować do Włoch, a nie na południe Polski....

Po jego wyjściu sprawdzam – no, fakt, zamiast we wtorek, wylot mam w niedzielę...

Służby martwią się, że przegapię wycieczkę... bardzo dziwne.

W sumie to już drugi raz – w październiku byłem już we Włoszech i wtedy pamiętam droga z centrum handlowego na dworzec – kilkadziesiąt metrów - zajęła mi nie 2 minuty, ale 6 minut. Idę przez plac na dworzec w Tczewie, widzę, że pociąg czeka już na peronie, przechodzę przez hall, przejście i po schodach w dół...kieruję się do wagonu, konduktor patrzy na mnie....wsiadam, słyszę, że odgwizduje odjazd.... Patrzę za okno na dworcowy zegar – jest minuta po czasie.. spóźniłem się minutę, a oni czekali. Peron był pusty, tylko ja spacerowym krokiem zszedłem sobie po schodach i przemierzyłem te 10 metrów do drzwi wagonu. Nic by się nie stało, gdyby mi uciekł, bo było dość czasu, żeby dojechać kolejnym pociągiem, ale mimo wszystko było to dziwne... Czekali na mnie.

Dwa razy zależało im, żebym pojechał.

Oni już sami doszli do wniosku, że nie są w stanie mnie złamać – tak więc kiedy mówią wam, że mnie urabiacie, to tak naprawdę tylko mnie nękacie. Oni wiedzą, że to nic nie da. Okłamują was.

  
Ta perfidna podła i smutna grudniowa akcja tydzień przed wyjazdem miała mi dopiec i "zdopingować" mnie do działania, żebym postarał się znaleźć kontakt, zostać może za granicą wziąć co proponują i się w końcu zamknąć, a ostatecznie poddać....no i te sugestie o pieniądzach jak fajnie je mieć....

Czy nie mówiłem, że za działania mające na celu wpływać na moje decyzje odpowiedzialni będą surowo karani?
Czyż wielokrotnie nie mówiłem, że nie wolno robić ludziom rzeczy, których sami nie potraficie znieść?



Mediolan. Via Dalmazio.

Siedzę sobie rozpytać o wycieczkę. W Polsce wszystko zaryglowane, nikogo nie przepuszczą przez bramę, tutaj luz blues – podobnie było na Białej Górze – wszedłem bez problemu, tylko w Polsce zakaz jakiś....

No więc czekam sobie, wokół pełno ludzi, czekam godzinę.... przychodzi jakiś wysoki facet, chyba Włoch, ma jasną karnację skóry, więc trudno powiedzieć, zatrzymuje się przed drzwiami naprzeciwko mnie, mówi do wszystkich bondziorno i siada obok mnie. Siedzi tak jakiś czas. W pewnym momencie.. słyszę....no, nie... słyszę gruchanie gołębia.

Zezuję na niego – on nic. Głos dochodzi jakby od strony jego karku, jakby gdzieś tam miał ukryty głośnik i z niego puszczał nagranie....

Gołąb pocztowy.... tak nazywa mnie Werwolf. Kilka lat temu polemizowałem z jednym z nich na fb i wtedy mi to powiedział, że jestem jak gołąb pocztowy, zapytałem czemu – odpowiedział, że jak napisać list, to zawsze przynoszę odpowiedź.... Śmiał się.

No więc nie reaguję. Po chwili – znowu gruchanie. I jeszcze ze dwa razy, w końcu odwracam głowę w jego kierunku. Wtedy on powoli przekręca głowę w lewo, a potem w prawo. To znaczy NIE.

Już wiem, że nie załatwię swojej sprawy.

Pani z okienka woła go, idzie do niej, a potem wychodzi.

Hall się opróżnia, prawie nikogo nie ma, jakiś facet biega dookoła rozpytuje i odprawia ostatnich petentów i w końcu podchodzi do mnie pytając o co chodzi. Udaje, że ta sytuacja jest jakby mimochodem, doskonale wie, kim jestem i po co przyszedłem,.


Mówię o co chodzi, odpowiada, że nie może mi pomóc – przychodzi ktoś jeszcze i razem wypytują mnie i tłumaczą, że nie mogą mi pomóc, powtarza kilka razy jakieś słowo, którego nie znam.

Nie możemy Panu pomóc....


Nie rozumiem tego zdania.

Nie rozumiem tego zdania.

To jest możliwe tylko w przypadku, gdy drugiej stronie brak stosownej informacji, ale wszystko wskazuje, że ta informacja już jest.
No, jeszcze ewentualnie fakt pobytu na terenie Polski mógłby mieć jakieś znaczenie, ale poza tym...

Skoro to nie jest Polska i informacja jest, to co jeszcze?

A może po prostu to zdanie nie jest skończone? Może powinno brzmieć: nie możemy panu pomóc, bo nam zakazano...

O, wtedy to ma sens.

Czyli jednak rząd światowy istnieje?

Jest niejawny i składa się on po prostu z poszczególnych rządów na całym świecie, które odgrywają szopkę przed swoimi krajanami i wszystkimi innymi.

Proponowanie mi pieniędzy w ramach „odszkodowania” za nękanie przez abw to jest jakaś po prostu kpina. Kpina, która wpisuje się w inne szyderstwa jakich doświadczam od wielu lat.

Taka zresztą „propozycja” padła już kilka miesięcy temu ze strony ubeków.

Nie potrafią mnie złamać. Można mnie zabić, ale nie złamać – przecież pisałem mówiłem o tym dawno temu. To co było dla mnie oczywiste 8 lat temu dla abw nie było oczywiste.

Myślenie, że złamią mnie i podporządkują sobie to było myślenie życzeniowe – czysta fantastyka.

Niby dlaczego ja, decydent, miałbym podporządkować się petentom??

Bo mnie biją??

Ja uważam się za osobę poważną i nie zmieniam zdania w zasadniczych pryncypialnych sprawach tylko dlatego, że ktoś mnie bije. No, ale każdy patrzy po sobie....

To znaczy, że jak uderzyć Pajaca, to służby się podporządkują....

Już w październiku za mną chodzili, kiedy w Milano rozpytywałem policję o drogę do duomo, kręcił się tam jakiś facet, niby turysta pytał się w czym mam problem.... Zadawał dziwne pytania, jakby coś wiedział o mnie. Może trzeba było się go jednak zapytać, czy pracuje dla niemieckich, czy dla włoskich służb, ci faceci z karabinami maszynowymi na piersiach wyglądali mi na bardzo zdecydowanych....


A więc niemcom zależy na tym, by ktoś za granicą ogarnął temat, bo oni nie są w stanie.
Czyli to ta sama sitwa.

W sumie bardzo mnie to nie dziwi, myślałem jednak, że istnieje tu większa konkurencja.

Ja tam kontaktów nie szukam, chcę tylko przekazać przesłanie, jak to wszystko naprawdę wygląda. Jak ktoś nie wie, to trzeba go powiadomić. Ale skoro wie...

Dziwne to jednak, kiedy podchodzi ktoś do ciebie na ulicy i żebrze o pieniądze na kawę – to pewnie pokłosie bloga o Włoszech, fragment taki trafił mi się na telefonie właśnie. Czyli telefon pod kontrolą..
W sumie teraz było ich kilku – drugi „żebrak” w Trydencie no i ten w metrze, co przykładał palec do nosa..No i ten co zamawiał makiato w Bolsano.

W porównaniu z takim Gdańskiem prawdziwe wakacje, od lat nie czułem się tak swobodnie, nikt nie uprawiał wobec mnie pedalskiej pantomimy, nikt nie dawał ostentacyjnych ani ukrytych znaków, nikt nie zwracał na mnie uwagi (no prawie) i nawet wróciła mi chęć na pisanie..

Aha. Zapomniałem. Jeszcze jedna kwatera, bardzo mili gospodarze, jednak rano zwróciłem uwagę na to, jak jest zasłany stół pod śniadanie...

Ktoś by powiedział – typowy masoński rebus, ale to wyświechtane słowo...

Fundacja Kesslera... bardzo ciekawy pomysł, chociaż Chińczycy mają równie dobre, a przerób finansowy o wiele większy....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz